gdzie się chowasz pielęgnico?

Transkrypt

gdzie się chowasz pielęgnico?
DOROTA WROŃSKA
GDZIE SIĘ CHOWASZ PIELĘGNICO?
ODKRYCIE GEOLOGÓW STAŁO SIĘ DLA BIOLOGÓW
TRUDNĄ ZAGADKĄ, A JEJ ROZWIĄZANIE MOŻE
ZREWOLUCJONIZOWAĆ WSPÓŁCZESNE TEORIE NA TEMAT
EWOLUCJI GATUNKÓW.
Artykuł pochodzi z
"Wiedzy i Życia"
nr 11/1999
Fot. Fred Hoogervorst
W Jeziorze Wiktorii - największym afrykańskim
akwenie - żyje ponad 300 gatunków ryb z rodziny pielęgnic. Poza
nim gatunki te nie występują nigdzie na świecie. Ryby te mają
niezwykle różnorodne kształty, kolory i style życia. Niektóre z nich
są roślinożerne, inne zjadają plankton, jeszcze inne polują na małe
ryby lub kraby. Znajdą się też wśród pielęgnic złodzieje jaj, specjaliści od kruszenia
muszli mięczaków lub wyskubywania pasożytów z ciał innych ryb. Wszystkie te ryby są
jednak zdumiewająco blisko spokrewnione ze sobą.
Genetycy porównywali DNA pochodzące z mitochondriów tych
zwierząt. To DNA, przypomnijmy, nie ulega wymieszaniu podczas
rozmnażania. Organizmy potomne otrzymują mitochondria matki.
Jedyne zmiany zachodzące w mitochondrialnym DNA są
przypadkowymi mutacjami.
Wśród ssaków tempo tych zmian wynosi 2.5% na milion lat. Cecha
ta stanowi swoisty zegar, którym można mierzyć czas, jaki upłynął od odłączenia się
dwu gatunków od wspólnego pnia.
Wracając do pielęgnic, zmienność mitochondrialnego DNA wśród 14 zbadanych
gatunków jest mniejsza niż wewnątrz ludzkiej populacji stanowiącej wszak jeden, i to
młody, gatunek. Musiały zatem całkiem niedawno mieć wspólnego przodka, mimo to
odbiegają od siebie już tak znacznie, że zaliczono je do 9 różnych rodzajów. Z jakiegoś
powodu siły twórcze natury działały tutaj w niespotykanym tempie.
Pielęgnica z Jeziora Wiktorii, gatunek żywiący się ślimakami
Przyjmując ssacze tempo zmian, wyliczono, że wszystkie endemiczne gatunki pielęgnic
musiały powstać w ciągu ostatnich 200 tys. lat. Ponieważ Jezioro Wiktorii jest znacznie
starsze, nie ulegało wątpliwości, że cała historia tych ryb rozegrała się tutaj.
Przeprowadzone w 1996 roku badania dna jeziora zburzyły tę wizję.Wiadomo od dawna,
że kilkanaście tysięcy lat temu klimat tej części Afryki był wyjątkowo suchy. Grupa
amerykańskich uczonych postanowiła określić, jak bardzo w tym czasie obniżył się
poziom wody Jeziora Wiktorii i jak wówczas wyglądało. Z ich prac wynika, że 17 tys. lat
temu wody jeziora opadły o 65 m. To dużo, zważywszy że najgłębszy jego punkt
znajduje się dziś na głębokości 69 m. Z tego miejsca pobrano osady denne i znaleziono
w nich ślady roślinności lądowej. Na tej podstawie stwierdzono, że przez co najmniej 3
tys. lat to zagłębienie również okresowo wysychało.
Bogactwo podwodnego życia przyciąga nad Jezioro Wiktorii liczne
gatunki ptaków. Na zdjęciu marabuty brodzące w przybrzeżnych
wodach
Jezioro Wiktorii znikło zatem na długo. Gdzie były wtedy pielęgnice? Może w którymś z
mniejszych jezior w tej okolicy? Ale są one znacznie płytsze, zasilane wyłącznie wodą
deszczową. Bez wilgoci pochodzącej z Jeziora Wiktorii opady w tym regionie byłyby dziś
o połowę mniejsze. Skoro więc wielkiego jeziora nie było, a klimat był bardzo suchy,
skąd mogłoby się tam wziąć dość wody, by kwitło życie pielęgnic?
Podstawą pożywienia tej pielęgnicy są glony,
Naukowcy wysunęli śmiałą hipotezę, że setki gatunków pielęgnic powstały w Jeziorze
Wiktorii w ciągu 12 400 lat, czyli od momentu, gdy pojawiło się ono na nowo. Początek
ich ewolucji byłby zatem współczesny pierwszym ludzkim cywilizacjom. Brzmi to
nieprawdopodobnie, lecz wyniki te opublikowano w "Science", zadając naukowcom
następną zagadkę. Czas pokaże, czy to geolodzy odnajdą gdzieś tajemną kryjówkę
pielęgnic, czy ekolodzy dopiszą nową kartę do rozdziału o powstawaniu gatunków.
Na temat praw, które tym procesem rządzą, niewiele wiadomo. Nie rozumiemy, dlaczego
niekiedy powstaje dużo gatunków, a niekiedy mało, dlaczego czasem powstają powoli, a
w innym okresie szybko. Pielęgnice to wspaniały materiał do badań, ale, niestety, coraz
rzadszy. Są drobne i ościste, toteż nigdy nie miały wielkiej wartości rynkowej. W latach
sześćdziesiątych wprowadzono do jeziora ogromnego drapieżnika Lates niloticus, lepiej
znanego pod angielską nazwą Nile perch, czyli okoń nilowy. Ryba ta, przekraczająca
często 1 m długości i 60 kg wagi, ma tłuste, nadające się do przemysłowej obróbki
mięso. Uznano, iż, żerując na miejscowej drobnicy, będzie dostarczać towar o dużej
wartości.
a tej krewetki
Udało się. Przed wprowadzeniem drapieżnika pielęgnice stanowiły 80% biomasy ryb, w
latach osiemdziesiątych już tylko 2%. Dwustu gatunków już się nie spotyka. Nie
wiadomo, ile z nich całkowicie wymarło. Okoń łowiony na skalę przemysłową przynosi
duże zyski. Niestety, zaszkodził najuboższym mieszkańcom okolic. Nie można go
bowiem chwytać w małe, prymitywne sieci, a drobnych ryb, które mogliby łowić, prawie
już nie ma. Ludzie, którzy żywili się złowionymi przez siebie rybami, jedzą dziś odpady z
przetwórni okonia.
Głód cierpi też sam drapieżnik. Naukowcy ostrzegają, że kres "okoniowej prosperity"
może być bliski. Pielęgnice próbuje się chronić. Około 40 gatunków jest hodowanych w
akwariach. Co będzie z resztą? Nie wiadomo. Miejmy nadzieję, że gdy odczytamy
pierwsze karty historii tych zwierząt, nie okaże się, iż ludzie właśnie dopisali ostatnie.
Zdjęcia ryb: Tijs Goldschmidt
Mgr DOROTA WROŃSKA jest absolwentką Wydzialu Biologii Uniwersytetu
Warszawskiego.

Podobne dokumenty