To nie jest zwykły bzik czy tylko hobby. Urban exploration stanowi

Transkrypt

To nie jest zwykły bzik czy tylko hobby. Urban exploration stanowi
16
ŻYCIE PLESZEWA
To nie jest zwykły bzik
czy tylko hobby. Urban
exploration stanowi
pasję życia Tomasza.
Traktuje ją bardzo
osobiście i emocjonalnie.
Przekonuje, że nie
stanowi tylko pewnego
sposobu myślenia.
To także sposób
bycia, postrzegania
rzeczywistości inaczej
niż robi to większość.
Tej pasji nikt nie byłby
w stanie mu odebrać.
JUSTYNA NAPIERAJ
[email protected]
Tomasz Cichy ma 27 lat, pochodzi
z Pleszewa, mieszka i pracuje w Poznaniu, choć po skończeniu liceum na studia
pojechał do Szczecina. Poznawał tam
tajniki ekonomiki transportu i logistyki.
Dlaczego tak daleko od domu? – Nie
wiem, chciałem spróbować innego życia,
samodzielności. To jest dobre doświadczenie, kiedy jest się 300 km od domu i zależnym tylko od siebie. Wszystko postawiłem
na jedną kartę. Nie miałem tam żadnych
znajomych, nigdy wcześniej nawet nie byłem w Szczecinie. Działam spontanicznie
i często wybieram inne drogi niż większość.
Tak też było ze studiami – mówi Tomasz
Cichy. Pewnie z tego indywidualizmu
i szukania własnego pomysłu na życie
wzięła się pasja. Ale czymże jest urban
exploration dla Tomasza? Czy tylko
odkrywaniem zapomnianych terenów?
Powiedzieć, że jest to odwiedzanie
starych i opuszczonych obiektów, będących często w ruinie – to za mało.
Koniecznie trzeba dodać o zaspokajaniu
ciekawości na temat historii tych budynków, a także kolei losów ich właścicieli
w oparciu o rozmaite źródła. Jeszcze to,
ŻYCIE PLESZEWA
17
Chciałbym, aby inni poczuli to, co ja
„Zależy mi na tym,
żeby ktoś zobaczył,
iż można robić coś
innego niż grać na
playstation i inaczej
wydać pieniądze,
niż na alkohol,
i fajnie spędzić
czas” - mówi Tomasz
Cichy, który zgodnie
z „kodeksem”
exploratorów nie
chce pokazać swojej
twarzy oraz ujawnić
jakie miejsca są
przedstawione
na pozostałych
zdjęciach, poza
jednym
Zachwyt
www.zycie-pleszewa.pl
52 (850) 27 grudnia 2013
że o wyjeździe bez przygotowania nie
ma mowy. Zgoda zarządcy na wejście
– wskazana, ale jej brak nie stanowi
przeszkody. A co na miejscu? Potrzebna
najwyższa ostrożność oraz poszanowanie tego, co jeszcze jest. Jeśli obiekt
pozostaje zamieszkały – nie należy nikomu przeszkadzać. No a poza tym adrenalina – nigdy nie wiadomo, czy każdy
kolejny krok stawiany na spróchniałych
deskach nie skończy się – w najlepszym
razie – skręceniem kostki. Zachwyt nad
zastaną rzeczywistością i poznawanie
wnętrz takich, jakie przetrwały, wymaga wrażliwości. To ona pomaga złapać
w kadrze – mimo wszystko - ulotność
chwili: tańczącego światła na spłowiałych ścianach, cienia rzucanego na stos
starych gazet, feerię barw z rozbitego
szkła… Za miesiąc, dwa może tu być
przecież zupełnie inaczej. Pełne artyzmu
fotografie oraz strona prowadzona na
facebooku dokumentują pasję Tomasza.
Pasję doszczętną, będącą siłą napędową
w życiu, nieuznającą kompromisów, ale
i czasem niezrozumiałą…
Początek
Każda pasja na pewno posiada swój
początek. A koniec? Różnie to bywa.
U Tomasza początkiem jest cegielnia
w Lenartowicach. A końca tego zainteresowania nie widać.
Była zimna pora, koniec 2005 roku,
więc czas zupełnie niesprzyjający eksploracjom. Zamiast pójść do pubu czy
domu kolegi, z grupą znajomych pojechał do dawnego zakładu. Ot, żeby się
zrelaksować. - Do knajpy chodzi zwykły
Kowalski. Czasem fajnie jest znaleźć się
gdzieś z dala od zgiełku, gdzie panuje
niepowtarzalny klimat. Wtedy nie wiedziałem jednak jeszcze nic o eksploracjach – mówi. Na pierwszy rzut oka był
to zwykły ceglany moloch, ale wysokie
kominy w połączeniu z piecami do wypalania przykuły od razu uwagę licealistów.
W pomieszczeniu gospodarczym znaleźli stare dokumenty. - Wtedy to po raz
pierwszy poczułem, że fajnie by było takie
miejsca odwiedzać i zgłębiać informacje
na ich temat – wspomina. Postanowił
poszukać wiadomości o dawnej cegielni
pod Pleszewem. – Ona ma ponad dwustuletnią historię i stanowi nasze lokalne
dziedzictwo. Mam do tego typu miejsc
wielki sentyment, bronię ich i staram się
je pokazywać z innej perspektywy. Nadal
wracam do tej cegielni, chociaż żal mi, że
obiekt niszczeje w takim tempie - mówi
Tomasz.
Industrial
Czas po cegielni wypełnił industrial
– opuszczone, wielkie fabryki. W dużych
halach czasem łatwiej o elementy wyposażenia. Można znaleźć więcej materialnych szczątków, które należy dotknąć,
zobaczyć, sfotografować. Będąc w takim
miejscu, Tomasz myślami przenosi się
sto i więcej lat wstecz, i wyobraża sobie,
co się tu działo: ilu ludzi pracowało, jak
wyglądało rozmieszczenie maszyn, jak
przemieszczali się pracownicy, gdy na
dźwięk dzwonu jedna zmiana kończyła, a druga podchodziła do stanowisk.
Wyobraźnia pracuje intensywniej, gdy
poparta jest solidniejszym przygotowaniem do wyprawy. Tomasz to niemal widzi i czuje. – Jestem regionalnym
patriotą i kocham Polskę. Te myśli powstrzymują mnie przed wyjazdem z niej na
stałe. Staram się promować to, co dobre
i nasze. Często przykro mi, że te miejsca
tak ważne kiedyś dla wielu ludzi, upadają – twierdzi. Najbardziej widocznym
przejawem takiej tragicznej dewastacji
jest pleszewska przychodnia. Tomasz
był w niej kilka razy, ale więcej już nie
pojedzie. Był też w witaszyckiej cukrowni
i stoczni szczecińskiej. Czasami trafia do
fabryk, w których pracowali jego krewni:
babcia czy ciocia. Wtedy przebywanie
w takich miejscach jest dla niego znacznie ważniejsze. Czuje z nimi swoistą
więź. Otwarcie przyznaje, że potrafi
zrezygnować z wielu rzeczy i znosić
niewygody – np. spanie w samochodzie
i wstawanie bladym świtem - żeby tylko
pojechać w Polskę, zobaczyć coś ciekawego i sfotografować. Często w czasie
jednego wyjazdu eksploruje kilka miejsc,
a trasę bardzo dokładnie przygotowuje
z mapami, sprzętem i całą logistyką. Nie
ogranicza się jedynie do Polski. Bardzo
ciekawym dla niego miejscem był dawny szpital-sanatorium pod Berlinem,
w którym leczył się sam Adolf Hitler.
Wspomina też kamieniołom w Krakowie, ale z wielkim zainteresowaniem
wchodzi także do odnowionych obiektów, a zwłaszcza do tych, w których
był przed ich generalnymi remontami.
Bardzo cieszy się, gdy pałac czy dwo-
Cegielnia w Lenartowicach urzekła Tomasza po raz pierwszy
rek zyskują dawną świetność i dostają
szansę na drugie życie.
Duchowość
– Nie chodzi o zbieranie jakichś staroci. Najważniejsze jest delektowanie się
tym, co zostało. Dla mnie jest to forma
integracji z tymi miejscami i poczucia
klimatu, to duchowe przeżycie w miejscu
przepełnionym historią. A dla kogoś śmietnik i graciarnia – uważa. Gdy czasem opowiada nowo poznanym osobom
o swej pasji, to ich niedowierzanie niekiedy miesza się z politowaniem. Uważają
ją za czystą abstrakcję.– A ja to kocham
– ucina. Zdaje sobie jednak sprawę, że
jest to nieco niebezpieczne hobby – to
w końcu normalne, że czasem zapada
się pod nim podłoga - dlatego stara
się nie jeździć sam, chyba że na mały
rekonesans. Wejście wysoko, chodzenie
po niepewnym gruncie – to jest właśnie
to. – Nigdy nie wiadomo, co może mnie
spotkać, eksploruje się nieznany teren –
zauważa.
Fotografie
Wykonywanie zdjęć zaczęło się później. Początkowo jeździł po to, by chłonąć i zapamiętywać obrazy, zostawiać je
w głowie. Myśl o fotografii pojawiła się
dlatego, że do niektórych miejsc wraca.
– Chodziło o porównanie tych samych
obiektów, bo ich stan się stale zmienia.
Prowadzę więc dokumentację, ale dla mnie
jest to także forma artyzmu i ekspresji
samego siebie – wyjawia. Z fotografią
łączy swoją przyszłość. To w niej chce
się doskonalić, a zdjęciami z wypraw
chce przekazywać klimat zapomnianych
miejsc, na które patrzy zupełnie inaczej
niż my wszyscy. – Chciałbym, żeby odbiorca poczuł namiastkę tego, co ja sam czuję,
przebywając w opuszczonych obiektach
- mówi Tomasz Cichy. Podczas pracy
z aparatem stara się nie przestawiać
zastanych przedmiotów: gazet, mebli,
maszyn, itp. Fotografując jednak czuje
się poniekąd artystą, więc dopuszcza
drobne ingerencje w ekspozycje. Jak
choćby całkiem niedawno: w fabryce
naczep pod Piłą trafił na stertę archiwalnych egzemplarzy tygodnika „Solidarność”. – Cały pokój był tymi gazetami
zawalony, leżały jak w śmietniku. Owszem,
dokumentuję stan faktyczny, ale jak pokazać okładkę i to, co jest dla mnie ważne,
jeśli to leży w takim nieładzie? Pozbierałem
więc te gazety i wyeksponowałem po to, by
stwierdzić: tu działa się historia. Staram
się więc pokazać jak najwięcej. Nie chodzi
o stos makulatury. Muszę mieć zbliżenie,
aby uzyskać odpowiednią fotografię, która
pokaże smak pasji – zauważa Tomasz.
Jest samoukiem, obkupionym w statyw,
kilka obiektywów i aparatów. Przyznaje,
że jest to nietania „zabawa”.
Fascynujące w pustej hali. – Nic nie
zastąpi gruchania gołębi w mrocznym,
zimnym miejscu, w którym hula wiatr
– mówi.
że najważniejsze jest, aby jak najwięcej
zobaczyć.
Do opuszczonych miejsc często
wchodzi dzięki dozorcom. Wiadomo,
jak się załatwia takie rzeczy. – Jeśli jest
właściciel, to piszę pismo i staram się
wejść na legalu. Ale legal pozbawia mnie
adrenaliny i żyłki poszukiwacza. Z drugiej
strony jednak nie muszę się spieszyć, mam
mnóstwo czasu na wybranie ujęć do zdjęć
i nie muszę nasłuchiwać, czy za chwilę
ktoś nie poszczuje mnie psami – śmieje
się.
Zapach
Zakazy
Refleksje
Czasami się zdarza, że trafia na bezdomnych. Jedni kompletnie nie zwracają
na niego uwagi, inni bywają agresywni
i bronią swego miejsca. Pomijając te
spotkania, każdej eksploracji towarzyszy
szczególny… zapach charakterystyczny
dla tych miejsc. – Czy pojadę do Warszawy, Paryża czy Berlina – te stare fabryki
pachną tak samo – industrialnie. To jest
rodzaj pewnej surowości metalu. Jest
to wyjątkowe – przekonuje Tomasz.
A może to po prostu wyobraźnia? –
Nie sądzę. Każdy eksplorator to powie.
Gdybyś odwiedziła parę miejsc, to byś
zrozumiała – wyłuszcza, nie wdając
się w szczegóły. Dodaje tylko, że skoro widzi więcej niż przeciętny widz,
to czuje też więcej i nie przechodzi
wokół tego obojętnie. Są też odgłosy.
To prawda, że najbardziej interesują
go te miejsca, w których wiszą tabliczki:
„proszę nie wchodzić”, „zakaz wejścia”
itp. I o to chodzi. – To jest tak, jak z zakazanym owocem. Jeśli te obiekty, które
odwiedzam zostałyby udostępnione zwiedzającym, to nie byłaby to pasja. Wtedy
każdy mógłby tam być. A tak, to jeżdżą
do nich ci, którzy widzą coś więcej. Dla
nas cegła leżąca w cegielni nie jest zwykłą
cegłą, bo jest elementem świadczącym
o działalności danego miejsca i historii.
To nie jest zwykłe. Zwracam uwagę na
detale – opowiada Tomasz Cichy. Teraz jednak jest dużo bardziej ostrożny
niż kiedyś i stara się nie wchodzi do
miejsc, które mogą stanowić zagrożenie dla jego zdrowia i życia. Bazując
na swych doświadczeniach zrozumiał,
Swoje przeżycia dokumentuje nie
tylko aparatem fotograficznym. Założył
na facebooku stronę www.facebook.
com/Addic7edBros. którą polubiło
już niemal 6 tysięcy osób. Dzieli się
na niej swoimi przeżyciami z wypraw,
wkleja zdjęcia, poleca bądź odradza
jakieś miejsca, bo strona to też miejsce
wymiany poglądów. Jej prowadzenie
pochłania wiele czasu. Dzięki upublicznieniu swojej pasji, Tomasz znalazł
wielu naśladowców, ale też udało mu
skupić wokół swojego hobby podobnych do niego entuzjastów. Czasem
ktoś dołącza, bo słyszał, że ten „sport”
(koniecznie w cudzysłowie) jest po prostu na czasie i zarazem niepowtarzalny,
więc też próbuje. Ale zostają naprawdę
zainteresowani.
Sukces
To nie tak, że zdjęcia prezentuje jedynie znajomym i innym eksploratorom
na facebooku. Miał już kilka eventów
i pokazów. Prezentował swoje prace
na letnim festiwalu „Poznań wzywa”,
skupiającym różne artystyczne formy
przekazu ludzi, którzy coś robią i chcą
to pokazać. – Miałem pokaz multimedialny. Opowiadałem też ludziom o swojej
pasji i powiem szczerze, że nikt nie ziewał. Spotkało się to z zainteresowaniem
– cieszy się Tomasz. A poza tym są
małe sukcesy, z których jest bardzo
dumny. Jak z tego, że koleżanka zamówiła u niego duże fotografie na ściany
do własnego domu. Prace Tomasza
wiszą też w jednym z pubów Warszawie.
Studenci poznańskiej uczelni układali
wiersze do jego obrazów.
Ogromnym zaskoczeniem i wielkim
wyróżnieniem było zaproszenie, jakie
otrzymał na przyszłoroczne Międzynarodowe Targi Turystyczne do Wrocławia
w ramach Festiwalu Podróżników. Będzie tam opowiadał o swej pasji. - Jest
to ogromne wyróżnienie dla mnie i myślę,
że również zaszczyt. Rzecz jasna podejmę
się tego zadania – mówi z dumą.
Marzenia
Jest tyle miast, obiektów, fabryk,
posiadłości, które chciałby zobaczyć.
Wymienia je wszystkie z pamięci, bez
zastanowienia. Na zachodzie – mekkę
eksploratorów czyli dawne amerykańskie miasto przemysłowe Detroit, w którym niemal wszystko umarło. – Wyobraź
sobie wielki opuszczony bank, a w nim
otwarte ogromne wrota sejfu, albo stary
fortepian w starym, nadpalonym teatrze
z naddartymi czerwonymi zasłonami….
Aha, i jeszcze cmentarzysko starych samolotów w Arizonie – rozmarza się.
Na wschodzie zaś marzy o eksploracji
Czarnobyla i niemal całej Ukrainy.
– To nie jest wyprawa z biurem podróży
– śmieje się. – Może uda się w nowym
roku. Tam są takie klimaty… Muszę
tam być. A na Ukrainie czekają na mnie
te wszystkie ogromne zamki i pałace,
wszystko totalnie opuszczone – mówi
Tomasz.
Przyszłość
To, co chciałby osiągnąć, to wernisaż własnych fotografii. Postanowił,
że pierwszy odbędzie się w Pleszewie.
– Konieczne będzie jednak wydrukowanie prac. Z własnej kieszeni nie dam
rady, ale może miasto pomoże? Bardzo
chciałbym pokazać to, co już udało mi
zrobić – mówi Tomasz. Przyznaje, że
ma już dosyć życia w cieniu. Z pomocą
pleszewskiej grupy kreatywnej Nuewa
przygotowuje także nową stronę internetową poświęconą eksploracjom.
Będzie dwujęzyczna – angielsko-polska. – To jest dla mnie narzędzie, które
świadczy o mojej profesjonalności - mówi
poważnie.
W dziedzinie fotografii Tomasz chce
zająć się modelingiem w opuszczonych
sceneriach i marzy, by pewnego dnia
otworzyć własne studio. Będzie robił
zdjęcia wystylizowanym pięknościom
w ruinach. – To jest bardzo chwytliwe. Muszę sobie stworzyć portfolio i zakupić obiektyw, którego jeszcze nie mam – portretowy.
Może skorzystam z jakichś kursów? Potem
wydam album o opuszczonych w Polsce
miejscach. To tak z grubsza. Głowę mam
pełną pomysłów. Jest kwestią czasu, kiedy
je wszystkie zrealizuję… Jedyne limity,
ograniczenia to te, które posiadamy we
własnej głowie. Jeśli mamy odpowiednią
determinację i wiarę w siebie, to nic nie stoi
na przeszkodzie, by sięgnąć po marzenia
i osiągnąć założone cele...