Odpowiedzialni rodzice Z doświadczeń psychologa (fragment

Transkrypt

Odpowiedzialni rodzice Z doświadczeń psychologa (fragment
Odpowiedzialni rodzice
Z doświadczeń psychologa (fragment)
Zakończenie. Na czym polega odpowiedzialność za rozwój psychiki dziecka. Rozważania wokół Dziesięciu
Przykazań
Przedstawiona w poprzednim rozdziale historia rodziny, w której syn zabił matkę, skłania do refleksji nie tylko nad
odpowiedzialnością młodego mężczyzny za popełniony czyn, ale też do pytania o odpowiedzialność rodziców za
wychowanie syna, który popadł w chorobę psychiczną i dopuścił się zabójstwa.
Rodzice, zwłaszcza starsi wiekiem, często zadają sobie pytanie, co zrobiłem/zrobiłam złego, że mój syn/córka mnie nie
kocha albo że jemu/jej w życiu się nie układa. Czy przeze mnie moje dzieci porzuciły szkołę, rozwiodły się, rozpiły,
popełniły zbrodnie albo targnęły się na własne życie?
Istnieje zjawisko tak zwanej atrybucji odpowiedzialności, czyli społecznego przypisywania sprawstwa i winy. W
uregulowanych stosunkach państwa zajmuje się tym system sądowniczy z oddzielnymi funkcjami prokuratora, adwokata,
ławników i sędziów, ale w codziennych stosunkach każdy z nas wytwarza sobie jakieś przekonanie na temat przyczyn
zdarzeń i udziału w nich różnych osób, np. „Zrobiła sobie skrobankę, bo matka chciała ją wyrzucić z domu”, „Nałykała
się proszków, bo nie zdała na studia, a ojciec powiedział, że takiego wstydu nie przeżyje”. W kontaktach międzyludzkich
takie i inne opinie słychać bardzo często. Formułują je ludzie na podstawie sobie znanych przesłanek i konstruktów
myślowych łączących zdarzenia w ciągi przyczynowo-skutkowe. Podobnie jednostki według pewnych reguł przypisują
sobie winę słusznie lub niesłusznie i w zgodzie z powszechną opinią albo nie.
Z prawnego punktu widzenia zabronione i karane są działania, które przynoszą innym szkodę. W przypadku szkody
fizycznej miara tej szkody (uszkodzenia ciała, utrata mienia) jest wymierna i może ona stanowić istotny element oceny
winy sprawcy. Kiedy nie ma fizycznych znamion przestępstwa (szkody rozgrywają się w obrębie psychiki: ktoś się
nabawił lęku, została urażona czyjaś godność, komuś odebrano marzenia albo wiarę w siebie) znacznie trudniej jest
udowodnić sprawstwo i wskazać związek przyczynowy między zachowaniem jednego człowieka (ewentualnie grupy) a
przeżyciami (szkodami) innego. Jednej osobie raz powiesz, że jest głupia, i pozostanie jej trwały uraz psychiczny, inna
roześmieje się, odpowie „Sam jesteś głupi” i nic jej nie będzie, nie pozostanie ślad tego zdarzenia. W polskich sądach
toczą się procesy o zniesławienie, znieważenie, przemoc psychiczną, mobbing w pracy, ale czy ktoś słyszał, żeby sądzono
ojca, że pozbawił dziecko zaufania do siebie, albo matkę, że zniechęciła córkę do swojej cielesności i do macierzyństwa?
Istnieje niezliczona liczba zdarzeń, kontaktów, wypowiedzi, z którymi styka się dziecko w toku swojego rozwoju i które
go formują. Jedne mają znaczenie, inne nie. Jedne pozostają w świadomości, wiele przechodzi do podświadomości, aby
stamtąd, jak gdyby z ukrycia, wyzwalać różne reakcje i w sposób trudny do zrozumienia kierować postępowaniem. Nie da
się osądzić do końca winnych złego rozwoju dziecka i jego niepowodzeń życiowych. Już poczęcie jest wypadkową wielu
zmiennych, na które nie mamy wpływu. Skrzyżowanie jakiej masy genetycznej rodziców wyda owoc i jaki nie zależy od
postępów medycyny ani od samych małżonków, a to co się dalej dzieje w rozwoju, ten cud łączenia się ze sobą
elementów fizycznych, chemicznych, biologicznych, psychicznych i duchowych, współtworzących człowieka przebiega
wprawdzie z udziałem rodziców, ale w dużym stopniu jest procesem samosterującym się.
Wychowanie jest tylko w części procesem świadomym i uświadamianym. W określonych sytuacjach działamy z wyraźną
intencją i w celu wychowawczym, np. czytamy dzieciom książeczki, żeby rozwinąć ich język i pobudzić wyobraźnię, ale
kiedy „śpiewamy przy goleniu” wcale nie musimy zdawać sobie sprawy, że jedna taka piosenka, jej sens czy sam rytuał,
może bardziej zapaść dziecku w pamięć i pozostawić trwały ślad niż planowanie obejrzenie „dobranocki”. Rodzicielstwo
jest przygodą o nieznanym początku i zakończeniu. Istnieje tak przeogromna ilość czynników, zdarzeń, oddziałujących na
dziecko ze strony wszystkich ludzi, których spotyka, środowisk, miejsc, wartości, z którymi ma kontakt i zdarzeń, w które
wrzuca je historia, że zaplanować przebieg rozwoju i życia dziecka, wybrać i formować jego zdolności i charakter, jest
prawie niemożliwe, chociaż...
Rodzice mogą być najważniejsi jako modele, wzorce zachowania się nieomal we wszystkich sytuacjach życiowych;
relacje z nimi są matrycą kształtowania się istotnych związków z ludźmi; wczesne dzieciństwo jest okresem formowania
się podstawowych zrębów osobowości i tę pierwotnie uformowaną strukturę zmienić jest później bardzo trudno.
Rodzice odpowiadają więc, ale nie tyle za ostateczny rezultat rozwojowy, sposób funkcjonowania swoich dorosłych
dzieci, bo to dla odmiany odebrałoby im wszelką szansę odpowiedzialności za siebie, ile za stworzenie dzieciom w miarę
swoich możliwości najlepszych warunków do rozwoju. Najlepszych to znaczy takich, które wynikają z ich najgłębszego
przekonania o tym, co dobre, z obyczaju, religii, ale też z tego, co jest skonfrontowane ze współczesną wiedzą medyczną,
psychologiczną, pedagogiczną na temat rozwoju. Rezultat, co by przez niego nie rozumieć (np. szczytowy punkt kariery
życiowej dziecka, ślub, doktorat, wysokie stanowisko albo jego załamanie się, choroba, rozwód), nie może być całkowicie
zaprogramowany, bo nie zgadzałoby się to z ideą wolnej woli i odpowiedzialności człowieka za siebie. Dziecko,
dorastając, ma prawo wyboru tego, kim jest i kim chciałoby być. Jego możliwości dowolnego kształtowania siebie są też
ograniczone. Niektórzy więc eksperymentują z anoreksją, ekstremalnymi sportami, seksem, badając granice swoich
możliwości.
Niewątpliwie to zderzenie się pragnienia rodziców ukształtowania dziecka na kogoś, kto chociażby w przybliżeniu
1
odpowiadałby ich ambicjom i aspiracjom, z pragnieniami dziecka kształtowania się na swój własny sposób może być
zbieżne i prowadzić do obopólnego zadowolenia („Udały mi się dzieci”, „Mam fajnych rodziców”). Ale może być też tak,
że drogi rodziców i dzieci się rozejdą, choć niekoniecznie na zawsze. Adolescencja, młodość jest okresem poszukiwań
własnej drogi, buntu, wyzwalania się spod narzuconych przez rodzinę wzorców życia, czasami prowadzi wręcz do
robienia na przekór, gorzej, byle po swojemu, żeby zaznaczyć własną odrębność, dorosłość i autonomię. Po założeniu
własnej rodziny, zwłaszcza urodzeniu dzieci, bardzo często wraca się mentalnie, uczuciowo, a często wręcz fizycznie do
rodziny pochodzenia. To z własnej rodziny czerpie się wzory życia, przepisy kulinarne, styl spędzania świąt, nie mówiąc
już o radach na wychowywanie dzieci. Na ogół rodzice popierają kontakt dziadków z wnukami, chyba że wdają się w
walkę o źle pojmowany autorytet. Faza dojrzałej dorosłości sprzyja zbliżaniu się z rodzicami, jeśli oczywiście jeszcze
żyją, oraz rozumieniu pobudek zachowań, które w dzieciństwie czy wczesnej młodości mieliśmy im za złe i uważaliśmy
za źródło swojej krzywdy. Dojrzałość służy rozumieniu i wybaczaniu. W umysłąch starzejących się rodziców zaś
zachodzą inne procesy, także z racji wzrastającego dystansu do wydarzeń sprzed lat. To, co kiedyś wydawało im się w
wychowaniu słuszne (chociażby zmuszanie dzieci do jedzenia), po latach traktują jako swój błąd. Bilans życiowy ludzi
starych w dużej mierze zasadza się na zadowoleniu bądź nie z życia swoich dzieci, bez względu na to, czy droga, którą
obrały, była po ich myśli. I w ten sposób mogą się równoważyć te dwie kwestie odpowiedzialności – rodziców za to, że
usiłowali jak najlepiej wychować swoje dzieci, i dzieci, że stały się takimi, jakimi chciały być, niezależnie od tego, czy
było to według wizji rodziców czy obok niej.
Na zakończenie warto przedstawić Współczesny Dekalog Relacji Dorosły – Dziecko, który powstał z przeformułowania
Dziesięciu Przykazań. Budził on duże zainteresowanie, kursując w tzw. ćwierćobiegu, a także pewnie kontrowersje. W
związku z tym będę się do poszczególnych punktów bliżej ustosunkowywać, czy objaśniać ich znaczenie.
Współczesny Dekalog Relacji Dorosły – Dziecko[1]
I. Nie miej w życiu wartości większej niż dziecko.
II. Nie używaj dziecka do tego, do czego ono nie jest.
III. Poświęcaj dziecku niedzielę.
IV. Szanuj dziecko jak równe sobie.
V. Nie zabijaj, nie bij, nie poniżaj, nie zniewalaj dziecka.
VI. Nie wykorzystuj seksualnie dziecka i nie erotyzuj go, czyniąc przedwcześnie dorosłym.
VII. Nie okradaj dziecka z rzeczy ani z jego praw: do miłości, opieki, bezpieczeństwa, właściwego wyżywienia, do
nauki, zabawy, kontaktów z innymi, wypoczynku, pomocy medycznej i duchowej.
VIII. Nie kłam dziecku i nie ucz go dawać fałszywego świadectwa.
IX. Dbaj o rodzinę.
X. Bądź z dzieckiem, a nie tylko je miej; bądź uczestnikiem kontaktu z dzieckiem, przykładem, nauczycielem
umiejętności, przewodnikiem po świecie wartości.
Punkt I – Nie miej w życiu wartości większej niż dziecko – może wydawać szczególnie kontrowersyjny, zwłaszcza dla
osób religijnych. Może się tu bowiem wydawać, że chodzi o czynienie z dzieci bożków. Absolutnie nie - czynienie z
dziecka jedynej wartości jest niebezpieczne z wielu względów, ponieważ jego odejście, czy to z powodu przedwczesnej
śmierci, czy po prostu przejście do innych kręgów społecznych, związanie się z partnerem, wyjazd za granicę mogą
oznaczać dla rodziców stratę nie do wyrównania. Także dla dziecka świadomość, że jest dla rodziców „całym światem”,
ogranicza jego wolność i może uczuciowo zniewalać, przywiązywać do końca życia, udaremniając rozwój
samodzielności, ale należy rozważyć, co się dzieje wówczas, gdy dzieci nie są największą wartością w życiu rodziców,
kiedy ich urodzenie odkłada się na później i później, bo są sprawy ważniejsze: meblowanie domu, kupno samochodu itd.,
kiedy dziecko rzadko widzi rodziców i ciągle za nimi tęskni, bo oni są zajęci ważniejszymi sprawami, kiedy dziecko nie
może się zwierzyć rodzicom, opowiedzieć im o swoich bardzo ważnych sprawach. Warto się zastanowić się, czy dla
dobra psychicznego rozwoju dziecka i dla równowagi w życiu rodziny przeświadczenie, że dziecko jest największą
wartością nie jest uzasadnione.
Punkt II – Nie używaj dziecka do tego, do czego ono nie jest. Dziecko w rodzinie bywa zarówno planowane z myślą o
jakichś celach, np. przejęcia firmy, opieki nad chorą siostrą czy bratem, wsparcia na starość rodziców, jak i doraźnie
używane, np. jako przedmiot walki przy rozwodzie, strona przy konflikcie, słuchacz zwierzeń rodzicielskich, źródło
prestiżu rodziny (np. gdy przywozi medale) albo jej utrzymania (np. gdy zbiera puszki w śmietnikach). W sumie jednak
może lepiej, aby dziecko było do czegoś i z tego tytułu czerpało poczucie bezpieczeństwa w istnieniu w rodzinie, niż żeby
było do niczego, jak to się wielu dzieciom zdarza słyszeć w przypływie gniewu rodziców.
Punkt III – Poświęcaj dziecku niedzielę. Nie należy przesadzać, że chodzi o „całą niedzielę", przecież rodzice też mają
swoje „prawa”. W tym zaleceniu istotne są dwie sprawy: przeznaczenie na bycie z dzieckiem przynajmniej jakiejś części
wolnego czasu rodziców oraz przeżywanie z razem z nim „świąteczności”. Niedziela i święta są dniami szczególnymi i
jednym rodzinom może chodzić o przeżywanie religijnego charakteru świąt, innym - wspólnotowego, ale warto sięgnąć
do własnych wspomnień. Niedzielna wycieczka z rodzicami na grzyby czy starówkę jest to niezapomniane przeżycie.
Podobnie rzecz się ma z pewnymi niedzielnymi rytuałami, na przykład najpierw kościół, potem lody i wizyta u prababci.
2
Doceniając ów szczególny charakter niedziel i świąt jako dni wolnych od pracy, należy uwzględnić fakt, że powinny one
być wolne od pewnych przymusów stosowanych wobec dzieci w imię dorosłych wyobrażeń o niedzieli. Przekleństwem
mojego dzieciństwa było to, że w niedzielę trzeba było chodzić cały dzień w sukience i być czystym, więc absolutnie nie
można było robić wielu bardzo przyjemnych rzeczy. Kiedy rodzice mieli więcej wolnego czasu, wtedy nadarzała się
okazja do prowadzenia tzw. rozmów wychowawczych, czyli rachunku sumienia za cały tydzień. Oby niedziele nie
budziły w dzieciach lęku, a dla tych dzieci, które przebywają w zakładach, domach opieki, szpitalach – nie były one
dniami beznadziejnego wyczekiwania na rodziców. Oby wszystkim niedziele dobrze się kojarzyły.
Punkt IV – Szanuj dziecko jak równe sobie. Wielu rodzicom na pewno takie zalecenie wyda się zdumiewające. „Jak to?
Ten smarkacz, ta smarkata, żeby nie powiedzieć gorzej, jest mi równy, równa? On, ona ma mnie słuchać. Ja ich
wszystkich utrzymuję. Tylko popuszczę i zaraz mi na głowę wchodzą”. Zasada szacunku wobec dziecka nie ma
zakorzeniania w historii naszej cywilizacji. Walka o prawa dziecka do życia, do nauki, ochrony zdrowotnej, to zdobycze
XX wieku. Wielkim nauczycielem szacunku dla dziecka był Janusz Korczak[2]. Z współczesnej psychologii wiadomo, że
odmówienie dziecku prawa do poszanowania jego godności skutkuje patologią rozwoju. W najbardziej drastycznej formie
objawia się to w stosunku do dzieci z upośledzeniem umysłowym, w odniesieniu do których postawa wyższości,
lekceważenia jest bardzo powszechna i które cierpią na osłabienie zdolności uczenia się i żyją w wielkim lęku przed
agresją dorosłych i rówieśników. Idea dwupodmiotowości dorosłego i dziecka, sformułowana przez Zofię Babską i Grace
W. Shugar[3], znalazła oddźwięk w wielu pracach, które pokazują, że traktowanie dziecka jak równego w sensie nie siły,
ale potrzeb, sprzyja rozwojowi umysłowemu i moralno-społecznemu zarówno dorosłych, jak i dzieci. Dziecko traktowane
z szacunkiem odnosi się z szacunkiem do innych ludzi, do przyrody, zwierząt, nie boi się świata, jest na niego otwarte,
potrafi w nim działać, nie bojąc się, że jego nieporadność będzie źródłem wyzysku albo szyderstwa.
Punkt V – Nie zabijaj, nie bij, nie poniżaj, nie zniewalaj dziecka. Zabijać można różnie: słowem, wzrokiem, kijem.
Wybitna psychoanalityczka i pisarka Alice Miller prowadzi swoją szeroko zakrojoną kampanię, wykazując, że bicie
prowadzi nieuchronnie do agresywności. Biografie Stalina, Hitlera i innych ludobójców wskazują, że jako dzieci byli oni
bici i poniżani. Wprawdzie poeta nawoływał „Gwałt niech się gwałtem odciśnie”, ale nasza epoka po doświadczeniu
okropieństw XX wieku wolałaby już zapewne, by gwałtów nie było. Wielu rodzicom wydaje się, że bez kar cielesnych
nie da się wychować dziecka. Niektórzy dorośli podkreślają we wspomnieniach jak rózga dyscyplinowała ich dzieciństwo
i pozwalała „wyrosnąć na człowieka”. Warto by ci rodzice uczciwiej przyjrzeli się wspomnieniom grozy pasa, rózgi czy
innego narzędzia dziecięcych prześladowań. Bicie dzieci jest wyrazem bezmyślności i poczucia władzy albo bezradności
wobec dziecięcego „terroryzmu”, ale niech bezmyślność, złość i bezradność dorosłych nie czyni z bicia ideologii
wychowawczej. Jeśli tylko potrafimy się powstrzymać, nie bijmy.
Punkt VI – Nie wykorzystuj seksualnie dziecka i nie erotyzuj go, czyniąc przedwcześnie dorosłym. Ostatnie
dwudziestolecie przyniosło ogromną zmianę w obyczajach seksualnych naszego kręgu kulturowego. Obniżył się wiek
inicjacji seksualnej, niemal powszechna stała się społeczna zgoda na partnerstwo nieuświęcone sakramentem małżeństwa,
zalała nas pornografia. To wszystko nie zmienia psychologicznej prawdy o potrzebie zachowania niewinności dziecka.
Przedwczesna erotyzacja, wprowadzanie dziecka w świat zmysłowych i silnych doznań, używanie go jako obiektu
manipulacji seksualnej jest przestępstwem przeciwko rozwojowi. W imię dobra dzieci powinniśmy jako społeczeństwo
nie tylko piętnować pedofilię, ale bronić dzieci przed atakiem erotyczności z bilboardów, reklam telewizyjnych, ogólnie
dostępnych pism i filmów video i DVD. Rewolucja obyczajowa nie powinna też powodować przesadnej otwartości na
sprawy seksu w domach. Niech sypialnia rodziców będzie zamknięta, a tzw. uświadamianie dostosowane do wieku i
zainteresowań. Chrońmy też język dzieci, ucząc je właściwego nazewnictwa odnoszącego się do anatomii, fizjologii oraz
sfery uczuć i miłości. Nie sposób tu równocześnie pominąć problemu tolerancji dla różnych form seksualności człowieka.
Punkt VII – Nie okradaj dziecka z rzeczy ani z jego praw: do miłości, opieki, bezpieczeństwa, właściwego wyżywienia,
do nauki, zabawy, kontaktów z innymi, wypoczynku, pomocy medycznej i duchowej. Ten punkt w zasadzie jest jasny i
nie wymaga specjalnego rozwinięcia. Koresponduje z ogólnym zaleceniem szacunku i równego traktowania. Jest
oczywiste, że sprzedanie magnetofonu dziecka za alkohol czy wyrzucenie z domu jego psa są czynami okrutnymi. Ale
trzeba też zdawać sobie sprawę z powszechności istnienia innych form kradzieży, na przykład czasu dziecka
przeznaczonego na zabawę, a wykorzystywanego na to, by zaspakajało aspiracje intelektualne szkoły lub rodziców, albo
jego kącika w domu danego mu na własne rzeczy, a potem odebranego z przeznaczeniem na hobby taty.
Punkt VIII – Nie kłam dziecku i nie ucz go dawać fałszywego świadectwa. W wielu domach dzieci słyszą „Nie mów tego
tacie, bo się zdenerwuje”. Dzieci są nie tylko często namawiane do kłamania w interesie ochrony rodziny przed wstydem,
zachowania tajemnicy domowej itd., ale też niekiedy okłamywane przez rodziców w kwestii ich wzajemnej relacji.
Autorka niniejszej publikacji nie ma pewności co do tego, czy każda forma szczerości jest dobra i konieczna. Zatajenie
adopcji przed dzieckiem jest bardzo ryzykownym posunięciem, ale też można zrozumieć rodziców, którzy z wielu
względów różne formy zatajenia prawdy uważają za lepsze od niej samej. Gdy wymagamy od dziecka mówienia prawdy,
miejmy tyleż zrozumienia dla jego potrzeby nieujawniania prawdziwego stanu rzeczy, co dla pobudek, które nami kierują,
kiedy kłamiemy dzieciom.
Punkt IX – Dbaj o rodzinę. Bez komentarza.
Punkt X – Bądź z dzieckiem, a nie tylko je miej; bądź uczestnikiem kontaktu z dzieckiem, przykładem, nauczycielem
umiejętności, przewodnikiem po świecie wartości. Bardzo dużo wymagań, aż strach urodzić dziecko. W rzeczywistości
3
wychować dziecko dobrze oznacza wielką odpowiedzialność, ale taka powinność ciąży na dorosłych i może refleksja
wokół tych dziesięciu przykazań pomoże w rozumieniu tego, czym jest odpowiedzialne rodzicielstwo.
Bibliografia
Babska Z., Shugar G.W., Idea dwupodmiotowości interakcji dorosły – dziecko w procesie wychowania w pierwszych
latach życia, Raport Sekcji Psychologii KUL, Lublin 1986.
Szymborski J. (red.), Korczak i bezpieczeństwo dziecka, „Zeszyty Naukowe Wszechnicy Polskiej”, z. 3, TWP, Warszawa
2008.
[1] Dekalog ten po raz pierwszy przedstawiono na Konferencji PSOUU w Warszawie w 2004 roku w ramach wykładu pt.
Odpowiedzialność za rozwój dziecka – aspekty filozoficzne, psychologiczne i moralne.
[2] Por. J. Szymborski (red.), Korczak i bezpieczeństwo dziecka, ”Zeszyty Naukowe Wszechnicy Polskiej”, z. 3, TWP,
Warszawa 2008.
[3] Z. Babska, G.W. Shugar, Idea dwupodmiotowości interakcji dorosły – dziecko w procesie wychowania w pierwszych
latach życia, Raport Sekcji Psychologii KUL, Lublin 1986.
4