Godło: Nevermore Tryptyk sielski Trzy rzeczy, w które mi ludzie nie

Transkrypt

Godło: Nevermore Tryptyk sielski Trzy rzeczy, w które mi ludzie nie
Godło: Nevermore
Tryptyk sielski
Trzy rzeczy, w które mi ludzie nie wierzą
Nieraz ludzie się dziwują, kiedy im opowiadam, że pod koniec naszego pięknego
dwudziestego wieku w cywilizowanym europejskim kraju człowiek mył się w misce pod
kuchennym kaflowym piecem. Po takim stwierdzeniu człowiek momentalnie wyrasta na
gatunek kopalny i chodzącą osobliwość, co właściwie stanowi zaletę w dobie kultu
indywidualizmu, więc nie ma tego złego... No, ale mamy już wiek dwudziesty pierwszy,
człowiek zdążył w międzyczasie trochę podrosnąć, a nawet dorobić się pierwszych siwych
pasm na grzywce. I ten to człowiek z rozrzewnieniem wspomina swoje pierwsze, idylliczne i
beztroskie lata życia, a przy tej okazji także swoje pierwsze sympatie, skłonności i
zamiłowania. Dajmy na to, że w wieku lat trzech człowieka ciągnęło do wódki. Dziś to może
brzmi dość niepoprawnie politycznie, a i sąd rodzinny mógłby się niepotrzebnie
zainteresować, także lepiej od razu uprzedzić, że ochota do wódki była krótkotrwała, góra do
czwartego roku życia, zaś rodzice małego człowieka pozwalali co najwyżej na maczanie
paluszka w kieliszku i oblizywanie. Za to potem mieli spokój, bo człowiek wypiwszy swoje w
wieku lat trzech, stracił zainteresowanie wódką na resztę życia – a przynajmniej do matury.
Pozostawiając z boku ten śliski wątek, przejdźmy zgrabnym krokiem do drugiego dziecięcego
zamiłowania: zwierzątek. Zwierzątka na wsi bywają różne, więc wybór ulubionego może
nastręczać kłopotów, ale czasem zdarza się miłość szczera i wzajemna, i wszystko jest jasne
od pierwszego pogłaskania. Tym sposobem rodzi się para jak z samowara: trzylatka i KurkaZłotopiórka. Okazuje się, że trzyletni człowiek jest niesamowicie kompatybilny z dorosłą
kurą. Kura idealnie pasuje pod pachę; cap! – i już można ją nieść pod dom, siadać na
schodach i głaskać, i głaskać... Ale ludzie w to wszystko z trudem dają wiarę, a udowodnić się
nie da, bo tego nie ma na zdjęciach. Zdjęcia robiło się raz do roku. Z miasta przyjeżdżał do
domu pan fotograf i pozowało się całą rodziną – zupełnie jak sto lat temu, tyle że fotografie
były już kolorowe. No więc nie mam dowodu. Ale daję słowo, że tak było.
Oj, jeśli kiedyś cię zapomnę
Oj, jeśli kiedyś cię zapomnę,
niech śmiało uschnie mi prawica.
To takie jakby już podzwonne,
chociaż przed nami kawał życia.
Jeśli zapomnę, że ser biały
miał formę maminego sitka,
że się ruszniki wyszywały,
krzyżem się kładła z nitką nitka,
że pomidory były latem
i nie inaczej, w żadnej mierze,
że sąsiad jeździł małym fiatem,
a po stodołach spały jeże,
że – co się lat dziecinnych tyczy –
ze zsiadłym mlekiem żując placki,
nie pojmowaliśmy goryczy
dowcipu: do you speak chachłacki?
Że były listy na papierze,
krążki na piecu, mróz na szybach
i grubo ponad jedno zwierzę
na każdy dom. I jeszcze chyba
bluzy po bracie, jazdy konne,
sklep, a za sklepem piaskownica...
Jeśli to wezmę i zapomnę,
to niech usycha mi prawica.
W życie
I jakby wpadło tu z wizytą,
odchodzi lato. Całe lata.
I w życie wchodzi się jak w żyto,
wyjeżdża gdzieś na koniec świata.
Nic nie zostało po tamtym życie.