PO SZYCHCIE NA KORTY
Transkrypt
PO SZYCHCIE NA KORTY
PO SZYCHCIE NA KORTY Utworzono: czwartek, 10 kwietnia 2014 Autor: Kajetan Berezowski Źródło: Trybuna Górnicza Tenis to ulubiony sport menedżerów z branży górniczej. Dlaczego upatrzyli sobie właśnie tę dyscyplinę? Dariusz Kotuchna, szef marketingu katowickiego COIG (Grupa Kapitałowa Wasko), zapalony narciarz i tenisista, odpowiada krótko: grając w tenisa, trzeba myśleć, umieć przewidzieć, jaką piłkę zagra przeciwnik. Słowem – trzeba skupić się na grze, a to daje prawdziwe odprężenie – wyjaśnia. Swego czasu pojawiała się na śląskich kortach grupa z tzw. górniczego świecznika. Jej członkowie przebierali się w białe stroje i bejsbolówki dla samego tylko szpanu. Markowe ciuchy, rakiety z wyższej półki cenowej. Cóż jednak z tego, skoro nawet z prawidłowym ich trzymaniem były kłopoty. Niektórzy już po kilku wizytach na korcie cisnęli rakietami w kąt, lecz wielu zdołało przełamać własne słabości i błysnąć talentem. – Potrafili ćwiczyć do granic możliwości. Ambicje wylewali wraz z litrami potu. Pamiętam pewnego ważnego człowieka z branży, który podczas nauki serwowania stracił przednie zęby. Zamachnął się dość mocno i zamiast w piłkę trafił w szczękę. Wszyscy obecni na kortach rzucili się mu na pomoc. Szukali zębów i znaleźli. Wtedy zapytałem jegomościa, czy potrzebuje pomocy lekarskiej, a on ze stoickim spokojem odparł, spoglądając na zegarek: „Owszem, potrzebuję, ale po treningu. Zdaje się, że zostało nam jeszcze dziewięć i pół minuty do końca lekcji”. Dosłownie zdębiałem – wspomina Dariusz Kotuchna. Najwytrwalsi osiągali sukcesy, stawali się prawdziwymi wzorami do naśladowania dla innych. Mówiło się o nich na korytarzach kopalń i w siedzibach spółek. Wśród górniczej braci wymienić należy byłego prezesa Katowickiego Holdingu Węglowego, a potem Kompanii Węglowej Maksymiliana Klanka oraz eksprezesa Kopeksu Mariana Kostempskiego. Każdy marzył, żeby wymiatać tak jak oni, ale nie każdemu było to dane. Bywało, że tusza nie pozwalała. A zrzucenie nadmiaru tłuszczu stanowiło barierę nie do pokonania. Dziś tenis przestał być sportem elitarnym. Coraz częściej korty są miejscem, gdzie prezes może zagrać ze zwykłym górnikiem. – Teraz trudniej jest wylądować na szarym końcu rozgrywek, bo chętnych do treningu i gier przybywa. Powstał też Amatorski Tenis Śląski, pod którego auspicjami można zagrać amatorsko i stosunkowo szybko cieszyć się pierwszymi sukcesami. A wiadomo, każda wygrana dodaje animuszu – tłumaczy Kotuchna. Na rozgrywki Amatorskiego Tenisa Śląskiego składają się dwa niezależne, ale uzupełniające się cykle turniejów: Grand Prix ATŚ (GP ATŚ) oraz Liga ATŚ. Rozgrywki ATŚ umożliwiają rywalizację zawodnikom będącym na różnym poziomie zaawansowania. Dają gwarancję, że większość meczów rozegrają z równorzędnymi partnerami. Tak więc śląski tenis dynamicznie się rozwija. Warto zatem wspomnieć, że do jego rozkwitu przyczyniło się w dużym stopniu górnictwo, które jeszcze nie tak dawno temu sponsorowało turnieje, rozgrywane m.in. na kortach przy kopalni Wieczorek w Katowicach.