Pobierz artykuł - Katarzyna Twarowska

Transkrypt

Pobierz artykuł - Katarzyna Twarowska
coaching dział praca
68-69 sUKCES» JAK ONE TO ROBIĄ?
Jak one
to robią?
Coraz więcej kobiet
przyznaje, że na drodze
zawodowej zaszły tak
daleko, bo pomagali
im w tym mężczyźni
A:Iwona Kokoszka
Dziennikarka, coach, prezes zarządu
Bookamore Fundacji na rzecz
Rozwoju Kultury Wizualnej.
Ż
eby zrobić karierę, trzeba dobrze wyjść za mąż
– mówi Krystyna Boczkowska, prezes zarządu
polskiego oddziału koncernu Robert Bosch.
W tym żartobliwym zdaniu jest wiele racji, bo
współpraca kobiet i mężczyzn, zarówno w pracy, jak i w domu staje się normą. I to wcale nie ze względu na
parytety. Coraz więcej kobiet przyznaje, że na drodze zawodowej zaszły tak daleko, bo pomagali im w tym mężczyźni,
zarówno mężowie, jak i współpracownicy. Umieli dostrzec
potencjał kobiet i umiejętnie je wspierać. Tylko 6 proc. respondentów badania wykonanego w czerwcu 2014 przez
HRM Institute dla Fundacji Liderek Biznesu przyznaje, że
kobiety wzajemnie wspierają się w organizacjach. Wolą same
torować sobie drogę lub wspierać mężczyzn. Na przeszkodzie w karierze stają im dodatkowo stereotypy kulturowe,
powtarzane zarówno przez kobiety, jak i przez mężczyzn. Co
jednak sprawia, że mimo barier związanych z brakiem wiary
we własne kompetencje i możliwości coraz więcej kobiet chce
pełnić funkcje zarządcze? Jak wynika z badania HRM, jest
to chęć rozwoju zawodowego i osiągania satysfakcji z wykonywanej pracy, stawiana wyżej niż niezależność i możliwość
godzenia życia zawodowego z osobistym.
Kluczową kompetencją w osiąganiu sukcesu jest elastyczność i to nie tylko godzin pracy, ale też swoboda przechodze-
Katarzyna Twarowska z mężem Łukaszem:
„Wspieramy się w prowadzeniu domu i wychowaniu
dzieci. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej”.
nia z jednej roli w drugą – uważa Karolina Rabenda, psycholog z ośrodka Nasza Strefa. „Cechy, które dobrze sprawdzają
się w kierowaniu dużym zespołem ludzi, niekoniecznie są
pożądane w domu. Kolejną ważną sprawą jest wzajemne
wsparcie w podziale obowiązków domowych między kobietą i jej partnerem. Przydaje się też umiejętność dobrego
zarządzania czasem i szybkiego reagowania w kryzysowych
sytuacjach, bo i kierowanie firmą, i wychowanie dzieci w takie właśnie sytuacje obfituje” – dodaje Rabenda. Dążymy
do balansu. „Wydaje się jednak, że balans to raczej mit niż
rzeczywistość. Godzenie ról nie jest łatwe. Poświęcenie się
jednej sferze życia skutkuje pewnym zaniedbaniem innych.
Dlatego bardzo podziwiam kobiety, m.in. za odwagę realizowania siebie w różnych obszarach życia prywatnego i zawodowego, nierzadko z narażeniem na niezrozumiałe oceny
ze strony osób, które na to odwagi nie miały” – uważa Artur
Negri coach, mentor, trener, rzecznik prasowy International
Coach Federation Poland. Przedstawiamy historie kobiet,
które zaryzykowały.
Katarzyna Twarowska
Klucz do sukcesu: spójność, komunikacja
i partnerski związek, a nade wszystko
wiara w to, że wszystko jest możliwe
Od 11 lat związana z firmą konsultingową EY (wcześniej
znaną jako Andersen i Ernst&Young). Ma 36 lat, zajmuje stanowisko dyrektora w dziale audytu w Warszawie. W tym czasie skończyła studia na Politechnice Warszawskiej, zdobyła
uprawnienia biegłego rewidenta i coacha biznesowego. Urodziła trójkę dzieci. Od kilku miesięcy jest prezesem Fundacji
Liderek Biznesu. Codziennie szuka pomysłu na to, jak łączyć
życie prywatne i zawodowe. Jak twierdzi, nie ma jednego
modelu work-life balance, ale łatwiej osiągnąć równowagę,
gdy jest się spójnym, i w życiu prywatnym, i w firmie postę-
puje się według tych samych wartości. I ma wspierającego
partnera, który pomaga prowadzić dom.
Pochodzi z Gostynina. Biznes w jej życiu pojawił się
przez przypadek, choć nie do końca – zawsze potrzebowała
różnorodności i wyzwań. „Jestem ścisłym umysłem, ale jednocześnie mam dużą potrzebę kreacji” – mówi Twarowska.
„Świetnie odnajdywałam się w matematyce i fizyce. Wierzę,
że świat stworzony jest z liczb i liczby nami rządzą. Ja sama
jestem jedynką, czyli człowiekiem niesfornym, niestrudzonym optymistą, entuzjastą, ale mogę być też apodyktycznym
dyktatorem. W teście Instytutu Gallupa wyszło, że uwielbiam
zdobywać wiedzę, to daje mi radość. Druga część mojej osobowości – introwertyczna – odnajdywała się właśnie w naukach
ścisłych”. Na studiach, które do łatwych nie należały, Twarowska pracowała jako administrator baz danych, recepcjonistka,
obsługiwała infolinię, udzielała korepetycji. Pracowała non-stop, by zarabiać coraz więcej i dzięki temu być niezależną.
coaching dział praca
70-71 SUKCES» JAK ONE TO ROBIĄ?
„Byłam przedsiębiorcza od dziecka, rodzice mi pomagali na tyle, na ile byli w stanie, w dużej mierze musiałam
sama zarobić. Dziś już wiem, że właśnie w stresie działam
jak meserszmit, adrenalina trzyma mnie przy zdrowiu. Jak
są święta, to czasami odchoruję nadmiar pracy” – przyznaje.
Na trzecim roku studiów dostała się do firmy konsultingowej Andersen. „Na początku przyciągnęła mnie magia
marki” – wspomina, ale potem doszła zmienność działań
i tematów, ciekawi ludzie, możliwość pracy w różnych zespołach. „Poza tym można było pracować projektowo – to
bardzo mi odpowiadało. Lubię zamknięte operacje i lubię
zdobywać – korporacja mi to dawała, oferując ścieżkę rozwoju i ciągle nowe możliwości”.
Żyłkę zdobywcy ma po mamie – dla niej nie ma rzeczy
niemożliwych. „Jedyną blokadą jest stan umysłu. Ludzie sami
się blokują i ja w to wierzę” – zaznacza. Żartuje, że umie pracować 72 godziny na dobę i nie czuje, że to ją pochłania. Widzi
pięć pól walki i szybko wybiega w przyszłość. Zdarzało jej się
działać jak w tunelu, ale w końcu uświadomiła sobie, że w ten
sposób może coś stracić. Że jej talenty to też zagrożenia dla
niej samej. „Muszę zwracać uwagę na to, czy nie gubię ludzi za
sobą – pracowników, rodziny. Zaczęłam pracować nad uważnością. Umiejętność zatrzymania się jest niezwykła. Siedzę,
ćwiczę uwagę, obserwuję innych, co robią, co mówią. Długo
nie dopuszczałam innych rozwiązań niż moje własne. Dziś inspiruje mnie wielu ludzi, w każdej osobie znajduję coś fajnego”.
Kiedyś pędziła, wszystkiego chciała dużo. „Dużo pracy, dużo
dzieci” – mówi. „Być może dlatego udało mi się tyle osiągnąć,
teraz coraz częściej zatrzymuję się, potrzebuję momentów wyciszenia”. Katarzyna Twarowska przyznaje, że w drodze do
osiągania kolejnych celów niezwykłym wsparciem okazał się
mąż. „To taka moja szara eminencja” – śmieje się Katarzyna.
„Łukasz ma mocny charakter i nie pozwala mi wejść sobie
na głowę. Ma swój biznes i jest moim partnerem w każdej
dziedzinie, wspieramy się w prowadzeniu domu i wychowaniu dzieci. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej, nie chciałabym, żeby wszystko było na moich barkach. Żyjemy i siłą
rozpędu, i według planu. Każdego dnia otwieramy się na
nowe możliwości” – wylicza. W rodzinie Twarowskich nie
ma sztywnego podziału, kto robi pranie, a kto sprzątanie,
kto odbiera dzieci. Codziennie jednak ustalają, co jest do
zrobienia i dzielą się obowiązkami na bieżąco.
Twarowska twierdzi, że od najmłodszych lat wpaja swojej trójce – dwóm synom i córeczce, że praca jest ważna
w życiu. Trochę się obawia, że być może wyrosną z nich
pracoholicy, ale daje im wybór. Uczy ich, że sami podejmują
decyzje i sami za nie odpowiadają. Świat jest dla nich, nie
oni dla świata. W ten między innymi sposób spełnia się
jako matka. Szanując ich indywidualność i dbając, aby jej
nie zatracili. Aby zostali sobą przez całe życie. Gdy wraca
z pracy, stara się być tylko z dziećmi. Rozważnie podchodzi do swojego czasu – do tego, gdzie, z kim i jak go spędza. Z niektórych przyjemności świadomie rezygnuje, bo
wie, że np. długie podróże, które uwielbia – mogą jeszcze
poczekać, doktorat także. Niczego sobie nie odmawia, jak
mówi – „parkuje”.
Jakiś czas temu zrobiła przemeblowanie w głowie. Mówi, że
spotkała się sama ze sobą i zadała sobie kluczowe pytanie – oto
ja, taka jestem, czy chce taką pozostać czy rozwijać się dalej? Pomógł w tym coaching, pomogła korporacja, która nieustannie
ocenia, ale najwięcej do myślenia dały trudne momenty w życiu. „Teraz staram się nie wpadać w wiry. Praca w korporacji
może wysysać, jeżeli świadomie nie będziesz zarządzać własną
karierą, energią, czasem. Warto uważać, żeby nie obudzić się
nagle z wielkim pytaniem: gdzie i kim jestem? Uświadomiłam
sobie, że bywam niespójna. To był zimny prysznic” – wyznaje.
„Trzeba obserwować siebie, nie mówić sobie – nie mam czasu,
bo jak nie masz czasu dla siebie, to na kogo masz czas? Nie
chodzi o zaprogramowanie się, tylko o dotarcie do swojego
DNA i działania zgodnie z nim we wszystkich aspektach życia”.
W domu Twarowskich obowiązuje zasada otwartości.
Gdy dzieci tęsknią i płaczą, Katarzyna mówi: „Synku, wytrzymaj, są obowiązki, których czasem nie można przełożyć.
Jak wrócę, będę tylko dla ciebie”. „Wydaje mi się, że dzieci to
rozumieją” – mówi. Podobnie jest z mężem. „Nie zadręczam
się, że mąż czegoś nie robi – zawsze mówię, że mógłby przynieść kwiaty, masować stopy czy powiedzieć: kocham cię.
Bo ja tego potrzebuję. Komunikuję zamiast się zadręczać.
Wiem, że nie zawsze i w każdym związku to działa, ale dobra
komunikacja pozwala uniknąć niesnasek, uzyskać wsparcie
i odnieść sukces zawodowy”.
Krystyna Boczkowska
Sposób na sukces: właściwy wybór
dziedziny, której chcemy poświecić
życie zawodowe. Wtedy praca
zawodowa staje się przyjemnością
Krystyna Boczkowska, od ośmiu lat prezes zarządu
polskiego oddziału korporacji Bosch, twierdzi, że pozycję
w życiu i biznesie zawdzięcza w dużym stopniu menedżerom
mężczyznom. Wspierali ją od początku drogi zawodowej, nawet w czasach gospodarki planowanej, kiedy nikt nie budował prawdziwych ścieżek karier. Na pewno miało to związek
z faktem, że do niedawna stanowiska menedżerskie w ponad
90 proc. zajmowane były przez mężczyzn.
Krystyna Boczkowska, absolwentka Wydziału Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej, zaczynała w 1979
roku w Zakładach Kasprzaka. Po roku pracy jako konstruktor była pewna, że źle zarządzany zakład produkcyjny nie jest
jej wymarzonym miejscem pracy. Mimo barier formalnych,
czyli obowiązku trzyletniej pracy w zawodzie, po dwunastu
miesiącach, które wykorzystała na odświeżenie niemieckiego
i zdanie egzaminu resortowego z tego języka, rozpoczęła pracę
w Centrali Handlu Zagranicznego Labimex. Tam jednym z jej
pierwszych szefów był Waldemar Klein. Wprowadzał ją w tajniki funkcjonowania organizacji. „Słuchałam i uczyłam się,
a on miał cierpliwość, by tę wiedzę przekazywać. Widział, że
chłonę jego opowieści jak gąbka, więc tym bardziej był chętny
do dzielenia się doświadczeniem” – mówi Boczkowska.
Jej kolejnym szefem został Jerzy Frenkiel. Razem prowadzili negocjacje handlowe. „Frenkiel otwierał transakcję, ja
zamykałam” – wspomina. „W pewnym momencie powie-
Krystyna Boczkowska: „Mąż często sprowadzał
mnie na ziemię, mówiąc: odwieś teczkę
prezesa, jestes w domu”.
dział: słuchaj, jak ty fantastycznie negocjujesz. To był pozytywny coaching, choć tej nazwy nikt z nas wtedy nie znał”
– opowiada Boczkowska. „Pozwolił mi uwierzyć w siebie”.
Boczkowska nie tylko pracowała, ale też zapisała się na
Studia Podyplomowe Handlu Zagranicznego. Zaczęła także
uczyć się rynku nieruchomości – wyszukiwała i zamieniała
mieszkania, co w tamtych czasach dla ludzi gnieżdżących
się w kawalerkach było operacją niewyobrażalną. Szukała
wyzwań i nie bała się ryzykować. Była na fali.
W tym wszystkim uczestniczył mąż Krystyny Boczkowskiej, także inżynier, z którym wzięła ślub tuż po studiach. Gdy
jej kariera nabrała tempa, Stanisław Boczkowski upomniał
żonę: może pomyślałabyś o dziecku, masz już 29 lat. „Zdałam sobie sprawę, że to właśnie mąż w dużej mierze poświęcił
się wychowaniu naszej córki” – śmieje się Boczkowska. „Był
moim partnerem w większości spraw, zwłaszcza życiowych,
niezbędnych do funkcjonowania rodziny, np. namówił mnie,
aby zatrudnić panią do sprzątania. To było konieczne, bo mnie
dawało komfort i możliwość skoncentrowania się na pracy,
a nam szansę na wspólne weekendy. Często sprowadzał mnie
na ziemię, mówiąc: odwieś teczkę prezesa, jesteś w domu”.
Prezesem została w 2006 w niemieckiej korporacji Bosch,
po rocznym epizodzie w amerykańskiej firmie Perkin Elmer
i kilkunastu latach terminowania u Boscha. Praca w Perkin
Elmer to był przedsmak kapitalizmu. Praca w Boschu to był
skok na bungee z wysokiego mostu bez gwarancji, czy lina
wytrzyma. „Koncern mi zaufał i pozwolił na samodzielność,
a czasami na małe eksperymenty”. W latach 1992–1995 Boczkowska jako prokurent firmy wprowadzała własne standardy
i zasady systemu sprzedaży. W 1995 korporacja przysłała jed-
nak niemieckiego szefa Waltera Eisenhardta. On był odpowiedzialny za sprzedaż, ona za administrację, logistykę, HR,
finanse, i controlling. Na początku buntowała się z powodu
przesunięcia do mało operacyjnych struktur – księgowości,
logistyki – ale potem zrozumiała, że dzięki temu uzupełni
wiedzę, która pozwoli zostać kompetentnym menedżerem.
Chęć poszerzania wiedzy była tak silna, że skończyła studia
MBA. W końcu Eisenhardt zaproponował jej wejście do zarządu spółki w 1996 roku jako wyraz uznania dla wspólnych
osiągnięć.
„Byliśmy na pewno najlepszym teamem w organizacji
Bosch w tej części Europy. Doceniał moje osiągnięcia z okresu, kiedy jako prokurent z zarządem za granicą tworzyłam
struktury spółki. Powtarzał przy każdej okazji: »Pani jest
matką tego przedsiębiorstwa. Pani ma te kobiece cechy,
dzięki którym można szerzej widzieć i lepiej rozumieć potrzeby pracowników, ale też klientów«” – mówi Boczkowska.
Współpracowali przez siedem lat, ucząc się nawzajem. To
było dojrzałe zarządzanie rosnącym przedsiębiorstwem.
Za dobre wyniki w Polsce Eisenhardt awansował na stanowisko szefa Boscha w Singapurze, a Boczkowska wkrótce
po tym objęła stanowisko prezesa polskiego oddziału, które
piastuje do dziś i poświęca się promowaniu idei partnerstwa
w biznesie, w tym wspieraniu kobiet.
Magdalena Krajewska-Chmielewska
Sposób na sukces: Ważne, by zdać sobie
sprawę ze swoich priorytetów, z tego co
jest dla mnie wartością, a co mną kieruje.
„Chyba chciałam udowodnić, że można pogodzić karierę
i rodzinę. Od dziecka funkcjonowałam w przekonaniu, że to
trudne” – mówi Magdalena Krajewska, lat 37, senior consultant i team leader w firmie doradczej Hay Group. Początkowo
chciała zostać chemikiem, na drugim roku zmieniła jednak
zdanie i postanowiła zająć się psychologią biznesu. Poszła
na Międzywydziałowe Studia Matematyczno-Przyrodnicze
i skończyła oba kierunki – chemię i psychologię. W ciągu
dnia zaliczała laboratoria, wieczorami zajęcia z psychologii.
Na trzecim roku psychologii Magda zaczęła pracować w międzynarodowej agencji rekrutacyjnej, ale szybko zorientowała
się, że to nie jest jej powołanie – zdecydowanie woli projekty
doradcze, gdzie można wnikliwie przyjrzeć się ludziom, wyzwaniom organizacyjnym, ambicjom biznesowym i rzeczywiście przeprowadzić zmianę w organizacji. Na szczęście firma, w której pracowała, właśnie zaczęła rozbudowywać nowy
dział zajmujący się projektami doradczymi. Już w tamtym
czasie znała swojego przyszłego męża, naukowca-chemika.
Oboje pracowali dużo i z pasją. On kończył doktorat, ona
zdobywała doświadczenie jako menedżer projektów.
„Ale nie było to poświęcenie” – wspomina Krajewska.
„Lubiłam swoją pracę i chciałam rozwijać się zawodowo. To
był świadomy wybór. A rozwój nie dzieje się sam, trzeba zdecydować się na większy wysiłek. Ja uczyłam się poprzez pracę. Co roku awansowałam, mąż zdobywał międzynarodowe
stypendia. Żyliśmy według tych samych wartości - rozwoju
zawodowego” – mówi.
72
SUKCES» JAK ONE TO ROBIĄ?
Magdalena Krajewska-Chmielewska: „Chcę czerpać
satysfakcję zarówno z życia rodzinnego, jak i z pracy.
Ogromną wartością jest dla mnie równowaga”.
W 2006 roku Michał Chmielewski otrzymał stypendium
w Oksfordzie, a Magda wyjechała wraz z nim. Zatrudniła się
w londyńskiej centrali firmy, w której pracowała. Tam nieoczekiwanie zderzyła się z barierą językową. Dopiero wśród
Brytyjczyków poczuła, jak słabo zna angielski, choć przed
wyjazdem miała na ten temat inne zdanie. Priorytetem stała
się więc nauka języka. Codziennie dojeżdżała 1,5 godziny do
pracy z Oksfordu do Londynu. Rano uczyła się angielskiego.
W drodze w powrotnej - pracowała. „Pracowaliśmy oboje
dużo, ale tak właśnie wtedy chcieliśmy” – wspomina. „Moje
miejsce w polskim oddziale firmy wciąż na mnie czekało, więc
nie czułam presji. Spokojnie wróciłam do kraju. Ale Michał
otrzymał kolejne stypendium, tym razem w Strasburgu”.
Magda skończyła właśnie 30 lat i po ośmiu latach intensywnej pracy poczuła, że czas na dziecko. „Pojawiło się
wyzwanie, które znacznie przerosło nasze oczekiwania, bo
okazało się, że będziemy mieli bliźnięta” – śmieje się. „Dziewczynki miałam urodzić we francuskim szpitalu, więc całymi
dniami uczyłam się francuskiego. Po urodzeniu dzieci przez
siedem miesięcy ze zmęczenia i niewyspania traciłam zmysły, ale potem bliźniaki złapały ze sobą kontakt i zaczęły się
wspólnie bawić. Odetchnęliśmy. Miałam poczucie satysfakcji, bo dziewczynki pięknie rosły, a ja nauczyłam się języka,
który zawsze chciałam znać”. Prawie 1,5 roku poświęciła na
wychowanie dzieci i z rodziną wrócili do Polski. „Weszłam
na rynek i okazało się, że oferty są” – mówi Magda. „Ta przerwa nie zmieniła moich kompetencji, a ja czułam, że dalej
chcę pracować i nie szalałam z rozpaczy, że zostawiam dzieci.
Gdybym nie zaczęła wtedy pracować, być może okazałabym
się toksyczną matką”.
Magdalena Krajewska wyznaje zasadę, że dobrostan dzieci zależy od dobrostanu matki. Lepiej, by miały matkę spełnioną, a nie sfrustrowaną, że dla nich coś poświęca. Rozpo-
częła pracę w międzynarodowej firmie doradczej Hay Group
i tempo życia znowu wzrosło. Wdrażanie nowych strategii
w firmach przeplatało się z wdrażaniem nowego planu i logistyki rodzinnej. Chmielewscy zatrudnili opiekunkę, a kiedy
dzieci poszły do przedszkola, podzielili się zadaniami. Ten
model nadal funkcjonuje. „Chcę czerpać satysfakcję zarówno
z życia rodzinnego, jak i z pracy. Ogromną wartością jest dla
mnie równowaga. Praca wymaga nieustannej aktywności,
budowania wiedzy, rozwoju i wiarygodności. Rodzina stała
się dla mnie podstawą i bazą” - mówi Magdalena Krajewska
i od razu dodaje, że poświęcając się dzieciom, nie mamy gwarancji, że uchronimy je przed złem świata lub poprowadzimy
właściwą drogą, albo że w ten sposób zapewnimy sobie ich
dozgonną miłość czy opiekę na starość.
Krajewska twierdzi, że w zarówno w domu, jak i w pracy
realizuje swoje potrzeby i pasje, chociaż czasami dzieje się
to na granicy możliwości. Ale nie wyobraża sobie innego
trybu życia. Łączenie dwóch ról traktuje też jako okazję do
własnego rozwoju. Codzienną nagrodą za wysiłek jest wielka
miłość do dzieci i ich miłość do nas. Jedynie na rozrywki czasu brak. Zwłaszcza gdy rok temu pojawił się najmłodszy syn.
Planowanie trzeba było zintensyfikować, znów potrzebna
było pomoc opiekunki i babć.
Magda przyznaje, że największą siłą jest relacja z mężem.
Bez niego nie dałaby rady. Jest jej przyjacielem i partnerem.
Dzielą obowiązki. Czasem negocjują czas tylko dla siebie.
„Przynajmniej jeden weekend w miesiącu spędzajmy sami,
by mieć czas na rozmowę, bez telefonów i dzieci – powiedział
Michał rok temu, ale ani razu nie udało nam się tego wprowadzić w życie” – mówi z żalem Magda. „Może przyjdzie taki
moment, że znajdziemy tę chwilę”.
.
Iwona Kokoszka