Nr 15 - Fundacja GAP

Transkrypt

Nr 15 - Fundacja GAP
XXXI Sympozjum Współczesna Gospodarka i Administracja Publiczna Zakopane, 14-16 maja 2010 r.
NR
15
1
XXXI SYMPOZJUM
Współczesna Gospodarka i Administracja Publiczna
Zakopane, 14-16 maja 2010 r.
Bloki tematyczne:
• Prywatyzacja
• Podhale: Dziedzictwo kulturowe i rozwój
Wśród wykładowców m. in.:
prof. dr hab. Grażyna Ancyparowicz – Dyrektor Departamentu Statystyki Finansów, Główny Urząd Statystyczny
Franciszek Bachleda - Księdzularz – Dyrektor, Centralny Ośrodek Sportu w Zakopanem
dr Stanisław Bisztyga – Senator RP
Maria Dobrowolska – Prezes Zarządu, Izba Domów Maklerskich
Aleksander Grad – Minister Skarbu Państwa
prof. dr hab. Stanisław Hodorowicz – Rektor, Podhalańska Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa
w Nowym Targu, Uniwersytet Jagielloński
Jan Karpiel-Bułecka – artysta muzyk
Bartłomiej Koszarek – Dyrektor, Bukowiańskie Centrum Kultury – Dom Ludowy
Adam Leszkiewicz – Podsekretarz Stanu, Ministerstwo Skarbu Państwa
Janusz Majcher – Burmistrz Miasta Zakopane
dr Ludwik Sobolewski – Prezes Zarządu, Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie S.A.
Jacek Socha – Wiceprezes, Partner, PricewaterhouseCoopers
prof. dr hab. Władysław Stróżewski – filozof, Uniwersytet Jagielloński
Michał Szubski – Prezes Zarządu, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo S.A.
dr Stanisława Trebunia - Staszel – Uniwersytet Jagielloński
Krzysztof Trebunia - Tutka – artysta muzyk
Tomasz Zadroga – Prezes Zarządu, Polska Grupa Energetyczna S.A.
Organizatorzy:
Fundacja Gospodarki i Administracji Publicznej
ul. Lubomirskiego 25/10, 31-509 Kraków, tel.: +48 12 430 36 96, www.fundacja.e-gap.pl
Katedra Gospodarki i Administracji Publicznej
Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie
ul. Rakowicka 16, 31-510 Kraków, tel.: +48 12 293 57 31, faks: +48 12 293 50 51, www.gap.uek.krakow.pl
Małopolska Szkoła Administracji Publicznej
Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie
ul. Rakowicka 16, 31-510 Kraków, tel.: +48 12 293 75 60, faks: +48 12 293 75 59, www.msap.uek.krakow.pl
Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego
ul. Racławicka 56, 30-017 Kraków, tel.: +48 12 63 03 107, faks: +48 12 630 31 26, www.malopolskie.pl
Ministerstwo Skarbu Państwa
ul. Krucza 36/ Wspólna 6, 00-522 Warszawa, tel. +48 22 695 80 00, faks: +48 22 628 08 72, www.msp.gov.pl
2
Nr 15
SPIS TREŚCI
Prywatyzacja – wczoraj, dziś i jutro ………………………... 4
Prywatne czy państwowe? ………………………………… 6
Za i przeciw prywatyzacji służby zdrowia ………..……… 7
Za, a nawet przeciw! ………………………….………….. 10
Nasze piwo w obcych dłoniach ……………….……………12
Zakopane – miasto tradycji, kultury i sportu ………………13
Perła Podhala wczoraj i dziś …………………………….…. 15
Halny wieje ……………………………………………..….. 17
Zatruwane Zakopane ………………………………….…… 19
„Bo jo Cie Kochom” – czyli nie samym
Szymanowskim Podhale żyje ..…………………...........…. 21
„Gwara” o podhalańskiej gwarze ……………………..…. 22
Nima takiej nika ……………………………………….…… 24
Marcin Meller kolejnym gościem studentów GAP …….... 25
„Afryka Dzika” okiem mentalnego Murzyna ...………..... 26
Redaktor naczelny: Tomasz Machowski
Współpraca: Marta Nietrzebka
Opieka merytoryczna: dr Marek Benio
Autorzy tekstów: dr Stanisław Bisztyga, Łukasz Dłubacz,
prof. Stanisław A. Hodorowicz, dr Maciej Frączek, Jerzy Gibadło,
dr Adam Leszkiewicz, Janusz Majcher, Łukasz Maźnica, Marta
Nietrzebka, Piotr Palutkiewicz, Aleksandra Pająk, Justyna Pyzia, Agnieszka Szarek, Piotr Trzcionka
Redakcja tekstów: Aleksandra Fandrejewska
Korekta: Maciej Frączek, Jakub Głowacki, Piotr Kopyciński,
Agnieszka Pacut, Anna Szczepanik
Zdjęcia: Jan Bielański, Rafał Cygan, Łukasz Maźnica, Piotr
Szczerba
Projekt i wykonanie okładki:
Wojciech Ludwin, [email protected]
Skład i druk: PRESSPRINT Piotr Góral, Włoszczowa
ul. Partyzantów 107, [email protected]
Wydawca: Fundacja Gospodarki i Administracji Publicznej,
Katedra Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu
Ekonomicznego w Krakowie
Od Redakcji
Szanowni Czytelnicy!
Z przyjemnością oddaję w Państwa ręce piętnasty numer Gazety Sympozjalnej, wydawnictwa towarzyszącego sympozjom naukowym „Współczesna Gospodarka i Administracja Publiczna” nieprzerwanie od siedmiu lat. Tym razem obrady z udziałem zaproszonych gości, kadry naukowej i studentów poświęcone będą zagadnieniu prywatyzacji oraz problemom i wyzwaniom rozwojowym, przed którymi stoi Podhale - jeden z najpiękniejszych i najchętniej odwiedzanych regionów kraju.
Ideą Gazety jest prezentacja różnych, często skrajnie odmiennych opinii na tematy poruszane podczas sympozjum naukowego. Co więcej, oprócz tekstów ekspertów w danych dziedzinach swoje przemyślenia publikują także studenci kierunku
Gospodarka i Administracja Publiczna. Myślę, że przede
wszystkim ta różnorodność zdań przesądza o atrakcyjności
lektury wydawnictwa.
Wśród cyklu artykułów o Podhalu czeka na Państwa mała niespodzianka. Są nią mistrzowsko opracowane teksty prezentujące piękno gwary podhalańskiej. Zapraszam do zmierzenia się
z czytaniem (obowiązkowo na głos!) i ze zrozumieniem artykułów w tym języku.
Życząc przyjemnej lektury jednocześnie żegnam się z funkcją
redaktora naczelnego. Wszystkim, z którymi miałem okazję
współpracować przy tworzeniu numerów Gazety składam wyrazy podziękowania. Natomiast osobie, która z tego miejsca
powita Czytelników kolejnego numeru życzę wielu sukcesów
i satysfakcji płynącej z pracy nad wydawnictwem.
Tomasz Machowski
3
Adam Leszkiewicz
Podsekretarz Stanu,
Ministerstwo Skarbu Państwa
– WCZORAJ,
DZIŚ I JUTRO
Rok 2010 to rok prywatyzacji. Przed nami ważne debiuty giełdowe spółek z udziałem
Skarbu Państwa oraz finalizacje innych, mniejszych projektów w różnych sektorach polskiej
gospodarki. Zapoczątkowany 2 lata temu proces „rozkręcił się” na dobre.
4
Cel nadrzędny: prywatyzować mądrze
Szybka, sprawna i skuteczna prywatyzacja to jeden z priorytetów polskiego
rządu, realizowany pod kierownictwem
Aleksandra Grada przez Ministerstwo
Skarbu Państwa (MSP) od ponad 18 miesięcy. Przyjęty przez Radę Ministrów
w kwietniu 2008 r. „Plan Prywatyzacji na
lata 2008-2011” to pierwszy tak kompleksowy i spójny program, który ma na
celu oddanie w ręce prywatnych właścicieli ponad 800 spółek z udziałem Skarbu Państwa. Założony na 2010 r. ambitny
cel zakłada realizację przychodów z prywatyzacji na poziomie 25 mld zł. Osiągnięcie tak spektakularnego wyniku jest
realne. Przychody z prywatyzacji w okresie
od listopada 2007 r. do końca marca 2010 r.
wyniosły ok. 5,4 mld zł (wliczając dochody
Skarbu Państwa z tytuły sprzedaży praw
poboru akcji PKO BP bankowi BGK i anulowania opcji sprzedaży Unicredit akcji Pekao). Dodatkowo wartość nowych emisji
akcji spółek Skarbu Państwa oraz środki
pozyskane podczas ich debiutów giełdowych wyniosły łącznie ok. 14 mld zł. To
potężny zastrzyk kapitału dla polskich
spółek, dzięki któremu mogą skuteczniej
konkurować na polskim rynku.
Oferta prywatyzacyjna, którą Ministerstwo Skarbu Państwa z powodzeniem
promuje wśród inwestorów polskich i zagranicznych, zachęca swoją różnorodnością. Przeznaczone do prywatyzacji spółki działają w wielu branżach, począwszy
od energetyki, chemii i instytucji finansowych, kończąc na transporcie, budownictwie, turystyce czy branży metalowej
i maszynowej. Ujęte w Planie Prywatyza-
cji spółki różnią się także pod względem
profilu prowadzonej działalności, osiąganych wyników finansowych, wielkości
mierzonej liczbą zatrudnionych pracowników oraz lokalizacją. Rozpoczęty na
masową skalę dwa lata temu program
prywatyzacji oznacza ambitny plan do
zrealizowania.
Prywatyzacja przyspiesza
Do marca 2010 r. w czasie ponad 2 lat
realizacji programu prywatyzacji rozpoczęto 722 projekty (89,90% wszystkich
zawartych w programie) i ukończono
243 projekty. O efektywności prowadzonych działań świadczy fakt, że tylko
w ciągu 3 miesięcy 2010 r. zakończono
prywatyzację w 44 spółkach. Większość
spośród rozpoczętych projektów zostanie sfinalizowana w latach 2010 i 2011.
Znaczne przyspieszenie prywatyzacji
jest możliwe dzięki wprowadzonym
przez Ministerstwo Skarbu Państwa
zmianom legislacyjnym, które polegały
m.in. na nowelizacji ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji. Zmiana ta skutecznie
usunęła istniejące bariery prawne i dała
podstawę do szybszego i bardziej efektywnego działania w sferze przekształceń własnościowych. MSP unowocześniło również
obowiązujące procedury prywatyzacyjne,
wprowadzając między innymi możliwość
szybkiej sprzedaży 100% akcji i udziałów
spółek Skarbu Państwa na publicznej aukcji. Wreszcie, MSP pod kierownictwem
Ministra Grada przestało biernie oczekiwać na inwestorów zainteresowanych
udziałem w prywatyzacji. Prowadzona od
ponad 2 lat intensywna promocja Planu
Prywatyzacji wśród potencjalnych grup inwestorów polskich i zagranicznych, otwarta komunikacja, słuchanie głosów środowiska inwestorskiego oraz realizowane na
szeroką skalę projekty edukacyjne przynoszą wymierne efekty. Rośnie nie tylko zainteresowanie inwestorów ofertą prywatyzacyjną, mierzone między innymi intensyfikacją bezpośrednich kontaktów z utworzonym w lipcu 2009 r. Centrum Relacji
Inwestorskich, ale również zrozumienie
dla potrzeby dokończenia procesu prywatyzacji w Polsce. Świadczą o tym wyniki badania CBOS z października
2009 r., według którego z punktu widzenia polskiej gospodarki, pracowników
prywatyzowanych firm i osobistego interesu respondentów, opinie o skutkach
prywatyzacji systematycznie zmieniają
się na korzyść.
Znaczące sukcesy
Ponad 2 lata pracy MSP zaowocowało udanymi prywatyzacjami ważnych dla
polskiej gospodarki spółek. W listopadzie 2008 r. na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie (GPW) zadebiutowała Enea S.A., jedna z największych
grup energetycznych w Polsce. Mimo
niesprzyjającej sytuacji na rynkach finansowych pozyskała z emisji 2 mld zł.
W czerwcu 2009 r. odbyła się z kolei
pierwsza oferta publiczna spółki LW
Bogdanka S.A., jednego z liderów rynku
producentów węgla kamiennego w Polsce. Dzięki emisji, Bogdanka pozyskała
z rynku 528 mln zł i otworzyła drogę
dwóm spektakularnym transakcjom gieldowym z udziałem spółek Skarbu Pań-
Ambitne plany na 2010 r.
Rok 2010 dostarczy wielu emocji obserwatorom polskiego rynku kapitałowego. W sektorze energetycznym i finansowym w 2010 r. planowane są duże
debiuty na warszawskiej GPW. Zgodnie
z planami prywatyzacyjnymi, w wyniku
realizowanej ugody Skarbu Państwa
z Eureko BV planowany jest debiut giełdowy PZU S.A. W planach na 2010 r. jest
także debiut na GPW spółki Tauron Polska Energia S.A. oraz prywatyzacja samej
Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie S.A. Dodatkowo, w sektorze energetycznym planowana jest prywatyzacja
Prywatyzacja
Prywatyzacja
PRYWATYZACJA
stwa. Prywatyzacja tej spółki zakończyła
się w marcu 2010 r. poprzez sprzedaż 46,7%
akcji spółki polskim Otwartym Funduszom emerytalnym za cenę 1,119 mld zł.
Sukcesem okazał się również debiut
giełdowy PGE Polskiej Grupy Energetycznej S.A. (PGE) oraz emisja nowych
akcji z prawem poboru przez PKO BP S.A.
PGE, największa polska grupa energetyczna, pozyskała z rynku 6 mld zł. Była to druga co do wielkości emisja akcji w historii
GPW. PKO BP wyemitował nowe akcje za
ponad 5 mld zł. Była to największa nowa
emisja akcji w Europie ŚrodkowoWschodniej oraz trzecia pod względem
wielkości emisja akcji w Polsce.
W styczniu b.r. przeprowadzono ponadto transakcje sprzedaży akcji KGHM
Polska Miedź S.A., wiodącego globalnego producenta miedzi i srebra. MSP
sprzedało na giełdzie 10% akcji spółki za
2 mld zł. Kolejną udaną transakcją była
sprzedaż 14 mln akcji Grupy LOTOS
S.A. specjalizującej się w wydobyciu
i przerobie ropy naftowej. Przychody ze
sprzedaży wyniosły ok. 406 mln zł. Opisane transakcje sprzedaży akcji KGHM
i Grupy LOTOS spotkały się z uznaniem ze
strony analityków i przedstawicieli polskiego rynku kapitałowego. Chwalono MSP za
szybkie działanie, profesjonalne przygotowanie transakcji, wyczucie rynku i umiejętność reagowania na zmieniające się warunki rynkowe. W tym samym duchu
przeprowadzono w lutym b.r. drugi etap
prywatyzacji spółki Enea, sprzedając
16,05% akcji za 1,134 mld zł.
W ramach realizacji Planu Prywatyzacji sfinalizowano również sprzedaż
tzw. resztówek akcji spółek takich jak m.
in. Bank Pekao S.A. (3,96% akcji), Bank
Handlowy w Warszawie S.A. (2,49% akcji), Bank Zachodni BZ WBK S.A. (1,96%
akcji) oraz Bank BPH S.A. (3,68% akcji).
spółek Energa S.A. i Enea S.A. oraz sprzedaż przez giełdę pakietu akcji PGE Polskiej Grupy Energetycznej S.A.
W 2010 r. MSP zamierza także sprzedaż przez giełdę pakietu akcji spółki Telekomunikacja Polska S.A. W sektorze
chemicznym nastąpi finalizacja sprzedaży Zakładów Azotowych Puławy S.A.
i Zakładów Chemicznych Police S.A.
Wśród kluczowych projektów jest także
Grupa LOTOS S.A., Mennica Polska
S.A., Bank Gospodarki Żywnościowej
S.A., Międzynarodowe Targi Poznańskie
Sp. z o.o. oraz Ruch S.A. Do sprzedaży
przeznaczono również Wałbrzyskie Zakłady Koksownicze Victoria S.A., Kopalnie i Zakłady Chemiczne Siarki Siarkopol w Grzybowie S.A., Zakłady Górniczo-Hutnicze Bolesław S.A., trzy spółki
zarządzające nieruchomościami: Dipservice S.A, TON Agro S.A. i Intraco S.A.
oraz Nitroerg S.A. i Gliwicką Agencję
Turystyczną S.A.
Kluczowym projektem oprócz wspomnianych debiutów giełdowych spółek
PZU i Tauron, jest prywatyzacja samej
Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie S.A. Projekt strategii prywatyzacji
GPW przewiduje sprzedaż akcji w drodze
oferty publicznej. Zakłada także zbycie akcji spółki w dwóch etapach, planowanych
w odstępnie od 3 do 5 lat. W pierwszej fazie planowana jest sprzedaż większościowego pakietu w czwartym kwartale 2010
roku. Sprzedaż pozostałych akcji zostanie
przeprowadzona w drugim etapie. Planowana prywatyzacja GPW jest ważnym
wydarzeniem, które będzie miało w dłuższej perspektywie znaczący wpływ na
rozwój polskiego rynku kapitałowego
i utwierdzenie pozycji Warszawy jako regionalnego centrum finansowego.
Warszawska GPW osiągnęła pozycję
lidera wśród giełd regionu, co potwierdzają również dane za rok 2009. Mimo
kryzysu na rynkach kapitałowych warszawska giełda zajęła w 2009 r. pierwsze
miejsce wśród europejskich rynków pod
względem liczby IPO i zajmuje 4. pozycję
również w Europie pod względem wolumenu obrotów indeksowymi kontraktami
terminowymi. Według najnowszego raportu IPO Watch Europe GPW wyprzedziła w minionym roku pod względem
liczby debiutów nie tylko wszystkie giełdy
naszego regionu, ale także takie rynki jak
NYSE-Euronext, OMX, czy Deutsche
Boerse. Kapitalizacja GPW, według danych FESE ze stycznia 2010 r. wyniosła
105 mld euro, wyprzedzając jednocześnie giełdę wiedeńską o 26 mld euro.
Dobrze wykorzystać czas
Ambitne plany prywatyzacyjne
umożliwia relatywnie dobra sytuacja gospodarcza Polski, która jako jedyny kraj
UE zanotowała w 2009 r. pozytywnym
wzrostem gospodarczym na poziomie
1,7%. Na tak dobre wyniki wpływ miały
między innymi stabilne fundamenty gospodarki, dobrze kontrolowana polityka
monetarna i fiskalna oraz stały napływ
środków unijnych. Wśród źródeł sukcesu ekonomiści wymieniają też duży rynek wewnętrzny, a w konsekwencji wysoki popyt wewnętrzny i mniejsze –
w porównaniu z innymi państwami regionu – uzależnienie od eksportu.
Wszystkie te przyczyny, a także konkurencyjne koszty pracy i przyjazny system
podatkowy powodują, że Polska jest postrzegana jako lider regionu i atrakcyjne
miejsce do lokowania inwestycji.
5
dr Stanisław Bisztyga
Senator RP
Debata o wyższości własności prywatnej nad własnością państwową jest
niejako debatą ustrojową. Specjaliści od
różnego rodzaju doktryn w tzw. gospodarce socjalistycznej mieli swoje argumenty i swoje racje, przekonując o doskonałości tej formy własności. Historia
i czas zweryfikowały ten pogląd pokazując, że z perspektywy minionych lat,
w powszechnej opinii, własność państwowa w istocie oznaczała własność niczyją.
Więzi, które łączyły pracowników
z przedsiębiorstwem (najczęściej, tak jak
w anegdocie, była to „kasa zapomogowopożyczkowa”), okazały się również zbyt
słabe, aby być siłą napędową w procesie
przekształceń własnościowych. Do tego
jeszcze można dodać brak kapitału
i sprawnych menadżerów i mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego idea spółek
pracowniczych jako pomysł na prywatyzację i przejmowanie przez załogi swoich
przedsiębiorstw okazała się niewypałem.
Przetrwały tylko te spółki pracownicze,
które znalazły odpowiednich partnerów
biznesowych i potrafiły zapewnić stabilne źródła finansowania swojej działalności. Oceniając procesy prywatyzacji
i przekształceń własnościowych w nowej
rzeczywistości a więc po roku 1990, nie
sposób nie zauważyć, że obok klasycznych spółek prawa handlowego i tzw.
spółek pracowniczych, pojawiła się nowa
forma tzw. spółek Skarbu Państwa.
A więc nie przedsiębiorstw państwowych
i nie spółek akcyjnych z wieloma akcjonariuszami, tylko z jednym – Skarbem
Państwa, który miał 100% udziału w danym przedsiębiorstwie. To była dość powszechna akcja, którą w początkach lat
90-tych objęto kilka tysięcy podmiotów.
W założeniu, miał to być okres przejściowy zmierzający do usprawnienia zarządzania, zwiększenia udziału załóg w procesie podejmowania decyzji (m.in. poprzez udział przedstawicieli załogi w Ra-
ZA I PRZECIW
PRYWATYZACJI
CZY
Piotr Trzcionka
student I roku
studiów magisterskich GAP
PAŃSTWOWE?
dach Nadzorczych), a dodatkowo prywatyzacji. Część spółek Skarbu Państwa
przeszła z sukcesem przez ten proces.
Zostały one zrestrukturyzowane a następnie sprzedane i wprowadzone na
giełdę papierów wartościowych. Są jednak takie spółki Skarbu Państwa, które
do tej pory nie zostały sprzedane, pomimo podejmowania wielokrotnych prób.
Czy jest to kwestia specyfiki branży, czy
stanu koniunktury gospodarczej, czy
szczęścia, czy też splotu wielu wydarzeń
jednocześnie?
Podstawowym wymogiem i warunkiem powodzenia w procesie prywatyzacji spółek Skarbu Państwa jest skoordynowanie działań i oczekiwań właściciela,
czyli Ministerstwa Skarbu Państwa, załogi przedsiębiorstwa (w tym związków zawodowych, które tam funkcjonują)
i osób nim zarządzających. Jeżeli tu nie
ma pełnej harmonii i mówienia jednym
głosem, szanse na prywatyzację, czyli na
sprzedaż większościowego pakietu przez
Skarb Państwa są niewielkie. Czy Skarb
Państwa jest dobrym właścicielem? Siłą
rzeczy nie może nim być, pomimo staranności urzędników nadzorujących
spółki Skarbu Państwa. Nie może nim
być nie tylko dlatego, że niewielka grupa
pracowników nie jest w stanie ogarnąć
i prawidłowo nadzorować kilkuset spółek. Skarb Państwa i jego przedstawiciele
w Radach Nadzorczych nie mogą być
jednocześnie nadzorującym i menadżerem. Otoczenie zewnętrzne firmy niesie
nowe wyzwania, wymaga nie tylko znajomości branży, ale i wyrafinowanej wiedzy ekonomicznej, a także umiejętności
elastycznego reagowania na trendy światowe, w tym również zjawiska kryzysowe. Nowa, trudna sytuacja gospodarcza
wymusza zmiany nie tylko w nadzorze,
ale także w sposobie zarządzania przedsiębiorstwem. Wysoką efektywność mogą
osiągnąć tylko przedsiębiorstwa realizujące
menadżerski model zarządzania. Model
ten kojarzy się przede wszystkim z efektywnością i innowacyjnością działania,
sprawnością kadry ekonomicznej, otwarciem na otoczenie zewnętrzne, podejściem
sytuacyjnym do zarządzania przedsiębiorstwem, wykorzystaniem elastycznych
struktur organizacyjnych, tworzeniem centrów odpowiedzialności, wiązaniem ról
z określonym wynagrodzeniem etc.
Celowo wymieniłem te elementy, aby
odpowiedź na pytanie, czy spółki Skarbu
Państwa są dobrze przygotowane do
działalności i zarządzania powierzonym
majątkiem w obliczu (w czasie) kryzysu
gospodarczego nie budziła żadnych wątpliwości. Efektywność, gospodarność,
wydajność, skuteczność to także pojęcia
(kategorie), które powinny determinować działania nadzoru właścicielskiego
w każdym jego wymiarze. Oddzielnym
zagadnieniem jest ocena procesu prywatyzacji przez społeczeństwo. Bardzo ciekawe są badania przeprowadzone przez
CBOS, które mówią, ze pomimo różnic
w opiniach o skutkach prywatyzacji
w porównaniu z latami poprzednimi,
zmieniają się one na korzyść ocen pozytywnych – zarówno z punktu widzenia
polskiej gospodarki, pracowników prywatyzowanych firm, jak i osobistego interesu respondentów.
SŁUŻBY
ZDROWIA
Agnieszka Szarek
studentka I roku
studiów magisterskich GAP
Prywatyzacja
Prywatyzacja
6
PRYWATNE
Rozgoryczeni obecnym funkcjonowaniem służby zdrowia opowiadają się za drastycznymi zmianami w sektorze, lecz pytani o zmiany w formie własności placówek zdrowotnych
sprzeciwiają się jakimkolwiek przeobrażeniom. Są przeciwni prywatyzowaniu ośrodków
zdrowia, ale mając do wyboru prywatną i publiczną za tę samą cenę, większość wskazuje
na placówkę prywatną. Nie chcą prywatyzacji, ale coraz częściej płacą za usługi zdrowotne.
Czy Polskę zaatakowała ostatnio epidemia schizofrenii, w związku z którą ludzie wysyłają
tak sprzeczne ze sobą komunikaty? Zastanowiwszy się nad przyczynami powyższego, spróbujemy odpowiedzieć na zasadnicze pytanie - czy faktycznie prywatyzacja jest tak straszna
jak ją malują?
Prywatyzacja, czyli czy Polacy faktycznie wiedzą czego się boją?
„Prywatyzacja szpitala w Myślenicach. Zamach na dobro pacjenta” (wiadomosci24.pl), „Awantura o prywatyzację
szpitali” (Rzeczpospolita), „Prywatyzacja
szpitali, czyli co nam grozi” (Gazeta Wyborcza) – to tylko przykładowe nagłówki
prasowe, poprzez które nastawione na
wywoływanie sensacji media przekazują
przeciętnemu odbiorcy jasny komunikat:
prywatyzacji należy się bać. Do krzykliwych tytułów dochodzi również cytowanie słów autorytetów (m.in. Zbigniewa
Religii „Prywatyzacja szpitali jest niebezpieczna”), co w połączeniu z licznymi
kłótniami polityków na ten temat, buduje wokół zjawiska prywatyzacji sektora
zdrowotnego otoczkę zagrożenia i wewnętrznego sprzeciwu.
Tymczasem okazuje się, że Polacy pytani o definicję tego procesu, wykazują
się zupełnym niezrozumieniem terminu
w aż 64%1. Co więcej, gdy zapyta się ich
nie wprost, w większości (64,3%) wyrażają swoją aprobatę dla wprowadzenia
mechanizmów rynkowych do opieki
zdrowotnej (respondentów pytano czy są
za swobodą wyboru miejsca leczenia, istnieniem konkurencji i wprowadzeniem
zależności refundowania świadczeń od
liczby osób, które korzystały z usług
zdrowotnych, niezależnie od rodzaju
ośrodka, w którym ich leczono - cechy
wolnego rynku).2 Sensowne wydaje się
być więc przypuszczenie, że odpowiednie informowanie społeczeństwa o tym
czym jest i jakie skutki może przynieść
prywatyzowanie placówek zdrowotnych,
mogłoby przyczynić się do lepszego odbioru procesu komercjalizacji.
Tabela 1. Struktura zakładów opieki zdrowotnej
zakłady stacjonarne
(szpitale)
zakłady lecznictwa
abmulatoryjnego
Ogółem
POLSKA, w tym:
742
16 683
17 425
niepubliczny zoz, w tym:
120*
14 793
14 913
sp zoz przekształcony decyzją
j. s. t. w n zoz
77
196
273
publiczny zoz
622
1890
2512
ZOZ
Źródło: Dane na podstawie www.rejestrzoz.gov.pl
1
2
Sondaż telefoniczny przeprowadzony przez IQS Quant Group w 2008 r. na grupie 500 respondentów.
Sondaż PENTOR na Zlecenie OZZL, 2004
7
Rodzaje prywatyzacji
Omawiając kwestię prywatyzacji, należy wyodrębnić dwa niezależne od siebie obszary, a mianowicie sferę finansowania świadczeń i produkcji świadczeń w zależności od tego czy decyzje polityczne będą dotyczyć minimalizacji roli
publicznego płatnika usług zdrowotnych
czy kontraktowania różnego typu usług
na zewnątrz systemu publicznego. Analizując szerzej pierwszy z wymienionych
aspektów, do działań prywatyzacyjnych
można zaliczyć m.in. wprowadzenie prywatnych dodatkowych i dobrowolnych
ubezpieczeń czy współpłacenie pacjentów. Do drugiej ze wskazanych postaci
prywatyzacji, oprócz kontraktowania na
zewnątrz usług czy badań medycznych,
wliczyć można również delegowanie
funkcji pomocniczych pełnionych przez
placówki medyczne (remonty, żywienie,
pranie, sprzątanie, zaopatrzenie w leki,
kształcenie personelu itd.) Rozróżnienie
to jest o tyle ważne, że w przeciwieństwie
do stosunkowo powszechnej akceptacji
zaistnienia konkurujących z publicznym
płatnikiem funduszy prywatnych, niemal 2/3 respondentów obawia się komercjalizacji na poziomie świadczeniodawców.
Dla wielu ekspertów kluczem do rozwoju prywatnej służby zdrowia jest opar-
PRZYKŁADOWE FORMY WSPÓŁPRACY SEKTORA
PUBLICZNEGO Z PRYWATNYM
- z lecenie partnerom prywatnym budowy/modernizacji obiektów dla
strony publicznej, która ponosi na rzecz inwestora prywatnego okresowe opłaty za użytkowanie
- z arządzanie placówką publiczną przez partnera prywatnego (w tym
odpowiedzialność może dotyczyć też zatrudniania i kształcenia personelu oraz inwestycji kapitałowych)
- z lecenie partnerom prywatnym usług pozamedycznych (np. outsourcing wyżywienia, sprzątania, prania, IT)
- z lecenie partnerom prywatnym podstawowych usług medycznych
(usługi laboratoryjne), usług opartych na rutynowych procedurach
(np. operacja zaćmy)
-w
ydzielenie części powierzchni publicznego ośrodka lub usług niekontraktowanych przez NFZ
cie się na unormowaniach partnerstwa
prywatno-publicznego (PPP), w niektórych źródłach określanych też jako forma prywatyzacji częściowej. Takie rozwiązania dają szansę na lepsze wykorzystanie sprzętu i przestrzeni szpitalnych,
ale mogą jednak rodzić pewne niejasności.3
Wady i zalety prywatyzacji
Debata na temat prywatyzacji służby
zdrowia rozpoczęła się w związku z obserwacją coraz większej niewydolności
systemu i niskiej jakości świadczonych
usług. Wydaje się, że wprowadzenie konkurencji - walki o pacjenta między ośrodkami - faktycznie może przyczynić się do
wyższej jakości opieki. W przeciwieństwie do placówek publicznych, dla których więcej pacjentów to więcej problemowych nadwykonań, możliwość opłat
komercyjnych w ośrodkach prywatnych
bardziej pobudzałaby do przyjmowania
większej liczby potrzebujących. Większa
swoboda w wybieraniu miejsca leczenia,
przyjazna obsługa, lepiej rozwinięte zaplecze technologiczne to jednak tylko
pewna część szerokiego pola jakości
w ochronie zdrowia. Drugą stroną medalu pozostaje bowiem problem niepotrzebnych zabiegów. Płacenie za liczbę
i rodzaj wykonywanych świadczeń zachęca sektor prywatny do zwiększenia
ich liczby, a co za tym idzie wzrostu kosztów i dyskomfortu pacjenta.
Niewątpliwym plusem komercjalizacji jest łatwiejsze pozyskiwanie środków
na inwestycje i rozwój (pacjenci komercyjni, banki, leasing, fundusze inwesty-
cyjne, kapitał udziałowców, środki UE).
Sporą zachętą dla inwestorów jest ponadto fakt, że popyt na usługi zdrowotne
jest niezależny od stanu koniunktury –
ludzie potrzebują zabezpieczenia zdrowotnego zawsze. Problemem, jaki wiąże
się jednak z inwestowaniem w tę dziedzinę jest brak zabezpieczenia przychodu,
związany z krótkoterminowymi kontraktami z NFZ (czas umowy PPP trwa zwykle kilka czy kilkadziesiąt lat, podczas
gdy umowy z NFZ zawierane są jedynie
na rok).
Przechodząc do kwestii kosztów należy zauważyć, że odpowiedzialność dyrektora za wynik finansowy prywatnej
placówki (odpowiada własnym majątkiem) przyczyni się do sprawniejszego
zarządzania – m.in. racjonalizacji czasu
pracy, likwidowania zbędnej biurokracji.
Kontrargumentem w tym punkcie jest spostrzeżenie, iż skoro płace są tymi elementami kosztów, na które dyrektor ośrodka ma
największy wpływ, to właśnie redukcja zatrudnienia/zmniejszenie płac będzie
pierwszym skutkiem prywatyzacji. Należy
jednak zauważyć, że nie jest to wynik prywatyzacji sensu stricte, a raczej restrukturyzacji, którą przeprowadza się zawsze,
gdy dążymy do unowocześnienia i przywracania rentowności organizacji. Odpowiedzialność za wynik finansowy prywatnych placówek ma ponadto szanse
ograniczyć zakusy polityków, którzy
w przypadku zadłużeń publicznych
ośrodków przerzucają zobowiązania zakładów na kieszenie podatników.
Do innych kontrowersji związanych
z prywatyzacją można zaliczyć również
tzw. wybieranie rodzynek, czyli specjalizowanie się ośrodków prywatnych jedynie w procedurach najbardziej opłacalnych i odsyłanie złożonych przypadków
do szpitali publicznych. Dodatkowo, biorąc pod uwagę statystycznie gorszy stan
zdrowia osób o niższych dochodach, pomysł wprowadzenia częściowego współpłacenia przez pacjentów wydaje się być
pomysłem mało korzystnym. Jednak
świadomość opłat może przyczynić się
do redukcji zjawiska „etatowych babć
w poczekalni”, czyli rezygnacji z korzystania w przypadkach, gdy nie ma takiej
potrzeby. Możliwość prywatnych wizyt
jest również dużą szansą na likwidację
szarej strefy sektora zdrowotnego.
Opinie o służbie zdrowia
Według najnowszego sondażu CBOS
aż 75% Polaków jest niezadowolonych
z funkcjonowania opieki zdrowotnej
w kraju (wzrost o 12% w porównaniu
z rokiem ubiegłym), zaś aż 78% z wykonywanych usług zdrowotnych. Jednocześnie o taką samą wartość spadł wskaźnik
satysfakcji pacjentów z usług zdrowotnych do poziomu 22%4. Niejako konsekwencją powyższego są wyniki innego
badania, zgodnie z którym więcej niż
czterech na pięciu Polaków (86%) wierzy, że reforma służby zdrowia w ich kraju jest sprawą pilną (najwyższy odsetek
ze wszystkich badanych państw).
W kontekście zagadnienia komercjalizacji szpitali warto dodać, że 75% Polaków uważa system służby zdrowia za niedofinansowany (najwyższy odsetek ze
wszystkich badanych krajów oprócz Słowacji5), co jest spójne z kolejnym poglądem, że inne kraje mają zdecydowanie
więcej funduszy na opiekę zdrowotną.
Powyższe opinie oraz powszechny
obraz polskiej służby zdrowia, kojarzącej
się głównie z wszechobecnymi kolejkami
oraz przedmiotowym traktowaniem pacjenta, coraz częściej skłania rodaków do
szukania alternatywy wobec niewydolnego systemu. Wielu z obawy o wysoki
koszt korzystania z prywatnej opieki
podchodzi do tego z dużą rezerwą; często nie zdając sobie jednak sprawy, że
Prywatyzacja
Prywatyzacja
Najczęściej wyrażanymi obawami
związanymi z prywatyzacją służby zdrowia jest opinia, że zostanie ograniczony
dostęp do opieki zdrowotnej, a za leczenie trzeba będzie płacić z własnej kieszeni. Pacjenci boją się zastąpienia prawdziwej misji szpitala dogmatem zysku, zaś
personel medyczny wyraża strach przed
zwolnieniem w ramach tzw. ‘cięcia kosztów’. Warto zatem jasno sprecyzować znaczenie pojęcia, które oznacza przeniesienie
uprawnień własnościowych przede wszystkim w stosunku do majątku trwałego
(grunty, lokale, budynki, aparatury) od
podmiotu publicznego do prywatnego. Nie
chodzi tu więc o przeniesienie odpowiedzialności ponoszenia kosztów na osoby
prywatne, a jedynie o wybór jednostek,
które niezależnie od formy własności
(publiczne lub prywatne) będą świadczyć usługi w oparciu o kontrakt z NFZ
(z dodatkową możliwością prowadzenia
działalności komercyjnej).
choć polski rynek medyczny dopiero się
rozwija, w niektórych dziedzinach placówki prywatne mają już znaczny udział
w rynku. Według Gazety Prawnej niemal
95% usług stomatologicznych jest już
świadczonych przez prywatne spółki.
Tak wysoki odsetek nie znaczy jednak, że
zawsze istnieje konieczność odpłatności
za usługę. Wiele spośród tych gabinetów
ma podpisany kontrakt z NFZ, który
uprawnia na podstawie koszyka usług
gwarantowanych do zabiegów podlegających refundacji. Równie wysoki wskaźnik (60%) występuje w przypadku lekarzy rodzinnych. Specjaliści prognozują
także dalszy rozwój prywatnych usługodawców w sektorze dializoterapii czy laboratoriów diagnostycznych, które coraz
częściej stają się przedmiotem outsourcingu.
Ratujemy polskie szpitale
Pod taką nazwą rząd przyjął program
mający na celu restrukturyzację i zmianę
formy organizacyjno- prawnej zakładów
opieki zdrowotnej, inaczej zwany Planem
B. Jego nadrzędnym celem jest poprawa
efektywności udzielania świadczeń medycznych poprzez bardziej racjonalne
zasady gospodarowania w Zakładach
Opieki Zdrowotnej. Realizacja programu
jest uzależniona od sporządzenia planu
naprawczego zaopiniowanego przez
Bank Gospodarstwa Krajowego (pod kątem sytuacji ekonomiczno-prawnej) oraz
Narodowy Fundusz Zdrowia (badający
możliwość wypracowania przychodów
placówki).
Od 1999 roku samorządy zgodnie ze
swoimi kompetencjami „przekształciły”
326 jednostek i komórek organizacyjnych zakładów w tym 77 szpitali. Zdecydowana większość NZOZów powstających na bazie majątków publicznych zakładów opieki zdrowotnej była tworzona
przez spółki kapitałowe (77%). Przykłady szpitali w Zamościu czy Kluczborku
pokazują, że zmiana formy prawnej (czasem również własnościowej) daje szanse
na szybki rozwój placówek przy wyraźnym wzroście jakości świadczonych
usług medycznych6.
Reasumując, warto podkreślić, że
w procesie wprowadzania mechanizmów
rynkowych do sektora służby zdrowia
nie chodzi bynajmniej o całkowite sprywatyzowanie rynku usług zdrowotnych.
Jeśli opieka zdrowotna jest sektorem użyteczności publicznej, a „produkt” zwany
zdrowiem jednostki jest dobrem gwarantowanym, sektor nie może zostać
w pełni poddany działaniom rynkowym.
W żadnym kraju na świecie nie ma w pełni publicznej ani w pełni niepublicznej
służby zdrowia. Wydaje się, że jedynym
celem tych działań jest więc tylko stworzenie odpowiedniej równowagi między
sektorami publicznym i niepublicznym
oraz gwarancja równego ich traktowania
przy kontraktowaniu usług medycznych.
Polacy co raz gorzej oceniają służbę zdrowia, Newsweek 24.02.2010.
A. Kruszewski, Kraje Europy wschodniej a reforma służby zdrowia. The Stockholm Network 2005.
6
Na podstawie danych z Ministerstwa Zdrowia.
4
8
5
3
Zob. Prywatne leczenie w publicznym szpitalu - darowizna czy zapłata, Rynek Zdrowia, 5.02.2010.
9
Łukasz Maźnica
student II roku
studiów licencjackich GAP
przeciw!
Złodziejstwo, korupcja, bezrobocie, wyprzedaż majątku narodowego. Co łączy te określenia? Jak się okazuje dla około 40%1 społeczeństwa są to pierwsze skojarzenia ze słowem
prywatyzacja. Warto się zastanowić dlaczego tak się dzieje i czy Polacy faktycznie są tak
wielkimi wrogami procesów prywatyzacyjnych w gospodarce?
Analiza wyników badań opinii publicznej powiązanych z prywatyzacją
w naszym kraju pozwala ponad wszelką
wątpliwość stwierdzić, że co do oceny tego procesu Polacy są bardzo podzieleni.
Ponad dwadzieścia lat po upadku komunizmu opinie dotyczące prywatyzacji,
a więc zjawiska, które nieodłącznie wpisane jest w krajobraz polskiej transformacji, są bardzo różnorodne i złożone.
W całej tej mocno zróżnicowanej palecie
badań i analiz dostrzec można jednak
kilka punktów charakterystycznych, których bliższe poznanie prowadzić może
do ciekawych konkluzji.
Pierwszą z nich jest widoczne praktycznie we wszystkich badaniach niskie
poparcie dla dotychczasowej prywatyzacji polskich przedsiębiorstw. Swoje apogeum zjawisko to osiągnęło w roku 2000,
kiedy zaledwie 21% Polaków uważało, że
proces ten jest korzystny dla gospodarki.
Obecnie wskaźnik ten jest raptem o 9
punktów procentowych wyższy, co z całą
pewnością nie jest wynikiem pozwalającym zadowolić wszelkich orędowników
tego procesu.
Taki stan rzeczy tłumaczyć mogą
przytoczone już na wstępie najczęstsze
skojarzenia z hasłem prywatyzacja. Co
ciekawe, wśród nich pierwsze trzy mają
zdecydowanie pejoratywny charakter
i dopiero jako czwarte pada określenie
wolny rynek, które w oczach zaledwie
34% Polaków związane jest z procesem
prywatyzacyjnym. Od lat nieprzerwanie
dominuje tutaj natomiast słynne już niemal stwierdzenie – „wyprzedaż majątku
narodowego”, które dla wielu stanowi
niestety synonim prywatyzacji.
Praktycznie każde kolejne badania
przynoszą nowe rewelacje wyjaśniające
tak niskie poparcie dla prywatyzacji
w polskiej gospodarce. Dość powiedzieć,
że aż 71%2 dorosłych Polaków uważa, iż
większość prywatyzacji odbywała się
nieprawidłowo, bądź z naruszeniem prawa. Znakomita większość z nas za osoby
najbardziej korzystające na tym procesie
uznaje wszechobecnych cwaniaków
i kombinatorów, urzędników (zapewne
jednak tylko tych, których nie ma wśród
wcześniej wymienianej grupy), czy
w końcu także polityków3.
Wydawać by się więc mogło, że po 20
latach wprowadzania w naszym kraju
wolnego rynku, akceptacja dla tak istotnego w tym kontekście procesu, jak prywatyzacja, jest szalenie niska. Takie
stwierdzenie jest jednak dla polskiego
społeczeństwa krzywdzące. Okazuje się
bowiem, że przeciętny Kowalski dostrzega niebagatelną różnicę pomiędzy prywatyzacją, a prywatyzacją już w Polsce
dokonaną. Różnica ta, choć drobna, okazuje się być niebywale znacząca. Wniosek ten, być może dość karkołomny, znajduje stosunkowo mocne uzasadnienie
w faktach. Oto bowiem ponad połowa
z nas jest zdania, że firmy prywatne
w większym stopniu przyczyniają się do
rozwoju polskiej gospodarki niż firmy
państwowe. Podobna ilość obywateli jest
zdania, że państwo powinno jak najmniej
ingerować w gospodarkę, a aż 61%4 rodaków popiera zmiany ustrojowe, jakie
miały miejsce w Polsce po roku 1989. Jak
zatem widać poparcie dla prywatyzacyjnego mechanizmu, rozumianego w postaci pewnego niedokonanego jeszcze
procesu jest momentami dwu lub nawet
trzykrotnie większe niż poparcie dla prywatyzacji już w kraju dokonanej.
Nie widać w Polsce przerażenia na
samą myśl o prywatyzacji, co sugerować
by mogły wyniki badań przytoczonych
na początku artykułu. Negacja tego procesu nie jest tak mocno obecna w społeczeństwie, jak sprzeciw wobec formy je-
CBOS - Komunikat z badań „Prywatyzacja – oceny, skojarzenia, oczekiwania i obawy”, październik 2009
CBOS – Komunikat z badań „Ocena procesu przekształceń własnościowych”, lipiec 2006
3
CBOS – Komunikat z badań „Opinie o prywatyzacji”, luty 2005
4
Pentor – „Opinia Polaków o prywatyzacji”
1
komisją śledczą ds. prywatyzacji PZU.
O swoistym never ending story, jakim była prywatyzacja polskich stoczni w ogóle
nie warto nawet wspominać. Na sam koniec niczym upiora z nocnych koszmarów można tu także przywołać jednego
z byłych wicepremierów, który poprzez
praktycznie każdy możliwy rodzaj massmediów propagował rozmaite anty
uwłaszczeniowe hasła poczynając od
prostego „stop prywatyzacji”, a na „Balcerowicz musi odejść” kończąc. Ponad
wszelką wątpliwość stwierdzić można, że
taki natłok niekorzystnych informacji
nie buduje pozytywnego obrazu dla jakiegokolwiek procesu czy zjawiska.
Kolejnym istotnym czynnikiem, który doprowadza nas do opisywanego stanu rzeczy jest pewna atmosfera tajemnicy
rozciągająca się wokół wielu procesów prywatyzacyjnych. Brak pełnej wiedzy i swoisty deficyt informacyjny nie sprzyja
oczyszczeniu wizerunku tego gospodarczego mechanizmu. Dopiero wprowadzana od pewnego czasu prywatyzacja poprzez giełdę dopuszcza większą jawność
i przejrzystość tego procesu, co z kolei
skutkować może większym jego poparciem i wzrostem społecznego zaufania.
Nie można zapominać, że nasza historia zna mnóstwo przykładów tzw. złej
prywatyzacji. Tuż po upadku systemu
komunistycznego w Polsce poparcie dla
tego procesu było w kraju zdecydowanie
najwyższe. Zaledwie 8% z nas uważało
wówczas, że prywatyzacja jest niekorzystna dla gospodarki. Wskaźnik ten
ważny jest z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze pokazuje on, że wpajana Polakom przez lata wizja ekonomii
w obecnym spojrzeniu na prywatyzację
nie ma tak dużego znaczenia. Po drugie
zaś wynik ten porównany z 43 procentami5 niekorzystnych ocen w krytycznym
pod tym względem roku 2003 pozwala
dostrzec, jak wielkie piętno na sposobie
myślenia przeciętnego Kowalskiego wywarły liczne, fatalnie przeprowadzone
prywatyzacje, które nie raz kończyły się
upadkiem firm, w przypadku których
bankructwa dało się uniknąć. Jest to szalenie istotne wobec najświeższych danych wskazujących, że aż 68% Polaków
uważa, że przyspieszona prywatyzacja
zaplanowana na rok 2010 jest błędem.
Co szczególnie dobitne, nawet wśród
elektoratu partii rządzącej jest dwa razy
więcej przeciwników niż zwolenników
tego właśnie rozwiązania. Kolejny przypadek złej prywatyzacji może być więc
bardzo brzemienny w skutki dla osób
politycznie odpowiedzialnych za jego
przeprowadzenie.
Podsumowując stwierdzić należy, że
w dużej mierze to media i politycy sprawiają, że społeczny obraz polskiej prywatyzacji jest jaki jest. Drugoplanową, choć
także istotną rolę zdają się tu odgrywać
związki zawodowe i ich przedstawiciele.
Przede wszystkim jednak, zły wizerunek
polskiej prywatyzacji to skutek fatalnego
prowadzenia tego procesu. Chaotyczny,
często nieprzemyślany, a nierzadko także
niezgodny z obowiązującymi przepisami
prawa i korzystny dla wszelkiej maści
kombinatorów – taki właśnie przebieg
i obraz procesu prywatyzacyjnego wyłania się z licznych badań polskiej opinii
publicznej. Nie bez smutku przychodzi
mi stwierdzić, że w wielu przypadkach
obraz ten jest do bólu trafny. Jeśliby dość
przewrotnie chcieć porównać prywatyzacje rozumianą jako pewien złożony
proces do ciasta, a jej znacznie mniej
udane formy do rodzynek, których akurat chcielibyśmy uniknąć w trakcie jedzenia, przyznać należy, że bardzo często
to nasze, polskie, prywatyzacyjne ciasto
zjadane jest przez nas ze smakiem i wiele
osób odnosi z niego widoczną korzyść.
Niemniej jednak pośród całkiem licznych przykładów bardzo udanych
i smacznych kawałków ciasta zawsze
znajdą się takie, które zawierać będą te
tak niepożądane przez nas rodzynki, jak
choćby pseudo-prywatyzacja Telekomunikacji Polskiej, czy wspominane już, katastrofalne w skutkach prywatyzacje
PZU i polskich stoczni. Trzymając się
przyjętej nomenklatury tego typu rodzynków wymienić by można znacznie
więcej, nie o to tu jednak chodzi. Ważne
jest, aby podkreślić, że przy założeniu, iż
owych rodzynek nie da się uniknąć, oczekiwanym stanem jest otrzymanie ciasta
z rodzynkami, a nie rodzynek z ciastem.
I tę właśnie kulinarną radę zapamiętać
sobie powinni wszyscy, którzy mają bezpośredni wpływ na kształt polskiej prywatyzacji. Inaczej pieczone przez nich
ciasto jeszcze długo może odbijać się im
mocną i nie dającą się łatwo usunąć
czkawką.
Prywatyzacja
Prywatyzacja
Za, a nawet
go przeprowadzenia w naszym kraju.
Z jednej strony Polacy bez wahania
stwierdzają, że prywatyzacja była nieodzowna i absolutnie konieczna, aby
móc poprawić stopę życia w kraju. Z drugiej jednak strony zdaniem 71% obywateli to właśnie większość społeczeństwa
straciła na tym procesie najwięcej. Gdzie
tu logika?
Bez trudu znaleźć można kilka przyczyn tak dużego dysonansu pomiędzy
przytoczonymi powyżej, całkowicie odmiennymi opiniami. Aby tego dokonać
należy najpierw znaleźć odpowiedź na
pytanie: co sprawia, że Polacy nie popierają procesu, który w ich własnej opinii
jest dobry i pomocny z punktu widzenia
poprawy sytuacji gospodarczej? Pierwsza refleksja, która przychodzi na myśl,
podpowiada, że być może wynika to ze
społecznego niezrozumienia tego procesu. Czy możliwe jest jednak, że większość
z nas pozytywnie ocenia skutki prywatyzacji nie zdając sobie jednocześnie sprawy z tego, że to właśnie ten proces leży
u podstaw tego, czy innego korzystnego
społecznie, bądź gospodarczo zjawiska.
Moim zdaniem jest to zbyt duże uproszczenie i wymaga od obserwatora wyjątkowo nieprzychylnej opinii o swoim własnym narodzie.
Co lub kto może w takim razie stać za
tak niekorzystnym wizerunkiem procesu
prywatyzacyjnego w oczach Polaków?
Bardzo duża odpowiedzialność spoczywa tu z całą pewnością na tzw. czwartej
władzy, a więc mediach. To właśnie telewizja, radio oraz prasa po 1989 roku są
głównymi wyznacznikami poglądów Polaków na rozmaite tematy.
Notoryczne szukanie medialnej sensacji nie oszczędziło prywatyzacji. Codzienne oglądanie programów informacyjnych, czy też lektura prasy może prowadzić do uczucia przytłoczenia niekorzystnym obrazem tego procesu. Chcąc
poznać najświeższe wiadomości dowiadujemy się najpierw z ust przewodniczącego Solidarności w jednym z państwowych przedsiębiorstw, że dalsza prywatyzacja tej spółki jest zagrożeniem dla zakładu i całego polskiego przemysłu.
Chwilę później z pierwszych stron gazet
straszy nas informacja o wciąż powracających politycznych nadużyciach przy
prywatyzacji, które jeszcze nie tak dawno
zaciekle udowadniano chociażby przed
2
10
5
CBOS - Komunikat z badań „Prywatyzacja – oceny, skojarzenia, oczekiwania i obawy”, październik 2009
11
ZAKOPANE
w obcych dłoniach
Piotr Palutkiewicz
student III roku
studiów licencjackich GAP
Historia piwa na terenach Polski jest
starsza niż samo państwo i sięga czasów
prasłowiańskich. Wzmianki o złocistym
trunku ze zbóż pojawiały się w średniowieczu w pismach Jan Długosza czy Galla Anonima. W czternastowiecznym
Krakowie istniało aż 25 browarów.
Z upływem czasu, aż po epokę PRL-u,
wraz ze zmniejszaniem się liczby zakładów produkujących złocisty napój tradycja browarnictwa w Polsce słabła.
Odwrócenie trendu miało nadejść
w okresie przełomu ustrojowego, w latach 90-tych ubiegłego wieku, gdy przemysł ten miał zostać sprywatyzowany.
Zmiana nie nastąpiła jednak łagodnie
i bez protestów. Pod wpływem lokalnych
biznesmanów i pracowników, proces
prywatyzacji sektora zaczął przebiegać
pod hasłem „Polskie browary w polskie
ręce!” Zdecydowano, że zagraniczni inwestorzy mogą otrzymać w zakładach do 30
proc. akcji. Trzy największe spółki w branży: Lech Browary Wielkopolskie, Żywiec
i Okocim miały trafić na giełdę, pozostałe
browary stać się własnością spółek pracowniczych. Ostatecznie na giełdę został wystawiony Żywiec i Okocim, natomiast
w Browarach Wielkopolskich pojawił się
polski inwestor - Jan Kulczyk, który ostatecznie odsprzedał Lecha południowoafrykańskiemu SAB-owi (dziś już SABMiller-owi). W Żywcu, po trzech latach
od debiutu na Giełdzie Papierów Wartościowych, pojawił się holenderski Heineken, który dziś już posiada 61,94% akcji
grupy. Właścicielem Okocimia został
niemiecki Brau und Brunnen, natomiast
od roku 2004 brzeski browar jest w rękach duńskiego koncernu Carlsberg.
Nowi właściciele prowadzili politykę
przejęć i konsolidacji. To spowodowało
upadek i zamykanie dziesiątek lokalnych
browarów w całej Polsce, które nie wytrzymały konkurencji. Ale te zakłady,
które trafiły w ręce wspomnianej wielkiej
trójki zagranicznych inwestorów stawały
się coraz bardziej nowoczesne, bo właściciele inwestowali w ich rozwój.
W przypadku niektórych browarów pamiątkami przeszłości pozostawały jedy-
„Nie możesz mieć prawdziwego państwa bez piwa i
linii lotniczych. Dobrze jest też mieć drużynę piłkarską
i jakaś broń nuklearną. Jednak niezbędnym minimum
jest piwo!” - pół żartem, pół serio przekonuje amerykański muzyk i satyryk Franka Zappa.
nie ściany, a za wzorcowy przykład może
posłużyć Browar w Tychach, który stał
się największym browarem koncernu
SABMiller w Europie.
W okresie pierwszej dekady transformacji w polski przemysł piwowarski zainwestowano 1,4 mld dolarów, z czego
około 1 mld to inwestycje zagraniczne (co
stanowi 20 proc. inwestycji w całym polskim przemyśle spożywczym). Inwestycje
są prowadzone do tej pory. W roku 2009
wspomniane trzy koncerny kontrolowały
90 proc. polskiego rynku piwa. Na rynku
wartym w 2008 roku 12,9 mld zł swoją zaczyna budować nowy konkurent- Royal
Unibrew, który rozpoczynał swoją działalność w Polsce od eksportu duńskiego piwa
Faxe, a w ciągu ostatnich 5 lat stał się właścicielem browarów w Jędrzejowie, Koszalinie i Łomży oraz znaczących udziałów
w Browarze Perła w Lublinie (48%) oraz
Browarze Zwierzyniec (48%).
Małe lokalne browary starały się zachować pozycję na rynku. Nie wszystkim
się udało. Niektóre z nich nie wytrzymały
konkurencji wskutek nieumiejętnego zarządzania przez inwestorów spoza branży,
część z browarów została zamknięta po
wykupieniu przez zagraniczne koncerny
(np. Kompania Piwowarska w roku 2009
zaprzestała produkcji w Browarze Kielce). Małych firm nie było stać na podobne inwestycje czy też kampanie reklamowe, które prowadziły wielkie koncerny.
Jednakże w ostatnich latach, gdy rozrost rynku piwa w Polsce wyhamował
(w latach 1990-1999 produkcja w Polsce
rosła 7 razy szybciej niż na świecie!),
swoją rolę zaczęły rozumieć niewielkie
browary regionalne, które uzmysłowiły
sobie, że nie mają szans na równą konkurencje z globalnym SABMillerem czy
Heinekenem. Nową taktykę wyjaśnił na
łamach Rzeczpospolitej Marek Jakubiak,
prezes Browaru w Ciechanowie mówiąc:
„Udaje się nam poprawiać wyniki, od kiedy niemal dwa lata temu zdecydowaliśmy
się na zmianę strategii. Postanowiliśmy
wówczas, że przestajemy rywalizować
z największymi firmami i przestawiamy
się na produkcję rzemieślniczą, w której liczy się wysoka jakość i oryginalność”. Tropem tym zaczęły podążać także i inne browary regionalne, których wciąż jest w Polsce trzydzieści (dla porównania, w Niemczech działa ich dziś około 1300).
Także konsumenci, którzy najpierw
zachłysnęli się piwnymi hamburgerami
oferowanymi przez koncerny, po jakimś
czasie zwrócili się ku produktom bardziej niszowym, utożsamianym często
z poszczególnymi regionami. Trend ten
nie jest jednak sekretną wiedzą małych
browarów. Zmianę rynku szybko dostrzegli też polscy giganci piwowarstwa
i już zdążyli na zmianę zareagować. Dla
przykładu Carlsberg Polska ogłosił ekspansję mazowieckiego „Kasztelana” na
teren całego kraju. Na rodzimym rynku
pozostały więc regionalne marki i smaki,
bo konsumenci wciąż preferują polsko
brzmiące nazwy. Tyskie czy Żywiec są
promowane w całym świecie.
Dziś w Polsce, już tylko jeden zakład
pozostał własnością Skarbu Państwa niewielki browar Czarnków w Wielkopolsce, produkujący rocznie ok. 20 000
hl piwa. W Czechach, słynących z zamiłowania do złocistego trunku, także jeden browar jest wciąż w rekach państwa,
jednak budziejowicki Budvar wytwarza
aż 1,2 mln hl piwa rocznie. Na wieść
o zamiarze prywatyzacji tego zakładu
przez rząd premiera Topolanka w 2007
roku, opozycja zareagowała słowami:
„Pozostajemy w głębokim przeświadczeniu, iż Republika Czeska ma obowiązek
dbać o cenne i unikalne dziedzictwo browaru, którego historia sięga aż trzynastego wieku”. Rząd tę argumentację zaakceptował. Zaangażowanie to może świadczyć, że satyryczna teza, otwierająca ten
artykuł celnie obrazuje rzeczywistość.
Jednakże jak polska praktyka pokazuje,
państwo nie tylko nie przestanie istnieć,
ale będzie radziło sobie całkiem nieźle,
gdy to piwo znajdzie się w rękach prywatnych.
Janusz Majcher
Burmistrz Miasta Zakopane
Zakopane, usytuowane na południu
Polski, rozciąga się u podnóży Tatr, najpiękniejszych i jedynych w Polsce gór
o charakterze alpejskim. To dobrze znane wszystkim Polakom miasto położone
jest w kotlinie między pasmem Gubałówki od strony północnej, a masywem
Giewontu od strony południowej. Dwudziestosiedmiotysięczna stolica polskich
Tatr znajduje się zaledwie dwie godziny
jazdy samochodem z Krakowa i jest najwyżej położonym miastem w Polsce.
Rocznie odwiedzane jest przez ok. dwa
miliony turystów z różnych stron świata,
toteż nie bez powodu w rankingu „Magnetyzm polskich miast” przygotowanym przez międzynarodową agencję
Young@Rubicam zostało uznane za drugie, tuż po Krakowie, najbardziej rozpoznawalne polskie miasto na świecie. Najważniejszymi wskaźnikami, które sprawiły, że Zakopane wyprzedziło w tym
rankingu Warszawę, Częstochowę i Wrocław, była największa unikalność oraz
atrakcyjność turystyczno-sportowa.
Stolica Polskich Tatr od początku naszego stulecia urzeka wszystkich odwiedzających nie tylko niepowtarzalną atmosferą, ale również zrównoważonym
rozwojem odbywającym się z poszanowaniem dziedzictwa przyrodniczego
oraz kulturowego. Wciąż żywa tradycja
góralska oraz widoczne elementy folkloru stale zachwycają odwiedzających nas
gości. Należałoby zadać pytanie co wpłynęło na taki sukces i wizerunek niewielkiego miasteczka, które uzyskało prawa
miejskie w 1933 roku?
ELEMENTY SUKCESU
Przede wszystkim należy tu wspomnieć tatrzańską przyrodę oraz niezwykły fenomen Tatr, stanowiących najwyższy i najcenniejszy masyw pomiędzy Alpami i Kaukazem, z charakterystycznym
alpejskim krajobrazem, przez co często
Tatry nazywane są Alpami w miniaturze.
– MIASTO TRADYCJI,
KULTURY I SPORTU
Tatry od zawsze przyciągały turystów,
narciarzy, wspinaczy, którzy cenili sobie
niewielką odległość bazy noclegowej od
celu zaplanowanej wycieczki. Dzięki temu, że Zakopane leży u samych podnóży
Tatr, istnieją tu niezliczone możliwości
bardzo atrakcyjnych jednodniowych wycieczek. Już od ponad stu lat rozwija się
tu także narciarstwo wysokogórskie.
Pierwsze zawody narciarskie rozegrano
w Zakopanem w dniu 28 marca 1910 roku jako „I Międzynarodowy Dzień Narciarski”. W zawodach tych wzięło udział
ponad stu zawodników, co świadczy
o tym, że już wówczas narciarstwo cieszyło się dużą popularnością. Od 1910
roku rozgrywano również zawody w skokach narciarskich na skoczni Kalatówki.
Od tego czasu Zakopane powoli zaczęło
urastać do rangi „stolicy sportów zimowych”. Do dnia dzisiejszego Kasprowy
Wierch jest świętą górą narciarzy.
Wspomniana wcześniej tatrzańska
przyroda zawsze była i jest największą
wartością, dlatego też Tatry od 1954 roku
są oficjalnie chronione przez Tatrzański
Park Narodowy. Wraz z przystąpieniem
Polski do Unii Europejskiej z dniem 1
maja 2004 roku zaczęła także obowiązywać unijna dyrektywa zwana Naturą
2000, stworzona przez Unię Europejską
w celu ochrony najbardziej zagrożonych
siedlisk oraz gatunków na terenie Europy. Obecnie cały obszar Tatrzańskiego
Parku Narodowego objęty jest siecią Natura 2000.
Kolejnym elementem, który wpłynął
na tak duży sukces rozwoju naszego Miasta są sami Górale – podhalański fenomen kulturowy. Na Podhalu i w Zakopanem wciąż żywa jest kultura oraz tradycja góralska, która przekazywana jest
z pokolenia na pokolenie. Do tej pory
prężnie działa Związek Podhalan organizujący liczne góralskie imprezy, rokrocznie na Rusinowej Polanie w Dolinie Chochołowskiej czy w Dolinie Kościeliskiej
odbywa się kulturowy wypas owiec, od
ponad czterdziestu lat organizowany jest
największy na świecie Międzynarodowy
Festiwal Folkloru Ziem Górskich. Niepowtarzalne elementy folkloru, architektury góralskiej widoczne są w Zakopanem właściwie na każdym kroku. To
przez to zafascynowanie ludem i folklorem twórcy i lekarze ściągali pod Tatry
elity polskie dziewiętnastego i początku
dwudziestego wieku. Wszyscy nobliści,
znani lekarze, twórcy kultury, cała elita
arystokratyczna Polski gościła w mieście
u stóp Giewontu. Zakopane, będąc jeszcze małą góralską wioską, było po Warszawie, Krakowie i Lwowie centrum kulturalnym Polski. Tytus Chałubiński,
Henryk Sienkiewicz, Władysław Reymont, Mieczysław Karłowicz, Karol Szymanowski, Stanisław Witkiewicz, Helena
Modrzejewska, Mariusz Zaruski, Jan Kasprowicz, Stefan Żeromski oraz wielu innych tworzyli historię kultury tego unikalnego miejsca. Właśnie tu, w tym małym miasteczku była również tworzona
historia narodowa. Mało kto wie, iż
w dniu 31 października 1918 roku, niecałe dwa tygodnie przed oficjalnym odzyskaniem przez Polskę niepodległości,
Stefan Żeromski ogłosił Rzeczpospolitą
Zakopiańską, której został Prezydentem.
Mówiąc o sukcesach rozwoju naszego Miasta nie sposób nie wspomnieć
o wielkich imprezach sportowych organizowanych w Zakopanem. Tak, zdawałoby się, niewielkie miasto doskonale poradziło sobie w trzykrotnych przygotowaniach Narciarskich Mistrzostw Świata
FIS (1929, 1939, 1962), trzykrotnej organizacji Zimowych Uniwersjad FISU
(1956, 1993, 2001), Mistrzostw Świata
Juniorów w Biathlonie, Mistrzostw Europy Seniorów i Juniorów w Biathlonie,
Mistrzostw Świata Juniorów w Snowboardzie, Pucharów Europy w slalomach,
Pucharów Kontynentalnych w kombinacji norweskiej, Pucharów Kontynental-
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
Prywatyzacja
12
Nasze piwo
13
PERSPEKTYWY ROZWOJU
Liczba stałych mieszkańców Zakopanego od ośmiu lat spada o około 250
osób rocznie. Pomimo tego nadal bardzo
dynamicznie przybywa budowanej kubatury pensjonatowej i hotelowej. Zakopiański Kongres z kwietnia 2007 roku
jednoznacznie określił przyszłość miasta
jako „małej, swojskiej mieściny”, stąd
w centrum Zakopanego możemy znaleźć
polany oraz łąki. Wprowadzone przez
miasto plany zagospodarowania przestrzennego nakreślają bezwzględny zakaz zabudowy Równi Krupowej, Lipek,
całego pasa pod Reglem, dużej części
Antałówki oraz stoków Gubałówki. Nadal czynimy wszelkie starania, aby te enklawy zieleni zostały niezabudowane.
Zakopane stawia i wspiera rozbudowę infrastruktury narciarskiej w mieście.
Obecnie czekają na realizację takie stacje
narciarskie jak Cyrhla, Harenda II, Furmanowa czy Kotelnica. Wciąż staramy
się o ponowne uruchomienie historycznej trasy narciarskiej na stokach Gubałówki.
Zakopane ma również wszelkie atrybuty miasta kongresowego. Dziś niezbędna jest miastu sala kongresowa i wystawiennicza na 2500 miejsc. Centrum
kongresowe z prawdziwego zdarzenia
umożliwiałoby organizację różnego rodzaju zjazdów i kongresów o zasięgu
ogólnoświatowym. Aby Zakopane mogło funkcjonować, jako profesjonalne
centrum kongresowe nie możemy zapomnieć o komunikacji wewnętrznej oraz
zewnętrznej. Od początku mojej kadencji jednym z priorytetów jest zapewnienie naszym gościom oraz mieszkańcom
pełnego komfortu i bezpieczeństwa,
Marta Nietrzebka
studentka III roku
studiów licencjackich GAP
WCZORAJ
I DZIŚ
Zakopane - najwyżej położone miasto w naszym kraju, Perła Podhala. Przez jednych kochane, przez drugich znienawidzone. Miasto, którego korzenie tkwią głęboko w Polskiej historii. Miasto od lat kwitnące kulturą, współcześnie coraz częściej zachwaszczane komercją.
Czy zastanawiałeś się kiedyś Czytelniku dlaczego to właśnie Zakopane stało się najsłynniejszym miastem Podhala i skąd te sprzeczności w jego postrzeganiu?
w związku z czym co roku przeznaczamy
olbrzymie kwoty na remonty dróg i chodników w mieście. W kwestii komunikacji zewnętrznej trwają zaawansowane
rozmowy na temat budowy lotniska
w Nowym Targu oraz połączenia go
szybkim szynobusem z centrum Zakopanego. Nadal uważamy, że modernizacja „zakopianki” jest dziś niezbędna dla
Miasta, które w wyniku jej realizacji uzyskałoby pięć różnych wylotów na główną
drogę krajową.
Turystyka, jej intensywność jest bardzo dobrym barometrem zarówno stanu
gospodarki krajowej, jak również światowej. W obecnych czasach Zakopane
jest całkowicie uzależnione od tej koniunktury, co rzecz jasna ma swoje zalety, ale również słabe punkty. Zakopane to
miasto w którym życie oraz intensywność pracy od długiego czasu nakreślają
sinusoidy ruchu turystycznego. Udało
się je w ostatnich dwudziestu latach złagodzić poprzez między innymi zróżnicowanie terminu ferii zimowych, otwarcie
na turystów zza wschodniej granicy,
zwłaszcza zimą, gdy obchodzone są święta prawosławne, ale także poprzez organizowanie różnego rodzaju sympozjów,
kongresów oraz szkoleń w okresie jesiennym - w październiku, listopadzie oraz
z początkiem grudnia.
Jak już wcześniej wspomniałem wypróbowaną i najlepszą promocją Miasta
jest organizowanie wielkich imprez sportowych transmitowanych przez światowe
stacje telewizyjne. Stąd też nasze starania
o organizację w Zakopanem Mistrzostw
Świata w Narciarstwie Klasycznym
w 2015 roku. Zarówno biegi narciarskie
jak i skoki mogą być rozgrywane poza
Tatrzańskim Parkiem Narodowym, bez
naruszenia bezcennej fauny i flory naszych Tatr. Jednym z postulatów Komitetu Kandydatury Zakopane 2015 jest właśnie hasło „w harmonii z naturą”, które
ponad wszystko staramy się realizować.
W ostatnim czasie Polski Komitet
Olimpijski coraz częściej wspomina
o potrzebie organizacji w Tatrach Polskich i Słowackich wspólnej Olimpiady
Zimowej w 2026 roku. Przygotowania do
tak dużej imprezy powinny rozpocząć się
już dzisiaj. Organizacja takiego przedsięwzięcia to przede wszystkim największa
promocja Polski, jej dokonań i możliwości. To uruchomienie kolejnych przedsięwzięć, które przyczynią się do olbrzymiego skoku cywilizacyjnego naszej ojczyzny. To są wielkie wyzwania, które
określają nie tylko cele, ale także i nasze
możliwości.
Obecnie Zakopane stoi przed obliczem dwu różnych wizerunków oraz
oczekiwań. Z jednej strony turyści chcieliby, aby nasze miasto było swojską, małą
miejscowością z wszechobecnymi elementami folkloru i góralskiej drewnianej
architektury, z drugiej natomiast oczekują nowoczesnej infrastruktury, komunikacji oraz obiektów sportowych. Wciąż
staramy się pogodzić te dwa różne wyobrażenia.
Cofnijmy się w czasie i prześledźmy
metamorfozy zakopiańskiej ziemi. Jest
XVI wiek. Król Stefan Batory (choć niektóre źródła wskazują na Michała Korybuta Wiśniowieckiego i rok 1670) nadaje
terenom zakopiańskim i sąsiednim Tatrom przywileje oraz status tzw. królewszczyzny. Niestety, w wyniku rozbiorów tereny te trafiają w ręce rządu
austriackiego, a następnie zostają wystawione na licytację. W 1824 kupuje je
Emanuel Homolacs, który zasłynął m.in.
z założenia na tym obszarze huty żelaza
(należy wspomnieć, że tereny zakopiańskie, kojarzone współcześnie głównie ze sportem i turystyką, były kiedyś
ośrodkiem górniczo-hutniczym). Co ciekawe, to właśnie Homolacsowie organizują pierwsze wyprawy krajoznawcze
w Tatry.
Lata mijają. W roku 1889 właścicielem dóbr zakopiańskich zostaje hrabia
Władysław Zamoyski, uznawany za wielkiego polskiego patriotę. Dzięki jego hojności i otwartości, letnicy mogą bez przeszkód spacerować po jego majątku i podziwiać piękno podhalańskiej ziemi. Zamoyski chętnie pomaga góralom – dostarcza im drewna pod budowę willi,
przyczynia się do zbudowania linii kolejowej z Chabówki do Zakopanego, odgrywa też niemałą rolę w sporze o Morskie Oko zakończonym zwycięstwem
strony polskiej. Do miasta zaczynają napływać odwiedzający nie tylko z Polski,
ale także z zagranicy. Co więcej, często są
to przedstawiciele najwyższych władz,
jak np. pierwszy gubernator Galicji hr.
Peter Groess z rodziną, arcyksiążę Franciszek Karol, król saski Fryderyk August
II, czy też arcyksiążę Karol Ludwik (brat
cesarza Franciszka Józefa I). Jednak to
nie te wybitne postacie z kart historii mają wpływ na kształtowanie się legendy
Zakopanego, lecz pierwsi polscy podróżnicy, stawiający sobie za cel zdobycie
Giewontu.
W XIX wieku wśród polskich intelektualistów rodzi się swoista moda na odwiedzanie podtatrzańskich terenów. Cele
są różne – jedni chcą poznać z bliska bogactwo ziemi ojczystej, inni traktują podróże jako szansę ukrycia się przed szpiegami zaborców. Prekursorem takich wypraw jest Stanisław Staszic. Po zdobyciu
kilku szczytów i przeprowadzeniu badań
geologicznych, wydaje on obszerną rozprawę naukową, dostarczającą wielu informacji o zakopiańskich terenach.
W ślad za nim, w Tatry wyruszają kolejni
pisarze i poeci polscy (m.in. S. Goszczyński, W. Pol, M. Steczkowska, E. Janota).
Ich dzieła, tworzone jako wyraz zachwytu nad podhalańską ziemią, przyczyniają
się do przyjazdu coraz większej rzeszy
turystów, chcących ujrzeć opisywane tereny na własne oczy.
Legendę Zakopanego tworzą nie tylko piękne górskie krajobrazy, zmieniająca się architektura i góralskie stroje, ale
przede wszystkim ludzie. W połowie XIX
wieku pojawia się w tym mieście warszawski lekarz i botanik Tytus Chałubiński. W 1873 r. podbija on serca miejscowych górali niosąc im bezinteresowną
pomoc w walce z epidemią cholery. Jego
poświęcenie zostaje docenione do tego
stopnia, że zostaje uznany za „swojego”.
Chałubiński zyskuje sławę także jako organizator wypraw w Tatry oraz propagator leczenia klimatycznego w Zakopanem.
Od tego momentu turystów na Podhale przyciągają już nie tylko opisy malowniczych terenów, ale także informacja o wyjątkowych właściwościach
zdrowotnych Zakopanego. Miejscowość jest promowana jako ośrodek
leczniczy gruźlicy, a więc najgroźniejszej w tamtejszych czasach choroby.
Sławę podhalańskiej ziemi przynosi żętyca, czyli owcza lub kozia serwatka. Wierzono, iż posiada ona wyjątkowe właściwości lecznicze mogące pomóc osobom
cierpiącym na suchoty. Zbawienny
wpływ na ludzkie zdrowie ma też górskie
powietrze. Można wierzyć lub nie, ale to
nie przypadek, że pod koniec XIX wieku
w Krakowie na gruźlicę choruje co piąty
mieszkaniec, a w Zakopanem tylko co
pięćdziesiąty. W 1885 r. Namiestnictwo
Galicyjskie uznaje naszą „perłę Podhala”
za Stację Klimatyczną. Jak grzyby po
deszczu powstają kolejne sanatoria.
W Zakopanem rozwija się także wodolecznictwo, głównie za sprawą Józefa
Dietla – twórcy polskiej balneologii.
Pod koniec XIX wieku nasila się ruch
turystyczny w Tatrach. Na zakopiańską
ziemię coraz liczniej przybywają również
ludzie zdrowi, chcący odpocząć od codziennych obowiązków i zregenerować
siły. W ich świadomości rodzi się przekonanie, że tylko tam, w obliczu majestatu
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
14
PERŁA PODHALA
nych w skokach narciarskich, Pucharów
Kontynentalnych w Biegach Sprinterskich. Należy również wspomnieć, że
rokrocznie od 1996 r. organizujemy Zimowy Puchar Świata w skokach narciarskich, a od 2002 także Letnie Grand Prix
w skokach narciarskich na igielicie.
Wszystkie te imprezy są doskonałą promocją naszego Miasta w świecie, gdyż
Zakopane przedstawiane jest tam jako
miasto sportów zimowych. Jak już wcześniej wspomniałem od wielu lat Zakopane funkcjonuje jako zimowa stolica Polski. Jednakże fenomenem tego miasteczka górskiego jest fakt, iż sezon letni jest
zdecydowanie lepszy od sezonu zimowego. Taka sytuacja utrzymuje się już od
wielu lat.
15
Biblioteka Publiczna, wydaje się czasopisma, organizuje przedstawienia teatralne, a z czasem powstaje Teatr im. Stanisława Ignacego Witkiewicza. Patron teatru jest nieprzypadkowy, ponieważ to
właśnie Witkacy jest jednym z filarów, na
których opiera się legenda Zakopanego.
To właśnie ten znakomity pisarz i malarz, myśliciel i moralista był twórcą stylu
zakopiańskiego, w którym zbudowano
niejedną zakopiańską willę (np. „Koliba”,
„pod Jedlami”). Można także powiedzieć,
że Witkiewicz działał jak magnes przyciągający do Miasta pod Giewontem coraz większe rzesze polskich artystów,
dzięki którym miasto rozwinęło swoje
skrzydła.
Podróż w czasie zakończona. Wiemy
już jakie były początki Zakopanego i skąd
jego sława wśród polskich i zagranicznych turystów. Jednak czy dzisiaj odwiedzającym „zimową stolicę Polski”
przyświeca taki sam cel jak ten sprzed
ponad stu lat? Z niepokojem, lecz jednak ośmielę się stwierdzić, że nie.
Współcześnie do Zakopanego przyjeżdża się na imprezę, zabawić się, wydać
zarobione pieniądze, zjeść „góral burgera” w restauracji z szybkim jedzeniem na Krupówkach i kupić pamiątkowy długopis w kształcie ciupagi. Zakopane to dla niektórych wyłącznie
słynna ulica ze straganami obfitującymi
w góralskie pamiątki „made in China”, to
górale w barwnych ludowych strojach,
umilający bywalcom karczm ich pobyt
swą grą na skrzypeczkach. To okazja, by
zobaczyć z bliska zawody w skokach narciarskich, a następnie upić się z radości,
złości lub rozpaczy w modnym miejscu.
A gdzie miejsce na kontemplację?
Gdzie w całym tym chaosie szukać natchnienia, niezbędnego do stworzenia
nowego obrazu lub tomiku wierszy?
Gdzie uda nam się odzyskać zdrowie,
skoro powietrze w Zakopanem jest bardziej zanieczyszczone niż w Krakowie?
Komercjalizacja Perły Podhala jest smutnym faktem. Jednak to od nas w dużej
mierze zależy czy pozwolimy jej zniszczyć piękno góralskiego folkloru, czy uda
się zachować dla potomnych urok tego
miejsca. Turystyka jest głównym źródłem zarobku dla wielu górali, nic więc
dziwnego, że starają się oni jak mogą
spełnić oczekiwania odwiedzających.
Nie możemy od nich oczekiwać, że będą
żyć jak w rezerwacie, jak ludzie sprzed
kilku wieków, a jednocześnie spełniać
najwyższe standardy hotelowe w poko-
jach dla turystów. Konieczny jest złoty
środek.
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że „to,
co żyje, musi się zmieniać”. Tak było, jest
i będzie. Spójrzmy chociażby na góralski
strój. Dawniej były to zwykłe szare sukienne portki, biała lub czarna cucha
i kapelusz. Oczywiście stroje różniły się
między sobą zdobieniami oraz innymi
detalami, które pomagały określić, z którego regionu Podhala dany góral pochodzi, jednak kolorowe wstążki i coraz bardziej finezyjne wzory pojawiały się na
potrzeby turysty. Im bardziej góral był
kolorowy, tym większe budził zainteresowanie. Największy dynamizm miał miejsce szczególnie jeśli chodzi o strój kobiecy. Nawet współcześnie góralki mają
swojego lokalnego Versacego, który dyktuje im najnowsze trendy.
Folklor góralski to oczywiście nie tylko strój. To także wierzenia (duże bogactwo przesądów dotyczących zamążpójścia góralek), piękna muzyka, oddająca
ostrość górskich szczytów i śpiew halnego, styl rzeźbiarstwa przekazywany z pokolenia na pokolenie (często trudno odróżnić prace syna od prac ojca), malarstwo na szkle czy słynny taniec góralski
„zbójnicki”. Magia Podhala kryje się także we wspominanych opowieściach Jana
Krzeptowskiego Sabały, zwanego tatrzańskim Homerem i zarazem jednej
z najbarwniejszych postaci w historii
Podhala. Bajki tego słynnego gawędziarza posiadały ponoć ogromną wartość
artystyczną i literacką, niestety niewiele
z jego twórczości dotrwało do dziś. Sabała był bowiem niepiśmienny, a jego opowieści tak oryginalne, że nikomu później
nie udało się ich odtworzyć.
O „perłę Podhala” należy dbać jak
o największy narodowy skarb. Kultura
poszczególnych regionów zawsze wzbogaca kulturę ogólnonarodową, a biorąc
pod uwagę wyjątkowość i unikalność regionalizmu ziemi zakopiańskiej, troszczyć się o nią powinniśmy w sposób
szczególny. Szanujmy górali i nie próbujmy na siłę wytyczać im ścieżek rozwoju.
Pamiętajmy jednak, że to głównie nasze
zachowanie – wymogi turystów – ma
kluczowe znaczenie dla podejmowania
decyzji przez „podhalańskich biznesmenów”. Zostawmy tandetę i bary szybkiej
obsługi w zatłoczonych miastach, z których uciekamy na weekend. Rozkoszujmy się dziedzictwem kulturowym,
ukształtowanym przez tradycję podhalańską, póki jeszcze jest.
Halny
dr Maciej Frączek
Katedra Gospodarki
i Administracji Publicznej
Podhale jest regionem pełnym
sprzeczności, paradoksów. Jest konglomeratem cudacznych idei, tyglem emocji. Jest przykładem niesamowitej witalności, a równocześnie wywołuje frustrację i rozdrażnienie. Jest rozedrgane niczym bohaterowie Witkacego – dla którego zresztą trudno byłoby sobie wyobrazić bardziej odpowiednie miejsce do
tworzenia jego neurotycznych pejzaży
niemytych dusz.
To tutaj bohaterstwo miesza się w jednym kotle z tchórzostwem, duma i honor z nikczemnością i małostkowością.
W tej atmosferze obok siebie zamieszkiwali członkowie Goralenvolku i kurierzy
tatrzańscy. Jak ocenić działalność Ognia
(Józef Kuraś) – żołnierza ZWZ, Konfederacji Tatrzańskiej, Armii Krajowej,
później związanego z Batalionami Chłopskimi i Armią Ludową, następnie szefa
Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa
Publicznego w Nowym Targu, a finalnie
wieje...
Podhale jest jak halny. Ciepłe, energetyczne, przynoszące wiosnę, ale i gwałtowne, niszczycielskie, wywołujące
depresję – schizofreniczne par excellence.
dowódcy oddziału podziemia antykomunistycznego? Walcząc o wolną Polskę
jego oddział rabował podhalańskie wioski i zabijał Żydów...
Zadziwiające, jak mocno cechy Podhala uwidaczniają się w grze Szarotek
(Podhala Nowy Targ) – najbardziej utytułowanego klubu hokejowego w Polsce,
19-krotnego mistrza kraju. To na (nomen omen) hali nowotarskich Szarotek
po raz pierwszy w swoim życiu – jako
7-letni chłopak, przyprowadzony na
mecz z Naprzodem Janów przez ojca –
usłyszałem tytułową frazę: „halny wieje...”. I rzeczywiście wiał. Hokeiści Podhala NT znokautowali swoich przeciwników, aplikując im w ciągu kilku minut 4
bramki z rzędu. Frazę tę wielokrotnie
słyszałem przez wszystkie kolejne lata kibicowania Szarotkom. Gdy „Górale” zrywali się do boju, nie było przeciwnika
zdolnego odeprzeć ich nawałnicę. Wiele
razy także doznawałem uczuć bardzo da-
lekich od euforii, gdy moja drużyna poruszała się po lodzie apatycznie, bez werwy, samobójczo popełniając banalne
błędy. Takie jest właśnie całe Podhale –
gdy ruszy do walki nie znajdzie się siła
potrafiąca go pokonać, gdy popadnie
w marazm i depresję to sięga w okolice
dna Rowu Mariańskiego (pomstując przy
okazji, że rów ten za płytki jest jak na potrzeby góralskiego ducha).
Pięknie o Podhalu i góralach pisał ks.
J. Tischner. Czytając i słuchając Tischnera zwracało się uwagę przede wszystkim
na jasną stronę charakteru Podhala i jego
mieszkańców, tymczasem słowa i myśli
tego filozofa w istocie były bardzo często
gorzkie i alarmujące. Żartując na temat
upodobania górali do trunków wysokoprocentowych, podnosił problem wielu
podhalańskich rodzin – alkohol – prowadzący do biedy, czasem nędzy, będący
przyczyną rozpadu małżeństw, inspirujący bójki czy wręcz zabójstwa. To na
Podhalu instytucją jest udawanie się „na
Górkę” – do klasztoru księży jezuitów
w Zakopanem, gdzie ślubuje się całkowitą lub czasową abstynencję. Podobno rekordzistą był Kazimierz M., góral z Nowego Targu, który 38 razy ślubował tam
czasową abstynencję. Żadnej przysięgi
nie udało mu się dotrzymać...
Pełna paradoksów jest góralska muzyka – budowana często na skali lidyjskiej, wielogłosowa, z charakterystycznym synkopowanym pulsem (co świetnie widoczne jest w projekcie Trebuniów-Tutków i Twinkle Brothers, czy też
eksperymentach
Namysłowskiego)
i „wyskaniem” (kończenie nuty wierchowej gardłowym okrzykiem). Przy pierwszym kontakcie muzyka ta potrafi odrzucić, wydaje się być kakofonią niezbornych dźwięków. Gdy się ją zrozumie
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
16
górskich masywów, mogą się wyciszyć
i zapomnieć o codziennych obowiązkach. Jak podają dane, w roku 1873 Zakopane odwiedziło ok. 400 osób, a w roku 1900 liczba ta wzrosła aż do 10 000!
Wśród odwiedzających znaleźli się także
turyści zagraniczni z Paryża, Londynu,
Wiednia, Berlina, Kijowa, Moskwy oraz
Petersburga. Na Podhale spieszyli też co
roku przedstawiciele polskiej arystokracji (np. Czartoryscy, Potoccy, Szembekowie), a także urzędnicy, kupcy i studenci.
Jednak największy odsetek, bo prawie ¾
wszystkich odwiedzających stanowiła inteligencja. Zakopane inspiruje, intryguje,
posiada swój jedyny i niepowtarzalny
klimat pobudzający wyobraźnię pisarzy,
poetów, malarzy czy aktorów. To właśnie
do tego miasta zjeżdżają takie osoby jak
Józef Ignacy Kraszewski, Henryk Sienkiewicz, Bolesław Prus (nomen omen
cierpiący na lęk przestrzeni), Stanisław
Żeromski, Jan Kasprowicz, Władysław
Stanisław Reymont, Lucjan Rydel, Kornel Makuszyński, Helena Modrzejewska,
Maria Skłodowska-Curie, Jan Matejko,
Jacek Malczewski, Józef Mehoffer i wielu, wielu innych. Zakopane to także miejsce wypraw ówczesnych pionierów badań naukowych. Dzięki pracom znakomitego geologa Ludwika Zejsznera, na
terenach Tatr coraz większą wagę przywiązuje się do ochrony przyrody. Z kolei
Maksymilian Siła Nowicki przyczynia się
do zorganizowania straży góralskiej, mającej bronić świstaki i kozice przed wyginięciem. Współtwórcami legendy Zakopanego są także historycy.
Przenieśmy się teraz na początek XX
wieku. Zakopane przejmuje na siebie rolę kierowniczego ośrodka polskiego życia narodowego, pokonując w ten sposób
Kraków i Lwów, które również pretendowały do tej roli. O zwycięstwie „perły
Podhala” zadecydowało głównie położenie geograficzne oraz to, że przez miasto
przewija się corocznie prawie cała polska
inteligencja. Miasto jest traktowane jako
azyl polskiej myśli politycznej. To tutaj
partie mogą prowadzić swoją działalność, to właśnie tą ziemię coraz częściej
odwiedza Józef Piłsudski. Warty podkreślenia jest duży udział Podhalan w I wojnie światowej. Zakopane stało się ośrodkiem myśli niepodległościowej.
Wysiłek Podhalan opłacił się. Po zakończeniu wojny, gdy Polska odzyskała
niepodległość, w cieniu Tatr zaczyna
prężnie rozwijać się kultura. W Zakopanem funkcjonuje Muzeum Tatrzańskie,
17
Podhale, o czym mało kto wie, to także, przez długie lata, Mekka dla zespołów
i fanów hc/punk. Od końca lat 80. rozkwitała w Nowym Targu kultura undergroundowa, organizowane były koncerty
polskich i zagranicznych kapel, tworzyły
się miejscowe zespoły, których koncerty
były elementem mojej młodości. Zadziorna, soczysta niczym góralskie przekleństwa, z punkowym rytmem muzyka
nie mogła znaleźć lepszego miejsca do
rozwoju.
Migracje Podhalan to temat na osobną sagę. Przez Chicago (nikt na Podhalu
nie nazwie tego miasta inaczej niż „Cikago” lub też „Ciche”) przewinęły się przez
dekady tysiące górali szukających swojej
Ziemi Obiecanej. Nielicznym się powiodło – rozkręcili działalność gospodarczą
w Ameryce lub wykorzystali zarobiony
kapitał w Polsce, niektórzy powrócili po
paru latach kontraktorki bez „dulara”
przy duszy, inni zatracili się na zawsze
w karuzeli taniego alkoholu i drobnych
przestępstw. W wielu podhalańskich
wioskach straszą od lat opuszczone domostwa, z których wyemigrowały całe
rodziny.
Domy góralskie... Ze smrekowych
płazów, kryte cudownym gontem. Proste, ale funkcjonalne. Surowe, ale przynoszące pokój ducha. Dające chłód
w skwarnym lecie i rozgrzewające mroźne, zimowe dni. Mimo licznym architektonicznych potworków, szpecących krajobraz Podhala swoimi gargantuicznymi
kształtami, ciągle można znaleźć w Murzasichlu, Małem Cichem przykłady pięknej architektury.
18
Surowy rys tych terenów widoczny
jest w kuchni górali. Większość „ceprów”
zna jedynie smak oscypka kupowanego
na Krupówkach albo przy „zakopiance”
– zazwyczaj nędznych surogatów z mleka „krówskiego”, przesolonych, „wędzonych” w herbacie, aby nabrały odpowiedniego koloru. Warto sobie zadać trochę
trudu i trafić chociażby do Kazimierza Furczonia z Leśnicy, którego oscypki, bryndza,
bundz, redykołki są wzorem tego, co dobre
i prawdziwie góralskie. Są też na Podhalu
inne miejsca, gdzie napijemy się żętycy
(nazywanej „góralską viagrą”), zjemy moskola, bryjkę, hałuski, kwaśnicę, grule ze
spyrką i zakończymy to wszystko góralską herbatą. Gdzie takich miejsc szukać?
Choćby mnie wieszali, niczym Janosika,
za „poślednie ziebro” – nie zdradzę. Przypomnę tylko jedno – prawdziwego,
owczego oscypka można kupić tylko
między majem a październikiem, kiedy
na halach wypasane są owce.
Ludzie na Podhalu są jak mój niedawno zmarły dziadek, który przez lata
„wadził” się ze swoim bratem o miedzę
– chodząc po sądach, bijąc się na weselach. Gdy jednak przychodziły żniwa,
obaj bez słowa brali swoje kosy i szli „do
pola” pomagać sobie. Wielkie serca mają
górale, szlachetne i autentyczne są ich
emocje. Jednak gdy spadnie na ich dusze
mrok szaleństwa – demony uciekają ze
strachem w oczach spod Tatr w spokojniejsze okolice. TOPR-owcami mogą być
tylko szaleńcy – nikt inny oprócz górali
nie ma tyle szaleństwa, by w ekstremalnie trudnych warunkach, ryzykując swoje życie pędzić bez tchu, by ratować życie
innych. Nie zatrzymują ich – jak zdarzyło się w wypadku słynnego ratownika
Klemensa Bachledy – nawet słowa:
„Klimku, wracajcie”, wypowiedziane
przez naczelnika Mariusza Zaruskiego.
Wbrew rozsądkowi podążył on dalej
w górę, co skończyło się jego śmiercią.
Czasami wydaje mi się, że Tatry, gdyby
nie było górali, nie miałyby racji bytu;
bez nich mogłyby się wypiętrzyć jedynie
na kilkaset metrów. Ostre turnie, gibkie
kozice, bezdenne przepaści – czy te góry
nie mają charakteru mieszkańców Podhala? Gdy zajdą chmurami, gdy skuje je
lód, gdy halny łamie na ich stokach drzewa jak zapałki, czy nie są podobne do górala, który otrzeźwiał po bójce z sąsiadem i z rozpaczą stwierdził, że wbił mu
nóż w plecy? Czy wiosenne Tatry, ze
szmerem potoków niosących sygnał odchodzącej zimy, pokryte płachtami fioletowych krokusów, nie są piękną góralką,
ciesząca się z ciepłych promieni słońca?
Jakie jest więc to Podhale? Dla mnie
bardzo mocno jego obraz przeniknięty
jest wspomnieniami z dzieciństwa i młodości. Gdy uganiałem się po nowotarskich uliczkach grając w hokeja miałem
na nogach Relaksy – dumę i chlubę socjalistycznej myśli designerskiej. Kto nie
miał tych butów wzdychał do niebios
z prośbą o tę łaskę, kto ich używał – poznał koszmar nieprzepuszczającego powietrza syntetyku. Moje Podhale to także
genialne do dzisiaj lody z nowotarskiego
rynku (ale i te kupowane w „Coctail Barze” na Krupówkach), kopy siana pokrywające region milionową armią nieruchomych rycerzy – a na każdym wąskim
spłachetku pola kopy te były inne: jedne
wąskie i strzeliste aż po niebo, inne zaś niskie, przygarbione, pochylone ku ziemi,
Matka Boska Ludźmierska, czwartkowe
i sobotnie jarmarki w Nowym Targu, zielony szlak na Turbacz (który przeszedłem
parędziesiąt razy), setki owiec płynących
przez gorczańskie polany, schronisko
w „Piątce”, krokusy pod Starymi Wierchami, smak pierwszego, majowego bundzu,
kubek żętycy pity przed bacówką na Kokoszkowie, skąd można zobaczyć najlepszą według mnie panoramę całego Podhala ograniczoną Pieninami ze wschodu,
Tatrami z południa i Babią Górą z zachodu, kąpiel w Białce, która nawet w lecie
wywoływała stan przedzawałowy z powodu mroźnego nurtu. Podhale czuję
w tekstach Orkana, Przerwy-Tetmajera,
Kurka, Tischnera, Pinkwarta, Hodorowicza, Szado-Kudasikowej, Czubernat,
w muzyce Trebuniów-Tutków, Szymanowskiego, ale i Arche, Infamii, Psychotaty, w rzeźbach Kenara i Hasiora.
Podhale jest dla mnie jak „zakopianka” – droga utrapienie, przekleństwo polskich kierowców, kręta i niewybaczająca
błędów, ale i przyciągająca niczym melodia czarodziejskiego fletu. Miłość i nienawiść, którą czuję do tego pokręconego
miejsca, szacunek i pogarda wywołane
przez wszystkie spędzone tam lata sprawiają, że Podhale na zawsze będzie moim
Miejscem. Choć od piętnastu lat indoktrynowany jestem przez krakauerów –
z ich „kossakami” w salonie oraz kawą
w Noworolu oraz „krakówek” – przesiadujący w Pięknym Psie i zajadający się
zapiekankami na Żydzie, i tak zawsze będę śpiewał na meczach Szarotek w Nowym Targu: „W naszych sercach jest tylko
Podhale...”.
Zatruwane
Zakopane
Justyna Pyzia
studentka III roku
studiów licencjackich GAP
Zakopane, zimowa stolica Polski, to istna Mekka, do której w czasie urlopów przybywają ludzie uwielbiający białe szaleństwo lub pragnący po prostu wypocząć na łonie natury, z dala od wielkomiejskiego hałasu i zgiełku. Niemniej jednak wyniki najnowszych badań naukowych powinny zaniepokoić nie tylko turystów, ale przede wszystkim rodowitych mieszkańców Zakopanego. Zanieczyszczenia pojawiające się nad miastem w trakcie
wzmożonego ruchu turystycznego ograniczają widoczność gór, tonących w grubym całunie pyłu, ale przede wszystkim niebezpiecznie przekraczają normy ustalone przez prawo
polskie i unijne.
O zanieczyszczeniach, które unoszą
się w zakopiańskim powietrzu poinformował Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie. Szczególnie
wysokie stężenie pyłu wystąpiło w dniach
1, 5 i 6 stycznia 2010 r., kiedy to aż sied-
miokrotnie przekroczyło ono dopuszczalne normy. Należy dodać, że w 2009 r.
limity zanieczyszczeń powietrza były
w tamtym regionie przekraczane aż przez
125 dni w roku. Powstaje zatem pytanie:
co powoduje, że zanieczyszczenie powie-
trza w jednej z najpopularniejszych polskich miejscowości wypoczynkowych
jest tak wysokie i czy można temu jakoś
przeciwdziałać?
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
i poczuje – potrafi odwdzięczyć się niespotykaną energią. Taniec góralski
i śpiew ma w sobie pierwiastek atawistycznego prymitywizmu, magicznej plemienności i transu – gdy wokół watry zbierają się górale i trącają się ciupagami
w „krzesanym po śtyry”, pokazują to, co
ludzkiemu gatunkowi towarzyszyło od początków dziejów: radość, smutek, rozpacz,
narodziny i śmierć, nieokiełznaną młodość i melancholijną starość. Niestety,
muzyka Podhala częstokroć bywa obecnie bezczeszczona przez zespoły, które
o prawdziwej góralszczyźnie nie wiedzą
nic.
19
– CZYLI NIE SAMYM
SZYMANOWSKIM
PODHALE ŻYJE
Jerzy Gibadło
student III roku
studiów licencjackich GAP
Myślisz: „muzyka z Podhala” i natychmiast kojarzysz: Szymanowski, kapele regionalne,
skrzypki, tańce z ciupagami. Tymczasem z Podhala pochodzi i tu mieszka członek najpopularniejszego zespołu rockowego XX wieku w … Norwegii.
Zakopane, jak wiele innych miast
w województwie małopolskim (z Krakowem na czele), położone jest w kotlinie.
Fakt ten przyczynia się w znacznym stopniu do powstawania smogu nad miastem, zwłaszcza w okresie intensywnego
ruchu turystycznego. Część pyłów powstaje na skutek zbyt dużej liczby poruszających się samochodów. Jednak,
przede wszystkim, w okresie zimowego
szczytu urlopowego w budynkach spala
się większą ilość paliw grzewczych, co
nie pozostaje bez wpływu na stan środowiska naturalnego. Niejednokrotnie dochodzi również do spalania śmieci, wśród
których znajdują się niebezpieczne
i szkodliwe artykuły z tworzyw sztucznych. Takim praktykom próbuje przeciwdziałać zakopiańska Straż Miejska ,
monitorując gospodarstwa domowe
i przeprowadzając częste kontrole. Zgodnie ze słowami komendanta Wiesława
Lenarda, za spalanie śmieci można dostać mandat w wysokości nawet 500 złotych. Jednakże zdarza się, że nawet takie
kary nie odstraszają, a proceder jest prowadzony nadal – zwłaszcza nocą, kiedy
nie można stwierdzić, jak wygląda i co
zawiera dym lecący z kominów. Sytuacja
wydaje się trudna do rozwiązania. Tymczasem skutki dalszego zanieczyszczania
powietrza w Zakopanem mogą okazać
się tragiczne nie tylko dla mieszkających
tam ludzi, ale także dla dzikiej przyrody,
której ostoją jest przecież pobliski Tatrzański Park Narodowy.
Jak przekonuje burmistrz Zakopanego Janusz Majcher, „złotym środkiem”
w tej sytuacji mogłaby być rozbudowa
sieci geotermalnej. Kiedy w 1999 r. po
raz pierwszy wykorzystano na Podhalu
wody geotermalne do ogrzewania budynków, zanieczyszczenie powietrza
zmalało o 50% w stosunku do lat poprzednich. Te optymistyczne wyniki
utwierdzają w przekonaniu o słuszności
przedsięwzięcia i jego zbawiennym wpływie na środowisko. Również „Program
Ochrony Środowiska Gminy Miasta Zakopane na lata 2006-2009” do priorytetów polityki ekologicznej gminy zalicza
ograniczenie emisji zanieczyszczeń do
powietrza poprzez rozbudowę instalacji
geotermalnych. Projekt ma być realizowany przez przedsiębiorstwo Geotermia
Podhalańska. Środki na jego wdrażanie
mają pochodzić zarówno z funduszy
Unii Europejskiej (którymi dysponuje
Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska), jak również z podatku, który wpłaca Geotermia Podhalańska do kasy miejskiej. Koszt realizacji projektu ma wynieść 60 milionów zł. Planuje się, że dzięki wykorzystaniu tych środków Geotermia Podhalańska będzie mogła m.in. pokryć koszty przyłączenia budynku do
sieci geotermalnej. Dzięki temu właściciel nieruchomości odpowiadałby jedynie za wykonanie instalacji wewnętrznej,
której koszt w przypadku domu jednorodzinnego waha się od 6 do 8 tysięcy zł..
Wydaje się, iż mimo potencjalnie wyso-
kich nakładów, warto w to zainwestować.
Jak pokazują dane Geotermii Podhalańskiej, średnia cena za 1 GJ ciepła dostarczanego odbiorcy wynosi 47 zł i jest to
jedno z najtańszych źródeł ciepła. Obecnie około tysiąca dużych budynków
(między innymi hoteli oraz osiedli mieszkaniowych) korzysta z tego alternatywnego źródła energii. Większość mieszkańców opowiada się za rozbudową sieci
geotermalnej. Niestety głównym problemem, z którym przyjdzie zmierzyć się
władzom Zakopanego, jest pozyskanie
zgody od właścicieli terenów, na których
mają odbywać się prace związane z ułożeniem rur doprowadzających ciepło.
Realizacja projektu, z którym wiąże
się tak wiele nadziei, wydaje się być kwestią czasu. W rejonie Podhala, gdzie korzystanie z innych odnawialnych źródeł
energii (takich jak wiatr czy woda) jest
ograniczone, rozbudowanie sieci geotermalnej pozwoli przynajmniej częściowo
zbliżyć się do progów wymaganych w polityce ekologicznej. Niezaprzeczalną korzyść stanowi ponadto wzrost oszczędności gospodarstw domowych oraz poprawa rentowności Geotermii Podhalańskiej. Najważniejszym skutkiem przedsięwzięcia będzie jednak znaczące ograniczenie emisji zanieczyszczeń powietrza, co przyczyni się do poprawy jakości
życia zarówno mieszkańców Zakopanego, jak też odwiedzających Tatry turystów.
Andrzej Dziubek, bo o nim mowa, to
postać o barwnym życiorysie. Urodził się
w 1953 r. w Jabłonce na Podhalu i od dzieciństwa interesował się muzyką. Za młodu
występował w regionalnym zespole „Małe
Podhale”. Później założył grupę Lotony,
która grała utwory gitarowych mistrzów
(m.in. Jimiego Hendrixa) końca lat 60.
W 1970 r. w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach uciekł z komunistycznej Polski i trafił do Austrii, gdzie
stracił podczas pracy trzy palce prawej ręki. Wydawać by się mogło, że dla gitarzysty
taki wypadek oznacza koniec marzeń o karierze muzyka. Ale Dziubek z Austrii przeniósł się do Norwegii, a tam „dopadło go”
zjawisko zwane Punk Rockiem połączone
z ogólnie pojętą Nową Falą. Idea była prosta: straciłeś trzy palce? Graj pozostałymi
dwoma takie riffy, jakie dasz radę! W 1980
r. pod przybranym nazwiskiem (Andrzej
Nebb) Dziubek wraz z Jørnem Christensenem i Olą Snortheimem założył rockowy
zespół De Press.
Grupa szybko zyskała w Norwegii miano kultowej, co jest dla przeciętnego słuchacza muzyki o tyle dziwne, że skandynawski kraj kojarzy się raczej z ekstremalnym metalem niż z buntowniczym rockiem.
Dziubek i De Press z oryginalnym połączeniem punk rocka z góralskim folkiem znalazł
słuchaczy także i w Polsce. Za to władzom
ówczesnego systemu nie w smak była przeszłość artysty (a konkretnie jego ucieczka
z kraju) oraz jego zaangażowane politycznie teksty śpiewane po angielsku, rosyjsku
i w góralskiej gwarze. Mimo to zespół zagrał w 1981 r. kilku koncertów w naszym
kraju, a Andrzej Dziubek spotkał się z liderem Solidarności – Lechem Wałęsą.
W 1982 r. De Press przestał występować i nagrywać, a sam Dziubek założył zespół Holy Toy, który grał eksperymentalną
muzykę z wyraźnymi wpływami cold wave.
Również dokonania tej grupy zyskały rozgłos i uznanie, a brytyjski magazyn „Sound”
przyznał maxi-singlowi „Lada-Nada” pięć
gwiazdek (na pięć możliwych) i wybrał go
najlepszym wydawnictwem tygodnia.
Zespół Holy Toy był zapraszany na
ważne festiwale muzyczne w tym słynny
w Leeds. Koncertował w całej Europy,
w 1985 r. zawitał również do Polski, gdzie
– rzecz jasna – nie spotkał się z gorącym
przyjęciem Partii, która zakazała wyświetlania kontrowersyjnych projekcji (m.in.
filmu dokumentalnego o hitlerowskim
obozie koncentracyjnym w Faldstadt
w Norwegii) mających uzupełniać wizualnie koncerty.
W 1987 r. grupa Holy Toy rozpadła się,
a Andrzej Dziubek dopiero trzy lata później reaktywował De Press. Już pierwszy
wydany w Polsce album „3 potocki” (1991)
przynosi zespołowi rozgłos, głównie za
sprawą hitu „Bo jo Cie Kochom”. Kolejny
sukces De Press w 1996 r. osiągnął dzieki
płycie „Potargano Chałpa”, a utwór tytułowy stał się kolejnym przebojem grupy.
Andrzej Dziubek wrócił na stałe do
Polski w 2005 r. Stary punkrockowiec na
przekór rosnącemu konsumpcjonizmowi wydał kolejną płytę „Zre nas konsumpcja” (2008), a w zeszłym roku przy
współpracy z Muzeum Powstania Warszawskiego i Fundacją „Pamiętamy”
Dziubek i spółka wydali album „Myśmy rebelianci” z piosenkami Żołnierzy Wyklętych. Także i ta płyta zebrała mnóstwo pozytywnych recenzji.
Andrzej Dziubek to nie tylko świetny
muzyk, ale też malarz, rzeźbiarz i performer. Od 1992 r. w Oslo działa stworzona
przez niego wego koncertu De Press jest gra
Dziubka… szlifierką na metalowej beczce!
Muzyka jest wszędzie, moi drodzy!
Stworzona przez artystę z Jabłonki hybryda punk rocka i muzyki góralskiej zyskała szerokie grono naśladowców. Można
odnaleźć wpływy De Press w dokonaniach
takich zespołów jak Piersi, Golec uOrkiestra czy Brathanki. Na szczęście jego wyczynów z beczką nikt nie próbuje skopiować…
Andrzej Dziubek mieszka w rodzinnej
Jabłonce, jak sam określa „na końcu świata”. Nie ma Internetu, nie posługuje się telefonem komórkowym, odcina się od konsumpcjonizmu, który od zawsze piętnował
(szczególnie na wspomnianej przedostatniej płycie). Jest za to właścicielem studia
nagraniowego, dzięki któremu jest w stanie pomagać młodym i utalentowanym artystom z regionu, podobnie jak to robi
w galerii w Oslo.
Artysta kocha Podhale, od zawsze inspiruje go tutejsza kultura. Często wykorzystuje w swych tekstach wiersze Kazimierza Przerwy – Tetmajera, gdyż jak sam
mówi o sobie: „kiepski ze mnie pisarz”. Jak
większość ludzi z regionu jest bardzo religijny, daje temu świadectwo w swoich utworach, chociażby w „Matko Bolesna” na płycie „Zre nas konsumpcja”.
Mimo tylu lat spędzonych na emigracji
Andrzej Dziubek pozostaje sobą, czuje
ogromne przywiązanie do gór i – jak podkreśla – nigdy nie przestał być góralem. Bo
przecież swojej tożsamości nie można się
wyrzec, prawda?
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
20
„BO JO CIE KOCHOM”
21
O PODHALAŃSKIEJ
Prof. dr hab. Stanisław
A. Hodorowicz
Rektor Podhalańskiej Państwowej Wyższej
Szkoły Zawodowej w Nowym Targu
GWARZE
Seweryn Goszczyński, po swojej wyprawie w Tatry ponad sto siedemdziesiąt lat temu, taką oto podzielił się refleksją na temat góralskiej gwary: „…skłaniam się bardzo ku myśli, że górale jedni dochowali, może w największej czystości, polską mowę z owych wieków, gdzie wszystkie języki słowiańskie, pilnując się więcej wspólnego źródła, mniej się między sobą różniły”. Z kolei Bronisław Dembowski przed około stu laty napisał: „Ze wszystkich gwar ludowych polskich niezaprzeczalnie najbogatszą i bodaj najpiękniejszą jest gwara Podhalan”.
Najpiękniejsza gwara! Bez wątpienia to
odczucie noszą w sobie sami górale. Dość
wspomnieć słowa góralskich ludowych poetów. Stanisław Nędza – Kubiniec tak przecież o niej mówi:
I takoś:
ostro – jak stol zbójnickiego noza,
piekno –jak zorza w świtów błysku,
cudno – jak ozwito w turniak róza,
słodko – jak dziewce przy watrzysku.
Z kolei Augustyn Suski w nostalgicznym zachwycie powiada:
i Twoim jacy growoł bede graniem
Gwaro, Ty moja Kwietno Pani…
Przytoczyłem tylko tych dwóch wybranych autorów, a przecież jest ich wielu, wielu. Gwara podhalańska została także dostrzeżona przez licznych innych wybitnych
badaczy, pisarzy i artystów. Prawdziwe jednak obywatelstwo w literaturze polskiej
zdobyła dzięki twórczości Stanisława Witkiewicza i Kazimierza Przerwy – Tetmajera. To dzięki nim, spora grupa gwarowych
wyrazów, ot chociażby juhas, baca, ciupaga, perć, kierdel czy kierpce, weszła na trwałe do słownictwa i języka literackiego. Ale
nie tylko ta słownikowa wartość jest jej
prawdziwym atrybutem. Przede wszystkim
bowiem jest nim szczególne bogactwo, polegające na możliwości niezwykle celnego
i zarazem zwartego przekazywania myśli,
by wprost nie powiedzieć mądrości ludu
Podhala. Bo czyż można trafniej i zarazem
dobitniej, wyrazić istotę naukowego zgłębiania od tego, jakie znajdujemy w popularnym wśród Podhalan powiedzeniu:
Prowde cłek znachodzi, prowde tyz i traci.
Gdy zaś do tej sentencji dodać mądrość
drugą, równie często przez górali powtarzaną:
Dyć kie przyjociela stracis, to przepadło,
otrzymujemy „zbitkę” uświadamiającą
człowiekowi fakt, że od prawdy zgłębianej
przez niego „szkiełkiem i okiem” badacza,
o wiele ważniejsze są wartości leżące w jego
sercu. Najistotniejsza jednak rola gwary
polega na tym, że pozwala ona bardzo dobrze oddać cechy determinujące góralskość
górali. Jako przykład ukazujący tę właśnie
rolę gwary, niech posłuży krótkie opowiadanie „O Tomku, co go Słusnym zwali”:
Zył se na Dziedzinie Tomek, co go, Moji Kochani, Słusnym zwali. A zwali go wej
tak nie bez to, co chłop śniego był przy siyle, ino bez to, co wse syćko po słusności
niedboł cynić. Tego to wiycie Tomka barz
merziała obycajność, wedle ftoryj ludziska
po weseliskak, abo ta i krzcinak, radzi byli
holofić, pić, a tyz i nierzodko zrobić bijatyke. Ej, nerwiyło to Tomka, nerwiyło! To ta
tyz i pytoł Pana Boga o jakom takom ftym
dopuście odmiane. Słuchoł Bóg Ociec
Tomkowyj pytacki. Słuchoł do casa, jaze
Go ta i ona het do cna zeźliła. Przywołoł
Pana Jezusa i Mu pado: „Idze we wiyrchy,
a ludzi do opamiyntanio przywiydź, bo taki
wej jedyn Tomek nijak spokoja mi nie daje,
ba furt poza usy ino brzyncy i prawi, co hań
same pijoki, a bitniki”. To sie ta i Pon Jezus
zebroł. By Mu zaś raźniej było, za towarzisia wzion se Świyntego Pietra. Po góralsku
sie wyzdajali i idom. Na Dziedzinie, jak
roz, na weselisko trefili. Pon Jezus ciekawy,
zrazu do chałupy kroco. Ułapiył Go Świenty Pieter za cuske: „ Panie Jezu, nie pchojmy sie tutok, bo nos jysce dobijom”. Ochurzył sie Pon Jezus: „Dyć coz sie bojis? Przecie ześ se mnom! Jakby co, to sie moc Bosko okoze!” Wleźli! Jako przystało, Boga
pokwolyli, zaś na cepiec dutków ruciyli het
nie malućko. To tyz starościna zmierkowała, ze to widno nie jakiesi fafloki, ba gazdy
nicego. Zaroz ik uracyła, a omasty i nopitka nic, a nic nie skompiyła. Pana Jezusa
i Świentego Pietra, niezwycajnyk takowyk
przeklasów, fnet to utrudziyło. To ta i tyz
nie dziwota, ze sie cichućko do cornyj izby
wynieśli, na wyrku ułozyli i śpiom. Pon Jezus od ściany, zaś Świynty Pieter od kraja.
A zaś na weselu, jako ta wej na weselu. Ponieftorym we łbak przysumiało, ku północy chłopcyska tyz dośli i wiycie, ni z tego
i owego, mont sie zacon. Dyć kie sie tak
sarpali, ftorysi zbocył o tyk dwók chudzinak, co to juz po śklonce ik ścieno. Ej!, trzaby ik choć kapke pośtuchać! Ściongnyni tego z kraja i zacyni okładać. Nodyć nijakiego hasnu ni mieli, bo sie nijak do bitki nie
broł, ino ciyngiem Pana Jezusa wołoł. I coz
z takowym bajtlokiem sie nabijes? Puściyli
go. Wróciył sie Świynty Pieter i rzece: „Panie Jezu, pomknij sie! Jo sie ode ściany teroz ułozem”. No, Kochani, wesele bez bitki,
to przecie nie wesele. Kie sie ta siuhaje jesce
krapke przynapiyli, zaś za tyk niepiloków
brać sie niedbajom. Fte Tomek tego z kraja
rusyć nie doł, bo i po prawości temu ode
ściany sie teroz nolezało. I takim to wiecie
z głowy nie spada nawet włos. I rzeczywiście, to przekonanie tkwi w podhalańskim
ludzie. Może właśnie dlatego, uchodzący
przed pościgiem zbójnicy często ponoć
śpiewali:
Boze nas, Boze nas,
nie opuscoj ze nos.
Bo jak nos opuścis,
to juz bedzie po nos.
Podobny akcent prośby do Boga o pomoc znajdujemy także w następujących
słowach innej śpiewki:
Dopomódz nom Boze
i tym nasym nozkom,
kie nos bedom wiedły
ku luptowskim wierskom.
Trzeba wreszcie podkreślić występującą wiarę w potęgę Boskiej mocy. Mocy, którą Bóg może okazać, gdy oczywiście zechce. Dobitnie ujął to legendarny Sabała,
który mawiał:
Kie Pon Bóg zakce, to i na Cyrwonym
Wierchu grule bedom rosły.
Równocześnie jest świadomość, że temu przeświadczeniu absolutnie nie może
jednak towarzyszyć pewność o objawianiu
się Boskiej mocy na zawołanie. Święty Piotr
swoje wycierpiał mimo, że pomocy wzywał. Znane gwarowe powiedzenie:
W Pana Boga wiyrz, ale Mu nie wierz
również tę sytuację oddaje.
W tych wszystkich ukazanych powyżej
elementach, bez wątpienia tkwi istota prawdziwej ewangelicznej wiary. To chyba właśnie dlatego Ks. Profesor Józef Tischner, na
zadane Mu pytanie, co zawdzięcza religijności wiejskiej, krótko odpowiedział:
Ta religijność mnie ukształtowała.
Ale oprócz przedstawionego wątku religijnego, w naszym opowiadaniu występuje drugi motyw bardzo ważny dla ludu
stron górnych. Jest to mianowicie poczucie
jego własnej tożsamości. Istota tej świadomości sięga głęboko do korzeni obyczaju.
Dobitnie wyraził to Stanisław Witkiewicz
pisząc:
Jak panowie przebierając się za Górali,
zaczynają od włożenia cyfrowanych portek,
tak dla Górala przebierającego się za pana,
ostatnią rzeczą własną, którą z siebie zrzuca
– są portki.
Stwierdzenie to uzmysławia nam, że
człowiek nie staje się góralem przez włożenie cyfrowanych portek. Poetycko wyraziła
to Izabela Zającówna słowami wiersza:
Nie tyn jest górolem, kto mo parzenice,
Nie tyn, komu gorset zdobiom ostręźnice.
Co więcej, jak wynika z powyższego
opowiadania, portki nie tylko nie czynią
człowieka góralem, ale dosadnie mówiąc,
obcemu one nie przystoją. Święty Piotr tego właśnie niepomny, naraził się na przykrości. Oczywiście można w tym doszukiwać się swoistego egocentryzmu górali, ale
tak naprawdę jest to wyraz ich przywiązania do trwania w obyczaju i miłości do korzeni. To one pozwala im nie zatracać się
w góralskości. Bezwzględnie wierzy w to
poeta, który głosi:
Lud tu twardsy jak skała,
mocniejsy jak smreki,
obycaji góralskik,
nie popuści na wieki.
I rzeczywiście, te odczucia szlachectwa
tradycji i przekonanie o potrzebie jej trwania są niezwykle silne i historycznie rzecz
ujmując, chyba silniejsze niż odczucia narodowościowe. Trudno się temu dziwić,
bowiem rodzima gwara i kultura ludu tych
stron są starsze od jego myślenia kategoriami narodowymi. Odnajdujemy to w autentycznym, choć humorystycznym, oświadczeniu wiekowego Jana Olszówki z Bukowiny Tatrzańskiej, który będąc nakłaniany
w czasie okupacji do przyjęcia góralskiej
kenkarty, na pytanie jakiej jest narodowości, tak odpowiedział:
Wiycie panie, to wej tak! Kie była Austryjo, to jo był Austryjok. Jak nastała Polsko, tok był Polok. Zaś kie wej teroz Gubernijo, to jo bede Gubernator.
Był to sprytny wybieg starego gazdy,
który każdego dnia chodził w góralskim
stroju i postępował na modłę ojców. Ale
ten epizod odzwierciedla również fakt, że
góralska kultura ma wielonarodowe korzenie. Przez całe wieki kształtowała się ona
w harmonijną całość nie tylko z wątków
polskich, słowackich, wołoskich, niemieckich, ukraińskich, czy czeskich, ale także
wielu innych ludów wschodu, zachodu
i południa. W przypadku podhalańskiej
mowy jest to szczególnie zaznaczone. Rodzima cucha jest typowym elementem stroju nie tylko dla Podhalan. Słowo baca przywędrowało z dalekich stron południowego-wschodu. Węgierski rodowód ma nazwa cyfrowane portki. Określenie robsik
wywodzi się od nazwania niemieckiego.
Podobnych przykładów jest bardzo dużo.
I właśnie ten prawdziwie co najmniej europejski charakter podhalańskiej gwary, dodatkowo stanowi o jej pięknie, którym
można się chwalić. Jej przeto językiem mówiąc wypada głosić:
Gwara moja, gwara,
niom sie przeklasuje.
Fto tego nie słysy.
górola nie cuje.
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
22
„GWARA”
sposobem, Świenty Pieter roz wtóry
w opresyje popod. Jakosi dość nie za cas,
Tomkowi sie pomarło. Stary ta jesce nie
beł, ale i moze od Świentego Pietra ku temu
jakosi powódka była. Dość pedzieć, ze przikrocała dusycka Tomkowa do nieba.
Otwiero sie brama niebiańsko. Tomek patrzy, patrzy i zbacuje: „Wyście to Świenty
Pieter? Dyć syćko mi sie zdaje, jakobyk
Wos juz kajsi śtretnon?” Ej, przizeźlił tyn
wspominek Świentego. I choć ta i Świenty,
to kie nie zatnie klucyskami Tomka, to sie
dusycka ino przekopyrtła i oschotała jaze
na Ziemi w Tomkowym ciele. Siod Tomek
w truchle i poziero, a słucho. A tu juz synowie i ziynciowie rajwak wiedom, bo działy
po Tomku cynić poceni. Hej, kie to Tomek
dojrzoł i wysłysoł, kie nie chipnie na pośród izby, a nie skrzycy: „To tak sie ozrzondzocie?!”. Ze złości chyciył do gorzci flaske
z gorzołkom co na stole stoła i do dna wycedziył. Zył ta Tomek, Moji Ostamiyli, jesce cas godny. Z Boskiej wóli bez mała sta
rocysk dosed. Nodyć, juz bez syćkie te roki,
gorzołce sie nie prociywiył.
W opowiadaniu tym jest kilka wątków
interesujących z życiowego punktu widzenia. I tak bardzo mocno mamy uwypuklony element względności i niedoskonałości
ludzkiego osądu zdarzeń. Wedle Tomka,
„po słusności” było wskazane, by „pobić tego, a nie tamtego przybysza”. W przytoczonym opowiadaniu doprowadziło to w konsekwencji do sytuacji, która nawet przysłowiowego świętego potrafiła wyprowadzić
z równowagi. Kiedy zaś to się stało i ten
z kolei postąpił wbrew maksymie „Plus ratio quam vis”, to nawet będąc świętym spowodował, że jego czyn skutkował dopustem. Zdenerwowanie i brak opanowania
u Świętego Piotra doprowadziły przecież
duszę Tomka, w jej powtórnym wcieleniu,
do grzechu pijaństwa. Na szczególne jednak podkreślenie zasługują dwa kolejne
motywy występujące w niniejszym opowiadaniu. Leżą one u podstaw kultury ludowej górali i kształtują ich postawy. Pierwszy z nich to wątek wiary osadzonej na
wiejskiej religijności. Przede wszystkim
uderza pewność o bliskości Boga, któremu
nie jest obojętny los człowieka. Jest też
świadomość grzechu. Skoro ludzie grzeszą,
trzeba ich doprowadzić do opamiętania się.
Sposób realizacji tego zamiaru uwidacznia
fakt, że Boska interwencja ma na ogół dyskretny charakter. Pan Jezus i Święty Piotr,
by się nie wyróżniać, wyruszają z misją
w góralskim przebraniu. Niezależnie widzimy także silne przekonanie, że bez Bożej woli nic się nie dzieje. Człowiekowi
23
Łukasz Dłubacz
Urząd Miasta w Nowym Targu
Absolwent specjalności GAP
Noiysompierw cosi by trza było o autorze artykułu wspomnieć, ni co by tó
miała być jakosi autopromocja, aly co by
choć trochu wyrozumiałości wzbudzić
i przychylnego potraktówania na wypadek
jakichsik przeinacyń i herezyj ftore by mogły cały ród Gąsieniców, Bachledów, Curusiów i innych barzyj abo nie barzyj zacnyk podholan do grobu doprowadzić. Na
kuchni górolskiej znom siy telo co som
zjem, a cegó ni zjem to siy ni znom. Na muzyce górolskiej juz cosik wiyncyl sie znom
bom mioł wielkom tę przyjemność zasmakuwać śpiywu, toniycu i muzyki
górolskiej i smakujem jom do
tela. Choć Nowy Torg to miastó
mojegó urodzenio i mojegó
dzieciństwa tó tak noprowde na
studiak w Miyście Kraka, Krakowem od jakiegosi casu nazywanym, dane mi było z kulturom górolskom nowiyncyl obcować, a syćko to dziynki Zespółowi Górolskiemu „Skalni”
co istnieje juz prawie 60 roków, a próby som przy Akademii Rolniczej przy ul. 29 Listopada. Takie tó psikusy zycie
moze spłatać. Trza ci wiedzieć
drogi cytelniku, ze tó włośnie
Nowy Tor-zek jest centrum
Podhola i jest jednó górolsko
przyśpiywka „Popijoj, popijoj,
Nowy Tor-zek mijoj, Nowy Torzek minies nie bój sie nie zginies”, a znacy tó ni mniej ni
wiycnyl jak: wsyndy dobrze,
aly w domu nojlepiy. Nowy
Torg to miastó małe, aly piykne, bez lud podholoński „Miastem” nazywane, bez króla Kazimierza Wielkiego w prawa
miyjskie juz w 1346 roku ubogacone.
Jakby siy tak przypatrzeć
kulturze podholońskiej to róź-
Artykuł ten o kulturze podholońskiej mo traktować, a nowiyncyj o muzyce, śpiywie, toniycu górolskim wom opowiem, cy tak
bedzie cytelnik som bedzie musioł wykoncypówać.
ni siy i mowom i muzykom i ubiorem
w róźnyk cynściak Podhola, ceperskie oko
i ucho tegó moze i nie dostrzeze, ale my
górole to wiymy i tako jest i być tak juz
pewnie musi, hej! Trudno to chyba wytłumacyć co znacy być górolem, co znacy kochać swojom ojcowizne, co znacy kochać
podholońskom, górolskom, skalistom ziymiy, wytłumacyć siy tegó cheba nie da, jo
mogem jeno telo pedzieć, ze jak o tym myślym to mnie kajsi tak w zołondku ścisko,
a godać mi się o tym nie fce, bo fto mo rozumieć to zrozumie, nojlepiej nom jest cheba
o tym nie godać ino wygrzmieć jednom
z nasyk przyśpiywek, na przykłod „Górole,
Górole, Górolsko muzyka, Cały świat obyjdzies, Nima takiej nika” i rzecyciście nima
takiej nika …
A toniyc górolski to kwintesencyja tegó co w zyciu nopiykniyjse i nowoźniyjse,
niewiasty z gracjom tońcujom, w tońcu
sykowne musom być, stroje barz kolorowe
przywdziewajency, kie trza to i zalotny to
jest toniyc, a chłop w tońcu równie musi
być sykowny, to siy popisuwać potrzebuje,
stuknonć mocnó w deski kierpcami dość
cynsto se musi, jako ten jeleń
w stadzie przywództwa sukajency.
W górolskiej muzyce zawarte
jest całe ludzkie zycie, jest i o wesołości, o miyłości, jest i o górak
i o tym ze casem ftosi umiyro. Bez
tej muzyki, bez tońca, trudno by
sie zyło górolom, a w Górak syćko śpiywo, i wiater i drzewa i siano, a nowiencyl to cheba hole
śpiywajom jak som bez owce
skubane co je weseli gazdówiy
hań gnajom. To jest ta nasa śleboda i nic jej nie zabiere, ani nowe technologie, ani dutków wypełnione kiesynie, ani nowiynksa miyłość ku światu, bo wto ino
wce zowse moze być ślebodny,
a najborzyj cheba w tyk to nosyk
górak, co rękom Boskom som
ucynione i w nik to Stwórca tej
podholońskiej ziemi daje się poznać tym co go sukajom i tym co
go nie sukajom tyz.
Niewiela w tym artykule zamieścić się dało, aly fto fce to
niek som na Podhole przyjedzie
sukajency prowdziwego podholońskiego ducha, w Zokópanem
na Krupówkak napewne go nie
nojdzie bo hań ino cepery maserujom.
MARCIN MELLEREM
KOLEJNYM
GOŚCIEM
STUDENTÓW GAP
Kobieta na rozkładówce „Playboy’a”
ma być piękna i bez skaz. Nie szkodzi, że
pomaga jej w tym od czasu do czasu program komputerowy. Tego chcą czytelnicy i do tego dostosowuje się pismo. „Kreator męskich gustów”, redaktor naczelny
magazynu Marcin Meller przyznał to
szczerze na spotkaniu ze studentami
GAP. Gość cyklu VIP GAP przyciągnął
tłumy. Studenci nie żałowali spędzonej
z nim ponad półtorej godziny.
Dzisiaj jest redaktorem naczelnym
polskiej edycji najbardziej męskiego
z męskich pism, ale zaczynał jako buntownik. I nie był to bunt obyczajowy, czy
sprzeciw antymieszczański. Dorosłe życie
Marcin Meler zaczynał jak student historii
UW zaangażowany w działalność nielegalnego wówczas Niezależnego Zrzeszenia
Studentów. Pierwszy raz publicznie wystąpił w telewizji jako zbuntowany młody
człowiek w stołówce KC PZPR (budynku
dzisiejszej Giełdy Papierów Wartościowych), gdzie jego i kilkudziesięciu innych
młodych ludzi zaprosił Leszek Miler, ówczesny sekretarz KC PZPR zajmujący się
sprawami młodzieży. Oglądali to wszyscy
Polacy, którzy mieli włączone telewizory. –
„A gdyby dziś był Pan studentem przeciwko
czemu by się Pan buntował” – dopytywali
Gapowicze. - „Nie wiem, ale cieszę się, że
nie mam dziś dwudziestu lat” – odpowiedział trochę kokieteryjnie, trochę dyplomatycznie.
Jego pasją (ta do polityki wygasła) są
podróże. Mówił o nich ze swadą. Opowiadał o pierwszej wyprawie do Afryki
w 1993 roku – szalonej, bo zaplanowanej
w przypływie młodzieńczych emocji i niełatwej z racji trudnej w porównaniu z dzisiejszą dostępności Czarnego Lądu. Sam
Marcin Meller uważa, że kto choć raz pojedzie do Afryki, ten będzie tam wracał
często, chociaż czasy się zmieniły i już
nie trzeba dwóch dni
czekać na połączenie
telefoniczne do Polski
Równie magicznym miejscem jest dla
niego Gruzja. Tam brał
ślub i tam wracają z żoną raz po raz. Z dużym
rozrzewnieniem Marcin Meller opowiadał
Aleksandra Pająk
studentka III roku
studiów licencjackich GAP
o słynnej gruzińskiej gościnności i sprawiał, że słuchaczom prawie ślinka ciekła
z ust - te toasty, te potrawy... Warto jednak podkreślić, że pomimo zamiłowania
do podróży i obcych kultur, Marcin Meller czuje się patriotą i nie wyobraża sobie,
że mógłby mieszkać gdzie indziej - „moją
ojczyzną jest mój język”.
Studenci słuchali go z zapartym
tchem, ale też chcieli wiedzieć czy był
w amerykańskiej rezydencji Playboya
i czy poznał Hugh Hefnera. Na obydwa
pytania Gość odpowiedział twierdząco.
Szmer ciekawości wywołało pytanie o to,
w jaki sposób odnosi się do retuszu i używania programów do obróbki graficznej?
Zdaniem naczelnego „Playboya” pewne
korekty są niezbędne, bo jak wykazały badania - nabywca tej gazety nie oczekuje
realizmu. Marcin Meller
chciałby też namówić do wystąpienia w sesji dla „Playboya” Magdę Mołek, telewizyjną prezenterkę.
Z uśmiechem skwitował
zapewnienie studentów, że
męska część populacji zazdrości mu stanowiska „I słusznie!” – zawołał, bo
z racji konwencji tego pisma
praca przy jego redagowaniu
wcale nie należy do przykrych. Jego zdaniem recepta na zostanie redaktorem naczelnym „Playboya” jest prosta – „przede
wszystkim być rozrywkowym człowiekiem” – przekomarzał się ze studentami.
Sam jest wielkim optymistą i podobnych cech szuka u innych. Sam siebie nakręca, natomiast gaszą go sprawy urzędowe, druki i PIT-y. Ideał kobiety widzi
w Monice Bellucci i Catherine Deneuve
oraz, rzecz jasna, własnej żonie. Tym zaskarbił sobie względy słuchających go
dziewczyn.
Z życia GAP-u
Podhale. Dziedzictwo kulturowe i rozwój
24
NIMA TAKIEJ
NIKA...
25
OKIEM MENTALNEGO
Jerzy Gibadło
student III roku
studiów licencjackich GAP
VIII Bal GAPu za nami. Towarzystwo
zgromadzone w klimatyzowanej sali krakowskiej Rotundy bawiło się przednio
i dziko. W tym wyżej podpisany…
Zanim jednak przejdę do zrelacjonowania tego wydarzenia Czytelnikowi należy się krótkie wyjaśnienie tytułu artykułu. Zawsze chciałem być Murzynem.
Dlaczego? Otóż uważam, że rdzenni
mieszkańcy Czarnego Lądu mają znakomite wyczucie rytmu, przez co świetnie
tańczą, kapitalny feeling, który czyni
z nich wirtuozów gitary basowej i perkusji oraz charakterystyczną, mocną barwę
głosu. Tylko pozazdrościć. Obserwacje
poczynione 13 lutego 2010 r. podczas dorocznego Balu Katedry Gospodarki i Administracji Publicznej pozwalają jednak
stwierdzić, że i Słowianie potrafią dobrze
tańczyć. Czyżby wstąpił w nas duch Dzikiej Afryki, która była tematem przewodnim imprezy?
Szalone safari wśród tubylców, dzikich zwierząt i palm rozpoczęło się punktualnie o godz. 19.30. Na parkiecie stawili się m.in.: wielbłąd (a właściwie dwa
niezależne od siebie garby), prawdziwy
Król Julian (ach, jakże śmiało wyginał(a)
ciało!) i nieco zagubiona żyrafa. Nie zabrakło także reprezentantów Afryki Północnej – faraon ze swoją małżonką oraz
mumia budzili szacunek wśród przedstawicieli państw położonych w okolicach
równika. Znaleźli się także europejscy
turyści, którzy jednak preferowali okupowanie wodopoju (popularnie zwanego
barem – Oazą). Każdy uczestnik znalazł
więc coś dla siebie. Przyznam szczerze,
że sam byłem zaskoczony zarówno kreatywnością w doborze strojów, jak i odsetkiem uczestników przebranych za kogoś więcej, niż samego siebie (do tego
grona, wstyd się przyznać, należałem
także ja…) – na żadnym z poprzednich
bali nie był on tak wysoki.
13 lutego 2010 r.
MURZYNA
Warto wspomnieć nieco o muzyce.
Jako fan rock’n’rolla byłem nieco zawiedziony, że nie pojawił się żaden jego reprezentant, podobnie brakowało mi
utworów Africa Simone („Ramaya”!).
Ogólnie rzecz biorąc bawiącym się podobało, więc oprawę dźwiękową uznajmy
za udaną. Mnie zdecydowanie bardziej
do gustu przypadły występy zespołu
Tamtamitutu. Grupa młodzieńców grających dzikie rytmy na bongosach wspomagana przez urodziwe dziewczęta (kto
wie – może to szamanki z afrykańskiej
wioski?) uczące plemiennego tańca, rozbujała salę na całego! Bioderka poszły
w ruch i nawet niezgrabne (przynajmniej
tak się mogło wydawać) zwierzęta radośnie wywijały nóżkami.
Godnym podkreślenia jest fakt, że
Bal oferował uczestnikom, obok tańca,
mnóstwo innych atrakcji. O wodopoju
już była mowa – cieszył się on równie
wielką popularnością, co suto zastawione
szwedzkie stoły. Podobnie duże zainteresowanie wywołały wspomniane wcześniej szamanki, które w przerwach między tańcami malowały na twarzach bawiących się charakterystyczne plemienne wzory. Sam dałem się skusić – skoro
nie miałem klimatycznego stroju, to
przynajmniej buźkę postanowiłem umalować jak należy!
Około godziny 1.00 został rozstrzygnięty konkurs na najlepsze przebranie.
Główną nagrodę - wyjazd na sympozjum
GAP – zdobyła (a właściwie wydarła
przemocą) grupa rdzennych mieszkań-
ców Afryki, którzy wtargnęli na scenę
z dzidami! Jurorzy nie mieli wyboru.
A później królowała już tylko dzika zabawa. Przestał mi przeszkadzać brak rock’n’rolla – przecież w gruncie rzeczy i tak
idzie o to, by nóżki (czy też kopytka) tańcowały jak szalone! A na to nie sposób
było narzekać. Uśmiechnięci studenci,
absolwenci i pracownicy GAPu bawili się
do późnych godzin nocnych. Konkretnie
do godz. 4.00 – wtedy to właśnie Afrykanie, faraonowie, mumia i zwierzęta wrócili do swoich chatek, pałaców, piramid
i legowisk. Nie mam wątpliwości, że byli
zadowoleni!
Jeżeli nie było Cię na tegorocznym
Balu, to wiedz, że masz czego żałować!
Zapewni Cię o tym każdy jego uczestnik,
zapewniam Cię i ja. Bal GAPu to świetna
zabawa w znakomitym towarzystwie,
o czym najlepiej świadczy usłyszana przeze
mnie opinia: „20 zł za bilet na ten bal to
najlepiej wydane przeze mnie pieniądze
w tym karnawale”. Nic dodać, nic ująć.
Fotoreportaż
Z życia GAP-u
26
„AFRYKA DZIKA”
VIII Bal GAP
Spotkanie VIP GAP – Marcin Meller
24 marca 2010 r.
27
SYMPOZJ UM
Administracja Publiczna
Zakopane, 14-16 maja 2010 r.
Organizatorzy:
Sponsorzy:
URZĄD MIASTA
ZAKOPANE
Darczyńcy:
Media i patroni medialni Jubileuszu 85-lecia UEK:
28
Transport dla uczestników sympozjum zapewnia Krakowskie Centrum Rehabilitacji

Podobne dokumenty