4 01 02 / 2 PAJONK

Transkrypt

4 01 02 / 2 PAJONK
02 / 2014
PAJONK
YOKONAMI
WROŃSKA
WILAM
FOORIAT
BUCZKOWSKA
ŁAWNICZAK
BALICKA
EYEDRESS
DĄBROWSKI
melba
REDAKTOR NACZELNA
MANAGER DS. KOMUNIKACJI
Magdalena Nowosadzka
[email protected]
Łukasz Nowosadzki
[email protected]
DYREKTOR ARTYSTYCZNY
MANAGER DS. REKLAMY
Piotr Matejkowski
[email protected]
Malwina Żurek
[email protected]
REDAKTOR PROWADZĄCY
WEBMASTER
W piątym już numerze Melba Magazine jesteśmy nieco przekorni – zachęciliśmy fotografów,
ilustratorów i felietonistów do zmierzenia się ze
słowem rough, które oznacza surowość, prymitywność, szorstkość. W końcu nie zawsze jest
słodko, ładnie i przyjemnie.
Do zrealizowania sesji zaprosiliśmy Yulkę Wilam, Weronikę Ławniczak, Katarzynę Balicką,
Osamu Yokonami i Agatę Wrońską, której zdjęcie możecie podziwiać na okładce. Jak zawsze
temat numeru był tylko inspiracją, początkiem
koncepcji, która u każdej fotografki przybrała
zupełnie inną końcową formę.
Ana Bee
Łukasz Nowosadzki
PROJEKT GRAFICZNY
AUTORZY
Piotr Matejkowski
Ola Buczkowska
Alicja Caban
Katarzyna Cieślar
Marta Dyba
Ewa Kosz
Aleksandra Krześniak
Sara Łątkowska
Rozmawiamy z twórcami. Ze świetnym i ciągle młodym fotografem Kubą Dąbrowskim,
z uznaną artystką multimedialną Dorotą Buczkowską oraz alternatywnym filipińskim muzykiem Eyedressem.
www.melbamagazine.com
www.melbamagazine.tumblr.com
www.facebook.com/melbamagazine
Nie mogło zabraknąć mody. Ewa Kosz zastanawia się nad znaczeniem i popularnością dekonstrukcji. Sara Łątkowska pisze o innowacjach
technologicznych i ich wpływie na twórczość
projektantów. Przedstawiamy nową markę dla
mężczyzn – Fooriat i przepytujemy młodego,
ale już odnoszącego sukcesy Michała Pająka.
FOTOGRAFOWIE
Katarzyna Balicka
Weronika Ławniczak
Yulka Wilam
Agata Wrońska
Osamu Yokanami
ILUSTRATORZY
Magdalena Nowosadzka
redaktor naczelna
Melba is self-published and composed
with OTAMA.EP font by Tim Donaldson
& Garamond by C. Garamond
& Sofia Pro Light font by Mostardesign
2
fotografia: Agata Wrońska
Karol Banach
Daria Malicka
Joachim Sperl
Wszystkie teksty oraz obrazy opublikowane na łamach Melba Magazine są wyłączną własnością poszczególnych autorów (fotografów, ilustratorów i współpracowników) i podlegają ochronie praw autorskich. / Żadne zdjęcie i żaden tekst nie może
być reprodukowany, edytowany, kopiowany lub dystrybuowany bez pisemnej zgody jego prawnego właściciela. / Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie (cyfrowej lub mechanicznej), drukowana, edytowana
lub dystrybuowana bez uprzedniej pisemnej zgody wydawców.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
3
melba
WILAM 8
Fashion in 22
TOTENSCHERE 23 / EYEDRESS 30 / GREK ZORBA 34
YOKONAMI 38
Moda 50
PAJONK 51 / EWA KOSZ 56 / FOORIAT 59 / SARA ŁĄTKOWSKA 64 /
ALEXANDER WANG 68
BALICKA 72
Fotografia 80
KUBA DĄBROWSKI 81 / STEVEN KLEIN 90
WROŃSKA 94
People 106
DOROTA BUCZKOWSKA 107 / KASIA NOSOWSKA 118 / REBEL LOOK 120
ŁAWNICZAK 124
the rough issue 05
rough
ilustracja: Karol Banach
Having a coarse or uneven surface, as from
projections, irregularities, or breaks; not smooth:
rough, red hands; a rough road. Shaggy or coarse:
a dog with a rough coat. (of an uninhabited
region or large land area) steep or uneven and
covered with high grass, brush, trees, stones, etc.:
to hunt over rough country. Acting with or characterized by violence: Boxing is a rough sport.
Characterized by unnecessary violence or infractions of the rules: It was a rough prize fight.
6
7
the rough issue 05
melba
fotografie: Yulka Wilam
stylizacja: Sara Milczarek
make-up: Pola Dźwigała
modelka: Marta Jabłońska / D'Vision
Podziękowania dla Pin-Up Studio
Wilam
9
melba
11
koszula: COS
podkolanówki: Adidas
buty: Zara
the rough issue 05
12
the rough issue 05
14
melba
the rough issue 05
melba
18
19
the rough issue 05
melba
Fashion
in
TOTENSCHERE
EYEDRESS
GREK ZORBA
23
the rough issue 05
melba
Totenschere
WNĘTRZE
Drapieżny wygląd Pawła na profilowych zdjęciach może zmylić. Słucha całym sobą. Brązo
-we oczy patrzą przenikliwie, uśmiech nie schodzi z twarzy. Głos ma łagodny.
Św. Augustyn: ogromną przepaścią jest człowiek,
którego włosy policzył Pan. Lecz łatwiej policzyć
jego włosy, niż odruchy serca.
Naprawdę lubię włosy – mówi Paweł – są wspaniałą materią do pracy. A najlepiej się pracuje
na męskiej urodzie.
Jego wszechstronność rozsadza ściany skromnego pokoju. Zajęcia, których się imał są jak różne
wcielenia – nocnego stróża, kucharza, performera, rikszarza. Teraz ucieleśnia fryzjerstwo.
To, zdaniem Pawła, profesja drobiazgowa – tworzą ją piękne detale. Pracuje w skupieniu, tocząc
jednocześnie rozmowę. Tak, śledzi nowe trendy,
ale im nie ulega.
W pokoju obfitość włosów: dopiero co ścięte na
podłodze, barania skóra na łóżku, futro wiszące
na ścianie.
Przyszłość krystalizuje się i nabiera pewności –
tylko wolność. A wolność to mobilność. Nienawidzę podróżować – mówi Paweł – być już w nowym miejscu, to co innego. Tworzyć to miejsce,
rozwijać w nim siebie, a w stosownym momencie
po prostu się przenieść. Najlepiej w miejsce dziwne.
Z podglądania fryzjerstwa na świecie uszczknął
coś dla siebie, lecz obrał własną drogę. Inspiruje
go film, lata 40., 50., ale i środowisko punkowe.
Uważa, że w Polsce jest coraz więcej możliwości,
ale kiedyś ludzie mieli twardsze jaja. Powielać
to, co już jest akceptowane gdzie indziej, to żadna sztuka.
Fryzjerskie piractwo na skłocie pełnym haktywistów, gdzie w pięć minut można zaaranżować zakład fryzjerski. Nożyczki, grzebienie
mieszczą się w gitarowym futerale. Klienci to
przyjaciele.
Odwaga wewnętrzna Pawła sprawia, że nie musi
tym sobie zawracać głowy. Puszcza wodze fryzjerskiej fantazji i łączy punk z elegancją. Namawia na odważne kolory. Polubienie mięsa
na fejsie jest jak szpilka wsadzona wegańskim
faszystom.
Kto inny pozwoliłby umyć sobie głowę pod
kranem w łazience? A jeśli namawiają Pawła na
strzyżenie tantryczne, to... chyba go kochają.
Przed lustrem rzeźbione krzesło niesłychanej
urody. Ponoć dźwigało niegdyś esesmański tyłek. Siedząc, widzi się swoje odbicie na tle obrazu Pawła. Ogromna czaszka otula postać jak
aura. Wśród starannie dobranych książek Królewski kunszt woli Fassbendera.
tekst: www.antropolonia.pl
24
25
the rough issue 05
melba
26
27
the rough issue 05
melba
fotografie: www.antropolonia.pl
28
29
the rough issue 05
melba
Filipiński muzyk Idris Vicuña, znany
z działalności w grupie Bee Eyes rozpoczął
solową karierę. Projekt Eyedress to miękka
elektronika z domieszką psychodelii, rozmyte
wokale i wyraźna sympatia dla new
wave. Eyedress debiutował w 2012 roku
w Number Line Records, obecnie związany
jest z wytwórnią Abeano, która wydała jego
epkę „Supernatural”.
Eyedress
fotografia: materiały prasowe
MUZYKA
30
Eyedress to nieistniejące słowo, ale i twój solowy pseudonim sceniczny – o co tu chodzi?
Tak naprawdę mam na imię Idris. Dostałem to
imię po libijskim królu, któremu – jak twierdzi
moja mama – ścięto głowę. Użyłem słów eye
i dress, żeby pokazać innym, jak należy wymawiać moje imię. Tak to wygląda. To w sumie kalambur.
na basie w kapeli indie Claud Winters, która
była czymś pomiędzy Pinback & Built to Spill
a Oldest Modest Mouse. Potem przeprowadziłem się na Filipiny. Na MySpace poznałem mojego przyjaciela Juliusa, założyliśmy zespół i od
tamtej pory działamy razem. Nauczył mnie,
czym jest beat, no i w końcu opanowałem tę materię. Kiedy usłyszałem, co stworzył Julius, samplując Kanon zespołu Enon, nastąpił przełom
i ruszyło. Wcześniej były marzenia, aż wreszcie
w 2012 roku dostałem szansę. Nagrałem Teen
Spirits.
Twoja muzyczna droga musiała mieć gdzieś
swój początek. Jak to się wszystko zaczęło?
Marzyłeś o tym od dziecka i pewnego dnia
po prostu podjąłeś decyzję?
Dorastałem otoczony muzyką, w domu zawsze
było jej pełno. Mój tata posiada olbrzymią kolekcję płyt, ma zwyczaj słuchać głośno muzyki
w domu i w samochodzie. W ten sposób miałem okazję rozwinąć swój własny gust – naturalnie zupełnie różny od tego, co było w naszym
domu. Początki miały miejsce w Kalifornii, kiedy poproszono mnie, żebym dołączył jako basista do pewnego zuchwałego punkowego bandu
The Liberal Underground. Później zacząłem grać
Mówią o tobie cudowne dziecko Filipin,
więc pewnie wiesz coś o cudach. Łatwo pojawiają się w twoim życiu, czy raczej musisz na nie zapolować? Przytrafiło ci się
w ostatnim czasie coś wyjątkowego?
Właściwie nigdy nie trwoniłem czasu, szukając cudów. Raczej staram się je znaleźć w tym,
co mam. Te, które przychodzą z zewnątrz, po
prostu przychodzą. Cuda stale podróżują, przybliżając się i oddalając. Są uśmiechem losu od
31
the rough issue 05
melba
życia. Kiedyś prawie zginąłem w wypadku. Prowadził mój kolega. Gdyby jechał trochę szybciej, mogło się to bardzo źle skończyć. Siedziałem z przodu obok niego, zawadziliśmy o rower
trójkołowy. Metalowy pręt przebił drzwi. Nie
miałem nawet zadraśnięcia, ale zacząłem zdawać sobie sprawę, jak cudownie jest żyć, móc
oddychać, mieć pomysły i czas na ich realizację.
Ostatnią wyjątkową rzeczą, która mi się przytrafiła, był mój ślub. Poza tym żyję tutaj dość
nudnym życiem. Właściwie nie wychodzę, wolę
siedzieć w domu i zatapiać się w swojej głowie.
A może po prostu za kimś tęsknisz?
Wolę stare rzeczy, ale jeśli chodzi o moje działania, mam do nich oczywiście swoje własne
podejście. Widzę muzykę trochę jak wspomnienia. Mogę zawsze spojrzeć wstecz i pewnie
dlatego tak się do tego przykładam. Mógłbym
przecież po prostu zrobić jakieś intensywne kawałki z nieustającym wrzaskiem, wyrażającym
dokładnie to, co czułem. Ale tak naprawdę nie
chciałbym na to później patrzeć. Po co przypominać sobie, jak miałem wtedy przesrane.
Jako Filipińczyk rzeczywiście lubię starocie –
pojechane stare filipińskie filmy, stare kapele
jak Cinderella, nawet mam ulubione programy
telewizyjne z dawnych lat. Ale nie tęsknię za
przeszłością. Jednak przyznaję – kiedy robiłem
ten materiał, o którym teraz rozmawiamy, myślałem o pewnej osobie, za którą bardzo tęskniłem. Na szczęście już dawno się z tego wyleczyłem i mam nadzieję, że w przyszłości podobna
sprawa się nie zdarzy. Ok, z tym to akurat nigdy
nie wiadomo i w sumie do smutku zawsze można znaleźć powód. Przyszłość niesie radość, ale
kiedy nie jest tak, jak sobie wymyślisz, też przychodzi melancholia. Wtedy to, co się nie stało,
pozostaje na zawsze w przeszłości. Smutne to.
Tworzysz subtelną, wielowarstwową, ale
przekonywująco złowieszczą muzykę, która sprawia, że myślę sobie – ok, niby powoli oswajam się z faktem, że coś dziwnego czai się w kącie, ale to może być jedna
z tych rzeczy, o których nie chcę wiedzieć.
Skąd to przyszło? Co cię karmi?
Myślę, że jest tak dlatego, że mam w sobie dużo
obaw i jestem nie do końca pewny siebie. Staram się robić taką muzykę, której nie można
przewidzieć. Za każdym razem, gdy nagrywam,
próbuję zrobić coś, czego nikt by się nie spodziewał. Staram się myśleć jak alien i utrzymać
myśli w izolacji od świata. Nawet jeśli w mojej
muzyce można wychwycić wyraźne wpływy,
kiedy dodaję głos, próbuję złapać podejście od
drugiej strony. Ale nawet teraz, mam wrażenie,
że moja muzyka robi się coraz dziwniejsza. Zaczynałem, robiąc rzeczy inspirowane latami 80.,
ale obecnie chyba szukam własnego brzmienia.
Co mnie karmi? Stopy mocno stojące na ziemi, a przy tym głowa w kosmosie. A ponieważ
nie umiem gotować, to, czym się karmię, może
w sumie nie być za dobre.
Skoro jesteśmy już w temacie przeszłości –
czego słuchałeś jako nastolatek?
Zacząłem od Wu-Tang Clanu. Wkręciłem sobie
rap, bo moi rodzice nie pozwalali mi kupować
płyt z rapem, jako że miały nalepki Parental
Advisory Explicit Content. Jednak dzięki skejterskim video i tak miałem z tym kontakt – Shorty’s
– Fulfill the Dream jest najlepsze, ale było jeszcze
Gang Starr, The Beatnuts etc. Lubiłem też Bad
Brains, The Adolescents, Dead Kennedys, The
Germs, La Punk, The NY Dolls... cholera, na
maksa lubię muzykę. Ostatnio zacząłem trochę
Wydajesz się nostalgicznym melancholikiem. Czy to nie aby filipiński spleen?
32
doceniać mainstream. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach mainstream wyrównał się
z undergroundem i nikt już za bardzo nie dba
o to, żeby być cool – raczej chodzi o robienie dobrej muzyki. Przynajmniej taki jest mój pogląd.
Kiedy byłem w liceum, słuchałem Josefa K, Modest Mouse, Built to Spill, My Bloody Valentine, Redd Kross... Poleciałem w lata 60. – garage
i psychodelię. Później była przeprowadzka na
Filipiny i zacząłem badać lata 90. Sonic Youth,
Dinosaur Jr. Tutaj wszystko przychodzi z opóźnieniem – kapele ciągle grają, jakby był przełom
lat 90. i 2000. Y Society, Jeru the Damaja, J Dilla i takie tam. Później trafiłem na Flying Lotus
i tych wszystkich nowych twórców elektroniki.
Tak, generalnie lubię dużo dobrej muzy.
nie mnie to przeraża, bo gdzieś coś może się
na ciebie czaić. Orange County to było ostatnie miejsce, w którym mieszkaliśmy. Mnóstwo
tam było skinów i tych dupków od white power.
Straszne. Z kolei w Arizonie dostawałem od
czarnych dzieciaków i Meksykanów. Byli beznadziejni. Nazywali mnie Bruce Lee (śmiech).
Było ciężko. Mimo to tęsknię za tamtym czasem. Za tamtejszym jedzeniem i za ziołem, za
zespołami, w których grałem i za koncertami,
na które można było iść.
Kto robi dla ciebie teledyski?
Czynniki surrealistyczne. Łatwo osiągnąć odpowiedni poziom surrealizmu w kraju Trzeciego Świata z powodu całej tej biedy. Wszystkie
tutejsze sprawy wydają się nieprawdziwe. Niestety są prawdziwe. Razem z moim przyjacielem
mawiamy – tak prawdziwe, że aż nieprawdziwe.
Lubię artystowski sznyt, ale bez przesadnego
starania się o tzw. głębię. Większość teledysków
robię ze swoim przyjacielem Juliusem. W tej
materii zawsze chciałem współpracować ze znajomymi. Klip do Teen Spirits pomógł zrealizować mój tata ze swoją ekipą. Ja reżyserowałem,
natomiast casting i koncepcja to wspólna praca.
Jak wygląda lokalna scena? Majaczy jakaś
konkurencja na horyzoncie?
Nie mam konkurencji, stworzyłem własną niszę. Lokalnie scena ewoluuje, jest pełno nowych
dzieciaków. Starsi sprawiają wrażenie, jakby
chcieli kooperować, ale ja nie mam z tym nic
wspólnego. Wcześniej grałem dużo koncertów
z moim bandem Bee Eyes, ale ludzie nie kumali, o co chodzi. W tym roku w ogóle będą jakieś
pojechane festiwale. Gram przed Mogwai i Warpaint. Fajnie, że zapraszają wreszcie nowych
twórców, zamiast tych starych, wyeksploatowanych dziadów, którzy byli na topie w poprzedniej erze (śmiech). Teraz artyści maj dużo opcji,
żeby zaprezentować swoją twórczość – zwłaszcza, odkąd wszystko i wszyscy są online.
Szykują się jakieś koncerty?
Będzie grany Paryż – 22 lutego (Café de la Danse), tego samego dnia Amsterdam (Di Nieuwe
Anita) i jeszcze dwa koncerty w Londynie – 21
lutego (Sebright Arms) i 4 marca z Jungle (London Village Underground).
Podobno spędziłeś sporo czasu w Stanach.
Co ci się tam podobało lub też nie?
Ameryka była fajna. Zwariowana, bo tam wszyscy mają wszystko w dupie. Podoba mi się to,
że jest taka ogromna i otwarta, ale jednocześ-
rozmawiała: Katarzyna Cieślar
33
the rough issue 05
melba
Grek Zorba
FILM
„Jaka piękna katastrofa!“ – powiedział
w tytułowej scenie Alexis Zorba, tworząc
tym samym kwestię dzisiaj już kultową.
Świat, który miał być źródłem radości
życia, w gruncie rzeczy rządzi się twardymi prawami. I trudno powiedzieć,
czy mężczyzna przypominający łamiące
reguły „enfant terrible”, jest w stanie ten
świat naprawić.
tekst: Aleksandra Krześniak
Oszczędny kadr, fabuła skłaniająca do refleksji,
filmy o zwykłych ludziach, biedzie – z ukształtowanego we Włoszech po 1945 roku neorealizmu, czerpał także Mihalis Kakogiannis,
reżyser Greka Zorby. Efekt jego inspiracji, zdobywając po drodze trzy Oscary i czternaście
nominacji (m.in. do Złotych Globów, Grammy, czy BAFTA), współtworzy kanon klasyki
kinematografii. I choć Anthony Quinn, tytułowy Zorba, grał wcześniej główną rolę m.in.
w La Stradzie Felliniego (Zampano), dopiero
postać Alexisa przyniosła mu rozpoznawalność
na skalę światową. Grek Zorba, nakręcony na
podstawie książki Nikosa Kazantzakisa o tym
samym tytule, to historia wspólnej podróży na
Kretę angielskiego pisarza Basila: introwertyka,
próbującego uruchomić podupadłą, nieczynną
już rodzinną kopalnię i Alexisa Zorby: ekscentrycznego Greka, oferującego w owej odbudowie pomoc.
34
fotografie: materiały prasowe
Film, reklamowany, jako optymistyczny, podkreślający radość życia, bałkańską kulturę
– tworzoną przez ludzi impulsywnych, choć
kochających naturę, taniec i muzykę, w rzeczywistości jest bardzo gorzki. Mocny i szorstki to
obraz małej, zamkniętej, wiejskiej społeczności.
Moim zdaniem to oni właśnie – jako bohater
zbiorowy – są najbardziej interesującym elementem filmu.
Zabijając Wdowę, sami wymierzają sprawiedliwość – mają do tego prawo. Wymagają podporządkowania i oddania, także w sensie fizycznym. A jednostki nonkonformistyczne – takie
jak Wdowa – muszą liczyć się z ostracyzmem.
Bierne, przeźroczyste kobiety stają się tłem.
Wszyscy żyją życiem wszystkich, nie ma żadnej
prywatności – zupełnie, jakby tworzyli jeden
organizm. Zamknięta, nieelastyczna struktura
społeczna sprawia, że pojawienie się czegoś z zewnątrz tę strukturę rozwala. Ludzie dzielą się na
swoich i obcych (o Basilu i Madame Hortense,
Francuzce od dawna mieszkającej w wiosce, nie
mówiono inaczej, niż xeno, czyli cudzoziemiec). Chłopska kultura, którą tworzą ma kilka charakterystycznych cech. Po pierwsze jest silnie
patriarchalna. To mężczyźni kształtują stosunki i normy zachowania, podejmują decyzje.
35
the rough issue 05
melba
prawdopodobnie myśli o wojnie grecko – tureckiej (1919-1922). Jednak podstawowym sposobem pomiaru czasu jest pomiar naturalny,
przyrodniczy (ktoś umiera, ktoś się rodzi), czas
pracy (budowa kopalni) oraz czas obrzędu liturgicznego.
uwagi mężczyzn. Ubranie Wdowy ma zasłonić
wszystko, co tę uwagę mogłoby przyciągnąć.
Bohaterowie, jako swoje przeciwieństwa, równoważą się – także w kwestii mody.
Obok dobrych zdjęć (słusznie nagrodzonych
Oscarem), ważną rolę odgrywa tu muzyka i taniec. Muzyka, najstarszy język świata, jest spoiwem społeczeństwa. Taniec dla Zorby to katharsis, rozładowanie napięcia. To zachowanie
instynktowne, odruch bezwarunkowy: gdy ktoś
zaczyna grać, reszta bez słowa zaczyna tańczyć,
nikt nikomu niczego nie wyjaśnia, nie tłumaczy, jak i po co. To się po prostu wie. A jak się
nie wie, to jest się obcym.
Kreteńczycy zdolni są u Kakogiannisa jedynie
do skrajnych emocji. Albo pogrążeni w apatii
milczą, nie wykonując żadnego ruchu, albo są
agresywni, krzyczą jakby składali się z najciemniejszych części freudowskiego id. Kontrolowani przez najniższe instynkty, stają się pierwotni.
Odpychający, obrzydliwi. A scena, w której stare kobiety czekają na śmierć Hortense by okraść
jej mieszkanie jest, moim zdaniem, jednym
z najbardziej gorzkich obrazów w historii kina.
Według tych samych kryteriów postrzegana jest
rzeczywistość: w statycznej, a więc niechętnej
do zmian kulturze, świat dzieli się na swój, bezpieczny, znany (orbis interior) i obcy, dziwny,
niebezpieczny (orbis exterior). Autorytetem są
przodkowie, tradycja; mamy więc do czynienia
z kulturą prefiguratywną. Sacrum miesza się tu
z profanum. Z jednej strony religia prawosławna
odgrywa istotną rolę – czas na wyspie liczy się
m.in. według świąt liturgicznych, Zorba w swoich zasadach i wartościach często odwołuje się
do Boga. Z drugiej, ludzie w swoim zachowaniu
sięgają do wartości innych niż religia chrześci-
jańska – do magiczności, czasów przedchrześcijańskich.
Mało tu słowa. Dialogi wśród mieszkańców
ograniczone są do niezbędnego minimum. To
kultura oralna, dlatego każde słowo jest ważne.
Zupełnym przeciwieństwem są xenos – skłonni
do opowiadania o sobie i swojej przeszłości.
Odcięta od świata, wieś jest poza czasem historycznym. Wiemy, że akcja dzieje się po pierwszej wojnie światowej (brał w niej udział Zorba);
ponadto Basil mówiąc o konflikcie z Turkami,
36
Dwa słowa o samym Zorbie. Przedstawia się
jako człowiek wolny, nieskrępowany ograniczeniami. Dionizyjski tryb życia – po to Bóg dał
ręce, żeby brać. I on wybiera to, co najlepsze.
Tylko, na ile był to świadomy wybór? Może szukamy czegoś czego nie ma, a Zorba bardziej, niż
królem życia, był życiowym kaleką, który podjął się wielu rzeczy i żadnej nie potrafił skończyć?
Warto zwrócić uwagę na to, jak przy pomocy
ubioru bohaterowie zostali przedstawieni w filmie. Mamy tu cztery główne postacie, dwie męskie i dwie kobiece: Zorbę, Basila, Hortense oraz
Wdowę. I właściwie sam wygląd wystarczy by
odbiorca był w stanie określić ich cechy charakteru. Z jednej strony Zorba w wyciągniętej, przybrudnej koszuli wygląda nie tyle nonszalancko,
co niechlujnie. Wiecznie podpity, niespecjalnie
przejmuje się swoją fizjonomią. Z drugiej strony
Basil: zadbany, czysty, w marynarce i pod krawatem. Starannie układa co rano włosy, a przyjeżdżając na Kretę, próbuje także w jakiś sposób
ułożyć sobie życie. Podobną dysproporcję widać
również wśród kobiet. Kokieteryjna Hortense,
wystrojona, wymalowana, chwilami rubaszna,
w niczym nie przypomina zapiętej pod szyję Wdowy, w czarnej długiej sukni z rękawem
i obowiązkowej chuście przykrywającej włosy.
Zadaniem ubrania Hortense jest przyciągnięcie
Inteligenci i handlarze wszystko ważą, a tu potrzeba jest tylko odrobina szaleństwa, jak mawiał Zorba. Tylko, czy to jest możliwe, gdy katastrofa za oknem wcale nie jest taka piękna?
Maybe we should just take the rough with the
smooth?
37
Yokonami
melba
39
melba
41
the rough issue 05
melba
the rough issue 05
melba
44
melba
melba
fotografie: Osamu Yokonami
48
melba
Moda
PAJONK
EWA KOSZ
FOORIAT
fotografie: Bartek Wieczorek / LAF AM
set design : Dorota Boruń / LAF AM
stylizacja: Maja Naskrętska
włosy: Michał Bielecki / Warsaw Creatives
make-up: Pola Dźwigała
modelka: Charlotte Tomas / Model Plus
SARA ŁĄTKOWSKA
51
the rough issue 05
melba
Pajonk
PROJEKTANT
Obecnie na rynku jest wielu projektantów
samouków, ty skończyłeś Międzynarodową Szkołę Kostiumografii i Projektowania
Ubioru. Co ci dała ta szkoła? Czy uważasz,
że bez akademickiego wykształcenia można odnieść sukces w branży mody?
Oczywiście, że można, liczy się pomysł i siła
przebicia. Mamy teraz wysyp polskich projektantów. Bardzo ciężko znaleźć coś oryginalnego, co będziesz pamiętał przez długi czas,
czy charakterystyczny styl danego projektanta. Oczywiście szkoła daje duże umiejętności,
nakierowuje nasze myślenie, uczy podstaw,
ale szkoła to nie wszystko. Co do ukończenia
przeze mnie szkoły, to jeszcze jej nie ukończyłem, obecnie mam urlop dziekański.
Do współpracy przy sesjach wybierasz
same znane i doceniane osoby. W ostatniej
kampanii wystąpiła Charlotte Tomaszewska, zdjęcia robił Bartek Wieczorek, scenografią zajęła się Dorota Boruń. Dlaczego
jako początkujący, młody projektant nie
chciałeś dać szansy początkującym fotografom i modelkom?
Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie innej
modelki jako twarzy mojej marki niż Charlotte – ma piękne rysy, ciało i idealnie pracuje
przed obiektywem. Nie chcę się blokować tym,
że jestem młodym projektantem. Jeśli chcę
pracować z zawodowcami, którzy są już w tej
branży bardzo długo, to nie widzę problemów,
aby tego nie robić. Zdecydowałem się na Bartka, dlatego że byłem pewny, że idealnie odda
klimat całej kolekcji. Nie odbieram tego jako
niedawanie szansy początkującym fotografom. Sam jestem na początku swojej drogi, to
dlaczego nie mogę sięgnąć po kogoś, kto ma
dość ustabilizowaną pozycję na rynku.
Czemu zająłeś się modą damską? Czy uważasz, że łatwiej ubrać kobietę, czy może
wręcz przeciwnie, moda kobieca stanowi
większe wyzwanie?
Moda damska zawsze była mi bliższa, jest dla
mnie ciekawsza i bardziej rozwijająca. Mężczyźni są bardziej wymagająca klientelą, tym
bardziej jeśli mówimy o polskim rynku. Są
bardziej zachowawczy i mają dość wąskie ramy
estetyki i ciężko wyjść poza nie. Mówię to trochę z własnego doświadczenia i poczucia estetyki oraz tego, co widać na polskiej ulicy.
Opowiedz o współpracy z innym znanym
artystą – Arobalem. Skąd pomysł na tę minikolekcję, jak przebiegał cały proces?
Współpraca z Arobalem zaczęła się dzięki świątecznym targom Art Yard Sale. Oprócz specjalnej kolekcji dla tych targów, przygotowałem
również właśnie z nim kolaborację. Wspólnie
52
stworzyliśmy charakterystyczny już dla mnie
top z ilustracją Bartka. Planujemy dłuższą
współpracę – nowe projekty powinny pojawić
się w jesienno-zimowej kolekcji.
Pytanie o inspiracje wydaje mi się zawsze
najbardziej banalne. Ale jako, że niektórzy
źródeł twojej ostatniej kolekcji doszukują
się w malarstwie flamandzkim i sztuce filmowej,
chciałabym zapytać ile w tym prawdy.
Niewiele. To, co widzimy w kampanii to efekt
pracy fotografa, modelki, scenografa i reszty
ekipy. Moja część to ubrania. Kolekcja nie była
53
the rough issue 05
melba
inspirowana malarstwem flamandzkim czy
sztuką filmową, ale miło czytać różne recenzje,
jak odbierają to inni ludzie. Udało się nam idealnie pokazać pełen pokus Paradise.
Jesteś dopiero na początku swojej drogi,
powiedz jak wyobrażasz sobie swój rozwój,
jakie masz plany, gdzie byś chciał być za
parę lat.
Raczej nie wybiegam tak daleko w przyszłość,
aby móc sprecyzować, gdzie będzie i jak będzie
wyglądała moja marka za kilka lub kilkanaście
lat. Jeśli chodzi o dbanie o wizerunek marki,
to wiele rzeczy robię instynktownie. Staram
się wybierać to, co według mnie jest najlepsze
i najbardziej pasuje do mojego wizerunku.
rozmawiała: Magdalena Nowosadzka
54
55
the rough issue 05
melba
Ewa Kosz
BEZ REFLEKSJI NAD KONSTRUKCJĄ
Jaka jest najważniejsza (a może
najbardziej zauważalna) cecha Polaków?
Broń Boże nie chodzi mi o wieczne niezadowolenie. Patrząc jak nasz kraj się zmienia, jak zmienia się wszystko dookoła
nas, niemalże z dnia na dzień, można
zauważyć coś, co wybija się na pierwszy
plan. To przedsiębiorczość. A zwłaszcza
przedsiębiorczość w segmencie mody.
Zwłaszcza w ostatnim czasie.
bookową i wypuszczamy produkt na rynek.
Trzeba odwalić jakiś PR, w końcu dobrze by
było, żeby ktoś napisał o naszej debiutanckiej
kolekcji. Gdzieś tam o uszy obiło się nam słowo
dekonstrukcja (albo inne określenie często nadużywane w opisach modowych kolekcji) i się
zaczyna. Zabawa w bycie projektantem. Zabawa
i jednocześnie drwina z innych, którzy poświęcili lata na naukę na wydziałach czy w szkołach
projektowania odzieży.
56
ilustracja: Joachim Sperl
Zostać projektantem mody nie jest tak trudno. Nie trzeba kończyć szkół – to stracone lata,
a w tym czasie można otworzyć swój butik,
osiągnąć sukces i zarabiać krocie. Początek nie
jest też trudny. Wyciągamy fundusze na start
od rodziców, albo bierzemy jakiś mały kredycik, kupujemy belę materiału, najlepiej szarej
dresówki. Kupujemy maszynę do szycia (bez
overlocka, jest przereklamowany), nie szukamy
konstruktora (kim jest konstruktor?) i zaczynamy szyć. Później szybko strzelamy sesję look-
57
the rough issue 05
melba
Nie wyobrażacie sobie, jak wielu młodych ludzi aspirujących do bycia projektantem mody
używa słowa dekonstrukcja bez żadnej refleksji i bez grama wiedzy o tym, czym ona jest.
Niestety zdarza mi się oglądać takie kolekcje,
na moje szczęście częściej na zdjęciach, niż na
żywo. Jest kolekcja, musi być też opis inspiracji.
Najczęściej w takich opisach kolekcji pojawiają
się słowa minimalizm i właśnie ta nieszczęsna,
przywołana do tablicy, dekonstrukcja.
scynuje pojęcie dekonstrukcji. Którzy chcą szokować niewykończonymi szmatami, byle jak
odszytymi. Których Maison Martin Margiela
czy Antwerpska Szóstka ani ziębi, ani grzeje. To
w gruncie rzeczy nawet nie jest kwestia jakiegoś
konkretnego nurtu w modzie. Bo każdy (nawet
niewyedukowany) tworzy jak mu w duszy gra.
W końcu nie kwestionuję tego, że nie trzeba
kończyć specjalistycznych szkół, aby okazać
się samorodnym talentem, geniuszem w jakiejś
dziedzinie. Choć sama jestem raczej zwolenniczką akademickiego wykształcenia.
A przecież dekonstrukcja, to nie zszyty byle jak
materiał, forma, która nie ma przysłowiowych
rąk i nóg. Dekonstrukcja to filozofia. To dekonstrukcja konstrukcji, zasad, całego systemu
i konwencji. I trudno określić zasady – to można zaliczyć do nurtu dekonstrukcji, a tego już
nie. Nawet nie wiem, jak to wytłumaczyć. I nie
wiem też, czy chce mi się to tłumaczyć. Wydaje mi się, że jeśli ktoś myśli o dekonstrukcji to
musi mieć przed oczyma przynajmniej Rei
Kawakubo i jej Comme des Garçons. Trudno
mi nawet przywoływać tę projektantkę za przykład. Nie jest raczej idealną przedstawicielką
modowego dekonstruktywizmu, choć jej debiutanckie kolekcje są chyba sztandarowymi
przykładami tego nurtu.
I sama mam sobie wiele do zarzucenia, w końcu śmiem pisać o modzie, a nie takie moje wykształcenie. Może studia na wydziale Historii
Sztuki dały mi jakieś podstawy, ale jednak nie
czuję się totalnie ekspertem. I chociaż czytam
dużo o modzie, to jednak uważam, że jestem
nadal uczniem. Że jeszcze dużo przede mną. Że
muszę się nieustająco dokształcać. Łapię się czasami w pułapkę myślenia, że już jestem na tym
etapie, że mogę wszystko. Ale mój krytycyzm,
zwłaszcza wobec siebie nie pozwala mi długo
siedzieć na piedestale samouwielbienia. Tak już
mam. I nie twierdzę – Wy też tak powinniście.
Mam za to prośbę, zwłaszcza do młodych, aspirujących do bycia projektantami mody – trochę
refleksji nie zaszkodzi. Trochę profesjonalizmu
tym bardziej. Wiedza też nie gryzie.
Zastanawiam się też, czy felieton jest dobrym
sposobem na wyedukowanie potencjalnych,
debiutujących projektantów mody, których fa-
58
Fooriat
PROJEKTANT
FOORIAT to marka dla mężczyzn
poszukujących nowoczesnych i świeżych
rozwiązań. Adresuje swoje propozycje
do silnego, świadomego swojego wyglądu
odbiorcy, który docenia wagę indywidualnego stylu i wartość wzornictwa.
Na kolekcję składają się produkty kluczowe w
męskiej szafie, o klasycznym rodowodzie, ale
z awangardowym twistem. Cechy charakterystyczne to dbałość o detal, funkcjonalność oraz
wysoka jakość surowców i wykonania.
Ważną częścią kolekcji są nadruki – proponowane wzory znajdą fanów zarówno wśród minimalistów, jak też przekornych, zdystansowanych i ironicznych dandysów.
FOORIAT oferuje produkty zarówno z naturalnych tkanin takich jak wełna, kaszmir, jedwab
czy bawełna, jak też z tkanin nowej generacji,
np. typu memory-shape.
Wiodącym produktem jest innowacyjny WARMOUR, pełniący funkcję ciepłego szala i kamizelki o sportowo-eleganckim charakterze. W
zależności od wybranej wersji oraz zastosowanej kombinacji zapięć i wiązań, nadaje sylwetce eleganckiego sznytu lub przełamuje strój na
sportowo.
59
the rough issue 05
fotografie: Adam Balcerek
produkcja: Grzegorz Badzio
art direction: Diferente
stylizacja: Asia Wysoczyńska
make-up: Joanna Semeniuk
włosy: Krzysztof Sierpiński
model: Marcin Ireneusz Dominik Trygar / AMQ Models
60
the rough issue 05
melba
62
63
the rough issue 05
melba
Łątkowska
ROUGH FABRICS, HIGH FIBERS
Mówi się, że w modzie wszystko już było.
Trendy powtarzają się cyklicznie, powracają
kroje charakteryzujące poszczególne okresy,
motywy, nadruki i tkaniny. A jednak moda
ewoluuje. Sukienka o kroju lat 50. (dajmy ją
za przykład jako bardzo charakterystyczną)
zupełnie inaczej prezentowała się 60 lat temu,
niż prezentuje się obecnie. I nie jest to tylko
kwestia świeżego spojrzenia projektanta na
fason, ale także możliwości technologicznych,
które ma do dyspozycji.
wę, że produkcja włókien naturalnych nie zaspokoi potrzeb rozrastającej się populacji. Na
całym świecie trwały prace nad łączeniem i mieszaniem nowych materiałów z wełną i bawełną.
W ten sposób powstał rewolucyjny nylon, lycra
i niegniotące się dzianiny. Na rynek wprowadzono również poliester, porównywany obecnie do fast foodów wśród materiałów.
ilustracja: Daria Malicka
Trudno określić, który projekt czy kolekcja okazała się przełomowa w kwestii wykorzystania
innowacyjnych materiałów do jej wykonania.
Moda w sposób ciągły korzysta z nowych technologii, często zapożyczając najpierw surowce
z tych używanych przez architektów czy projektantów wnętrz.
Już w latach 60. XX wieku zdawano sobie spra-
64
65
the rough issue 05
melba
W 1966 roku Paco Rabanne wykorzystał w swoich projektach sukien przypominających zbroje metalowe płytki, celofanowe kulki, ozdoby
z plastiku i celuloidu. Rabanne wymyślił także
futra wykonane z tkanin dzianinowych, a wiele z jego projektów dopełniały ozdoby z masy
celulozowej. Tym samym okrzyknięto go największym innowatorem w zakresie stosowania
nowych materiałów.
W ostatnich latach postęp technologiczny
umożliwił projektantom pracę nad kolekcjami
w zupełnie nowych wymiarach. Nawet dosłownie, jeśli weźmiemy pod uwagę przełomowy dla
techniki druku cyfrowego rok 2011, w którym
proste nadruki 2D wyewoluowały w sylwetki
imitujące obrazy 3D. Peter Pilotto w kolekcji
na wiosnę/lato 2012 porwał widzów w tropiki,
Mary Katrantzou do rajskiego ogrodu, a Dries
van Noten połączył zdjęcia z połowy XX wieku z panoramami miast XXI wieku, mamiąc
widzów krajobrazami, które zdawały się być
na wyciągnięcie ręki. Co najciekawsze w tych
kolekcjach? Gdyby uszyto je z materiałów
w monochromatycznych kolorach, najprawdopodobniej przeszłyby bez echa – cały sekret
tkwił w niezwykle starannie zaprojektowanych
nadrukach.
Kolejna rewolucja miała miejsce pod koniec lat
80., kiedy pod wpływem Marka Audibeta zaczęto łączyć lycrę z materiałami o tradycyjnym
splocie, jak bawełna, wełna, płótno czy welur,
dzięki czemu stały się o wiele bardziej elastyczne. Stretch, bo tak nazwano tę tkaninę, cieszył
się ogromnym powodzeniem – wygodny i niegniotący się, dał projektantom możliwość wprowadzenia na rynek ubrań obcisłych, podkreślających kobiecą sylwetkę.
Materiały wycinane laserowo można nazwać
koronką XXI wieku. Na zdjęciach wyglądają
łudząco podobnie do koronek wyrabianych
tradycyjnymi metodami (ręcznie bądź maszynowo) i dopiero po dokładnym przyjrzeniu się
widać precyzję cięć lasera. Laser daje niesamowite możliwości obróbki materiałów: umożliwia
wycięcie nawet najbardziej skomplikowanego
kształtu, odzwierciedla wzór z dokładnością do
setnych milimetra i gwarantuje stuprocentową
powtarzalność projektu. Kolejną zaletą lasera
W latach 90. do słownika mody weszło pojęcie
tkanin technicznych, które obejmuje nowe tekstylia, takie jak kevlar, polar i tkaninę antystresową testowaną przez Azzedine'a Alaię. W tym
okresie oprócz przełomu w branży tekstylnej,
nastąpił przełom w technologii tworzenia wykrojów – na rynek weszła metoda komputerowa
(CAO), umożliwiająca opracowywanie modeli,
nóż elektryczny i laser.
66
jest łatwość obróbki zarówno grubych (skóra),
jak i delikatnych materiałów (jedwab, batyst, satyna), a także ich wielu warstw, co wykorzystał
w swojej słynnej kolekcji tiulowych sukien duet
Viktor & Rolf. Na wybiegach już od wielu lat
znajdziemy nie tylko ubrania wykonane z laserowej koronki, ale i buty czy torebki.
stęp w tym zakresie postępuje niezwykle szybko, wręcz z dnia na dzień. Spoglądając na modę
z perspektywy materiałów, nie myli się Mark
Audibet, który twierdzi, że – moda jest kwestią
anatomii, a innowacja zaczyna się od materiału.
Jak będzie wyglądała moda w przyszłości? Czy
możliwe stanie się odejście od granic, jakie
wyznaczają szwy? Czy rzeczywiście będziemy mogli nosić ubrania, które dopasowane są
z komputerową dokładnością do naszej sylwetki? Moda, jak inne dziedziny związane z projektowaniem, których rozwój uzależniony jest od
postępu technologicznego, cały czas się rozwija. Kiedy Paco Rabanne ozdabiał swoje suknie
metalowymi płytkami, elementami z plastiku
i celuloidu, zasłynął jako innowator. Obecnie
ubrania, które łączą tradycyjne materiały z tymi
wycinanymi laserowo czy drukiem 3D są wybiegowym standardem, a przekroczenie kolejnych
granic w projektowaniu staje się coraz trudniejsze. Na szczęście tradycyjne techniki nie odchodzą w zapomnienie, i tak jak powracają kroje
z poszczególnych okresów, tak projektanci do
realizacji swoich pomysłów sięgają zarówno po
technologiczne nowinki, jak i tradycyjne metody zdobnicze i krawieckie. To właśnie dzięki tej
różnorodności technik i materiałów, moda cały
czas nas zaskakuje.
Moda w zupełnie nowym wymiarze, wymykająca się granicom zarysowanym przez tradycyjne
techniki krawieckie, zmierza ku drukowi 3D.
Od niewielkich elementów zdobniczych, przez
biżuterię, po niesamowite kolekcje haute couture
duńskiej projektantki Iris van Harpen, druk 3D
staje się coraz popularniejszy. Najsłynniejsza
kreacja, która powstała w tej technice, to zaprezentowana w ubiegłym roku suknia stworzona
(już nie uszyta!) dla Dity Von Teese przez Francisa Bitonti (nowojorskiego architekta) i Michaela Schmidta (znanego z projektów kostiumów
dla Madonny czy Lady Gagi). Skonstruowana
jak kolczuga sukienka posiada trzy tysiące połączeń przegubowych, dzięki którym Von Teese
rzeczywiście może się w niej poruszać.
W tej chwili druk 3D w zakresie mody ograniczony jest tworzywem, z którego powstają projekty – nie wynaleziono jeszcze materiałów na
tyle cienkich i miękkich by zastąpiły tradycyjne
tkaniny i dzianiny, ale, jak mówi Bitonti, po-
67
the rough issue 05
melba
Alexander Wang
PROJEKTANT
Szesnaście sklepów w siedmiu krajach,
kolekcje sprzedawane do ponad 700 domów
mody. Twórca dwóch marek, od 2012 r. dyrektor
kreatywny trzeciej – Balenciagi. 26 grudnia
skończył dopiero 30 lat. Alexander Wang to
amerykańsko – tajwański sen realizowany
w każdym calu.
It’s always impossible until it's done – mawiał
Nelson Mandela, a znając życiorys Wanga śmiało można stwierdzić, że to także jego credo.
Naukę w Parsons The New School for Design
w Nowym Jorku rozpoczyna w wieku 18 lat. Na
studiach ma praktyki u Marca Jacobsa i Dereka
Lama, w Teen Vogue i samym Vogue. Po dwóch
latach rzuca Parsons wraz ze wszystkimi stażami i decyduje się tworzyć pod własnym szyldem.
gue Fashion Fund Award, a wraz z nią 20 tys.
dolarów, które inwestuje w drugą markę. I tak
obok Alexander Wang powstaje T by Alexander
Wang, składająca się głównie z bawełnianych
podkoszulek, spódnic i tunik.
W wieku 29 lat zostaje dyrektorem kreatywnym
Balenciagi. Konsternacja powstała wokół decyzji nie była trudna do wyobrażenia. Standardowy scenariusz jest taki, że projektant pracujący
dla czołowego domu mody, nie mogąc podpisać
swoich kolekcji własnym nazwiskiem, po kilku
latach decyduje się tworzyć na własny rachunek.
Tu sytuacja jest odwrotna – Wang zaczął od
Mając 22 lata, wypuszcza pierwszą, pełną kolekcję kobiecą. Rok później otrzymuje Council
of Fashion Designers of America (CFDA)/Vo-
tekst: Aleksandra Krześniak
fotografia: materiały prasowe
68
69
the rough issue 05
melba
własnej marki i marka ta miała już bardzo silną
pozycję. Francois-Henry Pinault, szef Balenciagi, określa projektanta mianem przedstawiciela
kultury naprawdę uniwersalnej. Ale czy można
tworzyć w miejscu bardziej kosmopolitycznym,
niż Nowy Jork?
przede wszystkim ubrań, w których będą czuć
się dobrze? Że szukają kogoś, kto ich ubierze,
a nie przebierze. Taką tendencję widać doskonale także na polskim rynku. By Insomnia otworzyła niedawno drugi sklep w Warszawie, w Polsce jest ich już dziesięć. Natalia Pstrokońska,
jedna z właścicielek marki, w niedawnym wywiadzie dla Newsweeka przyznała, że nie wierzy
w powrót do ubrań, w których nie czulibyśmy
się komfortowo.
Kolekcja Balenciagi jesień-zima 2013/2014 jest
ostra i surowa. W dużej mierze składa się z androgenicznych, dobrze skrojonych garniturów,
marynarek i płaszczy typu oversize. Do tego
szerokie spodnie, z obowiązkowym kantem;
długie lub w wydaniu 7/8. Kolory to bezpieczna klasyka: biały, czarny, szary, granatowy.
Żadnych wzorów, printów, falban, zdobień, czy
nawet charakterystycznych, metalowych suwaków. Biżuterii brak, makijaż niewidoczny, włosy schowane. Przełamaniem i przeciwwagą góry
są buty. Sięgające niemal pół uda oficerki z grubej, twardej skóry przyciągają uwagę. Z drugiej
strony mamy drobne półbuty, roboczo zwane
cwelkami – czarnobiała, lakierowana skóra dobrze prezentuje się na mocnej cholewce.
Współpraca Wanga z Balenciagą układa się
znakomicie, jego autorskie kolekcje odnoszą
większy sukces z każdym kolejnym sezonem.
Marka rośnie i trzyma się mocno, mimo przejściowych turbulencji. W 2012 roku trzydziestu
robotników pracowni Wanga w Chinatown złożyło pozew przeciwko projektantowi o łamanie
prawa pracy. Ciężkie warunki (małe, duszne
pomieszczenia), w których mieli pracować na
zmianach trwających 16, a czasem i 25 godzin
skończyły się żądaniem 450 mln dolarów odszkodowania. Po pół roku sąd federalny odrzucił pozew, oczyszczając projektanta z zarzutów.
Trudno o gorszy wpływ na wizerunek przedsiębiorstwa niż sprawa o wykorzystywanie robotników, jednak marki Wanga nie odnotowały
poważniejszych strat.
Jeśli można coś Wangowi zarzucić, byłaby to
przewidywalność. Tylko czy jest to właściwie
wada? W 2007 roku projektant debiutował uniseksualną kolekcją z dzianiny i do dziś konsekwentnie trzyma się stylu, który wówczas stworzył; estetyce bliskiej skandynawskiej prostocie.
Mówi się o nim urban designer : jego ubrania to
miejski styl Nowego Jorku, elegancka nonszalancja. Może to właśnie leży u źródeł jego sukcesu – przekonanie, że dzisiaj ludzie szukają
Trzydziestolatek o wyglądzie licealisty znajduje
się teraz w miejscu, na które pracuje się latami,
a i tak przeważnie nie udaje się go osiągnąć.
W tym miejscu zwykle kariera się kończy. Dla
Alexandra Wanga dopiero się zaczyna.
fotografia: materiały prasowe
70
71
Balicka
sutanna: WFD
melba
melba
75
the rough issue 05
the rough issue 05
fotografie: Katarzyna Balicka
modelka: Marcelina Lubocka
78
melba
Fotografia
KUBA DĄBROWSKI
STEVEN KLEIN
81
the rough issue 05
melba
Dąbrowski
Od ośmiu lat wrzucasz zdjęcia na bloga.
Wyobrażasz sobie swoje życie bez fotografii?
Oczywiście, że tak. Jeśli jestem w stanie sobie
wyobrazić, że odcinają mi rękę i tracę kończynę, to przy tym fotografia to jest duperel. Ktoś
inny by robił zdjęcia. Jest taki film Woody’ego
Allena o reżyserze, który ślepnie – Koniec z Hollywood. Więc to też jest możliwe. Poza tym,
możesz robić zdjęcia, nawet nie patrząc na nie.
Moim ulubionym poetą jest Charles Reznikoff, taki amerykański poeta z lat 40. Człowiek, który według mnie robił zdjęcia, pisząc wiersze. To
utwory złożone z prostych twierdzących zdań,
ilustrujących kawałek świata, kawałek tego, co
widać. To jest fotografia bez fotografii.
Rozmawiamy w Zachęcie, przed otwarciem
twojej wystawy Film obyczajowy produkcji
polskiej, gdzie pokazujesz zdjęcia z ostatnich dwudziestu lat. Jaki masz stosunek do
swoich wczesnych zdjęć?
To był mój pierwszy odruch fotografowania,
więc fotografowałem rzeczy, które mnie naprawdę interesują, które czuję. Bez myślenia o tym,
że jestem fotografem, bez myślenia o tym, że
ktoś je kiedyś zobaczy. Te zdjęcia, które robię
teraz, te wszystkie zdjęcia z mju, one zaczęły
się dziać, kiedy byłem poważnym, ukształtowanym fotografem, już po studiach, robiącym
zdjęcia do Przekroju i Newsweeka. Mając te 24
lata, doszedłem do wniosku, że już potrafię robić zdjęcia, potrafię obsługiwać wielki format,
potrafię świecić studyjnie. I wtedy troszeczkę
zrobiłem koło do tego, co robiłem na początku.
Ale to byłeś już wtedy po studiach fotograficznych?
Tak, kończyłem liceum w 1999 roku, chciałem
studiować fotografię w łódzkiej filmówce na
wydziale operatorskim, ale jestem daltonistą
i nawet nie mogłem tam zdawać egzaminów.
W związku z tym zdałem na socjologię do
Krakowa, a po roku socjologii dostałem się do
Opavy i studiowałem dwa kierunki równoległe.
Dlatego też musiałem zacząć wcześnie pracować. Opava jest za darmo, ale to były czasy negatywów, trzeba było kupić te wszystkie papiery,
dojechać tam. Miałem przygotowaną teczkę do
egzaminu do szkoły i poszedłem z nią do Przekroju, który miał wtedy redakcję w Krakowie
i oni mnie tam wzięli trochę jak taką dziewiętnastoletnią maskotkę. Tak to się zaczęło.
A co ci dała Opava oprócz takiego czysto
technicznego przygotowania?
Dała mi pewność siebie i dała mi fotograficznych przyjaciół. To brzmi jak takie kombatanckie opowieści, ale te 15 lat temu to były zupełnie
inne czasy. Słyszałeś, że gdzie jest taka agencja
Magnum i widziałeś cztery albumy tej agencji,
bo akurat były w empiku. Nie miałeś księgarni
artystycznych, Amazonu, ani nawet szybkiego
internetu w domu żeby sobie te zdjęcia zobaczyć. Teraz, jak Ryan McGinley miał wystawę
82
w Seulu, widziałem dokumentację tej wystawy,
widziałem jak powiesił zdjęcia, widziałem ludzi,
którzy byli na wernisażu. Jeszcze dodatkowo galeria określiła, jak tagować zdjęcia na instagramie z tej wystawy, więc mogłem obejrzeć zdjęcia, które odwiedzający tam robili. To wszystko
nie będąc na miejscu. W Opavie uczył i uczy do
tej pory Vladimir Birgus, który strasznie dużo
jeździ po świecie, po wszystkich festiwalach fotograficznych, jest poważnym krytykiem fotografii i kuratorem. Na każdym naszym zjeździe
pokazywał setki slajdów z tych wyjazdów. Poza
tym Opava była wtedy dość kameralną szkołą,
z Polski na roku było nas troje. Musieliśmy się
poznać, razem dojeżdżać, razem się organizo-
wać na te wyjazdy. Dzięki temu poznałem Rafała Milacha, Pawła Adamusa, Szymona Szcześniaka i nie poznałem ich jak kolegów ze szkoły,
których się mija, tylko tak naprawdę, mam nadzieję, że na całe życie.
Czytając o tobie spotkałem się z określeniem, że jesteś ciągle młodym fotografem.
Bardzo mi się spodobało. Czy czujesz się
ciągle młody i czy to poczucie ma jakieś
przełożenie na twoją twórczość?
Nie chciałbym być na siłę młodzieżowy. To jest
tak, jak raperzy nagrywają pierwszą płytę o tym,
że żyją na ulicy, a później są milionerami i nie
mogą już drugiej płyty nagrać o tym samym,
ale albo to robią albo jednak jakoś się zmieniają
83
the rough issue 05
melba
i idą do przodu. Ta fotografia, którą robię jest
dosyć młodzieżowa, ale ja wolę myśleć, że ona
jest pierwszoosobowa i jest o tym, co dookoła mnie. Wiadomo, że chcesz być w życiu jak
najdłużej młody, ale w pewnym momencie to
się robi żałosne. W pewnym momencie już nie
możesz być młody, musisz być odpowiedzialny
i tak dalej.
jakoś żałosno-podejrzane. Ja bym wolał iść taką
drogą jak Nan Goldin, to znaczy ja dorośleję
i niech moje zdjęcia też dorośleją.
Kto odpowiadał za selekcję zdjęć na wystawę w Zachęcie?
Z moimi zdjęciami jest taki problem, ze jest ich
strasznie dużo, mam tysiące negatywów. Dlatego też sam robiłem pierwszą selekcję. Potem razem z kuratorką Joanną Kinowską to kroiliśmy.
Joanna rozumie te zdjęcia z zewnątrz. Są rzeczy
które dla mnie były ważne, natomiast na zdjęciu to się nie tłumaczyło i staraliśmy się wybrać
takie fotografie, które będą uniwersalnie rozumiane.
Ale wiesz, fotografia ma dużą siłę kreacji.
Dla mnie robienie zdjęć porządkuje mi życie na
co dzień. Patrzę na siebie z zewnątrz. Tak jakbym chodził do psychoterapeuty i musiał jakieś
rzeczy powiedzieć głośno i jak powiem je głośno, to wtedy dopiero zdaję sobie z nich sprawę.
Czyli sama koncepcja rodziła się w trakcie
– to, że zdjęcia ze slajdami i muzyką stworzą jedną całość?
Z fotografią jest tak, że widzisz zdjęcie w internecie, potem przychodzisz do galerii i widzisz
to samo zdjęcie, tylko że na ścianie. Często nie
mam odczucia, że oglądam coś innego niż już
wcześniej widziałem. A z moimi zdjęciami jest
tak, że wiele ludzi, którzy przyjdą na wystawę
już te zdjęcia wcześniej widzieli i według mnie,
robiąc tę wystawę, powinienem zbudować jakąś
nową jakość, inną niż w książce, internecie, czy
magazynie. Dlatego te różne formaty, dlatego
jest skala, np. ten Michael Jordan to jest coś, czego w internecie nie doświadczysz, czego nie da
ci książka, czego nie zrobię nigdzie poza Zachętą, bo muszę mieć ogromną salę i tak samo jest
z tymi pokazami slajdów.
Czyli obserwując siebie z zewnątrz, czujesz
tę różnicę.
Jestem ojcem, kupiliśmy samochód, zmienia
mi się relacją z rodzicami. Moi koledzy nie wychodzą już młodzieżowo na zdjęciach, mają już
inny styl życia. Dam taki przykład – jest Nan
Goldin i Larry Clark, dwoje fotografów, którzy
prowadzili jakoś tam młodzieżowe narracje.
Goldin, jak była młoda fotografowała młodych
ludzi, jak była starsza, fotografowała starszych
ludzi, teraz jest dorosła i fotografuje swoich
znajomych plus dzieci swoich znajomych. Ona
przechodzi taki cykl dojrzewania normalnego człowieka. Zmienia się też to, co ma przed
obiektywem. Zdjęcia się robią spokojniejsze,
bo ona jest spokojniejsza. A Larry Clark prawdopodobnie sypia z dziewczynami, które mają
siedemnaście lat, prawdopodobnie cały czas
wydaje mu się, że jest osiemnastolatkiem. Clark
się starzeje, a jego tematem wciąż są nastolatki,
których moim zdaniem on nie ma już prawa rozumieć. I z mojego punktu widzenia to się robi
84
A skąd pomysł żeby się akurat do Lesława
zwrócić o warstwę muzyczną?
To nie jest tak, że cała warstwa muzyczna jest
85
the rough issue 05
melba
od Lesława. W pierwszej sali Zenon Martyniuk
z zespołu Akcent śpiewa piosenkę Neila Younga Only love can break your heart. Ta pierwsza
sala jest o podlaskim marzeniu o Ameryce.
Zenon Martyniuk, gwiazda disco polo śpiewa
bardzo amerykańską, korzenną piosenkę. jeśli
zaś chodzi o Lesława to Partia i Komety to są
moje ulubione polskie zespoły i pomyślałem,
że jak jestem w takiej instytucji jak Zachęta, to
mógłbym spróbować spełniać swoje marzenia,
bo nigdy nie wydam żadnej płyty z Lesławem.
Piosenki Lesława są o tym samym, co moje zdjęcia albo moje zdjęcia są o tym samym, co jego
piosenki. Ten sam typ wrażliwości. On nagrał
akustyczne wersje utworów, które według niego
pasowały do wystawy. Podobnie nie nagram ni-
gdy żadnej płyty dla Prosto i dlatego specjalnie
na wystawę wypuściliśmy limitowaną edycję
pięćdziesięciu plecaków. Dobrze, zatem przejdźmy teraz do mody.
W Lookout Gallery bierzesz udział w zbiorowej wystawie 2m2 mody. Są tam zdjęcia
z cyklu They are wearing , które od trzech
lat robisz dla Women's Wear Daily (WWD).
Często mówisz, że w fotografii nie chodzi
o to, żeby robić ładne zdjęcia. Jak to motto
realizujesz w obszarze street fashion ?
Inne są motta do pracy prywatnej, a inne do zleceń. Praca dla WWD jest dla mnie bardzo przyjemną pracą zawodową, w której mam dużo
wolności. Sam tych zdjęć nie wybieram, robią
to redaktorzy. My jesteśmy w Europie, a ten
magazyn jest wydawany w Stanach i w Japonii.
Z powodu trzech różnych stref czasowych nie
ma po prostu takiej możliwości. Działam dokumentalnie i staram się nie zatrzymywać ludzi,
bo oni są trochę przyzwyczajeni do pozowania. Często na przykład czekam, aż coś się stanie w drugim planie. Jest na przykład policjant
i czekam, aż on machnie rękoma. I wiem, że to
jest dobre, dokumentalne zdjęcie, że ono warsztatowo jest sprawne, ze zgrały się plany. Ale w takiej masie oczywiście zdarzają się gorsze zdjęcia.
W pierwszym roku robiłem dla nich backstage,
dopiero później They are wearing. Brief, który
dostałem był taki, żeby w połowie być Sartorialistem, w połowie Martinem Parrem i tak staram się robić.
internetową itd. Oczywiście chciałbym współpracować z Moniką przy sesjach do magazynów, ale do tej pory rzadko nam się to udawało.
W ostatniej mojej książce 113,604 Stray Dogs są
zdjęcia Lan, Monika ją ubierała i później było
to publikowane jako sesja we włoskim magazynie PIG. Monika stylizowała też różne sesje Mariosów.
Zdarzają ci się jednak kolaboracje z projektantami, jak na przykład w przypadku
wspomnianej marki Marios, czy realizacja
sesji zdjęciowych, jak choćby ostatni lookbook dla Justyny Chrabelskiej. Czemu się
zgodziłeś na te projekty, jak wygląda taka
współpraca?
Nie ma tu większej filozofii i raczej nie ma fascynujących anegdot. Godzę się na projekty,
które z jakiejś przyczyny mi się podobają.
Ktoś na twoim blogu przy okazji publikacji kilku zdjęć z tego cyklu poprosił, żebyś napisał coś więcej o swoim podejściu
do mody. Odpowiedziałeś, że nie ma nad
czym dywagować, że to jest właśnie tylko
praca. Czy to znaczy, że moda cię w żaden
sposób nie kręci?
Mi się wydaje, że moda jest jak wszystko. To
tak, jak spytać, czy kręci mnie muzyka. Mam
swoje ulubione zespoły i mam zespoły, których
nie lubię. Lubię filmy Jima Jarmusha, ale nie lubię większości holywoodzkich blockbusterów.
I z modą jest tak samo. Gdyby mnie było stać,
kupowałbym ubrania Jil Sander.
W wywiadzie dla Positive Magazine powiedziałeś – Wydaje mi się, że fotografując
swoją dziewczynę, znane osoby publiczne czy
najnowszy pokaz mody zawsze robię to samo.
Co jest wspólnym mianownikiem dla tych
wszystkich rzeczy?
Jest kilka wspólnych mianowników: czasy
w których powstają zdjęcia są te same, fotograficzny język jest podobny, moja wrażliwość jest
wspólnym mianownikiem. Myślę, mam nadzieję, że za kilka lat wszystko ułoży się w spójny dokument o tym, co teraz.
Czy obecnie nadal zdarza ci się współpracować ze swoją dziewczyną Moniką przy
zdjęciach modowych? Wiem, że pomagasz
jej przy Córce Rybaka.
To są wspólne życia i to naturalnie wychodzi:
Monika robi czapki, ja fotografuję je, przygotowuję pliki do druku, pomogę kodować stronę
86
rozmawiali: Łukasz Nowosadzki
i Magdalena Nowosadzka
87
the rough issue 05
melba
Wystawę 2m2 mody można obejrzeć w Galerii
Lookout do 22 lutego. Kuratorem wystawy jest
Paweł Żukowski. Wystawa Film obyczajowy produkcji polskiej w Zachęcie – Narodowej Galerii
Sztuki trwa do 16 marca. Kuratorką wystawy
jest Joanna Kinowska.
fotografie: Kuba Dąbrowski
88
89
the rough issue 05
melba
Steven Klein
FOTOGRAF
Perwersja, piekielna maskarada,
destrukcja, masochizm. Oto Steven
Klein. Łamiący wszelkie zasady i konwencje, nieustannie jeden z czołowych
i najbardziej wpływowych fotografów
mody.
Steven Klein urodził się w 1965 roku. Początkowo chciał zostać malarzem, w wieku 12-13 lat
zajmowała go ceramika i garncarstwo. W tym
samym czasie w piwnicy rodzinnego domu
zrobił ciemnię, ale wtedy jeszcze nie myślał
o fotografii poważnie. Wszystko zaczęło się
niespodziewanie. Klein zakochał się w starszej
koleżance ze szkoły, a zauroczenie przeistoczyło się w obsesję. Fotografował ją przez kilka lat.
Pamięta, że się wyróżniała, nosiła się w stylu
American Indian look. To właśnie ona pokazała
nastoletniemu amatorowi fotografii pierwszego
europejskiego Vogue’a. Wcześniej nie miał nawet
pojęcia, czym jest moda. Jednak Klein nie tak
od razu poświęcił się fotografii mody. Na Rhode Island School of Design wybrał malarstwo.
Fotografia nie dawała mu spokoju. W 1985 roku
dostał pracę przy kampanii reklamowej Diora.
I pomimo wcześniejszych obiekcji, w końcu
stwierdził, że to musi być to.
tekst: Alicja Caban
fotografia: materiały prasowe
90
91
the rough issue 05
melba
Dwuznaczne sesje zdjęciowe o mrocznym,
wręcz demonicznym charakterze stanowią odskocznię od świata mody w stylu niewinnego
glamour. Kleina denerwuje, że każdy fotograf
opowiada, jak to szuka inspiracji na ulicach
oraz w bajkowych krajobrazach, tworząc ostatecznie wyidealizowany świat dla lalek Barbie.
Styl Kleina jest tego absolutnym zaprzeczeniem. Hermetyczna przestrzeń i emocjonalna
izolacja odzwierciedlać mają ciemną część życia
złotych celebrytów. Choć dla nikogo nie jest tajemnicą, że seks doskonale sprzedaje modę, to
seksualność u Kleina jest tak realistyczna i namacalna, że staje się jednocześnie odpychająca
i elektryzująca. Chwilami aż trudno uwierzyć,
że Klein podbił serce i zawładnął duszą świata
mody. Sam fotograf przyznaje, że czasem agent
go upomina, każe przystopować, uważa że ktoś
z redakcji może poczuć się urażony czy zniesmaczony. Kleina to śmieszy, bo gdy pokaże
zdjęcie, powiedzmy homoerotyczne, zwykłemu dzieciakowi na ulicy, ten zawsze odpowie –
Wow, that’s cool, man!
Bradem Pittem i Madonną. Jak przyznaje, nie
chodzi tu o ich pozycję w showbiznesie, tylko
podejście do współpracy. Oni mu ufają, a on jest
gotów w pełni przekształcać swoje wizje w arcydzieła. Dowodów na owocną współpracę jest
wiele, choćby 62-stronicowe portfolio z Bradem
Pittem, które opublikował włoski L’Uomo Vogue
czy głośny projekt zrealizowany z Madonną
w 2003 roku X-STaTIC PRO = CeSS. Coraz częściej zresztą możemy podziwiać twórczość Kleina w formie video, jak najnowszą kampanię dla
McQueena z Kate Moss, czy film promujący
perfumy Lady Gagi Fame. Ostatnio nagrał też
rewolucyjny apel Madonny poruszający temat
szerzącej się nietolerancji – Secret Project Revolution, wyświetlany na ulicach Berlina, Londynu, Toronto, Los Angeles i Nowego Jorku.
Klein pracuje dla największych: Calvina Kleina,
Dolce & Gabbany, Alexandra Wanga, Nike’a,
Alexandra McQueena. Publikują go: Vogue, i-D,
Numero, W Magazine. A mówią o nim wszyscy.
Im mniej on dba o modę, tym bardziej świat
mody go pożąda. Współpracę z fotografem
chwali sobie nawet Anna Wintour – Dajesz mu
sukienkę, a on tobie oddaje dziewczynę w sukience z robotem w ogrodzie. To jest bystre, konceptualne i w ostateczności liryczne.
Steven Klein znany jest przede wszystkim z wielu sesji z udziałem gwiazd i celebrytów: Justina
Timberlake’a, Davida Beckhama, Naomi Campbell czy Kate Moss. Ale z nikim nie pracuje
tak często i tak ochoczo, jak z dwiema największymi ikonami dzisiejszego świata popkultury:
fotografia: materiały prasowe
92
93
the rough issue 05
melba
Wrońska
94
95
the rough issue 05
the pure issue 04
melba
98
99
the rough issue 05
100
the pure issue 04
melba
102
103
the rough issue 05
melba
fotografie: Agata Wrońska
stylizacja: Basia Polańska
włosy: Emil Zed / Van Dorsen Talents
make-up: Kasia Roguska
model: Dominik Kołowiecki / Panda Models
modelka: Sandra Kraszewska
studio: Suffit
104
105
melba
People
DOROTA BUCZKOWSKA
KASIA NOSOWSKA
REBEL LOOK
bez tytułu, olej na płótnie,
w ymiar y 150 x 100 cm, 2013
107
the rough issue 05
melba
Dorota
Buczkowska
ARTYSTA
Czy uważasz, że to kim jesteś, skąd pochodzisz, jakiej jesteś płci jest widoczne w twojej twórczości?
Oczywiście, to baza. Kultura, w której się wychowujesz kształtuje twoją percepcję, system
wartości, określoną estetykę. Płeć determinuje
role wobec innych, a w każdym razie twoje doświadczenie.
Ludzie oglądający twoje prace nie znają cię
prywatnie, czy mają szansę zrozumieć, co
robisz?
Mam nadzieję, chociaż według mnie w odbiorze sztuki nie do końca chodzi o rozumienie.
Prywatność jest na pewno dla mnie źródłem
inspiracji, natomiast to, co pokazuję jest przetworzone i nigdy nie jest dosłowne, raczej operuje symbolem, przenosi napięcia czy intensywność emocji. Myślę, że moja twórczość dojrzewa
i zmienia się równolegle do tego, co dzieje się
w moim życiu. Jest częścią codzienności, barometrem.
108
Czy uważasz, że opis jest potrzebny obrazowi, który tworzysz?
Są prace, w których tekst jest istotną częścią
projektu, są też takie gdzie nie trzeba niczego wyjaśniać. Prace, które bazują na koncepcji
– jak Interror (instalacja/podłoga z czarnego
prochu i parafiny ) potrzebują opisu np. informacji o użytych materiałach. W tym wypadku
materiał jest częścią koncepcji i nośnikiem treści. Towarzysząca instalacji kartka informuje
o obecności składników wybuchowych, wywołuje napięcie pomiędzy czysto teoretycznym
zagrożeniem a destrukcją, jakiej ulega parafinowa podłoga pod naszymi stopami. Jeśli chodzi o moje malarstwo, to nie wydaje mi się żeby
potrzebowało opisów. Obraz jest komunikatem
wizualnym i na tym poziomie działa na nas
albo nie. Można analizować, rozmawiać o inspiracjach, kolorach, konwencji itp., ale to nie
ma większego znaczenia, jeżeli stojąc przed nim
pozostaje ci obojętny. W obrazie można się też
zakochać.
109
the rough issue 05
melba
Infekc ja, instalacja przestrzenna
ok 5m x 4m, materiał y: folia, hel, widok
z w ystaw y Transitional Conditions,
CR AC Sete, Francja, 2008
Interror, materiał y: parafina i materiał y
w ybuchowe, w ystawa Wani, Fondation
Ricard, Paryż, 2011
110
111
the rough issue 05
melba
Zawsze starannie dobierasz tytuł do projektu, wystawy. Często są to długie opisowe
zdania. Naprowadzasz widza?
Nie narzucam interpretacji. Owszem tytuły są
dla mnie ważne, ale zwykle są rodzajem otwartej metafory, którą można odczytać na różne
sposoby. Uważam, że dwuznaczność, niejasność budzi uwagę. Coś, czego nie możemy natychmiast zinterpretować, co się wymyka, przywołuje naszą czujność. Nie wszystkie części są
kompletne czy Rok w sanatorium to tytuły, które
dla mnie dość konkretnie nawiązują do tego, co
się pod nimi kryje. Ale nie mam nic przeciwko
temu, aby oglądający rozumiał to po swojemu.
W ten sposób zostawiam przestrzeń na własne
interpretacje. Dzięki temu odbiór jest bardziej
autentyczny – zależy od dojrzałości, punktu
widzenia, stanu umysłu, stanu uczuć, etc. Gotowość oglądającego też ma znaczenie. Jeśli chcesz
czytać literaturę, najpierw trzeba nauczyć sie liter i praktykować . Odbioru sztuki tez się uczymy przez doświadczenie.
łość, ciepło, faktura są dla mnie bardzo ważne. W większości moich prac wpisany jest czas
jako proces zmian, które zachodzą np. wraz
z udziałem publiczności, czy zmianami atmosferycznymi, procesami fizycznymi, destrukcja
tworzywa. Materiał ma swoje właściwości, ograniczenia, swoją naturę. Te wartości są komunikatem. Ponieważ pracuję w różnych mediach,
w zależności od koncepcji projektu, pierwszą
decyzją wiążącą jest wybór techniki.
Ale zawsze najpierw jest koncepcja?
Wybór techniki i materiałów jest istotną częścią
koncepcji projektu.
Czy nie jest tak, że coś bierzesz do ręki
i urzeka cię, poddaje się twojemu działaniu i staje się dziełem sztuki? Wiem, że
miękkie materiały cię uwodzą, lubisz się
nimi otulać, otaczać.
Jeśli chcę pokazać papier jako skórę, to sięgam
po tłuste kosmetyki. Jeśli jest we mnie strach
i samotność podświadomie szukam np. puchatej wełny i robię miękkie obiekty. Często właśnie instynktownie, podążam za materią, która
mnie pociąga, bo jest we mnie temat czy potrzeba, której nie potrafię jeszcze nazwać, nadać
jej kierunku na poziomie werbalnym. Kontakt
z tworzywem naprowadza mnie na właściwy
trop, takie działanie uruchamia zmysły, za którymi podąża uwaga i intelekt.
Często ludzie reagują emocjonalnie?
Zdarza się to znacznie częściej, od kiedy pracuję
bardziej spontanicznie, czyli zdaję się bardziej
na instynkt niż intelekt, jak w przypadku cyklu
rysunków kosmetykami.
Obecność w twoim życiu syna ma na to
wpływ?
Max jest przewodnikiem po tym co nieprzewidziane (śmiech). Uczy otwarcia na emocje i zaufania do siebie, do życia, do chaosu.
Jesteś osobą, która żyje ze swoją sztuką, jest
obecna w twoim domu jak krzesło i stół.
Jest naturalną częścią mojej codzienności.
Mieszkam w pracowni, więc nie mam wyboru,
ale lubię mieć na ścianach świeże, jeszcze nieskończone prace – obserwuję je zasypiając i budząc się.
Często zmieniasz medium, bardziej stawiając na temat, ale z techniki też wynika charakter obrazu, więc co uważasz za dominujące?
Charakter czy właściwości materiału, jego trwa-
Swing, w ysokość ok 6 m,
materiał y: latex, helium,
Biennale of Lorne Sculprture,
Australia, 2011
112
113
the rough issue 05
melba
Trudno po twoich pracach ocenić, czy nie
są skończone.
Często wynika to z faktu, że używam materiałów, które obrabiam sama ręcznie – ten rodzaj
pracy pozwala mi na samodzielność, a jednocześnie zostawia posmak prowizorki – rough
(śmiech). Znajduję w lesie kawał próchna albo
spłowiałą folię i mowię – piękne!. Wiele moich
prac jest na pograniczu tego, co uważamy za
przyjemne. Mogą budzić dwuznaczne odczucia, prowokować do reakcji innej niż – o ładne,
pasuje mi do kanapy. Pokazując prace, takie jak
struktura z lateksowych kulek, wypełnionych
pociętym ubraniem, czy gniazda jaj z parafiny
i prochu strzelniczego, nie spodziewam sie komentarzy – ładne. Estetyka moich prac pozostaje często surowa , dekoracyjność nie jest dla
mnie priorytetem. W sensie technicznym nie
robię rzeczy, które ukrywałyby ułomność ręki
ludzkiej, czy właściwości materiału – raczej dowartościowuję niedoskonałość charakterystyczną dla tworzywa, uwydatniam mankamenty
ręcznych działań na nim. To jak znaki szczególne. Perfekcja jest dla mnie nudna, powtarzalna
i nie ma w niej tajemnicy. Jest nieludzka i ma
w sobie obojętność. Tym samym pozwala widzowi pozostać obojętnym.
Ten brak kontroli nad dziełem jest zaskakujący, zabawny, stresujący?
Wydaje mi się naturalny. Praca ma początek
i koniec, pomiędzy nimi jest ciągły proces
zmian. Jeden z moich pokazów zatytułowany był Stany przejściowe – intryguje mnie faza,
którą trudno określić, ponieważ jest w trakcie
transformacji, ma potencjał zmiany. Obserwacja procesu dla mnie samej jest zawsze ciekawa.
Bardzo lubię odkrywać i obserwować, jak np.
rysunki robione kosmetykami miesiącami rozwijają się, ponieważ papier wchłania tłuszcz.
Plamy nabierają nowych kształtów, rosną.
Jesteś z wykształcenia rzeźbiarką, ale też
konserwatorką sztuki i ten aspekt jest zabawny.
Pozwalam swoim pracom umrzeć w sposób naturalny. Po projektach, które odchodzą pozostaje dokumentacja. Te, które ulegają procesom
destrukcji w czasie prezentacji, traktuję w kategoriach happeningu. Lubię autentyczność takiej sytuacji.
Nad czym teraz pracujesz?
Przygotowuję wystawę w reprezentującej mnie
galerii Starter – zupełnie nową rzecz, dużą instalację z lekkich materiałów w charakterze zdecydowanie rough. Zapraszam 22 lutego do Startera.
Prowizoryczność zawiera też w sobie tymczasowość, prawda? Twoje prace zmieniają
się z czasem, ulegają samodestrukcji lub
transformacji.
Tak, wspominałam na początku rozmowy, że
interesuje mnie proces zmian, który zachodzi
wraz z upływem czasu . Zmiany są często związane bezpośrednio z charakterem materiału
– huśtawki na balonach z helem odlatują, parafina kruszy się pod stopami, lateks pęka od
ciśnienia.
rozmawiała: Ola Buczkowska
Struktura, kulki z lateksowej gumy w ypchanej pocięt ym ubraniem, w ymiar y
w zalężności od ekspozycji, widok z w ystaw y Nie wszy stkie c z eści są ko mple tne,
Skulpturen Museum, Marl, Niemcy
114
115
the rough issue 05
melba
Wystawę Dorot y Buczkowskiej Wracam
nad brzeg rzeki z gościnnym udziałem João
Vilheny można zobacz yć w war­s zawskiej
galerii Starter od 22 lutego do 21 marca.
Natomiast w szczecińskiej galerii TR A­
FO do 23 marca prezentowany jest pro jekt Apnea z gościnnym udziałem Prze mka Dzienisa. Kuratorką w ystaw y jest
Agata Ubysz.
Rysunki z cyklu Żółć zwykła brała sie z wątroby, kosmet yki kolorowe na papierze,
w ymiar y 40 x 30 cm, 2011,
prace w kolekcji PKO SA
116
117
the rough issue 05
melba
Kasia Nosowska
STYL
Sukces wokalisty zaczyna się chyba wtedy,
kiedy głos zachwyca, a teksty pozwalają na
utożsamienie się z nimi. Kiedy szorstka
barwa hipnotyzuje, a nieogładzone myśli
zmuszają do zastanowienia. Kiedy słowa
poruszają i zapadają w pamięć. Podobnie
jak osobowość, artysta i jego styl. Styl spójny
i przekazujący, kim jest. Niezwykły w swojej
prostocie. Szary, czarny, bez koloru? Nie
zawsze dla wszystkich zrozumiały, nie dla
każdego dostępny. Ale trafiający w sedno.
Nadwrażliwość to mój wróg. Przerost duszy nad
rozumem.
Ale nie przerost formy nad treścią. Bo Katarzyny Nosowskiej nie zobaczy się we wzorach. Nie
zobaczy się w wielu kolorach. Nie zobaczy się jej
w ubraniu, które kryłoby, maskowało i mamiło.
Bo ono pokazuje, jaka jest naprawdę ta, której
teksty i głos porusza tak wielu. Kim jest ta, której teksty stają się hymnami. Najważniejszymi
towarami dla tych, których obraz świata nie zawsze bywa różowy.
Kocham ten stan, cudowne sam na sam. Kawa
i ja. Papierosy, kawa, ja.
Bo kiedy się patrzy na Kasię Nosowską, to widzi
się także i radość. Fantazyjność wyraża krojem
i fryzurami. Na jej głowie gościły już wszystkie
możliwe kolory. Był i etap blond, przewinął się
po drodze brąz, była i czerń. Jeśli można powiedzieć, że wokalistka Hey lubi z czymś eksperymentować, to poza muzyką, są to włosy. Łącząc
w życiu zawodowym siły z raperem, nie waha się
połączyć przepychu z prostotą. Dredy, warkoczyki aż wreszcie monumentalne wręcz fryzury.
Zaplatane po kilka razy warkocze, wyszukanie
i niezwykłość, które po czasie znowu ustępuje
minimalizmowi. Zwykłemu kokowi, prostemu
cięciu i prostocie w przekazie.
Do cholery! Spróbuj wbić do łba! Ja na imię,
Kaśka od kołyski mam!
A ta Kaśka nie dba o szczegóły. Okładka płyty
z niebieskim, lekko odrapanym paznokciem
pokazuje jedno. Nosowska jest autentyczna.
A autentyzm jest kluczem do zrozumienia. Jej
stylu, jej osobowości. Jej tekstów i tego, co chce
przekazać. Bo kiedy ten przekaz trafia do ludzi,
to można powiedzieć, że artysta odniósł sukces.
Kiedy przekaz idzie w parze z jego osobowością, to jest to sukces jeszcze większy.
A te dni ciszy, które dzielą nas, podpowiadają
mi złe obrazy. Muszę to przespać, przeczekać…
Bo dla autorki słów częściej bywa on czarny. Miłość, rozpacz, zazdrość. Rozstania, braki i lęk.
Plątanina emocji, które męczą każdego. Uczucia wyrażone prostymi słowami, rzeczywistość
postrzegana nieraz szaroburo. Szarobura jak jej
sukienki o geometrycznych krojach. Krojach,
które na sylwetce tworzą figury, jakie znane są
nam tylko z origami.
Za zwątpienia, za obiecany raj, na który pewnie
nie zasłużę?
Czerń i szarość to barwy przeważające. W ubiorze, dodatkach. Ograniczony makijaż, podkreślone duże oczy. Niebieskie, obwiedzione
czarną kredką. Wysunięte na pierwszy plan.
Czysty minimalizm. Brak kosztownych ozdób,
brak przesadnego akcentowania. Ulubiony mezalians kolorystyczny to czarny z czarnym.
Chociaż czasem pojawi się i szarość, a jeszcze
rzadziej biel. Bo przecież nie wszystko rysuje się
w ciemnych barwach.
tekst: Marta Dyba
118
119
the rough issue 05
melba
Rebel
Look
BLOG
Blog to dla mnie…
W tej chwili tymczasowe zajęcie na urlopie macierzyńskim.
bluza Cub Urban Ninja i koc Tassious, bo są
efektowne i uniwersalne, sukienka Origami
Karskiej, z tej samej przyczyny.
Rzecz, bez której nie wychodzę z domu.
Ostatnio dwójka dzieci, szalik, czapka
i rękawiczki.
Mój ulubiony projektant.
Nie mam, kiedyś była to Vivienne Westwood,
teraz czuję się w świecie projektantów jak w
kompletnym chaosie.
Najcenniejsza rzecz w mojej szafie.
Wieszaki – wieczny deficyt. Poza tym chyba
120
Film ze świetnymi kostiumami.
Fight Club, w ogóle fajny to jest film.
Coś, czego nigdy bym nie założyła to...
Podróba? Nie wiem. Chyba tylko.
Trzy słowa, które określają mój styl.
Oszczędny punk rock.
Ikona mody dla mnie.
Jest ich trochę: Olsenki, Eddie Sedgwick, Kate
Moss, pewnie niedługo Anja Rubik – można by
wymieniać w nieskończoność.
Najładniejsze słowo związane z modą.
Koafiura? Ładne jest to, że mój chłopak/fotograf wiecznie myli słowo sukienka ze spódnicą
i na odwrót. Ulubiony element garderoby.
Coś, w co można się zawinąć od góry do dołu
oraz wygodne buty.
121
the rough issue 05
melba
fotografie: rebellook.blogspot.com
122
123
Ławniczak
fotografie: Weronika Ławniczak
stylizacja: Justyna Suwała
scenografia: Weronika Ławniczak & Justyna Suwała
model: AA
the rough issue 05
melba
127
the rough issue 05
melba
128
melba
131
the rough issue 05
melba
the rough issue 05
melba
134
135
the rough issue 05
136
the rough issue 05
melba
138
139

Podobne dokumenty

aw o° 08 r issue n 5

aw o° 08 r issue n 5 okazje pokazywać nasze prace w kraju. Po prostu samoistnie dzieje się tak, że realizujemy więcej projektów i  dostajemy więcej zaproszeń za granicą. W  tym roku mieliśmy w  Polsce dwie solowe wysta...

Bardziej szczegółowo