Udostępniam polską wersję oświadczenia, które opublikowałem w

Transkrypt

Udostępniam polską wersję oświadczenia, które opublikowałem w
Udostępniam polską wersję oświadczenia, które opublikowałem w internecie 12 października 2011 roku.
Właśnie to oświadczenie wywołało burzę w mediach. Nie wszystko zostało idealnie sformułowane, ale to
poczucie bezsilności doprowadza człowieka do takiego stanu, że nie jest w stanie myśleć. Pogrubioną
czcionką zaznaczyłem fragmenty, które cytowały media. Zobaczcie, ile media pominęły.
Nie jest prawdą podawana przez media informacja, że oświadczenie pojawiło się dopiero 19 października.
Media kłamały, ponieważ czeska policja chciała mnie zabić, podmienić oświadczenie, a potem chwalić się
na całym świecie, jak błyskawicznie podjęła interwencję i udaremniła wielki zamach. Policja wiedziała o
tym oświadczeniu już 13 października 2011, w tym samym dniu nastąpił kontakt między czeską policją a
polskim oficerem łącznikowym przebywającym w praskim hotelu "Hilton". Działania czeskich służb przez
cały czas monitorowałem.
Nie kasowałem oświadczenia, ani nie próbowałem manipulować przy jego treści. 19 października wieczorem
moja strona nie działała z powodu przeciążenia serwera, na co nie miałem wpływu.
Oświadczenie pisałem mając świadomość, że moje odwołanie zostanie odrzucone a wyrok, z którym się nie
zgadzałem, zostanie podany do publicznej wiadomości. Nie miałem innego wyboru, jak w taki sposób
zaprotestować. Użycie pytania retorycznego, słowa Breivik oraz bezpośredniego zwrotu do narodu
gwarantowało powodzenie. Nie spodziewałem się jednak tak tendencyjnego przekazu w mediach.
OŚWIADCZENIE
Dnia 19 października 2011 Sąd Wojewódzki w Brnie będzie rozpatrywać moje odwołanie w sprawie
zniszczenia 33 zamków i innych aktów chuligaństwa na Wydziale Filologii Uniwersytetu Masaryka w Brnie.
Po tym, co przeżyłem do tej pory nie mam wątpliwości, że sąd odwołanie odrzuci i w całości potwierdzi
wyrok. Wydział Filologii i Uniwersytet Masaryka będą się tym chwalić. Nie będę miał wyboru i będę
musiał wymierzyć sprawiedliwość sam. Nie potrafię pogodzić się z bezprawiem i bezkarnością tych ludzi.
W mojej sprawie nie było żadnych dowodów i nikt mnie nie widział, jak niszczę zamki. Jedynym dowodem
jest to, co pisałem na swoich stronach internetowych. Sąd opierał się o założenie, że świadek doktor
Madecki mnie przechytrzył tym, że moje strony pobierał z internetu i tłumaczył, a ja o tym nie wiedziałem.
Ja jednak przez cały czas o tym wiedziałem, co mogę udowodnić, a co w sądzie przyznał sam świadek
Madecki. W takim przypadku byłbym ostatnim głupcem, gdybym szedł niszczyć zamki na Wydział Filologii.
Świadek Ivo Jurtik był przekonany, że nie mogłem wiedzieć o rzeczach, o których pisałem na swoich
stronach. Udowodniłem, że mogłem wiedzieć.
Kolejną poszlaką jest fakt, że zostałem zarejestrowany przez wydziałowy monitoring w budynkach Wydziału
Filologii, w dniu, kiedy rzekomo zaklejono zamki. Nie jest to żaden dowód, ponieważ gdybym szedł kleić
zamki lub robić inne akcje, to założyłbym czapkę lub kaptur i nikt nie byłbym w stanie mnie zidentyfikować.
Według oskarżenia zrobiłem to 6 stycznia - wtedy było zimno i wiał bardzo zimny wiatr, więc nikomu nie
wydałoby się dziwne, że mam na sobie czapkę lub kaptur. Prosiłem sędziego, żeby spojrzał, jak się
zachowuję na nagraniach - niestety, sędziego to w ogóle nie interesowało.
W zeznaniach świadków już na pierwszy rzut oka widoczne są rozbieżności - np. Josef Klein powiedział, że
w ogóle nie oglądali nagrań z monitoringu, natomiast świadek Ivo Jurtik twierdził, że mnie na nagraniach
widział. Josef Klein twierdził, że zamki zostały zaklejone w budynkach "C" i "D", natomiast świadek
Madecki powiedział, że 7.1 znalazł zaklejony zamek w drzwiach swojego gabinetu, która znajdowała się na
czwartym piętrze budynku "B", co przeczy zeznaniom Kleina.
Sędzia zdecydował o mojej winie na podstawie tzw. "łańcucha wydarzeń", tzn. jeśli robiłem wszystkie
rzeczy, które zgłosił Wydział Filologii, oznacza to, że także zniszczyłem te zamki. W praktyce wyglądało to
tak, że Josef Klein przyniósł zdjęcia jakichś bazgrołów w toaletach i powiedział, że to zrobiłem ja. Ja
zaprzeczyłem. Sędzia przyznał rację Kleinowi. Mój wniosek, żeby zrobili analizę grafologiczną, zbył
śmiechem.
Kuriozalne są zeznania świadka Michala Przybylskiego, który twierdzi, że widział mnie, jak uciekam spod
drzwi jego gabinetu, gdzie zostawiłem petardę (od aut. - chodziło o to, że według niego zostawiłem petardę źle to w nerwach sformułowałem). Ze względu na to, że jest to bardzo otyły człowiek i porusza się bardzo
powoli, jest to po prostu niemożliwe, nawet gdybym tam rzeczywiście był. Rzekomo śmiertelnie
niebezpieczmy ładunek wybuchowy na podstawie opisu zidentyfikowałem jako zupełnie nieszkodliwy
"śmierdziel", który można kupić w "Ptakovinach" (od aut. - sklepy ze śmiesznymi rzeczami). Michal
Przybylski udaje rekordzistę świata w biegu na 100 metrów, a sędzia mu wierzy. Parodia.
Świadek Magdalena Czapla, która rzekomo widziała mnie gdzieś przed uczelnią, a według świadka
Madeckiego widziała mnie, jak podkładam i detonuję ładunki wybuchowe w budynku "B", przypadkiem po
tym, co zeznawała na policji, obroniła pracę licencjacką na najwyższą ocenę, na identyczną ocenę zdała
egzamin państwowy, a w tym semestrze zaczęła uczyć i działać jako asystent studencki. Sędzia odrzucił mój
wniosek o jej wezwanie do sądu. Magdalena Czapla dzięki swoim fałszywym zeznaniom zrobi karierę
naukową.
Świadek Madecki kłamał jak z nut. Twierdził, iż studiowałem tylko dlatego, aby bez wysiłku zdobyć
dyplom. Kłamał również, że przez cały okres studiów zachowywałem się wulgarnie wobec studentów i
nauczycieli. Powiedział, że wielokrotnie wysyłalem jemu i Przybylskiemu maile i esemesy z pogróżkami,
przy czym nic z tego nie okazał. Sędzia uwierzył mu, chociaż żądałem ekspertyzy. Sędzia uznał mnie
winnym wysyłanie nieistniejących maili i esemesów z pogróżkami tylko na podstawie zeznań świadka
Madeckiego. Jak się rozstrzyga w takich sprawach, można śledzić na przykładzie procesu byłego
przewodniczącego Komisji Dyscyplinarnej Wydziału Filologii - Brzestysława Horyny (od aut. wysyłał maile
z pogróżkami do innego profesora). Szczegółowa analiza maili, wzywanie biegłych - w mojej sprawie
Madecki po prostu powie, że wysyłałem mu takie maile, a ja zostanę uznany winnym. Jako przykład mojego
wulgarnego zachowania doktor Madecki podał, że w czasie, kiedy prowadziłem bibliotekę polonistyczną
jako asystent studencki, kazałem studentom wulgarnie oddać książki. W praktyce oznaczało to, iż na
drzwiach biblioteki wywiesiłem listę studentów, którzy przetrzymują wypożyczone książki kilka miesięcy
(takie coś jest normalne na uczelni) i zrobiłem to na polecenie Michala Przybylskiego. Sędziego oczywiście
to nie interesowało, podobnie jak pozostałe moje wyjaśnienia.
Doktor Madecki kłamał również o przebiegu mojego egzaminu na studia doktoranckie. Jako pierwszy i
jedyny nie byłem przyjęty na te studia, co jest jasnym dowodem szykan. Egzamin polegał na tym, że komisja
egzaminacyjna poniżała mnie, naśmiewała się ze mnie i moich polskich wykładowców z polskiego
uniwersytetu, który wcześniej ukończyłem. Świadek Madecki nawet powiedział: "Jeśli chce pan napisać
słownik czesko polski, to musi pan znać język prasłowiański.". Oczywiście u sądu wyparł się swoich słów.
Kto uwierzy studentowi, któremu nie udało się ukończyć studiów?
Ważny jest fakt, że do śmierci poprzednika doktora Madeckiego w funkcji kierownika Zakładu Języków i
Literatur Zachodniosłowiańskich byłem świetnym studentem, pełniłem funkcję asystenta studenckiego i
uczyłem się. Wszystko straciłem wraz z objęciem funkcji kierownika przez doktora Madeckiego. Nie
ukończyłerm studiów z powodu referatu o wartości 10 procent jednej oceny. Miałem pecha, ponieważ
oprócz tego miałem konlikt z władzami wydziału i administratorami systemu informacyjnego uniwersytetu,
a w moim przedmiocie kazałem pisać test studentce (Eva Nunvarova), która ma bogatych rodziców i
utrzymuje bardzo zażyłą znajomość z Michalem Przybylskim i niektórymi innymi nauczycielami (jest
tajemnicą poliszynela, w jaki sposób potrafi sobie zapewnić nietykalność). W ogóle nie przyszła na zajęcia i
śmiertelnie się obraziła. Przypadkiem ta właśnie studentka natychmiast zastąpiła mnie w funkcji asystenta
studenckiego, którą pełni już trzeci semestr. Madecki w sądzie twierdził, że straciłem tę funkcję, ponieważ
asystentem studenckim można być jedynie dwa semestry. Przypadek tej studentki dowodzi, że kłamał. ( od
aut. kolejnym dowodem jest Veronika Kocianova - funkcję tę pełni 4 semestr)
Kolejnym dowodem na szykany wobec mojej osoby jest fakt, że prowadzone przeze mnie zajęcia zostały
zlikwidowane w semestrze letnkm 2010 na polecenie dziekana Josefa Kroba. Podobno ze względu na to, ze
zajęć nie może prowadzić asystent studencki, który nie ma podpisanej umowy o dzieło. Dotyczyło to tylko
mnie, pozostali mogli uczyć bez problemów. W semestrze zimowym 2011 przedmiotu "Język polski dla
początkujących" uczą studentki - Magdalena Czapla, Eva Nunvarova i Miriam Louckova, co dowodzi, że w
moim przypadku miały miejsce szykany.
Całe oskarżenie jest śmiechu warte. Nikt nie wie, kiedy zaklejono zamki, nikt tych zamków nie widział, a
pracownicy Wydziału Filologii nawet nie potrafią policzyć, ile tych zamków było (25-33). Kolejnymi
wielkimi przestępstwami są dwie ryby za szafami. Według pracowników Wydziału Filologii są to makrele,
natomiast na zdjęciach, które przynieśli do sądu, jest śledź, a nie makrela. Wielkim przestępstwem jest także
masło na szafie i kupa pod drzwiami doktora Madeckiego, przy czym mogła to być sztuczna kupa. Byli
także oburzeni szprotami, które znaleźli w maju 2011 roku w toaletach. Po prostu wielkie zbrodnie. Później
jeszcze wariowały im telefony. Nie wiedzieli kto, nie wiedzieli jak, ale powiedzieli, że to ja. We wszystkich
przypadkach sędzia skazał mnie bez jakichkolwiek dowodów.
Potem była jeszcze sprawa jakiegoś wybuchu pod gabinetem sekretarki Instytutu Slawistyki - Hoffmanovej,
po którym wszyscy pracownicy są przerażeni i boją się chodzić do pracy, jak twierdził doktor Madecki.
Podobno jeden z pracowników widział mnie, jak uciekam z miejsca wybuchu. Oczywiście nie powiedzieli,
kto to był a ten świadek nie został wezwany do sądu. Nie można się bronić, kiedy w ogóle nie wiem, o co
chodzi i nie można także zidentyfikować materiału wybuchowego na podstawie opisu "wybuchające kulki".
Wystarczy jednak, że oni powiedzieli, iż to zrobiłem ja i sędzia uznał mnie winnym.
Sam proces przypominał jakiś amerykański program satyryczny. Czułem się, jakbym wszedł do knajpy, a
wokół mnie sami koledzy (od aut - oczywiście nie moi koledzy, wiecie o co chodzi). Sędzia odrzucał niemal
wszystkie moje pytania do swiadków, wszystkie wnioski dowodowe, w czasie składania wyjaśnień i czytania
moich pytań do świadków rozmawiał z prokuratorem i protokolantką albo udawał, że śpi. Jedyne, co potrafił
powiedzieć to to, że on nie jest śledczym i jego nic nie interesuje. Później już pajacowałem, ponieważ
widziałem, iż jakiekolwiek próby obrony nie mają sensu. Kto miał przyjemność z sędzią Kabelikiem, ten
wie, że piszę prawdę. Jest godne pożałowania, że takie osoby decydują o losach oskarżonych ludzi.
Na drugą rozprawę 15 czerwca 2011 nie mogłem się stawić z powodu strajku na kolei 16 czerwca (od aut. chodzi o strajk na czeskiej kolei, nie było jak wrócić, a na dodatkowe noclegi nie było mnie stać. ), co by mi
uniemożliwiło powrót. Jak się później okazało, 14 i 15 czerwca nie jeździły także pociągi na trasie Oświęcim
- Cieszyn (od aut. podobno jeździły autobusy, ale nie było skomunikowań) z powodu niezapowiedzianego i
nieoficjalnego strajku śląskich maszynistów (po prostu kilku maszynistów w jednym czasie wzięło urlop na
żądanie. Wysłałem usprawiedliwienie i wniosek o odrocznenie rozprawy. Sędzia oczywiście się do tego nie
przychylił. Ciekawy jest fakt, że sędzia miał gotowy wyrok z uzasadnieniem na siedem stron już 15 minut po
drugiej rozprawie. Musiał bardzo szybko pisać. Według mnie on ten wyrok miał przygotowany już przed
pierwszą rozprawą.
Gdybym miał sprawiedliwy proces i możliwość obrony, zostałbym uniewinniony. Nie można się jednak
bronić, kiedy sędzia odrzuca wszystkie pytania i wnioski dowodowe, a jakiekolwiek wątpliwości uzna za
wymysły chorego psychicznie człowieka. Jako ciekawostkę podam, że komisarz prowadzący śledztwo,
prokurator, sędzia i sędziowie w sądzie apelacyjnym są absolwentami Uniwersytetu Masaryka (od aut. strona w sprawie). Jest oczywiste, że nie będą obiektywni.
Na pewno zadajecie sobie pytanie, kto zniszczył te zamki. Według mnie zrobił to Josef Klein. Dwa zaklejone
zamki znaleźli podobno 6 stycznia, kolejne dwa 7 stycznia znalazły sprzątaczki (według zeznań świadka
Kleina - wszystko w budynku "C"). To są jednak cztery zamki, więc nie mogli tego zgłosić jako
przestępstwo. Wiedzieli, że tego dnia byłem na uczelni. Josef Klein poszedł więc "sprawdzić" pozostałe
zamki. Według mnie on je tak sprawdzał, że w jednej ręce trzymał klej, w drugiej klucze i kleił zamki.
Przemawia za tym fakt, iż do zaklejenia zamków sprawca użył innego kleju niż w czasie sześciu miesięcy
klejenia zamków na Wydziale Filologii (kiedy byłem w Polsce). Jak mówiłem w sądzie, gdybym kleił zamki
w budynku "C", zakleiłbym je przede wszystkim dziekanowi. Jurtik twierdził, że dziekanat jest
zabezpieczony elektronicznym zamkiem, a ta część budynku już po południu jest zamknięta, ja jednak mogę
udowodnić, że kłamał. Spróbujcie sobie wyobrazić - przyjdę na Wydział, i w budynku "D" w biały dzień
niezauważony zakleję ponad 30 zamków. Czy to w ogóle możliwe? Rozumiem 2-4 zamki, ale ponad 30?
Spróbujcie sobie pospacerować budynkiem "D", a wyrobicie sobie zdanie. (od aut. - budynek "D" jest
budynkiem o długim korytarzu i wielu gabinetach. Kręci się tam dużo osób. Ryzyko wykrycia sprawcy byłoby
ogromne - ze strategicznego punktu widzenia to najgorsze miejsce na tego typu akcje.)
Nie jest ważne, czy sobie myślicie, że to zrobiłem ja, czy też nie. Ważne jest to, że zajmujemy się sprawami
typu jakieś zamki, ryby za szafami czy kupa pod drzwiami, ale nikt się nie zajmuje zachowaniem wielkich
naukowców Uniwersytetu Masaryka. Szykany, arogancja, długotrwałe poniżanie - w większości są to zwykli
przestępcy z tytułami naukowymi, które zdobyli dzięki układom. Jak pokazuje mój przypadek, Uniwersytet
Masaryka to zorganizowana grupa przestępcza. Niezamożny student nie ma żadnych praw. Pracownicy
Uniwersytetu Masaryka mogą robić cokolwiek. Jeśli studentowi raz puszczą nerwy - oni są święci, a student
jest szaleńcem.
Policja, prokuratura, a przede wszystkim sądy powinny dbać o przestrzeganie prawa i sprawiedliwie
rozwiązywać ewentualne konflikty. W moim przypadku była to parodia postępowania karnego. Dlaczego?
Ponieważ jestem niezamożny i nie ukończyłem studiów, a naukowcy mają tytuły naukowe, dlatego są
uważani za szanowanych i uczciwych obywateli.
Nie potrafię się z tym pogodzić i nie zamierzam umrzeć jako przestępca. Z powodu problemów
rodzinnych i finansowych nie mam już nic do stracenia. Dzięki kilku wpływowym ludziom jestem na dnie.
Każdej nocy śnię o tym, jak podpalam budynki Uniwersytetu Masaryka i zabijam swoich
prześladowców. Morduję Josefa Kroba, Michala Brandejsa, Romana Madeckiego, parodię sędziego
Kabelika i skorumpowanych policjantów. Wolę iść do więzienia za wielokrotne zabójstwo niż za coś,
czego nie zrobiłem. Najchętniej jednak zginąłbym w strzelaninie z policją. Broni wprawdzie nie mam,
ale dałbym radę również bez niej. Nie potrafię już walczyć z tym poczuciem niesprawiedliwości i
świadomością, że ci przestępcy są bezkarni. Powiecie, że jestem szaleńcem. Nie jestem. Jestem po prostu
zwykłym człowiekiem - dla bogatych śmieciem - który nie może się bronić przeciwko szykanom. Nie
zawiodłem ja, lecz państwo - pseudonaukowcy, pseudopolicja, pseudosędziowie. To oni mają gwarantować
ochronę interesów każdej osoby. W praktyce bronią interesów przestepców. Nie dziwię się masakrom w
szkołach ani Breivikovi. Po prostu nie ma innej możliwości.
|Wy, Czesi, jesteście narodem tchórzy. Potraficie atakować tylko wtedy, kiedy ofiara nie może się
bronić i atakujecie do śmierci, tylko dla przyjemności. Po prostu jesteście sadystami. Jeśli dojdzie do
rozlewu krwi, pamiętajcie - nie daliście mi wyboru. Ja mam coś, co mi umożliwi oczyścić moje imię wy będziecie opłakiwać przestępców. Ja już nie doczekam się sprawiedliwości. Umrę jako morderca i
szaleniec. A jeszcze dwa lata temu byłem obiecującym studentem ze świetną przyszłością.
D.S.
Z czeskiej prasy:
"Podpalę Uniwersytet Masaryka i wymorduję nauczycieli" - Lidove noviny
"Ale ŚWIR! Skazany student grozi wymordowaniem nauczycieli Uniwersytetu Masaryka" - TV Nova
"Wymorduję nauczycieli, groził student Uniwersytetu Masaryka!" - Blesk
"Szaleniec w Brnie: Chce powystrzelać uniwersytet". - Aha!
Tylko trzy media i jeden portal studencki poprosiły mnie o wypowiedzenie się w tej sprawie. Ogólnie opisali
to dobrze, szczególnie lemur.mu. Jeden z trzech maili do "Prava" (najważniejszy) przechwyciły czeskie
służby. Polskie media wybrały sobie z czeskich artykułów to, co im pasowało i na następny dzień we
wszystkich polskich mediach o tym trąbili. Późniejszy wywiad dla "Prava" jeden z portali przetłumaczył tak:
Prawidłowe tłumaczenie: "Mojej nienawiści nie da się opisać"
Tłumaczenie dziennikarskie: "Nienawidzę wszystkich, ale nie wiem, czy chcę zabijać".
Resztę dopowiedzcie sobie sami.

Podobne dokumenty