Znakomite portrety wewnętrzne
Transkrypt
Znakomite portrety wewnętrzne
Anatol Ulman Znakomite portrety wewnętrzne Z pewnością wypadnie sentymentalnie, a stąd i trochę śmiesznie, jeśli najpierw po prostu podziękuję paru osobom. Muszę to jednak uczynić, gdyż owa chęć wyraża wszystkie odczucia po zakończeniu lektury Białego pejzażu. Więc dziękuję poecie Danielowi Boulanger za tom prozy, który złożył u Gallimarda w 1973 pod nieładnym raczej tytułem Fouette, cocher! (Batem, dorożkarzu!). Pani Danucie Knysz-Rudzkiej za przełożenie książki z francuskiego tak, że jest ona nadal francuska (oryginału nie znam). I ludziom z wydawnictwa „Książka i Wiedza”, którzy spowodowali, że tom Biały pejzaż mogłem przeczytać. To są właściwe słowa, nawet jeśli recenzji nie pisze się w ten sposób. Daniel Boulanger, który liczy sobie obecnie lat sześćdziesiąt jeden, geniuszem nie jest, ale pisarzem znakomitym z pewnością. Z jego wierszy i prozy (tworzy także liczne scenariusze filmowe) wydawca wybrał książkę reprezentatywną, co również zasługuje na uznanie, gdyż trudno się spodziewać, by jakieś dziełko pisarza nazbyt szybko znów trafiło na polski rynek. Mój entuzjazm dla omawianej lektury, obiektywnie prawdopodobnie za duży, niewątpliwie zrodził się dosyć mizernego układu odniesienia, jeśli idzie o nasze obcowanie z literaturą współczesną, w tym szczególnie polską. Ponadto osobiście wysoko cenię pewne cechy literatury francuskiej, które wyraźnie się u Boulangera zaznaczają, dowodząc, że pisarz w dosyć nowoczesny sposób kontynuuje wielką tradycję kultury swego kraju. Jest racjonalistyczny nawet wówczas, gdy portretuje przepowiadającą przyszłość wróżkę (w której intuicję sam wierzy i z której wcale się nie naśmiewa), jest celny w uchwyceniu najbardziej charakterystycznej cechy przedstawionej postaci, przykładowo zwięzły, powściągliwie dowcipny i dyskretnie mądry. Przy tym wszystkim, tworząc dobrą prozę, nie przestaje być poetą. Poetyckie obrazy, dozowane bez natręctwa, właśnie usytuowane w strukturze noweli czy opowiadania, dowartościowują utwory o element w świecie, w którym najbrzydszy bywa człowiek. Oto fragment utworu Boulangera, który dla wykorzystania go jako argumentu pozwolę sobie przedstawić w graficznej formie wiersza, choć jest to praktycznie prozatorski opis stanu duszy bohaterki utworu Marta: „Kot skoczył na drzewo a oko wróżki odszyfrowywało napisy na murze naprzeciwko dekret zakazujący oddawania moczu reklama pończoch zapowiedź nadejścia Pana” W eksperymencie powyższym opuściłem znaki przestankowe (za co zainteresowanych przepraszam), a przy okazji gorzkie spostrzeżenie: chyba wiele wierszy nie wytrzymałoby próby zapisu ich w układach prozatorskich. Tom Boulangera zawiera dwadzieścia siedem nowel oraz opowiadań. Miejscem akcji bywa zazwyczaj współczesna francuska prowincja. Proszę jednak nie sądzić, że przybyła jeszcze jedna książka o zapyziałych miasteczkach, gdzie wszystko jest oczywiste, nudne i wstrętne. Francuzi już dawno wyleźli z tych schematów, które w Polsce wydają się jedynym sposobem widzenia ludzi mieszkających w dziurach daleko od Warszawy. Zresztą Daniela Boulanger nie interesują miasteczkowe układy i socjologiczne prawa. Pisarz prawie wyłącznie robi wewnętrzne portrety ludzi, którzy z różnych powodów nagle lub permanentnie czynią coś nie przylegającego do ogólnie przyjętych norm i wyobrażań. Nie bywają to działania wyłącznie naganne, ale z reguły są niezwykłe, choć realne. Oto staruszek zegarmistrz latami prowadza nocą tresowane specjalnie pieski, by obsikały drzwi mieszkania pewnej kobiety, która kiedyś bohatera znieważyła i która zresztą od dawna nie żyje. W dodatku, jak się czytelnicy przekonać mogą, jest to utwór, mimo tematu, poetycki. Mistrzowska wprost, tak w pomyśle, jak i wykonaniu, jest nowela pt. Z kim? Stary malarz kawaler posiada obraz nieznanej mu nigdy kobiety. W samotności swojej psychiki uważa ją za swą towarzyszkę życia, za realną żonę, która gdzieś wyjechała. Tak właśnie przedstawia tę kobietę małemu chłopcu pytającemu, kim jest pani z obnażonymi na obrazie piersiami. Chłopiec twierdzi, że widział ją niedawno. Malarz wpada w szał zazdrości, krzycząc: z kim? Zdradzić treść tych dwu lub nawet większej ilości utworów Boulangera, to jednak nie zepsuć przyjemności ich czytania, gdyż ich walory zawarte są nie tylko w anegdocie. Subtelną syntezą wszystkich tych krótkich z reguły utworów jest niewątpliwie ostatni Biały pejzaż. Rzecz zawiera opis pewnego obrazu, na którym prawie każdy wrażliwy człowiek dostrzega inny temat, bo dzieło odbierane jest wielowymiarowo oraz metafizycznie. Z tematem tym związana się wydaje istota filozoficznych założeń pisarstwa Boulangera. Zacytujmy fragment przedstawionej noweli: „I psychiatra zobaczył, jak z tego bezbarwnego mężczyzny, który siedział naprzeciw niego, wydobywać się zaczął tłum indywiduów. Obrócił się w stronę lustra wiszącego za biurkiem, które było wielkości białego pejzażu, i zobaczył, jak odbicie pacjenta stapia się z jego własnym”. Prosta więc sprawa: patrzymy wszyscy na ten sam świat i każdy z nas widzi w nim co innego. To zresztą nic odkrywczego, ale z zasady tej wynikają złożone konsekwencje: świat jest jeden, to i ludzie są jednością. Niby tacy różni, a takie identyczne mają pragnienia, żądze i marzenia. No i realizują je, gdy zdarzy się okazja. W sumie diabli wiedzą np. która „porządna i normalna” kobieta jest lesbijką i który uwielbiany powszechnie mężczyzna mordercą? Bo znakomity tom prozy Daniela Boulanger nie zawiera portretów francuskich drobnomieszczan, a pisarz nie „obnaża” jak trzeba by to kiedy napisać, moralnego upadku tej warstwy, lecz przedstawia każdego człowieka w upadkach, ale także i małych wzlotach. Ale i bez filozofii jakiejkolwiek książka jest pierwszorzędna. Daniel Boulanger Biały pejzaż Tłum. z franc. D. Knysz-Rudzka Warszawa 1983 KiW Nowe Książki, nr 8/1983