Warszawskie kościoły Henryka Marconiego
Transkrypt
Warszawskie kościoły Henryka Marconiego
Parafialne ABC Warszawskie kościoły Henryka Marconiego W Wydarzenia o decydującym znaczeniu dla bytu narodowego zwykle pozostawiają ślady na działalności artystycznej, niekoniecznie ustalając graniczne daty w rozwoju sztuki. [email protected] Przez większą część XIX wieku naszą historię znaczyły zrywy wolnościowe, lecz upadek powstania listopadowego nie wywołał następstw, wpływających na zmianę utartych zasad mecenatu – państwowego czy prywatnego. Tym niemniej, w wyniszczonym kraju niemal zupełnie zaprzestano wznoszenia okazałych gmachów publicznych. Zastój panował również w budownictwie kościelnym, a elitarne postawy estetyczne były reprezentatywne prawie bez wyjątków dla Warszawy, gdzie mimo wszystko powstawały świątynie zasługujące na miano dzieł sztuki. Wszystkie zaliczają się do dorobku Henryka Marconiego (1792-1863), któremu przypadła najważniejsza rola w rozwoju architektury polskiej od drugiej ćwierci stulecia do wybuchu powstania styczniowego. Utrzymujące się przynajmniej do połowy lat 70. realia społeczno-ekonomiczne sprawiały, że w budownictwie kultowym obowiązywała dalece posunięta wstrzemięźliwość w rozwijaniu elementów innych niż użytkowe. Zarazem za podstawowe kryterium wartościujące uznawano przejrzyste nawiązywanie do archetypów, które znajdowano najchętniej w zabytkach quattro- i cinquecenta. Charakterystyczne dla tego nurtu kształtowanie form pozostawało najczęściej w sprzeczności z niedostatkiem środków finansowych, jakie można było przeznaczyć na skrajnie nawet uproszczone repliki włoskich oryginałów. Fascynacja klasycznym kanonem piękna w architekturze sporadycznie wykraczała poza werbalne deklaracje, sprowadzane każdorazowo do rozmiarów wyznaczanych przez lokalne warunki. Na tym etapie występowały zarówno karykaturalne deformacje, jak i zafałszowania polegające na prymitywnym imitowaniu renesansowego zdobnictwa. Częstym substytutem 39 szlachetnego tworzywa bywało drewno malowane olejną farbą w desenie naśladujące fakturę kamienia ciosowego, marmuru czy stiuku. Drewnianą konstrukcję posiadało też wiele kopuł, lecz do swoistej degradacji neorenesansu najmocniej przyczyniła się nadmierna eksploatacja motywów, które bez umiaru stosowano w budownictwie publicznym i mieszkaniowym. W reakcji wystąpiły preferencje dla spuścizny średniowiecznej, co w architekturze warszawskich kościołów datuje się na początek lat 80., chociaż nadal nie zaniechano wznoszenia świątyń w stylach nowożytnych. Włoska – a w szerszym kontekście kosmopolityczna – proweniencja znajdowała uzasadnienie przy powiększaniu starych budowli, których cechy formalne skazywały na powielanie anachronicznej stylistyki. Niezależnie od konwencji estetycznej stołeczne świątynie należały w większości do ekskluzywnego nurtu, który nie miał szans na upowszechnienie. Przesądzał o tym kosztowny wystrój – szczególnie wewnętrzny, czego powtarzanie w prowincjonalnym otoczeniu zakrawałoby na ekstrawagancję, chyba że nad kalkulacjami brała górę fantazja wielkich panów. W efekcie kilka neorenesansowych monumentów wyrosło w rozległych dominiach, gdzie egzystowały jako rodowe sanktuaria. Kościół pw. św. Karola Boromeusza na Walicowie (1841-1849) Generalnie dawało się wszak odczuć ograniczoną aktywność prywatnych inwestorów, chociaż akurat warszawskie kościoły Marconiego powstały głównie za sprawą możnych fundatorów. Ruch ten zapoczątkowała Klementyna z Sanguszków Małachowska (1796-1842), matrona wielkich zalet, ale z reputacją nadszarpniętą 6/08 ANDRZEJ MAJDOWSKI profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu Wydział Sztuk Pięknych Instytut Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa, Pracownia Historii Architektury Parafialne ABC dzieł imponujących skalą profesjonalnej wszechstronności. Bodaj jedyny w owej epoce odkrywał nowe horyzonty przed architekturą krajową. Zgoła wyjątkowe okazały się także treści, jakimi nasycił projekt konkursowy. Stąd właśnie od Walicowa rozpoczyna się warszawski neorenesans w budownictwie sakralnym. Do wartości wynikających z nowatorstwa form trzeba dodać wątek techniczno-technologiczny, dopełniający obrazu całości i zapewniający budowli poczesne miejsce również wśród prekursorskich rozwiązań swojej epoki. Kościół okazał się bowiem pierwszym u nas obiektem kultu ukształtowanym dzięki szerokiemu i konsekwentnemu wykorzystaniu odlewów żelaznych – użytych do celów konstrukcyjnych oraz dekoracyjnych i dających się traktować jako pewna całość o wyraźnie zarysowanej strukturze. Mimo wszystko ograniczone zaufanie do stateczności żeliwnych kolumn spra- 6/08 fot. arch. A. Majdowski przez wybujały temperament. Na zbożny cel przeznaczyła 200 tys. złp., życząc sobie, żeby przyszłej świątyni patronował św. Karol Boromeusz. Jeżeli z życiorysu arcybiskupa Mediolanu wyodrębnić bezkompromisowe zabiegi o czystość obyczajów, to ofiara ognistej damy przedstawia się jako uczynek ekspiacyjny. Na przełomie lat 30. i 40. ogłoszono pierwszy w Królestwie Polskim konkurs architektoniczny na obiekt sakralny. Szacunkowy koszt realizacji zwycięskiego projektu wyniósł 350 tys., a uzupełnienie brakujących środków nastąpiło z funduszów rządowych. Ponadto stołeczny magistrat przekazał plac pod budowę na zachodnich peryferiach miasta, a inwestycja ruszyła w 1841 roku. Kiedy urzeczywistniał się zamysł wzniesienia kościoła, Marconi był już artystą dojrzałym, chociaż największe osiągnięcia miał jeszcze przed sobą. Talent oraz umiejętności predestynowały go do tworzenia Warszawski kościół pw. św. Anny w Wilanowie 40 wiło, iż niezbyt wydłużony korpus wyróżnia się aż dziewięcioma przęsłami. Gęste rozczłonkowanie przydaje mu wspólnych cech ze starochrześcijańskimi bazylikami, gdzie o rozstawieniu podpór decydowała znikoma wytrzymałość na zginanie architrawów – poziomych belek z kamienia spoczywających na potężnych kolumnach. Wrażenie powinowactwa ze starożytnymi świątyniami, oprócz kilku mniej charakterystycznych szczegółów, potęguje kasetonowy strop rozpięty nad nawą główną. Całość nie wykazuje jednoznacznych odniesień do konkretnego zabytku, co dało asumpt do wskazywania na różne źródła inspiracji. Najbliższe analogie znajdowano w Santa Maria Maggiore sprzed barokowej przebudowy, dostrzegając podobieństwa w ukształtowaniu bryły, a zwłaszcza oprawie plastycznej wnętrza i elewacji bocznych obydwu przybytków. Wzorem rzymskiego prototypu w skrajnych nawach zamiast okien pojawiły się nisze, w których następnie umieszczono figury polskich świętych, co daje się także odczytać jako deklarację patriotyczną, wyrażoną w jedynej dostępnej podówczas formie artystycznej. Fundusze na skompletowanie wystroju obficie napływały przed konsekracją w 1849 roku. Mimo ogromnego zróżnicowania, dekoracja rzeźbiarska była organicznie wkomponowana w architekturę, uwydatniając monumentalny charakter budowli. Dzięki fundacji Seweryna Uruskiego z małżonką przed frontem ustawiono czterech doktorów Kościoła, przy czym Paweł Maliński (1790-1853) odkuł posągi śś. Augustyna i Hieronima, a Ludwik Kauffmann (1801-1855) – śś. Ambrożego i Grzegorza. W narożach fasady górują nad portykiem śś. Piotr i Paweł – także dłuta Kauffmana, skądinąd zaliczanego do uczniów Canovy. Pod kierunkiem równie słynnego Thorvaldsena dokształcał się Maliński, któremu zlecono wypełnienie tympanonów scenami z życia Karola Boromeusza. Na centralnej płaskorzeźbie arcybiskup udziela komunii mieszkańcom Mediolanu podczas zarazy w 1576 roku, a na innych rozdawał jałmużnę i głosił kazanie. Uwieńczenie prac Kauffmanna stanowił ołtarz z marmuru kararyjskiego wymodelowany na zlecenie Potockich z Wilanowa, którzy sfinansowali też wykonanie wewnętrznej polichromii. Malowidła wykonał Michaelo Chiarini (1805-1880), www.ecclesia.elamed.pl fot. arch. A. Majdowski Parafialne ABC kilka lat wcześniej sprowadzony z Faenzy. Zdaje się, że ostatnim efektem pobytu artysty w Warszawie był fresk z wyobrażeniem Trójcy Świętej na sklepieniu prezbiterium. Ponadto ze zbiorów wilanowskich pochodził stary obraz szkoły włoskiej z podobizną świętego patrona. Natomiast współczesną szkołę włoską reprezentował obraz Luigi Rubio (17971882), darowany do ołtarza bocznego przez Marconiego, co samo w sobie zasługuje na upamiętnienie. Walory architektoniczne kościoła ze szczególnym uznaniem spotkały się na Litwie, gdzie aż dwa projekty nawiązujące do warszawskiego pierwowzoru przygotował Wawrzyniec Aniechini (1787-1851), nadworny budowniczy Tyszkiewiczów. Dla uczczenia pamięci żony wspaniałą fundację w Czerwonym Dworze nad Niemnem ustanowił Benedykt Tyszkiewicz. Wyrzeźbiony we Florencji, marmurowy sarkofag Wandy z Wańkowiczów zajął centralne miejsce w świątyni, którą konsekrowano w 1857 roku. Niedługo potem zakończono prace w Birżach, gdzie inicjatorem budowy był Jan Tyszkiewicz. [email protected] Z pewnością nie tylko kresowi magnaci dostrzegli kumulację różnorodnych wątków podanych z wielkim smakiem artystycznym. Wprawdzie w późnoantycznych, a nie renesansowych wzorcach przestrzennych, można doszukiwać się pozostałości po klasycyzmie, ale w dojrzałym wyczuciu konstrukcji i formy nie ma już nic z eklektyzmu okresu przejściowego. A wykwintny umiar naznaczony nieco oschłością wskazuje, że obcujemy z tworem, z którego dopiero zaczyna emanować nowa myśl estetyczna. W całej pełni ujawniła się ona w projekcie przeznaczonym do podwarszawskiego Wilanowa. Kościół pw. św. Anny w Wilanowie (1857-1870) Po połowie XVIII wieku stanął tutaj późnobarokowy kościół, całkiem niepozorny i przytłoczony bliskością wspaniałej rezydencji. Dopiero August Potocki (1805-1867) wraz z żoną – Aleksandrą z Potockich (1818-1892) zdecydowali nie szczędzić kosztów na gmach odpowiedni do otoczenia. Zadanie polegało na gruntownej przebudowie istniejącego obiektu, z wyko- 41 rzystaniem sklepienia i fragmentów ścian korpusu. Narzucone warunki zmuszały architekta do wykazania się najwyższym kunsztem, żeby pokonać występujące ograniczenia bez ustępstw wobec koncepcji artystycznej i założeń funkcjonalnych. Miały się one zmaterializować w złożonej organizacji przestrzeni – wzbogaconej o szeroko rozwinięty program sepulkralny – nowej bazyliki, zakrojonej na miarę pozycji społecznej fundatorów. Roboty ruszyły w 1857 roku, lecz zaistniałe wkrótce wypadki polityczne spowodowały opóźnienia w pracach wykończeniowych. Ze wszystkim uporano się dopiero w 1870 roku, kiedy to odbyła się benedykcja. Ostatni Potocki na Wilanowie nie doczekał już uroczystości, w których złożono symboliczny hołd jego matce, nadając wezwaniu świątyni imię patronki Anny z Tyszkiewiczów. Monumentalna sylweta kościoła przez dłuższy czas mogła uchodzić za reprezentatywny przykład włoskiego neorenesansu. Budowla stała się jednolitym organizmem po spiętrzeniu brył na osi poprzecznej – wyznaczonej transeptem i dobitnie zaakcentowanej przez kopułę. Elementem równoważącym 6/08 Kościół pw. Wszystkich Świętych w Grzybowie Parafialne ABC formalna o wyrazistym dążeniu do wiernego oddania pierwowzoru. Przebłyski indywidualizmu zawarte są w poczynaniach czysto warsztatowych, np. w przeniesieniu chóru muzycznego do transeptu. Był to zabieg wynikający z kompozycji wgłębnego portyku przed wejściem, ponad którym otwiera się konchoidalnie sklepiona galeria, z czaszą wypełniającą przestrzeń przeznaczaną zwyczajowo na ulokowanie organów. Słynny motyw Albertiego jest tutaj użyty nad wyraz logicznie podobnie jak cała bryła kościoła, stanowiąc raczej parafrazę i rozwinięcie niż kopię mantuańskiego pierwowzoru. Nie sposób wymienić wszystkich elementów bogatego wyposażenia, jednak wypada wspomnieć, że posadzkę na skrzyżowaniu, pod kopułą, ułożono z granitu egipskiego. Materiał pochodził z kolumn po świątyni pokoju cesarza Hadriana i był darem Piusa IX. Wizerunek papieża przedstawia płaskorzeźba Leonarda Marconiego 6/08 fot. Shutterstock cały układ są boczne kaplice, addycyjnie przyległe do nawy krzyżowej i przedłużające ją poza obrys korpusu. Szczególnie wyraziste piętno własnej osobowości wycisnął Marconi na partii frontowej, będącej transpozycją jednego z najbardziej znanych dokonań Albertiego – San Andrea w Mantui. W widoku zewnętrznym można również doszukiwać się analogii do kościoła parafialnego w Suchedniowie (woj. kieleckie). Gmach ten, przebudowany przez Marconiego w 1835 roku, urasta niespodziewanie do rangi bezpośredniego prototypu fundacji Potockich. Przy zbliżonych dyspozycjach przestrzennych obydwa przedsięwzięcia są wszakże nieprzystające do siebie w sferze dekoracyjnej. Wizualnie najmocniej różnią się kształtem kopuł, przy czym wilanowską porównywano z czaszą nakrywającą słynną Santa Maria della Salute w Wenecji. Z perfekcją dopracowane zostało wnętrze, chociaż dominuje w nim dyscyplina (1835-1899). Spod jego ręki wyszła większość prac sztukatorskich i rzeźbiarskich, m.in. pomnik nagrobny z wkomponowaną terakotą, którą wykonał ponoć sam Lucca de la Robbia. W ołtarzu głównym umieszczono szesnastowieczny obraz szkoły włoskiej, wiszący przedtem w Wiśniczu, w kaplicy zamkowej Lubomirskich. Antependium przyozdobiła rzymska mozaika, z Wiecznego Miasta sprowadzono także drzwiczki do tabernakulum. Do najcenniejszych wytworów rzemiosła artystycznego zaliczał się krzyż roboty florenckiej tudzież równie stara wieczna lampka z Wenecji. Nie mniej interesujące okazy znajdują się wśród reprodukcji, jak choćby konfesjonały, które są pomniejszonymi replikami z bazyliki watykańskiej. W kaplicach zawieszono kopie malarstwa religijnego, wykonane przez Polaków osiadłych we Włoszech. Portret św. Anny namalował Leopold Nowotny (1822-1870), wzorując się na kompozycji Leonarda da Vinci, znanej z fresku Pinturicchiego w San Pietro in Montorio w Rzymie. Z jezuickiego Il Gesu wybrano obraz Pompea Battoniego – postać Chrystusa odtworzoną przez Romana Postępskiego (1808-1878). Przyciąga też uwagę malowidło słynnego wiedeńczyka Leopolda Kupelwiesera (17961862), skomponowane na podstawie opisu zaczerpniętego z bulli Grzegorza XVI, ustanawiającej Arcybractwo Nawrócenia Grzeszników. Z wyraźnym staraniem zadbano o równowagę pomiędzy wszystkimi składnikami stanowiącymi o postrzeganiu przybytku kultu w kategoriach dzieła sztuki. Nastąpiło to dzięki szczęśliwemu połączeniu mecenatu inwestorów z talentem architekta. Nic zatem dziwnego, że we wnętrzu znalazło się miejsce dla popiersia artysty, dłuta Ludwika Simonettiego. Należy sądzić, że honorowano w ten sposób nie tyle budowniczego kościoła, co twórcę potrafiącego urzeczywistnić wizje swych mocodawców, których poczynania w Wilanowie są porównywalne z monarszym rozmachem Jana III. Kościół pw. Wszystkich Świętych na Grzybowie (1861-1899) Nie mniejsze ambicje przyświecały zleceniodawcom ostatniej z neorenesansowych świątyń Marconiego, któremu w ten sposób nadarzyła się okazja zaprojektowania największego jak na owe czasy gmachu kościelnego w kraju. Z inicjatywą wystąpiła Santa Maria della Salute nad Kanałem Grande w Wenecji 42 www.ecclesia.elamed.pl fot. arch. A. Majdowski Parafialne ABC Wnętrze bazyliki Santa Giustina w Padwie [email protected] koniec 1866 roku udostępniono wiernym kościół dolny. Trójnawowe, piwniczne wnętrze na długie lata stało się miejscem odprawiania obrzędów religijnych w parafii. Kto wie, czy narzucające się asocjacje z liturgią odbywaną w katakumbach nie skłoniły władz do działań przyspieszających normalne funkcjonowanie świątyni. W każdym razie, subwencje rządowe pozwoliły sfinansować więcej niż trzecią część inwestycji, której koszt przekroczył pół miliona rubli. Pewne objawy stabilizacji politycznej spowodowały, że napływać zaczęły poważne kwoty i dary rzeczowe od osób prywatnych. W 1883 roku zdecydowano dopełnić konsekracji, chociaż dużo jeszcze brakowało do ukończenia gmachu, tak że za kres budowy wypada uznać 1899 rok, gdy odbyło się powtórne poświęcenie ołtarzy. Nieco wcześniej frontowe nisze wypełniły rzeźby Adolfa Niewiarowskiego, przedstawiające śś. Annę i Teresę, a poniżej ustawiono figury dłuta Teodora Skoniecznego – śś. Wincentego à Paulo i Leona. Wizerunek założyciela zakonu misjonarzy tłumaczy się pierwotną intencją fundatorki, natomiast drugi posąg był nawiązaniem do Leona XIII, którego pontyfikat znaczyły uwieńczone powodzeniem starania o poprawę sytuacji katolików w imperium rosyjskim. Kończonej po wielu latach budowie towarzyszyła dezaprobata estetów. Projekt powstawał w dobie równouprawnienia wszystkich formacji stylistycznych, lecz 43 u zarania przemian estetycznych. Rozstrzygnięcia zapadły na korzyść kreacji o proweniencji średniowiecznej, spychających neorenesans na pozycje akademickiego kosmopolityzmu. Wszelako kanony sztuki klasycznej były podtrzymywane nawet w kulminacyjnym momencie przewartościowań doktrynalnych. W Warszawie o ciągłości przesądziły przebudowy świątyń na Powązkach oraz Ujazdowie na przełomie stuleci. Projektantem był Józef Pius Dziekoński (1844-1927), skądinąd wybitny gotycysta zapisał na swym koncie także 3 realizacje w formach neorenesansowych. Ostatni z tej triady – kościół pw. Zbawiciela zawierał już jednoznaczne odwołania do krajowego renesansu, co spotykało się ze wzrastającą aprobatą, znajdując powszechną akceptację jeszcze w okresie międzywojennym. q Przypisy 1 S. Łoza, Henryk Marconi i jego rodzina, Warszawa 1954. 2 T. Bobrowski, Pamiętniki mojego życia, Warszawa 1979, t. 1, s. 263. 3 A. Majdowski, Kościół pw. św. Karola Boromeusza w parafii św. Andrzeja, Warszawa 1994 4 H. Skimborowicz, W. Gerson, Wilanów. Zbiór widoków i pamiątek, Warszawa 1877, s. 173n. 5 A. Majdowski, Ze studiów nad fundacjami Potockich z Wilanowa, Warszawa 1993. 6 J. Zawadzki, Kościół Wszystkich Świętych w Warszawie, Warszawa 1997. 6/08 Gabriela z Gutakowskich Zabiełłowa, zapisując na rzecz kongregacji księży misjonarzy resztki dawnej fortuny oraz dość rozległą posesję, doskonale nadającą się pod planowaną zabudowę. Skądinąd spodziewano się, że stanie tutaj pierwszy w Warszawie kościół neogotycki, lecz warunki ogłoszonych w latach 1858-1859 konkursów nie zawierały ograniczeń formalnych. Zarazem wykrystalizowała się idea wzniesienia świątyni obliczonej na 5000, a w podziemiach na dodatkowe 3000 osób. Wspólnym wątkiem pochlebnych na ogół recenzji projektu realizacyjnego była konstatacja, że przy ogromnych rozmiarach, bez uszczerbku dla estetyki zostały pogodzone względy praktyczne z regułami kompozycji architektonicznej. Pewne analogie znajdowano z macierzystym kościołem misjonarzy w Warszawie, lecz bardziej dociekliwi dostrzegli związki trójnawowej hali z szesnastowieczną Santa Giustina w benedyktyńskim opactwie pod Padwą. Podobieństwa dotyczą ustroju konstrukcyjnego oraz oprawy wnętrza przy daleko posuniętych rozbieżnościach w aranżacji planistycznej i przestrzennej, aż do zupełnie zindywidualizowanej fasady, która okazała się zresztą najsłabszym elementem kościoła na Grzybowie. Ponad trzydziestoletnie dzieje budowy charakteryzuje godny podziwu upór w pokonywaniu trudności ekonomicznych wynikających z koniunktury politycznej. Prace podjęto w 1861 r., a pod