4 01 02 / 2 PAJONK
Transkrypt
4 01 02 / 2 PAJONK
02 / 2014 PAJONK YOKONAMI WROŃSKA WILAM FOORIAT BUCZKOWSKA ŁAWNICZAK BALICKA EYEDRESS DĄBROWSKI melba REDAKTOR NACZELNA MANAGER DS. KOMUNIKACJI Magdalena Nowosadzka [email protected] Łukasz Nowosadzki [email protected] DYREKTOR ARTYSTYCZNY MANAGER DS. REKLAMY Piotr Matejkowski [email protected] Malwina Żurek [email protected] REDAKTOR PROWADZĄCY WEBMASTER W piątym już numerze Melba Magazine jesteśmy nieco przekorni – zachęciliśmy fotografów, ilustratorów i felietonistów do zmierzenia się ze słowem rough, które oznacza surowość, prymitywność, szorstkość. W końcu nie zawsze jest słodko, ładnie i przyjemnie. Do zrealizowania sesji zaprosiliśmy Yulkę Wilam, Weronikę Ławniczak, Katarzynę Balicką, Osamu Yokonami i Agatę Wrońską, której zdjęcie możecie podziwiać na okładce. Jak zawsze temat numeru był tylko inspiracją, początkiem koncepcji, która u każdej fotografki przybrała zupełnie inną końcową formę. Ana Bee Łukasz Nowosadzki PROJEKT GRAFICZNY AUTORZY Piotr Matejkowski Ola Buczkowska Alicja Caban Katarzyna Cieślar Marta Dyba Ewa Kosz Aleksandra Krześniak Sara Łątkowska Rozmawiamy z twórcami. Ze świetnym i ciągle młodym fotografem Kubą Dąbrowskim, z uznaną artystką multimedialną Dorotą Buczkowską oraz alternatywnym filipińskim muzykiem Eyedressem. www.melbamagazine.com www.melbamagazine.tumblr.com www.facebook.com/melbamagazine Nie mogło zabraknąć mody. Ewa Kosz zastanawia się nad znaczeniem i popularnością dekonstrukcji. Sara Łątkowska pisze o innowacjach technologicznych i ich wpływie na twórczość projektantów. Przedstawiamy nową markę dla mężczyzn – Fooriat i przepytujemy młodego, ale już odnoszącego sukcesy Michała Pająka. FOTOGRAFOWIE Katarzyna Balicka Weronika Ławniczak Yulka Wilam Agata Wrońska Osamu Yokanami ILUSTRATORZY Magdalena Nowosadzka redaktor naczelna Melba is self-published and composed with OTAMA.EP font by Tim Donaldson & Garamond by C. Garamond & Sofia Pro Light font by Mostardesign 2 fotografia: Agata Wrońska Karol Banach Daria Malicka Joachim Sperl Wszystkie teksty oraz obrazy opublikowane na łamach Melba Magazine są wyłączną własnością poszczególnych autorów (fotografów, ilustratorów i współpracowników) i podlegają ochronie praw autorskich. / Żadne zdjęcie i żaden tekst nie może być reprodukowany, edytowany, kopiowany lub dystrybuowany bez pisemnej zgody jego prawnego właściciela. / Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie (cyfrowej lub mechanicznej), drukowana, edytowana lub dystrybuowana bez uprzedniej pisemnej zgody wydawców. Wszystkie prawa zastrzeżone. 3 melba WILAM 8 Fashion in 22 TOTENSCHERE 23 / EYEDRESS 30 / GREK ZORBA 34 YOKONAMI 38 Moda 50 PAJONK 51 / EWA KOSZ 56 / FOORIAT 59 / SARA ŁĄTKOWSKA 64 / ALEXANDER WANG 68 BALICKA 72 Fotografia 80 KUBA DĄBROWSKI 81 / STEVEN KLEIN 90 WROŃSKA 94 People 106 DOROTA BUCZKOWSKA 107 / KASIA NOSOWSKA 118 / REBEL LOOK 120 ŁAWNICZAK 124 the rough issue 05 rough ilustracja: Karol Banach Having a coarse or uneven surface, as from projections, irregularities, or breaks; not smooth: rough, red hands; a rough road. Shaggy or coarse: a dog with a rough coat. (of an uninhabited region or large land area) steep or uneven and covered with high grass, brush, trees, stones, etc.: to hunt over rough country. Acting with or characterized by violence: Boxing is a rough sport. Characterized by unnecessary violence or infractions of the rules: It was a rough prize fight. 6 7 the rough issue 05 melba fotografie: Yulka Wilam stylizacja: Sara Milczarek make-up: Pola Dźwigała modelka: Marta Jabłońska / D'Vision Podziękowania dla Pin-Up Studio Wilam 9 melba 11 koszula: COS podkolanówki: Adidas buty: Zara the rough issue 05 12 the rough issue 05 14 melba the rough issue 05 melba 18 19 the rough issue 05 melba Fashion in TOTENSCHERE EYEDRESS GREK ZORBA 23 the rough issue 05 melba Totenschere WNĘTRZE Drapieżny wygląd Pawła na profilowych zdjęciach może zmylić. Słucha całym sobą. Brązo -we oczy patrzą przenikliwie, uśmiech nie schodzi z twarzy. Głos ma łagodny. Św. Augustyn: ogromną przepaścią jest człowiek, którego włosy policzył Pan. Lecz łatwiej policzyć jego włosy, niż odruchy serca. Naprawdę lubię włosy – mówi Paweł – są wspaniałą materią do pracy. A najlepiej się pracuje na męskiej urodzie. Jego wszechstronność rozsadza ściany skromnego pokoju. Zajęcia, których się imał są jak różne wcielenia – nocnego stróża, kucharza, performera, rikszarza. Teraz ucieleśnia fryzjerstwo. To, zdaniem Pawła, profesja drobiazgowa – tworzą ją piękne detale. Pracuje w skupieniu, tocząc jednocześnie rozmowę. Tak, śledzi nowe trendy, ale im nie ulega. W pokoju obfitość włosów: dopiero co ścięte na podłodze, barania skóra na łóżku, futro wiszące na ścianie. Przyszłość krystalizuje się i nabiera pewności – tylko wolność. A wolność to mobilność. Nienawidzę podróżować – mówi Paweł – być już w nowym miejscu, to co innego. Tworzyć to miejsce, rozwijać w nim siebie, a w stosownym momencie po prostu się przenieść. Najlepiej w miejsce dziwne. Z podglądania fryzjerstwa na świecie uszczknął coś dla siebie, lecz obrał własną drogę. Inspiruje go film, lata 40., 50., ale i środowisko punkowe. Uważa, że w Polsce jest coraz więcej możliwości, ale kiedyś ludzie mieli twardsze jaja. Powielać to, co już jest akceptowane gdzie indziej, to żadna sztuka. Fryzjerskie piractwo na skłocie pełnym haktywistów, gdzie w pięć minut można zaaranżować zakład fryzjerski. Nożyczki, grzebienie mieszczą się w gitarowym futerale. Klienci to przyjaciele. Odwaga wewnętrzna Pawła sprawia, że nie musi tym sobie zawracać głowy. Puszcza wodze fryzjerskiej fantazji i łączy punk z elegancją. Namawia na odważne kolory. Polubienie mięsa na fejsie jest jak szpilka wsadzona wegańskim faszystom. Kto inny pozwoliłby umyć sobie głowę pod kranem w łazience? A jeśli namawiają Pawła na strzyżenie tantryczne, to... chyba go kochają. Przed lustrem rzeźbione krzesło niesłychanej urody. Ponoć dźwigało niegdyś esesmański tyłek. Siedząc, widzi się swoje odbicie na tle obrazu Pawła. Ogromna czaszka otula postać jak aura. Wśród starannie dobranych książek Królewski kunszt woli Fassbendera. tekst: www.antropolonia.pl 24 25 the rough issue 05 melba 26 27 the rough issue 05 melba fotografie: www.antropolonia.pl 28 29 the rough issue 05 melba Filipiński muzyk Idris Vicuña, znany z działalności w grupie Bee Eyes rozpoczął solową karierę. Projekt Eyedress to miękka elektronika z domieszką psychodelii, rozmyte wokale i wyraźna sympatia dla new wave. Eyedress debiutował w 2012 roku w Number Line Records, obecnie związany jest z wytwórnią Abeano, która wydała jego epkę „Supernatural”. Eyedress fotografia: materiały prasowe MUZYKA 30 Eyedress to nieistniejące słowo, ale i twój solowy pseudonim sceniczny – o co tu chodzi? Tak naprawdę mam na imię Idris. Dostałem to imię po libijskim królu, któremu – jak twierdzi moja mama – ścięto głowę. Użyłem słów eye i dress, żeby pokazać innym, jak należy wymawiać moje imię. Tak to wygląda. To w sumie kalambur. na basie w kapeli indie Claud Winters, która była czymś pomiędzy Pinback & Built to Spill a Oldest Modest Mouse. Potem przeprowadziłem się na Filipiny. Na MySpace poznałem mojego przyjaciela Juliusa, założyliśmy zespół i od tamtej pory działamy razem. Nauczył mnie, czym jest beat, no i w końcu opanowałem tę materię. Kiedy usłyszałem, co stworzył Julius, samplując Kanon zespołu Enon, nastąpił przełom i ruszyło. Wcześniej były marzenia, aż wreszcie w 2012 roku dostałem szansę. Nagrałem Teen Spirits. Twoja muzyczna droga musiała mieć gdzieś swój początek. Jak to się wszystko zaczęło? Marzyłeś o tym od dziecka i pewnego dnia po prostu podjąłeś decyzję? Dorastałem otoczony muzyką, w domu zawsze było jej pełno. Mój tata posiada olbrzymią kolekcję płyt, ma zwyczaj słuchać głośno muzyki w domu i w samochodzie. W ten sposób miałem okazję rozwinąć swój własny gust – naturalnie zupełnie różny od tego, co było w naszym domu. Początki miały miejsce w Kalifornii, kiedy poproszono mnie, żebym dołączył jako basista do pewnego zuchwałego punkowego bandu The Liberal Underground. Później zacząłem grać Mówią o tobie cudowne dziecko Filipin, więc pewnie wiesz coś o cudach. Łatwo pojawiają się w twoim życiu, czy raczej musisz na nie zapolować? Przytrafiło ci się w ostatnim czasie coś wyjątkowego? Właściwie nigdy nie trwoniłem czasu, szukając cudów. Raczej staram się je znaleźć w tym, co mam. Te, które przychodzą z zewnątrz, po prostu przychodzą. Cuda stale podróżują, przybliżając się i oddalając. Są uśmiechem losu od 31 the rough issue 05 melba życia. Kiedyś prawie zginąłem w wypadku. Prowadził mój kolega. Gdyby jechał trochę szybciej, mogło się to bardzo źle skończyć. Siedziałem z przodu obok niego, zawadziliśmy o rower trójkołowy. Metalowy pręt przebił drzwi. Nie miałem nawet zadraśnięcia, ale zacząłem zdawać sobie sprawę, jak cudownie jest żyć, móc oddychać, mieć pomysły i czas na ich realizację. Ostatnią wyjątkową rzeczą, która mi się przytrafiła, był mój ślub. Poza tym żyję tutaj dość nudnym życiem. Właściwie nie wychodzę, wolę siedzieć w domu i zatapiać się w swojej głowie. A może po prostu za kimś tęsknisz? Wolę stare rzeczy, ale jeśli chodzi o moje działania, mam do nich oczywiście swoje własne podejście. Widzę muzykę trochę jak wspomnienia. Mogę zawsze spojrzeć wstecz i pewnie dlatego tak się do tego przykładam. Mógłbym przecież po prostu zrobić jakieś intensywne kawałki z nieustającym wrzaskiem, wyrażającym dokładnie to, co czułem. Ale tak naprawdę nie chciałbym na to później patrzeć. Po co przypominać sobie, jak miałem wtedy przesrane. Jako Filipińczyk rzeczywiście lubię starocie – pojechane stare filipińskie filmy, stare kapele jak Cinderella, nawet mam ulubione programy telewizyjne z dawnych lat. Ale nie tęsknię za przeszłością. Jednak przyznaję – kiedy robiłem ten materiał, o którym teraz rozmawiamy, myślałem o pewnej osobie, za którą bardzo tęskniłem. Na szczęście już dawno się z tego wyleczyłem i mam nadzieję, że w przyszłości podobna sprawa się nie zdarzy. Ok, z tym to akurat nigdy nie wiadomo i w sumie do smutku zawsze można znaleźć powód. Przyszłość niesie radość, ale kiedy nie jest tak, jak sobie wymyślisz, też przychodzi melancholia. Wtedy to, co się nie stało, pozostaje na zawsze w przeszłości. Smutne to. Tworzysz subtelną, wielowarstwową, ale przekonywująco złowieszczą muzykę, która sprawia, że myślę sobie – ok, niby powoli oswajam się z faktem, że coś dziwnego czai się w kącie, ale to może być jedna z tych rzeczy, o których nie chcę wiedzieć. Skąd to przyszło? Co cię karmi? Myślę, że jest tak dlatego, że mam w sobie dużo obaw i jestem nie do końca pewny siebie. Staram się robić taką muzykę, której nie można przewidzieć. Za każdym razem, gdy nagrywam, próbuję zrobić coś, czego nikt by się nie spodziewał. Staram się myśleć jak alien i utrzymać myśli w izolacji od świata. Nawet jeśli w mojej muzyce można wychwycić wyraźne wpływy, kiedy dodaję głos, próbuję złapać podejście od drugiej strony. Ale nawet teraz, mam wrażenie, że moja muzyka robi się coraz dziwniejsza. Zaczynałem, robiąc rzeczy inspirowane latami 80., ale obecnie chyba szukam własnego brzmienia. Co mnie karmi? Stopy mocno stojące na ziemi, a przy tym głowa w kosmosie. A ponieważ nie umiem gotować, to, czym się karmię, może w sumie nie być za dobre. Skoro jesteśmy już w temacie przeszłości – czego słuchałeś jako nastolatek? Zacząłem od Wu-Tang Clanu. Wkręciłem sobie rap, bo moi rodzice nie pozwalali mi kupować płyt z rapem, jako że miały nalepki Parental Advisory Explicit Content. Jednak dzięki skejterskim video i tak miałem z tym kontakt – Shorty’s – Fulfill the Dream jest najlepsze, ale było jeszcze Gang Starr, The Beatnuts etc. Lubiłem też Bad Brains, The Adolescents, Dead Kennedys, The Germs, La Punk, The NY Dolls... cholera, na maksa lubię muzykę. Ostatnio zacząłem trochę Wydajesz się nostalgicznym melancholikiem. Czy to nie aby filipiński spleen? 32 doceniać mainstream. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach mainstream wyrównał się z undergroundem i nikt już za bardzo nie dba o to, żeby być cool – raczej chodzi o robienie dobrej muzyki. Przynajmniej taki jest mój pogląd. Kiedy byłem w liceum, słuchałem Josefa K, Modest Mouse, Built to Spill, My Bloody Valentine, Redd Kross... Poleciałem w lata 60. – garage i psychodelię. Później była przeprowadzka na Filipiny i zacząłem badać lata 90. Sonic Youth, Dinosaur Jr. Tutaj wszystko przychodzi z opóźnieniem – kapele ciągle grają, jakby był przełom lat 90. i 2000. Y Society, Jeru the Damaja, J Dilla i takie tam. Później trafiłem na Flying Lotus i tych wszystkich nowych twórców elektroniki. Tak, generalnie lubię dużo dobrej muzy. nie mnie to przeraża, bo gdzieś coś może się na ciebie czaić. Orange County to było ostatnie miejsce, w którym mieszkaliśmy. Mnóstwo tam było skinów i tych dupków od white power. Straszne. Z kolei w Arizonie dostawałem od czarnych dzieciaków i Meksykanów. Byli beznadziejni. Nazywali mnie Bruce Lee (śmiech). Było ciężko. Mimo to tęsknię za tamtym czasem. Za tamtejszym jedzeniem i za ziołem, za zespołami, w których grałem i za koncertami, na które można było iść. Kto robi dla ciebie teledyski? Czynniki surrealistyczne. Łatwo osiągnąć odpowiedni poziom surrealizmu w kraju Trzeciego Świata z powodu całej tej biedy. Wszystkie tutejsze sprawy wydają się nieprawdziwe. Niestety są prawdziwe. Razem z moim przyjacielem mawiamy – tak prawdziwe, że aż nieprawdziwe. Lubię artystowski sznyt, ale bez przesadnego starania się o tzw. głębię. Większość teledysków robię ze swoim przyjacielem Juliusem. W tej materii zawsze chciałem współpracować ze znajomymi. Klip do Teen Spirits pomógł zrealizować mój tata ze swoją ekipą. Ja reżyserowałem, natomiast casting i koncepcja to wspólna praca. Jak wygląda lokalna scena? Majaczy jakaś konkurencja na horyzoncie? Nie mam konkurencji, stworzyłem własną niszę. Lokalnie scena ewoluuje, jest pełno nowych dzieciaków. Starsi sprawiają wrażenie, jakby chcieli kooperować, ale ja nie mam z tym nic wspólnego. Wcześniej grałem dużo koncertów z moim bandem Bee Eyes, ale ludzie nie kumali, o co chodzi. W tym roku w ogóle będą jakieś pojechane festiwale. Gram przed Mogwai i Warpaint. Fajnie, że zapraszają wreszcie nowych twórców, zamiast tych starych, wyeksploatowanych dziadów, którzy byli na topie w poprzedniej erze (śmiech). Teraz artyści maj dużo opcji, żeby zaprezentować swoją twórczość – zwłaszcza, odkąd wszystko i wszyscy są online. Szykują się jakieś koncerty? Będzie grany Paryż – 22 lutego (Café de la Danse), tego samego dnia Amsterdam (Di Nieuwe Anita) i jeszcze dwa koncerty w Londynie – 21 lutego (Sebright Arms) i 4 marca z Jungle (London Village Underground). Podobno spędziłeś sporo czasu w Stanach. Co ci się tam podobało lub też nie? Ameryka była fajna. Zwariowana, bo tam wszyscy mają wszystko w dupie. Podoba mi się to, że jest taka ogromna i otwarta, ale jednocześ- rozmawiała: Katarzyna Cieślar 33 the rough issue 05 melba Grek Zorba FILM „Jaka piękna katastrofa!“ – powiedział w tytułowej scenie Alexis Zorba, tworząc tym samym kwestię dzisiaj już kultową. Świat, który miał być źródłem radości życia, w gruncie rzeczy rządzi się twardymi prawami. I trudno powiedzieć, czy mężczyzna przypominający łamiące reguły „enfant terrible”, jest w stanie ten świat naprawić. tekst: Aleksandra Krześniak Oszczędny kadr, fabuła skłaniająca do refleksji, filmy o zwykłych ludziach, biedzie – z ukształtowanego we Włoszech po 1945 roku neorealizmu, czerpał także Mihalis Kakogiannis, reżyser Greka Zorby. Efekt jego inspiracji, zdobywając po drodze trzy Oscary i czternaście nominacji (m.in. do Złotych Globów, Grammy, czy BAFTA), współtworzy kanon klasyki kinematografii. I choć Anthony Quinn, tytułowy Zorba, grał wcześniej główną rolę m.in. w La Stradzie Felliniego (Zampano), dopiero postać Alexisa przyniosła mu rozpoznawalność na skalę światową. Grek Zorba, nakręcony na podstawie książki Nikosa Kazantzakisa o tym samym tytule, to historia wspólnej podróży na Kretę angielskiego pisarza Basila: introwertyka, próbującego uruchomić podupadłą, nieczynną już rodzinną kopalnię i Alexisa Zorby: ekscentrycznego Greka, oferującego w owej odbudowie pomoc. 34 fotografie: materiały prasowe Film, reklamowany, jako optymistyczny, podkreślający radość życia, bałkańską kulturę – tworzoną przez ludzi impulsywnych, choć kochających naturę, taniec i muzykę, w rzeczywistości jest bardzo gorzki. Mocny i szorstki to obraz małej, zamkniętej, wiejskiej społeczności. Moim zdaniem to oni właśnie – jako bohater zbiorowy – są najbardziej interesującym elementem filmu. Zabijając Wdowę, sami wymierzają sprawiedliwość – mają do tego prawo. Wymagają podporządkowania i oddania, także w sensie fizycznym. A jednostki nonkonformistyczne – takie jak Wdowa – muszą liczyć się z ostracyzmem. Bierne, przeźroczyste kobiety stają się tłem. Wszyscy żyją życiem wszystkich, nie ma żadnej prywatności – zupełnie, jakby tworzyli jeden organizm. Zamknięta, nieelastyczna struktura społeczna sprawia, że pojawienie się czegoś z zewnątrz tę strukturę rozwala. Ludzie dzielą się na swoich i obcych (o Basilu i Madame Hortense, Francuzce od dawna mieszkającej w wiosce, nie mówiono inaczej, niż xeno, czyli cudzoziemiec). Chłopska kultura, którą tworzą ma kilka charakterystycznych cech. Po pierwsze jest silnie patriarchalna. To mężczyźni kształtują stosunki i normy zachowania, podejmują decyzje. 35 the rough issue 05 melba prawdopodobnie myśli o wojnie grecko – tureckiej (1919-1922). Jednak podstawowym sposobem pomiaru czasu jest pomiar naturalny, przyrodniczy (ktoś umiera, ktoś się rodzi), czas pracy (budowa kopalni) oraz czas obrzędu liturgicznego. uwagi mężczyzn. Ubranie Wdowy ma zasłonić wszystko, co tę uwagę mogłoby przyciągnąć. Bohaterowie, jako swoje przeciwieństwa, równoważą się – także w kwestii mody. Obok dobrych zdjęć (słusznie nagrodzonych Oscarem), ważną rolę odgrywa tu muzyka i taniec. Muzyka, najstarszy język świata, jest spoiwem społeczeństwa. Taniec dla Zorby to katharsis, rozładowanie napięcia. To zachowanie instynktowne, odruch bezwarunkowy: gdy ktoś zaczyna grać, reszta bez słowa zaczyna tańczyć, nikt nikomu niczego nie wyjaśnia, nie tłumaczy, jak i po co. To się po prostu wie. A jak się nie wie, to jest się obcym. Kreteńczycy zdolni są u Kakogiannisa jedynie do skrajnych emocji. Albo pogrążeni w apatii milczą, nie wykonując żadnego ruchu, albo są agresywni, krzyczą jakby składali się z najciemniejszych części freudowskiego id. Kontrolowani przez najniższe instynkty, stają się pierwotni. Odpychający, obrzydliwi. A scena, w której stare kobiety czekają na śmierć Hortense by okraść jej mieszkanie jest, moim zdaniem, jednym z najbardziej gorzkich obrazów w historii kina. Według tych samych kryteriów postrzegana jest rzeczywistość: w statycznej, a więc niechętnej do zmian kulturze, świat dzieli się na swój, bezpieczny, znany (orbis interior) i obcy, dziwny, niebezpieczny (orbis exterior). Autorytetem są przodkowie, tradycja; mamy więc do czynienia z kulturą prefiguratywną. Sacrum miesza się tu z profanum. Z jednej strony religia prawosławna odgrywa istotną rolę – czas na wyspie liczy się m.in. według świąt liturgicznych, Zorba w swoich zasadach i wartościach często odwołuje się do Boga. Z drugiej, ludzie w swoim zachowaniu sięgają do wartości innych niż religia chrześci- jańska – do magiczności, czasów przedchrześcijańskich. Mało tu słowa. Dialogi wśród mieszkańców ograniczone są do niezbędnego minimum. To kultura oralna, dlatego każde słowo jest ważne. Zupełnym przeciwieństwem są xenos – skłonni do opowiadania o sobie i swojej przeszłości. Odcięta od świata, wieś jest poza czasem historycznym. Wiemy, że akcja dzieje się po pierwszej wojnie światowej (brał w niej udział Zorba); ponadto Basil mówiąc o konflikcie z Turkami, 36 Dwa słowa o samym Zorbie. Przedstawia się jako człowiek wolny, nieskrępowany ograniczeniami. Dionizyjski tryb życia – po to Bóg dał ręce, żeby brać. I on wybiera to, co najlepsze. Tylko, na ile był to świadomy wybór? Może szukamy czegoś czego nie ma, a Zorba bardziej, niż królem życia, był życiowym kaleką, który podjął się wielu rzeczy i żadnej nie potrafił skończyć? Warto zwrócić uwagę na to, jak przy pomocy ubioru bohaterowie zostali przedstawieni w filmie. Mamy tu cztery główne postacie, dwie męskie i dwie kobiece: Zorbę, Basila, Hortense oraz Wdowę. I właściwie sam wygląd wystarczy by odbiorca był w stanie określić ich cechy charakteru. Z jednej strony Zorba w wyciągniętej, przybrudnej koszuli wygląda nie tyle nonszalancko, co niechlujnie. Wiecznie podpity, niespecjalnie przejmuje się swoją fizjonomią. Z drugiej strony Basil: zadbany, czysty, w marynarce i pod krawatem. Starannie układa co rano włosy, a przyjeżdżając na Kretę, próbuje także w jakiś sposób ułożyć sobie życie. Podobną dysproporcję widać również wśród kobiet. Kokieteryjna Hortense, wystrojona, wymalowana, chwilami rubaszna, w niczym nie przypomina zapiętej pod szyję Wdowy, w czarnej długiej sukni z rękawem i obowiązkowej chuście przykrywającej włosy. Zadaniem ubrania Hortense jest przyciągnięcie Inteligenci i handlarze wszystko ważą, a tu potrzeba jest tylko odrobina szaleństwa, jak mawiał Zorba. Tylko, czy to jest możliwe, gdy katastrofa za oknem wcale nie jest taka piękna? Maybe we should just take the rough with the smooth? 37 Yokonami melba 39 melba 41 the rough issue 05 melba the rough issue 05 melba 44 melba melba fotografie: Osamu Yokonami 48 melba Moda PAJONK EWA KOSZ FOORIAT fotografie: Bartek Wieczorek / LAF AM set design : Dorota Boruń / LAF AM stylizacja: Maja Naskrętska włosy: Michał Bielecki / Warsaw Creatives make-up: Pola Dźwigała modelka: Charlotte Tomas / Model Plus SARA ŁĄTKOWSKA 51 the rough issue 05 melba Pajonk PROJEKTANT Obecnie na rynku jest wielu projektantów samouków, ty skończyłeś Międzynarodową Szkołę Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Co ci dała ta szkoła? Czy uważasz, że bez akademickiego wykształcenia można odnieść sukces w branży mody? Oczywiście, że można, liczy się pomysł i siła przebicia. Mamy teraz wysyp polskich projektantów. Bardzo ciężko znaleźć coś oryginalnego, co będziesz pamiętał przez długi czas, czy charakterystyczny styl danego projektanta. Oczywiście szkoła daje duże umiejętności, nakierowuje nasze myślenie, uczy podstaw, ale szkoła to nie wszystko. Co do ukończenia przeze mnie szkoły, to jeszcze jej nie ukończyłem, obecnie mam urlop dziekański. Do współpracy przy sesjach wybierasz same znane i doceniane osoby. W ostatniej kampanii wystąpiła Charlotte Tomaszewska, zdjęcia robił Bartek Wieczorek, scenografią zajęła się Dorota Boruń. Dlaczego jako początkujący, młody projektant nie chciałeś dać szansy początkującym fotografom i modelkom? Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie innej modelki jako twarzy mojej marki niż Charlotte – ma piękne rysy, ciało i idealnie pracuje przed obiektywem. Nie chcę się blokować tym, że jestem młodym projektantem. Jeśli chcę pracować z zawodowcami, którzy są już w tej branży bardzo długo, to nie widzę problemów, aby tego nie robić. Zdecydowałem się na Bartka, dlatego że byłem pewny, że idealnie odda klimat całej kolekcji. Nie odbieram tego jako niedawanie szansy początkującym fotografom. Sam jestem na początku swojej drogi, to dlaczego nie mogę sięgnąć po kogoś, kto ma dość ustabilizowaną pozycję na rynku. Czemu zająłeś się modą damską? Czy uważasz, że łatwiej ubrać kobietę, czy może wręcz przeciwnie, moda kobieca stanowi większe wyzwanie? Moda damska zawsze była mi bliższa, jest dla mnie ciekawsza i bardziej rozwijająca. Mężczyźni są bardziej wymagająca klientelą, tym bardziej jeśli mówimy o polskim rynku. Są bardziej zachowawczy i mają dość wąskie ramy estetyki i ciężko wyjść poza nie. Mówię to trochę z własnego doświadczenia i poczucia estetyki oraz tego, co widać na polskiej ulicy. Opowiedz o współpracy z innym znanym artystą – Arobalem. Skąd pomysł na tę minikolekcję, jak przebiegał cały proces? Współpraca z Arobalem zaczęła się dzięki świątecznym targom Art Yard Sale. Oprócz specjalnej kolekcji dla tych targów, przygotowałem również właśnie z nim kolaborację. Wspólnie 52 stworzyliśmy charakterystyczny już dla mnie top z ilustracją Bartka. Planujemy dłuższą współpracę – nowe projekty powinny pojawić się w jesienno-zimowej kolekcji. Pytanie o inspiracje wydaje mi się zawsze najbardziej banalne. Ale jako, że niektórzy źródeł twojej ostatniej kolekcji doszukują się w malarstwie flamandzkim i sztuce filmowej, chciałabym zapytać ile w tym prawdy. Niewiele. To, co widzimy w kampanii to efekt pracy fotografa, modelki, scenografa i reszty ekipy. Moja część to ubrania. Kolekcja nie była 53 the rough issue 05 melba inspirowana malarstwem flamandzkim czy sztuką filmową, ale miło czytać różne recenzje, jak odbierają to inni ludzie. Udało się nam idealnie pokazać pełen pokus Paradise. Jesteś dopiero na początku swojej drogi, powiedz jak wyobrażasz sobie swój rozwój, jakie masz plany, gdzie byś chciał być za parę lat. Raczej nie wybiegam tak daleko w przyszłość, aby móc sprecyzować, gdzie będzie i jak będzie wyglądała moja marka za kilka lub kilkanaście lat. Jeśli chodzi o dbanie o wizerunek marki, to wiele rzeczy robię instynktownie. Staram się wybierać to, co według mnie jest najlepsze i najbardziej pasuje do mojego wizerunku. rozmawiała: Magdalena Nowosadzka 54 55 the rough issue 05 melba Ewa Kosz BEZ REFLEKSJI NAD KONSTRUKCJĄ Jaka jest najważniejsza (a może najbardziej zauważalna) cecha Polaków? Broń Boże nie chodzi mi o wieczne niezadowolenie. Patrząc jak nasz kraj się zmienia, jak zmienia się wszystko dookoła nas, niemalże z dnia na dzień, można zauważyć coś, co wybija się na pierwszy plan. To przedsiębiorczość. A zwłaszcza przedsiębiorczość w segmencie mody. Zwłaszcza w ostatnim czasie. bookową i wypuszczamy produkt na rynek. Trzeba odwalić jakiś PR, w końcu dobrze by było, żeby ktoś napisał o naszej debiutanckiej kolekcji. Gdzieś tam o uszy obiło się nam słowo dekonstrukcja (albo inne określenie często nadużywane w opisach modowych kolekcji) i się zaczyna. Zabawa w bycie projektantem. Zabawa i jednocześnie drwina z innych, którzy poświęcili lata na naukę na wydziałach czy w szkołach projektowania odzieży. 56 ilustracja: Joachim Sperl Zostać projektantem mody nie jest tak trudno. Nie trzeba kończyć szkół – to stracone lata, a w tym czasie można otworzyć swój butik, osiągnąć sukces i zarabiać krocie. Początek nie jest też trudny. Wyciągamy fundusze na start od rodziców, albo bierzemy jakiś mały kredycik, kupujemy belę materiału, najlepiej szarej dresówki. Kupujemy maszynę do szycia (bez overlocka, jest przereklamowany), nie szukamy konstruktora (kim jest konstruktor?) i zaczynamy szyć. Później szybko strzelamy sesję look- 57 the rough issue 05 melba Nie wyobrażacie sobie, jak wielu młodych ludzi aspirujących do bycia projektantem mody używa słowa dekonstrukcja bez żadnej refleksji i bez grama wiedzy o tym, czym ona jest. Niestety zdarza mi się oglądać takie kolekcje, na moje szczęście częściej na zdjęciach, niż na żywo. Jest kolekcja, musi być też opis inspiracji. Najczęściej w takich opisach kolekcji pojawiają się słowa minimalizm i właśnie ta nieszczęsna, przywołana do tablicy, dekonstrukcja. scynuje pojęcie dekonstrukcji. Którzy chcą szokować niewykończonymi szmatami, byle jak odszytymi. Których Maison Martin Margiela czy Antwerpska Szóstka ani ziębi, ani grzeje. To w gruncie rzeczy nawet nie jest kwestia jakiegoś konkretnego nurtu w modzie. Bo każdy (nawet niewyedukowany) tworzy jak mu w duszy gra. W końcu nie kwestionuję tego, że nie trzeba kończyć specjalistycznych szkół, aby okazać się samorodnym talentem, geniuszem w jakiejś dziedzinie. Choć sama jestem raczej zwolenniczką akademickiego wykształcenia. A przecież dekonstrukcja, to nie zszyty byle jak materiał, forma, która nie ma przysłowiowych rąk i nóg. Dekonstrukcja to filozofia. To dekonstrukcja konstrukcji, zasad, całego systemu i konwencji. I trudno określić zasady – to można zaliczyć do nurtu dekonstrukcji, a tego już nie. Nawet nie wiem, jak to wytłumaczyć. I nie wiem też, czy chce mi się to tłumaczyć. Wydaje mi się, że jeśli ktoś myśli o dekonstrukcji to musi mieć przed oczyma przynajmniej Rei Kawakubo i jej Comme des Garçons. Trudno mi nawet przywoływać tę projektantkę za przykład. Nie jest raczej idealną przedstawicielką modowego dekonstruktywizmu, choć jej debiutanckie kolekcje są chyba sztandarowymi przykładami tego nurtu. I sama mam sobie wiele do zarzucenia, w końcu śmiem pisać o modzie, a nie takie moje wykształcenie. Może studia na wydziale Historii Sztuki dały mi jakieś podstawy, ale jednak nie czuję się totalnie ekspertem. I chociaż czytam dużo o modzie, to jednak uważam, że jestem nadal uczniem. Że jeszcze dużo przede mną. Że muszę się nieustająco dokształcać. Łapię się czasami w pułapkę myślenia, że już jestem na tym etapie, że mogę wszystko. Ale mój krytycyzm, zwłaszcza wobec siebie nie pozwala mi długo siedzieć na piedestale samouwielbienia. Tak już mam. I nie twierdzę – Wy też tak powinniście. Mam za to prośbę, zwłaszcza do młodych, aspirujących do bycia projektantami mody – trochę refleksji nie zaszkodzi. Trochę profesjonalizmu tym bardziej. Wiedza też nie gryzie. Zastanawiam się też, czy felieton jest dobrym sposobem na wyedukowanie potencjalnych, debiutujących projektantów mody, których fa- 58 Fooriat PROJEKTANT FOORIAT to marka dla mężczyzn poszukujących nowoczesnych i świeżych rozwiązań. Adresuje swoje propozycje do silnego, świadomego swojego wyglądu odbiorcy, który docenia wagę indywidualnego stylu i wartość wzornictwa. Na kolekcję składają się produkty kluczowe w męskiej szafie, o klasycznym rodowodzie, ale z awangardowym twistem. Cechy charakterystyczne to dbałość o detal, funkcjonalność oraz wysoka jakość surowców i wykonania. Ważną częścią kolekcji są nadruki – proponowane wzory znajdą fanów zarówno wśród minimalistów, jak też przekornych, zdystansowanych i ironicznych dandysów. FOORIAT oferuje produkty zarówno z naturalnych tkanin takich jak wełna, kaszmir, jedwab czy bawełna, jak też z tkanin nowej generacji, np. typu memory-shape. Wiodącym produktem jest innowacyjny WARMOUR, pełniący funkcję ciepłego szala i kamizelki o sportowo-eleganckim charakterze. W zależności od wybranej wersji oraz zastosowanej kombinacji zapięć i wiązań, nadaje sylwetce eleganckiego sznytu lub przełamuje strój na sportowo. 59 the rough issue 05 fotografie: Adam Balcerek produkcja: Grzegorz Badzio art direction: Diferente stylizacja: Asia Wysoczyńska make-up: Joanna Semeniuk włosy: Krzysztof Sierpiński model: Marcin Ireneusz Dominik Trygar / AMQ Models 60 the rough issue 05 melba 62 63 the rough issue 05 melba Łątkowska ROUGH FABRICS, HIGH FIBERS Mówi się, że w modzie wszystko już było. Trendy powtarzają się cyklicznie, powracają kroje charakteryzujące poszczególne okresy, motywy, nadruki i tkaniny. A jednak moda ewoluuje. Sukienka o kroju lat 50. (dajmy ją za przykład jako bardzo charakterystyczną) zupełnie inaczej prezentowała się 60 lat temu, niż prezentuje się obecnie. I nie jest to tylko kwestia świeżego spojrzenia projektanta na fason, ale także możliwości technologicznych, które ma do dyspozycji. wę, że produkcja włókien naturalnych nie zaspokoi potrzeb rozrastającej się populacji. Na całym świecie trwały prace nad łączeniem i mieszaniem nowych materiałów z wełną i bawełną. W ten sposób powstał rewolucyjny nylon, lycra i niegniotące się dzianiny. Na rynek wprowadzono również poliester, porównywany obecnie do fast foodów wśród materiałów. ilustracja: Daria Malicka Trudno określić, który projekt czy kolekcja okazała się przełomowa w kwestii wykorzystania innowacyjnych materiałów do jej wykonania. Moda w sposób ciągły korzysta z nowych technologii, często zapożyczając najpierw surowce z tych używanych przez architektów czy projektantów wnętrz. Już w latach 60. XX wieku zdawano sobie spra- 64 65 the rough issue 05 melba W 1966 roku Paco Rabanne wykorzystał w swoich projektach sukien przypominających zbroje metalowe płytki, celofanowe kulki, ozdoby z plastiku i celuloidu. Rabanne wymyślił także futra wykonane z tkanin dzianinowych, a wiele z jego projektów dopełniały ozdoby z masy celulozowej. Tym samym okrzyknięto go największym innowatorem w zakresie stosowania nowych materiałów. W ostatnich latach postęp technologiczny umożliwił projektantom pracę nad kolekcjami w zupełnie nowych wymiarach. Nawet dosłownie, jeśli weźmiemy pod uwagę przełomowy dla techniki druku cyfrowego rok 2011, w którym proste nadruki 2D wyewoluowały w sylwetki imitujące obrazy 3D. Peter Pilotto w kolekcji na wiosnę/lato 2012 porwał widzów w tropiki, Mary Katrantzou do rajskiego ogrodu, a Dries van Noten połączył zdjęcia z połowy XX wieku z panoramami miast XXI wieku, mamiąc widzów krajobrazami, które zdawały się być na wyciągnięcie ręki. Co najciekawsze w tych kolekcjach? Gdyby uszyto je z materiałów w monochromatycznych kolorach, najprawdopodobniej przeszłyby bez echa – cały sekret tkwił w niezwykle starannie zaprojektowanych nadrukach. Kolejna rewolucja miała miejsce pod koniec lat 80., kiedy pod wpływem Marka Audibeta zaczęto łączyć lycrę z materiałami o tradycyjnym splocie, jak bawełna, wełna, płótno czy welur, dzięki czemu stały się o wiele bardziej elastyczne. Stretch, bo tak nazwano tę tkaninę, cieszył się ogromnym powodzeniem – wygodny i niegniotący się, dał projektantom możliwość wprowadzenia na rynek ubrań obcisłych, podkreślających kobiecą sylwetkę. Materiały wycinane laserowo można nazwać koronką XXI wieku. Na zdjęciach wyglądają łudząco podobnie do koronek wyrabianych tradycyjnymi metodami (ręcznie bądź maszynowo) i dopiero po dokładnym przyjrzeniu się widać precyzję cięć lasera. Laser daje niesamowite możliwości obróbki materiałów: umożliwia wycięcie nawet najbardziej skomplikowanego kształtu, odzwierciedla wzór z dokładnością do setnych milimetra i gwarantuje stuprocentową powtarzalność projektu. Kolejną zaletą lasera W latach 90. do słownika mody weszło pojęcie tkanin technicznych, które obejmuje nowe tekstylia, takie jak kevlar, polar i tkaninę antystresową testowaną przez Azzedine'a Alaię. W tym okresie oprócz przełomu w branży tekstylnej, nastąpił przełom w technologii tworzenia wykrojów – na rynek weszła metoda komputerowa (CAO), umożliwiająca opracowywanie modeli, nóż elektryczny i laser. 66 jest łatwość obróbki zarówno grubych (skóra), jak i delikatnych materiałów (jedwab, batyst, satyna), a także ich wielu warstw, co wykorzystał w swojej słynnej kolekcji tiulowych sukien duet Viktor & Rolf. Na wybiegach już od wielu lat znajdziemy nie tylko ubrania wykonane z laserowej koronki, ale i buty czy torebki. stęp w tym zakresie postępuje niezwykle szybko, wręcz z dnia na dzień. Spoglądając na modę z perspektywy materiałów, nie myli się Mark Audibet, który twierdzi, że – moda jest kwestią anatomii, a innowacja zaczyna się od materiału. Jak będzie wyglądała moda w przyszłości? Czy możliwe stanie się odejście od granic, jakie wyznaczają szwy? Czy rzeczywiście będziemy mogli nosić ubrania, które dopasowane są z komputerową dokładnością do naszej sylwetki? Moda, jak inne dziedziny związane z projektowaniem, których rozwój uzależniony jest od postępu technologicznego, cały czas się rozwija. Kiedy Paco Rabanne ozdabiał swoje suknie metalowymi płytkami, elementami z plastiku i celuloidu, zasłynął jako innowator. Obecnie ubrania, które łączą tradycyjne materiały z tymi wycinanymi laserowo czy drukiem 3D są wybiegowym standardem, a przekroczenie kolejnych granic w projektowaniu staje się coraz trudniejsze. Na szczęście tradycyjne techniki nie odchodzą w zapomnienie, i tak jak powracają kroje z poszczególnych okresów, tak projektanci do realizacji swoich pomysłów sięgają zarówno po technologiczne nowinki, jak i tradycyjne metody zdobnicze i krawieckie. To właśnie dzięki tej różnorodności technik i materiałów, moda cały czas nas zaskakuje. Moda w zupełnie nowym wymiarze, wymykająca się granicom zarysowanym przez tradycyjne techniki krawieckie, zmierza ku drukowi 3D. Od niewielkich elementów zdobniczych, przez biżuterię, po niesamowite kolekcje haute couture duńskiej projektantki Iris van Harpen, druk 3D staje się coraz popularniejszy. Najsłynniejsza kreacja, która powstała w tej technice, to zaprezentowana w ubiegłym roku suknia stworzona (już nie uszyta!) dla Dity Von Teese przez Francisa Bitonti (nowojorskiego architekta) i Michaela Schmidta (znanego z projektów kostiumów dla Madonny czy Lady Gagi). Skonstruowana jak kolczuga sukienka posiada trzy tysiące połączeń przegubowych, dzięki którym Von Teese rzeczywiście może się w niej poruszać. W tej chwili druk 3D w zakresie mody ograniczony jest tworzywem, z którego powstają projekty – nie wynaleziono jeszcze materiałów na tyle cienkich i miękkich by zastąpiły tradycyjne tkaniny i dzianiny, ale, jak mówi Bitonti, po- 67 the rough issue 05 melba Alexander Wang PROJEKTANT Szesnaście sklepów w siedmiu krajach, kolekcje sprzedawane do ponad 700 domów mody. Twórca dwóch marek, od 2012 r. dyrektor kreatywny trzeciej – Balenciagi. 26 grudnia skończył dopiero 30 lat. Alexander Wang to amerykańsko – tajwański sen realizowany w każdym calu. It’s always impossible until it's done – mawiał Nelson Mandela, a znając życiorys Wanga śmiało można stwierdzić, że to także jego credo. Naukę w Parsons The New School for Design w Nowym Jorku rozpoczyna w wieku 18 lat. Na studiach ma praktyki u Marca Jacobsa i Dereka Lama, w Teen Vogue i samym Vogue. Po dwóch latach rzuca Parsons wraz ze wszystkimi stażami i decyduje się tworzyć pod własnym szyldem. gue Fashion Fund Award, a wraz z nią 20 tys. dolarów, które inwestuje w drugą markę. I tak obok Alexander Wang powstaje T by Alexander Wang, składająca się głównie z bawełnianych podkoszulek, spódnic i tunik. W wieku 29 lat zostaje dyrektorem kreatywnym Balenciagi. Konsternacja powstała wokół decyzji nie była trudna do wyobrażenia. Standardowy scenariusz jest taki, że projektant pracujący dla czołowego domu mody, nie mogąc podpisać swoich kolekcji własnym nazwiskiem, po kilku latach decyduje się tworzyć na własny rachunek. Tu sytuacja jest odwrotna – Wang zaczął od Mając 22 lata, wypuszcza pierwszą, pełną kolekcję kobiecą. Rok później otrzymuje Council of Fashion Designers of America (CFDA)/Vo- tekst: Aleksandra Krześniak fotografia: materiały prasowe 68 69 the rough issue 05 melba własnej marki i marka ta miała już bardzo silną pozycję. Francois-Henry Pinault, szef Balenciagi, określa projektanta mianem przedstawiciela kultury naprawdę uniwersalnej. Ale czy można tworzyć w miejscu bardziej kosmopolitycznym, niż Nowy Jork? przede wszystkim ubrań, w których będą czuć się dobrze? Że szukają kogoś, kto ich ubierze, a nie przebierze. Taką tendencję widać doskonale także na polskim rynku. By Insomnia otworzyła niedawno drugi sklep w Warszawie, w Polsce jest ich już dziesięć. Natalia Pstrokońska, jedna z właścicielek marki, w niedawnym wywiadzie dla Newsweeka przyznała, że nie wierzy w powrót do ubrań, w których nie czulibyśmy się komfortowo. Kolekcja Balenciagi jesień-zima 2013/2014 jest ostra i surowa. W dużej mierze składa się z androgenicznych, dobrze skrojonych garniturów, marynarek i płaszczy typu oversize. Do tego szerokie spodnie, z obowiązkowym kantem; długie lub w wydaniu 7/8. Kolory to bezpieczna klasyka: biały, czarny, szary, granatowy. Żadnych wzorów, printów, falban, zdobień, czy nawet charakterystycznych, metalowych suwaków. Biżuterii brak, makijaż niewidoczny, włosy schowane. Przełamaniem i przeciwwagą góry są buty. Sięgające niemal pół uda oficerki z grubej, twardej skóry przyciągają uwagę. Z drugiej strony mamy drobne półbuty, roboczo zwane cwelkami – czarnobiała, lakierowana skóra dobrze prezentuje się na mocnej cholewce. Współpraca Wanga z Balenciagą układa się znakomicie, jego autorskie kolekcje odnoszą większy sukces z każdym kolejnym sezonem. Marka rośnie i trzyma się mocno, mimo przejściowych turbulencji. W 2012 roku trzydziestu robotników pracowni Wanga w Chinatown złożyło pozew przeciwko projektantowi o łamanie prawa pracy. Ciężkie warunki (małe, duszne pomieszczenia), w których mieli pracować na zmianach trwających 16, a czasem i 25 godzin skończyły się żądaniem 450 mln dolarów odszkodowania. Po pół roku sąd federalny odrzucił pozew, oczyszczając projektanta z zarzutów. Trudno o gorszy wpływ na wizerunek przedsiębiorstwa niż sprawa o wykorzystywanie robotników, jednak marki Wanga nie odnotowały poważniejszych strat. Jeśli można coś Wangowi zarzucić, byłaby to przewidywalność. Tylko czy jest to właściwie wada? W 2007 roku projektant debiutował uniseksualną kolekcją z dzianiny i do dziś konsekwentnie trzyma się stylu, który wówczas stworzył; estetyce bliskiej skandynawskiej prostocie. Mówi się o nim urban designer : jego ubrania to miejski styl Nowego Jorku, elegancka nonszalancja. Może to właśnie leży u źródeł jego sukcesu – przekonanie, że dzisiaj ludzie szukają Trzydziestolatek o wyglądzie licealisty znajduje się teraz w miejscu, na które pracuje się latami, a i tak przeważnie nie udaje się go osiągnąć. W tym miejscu zwykle kariera się kończy. Dla Alexandra Wanga dopiero się zaczyna. fotografia: materiały prasowe 70 71 Balicka sutanna: WFD melba melba 75 the rough issue 05 the rough issue 05 fotografie: Katarzyna Balicka modelka: Marcelina Lubocka 78 melba Fotografia KUBA DĄBROWSKI STEVEN KLEIN 81 the rough issue 05 melba Dąbrowski Od ośmiu lat wrzucasz zdjęcia na bloga. Wyobrażasz sobie swoje życie bez fotografii? Oczywiście, że tak. Jeśli jestem w stanie sobie wyobrazić, że odcinają mi rękę i tracę kończynę, to przy tym fotografia to jest duperel. Ktoś inny by robił zdjęcia. Jest taki film Woody’ego Allena o reżyserze, który ślepnie – Koniec z Hollywood. Więc to też jest możliwe. Poza tym, możesz robić zdjęcia, nawet nie patrząc na nie. Moim ulubionym poetą jest Charles Reznikoff, taki amerykański poeta z lat 40. Człowiek, który według mnie robił zdjęcia, pisząc wiersze. To utwory złożone z prostych twierdzących zdań, ilustrujących kawałek świata, kawałek tego, co widać. To jest fotografia bez fotografii. Rozmawiamy w Zachęcie, przed otwarciem twojej wystawy Film obyczajowy produkcji polskiej, gdzie pokazujesz zdjęcia z ostatnich dwudziestu lat. Jaki masz stosunek do swoich wczesnych zdjęć? To był mój pierwszy odruch fotografowania, więc fotografowałem rzeczy, które mnie naprawdę interesują, które czuję. Bez myślenia o tym, że jestem fotografem, bez myślenia o tym, że ktoś je kiedyś zobaczy. Te zdjęcia, które robię teraz, te wszystkie zdjęcia z mju, one zaczęły się dziać, kiedy byłem poważnym, ukształtowanym fotografem, już po studiach, robiącym zdjęcia do Przekroju i Newsweeka. Mając te 24 lata, doszedłem do wniosku, że już potrafię robić zdjęcia, potrafię obsługiwać wielki format, potrafię świecić studyjnie. I wtedy troszeczkę zrobiłem koło do tego, co robiłem na początku. Ale to byłeś już wtedy po studiach fotograficznych? Tak, kończyłem liceum w 1999 roku, chciałem studiować fotografię w łódzkiej filmówce na wydziale operatorskim, ale jestem daltonistą i nawet nie mogłem tam zdawać egzaminów. W związku z tym zdałem na socjologię do Krakowa, a po roku socjologii dostałem się do Opavy i studiowałem dwa kierunki równoległe. Dlatego też musiałem zacząć wcześnie pracować. Opava jest za darmo, ale to były czasy negatywów, trzeba było kupić te wszystkie papiery, dojechać tam. Miałem przygotowaną teczkę do egzaminu do szkoły i poszedłem z nią do Przekroju, który miał wtedy redakcję w Krakowie i oni mnie tam wzięli trochę jak taką dziewiętnastoletnią maskotkę. Tak to się zaczęło. A co ci dała Opava oprócz takiego czysto technicznego przygotowania? Dała mi pewność siebie i dała mi fotograficznych przyjaciół. To brzmi jak takie kombatanckie opowieści, ale te 15 lat temu to były zupełnie inne czasy. Słyszałeś, że gdzie jest taka agencja Magnum i widziałeś cztery albumy tej agencji, bo akurat były w empiku. Nie miałeś księgarni artystycznych, Amazonu, ani nawet szybkiego internetu w domu żeby sobie te zdjęcia zobaczyć. Teraz, jak Ryan McGinley miał wystawę 82 w Seulu, widziałem dokumentację tej wystawy, widziałem jak powiesił zdjęcia, widziałem ludzi, którzy byli na wernisażu. Jeszcze dodatkowo galeria określiła, jak tagować zdjęcia na instagramie z tej wystawy, więc mogłem obejrzeć zdjęcia, które odwiedzający tam robili. To wszystko nie będąc na miejscu. W Opavie uczył i uczy do tej pory Vladimir Birgus, który strasznie dużo jeździ po świecie, po wszystkich festiwalach fotograficznych, jest poważnym krytykiem fotografii i kuratorem. Na każdym naszym zjeździe pokazywał setki slajdów z tych wyjazdów. Poza tym Opava była wtedy dość kameralną szkołą, z Polski na roku było nas troje. Musieliśmy się poznać, razem dojeżdżać, razem się organizo- wać na te wyjazdy. Dzięki temu poznałem Rafała Milacha, Pawła Adamusa, Szymona Szcześniaka i nie poznałem ich jak kolegów ze szkoły, których się mija, tylko tak naprawdę, mam nadzieję, że na całe życie. Czytając o tobie spotkałem się z określeniem, że jesteś ciągle młodym fotografem. Bardzo mi się spodobało. Czy czujesz się ciągle młody i czy to poczucie ma jakieś przełożenie na twoją twórczość? Nie chciałbym być na siłę młodzieżowy. To jest tak, jak raperzy nagrywają pierwszą płytę o tym, że żyją na ulicy, a później są milionerami i nie mogą już drugiej płyty nagrać o tym samym, ale albo to robią albo jednak jakoś się zmieniają 83 the rough issue 05 melba i idą do przodu. Ta fotografia, którą robię jest dosyć młodzieżowa, ale ja wolę myśleć, że ona jest pierwszoosobowa i jest o tym, co dookoła mnie. Wiadomo, że chcesz być w życiu jak najdłużej młody, ale w pewnym momencie to się robi żałosne. W pewnym momencie już nie możesz być młody, musisz być odpowiedzialny i tak dalej. jakoś żałosno-podejrzane. Ja bym wolał iść taką drogą jak Nan Goldin, to znaczy ja dorośleję i niech moje zdjęcia też dorośleją. Kto odpowiadał za selekcję zdjęć na wystawę w Zachęcie? Z moimi zdjęciami jest taki problem, ze jest ich strasznie dużo, mam tysiące negatywów. Dlatego też sam robiłem pierwszą selekcję. Potem razem z kuratorką Joanną Kinowską to kroiliśmy. Joanna rozumie te zdjęcia z zewnątrz. Są rzeczy które dla mnie były ważne, natomiast na zdjęciu to się nie tłumaczyło i staraliśmy się wybrać takie fotografie, które będą uniwersalnie rozumiane. Ale wiesz, fotografia ma dużą siłę kreacji. Dla mnie robienie zdjęć porządkuje mi życie na co dzień. Patrzę na siebie z zewnątrz. Tak jakbym chodził do psychoterapeuty i musiał jakieś rzeczy powiedzieć głośno i jak powiem je głośno, to wtedy dopiero zdaję sobie z nich sprawę. Czyli sama koncepcja rodziła się w trakcie – to, że zdjęcia ze slajdami i muzyką stworzą jedną całość? Z fotografią jest tak, że widzisz zdjęcie w internecie, potem przychodzisz do galerii i widzisz to samo zdjęcie, tylko że na ścianie. Często nie mam odczucia, że oglądam coś innego niż już wcześniej widziałem. A z moimi zdjęciami jest tak, że wiele ludzi, którzy przyjdą na wystawę już te zdjęcia wcześniej widzieli i według mnie, robiąc tę wystawę, powinienem zbudować jakąś nową jakość, inną niż w książce, internecie, czy magazynie. Dlatego te różne formaty, dlatego jest skala, np. ten Michael Jordan to jest coś, czego w internecie nie doświadczysz, czego nie da ci książka, czego nie zrobię nigdzie poza Zachętą, bo muszę mieć ogromną salę i tak samo jest z tymi pokazami slajdów. Czyli obserwując siebie z zewnątrz, czujesz tę różnicę. Jestem ojcem, kupiliśmy samochód, zmienia mi się relacją z rodzicami. Moi koledzy nie wychodzą już młodzieżowo na zdjęciach, mają już inny styl życia. Dam taki przykład – jest Nan Goldin i Larry Clark, dwoje fotografów, którzy prowadzili jakoś tam młodzieżowe narracje. Goldin, jak była młoda fotografowała młodych ludzi, jak była starsza, fotografowała starszych ludzi, teraz jest dorosła i fotografuje swoich znajomych plus dzieci swoich znajomych. Ona przechodzi taki cykl dojrzewania normalnego człowieka. Zmienia się też to, co ma przed obiektywem. Zdjęcia się robią spokojniejsze, bo ona jest spokojniejsza. A Larry Clark prawdopodobnie sypia z dziewczynami, które mają siedemnaście lat, prawdopodobnie cały czas wydaje mu się, że jest osiemnastolatkiem. Clark się starzeje, a jego tematem wciąż są nastolatki, których moim zdaniem on nie ma już prawa rozumieć. I z mojego punktu widzenia to się robi 84 A skąd pomysł żeby się akurat do Lesława zwrócić o warstwę muzyczną? To nie jest tak, że cała warstwa muzyczna jest 85 the rough issue 05 melba od Lesława. W pierwszej sali Zenon Martyniuk z zespołu Akcent śpiewa piosenkę Neila Younga Only love can break your heart. Ta pierwsza sala jest o podlaskim marzeniu o Ameryce. Zenon Martyniuk, gwiazda disco polo śpiewa bardzo amerykańską, korzenną piosenkę. jeśli zaś chodzi o Lesława to Partia i Komety to są moje ulubione polskie zespoły i pomyślałem, że jak jestem w takiej instytucji jak Zachęta, to mógłbym spróbować spełniać swoje marzenia, bo nigdy nie wydam żadnej płyty z Lesławem. Piosenki Lesława są o tym samym, co moje zdjęcia albo moje zdjęcia są o tym samym, co jego piosenki. Ten sam typ wrażliwości. On nagrał akustyczne wersje utworów, które według niego pasowały do wystawy. Podobnie nie nagram ni- gdy żadnej płyty dla Prosto i dlatego specjalnie na wystawę wypuściliśmy limitowaną edycję pięćdziesięciu plecaków. Dobrze, zatem przejdźmy teraz do mody. W Lookout Gallery bierzesz udział w zbiorowej wystawie 2m2 mody. Są tam zdjęcia z cyklu They are wearing , które od trzech lat robisz dla Women's Wear Daily (WWD). Często mówisz, że w fotografii nie chodzi o to, żeby robić ładne zdjęcia. Jak to motto realizujesz w obszarze street fashion ? Inne są motta do pracy prywatnej, a inne do zleceń. Praca dla WWD jest dla mnie bardzo przyjemną pracą zawodową, w której mam dużo wolności. Sam tych zdjęć nie wybieram, robią to redaktorzy. My jesteśmy w Europie, a ten magazyn jest wydawany w Stanach i w Japonii. Z powodu trzech różnych stref czasowych nie ma po prostu takiej możliwości. Działam dokumentalnie i staram się nie zatrzymywać ludzi, bo oni są trochę przyzwyczajeni do pozowania. Często na przykład czekam, aż coś się stanie w drugim planie. Jest na przykład policjant i czekam, aż on machnie rękoma. I wiem, że to jest dobre, dokumentalne zdjęcie, że ono warsztatowo jest sprawne, ze zgrały się plany. Ale w takiej masie oczywiście zdarzają się gorsze zdjęcia. W pierwszym roku robiłem dla nich backstage, dopiero później They are wearing. Brief, który dostałem był taki, żeby w połowie być Sartorialistem, w połowie Martinem Parrem i tak staram się robić. internetową itd. Oczywiście chciałbym współpracować z Moniką przy sesjach do magazynów, ale do tej pory rzadko nam się to udawało. W ostatniej mojej książce 113,604 Stray Dogs są zdjęcia Lan, Monika ją ubierała i później było to publikowane jako sesja we włoskim magazynie PIG. Monika stylizowała też różne sesje Mariosów. Zdarzają ci się jednak kolaboracje z projektantami, jak na przykład w przypadku wspomnianej marki Marios, czy realizacja sesji zdjęciowych, jak choćby ostatni lookbook dla Justyny Chrabelskiej. Czemu się zgodziłeś na te projekty, jak wygląda taka współpraca? Nie ma tu większej filozofii i raczej nie ma fascynujących anegdot. Godzę się na projekty, które z jakiejś przyczyny mi się podobają. Ktoś na twoim blogu przy okazji publikacji kilku zdjęć z tego cyklu poprosił, żebyś napisał coś więcej o swoim podejściu do mody. Odpowiedziałeś, że nie ma nad czym dywagować, że to jest właśnie tylko praca. Czy to znaczy, że moda cię w żaden sposób nie kręci? Mi się wydaje, że moda jest jak wszystko. To tak, jak spytać, czy kręci mnie muzyka. Mam swoje ulubione zespoły i mam zespoły, których nie lubię. Lubię filmy Jima Jarmusha, ale nie lubię większości holywoodzkich blockbusterów. I z modą jest tak samo. Gdyby mnie było stać, kupowałbym ubrania Jil Sander. W wywiadzie dla Positive Magazine powiedziałeś – Wydaje mi się, że fotografując swoją dziewczynę, znane osoby publiczne czy najnowszy pokaz mody zawsze robię to samo. Co jest wspólnym mianownikiem dla tych wszystkich rzeczy? Jest kilka wspólnych mianowników: czasy w których powstają zdjęcia są te same, fotograficzny język jest podobny, moja wrażliwość jest wspólnym mianownikiem. Myślę, mam nadzieję, że za kilka lat wszystko ułoży się w spójny dokument o tym, co teraz. Czy obecnie nadal zdarza ci się współpracować ze swoją dziewczyną Moniką przy zdjęciach modowych? Wiem, że pomagasz jej przy Córce Rybaka. To są wspólne życia i to naturalnie wychodzi: Monika robi czapki, ja fotografuję je, przygotowuję pliki do druku, pomogę kodować stronę 86 rozmawiali: Łukasz Nowosadzki i Magdalena Nowosadzka 87 the rough issue 05 melba Wystawę 2m2 mody można obejrzeć w Galerii Lookout do 22 lutego. Kuratorem wystawy jest Paweł Żukowski. Wystawa Film obyczajowy produkcji polskiej w Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki trwa do 16 marca. Kuratorką wystawy jest Joanna Kinowska. fotografie: Kuba Dąbrowski 88 89 the rough issue 05 melba Steven Klein FOTOGRAF Perwersja, piekielna maskarada, destrukcja, masochizm. Oto Steven Klein. Łamiący wszelkie zasady i konwencje, nieustannie jeden z czołowych i najbardziej wpływowych fotografów mody. Steven Klein urodził się w 1965 roku. Początkowo chciał zostać malarzem, w wieku 12-13 lat zajmowała go ceramika i garncarstwo. W tym samym czasie w piwnicy rodzinnego domu zrobił ciemnię, ale wtedy jeszcze nie myślał o fotografii poważnie. Wszystko zaczęło się niespodziewanie. Klein zakochał się w starszej koleżance ze szkoły, a zauroczenie przeistoczyło się w obsesję. Fotografował ją przez kilka lat. Pamięta, że się wyróżniała, nosiła się w stylu American Indian look. To właśnie ona pokazała nastoletniemu amatorowi fotografii pierwszego europejskiego Vogue’a. Wcześniej nie miał nawet pojęcia, czym jest moda. Jednak Klein nie tak od razu poświęcił się fotografii mody. Na Rhode Island School of Design wybrał malarstwo. Fotografia nie dawała mu spokoju. W 1985 roku dostał pracę przy kampanii reklamowej Diora. I pomimo wcześniejszych obiekcji, w końcu stwierdził, że to musi być to. tekst: Alicja Caban fotografia: materiały prasowe 90 91 the rough issue 05 melba Dwuznaczne sesje zdjęciowe o mrocznym, wręcz demonicznym charakterze stanowią odskocznię od świata mody w stylu niewinnego glamour. Kleina denerwuje, że każdy fotograf opowiada, jak to szuka inspiracji na ulicach oraz w bajkowych krajobrazach, tworząc ostatecznie wyidealizowany świat dla lalek Barbie. Styl Kleina jest tego absolutnym zaprzeczeniem. Hermetyczna przestrzeń i emocjonalna izolacja odzwierciedlać mają ciemną część życia złotych celebrytów. Choć dla nikogo nie jest tajemnicą, że seks doskonale sprzedaje modę, to seksualność u Kleina jest tak realistyczna i namacalna, że staje się jednocześnie odpychająca i elektryzująca. Chwilami aż trudno uwierzyć, że Klein podbił serce i zawładnął duszą świata mody. Sam fotograf przyznaje, że czasem agent go upomina, każe przystopować, uważa że ktoś z redakcji może poczuć się urażony czy zniesmaczony. Kleina to śmieszy, bo gdy pokaże zdjęcie, powiedzmy homoerotyczne, zwykłemu dzieciakowi na ulicy, ten zawsze odpowie – Wow, that’s cool, man! Bradem Pittem i Madonną. Jak przyznaje, nie chodzi tu o ich pozycję w showbiznesie, tylko podejście do współpracy. Oni mu ufają, a on jest gotów w pełni przekształcać swoje wizje w arcydzieła. Dowodów na owocną współpracę jest wiele, choćby 62-stronicowe portfolio z Bradem Pittem, które opublikował włoski L’Uomo Vogue czy głośny projekt zrealizowany z Madonną w 2003 roku X-STaTIC PRO = CeSS. Coraz częściej zresztą możemy podziwiać twórczość Kleina w formie video, jak najnowszą kampanię dla McQueena z Kate Moss, czy film promujący perfumy Lady Gagi Fame. Ostatnio nagrał też rewolucyjny apel Madonny poruszający temat szerzącej się nietolerancji – Secret Project Revolution, wyświetlany na ulicach Berlina, Londynu, Toronto, Los Angeles i Nowego Jorku. Klein pracuje dla największych: Calvina Kleina, Dolce & Gabbany, Alexandra Wanga, Nike’a, Alexandra McQueena. Publikują go: Vogue, i-D, Numero, W Magazine. A mówią o nim wszyscy. Im mniej on dba o modę, tym bardziej świat mody go pożąda. Współpracę z fotografem chwali sobie nawet Anna Wintour – Dajesz mu sukienkę, a on tobie oddaje dziewczynę w sukience z robotem w ogrodzie. To jest bystre, konceptualne i w ostateczności liryczne. Steven Klein znany jest przede wszystkim z wielu sesji z udziałem gwiazd i celebrytów: Justina Timberlake’a, Davida Beckhama, Naomi Campbell czy Kate Moss. Ale z nikim nie pracuje tak często i tak ochoczo, jak z dwiema największymi ikonami dzisiejszego świata popkultury: fotografia: materiały prasowe 92 93 the rough issue 05 melba Wrońska 94 95 the rough issue 05 the pure issue 04 melba 98 99 the rough issue 05 100 the pure issue 04 melba 102 103 the rough issue 05 melba fotografie: Agata Wrońska stylizacja: Basia Polańska włosy: Emil Zed / Van Dorsen Talents make-up: Kasia Roguska model: Dominik Kołowiecki / Panda Models modelka: Sandra Kraszewska studio: Suffit 104 105 melba People DOROTA BUCZKOWSKA KASIA NOSOWSKA REBEL LOOK bez tytułu, olej na płótnie, w ymiar y 150 x 100 cm, 2013 107 the rough issue 05 melba Dorota Buczkowska ARTYSTA Czy uważasz, że to kim jesteś, skąd pochodzisz, jakiej jesteś płci jest widoczne w twojej twórczości? Oczywiście, to baza. Kultura, w której się wychowujesz kształtuje twoją percepcję, system wartości, określoną estetykę. Płeć determinuje role wobec innych, a w każdym razie twoje doświadczenie. Ludzie oglądający twoje prace nie znają cię prywatnie, czy mają szansę zrozumieć, co robisz? Mam nadzieję, chociaż według mnie w odbiorze sztuki nie do końca chodzi o rozumienie. Prywatność jest na pewno dla mnie źródłem inspiracji, natomiast to, co pokazuję jest przetworzone i nigdy nie jest dosłowne, raczej operuje symbolem, przenosi napięcia czy intensywność emocji. Myślę, że moja twórczość dojrzewa i zmienia się równolegle do tego, co dzieje się w moim życiu. Jest częścią codzienności, barometrem. 108 Czy uważasz, że opis jest potrzebny obrazowi, który tworzysz? Są prace, w których tekst jest istotną częścią projektu, są też takie gdzie nie trzeba niczego wyjaśniać. Prace, które bazują na koncepcji – jak Interror (instalacja/podłoga z czarnego prochu i parafiny ) potrzebują opisu np. informacji o użytych materiałach. W tym wypadku materiał jest częścią koncepcji i nośnikiem treści. Towarzysząca instalacji kartka informuje o obecności składników wybuchowych, wywołuje napięcie pomiędzy czysto teoretycznym zagrożeniem a destrukcją, jakiej ulega parafinowa podłoga pod naszymi stopami. Jeśli chodzi o moje malarstwo, to nie wydaje mi się żeby potrzebowało opisów. Obraz jest komunikatem wizualnym i na tym poziomie działa na nas albo nie. Można analizować, rozmawiać o inspiracjach, kolorach, konwencji itp., ale to nie ma większego znaczenia, jeżeli stojąc przed nim pozostaje ci obojętny. W obrazie można się też zakochać. 109 the rough issue 05 melba Infekc ja, instalacja przestrzenna ok 5m x 4m, materiał y: folia, hel, widok z w ystaw y Transitional Conditions, CR AC Sete, Francja, 2008 Interror, materiał y: parafina i materiał y w ybuchowe, w ystawa Wani, Fondation Ricard, Paryż, 2011 110 111 the rough issue 05 melba Zawsze starannie dobierasz tytuł do projektu, wystawy. Często są to długie opisowe zdania. Naprowadzasz widza? Nie narzucam interpretacji. Owszem tytuły są dla mnie ważne, ale zwykle są rodzajem otwartej metafory, którą można odczytać na różne sposoby. Uważam, że dwuznaczność, niejasność budzi uwagę. Coś, czego nie możemy natychmiast zinterpretować, co się wymyka, przywołuje naszą czujność. Nie wszystkie części są kompletne czy Rok w sanatorium to tytuły, które dla mnie dość konkretnie nawiązują do tego, co się pod nimi kryje. Ale nie mam nic przeciwko temu, aby oglądający rozumiał to po swojemu. W ten sposób zostawiam przestrzeń na własne interpretacje. Dzięki temu odbiór jest bardziej autentyczny – zależy od dojrzałości, punktu widzenia, stanu umysłu, stanu uczuć, etc. Gotowość oglądającego też ma znaczenie. Jeśli chcesz czytać literaturę, najpierw trzeba nauczyć sie liter i praktykować . Odbioru sztuki tez się uczymy przez doświadczenie. łość, ciepło, faktura są dla mnie bardzo ważne. W większości moich prac wpisany jest czas jako proces zmian, które zachodzą np. wraz z udziałem publiczności, czy zmianami atmosferycznymi, procesami fizycznymi, destrukcja tworzywa. Materiał ma swoje właściwości, ograniczenia, swoją naturę. Te wartości są komunikatem. Ponieważ pracuję w różnych mediach, w zależności od koncepcji projektu, pierwszą decyzją wiążącą jest wybór techniki. Ale zawsze najpierw jest koncepcja? Wybór techniki i materiałów jest istotną częścią koncepcji projektu. Czy nie jest tak, że coś bierzesz do ręki i urzeka cię, poddaje się twojemu działaniu i staje się dziełem sztuki? Wiem, że miękkie materiały cię uwodzą, lubisz się nimi otulać, otaczać. Jeśli chcę pokazać papier jako skórę, to sięgam po tłuste kosmetyki. Jeśli jest we mnie strach i samotność podświadomie szukam np. puchatej wełny i robię miękkie obiekty. Często właśnie instynktownie, podążam za materią, która mnie pociąga, bo jest we mnie temat czy potrzeba, której nie potrafię jeszcze nazwać, nadać jej kierunku na poziomie werbalnym. Kontakt z tworzywem naprowadza mnie na właściwy trop, takie działanie uruchamia zmysły, za którymi podąża uwaga i intelekt. Często ludzie reagują emocjonalnie? Zdarza się to znacznie częściej, od kiedy pracuję bardziej spontanicznie, czyli zdaję się bardziej na instynkt niż intelekt, jak w przypadku cyklu rysunków kosmetykami. Obecność w twoim życiu syna ma na to wpływ? Max jest przewodnikiem po tym co nieprzewidziane (śmiech). Uczy otwarcia na emocje i zaufania do siebie, do życia, do chaosu. Jesteś osobą, która żyje ze swoją sztuką, jest obecna w twoim domu jak krzesło i stół. Jest naturalną częścią mojej codzienności. Mieszkam w pracowni, więc nie mam wyboru, ale lubię mieć na ścianach świeże, jeszcze nieskończone prace – obserwuję je zasypiając i budząc się. Często zmieniasz medium, bardziej stawiając na temat, ale z techniki też wynika charakter obrazu, więc co uważasz za dominujące? Charakter czy właściwości materiału, jego trwa- Swing, w ysokość ok 6 m, materiał y: latex, helium, Biennale of Lorne Sculprture, Australia, 2011 112 113 the rough issue 05 melba Trudno po twoich pracach ocenić, czy nie są skończone. Często wynika to z faktu, że używam materiałów, które obrabiam sama ręcznie – ten rodzaj pracy pozwala mi na samodzielność, a jednocześnie zostawia posmak prowizorki – rough (śmiech). Znajduję w lesie kawał próchna albo spłowiałą folię i mowię – piękne!. Wiele moich prac jest na pograniczu tego, co uważamy za przyjemne. Mogą budzić dwuznaczne odczucia, prowokować do reakcji innej niż – o ładne, pasuje mi do kanapy. Pokazując prace, takie jak struktura z lateksowych kulek, wypełnionych pociętym ubraniem, czy gniazda jaj z parafiny i prochu strzelniczego, nie spodziewam sie komentarzy – ładne. Estetyka moich prac pozostaje często surowa , dekoracyjność nie jest dla mnie priorytetem. W sensie technicznym nie robię rzeczy, które ukrywałyby ułomność ręki ludzkiej, czy właściwości materiału – raczej dowartościowuję niedoskonałość charakterystyczną dla tworzywa, uwydatniam mankamenty ręcznych działań na nim. To jak znaki szczególne. Perfekcja jest dla mnie nudna, powtarzalna i nie ma w niej tajemnicy. Jest nieludzka i ma w sobie obojętność. Tym samym pozwala widzowi pozostać obojętnym. Ten brak kontroli nad dziełem jest zaskakujący, zabawny, stresujący? Wydaje mi się naturalny. Praca ma początek i koniec, pomiędzy nimi jest ciągły proces zmian. Jeden z moich pokazów zatytułowany był Stany przejściowe – intryguje mnie faza, którą trudno określić, ponieważ jest w trakcie transformacji, ma potencjał zmiany. Obserwacja procesu dla mnie samej jest zawsze ciekawa. Bardzo lubię odkrywać i obserwować, jak np. rysunki robione kosmetykami miesiącami rozwijają się, ponieważ papier wchłania tłuszcz. Plamy nabierają nowych kształtów, rosną. Jesteś z wykształcenia rzeźbiarką, ale też konserwatorką sztuki i ten aspekt jest zabawny. Pozwalam swoim pracom umrzeć w sposób naturalny. Po projektach, które odchodzą pozostaje dokumentacja. Te, które ulegają procesom destrukcji w czasie prezentacji, traktuję w kategoriach happeningu. Lubię autentyczność takiej sytuacji. Nad czym teraz pracujesz? Przygotowuję wystawę w reprezentującej mnie galerii Starter – zupełnie nową rzecz, dużą instalację z lekkich materiałów w charakterze zdecydowanie rough. Zapraszam 22 lutego do Startera. Prowizoryczność zawiera też w sobie tymczasowość, prawda? Twoje prace zmieniają się z czasem, ulegają samodestrukcji lub transformacji. Tak, wspominałam na początku rozmowy, że interesuje mnie proces zmian, który zachodzi wraz z upływem czasu . Zmiany są często związane bezpośrednio z charakterem materiału – huśtawki na balonach z helem odlatują, parafina kruszy się pod stopami, lateks pęka od ciśnienia. rozmawiała: Ola Buczkowska Struktura, kulki z lateksowej gumy w ypchanej pocięt ym ubraniem, w ymiar y w zalężności od ekspozycji, widok z w ystaw y Nie wszy stkie c z eści są ko mple tne, Skulpturen Museum, Marl, Niemcy 114 115 the rough issue 05 melba Wystawę Dorot y Buczkowskiej Wracam nad brzeg rzeki z gościnnym udziałem João Vilheny można zobacz yć w wars zawskiej galerii Starter od 22 lutego do 21 marca. Natomiast w szczecińskiej galerii TR A FO do 23 marca prezentowany jest pro jekt Apnea z gościnnym udziałem Prze mka Dzienisa. Kuratorką w ystaw y jest Agata Ubysz. Rysunki z cyklu Żółć zwykła brała sie z wątroby, kosmet yki kolorowe na papierze, w ymiar y 40 x 30 cm, 2011, prace w kolekcji PKO SA 116 117 the rough issue 05 melba Kasia Nosowska STYL Sukces wokalisty zaczyna się chyba wtedy, kiedy głos zachwyca, a teksty pozwalają na utożsamienie się z nimi. Kiedy szorstka barwa hipnotyzuje, a nieogładzone myśli zmuszają do zastanowienia. Kiedy słowa poruszają i zapadają w pamięć. Podobnie jak osobowość, artysta i jego styl. Styl spójny i przekazujący, kim jest. Niezwykły w swojej prostocie. Szary, czarny, bez koloru? Nie zawsze dla wszystkich zrozumiały, nie dla każdego dostępny. Ale trafiający w sedno. Nadwrażliwość to mój wróg. Przerost duszy nad rozumem. Ale nie przerost formy nad treścią. Bo Katarzyny Nosowskiej nie zobaczy się we wzorach. Nie zobaczy się w wielu kolorach. Nie zobaczy się jej w ubraniu, które kryłoby, maskowało i mamiło. Bo ono pokazuje, jaka jest naprawdę ta, której teksty i głos porusza tak wielu. Kim jest ta, której teksty stają się hymnami. Najważniejszymi towarami dla tych, których obraz świata nie zawsze bywa różowy. Kocham ten stan, cudowne sam na sam. Kawa i ja. Papierosy, kawa, ja. Bo kiedy się patrzy na Kasię Nosowską, to widzi się także i radość. Fantazyjność wyraża krojem i fryzurami. Na jej głowie gościły już wszystkie możliwe kolory. Był i etap blond, przewinął się po drodze brąz, była i czerń. Jeśli można powiedzieć, że wokalistka Hey lubi z czymś eksperymentować, to poza muzyką, są to włosy. Łącząc w życiu zawodowym siły z raperem, nie waha się połączyć przepychu z prostotą. Dredy, warkoczyki aż wreszcie monumentalne wręcz fryzury. Zaplatane po kilka razy warkocze, wyszukanie i niezwykłość, które po czasie znowu ustępuje minimalizmowi. Zwykłemu kokowi, prostemu cięciu i prostocie w przekazie. Do cholery! Spróbuj wbić do łba! Ja na imię, Kaśka od kołyski mam! A ta Kaśka nie dba o szczegóły. Okładka płyty z niebieskim, lekko odrapanym paznokciem pokazuje jedno. Nosowska jest autentyczna. A autentyzm jest kluczem do zrozumienia. Jej stylu, jej osobowości. Jej tekstów i tego, co chce przekazać. Bo kiedy ten przekaz trafia do ludzi, to można powiedzieć, że artysta odniósł sukces. Kiedy przekaz idzie w parze z jego osobowością, to jest to sukces jeszcze większy. A te dni ciszy, które dzielą nas, podpowiadają mi złe obrazy. Muszę to przespać, przeczekać… Bo dla autorki słów częściej bywa on czarny. Miłość, rozpacz, zazdrość. Rozstania, braki i lęk. Plątanina emocji, które męczą każdego. Uczucia wyrażone prostymi słowami, rzeczywistość postrzegana nieraz szaroburo. Szarobura jak jej sukienki o geometrycznych krojach. Krojach, które na sylwetce tworzą figury, jakie znane są nam tylko z origami. Za zwątpienia, za obiecany raj, na który pewnie nie zasłużę? Czerń i szarość to barwy przeważające. W ubiorze, dodatkach. Ograniczony makijaż, podkreślone duże oczy. Niebieskie, obwiedzione czarną kredką. Wysunięte na pierwszy plan. Czysty minimalizm. Brak kosztownych ozdób, brak przesadnego akcentowania. Ulubiony mezalians kolorystyczny to czarny z czarnym. Chociaż czasem pojawi się i szarość, a jeszcze rzadziej biel. Bo przecież nie wszystko rysuje się w ciemnych barwach. tekst: Marta Dyba 118 119 the rough issue 05 melba Rebel Look BLOG Blog to dla mnie… W tej chwili tymczasowe zajęcie na urlopie macierzyńskim. bluza Cub Urban Ninja i koc Tassious, bo są efektowne i uniwersalne, sukienka Origami Karskiej, z tej samej przyczyny. Rzecz, bez której nie wychodzę z domu. Ostatnio dwójka dzieci, szalik, czapka i rękawiczki. Mój ulubiony projektant. Nie mam, kiedyś była to Vivienne Westwood, teraz czuję się w świecie projektantów jak w kompletnym chaosie. Najcenniejsza rzecz w mojej szafie. Wieszaki – wieczny deficyt. Poza tym chyba 120 Film ze świetnymi kostiumami. Fight Club, w ogóle fajny to jest film. Coś, czego nigdy bym nie założyła to... Podróba? Nie wiem. Chyba tylko. Trzy słowa, które określają mój styl. Oszczędny punk rock. Ikona mody dla mnie. Jest ich trochę: Olsenki, Eddie Sedgwick, Kate Moss, pewnie niedługo Anja Rubik – można by wymieniać w nieskończoność. Najładniejsze słowo związane z modą. Koafiura? Ładne jest to, że mój chłopak/fotograf wiecznie myli słowo sukienka ze spódnicą i na odwrót. Ulubiony element garderoby. Coś, w co można się zawinąć od góry do dołu oraz wygodne buty. 121 the rough issue 05 melba fotografie: rebellook.blogspot.com 122 123 Ławniczak fotografie: Weronika Ławniczak stylizacja: Justyna Suwała scenografia: Weronika Ławniczak & Justyna Suwała model: AA the rough issue 05 melba 127 the rough issue 05 melba 128 melba 131 the rough issue 05 melba the rough issue 05 melba 134 135 the rough issue 05 136 the rough issue 05 melba 138 139
Podobne dokumenty
aw o° 08 r issue n 5
okazje pokazywać nasze prace w kraju. Po prostu samoistnie dzieje się tak, że realizujemy więcej projektów i dostajemy więcej zaproszeń za granicą. W tym roku mieliśmy w Polsce dwie solowe wysta...
Bardziej szczegółowo