Sochaczew
Transkrypt
Sochaczew
Sochaczew Wojtek Mazowiecki Wojciech Sochaczew Mazowiecki Urodzony: ok. 1138 Jubileusz: 4 lutego (wcielenie do Korony Polskiej, pm. 1368) wzrost: 168 cm waga: 63 kg wygląda na: 24 lata zamieszkały: Plac Tadeusza Kościuszki 2 (mieszka na poddaszu dawnego ratusza, obecnie Muzeum Ziemi Sochaczewskie i Pola Bitwy nad Bzurą) Co lubi: Spokój. Książki - pochłania wszystko, co mu wpadnie w ręce, od harlekinów do opisów tortur, wyłącza się wtedy i mogą mu na głowę atomówki lecieć, a się nie oderwie; a jak się zdenerwuje to zaczynam mówić cytatami z książek (jak się zdenerwuje w sensie zawstydzi, będzie mu głupio. Prowadzi sobie mała księgarenkę, w której ma koszmarny bałagan. Ma dusze bałaganiarza, mimo to się niezwykle pilnuje, żeby otaczał go ład. Trudno go wyprowadzić z równowagi (co najlepiej robi obecny burmistrz, który na wszystkim oszczędzać chce). Jak się go nerwowo wyprowadzi z równowagi, to potrafi taką wiązanę strzelić, że szewc by się zawstydził, ale nigdy nie stosuje wulgaryzmów jako przecinków, zasadniczo też nie przeklina, trzeba naprawdę doprowadzić go do furii. Lubi rozrywki umysłowe (jak krzyżówki, rebusy, zagadki matematyczne, kostkę Rubika, układanki, czasem siedzi sobie z komputerkiem na kolanach i pyka wszystkie logiczne gierki jakie znajdzie. Kiedyś Frysia ze szkoły przyniosła taka grę Wesołe Sześciany, skonfiskował i układał), ma szmergla na punkcie Cludo. Bardzo lubi jak Frysia gra na fortepianie, trochę się sam próbował uczyć, ale nie ma do tego drygu. Często jeździ i przesiaduje w parku u niej. Perfekt father, zaufany przyjaciel, ten który zawsze znajdzie odpowiednie słowa by pokrzepić! 1 Sochaczew Nie wypowiada się nigdy na żaden temat, jeśli go wcześniej dogłębnie nie zgłębi, stara się nie angażować w politykę, ale ją dość dokładnie śledzi. Jak powiedziała Marysia, faktycznie „rzadko uchyla drzwi, a i tak jest tam ciemno”. W urzędzie miasta pojawia się raz miesiącu, podpisać kwity. Raczej nie angażuje się politycznie, ale kulturowo to już dużo chętniej. Ma ogromną potrzebę bycia uznanym, zaakceptowanym i docenionym, dlatego o bliskich bardzo dba. Nie tylko od święta, kiedy wypada, ale na co dzień, jest taką „dobrą żonką”. Nie chce uchodzić za jakiś bezcelowy byt pod stolicą, głęboka prowincja w samym centrum. Nie zauważa tego co dla innych jest jego główną zaletą (tego spokoju). Na działeczce pod miastem ma kilka jabłonek (które Frysia złośliwie, jak się pokłócą – tak potrafią! - nazywa Świętymi Psiarami) o które dba i które, za włożoną w pracę nad nimi miłość, odwdzięczają się najlepszymi jabłuszkami na Mazowszu, jeśli nie w całej Polsce. Nawet Felek je uwielbia, a Hania z innych swojej popisowej szarlotki nie robi. Czego nie lubi: Nie lubi Szwedów (najpierw rozwalili zamek, a potem się skiepścili z jego odbudową), obietnic rzucanych na wiatr. Czegokolwiek złego (bądź złego w jego mniemaniu) mówienia o Frysi, i nazywania konusem, Żydem, traktowania z wyższością, naigrawania z jego włosów, dyletantów, którzy zgrywają znawców. Hobby: Hodowla jabłek, czytanie książek (wszystkich jakie wpadną mu w ręce), krzyżówki (najlepiej Częstochowy) – a jak się da to połączyć dwa to jeszcze lepiej. Jedzenie: Sam gotuje, lubi to. Po jedzeniu w Polce Gesllerowej (była przez pewien czas w Żelazowej Woli) dostał zatrucia (Frysia miała moralniaka, że tatko się struł), lubi eksperymentować, ale woli proste dania, nie składające się z jakiejś ogromnej ilości produktów, uwielbia herbatkę (każdy rodzaj jaki się nawinie) i naleśniki (najlepiej z Jaśkowym dżemem i bitą śmietaną). Lubi żelki. Ma diabelsko mocną głowę, mało kto może wypić tyle co on i zachować w miarę jasny umysł. Znajomość języków: polski, łacina, szwedzki, niemiecki, jidysz, rosyjski. Ulubione zapachy: bez, rumianek, jabłek i kwiatów jabłoni. Wrażliwy na dźwięk: szum sadu i moment jak jabłko pada trawę, muzykę fortepianu (zwłaszcza jak gra Fryderyka). Uwielbia kołysankę „Na Wojtusia...” i „Laleczkę z saskiej porcelany” (obie śpiewał Frysi, kiedy była malutka). Wada: Wojciech ma czasem tak, że jak coś klapnie to macki opadają, nie robi tego specjalnie, jak się zdenerwuje to nie kontroluje się czasami, jak to Grześ dobrze powiedział, że w emocjach trudniej się błędu ustrzec. 2 Sochaczew Ulubiony strój: swój: koszula (najlepiej z podwiniętymi rękawami), T-shirt, jeansy. Nienawidzi rurek. Nie przepada za wyjściowym strojem – czuje się w nim skrepowany, woli żeby było wygodnie i nieoficjalnie. u kogoś: „normalny” strój (żadne wymyślne, tak żeby pasowało do kogoś, naturalnie żeby wyglądało na tej osobie), dreszcze (erotyczne) wywołuje strój biurowy (elegancka spódnica, bluzka koszulowa, wysokie obcasy) i dekolt Warszawy. do spania: śpi w koszulce T-shirt, dużo zadużej na niego, spodniach dresowych. Nie ma jednej pozycji ulubionej, w której śpi, kręci się. Kierowca: Wojtek jeździ 8-letnim Seatem Cordobą (biała, 2007 rok, WSC 12BU). Jeździ jak wariat, bardzo szybko i nieostrożnie (tylko szczęściem nazwać można fakt, że nigdy nie spowodował żadnego wypadku). Jeśli jeździ z kimś jest ostrożny. W samochodzie ma CB-radio i na pamięć wyuczył się mapy fotoradarów, jak wie, że taki będzie albo usłyszy, że „suszą”, ostro daje po hamulcach. Swoje autko zna jak łysego konika, każdą śrubkę poznał i kocha jak życie. Samochód jest podrasowany i rozwija znacznie większą prędkość niżby można się po tym modelu spodziewać. Jest świetnym pilotem i instruktorem jazdy (ma uprawnienia i jakimś cudem jeszcze ich nie stracił) – do zrobienia uprawnień namówiła go Skierniewice. Kobiety: Dobre, uczciwe, ale z pomysłem na siebie. Nie lubi kobitek, których jedyną zaleta jest „leży i pachnie”. Lubi takie z jakimi można mądrze porozmawiać i do życia potrzeba im czegoś więcej niż mycia podłogi i podcierania dziecięcych tyłków. Z kobietą lub mężczyzną poza namiętnym uczuciem musi go łączyć coś jeszcze: zainteresowania, praca, przyjaźń. Paringi Sochaczew - Warszawa: Z Wawcią łączy go dość dziwny układ, bo głównie chodzi o łóżko i poczcie się nie tyle potrzebnym, co pomocnym. Traktuje ją jak młodszą siostrę, ale wie, że w razie czego może się na nią rzucić (jeśli ona będzie chciała). Niemiłosiernie kręci go dekolt Warszawki. Sochaczew - Łowicz: Janek jest kumplem od seksu i najbliższym przyjacielem Wojtka, co prawda Wojcia trochę się wstydzi, tego, że mężczyźni też mu się podobają, ale „co on z naturą będzie walczył?”. Nie jest do końca świadom (tak sobie to wmawia), ale kocha się w Janku. Sochaczew – Skierniewice: Są ze sobą w stanie ciągłej cichej wojny, ale mimo to wiedzą, że w razie potrzeby mogą na sobie polegać. On jest instruktorem, ona egzaminatorem nauki jazdy. Klasyczna opcja love-hate-relationship. Udaje, że nie widz, że Ania się w nim kocha, jest dla niej miły i czuły, ale uważa, że będzie z nim nieszczęśliwa. Sochaczew - Bielsko- Biała: Kocha Hanię jak siostrę. Póki nie widzi, że ona nie cierpi to tak jest mu dobrze. Bardzo go denerwuje, jeśli ktoś udaje że nie widzi uczuć innych. Uczył ją też 3 Sochaczew gotować i jest bardzo dumny, że w niektórych aspektach uczeń przerósł mistrza. Sochaczew - Kraków: Przyjaźń z naciskiem na wyrozumienie. Sochaczew – Rawa Mazowiecka: Wojtek już od małego był pupilkiem Zosi. Do tej pory zdarza się, że rozbawiona wyszczypie go za policzki albo w ramach kary złapie za ucho. Chłopak nie pamięta swoich rodziców, wiec Ciocia Rawa zastępowała mu mamę i tak ją też traktuje (ale tylko trochę). Sochaczew – Ożarów Mazowiecki: Najstarsze i najbardziej wspierające go dziecko Wojtka. Wie że może bezwzględnie na nim polegać. Sochaczew – Żelazowa Wola: Uwielbia swoją córcie. Opiekowałby się nią jak tylko może. Udaje, że nie widzi, że Frysia dorasta, ale też nie stoi jej na drodze jeśli chodzi o dorastanie, nie wpędza jej w bycie „malusią córusią tatusia”. Wychowanie jej pochłonęło dużo uwagi i czasu, ale nie żałuje tego w najmniejszym stopniu, bo wie ze wychował doskonałą córeczkę. Sochaczew – Niepokalanów: najbardziej szalone dziecko, jakie Wojtek kiedykolwiek widział. Ma do niego słabość, bo to pociecha jego i Janka (i Czesi). Póki Maksiu nie robi sobie i innym krzywdy w pełni akceptuje jego odloty. Sochaczew – Szymanów: Najmłodsze i najbardziej rozpieszczone – Wygląda po tatusiu, ale charakterek ma mamusi. Kombinuje często jak łysa kobyła pod górę. W łóżku: Wojtula to cicha przystań, odskocznia od zbyt zaangażowanych emocjonalnie aktów z Grześkiem, a rozbestwionych szaleńczych figli z Jaśkiem. Taki spokojny port, w którym wiatr wieje zawsze z jednej strony! Niezmienność jako jego główna zaleta. Jak się zaprze, to nic go od tego nie odepnie! To taka czułość jak się dostaje od „idealnej żonki”. Wojtkowi nie przeszkadza to jak partner/partnera wygląd (pod warunkiem, że brudu się nie zdrapuje szpachelką), jest bardzo liberalny. Kręcą go strasznie długie włosy, nie zależnie od płci. Partnerstwo dobiera na zasadzie intelektu, jeśli ma przed i po o czym porozmawiać to taki ktoś mu odpowiada. Kiedy jako dziecko był karany przez Rawę Mazowiecką (dostawał lanie, ale nigdy pasem i lekko, ale na tyle mocno, żeby poczuł), zauważył, że kręci go odrobina przemocy i lubi jak się na nim wymusza pójście do łóżka. Ma bardzo czułe uszy i ramiona, lubi jak ktoś wyjdzie z inicjatywa, ale nie podoba mu się takie chamskie podrywanie i głupia gadka (udaje, że ich nie słyszy, albo nie rozumie intencji), stara się za każdym razem zaproponować coś nowego, ale ostrożnie i obserwuje, czy sprawia przyjemność. Zasadniczo to jest bardziej hetero niż homo. Dzieci: Ożarów Mazowiecki – Franciszek (z Rawą Mazowiecką) Żelazowa Wola – Fryderyka (z Warszawą) Niepokalanów – Maksymilian (z Łowiczem i Częstochową) Szymanów – Szymon (z Warszawą) Znaki szczególne: Bardzo niebieskie oczy (nikt inny nie ma aż tak niebowych) z dużo ciemniejszą obwódką wokół tęczówki, jak się zirytuje prostuje mu się loczek nad czołem. 4 Sochaczew Maskotka: Czarny widmowy pies na grubym łańcuchu – wabi się Upiór. Najchętniej spaceruje wzdłuż Bzury (wtedy najczęściej jest go widać). To psotna psina, która lubi żarty, często straszy bliskich Wojtka, a potem się łasi. Mimo że mimo wygląda jak zmora to bardzo dobrze zwierzątko, które na prawdę nikomu nie zrobiło krzywdy. Dzieciaki Wojtka za młodu zawsze jeździły mu na grzbiecie. Zawsze bezwzględnie towarzyszy Wojtkowi, nie pozwoli zrobić mu krzywdy. Urbe claves Wojtek nosi klucz zawsze przy sobie na łańcuszku (sprawia wrażenie cienkiego, ale jest zrobiony z tytanu), na noc chowa do szkatułki pod łóżkiem, jeśli śpi poza domem nie zdejmuje go wcale). Dzieje: Od czasu kiedy się pojawił – w dziwnych okolicznościach – był kojarzony z religią i mnichami. Pierwsze wzmianki to śmierć Bolesława Krzywoustego w klasztorze benedyktynów. Wojtek urodził się w zamku w Sochaczewie, ale był dzieckiem chłopskim, Kruszwica przebywając w okolicy wyczuła, że jest w nim to co, co czyni z nich miasta (ona nazywa takich Duszami), niestety dziecko urodziło się przedwcześnie, bardzo słabe i przez pierwsze kilka lat bardzo chorowite. Jego ludzcy rodzice uznali, że może jeśli oddadzą dziecko (nie jedyne, miał 8 rodzeństwa, a był najmłodszy) Bogu, to może przeżyje. I tak Wojtuś trafił do klasztoru benedyktynów, gdzie został przyuczany do przyjęcia święceń mnisich, nauczony czytania, pisania i liczenia, a także dotychczasowej historii kraju. Niestety dość szybko zaczął wykazywać zainteresowanie kobietami. Wtedy zdjęto z niego ciężar bycia mnichem i zachowania celibatu. Od tej pory Wojtek miał wiele wiele żon i równie wiele dzieci. Na cmentarzu ma swój własnym mały kącik, gdzie chowa bliskich, to jego sanktuarium, gdzie idzie jak mu źle. Wojtek jak nikt potrzebuje normalizacji, chociaż na tyle na ile pozwala mu etat. W pierwszej połowie XIX wieku miasteczko rozwijało się prężnie na trasie dwóch wielkich traktów (z południa na północ: Kalisz – Łowicz – Sochaczew – Czerwińsk – Ciechanów – Prusy) i ze wschodu na zachód: Litwa – Liw – Warszawa – Błonie – Sochaczew – Łowicz – Łęczyca – Gniezno – Poznań i dalej na zachód). Wojtuś wtedy właśnie dojrzał do wieku, w którym można było powiedzieć o nim, że z chłopca stał się mężczyzną. Mimo traktatu handlowego, nie znał żadnego „człowieka”, który był taki jak on. W tym okresie pobudowano też i wyświęcono dwa kościoły i zaczęto budowę murowanego zamku na wzgórzu nad Bzurą. Jego rangę podkreśli -Wojtuś w wyjątkowo eleganckich fatałaszkach puszył się jak paw – książę Siemowit III organizując w Sochaczewie zjazd Książąt Mazowieckich. W okolicach 1368 roku Feliks z Grześkiem i innymi większymi i ważniejszymi ośrodkami w powstającym państwie uznali, że Wojtek jest już na tyle dojrzały, że można mu dać trochę samorządności i podarowali mu prawa miejskie. Ostatecznie i oficjalnie pod skrzydłami Polski znalazł się w 1476 roku w chwili 5 Sochaczew śmierci ostatniego z Piastów Mazowieckich, to wydarzenie uznał też za swoje „urodziny”. Wtedy oddano go też pod opiekę Rawy Mazowieckiej. Bardzo dobrze wspomina ten okres dziejów, dobrze mu było na dworze starszej siostry Płocka i Warszawy. W okresie przynależności do Korony Polskiej Wojtek został wypuszczony spod skrzydeł mnichów i zajął się produkcją. W mieście istniały 22 cechy rzemieślnicze, a także organizowano 4 jarmarki do roku. Na jednym z takich jarmarków poznał po raz pierwszy inne miasta: Warszawę, Gostynin, Błonie, Bolimów i Łowicz, którzy towarzyszyli swoim kupcom w czasie podróży służbowych. Od początku do gustu przypadł mu wiecznie roześmiany Janek (Łowicz) i pyskata Kaśka (Warszawa), tak naprawdę to uczucie, które obudziło się wtedy w jego serduszku pielęgnuje do dziś, uważając ową dwójkę za najbliższych sobie. Pomimo pomyślnego rozwoju miasta w XV i XVI wieku następowały mniej lub bardziej uciążliwe kataklizmy w postaci pożarów bądź epidemii. Wojtkowi ciężko jest się podnieść zwłaszcza po pierwszym z 1461 roku, kiedy to splunęła większa część miasta i w 1590 roku, kiedy ponownie paliło się w całym Sochaczewie. Wtedy też w miejsce pojawia się pierwsza ludność narodowości Żydowskiej (z 200 ocalałych po pożarze 20 należało do Żydów). 5 września 1655 roku Sochaczew zajęli Szwedzi, nie oszczędzili oni Sochaczewa – w 1661 roku było tu 13 zamieszkanych domów. Istniejący tu od wieków sześciokołowy młyn został zniszczony – odbudowano go tylko z jednym kołem wodnym. W pierwszej połowie XVIII wieku, kiedy w całej Polsce zaczyna się odbudowa po licznych wojnach Wojtek zaczyna od postawienia kilku kościelnych budowli (został mu jednak sentyment do kościoła). W 1769 roku miejscowa szlachta, a razem z nimi Wojtula przystąpili do konfederacji barskiej. W 1793 roku, mimo że Rosja i Prusy dogadały się co do granicy rozbioru na Bzurze i Wojtek (teoretycznie) postał wciąż w granicach Rzeczypospolitej, wojska Gilberta robiły u niego co im się tylko podobało. Oficjalnie wciągnięto go do Prus w czasie III Rozbioru Polski w 1795 roku. Dodatkowo wykończył go kolejny pożar. Może i Gilbert nie wysilał się za bardzo, ale wziąwszy Wojtka pod swoje skrzydła, odbudował trochę miasto i ułatwił mu rozwój. W wyniku prowadzonycych przez Francję Wojen Napoleońskich, zarazem z Wawcią trafił do Księstwa Warszawskiego. W 1816 roku włączono go do imperium carskiego jako cześć Królestwa Polskiego- nie był tym szczególnie zadowolony. Wojtek w swojej uczciwości woli być okupowany naprawdę (wtedy może się buntować i złościć) niż w sytuacji kiedy przez sztuczna wolność ma związane ręce. Od 1823 roku Wojtuś znowu się rozwija: wybudowano mu ratusz (w którym mieszka do tej pory), kramnice, budynek poczty, przeniesiono targowisko ze Starego na Nowy Rynek, a ludność miejska w ciągu 35 lat wzrosła trzykrotnie (ponad 76% stanowili Żydzi, dlatego Wojtek potrafi się porozumiewać nie tylko w jidysz ale i po hebrajsku). W 1831 uczestniczył w powstaniu listopadowym na terenie miasta i dostał kolejne bęcki, zahamowało to rozwój miasta i doprowadziło do poważnego zniszczenia nowego ratusza. Tak samo walczył w okolicznych lasach zimą 1863 w czasie powstania styczniowego. Mógł pochwalić się w tym okresie powstaniem powiatu sochaczewskiego (wzrosła jego ranga!) i powstaniem pierwszej Straży Ogniowej na tym obszarze (bo ciągle mu się paliło w chałupie!). Dobrym okresem był dla niego początek XX wieku. W 1901 roku otwiera dzisiejszy Bank Spółdzielczy (wtedy Towarzystwo Pożyczkowo - Oszczędnościowe), w 1905 mleczarnię „Spójnia”, a 1911 roku fabrykę sztucznego jedwabiu w Boryszewie. W 1903 roku połączono go trasą kolejową z Warszawą. Niestety 1914 roku, dokładnie 5 września do Sochaczewa weszli Niemcy, dokopali mu 6 Sochaczew i praktycznie zrównali miasto z ziemią. Stąd u Wojtka niechęć do germańskich ludów, ciągle mu coś robili. Niemczyków rozbrojono dopiero w listopadzie 1917 roku. Po wojnie próbowano wrócić mu dawną świetność (palcem po wodzie pisaną, niestety), od 1919 do 1924 Wojtuli budują kolejkę Wąskotorową (Z Sochaczewa do Wyszogrodu), do dziś chłopak się szczyci, że to jedyne takie muzeum w Europie, gdzie można pojechać zabytkowym pociągiem. Fabryka w Boryszewie zmienia profil działa: zaczyna produkować proch bezdymny, a w Chodakowie powstaje nowa Fabryka Przędzy i Tkanin Sztucznych „Chodaków” S.A., w samym Sochaczewie powstaje ponownie mleczarnia, a w pobliskim Gawłowie fabryka tekstylna. W latach 20 XX wieku powstają także szkoły, sierociniec i instytucje ochrony zdrowia, a w 1938 roku oddano do użytku stadion miejski ORKAN. Oddano też do użytku przystań miejską – Wojtek nie może przeboleć, że teraz jest tylko straszącym budynkiem nad brzegiem rzeki. Wraz z wybuchem II Wojny Światowej Wojtek był praktycznie pewien, że znowu dostanie bęcki: tak blisko Warszawy, że nie było możliwości, żeby nie oberwał. I miał rację. 9 września weszli do niego Niemcy. Walki trwały do 16 września, były częścią Bitwy na Bzurą – najdłuższej bitwy w kampanii wrześniowej, sam Wojtek bronił się przez 3 dni. Miasto zostało porządnie zniszczone i chodził jak w niemieckim zegareczku aż do stycznia 1945 roku. W tym czasie: prześladowano mu ludność polską i żydowską, założono obóz cywilny dla Polaków, obostrzono kontrolę ludności żydowskiej i powołano getto, wywożono ich do obozów, rozstrzeliwano i torturowano. Mimo to członkowie sochaczewskiego oddziału AK przeprowadzali akcje sabotażowe i walczyli o wolność, między innymi angażując się w powstaniu Warszawskim – pomógł Kasi, wiedział, że ktoś musi przy niej być, choć miał świadomość, że tak naprawdę nie może totalnie nic, sądził, że liczy się chociaż sama obecność, że nie jest sama. 17 stycznia zostaje wyzwolony przez odziały Rosyjskie i od tej pory, aż do zmian ustrojowych jest pod silnym wpływem Moskwy, jak cały kraj. Jest mu z tym źle, bo sytuacja fałszywej wolności bardzo kłóci się z jego światopoglądem. Ten okres bardzo go pognębił, stał się cichy, szary i nic nie znaczący. Przyjął tylko po wojnie (podobnie jak inne okoliczne miejscowości) ludzi wysiedlonych ze stolicy po powstaniu. Odradzać się i wracać do siebie zaczął dopiero po 90 roku, kiedy poczuł zmianę. Mimo wszystko wciąż widać jest po nim różnicę: nie jest pewny siebie, nie wierzy we własne możliwości i uważa, że nie ma nikomu nic do zaproponowania. Dlatego tak mocno trzyma się Wawci, skoro sama Stoli go chce, to może coś jeszcze kiedyś z niego będzie. Nie widzi w sobie tego, co inni uważają za zaletę: spokoju i stałości. Wejście do Unii Europejskiej trochę ruszyło go z miejsca, udało się pozyskać pieniądze na remont Kramnic, Renowację i wzmocnienie wzgórza zamkowego, remont skweru na placu Armii Krajowej i placu Kościuszki (Stary Rynek), odnowienie dawnego ratusza i wielu ulic, między innymi głównej ulicy w mieście,Warszawskiej. Miasta partnerskie: Melton - Wielka Brytania Gródek Podolski – Ukraina Piosenka: OneRepublic - „Marching On” https://www.youtube.com/watch?v=UHvgAJe8bvM&list=UUQ5kHOKpF3-1_UCKaqXARRg 7