samotna kapliczka
Transkrypt
samotna kapliczka
Katarzyna Krakowiak MÓJ DOKUMENT OSOBISTY SAMOTNA KAPLICZKA A wszystko to stało się między wschodem i zachodem tego samego słońca. P. Coelho Wakacje były czasem swobody i niczym nie skrępowanej wolności. Dwie siostry przez kilkanaście ciepłych tygodni bawiły w leśnym domku, położonym między Wodzieradami a Mikołajewicami, gdzie opiekowali się nimi dziadkowie. Dziewczynki miały blisko do pól i łąk, drzew oraz wiejskiego prawdziwego życia a także ludzi, których prosty tryb życia urzeka we wspomnieniach do dziś. Starsza siostra czytała i wystarczało jej obcowanie z przyrodą, a młodszą ciągnęło do ludzi, ona wolała historie, które wydarzyły się naprawdę. Tą młodszą siostrą jestem ja. Mój dzień nabierał barw, kiedy mogłam pojechać na rowerze do pobliskiego gospodarstwa. Gdy wstało słońce, szybko myłam się, jadłam śniadanie i już mnie nie było. Odwiedzałam swoją starszą znajomą, Panią Annę Zakrzewską, którą nazywałyśmy z siostrą „Babką”. Wiekowa kobieta mieszkała kilka metrów obok naszej działki w małym ceglanym domku, dobudowanym do pomieszczeń gospodarczych dla zwierząt. Już wtedy wiele nie słyszała, a jej twarz była poorana przez głębokie zmarszczki. Jednak przyciągał mnie do niej spokojny uśmiech, który nigdy nie znikał i wilgotne jasne oczy. Prawie zawsze była sama. Kiedyś całe gospodarstwo (duży dom, stajnia, szopy, olbrzymia stodoła) należały do niej i jej męża oraz trzech synów. Małżonek zmarł, synowie dorośli, a ona została w swojej skromnej przybudówce, skąd mogła patrzeć na drogę – na łasce nowych właścicieli, którzy często złorzeczyli jej za plecami. Ale ona chyba tego nie zauważała. Po głośnym pukaniu, wbiegałam do jej domu. Siedziała przy stole i albo patrzyła przez okno, albo słuchała głośno radia, którego trzeszczenie niosło się po lesie. Lubiłam z nią rozmawiać… Teraz, kiedy ostatnio wróciłam w tamte strony a jej już nie było, siedzącej w słońcu na stołeczku przed domem, uzmysłowiłam sobie wyjątkowość naszej więzi. Jako dziecko miałam wiele energii i wcale nie przeszkadzało mi to, że musiałam prawie do niej krzyczeć, aby mnie usłyszała. - Takie buty, takie buty – mówiła, kiedy nie mogła zrozumieć, co się do niej mówi. Pamiętam chwile, kiedy pisałyśmy sobie na kartce słowa, których nie mogłyśmy sobie przekazać. Inni nie mieli do tego cierpliwości. Do tej pory czuję specyficzny zapach jej domu, słyszę tykanie wielkiego drewnianego zegara, którego się z siostrą bałyśmy. Widzę jej łóżko, nakryte kilkoma kołdrami i poduszkami. W głowie utkwiło mi starodawne zdjęcie, ujęte w ramy. Przestawiało ją i jej męża – miało w sobie jakiś magnetyzm… I widzę ją samą – drobną staruszkę w nieodłącznej chustce na głowie, która omiata piec gęsim skrzydłem lub stoi na skraju drogi, zbierając szyszki. 1 Anna Zakrzewska urodziła się 9 lipca 1906 roku we wsi Kolonia Mikołajewska. Słońce rozlewa swoje promienie po polu pełnym soczystej trawy. Nie znam jej panieńskiego nazwiska. Założyła rodzinę, rodząc mężowi trzech dorodnych synów. Przeżyła czas II wojny światowej, przesiedlenia. Pochowała męża. Nie wiem, czy była szczęśliwa. Kiedy nie mogła już liczyć na swoje zdrowie, do siebie wzięła ją jej najbliższa rodzina. Miała dużo wnucząt i prawnucząt. Zmarła śmiercią naturalną 27 kwietnia 2007 roku w Wodzieradach, mając 101 lat. Słońca schowało się za linią horyzontu i zgasło. Na usta cisną się słowa Gabriela Garcia Marqueza: Nie umiera się wtedy, kiedy trzeba, ale kiedy można to zrobić. - Na 100 urodziny prababci cała wieś zrobiła jej niespodziankę. Była huczna impreza. Tak się cieszyła, widząc, że tyle ludzi zjechało się specjalnie dla niej. Była wspaniała zabawa. Babcia była na wózku na powietrzu. Widziałam, że była szczęśliwa – relacjonuje prawnuczka Pani Anny, Malwina (młodsza ode mnie o trzy lata). Dla mnie Pani Anna była bohaterką mojego dzieciństwa. Była kruchą staruszką, której wszędzie towarzyszyła cisza. Znam tylko fragment jej życia – to niedużo, ale dla mnie bezcenne. Wiem, że była silną kobietą. Mówi mi to serce. Była wykładowcą pokory. Żadne słowa nie wypowiedzą mojego podziwu dla niej i pustki, kiedy stoję na rozdrożu, wpatrując się w kapliczkę. W kapliczkę, która przez większość czasu stoi osamotniona na lekkim wzniesieniu, będąc pomnikiem wiary w otoczeniu wiejskiej przyrody. Samotności nie da się dotknąć, ją się zwyczajnie odczuwa, zwłaszcza, gdy tęsknota pod wpływem wspomnień drze serce na kawałki jak papier. 2