tutaj - Życie Olsztyna
Transkrypt
tutaj - Życie Olsztyna
REKLAMA nr 21 (168) 2015 ISSN 1734-7076 NOWE Życie REKLAMA (2.11-16.11. 2015) BEZPŁATNY Dwutygodnik REKLAMA NAKŁAD 25 000 Olsztyna REKLAMA 2 z olsztyna “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 Włosi zaprojektują nową ul. Sybiraków i wiadukt Dokumentacja ma uwzględnić możliwość uruchomienia linii tramwajowej. Nawierzchnia alei Sybiraków jest w fatalnym stanie. Wzdłuż całego odcinka brakuje ścieżek rowerowych oraz parkingu, który by obsługiwał wiele sąsiadujących placówek. Wiele do życzenia pozostawia również wygląd zieleni. To ma się zmienić. Pierwszym krokiem było znalezienie wykonawcy dokumentacji projektowej. W ratuszu podpisano umowę z wybraną firmą. To włoskie biuro Technital z Mediolanu. – Wartość zamówienia to ponad 820 tys. zł. Przedmiotem zamówienia jest opracowanie dokumentacji przebudowy al. Sybiraków i wiaduktu w ciągu ul. Limanowskiego. W obu przypadkach celem jest podniesienie ich nośności – mówi prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz. Dodatkowo na al. Sybiraków w planach ratusza jest wymiana nawierzchni, dojdzie budowa buspasów po obu stronach jezdni. Z planowanej przebudowy na pewno ucieszą się rowerzyści, bo projekt zakłada budowę nowych tras dla cyklistów. Znajdzie się miejsce na parkingu na kilkaset miejsc postojowych. Jego lokalizacja to okolice skrzyżowania z ul. Rataja. – Projekt powinien uwzględnić również możliwość uruchomienia linii tramwajowej – zapowiada prezydent Grzymowicz. Umowa na wykonanie dokumentacji dotyczy również przebudowy wiaduktu w ciągu ul. Limanowskiego. Obecnie konstrukcja ta przystosowana jest do obciążeń sięgających 30 ton, w planach jest podniesienie tego poziomu do 50 ton. Również w tym przypadku znajdzie się miejsce na buspasy, wiadukt dostosowany ma zostać także do ustawienia trakcji tramwajowej. Nicolo Rundo, przedstawiciel firmy Technital, przyznał, że terminy wykonania dokumentacji – do 15 czerwca 2016 roku – są napięte. – Ale jestem przekonany, że uda nam się wszystko zrealizować w założonym czasie – stwierdził Rundo. Północna obwodnica. Jest porozumienie Podpisano porozumienie między Urzędem Miasta a Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad. Na jego mocy Olsztyn przygotuje i sfinansuje dokumentację przebiegu wariantów północnej obwodnicy. GDDKiA będzie odpowiadać za przekazanie planów terenu niezbędnych do budowy przyszłej drogi. Miasto zobowiązało się przeprowadzić przetarg na wybór wykonawcy dokumentacji, zawarcia z nim umowy, a następnie nadzoru i w konsekwencji rozliczenia prac. GDDKiA z kolei zobowiązało się współpracować przy przygotowaniu materiałów do przetargu, przekazania materiałów archiwalnych dotyczących północno-wschodniej obwodnicy miasta oraz współpracy merytorycznej. Przypomnijmy, że jest to już drugie podejście do północnej obwodnicy Olsztyna. Pierwotne plany dotyczyły budowy tej drogi od wschodu. Jednak w 2012 roku sąd uchylił decyzję środowiskową, gdyż swój sprzeciw wyrażali mieszkańcy gminy Dywity. Tym razem ratusz proponuje budowę obwodnicy od strony zachodniej. Rozebrali tory, bo budują wjazd do sklepu Mieszkańcy Olsztyna, którzy codziennie przejeżdżali al. Sikorskiego na wysokości sadów, z pewnością byli zdziwieni, gdy robotnicy zaczęli zdejmować tory i rozbierać całą podbudowę pod torami. Można rzeczywiście było pomyśleć, że to kolejny absurd na miarę przejścia dla pieszych do nikąd, na wysokości salonu Hondy. Gotowe – zdawałoby się – tory drogowcy tak po prostu wycięli i to na chwilę przed oddaniem całej inwestycji do użytku. Na szczęście to nie była ani pomyłka, ani fuszerka. Andrzej Karwowski, odpowiedzialny za projekt tramwajowy, wyjaśnił, że wykopy są powiązane z budową wjazdu do przyszłego zagłębia handlowego. Powstać tam ma market budowlany Leroy Merlin, który kupił ziemię od Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego za kwotę przekraczającą 31 mln złotych. Transakcja została sfinalizowana przed paroma dniami, stąd ta pospieszna rozbiórka torów. Pojawił się bowiem problem z dojazdem na teren marketu. Dlatego też wszystkie strony uczestniczące przy podpisaniu umowy jednomyślnie stwierdziły, że tory lepiej rozebrać teraz i wybudować wjazd, gdy tramwaje jeszcze nie kursują, niż zrobić to później. Miasto nie będzie płacić za tę inwestycję. Wspomnieliśmy o „zagłębiu handlowym”, gdyż market Leroy Merlin nie będzie jedynym obiektem na tym terenie. Oprócz niego powstać ma sklep sportowy sieci Decathlon oraz meblowy Agata Meble. Inwestycja warta blisko 160 mln zł otwarta To nowoczesny Zakład Utylizacji Odpadów Komunalnych przy ul. Lubelskiej. To sposób na rozwiązanie śmieciowych problemów Olsztyna i kilkudziesięciu gmin. Zakład to jedna z największych miejskich inwestycji ostatnich lat. Zaczęła się ponad rok temu. Obiekt zajmuje około 4,5 hektara. Wybudowany został w sąsiedztwie drogi wylotowej z Olsztyna w kierunku Mrągowa. Właśnie został oficjalnie otwarty. – To, co dziś zaprezentujemy, jest efektem współpracy z 36 samorządami. Będzie godne tego, by pokazać, że Polska niekoniecznie jest w ruinie – powiedział w trakcie czwartkowej uroczystości Adam Sierzputowski, prezes Zakładu Gospodarki Odpadami Komunalnymi, przy którym działa ZUOK. W olsztyńskim zakładzie wykorzystywana jest niemiecka technologia. Polega na suszeniu w wysokiej temperaturze śmieci zgromadzonych w kilkunastu silosach. Po wysuszeniu zaczyna się ich mechaniczna obróbka, następnie odzyskiwanie surowców wtórnych. Ostatnim etapem jest oddzielanie elementów, które można spalić. To droga, w trakcie której powstaje docelowo ekologiczne paliwo. Można je spalać, a powstałe w ten sposób ciepło wykorzystywać do ogrzewania mieszkań. Ze wstępnych szacunków wynika, że takie paliwo będzie stanowiło niemal połowę śmieci, które będą trafiać do zakładu przy ul. Lubelskiej. Ma być ono wykorzystywane w elektrociepłowni, której budowę planuje Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej. Przypomnijmy, że problemy śmieciowe Olsztyna rozpoczęły się pod koniec lat 90., kiedy mieszkańcy podolsztyńskich Łęgajn doprowadzili do zamknięcia działającego tam wysypiska. – Cel, jaki sobie postawiliśmy, został osiągnięty. To budowa zakładu, który rozwiąże nasze problemy śmieciowe – stwierdził prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz. Michelin kupił grunty od miasta za duże miliony Wartość transakcji to blisko 50 mln zł. – Na pewno nie przejemy tych pieniędzy. Przeznaczymy je na inwestycje – zapewnił prezydent Piotr Grzymowicz. Chodzi o ponad 80 hektarów gruntów, które koncern Michelin dzierżawi od miasta od 2005 roku. Znajdują się przy ul. Towarowej i Sprzętowej. Okres podpisanej wówczas umowy to 99 lat. Zgodnie z jej zapisami do 2015 roku Michelin miał płacić preferencyjną stawkę w wysokości 10 gr miesięcznie za metr kwadratowy. Po dziesięciu latach umowę można było renegocjować. W tym celu Rada Miasta musiała podjąć odpowiednią uchwałę. Jej brak oznaczałby, że przez kolejne 89 lat francuski koncern oponiarski mógłby dzierżawić grunty po tej samej preferencyjnej stawce. Niewiele brakowało, a ratusz by przegapił ten fakt. By do tego nie dopuścić, prezydent miasta zwołał nadzwyczajną sesję, by radni mogli podjąć uchwałę, która umożliwiłaby przystąpienie do renegocjacji umowy. Zakończyły się one podpisaniem aktu notarialnego. Zakłada on sprzedaż tej nieruchomości dla Michelin. Transakcja jest warta blisko 50 mln zł. – Transakcja ta utwierdza nas w przekonaniu, że Michelin rzeczywiście postawił na Olsztyn. Na pewno tych pieniędzy nie przejemy. Zostaną one przeznaczone na inwestycje – mówi prezydent Piotr Grzymowicz. Ze strony Michelin akt notarialny podpisał m.in. Jarosław Michalak, dyrektor olsztyńskiej fabryki francuskiego koncernu. – Na dzierżawionych do niedawna gruntach działają Centrum Logistyczne oraz Zakład Produkcji Mieszanek. Zatrudnienie w nich znalazło 1,5 tys. osób – mówi. – Kupno tego terenu jest sygnałem czegoś trwałego. Potwierdza strategiczne znaczenie naszej fabryki w grupie Michelin. Więcej na www.zycieolsztyna.pl NOWE Życie Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik, “ redaktor naczelny: Leszek Lik, [email protected]; redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik, dziennikarze: Andrzej Zb. Brzozowski, Cezary Kapłon, Jacek Panas, Jerzy Pantak, Mirosław Rogalski, Mariusz Wadas; Okładka: materiał powierzony; Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273; (r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji. Redakcja nie odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie prawo adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Edytor Sp. z o.o. Olsztyna REKLAMA Nakład 25 000 olsztyn “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 3 Pamięć o poległych Przedstawiciele kilku organizacji proobronnych spotkali się 29 października na cmentarzu wojskowym przy ul. Szarych Szeregów w Olsztynie, by oddać hołd żołnierzom wszystkich frontów, poległym w I i II wojnie światowej. Święto Zmarłych jest czasem zadumy nad czasem minionym i pamięci nie tylko o członkach rodziny. Dlatego z inicjatywy Zarządu Wojewódzkiego Związku Żołnierzy Wojska Polskiego w Olsztynie na wspólne zapalenie zniczy pamięci na żołnierskich, nieraz tylko symbolicznych grobach, stawili się też reprezentanci Ligi Obrony Kraju, Stowarzyszenia Oficerów 15 Warmińsko-Mazurskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Króla Władysława Jagiełły i przyszli żołnierze – uczennice i uczniowie Liceum Wojskowego przy ul. Jagiellońskiej w Olsztynie. Byli też zwykli mieszkańcy miasta. Po krótkim historycznym przypomnieniu, kto jest pochowany na cmentarzu, które wygłosił prezes ZW ZŻWP płk Romuald Jóźwiak, symboliczne znicze przed głównym pomnikiem zapalili oficerowie w stanie spoczynku, wiceprezesi ZW ZŻWP: Wacław Hojszyk, Aleksander Piecz- kin i Ryszard Kramek. Ponadto płk Jan Wiśniewski, prezes Stowarzyszenia Oficerów 15 Dywizji, i Jerzy Kowalski, prezes Zarządu Wojewódzkiego LOK. Następnie uczestnicy spotkania zapalili zni- cze przy pomniku poświęconym obrońcom Września, polskim jeńcom wojennym zmarłym w kortowskim lazarecie i pochowanym na ówczesnym cmentarzu niemieckim. Znicze zapalano też na grobach żołnie- rzy rosyjskich i niemieckich z czasów I wojny światowej, przed pomnikami poświęconymi polskim i francuskim żołnierzom różnych frontów II wojny światowej, a także na grobach żołnierzy radzieckich. Od siebie dodam: Bo tak nakazuje odwieczny etos rycerski (nie tylko chrześcijański!), bo żołnierska krew jest jednakowa, bo nie byłoby zwycięzców bez pokonanych, bo to nie żołnierz decydował, na jaki front go poślą politycy i z kim, i o co będzie walczył. W wielu przypadkach była to niepotrzebna śmierć (i jest – jak teraz w Iraku czy Afganistanie). I jeszcze jedno: Cmentarz przy ul. Szarych Szeregów popada w ruinę. A jest on świadectwem tragicznej historii naszych ziem i przestrogą przed lekkomyślnym uprawianiem polityki historycznej na doraźne potrzeby. Toteż było mi wstyd na widok zaniedbanych mogił, zwłaszcza tych z czasów I wojny światowej – nie da się już odczytać wyrytych na nich napisów. To, że służby miejskie zajmują się okazyjnym sprzątaniem cmentarza (a tak było tego dnia), to chyba za mało. To, że bywają tu uczestnicy różnych marszów i uro- czystości patriotycznych, upamiętniający SWÓJ pobyt – to ZA MAŁO! Żyjących, już mocno sędziwych kombatantów, można policzyć na palcach jednej ręki. Oni ze swoich skromnych rent i emerytur nie uratują ani cmentarza, ani pamięci po frontowych kolegach. Może więc ten cmentarz włączyć w program ratowania dawnych cmentarzy, który propagują szlachetni entuzjaści ze społecznego komitetu, kwestujący w Święto Zmarłych? A szkoły, które miały się opiekować żołnierskimi grobami? Są jeszcze takie w Olsztynie? A może wreszcie odpowiednie władze „od pomników” i miejsc pamięci narodowej także sypnęłyby groszem w to szczególne miejsce? Bo przecież społeczna kwesta to ZA MAŁO. Jerzy Pantak 4 “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 olsztyn Jego uśmiech jest dla nas nagrodą Te słowa padły z ust Piotra Dargiewicza, którego syn choruje na bardzo ciężkie genetyczne schorzenie. Rodzice dziecka są zdeterminowani i podejmują każdy wysiłek, dzięki któremu mogą pomóc swojemu dziecku. Fabian nie ma jeszcze nawet roku. Często się uśmiecha. Trudno uwierzyć, że ten sympatyczny maluch choruje na niezwykle ciężką i trudną do zdiagnozowania chorobę – rdzeniowy zanik mięśni (SMA), który został u niego wykryty, gdy dziecko skończyło pół roku. – Jednak tak naprawdę lekarze zbagatelizowali ten problem. Wraz z żoną wymusiliśmy na nich badania. Zaniepokoiła nas jego wiotkość. Nie podnosił głowy. Przecież dzieci są bardzo ruchliwe. Fabian taki nie był – wspomina Piotr Dargiewicz, ojciec chłopca. Piotr i jego żona Dominika musieli diametralnie zmienić swoje życie. Wszystko podporządkowali Fabianowi. Dzięki własnej inicjatywie oraz pomocy rodziny i przyjaciół pojechali do Rzymu, gdzie ich syn jest badany przez lekarzy specjalistów od SMA, których jest na całym świecie niewielu. Leczenie eksperymentalne jedynym wyjściem Badania w Rzymie to tylko jeden z kilku etapów leczenia małego Fabiana. Prawdziwym szczęściem dla rodziców okaże się wiadomość o tym, że ich synek dostanie się na eksperymentalne leczenie, gdzie podawane są maluchom leki testowane, gdyż na SMA jak dotąd nie znaleziono skutecznego lekarstwa. Prace nad lekiem dopiero trwają. O eksperymentalnym leczeniu dowiedzieli się, przeglądając Internet. Trafili na stronę Clinicaltrials.gov. – To skarbnica wiedzy. Są tutaj wymienione placówki medyczne z całego świata, które wprowadzają eksperymentalne leki. Nas interesuje Europa. W Polsce nie prowadzi się tego typu leczenia. Pozostają Niemcy, Włochy lub inne kraje – wyjaśnia Piotr. Leczenie trwa długo i zależy od leku, który będzie podany Fabianowi. Czas kuracji waha się od 6 miesięcy do ponad roku w przypadku leku firmy Biogen, którym są zainteresowani rodzice. Żeby jednak myśleć o wyjeździe do którejś z placówek, Piotr i Dominika muszą uzbierać pokaźną sumę, aby bez problemów przeżyć za granicą. – Do wyjazdu potrzebujemy uzbierać kwotę minimum socjalnego dla dwóch osób w danym kraju. Jeżeli we Włoszech jest 5850 euro rocznie, to na dwie osoby wychodzi ok. 12 tys. euro. Do tej pory uzbieraliśmy jakieś 70 proc. tej kwoty. Rodzice już ustalili, że na leczenie z Fabianem pojedzie Dominika. Piotr natomiast zostanie z córką w Olsztynie. Sam wyjazd to absolutne minimum. Państwo Dargiewiczowie zebrane pieniądze muszą przeznaczyć także na zakup sprzętu rehabilitacyjnego i ortopedycznego. – Są to ogromne kwoty. Właśnie kupujemy pulsoksymetr, który jest Fabianowi niezbędny do monitorowania stanu zdrowia. Jego koszt to 4700 zł. Potrzebujemy kamizelki do oddychania i pionizowania. Zwykły kawałek materiału kosztuje ponad 3000 zł – przyznaje Dominika. Ale Fabian wymaga także codziennej intensywnej rehabilitacji. Rodzice jeżdżą z nim Ważna jest każda forma pomocy po różnych ośrodkach. – Z NFZ dostaliśmy jedną rehabilitację w tygodniu w szpitalu dziecięcym, mamy też dwie rehabilitacje do szpitala specjalistycznego w Ameryce. Tam ma robione masaże, hydroterapię i inne ćwiczenia. Niedawno znaleźliśmy panią, która zajmuje się rehabi- litacją AFE – mówi ojciec Fabiana i dodaje, że jego syn ma założone subkonto w Fundacji „Przyszłość dla dzieci”. – I jeżeli są jakieś środki, to fundacja nam je zwraca na podstawie faktur. Jednak większość kosztów związanych z rehabilitacją musimy ponosić sami. Pocieszający jest fakt, że leczenie eksperymentalne przynosi efekty. Państwo Dargiewiczowie mają kontakt z rodzicami dzieci, które są w trakcie leczenia. – Wysyłają nam filmiki. Postępy są kolosalne. Dziecko, które się nie ruszało, teraz potrafi łapać mamę za włosy. Także nadzieja jest i trzeba się jej trzymać – kontynuuje Piotr. – Zależy nam przede wszystkim na tym, żeby samodzielnie oddychał, bo to jest główne kryterium przyjęcia na leczenie – dodaje Dominika. Rodzice Fabiana mają świadomość tego, że sami nie byliby w stanie podjąć walki o życie syna. Starali się o pomoc, którą uzyskali. – Nasz upór się opłacił. Zyskaliśmy pomoc od wielu osób czy firm, które kiedyś były nam obce, a teraz jesteśmy przyjaciółmi. Co można jeszcze powiedzieć, gdy dziecko choruje na tak poważną chorobę? Jak można dodać otuchy innym rodzicom? Rodzice Fabiana przez chwilę zastanawiali się nad odpowiedzią. – Trzeba walczyć. My się nie poddajemy, bo gdy widzimy uśmiech na twarzy syna, to nic innego się dla nas nie liczy – mówią wspólnie i dodają, że ich córka również chciałaby pomóc. – Siostra Fabiana, Julia, jest gimnastyczką. Chodzi do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Mówi, że chciałaby oddać Fabianowi część swoich mięśni – Piotr i Dominika cytują słowa córki z uśmiechem. Czym jest SMA? Rdzeniowy zanik mięśni (SMA) jest chorobą o podłożu genetycznym. Charakteryzuje się tym, że w rdzeniu kręgowym obumierają neurony odpowiadające za pracę mięśni. Wskutek tego mięśnie stopniowo ulegają zanikowi. Małe dzieci są szczególnie narażone na jej ataki, gdyż w ich wieku schorzenie to przebiega szybko i gwałtownie. Osłabieniu ulegają mięśnie tułowia, kończyn, przełyku i płuc, co może doprowadzić do utraty zdolności przełykania i niewydolności oddechowej. – W przypadku SMA, w najcięższej postaci, śmiertelność przy dobrym wsparciu oddechowym wynosi 50 proc. To znaczy, że połowa chorych dożywa 4 albo 5 lat. Jeżeli dziecko ma problem z oddychaniem, to najczęściej dożywa 6 lub 7 miesięcy – tłumaczy Kacper Ruciński, wiceprezes i współzałożyciel Fundacji SMA. Pan Ruciński dodaje, że zdarzają się wyjątki. – Znamy dzieci, które mimo wykrytego SMA pierwszego typu (najcięższej postaci choroby), są już nastolatkami. Mają 13-14 lat. Liczba zarejestrowanych osób w Polsce wynosi ok. 300. Jednak może ich być nawet 2000. Kacper Ruciński uważa, że problemem w rozpoznaniu SMA jest niedostateczna wiedza lekarzy o tej chorobie (szczególnie tych pierwszego kontaktu), a za tym idzie społeczna nieświadomość. Tym ważniejsza jest każda wzmianka w mediach o tym genetycznym schorzeniu. – Ze swojej strony mogę dodać, że dzięki naszej fundacji jeszcze jedno dziecko z Olsztyna pojedzie na badania do Włoch – kończy pan Ruciński. Cezary Kapłon olsztyn “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 5 Zapowiadana w wakacje zmiana w taryfach opłat za przejazdy komunikacją miejską wchodzi w życie. Na nowych warunkach można podróżować od niedzieli 1 listopada. Takich zmian w olsztyńskiej komunikacji nie było od dawna. Nowe sieciówki, które są już w sprzedaży, kosztują zaledwie 88 złotych. To aż o 22 złote mniej niż było to dotychczas. Do tego bilety czasowe – 2,90 zł za pół godziny jazdy, 3,40 zł za godzinę i 4,40 zł za 90 minut podróżowania. Co ważne, korzystając z tych przejazdówek, można wielokrotnie przesiadać się między pojazdami. Dzięki temu będzie można szybko i sprawnie łączyć w nowym układzie komunikacyjnym przejazdy autobusem i tramwajem (ale także przesiadać się między liniami tramwajowymi albo autobusowymi). Jednorazowy bilet pozostaje w cenie 2,90 zł. Ważna informacja dla mieszkańców gmin Dywity i Stawiguda, korzystających z usług miejskiego przewoźnika. Od niedzieli przestały obowiązywać bilety aglomeracyjne. To oznacza, że przejazd poza Olsztyn kosztuje już tyle samo co w granicach miasta. W ofercie pozostaną bilety 10-przejazdowe. Nato- miast z czasowych – poza miesięcznymi i 30-dniowymi – 24-godzinny i 3-dniowy. Ułatwieniem może być Olsztyńska Karta Miejska. Plastikowy dokument może zastąpić sieciówkę albo być elektroniczną portmonetką wykorzystywaną do płacenia za przejazd. Zachęcamy do zapoznania się ze szcze- gółową informacją dotyczącą nowej taryfy i ulg: www.zdzit.olsztyn.eu. Przypominamy też, że wraz z uruchomieniem tramwajowych linii zmieni się układ komunikacyjny. Na stronie Zarządu Dróg Zieleni i Transportu można przeczytać o tym, jak będzie wówczas funkcjonować transport miejski. Tramwaje co 7,5 minuty, autobusy co kwadrans. Tak w godzinach szczytu ma kursować olsztyńska komunikacja miejska. Częstsze kursy, więcej możliwości podróżowania, sprawniejsze przejazdy – to wszystko wiąże się ze zmianami, jakie zostaną wprowadzone w nowym układzie komunikacyjnym Olsztyna. Po- znaliśmy rozwiązania, które będą obowiązywać po uruchomieniu tramwaju. – Naszym priorytetem jest poprawa połączeń na terenie całego miasta – wyjaśnia prezydent Piotr Grzymowicz. – Chcemy zadbać też o te osiedla, do których nie dociera tramwaj. Wśród najważniejszych założeń były częstsze kursy oraz zwiększenie dostępności komunikacji miejskiej w weekendy i święta. Jestem przekonany, że jakość świadczonych usług zadowoli olsztynian. Nowością są również autobusowe linie, które będą dowozić olsztynian do tramwajów. Te będą kursować z os. Generałów, Pieczewa oraz Tęczowego Lasu. W przypadku połączeń autobusowych zdecydowanie wzrośnie częstotliwość kursowania. Większość linii będzie jeździć w dni robocze co kwadrans. Poza tym więcej połączeń pojawi się wieczorami, w dni robocze wolne od nauki szkolnej oraz w dni świąteczne. Warto zaopatrzyć się w Olsztyńską Kartę Miejską. Rodzaje OKM: Karta spersonalizowana (imienna) to elektroniczna portmonetka na przejazdy jednorazowe i bilety okresowe. Spersonalizowana karta zawiera także informacje o ewentualnych ulgach bądź uprawnieniach do przejazdów bezpłatnych. Dzięki temu nie trzeba już nosić przy sobie dodatkowych dokumentów potwierdzających te przywileje. OKM imienna może być użytkowana wyłącznie przez osobę, której dane zostały zapisane na karcie. Karta na okaziciela to elektroniczna portmonetka na przejazdy jednorazowe i bilety okresowe. OKM na okaziciela może być użytkowana przez wiele osób. Olsztyńska Karta Miejska może być jednocześnie elektroniczną portmonetką. To nic innego jak system przedpłat. Oznacza to, że użytkownik będzie mógł przelać pieniądze na swoją kartę (maksymalnie do 200 zł) i płacić nimi podczas zakupu biletu lub pozostawienie auta w strefie płatnego parkowania. W przyszłości oferta OKM będzie mogła być także rozszerzona o inne usługi. Najważniejsza zmiana to oczywiście wprowadzenie nowego środka transportu. Tramwaje będą kursować na trzech liniach: Kanta – Wysoka Brama, Kanta – Dworzec Główny, Dworzec Główny – Uniwersytet (przystanek przy ul. Prawocheńskiego). W godzinach szczytu składy będą przyjeżdżać co ok. 7,5 minuty. OKM ma format karty płatniczej. Jest to przede wszystkim nowoczesny nośnik biletów elektronicznych, obowiązujących w komunikacji miejskiej w Olsztynie. Ale nie tylko. Wystarczy spersonalizować kartę, by móc korzystać z dodatkowych usług. 6 “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 ślady przeszłości Jak Pawełek historię Olsztyna poznaje Nie ma to jak czynny wypoczynek na rowerze po ciężkim tygodniu pracy. Ten sposób rekreacji zaszczepił we mnie mój ojciec, który zawsze mówił i nadal często powtarza: „Synu! Ruch to zdrowie, a świeże powietrze ma zbawienny wpływ na nasz umysł”. Gdy wkraczałem w dorosłość, cała rodzina złożyła się i kupiła mi na urodziny dwa rowery, na których wspólnie z moją towarzyszką życia spędzamy każdą wolną chwilę. Na bicyklach jeździmy do pierwszego śniegu, potem zakładamy narty i biegamy po ścieżkach w olsztyńskim lesie. Cieszymy się, że jest jeszcze ciepło i możemy organizować nasze niedzielne przejażdżki. Teraz często jeździmy na naszą działkę. Musieliśmy wyposażyć rowery w światła, bo powroty odbywają się już o zmroku, ale czego nie robi się dla zdrowia. Przed Świętem Zmarłych na cmentarz komunalny w Dywitach też jeździliśmy rowerami. Mamy takie specjalne torby i bagażnik, w których bez problemu przewozimy rzeczy potrzebne do pielęgnacji nagrobków. Przez las pedałuje się sympatycznie. Najgorszy jest odcinek od mostu nad rzeką Wadąg do uliczki prowadzącej na cmentarz, bo w tym miejscu nie ma ścieżki rowerowej. Dlatego często jeździmy przez Kieźliny i Wadąg . Dalej, ale bezpieczniej. Jadąc przez las koło Jakubowa, zauważyłem, że ścieżka rowerowa przebiega koło pewnego bardzo starego cmentarza. Nie wiedziałem, że w Lesie Miejskim też są jakieś nekropolie. Natychmiast zadzwoniłem do Jacka Panasa. Wiedziałem, że na pewno coś o nich będzie wiedział. Nie pomyliłem się. Oczywi- ście najpierw musiałem usłyszeć tradycyjne: – Oj Pawełku! Ty mnie zamęczysz. Potem było przyrzeczenie, że przyśle mi e-maila. Słowa dotrzymał i za dwie godziny materiał już miałem. I oto, co napisał nasz redakcyjny miłośnik starego Olsztyna. „Nie będę pisał o nowych olsztyńskich nekropoliach, a przybliżę Ci te stare, często zapomniane i prawie już niewidoczne miejsca wieczne- go spoczynku. Z tego, co mi powiedziałeś, jedną odkryłeś, jadąc rowerem do Dywit. Pomiędzy ostatnimi zabudowaniami (teraz są tam przychodnie lekarskie) a zjazdem do zdewastowanego Stadionu Leśnego zlokalizowany jest cmentarz wojenny żołnierzy niemieckich. Założono go w 1914 roku dla osób poległych podczas działań wojennych. Prawdopodobnie spoczywa na nim w kilku półkolistych kwaterach 87 żołnierzy. Obecnie to miejsce jest dosyć zadbane. W tym samym roku po drugiej stronie drogi do Dywit utworzono cmentarz dla rosyjskich żołnierzy, którzy zginęli na terenie Prus w czasie I wojny światowej. Ta nekropolia przez lata nie była pielęgnowana i dziś już prawie jej nie widać. O jej istnieniu informuje tylko pamiątkowy głaz z wyrytym napisem: „Tu spoczywają rosyjscy żołnierze, którzy zginęli daleko od swojej ojczyzny”. Ilu żołnierzy tam leży, tego nikt dokładnie nie wie. Między drzewami są jeszcze szczątki nagrobków i dwa obeliski z odnowionymi napisami. To pozostałości po istniejącym tam, założonym w 1923 roku małym, wielowy- znaniowym cmentarzu komunalnym. Został już zamknięty, prawdopodobnie w latach 30., bo w latach 50. już prawie nie było po nim śladu. Tuż koło niego, tam gdzie obecnie jest leśny parking, była pętla tramwajowa. Przysypane śniegiem uchroniły się tu przed barbarzyństwem radzieckich zwycięzców (czy jak kto woli „wyzwolicieli”) olsztyńskie tramwaje. Dwa wozy motorowe i kilka przyczep. Jak mi kiedyś opowiadał nieżyjący już Władysław Karbownik, to one właśnie przez jakiś czas w 1946 roku jeździły po ulicach Olsztyna. Pan Władysław, z zawodu elektryk, uruchamiał stacje transformatorową oraz właśnie te jedyne ocalałe tramwaje. Jak wiesz, Pawełku, pierwszy tramwaj w Olsztynie pojawił się w 1907 roku i do 1963 roku (kiedy zostały zlikwidowane) istniały dwie linie: z ulicy Bałtyckiej do dworca oraz od ratusza do Jakubowa. W tym roku ponownie w Olsztynie zaczną kursować tramwaje. Prawdopodobnie pierwszy na trasę wyjedzie 14 grudnia, czyli w dniu, w którym 108 lat temu olsztynianie otrzymali taki rodzaj komunikacji miejskiej. Jednak wróćmy do wątku zapomnianych nekropoli. Żołnierze polegli podczas I wojny, jak również ci z olsztyńskich jednostek byli chowani na cmentarzu garnizonowym, utworzonym w 1913 roku przy obecnej ulicy Szarych Szeregów. Ta nekropolia składa się z dwóch części. Jedna jest starsza, przedwojenna, gdzie są kwatery żołnierzy armii rosyjskiej i niemieckiej z pierwszej wojny światowej oraz osób związanych z olsztyńskim garnizonem, a po 1945 roku okolicznych mieszkańców. Druga część jest nowsza. W niej spoczywają zabici podczas ostatniej wojny. Są tam zbiorowe mogiły kilku tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej, kwatery polskich żołnierzy i prawdopodobnie francuskich lotników z formacji Normandia Niemen”. Słowa Jacka Panasa przytoczył wiernie Pawełek kto ma rację? “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 7 Czekanie na pociąg Nieubłagana rzeczywistość Czy pamiętasz, Jacku, dawne peerelowskie dworce? Zwłaszcza w małych miasteczkach? W większości zaniedbane, obskurne, zdarzało się, że brudne, z toaletami wyczuwalnymi na odległość. Dworcowe bary z dyżurnym bigosem i fasolką po bretońsku, lurowatą kawą, herbatą słodzoną przydziałowymi dwiema kostkami (lub łyżeczką) cukru, czasami zdarzało się, że z cytryną. Mam w pamięci także dworcowe poczekalnie z twardymi, drewnianymi ławkami. Nie było innego wyboru, ale zawsze lepiej spędzić kilka godzin oczekiwania na pociąg w pomieszczeniu, zwłaszcza kiedy na zewnątrz pada deszcz lub jest zimno. A ja myślałem, że mój przyjaciel Andrzej Brzozowski twardo stąpa po ziemi i realnie patrzy na otaczającą nas rzeczywistość. Okazuje się, że chyba w dalszym ciągu jest jeszcze w czasach socjalistycznych, czyli w okresie, w którym wszystko było nasze. Ludzie mieli prawie darmowe wczasy, różnego typu deputaty, służbowe niemal bezpłatne mieszkania, dopłaty do światła, olbrzymie zniżki na przejazdy itp. W kraju królowały PKS i PKP. To byli najważniejsi przewoźnicy, w gestii których znajdowały sie wszystkie poczekalnie, stacje i przystanki. Pociągi jeździły przez całą dobę, autobusy również. Z racji wykonywanego zawodu, w latach siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych (zanim dorobiłem się samochodu), dużo jeździłem po kraju pociągami. Dobrze znałem takie dworce, spędziłem w nich wiele czasu, czekając na kolejne połączenia. Pewnie się dziwisz, Jacku, dlaczego o tym piszę. Bynajmniej nie z sentymentu za dawnymi czasami, chociaż... Kilkanaście dni temu późnym wieczorem byłem w Ostródzie w sprawach zawodowych. Pojechałem pociągiem, bo akurat samochód był w naprawie. Ostatni pociąg powrotny miałem o godzinie 21.30, następny dopiero o 6 rano. Trochę mnie to zmartwiło, bo gdyby spotkanie się przeciągnęło, musiałbym kilka godzin spędzić na ostródzkim dworcu. Wychodząc, zauważyłem kartkę na drzwiach, informującą, że dworzec w Ostródzie jest zamknięty od godziny 22 do 6 rano. Zapytałem pana w kasie, gdzie w tych godzinach można kupić bilety. Usłyszałem, że nie ma takiej potrzeby, bo po godzinie 22 do 6 rano żaden pociąg nie jedzie przez Ostródę. No dobrze, a gdzie w takim razie mogę zaczekać na swój pociąg, kiedy dworzec jest zamknięty? Okazuje się, że to moja sprawa. Mój pobyt w Ostródzie przeciągnął się do późnej nocy. Na szczęście jeden ze znajomych wracał do Olsztyna, więc się z nim zabrałem. Całą drogę powrotną zastanawiałem się, gdzie spędziłbym czas, czekając na poranny pociąg, gdyby nie ta okazja. Nie wiem, czy dworcami zawiaduje PKP, czy lokalna administracja państwowa, ale coś tu jest nie tak! Nikt nie interesuje się podróżnym, który z takich czy innych przyczyn jest zmuszony do czekania na połączenie kolejowe. A gdyby taka sytuacja wydarzyła się zimą? Kilka godzin stania na mrozie to niezbyt miła perspektywa. Domyślam się, Jacku, że dworce są zamykane nocą przed bezdomnymi i menelami. Od pilnowania porządku są jednak służby porządkowe i nie powinien z tego powodu cierpieć podróżny. Zamykanie dworca nie jest najlepszym rozwiązaniem tego problemu. Andrzej Zb. Brzozowski Czasy się zmieniły, przewoźników namnożyło się bez liku. Zabrali dużą część pasażerów, ale dawnym potentatom pozostawili całą infrastrukturę, czyli balast. Co się stało? Molochy zaczęły się bronić, tworząc małe firmy i przedsiębiorstwa. Nagle okazało się, że trzeba ciąć koszty. Najłatwiej likwidować to, co nierentowne. Na pierwszy ogień poszły kursy po- ciągów i autobusów, całe linie kolejowe i małe stacyjki. Sprzedano albo pozostawiono w ruinie zabudowania i zachowano tylko przystanki z wiatami. I widzisz, Andrzeju, na stacji w Ostródzie potrzebne są tylko kasy i perony. Inne pomieszczenia są po prostu niepotrzebne. To po co je ogrzewać, sprzątać, palić światło? Marnotrawstwo pieniędzy. Dlatego piękny, secesyjny dworzec otwarty jest od pierwszego do ostatniego pociągu. Na mniejszych stacjach pozostały tylko perony, często nawet bez wiat, a bilety kupuje się u konduktora. Czysta ekonomia. Gdyby Ostróda była stacją węzłową i ludzie musieliby często czekać kilka godzin na przesiadkę, to prawdopodobnie poczekalnia byłaby otwarta. Na innych dworcach, kiedy w nocy nie zatrzymuje się żaden pociąg, poczekalnie są zamknięte, nawet na lotnisku. Te miejsca, niestety, nie mogą być bezpłatnymi hotelami czy noclegowniami. To nie socjalizm, który w założeniach ma wspólną troskę o wszystkich i wszystko. Podobnie jest w innych krajach. Już pisałem, pieniędzy nie wolno niepotrzebnie wydawać. Myślę, że Ty, gdybyś miał dwupiętrowy dom, a mieszkał tylko na jednym piętrze, to też drugie piętro ogrzewałbyś tylko wtedy, kiedy byłoby użytkowane. Czas najwyższy się z tym pogodzić. Przyszło nowe i trzeba wierzyć, że będzie lepiej! Jacek Panas 8 “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 dom Czyściutkie cztery kąty Sprzątać trzeba umieć – mawiają osoby świadome własnych ułomności w tej materii. O ile większość z nas dba o ogólny porządek, o tyle mamy kłopot z utrzymaniem całego mieszkania w perfekcyjnej czystości. Zawsze jest jakiś piekarnik, który trzeba doszorować albo armatura błagająca o usunięcie osadu. Na szczęście są sposoby na łatwe i tanie przeprowadzenie generalnych porządków. Wszystko jest w takim nieładzie, że nie wiadomo, za co się łapać. To najczarniejszy scenariusz, ale nawet z nim sobie poradzimy. Najlepiej zacząć od czynności, które nie są czasochłonne, a dają natychmiastowe efekty. Wyrzućmy wszystko z garderoby i szafy na podłogę zamaszystym ruchem ręki. Następnie stańmy nad stertą rzeczy, mając w ręku solidny, 120-litrowy worek na śmieci. Wyrzucajmy wszystko, co jest nam zbędne. Dzięki temu łatwiej będzie poukładać to, co pozostanie. Rozwód ze starociami W przypadku ubrań kierujmy się zasadą: wyrzucamy wszystko, czego nie założyliśmy w tym roku. Szkoda pozbywać się nienoszonych dawno spodni, bo są „jeszcze dobre”? Zadaj sobie pytanie, kiedy ostatni raz były używane. Jeśli przed ponad rokiem, to wyrzuć je – widocznie masz dużo lepszych ubrań. Idąc tym tropem, zyskasz sporo przestrzeni na półkach. Dzięki temu nie tylko będzie ci łatwiej utrzymać pozostałe rzeczy w ładzie. One dodatkowo będą lepiej wyeksponowane w szafie. Szybciej zaczniesz decydować, w co się ubrać. Zostaną same sensowne propozycje, bez niepotrzebnych złodziei miejsca. Podobnie warto postępować w przypadku innych przedmiotów. Każdy z nas ma przepełnioną przestrzeń rzeczami zbędnymi. To choćby stare płyty i kasety, gazety, przeterminowane leki i kosmetyki – trzeba przejrzeć te szpargały, wyrzucić większą część. A resztę posegregować tak, aby konkretne grupy produktów miały jedno ustalone miejsce, a nie były porozrzucane po różnych szufladach, jak to bywa w przypadku dokumentów. Wyrzucamy nieużywane mydła i powidła, pozostałe przedmioty grupujemy i konsekwentnie trzymamy się nowego porządku. Po odgraceniu mieszkania zabieramy się do ogólnego sprzątania. Zaczynamy od ściągnięcia dywanów, chodników, kap, koców czy pokrowców. Raz na jakiś czas przecież trzeba się zmobilizować do wytrzepania i wyprania tych dużych połaci materiału. Dzięki temu nasze mieszkanie nabierze świeżości. Szczególnie jeśli dodatkowo odkurzymy meble, książki, kwiaty oraz kaloryfery. wietrzeje – już po kwadransie od wyschnięcia nie wyczujemy jego zapachu. Do tego słynie z pochłaniania innych zapachów, dlatego jest idealny do przepłukiwania odpływów czy do przetarcia lodówki. Wiemy już, co zrobić z kamiennym osadem na armaturze. A jaki naturalny składnik stanie się dla nas idealnym zastępstwem dla preparatów zwalczających tłuste osady? To cytryna. Chcąc domyć wnętrze piekarnika lub mikrofalówki, włóżmy do nich garnek z wodą oraz dużą ilością pokrojonej cytryny i ustawmy wysoką temperaturę. Gdy woda cytrynowa zacznie parować, skropli się na otłuszczonych ścianach piekarnika czy mikrofalówki. Gdy nieco ostygnie, wystarczy wytrzeć wnętrze urządzenia szmatką. Tłuszcz zejdzie bez oporu. Każdego dnia bliżej perfekcji Najwięcej problemu może sprawić usunięcie kurzu właśnie z grzejników. Aby dotrzeć między żeberka, posłużmy się szczotką do czyszczenia butelek owiniętą mokrą szmatką. Meble tapicerowane możemy odświeżyć odkurzaczem lub uciec się do zmyślniejszego triku. Sprawdza się on w przypadku kanap i foteli. Kładziemy mokre prześcieradło na zakurzonej kanapie i uderzamy w nie intensywnie trzepaczką do dywanu. Kurz, który normalnie wzbiłby się nad kanapę i z powrotem na niej wylądował, przylepi się do zwilżonego prześcieradła. Tanie sposoby na skrócenie roboty Według reklam telewizyjnych detergenty są inteligentne. Niszczą brud, osad, tłuszcz czy kamień, ale nie robią krzywdy naszym dłoniom. Jak to możliwe? Skąd agresywny preparat ma to rozeznanie, co atakować chemicznie (brudna powierzchnia), a co łagodnie (skóra człowieka). Bzdura! Nie dawajmy wiary w takie obietnice, lepiej sami stwórzmy środki do czyszczenia na bazie naturalnych składników. Najwięcej zastosowań przy sprzątaniu znajdziemy dla poczciwego octu. Doskonale sprawdza się przy myciu okien. Wystarczy przygotować sobie dwuskładnikowy koktajl czyszczący: do dwóch szklanek gorącej wody dodać szklankę octu i wlać do buteleczki z rozpylaczem, by wygodnie spryskiwać okna. Jeśli do roztworu dodamy kilka kropel gliceryny, to okna będą lśniły. Szczególnie jeśli na koniec wypolerujemy je rajstopami z nylonu. Ocet stanie się również naszym sprzymierzeńcem w zwalczaniu łazienkowych nieczystości. Brudne fugi odzyskają dawny kolor, jak będziemy je szorować szczoteczką zwilżoną octem. Tym płynem też zmiękczymy kamień zalegający w wannie i umywalce. Jeśli osad jest wyjątkowo uporczywy, to warto do octu dodać sody oczyszczonej (na szklankę octu ćwierć szklanki sody). Taki roztwór przyda nam się, gdy osad z twardej wody jest tak uciążliwy, że aż zatyka dziurki w słuchawce od prysznica. Wystarczy zanurzyć ją na godzinę w naszej mieszance, a słuchawka będzie w lepszym stanie niż gdybyśmy ją nacierali najdroższymi detergentami. Wbrew pozorom nie mamy co się obawiać zapachu octu. Choć faktycznie ma ostrą woń, to na szczęście szybko Na koniec rada dla osób, którym trudno się zmobilizować do dokładnego sprzątania. Wielu z nas ma taki kłopot, że robienie porządków odkłada na sobotę. Gdy już nadchodzi szósty dzień tygodnia, sprzątania jest tak dużo, że trudno poświęcić czas drobiazgom, takim jak choćby usuwanie nalotu na fugach w łazience. Rozwiązanie jest jedno. Warto zrobić listę kilkunastu prac domowych, które pojedynczo są mało czasochłonne. Na przykład punkt pierwszy: umycie okna w kuchni, punkt drugi: przetarcie kurzu z meblościanki, punkt trzeci: zdezynfekowanie muszli klozetowej, punkt czwarty: doczyszczenie piekarnika, punkt piąty: udrożnienie odpływu w umywalce. Każda z tych czynności zajmie nam nie więcej niż kwadrans. Codziennie zmobilizujmy się do jednej drobnej czynności, wykreślając ją z listy. Dzięki temu nawet nie zauważymy, jak mimochodem w ciągu tygodnia doprowadzimy nasze gniazdko do błysku. Gdy wesoła rodzinka zawita u nas na niedzielnym obiedzie, będziemy krążyć po swych włośniach niczym dumne pawie. Olga Ropiak ślady przeszłości “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 9 Między ziemią a niebem – regionalne zwyczaje pogrzebowe Za nami święta poświęcone zmarłym, czas wspominania tych, którzy od nas odeszli. Warmiacy i Mazurzy także o nich nie zapominali, odpowiednio ich żegnali i towarzyszyli w przejściu do innego świata. Niekiedy potrafili nawet przewidzieć, że śmierć czyha za progiem. Niegdyś obrzędy poświęcone zmarłym odbywały się kilka razy w roku: w Nowy Rok, Wielkanoc i zapusty. Z biegiem czasu Kościół doprowadził do skupienia ich w jednym dniu. Na Warmii był to podobnie jak dzisiaj 1 listopada, na Mazurach zaś ostatnia niedziela listopada. Dzień przed swoim świętem dusze zmarłych krążyły po świecie, dlatego zostawiano dla nich jadło, zarówno na cmentarzu, jak i w domu. W izbie dodatkowo palono światło. Należało się wtedy powstrzymywać od wylewania wody, inaczej istniała groźba, że oblejemy ducha. Jeśli musiano wykonać tę czynność, wcześniej ostrzegano: „uciekajcie wszystkie dusze, bo ja wodę wylać muszę”. W późniejszym okresie na Warmii karmiono w tym czasie przed kościołem dziadów proszalnych. Pukanie i wycie, już długo nie potrwa twe życie Śmierć zazwyczaj przychodziła zapowiedziana. Na Mazurach istniało przekonanie, że przychodziła przez trzy wieczory. Słychać było dziwne stukania, pukania, sowa pohukiwała „pódź, pódź”, pies wył z pyskiem skierowanym do ziemi, koń prychał, świerszcz cykał w ścianie, a kura mogła nawet zapiać. Gdy śmierć przyszła, należało zadbać o to, aby nieboszczyk został wyłączony ze społeczności żywych, dwa światy nie mogły stykać się ze sobą. Mazurzy kładli konającą osobę na słomie ułożonej na podłodze. Palili świece i odmawiali modlitwy. REKLAMA O zgonie zawiadamiano krewnych, sąsiadów, zwierzęta gospodarskie, a nawet pszczoły. Na ulach wieszano czarne szmatki. Skalana woda Tak długo jak nieboszczyk leżał w domu, nie wolno było wykonywać wielu prac, szczególnie prząść i piec chleb. Te czynności zakłócały spokój zmarłego. Zakrywano także lustra, bo mogło to doprowadzić do śmierci kolejnej osoby z rodziny. Zwłoki najczęściej myła i ubierała kobieta. Zanim zostały włożone do trumny, były kładzione w gieźle, czyli w tzw. śmiertelnej koszuli lub prześcieradle na piasek. Młodych ubierano tak jak na wesele. Do trumny wkładano kanoncjał, grzebyk, lusterko, chusteczkę do nosa, a nawet drobne monety. Zmarłemu na tamtym świecie miało niczego nie brakować, musiał dobrze zaprezentować się na Sądzie Ostatecznym, a w razie potrzeby mógł się tam także wykupić. Wodę, którą były obmywane zwłoki, uznawano za nieczystą. Należało wylać ją w takim miejscu, gdzie nic nie rośnie, nikt nie chodzi, tak aby w tym momencie nie przelatywały ptaki. Podobnie postępowano ze słomą, na której wcześniej spoczywały zwłoki. Nieszczęście mogło sprowadzić wylanie wody na swój „puścian” – cień. Kobieta, która przygotowywała zmarłego, musiała powstrzymać się od różnych prac gospodarskich, np. dojenia krów, czerpania wody. Pusta noc Na środku paradnej izby, nogami w kierunku drzwi, ustawiano otwartą trumnę ze zmarłym. Od strony głowy ustawiano krzyż, po bokach świece i kwiaty. Od momentu śmierci do pogrzebu cały czas modlono się i śpiewano pieśni. Po jednej stronie siedziały REKLAMA kobiety, po drugiej mężczyźni. Czuwających częstowano kuchem, kawą, a nawet wódką. Wśród panów krążyła butelka i jeden kieliszek, wśród pań miska z łyżką, którą czerpano alkohol. Ostatnia noc zmarłego w domu nazywana była pustą nocą. Pozwalała nieboszczykowi ostatecznie pożegnać się z dawnym światem. Drzwi nie mogły być zamknięte na klucz, wtedy dusza nie mogła odejść. Ostatnia droga Wyprowadzając zmarłego z domu, otwierano drzwi i okna, wypuszczano zwie- rzęta gospodarskie. Wychodząca dusza żegnała się nie tylko z ludźmi, ale także z trzodą, bydłem i pszczołami. Trumną stukano o próg. Dusza miała wędrować z konduktem żałobnym. Zatrzymywano się za wsią, na skrzyżowaniu dróg. Chodziło o to, aby zmarły nie wrócił do wsi pod postacią ducha. Konie wiozące trumnę musiały być pożyczone. Jeśli koń potknął się lewą nogą, pierwsza we wsi miała umrzeć kobieta, jeśli prawą – mężczyzna. Ksiądz kropił trumnę wodą święconą i w kościele odprawiał mszę świętą. Gdy kondukt dotarł na cmentarz, otwierano trumnę, aby pożegnać się ze zmarłym. Już zamkniętą spuszczano do dołu i zakopywano. Tym chwilom towarzyszył na Mazurach pastor, a na Warmii ksiądz. Zazwyczaj ktoś z rodziny dziękował przybyłym oraz zapraszał na „łobiad”. Cerm z jadłem i napitkiem Kiedyś w przyjęciu po pogrzebie, czyli „cermie”, uczestniczyła cała wioska. Uważa się, że jest to przejęcie pogańskiego zwyczaju uczt pogrzebowych, które odbywały się na cmentarzach (Prusowie nazywali je „sermen”). Zbierano się w domu zmarłego lub karczmie. Tam wszyscy jedli i pili. Na Warmii nie podawano wtedy mięsa. Po wychyleniu kieliszka, najczęściej wódki zmieszanej z miodem, mówiono: „Wieczny pokój daj mu (jej) Panie!”. Dla zmarłego zostawiano miejsce przy stole, nakładano jadło i nalewano napitek. W przypadku śmierci młodej osoby uważano, że trzeba wyprawić jej wesele. Zdarzało się, że te stypy zmieniały się w libację. O północy na krzyżówkę dróg zanoszono jedzenie dla zmarłego, aby zostawił w spokoju żywych. W niektórych wioskachbył zwyczaj zanoszenia na cmentarz strawy. Istniało przekonanie, że po zmarłym nie powinno się zbyt długo rozpaczać. W przypadku matki, która straciła dziecko, mogło to doprowadzić do tego, że dziecko nie było w stanie odejść. Przez jakiś czas dusza przebywała wśród swoich bliskich. Często widywano jak dzieci, którym umarła mama, wskazywały ją palcem. Miała przychodzić do tych najmłodszych, karmić je i bawić. Dawne społeczności wiedziały, jak ważne jest to, aby odpowiednio pożegnać zmarłego. Chodziło o to, aby wyłączyć go ze wspólnoty żywych. Zachowanie wszystkich obrzędów dawało spokój nie tylko odchodzącej duszy, pozwalało bliskim pogodzić się z odejściem członka rodziny, z wiedzą, że zrobiło się wszystko, co należało w takiej sytuacji uczynić. ir REKLAMA 10 “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 motoryzacja Wymieniamy opony? Z dnia na dzień temperatura jest coraz niższa. Pewnego dnia obudzimy się, a za oknem będzie już białawo od porannych przymrozków. Gdy z szyby swojego auta zaczniemy skrobać pierwszy szron, do głowy wpadnie nam myśl: czas wymienić opony! Aby uniknąć kolejek, można to zrobić już teraz. Eksperci twierdzą, że opona letnia traci właściwości trakcyjne już przy temperaturze 6 stopni Celsjusza. Powodem tego, że podczas chłodów letnia opona traci swoje właściwości trakcyjne, jest mieszanka, z jakiej została wykonana. Letnie ogumienie przy niskiej temperaturze robi się twarde. Przez to przestaje spełniać swoją rolę. Opona ma gorszą przyczepność do jezdni, a droga hamowania się wydłuża. Wygodnie całorocznie? Skarby z piwnicy Jeśli więc mamy w piwnicy ubiegłoroczne opony zimowe, powoli szykujmy się do otarcia ich z kurzu. Przypomnijmy sobie, jak długo już korzystamy z naszych poczciwych zimówek. One też mają swoją datę przydatności do użycia! Jest to 7-8 lat. Datę produkcji opony znajdziemy na jej boku. Jest zapisana ciągiem cyfr rozpoczynającym się od skrótu „DOT”. Cztery ostatnie cyfry informują nas o tygodniu (dwie pierwsze pozycje) oraz roku (dwie ostatnie pozycje) produkcji ogumie- nia. Jeśli zatem opona została wypuszczona na rynek przed więcej niż siedmioma laty, to dajmy jej odejść na emeryturę. Takie ogumienie straciło już swoje parametry i nawet jeśli wygląda przyzwoicie, to jest już wysłużone i może okazać się niebezpieczne. Sprawdźmy, czy nasze używane ogumienie nie ma żadnych uszkodzeń. Ewentualne pęknięcia czy wybrzuszenia na bokach mogłyby świadczyć o naruszeniu wewnętrznej struktury opony. Defekt w tym zakresie może mieć opłakane skutki. Pęknięta opona to drgania kierownicy, częściowa utrata przyczepności do jezdni, a nawet zupełna utrata panowania nad pojazdem. Nowe, używaki czy nalewki? Jeśli więc stwierdzimy, że nasze stare opony już średnio nam posłużą, zakupmy inny komplet. Tylko na jakie ogu- mienie się zdecydować? Wielu kierowców kieruje się kryterium ceny. Skoro tak, to będziemy mieli do wyboru trzy opcje: opony używane, opony nowe oraz opony ponownie bieżnikowane, tak zwane nalewki. Rozważając zakup opon używanych, zwróćmy uwagę na ich ogólny stan techniczny, a w szczególności na głębokość bieżnika. Prawo stanowi, że nie może być ona mniejsza niż 1,6 mm. Choć jest to dopuszczalne minimum, odradza się zakup tak słabych egzemplarzy. Przyzwoita głębokość bieżnika to 4 mm. Wtedy opona będzie sprawnie odprowadzać błoto, deszcz i śnieg, a my zminimalizujemy ryzyko poślizgu przy kapryśnej pogodzie. Pragnąc zapewnić sobie maksimum spokoju i komfortu, kierowcy decydują się na zakup fabrycznie nowego kompletu opon do swojego auta. Nie będzie tu kłopotu z głębokością bieżnika, a wyśrubowane przez producenta parametry zwiększą nasze bezpieczeństwo. Nowe opony są jednak wydatkiem, na jaki rzadko któREKLAMA ry polski kierowca decyduje się każdego sezonu. Obok opon używanych i nowych wybór kierowców pada także na nalewki. To opony używane, na które nałożono nowy bieżnik. Takie rozwiązanie ma swoich zadowolonych użytkowników, ale i rodzi wątpliwości u sceptyków. Z jednej strony przecież za stosunkowo niską cenę dostaniemy używaną oponę z nowym bieżnikiem. Z drugiej strony jednak bieżnik nie jest jedynym elementem w oponie, który się zużywa. Nalewka po przejechaniu kilkunastu tysięcy kilometrów może niestety ulegać deformacji, a to nie zawsze widać gołym okiem. Co więcej, laikowi trudno ocenić, czy nalewka została wykonana w sposób profesjonalny. Zdarza się, że niektóre serwisy próbują tchnąć nowe życie w opony, które już się do niczego nie nadają. Dlatego jeśli kupujemy opony bieżnikowane, to od zaufanego wulkanizatora, o którym wiemy, że dla paru groszy nie będzie ryzykował swojej reputacji. A może lepiej zainwestować w opony całoroczne i w ten sposób pozbyć się kłopotu wymiany ogumienia co sezon? Takie rozwiązanie wydaje się wygodne i cieszy popularnością wśród coraz liczniejszej grupy kierowców. Opony całoroczne uchodzą za kompromis między zimówkami a letnimi. Są wykonane z miększej mieszanki gumy niż w przypadku opon letnich. Całoroczna opona zachowuje elastyczność podczas mrozów. Jej bieżnik jest połączeniem głębokich wcięć i gęsto rozmieszczonych rowków (jak w oponach zimowych) oraz wzoru bieżnika zbliżonego do tego z letniego ogumienia. Czy korzystać z takiej hybrydy? Odpowiedź zależy od tego, czym i gdzie jeździmy. Opony całoroczne mogą być w pełni bezpiecznym rozwiązaniem dla kogoś, kto porusza się niewielkim autem w obrębie miasta lub niedalekich okolic. Dla pozostałych pojazdów – tych większych, jak i mniejszych, jeżdżących po różnych terenach i trasach – zaleca się jednak wybrać opony sezonowe. Wąska zimówka… Na koniec obalmy mit. Wśród wielu kierowców panuje przekonanie, że opona zimowa powinna być węższa niż opona letnia. Drodzy kierowcy, nie jest to prawda. Opona jest jedyną styczną auta z podłożem. Węższa opona sprawia, że powierzchnia stykowa jest mniejsza i nasze auto nie będzie miało odpowiedniej przyczepności. Dlatego powinniśmy wybrać tylko taką szerokość opony, jaką zaleca nam producent naszej marki auta. Sprawdzić to możemy na internetowych forach miłośników naszego modelu lub zapytać dealera. ar zdrowie “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 11 Gdy jesteśmy non stop zmęczeni i apatyczni, to wydaje nam się, że bierze nas przedgrypowe osłabienie. Zaraz mnie połamie w kościach – przewidujemy, wzdrygając się na szarówkę za oknem. Tymczasem to nie z przeziębieniem mamy problem, ale z głową. Padliśmy ofiarą sezonowego zaburzenia nastroju. Zjawiska znakomicie rozpoznanego w krajach skandynawskich. W Polsce traktowanego z przymrużeniem oka. Czy dopadła cię jesienna chandra? Sezonowe zaburzenie nastroju prędzej Polakowi wyda się początkami grypy niż problemem na tle psychicznym. Niechęć do działania, kompletny brak energii, apatia, senność, złe samopoczucie to tylko niektóre objawy jesiennej chandry. I właśnie – gdy używamy słowa „chandra”, to problem wydaje się nie istnieć. W końcu każdy z nas miewa doła, to naturalne, że zdarzają się gorsze dni, prawda? Myśląc w ten sposób, spychamy się na margines. Sądzimy, że sami jesteśmy temu winni, że nie układa nam się tak, jak byśmy chcieli. Źródła odczuwanego smutku dopatrujemy się w swoim życiu. Trudno nam uwierzyć, że to, co czujemy, jest wyłącznie efektem ponurego myślenia i ma niewiele wspólnego z obiektywną rzeczywistością. Sezonowe zaburzenie nastroju (ang. seasonal affective disorders – SAD) jest pod lupą psychologów i psychiatrów od ponad 20 lat. Specjaliści ostrzegają, że fala chorobliwe- się, że widzimy świat takim, jakim jest. A wcale nie postrzegamy go prawidłowo. Czarne okulary skutecznie zaciemniają nam obraz Jak poprawić sobie nastrój? Sposobów na poprawę samopoczucia jest tyle, ilu ludzi. Każdego de- Czemu jesień nas dołuje? Choć sezonowe zaburzenie nastroju jest badane od lat, to nadal nie ma zgodności co do jego przyczyn. Niewątpliwie kluczową rolę odgrywa zmniejszenie ilości światła dziennego, która dociera do naszego mózgu – nie bez przyczyny na zaburzenia te cierpią głównie mieszkańcy krajów północnych. Ciekawą hipotezą jest też koncepcja niższej wrażliwości komórek siatkówki na światło. Zauważono, że u części osób cierpiących na sezonowe zaburzenia nastroju siatkówka oka jest mniej wrażliwa na światło, przez co do mózgu dociera go mniej. Wśród czynników psychologicznych SAD wymienia się te, które ogólnie sprzyjają zaburzeniom depresyjnym. Negatywne wyobrażenia o sobie, poczucie niepewnej i zagrażającej przyszłości oraz przekonanie o nieprzyjaznym otoczeniu społecznym to najczęstsze z nich. Niczym bumerang wracają jesienią, dlatego pamiętajmy o ruchu na świeżym powietrzu i podejmowaniu działań, które dają nam satysfakcję. go smutku narasta i w niektórych krajach staje się drugim najczęstszym problemem zdrowotnym, tuż po chorobach sercowo-naczyniowych. SAD działa jak wielkie, czarne okulary, które mamy na nosie, nawet o tym nie wiedząc. Wydaje nam rzeczywistości. Życie wydaje się bezbarwne. Warto uświadomić sobie, że z nami wszystko w porządku. Jedyne, co trzeba zmienić, by było lepiej, to strącić czarne okulary. Nie godzić się na to, by tkwić w dole jesiennej chandry. nerwuje i cieszy co innego, więc nie istnieje jedna recepta dla wszystkich jesiennych smutasów. Postarajmy się jednak znaleźć wspólny mianownik. Czy jest coś, co może rozweselić, pobudzić, nastroić pozytywnie większość z nas? Wygrana w totolotka. To na pewno by pomogło. Świadomość, że nasze sześć cyfr to te wylosowane, z pewnością byłaby dla każdego dużym strzałem emocji. Zwłaszcza gdyby okazało się, że kupon został niewysłany. Wielkie szczęścia i jeszcze większe tragedie zdarzają się statystycznie niewielu z nas. Chcąc przeżyć skrajne emocje, łatwiej wejść do wanny i puścić na siebie strumień lodowatej wody. Damy sobie niezłego kopa – człowiek wychodzi spod prysznica i czuje, że żyje. Nagle już nie jest ospały, a całodzienne znużenie ustępuje miejsca pobudzeniu i negatywnej ekscytacji. Szkoda, że negatywnej, ale lepsza taka niż żadna. Przecież jedyne, czego nam teraz trzeba, to wyrwanie się z letargu. Skoro psychicznie mało co nas stymuluje, to pobudźmy się fizycznie. Prosta recepta Udowodniono, że to właśnie proste pobudzenie fizyczne jest najlepszym sposobem na wyjście z sezonowego zaburzenia nastroju. Wysiłek fizyczny, najlepiej na orzeźwiającym, świeżym powietrzu. W jednym z niemieckich eksperymentów nad stymulantami poprawiającymi nastrój okazało się, że praca na powietrzu dała badanym lepsze efekty niż farmaceutyki na poprawę nastroju. Lekko sforsowani badani, którzy wykonali powierzone im zadania ogrodowe, deklarowali wyższe samopoczucie niż przed przystąpieniem do pracy. Wychodzi na to, że aktywne przebywanie na zewnątrz może skutecznie poprawić nastrój. Czynnikiem, który wpłynął na lepszy humor badanych, mogło być również poczucie, że powierzony obowiązek wykonało się w stu procentach. Satysfakcja z realizacji zamierzeń również jest tym, co może pomóc wyjść z dołka jesiennej chandry. Gdy więc mamy gorsze dni i wszystko wydaje się bez sensu, to nie chowajmy się pod pierzyną lenistwa. Zaplanujmy sobie kilka prostych czynności, które mamy zrobić, a na koniec dnia skreślmy je z listy wykonanych zadań. Przywróci nam to poczucie własnej sprawczości. I być może poprawi nastrój. Jedną z pozycji na naszej liście zadań może być wysłanie felernego totolotka. Warto wyjść z domu, pod każdym pretekstem. Nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Nawet piętnastominutowy spacer uzupełnia niedobory witaminy D w organizmie. Do tego światło dzienne jest znacznie korzystniejsze dla zdrowia i samopoczucia od sztucznego, które mamy w domu. Nim się obejrzymy, spadnie pierwszy śnieg, a wtedy zawsze jest przyjemniej. Aleksandra Ruda 12 “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 Dwuznaczne umowy Naciągaczy ci u nas dostatek. Sprzedają, co się da. Najczęściej „za pół ceny”. Wielokrotnie kuszą przez Internet lub telefon. Jeśli nie wiesz, kto dzwoni, jeśli nie rozumiesz, o co chodzi, to nie rozmawiaj, nie wyrażaj zgody, nie umawiaj się na spotkanie. Od pewnego czasu znów nasilili swą działalność naciągacze oferujący tańszy prąd. Pewnie dlatego Energa wydrukowała ulotkę „Uważaj na dwulicowe umowy”. Namawia w niej do uważnego czytania rachunków za energię, różnych dokumentów i wszelakiej korespondencji. W razie wątpliwości warto skontaktować się telefonicznie, a najlepiej osobiście z konsultantem lub innym fachowcem. Należy uważać, kogo wpuszcza się do domu. Prawdziwi pracownicy posiadają identyfikatory lub legitymacje służbowe. Pod żadnym pozorem nie należy podawać obcym swych danych osobowych ani pochopnie podpisywać żadnych umów czy innych dokumentów. Już lepiej wziąć dokument do przeanalizowania z kimś mądrym i umówić się na inny termin. Jeśli podpisałeś nierozważnie umowę Masz 10 dni! Według obecnie obowiązującego prawa, konsument ma prawo odstąpić od umowy zawartej poza lokalem sprzedawcy lub na odległość (to znaczy podpisanej u siebie w domu czy zawartej przez telefon) w ter- porady minie 10 dni od podpisania umowy. Może to uczynić bez podania przyczyny i bez ponoszenia z tego tytułu żadnych kosztów. Jest jednak pewne utrudnienie. Odstąpienie od tak zawartej umowy może nastąpić bezpośrednio w lokalu sprzedawcy lub poprzez wysłanie wymówienia z odpowiednim oświadczeniem listem poleconym. Po tym terminie natomiast umowa może zostać unieważniona po udowodnieniu, że konsument został wprowadzony w błąd. Trzeba wówczas wskazać wszystkie okoliczności, które o tym błędzie świadczą. Po poradę w takim przypadku najlepiej udać się do miejskiego lub powiatowego rzecznika konsumentów. Spadek obarczony zadłużeniami W ubiegłym miesiącu pochyliliśmy się nad problemem osób, które odziedziczyły spadek obarczony długiem. Ostatnio kłopoty spadkowiczów się skończyły, a przynajmniej znacznie zmniejszyły. Weszły w życie nowe przepisy, które na korzyść spadkobierców zmieniły zasady prawa spadkowego. Spadkobiercy już nie muszą spłacać cudzych długów. Nowe normy wprowadzają zasadę dziedziczenia długów tylko do wysokości wartości odziedziczonego majątku. To bardzo oczekiwana zmiana. Przypomnijmy, że do tej pory dziedziczyło się spadek wraz z długami, do których zalicza się między innymi koszty pogrzebu, niespłacone pożyczki, niezapłacone opłaty za czynsz lub dzierżawę, a także roszczenia o zachowek i inne zobowiązania. Zdarzało się, że dziedziczone majętności obarczone były znacznymi obciążeniami i z odziedziczonego majątku nie dość, że nic nie zostawało, to jeszcze trzeba było spłacać długi krewnego, z którym od dawna nie utrzymywało się kontaktu. Jedynym wyjściem z kłopotliwej sytuacji było odrzucenie spadku i musiało to nastąpić poprzez złożenie odpowiedniego oświadczenia w ciągu pół roku od śmierci krewnego. W dodatku trzeba było pamiętać, by podobne oświadczenia złożyły dzieci, a nawet małoletnie wnuki. Nowe przepisy, obowiązujące od 18 października, wprowadziły zasadę dziedziczenia z tzw. dobrodziejstwem inwentarza. Jest to spis wszystkiego, co po spadkodawcy zostało (dom, mieszkanie, działki, samochód, ewentualnie garaż) i wartość schedy pomniejszona o zobowiązania zmarłego. Notariusze służą pomocą. Jak to w praktyce wygląda, spróbujmy wytłumaczyć na przykładzie. Jeśli zmarły zostawił dom o wartości 500 tysięcy złotych, ale miał też długi w wysokości 50 tysięcy złotych, to musimy te 50 tysięcy oddać. Można oddać ze swoich oszczędności lub sprzedać dom i z zysku spłacić dług. Inaczej jest, gdy wartość pozostawionego majątku jest mniejsza niż długi. Jeśli odziedziczyliśmy dom wart 500 tysięcy złotych, a długi zmarłego wynoszą 600 tysięcy, to w takiej sytuacji mieszkanie trzeba sprzedać, uzyskane pieniądze oddać na spłatę zadłużenia, ale reszta długu nie jest już naszym zmartwieniem. Nic nie zyskujemy, ale też nie spłacamy cudzych zobowiązań. Na pierwszy rzut oka trochę to skomplikowane, ale chroni spadkobierców przed kłopotami finansowymi płynącymi z zaświatów. Dziecko z dwoma domami Po rozwodzie dziecko z reguły pozostaje przy jednym z rodziców, a drugi rodzic ma prawo do odwiedzin i łoży na jego utrzymanie. Gdy między rozwiedzionymi panuje względna zgoda, mogą zdecydować się na opiekę naprzemienną. System polega na tym, że jeden tydzień dziecko mieszka u mamy, a drugi tydzień przebywa u taty. W takiej sytuacji dobrze jest, gdy rodzice mieszkają w niewielkiej odległości i dziecko cały czas może chodzić do tego samego przedszkola lub tej samej szkoły. Pozostaje pytanie, czy z psychologicznego punktu widzenia dobrze jest, gdy dziecko ma dwa domy. M.R. ślady przeszłości “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 13 Książki pochodzą z wydawnictwa Prószyński i S-ka Artur Górski Masa o bossach polskiej mafii BARAN 21.03 – 20.04 Chcąc wbić się w stary garnitur, uważaj z jedzeniem. Utrzymasz dobrą formę, jeśli będziesz się wysypiać i jeść więcej warzyw, owoców. Zrób sobie dzień oczyszczający lub głodówkę. Dotyczy to tylko Ciebie, nie rodziny. LEW 23.07 – 23.08 Nie broń się przed miłością, nawet jeśli jesteś żonaty. Bardzo potrzebujesz dawki pozytywnych emocji. Nie wstydź się! Wielu facetów w Twoim wieku powtórnie zakochało się we własnych żonach. Z wzajemnością! STRZELEC 23.11 – 21.12 Więcej wiary we własne siły, a wszystkie Twoje plany zostaną zrealizowane. Nie słuchaj żadnych dobrych rad, jeżeli nie chcesz sprawdzić wiarygodności przysłowia, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. BYK 21.04 – 20.05 Więcej systematyczności. Problemy rozwiązuj po kolei. Najpierw te drobne, a sam wiesz, że jest ich najwięcej. Potem te ogólnokrajowe, a dopiero na końcu problemy ludzkości. Pamiętaj! Geniusze rzadko są doceniani za życia. PANNA 24.08 – 23.09 Przydałaby się jakaś zmiana w Twoim monotonnym życiu. Zadbaj o trochę rozrywki. Może urządzisz dla przyjaciół małą imprezę? Pamiętaj jednak, że dobra muzyka, kawa i paluszki to nie jest to, co ich zaskoczy. KOZIOROŻEC 22.12 – 20.01 Zjedz lunch albo obiad w restauracji, w której dotychczas nie byłeś. Kup sobie jakiś fajny ciuch, buty lub książkę. Nie pierz pościeli i nie wymieniaj żarówek. Nie czytaj w łóżku ani po ciemku. Nikt tego nie doceni. BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06 Bardzo udany okres pod względem finansowym. Opłacisz czynsz za mieszkanie, światło, gaz i nawet energię elektryczną. Spłacisz zaległe raty i pożyczkę w zakładzie pracy. Tylko nieznacznie przekroczysz debet. Super! WAGA 24.09 – 23.10 W najbliższym czasie oczekuj dużego spadku. Będzie to dla Ciebie na pewno wielkie zaskoczenie. Na przyszłość zaufaj jednak fachowcom i nie graj więcej sam na giełdzie. Chyba że na giełdzie samochodowej w trzy karty. WODNIK 21.01– 19.02 Dotrze do Ciebie prawda, z której istnienia zupełnie nie zdawałeś sobie sprawy. Spowoduje to działania nie do końca przemyślane. Jesteś przystojny! Jednak nie wyciągaj z tego daleko idących wniosków. Nic to nie zmieni. RAK 22.06 – 22.07 Okoliczności będą popychać Cię do zachowań, które jeszcze jakiś czas temu uznałbyś za niedopuszczalne. Pamiętaj o kulturze! Także o kulturze jedzenia! Nie wypada śledzi popijać szampanem! Chyba że nikt nie widzi! SKORPION 24.10 – 22.11 Wycieczka zagraniczna bardzo udana. Zmylisz czujność celników i przemycisz całą partię towaru. To, co przywieziesz do kraju, też sprzedasz bez problemu. Uważaj! Mogą Cię okraść dopiero po zakończeniu transakcji. RYBY 20.02 – 20.03 Nie wszystko złoto, co się świeci. Dlatego nie ciesz się zawczasu. Odszkodowanie, które otrzymasz z firmy ubezpieczeniowej, nie pokryje nawet dziesiątej części strat, jakie poniosłeś. Odbijesz sobie w inny sposób. Redakcja zastrzega sobie prawo do unieważnienia horoskopu, bez podania przyczyn! AZB Wstrząsająca opowieść o bezwzględnych bossach polskiej mafii. Kim byli ludzie, którzy rządzili jedną z największych struktur przestępczych w tej części Europy? Pershing, Barabasz, Rympałek – te gangsterskie pseudonimy budziły strach w Polsce lat 90 i do dziś owiane są legendą. Poznaj kulisy kariery i tajemnice najbardziej zna- Kino nych mafiozów i tych, którzy tworzyli grupę pruszkowską, ale nigdy nie wspięli się na jej szczyt. Skrytobójstwo, zamachy bombowe, uprowadzenia – to była ich codzienność. Jakimi metodami utrzymywali się na mafijnym szczycie? Kto był ich sprzymierzeńcem, a kto zaciekłym wrogiem? I jak wygląda ich życie dzisiaj? zaprasza Aby dostać jeden z ośmiu biletów na dowolny film 2d grany od poniedziałku do czwartku, należy wysłać SMS z uzasadnieniem, dlaczego właśnie do Ciebie ma trafić bilet, pod numer 7148 o treści „zycie1. treść uzasadnienia” Koszt SMS-a to 1,23 zł z VAT. Minimaraton Bonda w kinach Helios! Już 4 listopada o godzinie 20 odbędzie się Minimaraton Bonda z przedpremierowym pokazem filmu „Spectre”! W ramach NMF zaprezentowane zostaną dwie najnowsze części przygód najsłynniejszego agenta Jamesa Bonda. Jako pierwszy zostanie wyemitowany obsypany nagrodami „Skyfall”, a następnie odbędą się pierwsze, przedpremierowe pokazy jednego z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku – „Spectre”. REKLAMA Widzów kina Helios czeka ekscytujący wieczór z dynamiczną, zapierającą dech w piersiach akcją, wspaniałymi efektami specjalnymi i prawdopodobnie ostatnim filmem o agencie 007 z Danielem Craigiem w roli głównej. 14 olsztyn “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 Z roku na rok następuje szybki rozwój transportu rowerowego. Już teraz Olsztyn ma 70 km dróg rowerowych, a niedługo zbudowanych zostanie kolejnych 30 km. O teraźniejszości i przyszłości jednośladów w stolicy Warmii i Mazur z Mirosławem Arczakiem, oficerem rowerowym, rozmawiał Cezary Kapłon. Olsztyn rowerami stoi Został Pan oficerem rowerowym już w styczniu 2012 roku. Skąd ta pasja? Stanowisko oficera to bardzo ważne dla mnie zadanie, ale moje zaangażowanie na rzecz olsztyńskich rowerzystów pojawiło się znacznie wcześniej, bo już kilkanaście lat temu. Wtedy organizowaliśmy pierwsze publiczne wystąpienia zwracające uwagę na konieczność zapewnienia bezpiecznych i wygodnych warunków jazdy na rowerze, a także uświadamiające liczne zalety tego sposobu przemieszczania się po mieście. Bo wielu mieszkańcom Olsztyna rower może pomóc lub już pomaga w oszczędzaniu pieniędzy i czasu potrzebnych do codziennych dojazdów. Przy okazji zyskuje się wzmocnienie własnego zdrowia oraz świadomość pozytywnego wpływu na środowisko naturalne i wygląd miasta. Jak by Pan ocenił dotychczasowe działania? Za duży plus uznaję to, że od 2009 r. temat rozwoju komunikacji rowerowej w Olsztynie jest formalnie uporządkowany, tzn. opracowano wtedy całościowy plan obejmujący całe miasto, przyjęto modelowe rozwiązania techniczne dróg rowerowych (tzw. standardy) oraz zobowiązano się do umieszczania infrastruktury rowerowej w ramach podejmowanych większych robót drogowych. Pojawienie się funkcji oficera rowerowego to także znaczny postęp i dobry wyróżnik Olsztyna, ponieważ wcale nie jest polską normą, że lokalne środowisko rowerowe ma swojego oficjalnego przedstawiciela w strukturze urzędu. Jeśli chodzi o wystawie- nie oceny naszym działaniom, to na szczęście nie muszę ryzykować posądzenia o stronniczość, ponieważ istnieje ogólnopolski ranking „miast przyjaznych rowerzystom” publikowany co dwa lata przez branżowy miesięcznik „Rowertour”. W 2014 r. uplasowaliśmy się na 7. miejscu wśród 41 ocenianych miast. Co się udało zrealizować? Przede wszystkim utrwalić rozwój komunikacji rowerowej jako ważnego elementu całego układu komunikacyjnego w Olsztynie. Poza tym od kilku lat udaje się uruchamiać naturalny potencjał rekreacyjno-turystyczny w postaci licznych jezior i imponującego Lasu Miejskiego. Korzystanie z rowerów na tych terenach jest jedną z podstawowych form aktywności mieszkańców i turystów. Tym samym jest to jedna z szans na zapewnienie atrakcji przyjezdnym na nieco dłuższe pobyty niż to ma miejsce aktualnie. Czego się nie udało do tej pory zrobić? Wbrew Pańskim przypuszczeniom, nie skupię się tutaj na sprawach technicznych czy finansowych, chociaż do nich nawiążę. Najtrudniej jest bowiem wpływać na zmiany mentalne i sposób postrzegania jazdy na rowerze w społeczeństwie. Bo niby blisko ? Polaków deklaruje posiadanie tego pojazdu, niemal każdy potrafi na nim jeździć, około 70 proc. olsztynian zapowiada, że będzie regularnie korzystało z roweru, jeśli tylko powstanie dogodna sieć dróg, a mimo to rower jest wciąż przez wielu postrzegany tylko jako sposób na rekreację lub sport. Trzeba przyznać, że takie nastawienie kładzie się potem cieniem na powstającą infrastrukturę rowerową, ponieważ decyzje podejmują osoby znające z własnego doświadczenia tylko dosyć wąski zakres tej tematyki. To jest problem w całym kraju, gdy tymczasem najważniejsze jest zapewnianie dobrych warunków do codziennych dojazdów do pracy, szkoły czy na zakupy. Funkcja oficera rowerowego stanowi łącznik pomiędzy bardzo praktycznymi oczekiwaniami przyszłych użytkowników a decydentami, którzy muszą przyjmować o wiele szerszy punkt widzenia. Mam wrażenie, że przez te lata coraz więcej rowerzystów jeździ ulicami Olsztyna. Czy może się mylę? Skąd nagle taki skok popularności tego środka transportu? Myślę, że każdy mieszkaniec Olsztyna potwierdzi Pańską obserwację. Jednak aby mieć mocniejsze dowody na wzrost liczby rowerzystów na naszych ulicach, od 2009 r. prowadzone są pomiary natężenia tego rodzaju ruchu, czyli mówiąc krótko: liczymy rowerzystów w wybranych lokalizacjach i na wybranych odcinkach. Najbliższe badania są zaplanowane na wiosnę 2016 r., a celem tego działania będzie analiza sposobu funkcjonowania nowego układu komunikacyjnego z obecnością tramwajów i znacznie już rozbudowaną siecią tras rowerowych. Jeśli zaś chodzi o popularność roweru, to wygląda na to, że mieszkańcy lawinowo przekonują się do jego zalet i zdobywają własne doświadczenia, z których wynika, że jazda na rowerze to faktycznie spore oszczędności i wielka przyjemność. Czy rower może być dobrym środkiem komunikacji przez cały rok? Wydaje mi się, że z powodu chłodnego klimatu zimą to nie jest najlepsze rozwiązanie. Staram się nie dyskutować z takimi poglądami, bo niemal zawsze są to tylko teoretyczne wywody, a sama niechęć do jesienno-zimowego rowerowania wynika z powszech- olsztyn nych stereotypów i braku własnych doświadczeń. Dlatego zawsze w takich rozmowach gorąco zachęcam do samodzielnego spróbowania przedłużenia tak zwanego „sezonu” rowerowego i dopiero wtedy wyrobienia zdania na ten temat. Aby nie było wątpliwości co do mojej wiarygodności, zapewniam, że od wielu lat jeżdżę na rowerze przez okrągły rok i bardzo to sobie chwalę. Obecnie długość rowerowych dróg wynosi 70 km. W planach jest wykonanie kolejnych 30 km. Tym samym dogonilibyśmy Rzeszów, który w tej chwili w swoich granicach administracyjnych ma 100 km takich tras. Warto tutaj wspomnieć, że Olsztyn jest dosyć wysoko w rankingu długości ścieżek rowerowych. Żadne mniejsze miasto nas nie wyprzedza. Zapewniam, że w tym zakresie nie toczy się żadna rywalizacja pomiędzy miastami. Każdy robi swoje na miarę możliwości i zasobów. Wszyscy oczywiście śledzą wzajemnie swoje postępy, ale bardziej po to, aby twórczo współpracować i korzystać z doświadczeń innych miast. Bardzo pomocna jest tutaj ogólnopolska sieć „Miasta dla rowerów”, dzieki której od wielu lat gromadzona jest wszechstronna i fachowa wiedza na temat szeroko rozumianego transportu rowerowego. Wspominał Pan o nowych rozwiązaniach dogodnych dla rowerzystów. Skąd czerpiecie pomysły i jakie są to rozwiązania? Około 10 lat temu pomysły i konkretne rozwiązania techniczne opierały się przede wszystkim na doświadczeniach krajów, w których rowerowa normalność została stworzona już dawno, czyli Holandii, Danii czy Niemiec. Nasze wejście do Unii Europejskiej i znaczne nakłady na drogi (także drogi rowerowe) pozwoliły upowszechnić wyższą jakość infrastruktury i bardziej systemowe myślenie o komunikacji rowerowej. Ulepszenia wprowadzane z myślą o rowerzystach nie biorą się bowiem z magicznego kapelusza. To wynik wielu obserwacji, doświadczeń, a nawet badań naukowych. Do niedawna kilka rozsądnych rozwiązań było blokowanych przez polskie przepisy, ale na szczęście rowerzyści są nawet w Sejmie, gdzie po- słowie skupieni w Parlamentarnej Grupie Rowerowej skutecznie zadziałali na rzecz pozytywnych zmian w prawie. Na czym polegają udogodnienia? Nowe rozwiązania polegają głównie na rozsądnym dzieleniu przestrzeni dróg, które już istnieją. Jest to zatem działanie bardzo gospodarne pod względem ekonomicznym i przestrzennym, a także – paradoksalnie – sprzyja ogólnej poprawie bezpieczeństwa ruchu drogowego. Są to na przykład pasy ruchu dla rowerów, czyli część jezdni wydzielona specjalnie dla rowerzystów, śluzy rowerowe, czyli miejsce przed skrzyżowaniem, gdzie rowerzysta może zająć pierwsze miejsce w szeregu pojazdów oczekujących przed sygnalizatorem, a także kontraruch, czyli dopuszczenie ruchu rowerów w obie strony na ulicach jednokierunkowych. O wprowadzaniu tych rozwiązań będziemy zawsze szczegółowo informować, aby zapewnić bezpieczeństwo wszystkim użytkownikom, bo zdajemy sobie sprawę, że nie każdy zna sposób ich działania i umie właściwie z nich korzystać. Mówiąc o przyszłości. Ma powstać 30 km nowych ścieżek. Mają być one podzielone na 12 etapów. Największe szanse na dofinansowanie będą miały projekty przewidujące tzw. „łańcuch ekomobilności”. Co to dokładnie jest? To taki sposób planowania sieci komunikacyjnej, który przewiduje możliwie dużo powiązań pomiędzy komunikacją publiczną, rowerową i pieszą. Poza samym przewidywaniem tych powiązań w „łańcuchu ekomobilności” następuje ich konkretne wspieranie np. poprzez dogodne warunki do przesiadek, budowanie nowych odcinków dróg rowerowych i chodników, wytyczanie buspasów czy budowanie parkingów park&ride i bike&ride. Do tego dochodzi szereg działań uzupełniających powstałą infrastrukturę, na przykład zakup nowych pojazdów komunikacji miejskiej, niższe stawki za korzystanie z autobusów i tramwajów czy wykorzystanie systemu roweru publicznego (tzw. „rower miejski”). W przypadku Olsztyna takie pojmowanie „łańcucha eko- mobilności” wykracza poza granice miasta i jest przedmiotem współpracy z sąsiednimi gminami. Wszytko po to, aby ten kompleksowy system komunikacyjny, a więc symboliczny „łańcuch”, obejmował możliwie duży obszar i dawał korzyści jak największej liczbie mieszkańców. Łynostrada jest jednym z tych projektów omawianych w pytaniu wyżej. Ma w zamyśle połączyć os. Generałów, Brzeziny i biec wzdłuż Łyny przez park Centralny i Stare Miasto aż do Lasu Miejskiego. Jak bardzo ta inwestycja jest ważna dla ruchu rowerowego w mieście? Jest to jedna z priorytetowych tras, której kompletna dokumentacja powstanie do połowy 2016 r. W sumie wybraliśmy 10 brakujących fragmentów olsztyńskiej sieci rowerowej i –szczerze mówiąc – każdy z nich jest równie ważny, bo rozwiązuje rowerowe problemy w różnych częściach miasta. Według planów rozwoju sieci dróg rowerowych Zatorze jest objęte specjalną strefą. Czy to ze względu na fakt, że trudno wyznaczyć na tym osiedlu trasy rowerowe? Jest to obszar o specyficznym układzie komunikacyjnym, a także utrwalonym układzie zabudowy, w który nie ma potrzeby ingerować. W wielu miejscach istniejące drogi będą wystarczające do zapewnienia wygody i bezpieczeństwa rowerzystów. Będziemy tam korzystać z nowych rozwiązań, o których wcześniej wspominałem. Patrząc na mapkę, gdzie zaznaczone są istniejące oraz projektowane drogi rowerowe, trudno oprzeć się wrażeniu, że zachód miasta został pominięty. Owszem, istnieją drogi wzdłuż głównych ulic, ale np. nie ma połączenia Gutkowa z Łupstychem, który mógłby być w przyszłości elementem trasy wiodącej dookoła jeziora Ukiel. Ależ to wszystko jest przewidziane! Całościowy obraz docelowej sieci rowerowej w Olsztynie został wypracowany w 2009 r., a teraz przedstawiliśmy jedynie etap prowadzący do celu. Ostatnio rozpowszechniana mapka ukazuje jedynie te trasy, które zostały wybrane specjalnie z myślą o ruchu rowerowym. Równolegle pracujemy nad dokumentacjami dużych inwestycji drogowych, w których także powstanie infrastruktura rowerowa. Jedną z nich jest wspomniana przez Pana ul. Żurawia, łącząca Gutkowo z Łupstychem. Podobna sytuacja ma miejsce przy projektach przedłużenia ul. Pstrowskiego i ul. Towarowej w kierunku powstającej obwodnicy Olsztyna. Drogi rowerowe są przewidziane w zasadzie we wszystkich aktualnych projektach drogowych. Czy budowa parkingów typu bike&ride może się sprawdzić? Jak takie miej- “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 sca będą chronione? Przyznam szczerze, że zostawiając rower przy ulicy na dłużej niż kilkanaście minut, bałbym się, że ktoś może go ukraść. Doświadczenia innych polskich miast pokazują, że dobrze sprawdza się taki sposób wspierania mieszkańców, którzy chcą na rowerach dojeżdżać do przystanków komunikacji miejskiej. My także stwarzamy ku temu warunki i mam nadzieję, że olsztynianie skorzystają z takiej możliwości. Parkingi bike&ride mają być miejscem przyjaznym dla pozostawionego tam pojazdu. Stąd umieszczenie wygodnych i solidnych stojaków rowerowych, zadaszenie całego parkingu oraz bezpośrednio doprowadzona tam droga rowerowa. Elementy monitoringu są także rozważane. Jaki rower warto wybrać do codziennych dojazdów? Nie bez powodu w najbardziej rowerowych krajach roi się od zwykłych, prostych 15 i stosunkowo tanich rowerów. Bierze się to z praktycznego podejścia i traktowania roweru jako normalnego pojazdu pomagającego przemieszczać się po mieście. Stąd warto rozważyć posiadanie takiego właśnie roweru, który pozwoli uwolnić się od obaw, które Pan przytoczył. Zapewniam, że taki wydatek zwraca się bardzo szybko. Jak już mówiłem, wszystko najlepiej rozstrzygać w praktyce, dlatego zachęcam wszystkich Czytelników do samodzielnego zapoznania się ze zmianami zachodzącymi w Olsztynie z perspektywy rowerowego siodełka. Wnioski, pomysły i uwagi na temat komunikacji rowerowej w Olsztynie można przesyłać na adres oficera rowerowego: [email protected] 16 “Nowe Życie Olsztyna” nr 21 (168) 2015 aglomeracja olsztyńska W Dywitach rzetelna obsługa i otwarcie na inwestora Gmina Dywity gminą Fair Play! W piątek 23 października wójt Jacek Szydło odebrał w Warszawie certyfikat „Gmina Fair Play 2015”. Zaszczytny tytuł zdobyło 17 samorządów w Polsce, które stwarzają warunki do rozwoju i są otwarte na nowe inwestycje, a jednocześnie gwarantują rzetelną obsługę w przyjaznej biznesowi atmosferze. Gmina Dywity otrzymała certyfikat „Gmina Fair Play” już po raz siódmy. Tym samym potwierdziła, że jest otwarta, stwarza dogodne warunki nowym inwestorom i przedsiębiorcom. Potwierdzeniem jest chociażby głośna ostatnio inwestycja olsztyńskiego Arbetu, czyli budowa osiedla Sterowców w Dywitach na kilka tysięcy mieszkańców. Warto zaznaczyć, że zdobycie certyfikatu było poprzedzone dwuetapową weryfikacją. Gościem uroczystej gali w warszawskim hotelu „Bristol” był m.in. Janusz Piechociński, wiceprezes Rady Ministrów i minister gospodarki. Głównym założeniem programu „Gmina Fair Play” – Certyfikowana Lokalizacja Inwestycji jest promowanie wśród polskich i zagranicznych inwestorów tych samorządów, Wójt Jacek Szydło odebrał certyfikat „Gmina Fair Play” 23 października podczas gali w Warszawie które stwarzają warunki do rozwoju i są otwarte na nowe inwestycje, a jednocześnie gwarantują rzetelną obsługę w przyjaznej biznesowi atmosferze. Konkurs prowadzony jest w 5 kategoriach: gmina wiejska agro, gmina wiejska wielofunkcyjna, miasteczko i małe miasto, średnie miasto, duże miasto, gmina turystyczna (Dywity zdobyły certyfikat w kategorii: wielofunkcyjna gmina wiejska – red.). Organizatorem konkursu jest Instytut Badań nad Demokracją i Przedsiębiorstwem Prywatnym, działający przy Krajowej Izbie Gospodarczej w Warszawie. Gmina Dywity już po raz drugi będzie świętować Dzień Niepodległości na sportowo i kreatywnie. Na bieg lub marsz wokół Jeziora Dywickiego zaprasza w środę 11 listopada całe rodziny. Będzie zdrowo, wesoło, będzie malowanie wielkiego obrazu niepodległościowego, a także poczęstunek i 500 pięknych czapek kibica dla uczestników biegu. Będzie rodzinnie, patriotycznie i zdrowo Biuro zawodów oraz strat i meta będą zlokalizowane przy pomoście drewnianym nad Jeziorem Dywickim (dojście ścieżką pomiędzy przedszkolem a ośrodkiem zdrowia w Dywitach). Trasa biegu prowadzić będzie wokół Jeziora Dywickiego, a jej długość wynosi około 2,4 km. Zapisy będą prowadzone na miejscu w biurze zawodów od godz. 11.00 do godz. 13.00. Trasa dla uczestników będzie otwarta od godziny 11.30 do 13.30. – Głównym zamysłem jest uczczenie Święta Niepodległości bez zadęcia, w sposób zdrowy i aktywny przy udziale całych rodzin – mówi Julian Wojgieniec, kierownik Referatu Bezpieczeństwa, Transportu i Sportu Masowego Urzędu Gminy w Dywitach. Impreza ma charakter otwarty. Prawo uczestnictwa w biegu mają osoby pełnoletnie oraz osoby niepełnoletnie, jeśli posiadają pisemną zgodę rodziców. Warunkiem dopuszczenia do biegu jest Biało-czerwone czapki kibica otrzyma 500 uczestników II Gminnego Biegu Niepodległości w Dywitach przedstawienie przez uczestnika zaświadczenia lekarskiego. Mile widziane będą stroje biało-czerwone. Gminny Ośrodek Kultury w Dywitach zadba o kreatywno-kulturalną część wydarzenia. – Na naszym stoisku zaplanowaliśmy happening polegający na stworzeniu wspólnymi siłami wielkiego obrazu niepodległościowego – mówi Aneta Fabisiak-Hill, dyrektor GOK Dywity. – Będzie też malowanie buź na biało-czerwono. Stowarzyszenie „Aktywne Dywity” i sołectwo Dywity zadbają o poczęstunek w postaci pysznego bigosu. Dodatkowo uczestnicy mogą liczyć na gorącą herbatę i pączka. Dla 500 uczestników biegu przygotowano także piękne biało-czerwone czapki kibica. Organizatorem wydarzenia jest gmina Dywity, a współorganizatorami GOK Dywity, OSP gminy Dywity, Dywickie Gminne Zrzeszenie LZS, sołectwo Dywity i Stowarzyszenie „Aktywne Dywity”.
Podobne dokumenty
Pozazdrościć, naśladować? - Konferencja Mediów Polskich
z władzą (określanych jako sitwa) i 20 procent tych, którzy chcieliby pisać prawdę, ale im szefowie nie dają. Padają nawet przykłady serwilizmu i orwellizmu. Prezentują go według Adama Sochy trzy d...
Bardziej szczegółowoSpadek przyjazdów z obwodu
Choroba wieku dziecięcego powoli mija To chyba jedna z najbardziej emocjonujących inwestycji w ostatnich kilkunastu latach w Olsztynie, a na pewno najdroższa. Mowa o olsztyńskich tramwajach, które ...
Bardziej szczegółowo