W zielone po szczęście - Gimnazjum im. Macieja Rataja w Żmigrodzie

Transkrypt

W zielone po szczęście - Gimnazjum im. Macieja Rataja w Żmigrodzie
KATARZYNA ROSKOWIŃSKA
klasa III
Gimnazjum im. Macieja Rataja
w Żmigrodzie
opiekun: Grażyna Łysikowska
W zielone po szczęście
Pierwszy raz
To był mój pierwszy raz. Stanęłam na początku, rozejrzałam się. Pomyślałam: „Panie Boże!
Następnym razem, kiedy wpadnę na taki pomysł – ZABROŃ MI!” Był straszny upał, pole było koszmarnie
zielone i nieskończenie długie, ale miałam cel. Każdy labirynt przechodzi się chyba po to, aby osiągnąć
cel, mieć z tego jakąś satysfakcję. – Hej! Obudź się! Tu idę ja, potem ty, Marta, Monika i
rodzice. – powiedziała Ala. Uśmiechnęłam się - Wierzysz w to, że uciągnę dwie rajki? – Tak, wierzę
w ciebie. Kocham cię jak siostrę, a teraz na kolana i idziemy. – wybuchnęłyśmy śmiechem. To zabawne,
zawsze to ja ustalałam plan działania, teraz ona przejęła pałeczkę. – Chodźmy, im szybciej zaczniemy, tym
szybciej zjem obiad. – powiedziałam. Było śmiesznie, opowiadałyśmy sobie kawały, zadawałyśmy zagadki i
po trzech godzinach był koniec. Nie było źle, ale byłam bardzo zmęczona. Bób skubałam, od kiedy
skończyłam dziewięć lat, ale rwać?! Wszyscy zawsze mnie straszyli, że to dla mnie za ciężka praca. Ja
jednak uparta, w tym roku, mając lat piętnaście spróbowałam i jestem z tego dumna. Rwanie bobu nie jest
trudne, ale bardzo męczące ze względu na temperaturę, pozycję, w jakiej się rwie, a z rana komary
(śmiech). I choć jedną trzecią wakacji spędziłam w pracy, wcale tego nie żałuję.
Harmonogram dnia
Kasia, Ala, Monika i Marta to koleżanki. W wakacje pracowały u rodziców Ali i Moniki,
w niewielkiej wiosce jaką jest Borzęcin, rwąc i skubiąc bób. – Tak, to były najlepsze wakacje w moim
krótkim życiu. Wasze chyba też?! (śmiech) Wstawałyśmy o 5.00, aby o 5.30 zacząć skubać bób.
Kończyłyśmy koło 13.00, potem trzy godziny przerwy na obiad i krótki odpoczynek. Około 16.00 zwarte i
gotowe z rodzicami dziewczyn ruszałyśmy w pole. Tam ok. dwóch do trzech godzin rwałyśmy bób, później
powrót do domu, kąpiel i sen. Po takim dniu człowiek marzy tylko o poduszce. Kolejny dzień, 5.00 –
pobudka i tak przez trzy tygodnie. Wolne miałyśmy tylko piątki, ale wtedy czas także spędzałyśmy razem. –
opowiada Marta.
Podczas tej wakacyjnej pracy dziewczyny bardzo się zżyły. Już nie są koleżankami, teraz są
przyjaciółkami. – Po trzech tygodniach był wypad do kina, pizza, lody i wielkie świętowanie. Przecież
dałyśmy radę, doszłyśmy do naszego szczęścia. – mówi Monika.
Inni
Sebastian, Paweł i Jakub także pracowali przy bobie. Spędzali tam równie dużo czasu co
dziewczyny, tyle że swoje pieniądze wydawali w większości na tzw. potrzeby chwili. – Tu wyskoczyło się
na piwko, jakieś papierosy, może pizza, czasem dyskoteki. – opowiada Paweł. – Może mam te osiemnaście
lat, ale co z tego, ludzie często powtarzają mi, że zachowuję się jak dziecko. Chce mi się szaleć, nie myśleć
poważnie. Życie jest krótkie. Carpe diem! Kochani! Carpe diem! – dodaje rozbawiony Sebastian. –Hej, nie
przesadzajcie! Nie słuchaj ich. Nie jesteśmy aż tak rozrzutni, oni chcą się popisać. Po trzech tygodniach
był wypad do Wrocławia i zakup nowej garderoby - buty, spodnie, bluzki itp. A ja muszę się pochwalić,
zapłaciłem sobie za wizytę u okulisty i nowe okularki. Ładne nieprawdaż? – komentuje Jakub.
Jest jeszcze Gosia. Ma osiemnaście lat. Trzy lata temu jej tato stracił pracę. – Stracił pracę,
przecież mógł znaleźć nową – nie chciał. Zaczął pić. Mama pracuje, ale kokosów nie zarabia. Mam jeszcze
młodszego brata i siostrę. Pieniądze, które zarabiałam przy bobie, zawsze miałam dla siebie, kupowałam
sobie ciuchy, podręczniki szkolne, zabawki rodzeństwu. Od trzech lat oddaję wszystko mamie. Pomagam
jej i może właśnie, dlatego płaci rachunki na czas. – zwierza się Gosia.
Satysfakcja
Bałam się, ale dałam radę. Zadziwiłam wszystkich. Zarobiłam dwa razy więcej niż zawsze. Przy
rwaniu można dużo zarobić, stawka za godzinę waha się od czterech do sześciu złotych. Do „wypłaty”
trochę dołożyli mi rodzice, a teraz na komodzie stoi piękny trzydziestodwucalowy telewizor. Jak to dumnie
brzmi: „Kupiłam sobie telewizor”, nie rodzice mi kupili telewizor, ja zrobiłam to sama. Doszłam do
mojego szczęścia. – chwali się Kasia.
Zjawisko
Wakacyjna praca to ciekawe zjawisko. Leniwa z reguły młodzież bierze się w garść i pracuje.
Zarabia na telewizor jak Kasia, kanapę jak Ala, studia jak Monika i Marta, rodzinę jak Gosia, okulary jak
Jakub i setki innych rzeczy jak cała reszta niewymienionych tu osób. Może nie najgorszy, ale
najstraszniejszy jest pierwszy raz, a później to już rutyna. Jak ja to zawsze mówię: Oczy się boją, a ręce
same zrobią. – mówi mama Ali i Moniki.
To fascynujące, wstawały rano i każda wizualizowała sobie swój cel, szła zarabiać na niego, a gdy
uzbierała już pieniądze z jak wielką satysfakcją oddawała je za szczęście.
Taka wakacyjna praca pomaga nam – młodym ludziom docenić pracę naszych rodziców i
otaczających nas ludzi. Uczy zarządzania wydatkami i rozsądnego wydawania pieniędzy. Własne, ciężko
zarobione pieniądze wydaje się z większą rozwagą niż te z urodzinowej koperty. Ktoś kiedyś powiedział:
Łatwo przyszło łatwo poszło. Miał rację. A co jeżeli przyszło trudno? Wtedy już nie jest tak łatwo. W
pracy zdobywamy doświadczenie, zarabiamy coraz więcej. Naszym celem przestaje być pepsi ze sklepiku,
mamy ambitniejsze pragnienia – meble, telewizor, laptop, komórka, kiedyś może samochód – takie, które
sprawią, że przez ich realizację staniemy się doceniani, pewniejsi siebie. Poznajemy nowych ludzi albo tak
jak moje bohaterki – poznajemy się na nowo, zżywamy się.
Moi przyjaciele i ja pracowaliśmy przy bobie, ale to nie ważne gdzie, może być KFC, McDonald,
roznoszenie ulotek. Ważne, żebyśmy nie leżeli całe wakacje brzuchem do góry.
Pracujmy! Zarabiajmy! Idźmy po szczęście!