Przyszlosc WPR
Transkrypt
Przyszlosc WPR
Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich Dyskusja panelowa na temat przyszłości Wspólnej Polityki Rolnej w kontekście interesów Polski i pozostałych krajów UE Przysiek, 8.06.2005 r. Paneliści: prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz - doradca , Jan Wyrowiński, dr Jacek Janiszewski…. Prowadzący: Marek Stawujak, Fundacja Fundusz Współpracy, Program Agro-Info Marek Stawujak: Bardzo serdecznie witam Panią profesor Katarzynę Duczkowską- Małysz. Witam Pana doktora Jacka Janiszewskiego i Pana Jana Wyrowińskiego. Nasi paneliści są ogólnie znani, natomiast miałbym prośbę, żeby na początku zechcieli powiedzieć dwa słowa o sobie. Równocześnie, żebyśmy przyjęli formułę, że panel będzie podzielony na trzy elementy , w których paneliści będą się mogli odnieść i postawić swoją tezę. Potem wyniknie z tego dyskusja, która zamknie się konkluzją, którą każdy z zaproszonych Państwa zamknie swoją opinią. Przejdziemy zatem do pytania. Jak ocenić fakt, że wspólna polityka rolna w coraz mniejszym stopniu wspiera produkcję rolną, a w coraz większym dochody rolników? Temu między innymi może służyć oddzielenie płatności bezpośrednich od produkcji i jakie to będzie miało konsekwencje dla polskiego rolnictwa? Poproszę zatem Panią prof. Katarzynę Duczkowską o rozpoczęcie dyskusji. Prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz: Dziękuję bardzo Panie przewodniczący. Poruszę dwie kwestie. Pierwsza to taka, że jeśli chodzi o płatności, to najprościej można by powiedzieć tak: płatności odłączają się od produkcji, bo światowa organizacja handlu i porozumienie GAT w sprawie ceł i taryf nie wyrażają zgody żeby wysokość płatności obszarowych była uzależniona od wielkości produkcji. UE została zmuszona przez światową organizację handlu i porozumienie GAT do zlikwidowania wszystkich tych instrumentów, które są związane z wsparciem produkcji, cen i powierzchni, a GAT zezwala na wspieranie tych kierunków, które związane są z dochodami rolników. I to właściwie można powiedzieć rozwiązuje problem, ale nie całkiem, dlatego, że przed polityką rolną, która jak wiemy była zawsze realizowana w tym filarze rynkowym i strukturalnym, pojawiają się nowe wyzwania. Tych nowych wyzwań na cito, na pilnie jest co najmniej pięć. Pierwsze to jest koniec rundy z Douhry. Jest już zapowiedź, że kraje trzeciego świata będą chciały wejść, włączyć się w międzynarodową wymianę, w międzynarodowy handel. One nie mogą włączyć się ani w know-how, ani z finansowym kapitałem, ani z żadnym innym kapitałem, bo po prostu tego kapitału nie mają. Mają tylko surowce rolne i to tanie surowce, z którymi wejdą na rynek, także na rynek unijny. W ciągu najbliższych dziesięciu może piętnastu lat to będzie absolutna rewolucja dla rolnictwa unijnego, które produkuje w ogóle w innych warunkach: mało ziemi, dużo kapitałów, siła robocza czy to kapitał uprzedmiotowiony jest drogi, koszty produkcji są wysokie. Unia produkuje 30-50% drożej niż świat i tu się nic z tym nie da zrobić. Druga sprawa to dochody poza rolnictwem, które rosną znacznie szybciej niż dochody w rolnictwie Popyt na żywność nie rośnie przez co rolnicy nie mogą podnosić swoich dochodów zwiększając produkcję rolną. Lokowanie tej produkcji na rynkach Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 -1- Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich międzynarodowych może być tylko możliwe dzięki subsydiom eksportowym na co nie zezwala Światowa Organizacja Handlu. Trzecią sprawą jest ochrona środowiska. Unia oprzytomniała dość późno, ale oprzytomniała, i w końcu zrozumiała, że nie można degradować środowiska, a w tej hierarchii zawodów i działań, które niszczą środowisko, rolnictwo lokuje się zaraz na trzecim miejscu po przemysłach wydobywczych i ciężkich. Nie ma więc na to przyzwolenia. Czwarta kwesia to konsumenci, którzy są zamożną grupą. Jest to grupa , która już osiągnęła pewien popyt i pewien poziom nasycenia w artykuły żywnościowe i nie chce kupować dużo taniej żywności, tylko potrzebuje żywności nadzwyczajnej. Konsumenci ci chcą kupować żywność: bezpieczną dla zdrowia i życia, wysoko jakościową. Wiąże się to ze specjalnymi metodami produkcji, z inną formą wspierania gospodarstw , bo to są drogie sposoby, ale konsumenci są gotowi za to zapłacić. To oczywiście kieruje wytwarzanie surowców żywnościowych na inne - specjalne tory i na produkowanie produktów żywnościowych - można powiedzieć - z górnej półki. Ostatnią kwestią jest rynek pracy. Nie da się zaprzeczyć, że w rolnictwie w ciągu ostatnich 40 lat dokonał się w każdej dziedzinie niewyobrażalny postęp. Jeśli z każdego hektara osiągamy coraz więcej zboża, coraz więcej buraków i jeśli każda krowa daje coraz więcej mleka, a każda świnia coraz więcej mięsa, to ani tych świń, ani tych krów, ani hektarów nie potrzeba tyle, żeby wyżywić ludzi, którzy nie są w końcu głodni. Stąd problemem staje się - dla gospodarstwa rolnego w warunkach limitów produkcji rolnej odpowiedź na pytanie: Na czym można zarabiać pieniądze? Zarabiać pieniądze, żeby chronić środowisko, zarabiać pieniądze, żeby dać zatrudnienie mnie i moim domownikom, zarabiać pieniądze na wytwarzaniu czegoś innego, niż żywność, (bo jej nie potrzebuje rynek) zarabiać pieniądze tak, żeby nasze dochody nie odstawały od dochodów pozarolniczych. Wreszcie jak zrobić, żeby można było na tej wsi pieniądze zarabiać? Obszary wiejskie są obszarami problemowymi. Jeśli mówimy o obszarach problemowych, to na obszarach wiejskich wszystkie te kwestie problemowości występują ze zdwojoną siłą. Gorzej zainwestowane tereny, większe bezrobocie i słabsza, gorsza mobilność siły roboczej, i mniej atrakcyjne tereny dla inwestorów. Jak to wszystko pokonać, żeby tam mogły powstawać miejsca pracy? W istocie nowa polityka rozwoju obszarów wiejskich cokolwiek nie miałaby na celu, to tak naprawdę na końcu stoi odpowiedź na pytanie: kto musi dawać dodatkowe pieniądze dla rolnika i jego rodziny? Wszystkie te działania, które się rozwijają, są właśnie po to, żeby taki cel w ogromnie ograniczonych warunkach mógł zostać zrealizowany. Jan Wyrowiński: Ówczesny sejm (1997-2001) żył w przededniu wejścia do UE. Z problematyką związaną z formą wspólnej polityki rolnej, z zasadą rozłączenia dopłat od produkcji, czy zrezygnowania z dopłat do produkcji a wprowadzeniu zasady dopłacania do dochodu gospodarstwa stykaliśmy się, ale to jeszcze w sferze dyskusji. W tej chwili, po decyzji Komisji Europejskiej, a konkretnie ministrów rolnictwa, którzy zebrali się w Luksemburgu w ubiegłym roku, to już jest zasada, którą wyznacza nowa jakość Wspólnej Polityki Rolnej. Co to będzie znaczyło dla polskiego rolnika? Polscy rolnicy nie otrzymują już tak skomplikowanych dopłat, jakie otrzymywali rolnicy unijni w poprzednim okresie. Jeżeli ktoś z Państwa miał kiedyś okazję zajrzeć do archiwalnych dokumentów unijnych, opisujących np. zasady wyliczania dotacji do produkcji pszenicy, oleistych itd., do tzw. systemu jeśli chodzi o zboża i rośliny oleiste, strączkowe AAPS (Arable Area Payment System) to jest logistyka wysokiego rzędu. Z tego powodu pociąga to za sobą ogrom pracy biurokratycznej. Zgodnie z decyzją Polska i wszystkie inne kraje z tej dziesiątki wstępującej do UE, w rolnictwie będą już wspierani poprzez bezpośrednie dopłaty obszarowe. Ilość hektarów jest zasadniczym wskaźnikiem, który określa wysokość kwoty wsparcia. W związku z tym oszczędzono nam całej tej biurokracji, która jeszcze dogorywa w Państwach starej Unii. Natomiast uczyni to łatwiejszym nasze z kolei przejście na to co jest istotą decouplingu, czyli rozłączenia, wspierania nie produkcji a dochodów. Sprawą zasadniczą jest to, że rolnik podejmując Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 -2- Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich decyzje biznesowe, czyli to, co będzie produkował, to jakie zboże, itd., nie musi się już kierować jakimś widzimisie, czy ustaleniami biurokratów, tylko będzie musiał bardziej podążać za rynkiem. To rynek będzie wyznaczał mu w sposób coraz większy decyzje, które będzie musiał podejmować. Polski rolnik w zasadzie w poprzednim okresie musiał również podążać za rynkiem. Dla naszych rolników nie jest to nic nowego, tak jak to będzie dla rolnika brytyjskiego, francuskiego, niemieckiego, który żył w schematach, w układach, które wyznaczała ta skomplikowana biurokratyczna machina naliczania różnych dopłat produkcyjnych. Ale oczywiście ten system nie umiera od razu, z uwagi na to, że istnieje możliwość, że rolnicy w ogóle przestaną w niektórych dziedzinach produkcji się angażować. Ale nie tylko z tego powodu w krajach piętnastki na różnych rynkach ten system będzie umierał w ciągu najbliższych kilku, kilkudziesięciu być może lat. Trzecia sprawa, która jest ważna dla Polski to to, że ten system, będzie wspierał ogromną ilość polskich gospodarstw socjalnych, tzn. te gospodarstwa też będą otrzymywały płatności niezależnie od tego, co produkują. Będą dostawały wsparcie w postaci dopłat według tych nowych zasad. W tej chwili z dopłat obszarowych korzysta 1mln 400 tys. polskich gospodarstw. Tylko 900 tys. gospodarstw produkuje na rynek w takim stopniu, że ich produkcja w istotny sposób tworzy ich przychód. Połowa z tych 900 tys. gospodarstw według spisu z 2002 roku, czyli ok. 400 tys. gospodarstw ponad 50 % tego, co stanowi ich przychód, otrzymuje z rynku. Te gospodarstwa oczywiście tego wsparcia potrzebują w sposób zasadniczy, ale również z tego powodu, że w Polsce, w porównaniu z pozostałymi „nowymi” krajami, mamy największą liczbę gospodarstw powyżej 1 ha. Według spisu z 2002 roku w Polsce jest 1 mln 915 tys. gospodarstw, z czego prawie 25 % gospodarstw będzie otrzymywało to wsparcie, nawet w sytuacji, kiedy ich kontakt z rynkiem jest mały lub żaden, produkujących praktycznie na własne potrzeby, bądź w niewielkim stopniu na potrzeby rynku. Jacek Janiszewski: W 1993 roku byłem pierwszy raz ministrem rolnictwa u Hanny Suchockiej i w latach 1997 – 1999 u Jerzego Buzka, byłem w poprzedniej kadencji posłem z tego terenu. Stąd wywodzi się moja rodzina, a dokładnie w tej wsi zmarł kilkadziesiąt lat temu mój pradziadek, a do dzisiaj żyje moja najbliższa kuzynka ze strony Janiszewskich. Także Przysiek to ważne miejsce w mojej rodzinie. Przechodząc do rzeczy - dopłaty oddziela się od produkcji, bo tak jest po prostu mądrzej. Świat staje się „mniejszy”, ludzie komunikują się bez problemów, transport właściwy nie stanowi żadnego problemu i prawie wszyscy potrafią wyprodukować więcej niż sami potrzebują. Wystarczyło przeorganizować struktury państw na rynkowe, wolnorynkowe, wolne państwa. Już okazało się, że żywności jest więcej niż trzeba. W związku z tym bez sensu było wydawać pieniądze na to, co nie jest potrzebne. Rozmawiałem z komisarzem Fischlerem, dlaczego czepiacie się Polaków i przewidujecie ile krowa będzie u nas dawała mleka, ile rolnik wyprodukuje, skoro w ogóle jeszcze w połowie lat 80-tych przyjmując Hiszpanię, Grecję, ich potencjału w ogóle nie braliście pod uwagę. A przecież był taki sam jak Polska. Przypomnę tylko, że Polacy, ciągle nie wierzą w siebie, i właśnie w tych dyskusjach zawsze mi brakowało tego, że my byliśmy zdecydowanie lepsi w czasie wchodzenia do UE niż Hiszpanie, Grecy, Irlandczycy czy inni. Jeśli się to Państwu przyda to podpowiadam, ja zawsze starałem się (...) kończyć rozmowę prostymi wyliczeniami. Pytaniem, czy on ma pojęcie, na jakim w danej dziedzinie poziomie jego kraj wchodził do UE? Tak naprawdę rolnik francuski wchodził jeszcze siejąc zboże z ręki, chodząc na bosaka, boso po polu, a w Hiszpanii ... Istotne jest dla mnie co innego. Jeśli chce się porównywać pewne rzeczy to trzeba porównywać je w stosunku do tego, co się w danym momencie dzieje. Jeszcze w latach 80-tych, gdzie już ta przepaść aż taka wielka nie była, przeciętny ha dawał dwa razy mniej produktu niż Polski. Tak samo 27% zatrudnionych było w Irlandii, która do dziś jest przykładem idealnym, wydawało by się, więc to zawsze będzie kontrowersyjne. Jednak żadne z tych państw, o których mówiłem, nie wypracowało tzw. dobrobytu rolniczego z własnej kasy, tylko już wspólnej. Czyli to, o czym mówimy zawsze może się zderzać z Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 -3- Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich czasem i możliwościami. A dlaczego nie brano pod uwagę potencjału Hiszpanii? Bo panował komunizm i 1/3 państw na świecie kupowała wszystko, co było. Problem tzw. nadprodukcji, w Hiszpanii czy w innych krajach nie istniał, bo można było wszystko sprzedać. Problemy z nadprodukcją w UE, moim zdaniem trochę nie przygotowaną do tego, rozpoczęły się gdy kraje komunistyczne zaczęły pękać i samodzielnie umiały już się wyżywić. A mówiąc racjonalnie, wydaje mi się, to trzeba oddzielać dopłaty od produkcji po to, żeby racjonalizować wydatki państwa i w sposób bardziej bezpośredni myśleć o człowieku, a nie produkcji. I nie skupiałbym się tak mocno na tym, jak wpływa to na polskich rolników czy polskich obywateli, dlatego, że jesteśmy już w pełnej strukturze nawet ponad europejskiej. To, co mówiła Pani profesor na samym początku jest absolutnie słuszne. Inne kraje na świecie nie chcą konkurować z kimś, kto do wszystkiego dopłaca, bo ta konkurencja - w „mniejszym” zdecydowanie świecie niż kiedyś - jest nieuczciwa. Profesor Duczkowska-Małysz: Pozwolę się nie zgodzić z Panem doktorem Janiszewskim w jednej kwestii. Mianowicie w sprawie nadwyżek. Otóż przy założeniu rzeczywiście, co jest słuszne, że polityka obszarów wiejskich wyrasta właściwie z mankamentów Wspólnej Polityki Rolnej i tego filara rynkowego. Rzeczywiście jest tak jak Pan powiedział, te nadwyżki strukturalne w UE zaczęły powstawać dopiero po 1968 roku, dlatego że lata 60-te to okres wchodzenia Wspólnej Polityki Rolnej i kolejne wspólne organizacje rynków doskakują do mechanizmu wspólnych cen, skupu interwencyjnego, składowania nadwyżek, w zależności od tego na jakich rynkach te instrumenty były. I nagle okazuje się, że rolnicy nie produkują tego co chce kupić rynek, tylko produkują to, do czego się dopłaca. Stąd zaczynają rosnąć nadwyżki. Co się najpierw z tymi nadwyżkami robi? To nie kraje komunistyczne kupują, Panie doktorze, a wywozi się to na oceany i zatapia. Zatapia się statki z masłem, mlekiem w proszku, wysypuje się kawę, wywala się wszystko. I nagle okazuje się, że na przełomie lat 70-tych i 80-tych ochrona środowiska dochodzi do głosu. I w 1985 roku wychodzi Zielona Księga, w której wyraźnie jest powiedziane: każdy kraj produkuje tylko tyle, ile może zjeść, nie więcej. Nie produkuje na skład, chociaż jak popatrzymy na prognozy komisji europejskiej, tam może być jakieś załamanie na rynku wołowiny w związku z BSE, ale prognozy mówią, że z wyjątkiem serów twardych i dojrzewających, z wyjątkiem młodej baraniny, z wyjątkiem koźlęciny i niektórych owoców i warzyw, do tej pory utrzymują się i będą się jeszcze utrzymywać w najbliższej przyszłości strukturalne nadwyżki, co oznacza, że konsumpcja będzie wolniejsza niż produkcja, nawet jak te 10 krajów członkowskich dojdzie. Tak mówią prognozy. Czy tak będzie - zobaczymy. Więc, jak się nie udaje nadwyżek usunąć w sposób fizyczny, to nie można tego po prostu produkować. Dlatego jest reforma Mc Sharry’ego w drugiej połowie lat 80-tych, która polega przede wszystkim na obniżeniu cen interwencyjnych i wprowadzeniu z tego tytułu systemu płatności bezpośrednich, o których mówił Pan poseł. Dlatego Mc Sharry obniża ilości produktu, które mogą być skupione w trybie interwencji. Dlatego likwiduje się na niektórych rynkach instrumenty w postaci dopłaty - mamy wieprzowinę. Popatrzmy na czym polega wspólna organizacja na rynku wieprzowiny, także na dopłacie do magazynowania, ale od 1973 roku Komisja Europejska nie wydała zgody na to, żeby dopłacać do magazynowania wieprzowiny. Radykalnie UE wycofuje się z tych instrumentów rynkowych, potem się dopiero włącza światowa organizacja handlu i GAT, ale ona przede wszystkim wycofuje się z powodu marnotrawstwa środków. Dlatego, że wspólna polityka angażowała niewyobrażalne pieniądze i żaden strukturalny problem rolnictwa nie został rozwiązany: ani nie zniknął problem drobnego gospodarstwa, w dalszym ciągu są w Unii drobne gospodarstwa. Dlaczego? Ponieważ system jest tak zrobiony, że im gospodarstwo większe, tym więcej bierze, bo dopłaca się do ha, kg, litra, itd. Dlaczego ten system płatności bezpośrednich zostaje zamieniony z wyraźną granicą na gospodarstwo biorące od 3 tys. € do 150 tys. €? Ponieważ były takie gospodarstwa na terenie dawnego NRD, które zostały przekształcone w spółki, które otrzymuja po 1,5 mln € z samych tylko dopłat bezpośrednich.. W pewnych sytuacjach Komisja Europejska ma obowiązek skupić na przykład wołowinę, Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 -4- Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich robiąc to podejmuje własne ryzyko, a my produkujemy otrzymując różne premie, których jest kilkanaście rodzajów. Wspólna Polityka Rolna nie rozwiązała problemu efektywności. Unia produkuje drogo, znacznie drożej niż świat. Nie rozwiązała problemu dochodów, bo w dalszym ciągu trzeba myśleć w jaki sposób rolnicy mogą te dochody podnosić, bo z rolnictwa nie da się dochodów podnieść. To monopol prywatnej własności ziemi powoduje, że do rolnictwa nie napływa kapitał. Rolnictwo strukturalne nigdy nie będzie bogatsze niż inne działalności przemysłowe, budowlane czy jakiekolwiek inne. Polityka rynkowa nie rozwiązała problemu regionów biednych i bogatych. Przecież te kolejne rozszerzenia to są rozszerzenia o kraje i o regiony coraz biedniejsze. Z pośród 10 regionów najbiedniejszych w UE 6 to są regiony polskie. Taka jest w tej chwili sytuacja. (...). Są to regiony zmarginalizowane także z powodów rolnych. Często nie mają one żadnych walorów. To są tzw. obszary oddalone. Tam nawet turystyka z trudem by się rozwinęła. I to jest właśnie cała filozofia. Za to, mówiąc o nowej polityce, jest ona polityką trudną. Przede wszystkim z jednego powodu: pieniądze, które są zaadresowane w ramach przyszłej Polityki Rozwoju Obszarów Wiejskich, są to tylko pieniądze, które będą mogły trafić do beneficjentów w wyniku ich woli wzięcia tych środków. Trzeba uczynić pewien wysiłek, który polega na posiadaniu koncepcji, opracowaniu projektu, przejściu przez procedurę aplikacyjną, pozyskaniu środków, użyciu ich tak, jak się do tego zobowiązaliśmy, poddaniu kontroli, rozliczeniu projektu. Fakt posiadania gospodarstwa nie oznacza należności z tego tytułu, dlatego bezwzględnie potrzebna jest nam wiedza i informacje. Warto jeszcze powiedzieć, że jak się patrzy na budżet Unii to niedawno to było jeszcze 50% a teraz 43 – 44% wszystkich pieniędzy unijnych idzie na rolnictwo. To jest gra w dalszym ciągu o bardzo ogromne pieniądze. W zasadzie największe; rolnictwo, biorąc pod uwagę strukturę podziału na sektory, z budżetu unijnego dostaje najwięcej pieniędzy. Ta polityka wsparcia ma ogromne znaczenie. Oczywiście to budzi ogromne emocje, jak Państwo zapewne wiecie, śledząc dyskusję. Cały czas toczy się wojna w UE o to, ile dawać na rolnictwo, jak dawać, itd. Jacek Janiszewski: To co się stało - też efektem tej wojny. Pewne ustępstwo tych już istniejących, tego lobby rolniczego, jest bardzo mocne, jest bardzo silne i dobrze zorganizowane. Mimo, że tak jak mówiła Pani profesor i Pan minister, ilość osób bezpośrednio czerpiących swe dochody z rolnictwa cały czas maleje również na Zachodzie, tych którzy wyłącznie żyją z rolnictwa. Kryzys w Polsce też będzie następował., a w zasadzie już następuje. (...). Państwo również przekazując informacje, musicie wiedzieć o tym, to jest taka skala tego problemu i dlaczego jest problem z organizacją wolnego handlu? W zasadzie poza USA, Japonią i Kanadą częściowo w pozostałych krajach poziom wsparcia rolnictwa ze strony własnych budżetów jest znacznie mniejszy. W Norwegii 82%, dlatego Norwegia nie chce wejść do unii.Oni mają rybołówstwo.(....) Prosto myśląc łatwiej i mniej pieniędzy trzeba byłoby wydać na człowieka na wsi w UE, gdyby dopłacać mu do mieszkania na wsi. Stawiam tezę, że to nie lobby rolnicze jest mocne. Nigdzie nie jest mocne. Owszem, wychodzi na ulicę, ale nigdy nie jest mocne w długim okresie czasu. To bardziej ci wszyscy, którzy żyją z przelewów środków z budżetu do celu jakim jest rolnik. Przypomnę, 50% pieniędzy przepływa do 4% obywateli i wszyscy się z tym zgadzają, że przepłacamy. Prof. Duczkowska-Małysz: Jaki to zły rachunek Panie doktorze. Przecież 50%, proszę Państwa, w sytuacji, gdy wspólny budżet unijny jest zbudowany z jednego albo jednego z groszami % krajowego dochodu brutto każdego kraju, a 99% dochodu każdego kraju pochodzi z działalności pozarolniczej . Z tego jednego procenta, 43% pójdzie bezpośrednio do rolnictwa, bo w tej kwestii rynkowej cała polityka jest wyniesiona na szczebel unijny. No więc jest to niecałe 1% produktu krajowego brutto w każdym kraju. To jest taka relacja. Dlaczego to jest tak dużo? Ponieważ cokolwiek byśmy nie powiedzieli, czy ta organizacja rynków się opiera na jednym Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 -5- Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich instrumencie czy na 44, to te pieniądze trafiają do rolników. A pieniądze mają to do siebie, że jak się komuś raz daje to drugim razem można dać tylko więcej, a nigdy w życiu zabrać. Bo są oczywiście protesty. Który Minister Rolnictwa pojedzie do Brukseli i powie że jest za tym, żeby swoim rolnikom zabrać? No nikt tak nie powie przecież. I dlatego ta zamiana instrumentów rynkowych na instrumenty nierynkowe jest tak trudna. Mankamentem Polski przecież wcale nie jest fakt, czy my mamy duże gospodarstwa czy małe. Dlatego, że tu ogromnie cenne jest to, co powiedział Pan poseł Wyrowiński właśnie z związku z tym, że ta wieś pełni funkcje socjalne. Proszę Państwa, jak byśmy nie liczyli 25 – 27% zawodowo czynnych czyli ludzi zdolnych do pracy wytwarza produkt mniejszy niż 3% produktu krajowego brutto. I teraz jak przyjmiemy za filozofami, którzy mówią, że tak naprawdę to nie jest 25%, bo jak przyjąć, że tam są gospodarstwa, które produkują tylko dla siebie, a pęczek pietruszki sprzedają wokół, a dochody mają głodowe, to tak naprawdę na rynek produkuje może 9% tych rolników. No dobrze, tzn. że 16% siedzi, mogłoby mnożyć produkt krajowy brutto, a tak to tkwi na swoich ojcowiznach bez perspektyw. Jak to są ludzie, którzy mają 60 – 70 lat, którzy swoje życie przeżyli, możemy się z tym zgodzić i dbać o to, ażeby oni godnie żyli. Ale jak to jest młode pokolenie, to co to jest za perspektywa? I dlatego ta polityka, która powstaje z funduszem strukturalnym, to dla Polski jest wymarzone rozwiązanie. Jest sprawa, czy będziemy umieli z tego skorzystać. A dlaczego nie? Trzeba się teraz tylko orientować, co zrobić, kogo ruszyć, kogo szkolić, jakie struktury budować, żeby można było wykorzystać te instrumenty, które się pojawiają. Kiedy mnie pytają w Europie: czy uważam, że to powinno być tak czy siak, to odpowiadam: my nie chcemy wiele, ale nie mniej niż wszystko. Polityka obszarów wiejskich na lata 2007-2013 przewiduje trzy osie priorytetowe: konkurencyjną produkcję, ochronę środowiska oraz jakość życia i różnicowanie działalności gospodarczej na wsi. Marek Stawujak: Czy paneliści zgadzają się z tymi priorytetami i które z nich uważają najistotniejsze dla polskiej wsi? Jacek Janiszewski: Myślę, że w większości to my na to pytanie już odpowiedzieliśmy. Być może zbyt szeroko. Oczywiście generalnie UE i obywatele płacący pieniądze, tak jak obywatele polscy zgadzają się na to, że człowiek mieszkający na wsi musi mieć perspektywy. Pięknie i obrazowo przed chwilą powiedziała o tym Pani profesor. Ale przedtem mówiła, że nie zlikwidowano pewnego problemu rozdrobnienia gospodarstw. Jestem jedną z tych osób, które uważają, że to nie jest problem żadnego kraju na świecie. Problemem jest, czy z tego gospodarstwa tylko i wyłącznie dane środowisko, czyli rodzina, żyje w całości czy też nie. Jeśli nie, to już jest problem społeczny nas wszystkich, bo mają małe gospodarstwa, mają 10% dochodu na życie i brakuje im 90%. I te 90 jest naszym problemem. Więc czym innym jest stawianie twardych tez duże, małe i średnie gospodarstwa, gdzie nigdy nie czułem się na tyle obiektywnie przewidujący w latach, żeby powiedzieć, że takie jest dobre a takie nie. Przede wszystkim istnieje tam człowiek. Człowiek ma być tym celem, dla którego wszyscy podatnicy wydają świadomie swoje pieniądze. Pracują na załatwienie tego problemu. I dyskusja dzisiaj, tak jak i wcześniej i później, toczy się: jak najbardziej efektywnie, mądrze, porządnie wydać te pieniądze, aby ten człowiek miał perspektywę. Reszta jest mniej istotna, mniej ważna. I oczywiście, jeśli tak, już na wstępie powiedziałem, to według mnie najważniejsza jest jakość życia. Czyli ten trzeci cel tu zapisany – jakość życia. Cała reszta jest pewnym przygotowaniem do tego, czasem mądrzejszym, czasem głupszym. Im głupszym, tym jakość życia jest gorsza. Im mądrzejszym, tym jakość życia jest lepsza. Reszta jest tylko ekonomią i czasami polityką, gdzie kogoś czasem chce się oszukać. I dlatego też polityka wobec obszarów wiejskich na lata 2007 – 2013 stara się, bo moim zdaniem jest to dopiero próba dosyć poważna, ale jednak próba odpowiedzi na pytanie: w jaki sposób do końca te Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 -6- Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich pieniądze wydać. To prawda, że w pewnym momencie nadprodukcję sprzedawano gdzieś i ktoś kupował lub dawano lub niszczono. Do dziś to istnieje jako problem. W związku z tym, po co dopłacać do czegoś, co jest problemem? Lepiej to ominąć. Właśnie dlatego te trzy elementy poszukiwania drogi zostały uznane za najistotniejsze. Ale podsumowując odpowiedź na to pytanie - stawiam raczej tezę mówiącą: to jest pewna próba, która będzie pewnego rodzaju odpowiedzią dopiero w roku 2010-2011, kiedy już UE - w tym my wszyscy - będziemy się przygotowywać do wydawania środków finansowych ponad 2013. Zdaje się, że jeszcze bardzo wiele dyskusji na ten temat będzie się działo. Najistotniejsze, i chyba Państwu w dużej części o to chodzi, jest to, aby wiedzieć, jak wykorzystywać szanse, które dzisiaj istnieją. Jedni są od tego, aby zastanawiać się, jak to dobrze by było zrobić w przyszłości, a drudzy - w tym jak sądzę Państwo - przekazujecie informację w tym czasie, w tym momencie, jak wykorzystać.. Prof. Duczkowska-Małysz: Chcę wrócić do papierów unijnych. To jest 11 od stycznia wersja projektu rozporządzenia Rady. Pierwsza miała 16 stron. Ta ma 81 i jeszcze nie wiadomo, czy to koniec. Ale chcę mówić o tych osiach. Otóż trzeba pamiętać, że to jednak jest wsparcie publiczne, a polityka pomocy publicznej jest wspólnotową polityką UE. Nie można pomocy publicznej dowolnie przeznaczać, dowolnych adresatów tej pomocy wymieniać czy też ustalać, że wezmą ci a nie tamci, dlatego, że jest wyraźna reguła tej pomocy. Mianowicie reguła jest taka, że pomoc publiczna może podpierać konkurencyjność, ale nie może nikomu, ani podmiotowi, ani branży, ani gałęzi, stwarzać uprzywilejowanej pozycji na rynku. I dlatego ta pomoc publiczna jest tak zorientowana. Są takie propozycje w tym rozporządzeniu zawarte, żeby właśnie podpierać szanse, a nikomu uprzywilejowanej pozycji nie stwarzać. Stąd wzięły się te trzy osie. Ale do tego są teraz decyzje. Jest 35 instrumentów. Już wiadomo, że dla żadnego kraju nie będzie żadnych derogacji, i że każdy kraj ma obowiązek wprowadzić wszystkie instrumenty. Nie tak, jak było w SAPARD-zie, że jak kraj konstruował ramowy program wsparcia, można było sobie wybrać z tego, co zaproponowało rozporządzenie i dostosować to do warunków indywidualnych. Tu jest założenie, że każdy kraj ma obowiązek wdrożyć wszystkie instrumenty. Tu jest założenie, że będzie obowiązywało to podejście bottom-up czyli to samo co w Leaderze. Od dołu mają iść inicjatywy. I tu jest właśnie wmontowana - w to rozporządzenie - inicjatywa wspólnotowa Leader, na którą musi być przeznaczone w kraju nie mniej jak 7% funduszu. Sekcja gwarancji i orientacji rolnej rozpada się na dwie części i powstaje osobny fundusz Europejski, Fundusz Rolny dla Rozwoju Obszarów Wiejskich. Cele zresztą, i potem w tych celach działania do osi priorytetowych, beneficjenci wsparcia, wyłączenia - utrzymuje się jak najbardziej w duchu tego, co było. Więc dla nikogo to nie może być zaskoczeniem, że np. długów unia nie zwraca, że nie można inwestować w akcje, itd. Te wszystkie zasady zostają, także instytucje, które zarządzają, także instytucje wspierające. Cały ten mechanizm jest znany. Mówię o tym dlatego, że Państwo możecie być o to pytani, poza tym przy Waszej wiedzy i Waszym pędzie do wiedzy, nikt nie powinien mieć trudności w zrozumieniu tego dokumentu i w adaptacji tych wszystkich instrumentów i udzielaniu porad. Bo jeśli chodzi o tzw. generalia to nic się nie zmienia, zmianom mogą ulegać szczegóły (tytuł działania, suma, którą można pozyskać), procedury ubiegania się o środki, ale to jest „kuchnia przedsięwzięcia” (....). Tak czy owak nie zgadzam się z tezą Pana doktora Janiszewskiego, że to jest próbny albo przejściowy element. W Europie zaczyna się walka o pieniądze. Kiedy mówimy o konkurencji to nie jest tylko konkurencja sklepów o klienta, ale to jest konkurencja między krajami o środki Unii Europejskiej, to jest konkurencja między regionami o środki, to jest konkurencja o inwestorów, którzy albo się na obszarze wiejskim pojawią albo się nie pojawią. Czyli jest to konkurencja praktycznie o wszystko. Im szybciej się do tej polityki przystąpi, im bardziej pazernie, tym lepsze mogą być efekty. Chcę powiedzieć, że w nikłym stopniu możemy podpierać się doświadczeniami, które zdobyliśmy w latach 2004-2006. Często słyszę jacy to my jesteśmy zadowoleni, że wykorzystaliśmy te środki. Nie wiem, czy myśmy je Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 -7- Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich wykorzystali. Na razie daliśmy je do dyspozycji beneficjentom, ale czy środki te zostaną wykorzystane na poprawę spójności społeczno-gospodarczej określonej w artykule 2 Traktatu o Wspólnotach Europejskich, czy to się rzeczywiście przyczyni do poprawy konkurencyjności – to dopiero będzie wiadomo jak projekty zostaną zrealizowane i poddane ocenie. W wielu regionach są nieprawidłowości i są one dosyć dotkliwe. Takie sytuacje należy wyeliminować, dlatego, że sentymentów w kwestii pieniędzy publicznych nie będzie. Mamy pewne zadatki, jesteśmy znani jako naród przedsiębiorczy, ale przede wszystkim jesteśmy znani z tego, że zanim prawo unijne wejdzie w życie, to my już wiemy jak je obejść, ale nie zawsze może nam się to opłacić. Jan Wyrowiński: Polsce w zasadzie potrzebny jest każdy z tych kierunków, które wyznacza ta polityka wobec obszarów wiejskich. Skupię się może na konkretnym przykładzie. W Przysieku funkcjonuje już od 15 lat stowarzyszenie EKOLAND – grupa ludzi, którzy byli pionierami Rolnictwa ekologicznego w Polsce. W ramach instrumentów wsparcia, są również pieniądze, które mają służyć uatrakcyjnieniu tego sposobu gospodarowania. Pani profesor mówiła, że pojemność naszych żołądków jest stała, w związku z tym popyt na żywność jest praktycznie stały na terenie Europy. Ale jest nisza na tym rynku rolnym – rolnictwo ekologiczne – gdzie popyt rośnie cały czas, ale kosztem żywności konwencjonalnej. Tu jest szansa na to aby dać pracę dużej ilości ludzi, a jednocześnie również godziwe dochody. Jesteśmy na początku tej drogi. W Polsce jest w tej chwili zarejestrowanych około 2600 gospodarstw ekologicznych, które gospodarują na ok. 50 tys. hektarów, to jest 0,2-0,3% ogółu areału rolnego w naszym kraju. Np. w Austrii to jest 11%, w Finlandii 7-8%. To jest pewna perspektywa. Cały czas mówimy, że u nas jest trochę czyściej, mniej intensywnie uprawialiśmy ziemię, że ona jest w lepszym stanie niż ta na Zachodzie. W ramach tej polityki powinniśmy zrobić wszystko, żeby przynajmniej zbliżyć się do tych, którzy w Europie potrafią już zagospodarować w sposób ekologiczny tak znaczącą ilość ziemi. Polska od mówienia powinna przejść do robienia. Pieniądze na to mogą się tu znaleźć i myślę, że warto. Już w tej chwili wsparcie na tego rodzaju produkcję jest dużo wyższe niż wsparcie dla konwencjonalnego rolnictwa. Jest to jedna z tych dziedzin produkcji rolnej, która wymaga szczególnej troski między innymi zapewnienia kanałów zbytu. Wiem, że w Londynie i w innych dużych miastach europejskich, w supermarketach są już specjalne działy z żywnością ekologiczną. Oczywiście ona musi być specjalnie oznaczona. Mam nadzieję, że ten sposób gospodarowania (metodami ekologicznymi) będzie naszą specjalnością w następnych latach. Mamy jeszcze bardzo wiele do nadrobienia . Powiem na przykładzie branży cukrowniczej. Nasz stopień niedorozwoju w tej branży jest w dalszym ciągu spory. Co najgorsze, ten stopień niedorozwoju jest znacznie większy w tym sektorze cukrowni , które tworzą Polski Cukier, bo firmy zachodnie potrafiły się już dostosować. Na najbliższym przykładzie – cukrownia w Chełmży Nordzucker, która jeszcze 5-6 lat temu produkowała w sezonie 30-35 tys. ton cukru, w ostatniej kampanii cukrowniczej wyprodukowała 80 tys. ton cukru. Wybudowała ogromny silos na 60 tys. ton cukru. Średnia polska cukrownia produkuje w tej chwili 30 tys. ton cukru w sezonie. Średnia cukrownia europejska produkuje 115 tys. ton cukru w sezonie. Natomiast średnia polska cukrownia, mówię głównie o tych, które są skupione w Polskim Cukrze, prowadzi kampanię 70 dni, średnia cukrownia europejska 93 dni. Średnio polski robotnik zatrudniony w cukrowni produkuje 90 ton cukru, na jednego pracownika zatrudnionego w cukrowni zachodniej przypada średnio 500 ton cukru. Musimy mieć czas, żeby się dostosować do tej sytuacji. I to w pewnym sensie również dotyczy części polskich gospodarstw. One, żeby sprostać rosnącej konkurencji, muszą mieć szansę na to, żeby poprawić wydajność swojej produkcji i myślę, że w tym programie takie środki będzie można znaleźć. Jak zorganizować - w sposób racjonalny - społeczeństwo obywatelskie na obszarach wiejskich i czemu to powinno służyć. Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 -8- Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich Prof. Duczkowska-Małysz: Nie chcę już mówić, że społeczeństwo obywatelskie to jest przejaw demokracji, bo my to wiemy. Uważam, że organizacje pozarządowe są wspaniałą formą organizowania społeczeństwa, bo tam rzeczywiście łączą się ”ludzie do spraw”. Nawet, jeśli się łączą mieszkańcy danej ziemi do spraw miłości do cebuli i potrafią zrobić święto cebuli świętem gminy i tam przyjeżdża kilkadziesiąt tysięcy ludzi i wystawia się półtora tysiąca rozmaitych wystawców, to jest odpowiedź na pytanie na czym nasza gmina zarobi pieniądze. Na cebuli, a dlaczego nie na cebuli?! Pan poseł mówił przed chwilą, że będziemy poszukiwać dróg, wchodzić w nisze rynkowe, żeby sobie odpowiedzieć na pytanie – na czym można zarobić pieniądze skoro nie można żywności produkować coraz więcej? Żywność ekologiczna jest jedną z takich szans. Moim zdaniem dla nas to nie jest żadna szansa. Może to być szansa jeśli chodzi o produkcję pod warunkiem, że ulokujemy ją na rynkach poza Polską, bo jak się wydaje 40% dochodów na żywność, to szanse na to, że się kupi żywność pięć razy droższą są minimalne. Może 1% albo 2% społeczeństwa kupi, ale generalnie nie. Natomiast rzeczywiście jest kolosalny popyt na tę żywność w Niemczech, Wielkiej Brytanii i, ponieważ my mamy tam opinię zagłębia żywnościowego, to watro żebyśmy się tymi rynkami zajęli, dali naszym ludziom pracę jako producentom tej żywności. Jeśli mówimy o nowej polityce, o tzw. unijnym podejściu, o zasadzie programowania rozwoju, o partnerstwie itd., to w istocie te wszystkie strategie rozwoju – czy to strategia rozwoju gminy, powiatu czy województwa - to nie jest odpowiedź na pytanie: jak my wydamy publiczne pieniądze, którymi zostaniemy obdzieleni. To jest odpowiedź na pytanie: jak będziemy się rozwijać, czyli jak zarobimy pieniądze, na czym te pieniądze zarobimy?! Czyli konkretnie: jaki mamy pomysł, kto z kim będzie partnerował, kto znajdzie środki finansowe, kto nam do tego dołoży, jaki produkt czy jaką usługę w wyniku tego wykreujemy. Bez organizacji pozarządowych nie da się tego zrobić. W rozumieniu Unii Europejskiej samorządy są organizacją pozarządową, więc chociaż w zasadzie współfinansowania jest wyraźnie powiedziane, że pieniądze unijne, pieniądze publiczne „chodzą” tylko kanałami rządowymi - bo pieniądze publiczne nie są na zaspakajanie niczyich potrzeb – a na realizację celów, tu zostały postawione zadania i na to są pieniądze publiczne, to zaraz jest powiedziane: pod warunkiem, że jest samoorganizacja społeczeństwa. A samoorganizacja społeczeństwa polega właśnie na tworzeniu stowarzyszeń, na tworzeniu fundacji, na dawaniu wyrazu, że chcemy te pieniądze spożytkować na zaspakajanie potrzeb mieszkańców. Społeczeństwo musi dać wyraz temu, że jest zaangażowane, zainteresowane w rozwoju, i łączyć się w grupy „do spraw”. Cała inicjatywa wspólnotowa Leader oparta jest przecież na tej idei. Lokalne grupy działania, są to właśnie grupy, które połączyły się w sprawie lokalnego rozwoju, czasem bardzo małego, czasem przedstawiciele kilku wsi tworzą taką grupę. Cała ta nowa polityka jest oparta na podejściu Leadera. Można więc a priori założyć, że jeżeli społeczeństwo obywatelskie się nie zorganizuje, to do pewnych regionów środki nigdy nie trafią. Tak więc wyraz chęci skorzystania z tych środków, użycia ich we właściwym celu, dajemy, nie rzucając pomidorami w urząd Rady Ministrów, lecz tworząc organizację, zrzeszenie, porozumienie, związek, wszystko jedno co, siadając do wspólnego stołu i rozmawiając. W sytuacji takiej albo partnerujemy, albo sami poszukujemy partnera, wówczas, gdy sami organizujemy przedsięwzięcie. To właśnie jest branie udziału w zarządzaniu, lokalnym rozwoju, poprzez - w tym akurat przypadku - zabieganie i wykorzystywanie środków unijnych. Lecz równie dobrze działalność ta może dotyczyć aktywności nie związanej z wykorzystywaniem tychże środków, jak również w ogóle nie związanej z żadnymi środkami publicznymi – samej aktywizacji społeczności lokalnych. Ponieważ nas na ogół nie trapi nadmiar środków, mamy w domyśle działalność związaną w ich pozyskaniem i wykorzystaniem. Moim zdaniem takie organizacje pozarządowe winny być nie tylko kluczowym elementem demokracji, lecz również kluczowym partnerem, podmiotem, biorącym udział w zarządzaniu rozwojem lokalnym, regionalnym. Jan Wyrowiński: Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 -9- Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich Szczególnie wieś jest takim miejscem, gdzie potrzeba wspólnego działania jest potrzebą chwili. Wieś, jak mi się wydaję, odczuła szok transformacyjny w sposób najdotkliwszy. Przykładem tego niech będzie choćby sytuacja, w której rolnicy kładący się spać w grudniu 89 roku, a wstający w styczniu 90 roku dowiadywali się ze ich kredyty stały się bardzo drogie, że istnieje coś takiego jak odsetki. Moim zdaniem wieś odczuła szok transformacyjny w sposób szczególny. Skąd się wziął Lepper, i cały ten ruch? Z umiejętnego wykorzystania tego faktu. Jeżeli Państwo pojadą na wieś i porozmawiają z ludźmi, przejawia się to chociażby popularnością mojego byłego szefa partyjnego Leszka Balcerowicza. Szok transformacyjny na wsi, według mojej tezy, był przeogromny, a jego skutki są odczuwalne do dzisiaj, może już w mniejszym stopniu, ale do dzisiaj. Pamiętam, jak powstawały grupy producenckie, jak trudno było wytłumaczyć posłom pochodzącym ze wsi, nie mówiąc o działaczach w terenie, celowość ich powstania. Na to wszystko nałożyła się jeszcze niechęć do odgórnej inicjatywności, pozostała jeszcze po poprzednim systemie. Moim zdaniem wieś dzisiaj budzi się, również za sprawą unijnych pieniędzy, które jak się okazuje są prawdziwymi pieniędzmi. Jeżeli na wsi zorganizuje się kilka osób, wyłonią spośród siebie lidera, są w stanie dużo zdziałać. Jak sama nazwa programu mówi, musi być lider, musi być przywództwo, muszą być ludzie, którzy wiedzą co chcą zrobić, i wiedzą jak to zrobić. Stowarzyszenie takie ma wówczas, korzystając z internetu, z gminnych ośrodków informacji, duże szanse coś zrobić. Z własnego doświadczenia wiem, że są takie gminy np. Książki koło Wąbrzeźna. Gmina ta posiada znakomity ośrodek współpracy, dzięki czemu ludność wykazuje bardzo dobre inicjatywy np. wyremontowanie wielowiekowej dzwonnicy, edukacja młodzieży w kwestii historii danej gminy/wsi. Innym przykładem jest małopolski program Odnowa, który zawiera w sobie wiele inicjatyw, na które, jak się okazuje, będą pieniądze. Dowodzi to, że inicjatywy są, trzeba tylko pokazać ludziom drogę co, jak uważam, jest również Państwa rolą. Trzeba skojarzyć ludzi z pomysłem oraz z pieniędzmi. Pamiętam jeszcze na tamtej sali, kiedy stawałem naprzeciw całej Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej, kiedy mówiłem im co to jest Wspólna Polityka rolna, jak to będzie wyglądało, że oni powinni się modlić, żeby być jak najszybciej w tej Unii, a nie stać i blokować tej szosy z transparentami „Precz z Unią”, „Nie chcemy do Unii”. Mówiłem, że trzeba robić wszystko, żeby tam być, dlatego, że myślenie o rolnictwie i wsparcie rolnictwa tam jest właśnie takie, jakiego oni by chcieli tutaj. Polska nie była w stanie dokonać jakiegoś drastycznego zwiększenia budżetu rolnictwa. W chwili obecnej do tych pieniędzy dochodzą znaczne pieniądze z Unii i każdy rolnik spośród tych 1,4 mln, którzy postanowili napisać te wnioski, przekonał się, że te pieniądze jednak przyszły. Dzięki temu stopień zaufania do UE w chwili obecnej jest znacznie większy niż pół roku temu czy rok temu, a co za tym idzie również atmosfera do tego, żeby zrobić na wsi coś dobrego jest dużo lepsza niż przedtem. Rok temu byłem w pobliskim Kijewie Królewskim. Wtedy nie było tam bankomatu, teraz natomiast jest. Co się okazuje, w związku dopłatami rolnicy musieli zakładać konta w banku, co pociągnęło za sobą potrzebę postawienia bankomatu. Jacek Janiszewski: W kuluarach trochę się sprzeczaliśmy... podsumowałbym to tak. Odpowiedzią na to trzecie pytanie jest to, że chodzi przede wszystkim jednak o wiedzę. To wiedza przekazywana pomiędzy nami, wiedza przekazywana w punkcie skupu mleka, w sklepie, wszędzie. Im jest bardziej precyzyjna, im bliższa prawdzie, tym bardziej zmienia i wpływa na politykę obszarów wiejskich. Zawsze buntuję się przeciwko temu, że polityka rolna jest przyrównywana do polityki wiejskiej. Nawet kiedy pisałem doktorat, to bardzo chciałem, żeby tam nie było polityki rolnej, jednak „wciśnięto” mi ją. Ja się z tym doktrynalnie nie zgadzam. Dlatego, że wieś wówczas, także Minister Rolnictwa, bez względu z jakiej opcji pochodzi, jest totalnie osamotniony. To jest człowiek, który odpowiada za edukację, za drogi, za oczyszczalnie ścieków, za komunikację, za energetykę. Podam na to prosty przykład: co z tego, że zrobimy piękny program, ażeby inwestorzy inwestowali w dane przedsięwzięcia na terenach wiejskich, jak w Polsce mamy na wsi prąd, a nie mamy energii. A jeżeli ktoś zechce Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 10 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich tą energię na siłę już tam postawić, przez sentyment, bo to moja wieś, zarobiłem pieniądze, chce dać tym ludziom pracę, zakład energetyczny powie „wybuduj Pan to sobie, potem my to przejmiemy i będziemy ściągać pieniądze za to co Pan wybudował”. To jest właśnie cała struktura wypowiedzi, co znaczy polityka wiejska. Polityka wiejska to jest energia, to jest droga, to jest edukacja, biblioteka, to jest ośrodek zdrowia.. Zawsze będę mocno zabiegał o to, żeby do pewnych głów, które chcą zawęzić wiejskość do siania, orania i dojenia krów dotarło, że to może funkcjonować tylko w pewnej infrastrukturze, w prawdziwej polityce wiejskiej, która zależy nie od Ministra Rolnictwa, nie od wójta, ale od Państwa. Mamy szczęście, że weszliśmy do Unii Europejskiej, bo pewne głupoty już nie przejdą. Jak koledzy pamiętają, nie mogłem się nadziwić jak to możliwe, żeby wydawać miliard złotych na skup miliona ton zboża, kiedy mogliśmy wprowadzić w dwa tygodnie bezpośrednie dopłaty dla rolników. Żeby wprowadzić np. grupy producenckie, trzeba było szukać pewnych kluczy. Kiedy wprowadziliśmy dopłaty bezpośrednie, były rzędu 30-40 zł na jesień, to myśleliśmy wtedy tak „ jeżeli on okazuje nam kwit, że sprzedał (bo to był warunek), to wejdą w grupy producenckie jak w dym, dlatego, że wpadną na prosty pomysł: zboże będzie leżało u nich w magazynie, a oni sprzedadzą sobie, czyli grupie producentów, dzięki temu u nich zostanie VAT, dzięki temu oni będą mogli z czasem kupić sobie menadżera, dzięki temu będą musieli się spotkać i podjąć decyzję kiedy sprzedać, będą musieli analizować rynek. Czy będą się kłócić? Niektórzy będą. Niestety pokolenia trzeba żeby pewne reakcje zostały zahamowane. Natomiast nikt na tej sali nie powie, że nie jest to szansa. Wracając do tego miliarda na skup zboża. Prostym ruchem udało nam się zrobić tak, że do dnia dzisiejszego wydaje się około 650 mln na skup 2,5 mln ton zboża. Więc nie rozumiem dlaczego było tylu przeciwników. Dopiero po latach, kiedy dowiedzieliśmy się o pustych magazynach, o różnych innych rzeczach, dotarło do mnie, dlaczego tak proste rozwiązania w Polsce w żaden sposób nie mogły być wprowadzane... Było to po prostu przelewanie pieniędzy z kasy budżetu do kas pewnych określonych firm. Nikogo nie oskarżam, to był po prostu świetny biznes, tylko państwo było chore, że takie oczywistości funkcjonowały. Dlatego właśnie byłem i jestem wielkim zwolennikiem polskiego członkostwa w Unii Europejskiej. Że prosty, zwykły urzędnik może spytać dlaczego przetarg wygrała firma, której prezesem jest ten, który ten przetarg organizował? Jak było chociażby w przypadku HP. Tak wiec dlaczego w Polsce istnieje system skupu zbóż, który jest szalenie drogi i odmienny od reszty. Do kiedy byliśmy zamknięci sami w państwie to Urban, Michnik, i jeszcze paru innych dogadało się, żeby o tym nie mówić. Paru polityków, którzy byli zależni od biznesu, walczyło, żeby się nic nie zmieniło i było dobrze. I stąd wynika moja odpowiedź na pytanie trzecie – wiedza, wiedza i jeszcze raz wiedza. Pamiętam nocne negocjacje z tymi pseudo-obrońcami rolników. Mam na myśli różnych związkowców. Zapewniam Państwa, ze gdybym ja im nie pisał, jak wielu kolegów było świadkami – renty strukturalne napiszcie, VAT w rolnictwie napiszcie.... Chcieli mieć zwycięstwo takie, że świnia będzie kosztowała po 3,2 PLN za kilogram. Ludzie Ci, dobrze wiedzą co robią, zresztą się nie zajmują i dzięki temu wieś jest dalej zacofana, źle zorganizowana głupia i biedna, a takiej wsi zawsze każdą demagogię można wrzucić. Oni wiedzą, ze każdy rząd w końcu się ugnie, da te 3,5 PLN/kg, znajdzie te pieniądze i komu „dokorbi”? Rolnikowi, oczywiście w kosztach pośrednich. Ale też wiedzą, że rolnikowi za 2 lata znowu się pogorszy i znowu na kolanach do tych samych durni przyjdą. To jest pewnego rodzaju samograj. Cieszę się, że jak kiedyś kompletnie nikt tego nie rozumiał, z niektórymi kolegami czułem się wręcz zagubiony, tak teraz dużo ludzi bardzo dużo już rozumie. I tego rodzaju anomalie, czyli oszukiwanie za nasze publiczne pieniądze, może nie znikną, jak nie znikły w UE, ale będą funkcjonowały na znacznie mniejszą skalę. Dlatego – wiedza! Jan Wyrowiński: Proszę zauważyć, że lato 2004 było pierwszym od kilkunastu lat latem, gdzie nie było blokad na drogach. I zboże staniało i nie było żadnej blokady. Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 11 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich Prof. Duczkowska-Małysz: Powiem Państwu coś w związku z tym, co mówił Pan doktor Janiszewski, co na to Komisja Europejska. Komisja Europejska, Panie doktorze, policzyła, że Polska od roku 1990 do 2000 z własnego budżetu, czyli z kieszeni podatników, zupełnie nic z tego nie osiągając, bo przecież nie było ani żadnych strukturalnych przemian, ani standardów nie poprawiła ani dochodów, trzy razy tyle wydała środków z publicznego budżetu, niż gdyby w 90 roku przyjęła wspólną politykę rolną UE i sfinansowała ją z własnej kieszeni. I to jest wynik presji politycznej i organizacji politycznych, które tzw. kartą rolniczą grały o głosy wyborców. Jacek Janiszewski: Muszę się z Panią profesor nie zgodzić. To jest oczywista prawda, ale znowu wrzuciło się do jednego wora polityków, a to jest nieprawda. Po prostu zwróćcie Państwo i Pani profesor uwagę na to, że pewnych schematów w polityce nie rozumie się, jeśli się w tej polityce nie jest. Takim politykiem - z chęcią politykowania - nigdy nie byłem i chyba do dzisiaj nie jestem. Nie politycy, lecz pseudo-politycy, którzy pracują na rzecz grup finansowych i tak jest nie tylko w Polsce. Ale o tyle jest mi bliższy system amerykański niż polski, że w USA dobrze wiadomo jakie lobby wyprodukowało polityka, jakiego lobby on będzie pilnował interesów w swoim parlamencie, i to jest poza strefami najważniejszymi z punktu widzenia państwa, i temu się nikt nie dziwi. U nas wszyscy udajemy świętoszków, i dlatego właśnie porządni ludzie w polityce zbyt długo nie funkcjonują. Dlatego zareagowałem na Pani stwierdzenie, ponieważ nie zgadzam się z tym, że politycy niszczą państwo. Dobrzy politycy, jak dobrzy ludzie, niczego nie niszczą, tylko selekcja, presja, funkcjonowanie jest tak złe, i państwo przy tym tak słabe, że dobrzy się nie przebijają. Wracając do tego co mówiłem na początku, wiedza jest zdecydowanie inna, poziom wykształcenia politycznego zdecydowanie inny. I tu po raz kolejny powiem oczywiście, że tak za 10 – 15 lat, kiedy prawie wymrze pokolenie zgorzkniałych Polaków, którzy są niezadowoleni ze wszystkiego. Gdybyśmy mieli tutaj jeszcze jakiegoś przedstawiciela Związku Zawodowego Rolników albo Izby Rolniczej, powiedziałby: i co z tego, że dostajemy kasę, jak i tak rolnikom jest gorzej, bo podrożały koszty produkcji, i oklaski, i ludziom się to podoba. Nigdy mi się nie zdarzyło, nawet jak 1000 osób było na sali, nawet, jak była ogromna większość ludzi, która czuła niechęć do mnie jako polityka, żebym po 2-3 godzinach nie nawiązał kontaktu z tymi ludźmi, którzy często nie mają wykształcenia, ale intuicyjnie czują prawdę. Problem zaczyna się potem, gdy presja nieprawdy, już za drzwiami, jest tak duża, że głupieją i wybierają, jak to w życiu bywa, rozwiązania najprostsze. Jeśli Antoś mówi, że załatwi to za dwa tygodnie, a tu jakiś Janiszewski chrzani że to będzie za 10 lat, no to Antoś jest dobry. I Państwo, jak sądzę, dają szanse ludziom, którzy się polityką zajmują, że będzie im, dobrym politykom, łatwiej. I w Polsce tak właśnie będzie. Nic inaczej. I w związkach zawodowych funkcjonować będą ludzie, którzy rzeczywiście reprezentować będą daną grupę zawodową, i prędzej czy później znajdą się ludzie tacy jak Aznar z Hiszpanii, który zrozumie oczywistość, że sektorowa, grupowa partia nie przetrwa, dlatego, że wieś, mimo polityki, będzie mądrzała. Będzie się tak selekcjonowała z punktu widzenia politycznego, tak jak całe społeczeństwo. Będzie miała swoje za i przeciw. Nie jedna partia ludowa, nie jeden związkowiec, jeden wódz. To jest okres przejściowy. Jak to mówią „obyś żył w ciekawych czasach”, i w takich właśnie czasach przyszło nam żyć. Profesor Duczkowska-Małysz: Problemem Polski nie jest, że gospodarstwa Polski są duże czy małe, tylko, że 27% zawodowo czynnych tworzy mniej jak 3% produktu krajowego brutto. To oni są na wsi właśnie. To są ludzie gdzie wśród nich tylko 2 – 3% ma wyższe studia, a często skończyli jakieś rolnicze albo techniczne 20 lat temu i nie mają pojęcia o rynku, o zarządzaniu, ile miejsc pracy i jakich można zrobić dla ludzi, którzy nie znają internetu, nie znają żadnego obcego języka, nie mają żadnych studiów, często nawet głów nie mają, bo nie rozumieją Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 12 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich wszystkiego, co się dzieje w gospodarce rynkowej i na rynku pracy. Mają do zaofiarowania ręce i to nie są ręce Picassów. Ile gliny na kogutki można przerobić? Dlatego to społeczeństwo obywatelskie, te lokalne strategie rozwoju są tak istotne, bo mimo wszystko są szanse na znalezienie miejsca w tzw. niszach rynkowych, w wykorzystaniu osobliwości wsi, niekonwencjonalnych walorów wsi dla rozwoju, bo przecież przez te pierwsze 10-15 lat to będą bardzo proste miejsca pracy powstawać. Tu nie ma mowy o tworzeniu żadnych przedsiębiorstw. Może się pojawi jakiś pracodawca, który jakieś miejsca pracy stworzy, ale generalnie to może się tylko w trybie samo zatrudnienia zmienić, dlatego te instrumenty tu zaproponowane są tak istotne. Każda forma, która daje alternatywne źródło zarobkowania gospodarstwu rolnemu, albo w ogóle nie alternatywne a dodatkowe, może być wsparta. Z rolnictwa nie da się wyżyć, ale coś trzeba zrobić, a to nie jest sprawa państwa, żebym miał pracę, to jest sprawa przede wszystkim moja. Po drugie, moich sąsiadów, naszej społeczności lokalnej. Państwo stwarza tylko instrumenty. Głos z Sali: Myślę, że państwo nie stwarza tych instrumentów, i w tym jest problem Jacek Janiszewski: Myślę, że w zasadzie cała nasza dyskusja była odpowiedzią na Pańskie pytanie. Mówiąc na skróty trzeba rozwiązywać sytuację w ten sposób, żeby na wsi mieszkało coraz więcej ludzi, lecz coraz mniej utrzymywało się z rolnictwa. I to jest właściwie zasadnicza teza, której trzeba się trzymać, i sądzę, że gdzieś pośrednio w długiej wypowiedzi byłaby odpowiedź na Pańskie pytanie. Jan Wyrowiński: Również ten produkt ekologiczny, bo przecież, żeby go wytworzyć, potrzeba więcej rąk, w porównaniu do konwencjonalnego produktu. Głos z Sali: To jest tak samo jak z kładzeniem nacisku na agroturystykę, która jest oczywiście ważna, i która może oczywiście podnieść dochody, ale początkowo trzeba do tego dokładać. Chodzi o pewne typy rozwiązań. U nas jest Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Ponad 8,5 tys. zatrudnionych osób, podczas gdy administracja po niemieckiej stronie jest dużo mniejsza, znacznie bardziej efektywna. I znowu wątek organizacji pozarządowych – tam jest ich dużo więcej. Podsumowując - cały czas w polskiej polityce dochodzi do wielopoziomowych dyskusji, które nie są podparte działaniem. Również całe rzesze pracowników zatrudnionych w administracji można by zredukować przekładając część ich obowiązków na organizacje pozarządowe. Profesor Duczkowska-Małysz Zgoda, ale jeśli się policzy ilość gospodarstw rolnych na jednego pracownika w odpowiedniku polskiej Agencji Restrukturyzacji Rolnictwa na zachodzie, to wychodzi, że u nas i tak przypada na jednego pracownika 6 razy tyle gospodarstw co tam. Problem jest w tym, że u nas na wsi jest prawie 3 mln zarejestrowanych jednostek, czy to gospodarstwo rolne czy 0,5 ha, czyli nie zalicza się do gospodarstwa rolnego, ale jest tzw. trwanie na ojcowiźnie. Jacek Janiszewski: Nie wiem czy Pan wie, ale w zasadzie, żeby w Polsce jakość administracji w stosunku do obywatela podnieść do tego poziomu jak w państwach, o których Pan powiedział, u nas w tym systemie strukturalnym państwa, w którym jesteśmy, powinno być dużo więcej urzędników. Pierwszy przykład to mój przyjaciel, który jest weterynarzem. On mówi: zgodnie z dyrektywami UE musimy każdego roku sprawdzić 10% gospodarstw – tzn. 10% od mleka, 10% od świń itd. w każdym powiecie w Polsce jest trzech inspektorów weterynaryjnych. Po Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 13 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich prostu doszliśmy do takiego poziomu obłudy, że politycy chcą mówić do ludzi takich jak Pan – ma Pan rację, jasne, wyrzućmy połowę urzędników, ale na tym ucierpi strukturalnie państwo. Dlatego, że doszliśmy do takiego poziomu, że urzędnik nie jest w stanie fizycznie dopełnić swoich obowiązków i wypełnić dyrektyw. Co robimy? Oszukujemy. A jeśli się już zaczyna oszukiwać troszkę, to bardzo łatwo przejść do poziomu, kiedy będziemy już oszukiwać w ogóle. Tak więc nie ma tu winy urzędników. Wracając do wspomnianej przez Pana Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Jest w niej zatrudnione ponad 8,5 tys. urzędników, ale w 93 roku, kiedy podpisywaliśmy ustawę o niej , już wtedy wiedzieliśmy, że w naszych warunkach, przy tym podziale, i przy tej wspólnej polityce rolnej jaka jest, będzie musiała liczyć około 16 tyś urzędników, tylko po to, żeby porządnie wydać środki, które według procedury jaka jest, mają być wydane i skontrolowana jakość ich wydania. Jak Pan zauważył, przy całej debacie o ARiMR, już nie było problemem to, że rolnik nie chce, tylko to, że Agencja nie jest jeszcze przygotowana, mimo, że było tyle etatów. To są wyraźne braki organizacyjne z powodu braków kadrowych. Nie mówię tu o jakości pracowników. Kiedy Szwecja wchodziła do UE była na wsi wyraźnie zliberalizowana, to było państwo z punktu widzenia polityki rolnej bardzo liberalne. W momencie, gdy weszli do UE, wszystkie te organizacje zlikwidowali, później musieli to znowu wszystko odtworzyć, zatrudnić tysiące urzędników tylko po to, żeby wypełnić, przeczytać, zanalizować, i sprawdzić wszystkie dokumenty. Nie uważam, żeby u nas system urzędniczy był zły. Jest taki, jak państwo tego wymaga w swoich strukturach. Profesor Duczkowska-Małysz: Zaraz Panu powiem gdzie ci urzędnicy dalej powstaną. Zawód doradcy, będzie musiał być zawodem licencjonowanym. Nie będzie mogło tak być, że każdy z ulicy będzie mógł być doradcą, i okaże się, że jest głupszy niż rolnik, któremu doradza. Musi być komisja, która przyjmuje egzaminy, musi być komisja, która powie jaki ma być tok nauczania i stopnie, pierwszy, drugi i trzeci. Wszystko będzie musiało być wpisane w rejestr. Nie będzie mogło być tak, że jeden doradca jest na 160 tyś gospodarstw, bo to w ogóle nic się dzięki temu nie zrobi. Jak doradca nie da podpisu od roku 2008, to rolnik nie będzie mógł korzystać z instrumentów Wspólnej Polityki Rolnej. Druga sprawa. To są przecież publiczne pieniądze i one nie mogą chodzić tak jak nam się to wyobraża, tylko tak jak przepisy o tym mówią. Kolejna sprawa. Rozwiązaliśmy problem krów, świń, mamy system IACS, mamy system notowania zwierząt, ale my nic nie mówimy o kotach i psach domowych. Każdy musi być wpisany w system, każdy musi mieć książeczkę zdrowia, każdy musi przynajmniej raz w roku iść do kontroli, i się zaszczepić. Mało tego, potrzebna jest jeszcze armia ludzi, która będzie sprawdzać, czy to wszystko tak jest. Tak już po prostu musi być, nie - może, bo to zagraża życiu i zdrowiu ludzi. Weterynaria, tam także musi powstać armia urzędników weterynarzy, która będzie kontrolować, prowadzić, zachodzić do domów, prosić o sprawdzenie, pokazanie dokumentów. Niestety, w taki system weszliśmy, i nic się nie da z tym zrobić. Jan Wyrowiński: Ale standaryzacja daje nową jakość. Głos z Sali: Myśmy z moimi kolegami wypełnili bardzo dużo wniosków. Jedna rzecz, jaka nam się rzuciła w oczy to, że pieniądze z dopłat bezpośrednich były dla tych rolników, którzy tracą pieniądze, tzn. tracą na tym towarze który sprzedają po niższej cenie, ale bardzo dużo pieniędzy trafia do ludzi, którzy nie uprawiają tej ziemi, do tzw. właścicieli, którzy nie są ani ustawą ani wymogami agencji określeni. I prawda jest taka, że dzierżawca użytkujący nie ma z tego tytułu żadnych pieniędzy, a on pokrywa koszty uprawy ziemi, on sprzedaje swoje płody po niższej cenie. Co prawda w tym roku wyszło sprostowanie, ale z doświadczenia wiem, że prawda jest taka, że takie przypadki się zdarzają. Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 14 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich Profesor Duczkowska-Małysz: Wspólnotowe rozwiązania są różne. Mianowicie są kraje, w których właściciel zgarnia płatności, są kraje, w których właściciel dzieli się z dzierżawcą, i są kraje, gdzie dzierżawca to bierze. To zależy po prostu od umowy. Natomiast on musi mieć przede wszystkim tytuł do tego, żeby mogła mu się ta bezpośrednia płatność należeć. Natomiast są grunty, gdzie komuś dzierżawa się skończyła, ktoś gruntów nie oddaje, i z tego tytułu właśnie chce płatności. Tak, że rozwiązanie zależy od konkretnej sytuacji, bo tu nie ma żadnych uniwersalnych reguł w tej sprawie. Generalnie, kto się rozstał z ziemią, komu się skończyła dzierżawa, powinien oddać ziemię do zasobów i nie mieć z tą ziemią nic wspólnego, ale jak wiemy, tak nie zawsze jest. Głos z Sali: A jakie jest rozwiązanie takiej sytuacji? Profesor Duczkowska-Małysz: Rozwiązanie jest w sądzie. Jak wygasa umowa, kończy się przedmiot umowy. Głos z Sali: A jeżeli dzierżawca ma umowę? Profesor Duczkowska-Małysz: Jeżeli dzierżawca ma umowę, a nie dogadał się z właścicielem, to powinien to wszystko zrobić przedtem, zanim został zgłoszony wniosek. Głos z Sali : Mówicie inicjatywy oddolne. Całkowicie się z tym zgadzam. Na terenie starej Unii stowarzyszenia i w ogóle organizacje pozarządowe to jest około 17% dochodów obywateli, natomiast na terenie naszego kraju jest to niecały jeden procent, czyli grubo ponad 100 razy mniej. Proszę mi powiedzieć co zrobić, żeby zmienić tą sytuację? Tutaj kolega opowiadał, że po stronie zachodniej jest więcej kompetencji dla organizacji pozarządowych. Czyli ta administracja jak gdyby przeszłaby w ręce tychże organizacji, i to jest rzecz pozytywna. Po stronie niemieckiej jest dużo łatwiej organizacjom pozarządowym pozyskiwać pieniądze, i to jeszcze w sposób planowy, tzn., że jeśli mają podpisany wcześniej plan działania, i ten plan zostanie zatwierdzony, nie przez ministerstwo kraju, ale przez ministerstwo landowe, to plan został zatwierdzony w lipcu, sierpniu, a oni te pieniądze w styczniu otrzymują. Natomiast u nas, proszę Państwa, czegoś takiego nie ma. U nas coś takiego trącałoby korupcją. Moim zdaniem z naszej strony jest coś takiego, co tkwi w ludziach, obawa przed wszelkiego rodzaju możliwościami finansowania tych organizacji. Profesor Duczkowska-Małysz: Niemiecki system zarządzania krajem, jest zupełnie inny niż nasz, to po pierwsze. po drugie, każdy kraj w tym także my, ma prawo w ramach tzw. narodowego wsparcia regionalnej polityki strukturalnej przeznaczyć własne środki na to, żeby realizowały te cele, które postawiła UE, tzn. poprawiały spójność, poprawiały konkurencyjność, właśnie min. dla organizacji pozarządowych. Problem jest tylko w tym, że oni te pieniądze mają, bo są wiele bogatsi od nas i mają to od lat, a nam z publicznego budżetu ledwie wystarcza na to, aby przy minimalnej stawce finansować, do środków unijnych dołożyć. Na nic więcej nam na razie nie starcza. Być może, że jeśli kiedyś w przyszłości ten budżet będzie tak zamożny, że wykroi się z tego i dofinansowanie do środków unijnych i jeszcze na rozmaite inicjatywy, że będzie można wspierać cele realizowane przez organizacje pozarządowe. Za to zasada, tam gdzie pojawia się chociaż 1 € ze środków publicznych, tam rządowy urzędnik stoi i go pilnuje, jest absolutnie obowiązująca w UE. Nic nie wskazuje na to, żeby coś się zmieniło. Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 15 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich Jacek Janiszewski: Kształtuje się nowe pokolenie bez żadnych obciążeń. Będę żył tam, gdzie jest mi dobrze, a moja ojczyzna jest tam, gdzie jest dobrze mnie i mojej rodzinie. Tym bardziej, że wiele rzeczy będzie się zamazywało. A co my mamy powiedzieć wszystkim tym, którzy ginęli w drugiej wojnie światowej czy pierwszej, tym wszystkim, którzy walczyli o Polskę, którzy w ogóle Polski nie widzieli? My powinniśmy codziennie dziękować, że żyjemy właśnie w takich czasach, a nie w takich jak nasi rodzice czy dziadowie. Chciałbym się jeszcze wypowiedzieć na wcześniejsze pytania. Jeśli chodzi o przekazywanie kompetencji do organizacji samorządowych. Wszędzie musi być wola. Polityka ma to do siebie, że albo chce się nią manewrować społeczeństwo, albo się robi coś dla społeczeństwa. Jeżeli chce się coś robić dla społeczeństwa to żeby mieć [wolną głowę] czyste sumienie, po prostu się daje społeczeństwu rządzić. Kiedy takie decyzje strategiczne rzeczywiście, nie wirtualnie, a w rzeczywistości zapadną, to bardzo dużo środków, decyzji pójdzie do organizacji pozarządowych. Jak okazuje się w dzisiejszej Europie, musi to w demokracji trochę potrwać. [Jeżeli jest wolność, jeszcze są stare stereotypy zarządzania państwa] Mimo tego, że w kraju panuje demokracja dominują stare metody zarządzania państwem. [Każdy naprawdę czasami chce dobrze. Jemu się wydaje, że jak tego dopilnuje, a jest uczciwy, to już na pewno będzie dobrze. Nie rozumie inności państwa, które się przytrafiło. Tłumaczę sobie, że są urzędnicy, którzy z pewną ekipą po wyborach przychodzą do ministerstw, są niespokojni, coś tam robią, ciągle dostają po łbie, nie patrzą na to i dalej coś robią. Są jednak osoby, które ponieważ są w pewnej strukturze, wiedzą o której mają przyjść do pracy, wyjść z tego gabinetu, ale kompletnie nie wiedzą po co tam są.] Ale nie wszyscy politycy są tacy sami. Są też idealiści, którym się wydaje, że ich uczciwość, pracowitość może doprowadzić do pozytywnych zmian. Niestety struktury państwa nie nadążają za rzeczywistością. Ciągle jeszcze ludzie, którzy chcą coś zrobić, są niepokorni wobec zastałych struktur – dostają po głowie, a w ministerstwach rządzą ci, którzy znaleźli swoje miejsce w tej – dla nich naturalnej – strukturze. Najgorsze jest to, że weryfikacja strukturalna jest taka, że oni mogą tam siedzieć i to długie lata czasami. Też czuję się współodpowiedzialny. Być może jeszcze więcej trzeba było walić w stół, postawić się. Kiedy zmienialiśmy kraj w 1998 roku, wtedy powstawała nowa struktura państwa. Województwo, powiat. I tak naprawdę nie poszły za tym kompetencje kreowania polityki regionalnej. Ona nie byłaby taka jak niemiecka. W momencie, kiedy już trzeba by było oddać swoje wpływy, wtedy politykom zabrakło już odwagi. Nie oskarżam ludzi, bo być może wydawało im się, że robią to w dobrej wierze, ale byli też i tacy, którzy kierowali się partykularnymi interesami [że ja tego nie wypuszczę, bo tam Icek i Wacek i inni będą mieli pracę]. Albo nie zlikwiduję Agencji Nieruchomości Rolnych, bo tam jest 2000 nieźle zarabiających urzędników. Co mnie tam obchodzi bank ziemi, jakieś tam połączenia z strukturami, z badaniem strukturalnym państwa, łączeniem gospodarstw. To nie jest narzędzie polityczne. Generalnie zmieniające strukturalnie państwo, ale politycznie nic nie dające. Profesor Duczkowska-Małysz: Moim zdaniem najgorszy jest brak wiary we własne siły, apatia, zwątpienie i brak perspektyw. Jak to pokonać? Pierwsza sprawa to jest rola wszystkich tych, co wiedzą, umieją, informują. Trzeba zwielokrotnić energię na to, by to dotarło pod strzechy. Pewien zasób wiedzy musi dotrzeć pod strzechy. Ale jest też druga sprawa prócz wiedzy, tj. właśnie ta polityka. Przecież mechanizm jest taki: zaraz będziemy mieli wybory. Trzeba słuchać, bo jeżeli podnoszę kartkę za partią A albo za partią B, to muszę się liczyć, że ta partia dojdzie do głosu, że oni zmontują może rząd, że oni będą to realizować, co mieli napisane. Trzeba się przyglądać temu, za kim ten głos oddaję, bo to ma potem konsekwencje. Trzeba czytać programy, trzeba słuchać z kim dana partia planuje zawiązać koalicję i co obiecuje. Trzeba się zastanowić czy jak polityk mówi, że da nam po 2 tysiące, to na pewno da. Trzeba sobie Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 16 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich postawić pytanie, po pierwsze, czy jest takie prawo, które mówi, że będzie mógł dać, a po drugie, skąd on to weźmie, żeby dać? Ludzie muszą dojrzewać i żeby uczyli się na własnych błędach. Po tych 15 latach transformacji można od ludzi wymagać pewnego poziomu wiedzy. A jak nie, to trzeba im pomóc, żeby dokonywali prawdziwych wyborów. Trzeba im oświecać głowy, dlatego, że w głowie zaczyna się myślenie, chęć do zmiany we wszystkim. Może być tak, że zawiązuje się na przykład stowarzyszenie mieszkańców gminy X i lider powiada: „Chłopy, do tej pory nie mieliśmy żadnych pieniędzy, a teraz mamy trochę. To podzielmy każdy u siebie te pieniądze. Z połową robicie co chcecie, a połowę przeznaczamy na cel na przykład wyedukujemy nasze dzieci.” Zastanawiamy się, jaki program dla nas mieszkańców wybrać z UE i podeprzeć środkami, żebyśmy z tego mieli korzyści, zorganizować wydawanie pieniędzy na jakiś szczytny cel, który spowoduje rozwój, da jakąś szansę tym ludziom. Głos z Sali: Jestem z ośrodka Agro-Info przy polskim klubie ekologicznym w Gliwicach. Zajmujemy się sprawą rolnictwa ekologicznego od 1991 roku. To, że w Polsce w ogóle jest rolnictwo ekologiczne, to zasługa Ekolandu. Chciałam się odnieść do tego, co Pani prof. powiedziała, że u nas to jest za drogi produkt, żeby ludzie mogli go kupować. Jest to na podstawie cen na zachodzie Europy, gdzie gospodarstwa są intensywne. W momencie przestawienia na metody ekologiczne spada produkcja o 50%. W Polsce jest przewaga gospodarstw stosujących mało nawozów albo ich w ogóle nie stosujących - z biedy. Nie ma też badań, bo tych gospodarstw jest 3600 kontrolowanych, w tym 1600 w 2004 roku dostało certyfikaty na podstawie rozporządzenia UE. W związku z tym, że jest ich tak mało, tj. poniżej 1%. Pytałam rolnika, który świeżo przestawił swoje gospodarstwo w powiecie raciborskim, gdzie stosował nawozy, czy mu spadła produkcja - tak ze 20%, to wyrównało się dzięki temu, że nie musiał kupować nawozów. Chcę powiedzieć, że nie tylko jest mało tych gospodarstw, ale w ogóle się nie docenia szansy na produkcję środków produkcji. Nie ma nasion kwalifikowanych dla tych gospodarstw, których stale przybywa - o 50% rocznie. Nie ma maszyn dla tego rolnictwa. Trzeba to wszystko importować. Przetwórni jest 55 w Polsce. To jest też szansa, tylko jest to niedoceniane. Co my mamy mówić rolnikom kiedy SOP i PROW się pokończyły, a jeszcze mamy przed sobą 2006 rok. I co teraz? Może jest to retoryczne pytanie, ale naprawdę nurtujące. Profesor Duczkowska-Małysz Teraz trzeba mówić rolnikom o nowym rozporządzeniu i niech się przygotowują szybko, żeby nie było tak jak z SAPARDEM. Teraz już się trochę zmienia sytuacja w podziale na gospodarstwa i na wszystkie inne cele. Głos z sali: Bardzo się cieszę, że tak wiele razy usłyszałem od Państwa słowo konkurencyjność polskiego rolnictwa, konkurencyjność gospodarstw i że tak często wyrażaliście troskę, szczególnie p. Janiszewski, o to czy pieniądze publiczne są właściwie wydawane. Ponieważ najczęściej przy funduszach unijnych mówimy, że troszczymy się o to ile pieniędzy zostało wykorzystane a nie na co, jak zostały wykorzystane... Profesor Duczkowska-Małysz: Ma Pan w 100% rację. Natomiast uzupełnienie do programu zostało zdecentralizowane i nikt nie ma już na to wpływu, jakie województwo dzieli środki. Teoretycznie najlepsze projekty realizujące cele, osadzone dobrze w tym kontekście europejskim, czyli nie te, które na przykład dług w szpitalu z 80 mln zmniejszyły do 50mln, tylko te które przyczyniły się do rozwoju, powinny być finansowane. W praktyce niestety tak nie jest. Jednakże jeśli na rozmaitych forach o tym się mówi i wprost – słuchajcie, złe projekty wytypowaliście - to po prostu ci, których to dotyczy, skaczą do oczu i uważają, że jest to naruszenie ich suwerenności w sprawach dysponowania pieniędzmi unijnymi. Myślę, Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 17 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich że jak powstanie raport oceniający, to znajdą się tam takie kwiatki. Zresztą w tej chwili na skutek interwencji, między innymi i mojej, w Ministerstwie Gospodarki, niektóre województwa musiały zrewidować podział środków, bo zostały beznadziejnie przyznane. Bo jeśli my zawsze mówiliśmy wszystkim, że dobry projekt ma pierwszeństwo przed złym, to jak projekt dostaje 90 punktów, to nie może nie zostać skierowany do realizacji, gdy kierujemy projekt, który ma 54 punkty tylko dlatego że ma być zrównoważony rozwój, więc pieniądze muszą trafić na tereny biedniejsze. Trzeba było zastosować inne kryteria tej dobroci zastosować. Skoro pewne kryteria przyjęliśmy, to jakoś to musi być. Problem oczywiście istnieje. Jacek Janiszewski: ...1,5 do 2 miliardów złotych, dzisiaj wydaje się ponad 20 miliardów złotych na ten system i uważam, że kwota nie jest istotna, gdyby założenie było realizowane tzn. w istocie byłaby to kwota pieniędzy, którą otrzymuje rolnik za to, że przestaje produkować, a tak naprawdę jest to pieniądz, gdzie przez rodziców środki przechodzą z powrotem do produkcji dzieci na tym samym gospodarstwie i to jest złe. Każdy to wie, każda partia polityczna i każdy minister próbował się za to zabrać. Jeśli ktoś chce to zmienić, to od razu robi zamach na polskich biednych rolników - co nie jest oczywiście prawdą, ale niech Pani z taką demagogią to wygra w Sejmie, nie da Pani rady. Wracając jeszcze do jednej rzeczy, którą powiedział Pan o konkursie. To jest jakiś pomysł, ale zawsze tak jest, że organizacja konkursu jest obarczona ryzykiem podejrzenia o nieprawidłowości w tym nepotyzm. Bardziej bliską mi tezę stawia Pani profesor, że to państwo decyduje, co w danym roku robimy i wspieramy tylko te programy. Kiedyś byłem dyrektorem rolnictwa w Urzędzie Wojewódzkim w Szczecinie i pamiętam do jakiego wielkiego przełomu doszło. Było tam wtedy chyba 9 szkół rolniczych podlegających pod wydział rolnictwa i powiedziałem że na 8 szkół nie dam ani grosza, a wszystkie pieniądze pójdą na 1 szkołę. Wcześniej budowali tę szkołę 17 lat, a ja ją wybudowałem za te pieniądze w 1 rok z salą gimnastyczną itd. Cieszę się dlatego, że ta zasada tam została i dzisiaj we wszystkich szkołach są hale, nowe dachy i wymieniono okna. Po prostu koncentracja, nawet niewielkich środków, może dać duże efekty. Zgadzam się z Panem w 100%. Profesor Duczkowska-Małysz: Od razu odpowiadam. Zmienią się zasady udziału rolników w finansach publicznych. Po pierwsze dlatego, że weszła zasada de minimis. Zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej pomocą publiczną jest nie tylko to, co dostaję ale również to, czego nie daję i jak nie płacę na rzecz finansów publicznych, to też otrzymuję pomoc publiczną. Nie może być ona większa niż w ciągu 3 lat 100 tys. EUR. Po drugie jest dyrektywa tzw. podatkowa, która wyraźnie mówi kto płaci podatki - m.in. ci którzy prowadzą firmy. System, który wprowadziliśmy w związku z UE oznacza, że rolnik jest tylko zarządcą gospodarstwa, a podmiotem jest gospodarstwo rolne. Gospodarstwo rolne jest przedsiębiorstwem i musi płacić podatku. I trzecią sprawą jest zasada w Konstytucji równości wobec prawa. Nie ma żadnego argumentu, żeby ten, co robi pszenicę podatku nie płacił, a ten co stołki płacił. Absolutnie żadnego argumentu konstytucyjnego nie ma. Także do 2007 roku mamy czas. W ciągu najbliższych lat będą generalne zmiany w udziale rolników w systemie finansów publicznych; niepłacenie składek na KRUS jest także formą pomocy publicznej. Po prostu nic tu się nie da zrobić. Głos w dyskusji - Kazimierz Waluch: Regionalne Centrum Informacji Europejskiej z Płocka Generalnie nie mam zbytniego doświadczenia w pracy z rolnikami, chociaż Regionalne Centra służą informacją całemu społeczeństwu i wszystkim grupom społecznym, ale tak się złożyło, że dzisiaj rano byłem na spotkaniu z rolnikami w małej gminie Brudzeń Duży k/Płocka, którą zamieszkuje 3500 mieszkańców. Na spotkaniu było 40 osób. Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 18 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich Rozmawialiśmy o pieniądzach z SPO na rozwój zasobów ludzkich dla osób bezrobotnych. Początkowo Ci ludzie przyszli i myśleli, że przyjadę powiedzieć im gdzie tą prace uzyskają, gdzie pójdą do pracy i na jakie stanowisko. Potem okazało się, że mówimy zupełnie o czym innym. Zaczęło się od tego, że aby sięgnąć po te pieniądze, to najpierw trzeba się zorganizować. Mogą to być grupy społeczne, może to być gmina dla przykładu. Na koniec wypełnili ankiety. Osobę prowadzącą ocenili na 5, a wiedzę która ma się im przydać w życiu na 1. Czyli jest nieprzydatna. Jeśli to znaczy, że początkowo kiwając głową i wiedząc, że wyłącznie zorganizowanie (tutaj wracamy do tego społeczeństwa obywatelskiego) jest niezbędne dla sięgnięcia po pieniądze, to mówiliśmy, że tak, i rzeczywiście osoby kiwały głową i zgadzały się z tym. Po czym w ankiecie powiedziały, że i tak to im się nie przyda. Zatem moje pytanie zmierza do tego: Czy uważacie Państwo, że taki dualizm, taki chaos w sferze mentalnej nie byłby właśnie ogromnym zagrożeniem absorpcji środków chociażby na terenach wiejskich? Dlatego właśnie chciałem podziękować Panu za słowo „wiedza”. Dziękuję bardzo. Profesor Duczkowska-Małysz: Dlatego właśnie pewne rzeczy trzeba po prostu ugniatać. Jak poszłam do Ministerstwa w 94’ i mówiłam na temat wielofunkcyjnego rozwoju obszarów wiejskich, to mnie pytali, czy będę kazać ludziom jutro na wsi koszyki wiązać, czy do pojutrza mogą poczekać? Dzisiaj wielofunkcyjny rozwój już nikogo nie dziwi, bo cała nowa polityka Unii wchodzi na ten temat. Więc to, że ludzie nie wiedzą o tym - to się nie dziwię, ale się dziwię, proszę Pana, bo wymagać trzeba, żeby wiedzieli o tym ci, co prawo tworzą w parlamencie - z czego wynika złe prawo. Wchodzi przedłożenie rządowe, no to nic, tylko trzeba podnieść rękę do góry i przyjąć, bo przecież to robili eksperci, którzy sprawdzili jaka jest dowolność, co my mamy do wyboru, a co my po prostu musimy wprowadzić. Jest ustawa o mandacie zawodu posła, w związku z tym każdy poseł uważa, że ma obowiązek wnieść poprawkę, no i las rąk i zaczyna się twórczość. Ustawa wchodzi tak, a wychodzi inaczej. I potem trzeba coś z tym fantem zrobić. Doradzam w różnych gremiach, co tam posłowie. Robimy ustawę o wspólnej organizacji rynków rolnych. Punkt pierwszy: owoce, warzywa. I nagle ekspert, doradca premiera (nie powiem którego) co? Oni maja wspólną organizację rynku mandarynek, nektarynek, my wprowadzamy fasolkę szparagową i jest dyskusja 1,5 godz. Na komisji integracji europejskiej w sejmie, czy fasolka szparagowa będzie cięta w całości, mrożona czy zielona. W końcu nie wytrzymałam po 1,5 godz. – mówię, że fasolka szparagowa to w ogóle nie jest wspólny rynek, ale my musimy wesprzeć naszych producentów. Dajmy sprawę do komisji rolnictwa i zróbmy ustawę pomostową do czasu integracji. Jeżeli robimy wspólną ustawę o organizacji rynków, to patrzmy, które rynki są wspólne i mogą mieć dla nas jakieś znaczenie. Taki jest właśnie poziom wiedzy, ale dzisiaj już nikt się temu nie dziwi, że są regulacje wspólne, że są narodowe i te narodowe nie mogą być sprzeczne z tymi wspólnymi. Polityka ta - zanim weszła to w 2003 roku - Franc Fischer na koniec swojej kadencji zrobił w Saltzburgu konferencję, na której było 1,5 tys. osób ze wszystkich krajów członkowskich. O tym, że ta polityka będzie - wszyscy wiedzieli i konferencja przyjęła odpowiednie stanowisko. Było pięć paneli. We wszystkich panelach, niezależnie o czym była rozmowa, kluczowym problem było: jak zrobić żeby ludzie na dole chcieli być aktywni. Po blisko 50 latach integracji oni z tym mają problemy i dyskutują co zrobić, żeby ludzie chcieli przychodzić na zebrania wiejskie, chcieli brać udział w projektach i chcieli mieć pomysły.. Musi być grupa liderów, która pociągnie do przodu pewną społeczność. A propo gminy Brudzyń Duży mam zupełnie dobrą pracę napisaną przez licencjata w Płocku i rzeczywiście niech się Pan nie zraża. Niech Pan pojedzie tam do nich 10 razy, z tą samą wiedzą i Pan im wykaże, że ta wiedza dla nich będzie przydatna, to oni to po pewnym czasie załapią. Zwłaszcza, jak ktoś jeszcze robi jakiś projekt. Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 19 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich Głos z Sali (Czesław Nowak): Współwłaściciel kancelarii ekonomicznej w Węgierskiej Górce, powiat Żywiec Jesteśmy podmiotem, który nawiązuje bliską współpracę z Agro-Info. Na tym odcinku działamy intensywnie, pośrednicząc w zdobywaniu środków na rozwój przedsiębiorczości na terenach wiejskich. Pan minister Janiszewski zaznaczył: wiedza. Przedmówca mówił. jakże istotny jest element wiedzy, dostęp do wiedzy, prostota przepisu, jego dostępność, jednoznaczność, niezbyt rozbudowana treść. Proszę sobie wyobrazić w pierwszym terminie grudniowym programu 2.3 SPO wzrost konkurencyjności przedsiębiorstw, na 7 tys. złożonych wniosków z nawiązką było tylko 700 pozytywnie rozpatrzonych i z reguły były to wnioski opracowywane przez podmioty specjalistyczne, które specjalizują się w budowaniu tego typu opracowań, a jednak albo jest niewiedza, albo nie taki dostęp do informacji. Co do budowania społeczeństwa i społeczności obywatelskiej i organizowaniu tej społeczności – owszem - ale ma to jakże istotny związek z tym co tam minister Janiszewski również powiedział, że dlaczego Minister Rolnictwa ma się tą wsią zajmować, przecież tam jeszcze jest edukacja, kultura, sport, turystyka, dlaczego inni się tym nie zajmują. Tych ludzi trzeba kształcić nie tylko w środowiskach dorosłych, którzy już podejmują działanie, ale również w środowiskach szkolnych. Tam trzeba rozpocząć edukację. Proszę zauważyć, co się dzieje w szkołach z młodzieżą. Jakie jest poszanowanie kultury, jakie jest poszanowanie tradycji, starszych czy poszanowanie pracy. Radio, środki masowego przekazu, jakiż istotny element kształtowania postaw obywatelskich ma właśnie w środowiskach wiejskich. Kwestia seriali, kwestia łatwizn, płycizn, które w zasadzie nic nie dają. Akurat mieszkam w sąsiedztwie Czech i Słowacji. Tam w rozgłośniach radiowych cały czas są dyskusje na temat metod współpracy, metod poszukiwania środków w telewizji, sąsiedzi nie zamykają fabryk, dalej pracują w zakładach, hutach, kopalniach, które u nas w Kaczycach zasypano. Żywiecczyzna, słynna kiedyś z potężnego potencjału przemysłowego, który właśnie był tą bazą kapitałową, o której Pani profesor mówiła, że nie ma tego kapitału. W przeszłości rolnik był zawodem, który pracował i miał z czego dołożyć. Dzisiaj nie ma i to jest problem, że wieś zostaje problemem Ministra Rolnictwa. Jest jeszcze przemysł, niech dołoży w pewnym momencie, niech stworzy miejsce pracy niech pracują tam ludzie, którzy przełożą kapitał później, jakże łatwiej będzie te społeczności wówczas nam organizować. Jest jeszcze kwestia kapitału. Jakże świetną sprawą jest to, że funkcjonują Banki Spółdzielcze, otwarte i chcące wesprzeć, bo istotą rozwoju i korzystania ze środków unijnych jest właśnie posiadanie kapitału, bez tego ani rusz. Przedsięwzięcie musi być zrealizowane, tak jak Pani profesor zauważyła, zaplanowane, zrealizowane, rozliczone i dopiero wtedy dostaniemy zwrot. A jak nie mamy pieniążków na to, a musimy mieć środki własne - to musi funkcjonować instytucja, która nam pożyczy. Także są to problemy bardzo istotne. Głos z Sali (Beniamin Smoter) Urząd Komitetu Integracji Europejskiej Chciałem zapytać Państwa, czy rzeczywiście Państwa zdaniem WPR, a w szczególności drugi filar, czy rzeczywiście uważacie Państwo, że w 100% ma on sens i nie jest troszeczkę jak łatanie dziury albo próbowanie ratowania topiącego się statku? Prof. Duczkowska-Małysz: Uważam że to nawet w 200% ma sens dlatego, że wieś swoich problemów bez zewnętrznej pomocy nie zlikwiduje. Nie ma mowy o tym, żeby można było uprawiać infrastrukturę, można było kształcić dzieci wiejskie, żeby można było tworzyć alternatywne źródła zarobkowania albo powiększać dochody bez dodatkowych zewnętrznych pieniędzy. No i teraz tych pieniędzy nie można dać na kupkę i dysponować. Dlaczego samorządy np. nie zarządzają tymi pieniędzmi? - bo samorząd to grupa ludzi, gdzie większość przez podniesienie ręki decyduje na co wyda środki. Te środki przychodzą w szufladach zaadresowanych, już mamy napisany nr szuflady, na co może być wydane, kto może wziąć, Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 20 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich ile może wziąć, co ma za to zrobić itd. Teraz jeśli okazało się po tylu latach, że nie jesteśmy w stanie chronić środowiska, zapewniać dochodów modernizować gospodarstw tylko poprzez politykę cen i politykę skupu, że potrzebne są inne instrumenty bo to się samo nie dokona dlatego, że obszary wiejskie odstają na niekorzyść od obszarów poza wiejskich. Zresztą à propos, nie ma jednolitej definicji obszarów wiejskich; w UE jest tych definicji kilkanaście i my przyjmujemy, że wsią u nas jest to co nie jest miastem. Z tego punktu widzenia 93% działek wg rejestru użytkowania gruntów to są obszary wiejskie. Tak więc Polska jest w gruncie rzeczy wiejska. Natomiast wiele miast, zwłaszcza średniej wielkości ku uciesze swoich obywateli robi taki manewr, że podejmuje decyzje samorządową poprzez podniesienie ręki o przyłączeniu do miasta wianuszka okolicznych gmin. W ten sposób w tych gminach nie ma żadnego rozwoju od dziś do jutra, za to jednym ruchem ręki te gminy są wykasowywane z brania środków na rozwój obszarów wiejskich. Tym czasem można powodować, poprzez strategie rozwoju, żeby wieś zmieniała swoje funkcje. Zachęcam tutaj Państwa wszystkich siedzących do zapoznania się z badaniami realizowanymi przez Uniwersytet w Heiderbergu. Oni zaczęli badać typologie obszarów wiejskich; zrobili w latach 50-tych i co ileś lat powtarzają. Badania odbywały się w 1957, 1962, 1993 oraz w 2000 roku i pytają, jak te wsie zmieniają funkcję, pod wpływem jakich czynników, jak daleko te wsie w rozwoju zaszły. To fascynujące badania i nas absolutnie to czeka. Okazuje się, że z bliskości miasta już ten trzeci łańcuszek wsi w ogóle nie korzysta. Na Mazowszu -Warszawa to jest absolutnie za mało, żeby całe Mazowsze udźwignąć, bo jeszcze te najbliższe wsie, gminy, które leżą na około i jeszcze te drugie, z których dojeżdża się na warszawski rynek pracy. Polityką tą zresztą, jak świat światem, nie udało się nigdy żadnych różnic wyrównać. Zawsze były obszary bogatsze i biedniejsze, tereny gdzie żyło się lepiej i tereny gdzie żyło się gorzej. Można tylko poprawić szanse i łagodzić tylko niektóre dysparytety. I to jest po to, żeby się nie pogorszyło lub, jeśli możliwe, poprawiło, natomiast absolutnie nie uda się przy pomocy żadnej polityki tak skanalizować środków i takich ilości środków przeznaczyć, żeby zlikwidować różnice. Jan Wyrowiński: Chciałbym podać jeden przykład, a mianowicie przykład Włoch. Jest południe i północ prawda? I kolosalne pieniądze władowano w to, żeby zminimalizować różnice i niestety efektu takiego namacalnego nie ma, ale mimo wszystko te pieniądze na coś się tym ludziom przydały. Podobnie prorokuje się, że wschodnia część Niemiec przez najbliższe 5060 lat będzie odstawała, niezależnie od ilości środków tam władowanych, od zachodniej z różnych powodów, również z mentalnych. Na wsi jest jeszcze jeden element, który powoduje, że jest ona w gorszej sytuacji. Otóż wg wszelkich ekonomicznych analiz, produkcja rolna jest o 30% mniej efektywna niż każda inna produkcja przy takim samym wydatkowaniu. Jest to pewna definicja. W każdym bądź razie produkcja na wsi z natury swojej jest mniej efektywna i w związku z tym ona też wymaga takich środków wsparcia, które są częściej zawarte w wspólnej polityce rolnej. Prof. Duczkowska-Małysz: Obszary wiejskie są przecież regionami, kolarzem, który goni uciekający peleton nie stojący w miejscu. Jest sprawa czy peleton szybciej ucieka czy kolarz go szybciej goni. My na razie szybciej gonimy. Jacek Janiszewski: Podsumowując tą część wypowiedzi, wina niestety najczęściej stoi po stronie nas tzn. ludzi w jakiś sposób reprezentujących wieś naukowo, politycznie, liderowo, dlatego, że daliśmy się zepchnąć w pewien skansen. Przypomina mi się wypowiedź Pana ze Szczecina, który twierdzi tak „jestem politologiem, więc na pewno nie zrozumiem wsi”, ale z całą pewnością nie zrozumiałby Pan tego, niby dlaczego rolnik nie ma rozumieć politologii. Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 21 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich Wydaje mi się, że rolnicy - nieświadomie – źle, od wieków być może nawet, stawiają ludzi takich samych jak oni żeby zmieniali rzeczywistość, w której żyją. Oznacza to, że zamknęli się w pewnym skansenie. Wśród lekarzy, politologów, górników nie ma żadnego zrozumienia w stosunku do problemów dotyczących wsi, bo aż się płakać chciało jak rząd, w którym byłem, podejmował decyzje, że 7 mld, 10 mld idzie do 140 tys. górników, a my mogliśmy naprawdę wiele rzeczy zrobić za 150-200 mln zł. Po prostu wieś wymaga najmniej pieniędzy, jeżeli będzie to bardzo mądrze wydane z punktu widzenia strukturalnego. Te pieniądze, które poszły na górnictwo, żeby w 1/3 poszły na głębokie zmiany strukturalne na wsi, mielibyśmy zupełnie inną wieś. Komentarz Prof. Duczkowska-Małysz: Gdybyśmy byli członkiem Unii, nie moglibyśmy nigdy w życiu wydać tak tych pieniędzy. Jacek Janiszewski: Tak więc wysiłek ludzi którzy chcą dobrze dla wsi powinien być skierowany do ludzi mądrych, którzy jeszcze dzisiaj wsi nie rozumieją Prof. Duczkowska-Małysz: Panie Ministrze zaraz Panu powiem klasycznym przykładem tego o czym Pan mówi, bo zgadzam się z Panem w 100% - są nasze Izby Rolnicze. Proszę popatrzeć - jak mamy do czynienia z Izbami Rolniczymi i z ich przedstawicielami, to wszyscy narzekają na to, jakiej oni to roli nie odgrywają, a mogliby odegrać, gdyby byli we Francji, Niemczech itd. Tylko nikt nie powie, że te Izby maja tam ponad 100 lat, po drugie się nie wzięły z pietruszki, tylko na skutek skomasowania organizacji rolniczych, które już istniały. A po trzecie, na skutek tego, że ci rolnicy wszyscy płacą niesamowicie wysokie składki. Taka Izba Rolnicza to jest grupa rolników, która po prostu zatrudnia menadżerów, zatrudnia dyrektora, zatrudnia ekspertów, wymaga, kontroluje. Ale skoro jestem przedstawicielem Izby Rolniczej to nie znaczy, że biorę ze wsi moich chłopów i my mamy się ustosunkować do takiego czy innego problemu. My płacimy po to składkę, żeby było nas stać na eksperta i żeby on w naszym imieniu przygotował stanowisko i wystąpił i dopóki Izby Rolnicze nie zrozumieją tego, że muszą płacić składki, że oni są tylko po to, żeby animowali pewne zjawiska, a tak naprawdę fachowcy muszą się wziąć do roboty. Trzeba zatrudnić fachowca, nie ma rady. Dopóki tak się nie stanie, to niestety Izby będą umierać od własnych racji. To co oferują obecnie Izby Rolnicze - to już nie wystarczy. Jacek Janiszewski: Miał tu być przedstawiciel Izby Rolniczej. Bardzo żałuję, że go tu nie ma, dlatego, że powiem Państwu o mojej historii. W 1991 roku byłem ogromnym zwolennikiem Izb Rolniczych. Potem, jak zostałem ministrem w 1997, robiłem wszystko, ale to wszystko co możliwe, żeby stworzyć systemem podobny do Copako Jeka, a okazało się, że doprowadziłem do sytuacji skonsolidowania się związków zawodowych, Izb Rolniczych przeciwko rządowi. I wtedy dla mnie, w tych dawnych poglądach Jacka Janiszewskiego było tak, że mądra mocna Izba Rolnicza będzie silnym ramieniem ministra rolnictwa w ogóle w polityce rolnej państwa, bo będzie miał Minister Rolnictwa dwa wyjścia: albo przekona do swoich racji Izbę Rolniczą czyli potęgę lobbistyczną w państwie albo nie przekona i da sobie spokój. Otóż okazało się tak, że rzeczywiście stworzyliśmy te Izby. Ja sam zakładałem Izbę Rolniczą w Szczecinie w 1990 roku, to była druga po Poznaniu. I w 1998 dla mnie nie do przyjęcia rzecz się stała, bo to Izba Rolnicza, czyli ludzie, czyli liderzy, którzy powinni dawać wiedzę, informacje, tłumaczenie, podwozili na barykady swoimi autobusami za pieniądze budżetowe strajkujących. Gdyby tam jechali i gdyby powiedzieli – walczcie o system Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 22 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej Fundusz Współpracy Biuro Programów Wiejskich emerytalny, walczcie o konkretne rzeczy, to nie miałbym nic przeciwko, ale to było dokładne uprawianie polityki. W Polsce one wytwarzają w zasadzie tylko niejasną sytuację i albo dać im bardzo duże kompetencje w krótkim czasie i tak jak Pani prof. powiedziała wstawić rzeczywiście fachowców w jakiś sposób, albo dać sobie spokój, bo powstał za pieniądze budżetowe, za podatki twór, który musi się normalnie ciężko napracować, żeby zdobyć kasę na biura, a tutaj po prostu jest. Materiał pokonferencyjny – czerwiec 2005 - 23 - Panel dyskusyjny: Przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej