Śladami Mindzi Kirszenbaum – w poszukiwaniu
Transkrypt
Śladami Mindzi Kirszenbaum – w poszukiwaniu
„ Śladami Mindzi Kirszenbaum – w poszukiwaniu Sprawiedliwych” Autor: Albert Telak, Technikum Informatyczne w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Zielonej Nauczyciel prowadzący: Ireneusz Kramkowski, WOS Prezentacja multimedialna: Albert Telak, Technikum Informatyczne, Karolina Nidzgorska, Liceum Ogólnokształcące w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Zielonej Nauczyciel prowadzący: Anna Smolińska, historia Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych im. Batalionów Chłopskich w Zieonej 09 -310 Kuczbork, ul. 1 Maja 8 Tel. 32 657 90 64, [email protected] ZSP Zielona 2014 1 Nazywam się Albert Telak, jestem uczniem Technikum Informatycznego w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Zielonej. Inspiracją mojej podróży śladami Mindzi Kirszenbaum jest książka „ Księga Pamięci Żydów Bieżuńskich”. W podróży towarzyszyli mi: Karolina Nidzgorska, koleżanka, uczennica klasy II Liceum Ogólnokształcącego w Zielonej, dyrektor szkoły, Ireneusz Kramkowski , nauczycielka historii, Anna Smolińska. Wczesnym rankiem 21 lutego 2014r. wyjechaliśmy samochodem ze szkoły. W ciągu 20 minut dotarliśmy do Bieżunia, miejsca gdzie urodziła się Mindzia Kirszenbaum, Żydówka, której rodzice mieszkali w miejscu, gdzie dziś jest szkoła licealna. Bieżuń to małe miasteczko na północy Mazowsza, gdzie w 1925r. urodziła się nasza bohaterka. Jej rodzice pobożni Żydzi mieli sklep w którym handlowali „ łokciowizną. Żydów w dwutysięcznym miasteczku było wówczas 40% i odgrywali dużą rolę w życiu miejscowej społeczności. Świadczą o tym zabytki kultury materialnej i liczne przekazy pisemne zgromadzone między innymi w Muzeum Małego Miasta w Bieżuniu. Mieszkańcy miasta żyli w dużej harmonii, nie są znane przypadki konfliktów lub nieporozumień między Polakami a Żydami w okresie międzywojennym. Na zdjęciach:1. Mindzia Kirszenbaum, 2. Synagoga i bejt ha-midrasz (dom nauki),3. Wspólna uroczystość Polaków i Żydów z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości. Ze zbiorami w Muzeum Małego Miasta w Bieżuniu, dotyczącymi Żydów zapoznał nas dyrektor muzeum Jerzy Piotrowski. Zobaczyliśmy min: liczne fotografie, portrety bieżuńskich Żydów, ocalały z wojny fragment bieżuńskiej Tory, Psalmy pochodzącego z Bieżunia Izaaka Cylkowa, talerz sederowy, fragmenty macew. Dowiedzieliśmy się, kto może nam udzielić informacji na interesujące nas tematy? Na zdjęciu: 1.Muzeum Małego Miasta, 2. Fragment bieżuńskiej Tory, 3. Psalmy Izaaka Cylkowa. Na zdjęci: 1.Obraz Żyda niosącego wodę i Tora, 2. Fragmenty macew, 3. Portret Żyda z Bieżunia 2 W następnych dniach odwiedziliśmy : Sadłowo, Wrześnię, Lutocin - trzykrotnie, Nowy Przeradz – trzykrotnie. Tam odnalezieni zostali przez nas członkowie rodzin, które w czasie wojny ukrywały Mindzie Kirszenbaum, ich sąsiadów, byliśmy w miejscach gdzie ukrywała się Mindzia, którą nazywali tu Emilką. Pomocy udzielił nam również wójt gminy Lutocin, Ryszard Gałka. Nasi bohaterowie już nie żyją, jednak niektórzy przed śmiercią spisali swoje wspomnienia lub zostały one nagrane przez lekarza Stanisława Ilskiego i jego sekretarkę Jadwigę Siedlecką. Ważnym źródłem w poznaniu losów Mindzi Kirszenbaum była „ Księga pamięci Żydów bieżuńskich”, pod redakcją Artura Wołosza, wydana w 2009r., wydanie izraelskie „ Sefer ha – zikaron le kedoszej Biezun”, Tel Awiw 1956. W oparciu o te dokumenty i relacje żyjących świadków ustaliliśmy, że osobami ukrywającymi i pomagającymi Mindzi byli: 1. Henryk Drygas oraz jego rodzice: Marianna i Józef , ukrywali Mindzię wiosną 1940 , Sadłowo, posiadali 6 dzieci: Marysię, Janinę, Edmunda, Lucynę, Henryka, Bronisławę. 2. Bronisława (siostra Henryka) i Stanisław Stocki, ukrywali Mindzię od wiosny 1940 do jesieni 1940 (do wysiedlenia), Września, mieli troje dzieci. 3. Pelagia i Jan Borek, ( Bronisława – kuzynka Jana), ukrywali Mindzię od jesieni 1940 do wiosny 1943, Lutocin. 4. Józefa ( siostra Jana Borka) i Henryk Sikut, ukrywali Mindzię w lecie 1943, Przeradz Nowy, posiadali 6 dzieci : Wacława, Aleksandrę, Edwarda, Irenę, Tadeusza, Mariannę. 5. Helena i Bolesław Topolewscy, Antonina Hofman ( babcia Bolesława), ukrywali Mindzię od jesieni 1943 do 1945, posiadali 2 dzieci: Edwina i Witolda. Po wojnie Mindzia przebywała w Bieżuniu, Sierpcu, Legnicy, 16 lutego 1946r., za pośrednictwem Agencji udała się pociągiem do Rzymu, a 23 lutego 1946r. samolotem do Lod. Jest to obecnie główny post lotniczy Izraela, położony 15 kilometrów na południowy-wschód od Tel Awiwu. Według informacji Pana Artura Wołosza, pod którego redakcją wydana została „ Księga Żydów bieżuńskich”, Mindzia Kirszenbaum, żyje i obecnie mieszka w Nowym Jorku. Poczyniliśmy starania by się z nią skontaktować, gdyż pracy naszej nie skończyliśmy i będziemy ja kontynuować. Nasz praca na dzień dzisiejszy jest oparta na relacjach i wywiadach do których udało się nam dotrzeć lub przeprowadzić. Przyczyną tego jest jeszcze niekompletna wiedza o rodzinie Borków, która po wojnie wyprowadziła się do Gdańska, jesteśmy w trakcie nawiązywania kontaktu z rodziną Bronisławy i Stanisława Stockich, dlatego nasza relacja będzie opierała się przede wszystkim na relacjach naszych bohaterów, którym oddajemy głos. W „ Księdze pamięci Żydów bieżuńskich, Mindzia Kirszenbaum wspomina: ..."We wrześniu 1939 r. do naszego miasta Bieżuń weszła armia niemiecka. Przez pierwszy tydzień życie toczyło się normalnie. Strach ogarnął całą żydowską ludność, ale żadnych napadów nie było. Potem zaczęły się przypadki rekwirowania towarów z żydowskich sklepów i zabierania ludzi, przede wszystkim mężczyzn - Żydów od lat 18 - do robót przymusowych. Następnie sklepy zostały zamknięte, a żydowskie majątki zabrane. Dwukrotnie nałożono kontrybucję, którą Żydzi zapłacili, zagrożeni wygnaniem z miasta. Kiedy skończyły się pieniądze hitlerowska banda zaczęła stosować metody terrorystyczne w stosunku do naszych rodziców, braci i sióstr. Pewnego pięknego poranka zebrano całą żydowską ludność w bóżnicy. Mężczyzn rozebrano do naga i przeprowadzono dokładną rewizję, która trwała przez całą noc. Następnego dnia ukazały się na ulicy furki chłopskie z okolicznych wsi. Rozkazano przestraszonym Żydom biec za furami z niewielkim dobytkiem, jaki każdy zdołał wziąć ze sobą. Nikt z wyganianych nie wiedział, że były to ostatnie chwile, ostatnie spojrzenia na miasto Bieżuń. Poprowadzono ich aż do Sierpca, gdzie czekały na nich wagony towarowe. Z dzikim wrzaskiem i biciem wszystkich naszych Żydów załadowano do wagonów tak ciasno, że nie 3 mieli czym oddychać. Pociąg wlókł się powoli przez cały dzień, a ludzi pozostawiono bez picia i jedzenia. Tak dojechaliśmy do Nowego Dworu. Zapadła noc. Kiedy otworzyli drzwi od wagonów, nasze oczy oślepiły płonące reflektory. Szpaler Niemców stał już przygotowany z kijami. Z okrzykami: pieniądze! złoto! Niemcy wyganiali kijami z wagonów. Starsi biegnąc gubili dzieci, dzieci gubiły rodziców. Część zabranych skąpych węzełków pozostała w wagonach. Wszystkich ustawiono w dwóch szeregach i na nowo przeprowadzono rewizję. Następnie biegiem przepędzono nas wszystkich przez most w Modlinie. Niejeden padł ze zmęczenia i osłabienia, większość biegła resztkami sił, aż dotarliśmy do dużego podwórza, gdzie spędziliśmy noc. Zapowiedziano nam, że nazajutrz idziemy dalej. Rano pognano nas do Pomiechówka. Tam dano nam możliwość pozostania lub wyjazdu do 1 Łodzi czy Warszawy."... Na zdjęciach: 1. Niemcy wkraczają do Polski, 1 września 1939r., 2. Polscy uciekinierzy przed linią frontu. ..." w Warszawie część urządziła się u krewnych, znajomych lub wynajęła pokoje - jakie kto miał możliwości. Każdy utrzymywał się z drobnych zarobków, handlu lub ze schowanych pieniędzy, które udało mu się zabrać ze sobą. Niektórzy bieżuniacy wysłali swoje dzieci do Bieżunia, jak np. Rafael Gerlic czy Nachum Lipszyc. Dzieci przywiozły stamtąd ukryte pieniądze, które poszły na utrzymanie. Mój ojciec Kirszenbaum, który zajmował się handlem, został pobity przez niemieckiego policjanta i na skutek poniesionych ran zmarł po ciężkich cierpieniach. Po miesiącu zmarła także moja 2 matka."... ..."Ulicami getta wolno było chodzić wieczorem tylko do godziny 9.00. Często przekradałam się obok niemieckiego posterunku do wolnej dzielnicy i kupowałam u Polaków jedzenie. Po pewnym czasie sytuacja pogorszyła się, młodych ludzi wzięli do obozów. Któregoś dnia podczas obławy zabrali mojego młodszego brata - nie wiadomo dokąd. Tak więc zostałam ze starszym bratem, Herszem Noachem. Otrzymywaliśmy się z tego, co udało się nam sprzedać, z posiadanego majątku - złota itp. Brat postanowił przedostać się do Rosjan, ale plan ten nie udał się i wrócił obrabowany, tylko w tym, co miał na sobie. Przez getto przejeżdżał tramwaj. Chciałam wskoczyć w biegu do tramwaju, aby przedostać się na polską stronę, ale nie udało mi się. Zostałam złapana razem z innymi Żydami, których niemieccy policjanci bezlitośnie zbili. Mnie, młodą dziewczynkę, przeszukano, obrzucono przekleństwami i odesłano do getta. Nie bacząc na to jeszcze raz spróbowałam ucieczki — któregoś wczesnego poranka, około 5.00. Kiedy tramwaje miały ruszać z getta, gdzie był nocny postój, zwróciłam się do konduktora, obiecując mu dobrą zapłatę. Schowałam się pod ławką i w ten sposób 3 wydostałam się."... 4 Zdjęcie przedstawiające warszawskie getto. ..."Przypomniałam sobie wskazówki o drodze do Bieżunia, które dawał mi kiedyś brat. Pierwszą wsią są Łomianki. Tam trzeba zejść z wału do Wisły i przepłynąć rzekę łódką, którą polscy 4 przewoźnicy przewożą na drugi brzeg za drobną opłatą."... ..."Spotkałam natomiast gojkę, która zaprowadziła mnie do swojego ojca, a ten przewiózł mnie przez Wisłę. Byłam na tyle naiwna, że targowałam się o cenę przejazdu. Przeszłam jeszcze około kilometra i dotarłam do Jabłonny, gdzie po raz pierwszy spotkałam Żydów z żółtymi opaskami na ramieniu. Tu odetchnęłam swobodniej i dostałam pierwszą pomoc. Następnego dnia zaczęłam szukać znajomych. Jakaś Żydówka powiedziała mi, że tej nocy opuszcza Jabłonnę i udaje się do 5 Nowego Dworu."... ..."W Nowym Dworze getta jeszcze nie było. Był teren, na którym mieszkali Żydzi. Naradzaliśmy się co czynić dalej. Opowiedzieli nam, że mężczyźni, Żydzi, pracują dla Niemców na lotnisku, a kiedy Żydówki zanoszą im w garnkach jedzenie, Niemcy je przepuszczają. Radzili więc, abyśmy w ten sposób próbowały się przedostać. Zapłaciłam za trochę mąki, za garnek, zrobiłam kluski i w ten sposób przeszłyśmy most Na moście Niemcy zatrzymali mnie do kontroli, ale kiedy powiedziałam, że niosę to dla ojca. przepuścili mnie. W ten sposób przekroczyłam granicę i dotarłam 6 do Zakroczymia."... ..."Nazajutrz wyruszyłyśmy w drogę do Płońska. Po drodze wstępowałyśmy do chłopów, prosząc o trochę mleka. Tłumiąc głód i pragnienie szłyśmy dalej. W połowie drogi spotkałyśmy chłopski wóz. Chłop, widząc nasze zmęczenie, zabrał nas ze sobą. W ten sposób dotarłyśmy do Płońska, gdzie była już dzielnica żydowska. Poszłyśmy tam i spotkałyśmy — ku naszej wielkiej radości — kilku bieżuniaków: Jechiela Meira Rapackiego z żoną, Meira Kleczewskiego z żoną, Abrahama Afrotę z żoną i wnuków Lajzera Szmulewicza. Przenocowałam u Szmulewiczów. Ludzie żyli tam w bardzo złych, nieludzkich warunkach. Nie mogąc patrzeć na ich cierpienia, nie mogąc im w niczym pomóc, postanowiłam opuścić Płońsk. Na drogę dostałam dwie kromki chleba (kto wie, jakiemu dziecku odjęto je od ust) i pieniądze na bilet. Pożegnałam się i poszłam na dworzec, aby pojechać do Sierpca. Stałam tam drżąc, pełna trwogi, bojąc się, aby nie rozpoznano we mnie Żydówki, gdyż żaden Żyd nie miał prawa zmieniać miejsca pobytu, a szczególnie koleją. Pociąg nadjechał. Podeszłam do kasy i powiedziałam przez zęby: „Sierpc”. Kasjerka dała mi bilet, a ja szybko weszłam do wagonu. W wagonie znów ogarnął mnie strach. Koło mnie usiadła cała niemiecka rodzina i kilku żołnierzy. Ze względu na duży tłok wszyscy siedzieli ściśnięci, jak tylko się dało. Siedziałam, trzymając w ręku kromkę chleba, którą dostałam w Płońsku. Usta miałam zamknięte i nie mogłam jeść, zdrzemnęłam się. Niemiecki żołnierz zobaczył chleb w moim ręku i poprosił mnie o niego. Oddałam mu tę kromkę. Widocznie był bardzo głodny i pomyślał, że niemieckie lub polskie dziecko jest syte i dlatego nie chce jeść, poprosił więc o ten chleb. Wreszcie dojechałam do Sierpca. W Sierpcu spotkała chłopa, który 7 postanowił zaprowadzić ją do getta."... 5 Zdjęcia; 1. Na dworcu w Płońsku, w czasie wojny, 2. likwidacja getta w Płonsku ..."Idąc tak spotkaliśmy Niemców i aby nie ściągać na siebie ich uwagi, objęłam starego jak córka i rozmawiałam z nim tak, jak córka rozmawia z ojcem. Tak doszliśmy do getta. Od razu zrozumiałam, że jest tu getto i zauważyłam, że ludzie chodzą z żółtymi opaskami. Serdecznie podziękowałam staremu, a odchodząc widziałam, jak stał i patrzył za mną ze współczuciem. W getcie zapytałam o moją kuzynkę Reginę Kelman Stari, była to córka mojego wujka Lejba (siostra Jehudy Kelmana, który jest w kibucu Gwat). Cl kuzynki zatrzymałam się na 2 tygodnie, ale z powodu braku dokumentów zdecydowałam się opuścić miasto. Postanowiłam i od razu tak uczyniłam. 8 Przed wieczorem ruszyłam w drogę i po kilku kilometrach napotkałam wóz jadący do Bieżunia."... Zdjęcia: 1. Synagoga w Sierpcu, 2. Ofiary mordu Niemców w więzieniu w Sierpcu. ..."Ruszyłam dalej drogą na Bieżuń. Na spotkanym chłopskim wozie dojechałam do Bieżunia. W Bieżuniu spotkałam dwie córki Szlomo Wajntrauba, Jonę Hofmana z rodziną, Lajzera Rapackiego z rodziną, Róźkę, żonę Meira Wolmana, Pesse, Rozensztajn, Margolisa z siostrą Bajlą, córkę Nachuma Lipszyca ze swoją matką, Henocha Klajnmana z rodziną. Pozostałam w miasteczku kilka tygodni. Przez cały czas siedziałam w mieszkaniu, bojąc się wyjść na ulicę. Siedząc tak samotnie, przypomniałam sobie, że moi kochani rodzice (bp.) dali znajomemu chłopu różne drogie przedmioty i sprzęty na przechowanie. Chłop mieszkał w Sadłowie. Niewiele myśląc poszłam tam, mając zamiar pozostać w jego rodzinie, aby tam pracować i dostawać jeść. Rozumie się, że ja od nich niczego nie żądałam, ale jakże byłam zdumiona, kiedy chłop powiedział: „Ty nie masz u mnie czego szukać, boję się Niemców, a także sąsiadów, aby mnie nie wydali" . Zażądałam więc, aby oddał mi maszynę do szycia. Chłop kategorycznie odmówił. Zaczęłam płakać i prosić: „Popatrz tylko, moi kochani rodzice dali ci na przechowanie tyle rzeczy, a ja niczego więcej nie chcę, tylko tę maszynę". Mój płacz nie pomógł. Kiedy chłop odchodził do miasta, słyszałam, jak powiedział do żony: "Nie dawaj niczego Żydówce". Ja 9 jednak tak długo prosiłam i płakałam, aż chłopka oddała mi maszynę."... Spotyka ją wówczas Henryk Drygas, który tak opisuje to sytuację: 6 Na zdjeciu: Henryk Drygas, ze zbiorów rodzinnych. ..."Żydówka Mindzia Kirszenbaum uciekła z getta z Warszawy i przyszła do Sadłowa do naszych sąsiadów Lawendowskich. Rodzice tej Żydówki oddali im niektóre rzeczy na przechowanie i dlatego ona do nich przyszła. Przesiedziała tam może 3 dni i nie chcieli jej dłużej trzymać. Stała przy płocie i płakała. Była szczupłej budowy i miała wówczas chyba ze 16 lat. Ja ją znałem, bo chodziłem razem do szkoły. Gdy zobaczyłem ją płaczącą, zrobiło mi się żal i wziąłem koleżankę do domu moich rodziców tj. Józefa i Marianny Drygas. W domu było nas pięcioro dzieci - ja i cztery siostry: Marysia, Janina, Edmunda i Lucyna. Piąta siostra, Bronisława, była już zamężna i mieszkała we Wrześni za Lutocinem. Mindzia przebywała u nas 4 miesiące, a może i dłużej. Następnie osobiście, furmanką zawiozłem ją do mojej siostry do Wrześni. Siostra była zamężna za Stanisławem Stockim. Mieszkali na kolonii i tam było bezpieczniej. W razie czego szwagier miał się tłumaczyć, że przyjechała z Warszawy kuzynka do pomocy żonie w wychowaniu dzieci. Mieli troje dzieci od 3 lat do kilku miesięcy. U siostry przebywał leż Żydziak z Sierpca, nazwiska nie pamiętam. Był młodszy od Mindzi o rok. Kiedy we Wrześni Niemcy przeprowadzali wysiedlenie, to szwagier oddał Mindzię do swojej rodziny w 10 Lutocinie."... Pobyt we Wrześni Mindzia Kirszenbaum wspomina w następujący sposób: ... „ Cierpiałam tam biedę, ale nie skarżyłam się, gdyż podtrzymywała mnie nadzieja na ocalenie życia. Byłam pewna, że przyjdzie dzień, kiedy znów będę wolna. W tej głuchej wsi bardzo często otrzymywałam listy od ukochanego brata. Informował mnie o codziennych zdarzeniach: kto zmarł z głodu, kogo zastrzelono, kogo powieszono lub wysłano... Pewnego razu, wymieniając nowiny napisał mi, że nasz ukochany brat zmarł i dalej: „Droga siostro, przyślij, jeśli to możliwe, coś do jedzenia, gdyż jestem chory i brakuje mi jedzenia”. Natychmiast wysłałam mu paczkę żywnościową, ale on tej paczki nie otrzymał. Chciałam mu posłać drugą, ale nie miałam już czego wymienić za żywność. Niedługo otrzymałam następny list od brata, w którym pisał: „Kochana siostro! Bardzo boli mnie serce, nie wytrzymuję już tego. Myślę o chwili, kiedy otrzymasz ten list myślę o twoim bólu i trosce, o świadomości, że to pewno jest już ostatni list ode mnie . I tak się niestety stało. Żaden list od niego już 11 nie przyszedł."... Po kilku miesiącach opuściła dom Stanisława Stockiego i znalazła się u Jana Borka w Lutocinie, gdzie przebywała od jesieni 1940 r. do wiosny 1943 r. (dwa lata i osiem miesięcy). Zdjęcia Jana Borka z 1943r. z Księgi Żydów bieżuńskich, s. 99 7 Oto relacja Jana Borka ...„O ukrywającym się żydowskim dziecku dowiedziałem się, gdy byłem we Wrześni, żeby kupić maszynę do szycia u kuzynki Stockiej. Było to jesienią 1940 r. Żona moja, litując się nad biednym, wychudzonym i brudnym dzieckiem, prosiła mnie, żebym ją przyprowadził do nas. Wieś nasza była duża. można było, nawet podczas obławy, ukryć ją gdzieś u sąsiadów. Podczas wielkiej obławy wczesną wiosną 1943 r. Niemcy otoczyli całą wieś i robili rewizję dom po domu. Do nas na podwórze weszło 4 żandarmów, którzy otoczyli dom z każdego rogu, a następnych dwóch, weszło do mieszkania. Żona moja leżała w łóżku, była chora i wysoko w ciąży. Widać było na jej twarzy gorączkę. Mila (tak ją nazywaliśmy), widząc Niemców na podwórzu i nie mając gdzie uciekać, wskoczyła do chorej żony do łóżka. Żona nakryła ją szczelnie pierzyną, mówiąc: »Chodź dzieciaku, niech się dzieje wola Boża!«. Żandarmi weszli do pokoju, popatrzyli na żonę. Usta żony drżały w gorączce i ze strachu, a Mila cała się trzęsła. Popatrzył i dłuższą chwilę, a że bali się tyfusu, nie podchodził blisko. To nas wszystkich uratowało. Po tym zdarzeniu była u nas Mila do wiosny 1943 r. Było to w sumie 2 lata i 8 miesięcy. Pomagała w pracach domowych i bawiła małe dzieci. Potem wystarałem się o miejsce u mojej siostry w Przeradzu, gdzie przebywała pól roku. Siostra, Józefa Sikut (jej mąż to Henryk Sikut) przeprowadziła ją do dobrych znajomych, gdzie było dużo małych dzieci i duże gospodarstwo, do państwa Topolewskich. Dom ich stał na wybudowaniu w łąkach. Tam przebywała do końca wojny. Po wojnie Milka napisała list do nas, że jest w Sierpcu. Odwiedziliśmy ją tam dwukrotnie. Kiedy pojechaliśmy po raz trzeci, już jej nie było. Po jakimś czasie napisała list z Legnicy, gdzie oczekiwała na wyjazd do Izraela. Od lej pory kontakt nasz urwał się. W yjechaliśmy na 12 ziemie odzyskane."... Żona Jana Borka miała na imię Pelagia. Mindzia Kirszembaum tak wspomina tamten czas: ..."Poszłam do Lutocina. Tam zatrzymałam się u chłopa nazwiskiem Borek. Pracowałam u niego, tzn. pomagałam w robotach domowych i zajmowałam się dwójką dzieci. Obchodzili się ze mną lepiej, niż poprzedni gospodarze. Zżyłam się z tą rodziną. Ale mój „los" nie pozwolił o sobie zapomnieć. Zaczęli przychodzić Niemcy. Któregoś dnia rano. kiedy zauważyłam, że otaczają podwórze, wśliznęłam się do łóżka gospodyni. Kobieta była w ciąży, a ja tak się skuliłam, że mnie nie zauważyli. W ten sposób ocalałam od pewnej śmierci i uratowałam rodzinę. We wsi spotkałam brata i siostrę Arfer. Bałam się pozostać u tego gospodarza. Odeszłam 13 więc do innego."... Mindzia Kirszembaum nie była jedynym żydowskim dzieckiem, któremu pomagała Pelagia i Jan Borek. Wg relacji Antoniego Janickiego z Lutocina, zarejestrowanej w 1988r. przez Stanisława llskiego i Jadwigę Siedlecką, oraz materiału zebranego przez Aleksandra Twarogowskiego - dwoje żydowskich dzieci o nazwisku Arfer (zwano ich Arfiek) uciekło z Bieżunia w 1940 r. do Lutocina, gdy bieżuńskich Żydów wywożono do getta. Schronienia udzielał im Jan Borek i Antoni Dobies oraz Józefa Jankiewicz. Dziewczynka miała 10 lat chłopiec 12. Chłopiec przez kilka lat ukrywał się w ziemiance w lasku na Pokrewni, a jedzenie donosiła mu Józefa Jankiewicz, której pomagał Antoni Janicki. Dzieci przeżyły wojnę i wyjechały do USA. Z Lutocina Mindzia Kirszembaum trafiła do siostry Jana Borka - Józefy Sikut (ur. 1900- zm. 7 grudnia 1956r.) i Henryka Sikuta (ur. 1898 - zm.16 lipca 1970r.). Sikutowie posiadali 6 dzieci: Wacława, Aleksandra, Edwarda,Irenę, Tadeusza, Mariannę. Mindzia o pobycie u Państwa Sikutów pisze tak: ..."Traktowali mnie tam nieźle i znów zaczęłam się aklimatyzować. Pozostawiali mnie samą w izbie, gospodyni szła do pracy w polu, chłop jeździł do miasta. Wiedziałam, co należy robić w domu i umiałam przygotować jedzenie. Pewnego dnia usłyszałam ujadanie psa, a za chwilę drzwi się otworzyły i wszedł zażarty antysemita Wojdera. Stanął za moimi plecami i zapytał po niemiecku: „Kim jesteś? Jak się nazywasz? Gdzie jest rodzina?. Nie odpowiedziałam ani słowem, żeby nie zdradzić się, że rozumiem po niemiecku. Wiedziałam, że gdybym mu odpowiedziała, poznałby, że jestem Żydówką. Za Wojdera wszedł okrutny morderca i żydożerca, burmistrz Bieżunia. Zapytał po polsku: "Kim jesteś? Czy jesteś córką gospodarza, czy obcą?". Odpowiedziałam, że jestem kuzynką z 8 sąsiedniej wsi. Kazał mi wrócić do domu. Zaczęłam płakać. „Nie płacz!” - zaczął wrzeszczeć i tupać. „Tu będzie teraz mieszkać inna rodzina". Powiedziałam z płaczem, że jestem sierotą i chcę tu zostać, pracować. Na to odezwał się nowo przybyły chłop: „Nie! Ja mam sześcioro swoich dzieci, nie potrzebuję obcej". Uraziło to burmistrza, który rozkazał, żebym została. /.../ . Rozeszłam się z rodziną, 14 w której dobrze się czułam. ."... Zdjęcia 1. nagrobek Henryka Sikut z cmentarza w Lutocinie; 2. rodzina Józefy i Henryka Sikut, ze zbiorów rodzinnych Dalsze losy Mindzi Kirszenbaum związane są z rodziną Topolewskich. Pan Bolesław Topolewski (ur. 1908r. zm. 26 sierpnia 1992r.) jego żona Helena(ur.1913.r zm. 26 grudnia 1950r.) wspominają to tak: ..."Mindzia Kirszenbaum, Żydówka z Bieżunia, przyszła do mnie od Sikutowej z Przeradza, która była siostrą Jana Borka z Lutocina, gdzie Mindzia przechowywała sie przedtem. Była to jesień, była przemoczona i zziębnięta. Babcia moja, Antonina Hofman (matka mojej matki) miała miękkie serce i kazała Żydówce zostać. Żydówka była wątła i miała może z 15 lat, była blondynką. We wrześniu aresztowało mnie gestapo z Ciechanowa. [...] Należałem do organizacji podziemnej POZ. Przyjechało ich chyba piętnastu. Nad ranem okrążyli dom. Zapukali do drzwi, a kiedy otworzyłem, założyli mi kajdanki na ręce. Pytali, gdzie jest banda. [...] W tym czasie Żydówka weszła do łóżka babcki... Po 2 miesiącach zostałam zwolniony z więzienia. Po powrocie do domu prosiłem Mindzię, żeby sobie poszła. Wiedziałem, że mnie będą nachodzić, wiec bałem sie ją dłużej trzymać. To zagrażało życiu mojej rodziny. Miałem żonę Helenę, syna Witka lat 15. Edwina lat 11, no i babcię. Ale babcia znów się nad nią ulitowała i Żydówka została. [...] Kiedy Ktoś obcy przychodził do domu, to Żydówka kryła się w szopie czy na podwórku, gdzie się zawsze czymś zajęła. To była dobra dziewczyna. Nic mojej żonie nie dała zrobić. Wszystko usiłowała robić sama, chodź była taka mała i chuda. Rodzice jej pochodzili z Bieżunia. Znałem ich. Mieli sklep z łokciowizną, tu gdzie było gimnazjum, stał ich drewniany dom. Po wojnie Mindzia wróciła do Bieżunia. [...], następnie wyjechała do Sierpca, gdzie mieszkała na ulicy Płockiej. byłem tam u niej z żoną. Dała mi wtedy ładny krawat w prezencie. Nosiłem go dłuższy czas. Po wyzwoleniu aresztowało mnie UB. Osadzono mnie w areszcie w Mławie, gdzie śledczy był Żyd. Żona pojechała do Sierpca do Mindzi, którą nazywaliśmy Emilcia i wszystko jej opowiedziała. Mindzia pojechała do Mławy, do tego śledczego, Żyda, porozmawiała z nim - i zostałem zwolniony. Mindzia wyjechała do Tel Awiwu, pisała do mnie listy przysłała paczkę, ale moi synowie zagubili adres, kiedy zostałem ponownie aresztowany. I tak kontakt 16 się urwał"... Bolesław Topolewski wg. syna Witolda, podał wiek jego i brata Edwina niewłaściwie, Edwin jest starszy i urodził się w 1934r, Witold natomiast w 1936r. 9 Na zdjęciach; 1. nagrobek Heleny i Bolesława Topolewskich na cmentarzu w Lutocinie, 2. Bolesław Topolewski z siostrą i drugą żoną, ze zbiorów rodziny Topolewskich Mindzia o pobycie u Heleny i Bolesława Topolewskich pisze tak: ..."Przyznałam się, że jestem Żydówką i pochodzę z Bieżunia. Opowiedziałam o mojej rodzinie, którą oni od dawna znali. Wiele przeżyłam w tej chłopskiej rodzinie w ciągu 2 lat pobytu. Nie raz wpadałam w ręce żandarmów i tylko cudem wydostawałam się z opresji. Prawie cała wieś wiedziała, że jestem Żydówką, jednak wszyscy milczeli i nic złego mi nie zrobili. Przeżyłam tam trudne chwile. Polubili mnie i zaczęli namawiać, abym przyjęła chrzest i wtedy bece u nich jak własne dziecko. W chwili zwątpienia, kiedy czułam, że ziemia usuwa mi się spod nóg, a ja nie wiem. co mam zrobić, zwróciłam się z płaczem do starej chrześcijanki, babki mojego gospodarza. Ona mnie pocieszyła i dodała odwagi, chęci do życia: "Żydówką się urodziłaś i taką powinnaś pozostać do śmierci. Żydzi byli pierwszym narodem i Żydzi będą wiecznie. Żydowskiego narodu nie da się zgładzić. Żydzi pozostaną na całym, świecie". Dla bezpieczeństwa zawieszono mi krzyżyk na szyi. Nosiłam go przez cały czas. Kiedy dzieci zapominały odmówić pacierza, przypominałam im o tym i razem z nimi powtarzała jego słowa. Nie, nie chciałam pozostać Żydówką, szczególnie po rozmowie ze starą babcią. Byłam u nich do końca wojny i im zawdzięczam życie. Będę zawsze pamiętała o nich i wdzięczna jestem za ich bohaterstwo, gdyż wielokrotnie groziła im śmierć i zagłada za 17 przechowywanie żydowskiego dziecka."... Na zdjęciach: 1. syn Bolesława Topolewskiego - Edwin ( w środku), 2. Syn Bolesława Topolewskiego – Witold z żoną Przyszło zakończenie działań wojennych, jednak czasy były niespokojne. Mindzia Kirszenbaum wspomina to tak: ... „ Rok 1945 - koniec wojny! Kiedy wkroczyli Rosjanie i zajęli nasze miasto i okolice, udałam się pieszo w drogę do mojego rodzinnego miasta. Od razu skierowałam się do naszego domu, ale nie 10 dopuścili mnie blisko, gdyż stacjonował tam rosyjski sztab. Trochę się pokręciłam i rozejrzałam. Spotkałam kolegę Moszego Blumana. Oboje ucieszyliśmy się bardzo. Mosze powiedział mi, że w mieście jest jeszcze troje dzieci Lejba Pesse: Natan, Gitla i Ruten. Oni też bardzo ucieszyli się ze spotkania ze mną i zapraszali mnie do siebie - będziemy wówczas wszyscy razem. Dałam się namówić. Wróciłam do moich byłych gospodarzy we wsi i opowiedziałam o wszystkim. Nie chcieli, abym ich opuszczała, .ale udało mi się im wytłumaczyć, że dla mnie, żydowskiej córki lepiej będzie, jak będę wśród Żydów. Pożegnaliśmy się bardzo serdecznie, ucałowaliśmy się. Wróciłam do miasta. W niedalekim Żurominie również było niewielu Żydów. Kilku młodych ludzi odwiedzało nas często i domagali się, abyśmy w rewanżu również ich odwiedzili. Pewnego dnia, kiedy uczyniłam zadość ich prośbie i pojechałam do Żuromina, dowiedziałam się, że w Bieżuniu stało się w tym czasie nieszczęście. Zamordowano siostrę i brata Pesse. Byliśmy wstrząśnięci tym mordem. Po powrocie do Bieżunia poszłam do mieszkania Pesse, ale nie wpuszczono mnie. Mieszkanie było zamknięte. Weszłam na podwórze, wdrapałam się na okno i moim oczom ukazał się straszny obraz. Na łóżku, z przestrzeloną czaszką, leżała Gitla w kałuży krwi. Niedaleko od niej, koło drzwi, leżało ciało jej brata. Sąsiedzi opowiadali, że około 10.00 wieczór kilku mężczyzn zapukało do drzwi i na pytanie: „Kto puka?", odpowiedzieli - „Policja!". Kiedy drzwi się otworzyły, mężczyźni weszli do mieszkania i zastrzelili dwoje żydowskich dzieci, które przeżyły tak ciężką i straszliwy wojną, by znaleźć śmierć ze 18 zbrodniczych i nikczemnych rąk."... Zgodnie z miejscowymi przekazami, sprawcami byli członkowie ubecko-bandyckiej grupy niejakiego Mrozka. ..."Po tym mordzie wszyscy pozostali Żydzi postanowili opuścić Bieżuń. Ja przeniosłam się do Sierpca, gdzie było także kilku Żydów z Żuromina. Razem było nas 10-20 osób. Dotarty tu także siostry Tala i Ida Rapackie, które przeżyły Auschwitz. Zaczęliśmy szukać sposobów utrzymania się. Nie mając innych możliwości, zaczęłyśmy handlować. Otrzymałyśmy także wsparcie od „Jointu" i od krewnych, a także od sierpczan i od ziomków z USA. Nasze położenie ekonomiczne było trudne, ale jeszcze trudniejsze było położenie społeczne. Mieszkałam razem z Idą i Talą /.../ końcu - w 12 osób postanowiliśmy opuścić Sierpc i udać się do Legnicy, gdzie było więcej Żydów. Było tam także żydowskie życie społeczne, żydowskie i hebrajskie szkoły, odwiedzali nas przedstawiciele z Izraela, odbywały się odczyty, przedstawienia teatralne, odwiedziny żydowskich artystów z Łodzi itp. Syjonistyczne organizacje prowadziły szeroko zakrojoną działalność. Znaczna część żydowskiej ludności była nastawiona syjonistycznie i w czasie, kiedy w Izraelu zaczęła sie wojna wyzwoleńcza, cała żydowska młodzież gotowa była emigrować wszelkimi drogami i najrozmaitszymi sposobami włączyć się do walki za żydowski naród... Zaczęłam szukać różnych dróg, aby dostać się do Erec Israel. Myślałam o nielegalnym przekroczeniu granicy. Chciałam dostać się do obozów, z których łatwiej było emigrować. W międzyczasie wojna w Izraelu zakończała sie naszym wielkim zwycięstwem. Żydzi zaczęli masowo emigrować. Więcej jak pół Legnicy chało do Izraela. 16 lutego 1949 r. za pośrednictwem Agencji wsiadłam w Warszawie do pociągu do Rzymu. 23 dnia tego samego miesiąca samolot którym 19 leciałam, wylądował w Lod, - Moje stopy stanęły na ziemi naszych świętych ojców.:... Lod to główny port lotniczy Izraela, położony 15km na południowy-wschód od Tel Awiwu. Od 1975r. nosi imię Dawida Ben-Guriona. Wszyscy, którzy w czasie wojny ukrywali Mindzie Kirszenbaum (i nie tylko Mindzię) traktowali to jako swój chrześcijański obowiązek, nie opowiadali o tym, co miało miejsce, jak narażali życie swoje i swoich rodzin. Czas biegł a pamięć o tym co robili zapadała w mroki historii. Wydobył ją m.in. Marian Przedpełski (1912 – 1998) – nauczyciel z wykształcenia, historyk z wyboru, etnograf z zamiłowania; Stanisław Ilski (1926 – 2007) – lekarz, badacz historii, żołnierz AK, walczył w Powstaniu Warszawskim, autor 75 publikacji historycznych, w tym kilku o Żydach; Jadwiga Siedlecka - (ur. 1936r.) pielęgniarka dyplomowa, przeprowadziła wywiady z ludźmi ratującymi Żydów w pow. Żuromińskim. To oni są autorami publikacji. 11 Udaliśmy się ich tropem miejsc i nazwisk wspomnianych w ich artykułach i „Księdze pamięci Żydów bieżuńskich”, rozmawialiśmy z rodzinami, bliskimi rodzin, które udzielały bieżuńskim Żydom pomocy, odwiedziliśmy obejścia, gdzie ukrywała się Mindzia Kirszenbaum, cmentarz, Muzeum Małego Miasta w Bieżuniu, miejsca związane z naszą historią uległy wielkim przemianom . Wszyscy, którzy pomagali Mindzi Kirszenbaum nie żyją. Jak poinformował nas Artur Wołosz, autor do wydania polskiego „Księgi pamięci Żydów bieżuńskich”, Mindzia Kirszenbaum żyje i mieszka obecnie w Nowym Jorku. Pracę swoją postanowiliśmy upamiętnić nie tylko pracą pisemną ale również prezentacją multimedialną, którą prezentowaliśmy w szkole na godzinach wychowawczych, podczas spotkania z rodzinami: Drygasów, Borków, Sikutów, Topolewskich., umieszczeniem pamiątkowej tablicy w Szkolnej Izbie Pamięci, która przedstawia Mindzię Kirszenbaum i tych, którzy uratowali jej życie. Na spotkaniu w dniu 28 kwietnia 2014r., w szkolnym muzeum, wielu zaproszonych gości wspominało naszych bohaterów, trudne wojenne czasy, okres zapomnienia o działalności a jednocześnie poczucie dumy z postaw swych przodków. Praca, którą zaczęliśmy w lutym będzie kontynuowana, bo wielu Żydów i pomagającym im Polaków należy uchronić od zapomnienia. Na ternie Gminy Lutocin, Bieżuń, Siemiątkowo, ukrywało się u polskich rodzin wielu Żydów ( np.; rodzeństwo Pesse: Natan, Gitla i Lajzer, u Bukowskich we Władysławowie, Wożniaków i Piórkowskich w Sitarzu oraz Gosików w Dzieczewie) . Będziemy starali się kontynuować to, co kiedyś zaczęli S. Ilski i J. Siedlecka, publikując w „Tygodniku Ciechanowskim”, artykuł „ Ocalili ludzkie życie” (1988, nr 39, s.5), bo warto by pamięć o nich ocalała dla następnych pokoleń, bo czas jest nieubłagany, a miejsca wydarzeń uległy nieodwracalnym przemianom. Nie otrzymali tytułu sprawiedliwych ! Nie mieli o to żalu ! Robili to z potrzeby serca ! Pokazali człowieczeństwo w czasach zdziczenia i pogardy dla człowieka, wiedząc, że narażają życie swoje i 20 swoich rodzin. W dniu 28 marca 2014r. w ZSP Zielona odbyło się spotkanie młodzieży z rodzinami ratującymi życie Mindzi Kirszenbaum. Młodzież przedstawiła prezentację multimedialną przedstawiającą losy naszej bohaterki oraz relacje osób ratujących jej życie. Wojenne losy Mindzi wspominali Edwin i Witold Topolewscy. Na uroczystym spotkaniu obecni byli: starosta żuromińsk – Janusz Welenc, wójt gminy Lutocin – Ryszard Gałka, młodzież z liceum i technikum, wchodzących w skład ZSP Zielona, redaktor „ Tygodnika Ciechanowskiego” Agnieszka Orkwiszewska, przedstawiciele Rady Rodziców. Prezentacje multimedialne zostały pokazane całej młodzieży szkolnej. W szkolnym muzeum umieszczona została pamiątkowa tablica, upamiętniająca Mindzię Kirszenbaum i tych, którzy uratowali jej życie. Zdjęcia ze spotkania z rodzinami, które uratowały Mindzię Kirszenbaum w czasie wojny. Na zdjęciu: starosta żuromiński Janusz - Welenc, Witold Topolewski z żoną, Sławomir Topolewski- wnuczek Bolesława Topolewskiego, wójt gminy Lutocin – Ryszard Gałka, Edwin Topolewski. 12 Młodzież ZSP Zielona na spotkaniu w dniu 28 marca 2014r., obok: dyrektor szkoły Ireneusz Kramkowski oraz nauczyciel historii, Anna Smolińska. Film z ostatniego spotkania poświęconego Mindzi Kirszenbaum / obecnie nazywa się Miriam Wadowska. Taką informacje dostałem właśnie od jej syna Saula Wadowski. Wysłano z BlackBerry® smartphone 9900 bold/ , znajduje się na stronie internetowej: www.youtube.com/watch?v=1rW4O3rc2og Z ostatniej chwili. Za pośrednictwem Pana Sławomira Topolewskiego (wnuczek Bolesława Topolewskiego), skontaktowaliśmy się z synem Mindzi Kirszenbaum, Saulem Wadowskim z Nowego Jorku. W swoim meilu pisze: ... „ You have reached me at my work email. Please pardon my hesitation - what you have written of my mother is very accurate, though we never knew the names or whereabouts of her saviors. As such matters have long been placed to rest, it is a bit confusing and unnerving that we should hear about this. We are very protective of her and cautious. What information might you be seeking? Best regards, Saul Moje tłumaczenie. Proszę wybaczyć moje wahanie - co zostało napisane o mojej matce jest bardzo dokładne, choć nigdy nie znaliśmy, nazwisk i miejsca pobytu jej wybawców. Jak takie sprawy już dawno nie są dotykane, to jest trochę kłopotliwe i denerwujące, dowiedzieć się teraz o tym. Chronimy ją. Jakiej informacji szukasz? Z poważaniem, Saul W dniu 7 kwietnia 2014r.otrzymaliśmy list od Saula Wadowskiego w którym pisze: ...„ Dziękuję bardzo za hołd i uznanie, za prezentację. Siedemdziesiąt lat przeszło, ale mama nadal jest osobą szczęśliwą, zdrową, tętniącą życiem, która lubi śpiewać i prowadzić życie towarzyskie. Cała rodzina będzie z nią, będzie ją pilnować, na pewno będzie potrzebowała naszego wsparcia. Nasza mama wyszła za mąż w Izraelu, kilka lat później po przybyciu do Izraela urodziła mnie. Dziewięć lat po moim urodzeniu wyemigrowaliśmy do Stanów Zjednoczonych i wtedy urodził się mój brat. Obecnie jest lekarzem, specjalistą od chorób dziecięcych, a ja jestem kierownikiem w dziale finansów. Nasza mama ma trzech wnuków, od mojego brata. Ja się nie ożeniłem. Najstarszy wnuk jest w szkole medycznej, młodsze wnuki studiują na uniwersytecie, uczą się bardzo dobrze. Nasza rodzina jest bardzo zżyta i cudowna, dla naszych rodziców spełnił się amerykański sen. 13 Jak wiecie, nasz ojciec był jedyną osobą, która przeżyła w jego rodzinie, ale on wyjechał do Izraela jako syjonista, na szczęście przed inwazją. On bardzo cierpiał przez całe życie z poczuciem winy i wyrzutów sumienia, że przeżył. Dziękuję za wszystko, ale czasami pamiętanie takich straszliwych czasów jest czymś, czego czego chcielibyśmy uniknąć. Patrzymy bardzo uważnie na to co nam dostarczyliście. Jeszcze raz dziękuję bardzo i Chag Samach. Saul”.../ list w zbiorach ZSP Zielona/. Aneks do pracy Zielona 14 maj 2014r. W szkole prowadzimy dalsze badania dotyczące losów Mindzi Kirszenbaum i ludzi, którzy uratowali jej życie. W dniu 7 kwietnia 2014r.otrzymaliśmy list od Saula Wadowskiego z Nowego Jorku, w którym pisze: ...„ Dziękuję bardzo za hołd i uznanie, za prezentację. Siedemdziesiąt lat przeszło, ale mama nadal jest osobą szczęśliwą, zdrową, tętniącą życiem, która lubi śpiewać i prowadzić życie towarzyskie. Cała rodzina będzie z nią, będzie ją pilnować, na pewno będzie potrzebowała naszego wsparcia. Nasza mama wyszła za mąż w Izraelu, kilka lat później po przybyciu do Izraela urodziła mnie. Dziewięć lat po moim urodzeniu wyemigrowaliśmy do Stanów Zjednoczonych i wtedy urodził się mój brat. Obecnie jest lekarzem, specjalistą od chorób dziecięcych, a ja jestem kierownikiem w dziale finansów. Nasza mama ma trzech wnuków, od mojego brata. Ja się nie ożeniłem. Najstarszy wnuk jest w szkole medycznej, młodsze wnuki studiują na uniwersytecie, uczą się bardzo dobrze. Nasza rodzina jest bardzo zżyta i cudowna, dla naszych rodziców spełnił się amerykański sen. Jak wiecie, nasz ojciec był jedyną osobą, która przeżyła w jego rodzinie, ale on wyjechał do Izraela jako syjonista, na szczęście przed inwazją. On bardzo cierpiał przez całe życie z poczuciem winy i wyrzutów sumienia, że przeżył. Dziękuję za wszystko, ale czasami pamiętanie takich straszliwych czasów jest czymś, czego chcielibyśmy uniknąć. Patrzymy bardzo uważnie na to co nam dostarczyliście. Jeszcze raz dziękuję bardzo i Chag Samach. Saul”.../ list w zbiorach ZSP Zielona/. Syn Mindzi Kirszenbaum / obecnie Miriam Wadowska/, przesłał również jej zdjęcie. Zostało wykonane dwa lata temu. 14 Zdobyliśmy również informacje dotyczące Mindzi Kirszenbaum z wydarzeń, które miały miejsce w styczniu 1945roku. Kiedy zbliżał się front Mindzia Kirszenbaum, zobaczyła idących w pewnej odległości od zabudowań żołnierzy. Omyłkowo wzięła ich za Rosjan i wybiegła na spotkanie wyzwolicielom. Kiedy usłyszała, że mówią po niemiecku, czym prędzej uciekła Jak podaje Tadeusz Manista ... „ w rzeczywistości było to 5-ciu Ukraińców z Głębokiej, którzy zostali odcięci od swoich. Wpadli w sidła Rosjan w Poniatowie, gdzie zostali rozstrzelani koło młyna, i tam też pochowani. Emila opuściła gospodarzy i udała się do swojego domu w Bieżuniu. Władze nie chciały jej tego domu oddać. Schronienie znalazła w Sierpcu na ul. Płockiej”.... Bolesław Topolewski, który ukrywał Mindzię Kirszenbaum, jak podaje Tadeusz Manista, ... „za swoją przynależność do POZ , został aresztowany. Przetrzymywano go w mławskim UB. / .../ . W tym czasie żona Helena udała się do Mindzi, do Sierpca i poprosiła o wstawiennictwo u śledczego Ukierta w mławskim UB. Mindzia zgodziła się i pojechała na rozmowę. Ukiert był Żydem. Po przedstawieniu przez nią historii ukrywania u Topolewskich w Przeradzu Małym, śledczy spowodował zwolnienie Bolka”... Prace nad historią Polaków ratujących Żydów na Północnym Mazowszu są mało znane. Nasza działalność przyczyniła się do zainteresowania tematem kilka osób. Nasze prace będą w szkole kontynuowane. Ta praca daje nam dużo satysfakcji i ciągle inspiruje do dalszych poszukiwań. Mamy marzenie by kiedyś wydać choćby skromną publikację by upamiętnić tych wielkich i skromnych ludzi, którzy w większości zostali zapomniani. Warto ich ocalić od zapomnienia. Zgromadzone przez nas materiały zostały przesłane na adres syna Mindzi Kirszenbaum, Soula Wadowskiego : [email protected] . Mamy nadzieję, że kiedyś jego rodzina przyjedzie by poznać miejsca, gdzie grupa odważnych polskich chłopów, uratowała ich matkę. Chcemy współpracować z Polskimi Sprawiedliwymi, dlatego o naszej pracy będziemy Państwa informować. Z poważaniem Albert Telak – uczeń ZSP Zielona Ireneusz Kramkowski – dyrektor szkoły Przypisy: 1. op. cit. „ Księga pamięci Żydów bieżuńskich”, pod red. Artura K.F. Wołosza, Bieżuń 2009, wyd. izraelskie „ Sefer ha-zikaron le kedoszej, Tel Awiw 1956, s.95 2. op. cit., jw. s.95, 3. op. cit., jw. s.95 4. op.cit., „Wspomnienia wojenne mieszkańców powiatu żuromińskiego 1939 – 1954”, pod red. St. Ilskiego, J. Liwińskiej, J. Siedleckiej, Bieżuń 2005, s.32 15 5. op. cit., jw. s.33 6. op. cit. „ Księga pamięci..., s.96 7.op.cit., jw. s.97 8.op.cit., jw. s. 97 9. op. cit., „ Wspomnienia wojenne..., s.35 10.op.cit., Relacja Henryka Drygasa z Sadłowa zanotowana przez S. Ilskiego i J Siedlecką w 1988r., zamieszczona w książce i na płycie „ Wspomnienia wojenne mieszkańców..., płyta CD dołączona do książki, tekst wspomnień- s.40 11.op.cit., „ Księga pamięci..., s.99 12. op. cit., Relacja Jana Borka pochodzącego z Lutocina (później w Gdańsku), zredagowana na podstawie listów do Stanisława Ilskiego z 14 kwietnia 1988r. i 5 maja 1988r., zamieszczona w książce „ Wspomnienia wojenne mieszkańców..., s.40 13. op. cit., „Księga pamięci Żydów... s.99 14. op. cit., Relacja Antoniego Janickiego z Lutocina zarejestrowana w 1988r. przez Stanisława Ilskiego i Jadwigę Siedlecką, oraz materiał zebrany przez Aleksandra Twarogowskiego, zamieszczone w książce „ Wspomnienia wojenne mieszkańców..., s.41 15. op. cit. „ Księga pamięci Żydów..., s.41 16. op. cit., „Wspomnienia wojenne mieszkańców... s.41, informacje na powyższy temat przekazali również Witold i Edwin Topolewscy, synowie Bolesława Topolewskiego, którzy dokonali korekty swojego wieku w chwili, gdy w ich domu ukrywała się Mindzia Kirszenbaum, przekazali fotografię ojca i poszerzyli naszą wiedzę o nowe fakty związane z pobytem w/w w ich domu. 17. op. cit., „ Księga pamięci Żydów..., s.101 18. op. cit., jw. s.101 19. op.cit., jw. ss. 102-103 20. „ Bieżuńskie Zeszyty Historyczne”, nr 4, nr 9, Bieżuń 1994; S. Ilski, J. Siedlecka, „ Ocalili ludzkie istnienia”, w Tygodnik Ciechanowski, X, 1988, nr 39, s.5, relacje mieszkańców Lutocina min. wójta gminy R. Gałki. 16