Jeden z niewielu

Transkrypt

Jeden z niewielu
Jeden z niewielu "To było zapisane w gwiazdach" Po sukcesie płyty "Królowa Nocy" Janusz Radek nagrał drugi album. Znalazły się na nim wersje studyjne piosenek ze spektaklu "Serwus madonna", czyli kompozycje, których autorami są między innymi Zygmunt Konieczny, Andrzej Nowak, Jan Kanty Pawluśkiewicz. Warstwę tekstową stanowią m.in. wiersze Juliana Tuwima, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Wiesława Dymnego. O płycie, i nie tylko, mówi sam jej twórca... Płyta "Królowa Nocy" twardo trzyma się na pierwszych miejscach w salonach sprzedaży, konkurując z popowymi i pseudorockowymi albumami, a przecież jest na niej ambitny artystycznie repertuar, hołdujący tradycji kabaretowych songów. Jak sądzisz, dlaczego tak się dzieje? Myślę, że publiczność po 15 latach wolności oczekuje od artystów czegoś, co zaspokoi ambitniejsze gusta, a nie tylko będzie im grało między kanapką, a trzecią kawą w biurze. "Królowa nocy" nie jest sztampowym albumem, ale zapisem całego spektaklu. Skąd taki pomysł? Najpierw powstało przedstawienie według scenariusza i w reżyserii Łukasza Czuja. Pomysł na płytę wynika więc z koncepcji spektaklu: jest tam historia Sandora Vessanyi, którego gram, opowiadana zarówno przez Tajemny Głos, jak i piosenkami. Bez sensu byłoby rejestrowanie samej muzyki. Dlaczego sięgnąłeś po gatunki muzyczne rodem z kabaretu? To, co dzisiaj kojarzy nam się z kabaretem, to zazwyczaj wywoływanie śmiechu w sposób bardzo prostacki i płytki dowcipami na poziomie łączenia fizjologii z polityką. Dla mnie kabaret wiąże się z formułą mówienia o rzeczach ważnych z pełnym dystansem, dozą humoru i żartu, ale poprzez wyrafinowaną formę muzyczną i literacką. Te piosenki zdecydowanie różnią się od prostackich skeczy. Są także wyzwaniem wokalnym i aktorskim. Sięgasz po zupełnie różne rodzaje muzyki, a jednak nie gubisz się w tym. To sztuka, która udaje się niewielu. Toteż niewielu nas jest. 25 października ukaże się Twoja nowa płyta „Serwus madonna”. Uchylisz rąbka tajemnicy? Czego tym razem miłośnicy muzyki mogą się spodziewać? Będą to przede wszystkim piosenki o uniwersalnej muzyce i poetyce, mimo że były pisane 40 lat temu. Kompozycje panów związanych z Piwnicą Pod Baranami, jak Zygmunt Konieczny, Andrzej Nowak, Andrzej Zarycki, Jan Kanty Pawluśkiewicz do tekstów Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Juliana Tuwima, Leszka Aleksandra Moczulskiego i Wiesława Dymnego. Śpiewam je przywracając im męski charakter. W muzyce jesteś kameleonem o nieograniczonych możliwościach, artystą zmieniającym swoją postać bez ograniczeń. A w życiu? Możliwe, że „sentymentalnym pierdołą o najbardziej nijakich snach w mieście”, jak napisał Łukasz Czuj o głównym bohaterze spektaklu pt. "Opowieści Jedenastu Katów"... Główny bohater "Królowej" jest człowiekiem androgynicznym, czyli – jak napisał E.A. Poe – jedynym artystą, który może sięgnąć po doskonałość. A pan? Czy ta postać Pana zmieniła, coś przed Panem odkryła albo zakryła? Sandor jest opisem nas wszystkich – i jak każdy z nas może być zepsuty do szpiku, a jednocześnie wzruszająco niewinny. Jest odzwierciedleniem wszystkiego tego, czego byśmy chcieli, ale o czym wstydzimy się mówić, jak powiedział inny amerykański artysta. Pańska przygoda z teatrem i muzyką. Jak to się stało? Przecież z wykształcenia jest Pan historykiem? Podejrzewam, że na to pytanie oczekuje się odpowiedzi w stylu "to było zapisane w gwiazdach". I rzeczywiście myślę, że gdybym nawet skończył obróbkę skrawaniem albo odlewnictwo na AGH, to i tak bym się z muzyką i z teatrem spotkał. Na scenie występuje Pan w kobiecych przebraniach, tak że niektórzy po zakończeniu spektaklu są przekonani o Pańskim transwestytyzmie. Nie boi się Pan? W końcu Polska to dość konserwatywny kraj (patrz: zakaz parady gejów i lesbijek w Warszawie, że o Krakowie nie wspomnę…). Na scenie jestem postacią, a w życiu kimś innym. Nie można tego mylić i łączyć. Sandor Vessanyi jest postacią prowokacyjną i dla mnie osobiście największą przyjemność stanowi możliwość wydrwienia poprzez tę postać skrajności. Polska wbrew pozorom jest bardzo spokojnym krajem, ale w tym spokoju na wierzch wyłażą czarne kruki moralności, a z drugiej strony nachalny świecący lateks. I to jest śmieszne. 02 listopada 2004 Empik News Autor: Marzena Stępień 

Podobne dokumenty