Poziom edukacji w UK

Transkrypt

Poziom edukacji w UK
Poziom wiedzy Brytyjczyków
Badania firmy Lewis Global Public Relations, opublikowane dnia 8 stycznia 2010.
Badanie, zrealizowane na próbie 1000 mieszkańców Wysp Brytyjskich, miało na celu sprawdzenie poziomu wiedzy
z zakresu IT. Okazało się, że dla 10% mieszkańców Wielkiej Brytanii, Steve Jobs jest liderem związków zawodowych, a
20% sądzi, że to drugoligowy piłkarz. Aż 1/5 Brytyjczyków nigdy o nim nie słyszała.
Aż 1/4 respondentów nie wie, że Tim Berners-Lee to współtwórca i pionier Internetu. Nazwisko to kojarzy im się
raczej z szefem brytyjskich Służb Bezpieczeństwa (odpowiedziało tak 9%), badaczem Arktyki (6%) lub pierwszym
brytyjskim astronautą w przestrzeni kosmicznej (5%).
Co ciekawe, mimo wielkiej i wciąż rosnącej popularności internetowych serwisów społecznościowych, aż 11%
ankietowanych nie potrafiło wymienić nawet jednego z nich.
12% badanych nie wiedziało kim jest Bill Gates; w tym 3% uznało go za amerykańskiego komika, a 2% - za
jednego ze złodziei, biorących udział w „napadzie stulecia” na pociąg z pieniędzmi w 1963 roku.
Hitler trenerem reprezentacji Niemiec
© Copyright by DailyMail, 6 listopada 2009.
Badanie wiedzy historycznej o obu wojnach światowych objęło 2 tys. dzieci w wieku od 9 do 15 lat. Jedno na
dwadzieścioro angielskich dzieci myśli, że Holokaust to obchody końca wojny. Co dziesiąty uczeń jest przekonany, że
SS oznacza „Sekretną Siódemkę” [ang. Secret Seven], czyli grupę dzieci (bohaterów książki) pomagających policji
rozwiązywać kryminalne zagadki. Aż 40% nie wie, że święto poległych w I Wojnie Światowej [ang. Remembrance Day]
przypada na 11 listopada. 12% jest zdania, że symbolem tego święta są żółte ramiona McDonald's zamiast czerwonych
maków.
Jednym z najbardziej zaskakujących wyników badania było to, że jeden na sześciu uczniów uważa Auschwitz za
park tematyczny poświęcony II Wojnie Światowej. Tylko połowa pytanych wiedziała, że D-Day [tak alianci nazwali dzień
rozpoczęcia operacji] dotyczy lądowania w Normandii. Jedna czwarta myślała, że to dzień Sądu Ostatecznego. Co
czwarte dziecko sądziło, że bomba atomowa została zrzucona na Pearl Harbour, co skłoniło Amerykę do
przystąpienia do działań wojennych.
Badanie zostało przeprowadzone przez organizację weteranów wojennych Erskine w związku z obchodami dnia
pamięci ofiar I Wojny Światowej. Dyrektor generalny organizacji Jim Panton nie ukrywał zaskoczenia wynikami: „Wiele
odpowiedzi nas zszokowało i pokazało, że mamy wiele do zrobienia na polu edukacji młodzieży”.
Brytyjska szkoła – jaka jest
© Copyright by Małgorzata Mielczarek, eLondyn 2009.
Trzynaście tygodni wakacji, jeden dzień wolny w tygodniu na przygotowanie planu zajęć oraz pensja sięgająca 35
tysięcy funtów rocznie – brzmi jak praca marzeń. Komu się to marzenie spełnia? Nauczycielom w Wielkiej Brytanii.
Daleko brytyjskiemu belfrowi do stereotypu polskiego, źle ubranego, ciągnącego dwa etaty erudyty-nieudacznika
w średnim wieku. Gdyby „Dzień świra” kręcono w Wielkiej Brytanii, Adaś Miauczyński należałby do elity społecznej.
Dobrze ubrany i zadowolony z życia, wzbudzałby powszechny szacunek oraz podszyte fascynacją niedowierzanie –
„Jaki ty musisz być wspaniały, że dajesz radę całej klasie brytyjskich wyrostków! Przecież to szaleństwo!”.
„Potwory, bydło, zaraza” – to tylko przykłady epitetów, jakie pojawiły się na internetowym forum „The Daily
Telegraph”, po opublikowaniu wyników ankiety, badającej opinię dorosłych o dorastającym pokoleniu Brytyjczyków.
Zgodnie z dokumentem, dorośli dosłownie boją się młodzieży i tylko w 2007 roku, co piąty mieszkaniec Wysp osobiście
doświadczył skutków łamania prawa przez nastolatki. Kto i dlaczego decyduje się zatem na codzienny kontakt z
brytyjską „przyszłością narodu”? I czy to rzeczywiście taki koszmar?
Przeciętny nauczyciel w UK nie ma 30 lat
Mimo atrakcyjnych warunków pracy, chętnych do nauczania brakuje. Brytyjczycy nie kwapią się do pracy z własną
młodzieżą, na co zdesperowany rząd reaguje importem nauczycieli z innych krajów. Swojego czasu głośno było o
prawdziwej „łapance” urządzonej na nauczycieli z RPA, gdzie zarobki są porównywalne do polskich. Od 2004 roku rząd
uznaje również kwalifikacje nauczycielskie zdobyte w Polsce. Według statystyk General Teaching Council, w Wielkiej
Brytanii zatrudnionych jest obecnie kilkuset polskich nauczycieli, a kilka tysięcy Polaków pracuje na stanowiskach
„teaching assistant” (pomocnika nauczyciela) i pokrewnych.
Nauczyciel wykształcony w Wielkiej Brytanii może zaczynać karierę już w wieku 22 lat (po ukończeniu 3-letnich
studiów nauczycielskich). Na początek otrzyma 25 tys. funtów rocznie. Z każdym rokiem nauczania jego pensja będzie
wzrastać średnio o tysiąc funtów. Po kilku latach pracy, otworzą się przed nimi drogi na takie stanowiska jak specjalista
do spraw nauczania, niezależny konsultant albo zastępca dyrektora szkoły. Takie role są z reguły lepiej płatne i nie
wymagają od nauczyciela regularnego kontaktu z klasą. Co się dzieje, kiedy doświadczeni nauczyciele załapują się na
wyższe stanowiska? Nauczanie zostaje w rękach młodych, świeżo upieczonych absolwentów.
Nauczyciel - psycholog
- Dyrektor mojej szkoły ma 35 lat i jest najstarszy w pokoju nauczycielskim – opowiada Marzena, która od dwóch lat
uczy w małej szkole podstawowej położonej w sercu Hammersmith. Była z nami jedna nauczycielka po 50-tce, ale
szkoła zrobiła wszystko, żeby się jej pozbyć. Podobno miała nieadekwatne podejście do nauczania, potrafiła krzyknąć
na dziecko oraz stosowała system kar i nagród w klasie. Tymczasem razem z nowym dyrektorem przyszła nowa
polityka. Dzieci nie wolno karać. Karą ma być brak nagrody. Nie wolno na nie podnosić głosu, ani do niczego
przymuszać. Jeśli w trakcie lekcji uczeń ucieka z mojej klasy, nie mogę za nim pójść, tylko poczekać, aż sam zdecyduje
się wrócić. To ma być jego świadomy wybór, a ja – jako nauczyciel – powinnam mu pomagać w jego dokonaniu. Jak?
Przez rozmowę, tłumaczenie, wspólne szukanie powodów złości czy frustracji, które odczuwa. Mam też w klasie tzw.
„time out corner”, gdzie mogę wysłać dziecko, żeby przemyślało swoje niewłaściwe zachowanie. Czy taki system
działa? Czasem tak, czasem nie, jak każdy system. W tak zarządzanej szkole na pewno jest mniej dyscypliny, dzieci nie
czują lęku przed nauczycielem, a to oznacza, że czasem przekraczają granice. Z drugiej strony, właśnie dlatego, że
tych granic jest mniej, rzadziej się o nie ocieramy. Zresztą ja nie wierzę w ślepy reżim. Zanim dostałam tę pracę,
spędziłam pół roku pracując w jednej z najgorszych dzielnic Londynu, gdzie niektórzy uczniowie potrafili napluć na
nauczyciela. Tam była dyscyplina, nawet bardzo ostra. Ale co z tego? Czego możesz wymagać od dzieci, które żyją w
oparach bezrobocia i rezygnacji? Rodzice takich uczniów przeklinają na nie w twojej obecności.
Barbara, menadżer zerówki i przedszkola w centralnym Londynie, nie popiera współczesnych metod nauczania: –
Nauka to wysiłek. Nie da się wszystkiego załatwić przez zabawę. Trzeba czasem pocierpieć – mówi. – A tymczasem z
angielskich szkół wyeliminowano ból. Wszystko jest „politically correct” (poprawnie politycznie) i „child friendly”
(przyjazne dziecku). Tutaj każdy zdaje do następnej klasy, nie ma klasówek ani ocen, bo to byłby za duży stres. To nic,
że dziecko nie opanowało materiału, to nic, że nie rozumie, co się do niego mówi, bo w domu nikt nie rozmawia po
angielsku. Idzie dalej, przekonane, że zawsze tak będzie. A jakie to jest przygotowanie do życia? Przecież jak te dzieci
kiedyś pójdą do pracy, to też z przekonaniem, że wystarczy być.
Special Education Needs - brytyjski sen
Wielka Brytania to kraj promujący równość, szacunek dla inności. Szkoły są tego odbiciem. Nielegalne jest
dokonywanie selekcji uczniów ze względu na religię, kulturę, kolor skóry czy sprawność intelektualną.
Szkoła brytyjska to szkoła integracyjna. Jest w niej miejsce dla każdego dziecka, nawet jeśli ma głębokie upośledzenie
albo zaburzenia zachowania. Takie dzieci określane są mianem SEN (special education needs). Na każde dziecko SEN
szkoła otrzymuje dodatkowe pieniądze od rządu. Jeśli uczeń SEN jest na tyle samodzielny, że nie potrzebuje stałej
opieki, kilka razy dziennie odbywa indywidualne sesje z teaching assistant. Jeśli ma np. głęboki autyzm, dostaje
osobistego opiekuna, który jest z dzieckiem cały dzień, pomaga w trakcie lekcji, upewnia się, że dziecko oraz jego
koledzy są bezpieczni.
– Cała brytyjska edukacja opiera się na założeniu, że każde dziecko się liczy („Every child matters”) – mówi Robert,
pracujący jako SEN teaching assistant. Pracuję z uczniami, którzy się jąkają, mają trudności z koncentracją, albo nie
mówią jeszcze dobrze po angielsku. Są wśród nich też polskie dzieci. Nie zostają w tyle, nie są spychane do młodszych
klas. Uczą się z rówieśnikami, a szkoła robi wszystko, żeby wyrównać ich braki. To świetna sprawa. Z drugiej jednak
strony muszę czasem pracować z dziećmi, którym nie mam jak pomóc. Na przykład taki autystyk – krzyczy, wyje,
bywa, że atakuje wystraszonych kolegów. Takie dzieci mają inny styl uczenia się i zwyczajnie męczą się w zwykłej
szkole. Lekcja z udziałem autystyka często wygląda tak, jakby w rogu klasy stało radio i nadawało audycję
równocześnie z mówiącym nauczycielem. Decyzja o wyborze szkoły dla takiego ucznia wciąż jednak należy do
rodziców, często naiwnie wierzących, że „normalna” szkoła odmieni ich dziecko. Tymczasem to dziecko odmienia
szkołę.
Święta najlepiej bez choinki
Brytyjska szkoła jest młoda, szybko akceptuje zmiany i nie ma trudności adaptacyjnych. Jest etnicznie i kulturowo
zróżnicowana. Co to znaczy?
– Mniej więcej tyle, że mam w klasie dzieci, których rodzice wyznają różne religie, mówią w różnych językach, czasem
nie mówią wcale po angielsku – opowiada Barbara. – Dla mnie to wielka lekcja dyplomacji. Niektórzy rodzice
muzułmanie, nie chcą, żeby ich dzieci brały udział w zajęciach muzyki ani nawet słuchały dziecięcych piosenek. Choć
jako pedagog wczesnoszkolny, uważam tę formę za wspaniałe narzędzie poznawcze, nie wolno mi krytykować
poglądów rodziców i uszanować ich prośby, co oznacza wysyłanie dziecka do innej klasy w czasie muzyki. Oczywiście
bywa, że rodzice przekraczają granice dobrego smaku np. w tamtym roku złożyli apel, żeby w szkole nie było choinki
na Boże Narodzenie. Niektórzy tatusiowie ignorują mnie, bo jestem kobietą. Inni, zgodnie z przekonaniem, że
dziewczynki nie powinny wiedzieć zbyt wiele, nie pozwalają córkom odrabiać lekcji. Gdyby nie było obowiązku
szkolnego, pewnie w ogóle nie wysyłaliby dzieci do szkoły. Staram się o tym nie myśleć, tylko pomóc tym dzieciom
rozwijać ich możliwości. Co z nimi potem zrobią? Na to już nie mam wpływu.
Czy brytyjska szkoła jest lepsza od polskiej? Powiem tak: brytyjska edukacja ma wszystko do czego polska szkoła dąży:
otwartość na zmiany, pieniądze i potencjał. Polska szkoła po prostu zajmuje się nauczaniem.

Podobne dokumenty