Na szlaku 1 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli

Transkrypt

Na szlaku 1 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli
Na szlaku
1
2 Numer 72
Zapraszamy na tradycyjne nabożeństwa wielkopostne, podczas których rozważamy Mękę Pańską:
- Gorzkie Żale - w każdą niedzielę o godz. 16.00.
- Drogi krzyżowe w piątki o 8.30 i 17.15 dla wszystkich, o 16.30 dla dzieci i o 19.00 dla młodzieży.
- Rekolekcje wielkopostne przeżywać będziemy od 25 do 28 marca.
Prowadzić je będzie Wspólnota Miłości Ukrzyżowanej.
SPIS TREŚCI
Słowo na marzec
4
Diecezjalne
Księga
5
Kwiatki
św.
Elementy pokutnew klasztorach... 9
Natura
Kobiety
Poczet
12
Świętymi bądźcie...
23
14
Dla
26
14
Chwila
15
Kwiatki
Ferie
życia
gwardianów
przy
Myśli
Nie
,
wolno
klasztorze
sentencje
nam
zapomnieć
spotkanie...
Franciszka
18
afrykańskiej
19
dzieci
z
poezją
św.
17
29
Franciszka
30
REDAKCJA:
o. Jerzy Kiebała OFM Cap., o.Jerzy Steliga OFM Cap, o.Andrzej Surkont OFM Cap., br. Zachariasz Nycz OFM Cap., o.Robet Krawiec OFM
Cap., Grażyna Lewandowska (redaktor naczelny), Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny),Barbara Burak(korekta),
ADRES: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów ul. Klasztorna 27 37-464 STALOWA WOLA tel. 015 842 03 24, wew. 21
e-mail: [email protected] , [email protected] strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl
Nakład 400 Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów.
Na Szlaku
3
Kochani Parafianie
i Przyjaciele naszego klasztoruPokój z Wami !
„ Nawracajcie się i wierzcie
w Ewangelię”
Oto zaproszenie, jakie
wybrzmiewa przez cały
Wielki Post, ono zaprasza
serca do wędrówki ku Bogu.
Powrócić do Boga, czyli
całkowicie Mu zawierzyć:
p owró cić d o N iego, to
skierować się w stronę źródła
życia, jakim jest On -Bóg
Wszechmogący.
Wi e l u z n a s w
czasie Wielkiego Postu
podejmuje różnego rodzaju
umartwienia i wielkopostne
zobowiązania. A przecież
nie post jako taki jest
celem, ale nawrócenie i
przemiana serca, zmiana
myślenia, wartościowania
i postępowania. A w
ostatecznym efekcie
chodzi przecież o to, aby
uwierzyć Bogu, aby do Niego
przylgnąć, uczynić Go centrum i źródłem
naszego codziennego życia. Bo może mamy
obraz Boga przykrojonego według naszych
wymiarów, do naszych upodobań, według
naszych wyobrażeń? Może to Bóg ma być nam
posłuszny, a nie my Jemu? Może mamy obraz
Boga, któremu nie wolno nic od nas wymagać,
albo ma być na naszych usługach, spełniać
nasze zachcianki lub pilnować naszego interesu?
Ten czas 40 dni prawdy o Bogu i prawdy o nas
samych ma dokonać ostrej korekty, odnowienia
prawdziwości spojrzenia i działania na drogach
naszego życia.
Potężny król Milinda powiedział do starego
kapłana: -Mówisz, że jeżeli człowiek, który przez
4 Numer 72
sto lat czynił wszelkie możliwe zło, poprosi przed
samą śmiercią Boga o przebaczenie, zdoła się
odkupić i wejdzie do nieba. Natomiast człowiek,
który popełni tylko jedno wykroczenie, a nie okaże
wobec Niego swojej skruchy, zostanie wtrącony
do piekła. Czy to sprawiedliwe? Czy to znaczy, że
sto przestępstw waży mniej aniżeli jedno? Stary
kapłan odpowiedział wtedy królowi: -Jeżeli wezmę
wielki kamień i rzucę go w jezioro, pójdzie na dno
czy utrzyma się na powierzchni? -Pójdzie na dno
-odpowiedział król. -A jeśli wezmę sto wielkich
kamieni, ułożę je na barce i popchnę je na środek
jeziora, utrzymają się na powierzchni czy pójdą na
dno? -Utrzymają się na powierzchni. -Czy więc
sto kamieni leżących na barce nie jest lżejszych od
jednego samotnego kamyczka? Król nie wiedział,
co
odpowiedzieć.
Starzec
kontynuował. -Tak samo, królu,
dzieje się z ludźmi. Człowiek,
który ma wiele grzechów, a oprze
się na Bogu, nie zastanie wtrącony
w piekielną otchłań. Natomiast
człowiek, który popełnił tylko
jeden grzech, a nie odwoła się
do Bożego miłosierdzia, będzie
potępiony.
W tym wszystkim prawda jest
taka, że najpierw mamy zbawienie
jako hojną i darmową ofertę
Boga, a następnie jest nawrócenie
jako odpowiedź człowieka.
Pragniemy się nawracać ku Bogu,
ponieważ zostaliśmy zbawieni,
bo zbawienie przyszło do nas.
Na tym polega wesoła nowina, radosny charakter
ewangelicznego nawrócenia. „Nawróćcie się!”
– nie jest to coś, co ma napełniać nas smutkiem,
bojaźnią i zmusza do chodzenia ze spuszczoną
głową. Jest to niewiarygodna propozycja Boga
miłującego. Zaproszenie do wolności i radości –
„jeśli wasze grzechy będą jak szkarłat, jak śnieg
wybieleją”. Jest to DOBRA NOWINA od Boga dla
ludzi wszystkich czasów. I niech stanie się udziałem
każdego z Nas noszących w sobie pragnienie
zbliżania się do Boga i przylgnięcia do Niego całym
sercem w tym czterdziestodniowym oczekiwaniu
na zwycięstwo Chrystusa nad grzechem i śmiercią.
Gwardian Jerzy Kiebała OFMCap
Księga życia
O krzyżu, przebaczeniu,
małżeństwie,
wychowaniu
i modlitwie z Andrzejem
i Tomkiem ze Wspólnoty
Miłości
Ukrzyżowanej
rozmawia Robert Krawiec
OFMCap.
We wspólnocie mam uśmiercać w sobie starego
człowieka egoizmu i stworzonych bożków.
Wspólnota w tym mi dopomaga. Z drugiej strony
wspólnota, która ma jakąś misję do spełnienia, jest
moim miejscem w Kościele i konkretną służbą
Kościołowi, począwszy od parafii, a skończywszy
na śpiewie, rekolekcjach, czuwaniach i głoszeniu
Słowa Bożego.
- Od kilku lat przynależycie
do
Wspólnoty
Miłości
Ukrzyżowanej. Sama parafia nie wystarczała?
Ja szukałem czegoś więcej… W szkole średniej
miałem doświadczenia grup przy parafiach:
Odnowy w Duchu Świętym, Oazy, Duszpasterstwa
akademickiego. Jednak do końca to nie było moje
miejsce. Odnowa w Duchu Świętym posłużyła
mi na jakimś etapie, a później potrzebowałem
odnaleźć własną drogę duchową. Obecnie
bardzo pociąga mnie charyzmat zwrócenia się
ku krzyżowi. Wydaje mi się, że w wielu grupach
charyzmatycznych krzyż jest jakoś odrzucany,
stawiany z boku. Często pomija się Jezusa na krzyżu
i przechodzi się do Jezusa zmartwychwstałego.
Stwierdza się, że: jeśli jest cierpienie, to coś jest
nie tak w twoim życiu, bo Jezus Zmartwychwstał!
W Zmartwychwstałym szuka się radości i opiera
na niej. W radościach krzyż jest jakoś odrzucany,
przynajmniej tak było w moim życiu. I zrodziło
się pytanie: skoro Pan Bóg ukazał nam krzyż, to
dlatego że coś chce nam powiedzieć i ukazać. Nie
możemy przechodzić przez całe życie tak łatwo,
bez cierpień, bez trudów i bez śmierci. To nie jest
tak! Pan Bóg mnie wybawił, ale to nie znaczy, że
ja mam tylko szukać jakich radości. Trudności w
moim życiu nie oznaczają, że coś jest nie tak! Mnie
zainspirowało we wspólnocie to, że w cierpieniu
i trudnościach, które się rodzą, mogę dla siebie
każdego dnia odnaleźć jakąś cząstkę i posłużyć
się tym podczas spotkania z Panem Bogiem. Dla
mnie wspólnota to odkrycie mojego miejsca w
Kościele, to jest moja duchowość i moja droga do
Stwórcy, która przemawia do serca i która mnie
pociąga. Stwierdziłem, że skoro wybieram Jezusa,
to chcę być święty i konsekwentny. Osiągnięcie
tego celu bez wspólnoty będzie bardzo trudne. We
wspólnocie poczułem się jak u siebie. Wspólnotę
spostrzegam jako narzędzie Pana Boga, abym
się uświęcał, nie załamywał i kroczył naprzód.
- Jak określacie siebie w Kościele?
Jesteśmy wspólnotą, która korzeniami sięga
Odnowy w Duchu Świętym. W Szczecinie
spotykała się grupa ludzi z Odnowy. Po kilku latach
bycia w Odnowie kilka osób poczuło wewnętrzne
zaproszenie do stworzenia wspólnoty i do pójść
gdzieś dalej. Grupa założycielska, u początków
odczytała swój charyzmat. Ci ludzie zrobili to w
prosty sposób – poszli do biskupa mówiąc, że mają
taki pomysł i że chcą stworzyć taką wspólnotę. I
zapytali, co ksiądz biskup na to? Biskup potwierdził
to ich rozeznanie. Był to znak ze strony Kościoła
potwierdzający nasz charyzmat. W Kościele
wciąż nie mamy osobowości prawnej. Jesteśmy
w trakcie dyskusji i pisania statutów. Zmierzamy
do tego, żeby być prywatnym stowarzyszeniem
wiernych, według określeń prawa kanonicznego.
Dokładnie 19 grudnia 1993 roku zostaliśmy
pobłogosławieni podczas Mszy świętej przez
arcybiskupa szczecińsko – kamieńskiego w karmelu
szczecińskim sióstr karmelitanek, z którym do dziś
jesteśmy związani personalnie i duchowo.
- Często w Kościele dochodzi do konfliktu między
hierarchią a charyzmatem. Jak się układa
współpraca z pasterzami Kościoła?
Pan Bóg od samego początku nad nami czuwał.
Biskup rozeznał i potwierdził nasz charyzmat. W
każdej naszej fundacji wspólnoty mają księdza
opiekuna. Jesteśmy małą wspólnotą. Mamy w
duchowości napisane: jesteś słabym bratem, w
słabej wspólnocie i nich tak zostanie! Ja odczuwam
to, że jestem słabym bratem i odczuwam to, że
jestem w słabej wspólnocie. I dobrze, że tak
jest! Nawet w kwestiach liczbowych jesteśmy
słabi. W Polsce jesteśmy w trzech miejscach: w
Szczecinie (macierzysta fundacja), w Warszawie i
we Wrocławiu.
- Wasza formacja indywidualne i wspólnotowa
Na szlaku
5
jest wieloaspektowa?
Przebiega dwiema drogami. Istotą formacji jest
prowadzenie i kroczenie do świętości. Ja to
nazywam realizacją zobowiązania chrzcielnego.
Jedną z form działania są cotygodniowe spotkania.
To są spotkania dla wspólnoty, czyli formacyjne
i zamknięte. Oprócz tego prowadzimy spotkania
otwarte dla wszystkich, którzy zechcą się z nami
modlić. Są cztery cykle tych spotkań: zawsze
św. Teresy od Dzieciątka Jezus i św. Pawła od
Krzyża – założyciela zgromadzenia pasjonistów.
uroczyste nieszpory, a w kolejnych tygodniach
agapa, adoracja Jezusa w Eucharystii, dzielenia
Słowem Bożym oraz dzielenie z życia, tzn.
małżeńskiego, rodzinnego, modlitewnego i ze
swoich słabości. Dzielimy się tym, że potrzebujemy
braci i ich modlitwy czy przebaczenia, wparcia
oraz świadectwa. Wspólnota jest darem, przez
który jesteśmy mobilizowani do tego, aby na nowo
powstawać. Druga forma działania wspólnoty jest
towarzyszenie czy prowadzenie duchowe. Każdy
z braci i sióstr ma tak zwanego prowadzącego,
małżonkowie mają jednego prowadzącego. To jest
brat czy siostra ze ścisłej wspólnoty. Oprócz tego
wymogiem naszej reguły jest to, aby mieć stałego
spowiednika i kierownika duchownego. Główna
nasza wspólnotowa formacja na poszczególnych
etapach, jak próba, postulat, nowicjat - idzie
przez towarzyszenie duchowe. Towarzysz jest
świadkiem czyjegoś wzrastania i pomaga danej
osobie rozeznać powołanie do wspólnoty. Część
naszej duchowej formacji jest już przygotowana
i spisana przez wspólnotę. Część zaś to są dzieła
świętych, którzy są nam bliscy, a szczególnie listy
pozostali bracia prowadzą modlitwę pokutną. Po
etapie upomnienia w cztery oczy wspólnie siadamy
i mówimy o funkcjonowaniu naszej wspólnoty.
Spotkania pokutne są ważne i powodują wzrost
życia duchowego. Raz w miesiącu uczestniczymy
we wspólnotowej Mszy świętej. Chodzi zwłaszcza
o grzechy przeciw wspólnocie. Wspólnotowe
przewinienia to: zaniedbanie reguły, obmawianie
braci, osądzanie ich w sercu... Przepraszamy Pana
Boga i braci. Jest to bardzo budujące. Kamienie
wypadają z ręki, kiedy się słyszy takie wyznanie,
że ktoś nie daje rady, że jemu z czymś jest bardzo
trudno … i przeprasza braci, Jezusa… To jest
element formacyjny. On czyni z nas „nowego
człowieka”.
6 Numer 72
- Słyszałem, że co jakiś czas wyznajecie swoje
grzechy przed całą wspólnotą…
Spotkania pokutne to nasz element formacyjny.
Wychodzimy wtedy po dwóch i przeprowadzamy
rozmowy w cztery oczy, wyjaśniając sobie różne
kwestie, jeśli ktoś ma coś do kogoś. W tym czasie
- Co to za reguła, którą się kierujecie?
Reguła nasza jest bardzo prosta i możliwa do
zachowania. W skład naszych zobowiązań wchodzi
poranna modlitwa do Ducha Świętego, aby podjąć
krzyż dnia. O godzinie dwunastej łączymy się z
Kościołem w modlitwie Anioł Pański. O godzinie
piętnastej krótko łączymy się z całą wspólnotą
poprzez modlitwę Ojcze nasz, w zależności od
etapu, w którym jesteśmy – jedna godzina z
Liturgii Godzin – zalecana jutrznia bądź nieszpory,
i modlitwa osobista, modlitwa wspólnotowa
małżonków, modlitwa milczenia od 15 minut do pół
godziny. Poza tym codzienny rachunek sumienia i
w miarę możliwości codzienna Eucharystia.
- Co stanowi wasz szczególny charyzmat?
Istota charyzmatu to głoszenie mądrości i nauki
krzyża. To głoszenie Miłości z krzyża. Głosimy
Miłość poprzez osobiste świadectwo i życie
rodzinne, zawodowe, będąc w świecie i tam,
gdzie jesteśmy. Głosimy Pana poprzez życie,
słowo i pieśni, które są szczególnym sposobem
przepowiadania.
- Wyczytałem, że wydajecie liczne książki i kasety
z pieśniami religijnymi.
Na spotkaniach integralną częścią modlitwy są
Słowo Boże i pieśni. One wynikają z naszego życia,
podejmowania Słowa Bożego i przyjęcia krzyża.
W treściach pieśni są zawarte nasze życiowe
doświadczenia. Nasze pieśni powstają na modlitwie
i są jej częścią. Nie przywiązujemy wagi do formy
artystycznej i zewnętrznej, ale chcemy, aby to,
co śpiewamy, niosło naszą modlitwę. W trakcie
modlitwy pieśni, które śpiewamy, otwierają moje
serce na Jezusa i Jego miłość. W czasie modlenia
się pieśnią pojawiają się jakieś łzy wewnętrzne i
zewnętrzne. Wtedy jest jakieś Boże dotknięcie.
- Na spotkaniach nie modlicie się tylko śpiewem…
Posługujemy się także kontemplacją, czyli
modlitwą ciszy. Kontemplacja Boga w świecie to
cecha naszego charyzmatu. Podstawą kontemplacji
jest osobista modlitwa we własnych domach. W
regule wspólnoty mamy pół godziny codziennej
modlitwy w ciszy. I to jest najlepsza nasza cząstka.
Całe życie wokół niej organizujemy. Małżonkowie
tak organizują życie małżeńskie i rodzinne, aby
położywszy dzieci do snu, mieć święty czas na
spotkanie z Jezusem. Życie codzienne jest do niej
dostosowane, a nie odwrotnie. Mocno podkreślamy
wierność tej modlitwie, niezależnie od zaistniałych
okoliczności i zmęczenia. Wierność miłości do
Jezusa. Doświadczenie osobistej modlitwy przenosi
się na wspólne spotkania. Jest wiele momentów,
kiedy trwamy w milczeniu i nasłuchujemy, co
Jezus chce nam powiedzieć.
- Spotkania są otwarte dla wszystkich?
Możemy je podzielić na zamknięte i otwarte.
Na spotkaniach otwartych mamy wystawiony
Najświętszy Sakrament i trwamy przed Nim.
Podczas każdego spotkania jest czas w ciszy na
adorację krzyża.
- Jako wspólnota wywodzicie się z Odnowy
w Duchu Świętym. Jakie miejsce zajmują
charyzmaty we wspólnocie?
Kiedy przyszedłem i przyglądałem się wspólnocie,
był czas, że charyzmaty były bardzo obfite i liczne,
czyli było dużo proroctw i słów poznania. Teraz
we wspólnocie mamy czas, że staramy się otwierać
na nie. Charyzmaty to ważna rzeczywistość, gdyż
chcemy przez nie pozwolić Duchowi Świętemu
budować naszą wspólnotę i służyć Kościołowi.
Zbytnio nie koncentrujemy się na nich, aby w ten
sposób nie przysłaniać Pana Boga i największego
charyzmatu, miłości.
- W każdej ludzkiej wspólnocie dochodzą do
głosu jakieś konflikty. W jaki sposób owocnie
rozwiązujecie nieporozumienia w małżeństwie i
wspólnocie?
Najpierw śpiewamy hymn o miłości i modlimy się
do Ducha Świętego o łaskę przyjęcia braci. I później
można poprosić brata czy siostrę na taką rozmowę
w cztery oczy i powiedzieć o jakimś zranieniu,
której z jego/jej strony się doświadczyło czy o
czymś, co mnie niepokoi i co w zachowaniu brata
jest niezgodne z naszym chrześcijańskim życiem
i regułą. Najważniejsze jest, aby było rozeznanie,
czy muszę to powiedzieć i czym kieruję się. Mogę
kierować się chęcią udowodnienia jakiejś racji
czy odreagowania czegoś... Ważne jest, aby była
we mnie miłość do brata, wola pomocy jemu i czy
Na szlaku
7
ten brat/siostra jest w tym momencie w stanie to
przyjąć. Jest wiele zasad, które to warunkują, aby
upomnienie było dla brata owocne, a nie niszczące.
Upominanie jest wielką łaską, podczas którego
bracia i siostry siebie przepraszają. Pojawiają się
łzy w trakcie takiego pojednania. Cały obrzęd
kończy się przekazaniem sobie znaku pokoju.
Często wspólnota może wydawać się miejscem
takiej sielanki, a my często ranimy się i jesteśmy
słabi. Często w bólu jednamy się. Trzeba się
przełamywać i walczyć o jedność przez łzy i
wielokrotne pojednanie. Wierzymy, że to jest
łaska, że w tym jest ukryta mądrość krzyża. W tym
naszym trudzie Bóg przychodzi z wielką łaską.
Staramy się tak wierzyć i tak to przyjmować. A na
spotkaniach tego doświadczamy.
- Ostatnio wiele mówi się o duchowości laikatu.
Na czym ona polega?
Na odkryciu, że drogą uświęcania się jest nasze
powołanie małżeńskie, rodzinne i praca. Tam mamy
wnieść miłość Chrystusa, aby docierać do ludzi,
do których prezbiterom byłoby trudniej dotrzeć.
Mamy powołanie bycia świadkami. Rodzina i
praca to jest miejsce naszego uświęcania i naszej
świętości. Mogę powiedzieć, że małżeństwo
jest moim powołaniem. Chociaż ludzie mówią
o powołaniu do prezbiteriatu, zakonu czy do
samotności. Większość osób nie przyjmuje i nie
przeżywa małżeństwa jako powołania. Wyraźnie
odczytuję, że mam do spełnienia jakąś misję przez
małżeństwo i rodzinę.
- Co wspólnota wnosi w wasze małżeństwo? Czy
warto małżonkom szukać wspólnot duchowego
wzrostu?
To zależy od małżeństwa. W Kościele są
małżonkowie, którzy nie są w jakiejś szczególnej
wspólnocie, a idą drogą świętości i
są zbawiani. Dla naszego małżeństwa
wspólnota jest ważna, gdyż w niej się
odnajdujemy. Gdyby jednak wspólnota
przestała istnieć i gdyby jej nie było,
to nie znaczy, że zginęlibyśmy. Nasze
małżeństwo prowadzi nas do Pana Boga.
Wspólnota jest nośnikiem tego, że z jednej
strony dajemy sobie bogactwo, które
mamy, a z drugiej strony czerpiemy. To,
co jest dobrego we wspólnocie, umacnia
nasze małżeństwo. Na spotkaniach
odkrywamy siebie jako małżonkowie.
Fundamentem jest, małżeńska modlitwa.
To jest święty czas, od którego nie ma
8 Numer 72
odstępstwa. Walczymy, żeby spotkać się z Panem
Bogiem. Podczas modlitwy znikają napięcia, które
powstały w ciągu dnia. Modlitwa małżeńska i
wspólne rozmowy rozładowują napięcia. Pomocą
jest ciągłe szukanie własnej duchowej drogi.
Jako małżeństwo i rodzina próbujemy tworzyć
jakąś tradycję, wszczepiać jakieś elementy.
Podczas wielkiego postu nie oglądamy telewizji
i nie chodzimy do teatru, kina …itd. Staramy się
wyciszyć i przygotować do Wielkiej Nocy.
- Dzisiejszym rodzicom wiele trudności sprawia
wychowanie dzieci. Macie jakąś receptę na dobre
wychowywanie dzieci i młodzieży?
Wychowujemy słowem i mamy świadomość, że
do dzieci przemawia to wszystko, co czynimy. Dla
dzieci ważne jest, jak my to wszystko przekładamy
na swoje życie. Staramy się przekazywać wiarę
poprzez modlitwę z dziećmi i włączenie ich w
życie Kościoła. Ja, jako stary znajomy, z zewnątrz
mogę powiedzieć patrząc na Tomka i Wiolę, o ich
ilości czasu podarowanego dzieciom. Dzieci razem
z nimi siedzą, pracują, rozmawiają i wspólnie coś
tworzą. Rodzice są z dziećmi i mają z nimi żywy
kontakt. Te dzieci nie są wychowywane przez
telewizor czy gry komputerowe. Oni z wielką
miłością opowiadają o swoich dzieciach. Dla nich
dzieci są kimś, komu się poświęcają i oddają. Oni
nimi żyją.
- Poza Panem Bogiem i wspólnotą, macie także
jakieś zainteresowania?
-Jesteśmy na uczelniach pracownikami naukowo –
dydaktycznymi, ale w zupełnie różnych dziedzinach.
Ja jestem amerykanistą i zajmuję się historią myśli
politycznej, zwłaszcza amerykańskiej, historią
filozofii oraz religią, a zwłaszcza katolicyzmem w
Stanach Zjednoczonych. Uczę na Uniwersytecie
Warszawskim, prowadzę badania naukowe w
tych kierunkach i piszę doktorat, który
tej tematyki dotyka. -Ja zaś zajmuje się
naukami technicznymi na Politechnice
Szczecińskiej. Moje zagadnienie to
technika cewna, termodynamika, technika
cieplna, elektrownia i elektrociepłownia.
Szczegółowo zajmuję się geotermią, czyli
wykorzystaniem ciepła pochodzącego z
ziemi.
- Czego chcecie życzyć naszym
czytelnikom?
Głębokiego doświadczenia Bożej miłości i
spotkania z Jezusem. Niech każdy odnajdzie
w Kościele swoją cząstkę i własne miejsce.
Elementy pokutne w klasztorach kapucyńskich
doby XIX w.
Niewielu z nas, nawet tych, którzy na co
dzień spotykają się z kapłanami zakonnymi, ma
świadomość, na czym faktycznie polega życie
monastyczne. Zwykle nasza wiedza ogranicza
się do tego, iż wiemy, że sprawują oni posługę
sakramentalną, głoszą kazania, nauczają religii,
opiekują się jakąś grupą modlitewną. Niemniej nie
mamy pojęcia, ile wyrzeczeń i hartu ducha wiąże
się z przynależnością do wspólnot zakonnych
oraz realizowanej w nich obserwancji. Stąd też
w niniejszym artykule pragniemy zwrócić uwagę
na te elementy życia duchowego we wspólnotach
monastycznych, które na przestrzeni wieków dla
ogółu wiernych byłyby co najmniej bardzo trudne i
pewnie wielu nie zdołałoby przebrnąć nawet przez
część z nich, a szczególnie elementy pokutne.
Klasztory męskie i żeńskie były oraz nadal
pozostają społeczno-religijnymi instytucjami od
dawna zakorzenionymi w świecie chrześcijańskim.
Miały na niego wpływ i były niejako koniecznością.
Postawy ludzkie wobec nich były utrwalone, co
nie oznacza , że zawsze konsekwentne i spójne.
Jednak stale istniała tu wzajemna współzależność,
bowiem ani zakonnice, ani zakonnicy nie rodzili
się w klasztorach, lecz trafiali tam z tego samego
otoczenia, w którym klasztory bytowały, a tym
samym wnosili do nich pojęcia oraz postawy
powszechnie uznawane za oczywiste, korygując
je w mniejszym lub większym stopniu poprzez
reguły życia zakonnego, do których konsekwentnie
wdrażano nowicjuszy. Nie wiemy, jak wyglądałby
rozwój Kościoła katolickiego w Polsce bez
udziału zakonów rozmaitych obserwancji. Jakże
ubogi byłby nasz krajobraz bez strzelistych
wież kościelnych i zabudowań klasztornych.
Doskonale zdajemy sobie sprawę, jak wielkie
szkody poczyniły Kościołowi katolickiemu
na ziemiach polskich edykty kasacyjne króla
pruskiego Fryderyka I z 1810 r. i cara Aleksandra
II z 1864 r. Zarówno protestancki król pruski, a
także prawosławny car nie kryli, że celem ich
rozporządzeń była całkowita eliminacja katolickich
wspólnot monastycznych , by łatwiej na ziemiach
polskich, znajdujących się pod ich panowaniem,
utrwalać swoje religie państwowe – protestantyzm
i prawosławie. Obok świadomych działań
zaborców XIX w. jest czasem trudnym w życiu
religijnym ówczesnego społeczeństwa polskiego.
Nie mając własnego państwa, wchodziliśmy
powoli w okres kształtowania się nowoczesnych
struktur społecznych. Na czoło wysuwały się
nowe warstwy związane z produkcją przemysłową
szczególnie podatne na oświeceniowe, areligijne
prądy minionego oraz początków ówczesnego
wieku, a następnie ruchu robotniczego.
Sytuację tę doskonale rozumieli przełożeni
różnych zakonów, którzy zdawali sobie sprawę, aby
sprostać wymaganiom aktualnej rzeczywistości,
należy zacząć od siebie, a więc zwrócić uwagę na
życie modlitewne i dyscyplinę zakonną.
Wyrazem tego niech będą zmiany, jakie
zaszły w najbliższym nam zakonie oo. kapucynów.
Szczególne zasługi dla jego odnowy położył
wtedy na gruncie polskim wieloletni prowincjał
o. Beniamin Szymański. Przez liczne wizytacje
podległych mu klasztorów zwracał szczególną
uwagę na konieczność ożywienia życia duchowego,
mającego prowadzić do bardziej owocnej pracy
duszpasterskiej, na którą nastawione były zakony
franciszkańskie. Sprzyjały temu zarówno panująca
wśród ogółu wiernych opinia o szczególnej
surowości życia w klasztorach kapucyńskich,
jak i faktycznie realizowane tu idee ascetyczne
wyrażające się w praktykach indywidualnych oraz
zbiorowych. Zaś zakres ćwiczeń ascetycznych był
wyjątkowo rozległy.
„Błogosławiony Honorat Koźmiński w
swoich postanowieniach rekolekcyjnych z 1867
r. wyliczył umartwienia: zewnętrzne: w jedzeniu i
piciu, posty kościelne i zakonne, wstrzemięźliwość
Na szlaku
9
w spaniu, w ubiorze, włosiennica, pasek,
dyscyplina, bose chodzenie, znoszenie utrudzeń
i niewygód, milczenie, porządek i ochędóstwo
celi i koło siebie, punktualność, zachowanie się,
staranie o zdrowie i potrzeby ciała. Umartwienia
wewnętrzne: złych skłonności, uczuć, rozumu,
woli, święta obojętność.” Ponadto bardzo trudnymi
praktykami, na co zwracano szczególną uwagę
nowicjuszom, były - umartwienie oczu, które
należało mieć zawsze spuszczone w dół, by nie
patrzeć nikomu w twarz, całowanie ziemi i to nie
tylko przed Najświętszym Sakramentem, ale też
przed przełożonym, gdy udzielał napomnienia, kary
względnie błogosławieństwa. Spano w habitach,
w pomieszczeniach nieopalanych, na workach ze
słomy pod cienkimi kocami.
Innym elementem życia kapucyńskiego,
który wynikał z kontemplacyjno-czynnego
charakteru zakonu, było milczenie. Konstytucje
zakonu zalecały tu: strzec się rozmów prowadzonych
głośno i w sposób hardy, zwłaszcza poruszania
spraw światowych i używania nieprzyzwoitych słów.
Nie zabierać głosu bez poproszenia o to i unikać
10 Numer 72
niepotrzebnych rozmów. „Najostrzejszą formą
było milczenie ścisłe, przewidziane w regulaminie
klasztornym i zachowywane w określonych
godzinach. Obejmowało ono jedną godzinę w
ciągu dnia i czas wieczornego dzwonienia na
Anioł Pański do prymy dnia następnego.” Czas
ów należało poświęcić modlitwie osobistej lub
lekturze religijnej.
Obok milczenia poważnym obowiązkiem
praktykowanym w klasztorach kapucyńskich
były posty, których oprócz tych nakazanych
przykazaniami kościelnymi dla ogółu wiernych,
było tu znacznie więcej. Miały one służyć nie
tylko umartwieniu ciała, ale także udoskonaleniu
duszy. Tak więc w klasztorach kapucyńskich post
obowiązywał nie tylko w okresie Adwentu, ale już
od uroczystości Wszystkich Świętych do Bożego
Narodzenia. Innym postem była tzw. „benedykta”
trwająca 40 dni od uroczystości Objawienia
Pańskiego. Bracia zobowiązani byli także do
wstrzemięźliwości w środy. Spożywać pokarmy
można było tylko w refektarzu klasztornym, zaś
poza nim tylko za zgodą przełożonego. Do stołu
zasiadano w naciągniętych na głowy kapturach,
poprzedzając posiłek modlitwą za zmarłych, zaś
w trakcie słuchano odczytywanych żywotów
świętych męczenników. Obok umartwień odnośnie
do jedzenia surowość życia dodatkowo podkreślały
wspominane już nieopalane cele, zakaz używania
ciepłej bielizny, czy chodzenie w sandałach.
Ze wspomnianymi tu ascezami, mającymi być
środkiem do utrzymania odpowiedniego poziomu
życia duchowego, wiązał się inny problem,
który bardziej lub mniej trapił wszystkie zakony
męskie na terenach polskich, a mianowicie
chodzi tu o pijaństwo. Konstytucje zakonne
bowiem dopuszczały umiarkowane spożywanie
trunków. Niemniej tradycja polskiego menu oraz
podawanie codziennie piwa do posiłków, a także
rozgrzewanie się gorzałką w chłodne i mroźne
dni, w konsekwencji prowadziła do uzależnienia
wielu braci. Zaś alkoholizm nie był wówczas
wyodrębnioną jednostką chorobową, którą
należało leczyć. Problem ów traktowano jedynie w
kategoriach nieumiarkowania w piciu. „Prowincjał
Szymański ubolewał, że nie ma klasztoru, nie
wyłączając nowicjackiego, gdzie by nie było
dwóch lub trzech pijaków”. Dlatego już w 1841
r. zabroniono zakonnikom wydawania alkoholu
i przechowywania trunków w klasztorach. Zaś w
1844 r. postanowiono nie dopuszczać do profesji
tych, którzy nie złożą przyrzeczenia całkowitej
abstynencji od napojów alkoholowych. Zapewne
to stało się przyczyną, iż z szeregów kapucyńskich
wyrosło wielu ówczesnych duszpasterzy trzeźwości
takich jak: bł. Honorat Koźmiński, o. Franciszek
Szymanowski czy o. Rafał Mazurkiewicz.
Poza postami kolejną praktyką ascetyczną
było biczowanie połączone z odmawianiem przy
tym przewidzianych modlitw. Biczowano się nie
tylko z chęci utrzymania pierwszeństwa ducha
nad ciałem, ale przede wszystkim na pamiątkę
biczowania Chrystusa. „Czyniono to przez
uderzanie się po udach specjalnymi narzędziami
wykonanymi z rzemienia lub cienkich łańcuszków
[...] trzy razy w tygodniu. Zwyczaj ten utrzymywano
co najmniej do 1901 roku. Praktycznie zniesiono
go dopiero po Soborze Watykańskim II.”
Środkiem mającym służyć do piętnowania i
likwidowania drobnych wykroczeń oraz utrzymania
w posłuszeństwie i pokorze braci zakonnych,
była tzw. kulpa, czyli publiczne wyznawanie win
praktykowane w wielu zakonach. Czyniono ją
przed obiadem wobec wszystkich. Młodsi stażem
zakonnym robili to codziennie, a starsi trzy razy w
tygodniu: w poniedziałki, środy i piątki. „Jeśli ktoś
coś złamał lub zepsuł, miał obowiązek zawiesić
sobie tę rzecz na szyi i tak przyjść do refektarza.
Jeżeli było to niemożliwe, miał sobie przywiązać
cegłę.” Niemniej, konstytucje zakonne zakazywały
wyznawania tego, co należało do zakresu
spowiedzi, by nie szkodzić sobie i nie gorszyć
innych. Po skończonym oskarżeniu przełożony
udzielał napomnienia i nakładał pokutę - zwykle
jakiś dodatkowy post czy modlitwę. Najgorszym
było zamknięcie w karcerze.
Z pewnością dla wielu z nas praktyki te
wydają się dziś zbyt surowe, a nawet nieludzkie,
ale taki był stan XIX-wiecznej higieny osobistej
oraz proces wychowawczy tamtej epoki dalekiej
od partnerstwa. Karcer nie był karą rzadką, często
stosowały go władze państwowe wobec opornych.
Inna sprawa to fakt, iż regulaminy klasztorne,
zwłaszcza w części dotyczącej nieopalania cel
czy ubioru, zostały wypracowane na gruncie
śródziemnomorskim i nie przystawały do surowej
aury polskiej. Natomiast jeśli chodzi o pozostałe
ascezy - głównie posty, to jak wiadomo, pozostają
one nakazami ewangelicznymi, mającymi
dodatkowo wspierać skuteczność modlitwy. Stąd też
nic dziwnego, że tak wielką wagę przywiązywano
do nich w klasztorach. Trudno ocenić, na ile owe
praktyki ascetyczne przyczyniły się do pogłębienia
życia duchowego braci. Z pewnością dla tych
bardziej gorliwych były zachętą do dodatkowej
mobilizacji, a dla leniwych obciążeniem. Przełożeni
zaś mieli kolejny obowiązek wyegzekwowania ich.
Nie ulega zaś wątpliwości, iż przywykłe
do surowego życia zastępy kapucynów dały w
okresie kasaty wyraz heroicznego przywiązania do
Kościoła katolickiego, zakonu i ojczyzny. To z ich
szergów wywodzili się bł. Hieronim Koźmiński, o.
Prokop Leszczyński, o. Rafał Mazurkiewicz czy o.
Leander Lendzian.
M. CH.
Na szlaku
11
POCZET GWARDIANÓW KONWENTU ROZWADOWSKIEGO (33)
O. Marceli, 36 z
kolei w spisie gwardian
rozwadowski to Szymon
Teschnar (Tesznar), który
urodził się 25 X 1813
roku w Zmiennicy koło
Brzozowa.
Gimnazjum,
podobnie
jak
kilku
poprzednich gwardianów,
ukończył w Eperjes, na Węgrzech. Do kapucynów
prowincji galicyjskiej wstąpił 7 X 1840 roku w
Sędziszowie. Tamtejszy kronikarz we wrześniu
1841 roku odnotował, iż pięciu kleryków, a wśród
nich br. Marceli, zostało przeznaczonych do
odbycia studiów filozofii i teologii. I dalej czytamy:
Dnia 28 odbyła się wizytacja naszego konwentu
dokonana przez o. Ksawerego Barszczewskiego,
ministra prowincjalnego. Potem udał się do
Krosna wraz z klerykami studentami: Ambrożym,
Kryspinem, Marcelim, Eugeniuszem, Alfonsem,
Damianem i ich ojcem duchownym, Łazarzem
Dudkiewiczem. Następnie odjechali do Lwowa
na studia na zamieszkanie u OO. Dominikanów.
Zapewne we Lwowie, na co wskazuje data 7 X
1841 roku, złożył śluby proste, tam też zapewne
święcenia kapłańskie, które miały miejsce 19 IX
1847 roku, po czym powrócił do Sędziszowa, skąd
posłano go do pracy duszpasterskiej. Sędziszowska
kronika w roku 1847 zawiera informacje na ten
temat: W tym roku nowo wyświęceni prezbiterzy:
o. Damian Szpak, o. Marceli Tesznar, o. Eugeniusz
Krótki i o. Florian Woytyła, zostali zatwierdzeni na
duszpasterzy w różnych miejscowościach.
Nie wiadomo, gdzie przebywał przez dwa
lata bezpośrednio po wyświęceniu, tego w kronice
nie odnotowano. Słownik Kapucynów Polskich
podaje natomiast, że w latach 1849 – 1852 pełnił
funkcję wikarego w Krośnie. Następnie na okres
12 Numer 72
od roku 1852 do 1855, został skierowany do Oleska
jako kaznodzieja i wikary parafii. Jednak kronika
oleska przyjazd o. Marcelego podaje pod datą 1
marca 1853 roku. Kolejne wspólnoty, w których żył
i posługiwał o. Marceli, wciąż według tego samego
źródła, to: ponownie Krosno w latach 1855—1856
jako kaz­nodzieja, 1856—1858 w Olesku również
jako kaznodzieja, a następnie w latach 1858—
1861 po raz kolejny w Krośnie i również jako kaz­
nodzieja.
W roku 1861 o. Marceli przybył do
Rozwadowa. Przebywał tu przez sześć lat.
W pierwszym roku jako wikary, a następnie
jako gwardian. Potwierdza to wpis w kronice
rozwadowskiej: Dnia 2 października br. o. Marceli
ze Zmiennicy, który dotychczas pełnił obowiązki
kapelana na zamku najjaśniejszego pana senatora
Leona Rzewuskiego w Podhorcach, a pełnił ten
urząd przez pełnych 6 lat, przybył tutaj, by pełnić
obowiązki wikarego.
Jednak powyższa notatka kroniki rodzi
pewne wątpliwości co do wcześniej podanych dat i
miejsc pobytu o. Marcelego. Kronikarz nie napisał,
skąd w roku 1861 przybył on do Rozwadowa,
ale odnotował, że dotychczas pełnił obowiązki
kapelana, czyli przybył tu bezpośrednio po
ustaniu tychże obowiązków. Ponieważ Podhorce
to posiadłość Rzewuskich w pobliżu Oleska,
(w kronice oleskiej znajdują się wzmianki o
Rzewuskich, dobrodziejach tamtejszego klasztoru)
narzuca się wniosek, że o. Marceli był kapelanem
na zamku w Podhorcach, rezydując w Olesku.
Natomiast raczej wątpliwe, aby mógł to realizować,
przebywając w Krośnie. A zatem najbardziej
prawdopodobne wydaje się, że o. Marceli przez
sześć kolejnych lat (od roku 1956 – do 1861)
przebywał w Olesku i w tym czasie był kapelanem
na zamku Rzewuskich. Natomiast wzmianka o
pobycie w Krośnie w okresie 1858 - 1861 nie jest
prawdziwa. Są to jednak moje przypuszczenia,
których na chwilę obecną nie mogę zweryfikować,
(kronika oleska kończy się wpisami z roku 1858,
po czym następuje przerwa na kilkadziesiąt lat,
podobnie zresztą jak i w innych konwentach.)
Kongregacja, która odbyła się 28 lipca
1862 roku w Krośnie, powierzyła o. Marcelemu,
rozwadowskiemu wikaremu, urząd gwardiana
w Rozwadowie. Pełnił tę funkcję do roku 1867,
niestety kroniki rozwadowskie z tego okresu
nie zawierają żadnych informacji poza kopiami
otrzymywanych korespondencji oraz składami
wspólnoty po kolejnych kapitułach. Po zakończeniu
posługi w Rozwadowie o. Marceli, decyzją kolejnej
kapituły, powrócił na rok do Krosna, gdzie był
gwardianem, a następnie udał się do Kutkorzapełnił tam funkcję wikarego w latach 1868 –
1870. Z Kutkorza został skierowany do Oleska.
Przebywał w tamtejszej wspólnocie przez sześć
lat, trzy jako gwardian i trzy kolejne jako wikary.
W roku 1876 o. Marceli znów powrócił
do konwentu krośnieńskiego, gdzie powierzono
mu funkcję wikarego, jak się okazało, ostatnią
posługę zakonną w jego życiu. W Krośnie
bowiem, w wieku 66 lat, 14 grudnia 1879 roku,
zmarł. Był zakonnikiem 39 lat, w tym 32 lata
kapłanem.
W żadnej z dostępnych mi kronik nie
znalazłam w zasadzie ani słowa o tym, jakim
człowiekiem był o. Marceli. Zapewne był
uzdolnionym mówcą, bowiem dawniej tylko
tacy kapłani byli kaznodziejami, a o. Marceli
pełnił tę posługę przez wiele lat w różnych
klasztorach. Nie znalazłam też w żadnej
kronice wzmianki o jego śmierci, chociaż
często kronikarze odnotowywali takie smutne
wydarzenia. Wiadomo jednak, że zmarł w
Krośnie i z pewnością tam go pochowano. Nie
zachował się jego grób. Należy przypuszczać,
że była to ziemna mogiła, którą „pochłonął”
zbiorowy grobowiec zbudowany po latach. W
takich przypadkach szczątki z mogił grzebano w
nowych grobowcach.
Skoro nie zachował się żaden ślad
pochówku o. Marcelego, niech pozostanie po nim
wspomnienie modlitewne w naszych sercach.
Wieczne odpoczywanie racz mu dać,
Panie!
Grób kapucyński na Starym Cmentarzu w Krośnie
Grażyna Lewandowska
Na szlaku
13
Ferie przy klasztorze
W dniach 30.01 - 10.02 br. Stowarzyszenie
,,Pokój i Dobro” zorganizowało zajęcia dla dzieci
i młodzieży na sztucznej ściance wspinaczkowej
oraz półkolonie w świetlicy ,,Promyczek”. W tym
roku całość kosztów realizacji tego przedsięwzięcia
została pokryta z wpłat 1% podatku na OPP i
Klasztor.
W okresie ferii zajęcia na ściance
wspinaczkowej odbywały się codziennie do
południa oraz dwa razy w tygodniu w godzinach
popołudniowych. Dzieci i młodzież, pod opieką
Myśli... sentencje...
Cierpienie samo w sobie jest niczym; natomiast
cierpienie przeżywane w łączności z męką Chrystusa
stanowi wspaniały dar. Możliwość uczestniczenia
w męce Chrystusa to najpiękniejszy dar, jaki
człowiek kiedykolwiek otrzymał. A każdy dar jest
znakiem miłości Chrystusa; przecież to właśnie
w ten sposób Jego Ojciec wyraził swą miłość do
świata – ofiarował swego Syna, aby umarł za nas.
Matka Teresa
Oblubieńcze zjednoczenie z Bogiem jest celem, do
którego dusza została stworzona: odkupiona przez
Krzyż, na Krzyżu znalazła swe wypełnienie i na
całą wieczność jest opieczętowana Krzyżem.
Edyta Stein
Ci, którzy nie mają niczego poza Tobą, Boże, mogą
śmiać się z tych, którzy mają wszystko z wyjątkiem
Ciebie.
Rabindranath Tagore
wykwalifikowanych operatorów, miała możliwość
nauki bądź udoskonalania umiejętności wspinaczki.
Sport ten jest niezwykle atrakcyjny i cieszy się
coraz większą popularnością. Na zakończenie
ferii zostały zorganizowane zawody na ściance.
Uczestnicy zostali nagrodzeni pysznymi łakociami,
które miały powetować ich trud włożony w pracę
nad szlifowaniem techniki wspinaczkowej.
Zajęcia na ściance wspinaczkowej w dalszym
ciągu odbywają się w poniedziałki, środy i piątki
w godzinach 17-19 (dla wszystkich) oraz w środy
w godzinach 19-21 (dla starszej młodzieży).
Obowiązuje wygodny strój i sportowe obuwie.
Wszystkich chętnych serdecznie zapraszamy!
Filip Kaplita
Powołanie do cierpienia jest wielkim wyróżnieniem.
Każde cierpienie jest łaską, nawet wtedy, gdy nie
rozumiemy jego sensu.
O. Pio
Bogatym nie jest ten, kto posiada, lecz ten, kto daje,
kto potrafi dawać.
Jan Paweł II
Wierzę, że największą radością człowieka jest
spotkanie z Jezusem Chrystusem, Bogiem –
Człowiekiem. W Nim wszystko – nędza ludzka,
grzechy, historia, nadzieja – nabiera nowego
wymiaru i znaczenia.
Tomasz Merton
Boże, po stokroć święty, mocny i... uśmiechnięty –
Iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną
–kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom –
Teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami –
dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno i ciemno –
uśmiechnij się nade mną.
Jan Twardowski
Zachariasz Nycz OFM Cap.
14 Numer 72
Nie wolno nam zapomnieć !
Minęło 68 lat, od dnia, kiedy to 2 lutego 1944 r. w
święto Ofiarowania Pań­skiego Niemcy, dokonali
strasznej zbrodni na bezbronnej ludności pię­ciu
sąsiadujących ze sobą wsi: Borowa, Szczecyna,
Wólki Szczeckiej, Łążka Zaklikowskiego oraz
Łążka Chwałowskiego. Trzy pierw­sze z nich
należą do woj. lubelskiego, a dwie następne do
woj. pod­karpackiego.
Przeciwko tym wioskom oku­pant skierował około
3 tys. woj­ska z formacji Wehrmachtu, żan­darmerię,
oddziały SS i Ukraińców z dywizji SS Galizien. Tego
dnia począw­szy od wczesnego rana wioski zostały
zaatakowane przez zbi­rów niemieckich, niosących
śmierć, spustoszenie i zgliszcza w wyniku ohydnej
zbrodni, jakiej się dopuścili. Metody likwidacji wsi
objętych pacyfikacją były jednakowe. Oprawcy
po wtar­gnięciu do wsi zabijali ludzi, a wszystkie
zabudowania podpala­li, używając do tego celu
łatwo­palnego płynu. Niektóre wioski mordercy
jeszcze przed wkrocze­niem ostrzeliwali z działek,
gra­natników i broni maszynowej przy użyciu pocisków
zapalających. Bu­dynki zaczynały się błyskawicznie
palić. Padali zabici i ranni. Ludzi ogarnęła wielka
trwoga i strach przed śmiercią. Panikę jeszcze
bardziej potęgowało przeraźliwe rżenie koni, ryk
bydła i kwik świń, których wcześniej nie zdą­żono
uwolnić, a teraz żywcem się paliły.
kłębów gry­zącego dymu.
Oprawcy byli okrutni, strzelali do wszystkich
- nawet do nie­mowląt na rękach matek, zabija­
jąc jednocześnie dziecko i matkę. Wybiegające z
płonących domów matki z dziećmi były na progu
zabijane lub ponownie zawracane do środka, gdzie
się żywcem paliły.
Często małe, jeszcze żyjące dzieci okupanci
wrzucali do ognia. Jedna z matek błagała Niemca,
aby ją zabił, a córce da­rował życie. Niemiec
zastrzelił najpierw córkę, oblał płynem i podpalił.
Następnie zastrzelił zrozpaczoną matkę i również
pod­palił jej ciało. Całe to zdarzenie widzieli i
słyszeli z dzwonnicy ko­ścielnej ukrywający się tam
dwaj mieszkańcy Borowa (kościoła w Borowie nie
spalono). W pobli­żu kościoła został zamordowany
miejscowy ksiądz Stanisław Skulimowski, którego
zwłoki następnie spalono.
W Łążku Zaklikowskim opraw­cy spędzili grupę
Niemcy wszystkie spotkane osoby od razu
zabijali i podpalali ich ciała. Niekiedy bandyci w
mundurach z ogarniętych trwogą ludzi tworzyli
grupy, któ­re były wpędzane do budynków, gdzie
kazano nieszczęśnikom kłaść się twarzą do ziemi.
Powsta­wał wówczas wielki lament i płacz matek
i dzieci oraz roz­paczliwe błagania o darowanie
życia. Zbrodniarze nie mieli su­mienia ani litości,
leżące ofiary zabijali seriami z broni maszyno­wej. Po
dokonaniu zbrodniczego czynu budynek podpalali.
Pomię­dzy zabitymi byli niejednokrotnie ranni, a
nawet tacy, których nie dosięgła kula oprawców.
Los ich był okrutny palili się żywcem. Były też
i takie miejsca, w których w czasie egzekucji
nieliczne oso­by, których kule nie trafiły, cudem
ocalały. Po dokonanej masakrze ci ludzie wybijali
drzwi lub szukali innego miejsca wydostania się
na zewnątrz. Niekiedy było to moż­liwe, ponieważ
Niemcy po podpa­leniu budynku zazwyczaj zaraz się
oddalali z powodu powstającej wy­sokiej temperatury i
Na szlaku
15
około 80 ludzi do murowanego domu. Tam ich
wystrzelali, po czym drewnianą konstrukcję dachu
podpalili. Palą­cy się dach i siano zmagazynowa­ne
na strychu spowodowały prze­palenie się stropu, po
czym lawi­na ognia runęła na tych nieszczę­śników.
Byli doszczętnie spaleni, pozostały tylko niedopalone
kości. W pacyfikowanych wioskach parę rodzin
zostało tak wymordowa­nych, że nie pozostała ani
jedna osoba.
Wieczorem po dokonaniu tych potwornych
zbrodni barbarzyńcy niemieccy odjechali, pozostały
cia­ła około 1250 osób w bestialski sposób
zamordowanych, doszczętnie spalone wioski, na
miejscu których pozostały tylko sterczące kikuty
kominów oraz całe drogi, ogrody, podwórza i
pola zasłane trupami, a na zgliszczach spa­lonych
zabudowań zwęglone szczątki ludzkie. Była to
straszli­wa rzeź. Przy życiu zostali tylko ci, co
zdołali się skryć lub uciec do lasu.
Na drugi dzień po pacyfika­cji Niemcy ponownie
przyjechali i z zaskoczenia zabili kilka osób, które
poszukiwały swoich bliskich na zgliszczach zabudo­
wań. Najazdy takie po­wtarzały się jeszcze do końca
lutego. Akcja 2 lutego 1944 r. w Borowie i sąsiednich
miejscowościach była największą zbrodniczą
pacyfikacją wsi polskiej, jakiej Niemcy dokonali w
jednym dniu.
Od tej tragedii, jaka rozegrała się w czasie II wojny
światowej w Bo­rowie oraz w tysiącach innych
polskich wsi (m.in. w Woli Żarczyckiej w powiecie
leżajskim, gdzie zamordowa­no 88 osób), dorasta
już trzecie pokolenie Pola­ków. Bolesne jest to, że
znaczna część naszego narodu, a przede wszystkim
młodzież, nie zna tych tragicznych faktów, o
czym mogłem się niejednokrotnie przekonać. Po
zakończe­niu wojny, tj. po 1945 r. mówiono i pisano
prawdę, że mordu na paru milionach Polaków
dokonali Niemcy , z czasem Niemców za­stąpiono
hitlerowcami, następnie hitlerowców faszystami, a
ostatnio faszystów nazistami. W ten sposób zakłamuje
się histo­rię i zaciera ślady au­tentycznych zbrodnia­
rzy. Przy takim operowaniu, a raczej manipulowaniu
nazwami, na­stępne pokolenia nie będą znały prawdy
o II wojnie światowej i nie będą wiedziały kto na
polskich zie­miach mordował ich przodków. Te setki
dzieci wymie­nione na tablicach mogił Borowa, Łążka
Zaklikowskiego i innych Miejsc Upamiętnienia są
zarazem oskarżeniem morderców i upominają się
o wieczną pamięć narodu polskiego, by ta zbrodnia
niemiecka nie poszła w zapomnienie. Gdy my o nich
zapomni­my, to potomni zapomną o nas.
Dla zachowania pamięci o tragicznych wydarzeniach
16 Numer 72
i oddania hołdu wszystkim Polakom, którzy zginęli
z rąk okupanta niemiec­kiego w czasie II wojny
świato­wej, mieszkańcy Borowa i sąsied­nich wsi na
czele z Andrzejem Rejem wyszli z propozycją
do Sejmu RP, aby dzień 2 lutego - dzień totalnej
zagłady pięciu wcześniej wymienionych wsi - usta­lić
ogólnopolskim DNIEM PA­MIĘCI NARODOWEJ.
Dzień ten, według wnioskodawców, był­by normalnym
dniem pracy, a jed­nocześnie chwilą zadumy nad mo­
giłami i miejscami męczeńskiej śmierci Polaków.
Ze względu na to, że akcja oku­panta w tych wsiach
była jedną z naj­większych pacyfikacji, a także naj­
większą zbrodnią, jakiej dokonano na mieszkańcach
polskiej wsi - pro­ponowane uroczystości miałyby się
corocznie odbywać w Borowie.
Niestety, Sejmowa Komisja Kul­tury i Środków
Przekazu pod prze­wodnictwem Iwony Śledzińskiej - Katarasińskiej z Platformy Oby­watelskiej i
Jerzego Wenderlicha z SLD odrzuciła w pierwszym
czy­taniu poselski projekt uchwały w tej sprawie.
Wniosek o jego od­rzucenie złożył poseł PO Arkadiusz
Rybicki. Odrzucenie tej patriotycz­nej propozycji przez
PO i SLD jest niezrozumiałe i nie ma nic wspólne­go z
polską racją stanu.
Dziwić może bierne zachowanie się Polskiego
Stronnictwa Ludowe­go - koalicjanta PO (za rządów
SLD również koalicjanta tej partii), które głosi, że
jest partią chłopską, a w tej tak ważnej sprawie nie
zro­biło nic. Mogło przecież wpłynąć na swojego
sojusznika, żeby uszanował wolę rolników tych
pięciu wsi, którzy z pewnością są wyrazicielami
uczuć całego polskiego społeczeństwa.
Od tragedii tych pięciu wsi mi­nęło 68 lat.
Obecnie w Polsce zamieszkuje około 130 tys.
Niem­ców, którzy korzystają z wszelkich przywilejów.
Jako mniejszość nie­miecka mają nawet swojego
posła w parlamencie RP.
Ulice nazywają w języku nie­mieckim. Stawiają
pomniki żołnie­rzom Wehrmachtu. Natomiast Po­laków
w Niemczech zamieszkuje obecnie kilkanaście
razy więcej niż Niemców w Polsce, tj. około 2
miliony. Polacy nie mają tam żadnych praw, nie
wolno zakładać organizacji polonijnych, a dzie­
ciom z mieszanych małżeństw mówić po polsku…
Nie odnoszę się nieprzyjaźnie do społeczności
niemieckiej, ale nie możemy zapominać o przeszłości.
Stanisław Szymula
Diecezjalne Spotkanie Opłatkowe Grup Modlitwy
Świętego Ojca Pio w Stalowej Woli
W sobotę 28.01.2012 roku po raz pierwszy
przeżywaliśmy spotkanie opłatkowe zorganizowane
dla członków i sympatyków świętego ojca Pio z całej
diecezji sandomierskiej. Z inicjatywy koordynatora
diecezjalnego Grup Modlitwy Świętego Ojca Pio
- księdza Lesława Biłasa przybyli przedstawiciele
z 10-u parafii: św. Józefa z Sandomierza, św.
Michała Archanioła i św. Jadwigi z Ostrowca
Świętokrzyskiego, św. Floriana i Matki Bożej
Królowej Polski ze Stalowej Woli, św. Stanisława z
Ożarowa, św. Teresy z Avilla z Żupawy, św. Teresy
od Dzieciątka Jezus z Godziszowa, św. Jadwigi
Królowej z Janowa Lubelskiego, Podwyższenia
Krzyża Świętego z Nowej Dęby. Gospodarzem
spotkania była Grupa Modlitwy Świętego Ojca
Pio z naszej parafii. Spotkanie rozpoczęło się
czuwaniem z Ojcem Pio przy żłóbku betlejemskiej
stajenki. Następnie rozpoczęła się Msza Święta.
Słowa powitania skierował do wszystkich opiekun
duchowy naszej grupy o. Jerzy Steliga. Przy
koncelebrze przybyłych kapłanów Mszy Świętej
przewodniczył i homilię wygłosił ksiądz Lesław
Biłas. W homilii wskazał jak ważna była modlitwa
w życiu ojca Pio, dla modlitwy zostały powołane
grupy i te grupy mają żyć modlitwą. Taka myśl ma
szczególne znaczenie gdyż bieżący rok zarówno w
polskim kościele, jak też w Grupach Modlitwy Ojca
Pio brzmi: „Kościół naszym domem”. Wraz z grupą
z Godziszowa przybył także piętnastoosobowy
chór, który uświetniał naszą wspólną modlitwę
pięknym śpiewem, a także towarzyszył w czasie
dzielenia się opłatkiem. Należy w tym miejscu
wspomnieć, że Godziszów to miejscowość,
gdzie aktualnie ksiądz Lesław Biłas pracuje jako
wikariusz w parafii. Na zakończenie mszy świętej
po błogosławieństwie miało miejsce uszanowanie
relikwii świętego Ojca Pio. Wykonaliśmy też
pamiątkowe zdjęcie duchowej rodziny świętego
ojca Pio w sandomierskiej diecezji. Następnie
wszyscy udaliśmy się do sali Jana Pawła II, aby
dzielić się opłatkiem i śpiewać kolędy. Nasza
grupa przygotowała gorący poczęstunek, aby w
świątecznej atmosferze kontynuować to rodzinne
spotkanie, o tyle ważne, że odbywa się pierwszy
raz w naszej diecezji. Nasza grupa powstała w
2001roku. Uczestnicy tego spotkania to w znacznej
części przedstawiciele grup, które dopiero powstają
albo chcieliby, aby grupa powstała w ich parafii.
Spotkania takie służą wzajemnemu poznaniu się.
Rodzi się wiele pytań, można dużo się dowiedzieć.
Taka okazja pozwala na rozmowę bezpośrednio w
małym gronie, można usłyszeć praktyczne rady.
Wiele informacji udzielał obecnym kapłanom
nasz opiekun – ojciec Jerzy. Obiecaliśmy naszą
modlitwę o pomyślność w powstawaniu i rozwoju
Grup Modlitwy Ojca Pio w diecezji sandomierskiej,
o jak najlepsze owoce pracy odpowiedzialnego za
to zadanie księdza koordynatora.
Marek Spasiuk
G.M .Ojca Pio
Na szlaku
17
O pięknym kazaniu, które miał w Asyżu święty
Franciszek i brat Rufin, kiedy kazali nago
Rzeczony brat Rufin był skutkiem ustawicznych
rozpamiętywań tak pogrążony w Bogu, że stawszy
się prawie nieczuły i niemy, mówił ogromnie
rzadko; nadto nie posiadał ani łaski, ani odwagi,
ani płodności kaznodziejskiej. Mimo to święty
Franciszek rozkazał mu raz pójść do Asyżu i
kazać do ludu, jak go Bóg natchnie. Odparł brat
Rufin: „Ojcze czcigodny, proszę cię, przebacz i nie
posyłaj mnie; jak ci bowiem wiadomo, nie mam
łaski kaznodziejskiej i jestem prostak i głupiec”.
Wówczas rzekł święty Franciszek: „Jako że nie
usłuchałeś natychmiast, rozkazuję ci, w imię
posłuszeństwa świętego, pójść nago, jak cię matka
urodziła,
w
spodniach
jeno, do Asyżu
i wejść do
kościoła nago i
kazać do ludu”.
Na
rozkaz
ten
rozebrał
się brat Rufin
i poszedł do
Asyżu, i wstąpił
do
kościoła.
Pokłoniwszy
się
przed
ołtarzem,
wszedł
na
kazalnicę
i
zaczął kazać.
Tedy
dzieci
i ludzie śmiać się zaczęli, mówiąc: „Patrzcie,
tak bardzo pokutują, że głupieją i rozum tracą”.
Tymczasem święty Franciszek, rozmyślając o
chętnym posłuszeństwie brata Rufina, który był
jednym z najszlachetniej urodzonych mężów w
Asyżu, i o srogim rozkazie, który mu dał, zaczął
ganić siebie mówiąc: „Skądże ci ta zuchwałość, synu
Piotra Bernardone, człowieku podły, rozkazywać
bratu Rufinowi, który jest jednym z najszlachetniej
urodzonych mężów w Asyżu, by szedł nago i kazał
do ludu jak szaleniec? Dalibóg, doświadcz na sobie
tego, co rozkazujesz innym”. I niezwłocznie, w
zapale ducha, rozbiera się również do naga i idzie
18 Numer 72
do Asyżu wiodąc z sobą brata Leona, by niósł szatę
jego i szatę brata Rufina. Asyżanie, widząc go w
podobnym stroju, szydzili zeń mniemając, że on
i brat Rufin oszaleli ze zbytku pokuty. Wchodzi
święty Franciszek do kościoła, gdzie brat Rufin
kazał w te słowa: „O najdrożsi, unikajcie świata i
poniechajcie grzechu. Oddajcie dobro cudze, jeśli
chcecie ujść piekła. Strzeżcie przykazań Bożych,
kochając Boga i bliźniego swego, jeśli posiąść
chcecie królestwo niebieskie”. Wówczas święty
Franciszek wszedł nago na kazalnicę i zaczął kazać
tak cudownie o pogardzie dla świata, o pokucie
świętej, o dobrowolnym ubóstwie i o pragnieniu
królestwa
niebieskiego,
o nagości i
hańbie męki
Pana naszego,
J e z u s a
Chrystusa,
że wszyscy,
którzy
byli
na kazaniu,
mężczyźni
i
niewiasty
w
wielkiej
liczbie,
zaczęli płakać
ogromnie w
przedziwnej
pobożności i
skrusze serca.
Nie tylko tam, lecz i w całym Asyżu był dnia tego
płacz taki nad męką Chrystusa, że nigdy podobnego
nie było. I kiedy lud zbudował się tak, i pocieszył
czynem świętego Franciszka i brata Rufina, święty
Franciszek odział brata Rufina i siebie. I odziani
wrócili do klasztoru Porcjunkuli, chwaląc i sławiąc
Boga, że dał im łaskę pokonania samych siebie,
pogardzenia sobą, zbudowania owczarni Chrystusa
dobrym przykładem i okazania, jak gardzić
światem należy. Dnia owego cześć ludu dla nich
tak wzrosła, że czuł się szczęśliwy, kto dotknąć
mógł rąbka ich szaty.
Natura kobiety afrykańskiej.
Kiedy rodzi się dziecko
w rodzinie afrykańskiej,
wywołuje ten fakt wielką
radość w rodzinie i w
sąsiedztwie. Gdy przychodzi
na świat syn, duma rozpiera
ojca, bo to gwarancja na
kontynuację linii rodowej. Narodziny dziewczynki
też w sumie nie są złe, bo to zawsze kolejne ręce
do pracy i w pewnym sensie oznaka zamożności.
Przy narodzinach dziewczynki tradycyjnie mówi
się w języku sango: „Nginza a yeke na peko” –
„pieniądze idą za nią”. Stwierdzenie to związane
jest ze zwyczajem płacenia przez chłopaka
rodzicom dziewczyny konkretnej sumy pieniędzy
za ich zgodę na zamążpójście. Szerzej tę kwestię
opisywałem w artykule o rodzinie w styczniowym
numerze. Można więc powiedzieć, że narodziny
córki w rodzinie afrykańskiej nie przynoszą
uciążliwych skutków, tak jak to ma miejsce np. w
Indiach. Większa ilość córek w rodzinie hinduskiej
to poważny problem dla rodziców, gdyż to oni mają
znaleźć pieniądze na wiano dla córki i konkretną
sumę pieniędzy przekazać rodzinie przyszłego
męża. Niemożność wydania córki za mąż ze
względów finansowych to hańba dla rodziny.
Jeden z misjonarzy kanadyjskich, który wcześniej
pracował 19 lat w Indiach, opowiedział mi historię
sąsiada misji. Miał on już pięć córek, a żona była
w stanie błogosławionym. Przez całą ciążę miał
tylko jedno w głowie, aby to kolejne dziecko nie
było dziewczynką. Pewnego poranka przyszedł
na misję zrozpaczony. Alain, misjonarz, pomyślał,
że jego żona urodziła martwe dziecko. Jak się
okazało, powodem zmartwienia były narodziny
kolejnej dziewczynki.
W licznej rodzinie afrykańskiej starsze dzieci
opiekują się swoim młodszym rodzeństwem.
Niewiele większa siostra nosi na plecach swoją
siostrzyczkę czy braciszka. Podczas Mszy św.
wielokrotnie takie „opiekunki” zanoszą dziecko
mamie do karmienia, które odbywa się na miejscu
w ławce. Małe dziewczynki w wieku 3-5 lat pragną
naśladować swoje mamy lub starsze siostry i
bawią się w „noszenie dzidziusia na plecach”. Nie
potrzeba do tego nawet lalki, bo takiej przecież nie
mają. Wystarczy zawiązać chustę na piersiach, a
pod nią na plecach włożyć zwinięty kłębek jakiegoś
ubrania. Wyśmienita zabawa małych dziewczynek,
a jaka duma i radość bije wtedy z twarzy dziecka!
To po prostu trzeba zobaczyć. Oprócz pilnowania
rodzeństwa mała dziewczynka pomaga mamie
we wszystkich pracach gospodarskich. Zawsze
rano, jeszcze przed świtem, jest rytuał zamiatania
obejścia wokół domu, następnie przyniesienie
wody na mycie i gotowanie herbaty na śniadanie.
Do obowiązków należy też zmywanie naczyń
po jedzeniu. Małe dziewczynki pomagają też
w przygotowaniu posiłku. Ich
podstawowym zajęciem jest
ubijanie w dużym drewnianym
moździerzu ziarna sorga lub
bulwy manioku na mąkę. Ta
praca wymaga od nich dużego
wysiłku. Wiem, co mówię,
bo sam czasami, dla zabawy,
próbowałem
tego
zajęcia,
przebywając we wioskach. W
Czadzie słyszałem o inicjacji
dziewczynek w przygotowanie
posiłku. Okołodziesięcioletnia
dziewczynka ma przygotować
sobie i swojemu rodzeństwu
posiłek. Od początku do samego
końca robi wszystko sama.
Najpierw trzeba znaleźć opał
Na szlaku
19
w buszu pod kuchnię, którą tworzą trzy w miarę
równe kamienie. Przynieść wodę ze studni, która
oddalona jest od domostwa czasami kilkadziesiąt
metrów. Rozmiażdżyć w moździerzu sorgo lub
maniok. Zakupić na targu najpotrzebniejsze
produkty do zrobienia sosu: sól, olej, cebulę,
kilka małych kostek maggi, ewentualnie przecier
pomidorowy i masło arachidowe, które produkuje
się na miejscu z orzeszków ziemnych. Może
to być sos warzywny lub mięsny - to zależy od
zasobności kieszeni. Dokładnie wiem, co dodaje
się do tych sosów, gdyż robiłem wielokrotnie
zakupy do kuchni na różne sesje czy spotkania
grup organizowane w parafii.
Jeśli chodzi o zagadnienie potrzeby edukacji
20 Numer 72
szkolnej dziewczyn pojawia się
pierwsze i podstawowe pytanie:
Po co??? Przecież każda z nich w
przyszłości ma zostać żoną, rodzić
i wychowywać dzieci, uprawiać
pole, zajmować się gospodarstwem
domowym. Czy do tego jest potrzebna
znajomość pisania i czytania? Taki
sposób myślenia można w pewnym
sensie zrozumieć, gdyż nie ma
wielkich perspektyw innej pracy
dla dziewczyny, jak ta, o której
wspomniałem powyżej. Jeśli w danej
miejscowości jest ośrodek zdrowia,
to może znaleźć pracę jako położna,
ale już nie jako pielęgniarka. To
stanowisko najczęściej zajmują
mężczyźni. Kobieta może być
opiekunką w przedszkolu , ale nie
nauczycielką w szkole. To wiąże się najczęściej
z wykształceniem, ale przede wszystkim z tym,
iż rodzi ona non stop kolejne dzieci. Procent
dziewczyn w szkole maleje w miarę wyższego
stopnia etapu edukacji. W podstawówce jest ich
jeszcze stosunkowo dużo. W gimnazjach i szkole
średniej o wiele mniej, a na studiach zaledwie kilka
procent. Aby zmienić tę niekorzystną sytuację,
niektóre misje prowadzą szkoły podstawowe
jedynie dla dziewcząt. Cieszą się one dużą
popularnością. W naszej diecezji Bouar siostry
franciszkanki prowadzą jedyne w kraju gimnazjum
techniczne dla dziewcząt. Jednorazowo może
pobierać tam naukę około stu dziewcząt z
wymogiem zakwaterowania w
internacie szkolnym. Ta szkoła
zapewnia
wysoki
poziom
nauczania i przygotowania do
życia. Oprócz przedmiotów
typowo szkolnych są zajęcia
z
higieny,
prawidłowego
macierzyństwa, przygotowanie
kuchenne, dietetyka, podstawy
szydełkowania, krawiectwo i
inne. Niestety na tę szkołę nie
mogą sobie pozwolić dziewczyny
z ubogich rodzin ze względu na
wysokie czesne. Z naszej parafii
kilka dziewczyn rozpoczynało
tę
szkołę
przy
wsparciu
finansowym z naszej strony
lub sióstr zakonnych. Niewiele
jednak z nich ją skończyło z
powodu słabych wyników w nauce. Dziewczyny,
które nie radziły sobie w tym gimnazjum z nauką,
wracając do szkół państwowych, najczęściej były
najlepsze w klasie i to nawet przed chłopakami.
To tylko świadczy, jaki jest poziom nauczania w
szkołach państwowych.
W jaki sposób nastolatka, która nie chodzi
do szkoły lub młoda kobieta niezamężna zdobywa
pieniądze na swoje utrzymanie? Prawie wszystkie
na wioskach uprawiają swoje pola i sprzedają płody
rolne na targu. Niektóre prowadzą przydrożne
gar-kuchnie. Mają one wzięcie w dzień targowy,
kiedy to ludzie z okolicy przychodzą na targ.
Serwuje się w tych kuchniach najczęściej gęstą
zupę, pieczony maniok i w sezonie
pieczoną kukurydzę. W tygodniu
w takich kuchniach robi się pączki
z mąki pszennej smażone na oleju.
Niekoniecznie są one na słodko.
Aby je sprzedać na śniadanie, trzeba
zabrać się za ich przygotowanie
o czwartej rano. Robią też masło
arachidowe, kulki z orzeszków lub
sezamu sklejone karmelizowanym
cukrem. Przy okazji targu dobrze
sprzedaje się piwo z sorga robione
domowym sposobem, warzone
w dużych ( 200 l ) beczkach po
paliwie. Smak tego napoju w
niczym nie przypomina smaku
tradycyjnego piwa, jednak posiada
trochę procentów, które pozwalają
przynajmniej na chwilę rozweselić
trudne życie Afrykańczyków. Na
codziennym targu kobiety prowadzą niektóre z nich
drobny handel produktami codziennego użytku
potrzebnymi w kuchni, jak również mydłem, naftą
do lamp itp. Te, które nauczyły się robić na drutach,
dorabiają sobie, dziergając małe komplety ubrań
dla niemowląt włącznie z czapeczką i „botkami”.
Kiedy w życiu dziewczyny rozpoczyna się okres
dojrzewania i wybucha burza hormonów, zaczyna
robić wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę płci
przeciwnej. Czyni to przez zachowanie, np. podczas
tańców. Jednak najbardziej przyciąga uwagę swoim
ubiorem. Zakłada lokalną biżuterię: kolczyki,
wisiorki, koraliki lub bransolety
na przeguby rąk. Zakłada też
okulary przeciwsłoneczne lub
obojętnie, jakie jej się dostaną.
Dopełnieniem stroju kobiecego
są fryzury , które czasami
przez kilka godzin są misternie
zaplatane. Noszą również peruki,
które imitują włosy zaplecione
w
cieniutkie
warkoczyki
przylegające do skóry. Na
większe imprezy trzeba zakupić
perfumy o mocnym zapachu,
kremy i różnego
rodzaju
malowidła, które najczęściej
wytwarzane są przez nie same
z barwników roślinnych. I na to
wszystko, jak się domyślamy,
potrzebne są pieniądze, których
Na szlaku
21
ważnym miejscem spotkania się ludzi z różnych
wiosek i odpowiedniego zaprezentowania, jest
corocznie organizowana w parafiach „conference”
– „konferencja”. Jest to spotkanie trzydniowe
przedstawicieli wszystkich wspólnot należących do
parafii. Jest ono wielkim wydarzeniem duchowym
i organizacyjnym dla całej parafii, które potrafi
zgromadzić nawet dwa tysiące osób. Można
powiedzieć, że jest to spotkanie porównywalne do
naszych misji parafialnych. Zgromadzenie odbywa
się w jednej wybranej wiosce, gdzie wszyscy
uczestnicy nocują. Przy tej okazji są wieczorne
tańce, które przeciągają się do późnych godzin
nocnych. Nazajutrz młodzież na konferencjach
przysypia albo w ogóle nie przychodzi. Motyw
uczestnictwa niektórych młodych w tych
spotkaniach jest więc bardziej ludzki niż duchowy.
Przedstawiłem tutaj tylko pewien wycinek życia
współczesnej kobiety afrykańskiej, który miałem
okazję zaobserwować w RCA i Czadzie. Cała
rzeczywistość jest z pewnością o wiele bogatsza
i wielowątkowa. Może jeszcze kiedyś do niej
powrócę na łamach tego czasopisma.
w warunkach afrykańskich brakuje ciągle, nawet
na podstawowe utrzymanie. Niektóre dziewczyny
czy kobiety robią naprawdę duże wyrzeczenia,
aby zdobyć upragnione ciuchy. Inne bezmyślnie
wyprzedają produkty rolne, a później rodzina
cierpi głód. Zapożyczają się łatwo, byle tylko
pięknie wyglądać podczas święta. Jeżeli te
wszystkie sposoby pozyskania środków zawiodą
albo kobiety ich w ogóle nie zastosują, to nawet
te najcnotliwsze dziewczyny i najwierniejsze żony
prostytuują się, aby dopiąć zamierzonego celu.
Zresztą cnota i wierność są tam nieco inaczej
rozumiane niż w naszym chrześcijańskim ujęciu.
Normalnie, walory stroju i urody można pokazać
co tydzień na targu i na niedzielnej Mszy św. Są to
ważne miejsca publiczne, gdzie gromadzi się wiele
osób. Szczególne momenty spotkań dużej ilości
ludzi mają miejsce podczas świąt narodowych.
Odbywają się wtedy defilady, coś w stylu naszych
pochodów pierwszomajowych, a po nich tańce
z dużą ilością alkoholu i jedzenia. Większość
mężczyzn nastawia się podczas takich imprez na
zdobycie kobiecych serc, a tak mówiąc wprost,
bardziej na zdobycie kobiecych ciał. One niby
o tym nie myślą, jednak łatwo się na to godzą.
Przyrost naturalny po takich imprezach powiększa
się w szybkim stopniu i niejednokrotnie dziecko
urodzone po 9 miesiącach od takiego święta
jest zaskakująco podobne do sąsiada. Drugim
22 Numer 72
Jerzy Steliga OFM Cap.
Bł. Zelia i Ludwik Martin.
Każdy człowiek, a zwłaszcza
chrześcijanin, powołany jest
do świętości życia. Kościół
przypomina,
że
ludźmi
świętymi powinni być także
małżonkowie, którzy trudzą
się i podejmują wiele ofiar, by
wychować swoje dzieci. Święta Teresa z Lisieux
darzyła swoich rodziców wdzięczną miłością i
pisała o nich w „Dziejach duszy” z najwyższym
uznaniem. Ojciec Święty Benedykt XVI
zadecydował o ich beatyfikacji w 2008r.
Jacy byli Ludwik i Zelia, czego mogą nauczyć
współczesnych małżonków, rodziców? On,
Ludwik Martin, urodził się w 1823 r., zdobył
zawód zegarmistrza. W wieku 23 lat zapragnął
wstąpić do klasztoru, ale przeszkodziła mu w
tym nieznajomość łaciny. Osiedlił się w Paryżu, a
potem wrócił do rodziców w Alencon. Tu otworzył
zakład zegarmistrzowski.
Swój czas dzielił pomiędzy pracę zawodową ,
ćwiczenia duchowe, dzieła miłosierdzia, łowienie
ryb i czytanie książek. Zapewne tak toczyłoby się
dalej jego życie, gdyby pewnego dnia na moście
św. Leonarda nie zobaczyła go pewna dziewczyna
i nie usłyszała wewnętrznego głosu, który jej
powiedział: „To ten, którego przygotowałem dla
ciebie”. Po trzech miesiącach od tego wydarzenia
35-letni Ludwik został mężem Zelii Guerin.
Być może w skojarzeniu tego małżeństwa
miała udział pani Martin, która podczas kursów
techniki koronczarskiej zwróciła uwagę na ładną
i roztropną pannę Guerin. Ona, Zelia, córka
żołnierza cesarskiego, nierozumiana przez matkę,
pozostawała w wielkiej przyjaźni z siostrą i
bratem. Chciała zostać zakonnicą, ale rozmowa
z przełożoną, osobą doświadczoną w kwestii
powołań, sprawiła, że odłożyła swą decyzję na
później. Nigdy jej nie żałowała. Nauczyła się sztuki
robienia koronek i w wieku 20 lat założyła własne
przedsiębiorstwo. Małżeństwo z Ludwikiem
rozpoczęło się od okresu dziewictwa, które w
tym środowisku było wysoko cenione. Uważano,
że wyrzeczenie i umartwienie jest najlepszą
drogą do nieba. Z tego związku przyszło na świat
dziewięcioro dzieci, wśród nich późniejsza św.
Teresa od Dzieciątka Jezus. Czworo z nich zmarło
we wczesnym dzieciństwie. Wszystkie córki
państwa Martin zostały zakonnicami. Rodzice św.
Teresy, jako bardzo gorliwi katolicy, rozpoczynali
każdy dzień od Mszy św. o godz. 5.30. Rzeczą
świętą były dla nich: niedzielny odpoczynek,
modlitwa rodzinna, uroczystości liturgiczne
kształtujące rytm całego roku.
Surowo przestrzegali postów. Nie byli jednak
bigotami. Zelia cieszyła się, gdy ich córki były
modnie i ładnie ubrane. Potrafiła także krytycznie
ocenić nauki misjonarzy. Powołanie chrześcijańskie
rozumieli jako troskę o drugiego człowieka:
posadzenie włóczęgi przy swoim stole, znalezienie
mu miejsca w przytułku dla nieuleczalnie chorych,
odwiedziny u samotnych starców, chorych i
umierających, obrona źle traktowanego dziecka.
Małżeństwo Ludwika i Zelii było niezwykle
zgodne, bo – jak pisze Zelia- „nasze uczucia były
zawsze nastrojone na jeden ton”. Decydującą rolę
odegrała w nim niewątpliwie Zelia. Znajdowała
jednak oparcie w mężu we wszystkich swoich
poczynaniach: „On zawsze był moim przyjacielem
i podporą”. Ludwika kochała i podziwiała, czemu
dawała niejednokrotnie wyraz w swoich listach:
„Jestem zawsze z nim szczęśliwa; on jest tego
przyczyną, że życie moje jest bardzo miłe. Mąż
mój – to święty człowiek. Życzyłabym wszystkim
kobietom takich mężów”. Pragnęła jego dobra i
szczęścia. Z niecierpliwością oczekiwała powrotu
Ludwika, który poza domem załatwiał sprawy
związane z zamówieniami na koronki produkowane
przez jej zakład: „Jestem dziś tak szczęśliwa, że
Cię wkrótce zobaczę, iż nie mogę pracować”.
Ludwik odwdzięczał się jej tą samą troską i opieką.
Rozumiał swoją żonę, a w trudnych chwilach
„pocieszał, jak tylko umiał, bo i on miał podobne
do moich upodobania”.
Ich życie nie było pozbawione trudnych
doświadczeń. Związane były one z przedwczesną
śmiercią ich czworga dzieci, kłopotami z
wychowaniem córki Leonki i wreszcie z długotrwałą
chorobą nowotworową Zelii. Wszystkie te i inne
problemy nieśli i pokonywali wspólnie. Swoje
troski z wielką ufnością powierzali Bogu i w Nim
znajdowali siłę do przezwyciężania przeszkód.
Ludwik i Zelia ukazują nam, jak w szarym,
codziennym trudzie wypełniać nasze powołanie
małżeńskie zgodnie z zasadami Ewangelii. Ich
przykład może dodać nam odwagi, umocnić,
zachęcić do większych starań w tej dziedzinie.
Ukazują, że warto oprzeć naszą małżeńską miłość
Na szlaku
23
na miłości Boga, który sam jest Miłością. Może
wtedy łatwiej będzie pochwalić żonę za dobry
obiad lub powiedzieć mężowi, że moja miłość
do niego nadal trwa. Może wówczas miłowanie
żony, jak siebie samego, nie będzie wyrzeczeniem,
ale przyniesie radość. Może wtedy poddanie się
mężowi nie będzie ofiarą, lecz wspólnym dążeniem
do szczęścia.
W ich sposobie wychowania dzieci daje się
zauważyć z jednej strony ogromną troskliwość i
czułość rodziców, z drugiej wielką konsekwencję
w postępowaniu i nierozczulaniu się nad nimi.
Listy, które Zelia pisała do starszych córek –
szczególnie do Pauliny są pełne macierzyńskiej
„potrzeba całego życia, by dojść do doskonałości”.
Podstawą wychowania, a szczególnie wychowania
religijnego, jest przykład rodziców. Nie można
nakłaniać dziecka do praktyk religijnych, gdy
nie czynią tego rodzice. Byłaby to obłuda, którą
dziecko szybko odkryje. Życie prawdą, prawdami
ewangelicznymi obserwowały dziewczynki na co
dzień u Ludwika i Zelii. Ich działania były zgodne z
nauką Chrystusa: „Niech wasza mowa będzie: Tak,
tak; nie, nie”(Mt 5,37). Taki niezakłamany wzorzec
religijności przekazywali Zelia i Ludwik swoim
córkom. Ta właśnie szczerość, prostolinijność,
brak sprzecznych komunikatów przekazywanych
dzieciom może być dla dzisiejszych rodziców
miłości, szczerego zainteresowania i zatroskania o
każdy szczegół ich życia. Młodsze córki układała
wieczorem do snu, nie szczędząc im pieszczot.
Ta czuła matka nie reagowała jednak na chimery
dzieci. „Mamusia zdawała się nie zwracać na
mnie uwagi... łzy moje przeszły w krzyk... nie
mogłam zrozumieć, dlaczego nie podziela mojego
zmartwienia...” -opisuje św. Teresa sytuację, gdy
mama nie chce spełnić jej zachcianki.
Państwo Martin z ufnością powierzają Bogu całe
swoje życie i godzą się z Jego wolą: „...dobry
Bóg pomaga wszystkim, którzy w Nim ufność
pokładają, i nie widziano nikogo, kogo by On
zawiódł”. Ukazują dzieciom, że pragnieniem
każdego chrześcijanina powinno być dążenie do
świętości. Tego chcą zarówno dla siebie, jak i dla
córek: „Mam nadzieję, że będzie dobrą dziewczyną
[Marynia], ale chciałabym , by była świętą, tak
jak i Ty, moja Paulinko”. Zdaje sobie sprawę, że
wzorem wychowania chrześcijańskiego w ogóle, a
religijnego w szczególności.
W 1889 r. Ludwik poważnie zachorował na sklerozę
mózgu (wg ówczesnego rozpoznania) wymagającą
umieszczenia go na trzy lata w zakładzie
opiekuńczym w Caen. Wraca do Alencon, gdzie
opiekuje się nim Celina. Umiera w 1894 r. u swego
szwagra Izydora. Mała Teresa napisała o swoich
rodzicach, że bardziej byli godni nieba niż ziemi.
Pomyślmy dzisiaj z wdzięcznością o naszych
rodzicach, o tych żyjących i tych, którzy już
odeszli do Pana. Podziękujmy Bogu, że nauczyli
nas, jak Go kochać i jak się do Niego modlić.
Podziękujmy żyjącym rodzicom za wszelkie dobro,
a za zmarłych pomódlmy się do Ojca niebieskiego
o wieczny pokój. Prośmy też Boga, by rodziny na
całym świecie pragnęły być, podobnie jak rodzina
błogosławionych Zelii i Ludwika, Bogiem silne.
24 Numer 72
Zachariasz Nycz OFM Cap.
Kronika Wydarzeń
29 stycznia – w sali Jana Pawła II chętni parafianie
podpisywali się pod projektem protestu przeciwko
nieprzyznaniu katolickiej telewizji „Trwam”
miejsca na cyfrowym multipleksie.
2 lutego – Święto Ofiarowania Pańskiego, które
nazywamy najczęściej świętem Matki Bożej
Gromnicznej. Podczas wszystkich Mszy w
tym dniu odbywało się poświęcenie gromnic.
W tym dniu obchodzony też był Dzień Życia
Konsekrowanego-modliliśmy się w intencji
wszystkich osób zakonnych,
obejmując szczególnie pamięcią
w modlitwie powoła­nych z naszej
parafii oraz wszystkich braci,
którzy posługiwali tutaj i tych,
którzy aktualnie tu żyją i pracują.
30 stycznia – w sali Jana
Pawła II odbyło się spotkanie
na temat naturalnego leczenia
chorób
zwyrodnieniowych,
reumatycznych,
nadciśnienia,
cukrzycy oraz innych schorzeń. W
trakcie spotkania była możliwość
skorzystania z bezpłatnych zabiegów.
Rozpoczęły się ferie zimowe. Z tej okazji
odbywały się zajęcia sportowe na sztucznej ściance
wspinaczkowej, a także w świetlicy „Promyczek”.
7 lutego – w kawiarence „Przystań” rozpoczął
się „Kurs Alfa”, który jest serią luźnych spotkań,
wykładów i dyskusji w małych grupach na tematy
ważne dla życia i wiary chrześcijańskiej. Kurs
adresowany przede wszystkim do osób zrażonych
do kościoła, niewierzących, nowo nawróconych
i tych, którzy pragną w sobie odnowić podstawy
wiary w Boga.
9 lutego – w naszej świątyni odprawiona została
Msza św. z modlitwą o uzdrowienie, w której
uczestniczyli bardzo licznie potrzebujący takiej
modlitwy parafianie oraz goście z innych parafii.
10 lutego – początek trzydniowego darmowego
kursu ewangelizacyjnego „Nowe Życie z Bogiem”,
który poprowadziła wspólnota modlitewnoewangelizacyjna „Ichtis” z Wrocławia.
11 lutego – XX Światowy Dzień Chorych.
Podczas Mszy świętej o godzinie 12.00 udzielano
Sakramentu Namaszczenia chorym.
12 lutego – po Mszach świętych ministranci
zbierali do puszek ofiary na Fundusz Pomocy
Chorym Kapłanom Diecezji Sandomierskiej.
14 lutego – parafialny Klub Seniora „Promyk”
świętował swój piaty
jubileusz. Było wesoło
i
bardzo
uroczyście.
Seniorom
życzymy
kolejnych jubileuszów –
Szczęść Boże!
15 lutego – na Mszy
świętej o godzinie 18
modlili się członkowie
wspólnoty
Apostolstwa
Dobrej Śmierci.
20 lutego – z o. proboszczem
i o. wikarym spotkali się
odpowiedzialni
grup parafialnych. Proboszcz przedstawił plan
duszpasterski na najbliższe półrocze. Omawiano
czekające nas wydarzenia i ustalano, jak najlepiej
je przygotować, aby przyniosły jak najwięcej
pożytku parafianom.
22 lutego – Środa Popielcowa – początek
Wielkiego Postu. Podczas Eucharystii w tym dniu
dokonywano obrzędu posypania głów popiołem.
Przez cały okres Wielkiego Postu będą odprawianoe
nabożeństwa Gorzkich Żali i Drogi Krzyżowej.
26 lutego – na ciasteczko misyjne zaprosiły
wspólnoty FZŚ i GMOP.
27 lutego – rozpoczął się cykl katechez
Zwiastowania, które głoszą katechiści z Drogi
Neokatechumenalnej.
Na szlaku
25
Dla dzieci
Kochane Dzieci
Nadszedł marzec, a wraz z nim szczególny czas w Kościele, jakim jest Wielki Post.
Przed nami czas, który Pan Bóg daje nam, aby przez modlitwę, pokutę, rozważanie
Słowa Bożego, spełnianie dobrych uczynków dokonało się nasze nawrócenie.
W tym czasie pragniemy towarzyszyć Panu Jezusowi, który właśnie przez czterdzieści
dni przebywał na pustyni, gdzie pościł i modlił się, przygotowując się w ten sposób do
rozpoczęcia publicznej działalności, czyli misji, jaka została Jemu powierzona przez
Ojca Niebieskiego. Doświadczał także różnych udręk i ataków złego ducha, ponieważ
jako Syn Boży był człowiekiem. Natomiast my, jako ludzie słabi, często mamy do
czynienia z wieloma pokusami, zniechęceniem, zwłaszcza wtedy, gdy postanawiamy pracować nad sobą, stawać
się lepszymi ludźmi. Jednak nie możemy się poddać. Szczególnie w tym wyjątkowym czasie chcemy prosić o
pomoc Jezusa, który jest potężniejszy od wszelkiego zła i ma moc przemieniać nasze serca.
W Wielkim Poście przygotowujemy się do przeżywania tajemnicy Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Pan Jezus przyjął na siebie wielkie cierpienie i śmierć na Krzyżu, aby nas zbawić. Uczynił to z miłości do
każdego z nas. Jakże często nie doceniamy Jego ofiary, a nawet zadajemy naszemu Zbawicielowi ból swoimi
grzechami. Dlatego wynagradzajmy Chrystusowi brak miłości i niewdzięczność. Trwajmy pod Krzyżem Pana
Jezusa i nabierajmy mocy do trwania w wierze i ufności. Uczestniczmy w nabożeństwie Drogi Krzyżowej i
Gorzkich Żali, by wraz z Maryją kroczyć śladami jej Syna oraz uczyć się z pokorą przyjmować krzyż codziennych trudności. Pomagajmy także innym w głębokim przeżywaniu Wielkiego Postu, zachęcając do udziału w
tych nabożeństwach.
Kończąc, życzę Wam, aby tegoroczny Wielki Post był czasem łaski, pogłębienia wiary oraz by przyniósł trwałe
owoce w życiu każdego z Was.
O Józefie, który nie dopuścił, by
Królowa Polski nosiła carską koronę
Św. Józef Bilczewski 1860-1923
Tą Królową była Maryja, Jasnogórska Pani.
A korony dla Niej i dla Jej Syna zamierzał
podarować car Mikołaj II. Zaraz po tym, jak
skradziono je z obrazu na Jasnej Górze. Był taki
dobry? Też coś! Był przecież zaborcą. Chciał się
raczej przypodobać Polakom, bo czuł, że zaczyna tracić władzę.
Józef nie mógł dopuścić do tego, żeby Królowa
Polski nosiła carską koronę. Co zrobił? Będąc
arcybiskupem Lwowa, postanowił załatwić
nowe korony u papieża. I udało się! Papież
Pius X zlecił wykonanie złotych diademów
watykańskiemu złotnikowi, a po ich odbiór pojechało do Rzymu - uwaga - trzystu najwybitniejszych Polaków! Delegacja kraju, którego... nie
było na mapie.
Cieszyli się Polacy, cieszył się przeor Jasnej
Góry. Pragnął, żeby to Józef osobiście ukoronował obraz nowymi koronami. Ale władze
carskie nie zezwoliły Józefowi na przejazd ze
26 Numer 72
Lwowa, czyli z zaboru austriackiego, do zaboru
rosyjskiego. Napisał wtedy w liście do przeora:
“Żadna moc ludzka nie przeszkodzi nam jednak
sercem tam stanąć. Zarządziłem, aby dzwony
rozbrzmiewały w uroczystość koronacyjną przez
pół godziny w każdym kościele. Razem z wami
śpiewać będziemy: „Pod Twoją obronę...”.
Nie bał się niczego? Trudno się dziwić. Był wielkim czcicielem Eucharystii. W kaplicy - tylko nie
padnij z wrażenia - obok jego klęcznika stało...
biurko! Przy nim, tuż przed Najświętszym Sakramentem, pisał kazania, redagował listy pasterskie.
Nie brakowało mu zapału ani pomysłowości. W
jedną z niedziel wprowadził na przykład zamiast kazania adorację Najświętszego Sakramentu.
A że był gorącym patriotą, wskazywał wiernym
drogę prowadzącą do wolności. Mówił: “Wytrwacie, trzymając się przykazań Bożych. Jeżeli nie
będziecie się ich trzymać, to nie przeżyjecie tej gehenny”. Gehenną, czyli piekłem, była dla Polaków
niewola trwająca już przeszło sto
dwadzieścia lat.
Był
Józef
człowiekiem
wykształconym. Studiował w
Wilnie i Paryżu. Był profesorem i rektorem Uniwersytetu
we Lwowie. Ale jego powołanie
kapłańskie zaczęło się w Wilamowicach, gdzie się urodził i
zachwycił bł. Jakubem Strzemię.
Pragnął go naśladować. Pewnego
dnia oddał się Bogu na ofiarę
całopalną za Kościół święty.
Chciał się spalić dla Kościoła?
Jak świeca w kościele? I spalał
się. A Maryja, Matka Kościoła,
którą uchronił przed noszeniem
carskiej korony, zawsze była przy
Przyłóż serce do Ewangelii
Wielki Post zapukał
do furtki Ogródka:
- Kogo pan tu szuka?
- zapytał go Łukasz.
- Czy pan coś sprzedaje?
- Ależ nie, rozdaję!
- Cóż pan przyniósł w darze?
- Aaa, zaraz pokażę,
tylko proszę na chwilkę odłożyć piłkę,
wyłączyć telewizor, komputer, gry może,
bo skarb przyniosłem
- żywe Słowo Boże.
Tam Zbawiciel czeka
na ważne spotkanie...
- A z kim chce się spotkać?
- Z tobą, kochanie.
Już rozpoczął się Wielki Post. Mam nadzieję, że
nikomu z Was ten czas nie kojarzy się z nudą. Byłoby
to wielce niesprawiedliwe, ponieważ w Wielkim
Poście absolutnie nie ma czasu na nudę. Wręcz
przeciwnie! Jest to czas niezwykły, wyjątkowy,
pełen małych i wielkich cudów... To wyprawa za
głosem Jezusa, odkrywanie najgłębszej z tajemnic
- tajemnicy Krzyża.
Bóg tak pokochał człowieka, że umarł za niego na
Krzyżu - to najpiękniejsza wiadomość! A jednak
czasem człowiek zachowuje się tak, jakby o tym
zapomniał... Wielki Post to czas, kiedy Jezus mówi:
"Odłóż na chwilę wszystkie swoje sprawy, znajdź
dla Mnie chwilę, usiądź przy Mnie i posłuchaj,
nim.
Czy wiesz, że wezwanie: „Królowo
Polski, módl się za nami” znalazło się
w Litanii loretańskiej właśnie dzięki
Józefowi? Jemu także zawdzięczamy
zatwierdzone przez papieża Piusa
XI święto Matki Bożej Królowej
Polski, które obchodzimy obecnie
3 maja. Pisał: “Polacy Jezusa chcą
mieć swoim Królem, a Matkę Bożą
na zawsze Panią i Królową”. W testamencie zostawił nam piękny list O
miłości Ojczyzny.
I jeszcze czymś cię zaskoczę: Józef
ukończył gimnazjum w Wadowicach. To samo, do którego chodził
później Karol Wojtyła, czyli - papież
Jan Paweł II!
co mam do powiedzenia". Przyłóż więc serce do
Ewangelii...
NA ULICACH INDII
Niemal we wszystkich krajach świata znane są
misteria Męki Pańskiej. To nie są zwykłe przedstawienia. W ten sposób przypominamy sobie
tę niezwykłą opowieść o miłości Jezusa do nas.
Przypominamy sobie Jego słowa, gesty i cierpienie, jakie zgodził się za nas przyjąć.
W Indiach, w miejscowości Karnataka, jest szkoła
prowadzona przez ojca Antoniego. Każdego roku
w Wielki Piątek jej wychowankowie przedstawiają
misterium i Drogę Krzyżową na ulicach miasta.
„To nasza szczególna modlitwa” - mówią dzieci.
W ten sposób chcą opowiedzieć mieszkańcom
swojego miasta - chrześcijanom, muzułmanom,
hindusom - o miłości Boga do człowieka.
JA BĘDĘ WERONIKĄ
Podczas takiej Drogi Krzyżowej pewna dziewczynka, która stała z mamą w tłumie widzów,
rozpłakała się. Zmartwiona mama uspokajała ją:
"Nie płacz, córeczko, to tylko przedstawienie".
Wtedy dziewczynka spojrzała na nią i załkała:
"Bardzo żałuję, że nie mogłam być Weroniką". "Nie
martw się - usłyszała - za rok ty zagrasz Weronikę".
"Mamo - zawołała z żalem córka - ja chciałam być
PRAWDZIWĄ Weroniką, która WTEDY pomogła
Jezusowi".
ROZPOZNAĆ JEZUSA
Weroniką, która ociera twarz Jezusa, może być
każdy z nas, tu i teraz. A jak to możliwe? Kiedyś
dzieciom z Papieskiego Dzieła Misyjnego na
to pytanie odpowiedział Jan Paweł II: w biednych, cierpiących niedostatek dzieciach możecie
Na szlaku
27
rozpoznać oblicze Jezusa". Tak właśnie postępują
mali misjonarze w Indiach, Boliwii, Ugandzie,
na Kubie, czy w Polsce. Starają się ulżyć cierpieniom rówieśników na wiele sposobów poprzez modlitwę i wyrzeczenia. Wiele dzieci, aby
ich wykupić z niewoli, zbiera znaczki, sprzedaje
świąteczne kartki lub upominki, rezygnuje z zabawki lub kosztownej rozrywki. Już czas, aby
oderwać oczy i serce od komputera, telewizora,
zabaw i zobaczyć oblicze Jezusa!
Kartki z rozwiązaniem dostarczcie na
furtę do 16.03.2012. Losowanie nagród
18.03.2012 po Mszy świętej rodzinnej.
Nagrodę za
krzyżówkę z poprzedniego numeru
wylosował Maciej
Słowik IIId
1.Odmawiana przed snem
2.Modlitwa na koralikach
3.Zakonna lub rodzona
4.Złamanie przykazań Bożych
5.Inaczej ksiądz
6.Może być prawna lub przykościelna
7.Lekcja, w czasie której uczymy się o Bogu
8.Niósł go Pan Jezus w czasie Drogi Krzyżowej
9.Dekalog to 10 …..
Humor… Humor…
Rodzina wilków ogląda telewizję. Gdy zaczyna
się bajka o Czerwonym Kapturku, ojciec wilk
mówi do żony wilczycy:
- Wyłącz ten telewizor!
- Dlaczego?
- Nie cierpię takich krwawych bajek.
-Ile będę zarabiał? - pyta młody człowiek
podejmujący pierwszą w życiu pracę.
- Na początek dostanie pan 600 zł, ale później
będzie pan mógł zarobić dużo więcej.
28 Numer 72
10.Jeden z sakramentów świętych, łączących kobietę
i mężczyznę
11.Do składania ofiary
12.Pokarm święcony w Wielką Sobotę to inaczej
…….
13.Stoi przy drodze i znajduje się w niej figurka Matki Bożej
Krzyżówkę opracował Rafał Lenart z kl.V d (PSP11)
- Doskonale, to ja przyjdę później.
Szatnia w teatrze.
- Proszę powiesić mój płaszcz.
- Nie powieszę. Nie ma pan wieszaczka.
- To za kaptur pani powiesi mój płaszcz.
- Nie powieszę. Nie ma pan wieszaczka!
- Proszę pani! Zaraz przedstawienie się zacznie!
- Nie zacznie się. Proszę spojrzeć: tam siedzą
aktorzy i przyszywają wieszaczki.
Koleżanka do Jasia:
- Pobawimy się w szkołę?
- Dobra, tylko ja będę nieobecny.
CHWILA Z POEZJĄ
Z popiołu powstałeś !
I znowu serce dzwonu bije
Na spotkanie z Tobą
Ty który stworzyłeś mnie pyłem
Wskazujesz jaką kroczyć drogą
By na krętych ścieżkach życia
Dostrzec z krzyża płynącą światłość.
Mosty ponad dolinami do zdobycia
Zerwać kwiat szczęścia na wieczną jasność.
Przyjmij me serce wpisane w adresie
Które w grzechu jak ból pozostało
Jak ze śnieżnej skorupy źdźbło
Zapach niesie
Próbuję wyśpiewać Twą dobroć Panie
Lecz jakże ciągle za mało.
Przesiadka
Ze skocznej stacji czasu
Przesiadka do stacji skupienia
By przełknąć kiedy wyskoczy z lasu
Stacja przeznaczenia.
Czasem droga niełatwa
W przestrzeniach kwitną cierpienia
Śmiej się z losu przekory
Choć to tak absurdalne
Zawsze po burzy jest słońce
W życiu co bywa banalne.
Zofia Zakrzewska- Myszka
Pan posyła anioły by po zgubnych drogach
Szukały zatraconych, zgubionych, wątpiących,
By zatwardziałych grzeszników zwracały do Boga
I podsycały płomień wiary wątpiącym.
Szczęśliwy, kto spotka swego anioła – rycerza,
Szczęśliwszy, kto go rozpozna zanim go odrzuci.
Szczęśliwy, komu swego użyczy oręża,
Szczęśliwszy, kto się jego mocą do Boga zawróci.
I mnie zwiódł demon podstępnie i zatruwał sobą,
I czułam, że mnie zabija, płakałam przed Panem
A On posłał anioła, który krwią i wodą,
Wyleczył moją duszę i odkaził ranę
Majka
‘Jubileusz 5 -l ecia Klubu Seniora “Promyk”
Na szlaku
29
Jak święty Franciszek znał najdokładniej
tajemnice sumienia wszystkich braci swoich
Jak Pan nasz, Jezus Chrystus, rzekł w Ewangelii:
„Znam owieczki moje, a one mnie znają...”, tak
dobry ojciec, święty Franciszek, jako pasterz
dobry, znał wszystkie zasługi i cnoty towarzyszy
swoich z natchnienia Bożego i wiedział o ich
błędach. Przeto umiał pomóc każdemu najlepszym
lekarstwem, to jest upokarzając pysznych,
wywyższając pokornych, ganiąc błędy i chwaląc
cnoty, jak wyczytać można z objawień cudownych,
które miał o swojej pierwotnej rodzinie. Między
innymi zdarzyło się, gdy razu
pewnego święty Franciszek bawił z
rodziną ową w pewnym miejscu na
rozmowie o Bogu, a brat Rufin nie był
przy tej rozmowie obecny, lecz trwał
w lesie na rozmyślaniu, oto kiedy
rozmowa ta o Bogu dalej się toczy,
wyszedł brat Rufin z lasu i przeszedł
nieopodal mimo nich. Wówczas
święty Franciszek, ujrzawszy go,
zwrócił się do towarzyszy i zapytał
ich, mówiąc: „Powiedzcie mi, która
dusza, jak mniemacie, jest najświętsza,
jaką Bóg posiada na ziemi?” A oni,
odpowiadając mu, rzekli, iż sądzą, że to
jego dusza. A święty Franciszek rzekł:
„Bracia najdrożsi, wiem, że jestem
najniegodniejszym i najpodlejszym
człowiekiem, jakiego Bóg na tym
świecie posiada. Lecz widzicież tego
brata Rufina, który właśnie z lasu
wychodzi? Bóg mi objawił, że dusza
jego jest jedną z trzech najświętszych
na świecie. I zaprawdę powiadam wam,
nie wahałbym się nazywać go świętym
Rufinem za życia jego, bowiem dusza
30 Numer 72
jego utwierdzona jest w łasce i uświęcona w niebie
przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa”. Atoli
słów tych nie mawiał nigdy święty Franciszek w
obecności brata Rufina. Że święty Franciszek znał
również braki towarzyszy swoich, widać jasno
na bracie Eliaszu, którego ganił często za pychę.
I na bracie, którego diabeł dusił za gardło, kiedy
się poprawił z nieposłuszeństwa swego. I na wielu
innych braciach, których wady tajemne i cnoty znał
z objawienia Bożego
Wiktoria Siudak IIID
Natalia Pomykała IIID
Wioletta Paterek VIB
Adrian Drelich VE
Na szlaku 31
Prace uczestników konkursu „Wakacyjne spotkanie z Bogiem”
32 Numer 72
BAL KARNAWAŁOWY A.D. 2012

Podobne dokumenty