Rodzina katolicka - Krytyka zakochania czyli pochwała rozsądku
Transkrypt
Rodzina katolicka - Krytyka zakochania czyli pochwała rozsądku
Rodzina katolicka - Krytyka zakochania czyli pochwała rozsądku poniedziałek, 26 stycznia 2009 15:50 Powszechnie uznaje się w obecnych czasach za coś oczywistego, że wielkie uczucie jest warunkiem koniecznym, a przynajmniej pożądanym, zawarcia udanego małżeństwa. Nic dziwnego, że wiele młodych osób oczekuje z tęsknotą momentu, gdy znajdą się pod panowaniem takiego uczucia, utożsamiając to z powodzeniem związku małżeńskiego i - w konsekwencji - ze swoim szczęściem. Wobec tego warto rozważyć, co to za władca, z którym wiąże się tyle nadziei. Otóż uczucie miłości - zakochanie się - należy, według zgodnej nauki zarówno wielu Doktorów Kościoła, jak i każdej rzetelnej teorii psychologii, do tak zwanych uczuć niższych, działających na poziomie ciała, a nie ducha. Potwierdza to zresztą fakt, że mniej czy bardziej podobne do naszych uczucia wykazują też niektóre zwierzęta. Wniosek z tego taki, że wszystko to, co Pismo święte mówi na temat ciała i jego dążeń, odnosi się całkowicie do tej grupy uczuć. A więc naszym zadaniem jest nad nimi panować, tak samo jak nad potrzebami ciała. Gdy bowiem pozwolimy im zapanować nad sobą, to ich chaotyczna, nieświadoma dobra i prawdy natura zamieni to panowanie w dziką i okrutną tyranię, na podobieństwo cielesnych nałogów. Przy tym uczucia, dużo łatwiej niż żądze, przybierają pozór czegoś wyższego, może nawet dorównującego rzeczom duchowym - co przecież otwarcie głosi ideologia zwana romantyzmem. Jednak wyprowadzone z takiego fałszywego założenia praktyczne wnioski okazują się destrukcyjne, przeciwstawne naturalnej, a tym bardziej chrześcijańskiej moralności. Tak więc bezwolne poddanie się uczuciom, zwłaszcza przedwczesnym lub niedozwolonym, prowadzi z reguły do zaniedbania obowiązków stanu, a bardzo często do rozłamów w rodzinach, moralnej nieczystości, niewierności małżeńskich czy w końcu rozwodów. Nieraz przy tym obserwujemy, jak to coś, co ogłasza się "miłością"?, w rzeczywistości okazuje się ciasnotą serca, bezduszną wręcz obojętnością w stosunku do osób nawet najbliższych, ale znajdujących się poza zamkniętym kręgiem namiętności. Nieprzypadkowo więc dawni nauczyciele mądrości tak często nazywali serce największym zdrajcą. Uczuciowe przygody wyrządzają największą szkodę ludziom młodym, których zadaniem jest przygotowanie się do przyszłego małżeństwa, do sprostania trudnym zadaniom realizacji jego obiektywnych celów. Do tego zaś, oprócz wiedzy oraz fizycznych i umysłowych sprawności, potrzebny jest ukształtowany charakter. Gdy jednak młody człowiek od razu - i nawet bardzo 1/4 Rodzina katolicka - Krytyka zakochania czyli pochwała rozsądku poniedziałek, 26 stycznia 2009 15:50 chętnie - uznaje się bezsilnym wobec swych namiętności, to czy w taki sposób wyćwiczy w sobie hart ducha albo rozwinie poczucie odpowiedzialności? Najwyżej w marzeniach - jeśli nawet dokona rzeczy w swoim mniemaniu wielkich, ale akurat nie tych, których powinien. Co więcej, jeżeli jeszcze nie mogą znaleźć finału w małżeństwie, uczucia takie kończą się bezowocnie - cierpieniem albo, co jest w istocie jeszcze gorsze, szukaniem kolejnych podniet. W rezultacie sama nawet zdolność do przeżywania uczuć może się po takich doświadczeniach wypalić i zabraknie jej, gdy rzeczywiście będzie potrzebna. Kolejną właściwością uczuć jest co najmniej wielkie utrudnienie obiektywnej oceny ukochanej osoby. Regułą jest tu nawet pewne zaślepienie, czy to w postaci niedostrzegania wad, czy też utopijnych planów ich usunięcia. Tym błędnym przekonaniom towarzyszy - równie bezpodstawna co wielka - pewność, wprost odrzucająca z góry wszelkie trzeźwe oceny, i to zwłaszcza ze strony najbliższych. Trudno, by w takich okolicznościach dokonany wybór był rozsądny - bo jest on po prostu przypadkowy. I wtedy bardzo często na resztę życia pozostaje przygnębiająca świadomość, że można było wybrać lepiej. Wreszcie, gdyby nawet jakoś z tym wszystkim się pogodzić, to uczucia i tak zawiodą pokładane w nich nadzieje. Nie mogą zapewnić szczęśliwej i trwałej przyszłości, gdyż same nie są ani trwałe, ani niezmienne. Zawsze w końcu przemijają, jak wszystko, co jest tylko przejawem natury, a wraz z nimi upada to, co na tak kruchym fundamencie wznoszono. Powyższe rozważania zdają się przedstawiać uczucia w bardzo negatywnym świetle, wręcz jako rzecz szkodliwą. Czy to znaczy, że mamy je zwalczać, uważając za zagrożenie? Na szczęście nie, bo przecież uczucia stworzył Pan Bóg, a więc musi istnieć dla nich jakieś pożyteczne zastosowanie. Tym zastosowaniem jest oczywiście chrześcijańskie małżeństwo. Nazwę je tutaj "małżeństwem z rozsądku"?, zastrzegając jednak, że potoczne rozumienie tego określenia, dostrzegające w nim ostatni ratunek przed starokawalerstwem i staropanieństwem, albo wręcz utożsamiające je z małżeństwem z wyrachowania, uwłacza zarówno rozsądkowi, jak i godności małżeńskiego powołania. Dokonawszy tego ważkiego zastrzeżenia, warto teraz się przyjrzeć, jak to mogłoby wyglądać. Zaczyna się oczywiście od tego, że uczuć, czyli inaczej zakochania, niejako z definicji nie ma. Czy więc niczego nie ma? Ależ nie! Istnieje z pewnością wspólnota głębokich przekonań, w pierwszym rzędzie religijnych, dających najpewniejszy fundament wszelkiej ludzkiej budowli. Istnieje ugruntowane na trzeźwych obserwacjach przekonanie, że ten czy ta może być dobrym mężem czy żoną, ojcem czy matką. Istnieje pewna wzajemna znajomość siebie, tym cenniejsza, że względnie realistyczna, bo uczucie tu nie zaślepia. Oboje znają więc, choćby w zarysie, także swoje braki i wady. I jeżeli mimo tego decydują się rozpocząć wspólną wędrówkę 2/4 Rodzina katolicka - Krytyka zakochania czyli pochwała rozsądku poniedziałek, 26 stycznia 2009 15:50 przez życie, to wskazuje, że jest też rzecz najważniejsza: dobra wola i decyzja ofiarności, chęć spełnienia ludzkiego i chrześcijańskiego powołania oraz świadomość czekającej pracy nad dostosowaniem się, zbudowaniem wspólnoty. Okres narzeczeństwa, dziś już niemal nieznany, służyć ma właśnie temu wzajemnemu poznaniu. Nie może więc rozpoczynać się burzą uczuć, lecz winien prowadzić poprzez stopniowe poznanie do ostatecznej decyzji, w ślad za którą dopiero podążać może uczuciowe zaangażowanie. Gdy więc ta praca zostanie uczciwie i z dobrą wolą rozpoczęta, wtedy nieuchronnie i nawet nieoczekiwanie pojawia się uczucie. Czy i tu zacznie szkodzić, tak jak to było wyżej pokazane? Nie, bo od razu zostaje pożytecznie wykorzystane jako wielka i cenna energia, pomocna w budowaniu trwałego związku. I do tego właśnie zostało stworzone - nie do jakiegoś bujania w obłokach, wśród których szaleje i mąci rozum, narkotyzując swoje nieszczęsne ofiary. Tutaj, przeciwnie, niejako zaprzęgnięte do pracy, pomaga we wznoszeniu się na wyższy stopień szczęścia, którego już samo dać nie potrafi - do miłości będącej wyrzeczeniem się siebie. Zobaczmy teraz dla odmiany, co najczęściej dzieje się w "małżeństwie z miłości"?. Typowe dla silnego uczucia zaślepienie prowadzi również do nierealnej wizji wspólnego życia, którego problemy ma rzekomo rozwiązać sama "chęć szczera"?, a ewentualne poświęcenia dokonywać się będą "wśród wzruszeń i radości"?. Zwykle towarzyszy też temu złudzenie - nierzadko przypieczętowane nieczystością - że wcale nie potrzeba z trudem budować wzajemnej wspólnoty, bo ona już jest. Wskutek tego, gdy uczucie zgodnie ze swą naturą zaczyna przemijać, a łuski spadają z oczu, stanąć trzeba do tego wielkiego zadania bez pomocy owej roztrwonionej tymczasem energii. Co gorsza, zwykle nawet nie rozpoczyna się tej pracy od zera, ale od rozczarowań, żalów i wzajemnego obwiniania się o utratę owego raju mniemanego szczęścia. I w rezultacie to dzieło rzadko w pełni się udaje, a ponieważ "małżeństwa z miłości"? są dzisiaj czymś powszechnym, to podobnie powszechne, nie licząc rozwodów, są rodzinne wspólnoty zbudowane tylko połowicznie albo nawet wcale. Czyli nie na autentycznej, ofiarnej miłości, lecz trzymające się razem tylko dzięki wrodzonym instynktom albo wręcz materialnym interesom. Właśnie tu widać najdokładniej, że obecna w języku potocznym opozycja określeń: "małżeństwo z miłości"? i "małżeństwo z rozsądku"? - jest bardzo myląca. Człowiek bowiem, jako istota rozumna, powinien kierować się rozsądkiem przede wszystkim w miłości. Miłość jest przecież aktem woli zmierzającej ku dobru, oświeconej wskazaniami rozumu. Miłość bezrozumna jest miłością ślepą, w rzeczywistości więc nie zasługuje na swe zaszczytne miano. 3/4 Rodzina katolicka - Krytyka zakochania czyli pochwała rozsądku poniedziałek, 26 stycznia 2009 15:50 Skoro mowa o małżeństwie chrześcijańskim, nie można zapominać o jego sakramentalności. Małżonkowie otrzymują specjalną łaskę stanu, pomagającą im zachować święte śluby miłości, wierności i uczciwości. Dlatego nawet nie najlepiej rozpoczęte małżeństwo może - dzięki współpracy z łaską - osiągnąć wyżyny ofiarnej miłości. Nie miejmy jednak złudzeń: to, co wartościowe, musi kosztować. Proces obumierania egoizmu, miłości własnej i zakorzenionych wad jest długotrwały i bolesny. Kto wchodził w małżeństwo z oczekiwaniami wiecznej idylli, z trudem przestawi się na tory codziennego zmagania z ciężarem małżeńskiego krzyża. I nie uczucie będzie mu w tym głównym sprzymierzeńcem, lecz Boża łaska, rozum oświecony wiarą i pamięć o ostatecznym celu naszych ziemskich trudów. Jakie więc szanse ma przeciętny młody człowiek na to, by w sposób rozsądny dokonał swego najważniejszego życiowego wyboru? Niestety, niełatwo tu być optymistą. Wymaga to bowiem podporządkowania uczuciowych tęsknot rozumowej dyscyplinie, która w obliczu żywiołowych pragnień serca zawsze będzie się wydawała czymś obcym, sztucznym, wręcz absurdalnym. W dodatku dzisiaj jest to nie tylko samo w sobie trudne, ale ponadto idące pod prąd powszechnych przekonań o rzekomych prawach do niczym nie ograniczonej wolności, jak i do doraźnych radości i pociech. Te wszystkie okoliczności sprawiały iż w dawnych czasach, gdy ludzie byli - jak uważam mądrzejsi, istniał obyczaj kojarzenia małżeństw przez rodziców. Lecz obecnie naśladowanie tego wzoru byłoby najczęściej nierealnym marzeniem, bo nie wystarczyłby do tego nawet przyznajmy, że dzisiaj wręcz niezwykły - rozsądek samych młodych, gotowych uznać takie rozwiązanie za najlepsze. Do tego, aby tak się stać mogło, potrzebna byłaby także mądrość rodziców, którzy musieliby przekazać swym dzieciom umiejętność życia według wskazań wiary i rozumu. A przede wszystkim potrzebna byłaby rodzicielska odpowiedzialność, nie dająca się onieśmielić bożkom romantyzmu i fałszywej wolności. Antoni Popiel Źródło: Organizacja Monarchistów Polskich - Lublin 4/4