Chopin ksiazka podglad_LAST
Transkrypt
Chopin ksiazka podglad_LAST
! u k y r e d y r F ! y w a z s r a W o d ć ó r W Serce w Warszawie Warszawa w sercu Aleksandra Kolasińska Hasło plakatu zgłoszonego na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” 6 O konkursie 8 Fryderyku! Wróć do Warszawy 12 Narodziny 14 Żelazowa Wola 16 Rodzice i siostry 22 Gdzie mieszkał Fryderyk 28 Mały geniusz 32 Aktor i poeta 36 „Kurier Szafarski” 40 Rysownik i karykaturzysta 44 Nauczyciele i mistrzowie 52 Liceum 54 Studia muzyczne 56 Przyjaciele Fryderyka 58 Pierwsze koncerty 64 Pierwsze kompozycje 66 Podróż do Berlina 70 Wiedeńskie koncerty 76 Podróż po Europie 78 Teatr Narodowy 88 Życie towarzyskie 94 Pożegnalny występ 96 Miłość 100 Polak czy Francuz? 102 Na progu sławy 106 Wyjazd 109 Galeria Plakatu AMS 20 0 ie j la t p ó ź n Czy po dwustu latach Warszawa nadal jest miastem, które kształtuje takich muzyków jak Chopin? Może sylwetki pięciorga współczesnych pianistów i kompozytorów, którzy urodzili się, mieszkali, studiowali i tworzyli w tym samym mieście co młody Fryderyk, pokażą, że można podążać za nim nie tylko śladem zabytków… s pi s treś ci O konkursie Fryderyku! Wróć do Warszawy! Zadaniem uczestników 9. edycji konkursu Galerii Plakatu AMS, organizowanej wspólnie z Miastem Stołecznym Warszawą, było zaprojektowanie plakatu, który pomoże przywrócić zbiorowej świadomości Polaków związek Chopina z Warszawą. Niniejsza książka ukazuje najlepsze prace zgłoszone na konkurs, a także opisuje dwadzieścia lat spędzonych przez Fryderyka w stolicy. W narodowej mitologii utrwaliła się nierozłączna para: Fryderyk Chopin i Żelazowa Wola. W ikonografii niepodzielnie panuje obraz dworku w Żelazowej Woli z fortepianem kompozytora i płaczące wierzby w mazowieckim pejzażu. Ten liryczny wizerunek jest jednak daleki od rzeczywistości. Fryderyk Chopin co prawda urodził się w 1810 roku w Żelazowej Woli, ale już kilka miesięcy później jego rodzina przeniosła się do Warszawy. Od tego czasu, aż do dnia ostatecznego wyjazdu z Polski, los artysty związany był ze stolicą. Tu w roku 1816 Fryderyk zaczął brać lekcje gry na fortepianie. W pałacu Radziwiłłowskim w Warszawie odbył się w 1818 roku pierwszy publiczny występ Chopina, po którym prasa stołeczna pisała o nim jako o „cudownym dziecku” i „nowym Mozarcie”. W latach 1823–1826 uczył się w Liceum Warszawskim, a w latach 1826–1829 był studentem warszawskiej Szkoły Głównej Muzyki. W Warszawie przeżył pierwszą wielką miłość i osiągnął pierwsze sukcesy kompozytorskie. W tegorocznej edycji Galerii Plakatu AMS organizatorom przyświecały dwa cele: rozbudzanie społecznego zainteresowania reklamą zewnętrzną i poprawa wizerunku miast poprzez promowanie dobrze zaprojektowanych plakatów oraz popularyzacja wiedzy o kompozytorze i jego związku z Warszawą. Program Galerii kierowany jest do ludzi zajmujących się projektowaniem – pracowników agencji reklamowych, studentów i ich nauczycieli – ale także do wszystkich odbiorców reklamy zewnętrznej. Jądro projektu stanowią ogólnopolskie konkursy na plakat społeczny i kulturalny. Nagrodzone prace eksponowane są w całej Polsce, zgłaszane do udziału w innych konkursach oraz prezentowane na specjalnych wystawach. Projekt wspierają wydawnictwa poświęcone reklamie zewnętrznej i wykłady dla studentów kierunków projektowych na uczelniach artystycznych. W tym roku w skład jury oceniającego plakaty poświęcone Chopinowi weszli: graficy Maciej Buszewicz, Janusz Górski i Anita Wasik, pianista Stanisław Drzewiecki, kurator Muzeum Plakatu w Wilanowie Maria Kurpik, dyrektor Biura Promocji m.st. Warszawy Katarzyna Ratajczyk, prezes AMS Piotr Parnowski i Darek Szubiak, deputy creative agencji reklamowej DDB Warszawa. Do udziału w konkursie dopuszczono 355 plakatów. Jury miało trudne zadanie, ponieważ poziom nadesłanych prac był wysoki i wyrównany, chociaż temat nie należał do łatwych. Główną nagrodę otrzymał Piotr Karski, student ASP w Warszawie, za plakat „Chopin LIVE in Warsaw”. Oszczędna typograficzna praca przypomina współczesne plakaty reklamujące koncerty rockowe. Zwycięski plakat zaświeci pełnym blaskiem dopiero w nocy, gdy zostanie wyeksponowany na citylighcie. Dodatkowo jury przyznało pięć wyróżnień. Piotr Micherewicz z Warszawy otrzymał jedno z nich za portret młodego Chopina spacerującego po mieście w luźnej bluzie z motywem pięciolinii na rękawie. Zaletą plakatu jest jego lekki, żartobliwy ton, a także to, że obywa się niemal bez słów. Drugie wyróżnienie dostał Piotr Wacławik z Łodzi za liryczną kompozycję, w której profil kompozytora wpisuje się płynnie w sylwetkę warszawskiej Syrenki. Kolejne wyróżnienie jurorzy przyznali Jerzemu Tchórzewskiemu z Krakowa. Przysłał on oszczędną, wyrafinowaną pracę, na której wielkomiejska sylweta Warszawy rozciąga się na tle czarnej klapy koncertowego fortepianu. Nikodem Pręgowski z Torunia został wyróżniony za dowcipny plakat z napisem na cokole pomnika warszawskiej Syrenki: „Tu byłem. Chopin”. Ostatnie wyróżnienie dostała Iza Koniarz z Torunia za odważny, zadziorny portret syreny wołającej z tęsknotą: „Fryderyku, wróć do mnie!”. 6 Piotr Karski Plakat nagrodzony główną nagrodą w konkursie „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” 7 Fryderyku! Wróć do Warszawy! Fryderyk Chopin urodził się dwieście lat temu. Czy coś nas jeszcze łączy z tym człowiekiem z zamierzchłej epoki? Czy muzyka, którą tworzył, ma jakiś sens w naszym nowoczesnym świecie? Co nas obchodzi jego dawno minione życie? Urodził się dwieście lat temu – ale czy to tak dawno? Ludzie przez ten czas niewiele się zmienili. Trochę inaczej się ubieramy, mamy kilka nowych wynalazków, ale myślimy i czujemy tak samo. Żyjemy tak samo. Nasze pojęcie o epokach w muzyce jest chyba błędne. Wydaje nam się, że barok, klasycyzm, romantyzm i współczesność dzielą całe epoki, a to nieprawda. Gdyby Bach żył piętnaście lat dłużej, mógłby usłyszeć koncert młodego Mozarta. Gdyby Mozart dożył sędziwego wieku, mógłby spotkać się z Chopinem. Gdyby Chopin nie umarł tak młodo, byłby mistrzem impresjonistów – Debussy’ego czy Satiego. Gdyby żył tyle co Czesław Miłosz, mógłby spotkać Strawińskiego, którego nasi rodzice oglądali na żywo w telewizji. Gdyby wielcy artyści żyli dłużej, nie tylko powstałoby więcej genialnych utworów – może również więź między epokami byłaby trwalsza i bardziej widoczna. Spójrzmy na Chopina nie jak na dwustuletniego starca, ale jak na młodego utalentowanego człowieka mieszkającego w Warszawie. Jak na nastolatka, który zdobywa sławę w Polsce i wyrusza w świat, jak na kogoś takiego jak my. Eugeniusz Skrodzki, piszący pod pseudonimem Wielisław, dał jeden z najbardziej szczegółowych portretów młodego Chopina: „Miernego wzrostu, źle zbudowany, o piersi zapadłej, budził obawy, czy nie będzie miał, podobnie jak siostra Emilia, suchot. Czoło miał piękne, wyniosłe, oko wyraziste, łagodne, pięknym było po wpatrzeniu się w nie, ale samo nie uderzało swą pięknością, nie błyszczała z niego geniusza świetność. Włos miał bujny, gęsty, mocno jak i u ojca kędzierzawy, ciemny, z odcieniem cokolwiek rudawym. Duży nos nadawał rysom charakter wybitny, ale w całości swej rysy te nie mogły się nazywać pięknymi; mimo to twarz Szopena sprawiała niezmiernie ujmujące wrażenie. Na zęby, wcześnie nadwerężone, młodzieniec cierpiał często i dotkliwie. 8 Portret Fryderyka Chopina, namalowany około 1838 roku przez Ary’ego Scheffera W ruchach był żywy i prędki, w rozmowie dowcipny, nieco ucinkowy Eugeniusz Skrodzki [Wielisław] Szopen miał uderzająco małą i kształtną nogę i prześliczne białe wypieszczone o różowych palcach ręce, które też często kładł jakby z pewną ostentacją na kolanach. W ruchach był żywy i prędki, w rozmowie dowcipny, nieco ucinkowy, dla sióstr z wielką miłością, dla rodziców, choć już niby sławny, pełen jednakże tej czci, która nakazywała zawsze uważać się mimo wyższości przez pracę i talent nabytej za niższego i kolano, i czoło zginała przed dawcami żywota. […] Był nadzwyczajnie miły. Ułożony salonowo. Żadnych dziwactw przywiązanych do niejednej wielkości śladu w nim nie było. Dowcipny, wesoły, żywy, na chwilę nie dał o sobie zapomnieć towarzystwu”. Chopin był zawsze człowiekiem, a nie marmurowym posągiem. Wątła postura, bolące zęby, zwyczajny wygląd, wydatny nos, na punkcie którego miał kompleksy i z którego często żartował, to cechy, które z pewnością nie przystają do wizerunku natchnionego geniusza – wizerunku stworzonego w romantycznych wspomnieniach, dziełach malarskich i poetyckich. Ale są w tym portrecie również stwierdzenia świadczące o wyjątkowości młodego Fryderyka, zapowiadającej jego sukcesy w salach koncertowych i salonach całej Europy. Bo Fryderyk z pewnością był niezwykłym człowiekiem. Łukasz Tylka Plakat zgłoszony na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Narodziny „Roku tysiąc osiemsetnego dziesiątego dnia dwudziestego trzeciego miesiąca kwietnia o godzinie trzeciej po południu przed nami, proboszczem brochowskim, sprawującym obowiązki urzędnika stanu cywilnego gminy parafii brochowskiej powiatu sochaczewskiego w departamencie warszawskim, stawili się Mikołaj Chopyn, Ojciec, lat mający czterdzieści, w wsi Żelazowej Woli zamieszkały, i okazał nam dziecię płci męskiej, które urodziło się w domu jego w dniu dwudziestego drugiego miesiąca lutego o godzinie szóstej wieczorem roku bieżącego, oświadczając, że jest spłodzone z niego i Justyny z Krzyżanowskich, liczącej lat dwadzieścia osiem, jego małżonki, i że życzeniem jego jest nadać mu dwa imiona Fryderyk Franciszek. Po uczynieniu powyższego oświadczenia i okazaniu nam dziecięcia w przytomności Józefa Wyrzykowskiego, ekonoma, liczącego lat trzydzieści osiem, tudzież Fryderyka Geszta, który rok czterdziesty skończył, obydwóch w wsi Żelazowej Woli zamieszkałych, ojciec i oba dwa świadkowie po przeczytaniu niniejszego aktu urodzenia stawającym wyznali, iż pisać umieją. My akt niniejszy podpisaliśmy. Ksiądz Jan Duchnowski, proboszcz brochowski, sprawujący obowiązki urzędnika stanu cywilnego, Mikołaj Chopin, ojciec”. Zapis w księgach parafialnych jest najprawdopodobniej błędny. Fryderyk Chopin zawsze przyznawał, że urodził się 1 marca. Skąd ta rozbieżność? Jego ojciec Mikołaj nie miał dobrej pamięci do dat, zapominał nawet o dniu swoich urodzin, więc przesunięcie daty urodzin syna o tydzień można mu chyba wybaczyć… Akt chrztu Fryderyka Franciszka Chopina 12 Paulina Zdrojewska Fragment plakatu zgłoszonego na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” ę Urodziłem si że o m a , ca 1 mar na e al , go te 22 lu artek pewno w czw Żelazowa Wola Fryderyk nie urodził się w Warszawie, tylko w Żelazowej Woli, wsi położonej o pięćdziesiąt kilometrów od stolicy ówczesnego Księstwa Warszawskiego. Pracował tam jako guwerner jego ojciec – Mikołaj Chopin. Matka, Tekla Justyna, była ubogą krewną chlebodawcy Chopinów i zajmowała się gospodarstwem. Siedem miesięcy po narodzinach Fryderyka Mikołaj Chopin otrzymał posadę w Warszawie i cała rodzina się przeprowadziła. Warszawa liczyła wówczas nie więcej niż siedemdziesiąt tysięcy mieszkańców, nie była więc miastem dużym jak na dzisiejsze standardy, ale miastem ruchliwym, w którym kwitło życie kulturalne i gościli wielcy artyści. Fryderyk nie pochodził z bogatej rodziny – ale z rodziny pracowitej i zdolnej. Nie mógł liczyć na żadne przywileje związane z nazwiskiem czy urodzeniem. Na wszystko musiał samodzielnie zapracować. Miał w tym wielkiego sprzymierzeńca – swój talent. Kościół Świętego Rocha w Brochowie, w którym ochrzczono Fryderyka Tu urodził się Chopin, synu. Tato, co to za dom? Dom w Żelazowej Woli, w którym urodził się Fryderyk Chopin Fryderyk Skarbek – ojciec chrzestny Fryderyka. Mikołaj Chopin był jego guwernerem w Żelazowej Woli Rodzice i siostry Mikołaj Chopin w młodości był guwernerem, uczył nawet Marię Walewską, wielką miłość Napoleona. Później związał się z rodziną hrabiego Skarbka, mieszkającą w Żelazowej Woli. Tam poznał swoją przyszłą żonę – Teklę Justynę z Krzyżanowskich. Oboje rodzice Fryderyka muzykowali i miłość do muzyki przekazali wszystkim swoim dzieciom. Wielisław – autor wspomnień i gawęd z tego okresu, mieszkający w tym samym domu co rodzina Fryderyka – stworzył ciekawe portrety wszystkich jej członków: „Rodzina Szopenów składała się z sześciu osób. Młode pokolenie stanowiły trzy córki i syn jedynak: Fryderyk. Ojciec, pan Mikołaj, była to postać uroczyście poważna, z pewną wykwintnością w obejściu, cechującą człowieka dobrze wychowanego. […] Przybywszy do Polski – głosiła wieść obiegająca o jego przeszłości – przyjął obowiązki guwernera przy młodym hrabi Fryderyku Skarbku, znanym ekonomiście, autorze i profesorze. Tam poznał swoją przyszłą żonę, ubogą szlachciankę zarządzającą domem swojej powinowatej, pani hrabiny, a ożeniwszy się z nią, przeniósł do Warszawy, gdzie go powołano na nauczyciela języka francuskiego w Liceum, którego rektorem był sławny Linde. Uczniowie w ogóle szanowali i lubili swego profesora, wyśmiewając się po cichu z jego cudzoziemskiej akcentuacji, zanadto dobitnej, gdy mówił po polsku, jeszcze więcej z gróźb jego i przypowiastek o «Madame rózga» i z przepowiedni, które przy znanej jego łagodności i wyrozumiałości nigdy się nie sprawdzały”. We wspomnieniach Wielisława znajduje się także portret matki Fryderyka: „Pani Szopenowa, którą wszyscy bliżej ją znający miłowali i szanowali, była typem rządnej, zapobiegliwej a pracowitej polskiej gospodyni, co to bez chciwości i cudzej krzywdy umie z drobiazgów kłaść fundamenta pod przyszłą na starość zacnie zbieraną fortunę. Szopenowie trzymali pensję męską; o pomieszczenie w niej dla synów swoich dobijali się ojcowie najlepszych rodzin w kraju, pomimo olbrzymiej jak na owe czasy opłaty, bo do czterech tysięcy złotych na rok od jednego ucznia wynoszącej. Mniej zamożnym folgowano niekiedy”. 16 Tekla Justyna Chopin – matka Fryderyka Mikołaj Chopin. Jego ojciec, François Chopin, był kołodziejem, właścicielem winnicy i syndykiem. Nigdy nie wybaczył synowi wyjazdu do Polski Matka Fryderyka potrafiła stworzyć ciepły dom i utrzymywać go na wysokim poziomie. Ona też pierwsza uczyła Fryderyka gry na fortepianie i pokazywała mu pieśni i tańce polskie. Józefa z Wodzińskich Kościelska, siostra Marii, w której w późniejszych latach kochał się Fryderyk, pisze: „Dom Chopinów był nadzwyczaj miły; szczególnie miłą była matka Chopina, pełna nadzwyczajnego wdzięku i słodyczy, co również przekazała w spuściźnie swemu jedynakowi. Po niej też, zdaje się, odziedziczył talent do muzyki… W ogóle dom Chopinów […] odznaczał się wielką muzykalnością, prócz Fryderyka bowiem, który już wtedy był mistrzem w grze na fortepianie, starsza jego siostra, Ludwika, […] prześlicznie grała na tym instrumencie”. 17 18 Siostry Fryderyka urodziły się w Warszawie – w roku 1807, 1811 i 1812. Najmłodszą z dzieci państwa Chopinów opisała Aleksandra Tańska, siostra popularnej wówczas pisarki Klementyny z Tańskich Hoffmanowej: Gdyby Emilia Chopin nie zmarła młodo na gruźlicę, byłaby może wielką poetką. Na jej grobie wyryto napis: „Znikła w 14 wiośnie życia, jak kwiat, w którym piękna owocu kwitła nadzieja” „Pamiętam dobrze tę prawie anielską postać, bo mnie, małego dzieciaka, zaszczycała swoimi łaskami; chora na piersi, nieraz wynoszona dla sił osłabłych, blada jak wosk, z rumieńcami wypieczonymi na twarzy, całe piękne dnie lata przepędzała w rodzaju groty z widokiem na Wisłę, w ogrodzie poza gmachami uniwersytetu, z dawnego swego przeznaczenia zwanym Botaniką. Tam gromadziliśmy się, miejscowe dzieciaki, około stóp sympatycznej chorej, a ta w zamian za wodę, którąśmy jej z bijącego źródła dla uspokojenia trawiącej gorączki przynosili, za kwiatki, któreśmy dla niej po łączce rwali, opowiadała nam cichym, przygasłym głosem różne historie i bajki”. Emilia zdradzała zalążek dużego talentu poetyckiego, ale zanim zdążył się rozwinąć, umarła na gruźlicę, na którą zapadli także jej ojciec i brat. Jej śmierć, choć spodziewana i nieunikniona, była szokiem dla całej rodziny. Pozostałe siostry Fryderyka – Ludwika i Izabela – również były niezwykle utalentowane. „Najstarsza ze wszystkich sióstr, panna Ludwika, rysami twarzy, konwersacją rozumną, dowcipną, najwięcej przypominała pochodzenie ojca i podobną była do brata. Wyszła ona potem za Jędrzejewicza, profesora prawa i administracji w Instytucie Agronomicznym w Marymoncie. Ile pamiętam, najczęściej grywała na cztery ręce z Fryderykiem, najwięcej oboje mieli zawsze coś do powiedzenia sobie: zdaje się zatem, że nasz wirtuoz do tej starszej swej siostry jakby najwięcej żywił sympatii”. Druga z sióstr ponad zainteresowania artystyczne przedkładała domowe gospodarstwo: „Panna Izabela o typie twarzy i obejściu czysto polskim, otwartszym, weselszym, więcej zajęta pomaganiem w zarządzie domu matce, wyszła […] później od siostry za mąż za Antoniego Barcińskiego, profesora matematyki w Instytucie Politechnicznym…” Fryderyk bardzo kochał i rodziców, i siostry. Ludwika była przy jego łożu śmierci. Do końca życia chciał słyszeć muzykę – właśnie ona grała mu w jego ostatnich chwilach. Izabela Chopin. Jej mąż, Antoni Barciński, był guwernerem w pensjonacie Chopinów Ludwika Chopin. Tak jak Fryderyk uczyła się muzyki u Wojciecha Żywnego i sama komponowała. Przez całe życie była powierniczką i opiekunką brata Jedyny syn państwa Chopinów. Dzięki sukcesom Fryderyka cała jego rodzina stała się sławna i malarz Ambroży Miroszewski stworzył portrety wszystkich jej członków, wraz z Wojciechem Żywnym 20 Maciej Bychowski Plakat zgłoszony na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Gdzie mieszkał Fryderyk? Chopinowie kilka razy się przeprowadzali, ale zawsze w obrębie Krakowskiego Przedmieścia Salon Chopinów w pałacu Krasińskich 22 Pierwsze mieszkanie Chopinów po przeprowadzce do Warszawy mieściło się w pałacu Saskim Życie młodego Chopina nierozerwalnie wiąże się z Warszawą, a szczególnie z Krakowskim Przedmieściem, gdzie działo się wszystko, co najważniejsze w pierwszych latach jego życia. Chopinowie kilka razy się przeprowadzali, ale zawsze mieszkali w tej samej okolicy. Adolf Nowaczyński tak opisał owo centrum Warszawy: „Ruch… Ci w tę, tamci w tamtą stronę, mijając się pod akacjami. Kolasy, wózki, linijki, karety, a pieszych setki i tysiące. Bernardyni, kapucyni, kirasjerzy, szwoleżerzy, elegantki i dandysi w czerwonych kamizelkach z diamentami u gorsów, urzędnicy, palestranci, adiutanci, huzarzy w wyglansowanych butach z cholewami, studenci uniwersytetu, uczniowie konserwatorium, dzieci, dziady, psy, koty…” Mikołaj Chopin dostał pracę jako nauczyciel języka francuskiego, a potem również francuskiej literatury, w warszawskim liceum i cała rodzina zamieszkała w budynku szkoły w pałacu Saskim. Pałac ten dzisiaj nie istnieje, pozostałością po nim jest kolumnada Grobu Nieznanego Żołnierza. Kiedy Fryderyk miał siedem lat, liceum przeniesiono do pałacu Kazimierzowskiego na Krakowskim Przedmieściu. Rodzina Chopinów również się przeprowadziła – na drugie piętro oficyny pałacu. Chopinowie prowadzili najlepszy w stolicy pensjonat dla młodzieży uczącej się w liceum. Ojciec Fryderyka gościł u siebie nauczycieli liceum, profesorów uniwersytetu, artystów – Fryderyk dorastał więc w atmosferze szacunku zarówno dla sztuki, jak i dla nauki. 23 Po śmierci najmłodszej córki, Emilii, Chopinowie zdecydowali się przeprowadzić. Przenieśli się dosłownie na drugą stronę ulicy, i zamieszkali w lewym pawilonie pałacu Krasińskich. Chopin dostał własny pokój na poddaszu. Tak o przeprowadzce pisał do swojego przyjaciela Tytusa Woyciechowskiego: „Na górze już jest pokój mający mi służyć ku wygodzie, z garderóbki schody do niego wyprowadzone. Tam mam mieć stary fortepian, stare biurko, tam ma być kąt schronienia dla mnie”. Na tym poddaszu powstało wiele jego słynnych utworów – dwa koncerty fortepianowe, Wielki Polonez Es-dur, Rondo à la krakowiak, Fantazja na tematy polskie. 24 Monika Prus Fragment plakatu zgłoszonego na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” tam mam mieć stary fortepian, stare biurko, tam ma być kąt schronienia dla mnie Fryderyk Chopin Stanisław Drzewiecki nie jest już genialnym dzieckiem. Stał się dorosłym, doświadczonym pianistą, mimo że ma zaledwie dwadzieścia trzy lata. Urodził się w roku 1987. Po raz pierwszy wystąpił w publicznym koncercie jako pięciolatek. W wieku sześciu lat pojechał jako solista na swoje pierwsze koncertowe tournée. Ma w swoim dorobku dziesięć płyt, pierwszą nagrał w wieku dziesięciu lat. W roku 2003 zadebiutował jako kompozytor, pisząc muzykę do spektaklu Król Olch według ballady Goethego dla Teatru „Lalka” w Warszawie. W marcu 2005 roku zaprezentował polskiej publiczności swoją nową kompozycję, Double Concerto na skrzypce, fortepian i orkiestrę smyczkową. Jest studentem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Występuje w najlepszych salach koncertowych na całym świecie. Chopin należy do jego ulubionych kompozytorów. W roku 2004 o Stasiu Drzewieckim pisano: „Z cudownego dziecka, które zaczęło grać w wieku lat czterech, komponować w wieku lat pięciu, a przemierzać świat na tournée koncertowych w wieku lat sześciu, Drzewiecki stał się już dojrzałym artystą. Miło jest śledzić rozwój jego talentu, i osobowości muzyka, o którym wiele jeszcze będziemy słyszeć. Grać umie wszystko, od muzyki dawnej po współczesną; świetnie czuje się w repertuarze chopinowskim, ma własne teorie na temat wykonawstwa muzyki najnowszej. […] Trudno byłoby nie podziwiać fenomenalnej techniki i głębokiej muzykalności Drzewieckiego”. Paszport „Polityki” otrzymał jeszcze jako dziecko. Mówił wówczas o sobie w wywiadzie: Podobno piszesz utwory literackie? Układałem kiedyś bajki. Jedną nawet sfilmowano. […] Napisałem także trzy książki. Staram się, żeby były ciekawe. Jedna jest o awarii samolotu, druga o ufoludkach, a trzecia sensacyjna. Widzę na ścianie całą galerię twoich prac. Zwłaszcza te dwa błękitne drzewa – chyba olej – są olśniewające. Lubię malować. I kleić modele samolotów. Niektóre sam projektuję z kartonu. Będę teraz budował model ponaddwumetrowego szybowca z instalacją elektryczną. Co lubisz grać? Nie gram tego, czego nie lubię. Najłatwiej grać własne utwory. Staram się komponować. Pamiętasz swój pierwszy koncert? Fragmenty. Rodzice opowiadali mi, że bardzo się bali, czy nie ucieknę albo się nie rozpłaczę. Grałem w dwutysięcznej Wielkiej Sali Konserwatorium Moskiewskiego im. Czajkowskiego. Miałem pięć lat. Byłem więc całkowicie nieprzewidywalny. Ale poszło dobrze. […] Lubię grać, gdy widzę, że ludziom sprawiam tym przyjemność. 0 0 2 j e i n ź ó p lat Mały geniusz Mały Fryderyk nie tylko mistrzowsko grał na fortepianie i komponował, ale także rysował, pisał wiersze oraz grał w amatorskich przedstawieniach. Jedni wróżyli mu wielką przyszłość, porównywali do Mozarta, inni zastanawiali się, czy ze zdolnego dziecka nie wyrośnie zwyczajny dorosły. Józef Sikorski, muzyk i krytyk muzyczny, pisze w swoim Wspomnieniu Chopina: „Geniuszom przypisują zwykle nadzwyczajny w niemowlęctwie niemal pociąg do tego, co je zawczasu ma odznaczyć. O Chopinie nic podobnego powiedzieć nie można, chyba to jedno, że wątła i słabowita dziecina płaczem okazywała draźliwość niezmierną na dźwięki muzyczne. Wrażenie to, zbyt silne na jego nerwy, wcześnie dostrzegane przez rodziców, nie było bolesne i niedługo objawiać się poczęło widocznym pociągiem do fortepianu”. Fryderyk pilnie śledził wszystkie występy w warszawskim Teatrze Narodowym, które ciekawiły go „jak Ewę jabłko”, ale dawał się także ponieść muzyce ludowej, którą poznał podczas wakacyjnych pobytów u przyjaciół na wsi. Fascynację polską muzyką ludową i polskimi tańcami widać w wielu jego kompozycjach. W liście do rodziny z 1825 roku opisuje nawet, jak chwyciwszy za basetlę, włączył się w wiejską zabawę: „Zaczęły się skoki, walec i obertas, aby jednak zachęcić stojących cicho i tylko na miejscu podrygujących parobków, poszedłem w pierwszą parę walca z panną Teklą, na koniec z panią Dziewanowską. Później tak się wszyscy rozochocili, że do upadłego na dziedzińcu wywijali; słusznie mówię, że do upadłego, bo kilka par upadło, gdy pierwsza bosą nogą o kamyk zawadziła. Już była prawie 11-nasta, gdy Frycowa basetlę przynosi, gorszą od skrzypcy, o jednej tylko stronie. Dorwawszy się zakurzonego smyka jak zacznę basować, takiem tęgo dudlił, że się wszyscy zlecieli patrzeć na dwóch Fryców, jednego śpiący na skrzypkach, drugiego na jednostronnej, monokordycznej, zakurzonej […] rzępolącego basetli, gdy wtem panna Ludwika �raus� zawołała; trzeba było więc wrócić, dobranoc powiedzieć i pójść spać”. 28 Nikodem Pręgowski Plakat wyróżniony w konkursie „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” wątła i słabowita dziecina płaczem okazywała draźliwość niezmierną na dźwięki muzyczne Józef Sikorski Odlew lewej ręki Fryderyka Chopina z 1849 roku Wraz z upływem lat Fryderyka podziwiało coraz więcej mieszkańców Warszawy. I coraz częściej dostrzegano w nim nie tylko wcześnie rozwinięty talent wirtuoza, ale także oryginalnego twórcę. W „Pamiętniku Warszawskim” z roku 1818 – a więc jeszcze na długo przed jego publicznymi występami – pisano o Chopinie w taki oto sposób: „Prawdziwy geniusz muzyczny: nie tylko bowiem z łatwością największą i smakiem nadzwyczajnym wygrywa sztuki najtrudniejsze na fortepianie, ale nadto jest już kompozytorem kilku tańców i wariacji, nad którymi znawcy muzyki dziwić się nie przestają, a nade wszystko zważając na wiek dziecinny autora. Gdyby młodzieniec ten urodził się w Niemczech lub we Francji, ściągnąłby już zapewne na siebie uwagę wszelkich społeczeństw; niechże wzmianka niniejsza służy za wskazówkę, że i na naszej ziemi powstają geniusze, tylko że brak głośnych wiadomości ukrywa je przed publicznością”. 29 gdyby młodzieniec ten urodził się w Niemczech lub we Francji, ściągnąłby już zapewne na siebie uwagę wszelkich społeczeństw „Pamiętnik Warszawski” Dzięki swojemu niezwykłemu talentowi Fryderyk już w młodym wieku osiągnął w grze na fortepianie wirtuozerski kunszt. Ale nawet w jego wypadku nie obyło się bez żmudnych ćwiczeń. Zaczął pobierać lekcje gry na instrumencie, gdy skończył sześć lat. Później stale rozwijał swoje zdolności, uciekając się nawet do drastycznych metod. Józef Sikorski w cytowanym już Wspomnieniu pisze, że Fryderyk: „szukał sposobu, jakim by dla swej ręki pożądaną rozciągłość uzyskać; w tym celu kładł rozpierając przedmioty niby kliny między palce i z tym przyrządem noc przepędzał. Zaiste, nie dla czczej chluby z rozciągłości ręki to robił, nie dlatego zapewne, by innych przewyższyć w pokonywaniu nowych fortepianowych trudności, palce swoje na dobrowolne męczarnie skazywał, ale powiodła go do tego różnica, jaką dostrzegał w piękności między brzmieniem zwięzłych a rozległych akordów, które w kompozycjach swych upowszechniał”. Nawet w wypadku geniusza, aby cokolwiek osiągnąć, potrzeba wysiłku i czasu. O wytrwałości i pracowitości Fryderyka pisali jego przyjaciele. Kompozytor i wirtuoz Ferenc Liszt stwierdził, że „umiejętność najtrudniejszą, najrzadziej posiadaną: stawiać sobie samemu zawsze wysokie wymaganie i zdawać sobie sprawę z korzyści osiągalnych jedynie dzięki cierpliwości i pracy” przekazał Chopinowi jego nauczyciel – Józef Elsner. 30 Agnieszka Popek-Banach Plakat zgłoszony na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Aktor i poeta Laurka z wierszykiem dla mamy od siedmioletniego Fryderyka 32 Co to? podnieść się nie mogę? Pewnom złamał lewą nogę. Co to? wszyscy pomięszani, To kurcz! woła jedna pani. Przelękła się mama, Zawołano papę, Jakaś druga dama Woła: Na kanapę! Wszyscy mię z ziemi podnoszą I na kanapę wynoszą, A ktoś tam niemiłosiernie Gniecie kolano niezmiernie. W mazurku ustali, Szkoda, wielka szkoda; Doktora szukali, Przyszedł golibroda! To fragment wiersza napisanego przez Fryderyka w dzieciństwie. Wraz z siostrą ułożył także farsową sztukę Omyłka, czyli Mniemany filut, którą wystawiono w rodzinnym salonie. Widać, że Fryderyk miał talent do poezji, zmysł obserwacji oraz świetne poczucie humoru. Zresztą już laurki wręczane rodzicom przez sześcio- czy siedmioletniego chłopca zadziwiają swoją dojrzałością: Gdy świat Imienin uroczystość głosi Twoich, mój Papo, wszak i mnie przynosi Radość, z powodem uczuciów złożenia, Byś żył szczęśliwie, nie znał przykrych ciosów, Być zawsze sprzyjał Bóg pomyślnych losów, Te Ci z pragnieniem ogłaszam życzenia. Imienin Twoich, Mamo, Ci winszuję! Niech ziszczą nieba, co w mym sercu czuję: Obyś zawsze zdrową wraz szczęśliwą była, Jak najdłuższe życie pomyślnie spędziła. Pisarz Honoriusz Balzac należał do pierwszych mieszkańców Paryża urzeczonych muzyką Chopina Fryderyk! Przestań mnie naśladować! Nie tylko sztuka napisana przez Fryderyka i Emilię zwróciła uwagę rodziny i przyjaciół Chopinów. Zachwycano się także nieprzeciętnymi zdolnościami aktorskimi chłopca. Kazimierz Władysław Wójcicki wspominał: „Burmistrza rolę odegrał wybornie sam Fryderyk; postać jego brzuchata i mimika komiczna wszystkich ubawiła serdecznie; role kobiece – dwie siostry: Małgorzaty – Izabela, Emilii – sama autorka, Emilia. Resztę ról rozebrała młodzież na pensji profesora Chopina umieszczona: dwaj Wodzińscy, Górscy i Mikorscy”. Zdolności aktorskie Fryderyka, a zwłaszcza jego talent do naśladowania znanych osób czy to głosem, czy postawą, czy też sposobem gry na fortepianie, podkreślało później wielu jego znajomych i przyjaciół. Honoriusz Balzac napisał, że „pianista Chopin posiada zdolność naśladowania osób w tak wysokim stopniu, że natychmiast może odtworzyć kogokolwiek z całą wprost zastraszającą prawdą”. Podobnie pisał przyjaciel Fryderyka Ferenc Liszt: „Dzięki wrodzonemu poczuciu humoru i bystrości umysłu natychmiast wydobywał na jaw każdą śmieszność, umiejąc dostrzec ją tam, gdzie inni wcale jej nie widzieli; w sztuce naśladowania rozmaitych osób okazywał niewyczerpaną, pełną humoru werwę i często w krotochwilnych improwizacjach parodiował formuły muzyczne i swoiste chwyty niektórych wirtuozów, przedrzeźniając ich gesty i zachowanie, naśladując wyraz twarzy tak wspaniale, że w jednej chwili stawał nam przed oczami dokładny obraz danego artysty. Rysy twarzy Chopina zmieniały się wtedy nie do poznania, ulegały najdziwniejszym metamorfozom; jednakże naśladując szpetotę i groteskę, nigdy nie zatracał wrodzonego uroku. Żaden grymas nie ujmował mu wdzięku, a wesołość jego była tym milsza, że utrzymywał ją niezmiennie w ramach idealnie dobrego smaku, nigdy nie pozwalając sobie na najlżejsze naruszenie tych granic”. Od roku 1810 działała w Warszawie szkoła aktorska. Przez wiele lat niedoceniany, a nawet pogardzany zawód aktora budził już wówczas zainteresowanie i podziw, a wybitni aktorzy byli równie sławni jak wirtuozi czy operowe diwy. Gdyby nie muzyczna pasja Fryderyk zostałby może aktorem i dramaturgiem i zamiast o kompozycjach czytalibyśmy teraz o jego największych teatralnych rolach. 34 Iza Koniarz Fragment plakatu wyróżnionego w konkursie „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” 35 „Kurier Szafarski” Zarówno o parodystycznym, jak i literackim talencie Fryderyka świadczą jego listy, wysyłane do rodziców z wakacji spędzanych w Szafarni w majątku rodziny Dziewanowskich, należącym do rodziców jego szkolnego przyjaciela Dominika. Parodiują one styl popularnych gazet, w rodzaju „Kuriera Warszawskiego”. W sensacyjnej formie, z poczuciem humoru, lekkością i spostrzegawczością opisują życie samej Szafarni (Wiadomości krajowe) i okolic (Wiadomości zagraniczne). Wiadomości krajowe „Dnia 11 Sierpnia r. b. odbywał J. P. Fryderyk Chopin kursa na dzielnym koniu; ubiegał się do mety; a lubo po kilkakroć pieszo idącą Panią Dziewanowską wyścignąć nie mógł (w czym nic jego, lecz konia wina była), otrzymał jednak zwycięstwo nad Panną Ludwiką, która już dość blisko mety piechotą doszła”. „Dnia 15 m. i r. b. doszła ważna wiadomość, jako się przypadkiem Indyczka za spichlerzem w kąciku wylęgła. Ważny ten wypadek nie tylko że przyczynił się do pomnożenia familii Indyków, lecz nadto powiększył dochody skarbowe i powiększanie się onych zapewnił. – Wczoraj w nocy kot zakradłszy się do garderoby stłukł butelkę z sokiem; lecz jak z jednej strony wart szubienicy, tak z drugiej strony zasługuje na powchałę [!], bo sobie najmniejszą wybrał ”. Wiadomości zagraniczne „W Bocheńcu lis zjadł dwóch bezbronnych gąsiorów; kto by go złapał, niech raczy uwiadomić sąd bocheniecki, który niezawodnie podług praw i przepisów zbrodniarza ukarze. Oddawcy zaś lisa owe dwa gąsiory jako godne wynagrodzenie ustąpione będą”. „Dnia 29 m. i r. b. jechała fura Żydów. Die ganze Familie składała się aus eine Maciore, tsiech duźich Żydziech, dwóch malich i sieść śtuk Żydziątek; wsiscy siedziali na kupie, kieby śledziów holenderskich. Tymczasem zawadzili o kamień, wywrócili i następującym porządkiem na piasku leżeli: naprzód bachorki, każde w innej pozycji, większa część z zadartymi do góry nóżkami, a na nich Maciore, stękająca pod ciężarem Żydów, którym w locie z impetu krymki pozlatywały”. 36 „Kurier Szafarski” był parodią „Kuriera Warszawskiego”, popularnej gazety, którą mógł czytać ojciec Fryderyka 37 „Dnia 2 m. r. b. w Białkowie wszczęła się między psem a kotem o kawałek na drodze leżącego mięsa zacięta bitwa. Obydwaj męże z nieustraszonym walczyli umysłem; zapach mięsa wzbudzał męstwo, a apetyt zazdrość wzajemną; długo mężnie się ścierali; długo los nierozstrzygnięty strachem przejmował widzów; aż nareszcie kot, wydrapawszy ostrymi pazury oczy już zmordowanemu walką i osłabionemu licznymi ranami Szpicowi, po dwakroć jeszcze odepchnięty, dusi go… a gdy wszyscy, zdziwieni, ubolewają nad losem biednego psiny, zwycięzca kawał mięsa w triumfie podnosi; niedługo jednak, ciężkimi okryty bliznami, mdleje, pada… przewraca się… i… zdycha”. Te zabawne listy świadczą o wyśmienitym słuchu Fryderyka, wyczulonym nie tylko na muzykę, ale i na różne brzmienia i style polszczyzny. Widać w nich również ostre reporterskie pióro – błahe zdarzenia zostały ukazane tak, jakby żyła nimi cała okolica. Chopin byłby niezłym dziennikarzem, gdyby oczywiście nie został aktorem, pisarzem lub kompozytorem… Z „Kuriera Szafarskiego” dowiemy się nie tylko o kolejnych stadiach choroby krowy czy o krwawych zbrodniach psów i kotów szafarskich. Jednym z głównych bohaterów tej gazety jest niejaki Pan Pichon – czyli sam Fryderyk. Dowiadujemy się o jego kolejnych muzycznych fascynacjach i przygodach: W lipcu 1827 roku Fryderyk odbył podróż do Gdańska. Po drodze zwiedził Płock „Dnia 15 Sierpnia r. b. na Zgromadzeniu muzycznym w Szafarni, złożonym z kilkunastu osób i półosóbek, popisywał się JP. P i c h o n i grał koncert Kalkbrennera, który atoli nie tyle zrobił wrażenia, szczególniej na małych figurkach, ile Żydek grany przez tegoż Pana Pichona”. W czasie gdy Fryderyk podróżował do Gdańska, Chopinowie przeprowadzili się do mieszkania w pałacu Krasińskich „Dnia 29 m. r. b. Pan Pichon przejeżdżając przez Nieszawę usłyszał na płocie siedzącą C a t a l a n i , która coś całą gębą śpiewała. Zajęło go to mocno, a lubo usłyszał arią i głos, niekontent jednak z tego, starał się wiersze usłyszeć. Po dwakroć przechodził koło płotu, ale na próżno, bo nic nie zrozumiał; aż na koniec, zdjęty ciekawością, dobył trzech groszy, obiecał je śpiewaczce, byleby mu śpiewkę powtórzyła. Długo się kręciła, krzywiła i wymawiała, lecz zachęcona trzema groszami, zdecydowała się i zaczęła śpiewać mazureczka, z którego Redaktor, za pozwoleniem zwierzchności i Cenzury, na wzór jednę tylko strofę przytacza: Patsajze tam za gulami, za gulami, jak to wilk tańcuje, A wsakzeć on nie ma żony, bo się tak frasuje…” Podczas wakacji w Szafarni Fryderyk zwiedził Toruń. Trzy lata później odbył podróż do Gdańska. W edukacji chłopca z dobrego domu podróże odgrywały dużą rolę. Dlatego już wkrótce po raz pierwszy miał wyjechać za granicę… Dorota Wątkowska Fragment plakatu zgłoszonego na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” 39 Rysownik i karykaturzysta 40 Rysunki Fryderyka świadczą, że był on również utalentowany plastycznie. Rysował portrety osób odwiedzających dom jego rodziców, karykatury znanych postaci, pejzaże. Fryderyk rysował w pamiętnikach należących do jego znajomych i przyjaciół, dodając wiersze oraz fragmenty własnych utworów. O pewnej przygodzie związanej z rysunkiem młodego Chopina pisze Kazimierz Władysław Wójcicki w swoich wspomnieniach: Rysunki Fryderyka. Sportretowanym mężczyzną jest Samuel Bogumił Linde – autor pierwszego słownika języka polskiego i pierwszy dyrektor liceum, do którego chodził Fryderyk „W liceum na lekcji historii polskiej ile razy wspomniano imiona jak Długosza, Kadłubka, Laskonogiego itp. nazwy charakterystyczne, Fryderyk piórkiem odpowiednie im rysował postacie, pełne wyrazu i śmieszności. Raz pochwycił takim szkicem rektora wówczas Liceum Lindego i trafił mistrzowskim pociągnięciem pióra. Kajet ten dostał się w ręce Lindego. Zacny ten przewodnik młodzieży naszej zwrócił go młodemu autorowi z podpisem: «Kajet dobrze namalowany»”. Fryderyk słynął szczególnie jako karykaturzysta – co szło w parze z jego umiejętnością parodiowania znanych osób i odgrywania zabawnych scenek. Karykatury przywoził także z podróży. Ale jego zdolności plastyczne wykorzystywano także do bardziej praktycznych celów. Jak pisze Wielisław: „W koncypowaniu deseni do astrów [wzorów do haftów] był mistrzem. Pamiętam, długo zachowany przez ciotkę moję, deseń haftu na kołnierzyk z liści i owoców porzeczek, utwór właśnie mistrza fortepianu”. Wszystko, czym się zajmował, przychodziło mu z lekkością, w zabawie, bez trudu i mozołu. Był urodzonym artystą, do tego obdarzonym dużym poczuciem humoru, miłym charakterem i skłonnością do zabawy – dlatego był powszechnie lubiany i podziwiany. Nie wiemy zbyt wiele o tym, by miał w Warszawie zagorzałych przeciwników. A przecież w tym samym czasie w literaturze odbywał się wielki 41 światopoglądowy spór między klasykami i romantykami. Ten spór ominął jednak muzykę Chopina, której zawsze przyznawano wielką rangę. Ci, którzy znali wszechstronne uzdolnienia Fryderyka, twierdzili, że czeka go wielka przyszłość, niezależnie, którą ścieżką życiową pójdzie. Józefa z Wodzińskich Kościelska pisała o nim tak: „Wrażenie, jakie robił, a które mi do dziś dnia pozostało w pamięci, daje się sformułować w krótkich słowach: oto, że był to prawdziwy geniusz, i to geniusz wszechstronny, który do czegokolwiek się wziął, wszystko robił doskonale. Jestem przekonana, że gdyby się był poświęcił jakiej innej sztuce, np. malarstwu, również i w tej dziedzinie tworzyłby rzeczy genialne. Gdyby się był poświęcił poezji, z pewnością zostałby znakomitym poetą. Jego wiersze zarówno jak rysunki i akwarele, rzucane na papier od niechcenia, w chwilach dobrego humoru, były arcyzabawne”. Genialnie uzdolniony młodzieniec mógł więc zostać malarzem, poetą, aktorem, reporterem, ale najbardziej pasjonowała go muzyka – pozostałe zdolności wykorzystywał tylko w zabawie. Żeby jednak odpowiednio ukierunkować swój talent i zainteresowania, potrzebował nauczyciela. Dlaczego narysował mnie ardo? Chopin, a nie Leon Karykatury z roku 1839. Fryderyk rysował nie tylko w dzieciństwie 42 Piotr Micherewicz Plakat wyróżniony w konkursie „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Nauczyciele i mistrzowie Fryderyk Chopin miał w życiu tylko dwóch prawdziwych nauczycieli. Jeden nauczył go podstaw gry na fortepianie, drugi – kompozycji, ale żaden z nich nie odcisnął na nim swojego piętna. Można więc powiedzieć, że Fryderyk miał szczęście do nauczycieli. Chociaż nie byli wybitnymi artystami, pomogli swojemu uczniowi wydobyć to, co było w nim najlepsze. Pierwszym nauczycielem Fryderyka był Wojciech Żywny – postać zabawna, ale wspominana z czułością i sympatią. Zacytujmy znów Wielisława: „Pisząc o rodzinie Szopenów trudno nie wspomnieć o nauczycielu muzyki Fryderyka i panien, tak z rodziną tą zżytym, że można go uważać jakby za należącego do niej. Nauczycielem tym był Czech rodem, Żywny, podobno dawny kapelmistrz austriacki. Żywny był jedną z tych typowych postaci przeszłości, których dziś już nie ujrzeć. Olbrzymie rozmiary miał jego nos, wcześnie ukameryzowany na kolor fioletowy wskutek nadmiernego zamiłowania tabaki i napoju gambrynusowego [piwa]. Tabakę zażywał Żywny tak namiętnie, że nos, broda, biały krawat, kamizelka, klapy od surduta tabaczkowego koloru, wszystko było tabaką powalane. […] Oprócz ogromnej tabakiery, mieszczącej pół funta proszku, z wizerunkiem Mozarta czy Haydna na wierzchu, i olbrzymiej chustki, czerwonej w kraty, nosił Żywny zawsze w pogotowiu niemałych rozmiarów ołówek czworokanciasty; poprawiał nim napotykane w nutach pomyłki, a czasami po palcach lub głowie karcił mniej pojętnych lub nieuważnych uczniów”. Andrzej Edward Koźmian, starszy kolega Fryderyka, tak komentował ten uczniowsko-nauczycielski duet: ,,Dobry staruszek Żywny, który i mnie także uczył i nie nauczył grać na fortepianie, był to może jeden z najpośledniejszych nauczycieli muzyki w Warszawie. Przecież Chopin był jego uczniem, co dowodzi, że aby być swojego rodzaju Aleksandrem Wielkim, niekoniecznie trzeba mieć Arystotelesa na mistrza”. aby być swojego rodzaju Aleksandrem Wielkim, niekoniecznie trzeba mieć Arystotelesa na mistrza Andrzej Edward Koźmian Maria Szymanowska – polska pianistka i kompozytorka, należała do największych wirtuozów swoich czasów. Fryderyk słuchał na żywo jej występów i podziwiał jej kompozycje. Z Marią Szymanowską przyjaźnił się Adam Mickiewicz, jej córka Celina została żoną poety mądry pan Józef Elsner poznał doskonale, co za poeta tkwi w tym młodym, bladym marzycielu Hieronim Truhn Wybitna śpiewaczka Henrietta Sontag wystąpiła w Warszawie z okazji przyjazdu cara. Fryderyk pisał o niej: „Panna Sontag nie jest piękna, ale ładna do najwyższego stopnia. Czaruje wszystkich swoim głosem” Chopin zdawał sobie sprawę ze śmiesznostek i wad swojego nauczyciela i w listach przedstawiał jego zabawne portrety. Był jednak do niego bardzo przywiązany i dobrą pamięć o nim zachował do końca życia. To Żywny przecież wprowadził go do świata muzyki, zapoznał go z jej bogactwem – od Bacha przez Mozarta do Beethovena. Po sześciu latach nauki mistrz uczciwie orzekł, że niczego już nie jest w stanie swojego ucznia nauczyć. Już jako dwunastolatek Fryderyk był dojrzałym pianistą. Tak naprawdę nauczyciel był potrzebny tylko po to, by przekazać młodemu uczniowi podstawy gry na fortepianie. Gdy je zdobył, pozostawiono mu tyle wolności, by mógł sam kierować swoim rozwojem. Julian Fontana, wieloletni przyjaciel Fryderyka, przyznawał: „Chopin miał tylko jednego nauczyciela gry na fortepianie, Żywnego, który mu udzielał pierwszych zasad tej gry. Postępy dziecka były tak nadzwyczajne, że i rodzice, i ten nauczyciel uważali za stosowne, gdy doszło do 12 lat życia, pozostawić je jego własnemu instynktowi i tylko śledzić jego rozwój, zamiast nim kierować”. Poza tym Fryderyk pobierał lekcje nauki gry na organach u Václava Viléma Würfla. Würfel nauczył go także modnej techniki brillant, pełnej efektownych zdobień i technicznych popisów. Wkrótce jednak ważniejsze niż szkolenie wirtuozerskiego kunsztu stało się ukierunkowanie młodego Fryderyka jako kompozytora. I o ile nauczyciela fortepianu zapewniono mu raczej kiepskiego, o tyle kompozycji uczył Fryderyka najbardziej szanowany ówczesny polski kompozytor, wieloletni dyrektor warszawskiej opery, a później rektor konserwatorium – Józef Elsner. Kompozycje Elsnera cieszyły się w Warszawie dużą popularnością. Na salonach tańczono skomponowane przez niego polonezy i mazury, w teatrach oklaskiwano jego opery, uważano go za jednego z ojców polskiej muzyki narodowej. Do tego miał dobrą rękę do uczniów. Muzyk niemiecki Hieronim Truhn napisał w swoich Listach z podróży: „Gdy wszyscy w Warszawie twierdzili, że Chopin schodzi na manowce, że to, co tworzy, nie jest żadną muzyką, że winien pazurami i zębami trzymać się Hummla, mądry pan Józef Elsner poznał doskonale, co za poeta tkwi w tym młodym, bladym marzycielu, od razu zorientował się, że ma przed sobą twórcę nowej epoki w dziedzinie gry fortepianowej, i nie pozwolił nałożyć mu wędzidła, zdawszy sobie sprawę, że tak wysokiej krwi rumak musi być kierowany bardzo ostrożnie i nie może być poddany zwykłemu trenowaniu i krępowaniu, o ile ma zwycięsko dojść do celu”. Johann Nepomuk Hummel był wówczas najbardziej podziwianym wirtuozem fortepianu, kompozytorem modnych utworów w stylu brillant. Chopin przyglądał się grze słynnych wirtuozów i występom operowych diw. Wielkie wrażenie zrobili na nim skrzypek Niccolò Paganini czy sopranistka Henrietta Sontag, którzy odwiedzili Warszawę, a także polska pianistka Maria Szymanowska. Czerpał z ich muzyki inspirację, ale nie stał się niczyim naśladowcą. Fryderyk nigdy nie krył wdzięczności wobec swoich nauczycieli. Uważał, że to im zawdzięcza swoje sukcesy. Po pierwszych, zakończonych sukcesem koncertach w Wiedniu pisał o tym wprost w liście do rodziców: „Wczoraj Schuppanzigh wspominał, iż kiedy tak prędko Wiedeń opuszczam, to powinienem wkrótce wrócić. Odpowiedziałem, że przyjadę się uczyć; na to ów baron wtrącił: «iż w takim razie nie mam po co przyjeżdżać» – a co zostało innymi głosami potwierdzone. Są to komplimenta, ale pocieszające. Nikt mię tu za ucznia brać nie chce. Blahetka powiedział, iż się niczemu tyle nie dziwi, jak że ja się w Warszawie tego nauczyłem. Odpowiedziałem, iż z p. Żywnym i Elsnerem największy osioł by się nauczył ”. To nie wina Żywnego i Elsnera, że niewiele nauczyli Fryderyka. Po prostu nie było na świecie nikogo, kto mógł go wiele nauczyć. Włoski skrzypek Niccolò Paganini. Z okazji uroczystości koronacyjnych cara Mikołaja I na króla polskiego odbył się jego pojedynek z polskim wirtuozem Karolem Lipińskim Portret Józefa Elsnera z początku XIX wieku. Fryderyk dedykował mu swoją Sonatę c-moll op. 4 na fortepian Johann Nepomuk Hummel koncertował w Warszawie w roku 1828. Fryderyk poznał go osobiście Wojciech Żywny uczył Fryderyka gry na fortepianie. Był stałym gościem Chopinów, traktowano go niemal jak członka rodziny 48 Janusz Łach Plakat zgłoszony na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Janusz Olejniczak twierdzi, że jest zaprzyjaźniony z duchem Chopina. Urodził się w roku 1952. Tak samo jak Fryderyk naukę gry na pianinie rozpoczął w wieku sześciu lat. Ukończył klasę fortepianu w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Jako osiemnastolatek zdobył VI nagrodę na VIII Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina. Na początku lat siedemdziesiątych studiował indywidualnie pianistykę w Paryżu. Występował niemal we wszystkich krajach Europy oraz w Japonii, obu Amerykach, Australii i na Kubie. Jako aktor wystąpił w roli Fryderyka w filmie Andrzeja Żuławskiego Błękitna nuta (1991). Ponadto nagrał większość partii fortepianowych do filmu Chopin. Pragnienie miłości Jerzego Antczaka oraz do Pianisty Romana Polańskiego. Nagrał wiele płyt z jego muzyką. Należy do rady programowej Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Tak mówił o swoich pierwszych kontaktach z muzyką Chopina: „Były pełne spontaniczności, zachwytu nad wieloma frazami, świeżości spojrzenia. Życie zniszczyło potem wiele z tej bezpośredniości, przyszła refleksja, były przemyślenia. Szuka się pomysłów na tę czy inną frazę, myśli o pojedynczych motywach – i gubi się to pierwsze, naturalne podejście. Często stosuje się «chwyty», które wydają się ciekawymi muzycznymi propozycjami, a są tylko powierzchownymi zagrywkami, jakimiś grepsami. A Chopin nie znosi rutyny, trzeba go odczuwać wciąż na nowo, łączyć dojrzałe przeżycie ze spontaniczną emocją. Dlatego muzyka Chopina jest bardzo trudna do grania, ale kiedy znajdzie się odpowiedni klucz do niej, nie ma większej satysfakcji, niż granie Chopina”. I o jego muzyce: 20 0 j e i n ź ó lat p „Jest jak rajski ptak, który wciąż się wymyka z rąk. Tylko czasami udaje się uchwycić jej istotę, zbliżyć się do niej. Oferuje nieskończoną możliwość interpretacji, pozwala na ciągłą pracę nad własną estetyką, nad kształtowaniem swoich gustów, daje szansę odmiennego spojrzenia na ten sam utwór, indywidualnego i ciągle nowego podejścia. Jest w muzyce Chopina coś takiego, że za każdym razem chce się zagrać ten sam fragment inaczej, wyrzeźbić tę samą frazę na nowo. Podczas wykonywania utworów Chopina potrzebna jest koncepcja całości. Ale ostateczną wizję tworzę w trakcie grania. Pokora wobec Chopina nie pozwala mi przyjąć jednej wersji, powiedzieć, że jakiś fragment jest nieodwołalnie najlepszy właśnie w takiej postaci. Muszę więc próbować wciąż na nowo”. Liceum Zanim poszedł do liceum, Fryderyk odebrał gruntowne wykształcenie domowe. Nic dziwnego – jego ojciec był przecież guwernerem, profesorem w liceum, a w domu Chopinów stacjonowali uczniowie najlepszych warszawskich szkół. Fryderyk poszedł do szkoły dopiero w wieku trzynastu lat, od razu do czwartej klasy, i od początku wyróżniał się w nauce. W liceum zawarł też wiele przyjaźni, którym pozostał wierny do końca życia. Również jako uczeń liceum Fryderyk rozwijał swoje zdolności muzyczne. Jego talent wykorzystano na przykład podczas mszy dla uczniów w kościele Wizytek, gdzie grał na organach. W liście do Jana Białobłockiego z 1825 roku pisał: Liceum Warszawskie mieściło się najpierw w pałacu Saskim, później przeniesiono je do Pałacu Kazimierzowskiego „Zostałem organistą Licejskim. Moja żona zatem, jako też i wszystkie dzieci, z dwóch przyczyn, szanować mię muszą. Ha, Mości Panie Dobrodzieju, co to ze mnie za głowa! Pierwsza osoba w całym Liceum po Ks. Proboszczu! Gram co tydzień, w niedziele, u Wizytek na organach, a reszta śpiewa”. Kościół Wizytek, w którym Fryderyk grywał na organach podczas mszy dla uczniów liceum Później będzie kontynuował grę na organach już jako uczeń konserwatorium. Fryderyk lubił organy, chętnie grywał również na rozmaitych nowych wynalazkach, takich jak choralion czy eolipantalion – będących połączeniem fortepianu lub pianina z organami. Dziewiętnastoletni Fryderyk Chopin na portrecie Ambrożego Miroszewskiego 53 Studia muzyczne Fryderyk chodził do liceum tylko trzy lata i w ogóle nie podszedł do matury. Uznano, że lepiej będzie, jeśli uczeń poświęci swój czas i wątłe siły na rozwój swojego talentu pianistycznego i kompozytorskiego. Skończyło się bieganie od salonu do salonu i zabawianie towarzystwa, które lubiło słuchać improwizacji młodego Fryderyka. Postanowiono podreperować jego zdrowie i skierować go na naukę do Józefa Elsnera i innych profesorów konserwatorium. W roku 1826 tak pisał Fryderyk do swojego przyjaciela Jana Białobłockiego: „Dowiedzże się, moje życie, przy tej okazji, że do Liceum nie chodzę. Albowiem głupstwem by było siedzieć z musu 6 godzin na dzień, kiedy mi doktorzy niemieccy i niemiecko-polscy chodzić, ile możności, dużo kazali; byłoby to głupstwo drugi raz tego samego słuchać, kiedy tymczasem czego innego przez ten rok nauczyć się można. Tym końcem chodzę do Elsnera na kontrapunkt ścisły 6 godzin na tydzień; słucham Brodzińskiego, Bentkowskiego i innych, w jakimkolwiek związku będących obiektów z muzyką. Idę spać o 9-tej. Wszystkie herbaty, wieczory, baliki w łeb wzięły. Piję wodę emetyczną z rozkazu Malcza i klejem owsianym tylko się pasę quasi koń”. Rok później Fryderyk zapisał się do Szkoły Głównej Muzyki, będącej częścią Uniwersytetu Warszawskiego, której rektorem był Józef Elsner. Szkoła ta mieściła się w dawnym klasztorze Bernardynek na Mariensztacie. Przyklasztorny kościół na placu Zamkowym zamieniono na salę koncertową, w której występowali uczniowie konserwatorium, a wśród nich także Fryderyk. 54 Krakowskie Przedmieście – widok z placu Zamkowego. Po lewej stronie znajduje się budynek Szkoły Głównej Muzyki Podobnie jak w liceum Fryderyk przygrywał na organach do mszy, w których uczestniczyli słuchacze konserwatorium i pozostali studenci uniwersytetu. Józef Sikorski wspominał, że niejednokrotnie muzyka brała górę nad liturgią: „Chopin, mianowicie w ostatnim roku swego pobytu w Warszawie, częstym na chórze bywał gościem i chętnie grywał na organach to fugi rozmaitych mistrzów, to własne improwizacje. […] I zdarzyło się raz w przerwie między ustępami mszy wykonywanej z orkiestrą, że Chopin siadł do organu i za temat wziąwszy zwyczajem sławnych organistów motyw ostatniego ustępu jął wylewać z niego bogactwo pomysłów tak wielkie i nieprzerwanym płynące potokiem, że wszyscy, od najstarszych do najmłodszych, ściśnięci około ławki grającego, zadumani, porwani, zapomnieli o miejscu i obowiązkach, na których pełnienie się zebrali”. W lipcu 1829 roku Fryderyk zdał końcowy egzamin w Szkole Głównej Muzyki i ostatecznie zakończył naukę. Józef Elsner napisał o nim wówczas w dzienniku: „Szczególna zdatność, geniusz muzyczny”. Fryderyk opuścił szkoły i nauczycieli i poszedł własną drogą… Jerzy Tchórzewski Fragment plakatu wyróżnionego w konkursie „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” 55 Przyjaciele Fryderyk był wierny przyjaźniom. Z wieloma kolegami z liceum czy konserwatorium utrzymywał kontakty i przyjaźnił się do końca życia. Tytus Woyciechowski – jego najlepszy przyjaciel, do którego zaadresował wiele swoich listów i z którym grywał na fortepianie na cztery ręce – po ukończeniu szkół osiadł w swoim majątku w Poturzynie na Lubelszczyźnie. Drugi – Jan Matuszyński, lekarz, mieszkał wraz z Fryderykiem w Paryżu. Pierwszy z jego wielkich przyjaciół – Jan Białobłocki – zmarł młodo na gruźlicę. Julian Fontana – również pianista, student prawa i kompozycji – zajmował się edycją utworów Fryderyka. U Dziewanowskich w Szafarni i u rodziny Konstantego Pruszaka w Sannikach młody Chopin spędzał letnie wakacje. Był lubiany wśród kolegów – nie tylko dzięki swojemu talentowi. Jak pisała Józefa Wodzińska: „To, iż mały Frycek już wtedy uchodził za najlepszego w Warszawie fortepianistę, mniej mu nadawało uroku w naszych oczach, niż to, że żaden z chłopców nie był tak skory do zabawy i figlów jak on”. Jan Matuszyński – został lekarzem i mieszkał wraz z Fryderykiem w Paryżu. Świetnie grał na flecie i często wspólnie muzykowali 56 Nic dziwnego, że jego przyjaciółka z dzieciństwa Aleksandryna de Moriolles nazywała go Panem Diabełkiem. Listy Fryderyka do przyjaciół są bezcenną kopalnią wiedzy na temat jego życia. Zazwyczaj powściągliwy, w nich zdradzał swoje uczucia, odkrywał lęki, zmartwienia i radości. W listach tych zawarte są także informacje o jego rozwijającej się karierze – widzimy zabiegi młodego kompozytora zmierzające do tego, by zyskać uznanie publiczności, odwagę artysty prezentującego swoje nowe utwory, a jednocześnie obawy przed ośmieszeniem i odrzuceniem. Listy te są pisane charakterystycznym stylem – wiele w nich zapewnień o miłości i przyjaźni, wiele czułości wskazującej raczej na związek kochanków niż na przyjaźń kolegów z klasy. Cóż, panował romantyzm i czułość była w modzie. Ewa Pawluczuk Fragment plakatu zgłoszonego na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Tytus Woyciechowski – jego najlepszy przyjaciel, do którego zaadresował wiele listów i z którym grywał na fortepianie na cztery ręce – po ukończeniu szkoły osiadł w swoim majątku w Poturzynie na Lubelszczyźnie Pierwsze koncerty W drodze powrotnej z Dusznik Fryderyk zwiedził Wrocław Fryderyk już jako mały chłopiec koncertował w domu oraz w najważniejszych warszawskich salonach. Czym innym były jednak salonowe popisy wśród zaproszonych gości, a czym innym publiczne występy, na które trzeba było kupić bilet. Pierwszy publiczny występ Fryderyk dał w wieku ośmiu lat w pałacu Saskim – na koncercie zorganizowanym przez Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności. Później koncertował także w budynku Resursy Kupieckiej przy ulicy Miodowej na Nowym Świecie oraz w gmachu Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności. Jeden z publicznych występów Fryderyka odbył się niespodziewanie podczas jego pobytu w sanatorium. Pisano o tym w gazecie: „List w tych dniach odebrany z Kudowy ze Szląska (o dwie mile od Reinertz [Duszniki-Zdrój]) zaszczytnie donosi o młodym artyście polskim Fryderyku Chopin, który z zalecenia doktorów warszawskich dla polepszenia zdrowia zostaje od niejakiego czasu w Reinertz. Tam bowiem, gdy kilkoro dzieci przez śmierć ojca do wód na kuracją przybyłego sierotami stały się, p. Chopin, ośmielony przez osoby talent jego znające, dał dwa koncerta na dochód tychże, co jemu wiele chwały, a tym nieszczęśliwym niepospolite wsparcie przyniosło. (Ten młodzieniec po wielekroć w Warszawie dał się słyszeć na fortepianie i zawsze najzasłużeńsze odbierał uwielbienia pięknego talentu)”. Fryderyk przebywał w Dusznikach na Śląsku, zwanych wówczas Reinertz, w roku 1826 wraz z siostrami i matką, aby podratować zdrowie, zagrożone tak jak w wypadku Emilii gruźlicą. Pobyt w sanatorium okazał się dla niego bardzo korzystny. W ten oto sposób Fryderyk stawał się profesjonalnym muzykiem. Złoty zegarek podarowany dziesięcioletniemu Fryderykowi przez Angelicę Catalani 59 Większość utworów Fryderyka miała premiery na warszawskich salonach – to w nich zdobywał szlify jako pianista i jako kompozytor. W modzie było wówczas granie improwizacji na tematy popularnych arii operowych albo tworzenie wiązanek znanych melodii. Chopin lubił zwłaszcza improwizować. Jego kunszt pod tym względem potrafili docenić także wybredni bywalcy wiedeńskich sal koncertowych. Trzeba jednak pamiętać, że jako dwudziestolatek Fryderyk miał już kilkunastoletnie doświadczenie i jako wirtuoz, i jako improwizator, i jako kompozytor. Lubił scenę i publiczność skupiającą uwagę na jego grze. Wielisław wspominał: „Mnie wówczas style muzyczne nie obchodziły; wolałem torty, wina i ciasta; pamiętam jednak sute oklaski dane Fryderykowi po wykonaniu jakiejś sztuki; w oklaskach tych rodziła się przyszła sława świata i chwała narodu. Pamiętam, że po odegraniu jakiegoś mazura czy oberka, może oryginalnej kompozycji lub improwizacji Fryderyka, Skarbek, naówczas już profesor Uniwersytetu, zerwał się z krzesła i czule imiennika swego wyściskał; Elsner winszował takiego talentu; całe zgromadzenie, jakby jednym prądem porwane, i samego koncertanta, i jego rodziców słowami gorącego uznania obsypywało”. Występ dziesięcioletniego Fryderyka widziała słynna sopranistka Angelica Catalani. Jego gra tak ją zachwyciła, że ofiarowała mu złoty zegarek z wygrawerowaną dedykacją, który Fryderyk zachował do końca życia. W wieku piętnastu lat grał już dla samego cara Aleksandra I w kościele ewangelicko-augsburskim w Warszawie, co nawet dla dużo bardziej doświadczonego i utytułowanego muzyka było wówczas wielkim honorem. Urzeczony występem Fryderyka car podarował mu pierścień z brylantem. Fryderyk nie interesował się polityką. Przez młodzież zaangażowaną politycznie car był uważany za wroga, okupanta sprawującego prawdziwą władzę w podległym wobec Imperium Rosyjskiego Królestwie Kongresowym. Chopin był patriotą, ale nie rozstrzygał, czy powinien grać dla cara czy nie – jego muzyka miała istnieć ponad wszelkimi politycznymi czy narodowościowymi podziałami. Niemniej pierścień z brylantem sprzedał… Włoska śpiewaczka Angelica Catalani – słynna operowa diwa tamtych czasów 60 Apolonia Bronakowska Plakat zgłoszony na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Klaudia Pasternak studiowała w tej samej szkole co Fryderyk Chopin. Komponuje od dziecka. Dziś jest jedną z najbardziej utytułowanych polskich kompozytorek. Urodziła się w roku 1980 w Warszawie. Swój pierwszy utwór – Suitę na fortepian – skomponowała w wieku dwunastu lat. Ukończyła dyrygenturę i kompozycję na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Jej kompozycje są grane w Polsce i za granicą. Jest laureatką wielu konkursów kompozytorskich. Po raz pierwszy nagrodę za swoją kompozycję zdobyła w wieku siedemnastu lat. Zajmuje się również dyrygenturą symfoniczno-operową. Tak mówi o dyrygentkach: „Niezachwiana pewność siebie, pewność we wszystkim, co muzyczne, to cecha przypisywana głównie męskim charakterom. Dyrygent musi się szybko ruszać, machać rękami przez dwie, czasem nawet trzy godziny bez przerwy, a do tego musi wykonywać pajacyki, wkręcanie żarówek, prostowanie rąk, stanie w rozkroku. Po koncercie można go wyżąć jak mokry ręcznik. Kobieta decydująca się na takie zajęcie musi liczyć się z tym, że może wizualnie utracić coś ze swej świeżości, i to też wymaga sporej odwagi. Ale nagroda za wysiłek to gwarancja zachowania kondycji tak fizycznej, jak i duchowej”. 0 0 2 j e i n ź ó p lat Pierwsze kompozycje „Gazeta Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego” z 1818 roku donosiła: „Do szczegółów bytności N. Cesarzowej Matki w Uniwersytecie i Liceum Warszawskim dodać należy, iż gdy była w drugiej klasie tegoż Liceum, p. Chopin, dziewięcioletni młodzieniec, a syn profesora w Liceum, przy tak młodocianym wieku biegły już w muzyce, ofiarował N. Cesarzowej dwa własnej roboty tańce polskie na fortepiano, które Monarchini, pochwaliwszy tak wczesny talent młodzieńca i zachęciwszy go do postępu, nader uprzejmie od niego przyjęła”. 64 Pierwsza strona Mazurka E-dur opus 6, nr 3 z 1830 roku, wpisana w albumie nieznanej osoby Karta tytułowa Ronda c-moll opus 1 z 1825 roku Fryderyk ofiarował dwa swoje tańce matce cara. Później sprezentował marsza wielkiemu księciu Konstantemu. Marsz ten bardzo przypadł namiestnikowi i bratu cesarza do gustu i grywano go podczas parad, których książę – zwierzchnik polskich sił zbrojnych – był wielkim miłośnikiem. Fryderyk komponował od dziecka i nawet jego młodzieńcze utwory są dzisiaj grane przez wielkich wirtuozów. Pomiędzy piętnastym a dwudziestym rokiem życia Fryderyk Chopin skomponował wiele w pełni dojrzałych utworów. Przede wszystkim dwa Koncerty fortepianowe – e-moll i f-moll, Grande Pollonaise Brillante Es-dur, dwa Grandes Valses Brillantes, Rondo à la Krakowiak oraz Fantazję As-dur na tematy polskie. Wydawcy publikowali nawet najwcześniejsze utwory Fryderyka. Pierwszym jego drukowanym dziełem był Polonez g-moll z roku 1817. Dodatkowo inni kompozytorzy przerabiali tematy z jego koncertów na tańce, które zdobywały wielką popularność na balach i innych spotkaniach towarzyskich. Oprócz poważnych utworów na fortepian Fryderyk komponował również pieśni do znanych wierszy, często autorstwa swoich przyjaciół, które również cieszyły się dużą popularnością. 65 Podróż do Berlina W końcu Fryderyk wyruszył w pierwszą podróż zagraniczną – do Berlina. W liście do przyjaciela, Tytusa Woyciechowskiego, pisał: „Jadę dziś do Berlina. Na jedną operę Spontiniego; jadę dyliżansem dla spróbowania sił. Powodem tego są jednakże małpy ze wszystkich gabinetów europejskich”. Przyjaciel jego ojca, profesor zoologii Feliks Jarocki, wziął go ze sobą na kongres przyrodników, któremu przewodniczył słynny uczony Wilhelm von Humboldt. W listach Fryderyk opisał obrady naukowców, które obserwował, doznania muzyczne, jakich doświadczył, a także wrażenie, jakie zrobił na nim Berlin: „W niedzielę około 3-ciej po południu przydyliżansowaliśmy do tego za wielkiego miasta. Z poczty zaprowadzono nas prosto do oberży «Pod Kronprinzem» i tam dotąd stoimy. Dobrze nam tu i wygodnie. […] Dotychczas prócz gabinetu zoologicznego nic jeszcze nie widziałem, miasto jednakże znam już po większej części, albowiem przez te dwa dni łaziłem tylko i gawroniłem się po piękniejszych ulicach i mostach. Nie będę się trudził wyszczególnieniem znaczniejszych budowli, jak wrócę, to opowiem; ogólne zaś moje zdanie o Berlinie: że za szeroki dla Niemców, zdaje się, że jeszcze drugie tyle ludności zmieścić by się w nim mogło”. Fryderyk nie zachwycił się Berlinem, nie zrobiły na nim również wrażenia mieszkanki tego miasta: „Marylski za grosz gustu nie ma, jeżeli mówi, że berlinki są piękne: są to wszystko same gołe szczęki, alias gęby bez zębów. A stroją się, to prawda, ale szkoda owych pociętych pysznych muślinów na takie lalki irszane”. Marylski za grosz gustu nie ma, jeżeli mówi, że berlinki są piękne: są to wszystko same gołe szczęki, alias gęby bez zębów Fry deryk Chopin 66 W drodze powrotnej zdarzyła się Fryderykowi pewna przygoda: „Zajechano do stacji Cylichawa. – Tu przywitał poczthalter podróżnych oświadczeniem, że nie ma koni i że te dopiero za jaką godzinę przybędą. Wtem spostrzega Chopin piano otwarte, zbliża się i od niechcenia kilka uderza akordów. Rozciekawiony poczthalter, namiętny wielbiciel muzyki, poznawszy po tych kilku uderzeniach i pasażach skończonego wirtuoza, wchodzi z córkami do pasażerni, składając ręce błaga Chopina, aby grał, ile mu się podoba, a nie lękał się opóźnienia w podróży, bo konie silne i rącze stracony czas wynagrodzą. I tak w skromnej salce pasażerskiej zaimprowizowany został znienacka koncert, posypały się jak z rogu obfitości walce, etiudy, mazury”. Następna sta cja: Wilanów Opera Królewska w Berlinie. W roku 1828 Chopin obejrzał w niej wiele nowych, modnych dzieł Wspomnienie o tym koncercie musiało trwać w rodzinie pocztmistrza przez długie lata, zwłaszcza że wkrótce nazwisko Fryderyka stało się sławne na cały świat. Widać, że nie odmawiał on swojej muzyki nikomu. Zagrał wspaniały koncert nieznajomym, zwykłym ludziom, ponieważ tak jak on kochali muzykę. 68 Tomasz Sochacki Fragment plakatu zgłoszonego na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Wiedeńskie koncerty Panorama Wiednia na dziewiętnastowiecznej rycinie Ojciec Fryderyka bardzo zabiegał, aby wysłać syna w długą zagraniczną podróż. Główną przeszkodą uniemożliwiającą ten zamysł był brak funduszy. W roku 1829, po zdanych egzaminach w konserwatorium, w końcu udało się Fryderykowi wyjechać wraz z przyjaciółmi do Wiednia. 1 sierpnia 1829 pisał do rodziny: „Najukochańsi Rodzice i Siostry moje. Szczęśliwie, wesoło, zdrowo, doskonale, nieledwie że wygodnie stanęliśmy wczoraj w Wiedniu”. Wiedeń był wówczas obok Paryża jedną ze stolic muzycznych Europy. Tu przed śmiercią mieszkali i Ludwik van Beethoven, i prekursor romantyzmu Franciszek Schubert. Chopin pojechał tylko zwiedzać miasto i słuchać, jak grają goszczący tam wirtuozi, ale okazało się, że nie uda mu się wyjechać bez zaprezentowania własnych umiejętności. Pisał: „Tutejsi mówią, że Wiedeń dużo by stracił, gdybym wyjechał nie dawszy się słyszeć. Są to wszystko dla mnie rzeczy niepojęte”. Gdzie się obrócę, klekoczą mi wszyscy głowę, ażeby grać Fryderyk Chopin „Na obiedzie było dużo wiedeńczyków, i […] kazali mi wszyscy grać publicznie”. „Gdzie się obrócę, klekoczą mi wszyscy głowę, ażeby grać”. 70 W końcu spotkał osoby, które poważnie zajęły się organizacją jego występu. Jedną z nich był jego dawny nauczyciel gry na organach – Václav Vilém Würfel. „Hrabia Gallenberg poznał mię tamże; on zarządza teatrem, gdzie już kilka nędznych koncertów słyszałem. Haslinger utrzymuje, że dla kompozycji moich lepiej będzie, jak je Wiedeń usłyszy, że gazety zaraz pochlebnie napiszą, za co wszyscy ręczą. Słowem, kto mię usłyszy, każe grać, a Würfel jeszcze tę uwagę dodał, że kiedy już jestem raz w Wiedniu i rzeczy moje mają wyjść niebawem, ażebym koniecznie wystąpił, bo inaczej chyba umyślnie musiałbym przyjechać. Zaręcza, iż teraz pora najstosowniejsza, bo wiedeńczycy głodni są nowej muzyki. […] Chce on, ażebym grał najprzód Wariacje, potem Rondo z krakowiaka, dla uderzenia nowością, a na koniec, ażebym improwizował. Czy przyjdzie do czego? Jeszcze nie wiem”. Fryderyk umiał dbać o swoją sławę i nie mógł zmarnować takiej okazji. Zrobić wrażenie na wiedeńczykach – to wyrobić sobie przepustkę do najlepszych sal koncertowych Europy. Nie musiał więc długo się wahać, skoro jeszcze w tym samym liście dopisał takie postscriptum: „Jużem się zdecydował…” Agnieszka Bochnak Fragment plakatu zgłoszonego na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” 71 „Z przeszłego listu wiadomo Wam, najukochańsi Rodzice, że się dałem namówić na danie koncertu; wczoraj więc, to jest we wtorek, wieczorem o godzinie 7-mej na teatrze cesarsko-królewskim opery na świat wystąpiłem!” Wszystko działo się bardzo szybko. Wydrukowano afisze, przygotowano orkiestrę i Fryderyk Chopin dał swój pierwszy zagraniczny koncert. Zagrał Wariacje na temat „Don Juana” i Rondo à la Krakowiak, a na bis improwizację na temat z opery Biała Dama Boieldieugo oraz polskiej piosenki ludowej Chmiel. Relację z tego wydarzenia zdaje swoim rodzicom w liście: „Strachu wielkiego nie miałem, zwłaszcza że nie było pełno w sali. Przyjaciele moi i koledzy rozstawili się po kątach dla słuchania rozmaitych zdań i krytyk. Celiński może powiedzieć, jak mało nagan słyszano, tylko Hube największą słyszał. Jakaś dama powiedziała: «Schade um den Jungen, dass er so wenig Tournüe hat» [Szkoda, że ten młodzieniec jest tak niepokaźny]. Jeżeli taką tylko dano mi naganę, a przysięgają się, że same jedynie pochwały słyszeli i że nigdy brawa nie zaczynali, więc się nie mam czego turbować! […] Moje parterowe szpiegi zaręczają, że aż skakano na ławkach”. Koledzy Fryderyka wmieszali się w tłum, aby posłuchać, jak reaguje publiczność i jakie komentarze padają na temat nikomu nieznanego pianisty i kompozytora z Polski. Mimo ogólnego aplauzu wciąż pojawiała się jedna krytyka: „Powszechny jednak głos jest, iż za słabo grałem, a raczej za delikatnie dla przyzwyczajonych do tłuczenia fortepianów tutejszych artystów. Spodziewam się tego zarzutu w dzienniku, zwłaszcza że córka redaktora wali strasznie po instrumencie. Nic nie szkodzi; bo przecie nie można nie mieć żadnych ale, a wolę takie, aniżeli gdyby powiedziano, że gram za mocno”. W roku 1829 wciąż modny był wirtuozerski styl brillant, w którym efekt często występował dla samego efektu. Chopin grał zupełnie inną, nową muzykę – romantyczną. Ówczesna publiczność nie była jeszcze w pełni gotowa do jej odbioru. „Pierwsze więc moje wystąpienie o ile było niespodziane, o tyle szczęśliwe. Hube powiada, że człowiek nigdy zwyczajną drogą i podług ułożonego przez siebie planu nie dojdzie do niczego, potrzeba coś losowi zostawić. Tak też na los szczęścia dałem się na koncert namówić. Jeżeli w gazetach mię tak wychłoszczą, że nie będę mógł się więcej światu pokazać, zdecydowałem się malować pokoje, bo pędzlem przez papierek najłatwiej ciągnąć, a zawsze się jest synkiem Apollina”. 72 Agata Jakubowska Plakat zgłoszony na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Fryderyk obawiał się reakcji prasy. Gdyby zawiódł w Wiedniu, jego kariera przestałaby się rozwijać tak dynamicznie jak dotychczas. Poszedł jednak za ciosem i dał drugi koncert: „…grałem drugi raz, bo chcieli, z czego byłem kontent, bo nie powiedzą, że grał raz i uciekł ”. Drugi koncert udał się jeszcze bardziej niż pierwszy. Upalny sierpień nie sprzyjał frekwencji w operach i teatrach, ale tym razem sala była pełna. Tak Fryderyk opisywał swój drugi występ w liście do rodziny: „Jeżeli pierwszą razą zostałem dobrze przyjęty, to wczoraj jeszcze lepiej. Trzy razy brawo się wznawiało, gdym się ukazał na scenie; publiczność liczniej się zgromadziła”. Po udanym debiucie Fryderyk poczuł ulgę – zdenerwowanie i niepewność ustąpiły radości… „Wiedeń mi się podoba i Polaków w nim dosyć; w balecie nawet jest jeden, który podczas mego wystąpienia tyle się o mnie troszczył, że mi sam wodę z cukrem przynosił, dodawał serca itp. – Panu Elsnerowi proszę to wszystko powiedzieć i przeprosić go, że nie piszę, ale tak jestem rozerwany, że nie wiem, gdzie mi się godziny podziewają. Panu Skarbkowi, co mię głównie namawiał na danie koncertu, dziękuję, bo to już wstęp na świat”. Wiedeńska prasa opisywała koncert Chopina niemal w samych superlatywach: „[Chopin] wprawił wszystkich w zdumienie, albowiem przedstawił się jako nie tylko piękny, ale istotnie bardzo wybitny talent, któremu tak co do oryginalności gry, jak i kompozycji można by przyznać pewną genialność, przynajmniej pod względem odbiegającej od zwykłego szablonu formy, oraz uderzającej indywidualności […]. Gra on zupełnie spokojnie, bez zuchwałej brawury, […] a jednak nasza subtelna i wrażliwa publiczność od pierwszej chwili poznała w tym obcym, szerzej nie znanym jeszcze młodzieńcu prawdziwego artystę…” „To jest młody człowiek idący swoją własną drogą, na której wie, jak się podobać, a która znacznie od wszystkich innych koncertowych form się oddala. […] Pan Chopin dzisiaj także podobał się powszechnie”. „Pan Chopin, fortepianista z Warszawy, […] dał się nam poznać jako mistrz pierwszorzędny. Przedziwna delikatność jego uderzenia, nieopisana biegłość techniczna, jego doskonałe, z najgłębszego uczucia wynikające cieniowanie, ciągłość i wzmaganie się tonów, rzadka jasność i przejrzystość interpretacji i jego nacechowane wzniosłą genialnością produkcje muzyczne […] pozwalają w tym samodzielnym, tak hojnie od natury obdarzonym wirtuozie uznać artystę, który nie poprzedzony żadnymi fanfarami reklamy, zjawia się na muzykalnym horyzoncie jako jeden z najjaśniej błyszczących meteorów”. 74 Trzy razy brawo się wznawiało, gdym się ukazał na scenie Fryderyk Chopin Niestety echo sukcesów wiedeńskich do Warszawy nie dotarło. Zrelacjonowano jedną recenzję, i to jeszcze przekręcając ją tak, że dawała wrażenie, iż koncert ogólnie się nie spodobał. Katedra Świętego Stefana w Wiedniu. „Miasto ładne, podoba mi się” – pisał Fryderyk w liście Podróże po Europie Wyprawa Fryderyka oprócz Wiednia obejmowała także inne sławne miasta polskie i europejskie. W liście do Tytusa Woyciechowskiego opisywał podekscytowany cały plan podróży: „Myślałem, że ustnie się dowiesz o moim wielkim wojażu, co by mię więcej było ucieszyło, bo szczerze wolałbym z Tobą gadać – ale kiedy tak, wiedzże, kochanie, żem był w Krakowie, Wiedniu, Pradze, Dreźnie, Wrocławiu. Tydzień pierwszy zszedł nam w Krakowie na samych spacerach i zwiedzaniu okolic krakowskich. Ojców istotnie ładny, ale Ci nie będę o nim wiele pisał, bo choć tam nie byłeś, to wiesz z opisu bardzo wiernego Tańskiej, gdzie co jest i jak jest. W wesołej kompanii, lubo trochę cudzej, zajechałem do Wiednia i jeżeli Kraków mię zajął tak, że mało chwil na myślenie o domu i Tobie poświęcić mogłem, to Wiedeń tak mię zaszałamił, zadurzył, omamił, że dwa tygodnie przeszło siedząc bez listu z domu żadnej nie czułem tęsknoty”. Dalsza część podróży przebiegała spokojnie, kolejne miejsca Fryderyk odwiedzał przelotnie, nie występował, czas spędzał na wizytach u poleconych sobie osobistości, na koncertach, spacerach – chłonął atmosferę odwiedzanych miejsc. Do rodziny zaś pisał: „Po wielkich kuksach i kołataniach w eilwagenie – wczoraj o 12-tej w południe stanęliśmy w Pradze, więc zaraz do table d’hôte [wspólny posiłek w restauracji hotelu]. […] W ogóle miasto piękne, jak z zamkowej góry widać; wielkie, stare i niegdyś zamożne”. 76 W Dreźnie Fryderyk spędził tydzień. Potem przez Wrocław wrócił do Warszawy Kolejne przystanki swojej podróży relacjonował Fryderyk z reporterską skrupulatnością: „Wielmożnemu Imć Państwu Chopinostwu, Profesorstwu w Warszawie, a memu Kochanemu Rodzicielstwu na ten raz od bawiącego w Dreźnie syna. Zdrów jestem i wesoluteńki. Dziś tydzień, jak w Wiedniu nie wiedziałem jeszcze, iż będę w Dreźnie. […] Wczoraj więc o 5-tej rano najętym za dwa talary furmanem wyruszywszy z Teplitz przybyliśmy do Drezna o 4-tej po południu. Spotkałem zaraz Lewińskiego i Łabędzkich. Bardzo mi się podróż szykuje; dziś Faust Goethego, a w sobotę, jak mi Klengel mówił, opera włoska. Wczoraj wieczorem list zaczęty, dziś rano kończę. Ubieram się, idę do barona Kriesego i Morlacchiego, bo nie mam czasu do stracenia”. Fryderyk wracał do Warszawy, wiedząc, że świat stoi przed nim otworem. Przed ponownym wyjazdem za granicę należało jednak zaprezentować się warszawskiej publiczności. Poza tym czekał na niego pierwszy, nieukończony jeszcze koncert na fortepian i orkiestrę… Teatr Narodowy Jest to talent, rzeczywisty, prawdziwy talent „Powszechny Dziennik Krajowy” Na przełomie roku 1829 i 1830 Fryderyk skomponował Koncert fortepianowy f-moll. Zaprezentował go na prywatnych spotkaniach i wśród miłośników muzyki szybko rozeszła się wieść, że jest to utwór geniusza. W końcu w „Powszechnym Dzienniku Krajowym” ukazała się taka informacja: „Jeden ze znawców muzyki zwrócił uwagę moją na młodzieńczy talent, który pod względem kompozycji był dotychczas w ukryciu; na talent pana Chopin, znanego dotąd tylko jako doskonałego fortepianisty. We środę miałem sposobność poznania go i z innej strony: miał u siebie próbę pewnej swojej wyższej kompozycji z całą orkiestrą i grał własny swój koncert. […] Jest to talent, rzeczywisty, prawdziwy talent. Lecz niechże go p. Chopin nie kryje i niech się publicznie da słyszeć”. Teatr Narodowy stał na placu Krasińskich, naprzeciwko pałacu Krasińskich, zwanego też Pałacem Rzeczypospolitej Fryderyk nie dał się długo prosić. Publiczne koncerty były dobrą okazją do zaprezentowania warszawskiej publiczności najnowszego dzieła, które z pewnością miało być dla niego przepustką do europejskich sal koncertowych. Zagraniczna podróż wymagała jednak sporych funduszy – liczył więc także na zysk z biletów. W końcu gazety zaanonsowały, że 17 marca roku 1830 odbędzie się w Teatrze Narodowym koncert, na którym Fryderyk Chopin zaprezentuje swoje kompozycje. Teatr Wielki, który stoi dzisiaj na placu Teatralnym, został otwarty w roku 1833, budynek warszawskiej filharmonii powstał dopiero w roku 1901, Fryderyk miał więc koncertować w starym budynku Teatru Narodowego, znajdującym się na placu Krasińskich. Budynek ten nie grzeszył urodą, ówczesnym ludziom przypominał raczej stodołę niż przybytek sztuki. Również wewnątrz nie zapewniał wysokiego komfortu – zawsze niedogrzany, ciasny, ciemny i brudny. Była to jednak najważniejsza, najbardziej prestiżowa i największa sala koncertowa ówczesnej Warszawy. Występ w niej z pewnością nobilitował młodego kompozytora. Budynek Teatru Narodowego, zaprojektowany przez Bonawenturę Solariego, powstał w roku 1779 z inicjatywy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego Fryderyk zagrał Koncert fortepianowy f-moll i Fantazję A-dur na tematy polskie. W następnych dniach w prasie ukazało się wiele recenzji chwalących kompozytora i wykonawcę w jednej osobie. „Gazeta Warszawska”: Wszystkie zalety znamionujące wirtuoza na fortepianie łączy pan Chopin w najwyższym stopniu: moc, biegłość, nade wszystko czucie stanowią jego główną zaletę, każde uderzenie klawisza jest u niego wyrazem serca. Publiczność warszawska umiała ocenić rzadki talent swego rodaka, mającego wkrótce w dalekich krajach być jej zaszczytem i chlubą, rzęsiste oklaski witały i żegnały występującego artystę…” „Kurier Warszawski”: „Lubownicy muzyki wczoraj w Teatrze Narodowym nader przyjemnie przepędzili wieczór. Znajdowało się osób 800, co dowodzi, że prawdziwy talent nasza publiczność zwykła nagradzać. Młody wirtuoz zadowolił obecnych; przyznano mu, że należy do rzędu znakomitych mistrzów. Okrywano zasłużonymi oklaskami wykonanie jego Koncertu…” „Powszechny Dziennik Krajowy”: „Wykonanie było zupełnie odpowiednie duchowi kompozycji. Przy zwyciężeniu najtrudniejszego mechanizmu, przy najświetniejszych pasażach, przy śpiewie najzrozumialszych i najtkliwszych melodii fortepianista nie chciał nigdzie błyszczeć na koszt całości wrażenia; skromność jego kryła się zawsze, podług potrzeby, za większą lub mniejszą glorią harmonii. Zdaje się, że gra jego mówiła do widzów: to nie ja, to muzyka! […] Miło jest także Polakowi przy rozważaniu tak pięknego talentu, może jeniuszu, wspomnieć, że tak w kompozycji, jak w wykonaniu po wielkiej części duch narodowości się przebijał. Skutkiem podobnej gry było bardzo naturalnie powszechne zachwycenie, a na niektórych twarzach zadziwienie pochodzące zapewne z uczucia, że można bez tych monotonnie powtarzanych, na jedną formę ulanych melodii, bez tych nerwy wstrząsających raptownych uderzeń orkiestry i bez tych wrzaskliwych zakończeń pewnej muzyki dzisiejszej słuchacza w zadumienie wprawić”. 80 Anna Filipczak Fragment plakatu zgłoszonego na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” „Kurier Polski”: „Odgłos powszechny prawie od lat niemowlęcych poprzedzał go i zapowiadał w nim talent rzadko na horyzoncie ukazujący się. Odgłos ten nie powiększył w niczym jego zalet, nie zawiódł wyobrażeń, jakie sobie niejeden o grze tego artysty kreślił. Chociaż zawsze przewyższał innych, którzy w wieku młodocianym grą swoją publicznie w koncertach dawali się słyszeć, nie poszedł ich śladem, ale czas cały poświęcał zupełnemu wykończeniu gry, poznaniu tajemnic harmonii i kunsztu. Czekał chwili dojrzenia czucia, fantazji i zupełnego rozwinięcia sztuki, ażeby za publicznym wystąpieniem zaraz otrzymać niepowszednie miejsce w rzędzie mistrzów i kompozytorów tego instrumentu”. W recenzjach pochwały przeplatają się z obawami i troską. Z jednej strony dostrzegano kunszt młodego artysty i przewidywano, że doceni go również publiczność zagraniczna, z drugiej – obawiano się, czy młodzieniec nie roztrwoni swojego talentu na wirtuozerskie popisy i podążanie za światowymi modami. A jednak życie salonowe Fryderyka nie zepsuło, wręcz przeciwnie – wiedział, co jest modne i co wzbudza aplauz widowni, ale poszedł wbrew łatwym rozwiązaniom własną drogą. I teraz odbierał za to nagrodę. 82 Anita Jaźwiec Plakat zgłoszony na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Fryderyk nie był zadowolony z pierwszego koncertu, ale drugi odbył się już po jego myśli: „Pierwszy więc koncert, lubo był pełny i od 3-ch dni naprzód ani lóż, ani krzeseł nie było, nie zrobił na masie wrażenia, jakem ja rozumiał. […] Dano brawo i w tym przekonaniu, że trzeba mu dać na odchodnym znać, żeśmy się znudzili. […] Tego wieczora, o ile paradysowi i ci, co w orkiestrze stali, byli zadowoleni, o tyle parter narzekał na ciche granie – i chciałbym być u «Kopciuszka», żeby słyszeć debata, jakie się musiały toczyć o moją osobę. […] Domyśliłem się, gdzie ta energia siedzi, i na drugim koncercie nie na swoim, ale na wiedeńskim grałem instrumencie. […] Dopiero oklaski, pochwały, że każda nutka jest jak perełka wybita i że na drugim lepiej grałem jak na pierwszym, i dalej po wywołaniu mię wrzeszczeć o 3-ci koncert”. W kawiarni „Pod Kopciuszkiem” zbierała się młodzież i dyskutowała nad najnowszymi wydarzeniami kulturalnymi i politycznymi, tu wykluwały się opinie i wydostawały na świat. Opinie na temat występu Fryderyka były aż nadto pochlebne. Pewnego razu spotkał on na ulicy swojego znajomego, który oznajmił mu, że wkrótce w prasie opublikowany zostanie jego Sonet do Fryderyka Szopena (Chopin) grającego koncert na fortepianie Leona Ulricha. Poeta uderzał w natchnioną nutę: Ach, jakaż to pieśń szczytna serce budzi I tyle razem uczuć ożywia w mym łonie? Czuję, jak krew się burzy, oko żarem płonie I myśl, śród tłumu ludzi, zapomina ludzi. Fryderyk skomentował ten wiersz z westchnieniem: „O źle rozumiane przysługi! Znów będą mieli pole szydzenia ci, którym zawiniłem. […] Już nic nie chcę czytać, co ludzie o mnie piszą, ani słuchać, co gadają”. 84 Katarzyna Ogonowska Plakat zgłoszony na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Paweł Mykietyn uznawany jest za najlepszego polskiego kompozytora młodego pokolenia. Urodził się w roku 1971. Zadebiutował w roku 1993, jeszcze jako student kompozycji, utworem La Strada na festiwalu Warszawska Jesień. Studiował w Akademii Muzycznej w Warszawie, którą ukończył w roku 1997. Swoją błyskotliwą karierę rozpoczął w bardzo młodym wieku i od początku odnosił liczne sukcesy w kraju i za granicą. Jego kompozycje były wielokrotnie grane i nagradzane, także poza Polską. Jest klarnecistą, ma własny zespół – Nonstrom – z którym wykonuje utwory muzyki współczesnej. Jego pierwszą operę – Ignorant i szaleniec – wystawiono w roku 2001 na deskach Teatru Wielkiego Opery Narodowej. W wywiadzie dla „Polityki” Paweł Mykietyn mówił: Jak zostaje się kompozytorem? Gdy miałem sześć lat, rodzice kupili mojej siostrze pianino. Od razu zacząłem na nim grać, a pierwsze poznane dźwięki zacząłem składać po swojemu. Natomiast do szkoły muzycznej poszedłem późno, bo dopiero w wieku 14 lat. Zresztą bardzo się wtedy zdziwiłem, gdyż dowiedziałem się, że nikt z moich kolegów nie komponuje. Dla mnie było oczywiste, że skoro gram, to i komponuję. Jak pracuje kompozytor nad nowym dziełem? Cały czas myśli pan dźwiękami? Komponuję przez cały czas, myśląc dźwiękami. Samo zapisywanie muzyki, tworzenie partytury jest etapem ostatecznym. Gdy do niego przystępuję, to już wiem, co ma się w utworze wydarzyć i kiedy. Ostatnio moim problemem jest to, że pracuję coraz dłużej. Gra pan na klarnecie, jest więc pan również wykonawcą. Dla mnie jako kompozytora zawsze dobrą szkołą było to, że starałem się być czynnym muzykiem. Zaraz na początku studiów założyłem zespół, który później przyjął nazwę Nonstrom. Graliśmy bardzo dużo różnej muzyki – zarówno dobrej, jak i źle napisanej. Nauczyło to mnie – kompozytora, jak należy tworzyć muzykę, by nie pisać przeciwko wykonawcy. Pańscy rówieśnicy grający muzykę pop świetnie radzą sobie na listach przebojów, są gwiazdami. Nie zazdrości im pan popularności? Oczywiście, że chciałbym, żeby moje utwory docierały do szerokiego grona odbiorców. Wbrew obiegowej opinii nie myślę jednak, by to, co robię, było hermetyczne. Na koncerty muzyki współczesnej, a zwłaszcza na Warszawską Jesień, przychodzi coraz więcej młodych ludzi zupełnie spoza branży. 0 0 2 j e i n ź ó p lat Życie towarzyskie Życie towarzyskie ówczesnej Warszawy wyglądało tak jak w każdym dużym europejskim mieście. Organizowano w domach i pałacach koncerty, bale, maskarady, przedstawienia. Chopin uczestniczył w nich od dziecka – był niewątpliwą atrakcją stolicy już od najmłodszych lat. Józef Sikorski pisał: „Mieć u siebie Chopina, słyszeć go grającego należało do najwyższej rozkoszy, jakie wówczas Warszawa dać mogła”. Fryderyk Chopin koncertuje w salonie księcia Antoniego Radziwiłła w roku 1829 Uchodził za młodego geniusza, jego sława dotarła wkrótce do najważniejszej osoby w Warszawie – carskiego namiestnika wielkiego księcia Konstantego. Eustachy Marylski wspominał, że „co niedziela zajeżdżała po niego kareta w. ks. Konstantego i już cały dzień bawił w Belwederze z młodym Pawełkiem, synem cesarzewicza”. Z pewnością niektórzy traktowali go jak pocieszną zabawkę, swoisty dziw natury – mały chłopiec grał i komponował jak dorosły artysta. Ale państwo Chopinowie umieli wykorzystać zainteresowanie Fryderykiem do tego, by rozwinąć jego talent i poznać go z ludźmi, którzy za oglądanie tego talentu gotowi byli płacić. W październiku roku 1829 Fryderyk gościł w letniej rezydencji księcia Antoniego Radziwiłła, gdzie było mu „jak w raju” Wkrótce młody pianista przestał być tylko zabawką, dziwem natury – doceniono jego prawdziwy artystyczny talent. Ferenc Liszt zasługę tę przypisywał księżnej Czetwertyńskiej: słyszeć go grającego należało do najwyższej rozkoszy, jakie wówczas Warszawa dać mogła Józef Sikorski „Sama uprawiała muzykę, szczerze rozmiłowana w całym jej pięknie. Ona to niebawem odkryła w młodym chłopcu geniusz twórczy. Dzięki niej też prawdopodobnie Chopin poznał nieprzeparty urok chwil, kiedy artysta ma świadomość, że ktoś inny nie tylko słucha jego gry, ale jednocześnie ją słyszy. Księżna była kobietą jeszcze piękną, która oprócz nieprzeciętnych zalet charakteru i umysłu posiadała duże walory towarzyskie; salon jej należał do najświetniejszych i najwykwintniejszych w ówczesnej Warszawie. Chopin spotykał tam nieraz najbardziej dystyngowane damy stolicy: poznał tam owe piękności, których nieprzeparty wdzięk znany był w całej Europie – Warszawa bowiem w owym okresie cieszyła się europejską sławą dzięki blaskowi, wykwintnym manierom i wytworności swej elity towarzyskiej. Za pośrednictwem księżnej Czetwertyńskiej dostąpił zaszczytu wprowadzenia na salony Księżnej Łowickiej; w domu swej protektorki zetknął się z hrabiną Zamoyską, księżną Radziwiłłową i księżną Jabłonowską – gwiazdami pierwszej wielkości wśród tylu innych dam, równie pięknych, aczkolwiek mniej znamienitych”. 89 Osiemnastoletni Fryderyk biegał już od domu do domu, od pałacu do pałacu i zabawiał towarzystwo swoimi improwizacjami. Musiał mieć świadomość, że tak wygląda życie artysty – trzeba umieć zadziwić i wzruszyć łatwo nudzącą się i chwiejną publiczność – i być na jej usługi. Żale wylewał w listach do przyjaciół: „Od tygodnia nicem nie napisał ani dla ludzi, ani dla Boga. Latam od Annasza do Kajfasza i dziś jestem u Wincengerodowej na wieczorze, skąd jadę na drugi do panny Kickiej. Wiesz, jak to wygodnie, kiedy się spać chce, a tu proszą o improwizacją. Dogódźże wszystkim! – Rzadko zdarzy się myśl podobna tej, co nieraz rano na Twoim pantalionie tak snadnie weszła mi pod palce! – Gdzie ruszyć, Leszczyńskiego nędzne instrumenta, bom ani jednego nie widział, co by się zbliżył głosem do pantalionu twej Siostry albo do naszych”. Portrety dziewiętnastoletniego Fryderyka narysowane przez Elżbietę Radziwiłłównę, córkę księcia Antoniego Radziwiłła W Belwederze Fryderyk nie tylko grał dla rodziny carskiej, ale także bawił się w ogrodzie z młodym synem wielkiego księcia Konstantego Magnackie pałace zapewniały Fryderykowi także pewne schronienie. Książęce fortuny mogły być dla niego wsparciem materialnym, na co po cichu liczył. Z księciem Antonim Radziwiłłem, w którego myśliwskim pałacu w Antoninie przebywał w roku 1829, łączyło go zamiłowanie do muzyki. Książę sam komponował i grał, dlatego umiał docenić talent Fryderyka. Jego córki stanowiły dla niego znakomite towarzystwo. Zwierzał się jednak przyjacielowi: „Ostatni twój list, w którym mi każesz się ucałować, odebrałem w Antoninie u Radziwiłła. Byłem tam tydzień, nie uwierzysz, jak mi u niego dobrze było. Ostatnią pocztą wróciłem, i to ledwo com się wymówił od dłuższego pobytu. Co do mojej osoby i chwilowej zabawy, byłbym tam siedział, dopóki by mnie tam nie wypędzono, ale moje interesa, a szczególniej mój Koncert, jeszcze nie skończony, a oczekujący z niecierpliwością ukończenia finału swojego, przynaglił mię do opuszczenia tego raju”. Gdybym ja by ła słoneczkiem na niebie… 91 Trzeba było opuścić spokojny raj i wyjechać do niepewnego Wiednia i Paryża. Polacy złaknieni artystów na miarę europejską mogli się mylić w ocenie jego talentu. Wiedział, że w Paryżu nie będzie się stosować wobec niego żadnej taryfy ulgowej. I może właśnie dlatego postanowił tam pojechać. Fryderyk odwiedzał także warszawskie kawiarnie, w których zbierała się młodzież, aby czytać gazety, dyskutować o polityce oraz na temat nowinek w sztuce i literaturze. Miał kilka ulubionych miejsc: „Pod Kopciuszkiem”, „Dziurkę” czy „Honoratkę”. Tu rodziły się pomysły kolejnych utworów, we wspólnych improwizacjach dojrzewały przyszłe dzieła. Z jednej strony kochał to życie, z drugiej – nienawidził go. Pisał: „Jak za najświętszą rzecz uważam związki towarzyskie z jednej strony, tak z drugiej utrzymuję, że to diabelski wynalazek”. W pałacu Radziwiłłowskim Fryderyk dał swój pierwszy publiczny koncert 92 Anna Kaźmierak Plakat zgłoszony na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Pożegnalny występ Przed kolejnym, zaplanowanym już wyjazdem za granicę Fryderyk chciał dać jeszcze jeden koncert w Warszawie. Przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, trzeba było się pożegnać z rodzinnym miastem, po drugie – napisał nowy koncert i chciał go wypróbować. Fryderyk był z niego wyraźnie zadowolony: „Już drugi Koncert skończyłem, a jeszcze taki hebes jak przed zaczęciem poznawania klawiszy. To za bardzo oryginalne, na końcu już nie będę zdolny się nauczyć. […] Rondo efektowne, Allegro mocne. O przeklęta miłości własna!” 94 Próby koncertu odbyły się wśród przyjaciół – wszyscy zgodnie twierdzili, że utwór jest wspaniały. To z pewnością utwierdziło Fryderyka w przekonaniu, że warto pokazać go światu: „Po próbie orkiestrowej 2-go Koncertu stanęła decyzja, żeby go publicznie grać, i w przyszły poniedziałek, to jest 11-go lutego tego miesiąca, wystąpię z nim. Jednak z jednej strony nierad jestem temu, tak z drugiej ciekaw jestem ogólnego efektu”. Koncert bardzo się publiczności spodobał, a Chopin był zachwycony odbiorem: „Wczorajszy koncert udał mi się – pospieszam z tym doniesieniem. Powiadam Aśpanu, żem się wcale a wcale nie bał, grał tak, jak kiedy sam jestem, i dobrze było. Pełna sala. […] Tą razą dopiero ostatni mazur wzbudził duże brawo, po którym (zwyczajna facecja) wywołano mnie – ani razu nie syknięto, a ja miałem czas 4 razy się ukłonić, ale już po ludzku, bo mię Brandt nauczył ”. Koncert fortepianowy e-moll należy dziś do żelaznego repertuaru pianistycznego, a jego główny temat jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych motywów napisanych przez Chopina. Kompozytor był w świetnej formie – egzamin dojrzałości artysty został zdany pomyślnie. Na ostatni występ Fryderyka w Warszawie prasa znowu odpowiedziała entuzjastycznie. „Kurier Warszawski” pisał: „Nader przyjemny był wczorajszy wieczór dla lubowników muzyki; słuchaczów znajdowało się około 700. Nowy Koncert e-moll, skomponowany i wykonany pierwszy raz publicznie przez JP. Szopena, znawcy uważają za jedno z szczytnych dzieł muzycznych, osobliwie Adadżio i Rondo powszechne sprawiło zadowolenie. Autor i wirtuoz został powitany rzęsistymi oklaskami, okrywany nimi po każdym solo, a w końcu przywołany”. Polacy mieli wreszcie swojego geniusza, który mógł się równać z najwybitniejszymi ówczesnymi kompozytorami i wirtuozami. Chwaląc go, oczekiwano, że nie zawiedzie pokładanych w nim nadziei. Niepodległa Polska nie istniała, potrzebowaliśmy w świecie takiego ambasadora. Mirosław Zdrodowski Fragment plakatu zgłoszonego na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Miłość Największa miłość Fryderyka w czasach, gdy mieszkał w Warszawie, okryta jest tajemnicą. Z urywków faktów i wypowiedzi możemy tylko się domyślać, co się wydarzyło między nim a Konstancją Gładkowską – młodą, świetnie zapowiadającą się sopranistką. Mieli tyle samo lat. Poznał ją na koncercie talentów szkoły śpiewu. Była ładną blondynką o niebieskich oczach. Jego listy zawierają tajemnicze stwierdzenia, z których wynika, jak szaleńczo jest zakochany. Do najserdeczniejszego przyjaciela, Tytusa Woyciechowskiego, pisał 3 października 1829 roku: „…bo ja już może na nieszczęście mam mój ideał, któremu wiernie, nie mówiąc z nim, już pół roku służę, który mi się śni, na którego pamiątkę stanęło Adagio od mojego Koncertu [f-moll], który mi inspirował tego walczyka dziś rano, co Ci posyłam. Uważaj jedno miejsce oznaczone. O tym nikt nie wie prócz Ciebie”. Prawdopodobnie miłość ta pozostała niespełniona. Fryderyk podziwiał jej występy, z pewnością spotykali się i wymieniali listy. To ona zainspirowała go do napisania kilku utworów. Konstancja miała jego portret i pierścionek, ale wszystkie pamiątki po swoim kochanku przed śmiercią zniszczyła. Wystąpili wspólnie podczas jego pożegnalnego koncertu, ona śpiewała mu pieśń pod znaczącym tytułem Och, ileż łez przez ciebie wylałam. Możemy się tylko domyślać, co stanęło na przeszkodzie ich uczuciu. Rodzicom Konstancji, a także – być może – jej samej zależało na bogatym kandydacie na męża z kręgów ziemiaństwa, a nie na artyście, wątłego zdrowia, bez posady, bez nazwiska, bez pieniędzy. Kariera sopranistki była niepewna – krytyka coraz głośniej zwracała uwagę na niedostatki jej głosu. Być może oboje przejawiali zbyt małą determinację, by przeciwstawić się temu, co ich dzieliło. Mimo to w przeddzień wyjazdu Fryderyka Konstancja wpisała w jego pamiętniku wiersz: Przykre losu spełniasz zmiany, ulegać musimy potrzebie. Pamiętaj niezapomniany, że w Polsce kochają Ciebie. Później dodała jeszcze jeden. Wyznanie miłosne wydaje się oczywiste, ledwo zakryte dla przyzwoitości liczbą mnogą. Ażeby wieniec sławy w niezwiędły zamienić, rzucasz lubych przyjaciół i rodzinę drogą. Mogą Cię obcy lepiej nagrodzić, ocenić, lecz od nas kochać mocniej pewno Cię nie mogą. Konstancja Gładkowska na miniaturze Anny Chamiec z roku 1969 Piotr Węcławik Plakat wyróżniony w konkursie „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” 97 Fryderyk wyjechał, ale długo nie mógł o Konstancji zapomnieć. W listach z tamtych czasów wyrzuca sobie, że wyrządził jej krzywdę, że może zaszkodzić jej dobremu imieniu. W Warszawie tymczasem wybuchło powstanie listopadowe, wszelkie kontakty z rodziną i bliskimi były utrudnione. Przestraszony Fryderyk pisał gorączkowe listy do przyjaciela: „Czy doprawdy choć trochę zmiany? Czy nie chorowano? Przypuściłbym łatwo coś podobnego na takim czułym stworzeniu. Czy ci się nie zdawało? Może przestrach 29-go? Bo niechaj Bóg broni mojej przyczyny. Uspokój, powiedz, że póki sił starczy… że do śmierci… że po śmierci jeszcze mój popiół będzie się słał pod nogi. Ale to wszystko mało, co byś Ty mógł powiedzieć… ja napiszę. Już bym był dawno napisał, nie męczyłbym się tak długo, ale ludzie. Gdyby przypadkiem w cudze ręce wpadło, jej sławie szkodzić by mogło, więc lepiej Ty bądź moim tłomaczem, mów za mnie… będę u Rodziców, u Const… Och! włosy sobie wyrywam, kiedy sobie wspomnę, że mogą o mnie zapomnieć…” Po dwóch latach od wyjazdu Fryderyka Konstancja wyszła za mąż za Józefa Grabowskiego. Wyprowadziła się na wieś, zajęła domem i dziećmi, zmarła w wieku osiemdziesięciu lat. Nigdy nie wyjawiła, co ich łączyło. Miłość do Konstancji z pewnością nie była jedynym uczuciem młodego Chopina. Wielisław we wspomnieniach z dzieciństwa przywołuje obraz Fryderyka flirtującego z dziewczynami w parku: Małżeństwo Konstancji Gładkowskiej było udane. Urodziła pięcioro dzieci i dożyła sędziwego wieku. Po latach o Fryderyku mówiła tylko półsłówkami: fantasta, nerwowy, słabowity… 98 „W początku pięknego lata, wieczorem, kiedy biegałem po ogrodzie w akacjowej alei «Botaniki», zjawiało się kilka młodych panienek, najczęściej pod dozorem kogoś ze starszych, ale i bez dozoru, za nimi wkrótce przybywał i Szopen. Zasiadali na ławce. Wyobraźnie przenosiły się prędko w cudowną krainę marzeń, czarów serdecznych i złudzeń. Fryderykowi jego wyraziste ciemnopiwne oczy zapalały się jakimś niezwykłym ogniem, słyszałem głośne rozmowy i cichsze westchnienia, to znowu jakby sprzeczki, przekomarzania się, żarciki i śmiechy. […] Na tej ławce aż do 1836 r. widać było wiersze skreślone ołówkiem; czy ręką Fryderyka – tego nie wiem, ale pamiętam, że raz zaszedłem go, jak wyrzynał scyzorykiem dwa serca otoczone cierniem. A może i on sam czasami bywał także i owym ławkowym poetą”. Młody, utalentowany pianista musiał mieć powodzenie. Jak na romantyka Fryderyk był jednak wyjątkowo dyskretny, jeśli chodzi o sprawy uczuciowe, i nie wiemy, kim była dziewczyna, z którą przesiadywał w parku. Diana Karpowicz Plakat zgłoszony na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Polak czy Francuz? Fryderyk urodził się w Polsce, ale po dziś dzień można usłyszeć wątpliwości dotyczące jego pochodzenia. Wszak jego ojcem był Francuz, nosił francuskie nazwisko, połowę życia spędził we Francji, we Francji umarł. Może więc choć trochę czuł się Francuzem? Józefa z Wodzińskich Kościelska rozwiewa nasze obawy: „Dom Chopinów był czysto polski, dzięki pani Chopin, Krzyżanowskiej z domu. Mikołaj Chopin, choć był Francuzem, jednak po polsku mówił bardzo poprawnie, nadzwyczaj gramatycznie, choć naturalnie z akcentem francuskim, którego nie zatracił nigdy. Dzieci mówiły w domu po polsku, a jeśli Mikołaj Chopin rozmawiał z pensjonarzami po francusku, to dlatego, że mieszkali u niego głównie w celu przyswojenia sobie języka francuskiego. Poza tym dom był polski zupełnie i nikomu nie śniło się uważać Fryderyka lub jego siostry za przynależących raczej do francuskiej niż polskiej narodowości. Kwestia ta w domu Chopinów nie istniała zupełnie. Prócz nazwiska nie miały w sobie dzieci Mikołaja Chopina nic francuskiego, a co się tyczy Fryderyka, to było to w każdym calu polskie dziecko. Nie można mu było większej sprawić przykrości, jak kwestionując jego prawa do tytułu Polaka, a z powodu swego francuskiego nazwiska bolał często, iż dawało ono wielu osobom, zwłaszcza cudzoziemcom, powód do uważania go za Francuza”. 100 Francuskie nazwisko z pewnością pomogło Fryderykowi w początkach zagranicznej kariery. Czy nie zdobyłby jednak równie wielkiej sławy, gdyby nosił tak trudne do wymówienia przez cudzoziemców nazwisko matki?… Ojciec Fryderyka wiedział, że jeśli chce żyć wśród Polaków, musi uszanować ich tradycje i poczucie narodowej wartości. W ten sposób poniekąd sam stał się Polakiem. Fryderyk Skarbek pisał w swoich Pamiętnikach: „Nie był on przejęty ani zasadami przesadzonej wolności republikańskiej, ani udaną bigoterią emigrantów francuskich, nie był także rojalistą, bałwochwalczą czcią dla tronu i ołtarza przejętym, ale był moralnym i poczciwym człowiekiem, który, poświęciwszy się wychowaniu młodzieży polskiej, nie zakładał sobie nigdy tego, aby ją przekształcać na Francuzów i wpajać w nią zasady we Francji górujące. Szanując Polaków i wdzięczny będąc ziemi i ludziom, między którymi gościnne znalazł przyjęcie i odpowiedni sposób utrzymania życia, wypłacał się im szczerze z obowiązku wdzięczności sumiennym kształceniem ich potomków na użytecznych obywateli. Przez długoletni pobyt swój w kraju naszym, przez stosunki przyjacielskie z damami polskimi, a głównie przez ożenienie się z Polką, a stąd przez związki małżeńskie i rodzicielskie stał się rzeczywiście Polakiem i w starości swej doczekał się tej pociechy, że był powszechnie poważanym, jako zasłużony nauczyciel szkół publicznych, że był kochanym od uczniów swoich i ich rodziców i że na ostatek miał syna, który głośno i wszędzie mieniąc się być Polakiem, zjednał ojczyźnie swojej tę chwałę, iż była kolebką jednego z największych geniuszów muzycznych”. Banknot z wizerunkiem Fryderyka Chopina o nominale 5 000 złotych wprowadzono do obiegu w roku 1982 O polskości Chopina świadczy także jego muzyka, przepojona ludowymi melodiami, rytmami tańców polskich, zasłyszanymi w dzieciństwie. Wiedzieli to już ludzie współcześni Fryderykowi. „Kurier Polski” pisał: „Ziemia, która mu życie dała, ze swoimi śpiewem działała na usposobienie muzyczne i przebija się niekiedy w utworach tego artysty: niejeden dźwięk jego tonów wydaje się jakby odbicie szczęśliwe rodowitej naszej harmonii. Mazur prosty pod jego ręką poddaje się chętnie zmianom i modulacjom, zachowując właściwy wyraz i akcent. Żeby do wytwornej gry i genialnej kompozycji łączyć tak piękną prostotę rodzinnego pienia, jak ją sobie Chopin przyswoił, trzeba mieć odpowiednie czucie, poznać echa naszych pól i lasów, słyszeć piosnkę wieśniaka polskiego”. Czy ostatnie życzenie Fryderyka, by jego serce spoczęło w Polsce, nie świadczy o tym, gdzie była jego ojczyzna? Na progu sławy „Wszystko, co w nim było wzniosłe, zachwycające, nawet wszystkie jego dziwactwa, czyniły go duszą wybranych towarzystw, toteż dosłownie z rąk go sobie wyrywano, gdyż szlachetność jego charakteru, bezinteresowność, poczucie godności osobistej, jego duma daleka od wszelkiej niesmacznej próżności i bezczelnej reklamy, dystynkcja i delikatność w obejściu czyniły z niego przyjaciela równie miłego, jak godnego zaufania”. Tak pisała o Fryderyku wybitna francuska pisarka George Sand – kobieta, która dobrze go znała, bo przeżyli wspólnie prawie dziesięć lat. Fryderyk stał na progu sławy, ale nie był w pełni świadomy czekającej go przyszłości. O recenzjach, które pojawiały się w prasie po jego występach w Teatrze Narodowym, z pewnym przekąsem pisał do Tytusa Woyciechowskiego: „Po moich koncertach sypnęło się mnóstwo recenzji, szczególniej w «Kuryerze Polskim» – jakkolwiek już przesadzonymi tchnęły pochwałami, jednakże jeszcze znieść ich można było. – «Dziennik Urzędowy» także kilka stronic poświęcił moim panegirykom, ale między innymi w jednym ze swoich numerów takie głupstwa mimo najlepszej chęci poklicił, żem był w desperacji od chwili, w której przeczytałem odpowiedź w «Gazecie Polskiej», jak najsprawiedliwiej odejmującej mi to, co tamten z egzageracji przydał. Trzeba ci wiedzieć, że w tym artykule «Dziennika Urzędowego» utrzymuje, że jak Mozartem Niemcy, tak Polacy mną się szczycić będą, nonsens bardzo jasny”. Takie panegiryki zdaniem Fryderyka ośmieszały go. I choć były pisane w nadmiernej egzaltacji, to jednak paradoksalnie ich autorzy trafili w sedno. Chwalimy się Chopinem jeszcze bardziej niż Niemcy i Austriacy Mozartem. …ale dw al zaprzyja ata później źniliśmy się Portret Fryderyka z 1833 roku autorstwa Gottfrieda Engelmanna George Sand. Fryderyk poznał ją w roku 1826, ale jego pierwsze wrażenie nie było najlepsze: „Poznałem wielką znakomitość, panią Sand, ale twarz jej niesympatyczna, nie podobała mi się: jest w niej coś odpychającego” Piotr Anderszewski urodził się w Warszawie, ale od roku 1990 mieszka za granicą. Zalicza się go do najwybitniejszych współczesnych pianistów. Urodził się w roku 1969. Pochodzi z węgiersko-polskiej rodziny. Naukę gry na fortepianie rozpoczął w wieku sześciu lat. Studiował w Akademii Muzycznej w Warszawie, ale jej nie ukończył. Słynie z perfekcjonizmu i artystycznej bezkompromisowości. Nagrał piętnaście płyt, głównie z muzyką Bacha, Beethovena i Mozarta. Koncertuje w najważniejszych salach koncertowych na świecie z takimi orkiestrami jak Filharmonia Berlińska czy London Symphony Orchestra. Mieszka w Paryżu i w Lizbonie. W roku 2003 wydał płytę z utworami Fryderyka Chopina: Ballady, Mazurki, Polonezy. O muzyce Chopina powiedział: 0 0 2 j e i n ź ó p lat „Polskę zawsze ciągnęło ku Zachodowi, szczególnie ku Francji, i choć wydawało się, że to niemożliwe, Chopin zdołał pogodzić słowiański rozmach z francuską elegancją. Umieścił słowiańszczyznę w dobrze skrojonym kostiumie francuskim”. „Chopin do mnie przychodzi i ode mnie odchodzi falami. I tak chyba powinno być, przynajmniej u mnie. To na pewno wynika ze specyfiki Chopina, który – z małymi wyjątkami w młodości – pisał tylko na fortepian, co stanowi absolutne kuriozum w historii muzyki. Jego muzyka nabiera dla mnie sensu w małych dozach. Chopin na co dzień? Jakoś tego nie wytrzymuję, i to w żadnym razie nie jest krytyka. Tworzył tak subtelnie, jest coś tak intymnego w jego muzyce, że nie można go grać codziennie. Gdyby nawet najlepsze, najbardziej wyrafinowane danie jadło się codziennie, rychło stanie się niestrawne. Takie rzeczy trzeba sobie zostawiać na specjalne okazje”. W wywiadzie dla „Polityki” mówił: Jest pan znany z tego, że unika pan wykonywania utworów Chopina. U siebie w domu gram go regularnie, ale to są dwie różne rzeczy – grać dla siebie i komunikować muzykę innym. Czy fakt, że nie grywa pan Chopina w Polsce, nie jest aby związany z niechęcią do konfrontacji z polską szkołą wykonywania jego muzyki? O nienormalności polskiego stosunku do Chopina świadczy chociażby fakt, że wszyscy mnie tu odpytują, dlaczego go nie wykonuję. A czemu nie pytają o kogokolwiek innego? Chopin, Chopin i Chopin! Może więc rzeczywiście nie gram go tu także z przekory. Rzeczywisty powód jest jednak głębszy. To muzyka tak spontaniczna, tak świeża i delikatna, że gdybym miał ją ćwiczyć, rozbierać na czynniki pierwsze, czułbym, że ją zabijam. A przyznam szczerze, że jestem przyzwyczajony do drobiazgowej, precyzyjnej i przemyślanej pracy, takiej właśnie jak nad muzyką Bacha. Jeśli więc na serio zabiorę się za Chopina, będę musiał znaleźć jakiś inny sposób. Wyjazd... „Najdalej w tydzień po koncercie nie ma mnie w Warszawie. Już kuferek do drogi kupiony, już cała wyprawa gotowa, partycje pooprawiane, chustki do nosa obrąbione, spodnie zrobione. – Tylko się żegnać, a to najprzykrzej”. Tak pisał Fryderyk do swojego przyjaciela Tytusa Woyciechowskiego w liście z października 1830 roku. Ze wspomnień dotyczących wyjazdu Chopina w podróż zagraniczną przebija atmosfera pożegnania jeśli nie na zawsze, to na długi czas. A przecież wyjeżdżał tylko na dwa lata! Nie planował osiąść za granicą na stałe. I w każdej chwili mógł wrócić. Może to perspektywa, z której pisano wspomnienia, sprawiła, że mamy wrażenie uroczystego, ostatecznego pożegnania, a może każdy w głębi duszy wiedział, że Fryderyk już do Warszawy nie wróci. Może nikt nie miał wątpliwości, że odniesie sukces – przecież był mu pisany od dziecka… „Nadchodzi czas wyjazdu Chopina za granicę. Najbliżsi przyjaciele serdecznie umyślili wyprawić mu obiad pożegnalny. Ja i Dominik Magnuszewski byliśmy gospodarzami. Prócz kolegów zaproszeni zostali: ojciec Fryderyka – Mikołaj, starzec poważny, przeszło 70 lat liczący [w rzeczywistości miał wówczas 59 lat] i doktor Ludwik Köller, przyjaciel domu Chopinów, który niedawno powrócił z Paryża, gdzie przebywał dla ukończenia studiów medycznych. Z kolegów: Gaszyński Konstanty, Fontana (bardzo biegle grający na fortepianie), Woyciechowski Tytus, Chełmicki Wiktor i dobór kolegów Chopina i naszych […]. Obiad odbył się przy ul. Dzielnej w mieszkaniu moich rodziców, którzy podówczas bawili na wsi. […] rozpoczęły się przemówienia i toasty różne. Pierwszy zabrał głos dr Köller i w imieniu Warszawy życzył Chopinowi nie tylko powodzenia i sławy za granicą, lecz również, żeby nigdy nie wykreślił z pamięci Ojczyzny i przyjaciół, których opuszcza. Przemawiali inni w tej samej myśli i duchu, gorąco i serdecznie. Kiedyśmy wstali od stołu i przeszli do salonu, zasiadł do fortepianu Julian Fontana, a grając prześliczne mazury i dzielne «wyrwasy», pobudził wszystkich do śpiewu. Zapanowała ogólna wesołość. Zaczęły się improwizacje i wiersze sypały się, jak to mówią, jak z worka. Prym w tym trzymał Magnuszewski i Gaszyński, czym zachęcony Chopin zasiadł do fortepianu i wtedy spod jego palców tyle popłynęło cudownych narodowych melodii, żeśmy chwilami ze drżeniem serca a łzami w oczach słuchali”. Fryderyk Chopin – portret z 1831 roku 106 Tak wspominano dzień wyjazdu Fryderyka. Odjechał wczesnym rankiem sprzed budynku Poczty Saskiej na Krakowskim Przedmieściu. Przyjaciele odprowadzili dyliżans do rogatek miasta. Wielu z nich widziało go po raz ostatni w życiu. Również gazety donosiły o wyjeździe Fryderyka za granicę. Stał się osobą publiczną, pokładano w nim wielkie nadzieje, wierzono, że tak jak zauroczył warszawiaków, tak samo uwiedzie mieszkańców Wiednia, Berlina czy Paryża. To były stolice ówczesnego kulturalnego świata. Zdobyć słuchaczy w Paryżu znaczyło zdobyć światową sławę. „Kurier Warszawski” 3 listopada 1830 roku pisał: „Nasz rodak, wirtuoz i kompozytor muzyczny Fryderyk Szopen (Chopin), wczoraj wyjechał z Warszawy dla zwiedzenia obcych krajów. […] Liczni przyjaciele tego artysty, na których czele znajdował się rektor Elsner, odprowadzili go do Woli, gdzie przy pożegnaniu uczniowie Szkoły Muzyki wykonali śpiew następujący: Zrodzony w polskiej krainie, Niech twój talent wszędzie słynie. A gdy będziesz nad Dunajem, Spreją, Tybrem lub Sekwaną, Niechaj polskim obyczajem Ogłaszanymi zostaną Przez twe zajmujące tony, Co umila nasze strony, Mazur i krakowiak luby. Stąd szukaj zaszczytu, chluby, Nagrody talentu, trudów, Że głosząc pieśń naszych ludów Jako ich współziomek prawy Przydasz wieniec do ich sławy. Chór Choć opuszczasz nasze kraje, Lecz serce twoje wśród nas zostaje, Pamięć twego talentu istnieć w nas będzie. Życzymy ci serdecznie pomyślności wszędzie.” Autor tego wiersza nie był na pewno dobrym poetą, ale okazał się poniekąd wieszczem. Fryderyk zamierzał odwiedzić najważniejsze centra kulturalne ówczesnego świata – w Niemczech, w Austrii, we Włoszech, ale przede wszystkim we Francji. Nie miał konkretnego planu, a przynajmniej nikomu o takich planach nie mówił. Swój talent mógł jednak rozwijać tylko tam, gdzie biło serce współczesnej muzyki. Skąd więc to złowrogie przeczucie, zawarte w liście poprzedzającym wyjazd: „…myślę, że wyjeżdżam po to, żebym na zawsze zapomniał o domu; myślę, że jadę umrzeć – jak to przykro musi być umierać gdzie indziej, nie tam, gdzie się żyło”. Być może tylko smutek spowodowany wyjazdem i rozłąką z najbliższymi dyktował mu takie słowa, ale niestety stały się one prorocze. Fryderyk do Warszawy nie wrócił. Wkrótce po jego wyjeździe wybuchło w Warszawie powstanie listopadowe, potem nasz kraj dotknęły popowstaniowe represje. Wielu jego przyjaciół musiało wyemigrować i spotkali się w Paryżu, kiedy Fryderyk święcił już tryumfy jako pianista i kompozytor. W Paryżu przeżył większość lat spędzonych na emigracji. Umarł we Francji, do Polski wróciło tylko jego serce. Wmurowano je w kolumnę kościoła Świętego Krzyża w Warszawie, gdzie spoczywa aż do dziś. Fryderyk opuścił Polskę 2 listopada 1830 roku. Cztery tygodnie później w stolicy wybuchło powstanie… Galeria plakatu AMS Z pomnika na plakat Chopin zszedł z pomnika i wmieszał się w tłum warszawiaków. Nie widzimy w nim nieprzystępnego geniusza, tylko młodego utalentowanego człowieka, jednego z nas. Nie siedzi pod wierzbą wsłuchany w ludowe pieśni, tylko ze słuchawkami na uszach idzie ulicami Warszawy. Spoglądamy na niego z sympatią i humorem, bez nabożnego dystansu. Widzimy go w ruchu i w kolorze, przez pryzmat współczesności. Chopin z plakatu jest żywy. Konkurs pod hasłem „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” miał pokazać, w jaki sposób młodzi ludzie postrzegają Fryderyka Chopina, jego muzykę oraz więź z rodzinnym miastem – Warszawą. My, widzowie, odbiorcy, postrzegamy go tak samo jak artyści, ponieważ plakat jest najbardziej masową ze sztuk. Plakat mówi językiem widza, musi trafiać do jego wyobraźni, spełniać jego oczekiwania – a przy tym go zaskakiwać. Autorzy plakatów, umieszczając Fryderyka Chopina w scenerii współczesnej Warszawy, zarysowali dyskretną analogię między życiem utalentowanego młodego człowieka wówczas i dziś, podkreślili podobieństwo pomiędzy dwiema epokami. Warszawa jest miastem, które umożliwia dobry start w dorosłe życie, pomaga rozwinąć skrzydła. To nie tylko miasto doświadczone przez historię – to również miasto bogate kulturowo, cieszące się długą tradycją artystyczną, a ponadto serce Polski. Fryderyk Chopin poprosił na łożu śmierci, by zawieźć jego serce do Warszawy. Dlatego serce było jednym z głównych motywów wykorzystanych przez uczestników konkursu. Plakat jest sztuką skrótu, czytelnego, mocnego symbolu, wyrazistej formy. Artyści szukali symboli, które jednoznacznie wskazywałyby na Warszawę, muzykę, Chopina. Takim symbolem okazała się przede wszystkim twarz Fryderyka Chopina, często ograniczona do jego charakterystycznego profilu z pokaźnym nosem. Takimi symbolami są również najważniejsze warszawskie zabytki – Kolumna Zygmunta, Pałac Kultury i Nauki czy Zamek Królewski. Uczestnicy konkursu równie chętnie sięgali po motywy muzyczne – fortepian, nuty, klawiaturę, słuchawki, płyty, a także przywoływali postać warszawskiej Syrenki. Zabawa tymi popularnymi, ogólnie rozpoznawalnymi motywami była z reguły i dowcipna, i pomysłowa, co dawało świetne i zaskakujące efekty. Młodzi twórcy plakatu nie przestraszyli się trudnego tematu. Bogactwo pomysłów i technik artystycznych, a także poziom wykonania pozwalają stwierdzić, że tę edycję Galerii Plakatu możemy zaliczyć do najbardziej udanych. Być może niektórzy z nas, widząc nagrodzone plakaty w przestrzeni miasta, powiedzą: Fryderyku! Wróciłeś… Chopin: od małego wielki warszawiak Agnieszka Strzęp Hasło pracy zgłoszonej na konkurs „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” Spis ilustracji: s. 9: Anonim, Fryderyk Chopin, olej na płótnie, kopia obrazu olejnego Ary’ego Scheffera z ok. 1838. Zbiory Muzeum Fryderyka Chopina (dalej MFC) w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina (dalej NIFC), własność Towarzystwa imienia Fryderyka Chopina (dalej TiFC), M/270. s. 12–13: Metryka chrztu Fryderyka Chopina w języku łacińskim z datą 23 kwietnia 1810 roku. Oryginał księgi przekazany do Archiwum Diecezjalnego w Łowiczu. s. 14: G. Roeber, Kościół św. Rocha w Brochowie, drzeworyt wg rysunku Wojciecha Gersona. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, F/32. s. 15: Alojzy Misierowicz, Dworek Skarbków w Żelazowej Woli, litografia wg rysunku Napoleona Ordy, 1881. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1077. Adolf Piwarski, Fryderyk Skarbek, 1837. Zbiory Biblioteki Narodowej. s. 16: Jan Zamoyski, Justyna z Krzyżanowskich Chopinowa, olej na płótnie, 1969, rekonstrukcja zaginionego obrazu olejnego Ambrożego Mieroszewskiego z 1829. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1180. s. 17: Jan Zamoyski, Mikołaj Chopin, olej na płótnie, 1969, rekonstrukcja zaginionego obrazu olejnego Ambrożego Mieroszewskiego z 1829. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1179. s. 18: Anonim, Emilia Chopin, miniatura na kości słoniowej, akwarela i gwasz, ok. 1826–1827. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/34. s. 20: Ambroży Mieroszewski, Fryderyk Chopin, olej na płótnie, 1829, reprodukcja zaginionego oryginału. Jan Zamoyski, Izabela z Chopinów Barcińska, olej na płótnie, 1969, rekonstrukcja zaginionego obrazu olejnego Ambrożego Mieroszewskiego z 1829. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1182. Jan Zamoyski, Ludwika z Chopinów Jędrzejewiczowa, olej na płótnie, 1969, rekonstrukcja zaginionego obrazu olejnego Ambrożego Mieroszewskiego z 1829. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1181. s. 22: Fryderyk Krzysztof Dietrich, Widok Krakowskiego Przedmieścia w stronę Nowego Światu w Warszawie, akwatinta, 1830. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1117. Salon Chopinów w pałacu Czapskich/Krasińskich w Warszawie, szkic piórkiem Antoniego Kolberga, 1832, w: Leopold Binental, Chopin. W 120-tą rocznicę urodzin. Dokumenty i pamiątki, Warszawa 1930. s. 23: Pałac Saski w Warszawie, litografia kolorowana L. Schmidtnera z albumu rysunków architektonicznych. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie. s. 24: Nicolas Chalmandrier, plan Warszawy z widokami najsłynniejszych budowli, miedzioryt wg Rizziego Zannoniego, 1772. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/615. s. 29: Kopia odlewu lewej ręki Fryderyka Chopina wg Jeana-Baptiste’a Clésingera z października 1849, wykonana z oryginału przechowywanego w Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie, brąz patynowany. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1838. s. 32: Fryderyk Chopin, powinszowanie dla matki w dniu imienin z 16 czerwca 1817. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/6. s. 33: Bernard Romain Julien, Honoré de Balzac, litografia, XIX w. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/996. s. 37: Autografy listów Fryderyka Chopina do rodziny w Warszawie, tzw. Kuryer Szafarski, Szafarnia, 16 sierpnia 1824, 27 sierpnia 1824, 31 sierpnia 1824, 3 września 1824. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/8, M/9, M/10, M/11. s. 38: Kościół św. Trójcy w Gdańsku, w głębi panorama Głównego Miasta. Zbiory prywatne. s. 39: Panorama Płocka, akwarela Napoleona Ordy. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie. s. 40: Fryderyk Chopin, pejzaż z mostkiem, rysunek kredką na papierze, przed 1830. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/334. Fryderyk Chopin, studium drzewa, kwiatów i kielicha, rysunek ołówkiem, po 1832. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/464. s. 41: Fryderyk Chopin, portret Samuela Bogumiła Lindego. Własność Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu. s. 42: Fryderyk Chopin, karykatura: głowa mężczyzny w prawym profilu, rysunek ołówkiem, 1839. Oryginał w zbiorach The Robert Owen Lehmann Foundation, Washington. Fryderyk Chopin, karykatura: postać mężczyzny w lewym profilu, rysunek ołówkiem, 1839, reprodukcja oryginału zaginionego w roku 1939. s. 45: Aleksander Kokular, Portret Marii Szymanowskiej, olej na płótnie, ok. 1925. Własność Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie. s. 46: Henrietta Sontag, anonimowa litografia, 1. poł. XIX w. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie. s. 47: Anonim, Józef Elsner, olej na płótnie, ok. 1805. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/227. M. Gauci, Niccolò Paganini, litografia, XIX w., reprodukcja fotograficzna oryginału z dawnych zbiorów Bronisława Edwarda Sydowa. Zbiory Fototeki NIFC, sygn. F.3440. s. 48: Johann Nepomuk Hummel, anonimowa litografia wg rysunku Carla Heinricha Grünlera, 2. poł. XIX w. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1171. Ambroży Mieroszewski, Wojciech Żywny, olej na płótnie, 1829, reprodukcja zaginionego oryginału. s. 52: Emile Lassalle, pałac Kazimierzowski, czyli Liceum Warszawskie, litografia dwubarwna wg rysunku Jana Feliks. Piwarskiego, 1824. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1138. Jan Zamoyski, Fryderyk Chopin, olej na płótnie, 1969, rekonstrukcja zaginionego obrazu olejnego Ambrożego Mieroszewskiego z 1829. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1185. s. 53: Jadwiga Neugbauer, kościół Wizytek na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, 1975, kopia akwareli Zygmunta Vogla z 1785. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, F/29. s. 55: Bernardo Belotto (Canaletto), Prospekt placu przed XX. Bernardynami w Warszawie..., akwaforta wg własnego obrazu olejnego, 1771. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/2233. s. 56: Jan Matuszyński, anonimowa akwarela, reprodukcja w: Leopold Binental, Chopin, Paryż 1934. s. 57: Tytus Woyciechowski, anonimowa fotografia. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie.s. 58: Panorama Wrocławia od strony Odry. Zbiory prywatne. s. 59: Złoty zegarek kieszonkowy, wręczony Fryderykowi Chopinowi w roku 1820 przez włoską śpiewaczkę Angelicę Catalani. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/29. s. 60: Marie-François-Claude Dien, Angelica Catalani, miedzioryt wg obrazu Jeana-Baptiste’a Singry’ego, początek XIX w. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1125. s. 64: Fryderyk Chopin, Mazurek E-dur, op. 6, nr 3, 1830, pierwsza s. autografu w albumie osoby o nieustalonej tożsamości. Zbiory MFC w NIFC, MC/50. s. 65: Fryderyk Chopin, Polonez g-moll, karta tytułowa pierwodruku, 1817. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/375. s. 68: Berlin, Opera Królewska, litografia Carla Ludwiga Frommla wg rysunku Jana Henryka Hintzego. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie. s. 70–71: Hofburg w Wiedniu, staloryt niesygnowany, XIX w. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/3008. s. 75: Waage, archikatedra św. Stefana w Wiedniu, litografia dwubarwna wg dagerotypu, po 1840. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/3007. s. 77: Panorama Drezna od strony Łaby. Zbiory prywatne. s. 79: Nasi, widok placu Krasińskich w Warszawie, staloryt kolorowany wg rysunku Fryderyka Krzysztofa Dietricha. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1258. s. 80: Budynek Teatru Narodowego w Warszawie, przed 1835, reprodukcja w: Augus. Sokołowski, Dzieje porozbiorowe Narodu Polskiego ilustrowane, t. II, Warszawa [b. d.], s. 13. s. 88: Friedrich Augus. Tittel, Antonin, akwaforta kolorowana, 1828, zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/666. s. 89: Rudolf Schuster, Fryderyk Chopin w salonie księcia Antoniego Radziwiłła, fotograwiura według obrazu olejnego Henryka Siemiradzkiego, 1887. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1004. s. 90: Eliza Radziwiłłówna, Fryderyk Chopin, rysunek ołówkiem, 1829. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/230. Fryderyk Krzysztof Dietrich, Belweder w Warszawie, litografia, 1. poł. XIX w. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1119. s. 91: Eliza Radziwiłłówna, Fryderyk Chopin przy fortepianie, rysunek ołówkiem, 1826. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/230. s. 92: Pałac Radziwiłłowski w Warszawie, litografia F. Dietricha. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie. s. 97: Anna Chamiec, Konstancja Gładkowska, miniatura, akwarela i gwasz, 1969. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1140. s. 98: Wojciech Gerson (?), Konstancja Gładkowska, poł. XIX w., reprodukcja fotograficzna portretu. Zbiory Fototeki NIFC, sygn. F.2729. s. 101: Banknot z wizerunkiem Fryderyka Chopina o nominale 5000 złotych z roku 1988. s. 103: Gottfried Engelmann, Fryderyk Chopin, wg portretu litografowanego przez Vignerona w roku 1833, w: „Tygodnik Ilustrowany” z 2 (14) listopada 1896. Narcisse-Edmond-Joseph Desmadryl, George Sand, 1839, mezzotinta wg portretu Auguste’a Charpentiera z roku 1838. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/2094. s. 107: Anonim (szkoła Waldmüllera), Fryderyk Chopin, kredki, pastel, farby kryjące, 1831. Zbiory MFC w NIFC, własność TiFC, M/1457. s. 108: Revolution in Warschau am 30ten Nov. 1830, w: Die Russischen Garden werden von den Rebellen aus der Stadt vertrieben und mehr denn 6 Tausend Menchen in einer Nacht ermordet. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie. wyklejka: „Gazeta Warszawska” z 18 marca 1830, „Kurier Warszawski” z 18 marca 1830, „Kurier Warszawski” z 23 grudnia 1829, „Powszechny Dziennik Krajowy” z 19 marca 1830. Wykorzystano książki: Chopin, opracował Władysław Dulęba, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1975. Adam Czartkowski, Zofia Jeżewska, Fryderyk Chopin, PIW, Warszawa 1981. Janus. Ekiert, Fryderyk Chopin. Biografia ilustrowana, Muza, Warszawa 2009. Korespondencja Fryderyka Chopina, zebrał i opracował Bronisław Edward Sydow, t. I, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1955. Mieczysław Tomaszewski, Chopin. Człowiek, dzieło, rezonans. Wydawnictwo Podsiedlik-Raniowski i Spółka, Poznań [b. d.]. Podziękowania dla Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina za pomoc w przygotowaniu książki. ilustracje wykonane w ramach zajęć w pracowni projektowania graficznego warsztat dizajnu Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku Lucyna Kolendo – s. 2 Rafał Stempczyński – s. 10 (góra), 48, 67, 76, 78, 102 Agata Knajdek – s. 10 (dół) Adriana Olszewska – s. 82 Dagna Majewska – s. 100 Adam Ignaciuk – s. 111 fotografie fortepianu Zbigniew Treppa tekst i redakcja Piotr Sitkiewicz korekta Daria Majewska kwerenda ilustracji Alicja Dobrzyńska / Pracownia Natalia Michałowska / Pracownia projekt graficzny i typograficzny Anita Wasik / Pracownia dyrektor artystyczny Janusz Górski © Pracownia ISBN 978-83-89945-44-0 wydano na zlecenie Miasta Stołecznego Warszawy