Nr 2 - O nas
Transkrypt
Nr 2 - O nas
Jan B. Nycek: Moje za i przeciw Lekcja historii J ako były nauczyciel historii oraz czynny regionalista nie będę nawet próbował zrozumieć pomysłu Ministerstwa Edukacji Narodowej o ograniczeniu tego przedmiotu. Wiem, że żyjemy w globalnej wiosce, że obieg informacji jest błyskawiczny, że w ciągu doby dotrzeć można na antypody, że panuje przenikanie kultur i mieszanie ras. Tym zjawiskom nie da się już zapobiec, gdyż stanowią produkt współczesnej cywilizacji. Nie wyobrażam sobie jednak, iż można świadomie współtworzyć kosmopolitę, niby obywatela świata, wolnego od patriotyzmu, pozbawionego swoich korzeni a przez to ojczyzny. Marginalizowanie historii prowadzi do zubożenia człowieka, relatywizuje naszą przeszłość i tożsamość. Nie można bowiem postrzegać świata perspektywą jednego lub dwóch pokoleń, z czym spotykamy się na każdym kroku. Wszak dzieje Polski dawno już przekroczyły tysiąc lat. Mieliśmy okresy świetności i upadku, potęgi i mizerii, bohaterów i zdrajców, ale istnieliśmy, jeśli nie jako państwo, to jako naród. Nasza historia stanowi niewyczerpane źródło inspiracji artystycznej i symbolów narodowych. Szkoda tylko, że obecnie tak rzadko i byle jak do tego źródła sięgamy. Badania wykazały, że poza pasjonatami, odtwarzającymi genealogie rodzinne, prawie nikt nie potrafi podać imion i nazwisk swoich pradziadków, a to zaledwie cztery pokolenia wstecz, raptem około 100 lat. Gdzież szukać przyczyn tej obojętności, wszak jesteśmy tylko przechodniami, mającymi swoich przodków, a większość i następców. Trudno uwierzyć, iż nasi prawnukowie mogą mieć mętne pojęcie o naszym istnieniu. Nie porzucajmy więc historii w wymiarze makro i mikro. Ponadto historia sama w sobie jest ciekawa, potrafi nawet być fascynująca. Trzeba ją tylko odpowiednio podać, właściwie opowiedzieć. Wtedy zrozumiemy ją jako ciąg wydarzeń przyczynowo-skutkowych. Oczywiście do wielkich syntez dziejowych najlepiej dochodzi się poznając wydarzenia lokalne, które zawsze są fragmentem większej całości. Człowiekowi należy się wiedza o tym, co było przed nim, bo tylko wtedy może uniknąć błędów indywidualnych i zbiorowych. Polityka MEN godzi zatem wprost w nasz kraj i jego obywateli. Patriotyzmu nie mierzy się zachowaniem kibiców z szalikami i bełkotliwym śpiewaniem hymnu. To coś więcej, to tkwi w nas samych, ale nie pielęgnowane i podsycane umrze śmiercią naturalną. n (jbn) fot. (bg) Inicjatorem odbudowy i nowej funkcji pałacu w Sannikach jest wójt Gabriel Wieczorek. Obszerny wywiad z dyrektor Europejskiego Centrum Artystycznego Moniką Patrowicz – s. 5 Nadmiar demokracji jest równie szkodliwy, jak jej brak Komu i czemu służą referenda Demokracja według powszechnie obowiązującej definicji językowej to po pierwsze forma rządów, w której władzę sprawuje lud – demos – bezpośrednio lub przez swoich przedstawicieli, po drugie – forma ustroju państwa, w którym oficjalnie uznaje się wolę większości obywateli jako źródło władzy etc. Nawet pobieżny kurs historii dowodzi, iż w kwestii rządzenia przez ostatnie kilka tysiącleci istnienia cywilizacji nic lepszego nie wymyślono. Najogólniej rzecz ujmując, demokracja to dyktat większości nad mniejszością, czyli założenie, że większość ma rację. Oczywiście, można mnożyć przykłady, że nie zawsze tak było, ale ogólna zasada jest słuszna. W jej obronie ginęły miliony, nasze dzieje są pełne bohaterów broniących demokracji. O d ponad dwudziestu lat, to prawie pokolenie, żyjemy w kraju opartym na podstawach demokratycznych, których strażnikiem jest odpowiednie ustawodawstwo i władze różnych szczebli wybrane w oparciu o to prawo. Im niższy szczebel, tym reguły demokracji są bardziej czytelne. Dziesięć lat temu po raz pierwszy nasze społeczeństwo w wyborach bezpośrednich głosowało na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Stworzyło to nową sytuację polityczną i społeczną. Idea była nie do podważenia: zwycięzca był tylko jeden, każdy głos się liczył, odpadły zakulisowe gierki, rozprowadzanie i księżycowe koalicje, jak to jest nadal przy wyborach starostów. W tej sytuacji bardzo klarownej, bo mierzalnej, wójt, a o nim będziemy pisać, otrzymuje najwyższą władzę w gminie od większości i ma pełny tytuł do jej sprawowania. Zatem w dniu wyborów kandydat musiał dysponować najlepszym programem, wyrazistą osobowością, odpowiednimi kwalifikacjami, a także posiadać autorytet i uznanie w środowisku. Ponadto wszyscy potencjalni wyborcy musieli go znać zwykle osobiście, co w realiach gminy jest powszechne. Trudno w tym przypadku o wybór nieodpowiedni. Właśnie w takich okolicznościach jesienią 2006 roku Gabriel Wieczorek został wójtem Sannik, pokonując mocnych i znanych kandydatów. Wynik ten powtórzył w 2010 roku. Wójt Sannik jest człowiekiem młodym, przed czterdziestką, co w naszym regionie stanowi jeszcze rzadkość, wykształconym, rzutkim, pełnym niekonwencjonalnych pomysłów, dobrze poruszającym się na wyższych szczeblach władzy. Przede wszystkim ma jednak klarowny, zwarty i realny program przyszłości Sannik i całej gminy. Zaprezentował ten program już w 2006 roku i od tego czasu dąży do jego realizacji bardzo konsekwentnie, chociaż nie bez przeszkód. Mówiąc skrótowo, Gabriel Wieczorek chce uczynić z gminy Sanniki ważny punkt na mapie Mazowsza pod względem gospodarczym i kulturalnym. Pragnie zahamować wyjazdy młodych ludzi, stwarzać warunki do ich powrotu, sprzyjać inwestycjom tworzącym nowe miejsca pracy, uczynić z Sannik ponadregionalne centrum kultury i tradycji chopi- nologicznej, przekształcić osadę wiejską w ośrodek małomiasteczkowy z własnym rynkiem i centrum. To bardzo ambitne zadania, ale do wykonania, zresztą wiele z nich jest w trakcie realizacji. Jak wiadomo, w Polsce ludzie czynu są na cenzurowanym, ceniona jest bierność, która prowadzi do stagnacji, tymczasem brak postępu oznacza regres, czyli cofanie się. Każdy nowy pomysł, czyn większy lub mniejszy wymaga podejmowania decyzji, czasami ryzykownych. Gabriel Wieczorek takich decyzji się nie boi, mało tego, ma pełne poparcie dla swoich projektów w radzie gminy. Jak się okazuje najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. Nie wszystkim to się podoba, zwłaszcza gromadce miejscowych opozycjonistów, działających poza oficjalnymi strukturami, czyli zza węgła. Erupcja niechęci skanalizowana została kilka tygodni temu, kiedy wykorzystując możliwości jakie daje demokracja doprowadzono do ogłoszenia referendum. Dokończenie na str. 2 2 Wydarzenia Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 Radni i samorządowcy poparli marszałka Adama Struzika Powitanie wiosny Radni województwa mazowieckiego odrzucili wniosek zgłoszony przez opozycyjnego radnego PiS Karola Tchórzewskiego, dotyczący odwołania marszałka województwa. Przeciw głosowało 30 radnych, za było 16, natomiast dwóch wstrzymało się od głosu. Na płockim Starym Rynku wiosna w pełni. Przy zabytkowej studni trzyletni Adaś Kędryna z nowo poznaną koleżanką fot. Jacek Kędryna – Dla nas ten wniosek to nic innego jak polityczna hucpa – stwierdził radny Stefan Kotlewski. – Warto zauważyć, że nawet prezydent Radomia Andrzej Kosztowniak, wywodzący się z PiS-u, w swoim poparciu dla marszałka pisze o tej inicjatywie jako o pochopnym i niepotrzebnym działaniu. – Cenię krytykę, ale konstruktywną, opartą na faktach, a nie na po- Komu służą referenda Dokończenie ze str. 1 Pod murem postawiono zarówno wójta, jak i całą radę, co stanowi rzadkość. Inicjatorzy zapragnęli za jednym zamachem pozbyć się i wójta, i rady gminy. Oczywiście wyartykułowano szereg zarzutów, z których każdy jest bez trudu do odparcia. Referendum, czyli powszechne głosowanie w państwie lub na określonym jego terytorium jest dopuszczalne prawem. W ostatnich latach bywa ono jednak nadużywane, ponieważ nawet mało znaczące grupy mogą doprowadzić do jego ogłoszenia. Próby ogłaszania referendum w kwestiach jego niewymagających są szczególnie groźne dla istniejącego porządku, ponieważ dysponujemy syste - mem, który podobne sprawy może rozstrzygać bez absorbowania wszystkich wyborców. Tu i ówdzie słyszy się o referendach wymierzanych przeciwko konkretnym osobom: wójtom, burmistrzom i prezydentom miast. Praktyka dowodzi, że zwykle nie przynoszą one rezultatów poza wielkimi kosztami ponoszonymi przez sa- SPOŁECZNE TECHNIKUM SOP w roku szkolnym 2012/2013 prowadzi rekrutację do klasy I: Nazwa zawodu Nazwa kwalifikacji wyodrębnionych w zawodzie K 1 Montaż i eksploatacja komputerów osobistych oraz urządzeń peryferyjnych technik informatyk K 2 Projektowanie lokalnych sieci komputerowych i administrowanie sieciami K 3 Tworzenie aplikacji internetowych i baz danych oraz administrowanie bazami technik elektronik K 1 Wykonywanie instalacji urządzeń elektronicznych K 2 Eksploatacja urządzeń elektronicznych K 1 Montaż i konserwacja maszyn i urządzeń elektrycznych technik elektryk K 2 Montaż i konserwacja instalacji elektrycznych K 3 Eksploatacja maszyn, urządzeń i instalacji elektrycznych technik żywienia i usług gastronomicznych K 1 Sporządzanie potraw i napojów K 2 Organizacja żywienia i usług gastronomicznych litycznych antypatiach – powiedział marszałek Adam Struzik. – Przykro mi, że radni województwa zamiast zajmować się kluczowymi dla regionu decyzjami, muszą poświęcać czas na jałowe, polityczne spory. Mniej polityki – więcej rzetelnej pracy. Odnosząc się do zarzutów opozycji, dotyczących daleko idących oszczędności w budżecie województwa, marszałek odpowiedział, że kilka dni temu agencja ratingowa Fitch Ratings utrzymała wysoką ocenę regionu. Doceniła podjęte przez samorząd województwa kroki – poczynione oszczędności oraz poprawę wskaźników zadłużenia. Jest to bardzo dobra wiadomość dla Mazowsza, potwierdzająca, że były to słuszne decyzje. W posiedzeniu Sejmiku Województwa Mazowieckiego wzięli udział także starostowie i wójtowie z Mazowsza, którzy przedstawili radnym swoje poparcie dla marszałka. – Byliśmy ciekawi, czy za wnioskiem radnych PiS-u stoi jakaś propozycja zmian w strategii województwa. Niestety, widzę że jest to jedynie polityczna dyskusja – podsumował Jan Grabiec, starosta legionowski. – Apeluję do radnych Prawa i Sprawiedliwości, aby zrobili teraz coś konstruktywnego i przekonali swoich kolegów parlamentarzystów do poparcia zmian w ustawie o tzw. „ janosikowym”. n morząd oraz destabilizacją życia społecznego w danym środowisku, która ciągnie się latami. W tej całej zabawie tragikomiczne bywa to, że próbuje usuwać się ludzi bez istotnych lub też z powodu błahych przyczyn. W przypadku Sannik tak się właśnie dzieje i zapewne dzień referendum to potwierdzi. Porywanie się mniejszości, podburzanej niekiedy przez kilku bezkompromisowych demagogów na demokratyczny wybór większości, prowadzi wprost to jej dyktatu, a w ekstremalnych przypadkach nawet do anarchii, która z demokracją ma już niewiele wspólnego. Tym bardziej, że inicjatorzy referendum nie przedstawili żadnego jasnego programu poza krytyką i zarzutami. 13 maja mieszkańcy gminy Sanniki powinni pozostać w domach i nie uczestniczyć w referendum. W ten sposób wyrażą poparcie dla wójta gminy Sanniki i Rady Gminy Sanniki. Udział w referendum 13 maja, odczytać też można jako brak zaufania do naszego porządku ustrojowego. Warto się nad tym zastanowić i wyrazić swój sprzeciw poprzez niebranie w nim udziału. n (red.) Bolesław Gustowski Zaproszenie na doroczny Dzień Patrona w szkołach SOP T radycyjnie od 2007 roku w dniu 1 czerwca szkoły Stowarzyszenia Oświatowców Polskich w Płocku przy ul. Kazimierza Wielkiego 27 świętują Dzień Patrona. Przypomnijmy, że patronem jest znakomity poeta ks. Jan Twardowski. Przewidywany jest następujący program obchodów: Msza św. w kościele św. Bartłomieja – farze (9.00), uroczystości oficjalne, w tym wystąpienia gości (10.00–12.00), część rekreacyjna: konkursy, zabawy szkolne, grillowa- nie (12.00–13.30) i od 17.00 w Domu Darmstadt koncert krakowskiego poety Leszka Długosza oraz wykład dr. Waldemara Smaszcza poświęcony myśli Korczakowskiej w twórczości ks. Twardowskiemu i prezentacja prof. dr. Stanisława Kaczora na dwudziestolecie szkół SOP w Płocku. Wszyscy prelegenci są sprawdzonymi przyjaciółmi placówki. Warto podkreślić, że hymn szkoły napisał Waldemar Smaszcz, zaś muzykę skomponował Leszek Długosz. (red.) Polityka Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 3 IV Zjazd Delegatów Polskiego Stronnictwa Ludowego Powiatu Płockiego w Łącku Poseł Piotr Zgorzelski ponownie prezesem PSL powiatu płockiego W sobotę 21 kwietnia 2012 roku w hali sportowej w Łącku odbył się IV Zjazd Delegatów Polskiego Stronnictwa Ludowego Powiatu Płockiego. Podsumowano na nim czteroletnią kadencję, udzielono skwitowania ustępującym władzom, wybrano nowe władze oraz przyjęto dokumenty programowe. Zjazd, w którym wraz z zaproszonymi gośćmi uczestniczyło ponad dwieście osób, był wielkim świętem ludowym. Obrady poprzedziła Msza św. koncelebrowana przez ks. bp. Romana Marcinkowskiego, który wygłosił długie i mądre kazanie odnoszące się do obecnej sytuacji w kraju i regionie, z podkreśleniem roli PSL jako stabilizatora życia politycznego. Poseł i gospodarz Zjazdu Piotr Zgorzelski wręczył bp. Romanowi Marcinkowskiemu statuetkę Wincentego Witosa, którą wyróżnia się osoby wyjątkowo zasłużone dla ruchu ludowego. Podczas Mszy św. obecne były liczne poczty sztandarowe PSL i OSP pod dowództwem st. brygd. Hilarego Januszczyka, prezesa Zarządu Powiatowego ZOSP RP w Płocku. Obrady rozpoczęły się odśpiewaniem hymnu państwowego i Roty oraz uroczystym wprowadzeniem pocztów sztandarowych. Delegaci na przewodniczącego obrad wybrali Adama Sierockiego, zaś sekretarzem został Maciej Klekowicki. W prezydium zasiedli m.in.: wiceminister rolnictwa Tadeusz Nalewajk, Marianna Wróblewska, Wojciech Krzewski, Wiktor Szmulewicz, Michał Boszko i Józef Stradomski. Sprawozdanie z minionej kadencji przedstawił Piotr Zgorzelski. Po dyskusji przystąpiono do wyborów nowych władz. Prezesem wybrano ponownie Piotra Zgorzelskiego, który uzyskał zdecydowaną większość głosów. Zjazd uświetnił występ Zespołu Dzieci Ziemi Łąckiej im. Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej oraz orkiestra dęta z Łącka, która wystąpiła w nowych, doskonale zaprojektowanych strojach, nawiązujących do barw narodowych i herbu gminy. W trakcie Zjazdu wręczono listy gratulacyjne, odznaczenia „Złota Koniczynka” oraz legitymacje nowym członkom PSL. Gminę Łąck zaprezentował wójt Zbigniew Białecki. Zjazd został bardzo starannie przygotowany pod względem organizacyjnym i dowiódł słów Piotra Zgorzelskiego, że PSL to solidna marka i stały elektorat. Delegatem na jesienny Zjazd Krajowy PSL w Warszawie został wójt gminy Nowy Duninów, Mirosław Krysiak, który obok posła Piotra Zgorzelskiego, będzie prezentował powiat płocki. (jbn) List marszałka Adama Struzika do Delegatów Drogie Koleżanki i Koledzy! Szanowny Kolego Prezesie Piotrze! wyniku ostatnich wyborów Polskie Stronnictwo Ludowe kontynuuje współpracę i koalicję z Platformą Obywatelską, w mojej ocenie nie ma dziś w Polsce alternatywy dla tej koalicji. Charakteryzuje się ona pragmatyzmem i odpowiedzialnością, śmiałym zmaganiem się z wyzwaniami globalnymi i krajowymi. Koalicja ta podejmuje ważne i trudne tematy, z którymi boryka się cała Europa, takie jak: kryzys gospodarczy, problemy energetyczne i demograficzne. Jesteśmy też wspólnie w Europejskiej Partii Ludowej, co ma duże znaczenie dla naszych partnerów zagranicznych. Dzięki naszej wspólnej, PSL-wskiej pracy mamy, jako region, swojego reprezentanta w Parlamencie Europejskim, kolegę Jarosława Kalinowskiego, co jest niezwykle ważne w kontekście nowego budżetu UE na lata 2014–2020 oraz dalszej realizacji wspólnej polityki rolnej i polityki spójności. Koleżanki i koledzy! Podziwiam i w pełni popieram roztropną, godną politykę prezesa PSL kolegi Waldemara Pawlaka, zwłaszcza w bardzo trudnym obszarze nieuchronnego, z powodów demograficznych, wydłużenia czasu pracy i wieku emerytalnego. To dzięki osobistej postawie prezesa udało się w znacznym stopniu uczłowie- W czyć pierwotne założenia zmian proponowanych przez premiera Donalda Tuska. To dzięki PSL, ludzie uzyskają bardziej humanitarne, elastyczne i zgodne z ich wyborem warunki przejścia na emeryturę, rozłożone w czasie i dające możliwość emerytury częściowej. Warto pamiętać o okresach składkowych i wliczeniu do nich opłacanej przez państwo składki za urlopy wychowawcze, a więc o elementach prorodzinnych. Pamiętajmy, że kompromis wymaga ustępstw od partnerów koalicyjnych i kolega Pawlak uzyskał w twardych rozmowach ustępstwa w pełni zaakceptowane przez Radę Naczelną PSL. Zwróćcie uwagę na wściekłe ataki ze strony Ruchu Palikota i PiS, którzy chętnie doprowadzą do destabilizacji w kraju, licząc na przedterminowe wybory i zdobycie władzy. Pamiętajcie, że PSL nie ma przyjaciół, tylko trudnych partnerów politycznych, a również zaciekłych wrogów i konkurentów. Obecnie w takiej postawie celuje PiS, atakując nas na różnych polach, w Sejmie i samorządzie wojewódzkim, składając wniosek o moje odwołanie, czy wreszcie w powiecie płockim, atakując nas z dziką zaciekłością i uniemożliwiając pragmatyczną współpracę. W tej sytuacji niezwykle ważna jest stabilność naszych klubów w samorządach. W tym kontekście podziwiam i popieram odpowiedzialną i godną postawę starosty Michała Boszko, który potrafi jednoczyć nas od wielu lat. To, dzięki jego konsekwentnej i organicznej pracy, powiat płocki absorbuje znaczące środki unijne i jest jednym z najdynamiczniej rozwijających się w województwie. Oczywiście nie byłoby to możliwe bez zgodnej pracy całego klubu radnych pod przewodnictwem Adama Sierockiego i pracy w zarządzie powiatu Jana Ciastka oraz Lecha Dąbrowskiego. Pamiętajcie Koleżanki i Koledzy, że jedność i rzeczowa rozmowa, nawet trudna, jest naszą najwyższą wartością. Pracy i satysfakcji wystarczy dla wszystkich. Uważajmy na fałszywych przyjaciół, którzy zrobią, a zwłaszcza obiecają wszystko, aby nas podzielić, ośmieszyć i zająć nasze miejsca. Zwracam Waszą uwagę na olbrzymi wkład pracy kolegi prezesa Piotra Zgorzelskiego, jego odwagę, determinację w walce wyborczej ale również umiejętność dialogu wewnętrznego. Moim zdaniem to dobry kolega i prezes, sprawiedliwie oceńcie jego pracę, również jako wiceprezesa ZW PSL i mojego bliskiego współpracownika. Z ludowym pozdrowieniem Adam Struzik Mszę św. koncelebrował biskup Roman Marcinkowski Przemarsz z kościoła do sali obrad prowadziła łącka orkiestra dęta *Marszałek Adam Struzik nie mógł uczestniczyć w zjeździe za względu na ważny zagraniczny wyjazd służbowy. Tekst powyższy to obszerne fragmenty listu marszałka, skierowanego do Delegatów. Delegaci na Zjazd Krajowy Polskiego Stronnictwa Ludowego Mirosław Jan Krysiak, ur. 1966 w Płocku, wójt gminy Nowy Duninów. Ukończył SWPW (2001) na Wydziale Administracji oraz podyplomowe studia menedżerskie w UW. Stanowisko wójta pełni od 2002. W tym czasie przeprowadzono w gminie liczne inwestycje infrastrukturalne oraz oświatowe z wykorzystaniem środków unijnych. Dużą uwagę przywiązuje do programu ochrony zdrowia i ochrony środowiska, wspierania kultury i dziedzictwa narodowego oraz promocji gminy. Członek OSP. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi oraz licznymi odznakami branżowymi. Piotr Zgorzelski, ur. 1963 w Płocku, polityk, samorządowiec. Absolwent Wydziału Filozoficzno-Historycznego UŁ (1991). Ukończył studia podyplomowe w UW (menedżer publiczny), UMK (ekonomia) i SWPW (fundusze unijne). W przeszłości dyrektor SP w Leszczynie Szlacheckim, z-ca wójta gminy Bielsk i dyrektor Delegatury w Płocku UMWM. Od czerwca 2010 starosta płocki. Przewodniczący Konwentu Powiatów Województwa Mazowieckiego. Od wielu lat uczestnik najważniejszych przedsięwzięć inwestycyjnych podejmowanych Nowe władze PSL Powiatu Płockiego Zarząd PSL Powiatu Płockiego: Piotr Zgorzelski – prezes i członkowie: Mariusz Bieniek, Dariusz Boszko, Jan Boszko, Jacek Buła, Anna Chojnacka, Jan Ciastek, Waldemar Ciesielski, Lech Dąbrowski, Iwona Drabik, Tomasz Duda, Michał Dylicki, Stanisław Gralewski, Apolinary Gruszczyński, Wiesław Gutkowski, Paweł Jakubowski, Stefan Jakubowski, Bogusław Jankowski, Janusz Janowski, Sławomir Januszewski, Leszek Jędrzejczak, Agnieszka Kisielewska, Zbigniew Kisielewski, Maciej Klekowicki, Zbigniew Kłosiński, Mirosław Krysiak, Andrzej Kuliński, Piotr Lenarcik, Bogdan Matczak, w regionie płockim. W dniu 9 października 2011 został posłem do Sejmu RP, przewodniczy Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regio nalnej. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem KEN, brązowym medalem Za Zasługi dla Obronności Kraju i medalem Zasłużony dla Powiatu Płockiego oraz odznakami Związku Harcerstwa Polskiego, Ochotniczych Straży Pożarnych i Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Adam Mazurkiewicz, Jarosław Mioduski, Kazimierz Nowakowski, Marek Pietrzak, Marek Portalski, Kazimierz Przepiórski, Elżbieta Pydyniak, Antoni Rajewski, Józef Rozkosz, Paweł Różański, Andrzej Samoraj, Iwona Sierocka, Adam Sierocki, Rafał Słowiński, Józef Stradomski, Wojciech Szpiek, Roman Sztendur, Wiktor Szmulewicz, Arkadiusz Turowski, Sławomir Świerzyński, Krzysztof Wielec, Andrzej Winosławski, Wiesław Woźniak, Tadeusz Żerowski, Wiesław Żmuda. Komisja Rewizyjna: Beata Karpińska, Jadwiga Lewandowska, Łukasz Mierzejewski, Wiesław Mioduski, Ireneusz Woliński. Sala obrad na chwilę przed otwarciem IV Zjazdu PSL Powiatu Płockiego Zjazd uświetnił występ zespołu ludowego Dzieci Ziemi Łąckiej fot. Jacek Kędryna 4 Ludzie Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 Jubileusz czterdziestolecia „Tygodnika Płockiego”. Nasze gratulacje! Redakcja „Tygodnika Płockiego”moich czasów M ną formą był reportaż, stąd też nigdy Szatkowska to autorka pierwszych nie narzekała na wyjazdy w tzw. profesjonalnych recenzji teatralteren. Zresztą nie było z tym proble- nych i prezentacji ludzi Melpomeny naszej sceny, dziś podpora „Tygodnimów, ponieważ mieliśmy świetnego kierowcę, kolarza amatora, Stanisła- ka”. Tę część zespołu uzupełniała wa Bąkiewicza, później pracującego Barbara Konarska-Pabiniak, z czasem zatrudniona na część etatu. przy składzie „Gazety Wyborczej”. O ile się nie mylę, jego syn robi dość Osoba z temperamentem naukowca, dużą karierę w animacji kompute- znakomita znawczyni życia literacrowej. Hania, dziewczyna z charak- ko-kulturalnego Płocka przełomu terem, była niezwykle pracowita, XIX i XX wieku. hciałbym wspomnieć o Dasumienna i obowiązkowa. Oddawała riuszu Wysockim, przez peteksty przygotowane perfekcyjnie. Po opuszczeniu płockiego, osiadła wien czas pracującym w „Tygodniku” jako mój zastępca. Wyciągnąłem go w rodzinnych Puławach. ynalazkiem personalnym, z sądu, gdzie był rzecznikiem prajak sie później okazało uda- sowym, zresztą wrócił tam później, już na wyższe stanowisko. Jego teknym, był Zbyszek Buraczyński. Dość sty, zwłaszcza felietony sądowe, to szybko pojął na czym polega jego prawdziwy majstersztyk. Zbiór „Eros praca, dostarczał sekretarzowi redakcji niewiarygodną ilość mate- i Temida” wydaliśmy w formie odrębnej książki, zaś „Siedem polskich riału zawsze rzetelnego, aczkolwiek i on procesu nie uniknął. Etatowy grzechów głównych” posiadamy zespół uzupełniali w końcu lat w maszynopisie. Dzięki Darkowi udało się nam wprowadzić do tamtego 70. ubiegłego już wieku Grzegorz Rychlik – fotoreporter, kierowca, „Tygodnika” pewną nieuchwytną, ale a potem Tomasz Jacek Gałązka – dającą się odczuć nową jakość. Nowe czasy zawitały do redakcji inżynier elektryk z wykształcenia, pasjonat i teoretyk fotografii. O ile w połowie lat 80. Wraz z nimi dwóch łódzkich banitów Błażej Torański, wiem, przypadłość ta nadal go nie opuściła. Zupełnie odrębną posta- dobry dziennikarz, brat słynnej Teresy, oraz Jacek Dębski – kto go jeszcią był Jędrzej Miller, dziennikarz ze specjalistycznym wykształce- cze pamięta? – szef działu sportoweniem akademickim. Niewiele pisał, go „Tygodnika”, później sekretarz wszystko natomiast czytał. Przez Janusza Korwina-Mikke, wreszcie minister sportu zabity w porajego ręce, a raczej oczy przechodziło setki tekstów. Był uważny i lojalny. chunkach mafijnych. W przeciwieńSzybko wyłapywał wszelkie niedo- stwie do aktualnej pani minister na sporcie znał się doskonale i równie róbki. Dzięki Jędrzejowi, zawsze sprawnie o nim pisał. Z ciekawostek punktualnemu, w redakcji był już kilka minut po 7.00 rano, uniknęli- dodam, że odmówił przydzielonego mu mieszkania w Kutnie. Stałym gośmy wielu przykrych wpadek. Zespół redakcyjny „Tygodnika” ściem redakcji był Wiesław Koński, pierwszej dekady jego istnienia uzu- kierujący działem informacji MZRiP pełniali też stali współpracownicy. i autorem wypełniającym w znacznej mierze łamy „Petro-Echa”, wkładki Pierwszeństwo należało do Bogdana Iwańskiego, według mnie jedynego „Tygodnika”. Wiesław zawsze miał zacięcie naukowe. Napisał ogromne członka redakcji, który potrafił pisać dowcipne felietony, specjalizują- dzieło poświęcone ponaddwustuletcego się w problematyce rolniczej. niej tradycji prasy płockiej, niestety, Przebojem wywalczył sobie sta- nadal nie wydane. Aktualnie jest docentem, doktorem i wykładowcą nowisko etatowe i dotrwał na tym posterunku aż do likwidacji RSW akademickim. Przez wiele lat hobbystycznie zajmował się układaniem Prasa Książka Ruch. Lubiłem jego krzyżówek i rozrywek umysłowych. towarzystwo i opowieści, głównie o nade wszystko był i jest prawym mieszkańcach Murzynowa. Pamiętam jak dziś, kiedy wtar- człowiekiem oraz niezawodnym gnęła do mojego gabinetu szczupła, kolegą. Na koniec słów kilka o paniach szykowna dziewczyna z pękiem czasopisma „Student” w ręku. Na- z sekretariatu. Prym wiodła szefozywam się Elżbieta Gocławska wa Zofia Kijek. Zawsze elegancka, – oświadczyła bezceremonialnie – nigdy nie widziałem jej w ciągu kilkunastu lat współpracy ideni chciałabym pracować w pańskim zespole. Ponieważ „Student” sta- tycznie ubranej. Była niezawodna, nowił wystarczającą rekomendację, elegancka i uprzejma. Partnerowała została przyjęta na współpracowni- jej Grażyna Suprun. Prawdziwymi ka. Nie zagrzała miejsca zbyt długo, w maszynopisaniu była pania Wanda Słupska oraz Danuta Rosiak, ponieważ wicher historii zdmuchnął RSW i przed dziennikarzami poja- która nadal pracuje w „Tygodniku”, chociaż zgodnie z duchem czasu wiły się nowe możliwości. Elżbieta solidną „Optimę” zamieniała na popłynęła z tym prądem, będąc przez pewien czas królową prasy klawiaturę komputera. n płockiej. Jan Bolesław Nycek Stanisław Chrzanowski pisał redaktor naczelny rzadko, ale świetnie o tajemnicach „Tygodnika Płockiego” dawnego Płocka. Z kolei Lena w latach 1979–1981 i 1986–1990 C oja przygoda z „Tygodnikiem Płockim” rozpoczęła się już w 1976 roku, kiedy pismo miało zaledwie cztery lata, zaś ja pracowałem w ważnej instytucji i miałem w swych obowiązkach sprawowanie czegoś w rodzaju nadzoru i kontroli nad prasą regionalną, nieistniejącego już województwa płockiego. Obok „Tygodnika Płockiego” wydawano wtedy „Ziemię Łęczycką” i jej mutację „Wiadomości Kutnowskie” w cyklach tygodniowych oraz codzienny dodatek terenowy „Naszej Trybuny”, dawnej „Trybuny Mazowieckiej”. Tygodnik Płocki był wówczas na fali wznoszącej i dość szybko wchłonął pisma z Łęczycy i Kutna, które pod pierwotnymi szyldami już się nie podniosły. W prasie płockiej brylował wów- Redakcja „Tygodnika Płockiego” przy ulicy Jakubowskiego, lato 1980. Stoją od lewej: czas, zmarły niedawno na Pomorzu, Krystyna Pytlakowska, Jan B. Nycek, Ewa Grinberg i Danuta Rosiak. Siedzą: Władysław fot. T. J. Gałązka Wacław Sankowski, skupiając w swo- Szcześniak, Jadwiga Płudowska, Wanda Słupska i Grażyna Supron ich rękach kierownictwo zarówno ficznego, poświęconego Płockowi, rodzony brat Krystyny, dziś filar „Tygodnika Płockiego”, jak i oddziału który bezpowrotnie odszedł. dziennikarstwa śledczego tygodnika „Naszej Trybuny”. Był niesłychanie Zespół ówczesnego „Tygodnipracowity, ciągle zabiegany, ale „Polityka”. Za sport odpowiadał dość niemrawy Krzysztof Sulek, który ka” opierał się na dziennikarzach punktualny i wymagający. Na co zastąpił tryskającego energią Je- z proweniencją stołeczną oraz na dzień koleżeński, lecz wzbudzający siłach miejscowych. Po wchłonięciu respekt. Po dwóch latach mego po- rzego Malanowskiego. Malanowski czasopisma łęczycko-kutnowskiego bytu w Płocku zaproponował mi eta- wybrał karierę asystenta dyrektora zasiliła nas grupa łódzka, która generalnego płockiej Petrochemii tową pracę w gazecie w charakterze dość szybko uległa wykruszeniu. i opuścił redakcję. Krzysztof był swego zastępcy. W październiku 1978 roku otrzymałem angaż i to atrakcyj- uosobieniem dobrego człowieka. Najdłużej pracowały trzy panie: Zawsze i dla każdego miał czas, kutnianka Jolanta Nawrocka, dziś niejszy finansowo niż w poprzednim zwłaszcza dla interesantów, któ- mieszka w Nowej Zelandii lub miejscu zatrudnienia. Byłem świeżo upieczonym absolwentem podyplo- rych przyjmował tuzinami. Ciągle Australii, bardzo pracowita Celina Paluch oraz efekciarska Bożena się spóźniał z tekstami, toteż był mowego Studium Dziennikarstwa Stolarska, która później znalazła się najczęściej dyscyplinowanym przez i Edytorstwa UW. szefa dziennikarzem. Mimo to jako w renomowanym zespole tygodnika Redakcja tygodnika zajmowała wtedy lokal przy ulicy Jakubow- jedyny z redakcji wyjechał z nim „Zwierciadło”. eńską część zespołu uzupełskiego. O ile pamiętam, były to trzy do Elbląga, gdy Wacław Sankowski niały: Bożena Bilska, Małgozostał zdymisjonowany. Na jego mieszkania na pierwszym piętrze miejsce pojawił się Włodzimierz Du- rzata Białecka i Hanna Jakóbczak. i coś tam jeszcze na drugim, gdzie szyński, pedagog i trener koszykar- Pierwsza specjalizowała się w wyraczej rzadko się zaglądało. Zespół szukiwaniu tematów-ciekawostek był całkowicie profesjonalny za- ski oraz piłkarski. Przez pewien czas z zakresu kultury i historii. Robiła to prowadził nawet pierwszy zespół równo pod względem kwalifikacji dobrze. Umiała nawet na dość kruformalnych, jak też warsztatowych. Wisły Płock. Gdy odszedł z redakcji Za osobistość uchodził Władysław wakujące miejsce zajęła Jola Marci- chych przesłankach przygotować pasjonujący tekst. Wydaje mi się, że Szcześniak, twórca „Petro-Echa”, niak, dziś bodaj najstarsza stażem niezbyt się lubiliśmy, chociaż była dziennikarz z przedwojennym sta- dziennikarka „Tygodnika”. moją krajanką z Kaliskiego. Przy rzykładem rzetelnej pracy żem prasowym, sprawozdawca sąpierwszej sposobności przeniosła dziennikarskiej z pełną oddowy. Zawsze chodził w garniturze, się do Sieradza. O ile się nie mylę, nie używał krawata tylko muszkę. powiedzialnością misji tego zajęcia Małgosia Białecka przyszła do nas Przyjazny, koleżeński, wyciszony, była Jadwiga Płudowska. Skrupulatna, nienarzucająca się niepo- bezpośrednio po studiach. Z domu zawsze gotów z radą niezbędną rodzinnego wyniosła dobre maniery adeptom. Sporo mu zawdzięczam. trafiąca odmówić nawet najtrudniejszego tematu, przy tym nigdy i właściwy stosunek do życia. Dość Gdy zmarł w 1983 roku, żegnaliśmy szybko opanowała warsztat i należago w Warszawie jak członka najbliż- niezawodząca. Na stałe mieszkała ła do solidniejszych filarów redakcji. w Warszawie. Dość szybko zniknęła szej rodziny. Trzecia z pań, Hania Jakóbczak, z „Tygodniku Płockim” tam- nam z horyzontu. Już w odrodzonej zawodu była położną i pedagogiem, tego czasu prym wiodły Polsce błysnęła jako sekretarz rez pasji zaś dziennikarką. Jej ulubiodakcji przy boku słynnego Macieja kobiety, zwłaszcza dwie panie: Krystyna Pytlakowska i Ewa Grinberg, Iłowieckiego w piśmie „Spotkania”, obecnie Grętkiewicz. Pierwsza, które jednak nie zrobiło kariery. przebojowa, zawsze modnie ubrana, Przez redakcję przewinęła się też nie znała pojęcia, że czegoś nie da Małgorzata Wittels, o której niesię zrobić czy załatwić. Przy tym wiele mogę powiedzieć poza tym, że bardzo atrakcyjna kobieta. Po - otrzymałem w spadku kącik ze szkicownikiem po województwie wraz czucia własnej wartości dodawało jej wychowanie domowe: matka – z nieodżałowanej pamięci Tadziem dziennikarka radiowa, ojciec – Józef Osińskim. Ciągnęliśmy tę rubrykę do końca „czerwonego” tygodnika Pytlakowski, pisarz. Była koleżanką szkolną z tej samej klasy Agnieszki (to od koloru farby w winiecie), Holland, stąd początkująca wtedy do czasów przełomu w 1990 roku. Łącznie ukazało się bodaj sześćset reżyser dość często pojawiała się na odcinków. Inżynier Osiński był łamach tygodnika. Po opuszczeniu Płocka wróciła do rodzinnej War- świetnym gawędziarzem niezwykle szawy, gdzie ciągle odnosi sukcesy wrażliwym na piękno architektury. dziś jego akwarele zdobią gabinety w elitarnej prasie kolorowej. Ewa Grinberg to zupełnie inna osobo- wszystkich liczących się prezesów wość. Nieśmiała, subtelna i reflek- płockiego biznesu. Z kolei Jerzy syjna. Miała doskonały warsztat Mazuś spróbował wprowadzić na dziennikarski, przekraczający po- łamy rysunek satyryczny z postacią księcia Bolka, który wehikułem ziom i potrzeby „Tygodnika”. Jej czasu znalazł się w realiach płockich teksty ocierały się o literaturę. Nic końca lat 70. Niestety, Bolek wkrótwięc dziwnego, że karierę kończyła jako pisarka, autorka kilku książek, ce wrócił do sarkofagu, gdy nowo budowane osiedle willowe przy niesłusznie określanych potocznie jako kobiece. Mieszka w Koninie, Otolińskiej nazwał „złodziejewem”. Rysunek Mirosława Łakomskiego z połowy lat 80. Od lewej: Małgorzata Białecka, Błażej Torański, Bogdan Iwański (z brodą), Zbigniew Tradycyjne szopki noworoczne gdzie osiadła za mężem. Buraczyński, Włodzimierz Duszyński, Tomasz Jacek Gałązka (gra na tubie), Jan Bolesław Nycek, Dariusz Wysocki, Jędrzej Miller, Pisywał i bywał wówczas w na- ilustrował Mirosław Łakomski, dziś Rysunek ze zborów (jbn) szej redakcji Piotr Pytlakowski, autor wielotomowego cyklu fotogra- Hanna Jakóbczak i Mirosław Łakomski. W Ż P W Kultura Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 Rozmowa z Moniką Patrowicz, dyrektorem Europejskiego Centrum Artystycznego im. Fryderyka Chopina Chopin wraca do Sannik Zespół pałacowo-parkowy w Sannikach po drugiej wojnie światowej przechodził zmienne koleje losu. Próby przywrócenia świetności temu obiektowi nie przyniosły powodzenia. Teraz wydaje się, że pałac i park otrzymują drugie życie. Jak doszło do utworzenia w Sannikach Europejskiego Centrum Kultury im. Fryderyka Chopina? Europejskie Centrum Artystyczne im. Fryderyka Chopina jest instytucją kultury, która została przekształcona z jednostki o nazwie „Pałac w Sannikach”, powołanej przez gminę Sanniki w 2005 roku. W 2009 roku wójt gminy Gabriel Wieczorek zaprosił marszałka województwa mazowieckiego do współpracy, w wyniku czego samorząd województwa mazowieckiego i gmina Sanniki zawarły umowę o współprowadzeniu jednostki na zasadach partnerstwa. W ten sposób i zapewniono finansowanie, i otworzono nowe możliwości. Jedynym właścicielem pałacu i otaczającego go obszernego parku jest Gmina Sanniki. W maju 2010 roku uchwałą Sejmiku Województwa Mazowieckiego została podjęta decyzja o rozszerzeniu działalności i zmianie nazwy z „Pałac Sanniki” na „Europejskie Centrum Artystyczne im. Fryderyka Chopina w Sannikach”. Aktualnie Centrum posiada odrębną osobowość prawną i jest wpisane do rejestru instytucji kultury prowadzonego przez województwo mazowieckie. złożenia jeszcze wtedy na „Pałac w Sannikach” wniosku o dofinansowanie remontu ze środków Unii Europejskiej. Od samego początku władze gminne są przychylne i wspierają instytucję w przedsięwzięciu, tym bardziej iż w ostatnich latach na pałacu i w otaczającym go parku widać było niekorzystne zmiany, spowodowane ciągłą eksploatacją obiektu oraz upływem czasu. Obiekt wymagał kapitalnego remontu i rewaloryzacji jednakże gmina jako właściciel nieruchomości nie była w stanie samodzielnie udźwignąć kosztów tak dużej inwestycji. Obecnie po zakończeniu remontu zespół pałacowo-parkowy doczeka się przywrócenia swojej dawnej świetności. Spotykam się z pozytywnymi opiniami mieszkańców, którym pałac jest bardzo bliski, a którzy od lat oczekiwali na poprawę jego coraz gorszego stanu technicznego. Mam nadzieję, że od- się np. technologia wymiany stropu nad pomieszczeniami z cennymi polichromiami. Jednak wykonawca świetnie sobie z tym poradził m.in. dzięki dużemu wkładowi pracy i konkretnym zaleceniom pracowników delegatury Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Płocku. W tej chwili mamy zakończony już pierwszy etap najcięższych prac polegających m.in. na: wymianie dachu, stolarki okiennej, stropów, wzmocnienia fundamentów itp. W związku z tym odkryciem poddano cały obiekt pałacowy badaniom architektonicznym, archeologicznym i konserwatorskim, które pozwoliły również ustalić, że istniejący pałac jest znacznie starszy niż pierwotnie sądzono i pochodzi prawdopodobnie z początku XIX, a nie z XX wieku. Na jesieni ubiegłego roku w trakcie prac ziemnych na terenie przypałacowego parku dokonano jeszcze innego odkrycia. Oczywiście, że tak. Nowe zagospodarowanie przestrzeni pałacu pozwoli na stworzenie w nim warunków nie tylko do ekspozycji stałej, ale także koncertowej, wystawienniczej i edukacyjnej. Ekspozycja stała, usytuowana będzie w centralnym skrzydle pałacu po lewej stronie na parterze w sali lustrzanej, do której prowadzi wejście z holu głównego. Tuż obok znajduje się tak, jak to było przed remontem, sala koncertowa na około 80 miejsc. Z sali koncertowej będzie wyjście na pałacowy taras z widokiem na północną część okalającego go parku. Możemy również przejść stąd też do saloniku, znajdującego się od strony południowej, który będzie miejscem odpoczynku dla artystów przed koncertem lub po wyjściu z garderoby znajdującej się obok. Wąski korytarz z sali koncertowej prowadzi do oranżerii miejsca kawiarniano-cukierniczego, w któ- Czy może pani określić koszt renowacji zespołu oraz podać źródła finansowania tej inwestycji? Całkowity koszt remontu zaplanowanego w ramach realizowanego projektu unijnego zabytkowego pałacu oraz otaczającego go parku wynosić będzie 20 mln zł. Remont ten realizowany jest w ramach projektu, który jest współfinansowany w 85 proc. przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego 2007–2013 Działanie 6.1. „Kultura” Priorytet VI oraz w 15 proc. wydatków finansowanych ze środków własnych organizatorów Centrum, tj. województwa mazowieckiego i gminy Sanniki. Pozyskana kwota sfinansowała już po części wydatki na wykonane do tej pory roboty, m.in. rozebranie istniejących stropów i posadzek oraz wykonanie nowych, wzmocnienie murów. Wymieniono drewnianą konstrukcję dachu wraz z jego pokryciem, a także stolarkę okienną i drzwiową oraz odbudowano oranżerię. Na terenie parku wykonano część prac przy zieleni, utwardzaniu nawierzchni pod miejsca parkingowe oraz budowie boisk sportowych. Czeka nas jeszcze wymiana instalacji wewnętrznych oraz przebudowa i aranżacja wnętrz, a także wyposażenie ich w odpowiedni sprzęt nierozerwalnie związany z funkcjonowaniem obiektu. Na dzień dzisiejszy trwają prace przy zieleni, tj. przy nowych nasadzeniach, aranżacji klombu, a końcowym etapem prac na parku będzie wyposażenie go w małą architekturę tj. ławki, śmietniczki, tablice informacyjne. Jaki jest stosunek do przedsięwzięcia władz gminy oraz miejscowej społeczności? To lokalne władze są stroną, która przyczyniła się poprzez zawarcie umowy z samorządem województwa mazowieckiego do Sanniki, jesień 2011 roku. Dyrektor Monika Patrowicz w rozmowie z wójtem Gabrielem Wieczorkiem i marszałkiem Adamem Struzikiem restaurowanie zabytkowego kompleksu w Sannikach to także dobra wiadomość dla mieszkańców gminy, gdyż część zespołu parkowego została bowiem zaadaptowana na ich potrzeby. Mam nadzieję, że np. powstałe tereny rekreacyjno‑sportowe ze sceną letnią oraz kompleksem boisk sportowych będą wykorzystane dla potrzeb lokalnego społeczeństwa. W ten sposób park będzie nie tylko atrakcją dla turystów, ale i miejscem tętniącym życiem, w którym mieszkańcy będą chętnie spędzać wolny czas. Remont, a właściwie restauracja pałacu znajdują się w środkowej fazie prac. Czy wykonawca realizuje zadanie zgodnie z harmonogramem i jak wygląda sprawa robót dodatkowych, np. odtworzenia wcześniejszych dekoracji ściennych w niektórych salach? Wykonana jest ponad połowa robót realizowanej inwestycji. Na bieżąco odbywają się spotkania i konsultacje z wykonawcą, inspektorami nadzorów budowlanych oraz konserwatorem zabytków. Określony przez wykonawcę harmonogram zadań do tej pory realizowany jest zgodnie z wcześniejszymi założeniami. Należy jednak wspomnieć, że w trakcie prac zostały odkryte pod grubymi warstwami tynku dość dobrze zachowane historyczne malowidła ścienne. W związku z tym wykonawca miał utrudnione zadanie, gdyż zmieniła Odnaleziono fragmenty zabytkowej fontanny, fundamenty budynku sprzed XIX wieku oraz wykopano pomieszczenie po starej hydroforni. Odkryte malowidła zostaną w bieżącym roku odrestaurowane, a pałacowe wnętrza odzyskają dawną świetność i powróci do nich klimat dawnych czasów. Natomiast pozostałe znaleziska zostaną we właściwy sposób zabezpieczone tak, by można było do nich powrócić, gdy znajdą się dodatkowe środki na ten cel. Kiedy przewidywane jest oddanie całego zespołu i rozpoczęcie działalności merytorycznej? Zakończenie inwestycji w ramach pozyskanych środków, przewidziane jest na jesień 2012 roku. Przed nami jeszcze etap wyposażenia wnętrz, urządzania sal pałacowych i przygotowanie obiektu do otwarcia. Generalne zakończenie wszystkich zamierzonych prac planowane jest na ten rok. Rozpoczęcie działalności merytorycznej w odrestaurowanym obiekcie odbędzie się po zatwierdzeniu odbiorów i dostosowaniu pomieszczeń i obiektów na terenie parku dla potrzeb bieżącej działalności i zwiedzających. Czy mogłaby pani, choćby werbalnie, oprowadzić czytelników po pałacu, jego salach, korytarzach, zakamarkach, odkryć pewne tajemnice budynku? rym będzie można wypić kawę, herbatę czy zjeść pyszny deser. Z oranżerii możemy osobnym wyjściem bezpośrednio udać się na spacer po parku. Gdy wrócimy do holu głównego, z prawej strony znajdować się będzie punkt informacji turystycznej, biblioteka chopinowska oraz sklep z pamiątkami. Z holu prowadzić będzie wejście do szatni i toalet. Hol jest miejscem, z którego schodami głównymi udamy się na pierwsze piętro pałacu, w którym znajdować będą się sale wystawiennicze oraz sale edukacyjne, gdzie prowadzone będą warsztaty muzyczne. Wschodnia część piętra zaadoptowana jest na salę konferencyjno-szkoleniową z wyjściem na taras. Sala ta w pełni będzie dostosowana do potrzeb szkoleniowych oraz wyposażona w odpowiedni sprzęt audiowizualny. W północnym skrzydle pałacu na parterze znajdować się będą pomieszczenia administracyjno-biurowe ECA, a na piętrze dom pracy twórczej ze skromną bazą noclegową wyposażoną w dziesięć miejsc noclegowych, w tym w apartament. Dodatkowo obiekt przystosowany zostanie dla potrzeb osób niepełnosprawnych, mam tu na myśli podjazdy i windę, które umożliwią tym osobom uczestniczyć w życiu kulturalnym pałacu. Jaki przewiduje się program działalności sannickiej placówki chopinowskiej, chy- 5 ba niemającej sobie równych w Polsce poza Warszawą i Żelazową Wolą? Jak pan słusznie zauważył, nie chcemy oczywiście konkurować z takimi miejscami jak Warszawa czy Żelazowa Wola, ale jesteśmy na szlaku chopinowskim i chcemy, by Sanniki stały się miejscem szczególnym. Miejscem, w którym zatrzymał się czas, w którym wciąż jest żywa muzyka i pamięć o Chopinie oraz klimat czasów, kiedy to młody Fryderyk spędzał tu swoje wakacje. Wieś mazowiecka, dworska atmosfera była jedną z inspiracji jego twórczości, dlatego też chcemy, aby nastrój sielskości i spokoju, którym zachwycał się Chopin poznali przybywający do Sannik turyści. Obecnie pracujemy nad przygotowaniem programu i oferty kulturalnej, która będzie miała na celu propagowanie twórczości chopinowskiej. Na pewno będzie to kontynuacja dotychczasowych cyklicznych koncertów chopinowskich, które odbywają się w Sannikach od 32 lat. Poza tym chcielibyśmy, aby w naszej ofercie znalazł się program skierowany do każdej grupy wiekowej. Mam tu na myśli: wydarzenia plenerowe, artystyczne, pikniki, spektakle, recitale i wystawy, w których uczestniczyć będą całe rodziny. Oferty edukacyjne skierowane będę dla dzieci i młodzieży, którzy zechcą podążać szlakiem Fryderyka Chopina i poznawać miejsca historyczne, a zarazem atrakcyjne turystycznie. W planach jest także stworzenie warunków do edukacji muzycznej w formie zajęć warsztatowych, ogniska muzycznego itp. Chcemy stworzyć ofertę, którą będziemy mogli poszczycić się, która będzie wyjątkowa i będzie utożsamiała się z Sannikami, miejscem wakacyjnej przygody z Chopinem. Pomysłów jest wiele, pracujemy nad tym, by udało się wypracować jak najatrakcyjniejszą i najbardziej ciekawą formę. W programie znajdzie się miejsce na wznowienie działalności biblioteki, która funkcjonowała przed remontem pałacu, a w której chcemy zgromadzić dotychczasowe zbiory i uzupełnić je o nowe wydania, a może nawet uatrakcyjnić jej formę o filmotekę muzyczną. Nasza placówka dostosowana będzie do pełnienia funkcji konferencyjno‑szkoleniowej, posiadać będzie skromną bazę noclegową, a także dom pracy twórczej , który będzie miejscem odpoczynku artystów, muzyków. Podczas wmurowywania aktu erekcyjnego przez marszałka Adama Struzika jesienią ubiegłego roku obecny wówczas potomek przyjaciół kompozytora pan Tomasz Pruszak zaproponował, że chętnie wycofa z poznańskiego muzeum instrumentów muzycznych fortepian, na którym grał Fryderyk Chopin i zdeponuje go w Sannikach. Na jakim etapie jest ta interesująca propozycja? Pan Tomasz Pruszak jest jednym z wielu, który wspiera emocjonalnie naszą instytucję, za co bardzo jestem mu wdzięczna. Dzięki jego zapiskom rodzinnym, które przekazywane były z pokolenia na pokolenie, wyszło na jaw, iż fortepian, na którym prawdopodobnie grał Fryderyk Chopin został przekazany do poznańskiego muzeum instrumentów. Bardzo nas to ucieszyło, że do Sannik może powrócić instrument, na którym grał Fryderyk. Z upoważnienia pana Pruszaka nawiązaliśmy kontakt z poznańskim muzeum i wystosowaliśmy zapytanie, jaka jest szansa, aby instrument należący niegdyś do rodziny przyjaciół kompozytora mógł być wyeksponowany w sannickim pałacu. Teraz czekamy na decyzję kustosza poznańskiego muzeum w tej sprawie. Mamy nadzieję, że będzie dla nas przychylna. n Rozm. Jan B. Nycek fot. (jbn) 6 Lepszy Płock Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 W dniu 18 kwietnia 2012 roku odbyła się XXII Sesja Rady Miasta Płocka poświęcona zaniedbaniom w regionie płockim i zagrożeniom, dotyczącym transportu materiałów niebezpiecznych. Płocki samorząd zauważył problem braku w Płocku oraz w regionie odpowiedniej infrastruktury transportowej i wystosowuje apel do organów centralnych oraz wojewódzkich o zwrócenie uwagi na wieloletnie zaniedbania. Podczas sesji głos zabierał mgr inż. Jan Wyrębkowski od lat zajmujących się powiązaniem komunikacyjnym miasta Płocka z krajową siecią dróg i autostrad. Niżej publikujemy najważniejsze tezy jego wystąpienia w samorządzie płockim. Wielka szansa Płocka Trzy problemy Aktualnie Płock i powiat płocki posiadają trzy problemy. Pierwszy z nich to niespotykana w kraju koncentracja zakładów dużego ryzyka awarii przemysłowej oraz zakładów zwiększonego ryzyka. Drugim jest położenie nad zamulonym zbiornikiem włocławskim, czego następstwem są powodzie oraz osuwiska skarp prawego brzegu Wisły. Kwestia trzecia to kształtowanie urbanistyczne Płocka i okolicznych gmin bez zachowania zasad zrównoważonego rozwoju i ładu przestrzennego. Brakuje docelowej wizji ukształtowania i funkcjonowania tego regionu, która byłoby przemyślanym działaniem w kierunku spójnego i kompleksowego rozwiązania wskazanych problemów. Region płocki nie został zauważony w 2004 roku w Planie Zagospodarowania Przestrzennego Województwa Mazowieckiego jako obszar problemowy z dużym ryzykiem awarii przemysłowej, a również te uwarunkowania funkcjonowania Płocka nie znalazły odpowiednich rozwiązań w działaniach Urzędu Miasta Płocka przy opracowaniu w 1998 roku Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego miasta Płocka oraz w innych dokumentach i działaniach kształtujących urbanistykę aglomeracji płockiej. Zakłady dużego ryzyka Od 2006 roku Ministerstwo Rozwoju Regionalnego pracowało nad projektem Koncepcji Przestrzennego Zagospodarowania Kraju 2030. W przyjętej przez Radę Ministrów RP w dniu 13 grudnia 2011 roku Koncepcji nie znalazły się rozwiązania odpowiednie dla Płocka, gdyż centralnie nie analizowano warunków funkcjonowania w Polsce zakładów strategicznych. PKN Orlen oraz Baza Surowcowa PERN „Przyjaźń” w Plebance to dla Polski kompleks strategiczny numer jeden, a jednocześnie niespotykana w kraju koncentracja niebezpiecznych substancji w łącznych ilościach przekraczających około tysiąckrotnie wartość progową kwalifikującą do kategorii zakładu dużego ryzyka wystąpienia awarii przemysłowej (ZDR). To zmusza do szczególnie starannego projektowania kształ- towania przestrzennego Płocka i aglomeracji płockiej. Istnieje konieczność innego działania naszych samorządów. Odejście od biernego oczekiwania na stworzenie dla Płocka odpowiednich rozwiązań w urzędach centralnych na rzecz aktywnych działań samorządów dla wdrożenia w centralne plany optymalnych rozwiązań powstałych w naszych samorządach lub przez nie akceptowanych. One najlepiej znają problemy i sposób ich rozwiązania. Sesja Rady Miasta Płocka z dnia 18 kwietnia 2012 roku może być początkiem wchodzenia na właściwe kierunki działań, ale droga do rozwiązania płockich problemów jest trudna i daleka. Konieczna zmiana Koncepcji 2030 Szukając optymalnych rozwiązań dla Płocka, trzeba powiązać je z potrzebami rozwiązań dla większych rejonów. Konieczna jest poprawa spójności terytorialnej Polski i spójności Unii Europejskiej. Należy odciążyć komunikacyjnie węzeł warszawski oraz zapewnić dobry dojazd do nowego portu lotniczego w Modlinie. Tak zrodził się pomysł rozdwojenia głównej osi rozwoju kraju opartej na autostradzie A2, biegnącej od zachodniej granicy do lewobrzeżnej Warszawy, na główne odgałęzienie, które przeszłoby przez Płock i Modlin do prawobrzeżnej części Warszawy, oraz do wytyczenia drogi via Baltica, prowadzącej do nadbałtyckich krajów Unii Europejskiej. W ten sposób tereny kraju zagrożone peryferyjnością będą miały atrakcyjne warunki do rozwoju, co jest zgodne z Koncepcją 2030. Zrealizowanie tego pomysłu stwarza dla Płocka możliwość silnego oddziaływania jako ośrodek regionalny, a również daje nowe impulsy do rozwoju dla północnego Mazowsza. Płock radykalnie zmienia swoje położenie w stosunku do głównej krajowej i europejskiej infrastruktury transportowej i może perspektywicznie rozwinąć funkcję jako ośrodek o znaczeniu ponadregionalnym. W Koncepcji 2030 powinny znaleźć się odpowiednie rozwiązania porządkujące funkcjonowanie Koncepcja integracji infrastruktury drogowej miasta Płocka i aglomeracji płockiej oraz scalenia urbanistycznego miasta Płocka Płocka. Obszar funkcjonalny Płocka znajduje się w centrum kraju pomiędzy obszarami funkcjonalnymi metropolii warszawskiej, łódzkiej i bipolu bydgosko-toruńskiego. Płock i aglomeracja płocka nie mogą być kształtowane na podstawie wycinkowych koncepcji i rozwiązań. Rada Miasta i Urząd Miasta Płocka otrzymały propozycje spójnych i kompleksowych rozwiązań, porządkujących funkcjonowanie Płocka i stwarzających nowe możliwości do jego rozwoju. Takim działaniem powinno być występowanie do Urzędu Marszałkowskiego o delimitację płockiego obszaru problemowego w Planie Zagospodarowania Przestrzennego Województwa Mazowieckiego. Należy przedstawić konkretne rozwiązania posiłkując się zespołem samorządowo-rządowym, wyposażonym w odpowiednią wiedzę i znającym realia regionalne. Powinno to doprowadzić do pożądanych zmian w Koncepcji 2030. Jednocześnie płocki samorząd w porozumieniu z samorządem województwa i z Ministerstwem Rozwoju Regionalnego powinien oficjalnie wystąpić do Rady Ministrów o modyfikację KPZK 2030. Z całą pewnością działania te uzyskają akceptację środowisk inżynierskich Płocka, w tym zrzeszonych w PZITB, MOIIB, NOT i TNP. Zresztą podczas spotkania noworocznego Oddziału w Płocku MOIIB odbyło się na ten temat seminarium w Soczewce. Skąd pieniądze? Sprawa maksymalnie bezpiecznego funkcjonowania płockiego ośrodka przemysłowego powinna być priorytetową sprawą dla całego kraju. Tu przerabia się około 60 proc. krajowego przerobu ropy naftowej (w PKN Orlen 14 mln ton rocznie). Płock, chociaż mieści się pod koniec trzeciej dziesiątki największych polskich miast, to jako ośrodek przemysłowy zajmuje szóstą pozycję pod względem wielkości przychodów przedsiębiorstw po: Warszawie, Śląsku, Poznaniu, Krakowie i Trójmieście. Podatki i opłaty związane z tą produkcją(akcyza, opłaty paliwowe, podatki VAT, podatki CIT, podatki PIT) plasują miasto jeszcze wyżej wśród dostarczycieli kapitałów do budżetu krajowego. Z przerabianych w Płocku 14 mln ton ropy wytwarza się około 10 mln ton paliw, czyli około 12 mld litrów. Do skarbu państwa trafia w podatkach ponad 50 proc. kwoty, jaką płacimy za każdy litr paliwa. Łatwo zauważyć, że budżet kraju uzyskuje od tej produkcji około 10 proc. swoich dochodów tj. około 30 miliardów złotych rocznie. To są olbrzymie pieniądze w stosunku do potrzeb regionu! A więc sprawa finansów na konieczne w Płocku inwestycje infrastrukturalne, to sprawa właściwej dystrybucji pozyskiwanych środków od ulokowanej w Płocku produkcji! Nie powinno więc brakować środków na zbudowanie zewnętrznej infrastruktury drogowej i kolejowej niezbędnej dla Płocka. Koncepcja zintegrowania głównych dróg celem poprawy spójności Polski i Unii Europejskiej i poprawy bezpieczeństwa współfunkcjonowania Płocka z kombinatem rafineryjno-petrochemicznej W Koncepcji 2030 powinny znaleźć się rozwiązania, które wytworzą zewnętrzną i wewnętrzną infrastrukturę dla maksymalnie bezpiecznego funkcjonowania Płocka. Kształtowanie urbanistyczne Płocka i budowana infrastruktura wewnętrzna miasta nie mogą być dostosowywane do możliwości budżetu miasta. Nie można wytworzyć rachitycznej infrastruktury. To budżet miasta musi być dostosowany do potrzeb, wynikających z konieczności stworzenia warunków maksymalnie bezpiecznego funkcjonowania Płocka ze strategicznym i niebezpiecznym ośrodkiem przemysłowym. Program dla Płocka Konieczne jest wypracowanie odrębnego „Program dla Płocka” w oparciu o środki budżetu państwa oraz środki z innych dostępnych programów. Na zbudowanie wewnętrznej infrastruktury miasta i na zabezpieczenie nabrzeża przed zalewaniem oraz przed osuwiskami potrzeba około 4 mld złotych. Budżet miasta takich kosztów nie udźwignie, ale nie są to kwoty, których nie można uzyskać z budżetu kraju w kilkunastoletnim programie działań dla rozwiązania problemu, który nie może być przecież traktowany jako problem lokalnego samorządu. Istnieje też konieczność zmian legislacyjnych gwarantujących dla Płocka, powiatu płockiego i ościennych gmin, większą partycypację w dochodach uzyskiwanych z ulokowanej tu niebezpiecznej i stwarzającą zagrożenia produkcji. Legislacyjne rozwiązania są niezbędne dla zaplanowania dochodów i dla stworzenie możliwości rozwoju, a szczególnie działań poprawiających bezpieczeństwo. Powinny one mieć charakter rekompensujący funkcjonowanie pod wpływem zagrożeń i emisji szkodliwych substancji. Rozwiązania powinny mieć trwały charakter. Takie kierunki działań powinni wyznaczyć sobie na aktualną kadencję lokalni samorządowcy i politycy, aby po prawie 50 latach od rozpoczęcia produkcji płockiego kompleksu rafineryjnopetrochemicznego w 1964 roku, rozpocząć działania dla uporządkowania funkcjonowania aglomeracji płockiej z tym strategicznym i niebezpiecznym kompleksem przemysłowym. Głównym celem tych działań powinno być bezpieczeństwo zamieszkałej tu ludności i bezpieczeństwo prowadzonej tu produkcji, a również stworzenie ładu przestrzennego i wytworzenie uwarunkowań na dalszy rozwój. Płock stoi przed wielką szansą, która jeżeli zostanie wykorzystana da nowy impuls do dalszego rozwoju miasta. Czy ta szansa zostanie wykorzystana? n Jan Wyrębkowski Autor jest prezesem Zarządu Mazowieckiego Biura Projektów „MAPRO”, członkiem i delegatem na Zjazdy Mazowieckiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa w latach 2010–2014, wiceprzewodniczącym komisji ds. współdziałania z uczelniami, organami administracji publicznej i stowarzyszeniami naukowo-technicznymi. Ma ponad czterdziestoletnią praktykę w budownictwie przemysłowym, mieszkaniowym, użyteczności publicznej, inżynieryjnym i hydrotechnicznym. Za swój największy sukces zawodowy uważa wdrożenie koncepcji zmiany rozwiązań płockiego mostu wantowego im. Solidarności. Sprzedam okazyjnie dwukondygnacyjny budynek usługowo-mieszkalny, położony w centralnej części Bulkowa, powiat płocki W części parterowej, liczącej 203 mkw., do 2002 roku mieścił się zakład piekarniczy. Piętro mieszkalne z oddzielnym wejściem o powierzchni 101 mkw. Ponadto budynek gospodarczy z trzema garażami oraz dodatkowe pomieszczenie gospodarcze. Działka 1400 kmw., wszystkie media. Informacje tel. 24 265 20 81 Podróże Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 Pozostałości starożytnych świątyń w Luksorze-Tebach Meczet w Assuanie z dwoma minaretami Daniela Ratza reminiscencje z podróży do źródeł Assuan, Luksor, Hurgada P rzybyliśmy do Assuanu. Do pięknego miasta, wysokiej na 111 metrów tamy, drugiej nieco mniejszej, pierwszych katarakt, ogromnych klifowych skał. Assuanu nie zwiedzałem z moją grupą rozgadanych turystów. Wynająłem czarną bryczkę z białym niedużym arabskim koniem i brązowym woźnicą. Siedząc obok na koźle, sam powoziłem tym eleganckim pojazdem. Muszę przyznać, że kierowanie przychodziło mi nader łatwo, bo koń przez lata praktyki nawykł już jak omijać samochody i stawać na światłach. Jak poinformował mnie właściciel, wystarczyło powiedzieć koniowi przed startem nazwę celu np. „Koptisze Church” i wiedział już konik mądry dokąd ma jechać. Przepiękny i ogromny kościół koptyjski w Assuanie, pełen miodowego światła, strumieniami płynącego z wysokich łukowych, pełnych witraży okien z postaciami świętych: Mikołaja, Antoniego, Franciszka i Najwyższego. Z chórem, a może widownią na całą sześćdziesięciometrową szerokość kościoła, mającego kształt Arki Noego. Świątynia ma jeszcze jeden cel – ma chronić wierzących przed potopem cywilizacyjnym. Olbrzymi kościół budowany jest od piętnastu lat, a do ukończenia potrzeba jeszcze około siedmiu. Oczywiście także nakładów pieniężnych. A może znaleźliby się artyści wolontariusze, którzy tylko za wikt i nocleg kończyliby to już teraz godne podziwu dzieło? W podcieniach kościoła przy dużych drewnianych stołach młodzi ludzie z wielu stron świata wykonują ręcznie różne pamiątki, które później przykościelny sklepik sprzedaje zwiedzającym. Zapierający dech w piersiach widok na Nil, na zatokę z wody i ze skał, na miasto, na pięciokilometrowy bulwar wzdłuż brzegu rzeki od kościoła koptyjskiego do białego jak śnieg dwuwieżowego meczetu. Barwność ludzi, setki statków i łodzi przy nadbrzeżu, palmy, kwiaty i elegancja budynków czynią to miejsce niezapomnianymi. Po dwudniowym pobycie w Assuanie udaliśmy się w drogę powrotną do Luksoru. W Luksorze-Tebach pozostaliśmy półtora dnia. Dwukrotnie obszedłem wokoło wielki zespół świątyń i pałaców faraonów po drugiej stronie Nilu. Zwiedziłem Dolinę Królów, miejsce ich spo- czynku wiecznego u podnóża gór wyrastających z pustyni. Podziwiałem dwa ogromne posągi kolosy Memnona, wyglądające prawie nieludzko jak kosmiczne Golemy. W starej części Teb, tam, gdzie długa aleja sfinksów wychodzi poza ogrodzenie głównego muzeum, przy ruchliwej ulicy pełnej sklepików i banków, znalazłem za murkiem z czerwonej cegły pięknie kutą żelazną bramę. Prowadziła do oazy ciszy, kościółka koptyjskiego z ogródkiem z drzewkami pomarańczy, niskimi palmami, bluszczem okalającym świątynię i plebanię, figurkami Matki Boskiej oraz innych świętych. W zacisznym wnętrzu, w którym nagle ktoś zapalił wszystkie światła, w bocznej niszy zobaczyłem dwa obrazy wiszące naprzeciw siebie. Większy to portret naszego papieża Jana Pawła II, uśmiechniętego w purpurowych szatach z dobrego okresu jego papieskiej posługi, kiedy promieniał niewysłowioną mądrością i charyzmą. Naprzeciw obraz znacznie mniejszy, ale równie piękny, czyniącego dobro skromnego mnicha, Ojca Pio. Na drugi dzień przyprowadziłem tam kilkoro Polaków zaprzyjaźnionych ze mną. Byli wzruszeni tym miejscem. Jeden z nich, zauważywszy odpadający z wilgoci tynk ze ścian kościółka, powiedział, że musi coś na to poradzić. Jak go znam, zapewne wymyśli jakiś sposób dla ratowania tego miejsca. Z Luksoru autokarem pojechaliśmy do Hurgady na tygodniowy odpoczynek w wybranych przez siebie hotelach. Zamieszkałem w takim z mniejszą liczbą gwiazdek, położony w starej dzielnicy. Byłem w nim przed ośmiu laty i przyjechałem powtórnie dla głównej restauracji „Sinuche”. Przez lata całe i wciąż zachwycam się książką Miki Waltarii „Egipcjanin Sinuche”. Podobno słowo „sinuche” po egipsku znaczy „ten, który był zawsze samotny”. Hotel i restauracje słyną z dobrego jedzenia: normalnych sosów pieczeniowych, kotletów, omletów, przepiórek z kaszą i ciasteczek niebiańskich. Poranną kawę podaje się w prawie półtoralitrowych kubkach z białego porcelitu. Do tego misy czarnych i zielonych oliwek pokrojonych grubo pomidorów i ogórków ze słodyczą zapamiętaną z dzieciństwa. Różne dżemy, powidła i musy z fig, daktyli i damasceńskich śliwek dopełniają orientalnego smaku jadła. W Hurgadzie jest niewiele do zwiedzania – podwodne akwarium i koptyjski kościół w remoncie. Prawie wszyscy sklepikarze i pracownicy hoteli mówią po polsku a czasami po rosyjsku, uważając oba za tożsame. Byłem i modliłem się w ich nowym meczecie po uprzednim umyciu się w którejś z rzędu kabin z natryskami stojącymi nieopodal w parterowym, ażurowym budyneczku. Wewnątrz świątyni cicho i zdałoby się pusto. Pod ścianami z rzadka jakieś klęczniki, może konfesjonały. Na podłodze ogromny 20 x 20 metrów biało-zielony dywan. Wyszukałem, jak mi się zdawało, środek świątyni i oddałem pokłon Najwyższemu. Bo jeden jest Najwyższy, mimo tysięcy języków, wiar i kolorów skóry. Przy wejściu do meczetu stosik materiałów o Bogu, Koranie, modlitwie i wierze, także w językach europejskich: polskim, rosyjskim, niemieckim i czeskim. Zarówno w formie papierowej, jak i płytach cd. No cóż, jeżeli my do nich z różnymi misjami, to oni takie do nas. Obok meczetu cudowna cukiernia z setkami ciasteczek, tortów, galaretek i dziesiątkami rodzajów cukierków robionych ręcznie. Przyznam wstydliwie, żem prawie codziennie tam zaglądał i wiele napróbował. Na wyjazd do Polski zamówiłem kilogram najtańszych cukierków czekoladowych z kokosem w środku w cenie 10 zł za kg. Opakowano mi go tak ozdobnie jakby jakiejś angielskiej królowej, kupującej słoik maślaków marynowanych w Warszawie na Nowym Świecie. Wieczorami w głównym holu hotelowym, a raczej na okrągłym jego marmurowym parkiecie otoczonym stoliczkami, fotelami i dwuosobowymi kanapami odbywały się tańce. Starszy nobliwy pan podobny do Rubinsteina puszczał z płyt, a także sam grał na elektronicznych organach przeważnie polskie, ale także rosyjskie, francuskie i włoskie utwory. Później był już powrót do Polski. W ostatniej chwili wyszperałem hotelik w Hurgadzie, przy samym brzegu morza. Za dobę w gustownym pokoju z dwukrotnym posiłkiem właściciel żąda aż 35 zł, za dwa tygodnie byłaby to zawrotna suma 480 zł. I tym zawrotem głowy pozdrawiam. n Daniel Ratz Portrety współczesnych świętych w kościele koptyjskim Daniel Ratz przed hotelem w Hurgadzie Wnętrze restauracji „Sinuche” 7 8 Ekologia Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 Rozmowa z Mariuszem Bieńkiem, burmistrzem miasta i gminy Wyszogród Czekamy na siłownie wiatrowe Jak się okazało region płocki ma najlepsze na Mazowszu warunki do lokalizacji siłowni wiatrowych. Kilkanaście turbin ma być ustawionych na terenie waszej gminy. Jak ten projekt przyjmuje społeczeństwo waszej gminy? O tym, że północne Mazowsze, a zwłaszcza część powiatu płockiego ma wybitnie sprzyjające warunki do lokalizacji siłowni wiatrowych wiedzieliśmy od dawna. Prowadzone były bowiem gruntowne badania róży wiatrów przez pracowników instytutów naukowych. Ważniejszą sprawą wszakże od warunków naturalnych są inwestorzy oraz akceptacja społeczna projektu. Od wielu lat ekolodzy prowadzą zażartą kampanię antywiatrakową, przez co rykoszetem trafia to do szerokiego ogółu – przez niektórych przyjmowane są ich tezy bezkrytycznie. Trzeba było czasu i perswazji, aby zrozumieć intencje budowania siłowni tego typu oraz korzyści jakie ona przynosi. Wykorzystanie naturalnych źródeł energii jest jak najbardziej kwestią ekologiczną. Oczywiście zdarzyć się może, że w śmigło trafi jakiś ptak, ale są to przypadki sporadyczne. Ponadto szum i wibracja powietrza spowodowana przez pracującą siłownię nikogo nie naraża bezpośrednio, ponieważ odległości do najbliższych domostw regulowana są odpowied- ków, jak też innych działań, w które włączy się na terenie naszej gminy EDP. nimi przepisami. W sumie z racji ustawienia wiatraków widzę same korzyści mierzone skalą przychodów indywidualnych rolników, na których ziemiach urządzenia te ustawiano, jak też globalnymi przychodami podatkowymi, które zasilają budżet naszej jednostki. Czy kontaktował się pan z gminami, które już posiadają takie farmy. Jeśli tak, to prosimy o wrażenia. Czy mógłby pan przybliżyć nam firmę, która prowadzi tę inwestycję? Inwestorem farmy wiatrowej na terenie naszej gminy, zresztą przyległych również jest EDP Renewables, która należy do ścisłego kręgu liderów branżowych na świecie. Jak pokazały dotychczasowe doświadczenia jest to poważny i rzetelny inwestor, sprawdzony w Polsce na wielkich farmach wiatrowych w Margoninie koło Piły oraz Korszach na Mazurach. EDP Renewables rozpoczął już u nas działania sponsoringowe, sporo inwestując w remonty, placówki oświatowe i wspierając imprezy kulturalne. W obopólnym interesie, to jest inwestora i samorządu, jest utrzymanie jak najlepszych relacji. Przewiduje się, że farma będzie działała co najmniej 30 lat, zatem dbać musimy o dobrosąsiedzkie stosunki. W tym okresie do kasy naszego samorządu wpłyną niebagatelne środki, które przeznaczymy na potrzeby społeczności miasta i gminy Wyszogród. Mariusz Bieniek, od 2010 roku burmistrz miasta i gminy Wyszogród Jakich miasto i gmina Wyszogród spodziewać się może korzyści finansowych i innych w związku z powstaniem farmy wiatrakowej? Wspomniałem o tym wcześniej. Dziś trudno precyzyjnie określić przychody z tytułu istnienia i pracy farmy wiatrowej. W przypadku rolników, na których gruntach będą ustawiane wiatraki jest to suma od 20 do 25 tys. w skali rocznej. Budżet gminy wzbogaci się oczywiście o większe kwoty, liczone rocznie setkami tysięcy, pochodzącymi zarówno ze świadczonych podat- Oczywiście. Na co dzień rozmawiam z wójtami gmin, gdzie siłowni będzie najwięcej, czyli Gabrielem Graczykiem w Bulkowie, Józefem Stradomskim w Staroźrebach, Andrzejem Barcińskim w Małej Wsi i Sławomirem Wiśniewskim w Drobinie. Wiele więcej dały mi wizyty w farmach z długoletnią tradycją. Margonin po lokalizacji siłowni wiatrowych stał się innym miasteczkiem, ponieważ gmina zasilona została środami idącymi w miliony złotych. Zresztą tamtejsza farma liczy kilkadziesiąt wielkich turbin, na których instaluje się śmigła o długości czterdziestu pięciu metrów. Miejscowe społeczeństwo projekt początkowo przyjmowało z dużą rezerwą. Pomijam już kwestie ptaków czy źródeł hałasu, ale w tym konkretnym przypadku pojawiły się zakłócenia w odbiorze obrazu telewizyjnego. Inwestor zareagował od razu, montując nadajniki, które zapewniają odpowiedni odbiór. W tej chwili burmistrz Piechocki z Margonina nie wyobraża sobie inwestycji miejskich bez wpływów z farmy. Czy nie pojawiają się zarzuty, że siłownie wiatrowe zakłócą równowagę środowiska i zaburzą harmonię krajobrazu? O tym już wspominałem, chociaż nie zrezygnuję z uwagi, że posługując się ludowym porzekadłem o dwóch końcach kija, zawsze tej wielkości inwestycja musi pociągać za sobą pytania o jej celowość oraz niekiedy rodzi kontrowersje. Pytań u nas było dużo, ale nie spostrzegłem zorganizowanych działań protestacyjnych. Zwykle najwięcej wątpliwości mają ci, z którymi EDP Renewables nie podpisało umowy. Oczywiście to przygniatająca większość, ale pamiętajmy, ze każda lokalizacja siłowni wiatrowych wymaga spełnienia warunków specjalnych bardzo wymagających i rygorystycznych. Co do zaburzenia krajobrazu, uważam, że wiatraki na Mazowszu uatrakcyjniają płaski, monotonny pejzaż, dodając mu uroku wtedy, gdy pracują. W sumie jest ich mino wszystko niewiele. O ile się orientuję w Niemczech ustawiono już około 30 tys. wiatraków, w Holandii spotkać je można na każdym kroku. Ponadto nie chodzi tutaj o krajobraz, ale o wzbogacenie naszego bilansu energetycznego i ochronę tak cennego dobra naturalnego jakim jest węgiel, który nadal spalamy w ilościach ogromnych, nie dbając o przyszłość. n Rozm. (jbn) Energetyka wiatrowa w Polsce Wiatr, woda, słońce, biomasa, geotermia, zwyczajowo skutki oddziaływania na środowisko niewielkie. A co nazywane są „zieloną” energią, gaz ziemny „błękitną”, najważniejsze – wiatrak po demontażu przywraca przya węgiel kamienny „czarną”. Te kolory mają symbo- rodę, krajobraz, stosunki wodne do pierwotnego stanu. lizować oczywiście wpływ na środowisko. Jednak „Powrót” trwa jeszcze krócej niż sama budowa turbiny przyjęta nomenklatura nie jest ani zbyt szczęśliwa, ani wiatrowej. Nie da się tego powiedzieć ani o energetyce trafna. Czarny węgiel kamienny jest mniej uciążliwy konwencjonalnej: szkody górnicze, hałdy, trzęsienia niż brunatny, spalanie gazu ziemnego powoduje efekt ziemi wywołane tąpnięciami. Nawet uznawana za czystą cieplarniany, nijak mając się do pozytywnie kojarzącego energię „woda” nieodwracalnie zmienia ekosystem i nasię błękitu, a jeśli chodzi o odnawialne źródła energii to turalne stosunki wodne. Dlaczego powinniśmy budować sprawa też nie jest tak jednoznacznie „zielona”. Bliskie wiatraki? Cel jest jeden – wykorzystywanie naturalnej, prawdy jest jedynie określenie „czysta” w stosunku do czystej, niewyczerpanej energii. Ale są też cele pośredwiatru. Ruch powietrza jest oczywiście niewidoczny, zaś nie i na nie warto zwrócić szczególną uwagę. Wiatr napędza gminne budżety Konkretny przykład - Gmina Margonin, gdzie zlokalizowana jest obecnie największa farma wiatrowa w Polsce odnotowała wzrost wpływów do budżetu na poziomie 3,5 mln zł rocznie. Błyskawicznie znalazła się w pierwszej 10 najbogatszych gmin w Wielkopolsce. Pieniądze z wiatraków jakie wpływają do kasy gminy do około 25 proc. jej całego budżetu. Władze gminy przebudowały z podatków margoniński rynek oraz wybudowały halę widowiskowo-sportową. Dobra kondycja finansowa gminy umożliwiła dokończenie budowy kanalizacji w gminie oraz elektrycznego wyciągu do nart wodnych na Jeziorze Margonińskim. Nawet najwięksi oponenci wiatraków przyznają, że dzięki nim Margonin rozwija się i może inwestować. Walka z globalnym ociepleniem? Produkcja energii z elektrowni wiatrowych stanowi czyste, tzw. „zero-emisyjne” źródło generacji energii. Oznacza to, że przy produkcji energii elektrycznej przez turbiny wiatrowe do atmosfery nie są emitowane gazy cieplarniane, które generowane są podczas spalania paliw kopalnych w konwencjonalnych źródłach generacji (elektrowniach i elektrociepłowniach). W polskim systemie elektroenergetycznym produkcja 1 MWh energii w oparciu o węgiel kamienny powoduje emisję 0,9 t dwutlenku węgla, zaś w oparciu o węgiel brunatny 1,05 t. Zastępowanie źródeł konwencjonalnych przez źródła energii odnawialnej pozwala więc na uniknięcie emisji dużej ilości dwutlenku węgla do atmosfery. ten jest wprawdzie deklaratywny, ale Komisja Europejska ma prawo weryfikacji realizacji celu i może ukarać państwa członkowskie za niedostosowanie podejmowanych działań do zadeklarowanych wskaźników. Unia zobowiązała się do roku 2020 ograniczyć o 20 proc. emitowane przez siebie ilości gazów cieplarnianych (w porównaniu z rokiem 1990). Ma być to osiągnięte przede wszystkim przez ograniczenie zużycie energii i zwiększone wykorzystanie energii odnawialnej. Nowe, „zielone” miejsca pracy Rozwój energetyki wiatro wej przyczynia się do tworzenia nowych miejsc pracy. Obecnie, w Europie sektor ten zapewnia ponad 200 tys. pełno-etatowych stanowisk pracy (średnio, piętnaście pełno-etatowych miejsc pracy przypada na 1 MW mocy zainsta- lowanej w ciągu roku). Według prognozy EWEA zatrudnienie w sektorze energetyki wiatrowej w UE w 2020 roku wzrośnie do ponad 350 tys. miejsc pracy. W Polsce, w sektorze energetyki wiatrowej według szacunków PSEW z końcem 2010 roku zatrudnionych było ponad 2000 osób. P rzy wytwarzaniu energii z wiatru brak jest odpadów stałych i gazowych, nie występuje degradacja i zanieczyszczanie gleby, brak degradacji terenu oraz strat w obiegu wody. Wiatr stanowi niewyczerpalne, odnawialne źródło energii, a jego wykorzystanie pozwala na wydatne zmniejszenie zużywania zasobów paliw kopalnych, które są ograniczone. n Obowiązki wobec Unii Europejskiej Chętnie korzystamy w funduszy unijnych, jeździmy po nowych drogach, dofinansowujemy rodzime firmy. Unia to jednak też obowiązki, na które zgodziliśmy się wstępując do „europejskiej rodziny”. Już samo członkostwo i zapisy Traktatu Akcesyjnego oraz unijnych dyrektyw, nakładają na Polskę zobowiązanie do osiągnięcia udziału energii odnawialnej w krajowym zużyciu energii brutto w 2010 roku. Cel Farma wiatrowa w Margoninie należy do największych w kraju i jest miejscem licznych wizyt delegacji samorządowych fot. jbn Samorząd Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 9 Centrum Kultury i Sztuki w Sierpcu D Burmistrz Marek Kośmider jako pierwszy przecina wstęgę nowego Centrum Kultury i Sztuki Centrum Kultury i Sztuki w Sierpcu dysponuje doskonałymi warunkami do działalności fot. Jacek Karwowski ługo oczekiwane Centrum Kultury i Sztuki w Sierpcu zostało oficjalnie otwarte w piątek 27 kwietnia 2012 roku. W uroczystości wzięły udział władze samorządowe i wojewódzkie. Obecni byli dyrektorzy i prezesi instytucji, firm, organizacji, a także duchowieństwo. Goście z niecierpliwością oczekiwali momentu otwarcia placówki, która z zewnątrz prezentuje się niezwykle elegancko. Przecięcie wstęgi przez burmistrza Marka Kośmidra i dyrektor Centrum Ewę Wysocką zakończyło długi etap prac modernizacyjnych. Wszyscy obecni z zachwytem zwiedzali piękne wnętrza obiektu, w tym przestronne hole, salę widowiskową z wygodnymi fotelami, salę balową i taneczną oraz liczne pracownie. Na szczególną uwagę zasługuje galeria im. Stefana Tamowskiego, w której wyeksponowano prace sierpeckich artystów pod wspólnym tytułem „Sierpc w malarstwie”. Podczas oficjalnej części uroczystości nie zabrakło przemówień, podziękowań oraz programu artystycznego. W koncercie „Krajobrazy Kultury” wystąpili m.in. Ludowy Zespół Artystyczny „Kasztelanka” z Domu Kultury, Jan Nowicki z artystami Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku, soliści Polskiej Opery Kameralnej w Warszawie z Kazimierzem Kowalskim na czele, Studio Art Color Ballet z Krakowa, kwartet smyczkowy Aquartet z Katowic. n (red.) Dni Wisły 2012 w Wyszogrodzie 1 czerwca 2012 – Dzień Dziecka 13.00 – 14.30 – Spotkanie przedstawicieli Związku Miast Nadwiślańskich 14.30 – 15.00 – Otwarcie Muzeum Wisły 15.30 – Rozpoczęcie imprezy przez wodzireja 16.00 – Rozpoczęcie pikniku rodzinnego: Program muzyczny „Przedszkolne nutki” – przedszkolaki wykonają piosenki przygotowane pod kierunkiem nauczycielek: Beaty Bogiel, Justyny Brzózki, Henryki Drewniak, Anny Podenkiewicz, Sylwii Smółki i Antoniego Dąbrowskiego Nasz mały teatrzyk – przedstawienie teatralne „Sen Jasia i Oli” przygotowane pod kierunkiem Ewy Koźmińskiej i Sylwii Smółki „W tanecznym kręgu” – znane i nieznane tańce przedszkolaków przygotowane pod kierunkiem Izabeli Zarychty i Henryki Drewniak „W krainie barw i wyobraźni” – wystawa prac plastycznych dzieci wykonanych pod kierunkiem Anieli Lewandowskiej i Anny Podenkiewicz Dodatkowe atrakcje: loteria fantowa, ciasta, kawa, herbata, kiełbaski z grilla 17.00 – Teatr Igraszka Pawła Kołodziejskiego 18.00 – Teatr Ryszarda Wolbacha 19.00 – Mecz piłki siatkowej Skarpa Wyszogród – Płońsk na hali sportowej XIII Powiatowy Dzień Ziemi w Słubicach Dla naszej planety W Słubicach tradycją stało się sadzenie drzew w Alei Dnia Ziemi. Tak było w tym roku. Przybyło kolejnych sześć drzew, m.in, głogi i migdałki. W sumie posadzonych zostało już ponad dwadzieścia drzew i wszystkie się przyjęły. U roczystości w Słubicach roz- gród), Agata Kowalak (SP Staroźrepoczęła Msza św. w intencji by) i Aleksandra Czerniejewska (SP Ziemi. Później impreza przeniosła się Wyszogród), Michał Piotrowski (ZS na teren wokół szkoły. Na stoiskach im. Leokadii Bergerowej w Płocku), prezentowały się gminy powiatu Sylwia Borowska (LO Staroźreby), płockiego, starostwo powiatowe, rol- Patrycja Wachaczyk (Gimnazjum nicze agencje, koła gospodyń wiej- w Bulkowie). skich, instytucje i stowarzyszenia W trakcie festynu odbył się konzajmujące się ekologią. Nie zabra- kurs potraw. Na stole pojawiły się kło również stoisk z metaloplastyką pasztety, sałatki, ciasta, jajka w mięczy obrazami. Oblegany był namiot snych skorupkach. Na scenie zagrały leśników z Płocka, Łącka i Gostyni- zespoły ze szkół w Piotrkówku i Słuna. W holu szkoły można było obej- bicach, GOK-u z Gąbina i Bielska, rzeć wystawy fotograficzne: „Trofea „Dzieci Ziemi Łęczyckiej” czy „Grzyobiektywu” Krzysztofa Nawrockie- bowianki”. Był koncert zespołu „Togo z Nadleśnictwa Łąck i „Przyroda ples” i zabawa taneczna. w obiektywie” Krzysztofa Michalaka Organizatorami Powiatowego z Nadleśnictwa Gostynin. Dnia Ziemi byli starosta płocki MiPodczas festynu podsumowano chał Boszko i wójt gminy Słubice JóXI gminny konkurs ekologiczny „Na zef Walewski. – Dziękuję wszystkim ratunek Ziemi”, organizowany przez za wysiłek włożony w organizację SP w Świniarach. Laureatami zosta- tego spotkania. To ważne spotkanie, li Jakub Lewicki (SP Świniary), Ka- które uczy nas, aby patrzeć na przyrolina Józwik (SP Piotrkówek), Ka- rodę i traktować ją nie w sposób ratarzyna Bolgiel (Gimnazjum Słubi- bunkowy, żebyśmy mogli poczuć moc ce). Rozstrzygnięto także konkurs błękitnego nieba, zielonych pół i łąk, plastyczny „Jak efektywnie oszczę- srebrzystych rzek i jezior. Musimy padzać energię”, zorganizowany m.in. miętać, żeby naszą piękną, matkę Zieprzez Regionalne Centrum Eduka- mię, zostawić dla następnych pokoleń cji Ekologicznej w Płocku. Nagrody – powiedział Michał Boszko. n zdobyli: Jędrzej Janas (SP Wyszooprac. (red.) 2 czerwca 2012 – Dzień Sportowy 8.30 – Zawody wędkarskie dla dzieci i młodzieży, organizator: koło wędkarskie SUM 10.00 – Ogólnopolski turniej szachowy – hala sportowa 12.00 – 13.00 – BIEG NAWIśLAŃSKI 13.00 – 13.30 – POKAZ SZTUK WALKI 13.30 – 14.15 – Mecz towarzyski Orlików rocznik 2001–2003 Stegny Wyszogród – Orkan Sochaczew 14.15 – 15.30 – MECZ CHARYTATYWNY MŁODZIKÓW STEGNY WYSZOGRÓD 99 – FCB BARCELONA ESCOLA VARSOVIA 2000/2001 16.00 – MAZOWIECKA LIGA TRAMPKARZY 97’ STEGNY WYSZOGRÓD – POLONIA WARSZAWA 18.00 – Przywitanie flisaków – bulwar nad Wisłą 19.00 – Występ zespołu szantowego – Rynek 20.30 – Zabawa taneczna na Rynku – gra zespół ,,Talizman” 3 czerwca 2012 4.00 – VI Mistrzostwa wędkarskie o Puchar Burmistrza Gminy i Miasta Wyszogród 10.00 – 15.00 – warsztaty szkutnicze 12.00 – 14.00 – zabawy dla dzieci z animatorem 14.00 – 15.30 – występy młodzieży szkolnej 15.30 – 16.00 – Chór emerytów – Wyszogród 16.00 – 16.30 – Oficjalne otwarcie mistrzostw wędkarskich przez Burmistrza Mariusza Bieńka 16.30 – 17.30 – Gabi Gold 17.40 – 18.00 – Zespół ,,Lombelico Del Mondo” 18.00 – 19.00 – Balkan Express 19.00 – 19.15 – Szkoła tańca ,,Finezja” 19.15 – 19.45 – Paweł Kołodziejski 19.45 – 20.00 – Lombelico Del Mondo 20.00 – 21.00 - Zespół muzyczny ,,Helou” 21.00 – 22.30 – Gwiazda wieczoru Dzień z KRUS w Bulkowie W dniu 18 kwietnia 2012 roku wspólnie z Oddziałem Regionalnym KRUS w Warszawie został zorganizowany „Dzień z KRUS-em w Gminie Bulkowo”. Uroczystość rozpoczęła się o godzinie 10.00 od wyjątkowej w tym dniu sesji rady gminy. Wyjątkowej, ponieważ ze względu na liczbę gości i mieszkańców odbyła się po raz pierwszy na sali sportowej Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Bulkowie. Uczestniczyli w niej oprócz radnych, sołtysów, strażaków oraz mieszkańców zacni goście. Byli to m.in.: Wiktor Sankiewicz – dyrektor OR KRUS w Warszawie, Witold Lorek – zastępca dyrektora OR KRUS w Warszawie, Andrzej Różycki –dyrektor OR Agencji Rynku Rolnego w Warszawie, Wojciech Banaszczak – dyrektor MODR oddział w Płocku, Jarosław Mioduski – kierownik PT KRUS w Płocku, Grażyna Pietrzak – wójt gminy Bodzanów, Andrzej Barciński – wójt gminy Mała Wieś. – Wszyscy wiemy, jak ważna jest dla rolników rzetelna informacja, prewencja, fachowa pomoc. Dzisiejsze spotkanie jest dowodem na to, że KRUS jest otwarty na potrzeby rolników, zawsze był i jest z rolnikami – mówił wójt gminy Bulkowo Gabriel Graczyk podczas uroczystości. – Nikogo nie trzeba przekonywać, że działania prewencyjne KRUS znacząco wpływają także na poprawę bezpieczeństwa tych, których najbardziej kochamy, czyli naszych dzieci. Podczas uroczystości można było uzyskać informacje o działalności KRUS-u, obejrzeć prezentację odzieży ochronnej, działalności prewencyjnej i rehabilitacyjnej oraz uczestniczyć w pokazie bezpiecznego posługiwania się pilarką spalinową i konkursie BHP zorganizowanym dla rolników i sołtysów. Porad udzielali pracownicy KRUS na stoisku firmowym a także podczas rozmów kuluarowych. n (red.) 10 Ludzie Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 Kontynuujemy druk wspomnień dr Izabelli Galickiej z domu Mikulskiej, wybit- oddziału dla mężczyzn. Na terenie Gostynina Izabella Galicka spędziła dwanaście lat. nego historyka sztuki, redaktora prestiżowego wydawnictwa Polskiej Akademii Wspomnienia Moje gostynińskie lata, które drukować będziemy w kolejnych numerach Nauk Katalog zabytków sztuki. Województwo warszawskie, obejmującego kilkadzie- „Naszego Płocka”, mimo bardzo osobistego charakteru, stanowią niezwykle ciekawy siąt zeszytów. Podczas prac inwentaryzacyjnych dr Izabella Galicka wraz z dr Hanną przyczynek do życia polskiej inteligencji, głównie warszawskiej, w bardzo trudnych Sygietyńską dokonały odkrycia, będącego jedną z największych sensacji malarstwa czasach od momentu uzyskania niepodległości do przemian politycznych i społecznych w Polsce. Na plebanii podlaskiego Kosowa Lackiego odkryły jedyny w Polsce obraz lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Ich autorka przywołuje nie tylko mało znane hiszpańskiego mistrza El Greco „Ekstaza św. Franciszka”. Obecnie po renowacji obraz wydarzenia, ale przede wszystkim ocala od zapomnienia świat, który odszedł w przeeksponowany jest w Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach. Odkrywczynie tego dzieła udekorowane zostały w 2009 roku Krzyżami Oficerskimi Orderu Odrodzenia Polski. szłość na zawsze. Dla dziejów Gostynina jest to niezwykle cenne źródło poznawcze. W imieniu redakcji „Naszego Płocka” chciałbym podziękować pani dr Izabelli Dr Izabella Galicka jest emocjonalnie związana z Gostyninem, gdzie przed drugą wojną światową mieszkała jako dziecko w nowo zbudowanym szpitalu psychiatrycznym. Galickiej za udostępnienie wspomnień wraz z bogatą dokumentacją fotograficzną. Jej ojciec Karol Mikulski, doktor medycyny, był wówczas zastępcą dyrektora i ordynatorem Jan B. Nycek Izabella z Mikulskich Galicka Moje gostynińskie lata (4) P rzyjaźniłam się także z Jędrkiem i Krysią Wilczkowskimi. Jeszcze przed opuszczeniem naszych przedwojennych mieszkań mieliśmy z Jędrusiem – mieszkając nad i pod sobą w jednym pionie – opracowany system komunikacji za pomocą walenia kijem w kaloryfery. Odpowiednia ilość uderzeń oznaczała: „przyjdź natychmiast” albo „ważna wiadomość”, albo „spotkamy się w ogrodzie”. Ulubioną naszą zabawą, która dawała nieograniczone pole dla wyobraźni była tzw. „mówionka”, polegająca na snuciu wspólnej opowieści. Jej bohaterami były wymyślone przez nas rodziny, ich dzieje, przygody i przeżycia. Pamiętam, że ważną rolę odgrywał autentyczny samochód państwa Wilczkowskich marki Mercedes-Benz, nieprzekazany (wbrew zarządzeniu) Niemcom, lecz rozmontowany i ukryty w jakiejś stodole. W „mówionce” dzieci odnajdywały ten samochód, składały go, reperowały i gdzieś tam uciekały, innymi słowy realia wplatały się w tą niekończącą się opowieść, chwilami sensacyjną, chwilami romantyczną lub patriotyczną, zależnie od nastrojów. Pamiętam, że jednym z celów owych wirtualnych, skomplikowanych wypraw był zamach na Hitlera. W kwietniu 1942 roku Gestapo zaaresztowało 19 pracowników szpitala, w tym ojca Krysi i Jędrka. Wywieziono ich do obozu w Inowrocławiu, a po długotrwałym śledztwie i pseudosądzie jednych skazano na śmierć, innych na długoletnie więzienie. Był to rezultat donosów, jakie składał jeden z pracowników szpitala, stracony później wyrokiem Armii Krajowej. W istocie na terenie szpitala działała komórka AK, która gromadziła broń i stale kolportowała gazetki podziemne. Na szczęście dr Wilczkowski nie został zamordowany i po wojnie wrócił do domu, znów obejmując stanowisko dyrektora szpitala w Gostyninie. Po tych wydarzeniach uznaliśmy, że jest już czas na założenie własnej organizacji podziemnej.. Pod wrażeniem Księgi Dżungli Kiplinga przybraliśmy pseudonimy. Jędrek był Szarym Bratem, Krysia Burą Siostrą, Róża Łazarska Wondollą, zaś ja Akellą. Organizacja nosiła oczywiście nazwę „Wilki”, jej najogólniejszym celem było odzyskanie niepodległości, brany był też pod uwagę zamach na Hitlera, zaś działalność operacyjna ograniczała się do zebrań na polu bulwowym, a także prób odwagi. Najtrudniejszą próbą, przez którą dzielnie przeszłam było pójście o północy na cmentarz, który założono na terenie szpitala. Wkrótce jednak pani Wilczkowska z dziećmi musiała opuścić szpital i zamieszkać w oddalonej o dwa kilometry wsi Mniszek. Również panie Łazarskie opuściły Drzewce i zamieszkały we wsi Skoki, a w jakiś czas później przez zieloną granicę przedarły się do Warszawy a właściwie do Pyr pod Warszawą. Korespondowałyśmy jednak z Różą zawzięcie. Róża „zostawiła mi w spadku” Dzidzię, czyli Marię Ślązakówną, którą poznałam dzięki niej. Matki obu dziewczynek były nauczycielkami, stąd ich znajomość. Dzidzia, obecnie Bielska, była bardzo ładna, o ciemnych wijących się włosach, zaplecionych w niesforne warkoczyki, o piwnych, wesołych oczach i o dołeczku w lewym policzku. Miała dwóch starszych braci: rudego Jędrka i najstarszego z rodzeństwa bardzo przystojnego, ciemnowłosego Maćka. Ojciec ich, też nauczyciel i oficer rezerwy zginął w kampanii wrześniowej pod Sochaczewem. Mieszkali oni w samym Gostyninie, w gmachu sądów, najwyższym i jedynym dwupiętrowym w całym mieście. Zbudowany z czerwonej cegły, nieotynkowany, z trzema wejściami w jednej elewacji – wydawał mi się wprost niezwykle okazały. Nadal utrzymywałam kontakty koleżeńskie z Ewą Mikułowską. Drużyna Ochotniczej Straży Pożarnej przy szpitalu psychiatrycznym w Gostyninie. W środku Karol Mikulski. Ponadto na zdjęciu m.in. Juliusz Michalski, druhowie: Wawrowski, Rudkiewicz i Ciszewski. Fotografię wykonano na terenie szpitala w marcu 1938 roku W jej życiu zaszły ważne wydarzenia. Babcia Ewy, pani Piechowska, choć rodowita Niemka, w dodatku źle mówiąca po polsku, oparła się stanowczo przyjmowaniu obywatelstwa niemieckiego, uważając się od zawarcia małżeństwa z Polakiem za Polkę i gorącą patriotkę. Pewnie nie dopuściłaby do tego co się stało, gdyby nie uległa udarowi mózgu i paraliżowi. Tymczasem mieszkanie państwa Mikułowskich (tatuś Ewy na samym początku wojny wyjechał do Warszawy) wynajął młody i bardzo przystojny oficer niemiecki rzekomo polskiego pochodzenia – Harry Jeske. Twierdził, że jest z rodziny JeskeChoińskich, zresztą wyśmienicie mówił po polsku. Zakochał się on śmiertelnie w ślicznej pani Hance i długo zabiegał o jej względy, koniecznie chcąc się z nią ożenić. Po śmierci matki pani Hania wreszcie uległa, rozwiodła się z mężem i wyszła za mąż za Harrego, przyjmując tzw. volkslistę. Moja Ewa stała się zatem też Niemką, o zgrozo! Trzeba przyznać, że Hanka i Harry stanowili parę o filmowej urodzie, on wysoki, smukły, o wyglądzie amerykańskiego aktora z westernów, ona po prostu prześliczna, zgrabna, filigranowa. Dla mnie było tylko zadziwiające, że ludzie w tak poważnym wieku – Hania miała 36 lat, Harry 32 – zawierają małżeństwo! Harry robił wszystko, żeby sprawiać wrażenie Konrada Wallenroda albo raczej prototypu Hansa Klossa. Podobno miał kontakty z AK, zawsze udostępniał radio, żeby słuchać Londynu, wyraźnie określał się jako antyhitlerowiec. Podczas całej okupacji w Kraju Warty, do którego należał Gostynin, będącym częścią Rzeszy Niemieckiej nie istniały nawet powszechne szkoły dla polskich dzieci, które miały zostać niepiśmiennymi robotnikami, a raczej niewolnikami. Oczywiście rozwijała się sieć tajnego nauczania, zagrożonego karą śmierci. O moją edukację dbał Stefan Bzdęga, nauczyciel gimnazjalny z Poznańskiego, który już w pierwszym roku wojny trafił do naszego szpitala, również Maria Puciata, przyjaciółka dr Anny Kulikowskiej oraz mój starszy brat Jurek. Doszłam do pierwszej klasy gimnazjum, którą zdążyłam przerobić do końca 1944 roku. Jednak głównym moim obowiązkiem od piątego roku życia była gra na pianinie, jako że zarówno mama, jak babcia i ciotka Krystyna Niżyńska, siostra ojca – wszystkie trzy pianistki – gorąco pragnęły mnie kiedyś ujrzeć jako uczestniczkę Konkursu Chopinowskiego. Stąd długie godziny spędzałam nad gamami i pasażami. W dniu 12 stycznia 1945 roku rozpoczęła się ofensywa wojsk sowieckich, które runęły na Niemców całą siłą. Już 18 stycznia na teren szpitala wjechały pierwsze Antoni Feliks Mikulski w 1920 roku Karol Mikulski w 1936 roku ruskie czołgi i pancerki. Niemcy Sowietów piechotą do miasta na gwałtownie ewakuowali w ostatniej mszę, mijając po drodze wciąż chwili lazarety, rannych władowano leżące trupy Niemców i spalone do pociągu z wielkimi znakami wraki samochodów, a także pociągCzerwonego Krzyża. Po uzyskaniu widmo na wiadukcie. Kościół był wiadomości przez telefon polowy, wysadzony przez Niemców, więc że tor kolejowy do Kutna jest wolny msza odbywała się na jego gruzach. i bezpieczny, pociąg ruszył. Tym- Pamiętam uczucie ściskania za garczasem telefon był już opanowany dło i łzy w oczach, kiedy gruchnęło przez Sowietów, którzy celowo „Boże coś Polskę”. Ksiądz ogłosił, podali mylną informację, a czołgi że za tydzień zacznie się normalna nauka w szkole powszechnej i w czekały już przy szosie do naszego szpitala. Kiedy pociąg znalazł się gimnazjum. Razem z Dzidzią Ślązakówną i z Różą Łazarską, która w na wiadukcie ponad szosą, czołgi ostrzelały najpierw lokomotywy międzyczasie wróciła z mamą i siostrą z Warszawy, zapisałyśmy się do z jego obu stron unieruchamiając je, a potem cały pociąg. Ranni, drugiej klasy gimnazjum, które miektórzy mogli poruszać się o wła- ściło się prowizorycznie w budynku snych siłach, lekarze i sanitariusze obok szpitala powiatowego. Czeruciekali w panice, wyskakując z po- wony, ceglany gmach Gimnazjum ciągu i właściwie wszyscy zostali im. Tadeusza Kościuszki nr XVII wystrzelani. Ciężko ranni pozostali przy ul. Kutnowskiej, do którego w pociągu, zaś Sowieci oblali go Jurek chodził jeszcze przed wojną, benzyną i podpalili. Ludzie spłonęli a wzniesiony na początku XX wieku, zajęty był jeszcze przez wojsko. Dow nim żywcem. Przez kilka tygodni stał ten osmalony pociąg-widmo na piero pod koniec zimy gimnazjum wiadukcie, zionąc dziurami i prze- odzyskało swój budynek i wszyscy rażając swym wyglądem. W lesie – uczniowie wraz z profesorami – przy szosie do szpitala długo leżały działali przy przeprowadzce. Tymczasową dyrektorką do powrotu trupy niemieckich żołnierzy. Stefana Charłampowicza została Po wejściu Sowietów i ucieczce nauczycielka niemieckiego pani Niemców w szpitalu zapanował chaos i rabunek. Jako pierwsze Marta Kossakowska, matka moich rówieśników Andrzeja i Zygmunta. wkroczyły karne oddziały, złożone z kryminalistów, różnych Kałmu- Polskiego uczyła pani Łazarska, ków i Mongołów. Wyglądali dość która była też wychowawczynią naszej klasy, łaciny państwo Jaworscy, strasznie, obdarci, brudni, pijani i agresywni. „Snimaj czasy” i „sni- matematyki pan Szcząska, zwany maj sapagi” to były najczęściej przez nas Trzęsipedałem albo przez nich używane słowa. Obie- Sokratesem. Ci ostatni byli przed cywali sobie: „W Germanii eto my wojną pedagogami w najlepszych pagulajem”, biorąc jeszcze w Polsce warszawskich liceach – Rejtana jako tako na powstrzymanie. Jurek i Batorego – i reprezentowali bardzo już pierwszego dnia „wyzwolenia” wysoki poziom nauczania. Fizykiem wrócił do domu z nosem na kwintę był pan Ciesielski, zwany Filonem, i z wykrzywionymi, dziurawymi też z Warszawy, nieco niezrównowabuciarami na nogach, zamiast żony psychicznie i uprzedzający się swoich nowych, lśniących oficerek, do uczniów; mnie na szczęście lubił i nawet wyróżniał. Geografii uczyła z których był tak dumny. Otrzymał propozycję nie do odrzucenia – za- pani Dąbrowska, czyli „Gorgona”, historii pani Boćkowska, macomiany z jakimś Kałmukiem W tym mroźnym styczniu wciąż cha moich koleżanek Wisi i Krysi, panował nastrój niepewności, krą- a matka Jerzego, późniejszego żyły plotki na temat przedzierania peerelowskiego dziennikarza telewisię Niemców z powrotem itd. Jed- zyjnego i korespondenta w Moskwie. nakże życie powoli wracało do nor- Francuski wykładała rodowita Franmy. W początkach lutego poszliśmy cuzka pani Joteykowa, zabawnie z Jurkiem pierwszy raz od wejścia kalecząca polski język (cdn). n Recenzje Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 W grudniu ubiegłego roku na płockim rynku wydawniczym ukazała się publikacja „Architektura Płocka i jej twórcy”, budząc ze względu na formę, treść i poziom edytorski duże zainteresowanie. Na płockich forach internetowych pojawiło się kilkadziesiąt wypowiedzi, w znacznej części pozytyw- nych. Niżej publikujemy obszerne fragmenty jeszcze jednej wypowiedzi przygotowanej przez pracownika naukowego Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Pełna recenzja ukaże się na łamach kwartalnika „Notatki Płockie” Towarzystwa Naukowego Płockiego. Piękne jest nasze miasto (…) Na książkę tego rodzaju istniało od dawna zapotrzebowanie; jak dotąd bowiem pomiędzy stricte naukową literaturą, a stojącymi na przeciwległym biegunie stosunkowo licznymi publikacjami regionalistycznymi brakowało pozycji zawierającej wyczerpujący, a jednocześnie przystępny dla laika opis tematu o cechach literatury popularnej, połączony z właściwym dla publikacji albumowych solidnym materiałem ilustracyjnym. Lukę tę stara się wypełnić autor licznych wydawnictw dotyczących Płocka, regionalista i dziennikarz Jan Bolesław Nycek, tym razem we współpracy z architektem Kazimierzem Badowskim. Poświęcenie albumu o Płocku wyłącznie jego architekturze nie jest przy tym żadnym ograniczeniem, gdyż temat jest bardzo szeroki. W ciągu ponad dziesięciu wieków swego istnienia Płock stał się obszarem, w którym objawiły się niemal wszystkie występujące na terenie Rzeczypospolitej style architektoniczne; zdecydowana większość z nich przynajmniej w formie reliktów przetrwała do dziś, dzięki czemu można śmiało powiedzieć, że spacer po dzisiejszym Płocku pozwala na zilustrowanie wykładu o historii architektury w Polsce. (…)wiele innych problemów omówiono w otwierającym album syntetycznym opracowaniu Dziesięć wieków architektury Płocka. Napisane lekkim językiem w sposób przystępny przybliża architektoniczne dzieje miasta, skupiając się na najistotniejszych przykładach; dla lepszego zrozumienia całości autorzy podzielili omawiany okres na etapy, warunkowane epokami, bądź konkretnymi tendencjami stylistycznymi. Tekst, pomyślany jako wstęp do części ilustracyjnej, pozostaje z nią w ścisłym połączeniu i jest jej niezbędnym uzupełnieniem. Opracowanie powstało w oparciu o fachową literaturę, którą jednak można uzupełnić o nowsze pozycje. Dużą zasługą autorów jest wyświetlenie wszystkich zawiłości związanych z odbudową i rozwojem miasta po drugiej wojnie światowej, warunkowanej kolejnymi planami zagospodarowania przestrzennego. Dzięki temu wyjaśnione zostają przyczyny i okoliczności umiejscowienia i budowy kolejnych wielkich osiedli mieszkaniowych. Autorzy trafnie wskazują na doniosłość znaczenia decyzji premiera Cyrankiewicza z 1959 r. dotyczącą powstania w Płocku zakładów rafineryjnych, która zdeterminowała charakter miasta na następne kilkadziesiąt lat, także pod względem urbanistyki i architektury. Stan ten zresztą utrzymuje się po dziś dzień; obecność zakładów PKN Orlen, największego pracodawcy w regionie, determinuje nie tylko życie mieszkańców, lecz ma realny wpływ na kształt miasta. Znacznym ułatwieniem dla czytelników są przypisy zawierające objaśnienia podstawowych terminów architektonicznych, których znajomość jest konieczna dla zrozumienia tekstu. Także dzięki temu opracowanie spełnia wymogi stawiane literaturze popularyzatorskiej. Fotografia z albumu Architektura Płocka i jej twórcy. Autor Maciej Kowalski (…) Zasadnicza, albumowa część publikacji to niezwykle efektowna galeria barwnych zdjęć, autorstwa młodego płockiego fotografa Macieja Kowalskiego. Na elegancko skomponowanych ujęciach najciekawsze przykłady płockiej architektury prezentują się bardzo okazale, by nie rzec: majestatycznie. W takim odbiorze zdjęć bardzo pomaga ich perfekcyjna jakość techniczna, którą można docenić w pełnej krasie dzięki doskonałemu opracowaniu edytorskiemu. Odpowiedni rozmiar fotogramów (całostronicowe i większe) połączony ze świetną jakością druku pozwala na zagłębienie się w ich najdrobniejsze detale. Materiał ilustracyjny w głównym zrębie podąża za tekstem opracowania historycznego i obejmuje panoramy miasta oraz widoki poszczególnych obiektów architektonicznych od najstarszych zachowanych po ostatnio powstałe, w kilku przypadkach wręcz wybiegając w przyszłość – na końcu autorzy dołączyli bowiem także kilka komputerowych wizualizacji realizacji będących póki co w fazie powstawania, jak np. zespołu Bramy Bielskiej, czy dawnego budynku Cotexu, przebudowywanego właśnie na centrum handlowo-usługowe Nowy Cotex. (…) Sfotografowane budowle niejednokrotnie ukazane zostały od nietypowej strony, dzięki zabiegom takim, jak ujęcia z innej perspektywy, niż zazwyczaj widzą je przechodnie, umiejętne operowanie detalem, bądź przynajmniej wydobycie poszczególnych obiektów na plan pierwszy poprzez wykadrowanie ich z nierzadko przytłaczającego tła. Wszystko to pozwala spojrzeć na nowo na mijane nieraz codziennie w drodze do pracy i, zdało by się, już zupełnie „opatrzone” zabytki architektury, by odkryć i w pełni docenić wszystkie ich walory. Ten sam cel, lecz w zgoła odwrotny sposób, osiągnięto poprzez liczne w albumie zdjęcia wykonane z lotu ptaka. Działanie takie, przeciwne wobec kadrowania, czyli abstrahowania obiektu z jego najbliższego otoczenia, ukazuje dobrze znane budowle w szerszym kontekście – ich wzajemnego rozmieszczenia względem siebie w przestrzeni miejskiej, a co za tym idzie pozwala przekonać się na własne oczy, że połączone siatką ulic tworzą sensowny układ urbanistyczny. A przy okazji... można odnaleźć i obejrzeć własny dom widziany z góry, jako że w albumie znalazły się zdjęcia lotnicze prawie wszystkich płockich osiedli domów wielorodzinnych. I jeszcze mały drobiazg: tylko dzięki fotografii lotniczej możliwe jest odkrycie sekretów nowoczesnych rezydencji na skarpie wiślanej, z poziomu terenu prawie zupełnie niewidocznych. Fotografia lotnicza pozostaje pasją Macieja Kowalskiego, co wyraźnie widać w jego zdjęciach z lotu ptaka – bardzo efektownych, a przy tym odznaczających się precyzyjną kompozycją i dbałością o szczegóły. „Piękne jest nasze miasto!” – może zawołać każdy mieszkaniec Płocka przeglądając album i chyba o to chodziło jego autorom. (…) Kolejną część albumu stanowią Noty biograficzne budowniczych Płocka. Tytuł jest nieco nieprecyzyjny, gdyż w słowniku tym, obejmującym ogółem 731 haseł, obok architektów i fundatorów historycznych budowli, których udział w tworzeniu urbanistycznego i architektonicznego obrazu miasta w ciągu wieków nie budzi wątpliwości, znalazły się też postacie, których umieszczenie w takim zestawieniu może dziwić. W tej grupie dość licznie reprezentowa- 11 ni są m.in. badacze i autorzy prac naukowych dotyczących Płocka bądź z Płockiem związani, jak choćby prof. Aleksander Gieysztor, czy redaktorki Katalogu Zabytków Sztuki w Polsce Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska-Kwoczyńska. Postaciom tym trudno oczywiście odmówić zasług na innych polach, jednak ich realny wpływ na architekturę miasta jest raczej trudno uchwytny. (…) Podnosząc wspomnianą już przy okazji opisu części albumowej wysoką jakość wydania, warto z uznaniem odnotować jeszcze jedną rzecz. Przygotowanie publikacji takiej jak Architektura..., powstającej dzięki wsparciu różnych lokalnych instytucji i przedsiębiorstw, łączy się z reguły z koniecznością przeznaczenia części wydawnictwa na promocję sponsorów. Skutek tego jest nierzadko ze szkodą dla publikacji, zdominowanej przez pstrokaciznę dostarczonych przez firmy własnych materiałów re klamowych. W Architekturze... osiągnięto w tej kwestii rozsądny kompromis: wszystkie treści promocyjne zostały ujednolicone przez edytora, zyskując postać zwartych tekstów ilustrowanych jednakowej wielkości zdjęciami. Dzięki temu prostemu zabiegowi album zyskał na estetyce, a treści zawarte w części promocyjnej, pozostając reklamami sponsorów, mogą służyć jako dalszy ciąg informacji dotyczących Płocka. (…) Architektura Płocka zaplanowana została jako pierwsza część albumowej trylogii; następne mają być poświęcone kolejno sztuce i tysiącletniej historii miasta. Jeżeli więc ten pozytywny kurs zostanie utrzymany, możemy się spodziewać dwóch kolejnych publikacji, które będzie przyjemnie wziąć do ręki. n Jan Przypkowski Instytut Sztuki PAN w Warszawie Kazimierz BADOWSKI, Jan Bolesław NYCEK, Architektura Płocka i jej twórcy, Płock 2011, wyd. MAROW – Jan B. Nycek, ss. 296, ilustr. 128. 12 Felietony Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 Marcin Motylewski: Patrząc z boku Sumienie ustawowe J acek Żalek ma dobre chęci. Nie znam go osobiście, ale niektórzy moi znajomi znają go bardzo dobrze, więc polegam na ich opinii. Poseł Platformy Obywatelskiej wymyślił, że trzeba zagwarantować ustawowo, żeby aptekarze mogli odmówić sprzedaży środków antykoncepcyjnych albo wczesnoporonnych, czyli rozszerzyć klauzulę sumienia, dotąd dotyczącą lekarzy. To smutne, że żyjemy w kraju, w którym ekspedientka potrzebuje ustawy, żeby mogła czegoś nie sprzedać. Czy to znaczy, że klient może zmusić panią magister do tego, żeby mu coś sprzedała? Niestety tak. Prawo farmaceutyczne mówi, że aptekarz powinien sprowadzić każdy lek na życzenie pacjenta, jeżeli akurat go nie ma. Czyli nie ma równowagi w stosunkach klient – farmaceuta. Wyobrażacie sobie klienta, który przychodzi do spożywczego i słysząc, że nie ma chleba, mówi: pani musi mi go sprowadzić! Absurd, nie? Na szczęście w handlu innym niż farmaceutyczny państwo nie ma jeszcze takich ambicji ograniczania wolności detalisty. W aptekach tak być musi, bo tam się sprzedaje rzeczy ratujące zdrowie i życie pacjenta – powie ktoś. Owszem, czasem środki antykoncepcyjne coś leczą, ale w omawianym znaczeniu ratują delikwentkę nie tyle przed chorobą, lecz przed kłopotliwymi konsekwencjami seksu. Wystarczyłoby skasować ten durny przepis, że aptekarz musi sprowadzić towar i bariera usunięta. Ale Żalek trochę już żyje na tym socjalistycznym świecie i wie, że filozofia „co nie jest zakazane, jest dozwolone”, nie jest w nim stosowana. Ratunkiem na przepis ma być nie jego usunięcie, lecz... drugi przepis. Inaczej bardziej uparci klienci mogliby pozywać apteki i kto wie, jakby się to skończyło. Sądy wydawały w tym kraju już bardzo dziwne wyroki, więc lepiej dmuchać na zimne. Państwo reguluje sumienia, samorządy aż takich zamiarów nie mają. W Krakowie specjalna komisja będzie przesłuchiwać ulicznych artystów. Jak się jej spodobają, to dostaną zezwolenie na występy na ulicy. A jak nie? Dostaną status żebraka. Oj, nie. Na żebraka też pewnie będzie egzamin. Jakże to tak: żebrać bez zezwolenia? Państwo, które nam mówi, jak i gdzie mamy się budować, kiedy iść do szkoły, zrezygnuje z pozwolenia na wyciąganie ręki po pieniądze? Inne zawody opodatkowane, a ten nie? Cóż za niesprawiedliwość! Śmiać się przestaniemy, jak przyjadą na krakowski rynek grajkowie z innych krajów, straż miejska wlepi im mandat i poleci stanąć przed komisją weryfikacyjną. Maciej Maleńczuk mówi, że musiał stawać przed taką komisją w 1983 albo 1984 roku. Czasy inne, a jakby te same. Artyści z Europy poniosą tę radosną wieść o regulacyjnych ciągotkach władz Krakowa do swoich krajów w ramach promocji Polski. Oj, to tylko jeden przepis. Bardziej uwiera Zachód nasz klerykalizm – powie zatroskana lewica. Dystans, jaki mają czerwoni do Kościoła, teoretycznie powinien uprawdopodabniać dobrą jakość ich krytyki, ale tak nie jest. Czytam „Politykę”, a w niej artykuł „Golgota i Gomora”. Juliusz Ćwieluch i Adam Szostkiewicz piszą coś takiego: Czy Kościołowi w Polsce coś realnie zagraża? Z mowy ambon wynika, że zagraża, ale Kościół się nie lęka. I walczy. Z faktów wynika coś innego. Katecheza jak Violetta Kulpa: Loża radnego Dokąd zmierza płocki samorząd? O statnia sesja Rady Miasta Płocka pokazała prawdziwą twarz obecnych władz miasta w zakresie działań w sferze oświaty i nie tylko... Przyjęty dokument zmian budżetowych wskazuje, iż w latach 2013 i 2014 na wydatki bieżące w oświacie obecny prezydent planuje obciąć 12 milionów złotych. Jednocześnie 28 marca tego roku podpisał zarządzenie bez konsultacji z radnymi (być może konsultował to tylko z radnymi PO) o nowej liczebności uczniów w klasach na różnym poziomie edukacji. Do tej pory średnia ilość uczniów w poszczególnych klasach wynosiła około 21, nowym zarządzeniem dopuszcza się tworzenie oddziałów w szkołach podstawowych liczących nawet do 30 uczniów. A w szkołach zawodowych nawet do 36. Co to może oznaczać dla nauczycieli i pracowników administracji i obsługi? Jeśli obcinamy wydatki bieżące w każdym roku o 6 milionów i zwiększmy ilość uczniów w klasach, przez co można dokonać redukcji ilości oddziałów, to może oznaczać wprost, iż dotychczasowa ilość kadry dydaktycznej będzie zbyteczna. Kuriozalny w tym wszystkim jest fakt, że jeszcze nie tak dawno obecnie panujący prezydent był nauczycielem języka polskiego w jednym z płockich liceów. Co się w związku z tym zmieniło od tego czasu, że planuje zreorganizować cały system ustalania liczby uczniów i tak drastycznie zdjąć środki – z czego – właśnie z edukacji dzieci i młodzieży płockich szkół? Zwiększenie ilości uczniów w klasach wpłynie wprost proporcjonalnie zarówno na komfort pracy nauczycieli, którzy mają możliwość w mniejszej grupie dotarcia do poszczególnych uczniów, z drugiej zaś bardziej istotnej strony może wpłynąć na Paweł Deresz: Moim zdaniem była, tak została w szkołach publicznych, państwo jak płaciło na Kościół (1,6 mld rocznie), tak obiecuje płacić, a nawet dołożyć jeszcze jakąś część odpisu podatkowego. Ustawa antyaborcyjna ani drgnie, in vitro ciągle w zamrażarce (…) Wizje zagłady wiary i katolików są klerykalną fikcją. Czyli z Kościołem sehr gut. Następne zdanie ma nam objaśnić, skąd się biorą mroczne wizje upadku Kościoła: Być może z poczucia zagrożenia, że dla Kościoła nadchodzą ciężkie czasy, wraz z pełzającą, ostatnio coraz szybciej, laicyzacją społeczeństwa. Jest „poczucie”, ale jest też stwierdzenie, że mamy pełzającą laicyzację. To są zagrożenia, czy ich nie ma? Może ja za rzadko czytam „Politykę” i jeszcze nie łapię tych sprzeczności. Mnie akurat w postępowaniu Kościoła martwi to, że nie przypomniał politykom PO, w jakich okolicznościach powstał Fundusz Kościelny. To rodzaj umowy zawartej z komuną. Majątek zabrali, ale kasę co roku wypłacają. Utrzymanie tego dealu w III RP powinno budzić nasze zdziwienie. Jak to? Kościół woli dostawać pieniądze zamiast zwrotu majątku? Lepszy wróbel...? Mało ambitny przykład dają nam duchowni zwłaszcza na tle nauczania Chrystusa, które dalekie jest od minimalizmu. Zaraz, jak to było? Kościół Anglikański wybaczy krytykę 9/10 swoich dogmatów – ale nie zniesie krytyki 1/10 swoich dochodów. George Bernard Shaw. Że anglikański, a nie rzymski? Nic nie szkodzi. Benedykt XVI ostatnio dał tyle ułatwień w ponownym przyjęciu zbuntowanych anglikanów na łono Kościoła rzymskokatolickiego, że niedługo staną się jednością. Tak, kasa się musi zgadzać. Kościół chyba na coś liczy, albo wie więcej niż my, skoro nie wytknął koalicji rządowej odrzucenia propozycji Ruchu Palikota o finansowaniu partii politycznych za pomocą przeznaczania przez obywateli 1% podatku. Sami nie chcą finansować siebie w ten sposób, a przekonują, że Kościół powinien? n Marcin Motylewski naszych księgarniach ukazała się właśnie książka autorstwa pani Joanny Racewicz pt. 12 rozmów o pamięci. To wywiady z osobami, których bliscy zginęli w katastrofie smoleńskiej. To rozmowy, jak pisze ich inicjatorka, o życiu i śmierci. Warto przeczytać, bo w chwili, kiedy jesteśmy świadkami wymyślania coraz to nowych teorii na temat katastrofy, mąci nam się po prostu w głowach. Ja także w książce mącę czytelnikom, ale robię to jakby w odwecie, na inne teorie. A mącenie polega na takiej to odpowiedzi na pytanie: Co pan teraz robi? Proszę sobie wyobrazić, że zafascynowany, głoszoną w Polsce teorią spiskową o zamachu w Smoleńsku, piszę książkę. Political fiction. Przyjmuję w niej absurdalne założenie o zamachu i zgodnie z obowiązującymi w książkach sensacyjnych regułami zastanawiam się nad zasadniczym pytaniem: qui bono? W czyim interesie mógł zostać dokonany zamach, jeśli przyjąć to obłędne założenie. Komu najbardziej zależało na śmierci prezydenta? Kto w ostatnich miesiącach przed tragedią był w gronie najbliższych współpracowników prezydenta? Z kim był skonfliktowany? Czyj ważny dokument został przez prezydenta właściwie wyrzucony do kosza, co mogło urazić dumę autora? Kto był z Polaków w chwili, kiedy nastąpiła katastrofa w odległym od Smoleńska zaledwie o 18 km Katyniu, ale zamiast na miejsce katastrofy pojechał błyskawicznie do Warszawy? Kto mógł lecieć tym samym samolotem co prezydent, ale wybrał inny środek lokomocji? Poszukiwacze sensacji w rodzaju dwa wybuchy – do myślenia, a więc do pracy. Fantazja ludzka nie zna granic. n Paweł Deresz pogorszenie efektów nauczania. Czy droga obrana przez prezydenta jest rzeczywiście dobrym torem, czy dobrze wpłynie na dzieci i młodzież, jak wielu nauczycieli pozostanie bez pracy? To, niestety, są pytania pozostające bez odpowiedzi, ponieważ nikt w urzędzie miasta nie jest w stanie na nie odpowiedzieć, poza demagogicznymi wypowiedziami, że zabranie 6 milionów w jednym roku i większa liczba uczniów w klasach w konsekwencji będzie dobre i koniec. W tym miejscu dobrze byłoby zacytować słowa Gombrowicza z Ferdydurke „Bo Słowacki wielkim poetom był!”. Kolejnym ważnym tematem jest podjęta akcja Płocczan w obronie Biblioteki Zielińskich po decyzji ministerstwa o braku przyznania dotacji. Na wcześniejszej sesji zaproponowałam zdjęcie 100 tys. zł ze strefy kibica, której 30 dni funkcjonowania na placu przed Teatrem w Płocku będzie kosztować 300 tys. zł. W przeliczeniu na jeden dzień, to kwota 10 tys. zł. Tymczasem teren wynajmujemy prywatnej firmie – browarowi – która będzie sprzedawała piwo na terenie placu. Złożyłam wniosek o zdjęcie 100 tys. zł ze strefy kibica, na co oczywiście radni nie wyrazili zgody. Niecały miesiąc później prezydent zaproponował (szybko znalazł formułę prawną – wcześniej zasła- niał się brakiem możliwości przekazania środków bibliotece) przekazanie 200 tys. zł na działalność Biblioteki Zielińskich, ale środki zabrano szkołom wyższym. Niestety, jest to zabieg bardzo nieczysty w moim przekonaniu, nie powinno miasto zabierać środków finansowych uczelniom wyższym, aby pomóc jednorazowo Bibliotece Zielińskich. Nikt nie opracował systemowej pomocy w tym zakresie, ani nie zastanowił się nad dalszą formułą funkcjonowania biblioteki oczywiście po konsultacjach z Towarzystwem Naukowym Płockim. Szkoda, że obecny prezydent myśli tak krótkowzrocznie, zabierając uczelniom wyższym dla Biblioteki Zielińskich, a z drugiej strony idzie strumień 10 tys. zł dziennie na rozrywkę w strefie kibica. W sytuacji, gdy do budżetu na tej samej sesji wprowadziliśmy dodatkowe środki w wysokości 5,2 mln złotych, a dzień wcześniej w wywiadzie prezydent chwali się dużymi przychodami z podatków PKN Orlen i zastanawia się na co wyda te pieniądze, tu tymczasem po cichu zabiera uczelniom wyższym. W konsekwencji na mój wniosek zbierze się Komisja Skarbu wspólnie z władzami TNP, aby wypracować propozycję dalszego rozwiązania tej sytuacji w ujęciu kompleksowym. n Violetta Kulpa Dwa wybuchy na drugą rocznicę W Sport Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 Z Adamem Wiśniewskim rozmawia Rafał Różycki Najlepsze mecze jeszcze przede mną Pamiętasz swój pierwszy kontakt z piłką ręczną? fot. www.sport.dziennik.pl Oczywiście, że pamiętam. Było to w Szkole Podstawowej numer 21 w Płocku po biegu na tysiąc metrów. Trzech czy czterech chłopaków pobiegło bardzo dobrze, więc trener Piotr Górecki zaprosił nas na zajęcia Szkolnego Klubu Sportowego. Pamiętam, jak uczyłem się podstaw piłki ręcznej: trzy kroki i rzut na bramkę i innych tym podobnych rzeczy. Od razu pokochałeś tę dyscyplinę, czy musiałeś się do niej przekonywać? Mówiąc szczerze, w szkole podstawowej grałem i w siatkówkę, i w koszykówkę, i w piłkę ręczną. Do tego startowałem w biegach krótkich pod okiem trenera Eugeniusza Roja. Zdarzało się tak, że zaraz po szkole rzucałem plecak i wychodziłem na różne zajęcia, mając nawet po dwa–trzy treningi dziennie. Trudno jednak, aby było inaczej, skoro pochodzę z rodziny ze sportowymi tradycjami. Tata był trenerem siatkówki, więc już jako małe dziecko jeździłem na różne obozy sportowe. W końcu jednak nadszedł czas, gdy musiałem dokonać wyboru. A że siatkówka nie jest jednak w Płocku zbyt mocno popularna, postawiłem na piłkę ręczną. I tak już zostało. Miałeś jeszcze to szczęście, że mogłeś przejść cały cykl szkoleniowy charakterystyczny dla „płockiej szkoły piłki ręcznej”. Tak , to prawda. Najpierw prowadził mnie trener Tadeusz Wiśniewski, później jako junior młodszy terminowałem u trenera Stanisława Sulińskiego, aż wreszcie trafiłem pod opiekę trenera Edwarda Kozińskiego. Był on również moim trenerem w drugim zespole, w którym początkowo grałem jako senior. Jeździłem na mecze drugiego zespołu, będąc jednocześnie „ławkowym” w pierwszej drużynie. Miałem więc po dwa mecze – w soboty i niedziele. W końcu jednak przyszedł czas, kiedy przestałeś być „ławkowym”, a stałeś się podstawowym zawodnikiem pierwszego zespołu. Początkowo wchodziłem na 5–10 minut, aby móc się ogrywać i aby dać trochę odpocząć Arturowi Niedzielskiemu. Przyszedł jednak moment, gdy Artur złapał kontuzję łękotki, która na cztery tygodnie wykluczyła go z gry. Mówiło się, że w jego miejsce ma przyjść Leszek Starczan. Gdyby Leszek podpisał kontrakt w Płocku, prawdopo dobnie oznaczałoby to dla mnie konieczność szukania innego klubu, bo on zapewne zostałby tu dłużej, a kiedy Artur wróciłby do gry, ja musiałbym odejść. Trener zdecydował się jednak wystawić mnie na cały mecz, w którym zagrałem na tyle dobrze, że dostałem kolejne szanse. Rzucałem po kilka bramek, dzięki czemu opcja z Leszkiem Starczanem ostatecznie upadła, a ja stałem się pełnoprawnym graczem pierwszego zespołu. Chyba nikt w Płocku nie żałuje specjalnie mocno tego, że nie przyszedł tu Leszek Starczan. Ty zaś jesteś jednym z zawodników o najdłuższym stażu w pierwszej drużynie Wisły. Pod tym względem przebija cię jedynie Michał Zołoteńko, chociaż on akurat nie jest wychowankiem płockiego klubu. Adam Wiśniewski w ataku na bramkę Szwedów podczas ostatnich mistrzostw świata Adam Wiśniewski. Urodzony 24 października 1980 roku w Płocku. Piłkarz ręczny Wisły Płock od 1988 roku. Wzrost: 190 cm. Masa: ciała 82 kg. Pozycja: lewoskrzydłowy. Numer: 10. Pseudonim: Gadżet. Wielokrotny reprezentant Polski. Złoty medalista Mistrzostw Polski: 2002, 2004, 2005, 2006, 2008, 2011. Srebrny medalista Mistrzostw Polski: 1999, 2000, 2001, 2003, 2007, 2009. Brązowy medalista Mistrzostw Polski: 2010. Zdobywca Pucharu Polski: 1999, 2001, 2005, 2007, 2008. Finalista Pucharu Polski: 2003, 2004, 2006, 2011 Kiedy byliśmy w Kiel na rewanżowym meczu Velux Ligi Mistrzów, zamieszkaliśmy z Michałem w jednym pokoju hotelowym. I zaczęliśmy się zastanawiać nad naszym klubowym stażem. I wyszło na to, że jesteśmy tutaj faktycznie najdłużej. Jeszcze do niedawna mógł się z nami równać Tomek Paluch. Niestety, po poprzednim sezonie postanowił on zakończyć swoją karierę zawodniczą, więc zostaliśmy ze „Złotym” tylko we dwóch jako weterani Wisły. W polskiej piłce ręcznej jest jeszcze tylko jeden gracz, który może pochwalić się taką wiernością swojemu klubowi. Mam na myśli grającego w Vive Targach Kielce Patryka Kuchczyńskiego. Patryk jeszcze jako junior miał wybór – przenieść się do Płocka albo do Kielc. Ostatecznie zdecydował się na Kielce, którym jest wierny aż do tej pory. Miałeś kiedykolwiek pomysł, aby spróbować swoich sił w innym klubie? Pojechałem na Mistrzostwa Europy, a po ich zakończeniu rozmawiał ze mną menadżer, który wytransferował do Niemiec również Mariusza Jurasika. Dowiedziałem się, że są dla mnie trzy propozycje z klubów Bundesligi. Wcześniej jednak podpisałem dwu- czy trzyletni kontrakt z Wisłą. Mieliśmy jeszcze wrócić do rozmów na ten temat, jednak złapałem kontuzję, której leczenie potrwało aż trzy lata, ostatecznie przekreślając moje szanse na wyjazd do Niemiec. To chyba był najczarniejszy fragment w twojej karierze. Zdecydowanie można to tak określić. Pierwszy raz – to może zdarzyć się każdemu. Kiedy drugi raz stało mi się to samo, pomyślałem, że mam solidnego pecha. Kiedy jednak po raz trzeci poleciały mi więzadła, miałem jak najgorsze myśli. Nie chciałem zostać kaleką do końca życia i przez pierwsze dni byłem gotów nawet zupełnie zrezygnować ze sportu i zająć się czymś innym. W końcu jednak pomyślałem, że jeszcze raz zrobię to kolano i spróbuję rehabilitacji i może się jednak uda. Teraz z całą pewnością mogę powiedzieć, że dobrze zrobiłem, wracając do sportu, bo do tej pory mogę grać na wysokim poziomie. Wszyscy pamiętamy, że ta druga kontuzja została odniesiona w meczu kontrolnym, przed rozpoczęciem sezonu. Wiele osób zastanawiało się wówczas, czy nie za szybko podjąłeś ryzyko, wracając do grania. Teraz mogę powiedzieć, że tak właśnie było. Za pierwszym razem wróciłem do pełnej aktywności sześć i pół miesiąca po kontuzji, za drugim razem po siedmiu miesiącach. Dopiero przy trzecim razie trochę sobie odpuściłem i czekałem na powrót aż dziewięć miesięcy. I to dopiero okazało się idealnym rozwiązaniem. Co ciekawe, pierwsze dwie operacje miałem robione za granicą, a dopiero trzecią w Polsce. Kiedy tylko spotykam Arka Garbackiego, nazywam go „złotym doktorem”, który mnie wyleczył i doprowadził do sprawności. Jak ważne było dla ciebie wsparcie rodziny w trakcie rehabilitacji? Tata, żona i mama cały czas namawiali mnie, abym się nie poddawał. Szczególnie tata wielokrotnie powtarzał: „Masz charakter, masz talent, potrzebujesz tylko trochę czasu, aby w pełni dojść do siebie”. Kiedy wreszcie wróciłem do gry, raz grałem słabiej, raz lepiej. Na pewno brakowało mi pewności siebie. Z czasem jednak i ona wróciła, a teraz jest już dobrze, a wierzę, że będzie jeszcze lepiej. że najpierw wypada ocenić własną grę, przyznając, co zrobiło się źle. Oczywiście, wiem też, co zrobiłem dobrze. Nawet wtedy, kiedy nie dostrzegają tego kibice. Skoro już jesteśmy przy kibicach. Kiedy leczyłeś kontuzję, mogłeś liczyć również na ich wsparcie. Kiedy siadałeś na trybunach, słyszałeś, jak skandują twoje imię i nazwisko. To chyba miłe dla każdego zawodnika. Faktycznie, nie da się ukryć. Przez trzy lata, w których nie mogłem wspierać swoich kolegów na boisku, starałem się być zawsze na hali w Płocku, a w miarę możliwości jeździć z nimi na najważniejsze mecze wyjazdowe. Przecież jesteśmy jedną drużyną i czułem się z chłopakami mocno związany, nawet kiedy nie mogłem grać. A gdy wchodziłem na halę i słyszałem, jak kibice skandują moje imię i nazwisko, motywowało mnie to do pracy nad sobą i dodawało mi to otuchy. Dziękuję za to z całego serca. Chociaż zdarzały się i takie mecze, że gdy coś mi nie wychodziło, słychać było gwizdy i mało przychylne komentarze. Ale cóż – taki jest sport i takie jest prawo każdego kibica. Kibice często krytykują cię za niewykorzystane kontrataki. Nie zawsze jednak potrafią docenić twoją doskonałą grę w defensywie. Bardzo często bronisz na jedynce, stąd właśnie wiele przechwytów, po których biegasz do kontrataku. Nie ma chyba na całym świecie zawodnika, który w tym elemencie gry pochwalić by się mógł stuprocentową skutecznością. Niestety, łatwiej krytykować za przestrzelony rzut niż chwalić za przechwycone piłki. Tak już niestety bywa. Raz się po kontrze trafi, innym razem nie. Podobnie jak w każdej innej sytuacji. Czasami przeszkadza przeciwnik, który stara się utrudnić oddanie rzutu, czasami można przestrzelić rzut przez własną głupotę. Poza tym trzeba pamiętać, że bramkarz też wie, na czym polega jego fach i może obronić nawet w sytuacji sam na sam. Gdyby było inaczej, w każdym meczu padałoby w sumie po 70–80 bramek. Nie można też zapominać o tym, że sezon 2011/2012 jest dla nas wyjątkowo ciężki. W fazie grupowej Velux Ligi Mistrzów rozegraliśmy aż dziesięć spotkań, do tego doszły jeszcze dwa w TOP 16. Niektórzy z nas mają jeszcze do tego mecze w reprezentacji Polski na Mistrzostwach Europy. Po ich zakończeniu ponownie przez kilka tygodni graliśmy systemem środa–sobota. To musiało pozostawić jakiś ślad. Między innymi dlatego przy rzucie może zdarzyć się chwila zawahania czy dekoncentracji. Ty możesz cieszyć się ze swojego występu na Mistrzostwach Europy, bo wróciłeś do reprezentacji po wielu latach przerwy. Ogólnie jednak powodów do zadowolenia nie było zbyt dużo, bo chyba wszyscy liczyli na lepszy występ w Serbii? Brakowało nam jednego punktu, abyśmy zagrali w półfinale. A wtedy mogłoby zdarzyć się wszystko. Na końcowym wyniku zaważył fakt, że trzy razy zawalaliśmy pierwsze połowy. Dwa razy udawało się z tego jakoś wybrnąć, za trzecim razem już się nie udało. Myślę jednak, że to co zrobiliśmy w meczu ze Szwedami, na długo pozostanie w paTata to jeden z twoich najwierniejszych mięci kibiców. Nie tylko polskich. kibiców. Czy bywa również krytycznym Dla mnie ten mecz miał dodatkowy recenzentem, który potrafi wytknąć to, smaczek, bo akurat był rozgrywany w pierwsze urodziny mojego syna. co ewentualnie zrobisz źle? Z tym, niestety, bywa troszkę Po pierwszej połowie myślałem: gorzej. Zazwyczaj mawia: „Zagrałeś „Nie dość, że nie ma mnie w domu, odrobinkę gorzej, ale to, to i to było to w dodatku zrobiłem mu taki mało fajny prezent. Pewnie wszyscy dobrze”. Dużo bardziej krytycznie do mojej gry podchodzi żona. Po- siedzą przed telewizorem i się z nas trafi chłodnym okiem ocenić, co ze- śmieją”. Na szczęście w drugiej psułem. Przede wszystkim jednak połowie powalczyliśmy i zdołaliśmy najsurowiej oceniam siebie ja sam. z minus dziewięciu doprowadzić Zawsze doskonale wiem, co mi nie do remisu. wyszło. Kiedy po nieudanym dla Jaki był najlepszy, a jaki najważniejszy nas meczu rozmawiam z prasą, za- mecz w twojej karierze? wsze zaczynam od siebie, mówiąc, Mam nadzieję, że takie mecze co mi nie wyszło. Uważam bowiem, jeszcze przede mną. n 13 Pójść tropem Resovii O tytuł mistrza Polski z odwiecznym rywalem J ak należało się spodziewać dojdzie do kolejnej świętej wojny, czyli finałowych spotkań o mistrzostwo Polski w piłce ręcznej z zespołem Vive Targi Kielce. Zdaniem tzw. fachowców faworytem są Kielce, ale nie oznacza to jeszcze patentu na zwycięstwo. Całkiem niedawno bardzo boleśnie przekonała się o tym PGE Skra Bełchatów. Ekipa, która siedem razy z rzędu zdobywała Mistrzostwo Polski. Tym razem musiała jednak uznać wyższość Resovii. Ekipa z Rzeszowa dokonała czegoś, co przez wiele lat wydawało się niemożliwe – w serii finałowej trzykrotnie pokonała murowanego faworyta do złotego medalu. Jakie wnioski płyną z tego dla płockich piłkarzy ręcznych? Jest ich co najmniej kilka. Sport to taka dziedzina życia, w której jak najmniej (lub wręcz prawie wcale) nie powinno mówić się o rzeczach niemożliwych. Jeżeli ktoś bardzo czegoś pragnie, niech robi wszystko, aby to osiągnąć. Mecze z MMTS-em Kwidzyn (zwłaszcza ten pierwszy) pokazały, że podopieczni trenera Larsa Walthera znowu zaczęli piłkę ręczną traktować nie tylko jako ciężką pracę, ale również jako doskonałą zabawę. Dla siebie i dla widzów. A to jest niezwykle istotne w konfrontacji z grupą wielkich gwiazd, które nie zawsze tworzą jeden zespół dążący do wspólnego celu. Wprawdzie w wielu elementach przewaga zdaje się być po stronie Vive Targów Kielce, ale jeśli płocczanie będą w stanie złamać swoich rywali pod względem mentalnym, mają szansę na obronienie mistrzowskiego tytułu. n Piłka nożna Bój o pierwszą ligę P assa meczów bez porażki skończyła się, kiedy do Płocka przyjechał Dolcan, który wygrał 2:1, tym samym bardzo mocno komplikując sytuację w tabeli. Wisła wygrała bowiem w Ząbkach 2:1, więc w bezpośrednich spotkaniach obu zespołów jest idealny remis. Niewykluczone więc, że w razie gdyby Wisła i Dolcan skończyły sezon z równym dorobkiem punktowym, o miejscu w tabeli zdecyduje stosunek bramek. Drugiej wiosennej porażki płocka jedenastka doznała w Stróżach z tamtejszym Kolejarzem. Płocczanie w tym momencie znajdowali się w strefie spadkowej, a przed sobą mieli pojedynek z Bogdanką Łęczna, która w wiosennych meczach spisywała się wręcz rewelacyjnie. Okazało się jednak, że trener Libor Pala – w sobie tylko wiadomy sposób zdołał w trzy dni odmienić swój zespół niemal pod każdym względem. Wisła zagrała z Bogdanką tak, że ręce same składały się do oklasków. Oskrzydlające akcje, strzały z dystansu, gra wysokim pressingiem – to elementy, na które patrzyło się z wielką przyjemnością. A przy okazji można było zauważyć, że większość zawodników sprowadzonych przez trenera Libora Palę w przerwie zimowej okazała się poważnym wzmocnieniem, a nie tylko uzupełnieniem zespołu. Wisła utrzyma się w pierwszej lidze, o ile utrzyma poziom z meczu przeciw Bogdance Łęczna. Dotyczy to pomysłu na grę, taktyki, ale nade wszystko zaangażowania każdego z graczy. I co niezwykle istotne – również ławki rezerwowych. Niestety, nasz zespół jest chimeryczny. Cieszy zwycięstwo w Katowicach, martwi porażka z Zawiszą na własnym boisku. Do końca rozgrywek cztery spotkania, z których dwa można wygrać, ale czy potencjalne 39 pkt. wystarczy do uratowania się przed spadkiem? n Rafał Różycki 14 Społeczeństwo Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 Cudzym piórem Stomma: „Śmierć” (…) Polski dziennik telewizyjny, 10 kwietnia 2012 r. (oglądałem akurat TVN). W całości, tak! w całości, poświęcony tragicznym wydarzeniom sprzed dwóch lat, czyli śmierci i polskiej nienawiści. A było tak: rozbił się samolot. Doprawdy nieważne, z powodu mgły, brzozy, ludzkich błędów, braku hierarchii decyzyjnej na pokładzie… Zginęli w katastrofie ludzie, których kochałem, lubiłem, nie lubiłem, byli mi obojętni… Śmierć ich na chwilę zrównała i cześć ich pamięci, co nie znaczy, że historia nie zajmie się ich biografiami i nie będzie dokonywać rozrachunków. To jednak zupełnie inna sprawa. Jest też zupełnie oczywiste, że o jednych będzie się mówić więcej, o drugich mniej, w zależności od miejsca, jakie zajmowali w interesujących dziejopisów przestrzeniach. Argument, że „mówi się tylko o niektórych”, jest więc niestety chybiony. Tak było i tak będzie zawsze, a z latami ten rozdźwięk będzie się tylko pogłębiał. Nigdy nie będzie tu sprawiedliwości i równości. Nie w tym też więc tkwi problem. Katastrofa smoleńska ma dwa wymiary – ludzki i polityczny. Niestety, oba zostały zdegradowane i zafałszowane. Jeżeli chodzi o stronę polityczną, stajemy w obliczu tego wymiaru nienawiści, który wymyka się wszelkim racjonalnym interpretacjom. Prawda i nauka mają się nijak do spiskowych mitów. Nikt tutaj nikogo o niczym nie przekona i, doprawdy, szkoda tracić czas i pieniądze na kolejne badania i analizy. Ważna, co należałoby uprzytomnić zaciekłym, jest treść mitu uderzającego w same podstawy demokratycznego i wolnego państwa. Jeżeli pasażerowie smoleńskiego samolotu „zostali zdradzeni o świcie”, to miejcie jeszcze odwagę dopowiedzieć, przez kogo i jak. Kiedy jednak w chorych głowach jawi się widmo Tuska, Komorowskiego i Putina ustalających na plebanii w Wyszkowie plany morderczego zamachu, wtedy rozum milknie i zaczyna się Macierewicz. W końcu jednak to wszystko brudna i amoralna polityka. Banały. Przejdźmy więc do wymiaru prywatnego. Wdowa po zmarłym w Smoleń- i częścią mnie i mojej siostry, która ci, przynajmniej w naszej epoce, sku mówi w telewizji, że po dwóch z Kanady miała jeszcze dalej. w której się urodziłem i umrę, nie latach koszula jej męża wisi nadal Tak to bywa w Polsce ze śmier- wolno mierzyć spektakularnością. na krześle i nie miała sił, żeby ją cią najbliższych. Przy czym moi Jeżeli więc pyta o śmierć bliskich, co już jest dla mnie nietaktem, zdjąć. Jakże jej współczuję i jakże rodzice umarli w niewybaczalnie mogę zrozumieć. Mam serdeczną banalny sposób. Tata, I jak to się niech pamięta, że pytając tych przyjaciółkę, która dalej trzyma mówi, „ze starości”, mama na raka. tylko, a nie innych, sam przyczynia się do zmieniania śmierci w wiw szafach ubrania swojego męża, Żeby chociaż jakieś trzęsienie zabitego w wypadku drogowym ziemi, wulkan, choćby atrakcyjny dowisko, polityczny jarmark i za kilkadziesiąt lat temu. Ja nie karambol na autostradzie. Niestety, późniejsze deklaracje szaleńców ponosi też odpowiedzialność. miałem takiej możliwości. Kiedy nic z tych rzeczy. Nikt więc mnie P rzy okazji składam hołd zaraz po tacie* umarła mama, ani nikogo z tych, których najukokazano mi, wiedząc, że mieszkam chańsi odeszli w równie nudny wszystkim zmarłym w katastroi pracuję we Francji, opróżnić sposób, nie zapyta o ich żal, cóż fie smoleńskiej, jak i tym, którzy opuszczają nas po cichu każdego kwaterunkowy lokal rodziców w dopiero po latach. ciągu nieprzekraczalnego terminu Tak to starannie udokumen- dnia. A ponieważ o nich nikt nie trzech miesięcy. Kilkadziesiąt lat towali antropologowie historii, wspomni, to przed nimi może jeszlistów, notatek, koszul na krze- z Philippem Aries na czele, stosu- cze niżej chylę czoło.n Ludwik Stomma słach, pamiątek do obejrzenia, nek społeczny do śmierci zmieniał „Polityka” nr 16/2012 przeczytania, sklasyfikowania się w ciągu wieków. Była ona * Ojciec autora Stanisław Stomw realne parę dni. teatralizowana i patetyzowana, K i e d y N i e m c y w y r z u c a l i bywała uznawana za powszednią ma (1908–2005), prawnik, publicysta w 1939 r. Polaków z upatrzonych normalność albo wręcz odwrotnie i polityk, poseł na Sejm PRL w latach przez siebie mieszkań i kamienic, – usuwana ze świadomości zbio- 1957–1976. Kawaler Orderu Orła Białego. Wieloletni pracownik UJ, redaktor dawali im na ogół 48 godzin. By- rowej we wstydliwe zapomnienie. naczelny i współzałożyciel miesięcznika łem więc w nieporównanie lepszej Cokolwiek by jednak wymyślić, jest „Znak”. Członek zespołu redakcyjnego sytuacji. Ach, owszem, byłbym ona częścią życia i to może tą jedy- „Tygodnika Powszechnego”, jeden zapomniał, pani urzędniczka zgo- ną, przed którą nie uciekniemy. z inicjatorów porozumienia i pojednadziła się, żeby na 12 godzin ustawić Napisałem się już w „Polityce” nia polsko-niemieckiego po II wojnie pod oknami pojemnik, do którego nekrologów. Nie pamiętam ani jed- światowej. Współzałożyciel Klubu INleciały szpargały, ubrania, garnki, nego, którego nie pisałbym prosto teligencji Katolickiej. Przewodniczący sztućce, których nie udało się roz- z serca. Zdarzało się, jak w przy- Prymasowskiej Rady Społecznej, Marszałek Senior I kadencji Senatu Rzeczydać znajomym. Z papierów, które padku Wacka Kisielewskiego, że pospolitej Polskiej. Reprezentował jako zdążyłem przeczytać, parę zacho- chodziło o sytuacje z kronik wy- senator województwo płockie. W 2011 wałem, reszta nieotwarta nawet padków. Cóż to jednak dodawało roku pasaż między ulicami Misjonarską poszła do Archiwum Akt Nowych do bólu i pamięci? Niech pamięta a Gradowskiego w Płocku nazwano z autografami, intymnościami komentator telewizyjny, że śmier- imieniem Stanisława Stommy. (jbn) Okazja dla konesera Do nabycia nieruchomość w miejscowości Niewiesz N iewiesz, miejscowość leżąca przy drodze krajowej nr 72 w powiecie poddębickim, w województwie łódzkim, leży w odległości kilku kilometrów od miasteczka Uniejów, które ze względu na wody geotermalne nosi status uzdrowiska. Nieruchomość złożona jest z budynku dawnego spichrza, wzniesionego pod koniec XIX wieku, oraz działki o powierzchni 5 tys. mkw. ze starym i w dobrej kondycji drzewostanem. Obiekt znajduje się w centrum wsi w pobliżu kościoła, banku i ośrodka zdrowia. Budynek składa się z dwóch części: zabytkowej i gruntownie odrestaurowanej przybudówki. Sam spichlerz ma trzy kondygnacje, każda po 164 mkw. Całość obu obiektów liczy 560 mkw. Budynki zaopatrzone są w media: wodę i elektryczność. Część obiektu zabytkowego w kondygnacji parterowej została odrestaurowana. Przybudówka i część odnowiona posiada również instalację centralnego ogrzewania z własną kotłownią. Obecny właściciel posiada wszystkie pozwolenia na zmianę użytkowania oraz aktualną inwentaryzację budowlaną. Cena wywoławcza 460 tys. złotych do negocjacji. Biuro Obsługi Mieszkańców 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17 tel. 24 263 60 70 wew. 53, 54, 55, 56 e-mail: [email protected] Gadu-Gadu: 28323531; 28323612 Skype: BOMMSM1; BOMMSM2 Godziny pracy biura obsługi: poniedziałek 8.00 – 15.30 wtorek 8.00 – 15.30 środa 9.00 – 17.00 czwartek 8.00 – 15.30 piątek 8.00 – 15.00 Administracja osiedla Międzytorze i Skarpa 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17 tel. (24) 263 60 70 wew. 22 tel. (24) 263 67 78 - całodobowy e-mail: [email protected] ; e-mail: [email protected] Administracja osiedla Podolszyce 09-409 Płock, ul. Baczyńskiego 3 tel. (24) 266 88 42, (24) 266 88 43 e-mail: [email protected] Siedziba Mazowieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17 tel. 24 263 68 74, 24 263 62 16 e-mail: [email protected] www.msmplock.pl Dział inwestycji 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17 tel. (24) 263 60 70 wew. 40 e-mail: [email protected] Dział członkowsko-lokalowy 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17 tel. (24) 263 60 70 wew. 30 e-mail: [email protected] Dział rozliczania opłat 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17 tel. (24) 263 60 70 wew. 35, 43 e-mail: [email protected] Sekcja rozliczeń mediów opomiarowanych 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17 tel. (24) 263 60 70 wew. 46 e-mail: [email protected] Dział windykacji 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17 tel. (24) 263 60 70 wew. 37 e-mail: [email protected] Dział finansowo-księgowy 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17 tel. (24) 263 60 70 wew. 34, 36 e-mail: [email protected] Dział informatyki 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17 tel. (24) 263 60 70 wew. 51 e-mail: [email protected] Informacja, tel. 504 267 109, po godzinie 17.00 e-mail: [email protected] Reklama Nasz Płock • nr 2(79) • maj 2012 15 Nasz Płock. Bezpłatny magazyn mieszkańców Płocka i Mazowsza Płockiego. ISSN 1731-5484. Wydawca: Wydawnictwo MAROW – Jan Bolesław Nycek. Redakcja i biuro ogłoszeń: 09-407 Płock, ul. Gierzyńskiego 17, tel./fax 24 266 87 40, e-mail: [email protected], www.naszplock.eu. Redaguje zespół. Redaktor naczelny: Jan Bolesław Nycek. Marketing: Jolanta Rutecka (tel. 603 194 335, [email protected]). Grafika: Małgorzata Debich (tel. 602 55 33 39). Druk: Edytor sp. z o.o., Olsztyn, ul. Tracka 5. Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i materiałów promocyjnych oraz zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmian tytułów w tekstach niezamówionych.