Papierowe cudeńka

Transkrypt

Papierowe cudeńka
Papierowe cudeńka
Utworzono: czwartek, 12 grudnia 1996
Papierowe cudeńka
Polska jest kartonową potęgą. Tak twierdzą modelarze z Rybnika, którzy zawiązali grupę twórczą
"UNO". W żadnym innym państwie nie wydaje się tylu, co u nas, specjalistycznych książek,
poradników i szablonów dla pasjonatów odwzorowywania świata w miniaturze.
- "Uno" to skrót od trzech słów: uciecha, nauka i osobowość - rozszyfrowuje nazwę rybnickiej Grupy Modelarstwa Kartonowego
jeden z jej założycieli Ryszard Bisek. - Modelarstwo rozwija osobowość, daje człowiekowi radość, a jednocześnie zmusza do
zdobywania szerokiej wiedzy o obiektach, które zamierza się wykonać.
Ryszard Bisek przez wiele lat był znany przede wszystkim jako inżynier geodeta. Pracował w kopalni "Rydułtowy". Niewielu ludzi
wiedziało, że w wolnych chwilach skleja sobie samoloty i okręty z papieru. Po przejściu na emeryturę rozwinął hobby. Zyskał sławę
wśród modelarzy. Dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski za miniaturę Bazyliki św. Piotra w Rzymie. Jest ona czterysta razy
mniejsza od oryginału. Robił ją przez trzy miesiące. Każdego dnia przy kartonowej budowli spędzał 10 godzin. Sama tylko jej
kolumnada składa się z trzech tysięcy elementów. Zdobi ją 140 maleńkich figur. Do każdej z nich trzeba było wyciąć z papieru
przód i tył postaci, następnie dopasować je i skleić. Żeby wykonać takie misterne dzieło trzeba mieć niewyczerpany ocean
cierpliwości i precyzji. Kilkadziesiąt prac grupy modelarzy "UNO" prezentowano niedawno w krypcie kościoła św. Józefa w
Chorzowie. Inicjatorem wystawy był tamtejszy ksiądz proboszcz Antoni Klemens. Rybniccy modelarze pokazali w Chorzowie
obiekty sakralne różnych wyznań z całego świata. Pasjonuje ich jednak nie tylko piękna architektura.
- Kiedyś interesowałem się samolotami, żaglowcami i helikopterami. Budownictwem sakralnym zajmuję się dopiero od kilku lat wyjawia emerytowany geodeta. - Moim pierwszym modelem był czerwony samolot. Skleiłem go z ojcem. Miałem wtedy pięć lat.
Bisek w domowej kolekcji ma 200 różnych modeli. Wykonał ich znacznie więcej, ale nie wszystkie zachował. Niektóre podarował
krewnym lub znajomy. Inne nie wytrzymały próby czasu lub transportu. Przeważnie jest wierny gotowym szablonom, których
kupuje mnóstwo. Niekiedy wprowadza modyfikacje. Jego kartonowy kościół św. Bavo z holenderskiego miasta Haarlem ma okna
"oszklone" folią. Wpadł na ten pomysł, gdy obejrzał model. Wyciął w szablonie okienne otwory, by je "urealnić". Model kościoła
zyskał na tym zabiegu dodatkowej atrakcyjności.
- Największym wrogiem modelarza jest kurz - uważa założyciel grupy "UNO". - Staramy się chronić nasze prace przed słońcem i
zabrudzeniem. Niestety, nawet te zamknięte w wydawałoby się szczelnych gablotach nie zachowują wiecznie świeżości. Drobnych
elementów oczyścić się nie da.
Modelarzowi kartonowemu do szczęścia potrzebny jest dobry szablon, nożyczki, skalpel i klej. Jego dzieła wzbudzają zachwyt,
zdumienie, ale niekiedy i pobłażanie.
- Nasze modele nie latają, nie pływają, nie ruszają się i dlatego niektórzy uważają, że je za mało ciekawe. Modelarstwo ma różne
odmiany. Nie wszyscy lubią statyczne prace. Zdarza się, że kartonowych modelarzy przezywa się sklejaczami - mówi Bisek.
"UNO" skupia kilkanaście osób. Nie mają legitymacji, biura i stałego adresu. Większość z nich związana jest z górnictwem, pracują
lub pracowali w kopalniach byłego ROW-u (Rybnickiego Okręgu Węglowego). Ojcowie przekazują swoje hobby dzieciom. Sklejają
modele z synami lub córkami. A dzieci z czasem się usamodzielniają. W chorzowskim kościele 16-letni Marcin Szebera
prezentował kartonowy okręt. 10-letnia Ania miał spory udział w wykonaniu miniatury kościoła z Karpacza. Rybniccy modelarze
spotykają się okazjonalnie, najczęściej w swoich domach. Razem jeżdżą na wystawy. Modele można przygotowywać w
samotności. Ale radością trzeba się podzielić. Okazji do wspólnego przeżywania jest wiele.
- Są zawody regionalne, branżowe i ogólnopolskie festiwale - wylicza Bisek. - Każdego roku odbywa się co najmniej dziesięć
konkursów istotnych dla modelarzy.
Tego nie wie nikt, ilu jest w Polsce modelarzy. Kilka tysięcy, a może kilkadziesiąt tysięcy. Nie wszyscy ujawniają swoje hobby.
Niektórzy ukrywają je, ponieważ obawiają się posądzeń o dziecinadę, marnowanie czasu, wyrzucanie pieniędzy na "głupstwa" itd.
Prawdziwi pasjonaci mają potrzebę poznania dokonań innych osób o podobnych zainteresowaniach oraz dzielenia się swoimi
doświadczeniami. Dlatego szukają bratniej duszy. Zawiązują grupy nieformalne lub organizują się w struktury klubowe lub
branżowe. Niektórzy zajmują się wyłącznie modelarstwem kolejowym, inni - lotniczym, szkutniczym, kosmicznym, różnorodnymi
pojazdami lub figurkami. Wykonują swoje dzieła z kartonu, plastiku, drewna itd. Przeważnie zmieniają obiekt fascynacji, ale pasja
towarzyszy im przez całe życie i łączy różne pokolenia. Uwidacznia się to rybnickiej grupie "UNO".
Jolanta Talarczyk