Z ziemi polskiej na Wyspy Camparmo- znak jedności
Transkrypt
Z ziemi polskiej na Wyspy Camparmo- znak jedności
Ke Ka Ko Kerigma Karisma Koinonia Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel nr 2/2008 ISSN 1898-827X nakład: 500 egz. Miłość za darmo s.24 Spotkanie z Jezusem s.22 Camparmoznak jedności s.20 Z ziemi polskiej na Wyspy s.10 Ke Ka Ko Kerigma Karisma Koinonia Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel nr 2/2008 spis treści 2 Od Redakcji Zapach Zmartwychwstania 3 Głos Generała Jedność 4/5 Z Polski 6/7 Ze Świata 8/9 Poznajemy Oazy Pilzno - miasto ucieczki Post scriptum 10/11 Ludzie Ke Ka Ko Z ziemi polskiej na Wyspy 12/13 Nasze Korzenie Historia Camparmo. Zdobywanie ziemi 14/17 Indie Koinonia w Indiach 18/19 Rozmowa Ke Ka Ko Jezus nie był blondynem - wywiad z Cinzią Fllini zapach Zmartwychwstania J 20/21 Misterium Izraela Camparmo - znak jedności 22/23 Nasze Powołanie u źródeł Koinonii - Spotkanie z Jezusem Koinonia dla początkujących - Imię Wspólnoty 24/25 Rodzina miłość za darmo Małżeńskie Ke Ka Ko 26/27 Życie dla Królestwa Dziewictwo - Konkret wiary no sex, no money, no freedom 28/29 Strefa młodych - Twoja strefa spacer nieustający 30 Strona biblijna Ogrodnik przy grobie 31 Z Oazy 32 Prenumerata 2008 Kontakt ze Wspólnotą RADZIC TARNOBRZEG Oaza w Radzicu Beata i Andrzej Nowy Radzic 9 Wójtowiczowie 21-077 Spiczyn Krajowi Koordynatorzy tel. 081 757 76 60 Szkoły Nowej Ewangelizacji kom. 0697 132 161 e-mail: [email protected] e-mail: [email protected] WROCŁAW GDYNIA Biuro Koinonii Jan Chrzciciel Zenon Kufel ul. Św. Antoniego 35/25 ul. Św. Józefa 5 50-073 Wrocław 84-207 Bojano tel. 071 796 47 04, 71 796 47 05 tel. 0601 61 30 88 kom. 0601 15 12 62 e-mail: [email protected] od redakcji e-mail: [email protected] ak pachnie Boże Narodzenie wszyscy mniej więcej wiedzą: choinka, pierniki, barszcz... Ale jak pachnie Wielkanoc? Tego chyba nie sposób stwierdzić, jeśli się osobiście nie zanurzy w jej najgłębszej treści. I być może wtedy każdy z nas odnajdzie tę "woń zmartwychwstania" dla siebie. Wyczuwa się ją innymi zmysłami niż różne zwykłe zapachy. To "woń" życia i nadziei. Chcielibyśmy, abyście odrobinę tej "woni" mogli odnaleźć na kartach "KeKaKo". Jest to nie tylko lektura dla każdego z Was, ale także okazja do rozsiewania "zapachu zmartwychwstania" wśród krewnych, znajomych i przyjaciół. To także możliwość prezentacji naszej wspólnoty tym, którzy jej nie znają. W bieżącym numerze "KeKaKo" odwiedzimy misjonarzy Koinonii w Indiach i zajrzymy do naszych braci, którzy opuścili Polskę i wyruszyli w poszukiwaniu pracy i godnego życia aż na Wyspy Brytyjskie. Okazuje się, że także daleko od nas, na Wyspach albo gdzieś w Azji, Pan zapala światełka Koinonii, a my chcemy Wam o tym opowiedzieć. Nie zabraknie także ciągu dalszego historii Camparmň oraz prezentacji kolejnej oazy. Tym razem zapraszamy do Pilzna. W dziale "Nasze powołanie" pod hasłem "U źródeł Koinonii" znajdziecie tekst inspirowany nauczaniem naszego założyciela, poświęcony doświadczeniu spotkania z Jezusem, a także pierwszą część cyklu "Koinonia dla początkujących". Oddając w Wasze ręce drugi numer kwartalnika "KeKaKo Kerigma Karisma Koinonia" mamy nadzieję, że przy jego lekturze będziecie mieli okazję odnowić w sobie doświadczenie spotkania ze Zmartwychwstałym. A jest to doświadczenie, które tak długo w nas żyje, jak długo się nim dzielimy. Do tego dzielenia namawiamy Was na łamach naszego pisma. Z okazji Świąt Paschalnych życzymy Wam, aby obecność Chrystusa Zmartwychwstałego w Waszym życiu była "wyczuwalna" i łatwo rozpoznawalna dla każdego, z kim się spotykacie. Miłej lektury! Robert Hetzyg Redaktor naczelny Redakcja Adres redakcji: KeKaKo Kerigma Karisma Koinonia, Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel, Nowy Radzic 9, 21-077 Spiczyn, tel. 0817577660, e-mail: [email protected], http://www.kekako.pl Redaktor naczelny: Robert Hetzyg Redaktor programowy: Iwona Sułek Redakcja: Anna Sawicka, Izabela Łukaszewicz, Joanna Piątkowska Korekta: Izabela Łukaszewicz, Paulina Obszańska Skład i łamanie: Łukasz Abramek Druk: Oficyna poligraficzna Apla Spółka Jawna, ul. Sandomierska 89, 25-324 Kielce głos generała jedność O jedności mówi się bardzo często i przelano już morze atramentu, pisząc na ten temat. Nie chciałbym więc dodawać do tego zbędnych słów, dlatego piszę bardzo krótko. Jezus w swej modlitwie prosił Ojca, aby wszyscy stanowili jedno jednością podobną do Bożej o. Alvaro Grammatica jedności, i aby dzięki temu świat uwierzył (por. J 17,21). Lecz czym jest jedność? Co znaczy być PASTERZ GENERALNY jednością? Nie jest to czysta jedność, której szuka się na poziomie moralności albo uczucia, lecz coś ofiarowanego nam z wysoka. Aby znaleźć właściwą odpowiedź na pytanie czym jest jedność, musimy odnieść się do Pisma Świętego. W Ewangelii wg św. Jana jest napisane, że nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś swoje życie oddaje za przyjaciół swoich (por. J 15,13), a w hymnie z Listu do Filipian głosi się z mocą, że Jezus ogołocił samego siebie, stawszy się podobnym do ludzi i nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem (por. Flp 2,6-11). Obie te biblijne wskazówki podkreślają aspekt jedności: oddawanie życia za innych. Jezus tak właśnie przeżył swoje życie - jako darmową i bezinteresowną proegzystencję.Jedność oznacza zatem oddawanie życia za braci. Jesteśmy wezwani nie tyle do szukania jedności w pojedynczych aktach osobistej ascezy, ile raczej do podjęcia decyzji, aby żyć dla innych - by oddać życie za braci i aby, w razie potrzeby, być do ich dyspozycji. A co jedność znaczy dla nas - dla Koinonii? Zajrzyjmy znowu do Biblii. Ten sam List do Filipian zawiera następującą zachętę: "Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich" (Flp 2,4). W tym zawiera się świadectwo całego ciała, które żyje i wierzy w jedności według wzoru chrześcijańskiej wspólnoty apostolskiej, gdzie nikt nie cierpiał niedostatku (por. Dz 4,31-35). o. Alvaro Grammatica z Polski Szkoła Nowej Ewangelizacji zaprasza Zapraszamy do udziału w letnich kursach Szkoły Nowej Ewangelizacji. Program tegorocznej szkoły letniej przewiduje cztery kursy. Każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. Oto program tegorocznej szkoły: 1. 11-15 lipca, Otwock - seminarium metodologiczne. Uczestnicy zapoznają się z metodologią kerygmatycznej szkoły ewangelizacji. Biorący udział w seminarium powinni wcześniej uczestniczyć w kursie "Paweł". Kurs poprowadzą: Cinzia Fallini, Beata Wójtowicz i Monika Wojciechowska. 2. 17-21 lipca, Otwock - kurs "Modlitwa wstawiennicza". Zapraszamy wszystkich, którzy pragną odnowić w sobie gorliwość w modlitwie wstawienniczej. Jest to kontynuacja kursu "Charyzmaty". Daje doświadczenie mocy Ducha Świętego dla zbudowania wspólnoty. Przekazuje wskazówki praktyczne dla posługujących modlitwą wstawienniczą. Kurs poprowadzi Paolo Sbarbati, Pasterz Oazy w Recanati. 3. 23-27 lipca, Otwock - kurs "Wspólnota". Pozwala dotknąć z bliska tego, czym wspólnota jest. Żadne opowiadanie nie pozwala przekonać się o tym tak, jak bezpośrednie doświadczenie. Ten kurs jest właśnie takim doświadczeniem. Jest to kurs dla wszystkich. Prowadząca - Iwona Sułek, Pasterz Oazy w Nowym Radzicu. 4. 1-11 sierpnia, Elbląg - kurs "Paweł". Podstawowy kurs umiejętności ewangelizacji kerygmatycznej niezbędny dla każdego członka Koinonii w naszej misji nowej ewangelizacji. Poprowadzą: Beata Wójtowicz i Monika Wojciechowska z zespołem. Szczegółowe informacje dotyczące warunków udziału, kosztów i zakwaterowania otrzymacie od Waszych koordynatorów. Zapraszamy! Wiosenna wizyta Generała Na przełomie kwietnia i maja przyjedzie do Polski Pasterz Generalny Koinonii Jan Chrzciciel, ojciec Alvaro Grammatica. 4 27 kwietnia weźmie udział w regionalnym spotkaniu Koinonii w Gdyni. W dniach 1-4 maja poprowadzi spotkanie dla Koordynatorów naszej wspólnoty z całej Polski. Święto dziewictwa w Radzicu 15 sierpnia zapraszamy do Nowego Radzica na doroczne Święto Dziewictwa dla Królestwa Bożego! Będzie to już dziewiąta rocznica obecności wspólnoty celibatariuszy w Polsce, a szósta - we własnym domu w Nowym Radzicu. Zeszłoroczne święto zgromadziło ponad 300 osób. Czy w tym roku pobijemy rekord? Zapraszamy. Informacji udzielają bracia i siostry ze wspólnoty w Nowym Radzicu (tel. 0817577660, e-mail [email protected]). Zapraszamy Kurs dla małżeństw w Radzicu W dniach 23-25 maja w domu Oazy w Nowym Radzicu odbędzie się kurs "Pryscylla i Akwila" prowadzony przez Beatę i Andrzeja Wójtowiczów. Uczestnicy kursu będą mogli przekonać się, że także małżonkom Bóg powierzył rolę ewangelizatorów. Postaci przyjaciół św. Pawła będą na tej drodze przewodnikami. Informacje dotyczące udziału w tym kursie dostępne są w domu Oazy w Nowym Radzicu (tel. 0817577660, e-mail [email protected]). Zapraszamy! Regionalne spotkania Koinonii 30 marca z udziałem Krajowego Koordynatora Koinonii Jan Chrzciciel w Polsce, Iwony Sułek, odbędzie się uroczyste spotkanie Koinonii regionu wrocławskiego. 29 marca Iwona spotka się z młodzieżą, a także z koordynatorami tego regionu. 11 maja w Dniu Zesłania Ducha Świętego w Nowym Radzicu, zgromadzą się natomiast bracia i siostry ze wspólnot związanych z tutejszą Oazą. Podczas uroczystej Mszy Świętej nowi członkowie zostaną przyjęci do naszej wspólnoty, a dotychczasowi odnowią swoje deklaracje członkowskie. z Polski Charyzmatyczny kurs we Wrocławiu W dniach 11-13 kwietnia we Wrocławiu Paolo Sbarbati, pasterz Oazy w Recanati, poprowadzi kurs "Przebudzenie charyzmatyczne". Organizatorzy zapraszają wszystkich pragnących świadomie przyjąć dary Ducha Świętego i służyć nimi dla budowania wspólnoty. Informacji dotyczących warunków uczestnictwa udziela biuro Koinonii we Wrocławiu (tel. 071 796 47 04, e-mail: [email protected]). zgromadziło ok. 200 uczestników z całej Polski. Inaczej niż mogłoby wynikać z tytułu kursu "Przekleństwo aborcji i współżycia przedmałżeńskiego", kurs ten okazał się doświadczeniem Jezusowego zwycięstwa nad grzechem. Żeby jednak tego zwycięstwa doświadczyć, trzeba pełniej zdać sobie sprawę z tego, jak poważny nieporządek grzechy te wprowadzają w ludzką naturę i historię. - Ogłaszam to zwycięstwo codziennie - mówi nam jedna z uczestniczek spotkania. - Cieszę się, że moje dzieci nie będą obciążone moim grzechem. Jestem za to wdzięczna Bogu! Zmartwychwstanie we wspólnocie Trudno sobie wyobrazić bardziej wspólnotowe święta niż Wielkanoc. W tym roku w obu regionach Koinonii w Polsce, a także w Oazie w Nowym Radzicu odbywają się wspólnotowe celebracje tajemnic naszego zbawienia. Tam, gdzie nie powstały jeszcze Oazy, w liturgii będą posługiwać zaproszeni bracia. Razem ze wspólnotą z północy będzie w tym roku ojciec Emanuele De Nardi. Do Wrocławia przyjedzie natomiast ojciec Jan Kruczyński. O. Ricardo we Wrocławiu Multimedia w Ewangelizacji Szkolenie pod tym tytułem poprowadził 9 lutego w Nowym Radzicu dr Sławomir Leciejewski, wykładowca komunikacji multimedialnej w Instytucie Filozofii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Uczestnicy mieli okazję przekonać się, jak istotny w dobie nowoczesnych mass mediów jest język przekazu ewangelicznego oraz środki, jakich używamy w ewangelizacji. Dalszą część szkolenia będą stanowiły zajęcia praktyczne z wykorzystaniem aplikacji służących do tworzenia prezentacji multimedialnych. Od 22 do 24 lutego przebywał we Wrocławiu nasz założyciel, ojciec Ricardo Argańaraz. Poprowadził tam kurs dotyczący konsekwencji grzechów współżycia przedmałżeńskiego i aborcji. Spotkanie z Polski 5 ze Świata Na kurs "Paweł" do Rzymu! Mamy doktora! Międzynarodowa Szkoła Ewangelizacji zaprasza do udziału w kursie "Paweł" w Rzymie. Uczestnicy mają do wyboru trzy terminy: 13 grudnia ubiegłego roku w Rzymie, o. Sandro Bocchin, Rektor Ateneum Jan Chrzciciel, uzyskał tytuł doktora teologii. Napisał pracę z zakresu liturgiki na temat Obrzędu Konsekracji Dziewic. Serdecznie gratulujemy i życzymy sukcesów w dalszej pracy naukowej! - 11-22 lipca - 24 lipca - 4 sierpnia - 6-17 sierpnia Kurs "Paweł" to podstawowy kurs dla każdego, kto pragnie skutecznie głosić Jezusa, a więc dla wszystkich noszących imię Jana Chrzciciela! Kursy Międzynarodowej Szkoły Ewangelizacji w Rzymie gromadzą uczestników z całego świata. To tutaj najczęściej rozpoczynają się nowe "przygody" misyjne naszej wspólnoty. Kto kiedykolwiek w nich uczestniczył wie, że jest to doświadczenie żywego, misyjnego Kościoła. Wszelkimi informacjami służy ekipa szkoły w Prusinach: tel. 00420377918010 e-mail: [email protected] http://www.koinoniagb.org/ITA/evangelizzazione.html Dobre wiadomości z Ameryki W ostatnich miesiącach nasza wspólnota doświadczyła wielu oznak życzliwości i uznania od szeregu przedstawicieli Kościoła. Otrzymaliśmy zatwierdzenie od ordynariusza diecezji Theuacan w Meksyku. W Nowym Jorku (USA) powierzono Koinonii Jan Chrzciciel administrowanie domu i sprawowanie troski pastoralnej nad kościołem rektorskim na Brooklinie. Także w Los Angeles tamtejsze władze kościelne zaoferowały nam możliwość zamieszkania w opuszczonym klasztorze na terenie parafii pw. św. Michała w centrum miasta. Do Stanów Zjednoczonych wybierają się nasi bracia i siostry z Międzynarodowej Szkoły Ewangelizacji, aby pomóc młodej i nielicznej jeszcze wspólnocie amerykańskiej w osiedleniu się w jej nowych domach. Gratulujemy i modlimy się o powołania! 6 Meksykańskie powołania Podczas uroczystego spotkania Koinonii w Guadalajara w Meksyku, któremu przewodniczyli o. Ricardo Argańaraz i o. Alvaro Grammatica, dwóch naszych braci złożyło swoje pierwsze trzyletnie zobowiązania. Byli to Omar i Alejandro. Uroczystość poprzedziły rekolekcje braci i sióstr konsekrowanych z Ameryki, które prowadził dla nich o. Ricardo. ze Świata Seminarium metodologiczne w Pilźnie Po raz kolejny w Pilźnie odbyło się Seminarium Metodologiczne KeKaKo. W dniach 25-29 lutego tego roku 72 uczestników kursu zgłębiało tajniki Szkoły Nowej Ewangelizacji, której celem jest Formowanie Formatorów Ewangelizatorów. Zadaniem słuchaczy było poznanie podstawowych zasad metodologicznych obowiązujących w Szkole. Szczegółowo rozpatrywane były kursy: "Filip", "Świadectwo" i "Dom Modlitwy". Doświadczeniem w prowadzeniu kursów dzielili się najlepsi: ojciec Ricardo Argańaraz, ojciec Alvaro Grammatica, ojciec Sandro Bocchin oraz Cinzia Fallini i Adriano Biccheri. Polskę reprezentowało 11 osób. Nominacje, nominacje... Mimo, że przypadający w naszej wspólnocie tradycyjnie na przełom września i października okres zmian mamy już dawno za sobą, także w rubryce "Nominacje" mamy to i owo do odnotowania. 1. Dyrektorem Międzynarodowej Szkoły Ewangelizacji został mianowany Adriano Biccheri. Gratulujemy wszystkim nowo mianowanym i życzymy powodzenia w pełnieniu nowych posług. Kongres Koinonii Jan Chrzciciel w USA 24 listopada ubiegłego roku w Thousand Oaks (USA) odbył się kongres Koinonii Stanów Zjednoczonych. Podczas uroczystej Eucharystii, której przewodniczyli ojciec Ricardo Argańaraz i ojciec Alvaro Grammatica, swoje wieczyste zobowiązania czystości, ubóstwa i posłuszeństwa złożył Michał Wojciechowski. Pierwsze śluby czasowe złożyły dwie siostry - Magdalena Kartio i Anna Puccio . Także 120 członków amerykańskiej Koinonii złożyło wtedy wspólnotowe deklaracje. W uroczystości wzięło udział około 300 osób. 2. Marta Laura Hlisnikovská została sekretarzem Generalnym Koinonii Jan Chrzciciel. 3. W naszej sycylijskiej Oazie Pełniącym Obowiązki Pasterzem został Vladzimir Hryhoryeu. ze Świata 7 poznajemy Oazy Pilzno - miasto ucieczki C hciałbym opowiedzieć wam o Oazie w PilźnieLiticach. Nie będzie to opowieść kronikarza, lecz raczej wyznanie świadka. Przyjechałem do Pilzna jesienią 1996 r., kiedy wszystko tu było jeszcze do zrobienia. Tamte lata były dla naszej wspólnoty początkiem okresu poważnych trudności. Chyba trzeba je nazwać prześladowaniami. Bardzo potrzebowaliśmy wtedy azylu, podjęliśmy więc decyzję o stworzeniu w Czechach Oazy, która pełniłaby rolę "schronienia" dla całej Koinonii. Mieliśmy przychylność biskupa, całą resztę trzeba było jednak dopiero stworzyć. Miasto ucieczki (albo schronienia) to taki Boży wynalazek. Ten, kto w sposób niezamierzony zabił człowieka, mógł schronić się w jednym z wyznaczonych w tym celu miast, aby nie wpaść w ręce "mściciela krwi" (zob. Wj 21,13; Lb 35,22-23; Joz 20,2-9). Unikano w ten sposób rozlewu niewinnej krwi w Ziemi Obiecanej, którą Bóg właśnie ofiarowywał swojemu ludowi. Dzięki tym schronieniom Naród Wybrany stawał się jednym ludem - adresatem jedynej obietnicy. Takim właśnie miastem ucieczki były dla Koinonii Litice k. Pilzna w Czechach. Miejsce OD LEWEJ: FRANCESCO MENEGHINI, MARTIN VANA, ALVARO GRAMMATICA, LUCA ARZENTON 8 DOM W LITICACH W ZIMOWEJ SCENERII to powstało, abyśmy wszyscy mogli wytrwać w zdobywaniu Ziemi Obiecanej i aby każdy z nas mógł razem z psalmistą zaśpiewać: "Gdyby Pan nie był po naszej stronie, niech to już przyzna Izrael, gdyby Pan nie był z nami, gdy ludzie przeciw nam powstawali, wtedy połknęliby nas żywcem, gdy ich gniew przeciw nam zapłonął (...) Błogosławiony Pan, który nas nie wydał na pastwę ich zębom. Uwolnieni zostaliśmy jak ptak z sidła ptaszników: sidło się porwało, a my jesteśmy wolni. Nasza pomoc jest w imieniu Pana, który stworzył niebo i ziemię." (por. Ps 124). Oaza w Liticach narodziła się w bólu, aby stać się pociechą i obroną przed nieprzyjaciółmi. Teraz, wiele lat po odległym Bożym Narodzeniu Anno Domini 1995, to ziarno rzucone na czeską ziemię wykiełkowało i wydało owoce. Pierwszym widzialnym tego znakiem byli nasi kapłani wyświęceni w Pilźnie przez J. Eksc. Bp. Františka Radkovskýego (byli to Sandro, Alvaro, Emanuele, Costantino i Claudio). Jest to Oaza powstała wbrew woli wszystkich, lecz bardzo upragniona przez ojca Ricardo. Nikt jej nie chciał, bo wydawała się zbędna. Prócz tego brakowało sił potrzebnych do postawienia tak zuchwałego kroku, tym bardziej, że nie mieliśmy w Czechach żadnego pewnego i stałego przyczółka. Wszystko zdawało się potwierdzać czarny scenariusz rychłego upadku. Tylko ojciec Ricardo nie przestał pragnąć nowej Oazy. Był także ojciec Costantino, który w duchu przygody zaoferował się wziąć udział w tym przedsięwzięciu, choć i on - nie bez wahania. Z perspektywy czasu fakty potwierdzają tamten proroczy upór. Przypominam sobie pierwsze słowa, które ojciec Alvaro skierował do ojca Ricardo, kiedy 29 sierpnia 1998 został ustanowiony pasterzem pilzneńskiej Oazy: "Będziemy krwią z twojej krwi i kością z twoich kości". Było to wyznanie wiary w to, że jesteśmy Koinonią - jedną i niepodzielną. Przy tej samej okazji byliśmy świadkami, jak na słowo ojca Ricardo ustał padający wówczas deszcz (uroczystość ustanowienia pasterza Oazy odbywała się na zewnątrz). Ten znak był dla nas potwierdzeniem, że nic nie jest silniejsze od naszej przyjaźni i że Pan znajduje upodobanie w naszej miłości. Dzisiaj jest nas wielu, trudno też policzyć różne nasze prace i zobowiązania, ale ciągle doświadczam tego samego: ja to moi bracia, a oni to ja. Francesco Meneghini poznajemy Oazy Post scriptum D zisiaj nasze miasto ucieczki nabrało dość pokaźnych rozmiarów. To już nie tylko Oaza z kościołem, odrestaurowaną plebanią oraz służącą za salę spotkań przebudowaną stodołą. W odległości około sześciu kilometrów znajduje się kolejny dom, w którym od jesieni ubiegłego roku mieści się siedziba naszej wspólnoty. Rezyduje tam również jej Założyciel i Pasterz Generalny. W oddalonych o pół godziny jazdy samochodem Prusinach znajduje się natomiast siedziba Szkoły Nowej Ewangelizacji. Wspólnota sprawuje duszpasterską troskę nad litickim kościołem parafialnym. Mamy także "swoich ludzi" w pilzneńskiej kurii biskupiej. Luca pełni funkcję kapelana ks. bp. Františka Radkovskýego, a Pavlina jest szefową kurialnego sekretariatu. KATEDRA ŚW. BARTŁOMIEJA W PILŹNIE Oaza to prócz kilkunastu braci i sióstr (te liczby dość często ulegają zmianie z powodu napływania nowych powołań i przemieszczeń pomiędzy wspólnotami) także 20 Wspólnot Rodzinnych zrzeszających 258 członków Koinonii (44 z nich złożyło już swoje zobowiązania na całe życie) oraz 75 Domów Modlitwy. poznajemy Oazy KOŚCIÓŁ PARAFIALNY POD WEZWANIEM ŚW. PIOTRA I PAWŁA W LITICACH W Oazie działa Korespondencyjna Szkoła Biblijna, a także Korespondencyjna Szkoła Teologiczna. Mieści się tu również redakcja włoskiego wydania kwartalnika "KeKaKo Kerigma Karisma Koinonia". Co tydzień odwiedzamy więźniów w pobliskim zakładzie karnym. Od wtorku do czwartku prowadzimy dwugodzinną modlitwę wstawienniczą. W sobotnie wieczory sprawujemy liturgię w kościele parafialnym, a w niedzielę przed południem - w naszej sali spotkań. Co dwa miesiące organizujemy całodzienne spotkania z modlitwą za chorych pod hasłem "Jezus uzdrawia". Trudno wyliczyć wszystko, co dzieje się w naszej sali: SALA SPOTKAŃ PRZY OAZIE W PILŹNIE od zwykłych spotkań Koinonii, przez kursy dla naszych Wspólnot Rodzinnych, spotkania młodych i spotkania rodzin, aż po międzynarodowe imprezy, jak rekolekcje wspólnoty wewnętrznej, spotkania pasterzy i, prowadzone przez Szkołę Nowej Ewangelizacji, seminaria metodologiczne. Tak dziś wygląda nasze miasto ucieczki. 9 ludzie KeKaKo Wyspy Z ziemi polskiej na Bohater zbiorowy dzisiejszego materiału w dziale "Ludzie "KeKaKo"" mieszka na Wyspach Brytyjskich i za "poprzedniego życia", czyli w kraju swoich ojców, zamieszkiwał gdzieś na północy Polski, a szczególnie w Bydgoszczy albo Gdyni. Jak się mają, co porabiają i jak starają się podtrzymywać swoje więzi wspólnotowe nasi bracia, którzy się wybrali w świat za pracą? Postaramy się trochę Wam o tym opowiedzieć. Autor: Joanna Piątkowska K iedy ktoś decyduje się opuścić kraj, to na ogół oznacza, że ma ku temu poważny powód. Jeśli dodatkowo musi przy tej okazji pozostawić w domu rodzinę, powód ten wydaje się jeszcze poważniejszy. Takie wyjazdy traktowane są często jako "zło konieczne" i takimi rzeczywiście bywają. Dla kilkorga spośród moich przyjaciół pobyt za granicą stał się tymczasem okazją do odnowienia ich życia rodzinnego, a niektórzy z nich dopiero poza Polską znaleźli to, czego tutaj bezskutecznie szukali. I nie jest to reklama biura organizującego wyjazdy zagraniczne, ale opowieść o prawdziwym błogosławieństwie, 10 które Bóg może wyprowadzić także z trudności, skłaniających wielu do pozostawienia dotychczasowego życia. A prócz tego okazuje się, że także wspólnota daleko od domu bywa prawdziwym "kołem ratunkowym" niepozwalającym "pogubić się w świecie". Andrzej Złowocki z Gdyni, obecnie w Dublinie: Mój wyjazd do Irlandii był możliwy dzięki tzw. "szczęśliwemu zbiegowi okoliczności". Firma, do której wysłałem moją aplikację, właśnie poszukiwała pracowników i kiedy zaczęto rozpatrywać kandydatów, mój faks leżał akurat na wierzchu. Udało mi się więc wyjechać do pracy, choć za sobą pozostawiałem ludzie Koinonii ludzie KeKaKo rodzinę i to w dość trudnym momencie, bo nasz powstający nowy dom był właśnie na etapie prac wykończeniowych. Początkowo moje warunki życiowe w Irlandii nie były zachwycające: mieszkałem w odległości dwóch godzin jazdy autobusem od Dublina i taką drogę musiałem pokonywać co rano, żeby znaleźć się o siódmej w pracy. Po południu było jeszcze "lepiej", bo trafialiśmy na korki i podróż trwała zazwyczaj od trzech do czterech godzin. Możesz sobie wyobrazić, że chcąc się rano pomodlić, musiałem wstawać przed czwartą, a po powrocie do domu zostawał mi tylko czas na przyrządzenie sobie jakiejś obiadokolacji, a potem - spać. Prosiłem więc Pana, żeby jakoś rozwiązał tę sytuację. Wkrótce potem nawiązał ze mną kontakt od lat niewidziany przyjaciel z dzieciństwa, który mieszkał ni mniej ni więcej tylko w Dublinie. Spotkaliśmy się i już wkrótce mieszkaliśmy razem. Z nowego miejsca zamieszkania miałem około pięciu minut pieszo do pracy. Oprócz tego nawiązałem kontakt z Koinonią w Belfaście, dokąd z Dublina co godzinę odchodzi autobus dojeżdżający tam w dwie godziny. Od pewnego czasu uczestniczę więc w życiu Koinonii w Belfaście, a wygląda na to, że zacznę również uczestniczyć w spotkaniach tutejszej Wspólnoty Rodzinnej. W miarę naszych czasowych możliwości mamy u nas spotkania Domu Modlitwy, a niedawno zostaliśmy również poproszeni przez lokalnych duszpasterzy o poprowadzenie spotkań dla Polaków. Chodzi przede wszystkim o mężczyzn: mamy im pomóc być mężami i ojcami. Zgodziliśmy się stawiając jedynie ten mały "warunek", że musimy rozpocząć od kursu "Filip". I tak w dniach 11-12 maja w Dublinie, z udziałem mężczyzn z Polski pracujących w Irlandii, odbędzie się kurs "Filip". Oczywiście nie będziemy prowadzić go sami. Do pomocy przyjedzie z Polski moja żona Kasia. Tomek i Mirka Dereszyńscy z Bydgoszczy, obecnie w Ramsgate w Anglii: - Tomek pracuje w tutejszej firmie teleinformatycznej - mówi Mirka. - Moja rola to tworzenie domowego klimatu; poza tym usilnie uczę się angielskiego - trochę w szkole, a trochę w domu. Pan bardzo nam błogosławi: odzyskaliśmy tu spokój, nie prowadzimy już wariackiego trybu życia w ciągłym stresie, pośpiechu, przemęczeniu i chronicznym braku czasu dosłownie na wszystko, jak to miało miejsce przedtem w Polsce. Mogliśmy odnowić i umocnić nasze relacje rodzinne. Nadrabiamy też czas, którego nie mieliśmy dla naszego syna. Każdą chwilę staramy się spędzać razem: na basenie, na wrotkach, na spacerze brzegiem morza, na rowerach, w kinie... Chwalimy Pana za to, jaki jest dobry! Bardzo pragniemy co najmniej jeszcze jednego dziecka i jeszcze bliższych relacji z przyjaciółmi. ludzie Koinonii Przemek i Ola Krawczakowie z Bydgoszczy, obecnie Gravesend w hrabstwie Kent w Anglii: Przemek pracuje w magazynie, Ola zajmuje się wychowaniem trójki ich dzieci. Dwaj starsi chłopcy - Michał (8 lat) i Patryk (5 lat) - chodzą do szkoły znajdującej się przy tutejszej katolickiej parafii; obaj coraz lepiej mówią po angielsku. Ich młodsza siostra, Ula, ma dopiero roczek i jest jeszcze w domu z mamą. - Mam poczucie, że tutaj, w Gravesend, Pan Bóg posługuje się nami - mówi Ola. - Ostatnio prowadzimy z Przemkiem spotkania dla narzeczonych, a razem z Kasią Góralską przygotowujemy również polskie dzieci do Pierwszej Komunii Świętej. Staramy się także prowadzić Dom Modlitwy. Z tym jednak wygląda bardzo różnie, bo, jak większość ludzi tutaj, Przemek ma ruchome dni pracy, a to bardzo utrudnia zachowanie regularności spotkań. Kiedy chociaż dwa razy w miesiącu uda nam się razem z naszymi przyjaciółmi Kasią i Hubertem Góralskimi oraz Romkiem Poremskim spotkać na modlitwie, razem błogosławimy Pana za wszystko, co od Niego ciągle otrzymujemy. Staramy się zapraszać do wspólnej modlitwy także i innych; nasz rekord to 11 osób na takim domowym spotkaniu. W sierpniu ubiegłego roku odwiedził nas ojciec Jan Kruczyński. Było to prawdziwe święto ze wspólnotową Eucharystią. Razem z Janem pojechaliśmy do Oxfordu, aby zapoznać się z naszymi braćmi, u których ma się wkrótce odbyć spotkanie Koinonii z udziałem wszystkich członków naszej wspólnoty w Anglii. Wraz z Kasią i Hubertem wzięliśmy również udział w kursie "Dom Modlitwy" w Bristolu. Chociaż tęsknimy za Polską, za naszą rodziną i przyjaciółmi, których pozostawiliśmy w kraju, wiemy, że nasz pobyt tutaj to wola Pana. Prawda, że wszędzie może nas spotkać coś dobrego? Nawet w sytuacji, której wcale nie chcieliśmy i która była raczej przymusem. Tak też zdarzyło się Kasi z Bydgoszczy, obecnie, podobnie jak Przemek i Ola, mieszkającej w Gravesend. Potrzeba było tego wyjazdu, aby w kraju wyspiarzy odnalazła swojego obecnego męża, Huberta. I chociaż pobrali się w Polsce, to jednak powrócili tam, gdzie się poznali - do Anglii. - Tutaj jest nasz dom i tutaj czuję się u siebie - mówi Kasia. Pobyt w tym miejscu odbieram też w kategorii powołania. To miejsce i ten czas przygotował dla nas Pan. W tej samej miejscowości mieszka również Czarek Rybicki, który niecierpliwie czeka na przyjazd swojej żony. Naszym przyjaciołom na wychodźstwie życzymy powodzenia, a ewentualnym naśladowcom podajemy adres kontaktowy do koordynatorów Koinonii Jan Chrzciciel w Anglii Agnieszki i Mike'a Parry: [email protected]. 11 o. Ricardo Argańaraz PASTERZ ZAŁOŻYCIEL S iostra Santacaterina, o której pisaliśmy poprzednio, nie tylko wskazała ojcu Ricardo Camparmo, ale również podała mu nazwiska ówczesnych siedemnastu właścicieli tej ziemi. Jej wykupienie wydawało się zadaniem praktycznie niemożliwym do wykonania, co jednak ojciec Ricardo przyjął jako nieomylny znak, że dzieło to należy do Boga. Takimi trudnościami naznaczone było zresztą całe to przedsięwzięcie. Ciągle pojawiały się przeszkody niby mury nie do przebycia albo jak Morze Czerwone, które pozornie niemożliwe do przejścia, zawsze w ostatnim momencie się rozstępowało. Przy wykupie gruntów doświadczaliśmy zawsze tego samego: właściciele, do których się zwracaliśmy, od razu zgadzali się na ich sprzedaż tak, jakby ktoś powiedział im wcześniej: "Kiedy zjawi się ojciec Ricardo i zaproponuje wam wykup, zgódźcie się"". Wszystko to było tym bardziej niezwykłe, że wcześniej kontaktowało się z nimi pewne stowarzyszenie hotelarzy z Lido di Venezia, proponując wykupienie całej osady, czego oni zgodnie odmówili. Taki był Boży plan dla tego miejsca: nie chcieli sprzedać tamtym, a ojcu Ricardo sprzedali. Wykup centralnej części osady rozpoczął się 19 września 1975 roku i zakończył w ostatnich miesiącach roku 1976 zawarciem wstępnych umów, na mocy których ojciec Ricardo wchodził w posiadanie wskazanych terenów, zaś akty notarialne do każdej transakcji sporządzono w późniejszym czasie (mowa tu o miejscach, gdzie aktualnie znajdują się biura, kaplica oraz domy: "Gerico", "Guadalupe", aż do dzisiejszej studni). Część osady, schodząc z drogi na prawo, w stronę 12 Camparmo, została zakupiona dopiero w 1980 roku, gdyż jej właściciel przebywał ówcześnie w Australii, natomiast teren na lewo od drogi, aż do pomnika ku czci poległych, został zakupiony od pana Bruno Nervoo, koło roku 1987. Ze wszystkimi właścicielami kontaktował się osobiście ojciec Ricardo i wyjaśniał im, że zamierza rozpocząć w Camparmo pewne doświadczenie o charakterze religijnym. Wszyscy zgodzili się na sprzedaż, zachowując przy tym znakomite relacje z nowymi sąsiadami. Na sprzedaży zyskali oni więcej niż oczekiwali, dzięki wspaniałomyślności ojca Ricardo, który zaoferował im wyższą cenę, aniżeli sami proponowali, chcąc CAMPARMO WIDZIANE Z GÓRY CORNETTO. historia Camparmo podkreślić znaczenie tego miejsca, które w oczach ludzi jawiło się jako niedostępne i niegościnne. I rzeczywiście - nie istniała tam nawet droga, tylko górska ścieżka. Pewnego dnia ojciec Ricardo udał się do pana Giovanniego Danzo, wówczas 76-letniego właściciela łąki (obecnego pierwszego poziomu "Rachab"), aby zapytać, czy nie zechciałby jej sprzedać. On jednak się nie zgodził. Taka reakcja wprawiła ojca Ricardo w zakłopotanie. Otrzymał przecież "nakaz" od Pana, aby nabyć tę ziemię, a także obietnicę, że zostanie mu sprzedana. Po tygodniu właściciel sam zgłosił się do ojca Ricardo i oświadczył, że przyjmuje propozycję. Przepraszał też, że uległ zniechęcającym opiniom właścicieli sąsiadujących działek. Warto podkreślić, że ojciec Ricardo otrzymał w modlitwie następujące słowa: "Zgodzą się wszyscy, prócz jednego". Tak właśnie się stało: pośrodku stu hektarów ziemi składających się na Camparmo, do dziś znajduje się nienależący jeszcze do wspólnoty skrawek ziemi, na którym stoi rudera o powierzchni 35 m2. Jego właściciele, o których wspominał wcześniej pan Danzo, nigdy nie zechcieli sprzedać swojej własności. Ojciec Ricardo usłyszał jednak od Pana: "Nie obawiaj się, podaruję ci ją w sposób, którego nie potrafisz sobie wyobrazić i będzie to pieczęć świadcząca o tym, że jest to moje dzieło". Inne szczególne zdarzenie, o którym ojciec Ricardo opowiada z radością, dotyczy zakupu jednej z ostatnich parceli około roku 1980. Pamięta, że pewnego dnia Silvia, jedna z pierwszych sióstr przybyłych do Camparmo, powiedziała mu po modlitwie osobistej: "Dzisiaj przyjdzie pewien człowiek i zaproponuje ci zakup kawałka ziemi. Pan mówi ci: "Kup go!".”I pokazała mu fragment Pisma Świętego pochodzący z Księgi Jeremiasza, który potwierdzał to polecenie. Tamtego ranka około godziny 11:00 ojciec Ricardo siedział u szczytu Camparmo koło zbiornika z wodą, podziwiając w modlitwie to cudowne miejsce i piękny słoneczny dzień. W pewnej chwili podszedł do niego pan Mario Dalla Pozza, pozdrowił go i powiedział w swoim dialekcie: „Kupiłby ojciec ode mnie ten pagórek, który tu widać?", wskazując przy tym na Spitz di Giotti. Ojciec Ricardo zgodził się bez wahania. Wspomina także pana Antonio Bernardi- właściciela miejsca, gdzie dzisiaj znajduje się kapliczka Matki Bożej i biura "Rahab". historia Camparmo PIERWSZY DOM, "RACHAB", ODBUDOWANY PRZEZ OJCA RICARDO Z POMOCĄ MURARZA PIERO FIN, OBECNIE SIEDZIBA BIUR OAZY. OBOK NIEGO: RUINA "AI", JEDYNY BUDYNEK NIE BĘDĄCY WŁASNOŚCIĄ WSPÓLNOTY. Pierwotnie był tam piękny budynek z parterem i dwoma piętrami składający się w sumie z osiemnastu pomieszczeń, który w czasie pierwszej wojny światowej służył włoskiemu dowództwu za siedzibę. Był to ostatni bastion włoskiej armii granica austriacka znajdowała się w linii prostej w odległości około pięciu kilometrów. W Camparmo znajdowało się dwieście mułów, które dowództwo wykorzystywało do transportu broni i zaopatrzenia. Budynek, o którym mowa, był bardzo piękny i ojciec Ricardo żałował, że został zburzony, bo gdyby dało się go zrekonstruować, mógłby służyć jako wygodne mieszkanie, tak dobrze go w środku rozplanowano. Po południu, 2 kwietnia 1976 roku, ojciec Ricardo przybył wreszcie do Camparmo. Towarzyszyli mu: młody, wówczas dziewiętnastoletni, Sandrino Bocchin, Luciano Proietti (dzisiaj franciszkanin) i nieoceniony murarz, Piero Fin z San Vito di Leguzzano, który wspaniałomyślnie ofiarował trzy tygodnie swojej pracy, aby wyremontować i przystosować do zamieszkania to miejsce. 13 temat numeru Indie pierwsze skojarzenie? Matka Teresa z Kalkuty czy Bollywood? Ludzie umierający z biedy i chorób czy może przeciwnie - piękni i bogaci Hindusi, uśmiechnięci i rozśpiewani? Co tam robią misjonarze Koinonii Jan Chrzciciel? Przekonajcie się sami. Koinonia w Indiach Geografia i demografia System kastowy Republika Indii leży w południowej Azji i rozciąga się na powierzchni 3287600 km2. Mieszka tam 1105200000 ludzi (17% ludności świata). Mieszkańcy Indii mają 17 języków urzędowych oraz angielski jako język pomocniczy. W większości są wyznawcami hinduizmu (81%); jest też ok. 12% wyznawców islamu. Chrześcijanie stanowią w Indiach zaledwie ok. 2% ludności i wedle tradycji wywodzą się od Tomasza Apostoła, który miałby działać w latach 57-72 w dzisiejszym stanie Kerala, gdzie chrześcijaństwo jest szczególnie silnie obecne. Fakt, że jest ich tak niewielu, sprawia, że bycie chrześcijanami oznacza w Indiach zupełnie co innego niż w Europie albo w Ameryce. W codziennym życiu, obyczajach i we wszystkim dookoła ton nadają wyznawcy hinduizmu ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu. Najbardziej jaskrawym przejawem wpływu hinduizmu na życie społeczne w Indiach jest tradycyjny podział na kasty. Poza kilkoma podstawowymi warstwami społecznymi (kapłani i mędrcy, arystokracja i rycerstwo, kupcy i rolnicy oraz warstwa służebna) istnieje około dziesięciu tysięcy różnych kast stanowiących odrębne społeczności i kierujących się odrębnymi prawami, wśród których wspólnymi są zasady nie zawierania związków małżeńskich poza własną kastą i nie zasiadania do stołu z członkami innej kasty. Najniższą kastą są tzw. "niedotykalni" albo "pariasi"; stanowią ok. 15% ludności Indii. Przynależność do kasty jest dziedziczna. Nie ma możliwości przejścia do innej kasty - tak wyższej jak i niższej. Jedyną szansą na zmianę swojej pozycji społecznej, i to dopiero w kolejnym wcieleniu (hinduiści wierzą w reinkarnację), jest wierne przestrzeganie zasad kasto- 14 wych. Szczytem tego swoistego "awansu" jest osiągnięcie po śmierci stanu nirwany. Dla niewiernych przepisom kastowym ta sama "drabina" prowadzi w dół, ku coraz to niższym kastom, aż w końcu człowiek nie respektujący praw hinduizmu w jednym z kolejnych wcieleń staje się zwierzęciem. Konstytucja Indii znosi podział na kasty, zrównuje ich prawa i zakazuje niedotykalności; jest to jednak prawo, które długo jeszcze pozostanie martwą literą. Sytuacja chrześcijan W ostatnich latach sytuacja chrześcijan uległa poważnemu pogorszeniu. Dotyczy to szczególnie stanów, w których doszły do władzy radykalne ugrupowania nacjonalistyczne, stawiające sobie za cel "powrót do korzeni", a więc także do hinduizmu. Podjęto nawet próby ustanowienia prawa przeciw nawróceniom, które zakazywałoby przechodzenia z hinduizmu na inne religie. Mimo że obecnie prawo takie obowiązuje już w nielicznych regionach (np. w regionie Madhaya Pradesh), nie brakuje grup i stronnictw nadal żywotnie zainteresowanych dyskryminowaniem chrześcijan. Tylko w latach 2006-07 doszło w Indiach do około 500 zajść - od profanacji świątyń chrześcijańskich aż po mordy na tle religijnym. Pogromy te nasiliły się w ostatnich miesiącach. Włoska agencja misyjna AsiaNews podała, powołując się na działaczy organizacji obrony praw człowieka i na miejscowych przywódców katolickich, że w regionie tym wielu chrześcijan, zwłaszcza spośród miejscowych plemion tubylczych, nadal ukrywa się w lasach, bojąc się nowych ataków. Ciągle brak jest oficjalnych danych na temat liczby ofiar, policja zaś nie pozwala niezależnym organizacjom chrześcijańskim na prowadzenie własnego dochodzenia. Dbające o wizerunek państwa władze centralne zezwoliły tymczasem na stworzenie pierwszego w Indiach uniwersytetu chrześcijańskiego. Uniwersytet w Kerala będzie finansowała Chrześcijańska Fundacja dla Indii utworzona przez Kościół Katolicki. Uczelnia będzie zrównana w prawach i obowiązkach z pozostałymi wyższymi uczelniami tego kraju. Ewangelizacja Indii Tegoroczna wyprawa naszych misjonarzy do Indii, rozpoczęta 11 stycznia, poświęcona jest kursowi "Filip". W dziesięciu regionach kraju nasze siostry Miriam i Frauke prowadziły kursy "Filip" z udziałem świeckich, księży, sióstr zakonnych, a nawet biskupów. Wielu z nich miało już doświadczenie kursu "Filip". Teraz jednak mogli zapoznać się także z jego metodologią. - W Indiach potraktowano bardzo poważnie program formacji ewangelizatorów dla całego kraju - mówi Miriam. - Przemyślany, uporządkowany i konkretny plan wspierany przez 166 biskupów z całego kraju, jeśli równie konsekwentnie będzie realizowany, przyniesie owoce, których dzisiaj nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Podczas podróży po Indiach nasze siostry trafiły również do niewielkiego regionu Orisa, gdzie podczas ubiegłorocznych świąt Bożego Narodzenia doszło do szczególnie gwałtownych wystąpień antychrześcijańskich. Wszędzie tam, gdzie znalazły się krzyże lub choćby świąteczne ozdoby, niszczono domy. Niektórzy dla ich ratowania deklarowali, że staną się hinduistami. Inni uciekali do lasu tak, jak stali i pozostawali tam przez wiele dni. W kursie "Filip" wzięło więc udział niewiele, bo tylko 30 osób. Wśród nich były także siostry zakonne, które ukrywały się w lasach, straciwszy wszystko, co miały, razem z domami, w których mieszkały. - Niektórzy z uczestników byli weteranami pracy misyjnej wśród Hindusów na wsiach - opowiada Miriam. - Nie poddawali się wobec prześladowań, ale przeciwnie - zachowywali pogodę ducha i ufność w Panu, Który pragnie Kościoła odnowionego w Duchu Świętym, Kościoła z kart czwartego rozdziału Dziejów Apostolskich. Mimo tak trudnej sytuacji, a może także w związku z nią, kurs w Orisa przyniósł bardzo wymierne owoce: powstały projekty ewangelizacji młodzieży, projekt formacji młodych ewangelizatorów, a także tworzenia zespołów ewangelizacyjnych we wszystkich pięciu diecezjach regionu. Także w innych miejscach Indii systematyczna metodologia kursów kerygmatycznych zrobiła duże wrażenie na przybyłych, często z bardzo daleka, liderach - zarówno świeckich, jak i duchownych. - Jeszcze podczas trwania kursów podejmowano decyzje o systematycznym ich rozpowszechnianiu i przenoszeniu doświadczenia kerygmatycznego na grunt poszczególnych diecezji i parafii. Proszono nas o udostępnianie materiałów do prowadzenia kursu Filip". Paradoksalnie najwięcej swobody mieli w ewangelizowaniu mieszkańcy stanu Bengal, rządzonego przez komunistów. Budowały nas również wypowiedzi indyjskich biskupów, którzy motywowali uczestników naszych kursów, aby zawsze głosili Jezusa - umarłego, zmartwychwstałego i uwielbionego - mówi nam na koniec Miriam. W przyszłym roku program zakłada przedstawienie liderom ewangelizacji kursu "Paweł" wraz z jego metodologią. Będzie to kolejny krok do zewangelizowania tego drugiego co do liczebności kraju świata. To jak? Z czym wam się kojarzą Indie? Bardziej z Matką Teresą, czy raczej z Bollywood? Kraj umierających i biednych, czy zamożnych i zadowolonych z życia? A może jest to kraj jednych i drugich w drodze do poznania Jezusa? 15 Koinonia w Indiach 16 Wszelkich informac dotycząc ji ych możli wości ud w ewang ziału elizacji In dii udz Międzyn arodowa iela Szkoła E w w Prusin ach (Cze angelizacji chy). Tel.: 0042 03779180 E-mail: sc 10. Numer ko hool@koinoniagb .org nta do prz Koinonia e Giovanni lewów w euro: Battista S cuola di E IBAN: CZ0 vangelizzazione 9 0300 00 00 0002 7 988 6733 B.I BANK A C .C.: CEKOCZPP SOB, Plze n, Sedlac kova 26a 17 rozmowa Ke Ka Ko bardzo trudno pozbyć się tego brudu. Nie chodziło więc o zmianę znaków używanych w dynamikach, ale o umiejętne ich zaadaptowanie. Jezus nie był blondynem Jak można dokonać inkulturacji orędzia chrześcijańskiego, nie mieszając go z obcymi mu treściami rodem z hinduizmu? Kiedy głosisz komuś kerygmat i przedstawiasz mu osobę Jezusa, nie ma problemu inkulturacji. Mam doświadczenie niezwykłej skuteczności kerygmatu, niezależnie od kultury. Słuchają cię zawsze, kiedy wypowiadasz się jako świadek. Jeśli natomiast zaczniesz nauczać europejskiej modlitwy, europejskiego sposobu jedzenia i ubierania się, jeśli spróbujesz przekonywać do obrzędów, które zupełnie nie przystają do tutejszej kultury, to oczywiście niczego nie osiągniesz. Ale kiedy mówisz o Jezusie, Który zbawia, to naprawdę łatwo będzie Ci ewangelizować, ponieważ żaden ze znanych im dotychczas bogów niczego nie robił dla nich. Tymczasem Jezus, Który przychodzi do nich, a - powiem więcej - specjalnie dla nich przyjął ludzkie ciało z Cinzią Fallini i Który dla nich umarł i zmartwychwstał, taki Jezus, Który i dzisiaj ich kocha i okazuje im swoją przebaczającą miłość, a nawet z Międzynarodowej Szkoły Ewangelizacji Koinonii Jan Chrzciciel rozmawia Robert Hetzyg. uzdrawia z chorób, taki Jezus jest "do przyjęcia". Niestety Kościół w Indiach już przejął pewne europejskie wzorce. Jezus indyjskiego Kościoła jest jasnym blondynem, zupełnie jakby był na przykład Polakiem. A przecież On jest Azjatą! Budowle kościelne często stawia się na styl europejski. Wielu Hindusów uważa, że chrześcijaństwo jest dla Europejczyków sposobem narzucenia im swojej kultury. Od pięciu lat bywasz regularnie w Indiach. Prowadziłaś wiele Pomiędzy kursów i szkoleń metodologicznych. Jak to się stało, że wspólnota i przyzwyczajenia, co dla Ciebie osobiście stanowiło największą trafiła do Indii? trudność? Po raz pierwszy zetknęłam się z Indiami dzięki ojcu Francois Chyba mentalność Hindusów. Zupełnie nie rozumieliśmy ich Godest, mieszkającemu tam francuskiemu misjonarzowi, reakcji w niektórych sytuacjach. Komunikacja jest tu nie lada obdarzonemu wyzwaniem. Skontaktował (Stowarzyszenie silnym się powołaniem z nami Katolickich za ewangelizacyjnym. pośrednictwem ACCSE Charyzmatycznych Szkół wszystkimi rzeczami do nauczenia się A jak sobie radzicie z podziałami międzykastowymi? W naszych kursach brali udział reprezentanci wszystkich Ewangelizacji) i wziął udział w naszej letniej szkole ewangelizacji kast. W związku z istniejącą jeszcze nadal dyskryminacją w 1999 roku w Izerni. Będąc pod wrażeniem naszych kursów, przedstawicieli niższych kast doradzano nam dyskrecję, zaprosił nas do Indii. Skorzystaliśmy z tego zaproszenia dwa lata co do ich obecności na kursach, ponieważ osoby pochodzące później, w 2001 roku. Przeprowadziliśmy tam wtedy kurs "Filip" z kast wyższych po prostu mogłyby zrezygnować z udziału. i kurs "Paweł". Podczas kursu "Paweł" odwiedził nas pewien Nieraz myślałem o was, słysząc informacje o pogromach biskup, który zainteresował się naszą szkołą ewangelizacji. chrześcijan do jakich dochodziło w Indiach, zwłaszcza Złożył nam później wizytę w naszej rzymskiej Oazie. Zostaliśmy w ostatnich miesiącach. Czy spotkało was jakieś bezpośrednie też oficjalnie zaproszeni przez niego do podjęcia czteroletniego zagrożenie? programu formacyjnego na podlegającym mu obszarze. Bardzo Na początku naszej misji w Indiach w niektórych stanach istniało dotknęła mnie definicja ewangelizacji, którą zawsze powtarzał, jeszcze prawo przeciw nawróceniom; ewangelizacja była tam ilekroć odwiedzał nas podczas kursów: "to głoszenie Jezusa, więc niebezpieczna. Dzisiaj prawie wszędzie przepisy te zostały Którego doświadczyłeś". już zniesione. Są jednak ciągle takie rejony, szczególnie W jaki sposób poradziliście sobie z przekazaniem treści w centrum i na północy Indii, gdzie dochodzi do ataków, kursów? Czy mogliście posługiwać się tymi samymi znakami czasem śmiertelnych, na osoby propagujące chrześcijaństwo i dynamikami, co w Europie, czy też musieliście szukać nowych? czy choćby dające świadectwo wierze. My sami nie staliśmy się Dynamiki "działają". Chodzi tylko o pewien jasny sposób ich nigdy ofiarami takich zajść. Czasami miejscowi księża doradzali przedstawienia. Nie mogę na przykład potraktować błota nam, żebyśmy nie wychodzili ewangelizować, jako że będąc jako coś brzydkiego. Dla nich błoto wcale takim nie jest. Mogę Europejczykami, moglibyśmy tym bardziej budzić agresywne natomiast zwrócić uwagę na fakt, że kiedy już się raz ubrudzę, reakcje. Kilkakrotnie wyszliśmy na ewangelizację pomimo 18 rozmowa Ke Ka Ko realnego Potem kobieta, ta po prostu wstała i zaczęła chodzić. Kleryk był mówiono nam, że mogliśmy wstrząśnięty i natychmiast poszedł do swojego biskupa, aby nie zagrożenia. wrócić żywi. Podobne o wszystkim opowiedzieć i "zareklamować" mu kurs "Paweł". zdarzają Zostaliśmy wtedy poproszeni, aby poprowadzić formację niebezpieczeństwa się wielu spośród uczestników kerygmatyczną w tamtejszym seminarium duchownym. naszych kursów na co dzień. Co się zmieniło w waszej pracy od dnia, kiedy przyjechaliście Wielu z nich nie może wracać do swoich domów; muszą ukrywać się po lasach. Ich sytuacja jest bardzo niepewna. A mimo to udaje wam się skutecznie ewangelizować? Mieszkańcy Indii są bardzo na sprawy i pewnie dlatego otwarci duchowe ewangelizowanie ich to sama przyjemność. Widziałam wiele uzdrowień - znacznie więcej niż w Europie. Są to ludzie prości: kiedy przedstawiasz im Jezusa żywego, Który jest, choć Go nie widać, nie mają żadnych problemów, aby w Niego uwierzyć. Przeciwnie Cinzia Fallini, jako jedna z pierwszych misjonarek naszej wspólnoty wybrała się do Indii, aby zaszczepić tam kursy szkoły kerygmatycznej. Gdyby nie to, że w Europie klimat zupełnie nie ten, pewnie i tutaj nosiłaby sari. do Indii? Dzisiaj możemy mówić o niezwykłym zainteresowaniu ze strony różnych kościelnych liderów. Kiedy prowadziliśmy pierwszy kurs "Paweł", niewielu było chętnych, aby wziąć w nim udział, a do tego połowa uczestników to byli analfabeci. W międzyczasie powstało związane z naszą wspólnotą stowarzyszenie zrzeszające kerygmatyczne szkoły ewangelizacji, które korzystają z materiałów wypracowanych w naszej wspólnocie. Po czterech latach naszej pracy w Indiach spośród braci, którzy nas przyjmowali spontanicznie zaczęły powstawać małe wspólnoty. Dziś jest ich już siedem albo osiem. W większości stanowią owoc kursu "Wspólnota" prowadzonego przez nas w 2005 roku. W jednym z naszych kursów "Filip" brał udział pewien biskup. Uczestniczył we wszystkich dynamikach, a nawet prowadził animację. Dzielił się także swoim świadectwem. Powiedział: "ja chcę jako pierwszy mieć u siebie tę szkołę ewangelizacji; i nie tylko u mnie, ale i w całym moim regionie" (biskup ten jest odpowiedzialny za ewangelizację w jedenastu diecezjach). Jest - fascynuje ich taki Jezus: zresztą więcej takich biskupów przekonanych o skuteczności przebaczający, ewangelizacji. uzdrawiający chorych, zwracający się do grzeszników i kochający tak bardzo, Jak widzisz możliwość zaistnienia w Indiach takiej wspólnoty jak że gotów jest oddać życie za każdego z nas. Mam poczucie, nasza? Czy potrafimy przekazać Hindusom nasze, europejskie że ewangelizując w Indiach sieję na żyznej ziemi. Powiem więcej, przecież, doświadczenie wspólnoty? często odnosiłam wrażenie, że chodzę pośród zboża dojrzałego Życie do żniw. Podczas kursu "Paweł" wyszliśmy na dwudniową Ewangelizacja bez wspólnoty byłaby jedynie propagandą ewangelizację po wsiach; wieczorem organizowaliśmy spotkania i zupełnie nie miałaby osobistego wymiaru. My sami zresztą z modlitwą za chorych. Brało w nich udział ok. 500 osób - jadąc tam, odczuwamy siłę całego "ciała" wspólnoty, która w większości oczywiście niekatolicy. Uczestnicy kursu modlili się nas tam posłała. Oni także to czują. Nasz kerygmat nie tylko nad chorymi i byliśmy wtedy świadkami szeregu przepięknych jest uporządkowany metodologicznie, ale także silny i świeży uzdrowień - jednego po drugim. Chorzy wychodzili do przodu, dzięki życiu wspólnotowemu. Spotkałam w Indiach wielu księży, kładliśmy na nich ręce i widzieliśmy, jak byli uzdrawiani. którzy polecali nas w różnych środowiskach, mówiąc, że jest Widziałam dziewczynkę, która miała wykrzywione i pokurczone to najlepsza ze znanych im szkół ewangelizacji. Wskazywali przy ramiona. Byłam świadkiem, jak podczas modlitwy została tym na związek pomiędzy jakością życia i jakością ewangelizacji. całkowicie uzdrowiona. Zaraz za nią szło kulejące dziecko Także w wielu rodzinach, z którymi poznaliśmy się bliżej, mające jedną nogę niesprawną. Po nałożeniu rąk chłopczyk jesteśmy traktowani jak rodzone dzieci. natychmiast zaczął biegać, zupełnie jakby nigdy nie był chory. Słuchając Cię ma się ochotę pakować walizki i wyruszać na misje Pamiętam też pewną opuszczoną przez męża kobietę, prawie do Indii. zupełnie niewidomą. Ciężko pracowała na utrzymanie swoich Zapraszamy! Jest wiele sposobów na to, aby wspierać naszą dzieci. Kiedy zaczęliśmy mówić jej o Jezusie, z przekonaniem pracę w Indiach. Pewna rodzina z Gdyni od dwóch lat pomaga i pewnością, które do dziś mam w pamięci, powiedziała: "ja wiem, nam pokrywać wydatki związane z podróżowaniem do Indii. że kiedy wy, chrześcijanie, pomodlicie się za mnie do Jezusa, Są i tacy, którzy poświęcają kilka miesięcy swojego życia wspólnotowe jest "ucieleśnieniem" kerygmatu. to On mnie uzdrowi, ponieważ On już to kiedyś zrobił". I tak się na wyjazd z nami. David O'Connor z Irlandii jest tam właśnie stało.W naszych kursach brało także udział wielu seminarzystów, teraz i prowadzi kursy "Paweł". Była z nami również pewna nie siostra z Czech. Jak widzisz także i osobisty udział nie jest więc mających wielkiego zaufania do ewangelizacji kerygmatycznej. Jednemu z nich Pan udzielił w zeszłym roku wykluczony. pięknej lekcji. Kiedy on, zupełnie bez przekonania, mówił Mam nadzieję, że będą tacy, których zachęciłaś do udziału w tej o Jezusie w domu, gdzie leżała w łóżku pewna sparaliżowana "przygodzie". Dziękuję Ci za rozmowę. rozmowa Ke Ka Ko 19 La storia di Camparmò misterium Izraela Camparmo - znak jedności "Chcemy iść z wami, bo dowiedzieliśmy się, że Pan jest z wami!" Tekst Giuseppe De Nardi (oprac. Robert Hetzyg) B eniamin i Ruben Bergerowie - pastorzy wspólnoty Żydów mesjańskich w Jerozolimie - kilkakrotnie gościli w Camparmò. Ich obecność wśród nas była ważna dla naszej wiary, tym bardziej, że wiedzieliśmy o ich pochodzeniu z pokolenia Lewiego, przynależności do rodu Aarona a także, że mieszkają w miejscu, gdzie urodził się Jan Chrzciciel. Styczność z nimi była dla nas jak namacalny kontakt z wydarzeniami i faktami biblijnymi sprzed tysięcy lat, które nagle zostały "odkurzone" i uaktualnione za pośrednictwem drzewa genealogicznego narodu wybranego. Wizyty Beniamina i Rubena, którzy odwiedzali nas niezależnie od siebie, przebiegały zawsze niezwykle dyskretnie i z poszanowaniem naszego sposobu życia. Przyniosły też podzielane przez całą wspólnotę odczucie uczestnictwa w historii zbawienia sięgającej przecież nie tylko 2000 lat wstecz, lecz o wiele dalej. Poza tym dzięki wierze widzieliśmy, że to uczucie wzajemnej przynależności nie było przypadkowe, ale upragnione i zaplanowane przez Pana, a przecież w jakiś sposób tajemnicze. Beniamin, mimo swoich licznych spotkań z katolickimi i niekatolickimi rzeczywistościami kościelnymi zrodzonymi z doświadczeń charyzmatycznych, pozostawał pod wrażeniem panującej w naszej wspólnocie harmonii pomiędzy charyzmatem a strukturą, między dziewictwem a przyjaźnią oraz autorytetem a wolnością. Koinonia ukazała mu się jako autentyczny znak odnowy, przede wszystkim jednak była dla niego spotkaniem z tym, co Duch Święty złożył mu w sercu od początku jego drogi w wierze. Odkrył 20 również, że jest to doświadczenie Kościoła z kart Nowego Testamentu i że takiego doświadczenia pragnie dla wspólnoty judeo-mesjańskiej w Jerozolimie. Zwrócił się więc do ojca Ricardo i wyraził swoje pragnienie nawiązania bliższej więzi z naszą wspólnotą. Tak więc wciąż odlegli geograficznie, byliśmy coraz bardziej wzajemnie obecni w swoich sercach. Dzień po dniu wzrastało nasze zaufanie do siebie. To, że my potrzebowaliśmy ich, a oni nas, dawało nam poczucie wzajemnej zależności, a była to zależność pełna radości i pokoju. Tak oto zaczynała nabierać kształtów koinonia w jej najgłębszym sensie, a mianowicie w sensie współuczestnictwa. Na zaproszenie pastora Beniamina, przekazane nam przez Rubena przy okazji jego pobytu w Camparmo, ojciec Ricardo razem z kilkoma braćmi udał się do Jerozolimy, aby w świetle woli Bożej rozeznać wezwanie płynące ze strony naszych braci i dać na nie odpowiedź. Od 16 do 21 kwietnia 1998 roku ojcowie Ricardo, Sandro, Costantino, Alvaro i Emanuele oraz Cinzia i ja, przebywaliśmy w Jerozolimie. Dla większości z nas była to pierwsza podróż do Ziemi Świętej. Po wylądowaniu na lotnisku w Tel Awiwie udaliśmy się wprost do Bet Avinu (hebr. "dom naszego Ojca" - miejsce zamieszkania braci Bergerów). Tam przez trzy dni modliliśmy się, pościliśmy i rozmawialiśmy. Prowadzeni łaską Bożą, z Biblią w ręku, zanurzyliśmy się w historii, aby wsłuchać się w echo minionych czasów. Przemierzyliśmy drogę, którą przed nami kroczyli nasi starsi bracia w wierze i w świetle Ducha Świętego przyglądaliśmy się chwilom szczególnie misterium Izraela OD LEWEJ: BENJAMIN BERGER, RUBEN BERGER znaczącym z punktu widzenia duchowego rozwoju Kościoła Jezusowego. Wchodząc w te przestrzenie, dotykaliśmy także wciąż jeszcze otwartych ran naszej wspólnej historii: od zburzenia Jerozolimy przez Tytusa i Hadriana, przez bolesne rozdarcie pomiędzy kościołem judeochrześcijańskim a chrześcijanami pochodzenia pogańskiego, a także prześladowania mniejszości żydowskich w Europie, aż po eksterminację Żydów w komorach gazowych Trzeciej Rzeszy. Dowiedzieliśmy się również, że dziadkowie Beniamina i Rubena zginęli 11 listopada 1942 roku w obozie zagłady w Oświęcimiu, a ich matka uciekła z obozu i trafiła do Nowego Jorku, gdzie obaj się urodzili. Przeżywanie tych wydarzeń wzbudziło w nas żal z powodu tego wszystkiego, co w sferze ducha reprezentowaliśmy i skłoniło nas do okazania skruchy w stosunku do naszych braci. Te chwile prawdziwej bliskości wyzwoliły w nas profetyczne namaszczenie. Szczególnie mocno doświadczyli go ojciec Ricardo i Beniamin, którzy postanowili zawrzeć przymierze mające być spojrzeniem w przyszłość i wyrażać stanowcze pragnienie podążania razem. A oto treść tego przymierza: "Dzisiaj, w sobotę 18 kwietnia 1998 roku, w roku jubileuszu powstania państwa izraelskiego, w kaplicy Sukat Ha Seh (hebr. "tabernakulum Baranka"), w domu Bet Avinu w dzielnicy Ein Kerem miasta Jerozolima, my tutaj obecni, otrzymawszy od Ojca za pośrednictwem Ducha Świętego misterium Izraela wezwanie do rozpoczęcia nowego doświadczenia komunii, opierając się na jedynym kamieniu węgielnym, jakim jest Jezus Chrystus, wypowiadamy nasze "tak" będące wyrazem nieodwołalnej woli wypełnienia planu Jego Królestwa i znakiem przylgnięcia do doskonałej i świętej woli Boga". Przymierze to spisano w dwóch egzemplarzach po hebrajsku i po włosku. Po upływie dziesięciu lat, wpatrzeni w ten proroczy dokument, ciągle słyszymy w sercu słowa wypowiedziane przez Pana u zarania naszej wspólnoty: "Camparmo, znak jedności" i nie przestajemy błogosławić Go za to, że uczynił Koinonię i przeznaczył ją przede wszystkim dla tego, co będzie, a nie dla tego, co jest. Dziękujemy Bogu, że wraz z braćmi Żydami mesjańskimi możemy mieć udział w tym, „czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć” (por. 1 Kor 2,9) i że zwracając się do nich, możemy powiedzieć: "Chcemy pójść z wami, gdyż dowiedzieliśmy się, że Pan jest z wami". Tak oto zaczęła się podróż Koinonii Jan Chrzciciel ku Jerozolimie! AKT PRZYMIERZA ZAWARTEGO POMIĘDZY BRAĆMI Z KOINONII JAN CHRZCICIEL A WSPÓLNOTĄ ŻYDÓW MESJAŃSKICH Z JEROZOLIMY 21 La storia di Camparmò nasze powołanie u źródeł Koinonii Spotkanie z Jezusem Część I M odlitwie i nauczaniom podczas spotkań Koinonii Jan Chrzciciel często towarzyszy słowo "doświadczenie". Doświadczamy tego czy owego, takie lub inne "doświadczenie" bywa naszym udziałem. W świadectwach o przemianie życia często słyszy się, że ktoś "doświadczył" spotkania z Jezusem. Aż się chce zaproponować inne słowo dla zastąpienia tego, które wydaje się tak silnie nadużywane. Doświadczenie jest jednak dla istnienia naszej wspólnoty czymś fundamentalnym. Koinonia nie tylko się na nim opiera, ale wręcz nie mogłaby bez niego istnieć. Doświadczenie spotkania z Jezusem, doświadczenie Ducha Świętego i doświadczenie przyjaźni - trudno sobie wyobrazić bez nich naszą wspólnotę. Co więcej, trudno sobie wyobrazić, aby ktoś mógł do niej należeć, nie przeżywszy tych trzech "wydarzeń". Pierwsze z nich - spotkanie z Jezusem - to warunek sine qua non bycia chrześcijaninem w ogóle, a uczestnictwa w powołaniu Jana Chrzciciela w szczególności. Dlaczego to takie ważne? Ponieważ dopiero osobiste spotkanie z Jezusem sprawia, że wszystko, co o Nim słyszeliśmy i w co uwierzyliśmy, staje się realne w naszym życiu. Odwoływanie się do samego przekonania, że jest właśnie tak, jak uwierzyliśmy, bywa bardzo zwodnicze; prowadzi do fideizmu albo do zawziętych sporów pomiędzy tymi, którzy różnie uwierzyli, a w skrajnych wypadkach - do nienawiści i wojen. Na drugim biegunie staje pokusa udowadniania, że jest właśnie tak, jak sądzimy. Przestajemy wtedy wierzyć i zaczynamy szukać pewności. Tymczasem dopiero doświadczenie spotkania z Jezusem, w którym osobiście uczestniczyliśmy i które miało realny wpływ na nasze życie, sprawia, że wiara nie stawia już w centrum nas i naszych przekonań, ale właśnie Jezusa, który stał się źródłem nowych rzeczy w naszym życiu. 22 Niniejszym rozpoczynamy cykl artykułów poświęconych nauczaniu naszego założyciela. Rozczarowani mogą się poczuć miłośnicy pomników i tablic pamiątkowych: nic z tych rzeczy, nie mamy zamiaru za życia nikogo uwieczniać. Pragniemy natomiast ożywić i upowszechnić to, co legło u podstaw naszej wspólnoty. Ci, którzy od lat są z nami, będą mieli okazję przyjrzeć się swojemu własnemu powołaniu, mając za lustro nauczanie ojca Ricardo. Dla "nowicjuszy" i tych, którzy z większej lub mniejszej odległości przyglądają się Koinonii, cykl ten może stać się jej duchową prezentacją. A jaki to Jezus? To Jezus, Który umarł i zmartwychwstał dla mojego zbawienia. Jest to Ktoś, Komu na mnie zależy i Kto w związku z tym wnosi do mojego życia samo dobro. Spotkanie z Jezusem-Zbawicielem prowadzi też nieuchronnie do odkrycia, kim naprawdę jestem, a zwłaszcza kim byłbym bez Niego. Spotykając Jezusa, dotykamy naszej słabości i grzechu. Być może dlatego nie wszyscy mają odwagę pragnąć takiego spotkania. Warto jednak pamiętać, że obnażyć swój wstyd w obecności Jezusa, to nie to samo, co zostać obnażonym przez kogoś, kto chce mnie oskarżyć i poniżyć. Jezus z największą delikatnością dotyka tych miejsc, które ukrywaliśmy przed samymi sobą i które bywały nieraz źródłem naszego lęku i naszej rozpaczy. Zmartwychwstały wprowadza nas na zupełnie inną "orbitę", z której wszystko widać lepiej. Moje życie nabiera sensu, albo raczej: z Jezusem odkrywam w moim życiu sens, którego dotąd nie dostrzegałem. Moje Credo staje się odtąd wyznaniem doświadczenia, tak jak kiedyś Izraelici wyznawali Boga, Który wyprowadził ich mocną ręką z Egiptu. Dając świadectwo wiary, nie dzielę się jedynie swoimi przekonaniami, ale tym, co naprawdę wydarzyło się w moim życiu. Takie świadectwo jest wiarygodne i ma siłę przekonywania najbardziej nawet sceptycznych słuchaczy. Warto mieć w pamięci chwilę naszego spotkania z Jezusem. Żywe wspomnienie tego dnia nie tylko pozwoli nam nie stracić właściwej perspektywy naszego życia, ale zachowa w nas niegasnące pragnienie dzielenia się ewangeliczną nadzieją z innymi. nasze powołanie nasze powołanie "Koinonia dla początkujących" to taka strona KeKaKo, na której postaramy się, aby czytelnicy mniej znający naszą wspólnotę mogli znaleźć wyjaśnienie niezrozumiałych dla nich terminów i wyrażeń. Każde środowisko ma takie swoje słowa i określony sposób mówienia, który może nastręczać trudności postronnym. My chcemy, abyście znali nas jak najlepiej i nie czuli się wśród nas obco. imię wspólnoty N azwa naszej wspólnoty wielu wydaje się nieco dziwna. Nie dość, że "Koinonia", to jeszcze "Jan Chrzciciel". Czy to nie łatwiej "wspólnota św. Jana Chrzciciela"? Przynajmniej wiadomo, o co chodzi. No właśnie - nie wiadomo. Bo "Wspólnota św. Jana Chrzciciela" to taka wspólnota, której patronem jest św. Jan Chrzciciel. Kropka. Tymczasem nasze imię nie wskazuje na patrona, ale na tożsamość, a to zupełnie nie to samo. U ludów semickich imię wyrażało właśnie tożsamość i charakterystykę swojego posiadacza. W tym sensie nazwa naszej wspólnoty jest jej imieniem, w którym znaleźć można zarówno jej powołanie, jak i charakterystykę. Co imię Koinonii mówi o jej powołaniu? Wskazując na postać ostatniego proroka starego testamentu i pierwszego świadka nowego przymierza, imię "Koinonia Jan Chrzciciel" oznacza, że ten, kto się z nim utożsamia, przyjął na siebie zadanie pokazywania światu Mesjasza, Syna Bożego. Ktoś taki chce wszędzie widzieć ludzi, którym trzeba powiedzieć: "prostujcie ścieżki dla Pana" (zob. Mt 3,3). Nie unika spotkań z myślącymi inaczej. Wobec współwierzących bywa często niewygodnym świadkiem ewangelicznej prawdy (taka rola proroka). Łatwo się domyślić, że ten rodzaj powołania nie należy do najbardziej pożądanych - strach powiedzieć - także w Kościele. Trzeba naprawdę chcieć być współczesnym Janem Chrzcicielem, żeby w tej wspólnocie czuć się na swoim miejscu. Przynależność do Koinonii Jan Chrzciciel nie niesie ze sobą żadnych gwarancji ani w życiu doczesnym, ani w wiecznym. No może jedynie tę jedną: tacy ludzie są naprawdę potrzebni światu i Kościołowi, ponieważ przypominają o tym, co najważniejsze: zbawienie i szczęście nasze powołanie jest tylko w Jezusie Chrystusie. Co imię Koinonii mówi o jej charakterystyce? Koinonia to z greckiego, wspólnota. To współuczestnictwo. Ci, którzy są koinonią, są w jedności. Wiele ich łączy: nie tylko wspólna modlitwa, ale także głębokie wzajemne więzi. Przychodząc na nasze spotkania, często przy różnych okazjach można usłyszeć o przyjaźni; przede wszystkim jednak można jej doświadczyć. Pierwszych braci, którzy osiedlili się w Camparmo, łączyła właśnie przyjaźń. Mieli wspólne pragnienia i wspólnie codziennie stawiali czoła życiu bez prądu, wody i ogrzewania. Podobne więzi, oparte na dzieleniu radosnych i trudnych doświadczeń oraz wspólnym pragnieniu wypełnienia powołania Jana Chrzciciela, łączą dziś członków naszej wspólnoty. Pomiędzy przyjaciółmi weryfikuje się także miłość każdego z nich do swojego Boga. To w bracie i siostrze spotykamy żywego Jezusa. Dopiero taki Jezus jest dla nas wyzwaniem: stanąć po stronie brata czy wybrać samego siebie? Wybierając brata, nadajemy wiarygodności naszemu świadectwu o Jezusie, którego głosimy. Wiarygodność ta jest niezbędna dla wypełnienia naszego powołania. Każdy z nas stara się o to na miarę własnych możliwości. Nie znajdziecie tu jednak ideałów będących nieskalanym obrazem Jezusa, Którego głosimy. Są natomiast ci, którzy dokładają starań, aby ten obraz w sobie oczyścić. Takie oczyszczenie najlepiej udaje się pomiędzy przyjaciółmi, którzy poznając się coraz bardziej, coraz więcej mają sobie do przebaczania i coraz bardziej mogą na sobie polegać. Taki jest głęboki sens imienia naszej wspólnoty. Byli tacy, którzy niedwuznacznie sugerowali, aby może jakoś je zmodyfikować. Na przykład na "Wspólnota św. Jana Chrzciciela". Brzmi jakoś bardziej "po katolicku", prawda? 23 rodzina miłość za darmo Lubimy góry, wycieczki, towarzystwo i dobre jedzenie. Rozmawiamy o wszystkim. Jesteśmy dla siebie przyjaciółmi. Tekst: Artemida i Grzegorz Kucharczykowie Grzegorz: Poznaliśmy się na obozie harcerskim w 1993 roku. Wtedy też zaczęła się nasza droga z Panem Bogiem. Pewien ksiądz opiekujący się harcerzami rozpoczął cykl nauczań o Bogu. Zainteresował nas Eucharystią i Słowem Bożym (podarował nam nawet Biblię). Po trzech latach wzięliśmy ślub, a rodzice nam pobłogosławili i długo pomagali. Ksiądz na kazaniu ślubnym powiedział coś, co nas dotknęło - żeby modlić się o miłość i na bieżąco wyjaśniać nieporozumienia, bo jeśli odłożymy je na później, to grozi nam "wybuch bomby". Modliliśmy się więc o miłość, choć bez specjalnej wiary. Codziennie razem odmawialiśmy w tej intencji "Ojcze nasz". Pojechaliśmy nawet prosić za nasze małżeństwo na Jasną Górę. Jak przystało na harcerzy, w naszym mniemaniu liczyła się jednak przede wszystkim praca własna. Uważaliśmy, że jedność, którą mamy, zawdzięczamy sobie. Na początku małżeństwa, po modlitwie do Ducha Świętego, otworzyliśmy przed sobą serca. Od tamtego czasu nie mamy przed sobą tajemnic, nawet tych z przeszłości. Mało wiedzieliśmy o Duchu Świętym, ale ksiądz mówił: "módlcie się". No to się modliliśmy. Misia: Pobraliśmy się na studiach. Ja planowałam być naukowcem, biologiem molekularnym, czyli "grzebać" w genach. Także w trakcie studiów przyszedł na świat nasz pierwszy syn (dziś mamy ich trzech: w wieku 21, 17 i 8 lat). Doszłam do wniosku, że nie mogę być naukowcem, ponieważ nie potrafię podzielić się pomiędzy rodzinę a pracę naukową. Kiedy coś robię, to całą sobą, do upadłego. Podjęliśmy więc decyzję, że nie pójdę do pracy, tylko zajmę się domem. Grzegorz: Obowiązki rodzinne wykluczyły nas z Duszpasterstwa Harcerskiego, ale chcieliśmy iść dalej z Bogiem. Trafiliśmy do Kościoła Domowego razem z innymi harcerskimi małżeństwami. W 1990 roku pojechaliśmy na oazę I stopnia, gdzie przyjęliśmy Jezusa jako Zbawiciela i Pana. Wtedy otworzyły nam się oczy, że to, co mamy dobrego w małżeństwie, naprawdę zawdzięczamy Bogu. Misia: Jestem choleryczna, apodyktyczna i emocjonalna - 24 ARTEMIDA I GRZEGORZ KUCHARCZYKOWIE ciężko byłoby mnie znieść bez miłości, która jest cierpliwa i wszystko znosi. Przy takim moim charakterze pokłóciliśmy się przez 22 lata naszego małżeństwa zaledwie około dziesięciu razy. Grzegorz: Jestem pracoholikiem, "manelarzem" (wszystko się może na coś przydać), długo siedzę przy komputerze, czego Misia nie lubi, a jednak to znosi. Bez miłości, która nie szuka swego, byłoby to niemożliwe. Misia: Wychowywana byłam, stosownie do mojego imienia, na Artemidę: mściwą, władczą i niezależną (szczególnie od mężczyzn), dlatego łaską jest, że nie robię kariery zawodowej, że zaufałam mężowi i zależę od niego materialnie. Rzadko się gniewam, zajmuję się domem i jest mi z tym dobrze. Grzesio zawsze szanował moją pracę w domu. Grzegorz: Zawdzięczam Misi taki dom, do którego bardzo chętnie wracam. Jest ona w stanie znieść nawet moje nowe hobby - produkcję wina, czyli czterdziestolitrowy "balon" pod stołem w kuchni (nie ma już gdzie postawić nóg) oraz 70 butelek poukładanych w różnych miejscach domu - w dużym pokoju też. Misia nie znosi bałaganu i ciasnoty. Misia: Byliśmy na wielu kursach dla małżeństw i odkrywaliśmy przy tej okazji, ile nam zostało dane. Jesteśmy świadkami łaski otrzymanej za darmo, tak mało zrobiliśmy naszą pracą. Nasze życie nie jest świadectwem dialogów i pojednań, chociaż takie się zdarzały. Jest wiele rzeczy, o które gorliwie modlimy się i walczymy, ale miłość małżeńską otrzymaliśmy tak po prostu - w darze. "Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił." (Ef 2,8-9) rodzina Kerygmat małżonków Nasze małżeńskie relacje muszą nabrać barwy kerygmatu. Tekst: Andrzej Wójtowicz Św. pochlebne nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym świadectwo o zasługach, jakie położyli moglibyśmy być zbawieni" (Dz 4,12). Mowa oczywiście o imieniu Paweł wypowiada niezwykle w dziele głoszenia Ewangelii małżonkowie Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, danym nam z miłości Boga (por. Akwila i Pryscylla (Rz 16,3): "Pozdrówcie współpracowników J 3,16). Jezus oddał życie "za swoje owce", czyli za każdego z nas. moich w Chrystusie Jezusie, Pryskę i Akwilę, którzy za moje Stał się bramą; przechodząc przez nią, otrzymujemy zbawienie życie nadstawiali swe głowy i którym winienem wdzięczność (por. J 10,9-11). Współczesny świat, kolorowy, telewizyjny, nie tylko ja sam, ale i wszystkie Kościoły [nawróconych] pogan". widowiskowy, relatywnie podchodzący do międzyludzkich Akwila i Pryscylla od samego Pawła otrzymują zaszczytny tytuł więzi i wynikających z nich zobowiązań, stara się zapomnieć jego "współpracowników w Chrystusie Jezusie", tzn. w Bożym o wydarzeniach sprzed 2000 lat - o Golgocie i o poranku dziele. Oboje małżonków spotykamy także, kiedy słysząc zmartwychwstania. Kerygmatyczni małżonkowie każdego odważne i pełne zapału głoszenie Apollosa, zapraszają go, aby dnia zachowują pamięć tamtych wydarzeń, otwierając i głośno przyłączył się do nich, i wykładają mu dokładnie drogę Bożą czytając Biblię, modląc się za siebie nawzajem i odnajdując się (por. Dz 18,24-26). w znaku Chrystusowego krzyża, a także w miłości, która kazała Od zarania Kościoła małżonkowie żyjący kerygmatem noszą więc Jezusowi wydać samego siebie za nas (por. Ef 5,25). na sobie pieczęć Ducha Świętego dla ewangelizowania i dawania 4. Oboje z żoną niezwykle cenimy sobie te chwile naszego życia, świadectwa. Jest to namaszczenie nie tylko do działania w kręgu w których wspólnie, jako małżonkowie, wyznawaliśmy w Jezusie najbliższych, ale także do prawdziwej pracy misyjnej. naszego jedynego Pana. Uczyniliśmy to w dniu naszych zaręczyn, Jak powinna wyglądać ewangelizacyjna formacja małżonków? w dniu zawarcia sakramentalnego małżeństwa, w dniach Dokonuje się ona dzięki codziennej biblijnej modlitwie, narodzin naszych synów i w dniu przeprowadzki do naszego a także poprzez udział w spotkaniach ewangelizacyjnych, własnego mieszkania. Często czynimy to wyznanie na co dzień, spotkaniach Domów Modlitwy i Wspólnot Rodzinnych oraz stosownie do słów św. Pawła: "Jeżeli (...) ustami swoimi wyznasz, kursach kerygmatycznych - jednym słowem - dzięki naszemu że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go życiu wspólnotowemu w jego różnych przejawach. Wszystko wskrzesił z martwych osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta to może jednak odnosić się równie dobrze do osób, które nie wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami żyją w małżeństwie. Co szczególnego powinna w takim razie do zbawienia" (Rz 10,9-10). zawierać kerygmatyczna formacja małżeństw? 5. Mąż i żona otrzymują w prezencie ślubnym Ducha Świętego, Nasze małżeńskie relacje muszą nabrać barwy kerygmatu. który zstępuje nie tylko podczas celebracji sakramentu 1. Miłość małżeńska musi upodobnić się do miłości Bożej, która małżeństwa, ale także w ich codziennym życiu, nie szczędząc jest bezwarunkowa (por. Rz 5,8), nieustająca (por. Iz 54,10; 1Kor swoich siedmiorakich darów (por. Iz 11,2) i dając im siłę 13,8) i przyjmująca na nowo (por. Łk 15,21-24). Aby tak kochać, do ciągłego wyznawania: "tyś jest moją żoną umiłowaną, tyś jest potrzeba świadomej decyzji, że chcę kochać i że pozwalam moim mężem umiłowanym" (por. Łk 3,22). Duch Święty rodzi mojemu współmałżonkowi, aby i on kochał mnie. U podstaw w nas także swoje owoce: miłość, radość, pokój, cierpliwość, takiej decyzji leży doświadczenie Boga, który jest miłością uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i opanowanie (por. 1J 4,8-16). Potrzeba także zwykłego uczucia i gestów, które (Gal 5,22). je wyrażają. 6. Radość z tego, co jest w nas wspólne oraz zgoda na dzielące 2. Nie ma małżeństw idealnych - bez trudności, porażek nas różnice, a także na różnorodność posiadanych przez i grzechów, także tych godzących w naszą wzajemną miłość nas obdarowań, jest kluczem do stania się kerygmatycznym (por. Rz 3,23). Stawanie w prawdzie w małżeństwie wymaga małżeństwem. Małżonkowie pozostają wspólnotą nierozerwalną uczciwości serca i zaufania pozwalającego powierzyć siebie i nic z tego, co dziś proponuje świat, nie może tego zmienić współmałżonkowi. Wymaga również dojrzałego dialogu, jak ten (por. Mt 19,3-9). Jest to wspólnota kochających się przyjaciół, z Ewangelii Łukasza, kiedy syn staje przed ojcem, przyznając się gotowych stanowczo odrzucić wszelki zamach na ich jedność do winy, a ojciec przyjmuje go jako dziedzictwo swojego życia, i trwających przed sobą w przejrzystości (por. Rdz 2,25). Taka z radością z pojednania i nawrócenia. Małżeński dialog pozwala wspólnota gotowa jest wspierać także innych małżonków. przezwyciężać każdą trudność. 3. Trzeba wiedzieć, w czym lub w kim nasze małżeństwoupatruje Oto "Małżeńskie KeKaKo", czyli życie małżonków według swego szczęścia. Św. Piotr, również małżonek, podpowiada nam kerygmatu, w mocy Ducha Świętego i w prawdziwej dość jednoznacznie: "I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż wspólnocie. rodzina 25 życie dla Królestwa Dziewictwo - konkret wiary Stając na skrzyżowaniu dwóch dróg, z których jedna to małżeństwo, a druga - dziewictwo dla Królestwa Niebieskiego i wybierając tę drugą, zapewniam Cię, że nie myśli się o tym, że jest to coś niemożliwego, choć niewątpliwie tak jest, bo bez WIARY trudno sobie wyobrazić trwanie w tym powołaniu. Tekst: Iwona Sułek Ż ycie w dziewictwie dla Królestwa Bożego, będąc w pełni zanurzonym w wierze i z niej czerpiąc, wbrew wszelkim pozorom, pozostaje życiem opartym na rzeczach bardzo konkretnych. Niewątpliwie należałoby do nich zaliczyć godzinę 5:00, kiedy to dzwoni budzik i klauzury tak braci, jak i sióstr wypełnia słabiej lub mocniej słyszalne nasze koinonijne "dzień dobry", czyli "Chrystus Zmartwychwstał!". Kolejny nasz mocny konkret to godzinna modlitwa osobista w postawie stojącej, ze Słowem Bożym i radosnymi piosenkami chwalącymi Pana. Następnie śniadanko i jutrznia. Tak "namaszczeni" przystępujemy do różnorodnych prac: przygotowanie obiadu, pranie, prasowanie, sprzątanie, remonty, budowa, prace warsztatowe - jednym słowem dla każdego coś fajnego. O 13:00 obiad, a po nim chwila sjesty i kolejna godzina modlitwy osobistej. Po południu Oaza dzieli się na dwie części: w jednej panuje cisza - to studium, czas osobistej formacji każdego z braci konsekrowanych; w drugiej okrzyki, oklaski i śpiewy - to modlitwa wstawiennicza otwarta dla 26 każdego. O 19:30 wszyscy gromadzimy się na wspólnej modlitwie, po której następuje szybka kolacja. Jeszcze tylko wspólnotowe "dobranoc", które tu znowu brzmi trochę inaczej - "dziękuję, że mnie przyjąłeś". To przyjęcie również stanowi jeden z większych konkretów naszej codzienności. Na lokalnym big benie wybije za chwilę godzina 22:00 i do piątej zapanuje cisza zakłócana jedynie ujadaniem psów - naszych własnych i sąsiedzkich (z otwartym oknem spać nie polecam!). Tak w skrócie wygląda życie w każdej z naszych Oaz (no może poza wątkiem psów). Oczywiście należy tu dodać, że w tych wszystkich bardzo konkretnych działaniach, które podejmujemy na co dzień, jest coś, co sprawia, że nasze powołanie w tej zwyczajności i prostocie zachwyca, pasjonuje i budzi entuzjazm, a ostatecznie jest także źródłem niezwykłej satysfakcji. To najkonkretniejszy konkret - WIARA. Te wszystkie czynności życia codziennego nie miałyby dla nas takiego znaczenia i wymiaru, gdyby nie fakt, że każdy z nas uwierzył Jezusowi; życie dla Królestwa no sex no money no freedom uwierzył, że został przez Niego zaproszony do życia we wspólnocie, w bezżenności. Tu nie ma złudzeń. Bez wiary każdego z nas, że to Jezus wyciągnął po nas rękę i wprowadził w wymiar, który jest zaledwie „bladym odbiciem” tego, co będzie w Niebie - takie życie jest niemożliwe! WIARA w tym przypadku to widzenie tego, czego jeszcze nie ma, przynajmniej nie w pełni, nie w całości. WIARA to, jak pamiętamy z listu do Rzymian, powoływanie do istnienia tego, co jeszcze nie istnieje (Rz 4,17). Trudne? Nie, po prostu niemożliwe! Po ludzku oczywiście niemożliwe! Na szczęście w takich właśnie chwilach niemożności, w sukurs przychodzi człowiekowi Ten, Który został wysłany do naszych serc, abyśmy mogli wołać: Abba, Ojcze! (por. Rz 8,15) To On, Duch Święty, pozwala widzieć już teraz to, co jeszcze nie istnieje. Nie tylko pozwala to oglądać, ale - jeszcze więcej pozwala tym żyć! A zatem, chcąc odkrywać powołanie do dziewictwa dla Królestwa Niebieskiego, trzeba po prostu uwierzyć Jezusowi i posłuchać Jego głosu, który najgłośniej rozbrzmiewa w sercu. Bo to tam dopiero można usłyszeć Miłość, która zaprasza do zostawienia wszystkiego i pójścia za Jezusem, aby wszystko w Nim otrzymać (Mt 19,27-30). Pamiętam, że kiedyś rozmawiając z ojcem o moim wyborze i decyzji pozostawienia małżeństwa, rodziny i kariery zawodowej, usłyszałam od niego: "Iwona, ale to niemożliwe żebyś tak żyła i była szczęśliwa. Szczęście to rodzina, dom, praca.”Dzisiaj wciąż słyszę w sercu te same słowa, którymi wtedy tak spontanicznie odpowiedziałam: "Tak, to prawda, to niemożliwe żeby być szczęśliwym, dopóki się nie uwierzy, że powołanie do dziewictwa jest DAREM i konkretną propozycją Boga mojego szczęścia. I niemożliwe, by to była tylko moja inicjatywa. Tak jak niemożliwe jest, żeby człowiek sam z siebie pozbawiał się piękna życia małżeńskiego". Dopiero wtedy, kiedy uwierzyłam, że to sam Pan powiedział do mnie: "Pójdź za Mną" (Mt 4,19), mogłam w całej wolności i radości zdecydować. Wtedy dopiero mogłam dokonać wyboru, wierząc, że to jest właśnie moje szczęście - pójść za Barankiem dokądkolwiek się uda, pójść w orszaku ludzi podobnych do mnie (Ap 14,4). życie dla Królestwa Tekst: Michał Wojciechowski W 1999 roku Jezus zaprosił mnie do życia w dziewictwie dla Królestwa Niebieskiego. Podjąłem wtedy decyzję, że gotów jestem na zawsze zrezygnować z miłości małżeńskiej, z posiadania dóbr materialnych, a także z mojej wolności. To "na zawsze" wypowiada się w Koinonii po ok. 7-8 latach życia we Wspólnocie i nazywamy to zobowiązaniami wieczystymi. Towarzyszy im zazwyczaj uroczysta celebracja w obecności wielu braci - tak konsekrowanych, jak i świeckich. Moje wieczyste zobowiązania złożyłem 24 listopada 2007 roku w sali parafialnej, przy kościele pw. świętego Paschalisa Baylona w Thousand Oaks położonym o pół godziny jazdy samochodem od centrum Los Angeles. Byli ze mną w tym dniu specjalni goście: nasz założyciel ojciec Ricardo Argańaraz, ojciec generał, Alvaro Grammatica, a także moje dwie nieocenione siostry - Monika i Natalia, obie, podobnie jak ja, Wojciechowskie oraz dwóch przyjaciół - Piotr Patrzałek i Paolo Saccoccio. Zebraliśmy się wraz z naszą kalifornijską wspólnotą (prócz braci i sióstr wewnętrznych jest to ok. 300 osób), by radować się wiernością Pana i świętować dar powołania. Msza Święta rozpoczęła się o 9:00 popowo-rockowym uwielbieniem prowadzonym przez naszą lokalną gwiazdę Petrę Kentoszową rodem ze Słowacji - państwa, o którego istnieniu trudno przekonać naszych amerykańskich przyjaciół, przyzwyczajonych co najwyżej do Czechosłowacji. Cała Eucharystia była naprawdę wzruszającym wydarzeniem. Uczestnicząc po raz pierwszy w tego rodzaju uroczystości, w obecności Ojca założyciela, Generała, a także wielu braci z różnych miejsc Koinonii na świecie, młoda amerykańska wspólnota mogła przekonać się, czym tak naprawdę jest Koinonia Jan Chrzciciel. Na twarzach braci i sióstr malował się zachwyt, prawie zdziwienie, że to wszystko - to właśnie my. Szczególnie silne wrażenie pozostawił fakt, że zdrowy, trzydziestodwuletni facet, będąc w pełni władz umysłowych, publicznie ogłosił, że z powodu Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelii, na całe życie wyrzeka się małżeństwa, dóbr materialnych i wolności: "No sex, no money, no freedom" - w Stanach to naprawdę coś! 27 a f a j o e tw str Ten ST MŁOREFA DYC H mały wstępniaczek ma nieco programowy charakter. "Strefa młodych" to Wasze strony, więc program, jaki ma do zaprezentowania redakcja jest tak naprawdę zaproszeniem: piszcie, róbcie zdjęcia i przesyłajcie nam to wszystko. Co nas interesuje? A co interesuje Was? O czym chcecie tu czytać? Co chcecie powiedzieć o sobie? Wszystko to może się tu znaleźć. Być może nie zawsze się o tym pamięta, ale u początków wspólnoty stali nastolatkowie: Sandro, Silvia, Claudio... Trzeba było śmiałości i gotowości do podjęcia ryzyka, żeby zamieszkać z Ricardo w opuszczonej górskiej osadzie i zostawić wszystko to, co zapowiadało ustabilizowane życie. Dzisiaj życie w świecie, do którego nie we wszystkim chcemy być podobni, często wymaga odwagi. Ryzykujemy także, kiedy ktoś, na kim nam zależy, nie podziela naszej drogi z Jezusem. To wszystko są wyzwania. Opowiedzcie nam, jak stawiacie im czoła. Chętnie napiszemy również o tym, co robicie w różnych Wspólnotach Koinonii w Polsce. Do Waszej dyspozycji pozostawiamy specjalny adres mailowy: [email protected] A może uda nam się stworzyć młodzieżowy "klon" redakcji KeKaKo? Tym razem proponujemy Wam spotkanie z Adamem i Agnieszką Brzezoniami z Poznania. Opowiedzą o swojej przyjaźni i narzeczeństwie. W kolejnym numerze może się znaleźć także Twoja opowieść. Zapraszamy do lektury! Zapraszamy do pisania! strefa@ l kekako.p 2008 łodych kacji? asie wa Strefa mrpnia 2008 z c w i n 11-15 sie ilka wolnych d - masz k e, że masz! ie - no jasnać ich! ym zloc - nie str ział w pierwsz icu! - weź ud łodych" m Radz "KeKaKo". 28 "Strefa m zie, w Now y e z r e num j oa w naszej w następnym , 0697132161 0 e 6 c 6 ię 77 -W ń! 08175 iagb.pl Zadzwo radzic@koinon Napisz! A gnieszka: Poznaliśmy się na przyjęciu urodzinowym. Kiedy zostaliśmy sobie przedstawieni, pomyślałam o Adamie: "kolejny przeciętniak". Miałam już dość facetów, którzy "słali się u moich stóp", z którymi nawet nie mogłam się pokłócić. Pierwsza rozmowa z Adamem na szczęście rozwiała moje obawy: to była naprawdę ostra dyskusja. To, co okazało się później naszą pierwszą randką, wcale się tak nie zapowiadało. - Jutro idę na spacer; jak chcesz to przyjdź - powiedział. No i czego się tu spodziewać po tak marnym zaproszeniu? Widać doszło do jakiejś interwencji z wysoka, skoro z zaproszenia jednak skorzystałam. Po pierwszych sześciu słodkich miesiącach coś zaczęło zgrzytać. Nie wiadomo, co to tak naprawdę było, bo nic konkretnego się nie stało. Może po prostu zaczęliśmy się poznawać. Wygląda na to, że zwyczajnie przeszkadzało nam to, jacy jesteśmy. Że nie jesteśmy tacy, jakimi się sobie nawzajem wydawaliśmy. Tworzyliśmy mieszankę wybuchową, żadne z nas nie potrafiło ustąpić. Po pół roku trwania takiego stanu zanosiło się na to, że się rozstaniemy - najnormalniej "zmęczenie materiału". Zrobiliśmy ostatni, desperacki krok: zaproponowałam Adamowi, żebyśmy się razem pomodlili. Bardzo niezdarnie, tak jak potrafiliśmy, zaczęliśmy mówić do Boga. Modliliśmy się za nas, żeby wróciło to, co było takie piękne, a co w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło pod najrozmaitszymi niedomówieniami, nieprzebaczeniami i rozczarowaniami. I teraz moment, który każdemu ma prawo wydać się zupełnie nierealny: w czasie tej modlitwy cały ten ciężar, którego nie mieliśmy już siły dźwigać, po prostu z nas opadł. Zupełnie jakbyśmy zostali uzdrowieni z poważnej choroby nie dającej nadziei na wyzdrowienie. Obudziła się w nas niesamowita radość z tego, że po miesiącach wrogości, bo chyba tak trzeba nazwać ten stan, który panował pomiędzy nami, nareszcie znaleźliśmy się "po tej samej stronie". Adam: Tamtego wieczoru, kiedy na nowo się spotkaliśmy i kiedy odkryliśmy znowu radość z tego, że jesteśmy razem, zrozumiałem, że z tą kobietą chcę spędzić resztę życia. Poczułem przynaglenie, taki impuls, aby oświadczyć się Agnieszce. Nie planowałem tych zaręczyn, ale na pewno były już od zawsze w Bożym planie. Agnieszka miała wtedy 18 lat, ja 21. Nie mieliśmy nic; ona jeszcze chodziła do szkoły, a ja studiowałem w Poznaniu. Nigdy tego dnia nie zapomnę. Bardzo szybko, za radą naszego przyjaciela z Włoch, Giorgio, ustaliliśmy datę ślubu. Miało to być na dwa i pół roku po zaręczynach. Trochę się niektórzy dziwili tak szybkiej decyzji i tak odległej perspektywie. Małżeństwo miało się stać celem, do którego podążamy i rzeczywiście się nim stało. Byłem przekonany, że Pan w tym czasie zatroszczy się o to, czego nam brakuje. A brakowało oczywiście przede wszystkim pieniędzy. W tym czasie oczekiwania coraz spacer fot. Krzysztof Klepacki nieustający Agnieszka i Adam z Poznania od półtora roku są szczęśliwym małżeństwem. Oboje pochodzą z Chodzieży. Adam skończył studia i pracuje, a Agnieszka pracuje i studiuje zaocznie. Opowiadają o swojej przyjaźni i narzeczeństwie. Tekst: Agnieszka i Adam Brzezoń więcej oboje rozumieliśmy. Ja na przykład zdałem sobie sprawę, że chcąc sensownie rozpocząć życie rodzinne, sam muszę się zabrać do pracy. Moja pierwsza praca polegała na sprzedawaniu gazet w przejściu podziemnym w Poznaniu. Ciężkie to były czasy, bo trzeba było wstawać o 4:30, żeby znaleźć się pod rondem o 5:00. Bywało, że potem na wykładach odsypiałem zaległości. Kiedyś nawet zostałem obudzony na polecenie któregoś z profesorów. - Obudźcie tego pana, to nie jest sejm - usłyszałem. Agnieszka: Co robiliśmy razem? A nic wielkiego. Spacerowaliśmy po torach kolejowych, jedliśmy lody na dachu zamkniętej fabryki, tańczyliśmy w deszczu, siadywaliśmy na wiadukcie i pluliśmy pestkami od czereśni. Taki sobie "narzeczeński standard". To się niewiele zmieniło. Do tej pory przychodzą nam do głowy najrozmaitsze pomysły. Poza tym musieliśmy oczywiście nauczyć się cierpliwości do tego wszystkiego, co o mało nie doprowadziło naszej przyjaźni do przedwczesnego końca. Żadne z nas nie przestało być upartym, złośliwym i wybuchowym, tylko teraz naprawdę chcieliśmy siebie takimi przyjąć. I jeszcze jedno! W naszej bliskości udało nam się aż do dnia ślubu nie wyjść poza przyjaźń, która ma nadzieje na spełnienie w małżeństwie. Modliliśmy się o to codziennie. Wyznaczyliśmy też sobie granice, których staraliśmy się nie przekraczać. Tą naszą decyzją podzieliliśmy się ze wspólnotą, która nas w tym wspierała. Wiem, że było to ważne nie tylko dla nas, ale i dla naszych przyjaciół, bo to znaczy, że można, skoro komuś się udało, prawda? 29 strona biblijna Ogrodnik przy grobie Kiedy żal rozdziera serce, a otwarty grób przypomina boleśnie o połamanej na drobne miłości, niełatwo zrozumieć ani dlaczego musiał w nim spocząć Ukochany, ani tym bardziej, dlaczego teraz ten grób jest pusty. Wzrok nie mówi prawdy o tym, co widzę i nie umiem rozpoznać Ukochanego, Który żywy stoi przede mną. Tekst: Robert Hetzyg. M aria Magdalena (...) stała przed grobem, płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa - jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: Niewiasto, czemu płaczesz? Odpowiedziała im: Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono. Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz? Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę. Jezus rzekł do niej: Mario! A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: Rabbuni, to znaczy: Nauczycielu. Rzekł do niej Jezus: Nie zatrzymuj Mnie...". (J 20,11-17) Zadziwiające, jak bardzo zranione serce potrafi nas oszukiwać i jak blisko jest poznania prawdy... Ból jednocześnie osłabia naszą więź z rzeczywistością i obnaża serce, które w takiej sytuacji bardziej niż kiedykolwiek wyczuwa upragnioną obecność. Magdalena przyszła do grobu, który teraz, na trzeci dzień po śmierci Jezusa, był jedyną po Nim pamiątką i jedynym miejscem, w którym pamięć o straconym na krzyżu Mistrzu spotykała się z jakimś namacalnym dowodem Jego istnienia. Czego tam szukała? Ukojenia? Zrozumienia? Ale chyba nie spodziewała się, że na trzy dni po śmierci będzie mogła Go jeszcze spotkać? Łazarz w Betanii wyszedł wprawdzie z grobu po trzech dniach, ale to właśnie Jezus go wskrzesił. A teraz - kto wskrzesi Jezusa? 30 Wszystko, czym była, zawdzięczała Jemu. Gdyby nie On, być może już by nie żyła. A dzisiaj Go już nie ma. A jeszcze ten otwarty grób... Zastanawia mnie ta scena. Bo czy naprawdę trzeba wszystko stracić, żeby spotkać Zmartwychwstałego? To straszne! Może zresztą tak najłatwiej. Ile to różnych rzeczy przyciąga moją uwagę i urzeka mnie, zatrzymując na sobie moje uczucia i myśli... A ile lęku przed bezradnością i nieposiadaniem niczego... Więc muszę się jakoś zabezpieczyć... Lepszy wróbel w garści... Po co szukać ideału? Ideały są nieosiągalne. A ja potrzebuję czegoś na wyciągnięcie ręki, żeby było przy mnie, blisko. Naokoło tyle "zapełniaczy" pustki, a dla chętnych nawet wiara religijna, która, odpowiednio podrasowana, może uśmierzyć niejeden ból. Ale kiedy się okaże, że wszystko to tylko wyprowadza mnie gdzieś na dalekie manowce, znowu odezwie się niezaspokojona tęsknota za Nim. I co wtedy? Wtedy czas zostawić wszystko i pójść do grobu - do miejsca, gdzie nie ma nic, nawet Jezusa. To jest czas na pustkę, którą tylko On może zapełnić. Każdy ją nosi w sobie, tylko nie każdy ma odwagę się do tego przyznać. Każdy może w końcu dotrzeć tam, gdzie spotyka się już tylko Jego, ale nie zawsze starcza determinacji. Więc pewnie dlatego czasem wszystko musi się zawalić, żeby Jezus mógł się stać moją jedyną szansą i żebym w końcu odnalazł drogę do szczęścia. A skoro już nadejdzie ten dzień, kiedy stanę przed otwartym grobem i nieznajomy ogrodnik wypowie moje imię tak, że w jednej chwili spełni się największe pragnienie mojego życia, wszystko pozostałe przestanie się liczyć. I nie zmartwią mnie nawet ostatnie słowa Ukochanego: "Nie zatrzymuj mnie!". Sam będę chciał pójść do moich przyjaciół i opowiedzieć im o tym spotkaniu. Odnajdą we mnie to szczęście, którego każdy pragnie i może uda mi się zapalić w nich tęsknotę, tak niespodziewanie i wbrew wszystkim okolicznościom zaspokojoną w moim życiu. To będzie moje nowe największe pragnienie. strefa biblijna z oazy Autor: Chiara (Agnieszka) Połuboczko W Radzicu, jak zwykle, nudzić się nie sposób. Nie nadążamy za zmieniającymi się porami roku i upływającymi okresami liturgicznymi. Jeszcze przed Bożym Narodzeniem wybraliśmy się do Pilzna na doroczne rekolekcje wspólnoty wewnętrznej. Przez trzy dni słuchaliśmy nauczań ojca Ricardo i ojca Alvaro. Odwiedzili nas w tym czasie goście z Indii, gdzie nasza wspólnota prowadzi formację liderów ewangelizacji, o czym piszemy szerzej na stronach 14-19. Obchody Bożego Narodzenia rozpoczęliśmy Pasterką w Wigilię o godz. 22:00. Oprócz nas, domowników, wzięli w niej udział bracia i siostry ze wspólnoty w Lublinie, a także nasi najbliżsi sąsiedzi. Jak to się już stało tradycją, specjalnymi gośćmi, choć właściwie na prawach domowników, byli Beata i Andrzej Wójtowiczowie, czyli Dyrekcja Krajowej Szkoły Ewangelizacji w pełnym składzie. Andrzej i Beata przyjęli też nasze zaproszenie na świąteczny obiad. A po świętach wyruszyliśmy do naszych domów rodzinnych, żeby spotkać się z najbliższymi. Dwa razy w ciągu roku - po Bożym Narodzeniu i po Wielkanocy - każdy z nas stara się spotkać z rodzicami, rodzeństwem i najbliższą rodziną. Bycie jedynym ogniskiem wspólnoty wewnętrznej w Polsce zobowiązuje. Staramy się podtrzymywać przyjaźń nie tylko ze wspólnotami naszej Oazy, ale także z tymi leżącymi nieco dalej od nas. Od początku roku udało nam się już uczestniczyć w spotkaniu Koinonii w Białymstoku i Warszawie, a także w spotkaniu ewangelizacyjnym z modlitwą za chorych w Łukowie. Odwiedziliśmy malborską, szczecińską i chodzieską Koinonię i byliśmy w Gdyni na kursie "Emaus". W lutym, w Sławatyczach nad Bugiem, prowadziliśmy rekolekcje parafialne uwieńczone uroczystościami odpustowymi ku czci św. Walentego. Też mamy swoje "walentynki", a co! Wysłaliśmy także naszą delegatkę do Pilzna na kolejne Seminarium Metodologiczne. Należy również odnotować jeden wyjazd o charakterze naukowym - to nasz omc. dr Paweł Kulicki udał się do Madrytu w poszukiwaniu materiałów źródłowych do swojej pracy doktorskiej. A w domu? W domu również działo się sporo. Było m.in. szkolenie zatytułowane "Multimedia w nowej ewangelizacji". Piszemy o nim w wiadomościach z Polski. Bierzemy również udział w comiesięcznej ewangelizacji "od drzwi do drzwi" odbywającej się na terenie jednej z lubelskich parafii. Jest to także okazja do zapraszania spotkanych osób do udziału w mającym się wkrótce odbyć kursie "Filip". Coraz więcej braci i sióstr uczestniczy w modlitwie wstawienniczej, odbywającej się w naszym domu w każdy wtorek i czwartek, między godziną 17 a 19. Każdy może przyjść - zapraszamy! A mniej duchowo? Proszę bardzo: dwanaście transportów bloczków betonowych (1200 sztuk w każdym transporcie; waga jednego bloczka wynosi 25 kg). A wszystko własnoręcznie przenosili nasi niestrudzeni bracia, przygotowując materiał na fundamenty i podmurówki nowej sali spotkań, która tylko patrzeć, jak wyrośnie na naszej łące. Projekt już mamy; wszystko inne mamy mieć - jak wierzymy - niebawem. Ten nowy obiekt będzie mógł bez trudu pomieścić 300 osób. A może chcesz pomóc przy budowie? Zadzwoń lub napisz i umów się z nami. Adresy i telefony znajdziesz w stopce redakcyjnej. 31 PRENUMERATA 2008 Ke Ka Ko na każdą porę roku! Kwartalnik "KeKaKo Kerigma Karisma Koinonia" jest głosem Koinonii Jan Chrzciciel, katolickiej wspólnoty w służbie nowej ewangelizacji. prezentuje jej działalność, integruje jej członków, inspiruje do podejmowania nowych misyjnych wyzwań. Wypełniając i wysyłając znajdujący się wewnątrz formularz prenumeraty, przyłączasz się do tego dzieła i realnie je wspierasz. www.kekako.pl zapraszamy wkrótce!