ŚLADY PRZESZŁOŚCI Prolog Maj 1825 rok
Transkrypt
ŚLADY PRZESZŁOŚCI Prolog Maj 1825 rok
ŚLADY PRZESZŁOŚCI Prolog Maj 1825 rok Nikt nie przypuszczał, że zaraza panująca w całym kraju w naszej wsi uczyni takie spustoszenie. W każdej chwili można było spodziewać się najgorszego. Modliłam się z nadzieją, by choroba nie wkroczyła w progi naszego domu. Jednak najgorsze nastało. Moi najstarsi bracia odeszli z tego świata zostawiając nas w bólu i cierpieniu. Mama rozpaczała nad naszym losem, ponieważ nie wiedziała, kto teraz zaopiekuje się nami i utrzyma rodzinę. Cierpienie nie ominęło również mojego młodszego brata, którego najbardziej kochałam. Dziwiło mnie to, że mnie i moją matkę choroba omijała. Całymi dniami chodziłam po łąkach i zbierałam zioła, miałam nadzieję, że uzdrowię moich bliskich. Mieszkańcy Purdy Wielkiej nieustannie wznosili modlitwy do świętej Rozalii, błagając o uzdrowienie lub życie. W ciągu dnia najwięcej ludzi można było spotkać przy kapliczce, która stała się dla niektórych miejscem nadziei i jedynym ratunkiem w nieszczęściu. Bardzo trudny był to dla mnie czas, ponieważ moja zdolność odczuwania emocji i myśli innych ludzi nie dawała mi spokoju. Nocami nie spałam przeżywając smutek i żal. Tego wieczoru również nie mogłam zasnąć, przez cały czas myślałam o chorym bracie. Wolałabym umrzeć niż patrzeć jak umiera mój kochany Henio. Dlaczego on, a nie ja? Zeszłam na dół i zobaczyłam matkę czuwającą przy łóżku chorego. Złowrogi posmak śmierci unosił się w domu. Nie mogłam tego wytrzymać. Płacząc pobiegłam do kapliczki. Nikogo tam nie było, figurkę Maryi oświetlał nikły blask świec. W powietrzu unosił się zapach ziół. Całą noc płacząc i wzywając pomocy modliłam się. Kiedy na niebie pojawiły się pierwsze promienie słońca, wróciłam do domu. Z daleka słychać było łkanie matki. Płacz ustał, a ja w sercu przygotowałam się na najgorsze. Uchyliłam lekko drzwi i zajrzałam do izby. Matka miała pochyloną głowę. Delikatne syczenie płonącego drewna przerywało niezręczną ciszę. Zapytałam szeptem: - Co się stało? Matka podniosła głowę. Pomiędzy stróżkami łez, zawidniał na jej twarzy promienny uśmiech. - On żyje! Wyzdrowiał!... Przeżył! – wydusiła z siebie. Padłam jej w ramiona z wyrazem szczęścia. Maj 2013 rok Moje życie do tej pory było spokojne i bezbarwne. Nigdy nie zastanawiałam się kim jestem i jakie są moje korzenie. Nieoczekiwanie tajemnicza przesyłka wywróciła moje życie do góry nogami i wywołała lawinę pytań, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Zawsze czułam się inna od moich rówieśników. Posiadam nietypowe umiejętności i zdolności, które najczęściej są przyczyną chaosu w moim życiu. Nikomu ich nie ujawniłam, bo wiem, że stałabym się obiektem drwin i niedowierzań. Rozpoznaję bez trudności różne zioła i potrafię skutecznie ich używać. Poza tym mam zdolność odczuwania intensywnych myśli i emocji innych ludzi. Gdy byłam mała, moja mama nerwowo reagowała na te umiejętności, więc nauczyłam się je odpowiednio ukrywać. Zmiany w moim życiu rozpoczęły się od śmierci babci, którą słabo znałam, ponieważ mieszkała od wielu lat w Niemczech. Moja mama niechętnie ją odwiedzała i o niej mówiła. Cały czas zżerała mnie ciekawość o przeszłości mojej rodziny. Czemu wyjechała? Dlaczego nie mamy z nią kontaktu? Pytania nasuwały się same. Mama zawołała mnie rano i powiadomiła mnie o swoich planach bez żadnych wstępów. - Jedziemy z ojcem do Niemiec!- oznajmiła. - A ja? Po co jedziecie? - Zapytałam zaskoczona. - Zostaniesz w domu! Zaopiekuje się tobą ciocia Hermenegilda. - Jak to? Wiesz, że jej nie znoszę! - Nie marudź! - Dlaczego jedziecie? - Twoja babcia… Umarła! - Babcia … Rozalia? - Tak! - Czemu nie mogę z wami jechać? - Bo nie, idź już, mam dużo pracy! Ze łzami wybiegłam z kuchni. Dlaczego nie mogę jechać, to dziwne… zbyt dziwne! Moja mama na pewno coś przede mną ukrywa. Czy to kolejna tajemnica? Babcię znałam bardzo słabo. Ostatnio widziałam ją, jak byłam mała. Rodzice wyjechali, a ciocia Herma była okropna. Szukałam każdej wolnej chwili, by wymknąć się z domu. Gdy szłam chodnikiem, nagle listonosz zatrzymał się i powiedział, że ma dla mnie paczkę. Byłam bardzo zdziwiona. Przejęta wzięłam paczkę i pobiegłam szybko do domu. Rzuciłam na łóżko niewielki pakunek i rozerwałam beżowy papier. W paczce był stary zeszyt, tak jakby pamiętnik i biała koperta. Byłam zaskoczona, bo nigdy nie przychodzą do mnie listy, a co dopiero paczki. Otworzyłam śnieżnobiałą kopertę i wyjęłam równie śliczną kartkę. Pachniała różami, tak jakby perfumami starszej pani. Zaczęłam czytać: Astfeld, 2 maja 2013 rok Droga Rozalio! Wiem, miałyśmy ze sobą słabą więź, ale jesteś dla mnie bardzo ważna. Twoja matka ograniczała kontakt między nami i nie myśl, że to ja nie chciałam Cię widzieć. Kocham Cię i dużo o Tobie myślałam. Pewnie zauważyłaś, że masz niezwykłe powinowactwo z roślinnością. Każda z nas je posiada, a zaczęło się to od twojej pra prababki. Gdy przeczytasz pamiętnik, który Ci wysyłam, wszystko zrozumiesz. Nie ukrywaj swoich zdolności, to głupota. To wszystko jest niepowtarzalnym darem, którym natura nas obdarzyła. Przekazuję Ci ten pamiętnik, byś dowiedziała się jaka jesteś ważna. Nie uważaj się za dziwaka, jesteś jedyna w sowim rodzaju. Niestety, zapiski czarownicy z Butryn, o których jest mowa w tekście, zaginęły. Były bardzo stare i drogocenne. Może zostały gdzieś ukryte? Przeczytaj uważnie pamiętnik, może znajdziesz odpowiedź na to pytanie. Twoja matka nie zrozumiałaby tego. Odtrąciła mnie i swój dar. Zrozum, jesteś mądra i utalentowana, nie zmarnuj tego. Zawsze byłaś dla mnie najważniejsza droga wnuczko. Kocham Cię, postępuj mądrze i rozważnie. Twoja Babcia Rozalia Fragmenty pamiętnika prababci 6 marca 1926 r. Rozpoczynam pamiętnik, ale nie wiem, czy ktoś go w przyszłości przeczyta. Mam na imię Rozalia. Do tej pory w każdym pokoleniu naszej rodziny rodziła się jedna dziewczynka, która otrzymywała imię Rozalia. Myślę, że jest to związane z kultem św. Rozalii w naszej wsi. Dziewczynki w naszej rodzinie są podobne nie tylko pod względem imienia, ale również nietypowych zdolności. Prawdopodobnie nasze umiejętności zapoczątkowała pra prababka, która pojawił się w Butrynach, niedaleko naszej wsi, na przełomie XVI i XVII wieku. Została oskarżona o czary, ponieważ uzdrawiała ludzi dzięki doskonałej znajomości sztuki zielarskiej. Miała na imię Dorota. Niestety, nie wiadomo co się z nią stało. Przebywała w Butrynach trzy lata i ten okres jest związany z początkiem naszej rodziny. Po niesprawiedliwych oskarżeniach nieoczekiwanie zniknęła ze wsi i słuch po niej zaginął. Pozostawiła po sobie córeczkę oraz notes ze spisywanymi przez lata przepisami na wywary ziołowe. Te zapiski odnalazła moja babcia i są bezcenną pamiątką po niej. Z tego, co wiem, wszystkie dziewczynki z rodziny dziedziczą te nietypowe zdolności. […] 25 kwietnia 1926 r. Dziś rodzice nie pracowali. Rano zdziwiona zapytałam mamę dlaczego, a ona mi przypomniała o Dniach krzyżowych i dziwiła się, że nie pamiętam, bo są co roku. W uroczystościach biorą udział dorośli, ale zawsze przyglądam się z ciekawością procesji. Ludzie zapalają świece i śpiewają wtedy modlitwy do wszystkich świętych. Poza tym proszą Boga o dobre urodzaje i ochronę przed klęskami żywiołowymi. Dziś procesja zatrzymała się przy nowo wybudowanej kapliczce. 15 sierpnia 1926 r. Dzisiaj byłam na łące. Zebrałam różne rodzaje ziół, a w domu próbowałam odgadnąć ich nazwy. Po wielu próbach smakowania i nazywania naparów zrozumiałam jak ważną odgrywają dla mnie rolę. Gdy wieczorem kładłam się spać, usłyszałam ciche łkanie mamy. Weszłam cicho do pokoju. Opowiedziała mi, jak zraniła się podczas pracy. Noga jej bardzo spuchła, odczuwała ból i nie mogła chodzić. Poczułam, że wiem, co robić. Przejęta pobiegłam do pokoju i wyciągnęłam spod łóżka podłużne pudełko z ziołami. Nastawiłam na piecu wodę. Zrobiłam napar z paru rodzajów ziół i obmyłam nim mamie nogę. Wszystko dobrze się skończyło, opuchlizna zeszła. Mama poczuła się lepiej i była ze mnie dumna. Wszystko dzięki moim zielarskim umiejętnością! […] 5 września 1926 r. Wczoraj w naszej wsi odbywały się uroczystości z okazji odpustu ku czci św. Rozalii. Wstałam wcześnie rano i pobiegłam ozdobić kwiatami kapliczkę, od której zazwyczaj idzie łosiera. Bardzo lubię ten dzień, przyjeżdża wtedy do naszej wsi mnóstwo ludzi i spotyka się cała nasza rodzina. Ludzie od wielu lat organizują festyn na św. Rozalię, ponieważ wspólnie wznosimy modlitwy o ochronę wsi przed zarazą, która miała już miejsce wiele razy. To jest również moje święto, Cieszę się, że mam taką patronkę.