Wyspy Zielonego Przylądka
Transkrypt
Wyspy Zielonego Przylądka
Wyspy Zielonego Przylądka Z okazji Świąt przygotowałam dla Ciebie małą niespodziankę. Mam nadzieję, że umili Ci picie porannej kawy albo popołudniowej herbaty, a może podróż ze świąt. Mam nadzieję, że zarówno ten świąteczny czas, jak i miniony rok był dla Ciebie udany i, żebyś oglądając się za siebie, z przyjemnością pomyślał(a): Ale było fajnie! I mam nadzieję, że wśród tych fajnych wspomnień z 2014 pojawiają się wakacje na Wyspach Zielonego Przylądka, a jeśli nie, to żeby pojawiły się w 2015! Pozdrawiam ciepło! Emilia i Wyspy Zielonego Przylądka Na kabowerdeńskim świątecznym stole Na żadnym świątecznym stole, niezależnie w zasadzie od okazji, na Wyspach Zielonego Przylądka, na pewno nie zabraknie cachupy, najważniejszego kabowerdeńskiego dania. Z tej tej też okazji, życząc Wam Wesołych Świąt zapraszam do lektury. Kuchnia Wysp Zielonego Przylądka bazuje na kukurydzy, fasoli i rybach. Ale żadna potrawa nie jest tak sławna i związana z kulturą Kabowerdyńczyków jak cachupa (katxupa). O catchupie śpiewa się piosenki, dyskutuje, no i oczywiście przede wszystkim je. Bazą dla cachupy jest kukurydza. Roślina, która w kulturze i kuchni Wysp Zielonego Przylądka ma znaczenie wyjątkowe. Kukurydzę przywieźli na wyspy portugalscy kolonizatorzy i podobno to ziarno kukurydzy było pierwsze, które dało plon na nieurodzajnych kabowerdyńskich glebach. Dlatego tak dawniej, jak i dziś, roślina ta uważana jest za symbol odrodzenia, nadziei i przetrwania. Stąd też dnia 1 listopada całe Wyspy Zielonego Przylądka zajadają się kukurydzą w każdej postaci, a na Wyspie Santiago organizowany jest nawet Festiwal Kukurydzy. Nie przez przypadek zatem to kukurydza jest podstawowym składnikiem cachupy, najpopularniejszego kabowerdyńskiego dania. W wersji standardowej towarzyszy jej często fasola i groch, podawana jest z jajkiem sadzonym, omletem lub smażoną rybą, najczęściej makrelą. Ale jest też wersja full wypas – cachupa rica, czyli cachupa na bogato. A wtedy może się znaleźć w niej prawie wszystko, czym spiżarnia bogata, w tym mięso, ryba czy marchewka lub maniok. Nie tylko aspekt historyczny czy walory żywnościowe i energetyczne sprawiają, że cachupa jest tak popularna i tak ważna w kabowerdyńskiej kulturze. Cachupa bowiem jest daniem bardzo „towarzyskim i biesiadnym”. Jak już gotować cachupę, to z rozmachem i w wielkim garze, dla całej rodziny i sąsiadów! Jej przygotowanie jest przede wszystkim, a właściwie było, pracochłonne. Tradycyjne przygotowanie cachupy zająć może nawet cały dzień. Pół dnia na zebranie drewna na opał, a drugie pół dnia na młócenie, przesianie, wyodrębnienie ziaren od otrąb, wrzucenie składników do kotła i mieszanie ich raz po raz. Napisałam było, bo dziś można kupić ziarna poddane obróbce mechanicznej i gotowe do gotowania. Mimo to uwierzcie, że w wielu, wielu miejscach na Cabo Verde spotkać się można z cachupą przygotowywaną w sposób tradycyjny. I żadna cachupa nie smakuje tak wyjątkowo jak ta przygotowana na palenisku! Na palenisku czy na gazie, cachupa swoje wygotować się musi, więc nadal jej przygotowanie jest czasochłonne! Zatem biesiada tak naprawdę zaczyna się już w trakcie jej przygotowywania. Kobiety pichcą i plotkują. A kiedy cachupa jest już gotowa, wszyscy bez wyjątków się nią zajadają. A, że jak wspomniałam, zawsze gotuje się wieeelki gar, to dla nikogo jej nie zabraknie. Z tego też powodu cachupa jest nieodłącznym elementem wszelakich spotkań rodzinnych, imprez firmowych i bankietów. Zaraz po ugotowaniu ma najczęściej konsystencję zupy. Ale gotowanie jej w dużych ilościach ma też inny powód – mimo wielu biesiadników powinno zostać trochę na dzień następny, na..... śniadanie! Bo, mimo niekoniecznie śniadaniowych składników, niech nikogo nie zdziwi fakt, że to właśnie cachupa guisada, czyli cachupa dnia drugiego, smażona, jest najbardziej typowym i popularnym kabowerdyńskim śniadaniem! - Żeby mieć siłę i krzepę pracować przez cały dzień – jak wyjaśnił mi jeden znajomy. Na śniadanie czy też nie, cachupa dobra jest na każdą okazję. Kiedyś pojawiała się na stołach codziennie, dziś dniem wyjątkowo cachupowym, zwłaszcza na wyspie Sao Vicente, jest sobota. To właśnie wtedy, większość znajomych mi rodzin gromadzi się w południe przy stole i przy cachupie opowiada sobie jak minął tydzień. A po zakończonej biesiadzie rozdziela się to, co nie zostało zjedzone i... niedzielne śniadanko gotowe! Niegdyś cachupa, a właściwie jej rodzaj – zwykła lub na bogato - była jednocześnie symbolem podziałów między społeczeństwem. Na cachupę rica mogli pozwolić sobie co zamożniejsi, pozostali mogli zadowolić się jedynie cachupą w podstawowej wersji, stąd też często nazywano ją cachupa pobre – cachupa dla ubogich. Dziś wersja na bogato dostępna jest dla wszystkich, ale mimo to nawet dziś nie jest pozbawiona symboliki. Podobnie jak jej składniki, które są wyjątkową miksturą kukurydzy, grochu i fasoli przeróżnych rodzajów, takie jest też społeczeństwo kabowerdeńskie – afrykańskoeuropejską miksturą. Osobiście przyznam się, że ja cachupę uwielbiam i to nawet chyba bardziej wersję podstawową niż full wypas. Zdecydowanie zgadzam się także ze stwierdzeniem, że daje krzepy na cały dzień, dlatego polubiłam ją na śniadanie. I stworzyłam taką swoją małą tradycję, by jeść ją nieśpiesznie w każdą sobotę rano. W sam raz na sobotnie sprzątanie, zakupy i gotowanie! Zielona choinka, białe święta a jakiego koloru są Wyspy Zielonego Przylądka? Chcielibyśmy, aby święta były białe, prawda? Do tego nie może zabraknąć zielonego drzewka – choinki? A skoro przy kolorze zielonym jesteśmy to... jakiego kolory są Wyspy Zielonego Przylądka? Nazwa Wyspy Zielonego Przylądka niewiele ma wspólnego z kolorem wysp archipelagu, które wcale takie zielone nie są. Pochodzi od Cap Vert – najbardziej wysuniętego na zachód skrawka Afryki Kontynentalnej. Jakie są naprawdę? Wyspy tworzące archipelag Wysp Zielonego Przylądka są pochodzenia wulkanicznego, czego ślady można napotkać w wielu miejscach w postaci licznych kraterów czy czarnych plaż. Wyspą, która najbardziej przypomina o czarnej, wulkanicznej przeszłości (a jednocześnie teraźniejszości) jest Fogo. Czarny Fogo w języku portugalskim oznacza ogień, a sama wyspa widziana z daleka ma postać wulkanicznego stożka. Dominujący nad wyspą, czarny jak smoła, wulkan ma wysokość 2829 m n.p.m. Ostatnia erupcja zaczęła się 23 listopada bieżącego roku roku, pokrywając po raz kolejny połacie wysypy lawą różnych odcieniach czerni i pozbawiając ponad 1500 osób dachu nad głową. Teraz Fogo jest czarniejsze niż kiedykolwiek. Biały Nie wszystkie plaże Wysp Zielonego Przylądka są czarne. Wiele z nich jest pokryte białym, drobnym piaskiem, z palemkami lub bez. Najpiękniejsze z nich są na wyspie Boavista, która w sumie ma 26 plaż, niektóre o długości ponad dziesięciu kilometrów. Najbardziej dzikie i tajemnicze znajdują się na wyspie Maio, zaś najpopularniejsze (czyt. najbardziej zaludnione) na Wyspie Sal. Zresztą sama wyspa, a nawet jej nazwa ma związek z kolejnym białym atrybutem Wysp Zielonego Przylądka. Sal w języku portugalskim oznacza sól i wyspa Sal, niegdyś ze względu na swój płaski krajobraz nazywana Lhana, zyskała swoje obecne imię w XVIII w. ze względu na powstałą na niej kopalnię soli. Dziś kopalnia jest w rękach Włochów (podobnie jak większość nieruchomości na Sal) i głównym źródłem jej dochodów są turyści. W marcu, nie bez kontrowersji, kopalnia wpisana została na Listę Dziedzictwa Narodowego Republiki Wysp Zielonego Przylądka. Niezależnie od sporów, jest to wyjątkowo urokliwe miejsce, a taplanie się w solankach jest zdrowe i zabawne. Czerwony Skoro za sprawą soli wylądowaliśmy w okołokulinarnych klimatach warto wspomnieć o garopie - czerwonej, pysznej rybce wód głębokich. A także piri piri - piekielnie ostrych papryczkach. Mieszkańcy Wysp Zielonego Przylądka przygotowują z nich pikantną przyprawę, której nie może zabraknąć na żadnym stole. Żółty Kontynuując gastronomiczny wątek nie można nie wspomnieć o kukurydzy, która jest składnikiem wielu dań Wysp Zielonego Przylądka oraz jednym z popularnych przysmaków, które prosto z grilla można nabyć na niemalże każdym rogu ulicy. Kukurydza jest też rośliną mającą na wyspach wymiar symboliczny. Jak głosi legenda, właśnie ta roślina była pierwszą, jaką udało się wyhodować na zasiedlanych przez kolonizatorów wyspach. Dlatego dziś kukurydza jest symbolem odrodzenia, nadziei i dobrych plonów. 1 listopada na Cabo Verde jest dniem, kiedy wszyscy się nią zajadają, serwowaną w przeróżnych postaciach - od popcornu po catchupę. Zarówno czerwony (symbolizujący wysiłek), biały (symbolizujący pokój), jak i żółty w postaci dziesięciu gwiazdek odpowiadający dziesięciu głównym wyspom archipelagu są elementami stosunkowo młodej, bo przyjętej w 1992 roku, flagi Wysp Zielonego Przylądka. Kolorem zdecydowanie dominującym na fladze jest jednak niebieski Niebieski Niebieski na fladze symbolizuje niebo i wodę. Niebieskim kolorem zachwyca też amatorów górskich wycieczek Contra-Bruxas-Azul, endemiczny kwiat stosowany w medycynie tradycyjnej, którego spotkać można między 500 a 1000 m n.p.m. na wyspach Santo Antao, Sao Vicente, San Nicolau oraz Santiago. A skoro już o florze, to i o faunie słów kilka. Przepiękna błękitna barwa zdobi również symbol Wysp Zielonego Przylądka - upierzenie łowca szarogłowego (halcyon leucocephala), występującego jedynie na wyspach Santiago, Brava i Fogo. Jedna z dwóch linii lotniczych, Halcynoair, zapożyczyła nawet od niego swoją nazwę. Jeśli chodzi o niebieskie symbole narodowe, na tym nie koniec. Niebieską barwę mają też koszulki narodowej reprezentacji piłki nożnej - Tubaroes Azuis (Niebieskie Rekiny). O Rekinach było dość głośno, ale niestety nie za sprawą sukcesów na murawie, lecz z powodu decyzji konsula Stanów Zjednoczonych, który odmówił przyznania wiz ośmiu członkom reprezentacji oraz lekarzowi drużyny, niwecząc tym samym udział Rekinów w meczach w USA. No i oczywiście w różnych odcieniach niebieskiego, od błękitnego po granatowy, są wody Oceanu Atlantyckiego, na którym położone są wyspy. Brązowy Jeśli wyspy nazwano by ze względu na ich kolor, bardzo prawdopodobne, że dziś mówilibyśmy na nie Wyspy Brązowego Przylądka albo Brunatnego Przylądka. Właśnie takiego koloru jest ziemia przez dłuższy okres roku na dominującym obszarze wysp. Pora deszczowa zaczyna się w okolicach sierpnia i trwa do października, dlatego też pojawienie się kilka dni temu burzy było tematem szeroko komentowanym i, choć jak zawsze deszcz witany jest z radością, nikt nie krył zdziwienia! Zielony Gdy już przyjdzie pora deszczowa, w ciągu kilku dni zamienia archipelag w zupełnie inną, zaczarowaną krainę. Choć są na wyspach przepiękne, wiecznie zielone miejsca, takie jak plantacje bananów, papai czy mango, to zieleń, jaka pokrywa brązową na co dzień glebę i stoki górskie, jest po prostu magiczna. Niektórzy nawet mówią na ten odcień zieleni nowo narodzona. Coś w tym jest. I choć Wyspy Zielonego Przylądka nie zielonej barwie zawdzięczają swoją nazwę i w większości wcale nie są zielone, to gdy ona już się pojawia - jest niepowtarzalna. Jak by to powiedzieli miejscowi: espectacular! Jaka dokładnie? Najlepiej przekonać się o tym na własne oczy! Tak wygląda Wyspa Santiago w kwietniu... … a tak w październiku! Pomysł na prezent z Cabo Verde Ronise mieszka na wyspie Sao Vicente, Wyspy Zielonego Przylądka, wraz z mężem i pięcioletnią córeczką. Po kilku nieudanych próbach znalezienia stałego zatrudnienia, postanowiła ze swojej pasji uczynić swoje źródło dochodu. Zaczarowuje tak niepozorny materiał, jakim są rybie łuski, i zamienia je w pierścionki, bransoletki, spinki do włosów i kolczyki. - Ronise, tworzysz biżuterię z rybich łusek. Skąd ten pomysł? - Od zawsze lubiłam wyrabiać biżuterię i we wszystkim szukałam inspiracji. Pewnego razu zobaczyłam kolczyki z rybich łusek właśnie. Były to bardzo proste, drobne kolczyki. I wtedy pomyślałam: A czemu by nie pójść krok dalej i nie stworzyć bardziej wymyślnych konstrukcji? To było ponad 2 lata temu. Od tego czasu tworzę i ulepszam. Dziś niektóre rzeczy robię inaczej, cały czas staram się być innowatorska, by usprawnić swoją pracę. Z czasem nabrałam też wprawy i praca idzie mi szybciej. Zwracam też uwagę, aby być kreatywną, wytwarzać różnorodne produkty, by sprostać różnym gustom. - No dobrze, a jak się tego nauczyłaś? - Sama! Zobaczyłam te kolczyki i zaczęłam szperać w Internecie! I tak krok po kroku nauczyłam się, metodą prób i błędów. Teraz widzę jakąś biżuterię i sobie myślę.. zrobię coś podobnego, ale zupełnie inną techniką! - Skąd bierzesz materiały? - Z rynku, ze stoiska z rybami! Ale nie kupuję całej ryby (śmiech). Na Cabo Verde można kupić ryby niemalże prosto od rybaka, ale już „po obróbce wstępnej”. Dogadałam się zatem z jedną z osób, która się tym zajmuje i poprosiłam, żeby zamiast wyrzucać łuski, przygotowywał je dla mnie. Nie każda łuska się nadaje. Różnią się od siebie wielkością i grubością – on wybiera te, które będą mi potrzebne, segreguje, oczyszcza, myje i suszy. Wtedy ja je odbieram. Już wtedy są czyste i nie mają rybiego zapachu, ale ja w domu je ponownie myję i gdy wyschną, barwię na różne kolory. Następnie wycinam kształty i łącze ze sobą tak, aby przybrały postać pierścionka, kolczyków czy naszyjnika. Tak naprawdę problem pojawia się przy innych elementach – takich jak zapięcia itp. Nie ma ich tu na Cabo, sprowadzam je z Europy, głównie z Portugalii, co niestety podraża koszty produkcji. Przywożą mi je przyjaciele, a nawet turyści! - A jak z trwałością takiej rybiej biżuterii? - Każdy typ łuski służy do przygotowania innego produktu – jedne znakomicie sprawdzą się jako materiał na kolczyki, inne zaś jako surowiec na naszyjniki. Wszystkie, które wykorzystują są bardzo trwałe! Łuski są jak kobiety, wydają się bardzo kruche, ale tak naprawdę, są niezwykle wytrzymałe! (śmiech) - Swoja firmę nazwałaś BioJoias czyli po polsku BioBiżuteria. - Tak, bo oparta jest na idei recyklingu. Nadaję rybim łuskom drugie życie. (śmiech). Staram się też używać jak najwięcej materiałów naturalnych. - Ile czasu zajmuje zrobienie jednego prostego naszyjnika? - Wszystko robione jest ręcznie, w dużej mierze szydełkiem. Zrobienie prostego naszyjnika zajmuje mi około godziny. Ale bardziej skomplikowane mogą pochłonąć nawet cały dzień! Jest to praca wymagająca skupienia się i koncentracji, optymalnie jestem w stanie zrobić dwie sztuki dziennie. - Biżuteria z rybich łusek to hobby czy praca? - Z wykształcenia jestem technikiem turystyki i hotelarstwa i kiedyś BioJoia to było tylko hobby. Kiedy pracowałam, wyrabiałam biżuterię po pracy, w wolnych chwilach. Nie było to łatwe, bo jest to zajęcie, które wymaga wiele cierpliwości! Ale zdarzyło się, że w ciągu krótkiego czasu zmieniałam pracę. Za tym trzecim razem pomyślałam: Basta! Teraz biorę sprawy w swoje ręce i poświęcę się biżuterii. Nawet gdyby teraz pojawiła się oferta pracy, nie przyjęłabym jej. Po 8 godzinach pracy, ciężko robić to, co się kocha! A BioJoia to jest to, czemu chcę się poświęcić i inwestować, aż uda mi się spełnić swoje cele. Lubie turystykę, ale tak naprawdę i moja biżuteria daje jakiś wkład w tę sferę, bo jest produktem w 100% kabowerdeńskim, którzy turyści mogą zabrać do domu. Teraz biżuteria jest połączeniem hobby i pracy i mam nadzieję, że otworzy nowe możliwości nie tylko dla mnie, ale tez dla innych osób. Na przykład dla osoby, która na co dzień czyści ryby – jest to zajęcie mało dochodowe. Dając jej dodatkowe zajęcie w postaci przygotowywania dla mnie łusek, stwarzam dla niej możliwości dodatkowego zarobku. Mam też do pomocy jedna dziewczynę, i dla niej jest to okazja. Na razie jesteśmy tylko we dwie, ale cudownie byłoby stworzyć miejsca pracy dla większej liczby osób! Bardzo chciałabym, abym pewnego dnia BioJoia była firmą z prawdziwego zdarzenia i żeby była źródło dochodu dla mnie i innych osób. - Wspomniałaś, że często zmieniałaś miejsce zatrudnienia. Jak jest z pracą? - Nie jest łatwo, zwłaszcza kobietom. Możliwości jest mało i płacom mało, ogólnie, nie tylko kobietom. Myślę, że akurat jeśli chodzi o wysokość zarobków, zjawisko dyskryminacji ze względu na płeć nie jest znaczne. Ja mam szczęście, że mój mąż pracuje, ale jeśli musiałabym sama się utrzymać, ze średnią pensją nie byłoby łato. Wypłata mojego męża jest zatem pewnego rodzaju filarem, ale nie może tak być cały czas. Nie chcę, żeby tak było. Krok po kroku staram się to zmienić , choć wiem, że jestem dopiero na początku swojej drogi. - Jak idzie? - Cieszę się, że jest odzew i to bardzo pozytywny i to dodaje mi siły. Kiedy mogę, uczestniczę w targach i spotkaniach, ale na razie sprzedaję tylko tu w Mindelo (stolica Wyspy Sao Vicente, na której mieszka Ronice, przyp. Red.). Nawiązałam już kontakty na wyspach Sal i Boa Vista (najbardziej turystyczne wyspy Cabo Verde przy. Red.), rozmawiam z hotelami i innymi punktami, w których mogłabym sprzedawać swoje produkty. Takie próby podjęłam już w przeszłości, ale partner nie okazał się godny zaufania, ale nie zrażam się i spróbuję z nowymi współpracownikami. - Znasz wiele kobiet takich jak Ty? - O ile mi wiadomo, jestem jedyną, która wyrabia biżuterię z rybich łusek. Ale wydaje mi się, że jest wiele kobiet, które starają się wziąć sprawy w swoje ręce. Każda ma swój styl, robi to co potrafi, z czego się da - muszli czy ziaren. Są stowarzyszenia, ale ja nie należę do żadnego z nich. Zniechęcają mnie kłótnie i intrygi, które w nich panują. Szkoda, bo informacje o różnego rodzaju wydarzeniach w pierwszej kolejności wędrują stowarzyszeń. Ale tak wolę. - A Twojej córeczce podoba się biżuteria z rybich łusek? - O tak! Uwielbia podpatrywać mnie przy pracy i sama też chce tworzyć! I świetnie sprawdza się w marketingu i reklamie. Kiedy ktoś ja pyta: Kim jesteś? Ona odpowiada: Jestem córką Ronise. Nie znasz Ronise? Ona robi biżuterię z rybich łusek! Robi naszyjniki, kolczyki! I często droczy się ze mną przezywając mnie Ronise Clarice Schema di Peixe (Ronise Clarice Rybia Łuska). A mąż się do tego przyłącza! (śmiech) Kilka produktów Ronise przyjechało w plecaku do Polski, jeśli ktoś byłby zainteresowany, proszę o kontakt! Na święta albo na poświetach! Marzycie o miejscu prawie na końcu świata? Gdzie można odpocząć od zgiełku i zapomnieć o całym świecie? Mam dla Was propozycję! Co więcej, jest to miejsce dla ducha, ale i dla ciała! Bo w jego okolicach można udać się na wspaniałe górskie spacery! Zabieram Was do Monte Trigo – Miasta Słońca! Za górami, za lasami… w sumie całkiem na miejscu byłoby zacząć opowieść o Monte Trigo właśnie od tych słów. No, może mogłyby się pojawić pewne wątpliwości co do lasów… Niemniej jednak prawdą jest, że Monte Trigo de Tarrafal, położone na Wyspie Santo Antao to jedno z najbardziej odległych miejsc na Wyspach Zielonego Przylądka. Niech o odległości, i w pewnym sensie niedostępności i izolacji tego miejsca świadczą liczby – do Monte Trigo można bowiem dostać się tylko dwoma środkami lokomocji – łodzią albo na własnych nogach. Z jednej strony jest to 9 lub 4 godziny pieszo lub 45 łodzią, liczone od miejscowości Tarrafal. O ile jednak Monte Trigo można nazwać Na-Końcu Świata, to Tarrafal byłoby jedynie Prawie-Na-Końcu świata, bo i tam można dostać się jedynie autem terenowym (zaledwie 3 godzinki wyboistej jazdy). Ale Monte Trigo, rybacka wioseczka zamieszkała przez 250 mieszkańców jest wyjątkowa nie tylko z powodu swojego odległego położenia. Monte Trigo jest bowiem pierwszą osadą na Wyspach Zielonego Przylądka w 100% zasilaną energią słoneczną! Dzięki wsparciu UE i projektowi Sesamer mieszkańcy już nie muszą się martwić o dostawy prądu (a właściwie ich brak). Przy (a właściwie na) jedynej w miejscowości szkole (która tak na marginesie jest jak na razie jedynym miejscem, w którym mogą się zatrzymać trekkingowcy) umieszczone zostały panele słoneczne, a nieopodal umieszczono 2 baterie słoneczne. W każdym domu, znajduje się aktywowany na kartę magiczna skrzyneczka, która pozwala całą dobę monitorować ile prądu zużywamy w danej chwili, ile zużyliśmy danego dnia, miesiąca itp. Karta działa zaś podobnie jak komórkowa karta pre-paid. Co miesiąc trzeba ją doładować, a niewykorzystane środki przechodzą na następny miesiąc. Do każdego domu, zgodnie z wyborem taryfy odpowiadającej za potrzebowaniom sprzętowym danego gospodarstwa, dostarczany jest prąd o odpowiedniej mocy. Ta metoda na pewno uczy oszczędności. Jeśli ktoś się bowiem zapomni i podłączy nadprogramowy sprzęt… no cóż, tego dnia nie będzie wieczornej telenoweli, za to na pewno będzie kolacja przy świecach. Monte Trigo znajduje się na jednej z najbardziej urokliwych tras trekkingowych na Wyspie Santo Antao. Propozycja trasy: 1 dzień: transport z Porto Novo do Tarrafal do Monte Trigo 2 dzień : Tarrafal – Monte Trigo (4 godziny) – mimo, że jest to krótki trekking, wskazane jest rozpoczęcie go jak najwcześniej (słońce!!!!), a pozostałą część dnia spędzić na zaprzyjaźnianiu się z mieszkańcami Monte Trigo i nieśpiesznym smakowaniu piwa w barze tuż przy plaży. No i na kąpielach oczywiście 3 dzień: Monte Trigo – Norte (9 godzin) 4 dzień: Norte – Ribeira das Patas (4 godziny) Trekking można kontynuować do Alto Mira (4 godziny) a stamtąd następnego dnia do Garca do Cima. Przy tym trekkingu zdecydowanie zalecany jest przewodnik, zwłaszcza na trasie Monte Trigo – Norte. Do ponucenia.... Dja tchiga hora di bai // Nadeszła pora by ruszyć w drogę Hora di bai dja tchiga // Wyruszyć w drogę nadeszła pora Mi eh dod na bo dimás // Pozwól, niech cię przytulę Mi é dod na bo dimás // Szaleję za Tobą bez końca êh si ki amor eh fêtu // Tak właśnie wygląda miłość Ba bo caminho na paz // Idź w pokoju Po bo pe dianti di kel’otu pê // Krok za krokiem, stopa za stopą Sima mundo é redondo // Tak jak świat jest okrągły Si bo ka bado bo ka ta birado // Jeśli nie wyruszysz, nie powrócisz Ondas e ondas di mar // Fale, morskie fale Si’bo leva, bo torna trazê// To co ze sobą zabierasz, niech z Tobą powróci Eehhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh, oi 2x Dja tchiga hora di bai // Nadeszła pora by ruszyć w drogę Hora di bai dja tchiga // Wyruszyć w drogę nadeszła pora Ka bu dura longi mi // Nie odchodź na zbyt długo Cordam mansinho si bo // Obudź mnie choćby rankiem Otchan na sono deixa // Jeśli zastaniesz mnie śpiącą, zostaw Armadura pa trás // Za sobą broń Bai ku luz di dianti // Idź ze światłem przed tobą Bai ku luz di trás // Idź ze światłem za sobą Bo é fidjo di sol di dia // Jesteś synem słońca za dnia Di noti eh deus di lua ki tah guia// W nocy niech prowadzi cię Bóg i księżyc Ondas e ondas di mar // Fale, morskie fale Se bo leva bo torna traze // To co ze sobą zabierasz, niech z Tobą powróci Som y tom sta dentu di nôs // Melodia jest w nas Amor y paz dentu di nôss // Miłość i pokój jest w nas DI ALMA AH BO É NHA FAMILIA // Prosto z duszy, jesteś moją rodziną DI ALMA BO É, BO É DI MEU // Należysz do mojej duszy, należysz do mnie Vibração na coração pa nha // Wibracje prosto z serca dla moich Irmons good vibes // Braci Good Vibes Mam nadzieję, że ten mały upominek z Cabo Verde przypadł Ci do gustu! Co o nim myślisz? Chciałbyś/chciałabyś otrzymywać wieści z Cabo w takiej formie częściej? Napisz! Z góry dziękuję za każdy feedback! Z serdecznymi pozdrowieniami, Emilia [email protected] www.bylenaprzod.wordpress.com www.facebook.com/wyspyzielonegoprzyladka