Nr 2 - O nas

Transkrypt

Nr 2 - O nas
Jan B. Nycek: Moje za i przeciw
Lekcja historii
J
ako były nauczyciel historii oraz czynny regionalista nie będę nawet próbował
zrozumieć pomysłu Ministerstwa
Edukacji Narodowej o ograniczeniu tego przedmiotu. Wiem, że żyjemy w globalnej wiosce, że obieg
informacji jest błyskawiczny, że
w ciągu doby dotrzeć można na
antypody, że panuje przenikanie
kultur i mieszanie ras. Tym zjawiskom nie da się już zapobiec, gdyż
stanowią produkt współczesnej
cywilizacji. Nie wyobrażam sobie jednak, iż można świadomie
współtworzyć kosmopolitę, niby
obywatela świata, wolnego od patriotyzmu, pozbawionego swoich
korzeni a przez to ojczyzny.
Marginalizowanie historii
prowadzi do zubożenia człowieka, relatywizuje naszą przeszłość
i tożsamość. Nie można bowiem
postrzegać świata perspektywą jednego lub dwóch pokoleń,
z czym spotykamy się na każdym
kroku. Wszak dzieje Polski dawno
już przekroczyły tysiąc lat. Mieliśmy okresy świetności i upadku,
potęgi i mizerii, bohaterów i zdrajców, ale istnieliśmy, jeśli nie jako
państwo, to jako naród. Nasza
historia stanowi niewyczerpane
źródło inspiracji artystycznej
i symbolów narodowych. Szkoda
tylko, że obecnie tak rzadko i byle
jak do tego źródła sięgamy.
Badania wykazały, że poza
pasjonatami, odtwarzającymi
genealogie rodzinne, prawie nikt
nie potrafi podać imion i nazwisk
swoich pradziadków, a to zaledwie
cztery pokolenia wstecz, raptem
około 100 lat. Gdzież szukać przyczyn tej obojętności, wszak jesteśmy tylko przechodniami, mającymi swoich przodków, a większość
i następców. Trudno uwierzyć, iż
nasi prawnukowie mogą mieć
mętne pojęcie o naszym istnieniu.
Nie porzucajmy więc historii w wymiarze makro i mikro.
Ponadto historia sama w sobie jest ciekawa, potrafi nawet
być fascynująca. Trzeba ją tylko
odpowiednio podać, właściwie
opowiedzieć. Wtedy zrozumiemy
ją jako ciąg wydarzeń przyczynowo-skutkowych. Oczywiście
do wielkich syntez dziejowych
najlepiej dochodzi się poznając
wydarzenia lokalne, które zawsze
są fragmentem większej całości.
Człowiekowi należy się wiedza
o tym, co było przed nim, bo tylko
wtedy może uniknąć błędów indywidualnych i zbiorowych. Polityka
MEN godzi zatem wprost w nasz
kraj i jego obywateli. Patriotyzmu nie mierzy się zachowaniem
kibiców z szalikami i bełkotliwym
śpiewaniem hymnu. To coś więcej,
to tkwi w nas samych, ale nie
pielęgnowane i podsycane umrze
śmiercią naturalną. n
(jbn)
fot. (bg)
Inicjatorem odbudowy i nowej funkcji pałacu w Sannikach jest wójt Gabriel Wieczorek. Obszerny wywiad z dyrektor Europejskiego Centrum Artystycznego Moniką Patrowicz – s. 5
Nadmiar demokracji jest równie szkodliwy, jak jej brak
Komu i czemu służą referenda
Demokracja według powszechnie obowiązującej definicji językowej to po
pierwsze forma rządów, w której władzę sprawuje lud – demos – bezpośrednio
lub przez swoich przedstawicieli, po drugie – forma ustroju państwa, w którym
oficjalnie uznaje się wolę większości obywateli jako źródło władzy etc. Nawet
pobieżny kurs historii dowodzi, iż w kwestii rządzenia przez ostatnie kilka
tysiącleci istnienia cywilizacji nic lepszego nie wymyślono. Najogólniej rzecz
ujmując, demokracja to dyktat większości nad mniejszością, czyli założenie, że
większość ma rację. Oczywiście, można mnożyć przykłady, że nie zawsze tak
było, ale ogólna zasada jest słuszna. W jej obronie ginęły miliony, nasze dzieje
są pełne bohaterów broniących demokracji.
O
d ponad dwudziestu lat, to
prawie pokolenie, żyjemy
w kraju opartym na podstawach
demokratycznych, których strażnikiem jest odpowiednie ustawodawstwo i władze różnych szczebli
wybrane w oparciu o to prawo. Im
niższy szczebel, tym reguły demokracji są bardziej czytelne. Dziesięć
lat temu po raz pierwszy nasze
społeczeństwo w wyborach bezpośrednich głosowało na wójtów,
burmistrzów i prezydentów miast.
Stworzyło to nową sytuację polityczną i społeczną. Idea była nie
do podważenia: zwycięzca był tylko
jeden, każdy głos się liczył, odpadły
zakulisowe gierki, rozprowadzanie
i księżycowe koalicje, jak to jest
nadal przy wyborach starostów.
W tej sytuacji bardzo klarownej,
bo mierzalnej, wójt, a o nim będziemy pisać, otrzymuje najwyższą
władzę w gminie od większości i ma
pełny tytuł do jej sprawowania.
Zatem w dniu wyborów kandydat
musiał dysponować najlepszym
programem, wyrazistą osobowością, odpowiednimi kwalifikacjami, a także posiadać autorytet
i uznanie w środowisku. Ponadto
wszyscy potencjalni wyborcy musieli go znać zwykle osobiście, co
w realiach gminy jest powszechne.
Trudno w tym przypadku o wybór
nieodpowiedni. Właśnie w takich
okolicznościach jesienią 2006 roku
Gabriel Wieczorek został wójtem Sannik, pokonując mocnych
i znanych kandydatów. Wynik ten
powtórzył w 2010 roku.
Wójt Sannik jest człowiekiem
młodym, przed czterdziestką, co
w naszym regionie stanowi jeszcze
rzadkość, wykształconym, rzutkim, pełnym niekonwencjonalnych
pomysłów, dobrze poruszającym
się na wyższych szczeblach władzy. Przede wszystkim ma jednak
klarowny, zwarty i realny program
przyszłości Sannik i całej gminy. Zaprezentował ten program już w 2006
roku i od tego czasu dąży do jego
realizacji bardzo konsekwentnie,
chociaż nie bez przeszkód. Mówiąc
skrótowo, Gabriel Wieczorek chce
uczynić z gminy Sanniki ważny
punkt na mapie Mazowsza pod
względem gospodarczym i kulturalnym. Pragnie zahamować wyjazdy
młodych ludzi, stwarzać warunki do
ich powrotu, sprzyjać inwestycjom
tworzącym nowe miejsca pracy,
uczynić z Sannik ponadregionalne
centrum kultury i tradycji chopi-
nologicznej, przekształcić osadę
wiejską w ośrodek małomiasteczkowy z własnym rynkiem i centrum.
To bardzo ambitne zadania, ale do
wykonania, zresztą wiele z nich jest
w trakcie realizacji.
Jak wiadomo, w Polsce ludzie
czynu są na cenzurowanym, ceniona jest bierność, która prowadzi do
stagnacji, tymczasem brak postępu
oznacza regres, czyli cofanie się.
Każdy nowy pomysł, czyn większy
lub mniejszy wymaga podejmowania decyzji, czasami ryzykownych.
Gabriel Wieczorek takich decyzji
się nie boi, mało tego, ma pełne
poparcie dla swoich projektów
w radzie gminy. Jak się okazuje najtrudniej być prorokiem we własnym
kraju. Nie wszystkim to się podoba,
zwłaszcza gromadce miejscowych
opozycjonistów, działających poza
oficjalnymi strukturami, czyli zza
węgła. Erupcja niechęci skanalizowana została kilka tygodni temu,
kiedy wykorzystując możliwości jakie daje demokracja doprowadzono
do ogłoszenia referendum.
Dokończenie na str. 2
2
Wydarzenia
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
Radni i samorządowcy poparli
marszałka Adama Struzika
Powitanie wiosny
Radni województwa mazowieckiego
odrzucili wniosek zgłoszony przez
opozycyjnego radnego PiS Karola
Tchórzewskiego, dotyczący odwołania
marszałka województwa. Przeciw
głosowało 30 radnych, za było 16, natomiast dwóch wstrzymało się od głosu.
Na płockim Starym Rynku wiosna w pełni. Przy zabytkowej studni trzyletni Adaś Kędryna
z nowo poznaną koleżanką
fot. Jacek Kędryna
– Dla nas ten wniosek to nic innego jak polityczna hucpa – stwierdził
radny Stefan Kotlewski. – Warto
zauważyć, że nawet prezydent Radomia Andrzej Kosztowniak, wywodzący się z PiS-u, w swoim poparciu
dla marszałka pisze o tej inicjatywie
jako o pochopnym i niepotrzebnym
działaniu.
– Cenię krytykę, ale konstruktywną, opartą na faktach, a nie na po-
Komu służą referenda
Dokończenie ze str. 1
Pod murem postawiono zarówno wójta, jak i całą radę, co stanowi
rzadkość. Inicjatorzy zapragnęli
za jednym zamachem pozbyć się
i wójta, i rady gminy. Oczywiście
wyartykułowano szereg zarzutów,
z których każdy jest bez trudu do
odparcia. Referendum, czyli powszechne głosowanie w państwie
lub na określonym jego terytorium
jest dopuszczalne prawem. W
ostatnich latach bywa ono jednak
nadużywane, ponieważ nawet mało
znaczące grupy mogą doprowadzić
do jego ogłoszenia. Próby ogłaszania referendum w kwestiach jego
niewymagających są szczególnie
groźne dla istniejącego porządku,
ponieważ dysponujemy syste -
mem, który podobne sprawy może
rozstrzygać bez absorbowania
wszystkich wyborców. Tu i ówdzie
słyszy się o referendach wymierzanych przeciwko konkretnym
osobom: wójtom, burmistrzom
i prezydentom miast. Praktyka
dowodzi, że zwykle nie przynoszą
one rezultatów poza wielkimi
kosztami ponoszonymi przez sa-
SPOŁECZNE TECHNIKUM SOP w roku szkolnym 2012/2013 prowadzi rekrutację do klasy I:
Nazwa zawodu
Nazwa kwalifikacji wyodrębnionych w zawodzie
K 1 Montaż i eksploatacja komputerów osobistych oraz urządzeń peryferyjnych
technik informatyk
K 2 Projektowanie lokalnych sieci komputerowych i administrowanie sieciami
K 3 Tworzenie aplikacji internetowych i baz danych oraz administrowanie bazami
technik elektronik
K 1 Wykonywanie instalacji urządzeń elektronicznych
K 2 Eksploatacja urządzeń elektronicznych
K 1 Montaż i konserwacja maszyn i urządzeń elektrycznych
technik elektryk
K 2 Montaż i konserwacja instalacji elektrycznych
K 3 Eksploatacja maszyn, urządzeń i instalacji elektrycznych
technik żywienia i usług
gastronomicznych
K 1 Sporządzanie potraw i napojów
K 2 Organizacja żywienia i usług gastronomicznych
litycznych antypatiach – powiedział
marszałek Adam Struzik. – Przykro
mi, że radni województwa zamiast
zajmować się kluczowymi dla regionu decyzjami, muszą poświęcać czas
na jałowe, polityczne spory. Mniej
polityki – więcej rzetelnej pracy.
Odnosząc się do zarzutów opozycji, dotyczących daleko idących
oszczędności w budżecie województwa, marszałek odpowiedział, że
kilka dni temu agencja ratingowa
Fitch Ratings utrzymała wysoką
ocenę regionu. Doceniła podjęte
przez samorząd województwa kroki – poczynione oszczędności oraz
poprawę wskaźników zadłużenia.
Jest to bardzo dobra wiadomość dla
Mazowsza, potwierdzająca, że były
to słuszne decyzje. W posiedzeniu
Sejmiku Województwa Mazowieckiego wzięli udział także starostowie i wójtowie z Mazowsza, którzy
przedstawili radnym swoje poparcie
dla marszałka.
– Byliśmy ciekawi, czy za wnioskiem radnych PiS-u stoi jakaś
propozycja zmian w strategii województwa. Niestety, widzę że jest to
jedynie polityczna dyskusja – podsumował Jan Grabiec, starosta legionowski. – Apeluję do radnych Prawa
i Sprawiedliwości, aby zrobili teraz
coś konstruktywnego i przekonali
swoich kolegów parlamentarzystów
do poparcia zmian w ustawie o tzw.
„ janosikowym”. n
morząd oraz destabilizacją życia
społecznego w danym środowisku,
która ciągnie się latami. W tej całej
zabawie tragikomiczne bywa to,
że próbuje usuwać się ludzi bez
istotnych lub też z powodu błahych
przyczyn. W przypadku Sannik tak
się właśnie dzieje i zapewne dzień
referendum to potwierdzi.
Porywanie się mniejszości, podburzanej niekiedy przez kilku bezkompromisowych demagogów na
demokratyczny wybór większości,
prowadzi wprost to jej dyktatu,
a w ekstremalnych przypadkach
nawet do anarchii, która z demokracją ma już niewiele wspólnego.
Tym bardziej, że inicjatorzy referendum nie przedstawili żadnego
jasnego programu poza krytyką
i zarzutami. 13 maja mieszkańcy
gminy Sanniki powinni pozostać
w domach i nie uczestniczyć w referendum. W ten sposób wyrażą
poparcie dla wójta gminy Sanniki
i Rady Gminy Sanniki. Udział
w referendum 13 maja, odczytać
też można jako brak zaufania do
naszego porządku ustrojowego.
Warto się nad tym zastanowić
i wyrazić swój sprzeciw poprzez
niebranie w nim udziału. n
(red.)
Bolesław Gustowski
Zaproszenie na doroczny
Dzień Patrona w szkołach SOP
T
radycyjnie od 2007 roku
w dniu 1 czerwca szkoły
Stowarzyszenia Oświatowców
Polskich w Płocku przy ul. Kazimierza Wielkiego 27 świętują Dzień
Patrona. Przypomnijmy, że patronem jest znakomity poeta ks. Jan
Twardowski. Przewidywany jest
następujący program obchodów:
Msza św. w kościele św. Bartłomieja – farze (9.00), uroczystości
oficjalne, w tym wystąpienia gości
(10.00–12.00), część rekreacyjna:
konkursy, zabawy szkolne, grillowa-
nie (12.00–13.30) i od 17.00 w Domu
Darmstadt koncert krakowskiego poety Leszka Długosza oraz
wykład dr. Waldemara Smaszcza
poświęcony myśli Korczakowskiej
w twórczości ks. Twardowskiemu
i prezentacja prof. dr. Stanisława
Kaczora na dwudziestolecie szkół
SOP w Płocku. Wszyscy prelegenci
są sprawdzonymi przyjaciółmi placówki. Warto podkreślić, że hymn
szkoły napisał Waldemar Smaszcz,
zaś muzykę skomponował Leszek
Długosz.
(red.)
Polityka
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
3
IV Zjazd Delegatów Polskiego Stronnictwa Ludowego Powiatu Płockiego w Łącku
Poseł Piotr Zgorzelski ponownie
prezesem PSL powiatu płockiego
W
sobotę 21 kwietnia 2012 roku w hali sportowej w Łącku odbył się
IV Zjazd Delegatów Polskiego Stronnictwa Ludowego Powiatu
Płockiego. Podsumowano na nim czteroletnią kadencję, udzielono
skwitowania ustępującym władzom, wybrano nowe władze oraz
przyjęto dokumenty programowe. Zjazd, w którym wraz z zaproszonymi gośćmi uczestniczyło ponad dwieście osób, był wielkim
świętem ludowym. Obrady poprzedziła Msza św. koncelebrowana
przez ks. bp. Romana Marcinkowskiego, który wygłosił długie
i mądre kazanie odnoszące się do obecnej sytuacji w kraju i regionie, z podkreśleniem roli PSL jako stabilizatora życia politycznego.
Poseł i gospodarz Zjazdu Piotr Zgorzelski wręczył bp. Romanowi
Marcinkowskiemu statuetkę Wincentego Witosa, którą wyróżnia się
osoby wyjątkowo zasłużone dla ruchu ludowego. Podczas Mszy św.
obecne były liczne poczty sztandarowe PSL i OSP pod dowództwem
st. brygd. Hilarego Januszczyka, prezesa Zarządu Powiatowego ZOSP
RP w Płocku. Obrady rozpoczęły się odśpiewaniem hymnu państwowego i Roty oraz uroczystym wprowadzeniem pocztów sztandarowych. Delegaci na przewodniczącego obrad wybrali Adama
Sierockiego, zaś sekretarzem został Maciej Klekowicki. W prezydium
zasiedli m.in.: wiceminister rolnictwa Tadeusz Nalewajk, Marianna
Wróblewska, Wojciech Krzewski, Wiktor Szmulewicz, Michał Boszko
i Józef Stradomski. Sprawozdanie z minionej kadencji przedstawił
Piotr Zgorzelski. Po dyskusji przystąpiono do wyborów nowych
władz. Prezesem wybrano ponownie Piotra Zgorzelskiego, który
uzyskał zdecydowaną większość głosów. Zjazd uświetnił występ
Zespołu Dzieci Ziemi Łąckiej im. Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej oraz
orkiestra dęta z Łącka, która wystąpiła w nowych, doskonale zaprojektowanych strojach, nawiązujących do barw narodowych i herbu
gminy. W trakcie Zjazdu wręczono listy gratulacyjne, odznaczenia
„Złota Koniczynka” oraz legitymacje nowym członkom PSL. Gminę
Łąck zaprezentował wójt Zbigniew Białecki. Zjazd został bardzo
starannie przygotowany pod względem organizacyjnym i dowiódł
słów Piotra Zgorzelskiego, że PSL to solidna marka i stały elektorat.
Delegatem na jesienny Zjazd Krajowy PSL w Warszawie został wójt
gminy Nowy Duninów, Mirosław Krysiak, który obok posła Piotra
Zgorzelskiego, będzie prezentował powiat płocki.
(jbn)
List marszałka Adama Struzika do Delegatów
Drogie Koleżanki i Koledzy!
Szanowny Kolego Prezesie Piotrze!
wyniku ostatnich wyborów
Polskie Stronnictwo Ludowe kontynuuje współpracę i koalicję z Platformą Obywatelską, w mojej ocenie nie ma dziś w Polsce alternatywy dla tej koalicji. Charakteryzuje się ona pragmatyzmem i odpowiedzialnością, śmiałym zmaganiem się z wyzwaniami globalnymi
i krajowymi. Koalicja ta podejmuje ważne i trudne tematy, z którymi
boryka się cała Europa, takie jak:
kryzys gospodarczy, problemy energetyczne i demograficzne. Jesteśmy
też wspólnie w Europejskiej Partii
Ludowej, co ma duże znaczenie dla
naszych partnerów zagranicznych.
Dzięki naszej wspólnej, PSL-wskiej
pracy mamy, jako region, swojego
reprezentanta w Parlamencie Europejskim, kolegę Jarosława Kalinowskiego, co jest niezwykle ważne
w kontekście nowego budżetu UE na
lata 2014–2020 oraz dalszej realizacji wspólnej polityki rolnej i polityki spójności.
Koleżanki i koledzy!
Podziwiam i w pełni popieram
roztropną, godną politykę prezesa PSL kolegi Waldemara Pawlaka,
zwłaszcza w bardzo trudnym obszarze nieuchronnego, z powodów demograficznych, wydłużenia czasu
pracy i wieku emerytalnego. To dzięki osobistej postawie prezesa udało
się w znacznym stopniu uczłowie-
W
czyć pierwotne założenia zmian proponowanych przez premiera Donalda Tuska. To dzięki PSL, ludzie uzyskają bardziej humanitarne, elastyczne i zgodne z ich wyborem warunki przejścia na emeryturę, rozłożone w czasie i dające możliwość
emerytury częściowej. Warto pamiętać o okresach składkowych i wliczeniu do nich opłacanej przez państwo
składki za urlopy wychowawcze,
a więc o elementach prorodzinnych.
Pamiętajmy, że kompromis wymaga
ustępstw od partnerów koalicyjnych
i kolega Pawlak uzyskał w twardych
rozmowach ustępstwa w pełni zaakceptowane przez Radę Naczelną PSL.
Zwróćcie uwagę na wściekłe ataki
ze strony Ruchu Palikota i PiS, którzy chętnie doprowadzą do destabilizacji w kraju, licząc na przedterminowe wybory i zdobycie władzy. Pamiętajcie, że PSL nie ma przyjaciół,
tylko trudnych partnerów politycznych, a również zaciekłych wrogów
i konkurentów. Obecnie w takiej postawie celuje PiS, atakując nas na
różnych polach, w Sejmie i samorządzie wojewódzkim, składając wniosek o moje odwołanie, czy wreszcie
w powiecie płockim, atakując nas
z dziką zaciekłością i uniemożliwiając pragmatyczną współpracę.
W tej sytuacji niezwykle ważna jest stabilność naszych klubów
w samorządach. W tym kontekście
podziwiam i popieram odpowiedzialną i godną postawę starosty
Michała Boszko, który potrafi jednoczyć nas od wielu lat. To, dzięki jego konsekwentnej i organicznej pracy, powiat płocki absorbuje znaczące środki unijne i jest jednym z najdynamiczniej rozwijających się w województwie. Oczywiście nie byłoby to możliwe bez zgodnej pracy całego klubu radnych pod
przewodnictwem Adama Sierockiego i pracy w zarządzie powiatu Jana
Ciastka oraz Lecha Dąbrowskiego.
Pamiętajcie Koleżanki i Koledzy, że jedność i rzeczowa rozmowa, nawet trudna, jest naszą najwyższą wartością. Pracy i satysfakcji wystarczy dla wszystkich.
Uważajmy na fałszywych przyjaciół, którzy zrobią, a zwłaszcza
obiecają wszystko, aby nas podzielić, ośmieszyć i zająć nasze miejsca.
Zwracam Waszą uwagę na olbrzymi wkład pracy kolegi prezesa Piotra Zgorzelskiego, jego odwagę, determinację w walce wyborczej
ale również umiejętność dialogu wewnętrznego. Moim zdaniem to dobry
kolega i prezes, sprawiedliwie oceńcie jego pracę, również jako wiceprezesa ZW PSL i mojego bliskiego
współpracownika.
Z ludowym pozdrowieniem
Adam Struzik
Mszę św. koncelebrował biskup Roman Marcinkowski
Przemarsz z kościoła do sali obrad prowadziła łącka orkiestra dęta
*Marszałek Adam Struzik nie mógł
uczestniczyć w zjeździe za względu na
ważny zagraniczny wyjazd służbowy. Tekst
powyższy to obszerne fragmenty listu marszałka, skierowanego do Delegatów.
Delegaci na Zjazd Krajowy Polskiego Stronnictwa Ludowego
Mirosław Jan Krysiak, ur. 1966 w
Płocku, wójt gminy Nowy Duninów.
Ukończył SWPW
(2001) na Wydziale
Administracji oraz
podyplomowe studia menedżerskie
w UW. Stanowisko wójta pełni od 2002.
W tym czasie przeprowadzono w gminie liczne inwestycje infrastrukturalne oraz oświatowe z wykorzystaniem
środków unijnych. Dużą uwagę przywiązuje do programu ochrony zdrowia
i ochrony środowiska, wspierania kultury i dziedzictwa narodowego oraz
promocji gminy. Członek OSP. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi oraz
licznymi odznakami branżowymi.
Piotr Zgorzelski, ur. 1963 w Płocku, polityk, samorządowiec. Absolwent
Wydziału Filozoficzno-Historycznego
UŁ (1991). Ukończył studia podyplomowe w UW (menedżer publiczny), UMK
(ekonomia) i SWPW (fundusze unijne).
W przeszłości dyrektor SP w Leszczynie
Szlacheckim, z-ca wójta gminy Bielsk
i dyrektor Delegatury w Płocku UMWM.
Od czerwca 2010 starosta płocki. Przewodniczący Konwentu Powiatów Województwa Mazowieckiego. Od wielu lat
uczestnik najważniejszych przedsięwzięć inwestycyjnych podejmowanych
Nowe władze PSL Powiatu Płockiego
Zarząd PSL Powiatu Płockiego: Piotr Zgorzelski –
prezes i członkowie: Mariusz Bieniek, Dariusz Boszko,
Jan Boszko, Jacek Buła, Anna Chojnacka, Jan
Ciastek, Waldemar Ciesielski, Lech Dąbrowski,
Iwona Drabik, Tomasz Duda, Michał Dylicki, Stanisław Gralewski, Apolinary Gruszczyński, Wiesław
Gutkowski, Paweł Jakubowski, Stefan Jakubowski,
Bogusław Jankowski, Janusz Janowski, Sławomir
Januszewski, Leszek Jędrzejczak, Agnieszka
Kisielewska, Zbigniew Kisielewski, Maciej Klekowicki, Zbigniew Kłosiński, Mirosław Krysiak,
Andrzej Kuliński, Piotr Lenarcik, Bogdan Matczak,
w regionie płockim.
W dniu 9 października 2011 został
posłem do Sejmu
RP, przewodniczy
Komisji Samorządu Terytorialnego
i Polityki Regio nalnej. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem KEN, brązowym
medalem Za Zasługi dla Obronności
Kraju i medalem Zasłużony dla Powiatu Płockiego oraz odznakami Związku
Harcerstwa Polskiego, Ochotniczych
Straży Pożarnych i Towarzystwa Przyjaciół Dzieci.
Adam Mazurkiewicz, Jarosław Mioduski, Kazimierz
Nowakowski, Marek Pietrzak, Marek Portalski,
Kazimierz Przepiórski, Elżbieta Pydyniak, Antoni
Rajewski, Józef Rozkosz, Paweł Różański, Andrzej
Samoraj, Iwona Sierocka, Adam Sierocki, Rafał
Słowiński, Józef Stradomski, Wojciech Szpiek,
Roman Sztendur, Wiktor Szmulewicz, Arkadiusz
Turowski, Sławomir Świerzyński, Krzysztof Wielec,
Andrzej Winosławski, Wiesław Woźniak, Tadeusz
Żerowski, Wiesław Żmuda.
Komisja Rewizyjna: Beata Karpińska, Jadwiga
Lewandowska, Łukasz Mierzejewski, Wiesław
Mioduski, Ireneusz Woliński.
Sala obrad na chwilę przed otwarciem IV Zjazdu PSL Powiatu Płockiego
Zjazd uświetnił występ zespołu ludowego Dzieci Ziemi Łąckiej
fot. Jacek Kędryna
4
Ludzie
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
Jubileusz czterdziestolecia „Tygodnika Płockiego”. Nasze gratulacje!
Redakcja „Tygodnika
Płockiego”moich czasów
M
ną formą był reportaż, stąd też nigdy Szatkowska to autorka pierwszych
nie narzekała na wyjazdy w tzw. profesjonalnych recenzji teatralteren. Zresztą nie było z tym proble- nych i prezentacji ludzi Melpomeny
naszej sceny, dziś podpora „Tygodnimów, ponieważ mieliśmy świetnego
kierowcę, kolarza amatora, Stanisła- ka”. Tę część zespołu uzupełniała
wa Bąkiewicza, później pracującego Barbara Konarska-Pabiniak, z czasem zatrudniona na część etatu.
przy składzie „Gazety Wyborczej”. O
ile się nie mylę, jego syn robi dość Osoba z temperamentem naukowca,
dużą karierę w animacji kompute- znakomita znawczyni życia literacrowej. Hania, dziewczyna z charak- ko-kulturalnego Płocka przełomu
terem, była niezwykle pracowita, XIX i XX wieku.
hciałbym wspomnieć o Dasumienna i obowiązkowa. Oddawała
riuszu Wysockim, przez peteksty przygotowane perfekcyjnie.
Po opuszczeniu płockiego, osiadła wien czas pracującym w „Tygodniku”
jako mój zastępca. Wyciągnąłem go
w rodzinnych Puławach.
ynalazkiem personalnym, z sądu, gdzie był rzecznikiem prajak sie później okazało uda- sowym, zresztą wrócił tam później,
już na wyższe stanowisko. Jego teknym, był Zbyszek Buraczyński. Dość
sty, zwłaszcza felietony sądowe, to
szybko pojął na czym polega jego
prawdziwy majstersztyk. Zbiór „Eros
praca, dostarczał sekretarzowi
redakcji niewiarygodną ilość mate- i Temida” wydaliśmy w formie odrębnej książki, zaś „Siedem polskich
riału zawsze rzetelnego, aczkolwiek
i on procesu nie uniknął. Etatowy grzechów głównych” posiadamy
zespół uzupełniali w końcu lat w maszynopisie. Dzięki Darkowi udało się nam wprowadzić do tamtego
70. ubiegłego już wieku Grzegorz
Rychlik – fotoreporter, kierowca, „Tygodnika” pewną nieuchwytną, ale
a potem Tomasz Jacek Gałązka – dającą się odczuć nową jakość.
Nowe czasy zawitały do redakcji
inżynier elektryk z wykształcenia,
pasjonat i teoretyk fotografii. O ile w połowie lat 80. Wraz z nimi dwóch
łódzkich banitów Błażej Torański,
wiem, przypadłość ta nadal go nie
opuściła. Zupełnie odrębną posta- dobry dziennikarz, brat słynnej Teresy, oraz Jacek Dębski – kto go jeszcią był Jędrzej Miller, dziennikarz
ze specjalistycznym wykształce- cze pamięta? – szef działu sportoweniem akademickim. Niewiele pisał, go „Tygodnika”, później sekretarz
wszystko natomiast czytał. Przez Janusza Korwina-Mikke, wreszcie
minister sportu zabity w porajego ręce, a raczej oczy przechodziło
setki tekstów. Był uważny i lojalny. chunkach mafijnych. W przeciwieńSzybko wyłapywał wszelkie niedo- stwie do aktualnej pani minister na
sporcie znał się doskonale i równie
róbki. Dzięki Jędrzejowi, zawsze
sprawnie o nim pisał. Z ciekawostek
punktualnemu, w redakcji był już
kilka minut po 7.00 rano, uniknęli- dodam, że odmówił przydzielonego
mu mieszkania w Kutnie. Stałym gośmy wielu przykrych wpadek.
Zespół redakcyjny „Tygodnika” ściem redakcji był Wiesław Koński,
pierwszej dekady jego istnienia uzu- kierujący działem informacji MZRiP
pełniali też stali współpracownicy. i autorem wypełniającym w znacznej
mierze łamy „Petro-Echa”, wkładki
Pierwszeństwo należało do Bogdana
Iwańskiego, według mnie jedynego „Tygodnika”. Wiesław zawsze miał
zacięcie naukowe. Napisał ogromne
członka redakcji, który potrafił pisać
dowcipne felietony, specjalizują- dzieło poświęcone ponaddwustuletcego się w problematyce rolniczej. niej tradycji prasy płockiej, niestety,
Przebojem wywalczył sobie sta- nadal nie wydane. Aktualnie jest
docentem, doktorem i wykładowcą
nowisko etatowe i dotrwał na tym
posterunku aż do likwidacji RSW akademickim. Przez wiele lat hobbystycznie zajmował się układaniem
Prasa Książka Ruch. Lubiłem jego
krzyżówek i rozrywek umysłowych.
towarzystwo i opowieści, głównie o
nade wszystko był i jest prawym
mieszkańcach Murzynowa.
Pamiętam jak dziś, kiedy wtar- człowiekiem oraz niezawodnym
gnęła do mojego gabinetu szczupła, kolegą.
Na koniec słów kilka o paniach
szykowna dziewczyna z pękiem
czasopisma „Student” w ręku. Na- z sekretariatu. Prym wiodła szefozywam się Elżbieta Gocławska wa Zofia Kijek. Zawsze elegancka,
– oświadczyła bezceremonialnie – nigdy nie widziałem jej w ciągu
kilkunastu lat współpracy ideni chciałabym pracować w pańskim
zespole. Ponieważ „Student” sta- tycznie ubranej. Była niezawodna,
nowił wystarczającą rekomendację, elegancka i uprzejma. Partnerowała
została przyjęta na współpracowni- jej Grażyna Suprun. Prawdziwymi
ka. Nie zagrzała miejsca zbyt długo, w maszynopisaniu była pania Wanda Słupska oraz Danuta Rosiak,
ponieważ wicher historii zdmuchnął
RSW i przed dziennikarzami poja- która nadal pracuje w „Tygodniku”,
chociaż zgodnie z duchem czasu
wiły się nowe możliwości. Elżbieta
solidną „Optimę” zamieniała na
popłynęła z tym prądem, będąc
przez pewien czas królową prasy klawiaturę komputera. n
płockiej.
Jan Bolesław Nycek
Stanisław Chrzanowski pisał
redaktor naczelny
rzadko, ale świetnie o tajemnicach
„Tygodnika Płockiego”
dawnego Płocka. Z kolei Lena
w latach 1979–1981 i 1986–1990
C
oja przygoda z „Tygodnikiem Płockim” rozpoczęła
się już w 1976 roku, kiedy pismo
miało zaledwie cztery lata, zaś ja
pracowałem w ważnej instytucji
i miałem w swych obowiązkach sprawowanie czegoś w rodzaju nadzoru
i kontroli nad prasą regionalną, nieistniejącego już województwa płockiego. Obok „Tygodnika Płockiego”
wydawano wtedy „Ziemię Łęczycką”
i jej mutację „Wiadomości Kutnowskie” w cyklach tygodniowych
oraz codzienny dodatek terenowy
„Naszej Trybuny”, dawnej „Trybuny
Mazowieckiej”. Tygodnik Płocki był
wówczas na fali wznoszącej i dość
szybko wchłonął pisma z Łęczycy i
Kutna, które pod pierwotnymi szyldami już się nie podniosły.
W prasie płockiej brylował wów- Redakcja „Tygodnika Płockiego” przy ulicy Jakubowskiego, lato 1980. Stoją od lewej:
czas, zmarły niedawno na Pomorzu, Krystyna Pytlakowska, Jan B. Nycek, Ewa Grinberg i Danuta Rosiak. Siedzą: Władysław
fot. T. J. Gałązka
Wacław Sankowski, skupiając w swo- Szcześniak, Jadwiga Płudowska, Wanda Słupska i Grażyna Supron
ich rękach kierownictwo zarówno
ficznego, poświęconego Płockowi,
rodzony brat Krystyny, dziś filar
„Tygodnika Płockiego”, jak i oddziału
który bezpowrotnie odszedł.
dziennikarstwa śledczego tygodnika
„Naszej Trybuny”. Był niesłychanie
Zespół ówczesnego „Tygodnipracowity, ciągle zabiegany, ale „Polityka”. Za sport odpowiadał dość
niemrawy Krzysztof Sulek, który ka” opierał się na dziennikarzach
punktualny i wymagający. Na co
zastąpił tryskającego energią Je- z proweniencją stołeczną oraz na
dzień koleżeński, lecz wzbudzający
siłach miejscowych. Po wchłonięciu
respekt. Po dwóch latach mego po- rzego Malanowskiego. Malanowski
czasopisma łęczycko-kutnowskiego
bytu w Płocku zaproponował mi eta- wybrał karierę asystenta dyrektora
zasiliła nas grupa łódzka, która
generalnego płockiej Petrochemii
tową pracę w gazecie w charakterze
dość szybko uległa wykruszeniu.
i opuścił redakcję. Krzysztof był
swego zastępcy. W październiku 1978
roku otrzymałem angaż i to atrakcyj- uosobieniem dobrego człowieka. Najdłużej pracowały trzy panie:
Zawsze i dla każdego miał czas, kutnianka Jolanta Nawrocka, dziś
niejszy finansowo niż w poprzednim
zwłaszcza dla interesantów, któ- mieszka w Nowej Zelandii lub
miejscu zatrudnienia. Byłem świeżo
upieczonym absolwentem podyplo- rych przyjmował tuzinami. Ciągle Australii, bardzo pracowita Celina
Paluch oraz efekciarska Bożena
się spóźniał z tekstami, toteż był
mowego Studium Dziennikarstwa
Stolarska, która później znalazła się
najczęściej dyscyplinowanym przez
i Edytorstwa UW.
szefa dziennikarzem. Mimo to jako w renomowanym zespole tygodnika
Redakcja tygodnika zajmowała
wtedy lokal przy ulicy Jakubow- jedyny z redakcji wyjechał z nim „Zwierciadło”.
eńską część zespołu uzupełskiego. O ile pamiętam, były to trzy do Elbląga, gdy Wacław Sankowski
niały: Bożena Bilska, Małgozostał zdymisjonowany. Na jego
mieszkania na pierwszym piętrze
miejsce pojawił się Włodzimierz Du- rzata Białecka i Hanna Jakóbczak.
i coś tam jeszcze na drugim, gdzie
szyński, pedagog i trener koszykar- Pierwsza specjalizowała się w wyraczej rzadko się zaglądało. Zespół
szukiwaniu tematów-ciekawostek
był całkowicie profesjonalny za- ski oraz piłkarski. Przez pewien czas
z zakresu kultury i historii. Robiła to
prowadził nawet pierwszy zespół
równo pod względem kwalifikacji
dobrze. Umiała nawet na dość kruformalnych, jak też warsztatowych. Wisły Płock. Gdy odszedł z redakcji
Za osobistość uchodził Władysław wakujące miejsce zajęła Jola Marci- chych przesłankach przygotować
pasjonujący tekst. Wydaje mi się, że
Szcześniak, twórca „Petro-Echa”, niak, dziś bodaj najstarsza stażem
niezbyt się lubiliśmy, chociaż była
dziennikarz z przedwojennym sta- dziennikarka „Tygodnika”.
moją krajanką z Kaliskiego. Przy
rzykładem rzetelnej pracy
żem prasowym, sprawozdawca sąpierwszej
sposobności przeniosła
dziennikarskiej
z
pełną
oddowy. Zawsze chodził w garniturze,
się do Sieradza. O ile się nie mylę,
nie używał krawata tylko muszkę. powiedzialnością misji tego zajęcia
Małgosia Białecka przyszła do nas
Przyjazny, koleżeński, wyciszony, była Jadwiga Płudowska. Skrupulatna, nienarzucająca się niepo- bezpośrednio po studiach. Z domu
zawsze gotów z radą niezbędną
rodzinnego wyniosła dobre maniery
adeptom. Sporo mu zawdzięczam. trafiąca odmówić nawet najtrudniejszego tematu, przy tym nigdy i właściwy stosunek do życia. Dość
Gdy zmarł w 1983 roku, żegnaliśmy
szybko opanowała warsztat i należago w Warszawie jak członka najbliż- niezawodząca. Na stałe mieszkała
ła do solidniejszych filarów redakcji.
w Warszawie. Dość szybko zniknęła
szej rodziny.
Trzecia z pań, Hania Jakóbczak, z
„Tygodniku Płockim” tam- nam z horyzontu. Już w odrodzonej
zawodu była położną i pedagogiem,
tego czasu prym wiodły Polsce błysnęła jako sekretarz rez pasji zaś dziennikarką. Jej ulubiodakcji
przy
boku
słynnego
Macieja
kobiety, zwłaszcza dwie panie: Krystyna Pytlakowska i Ewa Grinberg, Iłowieckiego w piśmie „Spotkania”,
obecnie Grętkiewicz. Pierwsza, które jednak nie zrobiło kariery.
przebojowa, zawsze modnie ubrana, Przez redakcję przewinęła się też
nie znała pojęcia, że czegoś nie da Małgorzata Wittels, o której niesię zrobić czy załatwić. Przy tym wiele mogę powiedzieć poza tym, że
bardzo atrakcyjna kobieta. Po - otrzymałem w spadku kącik ze szkicownikiem po województwie wraz
czucia własnej wartości dodawało
jej wychowanie domowe: matka – z nieodżałowanej pamięci Tadziem
dziennikarka radiowa, ojciec – Józef Osińskim. Ciągnęliśmy tę rubrykę
do końca „czerwonego” tygodnika
Pytlakowski, pisarz. Była koleżanką
szkolną z tej samej klasy Agnieszki (to od koloru farby w winiecie),
Holland, stąd początkująca wtedy do czasów przełomu w 1990 roku.
Łącznie ukazało się bodaj sześćset
reżyser dość często pojawiała się na
odcinków. Inżynier Osiński był
łamach tygodnika. Po opuszczeniu
Płocka wróciła do rodzinnej War- świetnym gawędziarzem niezwykle
szawy, gdzie ciągle odnosi sukcesy wrażliwym na piękno architektury.
dziś jego akwarele zdobią gabinety
w elitarnej prasie kolorowej. Ewa
Grinberg to zupełnie inna osobo- wszystkich liczących się prezesów
wość. Nieśmiała, subtelna i reflek- płockiego biznesu. Z kolei Jerzy
syjna. Miała doskonały warsztat Mazuś spróbował wprowadzić na
dziennikarski, przekraczający po- łamy rysunek satyryczny z postacią
księcia Bolka, który wehikułem
ziom i potrzeby „Tygodnika”. Jej
czasu znalazł się w realiach płockich
teksty ocierały się o literaturę. Nic
końca lat 70. Niestety, Bolek wkrótwięc dziwnego, że karierę kończyła
jako pisarka, autorka kilku książek, ce wrócił do sarkofagu, gdy nowo
budowane osiedle willowe przy
niesłusznie określanych potocznie
jako kobiece. Mieszka w Koninie, Otolińskiej nazwał „złodziejewem”.
Rysunek Mirosława Łakomskiego z połowy lat 80. Od lewej: Małgorzata Białecka, Błażej Torański, Bogdan Iwański (z brodą), Zbigniew
Tradycyjne szopki noworoczne
gdzie osiadła za mężem.
Buraczyński, Włodzimierz Duszyński, Tomasz Jacek Gałązka (gra na tubie), Jan Bolesław Nycek, Dariusz Wysocki, Jędrzej Miller,
Pisywał i bywał wówczas w na- ilustrował Mirosław Łakomski, dziś
Rysunek ze zborów (jbn)
szej redakcji Piotr Pytlakowski, autor wielotomowego cyklu fotogra- Hanna Jakóbczak i Mirosław Łakomski.
W
Ż
P
W
Kultura
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
Rozmowa z Moniką Patrowicz, dyrektorem Europejskiego Centrum Artystycznego im. Fryderyka Chopina
Chopin wraca do Sannik
Zespół pałacowo-parkowy w Sannikach
po drugiej wojnie światowej przechodził
zmienne koleje losu. Próby przywrócenia świetności temu obiektowi nie przyniosły powodzenia. Teraz wydaje się, że
pałac i park otrzymują drugie życie. Jak
doszło do utworzenia w Sannikach Europejskiego Centrum Kultury im. Fryderyka Chopina?
Europejskie Centrum Artystyczne im. Fryderyka Chopina jest
instytucją kultury, która została
przekształcona z jednostki o nazwie „Pałac w Sannikach”, powołanej przez gminę Sanniki w 2005
roku. W 2009 roku wójt gminy Gabriel Wieczorek zaprosił marszałka
województwa mazowieckiego do
współpracy, w wyniku czego samorząd województwa mazowieckiego
i gmina Sanniki zawarły umowę
o współprowadzeniu jednostki na
zasadach partnerstwa.
W ten sposób i zapewniono
finansowanie, i otworzono nowe
możliwości. Jedynym właścicielem
pałacu i otaczającego go obszernego parku jest Gmina Sanniki.
W maju 2010 roku uchwałą Sejmiku Województwa Mazowieckiego
została podjęta decyzja o rozszerzeniu działalności i zmianie nazwy
z „Pałac Sanniki” na „Europejskie
Centrum Artystyczne im. Fryderyka Chopina w Sannikach”. Aktualnie Centrum posiada odrębną
osobowość prawną i jest wpisane
do rejestru instytucji kultury prowadzonego przez województwo
mazowieckie.
złożenia jeszcze wtedy na „Pałac
w Sannikach” wniosku o dofinansowanie remontu ze środków Unii
Europejskiej. Od samego początku władze gminne są przychylne
i wspierają instytucję w przedsięwzięciu, tym bardziej iż w ostatnich
latach na pałacu i w otaczającym
go parku widać było niekorzystne
zmiany, spowodowane ciągłą eksploatacją obiektu oraz upływem
czasu.
Obiekt wymagał kapitalnego
remontu i rewaloryzacji jednakże
gmina jako właściciel nieruchomości nie była w stanie samodzielnie
udźwignąć kosztów tak dużej inwestycji. Obecnie po zakończeniu
remontu zespół pałacowo-parkowy
doczeka się przywrócenia swojej
dawnej świetności. Spotykam się
z pozytywnymi opiniami mieszkańców, którym pałac jest bardzo
bliski, a którzy od lat oczekiwali na
poprawę jego coraz gorszego stanu
technicznego. Mam nadzieję, że od-
się np. technologia wymiany stropu
nad pomieszczeniami z cennymi
polichromiami. Jednak wykonawca
świetnie sobie z tym poradził m.in.
dzięki dużemu wkładowi pracy
i konkretnym zaleceniom pracowników delegatury Wojewódzkiego
Konserwatora Zabytków w Płocku.
W tej chwili mamy zakończony już
pierwszy etap najcięższych prac
polegających m.in. na: wymianie
dachu, stolarki okiennej, stropów,
wzmocnienia fundamentów itp.
W związku z tym odkryciem poddano cały obiekt pałacowy badaniom
architektonicznym, archeologicznym i konserwatorskim, które
pozwoliły również ustalić, że istniejący pałac jest znacznie starszy
niż pierwotnie sądzono i pochodzi
prawdopodobnie z początku XIX,
a nie z XX wieku.
Na jesieni ubiegłego roku
w trakcie prac ziemnych na terenie przypałacowego parku dokonano jeszcze innego odkrycia.
Oczywiście, że tak. Nowe zagospodarowanie przestrzeni pałacu pozwoli na stworzenie w nim
warunków nie tylko do ekspozycji
stałej, ale także koncertowej, wystawienniczej i edukacyjnej. Ekspozycja stała, usytuowana będzie
w centralnym skrzydle pałacu po
lewej stronie na parterze w sali lustrzanej, do której prowadzi wejście
z holu głównego. Tuż obok znajduje
się tak, jak to było przed remontem,
sala koncertowa na około 80 miejsc.
Z sali koncertowej będzie wyjście
na pałacowy taras z widokiem na
północną część okalającego go
parku. Możemy również przejść
stąd też do saloniku, znajdującego
się od strony południowej, który
będzie miejscem odpoczynku dla
artystów przed koncertem lub po
wyjściu z garderoby znajdującej
się obok.
Wąski korytarz z sali koncertowej prowadzi do oranżerii miejsca
kawiarniano-cukierniczego, w któ-
Czy może pani określić koszt renowacji
zespołu oraz podać źródła finansowania
tej inwestycji?
Całkowity koszt remontu zaplanowanego w ramach realizowanego
projektu unijnego zabytkowego
pałacu oraz otaczającego go parku
wynosić będzie 20 mln zł. Remont
ten realizowany jest w ramach projektu, który jest współfinansowany
w 85 proc. przez Unię Europejską ze
środków Europejskiego Funduszu
Rozwoju Regionalnego w ramach
Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego
2007–2013 Działanie 6.1. „Kultura”
Priorytet VI oraz w 15 proc. wydatków finansowanych ze środków
własnych organizatorów Centrum,
tj. województwa mazowieckiego
i gminy Sanniki. Pozyskana kwota
sfinansowała już po części wydatki
na wykonane do tej pory roboty,
m.in. rozebranie istniejących stropów i posadzek oraz wykonanie
nowych, wzmocnienie murów.
Wymieniono drewnianą konstrukcję dachu wraz z jego pokryciem,
a także stolarkę okienną i drzwiową
oraz odbudowano oranżerię.
Na terenie parku wykonano
część prac przy zieleni, utwardzaniu nawierzchni pod miejsca
parkingowe oraz budowie boisk
sportowych. Czeka nas jeszcze
wymiana instalacji wewnętrznych oraz przebudowa i aranżacja
wnętrz, a także wyposażenie ich
w odpowiedni sprzęt nierozerwalnie związany z funkcjonowaniem
obiektu. Na dzień dzisiejszy trwają
prace przy zieleni, tj. przy nowych
nasadzeniach, aranżacji klombu,
a końcowym etapem prac na parku będzie wyposażenie go w małą
architekturę tj. ławki, śmietniczki,
tablice informacyjne.
Jaki jest stosunek do przedsięwzięcia władz gminy oraz miejscowej społeczności?
To lokalne władze są stroną,
która przyczyniła się poprzez
zawarcie umowy z samorządem
województwa mazowieckiego do
Sanniki, jesień 2011 roku. Dyrektor Monika Patrowicz w rozmowie z wójtem Gabrielem Wieczorkiem i marszałkiem Adamem Struzikiem
restaurowanie zabytkowego kompleksu w Sannikach to także dobra
wiadomość dla mieszkańców gminy,
gdyż część zespołu parkowego
została bowiem zaadaptowana na
ich potrzeby. Mam nadzieję, że np.
powstałe tereny rekreacyjno‑sportowe ze sceną letnią oraz kompleksem boisk sportowych będą
wykorzystane dla potrzeb lokalnego społeczeństwa. W ten sposób
park będzie nie tylko atrakcją dla
turystów, ale i miejscem tętniącym
życiem, w którym mieszkańcy będą
chętnie spędzać wolny czas.
Remont, a właściwie restauracja pałacu
znajdują się w środkowej fazie prac. Czy
wykonawca realizuje zadanie zgodnie
z harmonogramem i jak wygląda sprawa robót dodatkowych, np. odtworzenia wcześniejszych dekoracji ściennych
w niektórych salach?
Wykonana jest ponad połowa
robót realizowanej inwestycji. Na
bieżąco odbywają się spotkania
i konsultacje z wykonawcą, inspektorami nadzorów budowlanych
oraz konserwatorem zabytków.
Określony przez wykonawcę harmonogram zadań do tej pory realizowany jest zgodnie z wcześniejszymi założeniami. Należy jednak
wspomnieć, że w trakcie prac zostały odkryte pod grubymi warstwami
tynku dość dobrze zachowane
historyczne malowidła ścienne.
W związku z tym wykonawca miał
utrudnione zadanie, gdyż zmieniła
Odnaleziono fragmenty zabytkowej
fontanny, fundamenty budynku
sprzed XIX wieku oraz wykopano
pomieszczenie po starej hydroforni. Odkryte malowidła zostaną
w bieżącym roku odrestaurowane,
a pałacowe wnętrza odzyskają
dawną świetność i powróci do nich
klimat dawnych czasów. Natomiast
pozostałe znaleziska zostaną we
właściwy sposób zabezpieczone
tak, by można było do nich powrócić, gdy znajdą się dodatkowe
środki na ten cel.
Kiedy przewidywane jest oddanie całego zespołu i rozpoczęcie działalności
merytorycznej?
Zakończenie inwestycji w ramach pozyskanych środków, przewidziane jest na jesień 2012 roku.
Przed nami jeszcze etap wyposażenia wnętrz, urządzania sal pałacowych i przygotowanie obiektu do
otwarcia. Generalne zakończenie
wszystkich zamierzonych prac
planowane jest na ten rok. Rozpoczęcie działalności merytorycznej w odrestaurowanym obiekcie
odbędzie się po zatwierdzeniu
odbiorów i dostosowaniu pomieszczeń i obiektów na terenie parku
dla potrzeb bieżącej działalności
i zwiedzających.
Czy mogłaby pani, choćby werbalnie,
oprowadzić czytelników po pałacu, jego
salach, korytarzach, zakamarkach, odkryć pewne tajemnice budynku?
rym będzie można wypić kawę, herbatę czy zjeść pyszny deser. Z oranżerii możemy osobnym wyjściem
bezpośrednio udać się na spacer po
parku. Gdy wrócimy do holu głównego, z prawej strony znajdować
się będzie punkt informacji turystycznej, biblioteka chopinowska
oraz sklep z pamiątkami. Z holu
prowadzić będzie wejście do szatni
i toalet. Hol jest miejscem, z którego
schodami głównymi udamy się na
pierwsze piętro pałacu, w którym
znajdować będą się sale wystawiennicze oraz sale edukacyjne,
gdzie prowadzone będą warsztaty
muzyczne. Wschodnia część piętra
zaadoptowana jest na salę konferencyjno-szkoleniową z wyjściem na
taras. Sala ta w pełni będzie dostosowana do potrzeb szkoleniowych
oraz wyposażona w odpowiedni
sprzęt audiowizualny.
W północnym skrzydle pałacu
na parterze znajdować się będą pomieszczenia administracyjno-biurowe ECA, a na piętrze dom pracy
twórczej ze skromną bazą noclegową wyposażoną w dziesięć miejsc
noclegowych, w tym w apartament.
Dodatkowo obiekt przystosowany
zostanie dla potrzeb osób niepełnosprawnych, mam tu na myśli
podjazdy i windę, które umożliwią
tym osobom uczestniczyć w życiu
kulturalnym pałacu.
Jaki przewiduje się program działalności
sannickiej placówki chopinowskiej, chy-
5
ba niemającej sobie równych w Polsce
poza Warszawą i Żelazową Wolą?
Jak pan słusznie zauważył, nie
chcemy oczywiście konkurować
z takimi miejscami jak Warszawa
czy Żelazowa Wola, ale jesteśmy
na szlaku chopinowskim i chcemy, by Sanniki stały się miejscem
szczególnym. Miejscem, w którym
zatrzymał się czas, w którym wciąż
jest żywa muzyka i pamięć o Chopinie oraz klimat czasów, kiedy to
młody Fryderyk spędzał tu swoje
wakacje.
Wieś mazowiecka, dworska atmosfera była jedną z inspiracji jego
twórczości, dlatego też chcemy, aby
nastrój sielskości i spokoju, którym
zachwycał się Chopin poznali przybywający do Sannik turyści. Obecnie pracujemy nad przygotowaniem
programu i oferty kulturalnej, która
będzie miała na celu propagowanie
twórczości chopinowskiej. Na pewno będzie to kontynuacja dotychczasowych cyklicznych koncertów
chopinowskich, które odbywają się
w Sannikach od 32 lat. Poza tym
chcielibyśmy, aby w naszej ofercie
znalazł się program skierowany do
każdej grupy wiekowej. Mam tu na
myśli: wydarzenia plenerowe, artystyczne, pikniki, spektakle, recitale
i wystawy, w których uczestniczyć
będą całe rodziny. Oferty edukacyjne skierowane będę dla dzieci
i młodzieży, którzy zechcą podążać
szlakiem Fryderyka Chopina i poznawać miejsca historyczne, a zarazem atrakcyjne turystycznie.
W planach jest także stworzenie
warunków do edukacji muzycznej
w formie zajęć warsztatowych,
ogniska muzycznego itp. Chcemy
stworzyć ofertę, którą będziemy
mogli poszczycić się, która będzie
wyjątkowa i będzie utożsamiała się
z Sannikami, miejscem wakacyjnej
przygody z Chopinem. Pomysłów
jest wiele, pracujemy nad tym, by
udało się wypracować jak najatrakcyjniejszą i najbardziej ciekawą
formę. W programie znajdzie się
miejsce na wznowienie działalności
biblioteki, która funkcjonowała
przed remontem pałacu, a w której
chcemy zgromadzić dotychczasowe zbiory i uzupełnić je o nowe
wydania, a może nawet uatrakcyjnić jej formę o filmotekę muzyczną.
Nasza placówka dostosowana
będzie do pełnienia funkcji konferencyjno‑szkoleniowej, posiadać
będzie skromną bazę noclegową,
a także dom pracy twórczej , który
będzie miejscem odpoczynku artystów, muzyków.
Podczas wmurowywania aktu erekcyjnego przez marszałka Adama Struzika
jesienią ubiegłego roku obecny wówczas potomek przyjaciół kompozytora
pan Tomasz Pruszak zaproponował, że
chętnie wycofa z poznańskiego muzeum
instrumentów muzycznych fortepian, na
którym grał Fryderyk Chopin i zdeponuje go w Sannikach. Na jakim etapie jest
ta interesująca propozycja?
Pan Tomasz Pruszak jest jednym z wielu, który wspiera emocjonalnie naszą instytucję, za
co bardzo jestem mu wdzięczna.
Dzięki jego zapiskom rodzinnym,
które przekazywane były z pokolenia na pokolenie, wyszło na jaw,
iż fortepian, na którym prawdopodobnie grał Fryderyk Chopin został przekazany do poznańskiego
muzeum instrumentów. Bardzo
nas to ucieszyło, że do Sannik
może powrócić instrument, na którym grał Fryderyk. Z upoważnienia pana Pruszaka nawiązaliśmy
kontakt z poznańskim muzeum
i wystosowaliśmy zapytanie, jaka
jest szansa, aby instrument należący niegdyś do rodziny przyjaciół
kompozytora mógł być wyeksponowany w sannickim pałacu. Teraz
czekamy na decyzję kustosza poznańskiego muzeum w tej sprawie.
Mamy nadzieję, że będzie dla nas
przychylna. n
Rozm. Jan B. Nycek
fot. (jbn)
6
Lepszy Płock
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
W dniu 18 kwietnia 2012 roku odbyła się XXII Sesja Rady
Miasta Płocka poświęcona zaniedbaniom w regionie
płockim i zagrożeniom, dotyczącym transportu materiałów niebezpiecznych. Płocki samorząd zauważył
problem braku w Płocku oraz w regionie odpowiedniej
infrastruktury transportowej i wystosowuje apel do
organów centralnych oraz wojewódzkich o zwrócenie
uwagi na wieloletnie zaniedbania. Podczas sesji głos
zabierał mgr inż. Jan Wyrębkowski od lat zajmujących się
powiązaniem komunikacyjnym miasta Płocka z krajową
siecią dróg i autostrad. Niżej publikujemy najważniejsze
tezy jego wystąpienia w samorządzie płockim.
Wielka szansa Płocka
Trzy problemy
Aktualnie Płock i powiat płocki
posiadają trzy problemy. Pierwszy
z nich to niespotykana w kraju
koncentracja zakładów dużego
ryzyka awarii przemysłowej oraz
zakładów zwiększonego ryzyka.
Drugim jest położenie nad zamulonym zbiornikiem włocławskim,
czego następstwem są powodzie
oraz osuwiska skarp prawego
brzegu Wisły. Kwestia trzecia
to kształtowanie urbanistyczne
Płocka i okolicznych gmin bez zachowania zasad zrównoważonego
rozwoju i ładu przestrzennego.
Brakuje docelowej wizji ukształtowania i funkcjonowania tego regionu, która byłoby przemyślanym
działaniem w kierunku spójnego
i kompleksowego rozwiązania
wskazanych problemów. Region
płocki nie został zauważony w 2004
roku w Planie Zagospodarowania
Przestrzennego Województwa
Mazowieckiego jako obszar problemowy z dużym ryzykiem awarii przemysłowej, a również te
uwarunkowania funkcjonowania
Płocka nie znalazły odpowiednich
rozwiązań w działaniach Urzędu
Miasta Płocka przy opracowaniu w
1998 roku Studium Uwarunkowań
i Kierunków Zagospodarowania
Przestrzennego miasta Płocka
oraz w innych dokumentach i
działaniach kształtujących urbanistykę aglomeracji płockiej.
Zakłady dużego ryzyka
Od 2006 roku Ministerstwo
Rozwoju Regionalnego pracowało
nad projektem Koncepcji Przestrzennego Zagospodarowania
Kraju 2030. W przyjętej przez Radę
Ministrów RP w dniu 13 grudnia
2011 roku Koncepcji nie znalazły
się rozwiązania odpowiednie
dla Płocka, gdyż centralnie nie
analizowano warunków funkcjonowania w Polsce zakładów strategicznych. PKN Orlen oraz Baza
Surowcowa PERN „Przyjaźń” w
Plebance to dla Polski kompleks
strategiczny numer jeden, a jednocześnie niespotykana w kraju koncentracja niebezpiecznych substancji w łącznych ilościach przekraczających około tysiąckrotnie
wartość progową kwalifikującą do
kategorii zakładu dużego ryzyka
wystąpienia awarii przemysłowej
(ZDR). To zmusza do szczególnie
starannego projektowania kształ-
towania przestrzennego Płocka i
aglomeracji płockiej.
Istnieje konieczność innego
działania naszych samorządów.
Odejście od biernego oczekiwania
na stworzenie dla Płocka odpowiednich rozwiązań w urzędach
centralnych na rzecz aktywnych
działań samorządów dla wdrożenia w centralne plany optymalnych
rozwiązań powstałych w naszych
samorządach lub przez nie akceptowanych. One najlepiej znają
problemy i sposób ich rozwiązania.
Sesja Rady Miasta Płocka z dnia
18 kwietnia 2012 roku może być
początkiem wchodzenia na właściwe kierunki działań, ale droga do
rozwiązania płockich problemów
jest trudna i daleka.
Konieczna zmiana
Koncepcji 2030
Szukając optymalnych rozwiązań dla Płocka, trzeba powiązać je
z potrzebami rozwiązań dla większych rejonów. Konieczna jest poprawa spójności terytorialnej Polski i spójności Unii Europejskiej.
Należy odciążyć komunikacyjnie
węzeł warszawski oraz zapewnić
dobry dojazd do nowego portu
lotniczego w Modlinie.
Tak zrodził się pomysł rozdwojenia głównej osi rozwoju kraju
opartej na autostradzie A2, biegnącej od zachodniej granicy do
lewobrzeżnej Warszawy, na główne
odgałęzienie, które przeszłoby
przez Płock i Modlin do prawobrzeżnej części Warszawy, oraz
do wytyczenia drogi via Baltica,
prowadzącej do nadbałtyckich
krajów Unii Europejskiej. W ten
sposób tereny kraju zagrożone
peryferyjnością będą miały atrakcyjne warunki do rozwoju, co jest
zgodne z Koncepcją 2030.
Zrealizowanie tego pomysłu
stwarza dla Płocka możliwość silnego oddziaływania jako ośrodek
regionalny, a również daje nowe
impulsy do rozwoju dla północnego Mazowsza. Płock radykalnie
zmienia swoje położenie w stosunku do głównej krajowej i europejskiej infrastruktury transportowej
i może perspektywicznie rozwinąć
funkcję jako ośrodek o znaczeniu
ponadregionalnym.
W Koncepcji 2030 powinny
znaleźć się odpowiednie rozwiązania porządkujące funkcjonowanie
Koncepcja integracji infrastruktury drogowej miasta Płocka i aglomeracji płockiej oraz
scalenia urbanistycznego miasta Płocka
Płocka. Obszar funkcjonalny Płocka znajduje się w centrum kraju
pomiędzy obszarami funkcjonalnymi metropolii warszawskiej,
łódzkiej i bipolu bydgosko-toruńskiego. Płock i aglomeracja płocka
nie mogą być kształtowane na
podstawie wycinkowych koncepcji
i rozwiązań.
Rada Miasta i Urząd Miasta
Płocka otrzymały propozycje
spójnych i kompleksowych rozwiązań, porządkujących funkcjonowanie Płocka i stwarzających
nowe możliwości do jego rozwoju.
Takim działaniem powinno być
występowanie do Urzędu Marszałkowskiego o delimitację płockiego
obszaru problemowego w Planie
Zagospodarowania Przestrzennego Województwa Mazowieckiego.
Należy przedstawić konkretne
rozwiązania posiłkując się zespołem samorządowo-rządowym,
wyposażonym w odpowiednią
wiedzę i znającym realia regionalne. Powinno to doprowadzić do
pożądanych zmian w Koncepcji
2030.
Jednocześnie płocki samorząd
w porozumieniu z samorządem
województwa i z Ministerstwem
Rozwoju Regionalnego powinien oficjalnie wystąpić do Rady
Ministrów o modyfikację KPZK
2030. Z całą pewnością działania
te uzyskają akceptację środowisk
inżynierskich Płocka, w tym zrzeszonych w PZITB, MOIIB, NOT
i TNP. Zresztą podczas spotkania
noworocznego Oddziału w Płocku
MOIIB odbyło się na ten temat
seminarium w Soczewce.
Skąd pieniądze?
Sprawa maksymalnie bezpiecznego funkcjonowania płockiego ośrodka przemysłowego
powinna być priorytetową sprawą
dla całego kraju. Tu przerabia się
około 60 proc. krajowego przerobu ropy naftowej (w PKN Orlen
14 mln ton rocznie).
Płock, chociaż mieści się pod
koniec trzeciej dziesiątki największych polskich miast, to jako
ośrodek przemysłowy zajmuje
szóstą pozycję pod względem
wielkości przychodów przedsiębiorstw po: Warszawie, Śląsku,
Poznaniu, Krakowie i Trójmieście.
Podatki i opłaty związane z tą produkcją(akcyza, opłaty paliwowe,
podatki VAT, podatki CIT, podatki
PIT) plasują miasto jeszcze wyżej
wśród dostarczycieli kapitałów
do budżetu krajowego. Z przerabianych w Płocku 14 mln ton ropy
wytwarza się około 10 mln ton
paliw, czyli około 12 mld litrów.
Do skarbu państwa trafia w podatkach ponad 50 proc. kwoty,
jaką płacimy za każdy litr paliwa.
Łatwo zauważyć, że budżet kraju
uzyskuje od tej produkcji około
10 proc. swoich dochodów tj. około
30 miliardów złotych rocznie. To są
olbrzymie pieniądze w stosunku
do potrzeb regionu!
A więc sprawa finansów na
konieczne w Płocku inwestycje
infrastrukturalne, to sprawa właściwej dystrybucji pozyskiwanych
środków od ulokowanej w Płocku
produkcji! Nie powinno więc
brakować środków na zbudowanie zewnętrznej infrastruktury
drogowej i kolejowej niezbędnej
dla Płocka.
Koncepcja zintegrowania głównych dróg celem poprawy spójności Polski i Unii
Europejskiej i poprawy bezpieczeństwa współfunkcjonowania Płocka z kombinatem
rafineryjno-petrochemicznej
W Koncepcji 2030 powinny
znaleźć się rozwiązania, które wytworzą zewnętrzną i wewnętrzną
infrastrukturę dla maksymalnie
bezpiecznego funkcjonowania
Płocka. Kształtowanie urbanistyczne Płocka i budowana infrastruktura wewnętrzna miasta
nie mogą być dostosowywane do
możliwości budżetu miasta. Nie
można wytworzyć rachitycznej
infrastruktury. To budżet miasta
musi być dostosowany do potrzeb,
wynikających z konieczności stworzenia warunków maksymalnie
bezpiecznego funkcjonowania
Płocka ze strategicznym i niebezpiecznym ośrodkiem przemysłowym.
Program dla Płocka
Konieczne jest wypracowanie
odrębnego „Program dla Płocka” w oparciu o środki budżetu
państwa oraz środki z innych
dostępnych programów. Na zbudowanie wewnętrznej infrastruktury miasta i na zabezpieczenie
nabrzeża przed zalewaniem oraz
przed osuwiskami potrzeba około 4 mld złotych. Budżet miasta
takich kosztów nie udźwignie,
ale nie są to kwoty, których nie
można uzyskać z budżetu kraju
w kilkunastoletnim programie
działań dla rozwiązania problemu,
który nie może być przecież traktowany jako problem lokalnego
samorządu.
Istnieje też konieczność zmian
legislacyjnych gwarantujących
dla Płocka, powiatu płockiego
i ościennych gmin, większą partycypację w dochodach uzyskiwanych z ulokowanej tu niebezpiecznej i stwarzającą zagrożenia
produkcji. Legislacyjne rozwiązania są niezbędne dla zaplanowania dochodów i dla stworzenie
możliwości rozwoju, a szczególnie
działań poprawiających bezpieczeństwo. Powinny one mieć charakter rekompensujący funkcjonowanie pod wpływem zagrożeń
i emisji szkodliwych substancji.
Rozwiązania powinny mieć trwały
charakter.
Takie kierunki działań powinni wyznaczyć sobie na aktualną
kadencję lokalni samorządowcy
i politycy, aby po prawie 50 latach od rozpoczęcia produkcji
płockiego kompleksu rafineryjnopetrochemicznego w 1964 roku,
rozpocząć działania dla uporządkowania funkcjonowania aglomeracji płockiej z tym strategicznym
i niebezpiecznym kompleksem
przemysłowym. Głównym celem
tych działań powinno być bezpieczeństwo zamieszkałej tu ludności
i bezpieczeństwo prowadzonej tu
produkcji, a również stworzenie
ładu przestrzennego i wytworzenie uwarunkowań na dalszy
rozwój.
Płock stoi przed wielką szansą,
która jeżeli zostanie wykorzystana da nowy impuls do dalszego
rozwoju miasta. Czy ta szansa
zostanie wykorzystana? n
Jan
Wyrębkowski
Autor jest prezesem Zarządu Mazowieckiego Biura Projektów „MAPRO”,
członkiem i delegatem na Zjazdy Mazowieckiej Okręgowej Izby Inżynierów
Budownictwa w latach 2010–2014,
wiceprzewodniczącym komisji ds.
współdziałania z uczelniami, organami
administracji publicznej i stowarzyszeniami naukowo-technicznymi. Ma
ponad czterdziestoletnią praktykę
w budownictwie przemysłowym, mieszkaniowym, użyteczności publicznej,
inżynieryjnym i hydrotechnicznym.
Za swój największy sukces zawodowy
uważa wdrożenie koncepcji zmiany
rozwiązań płockiego mostu wantowego
im. Solidarności.
Sprzedam okazyjnie
dwukondygnacyjny budynek usługowo-mieszkalny,
położony w centralnej części Bulkowa, powiat płocki
W części parterowej, liczącej 203 mkw., do 2002 roku
mieścił się zakład piekarniczy. Piętro mieszkalne z oddzielnym wejściem o powierzchni 101 mkw. Ponadto
budynek gospodarczy z trzema garażami oraz dodatkowe pomieszczenie gospodarcze. Działka 1400 kmw.,
wszystkie media.
Informacje tel. 24 265 20 81
Podróże
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
Pozostałości starożytnych świątyń w Luksorze-Tebach
Meczet w Assuanie z dwoma minaretami
Daniela Ratza reminiscencje z podróży do źródeł
Assuan, Luksor, Hurgada
P
rzybyliśmy do Assuanu. Do
pięknego miasta, wysokiej
na 111 metrów tamy, drugiej nieco
mniejszej, pierwszych katarakt,
ogromnych klifowych skał. Assuanu nie zwiedzałem z moją grupą
rozgadanych turystów. Wynająłem
czarną bryczkę z białym niedużym
arabskim koniem i brązowym woźnicą. Siedząc obok na koźle, sam
powoziłem tym eleganckim pojazdem. Muszę przyznać, że kierowanie przychodziło mi nader łatwo, bo
koń przez lata praktyki nawykł już
jak omijać samochody i stawać na
światłach. Jak poinformował mnie
właściciel, wystarczyło powiedzieć
koniowi przed startem nazwę celu
np. „Koptisze Church” i wiedział już
konik mądry dokąd ma jechać.
Przepiękny i ogromny kościół
koptyjski w Assuanie, pełen miodowego światła, strumieniami płynącego z wysokich łukowych, pełnych
witraży okien z postaciami świętych:
Mikołaja, Antoniego, Franciszka
i Najwyższego. Z chórem, a może
widownią na całą sześćdziesięciometrową szerokość kościoła, mającego kształt Arki Noego. Świątynia
ma jeszcze jeden cel – ma chronić
wierzących przed potopem cywilizacyjnym. Olbrzymi kościół budowany
jest od piętnastu lat, a do ukończenia potrzeba jeszcze około siedmiu.
Oczywiście także nakładów pieniężnych. A może znaleźliby się artyści
wolontariusze, którzy tylko za wikt
i nocleg kończyliby to już teraz
godne podziwu dzieło?
W podcieniach kościoła przy
dużych drewnianych stołach młodzi ludzie z wielu stron świata
wykonują ręcznie różne pamiątki,
które później przykościelny sklepik sprzedaje zwiedzającym. Zapierający dech w piersiach widok
na Nil, na zatokę z wody i ze skał,
na miasto, na pięciokilometrowy
bulwar wzdłuż brzegu rzeki od
kościoła koptyjskiego do białego
jak śnieg dwuwieżowego meczetu.
Barwność ludzi, setki statków i łodzi przy nadbrzeżu, palmy, kwiaty
i elegancja budynków czynią to
miejsce niezapomnianymi. Po
dwudniowym pobycie w Assuanie
udaliśmy się w drogę powrotną do
Luksoru.
W Luksorze-Tebach pozostaliśmy półtora dnia. Dwukrotnie
obszedłem wokoło wielki zespół
świątyń i pałaców faraonów po
drugiej stronie Nilu. Zwiedziłem
Dolinę Królów, miejsce ich spo-
czynku wiecznego u podnóża gór
wyrastających z pustyni. Podziwiałem dwa ogromne posągi kolosy
Memnona, wyglądające prawie
nieludzko jak kosmiczne Golemy.
W starej części Teb, tam, gdzie
długa aleja sfinksów wychodzi poza
ogrodzenie głównego muzeum, przy
ruchliwej ulicy pełnej sklepików i
banków, znalazłem za murkiem z
czerwonej cegły pięknie kutą żelazną bramę. Prowadziła do oazy ciszy,
kościółka koptyjskiego z ogródkiem
z drzewkami pomarańczy, niskimi
palmami, bluszczem okalającym
świątynię i plebanię, figurkami
Matki Boskiej oraz innych świętych.
W zacisznym wnętrzu, w którym
nagle ktoś zapalił wszystkie światła,
w bocznej niszy zobaczyłem dwa
obrazy wiszące naprzeciw siebie.
Większy to portret naszego papieża Jana Pawła II, uśmiechniętego
w purpurowych szatach z dobrego
okresu jego papieskiej posługi,
kiedy promieniał niewysłowioną
mądrością i charyzmą. Naprzeciw
obraz znacznie mniejszy, ale równie
piękny, czyniącego dobro skromnego mnicha, Ojca Pio. Na drugi
dzień przyprowadziłem tam kilkoro
Polaków zaprzyjaźnionych ze mną.
Byli wzruszeni tym miejscem. Jeden
z nich, zauważywszy odpadający
z wilgoci tynk ze ścian kościółka, powiedział, że musi coś na to poradzić.
Jak go znam, zapewne wymyśli jakiś
sposób dla ratowania tego miejsca.
Z Luksoru autokarem pojechaliśmy do Hurgady na tygodniowy
odpoczynek w wybranych przez
siebie hotelach. Zamieszkałem
w takim z mniejszą liczbą gwiazdek,
położony w starej dzielnicy. Byłem
w nim przed ośmiu laty i przyjechałem powtórnie dla głównej
restauracji „Sinuche”. Przez lata
całe i wciąż zachwycam się książką
Miki Waltarii „Egipcjanin Sinuche”.
Podobno słowo „sinuche” po egipsku znaczy „ten, który był zawsze
samotny”. Hotel i restauracje słyną
z dobrego jedzenia: normalnych
sosów pieczeniowych, kotletów,
omletów, przepiórek z kaszą i ciasteczek niebiańskich. Poranną
kawę podaje się w prawie półtoralitrowych kubkach z białego porcelitu. Do tego misy czarnych i zielonych oliwek pokrojonych grubo
pomidorów i ogórków ze słodyczą
zapamiętaną z dzieciństwa. Różne
dżemy, powidła i musy z fig, daktyli
i damasceńskich śliwek dopełniają
orientalnego smaku jadła.
W Hurgadzie jest niewiele do
zwiedzania – podwodne akwarium
i koptyjski kościół w remoncie.
Prawie wszyscy sklepikarze i pracownicy hoteli mówią po polsku
a czasami po rosyjsku, uważając
oba za tożsame. Byłem i modliłem się w ich nowym meczecie po
uprzednim umyciu się w którejś
z rzędu kabin z natryskami stojącymi nieopodal w parterowym,
ażurowym budyneczku. Wewnątrz
świątyni cicho i zdałoby się pusto. Pod ścianami z rzadka jakieś
klęczniki, może konfesjonały. Na
podłodze ogromny 20 x 20 metrów
biało-zielony dywan. Wyszukałem,
jak mi się zdawało, środek świątyni
i oddałem pokłon Najwyższemu. Bo
jeden jest Najwyższy, mimo tysięcy
języków, wiar i kolorów skóry. Przy
wejściu do meczetu stosik materiałów o Bogu, Koranie, modlitwie
i wierze, także w językach europejskich: polskim, rosyjskim, niemieckim i czeskim. Zarówno w formie
papierowej, jak i płytach cd. No cóż,
jeżeli my do nich z różnymi misjami,
to oni takie do nas.
Obok meczetu cudowna cukiernia z setkami ciasteczek, tortów,
galaretek i dziesiątkami rodzajów cukierków robionych ręcznie.
Przyznam wstydliwie, żem prawie
codziennie tam zaglądał i wiele
napróbował. Na wyjazd do Polski
zamówiłem kilogram najtańszych
cukierków czekoladowych z kokosem w środku w cenie 10 zł za kg.
Opakowano mi go tak ozdobnie
jakby jakiejś angielskiej królowej,
kupującej słoik maślaków marynowanych w Warszawie na Nowym
Świecie.
Wieczorami w głównym holu
hotelowym, a raczej na okrągłym
jego marmurowym parkiecie otoczonym stoliczkami, fotelami
i dwuosobowymi kanapami odbywały się tańce. Starszy nobliwy pan
podobny do Rubinsteina puszczał
z płyt, a także sam grał na elektronicznych organach przeważnie polskie, ale także rosyjskie, francuskie
i włoskie utwory.
Później był już powrót do Polski.
W ostatniej chwili wyszperałem
hotelik w Hurgadzie, przy samym
brzegu morza. Za dobę w gustownym pokoju z dwukrotnym posiłkiem właściciel żąda aż 35 zł, za
dwa tygodnie byłaby to zawrotna
suma 480 zł. I tym zawrotem głowy
pozdrawiam. n
Daniel Ratz
Portrety współczesnych świętych w kościele koptyjskim
Daniel Ratz przed hotelem w Hurgadzie
Wnętrze restauracji „Sinuche”
7
8
Ekologia
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
Rozmowa z Mariuszem Bieńkiem, burmistrzem miasta i gminy Wyszogród
Czekamy na siłownie wiatrowe
Jak się okazało region płocki ma najlepsze na Mazowszu warunki do lokalizacji
siłowni wiatrowych. Kilkanaście turbin
ma być ustawionych na terenie waszej
gminy. Jak ten projekt przyjmuje społeczeństwo waszej gminy?
O tym, że północne Mazowsze,
a zwłaszcza część powiatu płockiego ma wybitnie sprzyjające warunki
do lokalizacji siłowni wiatrowych
wiedzieliśmy od dawna. Prowadzone były bowiem gruntowne badania
róży wiatrów przez pracowników
instytutów naukowych. Ważniejszą sprawą wszakże od warunków
naturalnych są inwestorzy oraz
akceptacja społeczna projektu. Od
wielu lat ekolodzy prowadzą zażartą
kampanię antywiatrakową, przez co
rykoszetem trafia to do szerokiego
ogółu – przez niektórych przyjmowane są ich tezy bezkrytycznie.
Trzeba było czasu i perswazji, aby
zrozumieć intencje budowania
siłowni tego typu oraz korzyści
jakie ona przynosi. Wykorzystanie
naturalnych źródeł energii jest jak
najbardziej kwestią ekologiczną.
Oczywiście zdarzyć się może, że
w śmigło trafi jakiś ptak, ale są to
przypadki sporadyczne. Ponadto
szum i wibracja powietrza spowodowana przez pracującą siłownię
nikogo nie naraża bezpośrednio,
ponieważ odległości do najbliższych
domostw regulowana są odpowied-
ków, jak też innych działań, w które
włączy się na terenie naszej gminy
EDP.
nimi przepisami. W sumie z racji
ustawienia wiatraków widzę same
korzyści mierzone skalą przychodów indywidualnych rolników, na
których ziemiach urządzenia te
ustawiano, jak też globalnymi
przychodami podatkowymi, które
zasilają budżet naszej jednostki.
Czy kontaktował się pan z gminami,
które już posiadają takie farmy. Jeśli
tak, to prosimy o wrażenia.
Czy mógłby pan przybliżyć nam firmę,
która prowadzi tę inwestycję?
Inwestorem farmy wiatrowej
na terenie naszej gminy, zresztą
przyległych również jest EDP Renewables, która należy do ścisłego
kręgu liderów branżowych na świecie. Jak pokazały dotychczasowe
doświadczenia jest to poważny
i rzetelny inwestor, sprawdzony
w Polsce na wielkich farmach wiatrowych w Margoninie koło Piły
oraz Korszach na Mazurach. EDP
Renewables rozpoczął już u nas
działania sponsoringowe, sporo
inwestując w remonty, placówki
oświatowe i wspierając imprezy
kulturalne. W obopólnym interesie,
to jest inwestora i samorządu, jest
utrzymanie jak najlepszych relacji.
Przewiduje się, że farma będzie
działała co najmniej 30 lat, zatem
dbać musimy o dobrosąsiedzkie
stosunki. W tym okresie do kasy
naszego samorządu wpłyną niebagatelne środki, które przeznaczymy
na potrzeby społeczności miasta
i gminy Wyszogród.
Mariusz Bieniek, od 2010 roku burmistrz
miasta i gminy Wyszogród
Jakich miasto i gmina Wyszogród spodziewać się może korzyści finansowych
i innych w związku z powstaniem farmy
wiatrakowej?
Wspomniałem o tym wcześniej.
Dziś trudno precyzyjnie określić
przychody z tytułu istnienia i pracy farmy wiatrowej. W przypadku
rolników, na których gruntach będą
ustawiane wiatraki jest to suma od
20 do 25 tys. w skali rocznej. Budżet
gminy wzbogaci się oczywiście
o większe kwoty, liczone rocznie
setkami tysięcy, pochodzącymi
zarówno ze świadczonych podat-
Oczywiście. Na co dzień rozmawiam z wójtami gmin, gdzie siłowni
będzie najwięcej, czyli Gabrielem
Graczykiem w Bulkowie, Józefem
Stradomskim w Staroźrebach,
Andrzejem Barcińskim w Małej
Wsi i Sławomirem Wiśniewskim
w Drobinie. Wiele więcej dały mi
wizyty w farmach z długoletnią
tradycją. Margonin po lokalizacji
siłowni wiatrowych stał się innym
miasteczkiem, ponieważ gmina
zasilona została środami idącymi
w miliony złotych. Zresztą tamtejsza farma liczy kilkadziesiąt wielkich turbin, na których instaluje
się śmigła o długości czterdziestu
pięciu metrów. Miejscowe społeczeństwo projekt początkowo
przyjmowało z dużą rezerwą. Pomijam już kwestie ptaków czy źródeł hałasu, ale w tym konkretnym
przypadku pojawiły się zakłócenia
w odbiorze obrazu telewizyjnego.
Inwestor zareagował od razu, montując nadajniki, które zapewniają
odpowiedni odbiór. W tej chwili
burmistrz Piechocki z Margonina
nie wyobraża sobie inwestycji
miejskich bez wpływów z farmy.
Czy nie pojawiają się zarzuty, że siłownie
wiatrowe zakłócą równowagę środowiska i zaburzą harmonię krajobrazu?
O tym już wspominałem, chociaż nie zrezygnuję z uwagi, że posługując się ludowym porzekadłem
o dwóch końcach kija, zawsze tej
wielkości inwestycja musi pociągać
za sobą pytania o jej celowość oraz
niekiedy rodzi kontrowersje. Pytań
u nas było dużo, ale nie spostrzegłem zorganizowanych działań
protestacyjnych. Zwykle najwięcej
wątpliwości mają ci, z którymi EDP
Renewables nie podpisało umowy.
Oczywiście to przygniatająca większość, ale pamiętajmy, ze każda lokalizacja siłowni wiatrowych wymaga spełnienia warunków specjalnych
bardzo wymagających i rygorystycznych. Co do zaburzenia krajobrazu,
uważam, że wiatraki na Mazowszu
uatrakcyjniają płaski, monotonny
pejzaż, dodając mu uroku wtedy,
gdy pracują. W sumie jest ich mino
wszystko niewiele. O ile się orientuję w Niemczech ustawiono już
około 30 tys. wiatraków, w Holandii
spotkać je można na każdym kroku.
Ponadto nie chodzi tutaj o krajobraz, ale o wzbogacenie naszego
bilansu energetycznego i ochronę
tak cennego dobra naturalnego jakim jest węgiel, który nadal spalamy
w ilościach ogromnych, nie dbając
o przyszłość. n
Rozm. (jbn)
Energetyka wiatrowa w Polsce
Wiatr, woda, słońce, biomasa, geotermia, zwyczajowo skutki oddziaływania na środowisko niewielkie. A co
nazywane są „zieloną” energią, gaz ziemny „błękitną”, najważniejsze – wiatrak po demontażu przywraca przya węgiel kamienny „czarną”. Te kolory mają symbo- rodę, krajobraz, stosunki wodne do pierwotnego stanu.
lizować oczywiście wpływ na środowisko. Jednak „Powrót” trwa jeszcze krócej niż sama budowa turbiny
przyjęta nomenklatura nie jest ani zbyt szczęśliwa, ani wiatrowej. Nie da się tego powiedzieć ani o energetyce
trafna. Czarny węgiel kamienny jest mniej uciążliwy konwencjonalnej: szkody górnicze, hałdy, trzęsienia
niż brunatny, spalanie gazu ziemnego powoduje efekt ziemi wywołane tąpnięciami. Nawet uznawana za czystą
cieplarniany, nijak mając się do pozytywnie kojarzącego energię „woda” nieodwracalnie zmienia ekosystem i nasię błękitu, a jeśli chodzi o odnawialne źródła energii to turalne stosunki wodne. Dlaczego powinniśmy budować
sprawa też nie jest tak jednoznacznie „zielona”. Bliskie wiatraki? Cel jest jeden – wykorzystywanie naturalnej,
prawdy jest jedynie określenie „czysta” w stosunku do czystej, niewyczerpanej energii. Ale są też cele pośredwiatru. Ruch powietrza jest oczywiście niewidoczny, zaś nie i na nie warto zwrócić szczególną uwagę.
Wiatr napędza
gminne budżety
Konkretny przykład - Gmina
Margonin, gdzie zlokalizowana
jest obecnie największa farma wiatrowa w Polsce odnotowała wzrost
wpływów do budżetu na poziomie
3,5 mln zł rocznie. Błyskawicznie
znalazła się w pierwszej 10 najbogatszych gmin w Wielkopolsce.
Pieniądze z wiatraków jakie wpływają do kasy gminy do około 25
proc. jej całego budżetu. Władze
gminy przebudowały z podatków
margoniński rynek oraz wybudowały halę widowiskowo-sportową. Dobra kondycja finansowa
gminy umożliwiła dokończenie
budowy kanalizacji w gminie oraz
elektrycznego wyciągu do nart
wodnych na Jeziorze Margonińskim. Nawet najwięksi oponenci
wiatraków przyznają, że dzięki
nim Margonin rozwija się i może
inwestować.
Walka z globalnym
ociepleniem?
Produkcja energii z elektrowni
wiatrowych stanowi czyste, tzw.
„zero-emisyjne” źródło generacji
energii. Oznacza to, że przy produkcji energii elektrycznej przez
turbiny wiatrowe do atmosfery
nie są emitowane gazy cieplarniane, które generowane są podczas
spalania paliw kopalnych w konwencjonalnych źródłach generacji
(elektrowniach i elektrociepłowniach).
W polskim systemie elektroenergetycznym produkcja 1 MWh
energii w oparciu o węgiel kamienny powoduje emisję 0,9 t
dwutlenku węgla, zaś w oparciu
o węgiel brunatny 1,05 t. Zastępowanie źródeł konwencjonalnych
przez źródła energii odnawialnej
pozwala więc na uniknięcie emisji
dużej ilości dwutlenku węgla do
atmosfery.
ten jest wprawdzie deklaratywny,
ale Komisja Europejska ma prawo
weryfikacji realizacji celu i może
ukarać państwa członkowskie
za niedostosowanie podejmowanych działań do zadeklarowanych
wskaźników. Unia zobowiązała
się do roku 2020 ograniczyć o 20
proc. emitowane przez siebie
ilości gazów cieplarnianych (w porównaniu z rokiem 1990). Ma być
to osiągnięte przede wszystkim
przez ograniczenie zużycie energii
i zwiększone wykorzystanie energii odnawialnej.
Nowe, „zielone”
miejsca pracy
Rozwój energetyki wiatro wej przyczynia się do tworzenia
nowych miejsc pracy. Obecnie,
w Europie sektor ten zapewnia
ponad 200 tys. pełno-etatowych
stanowisk pracy (średnio, piętnaście pełno-etatowych miejsc pracy
przypada na 1 MW mocy zainsta-
lowanej w ciągu roku). Według
prognozy EWEA zatrudnienie
w sektorze energetyki wiatrowej
w UE w 2020 roku wzrośnie do ponad 350 tys. miejsc pracy. W Polsce,
w sektorze energetyki wiatrowej
według szacunków PSEW z końcem 2010 roku zatrudnionych było
ponad 2000 osób.
P rzy wytwarzaniu energii
z wiatru brak jest odpadów stałych i gazowych, nie występuje degradacja i zanieczyszczanie gleby,
brak degradacji terenu oraz strat
w obiegu wody. Wiatr stanowi
niewyczerpalne, odnawialne źródło energii, a jego wykorzystanie
pozwala na wydatne zmniejszenie
zużywania zasobów paliw kopalnych, które są ograniczone. n
Obowiązki wobec
Unii Europejskiej
Chętnie korzystamy w funduszy unijnych, jeździmy po nowych
drogach, dofinansowujemy rodzime firmy. Unia to jednak też
obowiązki, na które zgodziliśmy
się wstępując do „europejskiej
rodziny”. Już samo członkostwo
i zapisy Traktatu Akcesyjnego
oraz unijnych dyrektyw, nakładają na Polskę zobowiązanie
do osiągnięcia udziału energii
odnawialnej w krajowym zużyciu
energii brutto w 2010 roku. Cel
Farma wiatrowa w Margoninie należy do największych w kraju i jest miejscem licznych wizyt delegacji samorządowych
fot. jbn
Samorząd
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
9
Centrum Kultury i Sztuki w Sierpcu
D
Burmistrz Marek Kośmider jako pierwszy przecina wstęgę nowego Centrum Kultury i Sztuki
Centrum Kultury i Sztuki w Sierpcu dysponuje doskonałymi warunkami do działalności
fot. Jacek Karwowski
ługo oczekiwane Centrum
Kultury i Sztuki w Sierpcu
zostało oficjalnie otwarte w piątek
27 kwietnia 2012 roku. W uroczystości wzięły udział władze samorządowe i wojewódzkie. Obecni byli dyrektorzy i prezesi instytucji, firm, organizacji, a także duchowieństwo. Goście z niecie­rpliwością oczekiwali
momentu otwarcia placówki, która
z zewnątrz prezentuje się niezwykle
elegancko. Przecięcie wstęgi przez
burmistrza Marka Kośmidra i dyrektor Centrum Ewę Wysocką zakończyło długi etap prac modernizacyjnych.
Wszyscy obecni z zachwytem
zwiedzali piękne wnętrza obiektu,
w tym przestronne hole, salę widowiskową z wygodnymi fotelami, salę
balową i taneczną oraz liczne pracownie. Na szczególną uwagę zasługuje galeria im. Stefana Tamowskiego, w której wyeksponowano prace
sierpeckich artystów pod wspólnym
tytułem „Sierpc w malarstwie”.
Podczas oficjalnej części uroczystości nie zabrakło przemówień, podziękowań oraz programu artystycznego. W koncercie „Krajobrazy Kultury” wystąpili m.in. Ludowy Zespół
Artystyczny „Kasztelanka” z Domu
Kultury, Jan Nowicki z artystami
Teatru Dramatycznego im. Jerzego
Szaniawskiego w Płocku, soliści Polskiej Opery Kameralnej w Warszawie
z Kazimierzem Kowalskim na czele,
Studio Art Color Ballet z Krakowa,
kwartet smyczkowy Aquartet z Katowic. n
(red.)
Dni Wisły 2012 w Wyszogrodzie
1 czerwca 2012 – Dzień Dziecka
13.00 – 14.30 – Spotkanie przedstawicieli Związku Miast Nadwiślańskich
14.30 – 15.00 – Otwarcie Muzeum Wisły
15.30 – Rozpoczęcie imprezy przez wodzireja
16.00 – Rozpoczęcie pikniku rodzinnego:
Program muzyczny „Przedszkolne nutki” – przedszkolaki wykonają piosenki przygotowane pod kierunkiem nauczycielek: Beaty Bogiel, Justyny Brzózki, Henryki Drewniak, Anny Podenkiewicz, Sylwii Smółki
i Antoniego Dąbrowskiego
Nasz mały teatrzyk – przedstawienie teatralne „Sen Jasia i Oli” przygotowane pod kierunkiem Ewy Koźmińskiej i Sylwii Smółki
„W tanecznym kręgu” – znane i nieznane tańce przedszkolaków przygotowane pod kierunkiem Izabeli
Zarychty i Henryki Drewniak
„W krainie barw i wyobraźni” – wystawa prac plastycznych dzieci wykonanych pod kierunkiem Anieli
Lewandowskiej i Anny Podenkiewicz
Dodatkowe atrakcje: loteria fantowa, ciasta, kawa, herbata, kiełbaski z grilla
17.00 – Teatr Igraszka Pawła Kołodziejskiego
18.00 – Teatr Ryszarda Wolbacha
19.00 – Mecz piłki siatkowej Skarpa Wyszogród – Płońsk na hali sportowej
XIII Powiatowy Dzień Ziemi w Słubicach
Dla naszej planety
W Słubicach tradycją stało się sadzenie drzew w Alei Dnia Ziemi. Tak było w tym roku.
Przybyło kolejnych sześć drzew, m.in, głogi i migdałki. W sumie posadzonych zostało
już ponad dwadzieścia drzew i wszystkie się przyjęły.
U
roczystości w Słubicach roz- gród), Agata Kowalak (SP Staroźrepoczęła Msza św. w intencji
by) i Aleksandra Czerniejewska (SP
Ziemi. Później impreza przeniosła się Wyszogród), Michał Piotrowski (ZS
na teren wokół szkoły. Na stoiskach
im. Leokadii Bergerowej w Płocku),
prezentowały się gminy powiatu
Sylwia Borowska (LO Staroźreby),
płockiego, starostwo powiatowe, rol- Patrycja Wachaczyk (Gimnazjum
nicze agencje, koła gospodyń wiej- w Bulkowie).
skich, instytucje i stowarzyszenia
W trakcie festynu odbył się konzajmujące się ekologią. Nie zabra- kurs potraw. Na stole pojawiły się
kło również stoisk z metaloplastyką
pasztety, sałatki, ciasta, jajka w mięczy obrazami. Oblegany był namiot
snych skorupkach. Na scenie zagrały
leśników z Płocka, Łącka i Gostyni- zespoły ze szkół w Piotrkówku i Słuna. W holu szkoły można było obej- bicach, GOK-u z Gąbina i Bielska,
rzeć wystawy fotograficzne: „Trofea „Dzieci Ziemi Łęczyckiej” czy „Grzyobiektywu” Krzysztofa Nawrockie- bowianki”. Był koncert zespołu „Togo z Nadleśnictwa Łąck i „Przyroda
ples” i zabawa taneczna.
w obiektywie” Krzysztofa Michalaka
Organizatorami Powiatowego
z Nadleśnictwa Gostynin.
Dnia Ziemi byli starosta płocki MiPodczas festynu podsumowano
chał Boszko i wójt gminy Słubice JóXI gminny konkurs ekologiczny „Na
zef Walewski. – Dziękuję wszystkim
ratunek Ziemi”, organizowany przez
za wysiłek włożony w organizację
SP w Świniarach. Laureatami zosta- tego spotkania. To ważne spotkanie,
li Jakub Lewicki (SP Świniary), Ka- które uczy nas, aby patrzeć na przyrolina Józwik (SP Piotrkówek), Ka- rodę i traktować ją nie w sposób ratarzyna Bolgiel (Gimnazjum Słubi- bunkowy, żebyśmy mogli poczuć moc
ce). Rozstrzygnięto także konkurs
błękitnego nieba, zielonych pół i łąk,
plastyczny „Jak efektywnie oszczę- srebrzystych rzek i jezior. Musimy padzać energię”, zorganizowany m.in. miętać, żeby naszą piękną, matkę Zieprzez Regionalne Centrum Eduka- mię, zostawić dla następnych pokoleń
cji Ekologicznej w Płocku. Nagrody – powiedział Michał Boszko. n
zdobyli: Jędrzej Janas (SP Wyszooprac. (red.)
2 czerwca 2012 – Dzień Sportowy
8.30 – Zawody wędkarskie dla dzieci i młodzieży, organizator: koło wędkarskie SUM
10.00 – Ogólnopolski turniej szachowy – hala sportowa
12.00 – 13.00 – BIEG NAWIśLAŃSKI
13.00 – 13.30 – POKAZ SZTUK WALKI
13.30 – 14.15 – Mecz towarzyski Orlików rocznik 2001–2003
Stegny Wyszogród – Orkan Sochaczew
14.15 – 15.30 – MECZ CHARYTATYWNY MŁODZIKÓW
STEGNY WYSZOGRÓD 99 – FCB BARCELONA ESCOLA VARSOVIA 2000/2001
16.00 – MAZOWIECKA LIGA TRAMPKARZY 97’ STEGNY WYSZOGRÓD – POLONIA WARSZAWA
18.00 – Przywitanie flisaków – bulwar nad Wisłą
19.00 – Występ zespołu szantowego – Rynek
20.30 – Zabawa taneczna na Rynku – gra zespół ,,Talizman”
3 czerwca 2012
4.00 – VI Mistrzostwa wędkarskie o Puchar Burmistrza Gminy i Miasta Wyszogród
10.00 – 15.00 – warsztaty szkutnicze
12.00 – 14.00 – zabawy dla dzieci z animatorem
14.00 – 15.30 – występy młodzieży szkolnej
15.30 – 16.00 – Chór emerytów – Wyszogród
16.00 – 16.30 – Oficjalne otwarcie mistrzostw wędkarskich przez Burmistrza Mariusza Bieńka
16.30 – 17.30 – Gabi Gold
17.40 – 18.00 – Zespół ,,Lombelico Del Mondo”
18.00 – 19.00 – Balkan Express
19.00 – 19.15 – Szkoła tańca ,,Finezja”
19.15 – 19.45 – Paweł Kołodziejski
19.45 – 20.00 – Lombelico Del Mondo
20.00 – 21.00 - Zespół muzyczny ,,Helou”
21.00 – 22.30 – Gwiazda wieczoru
Dzień z KRUS w Bulkowie
W
dniu 18 kwietnia 2012 roku
wspólnie z Oddziałem
Regionalnym KRUS w Warszawie został zorganizowany „Dzień
z KRUS-em w Gminie Bulkowo”.
Uroczystość rozpoczęła się o godzinie 10.00 od wyjątkowej w tym
dniu sesji rady gminy. Wyjątkowej,
ponieważ ze względu na liczbę gości
i mieszkańców odbyła się po raz
pierwszy na sali sportowej Zespołu
Szkół Ogólnokształcących w Bulkowie. Uczestniczyli w niej oprócz
radnych, sołtysów, strażaków oraz
mieszkańców zacni goście. Byli to
m.in.: Wiktor Sankiewicz – dyrektor
OR KRUS w Warszawie, Witold Lorek – zastępca dyrektora OR KRUS
w Warszawie, Andrzej Różycki –dyrektor OR Agencji Rynku Rolnego
w Warszawie, Wojciech Banaszczak
– dyrektor MODR oddział w Płocku,
Jarosław Mioduski – kierownik PT
KRUS w Płocku, Grażyna Pietrzak
– wójt gminy Bodzanów, Andrzej
Barciński – wójt gminy Mała Wieś.
– Wszyscy wiemy, jak ważna
jest dla rolników rzetelna informacja, prewencja, fachowa pomoc.
Dzisiejsze spotkanie jest dowodem
na to, że KRUS jest otwarty na potrzeby rolników, zawsze był i jest
z rolnikami – mówił wójt gminy
Bulkowo Gabriel Graczyk podczas
uroczystości. – Nikogo nie trzeba
przekonywać, że działania prewencyjne KRUS znacząco wpływają
także na poprawę bezpieczeństwa
tych, których najbardziej kochamy,
czyli naszych dzieci.
Podczas uroczystości można
było uzyskać informacje o działalności KRUS-u, obejrzeć prezentację odzieży ochronnej, działalności
prewencyjnej i rehabilitacyjnej
oraz uczestniczyć w pokazie bezpiecznego posługiwania się pilarką
spalinową i konkursie BHP zorganizowanym dla rolników i sołtysów.
Porad udzielali pracownicy KRUS na
stoisku firmowym a także podczas
rozmów kuluarowych. n
(red.)
10
Ludzie
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
Kontynuujemy druk wspomnień dr Izabelli Galickiej z domu Mikulskiej, wybit- oddziału dla mężczyzn. Na terenie Gostynina Izabella Galicka spędziła dwanaście lat.
nego historyka sztuki, redaktora prestiżowego wydawnictwa Polskiej Akademii Wspomnienia Moje gostynińskie lata, które drukować będziemy w kolejnych numerach
Nauk Katalog zabytków sztuki. Województwo warszawskie, obejmującego kilkadzie- „Naszego Płocka”, mimo bardzo osobistego charakteru, stanowią niezwykle ciekawy
siąt zeszytów. Podczas prac inwentaryzacyjnych dr Izabella Galicka wraz z dr Hanną przyczynek do życia polskiej inteligencji, głównie warszawskiej, w bardzo trudnych
Sygietyńską dokonały odkrycia, będącego jedną z największych sensacji malarstwa czasach od momentu uzyskania niepodległości do przemian politycznych i społecznych
w Polsce. Na plebanii podlaskiego Kosowa Lackiego odkryły jedyny w Polsce obraz
lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Ich autorka przywołuje nie tylko mało znane
hiszpańskiego mistrza El Greco „Ekstaza św. Franciszka”. Obecnie po renowacji obraz
wydarzenia,
ale przede wszystkim ocala od zapomnienia świat, który odszedł w przeeksponowany jest w Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach. Odkrywczynie tego dzieła
udekorowane zostały w 2009 roku Krzyżami Oficerskimi Orderu Odrodzenia Polski. szłość na zawsze. Dla dziejów Gostynina jest to niezwykle cenne źródło poznawcze.
W imieniu redakcji „Naszego Płocka” chciałbym podziękować pani dr Izabelli
Dr Izabella Galicka jest emocjonalnie związana z Gostyninem, gdzie przed drugą
wojną światową mieszkała jako dziecko w nowo zbudowanym szpitalu psychiatrycznym. Galickiej za udostępnienie wspomnień wraz z bogatą dokumentacją fotograficzną.
Jej ojciec Karol Mikulski, doktor medycyny, był wówczas zastępcą dyrektora i ordynatorem
Jan B. Nycek
Izabella z Mikulskich Galicka
Moje gostynińskie lata (4)
P
rzyjaźniłam się także z Jędrkiem i Krysią Wilczkowskimi. Jeszcze przed opuszczeniem
naszych przedwojennych mieszkań
mieliśmy z Jędrusiem – mieszkając
nad i pod sobą w jednym pionie –
opracowany system komunikacji
za pomocą walenia kijem w kaloryfery. Odpowiednia ilość uderzeń
oznaczała: „przyjdź natychmiast”
albo „ważna wiadomość”, albo
„spotkamy się w ogrodzie”. Ulubioną naszą zabawą, która dawała
nieograniczone pole dla wyobraźni
była tzw. „mówionka”, polegająca
na snuciu wspólnej opowieści. Jej
bohaterami były wymyślone przez
nas rodziny, ich dzieje, przygody
i przeżycia. Pamiętam, że ważną
rolę odgrywał autentyczny samochód państwa Wilczkowskich
marki Mercedes-Benz, nieprzekazany (wbrew zarządzeniu) Niemcom, lecz rozmontowany i ukryty
w jakiejś stodole. W „mówionce”
dzieci odnajdywały ten samochód,
składały go, reperowały i gdzieś
tam uciekały, innymi słowy realia
wplatały się w tą niekończącą się
opowieść, chwilami sensacyjną,
chwilami romantyczną lub patriotyczną, zależnie od nastrojów. Pamiętam, że jednym z celów owych
wirtualnych, skomplikowanych
wypraw był zamach na Hitlera.
W kwietniu 1942 roku Gestapo
zaaresztowało 19 pracowników
szpitala, w tym ojca Krysi i Jędrka.
Wywieziono ich do obozu w Inowrocławiu, a po długotrwałym
śledztwie i pseudosądzie jednych
skazano na śmierć, innych na
długoletnie więzienie. Był to rezultat donosów, jakie składał jeden
z pracowników szpitala, stracony
później wyrokiem Armii Krajowej.
W istocie na terenie szpitala działała komórka AK, która gromadziła
broń i stale kolportowała gazetki
podziemne. Na szczęście dr Wilczkowski nie został zamordowany i
po wojnie wrócił do domu, znów
obejmując stanowisko dyrektora
szpitala w Gostyninie.
Po tych wydarzeniach uznaliśmy, że jest już czas na założenie
własnej organizacji podziemnej..
Pod wrażeniem Księgi Dżungli
Kiplinga przybraliśmy pseudonimy.
Jędrek był Szarym Bratem, Krysia
Burą Siostrą, Róża Łazarska Wondollą, zaś ja Akellą. Organizacja
nosiła oczywiście nazwę „Wilki”, jej
najogólniejszym celem było odzyskanie niepodległości, brany był też
pod uwagę zamach na Hitlera, zaś
działalność operacyjna ograniczała
się do zebrań na polu bulwowym,
a także prób odwagi. Najtrudniejszą próbą, przez którą dzielnie
przeszłam było pójście o północy
na cmentarz, który założono na
terenie szpitala. Wkrótce jednak
pani Wilczkowska z dziećmi musiała opuścić szpital i zamieszkać
w oddalonej o dwa kilometry wsi
Mniszek. Również panie Łazarskie
opuściły Drzewce i zamieszkały we
wsi Skoki, a w jakiś czas później
przez zieloną granicę przedarły
się do Warszawy a właściwie do
Pyr pod Warszawą. Korespondowałyśmy jednak z Różą zawzięcie.
Róża „zostawiła mi w spadku”
Dzidzię, czyli Marię Ślązakówną,
którą poznałam dzięki niej. Matki
obu dziewczynek były nauczycielkami, stąd ich znajomość. Dzidzia,
obecnie Bielska, była bardzo ładna,
o ciemnych wijących się włosach,
zaplecionych w niesforne warkoczyki, o piwnych, wesołych oczach i
o dołeczku w lewym policzku. Miała
dwóch starszych braci: rudego Jędrka i najstarszego z rodzeństwa
bardzo przystojnego, ciemnowłosego Maćka. Ojciec ich, też nauczyciel
i oficer rezerwy zginął w kampanii
wrześniowej pod Sochaczewem.
Mieszkali oni w samym Gostyninie, w gmachu sądów, najwyższym
i jedynym dwupiętrowym w całym
mieście. Zbudowany z czerwonej
cegły, nieotynkowany, z trzema wejściami w jednej elewacji – wydawał
mi się wprost niezwykle okazały.
Nadal utrzymywałam kontakty
koleżeńskie z Ewą Mikułowską.
Drużyna Ochotniczej Straży Pożarnej przy szpitalu psychiatrycznym w Gostyninie. W środku
Karol Mikulski. Ponadto na zdjęciu m.in. Juliusz Michalski, druhowie: Wawrowski, Rudkiewicz
i Ciszewski. Fotografię wykonano na terenie szpitala w marcu 1938 roku
W jej życiu zaszły ważne wydarzenia. Babcia Ewy, pani Piechowska,
choć rodowita Niemka, w dodatku
źle mówiąca po polsku, oparła się
stanowczo przyjmowaniu obywatelstwa niemieckiego, uważając
się od zawarcia małżeństwa z Polakiem za Polkę i gorącą patriotkę.
Pewnie nie dopuściłaby do tego co
się stało, gdyby nie uległa udarowi
mózgu i paraliżowi. Tymczasem
mieszkanie państwa Mikułowskich
(tatuś Ewy na samym początku
wojny wyjechał do Warszawy) wynajął młody i bardzo przystojny
oficer niemiecki rzekomo polskiego pochodzenia – Harry Jeske.
Twierdził, że jest z rodziny JeskeChoińskich, zresztą wyśmienicie
mówił po polsku. Zakochał się on
śmiertelnie w ślicznej pani Hance
i długo zabiegał o jej względy, koniecznie chcąc się z nią ożenić. Po
śmierci matki pani Hania wreszcie
uległa, rozwiodła się z mężem i wyszła za mąż za Harrego, przyjmując
tzw. volkslistę. Moja Ewa stała
się zatem też Niemką, o zgrozo!
Trzeba przyznać, że Hanka i Harry
stanowili parę o filmowej urodzie,
on wysoki, smukły, o wyglądzie
amerykańskiego aktora z westernów, ona po prostu prześliczna,
zgrabna, filigranowa. Dla mnie było
tylko zadziwiające, że ludzie w tak
poważnym wieku – Hania miała 36
lat, Harry 32 – zawierają małżeństwo! Harry robił wszystko, żeby
sprawiać wrażenie Konrada Wallenroda albo raczej prototypu Hansa
Klossa. Podobno miał kontakty
z AK, zawsze udostępniał radio,
żeby słuchać Londynu, wyraźnie
określał się jako antyhitlerowiec.
Podczas całej okupacji w Kraju
Warty, do którego należał Gostynin,
będącym częścią Rzeszy Niemieckiej nie istniały nawet powszechne
szkoły dla polskich dzieci, które
miały zostać niepiśmiennymi robotnikami, a raczej niewolnikami. Oczywiście rozwijała się sieć
tajnego nauczania, zagrożonego
karą śmierci. O moją edukację
dbał Stefan Bzdęga, nauczyciel
gimnazjalny z Poznańskiego, który
już w pierwszym roku wojny trafił
do naszego szpitala, również Maria Puciata, przyjaciółka dr Anny
Kulikowskiej oraz mój starszy brat
Jurek. Doszłam do pierwszej klasy
gimnazjum, którą zdążyłam przerobić do końca 1944 roku. Jednak
głównym moim obowiązkiem od
piątego roku życia była gra na
pianinie, jako że zarówno mama,
jak babcia i ciotka Krystyna Niżyńska, siostra ojca – wszystkie trzy
pianistki – gorąco pragnęły mnie
kiedyś ujrzeć jako uczestniczkę
Konkursu Chopinowskiego. Stąd
długie godziny spędzałam nad
gamami i pasażami.
W dniu 12 stycznia 1945 roku
rozpoczęła się ofensywa wojsk
sowieckich, które runęły na Niemców całą siłą. Już 18 stycznia na
teren szpitala wjechały pierwsze
Antoni Feliks Mikulski w 1920 roku
Karol Mikulski w 1936 roku
ruskie czołgi i pancerki. Niemcy Sowietów piechotą do miasta na
gwałtownie ewakuowali w ostatniej mszę, mijając po drodze wciąż
chwili lazarety, rannych władowano leżące trupy Niemców i spalone
do pociągu z wielkimi znakami wraki samochodów, a także pociągCzerwonego Krzyża. Po uzyskaniu widmo na wiadukcie. Kościół był
wiadomości przez telefon polowy, wysadzony przez Niemców, więc
że tor kolejowy do Kutna jest wolny msza odbywała się na jego gruzach.
i bezpieczny, pociąg ruszył. Tym- Pamiętam uczucie ściskania za garczasem telefon był już opanowany dło i łzy w oczach, kiedy gruchnęło
przez Sowietów, którzy celowo „Boże coś Polskę”. Ksiądz ogłosił,
podali mylną informację, a czołgi że za tydzień zacznie się normalna
nauka w szkole powszechnej i w
czekały już przy szosie do naszego
szpitala. Kiedy pociąg znalazł się gimnazjum. Razem z Dzidzią Ślązakówną i z Różą Łazarską, która w
na wiadukcie ponad szosą, czołgi
ostrzelały najpierw lokomotywy międzyczasie wróciła z mamą i siostrą z Warszawy, zapisałyśmy się do
z jego obu stron unieruchamiając
je, a potem cały pociąg. Ranni, drugiej klasy gimnazjum, które miektórzy mogli poruszać się o wła- ściło się prowizorycznie w budynku
snych siłach, lekarze i sanitariusze obok szpitala powiatowego. Czeruciekali w panice, wyskakując z po- wony, ceglany gmach Gimnazjum
ciągu i właściwie wszyscy zostali im. Tadeusza Kościuszki nr XVII
wystrzelani. Ciężko ranni pozostali przy ul. Kutnowskiej, do którego
w pociągu, zaś Sowieci oblali go Jurek chodził jeszcze przed wojną,
benzyną i podpalili. Ludzie spłonęli a wzniesiony na początku XX wieku,
zajęty był jeszcze przez wojsko. Dow nim żywcem. Przez kilka tygodni
stał ten osmalony pociąg-widmo na piero pod koniec zimy gimnazjum
wiadukcie, zionąc dziurami i prze- odzyskało swój budynek i wszyscy
rażając swym wyglądem. W lesie – uczniowie wraz z profesorami –
przy szosie do szpitala długo leżały działali przy przeprowadzce. Tymczasową dyrektorką do powrotu
trupy niemieckich żołnierzy.
Stefana Charłampowicza została
Po wejściu Sowietów i ucieczce
nauczycielka niemieckiego pani
Niemców w szpitalu zapanował
chaos i rabunek. Jako pierwsze Marta Kossakowska, matka moich
rówieśników Andrzeja i Zygmunta.
wkroczyły karne oddziały, złożone
z kryminalistów, różnych Kałmu- Polskiego uczyła pani Łazarska,
ków i Mongołów. Wyglądali dość która była też wychowawczynią naszej klasy, łaciny państwo Jaworscy,
strasznie, obdarci, brudni, pijani
i agresywni. „Snimaj czasy” i „sni- matematyki pan Szcząska, zwany
maj sapagi” to były najczęściej przez nas Trzęsipedałem albo
przez nich używane słowa. Obie- Sokratesem. Ci ostatni byli przed
cywali sobie: „W Germanii eto my wojną pedagogami w najlepszych
pagulajem”, biorąc jeszcze w Polsce warszawskich liceach – Rejtana
jako tako na powstrzymanie. Jurek i Batorego – i reprezentowali bardzo
już pierwszego dnia „wyzwolenia” wysoki poziom nauczania. Fizykiem
wrócił do domu z nosem na kwintę był pan Ciesielski, zwany Filonem,
i z wykrzywionymi, dziurawymi też z Warszawy, nieco niezrównowabuciarami na nogach, zamiast żony psychicznie i uprzedzający się
swoich nowych, lśniących oficerek, do uczniów; mnie na szczęście lubił
i nawet wyróżniał. Geografii uczyła
z których był tak dumny. Otrzymał
propozycję nie do odrzucenia – za- pani Dąbrowska, czyli „Gorgona”,
historii pani Boćkowska, macomiany z jakimś Kałmukiem
W tym mroźnym styczniu wciąż cha moich koleżanek Wisi i Krysi,
panował nastrój niepewności, krą- a matka Jerzego, późniejszego
żyły plotki na temat przedzierania peerelowskiego dziennikarza telewisię Niemców z powrotem itd. Jed- zyjnego i korespondenta w Moskwie.
nakże życie powoli wracało do nor- Francuski wykładała rodowita Franmy. W początkach lutego poszliśmy cuzka pani Joteykowa, zabawnie
z Jurkiem pierwszy raz od wejścia kalecząca polski język (cdn). n
Recenzje
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
W grudniu ubiegłego roku na płockim rynku wydawniczym
ukazała się publikacja „Architektura Płocka i jej twórcy”,
budząc ze względu na formę, treść i poziom edytorski duże
zainteresowanie. Na płockich forach internetowych pojawiło
się kilkadziesiąt wypowiedzi, w znacznej części pozytyw-
nych. Niżej publikujemy obszerne fragmenty jeszcze jednej
wypowiedzi przygotowanej przez pracownika naukowego
Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Pełna
recenzja ukaże się na łamach kwartalnika „Notatki Płockie”
Towarzystwa Naukowego Płockiego.
Piękne jest nasze miasto
(…) Na książkę tego rodzaju
istniało od dawna zapotrzebowanie; jak dotąd bowiem pomiędzy
stricte naukową literaturą, a stojącymi na przeciwległym biegunie
stosunkowo licznymi publikacjami
regionalistycznymi brakowało
pozycji zawierającej wyczerpujący,
a jednocześnie przystępny dla laika
opis tematu o cechach literatury
popularnej, połączony z właściwym
dla publikacji albumowych solidnym materiałem ilustracyjnym.
Lukę tę stara się wypełnić autor
licznych wydawnictw dotyczących
Płocka, regionalista i dziennikarz
Jan Bolesław Nycek, tym razem
we współpracy z architektem Kazimierzem Badowskim. Poświęcenie
albumu o Płocku wyłącznie jego
architekturze nie jest przy tym
żadnym ograniczeniem, gdyż temat
jest bardzo szeroki. W ciągu ponad
dziesięciu wieków swego istnienia
Płock stał się obszarem, w którym
objawiły się niemal wszystkie
występujące na terenie Rzeczypospolitej style architektoniczne;
zdecydowana większość z nich
przynajmniej w formie reliktów
przetrwała do dziś, dzięki czemu
można śmiało powiedzieć, że spacer po dzisiejszym Płocku pozwala
na zilustrowanie wykładu o historii
architektury w Polsce.
(…)wiele innych problemów
omówiono w otwierającym album
syntetycznym opracowaniu Dziesięć wieków architektury Płocka.
Napisane lekkim językiem w sposób
przystępny przybliża architektoniczne dzieje miasta, skupiając się
na najistotniejszych przykładach;
dla lepszego zrozumienia całości
autorzy podzielili omawiany okres
na etapy, warunkowane epokami,
bądź konkretnymi tendencjami
stylistycznymi. Tekst, pomyślany
jako wstęp do części ilustracyjnej,
pozostaje z nią w ścisłym połączeniu i jest jej niezbędnym uzupełnieniem. Opracowanie powstało w
oparciu o fachową literaturę, którą
jednak można uzupełnić o nowsze
pozycje. Dużą zasługą autorów jest
wyświetlenie wszystkich zawiłości
związanych z odbudową i rozwojem
miasta po drugiej wojnie światowej,
warunkowanej kolejnymi planami
zagospodarowania przestrzennego.
Dzięki temu wyjaśnione zostają
przyczyny i okoliczności umiejscowienia i budowy kolejnych wielkich
osiedli mieszkaniowych. Autorzy
trafnie wskazują na doniosłość
znaczenia decyzji premiera Cyrankiewicza z 1959 r. dotyczącą
powstania w Płocku zakładów rafineryjnych, która zdeterminowała
charakter miasta na następne kilkadziesiąt lat, także pod względem
urbanistyki i architektury. Stan
ten zresztą utrzymuje się po dziś
dzień; obecność zakładów PKN
Orlen, największego pracodawcy
w regionie, determinuje nie tylko
życie mieszkańców, lecz ma realny
wpływ na kształt miasta.
Znacznym ułatwieniem dla
czytelników są przypisy zawierające objaśnienia podstawowych
terminów architektonicznych, których znajomość jest konieczna dla
zrozumienia tekstu. Także dzięki
temu opracowanie spełnia wymogi
stawiane literaturze popularyzatorskiej.
Fotografia z albumu Architektura Płocka i jej twórcy. Autor Maciej Kowalski
(…) Zasadnicza, albumowa
część publikacji to niezwykle efektowna galeria barwnych zdjęć,
autorstwa młodego płockiego fotografa Macieja Kowalskiego. Na elegancko skomponowanych ujęciach
najciekawsze przykłady płockiej
architektury prezentują się bardzo
okazale, by nie rzec: majestatycznie. W takim odbiorze zdjęć bardzo
pomaga ich perfekcyjna jakość
techniczna, którą można docenić
w pełnej krasie dzięki doskonałemu
opracowaniu edytorskiemu. Odpowiedni rozmiar fotogramów (całostronicowe i większe) połączony ze
świetną jakością druku pozwala na
zagłębienie się w ich najdrobniejsze detale. Materiał ilustracyjny
w głównym zrębie podąża za tekstem opracowania historycznego
i obejmuje panoramy miasta oraz
widoki poszczególnych obiektów
architektonicznych od najstarszych zachowanych po ostatnio powstałe, w kilku przypadkach wręcz
wybiegając w przyszłość – na końcu
autorzy dołączyli bowiem także
kilka komputerowych wizualizacji
realizacji będących póki co w fazie
powstawania, jak np. zespołu Bramy Bielskiej, czy dawnego budynku
Cotexu, przebudowywanego właśnie na centrum handlowo-usługowe Nowy Cotex.
(…) Sfotografowane budowle
niejednokrotnie ukazane zostały
od nietypowej strony, dzięki zabiegom takim, jak ujęcia z innej
perspektywy, niż zazwyczaj widzą
je przechodnie, umiejętne operowanie detalem, bądź przynajmniej
wydobycie poszczególnych obiektów na plan pierwszy poprzez
wykadrowanie ich z nierzadko
przytłaczającego tła. Wszystko
to pozwala spojrzeć na nowo na
mijane nieraz codziennie w drodze
do pracy i, zdało by się, już zupełnie
„opatrzone” zabytki architektury,
by odkryć i w pełni docenić wszystkie ich walory. Ten sam cel, lecz w
zgoła odwrotny sposób, osiągnięto
poprzez liczne w albumie zdjęcia
wykonane z lotu ptaka. Działanie
takie, przeciwne wobec kadrowania, czyli abstrahowania obiektu
z jego najbliższego otoczenia,
ukazuje dobrze znane budowle
w szerszym kontekście – ich wzajemnego rozmieszczenia względem
siebie w przestrzeni miejskiej, a co
za tym idzie pozwala przekonać
się na własne oczy, że połączone
siatką ulic tworzą sensowny układ
urbanistyczny. A przy okazji... można odnaleźć i obejrzeć własny dom
widziany z góry, jako że w albumie
znalazły się zdjęcia lotnicze prawie
wszystkich płockich osiedli domów
wielorodzinnych. I jeszcze mały
drobiazg: tylko dzięki fotografii
lotniczej możliwe jest odkrycie
sekretów nowoczesnych rezydencji
na skarpie wiślanej, z poziomu terenu prawie zupełnie niewidocznych.
Fotografia lotnicza pozostaje pasją
Macieja Kowalskiego, co wyraźnie
widać w jego zdjęciach z lotu ptaka – bardzo efektownych, a przy
tym odznaczających się precyzyjną
kompozycją i dbałością o szczegóły.
„Piękne jest nasze miasto!” – może
zawołać każdy mieszkaniec Płocka
przeglądając album i chyba o to
chodziło jego autorom.
(…) Kolejną część albumu
stanowią Noty biograficzne budowniczych Płocka. Tytuł jest nieco
nieprecyzyjny, gdyż w słowniku
tym, obejmującym ogółem 731 haseł, obok architektów i fundatorów
historycznych budowli, których
udział w tworzeniu urbanistycznego i architektonicznego obrazu
miasta w ciągu wieków nie budzi
wątpliwości, znalazły się też postacie, których umieszczenie w takim
zestawieniu może dziwić. W tej
grupie dość licznie reprezentowa-
11
ni są m.in. badacze i autorzy prac
naukowych dotyczących Płocka
bądź z Płockiem związani, jak
choćby prof. Aleksander Gieysztor,
czy redaktorki Katalogu Zabytków
Sztuki w Polsce Izabella Galicka
i Hanna Sygietyńska-Kwoczyńska.
Postaciom tym trudno oczywiście
odmówić zasług na innych polach,
jednak ich realny wpływ na architekturę miasta jest raczej trudno
uchwytny.
(…) Podnosząc wspomnianą już
przy okazji opisu części albumowej
wysoką jakość wydania, warto z
uznaniem odnotować jeszcze jedną
rzecz. Przygotowanie publikacji takiej jak Architektura..., powstającej
dzięki wsparciu różnych lokalnych
instytucji i przedsiębiorstw, łączy
się z reguły z koniecznością przeznaczenia części wydawnictwa
na promocję sponsorów. Skutek
tego jest nierzadko ze szkodą dla
publikacji, zdominowanej przez
pstrokaciznę dostarczonych przez
firmy własnych materiałów re klamowych. W Architekturze...
osiągnięto w tej kwestii rozsądny
kompromis: wszystkie treści promocyjne zostały ujednolicone przez
edytora, zyskując postać zwartych
tekstów ilustrowanych jednakowej
wielkości zdjęciami. Dzięki temu
prostemu zabiegowi album zyskał na estetyce, a treści zawarte
w części promocyjnej, pozostając
reklamami sponsorów, mogą służyć
jako dalszy ciąg informacji dotyczących Płocka.
(…) Architektura Płocka zaplanowana została jako pierwsza część
albumowej trylogii; następne mają
być poświęcone kolejno sztuce
i tysiącletniej historii miasta. Jeżeli
więc ten pozytywny kurs zostanie
utrzymany, możemy się spodziewać dwóch kolejnych publikacji,
które będzie przyjemnie wziąć do
ręki. n
Jan Przypkowski
Instytut Sztuki PAN w Warszawie
Kazimierz BADOWSKI, Jan Bolesław
NYCEK, Architektura Płocka i jej
twórcy, Płock 2011, wyd. MAROW –
Jan B. Nycek, ss. 296, ilustr. 128.
12
Felietony
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
Marcin Motylewski: Patrząc z boku
Sumienie ustawowe
J
acek Żalek ma dobre
chęci. Nie znam go osobiście, ale niektórzy moi znajomi znają go bardzo dobrze,
więc polegam na ich opinii.
Poseł Platformy Obywatelskiej
wymyślił, że trzeba zagwarantować ustawowo, żeby aptekarze mogli odmówić sprzedaży
środków antykoncepcyjnych
albo wczesnoporonnych, czyli rozszerzyć
klauzulę sumienia, dotąd dotyczącą lekarzy.
To smutne, że żyjemy w kraju, w którym ekspedientka potrzebuje ustawy, żeby
mogła czegoś nie sprzedać. Czy to znaczy,
że klient może zmusić panią magister do
tego, żeby mu coś sprzedała? Niestety tak.
Prawo farmaceutyczne mówi, że aptekarz
powinien sprowadzić każdy lek na życzenie
pacjenta, jeżeli akurat go nie ma. Czyli nie
ma równowagi w stosunkach klient – farmaceuta. Wyobrażacie sobie klienta, który
przychodzi do spożywczego i słysząc, że nie
ma chleba, mówi: pani musi mi go sprowadzić! Absurd, nie? Na szczęście w handlu
innym niż farmaceutyczny państwo nie
ma jeszcze takich ambicji ograniczania
wolności detalisty.
W aptekach tak być musi, bo tam się
sprzedaje rzeczy ratujące zdrowie i życie
pacjenta – powie ktoś. Owszem, czasem
środki antykoncepcyjne coś leczą, ale
w omawianym znaczeniu ratują delikwentkę nie tyle przed chorobą, lecz przed
kłopotliwymi konsekwencjami seksu. Wystarczyłoby skasować ten durny przepis, że
aptekarz musi sprowadzić towar i bariera
usunięta. Ale Żalek trochę już żyje na tym
socjalistycznym świecie i wie, że filozofia
„co nie jest zakazane, jest dozwolone”, nie
jest w nim stosowana. Ratunkiem na przepis ma być nie jego usunięcie, lecz... drugi
przepis. Inaczej bardziej uparci klienci mogliby pozywać
apteki i kto wie, jakby się to
skończyło. Sądy wydawały w
tym kraju już bardzo dziwne
wyroki, więc lepiej dmuchać
na zimne.
Państwo reguluje sumienia,
samorządy aż takich zamiarów
nie mają. W Krakowie specjalna komisja będzie przesłuchiwać ulicznych
artystów. Jak się jej spodobają, to dostaną
zezwolenie na występy na ulicy. A jak nie?
Dostaną status żebraka. Oj, nie. Na żebraka
też pewnie będzie egzamin. Jakże to tak:
żebrać bez zezwolenia? Państwo, które nam
mówi, jak i gdzie mamy się budować, kiedy iść do szkoły, zrezygnuje z pozwolenia
na wyciąganie ręki po pieniądze? Inne
zawody opodatkowane, a ten nie? Cóż za
niesprawiedliwość!
Śmiać się przestaniemy, jak przyjadą
na krakowski rynek grajkowie z innych
krajów, straż miejska wlepi im mandat i poleci stanąć przed komisją weryfikacyjną.
Maciej Maleńczuk mówi, że musiał stawać
przed taką komisją w 1983 albo 1984 roku.
Czasy inne, a jakby te same. Artyści z Europy poniosą tę radosną wieść o regulacyjnych ciągotkach władz Krakowa do swoich
krajów w ramach promocji Polski.
Oj, to tylko jeden przepis. Bardziej
uwiera Zachód nasz klerykalizm – powie
zatroskana lewica. Dystans, jaki mają
czerwoni do Kościoła, teoretycznie powinien uprawdopodabniać dobrą jakość ich
krytyki, ale tak nie jest. Czytam „Politykę”,
a w niej artykuł „Golgota i Gomora”. Juliusz Ćwieluch i Adam Szostkiewicz piszą
coś takiego: Czy Kościołowi w Polsce coś
realnie zagraża? Z mowy ambon wynika, że
zagraża, ale Kościół się nie lęka. I walczy.
Z faktów wynika coś innego. Katecheza jak
Violetta Kulpa: Loża radnego
Dokąd zmierza
płocki samorząd?
O
statnia sesja Rady Miasta Płocka
pokazała prawdziwą twarz obecnych władz miasta w zakresie działań w sferze oświaty i nie tylko...
Przyjęty dokument zmian budżetowych
wskazuje, iż w latach 2013 i 2014 na wydatki
bieżące w oświacie obecny prezydent planuje obciąć 12 milionów złotych. Jednocześnie
28 marca tego roku podpisał zarządzenie
bez konsultacji z radnymi (być może konsultował to tylko z radnymi PO) o nowej
liczebności uczniów w klasach na różnym
poziomie edukacji. Do tej pory średnia ilość
uczniów w poszczególnych klasach wynosiła
około 21, nowym zarządzeniem dopuszcza
się tworzenie oddziałów w szkołach podstawowych liczących nawet do 30 uczniów.
A w szkołach zawodowych nawet do 36. Co
to może oznaczać dla nauczycieli i pracowników administracji i obsługi?
Jeśli obcinamy wydatki bieżące w każdym roku o 6 milionów i zwiększmy ilość
uczniów w klasach, przez co można dokonać
redukcji ilości oddziałów, to może oznaczać
wprost, iż dotychczasowa ilość kadry dydaktycznej będzie zbyteczna. Kuriozalny w tym
wszystkim jest fakt, że jeszcze nie tak dawno obecnie panujący prezydent był nauczycielem języka polskiego w jednym z płockich
liceów. Co się w związku z tym zmieniło
od tego czasu, że planuje zreorganizować
cały system ustalania liczby uczniów i tak
drastycznie zdjąć środki – z czego – właśnie z edukacji dzieci i młodzieży płockich
szkół? Zwiększenie ilości uczniów w klasach
wpłynie wprost proporcjonalnie zarówno
na komfort pracy nauczycieli, którzy mają
możliwość w mniejszej grupie dotarcia
do poszczególnych uczniów, z drugiej zaś
bardziej istotnej strony może wpłynąć na
Paweł Deresz: Moim zdaniem
była, tak została w szkołach publicznych,
państwo jak płaciło na Kościół (1,6 mld
rocznie), tak obiecuje płacić, a nawet dołożyć jeszcze jakąś część odpisu podatkowego.
Ustawa antyaborcyjna ani drgnie, in vitro
ciągle w zamrażarce (…) Wizje zagłady
wiary i katolików są klerykalną fikcją.
Czyli z Kościołem sehr gut. Następne zdanie
ma nam objaśnić, skąd się biorą mroczne
wizje upadku Kościoła: Być może z poczucia zagrożenia, że dla Kościoła nadchodzą
ciężkie czasy, wraz z pełzającą, ostatnio
coraz szybciej, laicyzacją społeczeństwa.
Jest „poczucie”, ale jest też stwierdzenie,
że mamy pełzającą laicyzację. To są zagrożenia, czy ich nie ma? Może ja za rzadko
czytam „Politykę” i jeszcze nie łapię tych
sprzeczności.
Mnie akurat w postępowaniu Kościoła
martwi to, że nie przypomniał politykom
PO, w jakich okolicznościach powstał Fundusz Kościelny. To rodzaj umowy zawartej
z komuną. Majątek zabrali, ale kasę co roku
wypłacają. Utrzymanie tego dealu w III RP
powinno budzić nasze zdziwienie. Jak to?
Kościół woli dostawać pieniądze zamiast
zwrotu majątku? Lepszy wróbel...? Mało
ambitny przykład dają nam duchowni
zwłaszcza na tle nauczania Chrystusa,
które dalekie jest od minimalizmu. Zaraz,
jak to było? Kościół Anglikański wybaczy
krytykę 9/10 swoich dogmatów – ale nie
zniesie krytyki 1/10 swoich dochodów. George Bernard Shaw. Że anglikański, a nie
rzymski? Nic nie szkodzi. Benedykt XVI
ostatnio dał tyle ułatwień w ponownym
przyjęciu zbuntowanych anglikanów na
łono Kościoła rzymskokatolickiego, że
niedługo staną się jednością.
Tak, kasa się musi zgadzać. Kościół
chyba na coś liczy, albo wie więcej niż
my, skoro nie wytknął koalicji rządowej
odrzucenia propozycji Ruchu Palikota
o finansowaniu partii politycznych za
pomocą przeznaczania przez obywateli 1%
podatku. Sami nie chcą finansować siebie
w ten sposób, a przekonują, że Kościół
powinien? n
Marcin
Motylewski
naszych księgarniach ukazała się właśnie książka
autorstwa pani Joanny
Racewicz pt. 12 rozmów
o pamięci. To wywiady
z osobami, których bliscy zginęli w katastrofie
smoleńskiej. To rozmowy,
jak pisze ich inicjatorka, o życiu i śmierci.
Warto przeczytać, bo w chwili, kiedy jesteśmy świadkami wymyślania coraz to nowych
teorii na temat katastrofy, mąci nam się po
prostu w głowach. Ja także w książce mącę
czytelnikom, ale robię to jakby w odwecie,
na inne teorie. A mącenie polega na takiej to
odpowiedzi na pytanie: Co pan teraz robi?
Proszę sobie wyobrazić, że zafascynowany, głoszoną w Polsce teorią spiskową
o zamachu w Smoleńsku, piszę książkę.
Political fiction. Przyjmuję w niej absurdalne
założenie o zamachu i zgodnie z obowiązującymi w książkach sensacyjnych regułami
zastanawiam się nad zasadniczym pytaniem:
qui bono? W czyim interesie mógł zostać
dokonany zamach, jeśli przyjąć to obłędne
założenie. Komu najbardziej zależało na
śmierci prezydenta? Kto w ostatnich miesiącach przed tragedią był w gronie najbliższych
współpracowników prezydenta? Z kim był
skonfliktowany? Czyj ważny dokument został przez prezydenta właściwie wyrzucony
do kosza, co mogło urazić dumę autora?
Kto był z Polaków w chwili, kiedy nastąpiła katastrofa w odległym od Smoleńska
zaledwie o 18 km Katyniu, ale zamiast na
miejsce katastrofy pojechał błyskawicznie
do Warszawy? Kto mógł lecieć tym samym
samolotem co prezydent, ale wybrał inny
środek lokomocji?
Poszukiwacze sensacji w rodzaju dwa wybuchy – do myślenia, a więc do pracy. Fantazja ludzka nie zna granic. n Paweł Deresz
pogorszenie efektów nauczania. Czy droga
obrana przez prezydenta jest rzeczywiście
dobrym torem, czy dobrze wpłynie na dzieci
i młodzież, jak wielu nauczycieli pozostanie
bez pracy?
To, niestety, są pytania pozostające
bez odpowiedzi, ponieważ nikt w urzędzie
miasta nie jest w stanie na nie odpowiedzieć,
poza demagogicznymi wypowiedziami,
że zabranie 6 milionów w jednym roku
i większa liczba uczniów w klasach w konsekwencji będzie dobre i koniec. W tym
miejscu dobrze byłoby zacytować słowa
Gombrowicza z Ferdydurke „Bo Słowacki
wielkim poetom był!”.
Kolejnym ważnym tematem jest podjęta akcja Płocczan w obronie Biblioteki
Zielińskich po decyzji ministerstwa o braku przyznania dotacji. Na wcześniejszej
sesji zaproponowałam zdjęcie 100 tys. zł ze
strefy kibica, której 30 dni funkcjonowania
na placu przed Teatrem w Płocku będzie
kosztować 300 tys. zł. W przeliczeniu na
jeden dzień, to kwota 10 tys. zł. Tymczasem
teren wynajmujemy prywatnej firmie – browarowi – która będzie sprzedawała piwo na
terenie placu. Złożyłam wniosek o zdjęcie
100 tys. zł ze strefy kibica, na co oczywiście
radni nie wyrazili zgody. Niecały miesiąc
później prezydent zaproponował (szybko
znalazł formułę prawną – wcześniej zasła-
niał się brakiem możliwości przekazania
środków bibliotece) przekazanie 200 tys.
zł na działalność Biblioteki Zielińskich, ale
środki zabrano szkołom wyższym.
Niestety, jest to zabieg bardzo nieczysty
w moim przekonaniu, nie powinno miasto
zabierać środków finansowych uczelniom
wyższym, aby pomóc jednorazowo Bibliotece Zielińskich. Nikt nie opracował
systemowej pomocy w tym zakresie, ani
nie zastanowił się nad dalszą formułą
funkcjonowania biblioteki oczywiście po
konsultacjach z Towarzystwem Naukowym
Płockim. Szkoda, że obecny prezydent myśli
tak krótkowzrocznie, zabierając uczelniom
wyższym dla Biblioteki Zielińskich, a z drugiej strony idzie strumień 10 tys. zł dziennie
na rozrywkę w strefie kibica. W sytuacji, gdy
do budżetu na tej samej sesji wprowadziliśmy dodatkowe środki w wysokości 5,2 mln
złotych, a dzień wcześniej w wywiadzie
prezydent chwali się dużymi przychodami
z podatków PKN Orlen i zastanawia się
na co wyda te pieniądze, tu tymczasem po
cichu zabiera uczelniom wyższym.
W konsekwencji na mój wniosek zbierze
się Komisja Skarbu wspólnie z władzami
TNP, aby wypracować propozycję dalszego
rozwiązania tej sytuacji w ujęciu kompleksowym. n
Violetta Kulpa
Dwa wybuchy
na drugą rocznicę
W
Sport
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
Z Adamem Wiśniewskim rozmawia Rafał Różycki
Najlepsze mecze
jeszcze przede mną
Pamiętasz swój pierwszy kontakt z piłką ręczną?
fot. www.sport.dziennik.pl
Oczywiście, że pamiętam. Było
to w Szkole Podstawowej numer
21 w Płocku po biegu na tysiąc
metrów. Trzech czy czterech chłopaków pobiegło bardzo dobrze,
więc trener Piotr Górecki zaprosił
nas na zajęcia Szkolnego Klubu
Sportowego. Pamiętam, jak uczyłem się podstaw piłki ręcznej: trzy
kroki i rzut na bramkę i innych tym
podobnych rzeczy.
Od razu pokochałeś tę dyscyplinę, czy
musiałeś się do niej przekonywać?
Mówiąc szczerze, w szkole
podstawowej grałem i w siatkówkę, i w koszykówkę, i w piłkę
ręczną. Do tego startowałem
w biegach krótkich pod okiem
trenera Eugeniusza Roja. Zdarzało się tak, że zaraz po szkole
rzucałem plecak i wychodziłem
na różne zajęcia, mając nawet
po dwa–trzy treningi dziennie.
Trudno jednak, aby było inaczej,
skoro pochodzę z rodziny ze
sportowymi tradycjami. Tata był
trenerem siatkówki, więc już jako
małe dziecko jeździłem na różne
obozy sportowe. W końcu jednak
nadszedł czas, gdy musiałem dokonać wyboru. A że siatkówka nie
jest jednak w Płocku zbyt mocno
popularna, postawiłem na piłkę
ręczną. I tak już zostało.
Miałeś jeszcze to szczęście, że mogłeś
przejść cały cykl szkoleniowy charakterystyczny dla „płockiej szkoły piłki
ręcznej”.
Tak , to prawda. Najpierw
prowadził mnie trener Tadeusz
Wiśniewski, później jako junior
młodszy terminowałem u trenera
Stanisława Sulińskiego, aż wreszcie trafiłem pod opiekę trenera
Edwarda Kozińskiego. Był on
również moim trenerem w drugim
zespole, w którym początkowo
grałem jako senior. Jeździłem na
mecze drugiego zespołu, będąc
jednocześnie „ławkowym” w pierwszej drużynie. Miałem więc po dwa
mecze – w soboty i niedziele.
W końcu jednak przyszedł czas, kiedy
przestałeś być „ławkowym”, a stałeś się
podstawowym zawodnikiem pierwszego zespołu.
Początkowo wchodziłem na
5–10 minut, aby móc się ogrywać
i aby dać trochę odpocząć Arturowi
Niedzielskiemu. Przyszedł jednak
moment, gdy Artur złapał kontuzję
łękotki, która na cztery tygodnie
wykluczyła go z gry. Mówiło się, że
w jego miejsce ma przyjść Leszek
Starczan. Gdyby Leszek podpisał
kontrakt w Płocku, prawdopo dobnie oznaczałoby to dla mnie
konieczność szukania innego klubu,
bo on zapewne zostałby tu dłużej,
a kiedy Artur wróciłby do gry, ja
musiałbym odejść. Trener zdecydował się jednak wystawić mnie
na cały mecz, w którym zagrałem
na tyle dobrze, że dostałem kolejne
szanse. Rzucałem po kilka bramek,
dzięki czemu opcja z Leszkiem
Starczanem ostatecznie upadła,
a ja stałem się pełnoprawnym graczem pierwszego zespołu.
Chyba nikt w Płocku nie żałuje specjalnie mocno tego, że nie przyszedł tu Leszek Starczan. Ty zaś jesteś jednym z zawodników o najdłuższym stażu w pierwszej drużynie Wisły. Pod tym względem
przebija cię jedynie Michał Zołoteńko,
chociaż on akurat nie jest wychowankiem płockiego klubu.
Adam Wiśniewski w ataku na bramkę Szwedów podczas ostatnich mistrzostw świata
Adam Wiśniewski. Urodzony 24 października 1980 roku w Płocku. Piłkarz ręczny Wisły
Płock od 1988 roku. Wzrost: 190 cm. Masa: ciała 82 kg. Pozycja: lewoskrzydłowy. Numer: 10.
Pseudonim: Gadżet. Wielokrotny reprezentant Polski. Złoty medalista Mistrzostw Polski:
2002, 2004, 2005, 2006, 2008, 2011. Srebrny medalista Mistrzostw Polski: 1999, 2000, 2001,
2003, 2007, 2009. Brązowy medalista Mistrzostw Polski: 2010. Zdobywca Pucharu Polski:
1999, 2001, 2005, 2007, 2008. Finalista Pucharu Polski: 2003, 2004, 2006, 2011
Kiedy byliśmy w Kiel na rewanżowym meczu Velux Ligi Mistrzów,
zamieszkaliśmy z Michałem w jednym pokoju hotelowym. I zaczęliśmy się zastanawiać nad naszym
klubowym stażem. I wyszło na to,
że jesteśmy tutaj faktycznie najdłużej. Jeszcze do niedawna mógł
się z nami równać Tomek Paluch.
Niestety, po poprzednim sezonie
postanowił on zakończyć swoją karierę zawodniczą, więc zostaliśmy
ze „Złotym” tylko we dwóch jako
weterani Wisły.
W polskiej piłce ręcznej jest jeszcze tylko jeden gracz, który może pochwalić się
taką wiernością swojemu klubowi. Mam
na myśli grającego w Vive Targach Kielce Patryka Kuchczyńskiego.
Patryk jeszcze jako junior miał
wybór – przenieść się do Płocka
albo do Kielc. Ostatecznie zdecydował się na Kielce, którym jest
wierny aż do tej pory.
Miałeś kiedykolwiek pomysł, aby spróbować swoich sił w innym klubie?
Pojechałem na Mistrzostwa
Europy, a po ich zakończeniu rozmawiał ze mną menadżer, który
wytransferował do Niemiec również
Mariusza Jurasika. Dowiedziałem
się, że są dla mnie trzy propozycje
z klubów Bundesligi. Wcześniej jednak podpisałem dwu- czy trzyletni
kontrakt z Wisłą. Mieliśmy jeszcze
wrócić do rozmów na ten temat,
jednak złapałem kontuzję, której
leczenie potrwało aż trzy lata, ostatecznie przekreślając moje szanse
na wyjazd do Niemiec.
To chyba był najczarniejszy fragment
w twojej karierze.
Zdecydowanie można to tak
określić. Pierwszy raz – to może
zdarzyć się każdemu. Kiedy drugi
raz stało mi się to samo, pomyślałem, że mam solidnego pecha.
Kiedy jednak po raz trzeci poleciały
mi więzadła, miałem jak najgorsze
myśli. Nie chciałem zostać kaleką
do końca życia i przez pierwsze
dni byłem gotów nawet zupełnie
zrezygnować ze sportu i zająć się
czymś innym. W końcu jednak
pomyślałem, że jeszcze raz zrobię
to kolano i spróbuję rehabilitacji
i może się jednak uda. Teraz z całą
pewnością mogę powiedzieć, że
dobrze zrobiłem, wracając do
sportu, bo do tej pory mogę grać
na wysokim poziomie.
Wszyscy pamiętamy, że ta druga kontuzja została odniesiona w meczu kontrolnym, przed rozpoczęciem sezonu. Wiele osób zastanawiało się wówczas, czy
nie za szybko podjąłeś ryzyko, wracając do grania.
Teraz mogę powiedzieć, że tak
właśnie było. Za pierwszym razem
wróciłem do pełnej aktywności
sześć i pół miesiąca po kontuzji,
za drugim razem po siedmiu miesiącach. Dopiero przy trzecim razie
trochę sobie odpuściłem i czekałem
na powrót aż dziewięć miesięcy. I to
dopiero okazało się idealnym rozwiązaniem. Co ciekawe, pierwsze
dwie operacje miałem robione za
granicą, a dopiero trzecią w Polsce. Kiedy tylko spotykam Arka
Garbackiego, nazywam go „złotym
doktorem”, który mnie wyleczył
i doprowadził do sprawności.
Jak ważne było dla ciebie wsparcie rodziny w trakcie rehabilitacji?
Tata, żona i mama cały czas namawiali mnie, abym się nie poddawał. Szczególnie tata wielokrotnie
powtarzał: „Masz charakter, masz
talent, potrzebujesz tylko trochę
czasu, aby w pełni dojść do siebie”.
Kiedy wreszcie wróciłem do gry,
raz grałem słabiej, raz lepiej. Na
pewno brakowało mi pewności siebie. Z czasem jednak i ona wróciła,
a teraz jest już dobrze, a wierzę, że
będzie jeszcze lepiej.
że najpierw wypada ocenić własną
grę, przyznając, co zrobiło się źle.
Oczywiście, wiem też, co zrobiłem
dobrze. Nawet wtedy, kiedy nie
dostrzegają tego kibice.
Skoro już jesteśmy przy kibicach. Kiedy
leczyłeś kontuzję, mogłeś liczyć również
na ich wsparcie. Kiedy siadałeś na trybunach, słyszałeś, jak skandują twoje imię
i nazwisko. To chyba miłe dla każdego
zawodnika.
Faktycznie, nie da się ukryć.
Przez trzy lata, w których nie mogłem wspierać swoich kolegów na
boisku, starałem się być zawsze
na hali w Płocku, a w miarę możliwości jeździć z nimi na najważniejsze mecze wyjazdowe. Przecież
jesteśmy jedną drużyną i czułem
się z chłopakami mocno związany,
nawet kiedy nie mogłem grać. A gdy
wchodziłem na halę i słyszałem, jak
kibice skandują moje imię i nazwisko, motywowało mnie to do pracy
nad sobą i dodawało mi to otuchy.
Dziękuję za to z całego serca. Chociaż zdarzały się i takie mecze, że
gdy coś mi nie wychodziło, słychać
było gwizdy i mało przychylne komentarze. Ale cóż – taki jest sport
i takie jest prawo każdego kibica.
Kibice często krytykują cię za niewykorzystane kontrataki. Nie zawsze jednak
potrafią docenić twoją doskonałą grę
w defensywie. Bardzo często bronisz na
jedynce, stąd właśnie wiele przechwytów, po których biegasz do kontrataku.
Nie ma chyba na całym świecie zawodnika, który w tym elemencie gry pochwalić by się mógł stuprocentową skutecznością. Niestety, łatwiej krytykować za
przestrzelony rzut niż chwalić za przechwycone piłki.
Tak już niestety bywa. Raz
się po kontrze trafi, innym razem
nie. Podobnie jak w każdej innej
sytuacji. Czasami przeszkadza
przeciwnik, który stara się utrudnić oddanie rzutu, czasami można
przestrzelić rzut przez własną głupotę. Poza tym trzeba pamiętać, że
bramkarz też wie, na czym polega
jego fach i może obronić nawet
w sytuacji sam na sam. Gdyby było
inaczej, w każdym meczu padałoby w sumie po 70–80 bramek. Nie
można też zapominać o tym, że
sezon 2011/2012 jest dla nas wyjątkowo ciężki. W fazie grupowej
Velux Ligi Mistrzów rozegraliśmy
aż dziesięć spotkań, do tego doszły
jeszcze dwa w TOP 16. Niektórzy
z nas mają jeszcze do tego mecze
w reprezentacji Polski na Mistrzostwach Europy. Po ich zakończeniu ponownie przez kilka tygodni
graliśmy systemem środa–sobota.
To musiało pozostawić jakiś ślad.
Między innymi dlatego przy rzucie
może zdarzyć się chwila zawahania
czy dekoncentracji.
Ty możesz cieszyć się ze swojego występu na Mistrzostwach Europy, bo wróciłeś
do reprezentacji po wielu latach przerwy.
Ogólnie jednak powodów do zadowolenia nie było zbyt dużo, bo chyba wszyscy
liczyli na lepszy występ w Serbii?
Brakowało nam jednego punktu,
abyśmy zagrali w półfinale. A wtedy
mogłoby zdarzyć się wszystko. Na
końcowym wyniku zaważył fakt, że
trzy razy zawalaliśmy pierwsze połowy. Dwa razy udawało się z tego
jakoś wybrnąć, za trzecim razem
już się nie udało. Myślę jednak, że
to co zrobiliśmy w meczu ze Szwedami, na długo pozostanie w paTata to jeden z twoich najwierniejszych mięci kibiców. Nie tylko polskich.
kibiców. Czy bywa również krytycznym Dla mnie ten mecz miał dodatkowy
recenzentem, który potrafi wytknąć to, smaczek, bo akurat był rozgrywany
w pierwsze urodziny mojego syna.
co ewentualnie zrobisz źle?
Z tym, niestety, bywa troszkę Po pierwszej połowie myślałem:
gorzej. Zazwyczaj mawia: „Zagrałeś „Nie dość, że nie ma mnie w domu,
odrobinkę gorzej, ale to, to i to było to w dodatku zrobiłem mu taki
mało fajny prezent. Pewnie wszyscy
dobrze”. Dużo bardziej krytycznie
do mojej gry podchodzi żona. Po- siedzą przed telewizorem i się z nas
trafi chłodnym okiem ocenić, co ze- śmieją”. Na szczęście w drugiej
psułem. Przede wszystkim jednak połowie powalczyliśmy i zdołaliśmy
najsurowiej oceniam siebie ja sam. z minus dziewięciu doprowadzić
Zawsze doskonale wiem, co mi nie do remisu.
wyszło. Kiedy po nieudanym dla Jaki był najlepszy, a jaki najważniejszy
nas meczu rozmawiam z prasą, za- mecz w twojej karierze?
wsze zaczynam od siebie, mówiąc,
Mam nadzieję, że takie mecze
co mi nie wyszło. Uważam bowiem, jeszcze przede mną. n
13
Pójść tropem Resovii
O tytuł mistrza Polski
z odwiecznym rywalem
J
ak należało się spodziewać
dojdzie do kolejnej świętej
wojny, czyli finałowych spotkań
o mistrzostwo Polski w piłce ręcznej z zespołem Vive Targi Kielce.
Zdaniem tzw. fachowców faworytem są Kielce, ale nie oznacza
to jeszcze patentu na zwycięstwo.
Całkiem niedawno bardzo boleśnie
przekonała się o tym PGE Skra
Bełchatów. Ekipa, która siedem
razy z rzędu zdobywała Mistrzostwo Polski. Tym razem musiała
jednak uznać wyższość Resovii.
Ekipa z Rzeszowa dokonała czegoś, co przez wiele lat wydawało
się niemożliwe – w serii finałowej
trzykrotnie pokonała murowanego
faworyta do złotego medalu.
Jakie wnioski płyną z tego dla
płockich piłkarzy ręcznych? Jest
ich co najmniej kilka. Sport to
taka dziedzina życia, w której jak
najmniej (lub wręcz prawie wcale)
nie powinno mówić się o rzeczach
niemożliwych. Jeżeli ktoś bardzo
czegoś pragnie, niech robi wszystko,
aby to osiągnąć. Mecze z MMTS-em
Kwidzyn (zwłaszcza ten pierwszy)
pokazały, że podopieczni trenera
Larsa Walthera znowu zaczęli
piłkę ręczną traktować nie tylko
jako ciężką pracę, ale również jako
doskonałą zabawę. Dla siebie i dla
widzów. A to jest niezwykle istotne
w konfrontacji z grupą wielkich
gwiazd, które nie zawsze tworzą
jeden zespół dążący do wspólnego
celu. Wprawdzie w wielu elementach przewaga zdaje się być po
stronie Vive Targów Kielce, ale jeśli
płocczanie będą w stanie złamać
swoich rywali pod względem mentalnym, mają szansę na obronienie
mistrzowskiego tytułu. n
Piłka nożna
Bój o pierwszą ligę
P
assa meczów bez porażki
skończyła się, kiedy do
Płocka przyjechał Dolcan, który
wygrał 2:1, tym samym bardzo
mocno komplikując sytuację w tabeli. Wisła wygrała bowiem w Ząbkach 2:1, więc w bezpośrednich
spotkaniach obu zespołów jest idealny remis. Niewykluczone więc, że
w razie gdyby Wisła i Dolcan skończyły sezon z równym dorobkiem
punktowym, o miejscu w tabeli
zdecyduje stosunek bramek.
Drugiej wiosennej porażki
płocka jedenastka doznała w Stróżach z tamtejszym Kolejarzem.
Płocczanie w tym momencie znajdowali się w strefie spadkowej,
a przed sobą mieli pojedynek
z Bogdanką Łęczna, która w wiosennych meczach spisywała się
wręcz rewelacyjnie. Okazało się
jednak, że trener Libor Pala – w sobie tylko wiadomy sposób zdołał
w trzy dni odmienić swój zespół
niemal pod każdym względem. Wisła zagrała z Bogdanką tak, że ręce
same składały się do oklasków.
Oskrzydlające akcje, strzały z dystansu, gra wysokim pressingiem
– to elementy, na które patrzyło się
z wielką przyjemnością. A przy
okazji można było zauważyć, że
większość zawodników sprowadzonych przez trenera Libora Palę
w przerwie zimowej okazała się
poważnym wzmocnieniem, a nie
tylko uzupełnieniem zespołu.
Wisła utrzyma się w pierwszej
lidze, o ile utrzyma poziom z meczu
przeciw Bogdance Łęczna. Dotyczy
to pomysłu na grę, taktyki, ale
nade wszystko zaangażowania
każdego z graczy. I co niezwykle
istotne – również ławki rezerwowych. Niestety, nasz zespół jest
chimeryczny. Cieszy zwycięstwo
w Katowicach, martwi porażka
z Zawiszą na własnym boisku. Do
końca rozgrywek cztery spotkania,
z których dwa można wygrać, ale
czy potencjalne 39 pkt. wystarczy
do uratowania się przed spadkiem? n
Rafał Różycki
14
Społeczeństwo
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
Cudzym piórem
Stomma: „Śmierć”
(…) Polski dziennik telewizyjny,
10 kwietnia 2012 r. (oglądałem akurat TVN). W całości, tak! w całości,
poświęcony tragicznym wydarzeniom sprzed dwóch lat, czyli śmierci i polskiej nienawiści. A było
tak: rozbił się samolot. Doprawdy
nieważne, z powodu mgły, brzozy,
ludzkich błędów, braku hierarchii
decyzyjnej na pokładzie… Zginęli
w katastrofie ludzie, których kochałem, lubiłem, nie lubiłem, byli
mi obojętni…
Śmierć ich na chwilę zrównała
i cześć ich pamięci, co nie znaczy,
że historia nie zajmie się ich biografiami i nie będzie dokonywać
rozrachunków. To jednak zupełnie
inna sprawa. Jest też zupełnie
oczywiste, że o jednych będzie się
mówić więcej, o drugich mniej, w
zależności od miejsca, jakie zajmowali w interesujących dziejopisów przestrzeniach. Argument, że
„mówi się tylko o niektórych”, jest
więc niestety chybiony. Tak było
i tak będzie zawsze, a z latami ten
rozdźwięk będzie się tylko pogłębiał. Nigdy nie będzie tu sprawiedliwości i równości. Nie w tym też
więc tkwi problem.
Katastrofa smoleńska ma dwa
wymiary – ludzki i polityczny.
Niestety, oba zostały zdegradowane i zafałszowane. Jeżeli chodzi o stronę polityczną, stajemy
w obliczu tego wymiaru nienawiści, który wymyka się wszelkim racjonalnym interpretacjom.
Prawda i nauka mają się nijak
do spiskowych mitów. Nikt tutaj
nikogo o niczym nie przekona
i, doprawdy, szkoda tracić czas
i pieniądze na kolejne badania
i analizy. Ważna, co należałoby
uprzytomnić zaciekłym, jest treść
mitu uderzającego w same podstawy demokratycznego i wolnego
państwa. Jeżeli pasażerowie smoleńskiego samolotu „zostali zdradzeni o świcie”, to miejcie jeszcze
odwagę dopowiedzieć, przez kogo
i jak. Kiedy jednak w chorych
głowach jawi się widmo Tuska,
Komorowskiego i Putina ustalających na plebanii w Wyszkowie
plany morderczego zamachu,
wtedy rozum milknie i zaczyna
się Macierewicz. W końcu jednak
to wszystko brudna i amoralna
polityka. Banały. Przejdźmy więc
do wymiaru prywatnego.
Wdowa po zmarłym w Smoleń- i częścią mnie i mojej siostry, która
ci, przynajmniej w naszej epoce,
sku mówi w telewizji, że po dwóch
z Kanady miała jeszcze dalej.
w której się urodziłem i umrę, nie
latach koszula jej męża wisi nadal
Tak to bywa w Polsce ze śmier- wolno mierzyć spektakularnością.
na krześle i nie miała sił, żeby ją cią najbliższych. Przy czym moi Jeżeli więc pyta o śmierć bliskich,
co już jest dla mnie nietaktem,
zdjąć. Jakże jej współczuję i jakże
rodzice umarli w niewybaczalnie
mogę zrozumieć. Mam serdeczną banalny sposób. Tata, I jak to się niech pamięta, że pytając tych
przyjaciółkę, która dalej trzyma
mówi, „ze starości”, mama na raka. tylko, a nie innych, sam przyczynia
się do zmieniania śmierci w wiw szafach ubrania swojego męża, Żeby chociaż jakieś trzęsienie
zabitego w wypadku drogowym
ziemi, wulkan, choćby atrakcyjny dowisko, polityczny jarmark i za
kilkadziesiąt lat temu. Ja nie karambol na autostradzie. Niestety, późniejsze deklaracje szaleńców
ponosi też odpowiedzialność.
miałem takiej możliwości. Kiedy
nic z tych rzeczy. Nikt więc mnie
P rzy okazji składam hołd
zaraz po tacie* umarła mama, ani nikogo z tych, których najukokazano mi, wiedząc, że mieszkam chańsi odeszli w równie nudny wszystkim zmarłym w katastroi pracuję we Francji, opróżnić sposób, nie zapyta o ich żal, cóż fie smoleńskiej, jak i tym, którzy
opuszczają nas po cichu każdego
kwaterunkowy lokal rodziców w dopiero po latach.
ciągu nieprzekraczalnego terminu
Tak to starannie udokumen- dnia. A ponieważ o nich nikt nie
trzech miesięcy. Kilkadziesiąt lat towali antropologowie historii, wspomni, to przed nimi może jeszlistów, notatek, koszul na krze- z Philippem Aries na czele, stosu- cze niżej chylę czoło.n
Ludwik Stomma
słach, pamiątek do obejrzenia, nek społeczny do śmierci zmieniał
„Polityka” nr 16/2012
przeczytania, sklasyfikowania
się w ciągu wieków. Była ona
* Ojciec autora Stanisław Stomw realne parę dni.
teatralizowana i patetyzowana,
K i e d y N i e m c y w y r z u c a l i bywała uznawana za powszednią ma (1908–2005), prawnik, publicysta
w 1939 r. Polaków z upatrzonych
normalność albo wręcz odwrotnie i polityk, poseł na Sejm PRL w latach
przez siebie mieszkań i kamienic, – usuwana ze świadomości zbio- 1957–1976. Kawaler Orderu Orła Białego. Wieloletni pracownik UJ, redaktor
dawali im na ogół 48 godzin. By- rowej we wstydliwe zapomnienie.
naczelny i współzałożyciel miesięcznika
łem więc w nieporównanie lepszej Cokolwiek by jednak wymyślić, jest „Znak”. Członek zespołu redakcyjnego
sytuacji. Ach, owszem, byłbym ona częścią życia i to może tą jedy- „Tygodnika Powszechnego”, jeden
zapomniał, pani urzędniczka zgo- ną, przed którą nie uciekniemy.
z inicjatorów porozumienia i pojednadziła się, żeby na 12 godzin ustawić
Napisałem się już w „Polityce” nia polsko-niemieckiego po II wojnie
pod oknami pojemnik, do którego
nekrologów. Nie pamiętam ani jed- światowej. Współzałożyciel Klubu INleciały szpargały, ubrania, garnki, nego, którego nie pisałbym prosto teligencji Katolickiej. Przewodniczący
sztućce, których nie udało się roz- z serca. Zdarzało się, jak w przy- Prymasowskiej Rady Społecznej, Marszałek Senior I kadencji Senatu Rzeczydać znajomym. Z papierów, które
padku Wacka Kisielewskiego, że
pospolitej Polskiej. Reprezentował jako
zdążyłem przeczytać, parę zacho- chodziło o sytuacje z kronik wy- senator województwo płockie. W 2011
wałem, reszta nieotwarta nawet padków. Cóż to jednak dodawało roku pasaż między ulicami Misjonarską
poszła do Archiwum Akt Nowych do bólu i pamięci? Niech pamięta a Gradowskiego w Płocku nazwano
z autografami, intymnościami komentator telewizyjny, że śmier- imieniem Stanisława Stommy. (jbn)
Okazja dla konesera
Do nabycia nieruchomość
w miejscowości Niewiesz
N
iewiesz, miejscowość leżąca przy drodze krajowej nr 72 w powiecie poddębickim, w województwie łódzkim, leży w odległości kilku kilometrów od miasteczka Uniejów, które ze względu na
wody geotermalne nosi status uzdrowiska. Nieruchomość złożona jest
z budynku dawnego spichrza, wzniesionego pod koniec XIX wieku,
oraz działki o powierzchni 5 tys. mkw. ze starym i w dobrej kondycji
drzewostanem. Obiekt znajduje się w centrum wsi w pobliżu kościoła,
banku i ośrodka zdrowia.
Budynek składa się z dwóch części: zabytkowej i gruntownie odrestaurowanej przybudówki. Sam spichlerz ma trzy kondygnacje, każda
po 164 mkw. Całość obu obiektów liczy 560 mkw.
Budynki zaopatrzone są w media: wodę i elektryczność. Część obiektu zabytkowego w kondygnacji parterowej została odrestaurowana.
Przybudówka i część odnowiona posiada również instalację centralnego
ogrzewania z własną kotłownią. Obecny właściciel posiada wszystkie
pozwolenia na zmianę użytkowania oraz aktualną inwentaryzację budowlaną. Cena wywoławcza 460 tys. złotych do negocjacji.
Biuro Obsługi
Mieszkańców
09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17
tel. 24 263 60 70 wew. 53, 54, 55, 56
e-mail: [email protected]
Gadu-Gadu: 28323531; 28323612
Skype: BOMMSM1; BOMMSM2
Godziny pracy biura obsługi:
poniedziałek 8.00 – 15.30
wtorek 8.00 – 15.30
środa 9.00 – 17.00
czwartek 8.00 – 15.30
piątek 8.00 – 15.00
Administracja osiedla
Międzytorze i Skarpa
09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17
tel. (24) 263 60 70 wew. 22
tel. (24) 263 67 78 - całodobowy
e-mail: [email protected] ;
e-mail: [email protected]
Administracja
osiedla Podolszyce
09-409 Płock, ul. Baczyńskiego 3
tel. (24) 266 88 42, (24) 266 88 43
e-mail: [email protected]
Siedziba Mazowieckiej
Spółdzielni Mieszkaniowej
09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17
tel. 24 263 68 74, 24 263 62 16
e-mail: [email protected]
www.msmplock.pl
Dział inwestycji
09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17
tel. (24) 263 60 70 wew. 40
e-mail: [email protected]
Dział członkowsko-lokalowy
09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17
tel. (24) 263 60 70 wew. 30
e-mail: [email protected]
Dział rozliczania opłat
09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17
tel. (24) 263 60 70 wew. 35, 43
e-mail: [email protected]
Sekcja rozliczeń
mediów opomiarowanych
09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17
tel. (24) 263 60 70 wew. 46
e-mail: [email protected]
Dział windykacji
09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17
tel. (24) 263 60 70 wew. 37
e-mail: [email protected]
Dział finansowo-księgowy
09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17
tel. (24) 263 60 70 wew. 34, 36
e-mail: [email protected]
Dział informatyki
09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17
tel. (24) 263 60 70 wew. 51
e-mail: [email protected]
Informacja, tel. 504 267 109, po godzinie 17.00
e-mail: [email protected]
Reklama
Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012
15
Nasz Płock. Bezpłatny magazyn mieszkańców Płocka i Mazowsza Płockiego. ISSN 1731-5484. Wydawca: Wydawnictwo MAROW – Jan Bolesław Nycek. Redakcja i biu­ro
ogło­szeń: 09-407 Płock, ul. Gie­rzyń­skie­go 17, tel./fax 24 266 87 40, e-mail: [email protected], www.naszplock.eu. Redaguje zespół. Redaktor naczelny: Jan Bolesław
Nycek. Marketing: Jolanta Rutecka (tel. 603 194 335, [email protected]). Grafika: Małgorzata Debich (tel. 602 55 33 39). Druk: Edytor sp. z o.o., Olsztyn, ul. Tracka
5. Re­dak­cja nie odpowiada za treść ogłoszeń i materiałów promocyjnych oraz za­strze­ga so­bie pra­wo do­ko­ny­wa­nia skró­tów i zmian ty­tu­łów w tekstach niezamówionych.