Pobierz PDF - Racjonalista TV
Transkrypt
Pobierz PDF - Racjonalista TV
Jakiś czas temu zostałem zaproszony do wygłoszenia wykładu o ateizmie na kulturoznawstwie we Wrocławiu. Było to ciekawe doświadczenie, gdyż do tej pory starałem się nie wyrażać na uczelni żadnego światopoglądu, starając się zachować jej neutralność światopoglądową. Ale, skoro sami poprosili, to proszę bardzo… Sytuacja uniwersyteckiego wykładu z ateizmu, z prośbą o rozbudowanie osobistej warstwy ateistycznych doświadczeń, stworzyła ciekawe napięcie. Jeśli chodzi o neutralność światopoglądową i uczelnie, do dziś się śmieję z przygody naszej redaktorki Kai. Na swoim kierunku studiów miała ona nie będące głównym tematem studiów zajęcia z filozofii. Pewnego razu pan filozof wszedł do sali pełnej studentów i zagaił dyskusję: „Dzisiaj porozmawiamy o zagadnieniu duszy u filozofów średniowiecza”. Słysząc tak zwany „mur ciszy”, dodał jeszcze bardziej atrakcyjnym głosem: „Ależ proszę państwa, to wszakże ciekawy temat! Przecież wszyscy mamy duszę!”. Na ten sygnał mur milczenia przerwała Kaja: „Ja nie mam duszy…”. Kaja swoją drogą lubiła filozofować, choć nie z każdym filozofem się rzeczywiście da… Przyznanie się Kai do braku duszy rzeczywiście zainicjowało dyskusję, ale nie była ona z pewnością do końca filozoficzna. Jakaś koleżanka Kai zakrzyknęła: „Jak to nie masz duszy? To niemożliwe…”. Ktoś tam jęknął: „Jezus Maria…!” A filozof? Także włączył się w spontaniczną katechizację (bo przecież nie dyskusję), z trudem kryjąc zaszokowanie i podirytowanie. Chciał przecież zainicjować dyskusję o duszy, nawiązując odpowiednio do tomizmu i innej scholastyki, a tu masz. Jakaś psujka mówi na starcie: „Ja nie mam duszy…”. Tragedia! Czy filozofia (a już zwłaszcza ta wokółśredniowieczna) może się obyć bez duszy? Nauczony tą opowieścią i podobnymi sytuacjami, które i mi się zdarzały i których szczęśliwie nie pamiętam, stwierdziłem, że będę szanował neutralność światopoglądową wszelakich uczelni. Było to szczególnie zabawne, gdy wykładałem klasyczną muzykę indyjską. Jest ona bardzo mocno związana z indyjską mitologią, a co za tym idzie z religią. Mimo to miałem wrażenie (możliwe, że niesłuszne, mimo wszystko, i płynące z przewrażliwienia), że niektórzy studenci mieli problem z tym, że nie przedstawiam owej wokółmuzycznej filozofii jak chrześcijanin. Chrześcijanin powinien chyba kpić w jakiś odpowiednio wymowny sposób z tych wszystkich bogów i bogiń, z boginią muzyki Saraswati na czele. Ja zachowywałem akademicki dystans, ale chyba nazbyt obojętny. Zdradzałem się chyba z tym, że Saraswati jest dla mnie równie (a nie bardziej) baśniowa, jak Jezus. Ze śmiechem złapałem się na tym, że w niektórych szczególnie zagmatwanych mitologicznie sytuacjach zaznaczałem – „niektórzy Hindusi tak właśnie to widzą, ja tylko przekazuję Państwu to, jak oni czują. Mnie tu nie ma, proszę o mnie zapomnieć i skupić się na źródłach symboliki wokółmuzycznej. Skupić obiektywnie, badawczo, bez emocji. To znaczy muzyka, jej dźwięki, jej rytmy, jak najbardziej powinny w Państwu wzbudzać emocje, ale tylko to… Do niczego więcej nie nakłaniam.” Widząc przy tym zdziwione i podejrzliwe miny studentów, niemal parskałem śmiechem. Tymczasem z Kają mieliśmy dyskusje na temat pisowni słowa „bóg”. Wielką, czy małą literą? Niektóre słowniki podają definicję, z której można zrozumieć coś takiego: „Jeśli chodzi o naszego Boga, to piszemy przez wielkie „B”. Jeśli nie chodzi o naszego Boga, to piszemy przez małe „b”. Oczywiście, gdy mamy liczbę mnogą, jakieś paskudne politeistyczne mrowie bogów, to zawsze z małej. Od biedy żydowski Bóg jest nasz, i ten muzułmański. Inni przez „b”. Czyli abrahamowy i monoteistyczny musi być przez „B””. Szybko doszliśmy z Kają do wniosku, że słownik przekazuje jakiś dogmat teologiczny „jedynie słusznej” religii, a nie chęć porządkowania języka. Śmiałem się, wymyślając różne sytuacje. Na przykład: „Jak napisać, gdy wymieniamy Jahwe i kilku politeistycznych bogów i w następnym zdaniu chcemy o tej gromadce napisać „bogowie”? Z wielkiej czy z małej? Chyba z wielkiej, bo wielkość „B” Jahwe powinna się chyba udzielać bogom małą literą?” Z kolei Kaja eksperymentowała przy tłumaczeniu z greki fragmentów Homera. W grece oczywiście nie ma wielkich liter, w antycznej łacinie też ich nie było (albo raczej wszystkie były wielkie, nie tylko na początku zdania). Ale dziś piszemy te małe i te wielkie litery. Zatem Kaja stwierdziła, że Homer, gdyby żył dzisiaj, zapewne pisałby wszelkie określenia dotyczące Ateny, Zeusa, Hery etc. wielką literą. Pisałby przykładowo: „Atena, ta Złotowłosa Bogini”, a nie „ta złotowłosa bogini”. Tłumaczenie Kai było oczywiście dobre, ale wykładowczyni była zaszokowana sposobem użycia wielkich liter. „No przecież, Pani Kaju, nie pisze się „Bogini” wielką literą?”. „Ale Homer wierzył w Atenę, ja tłumaczę Homera, więc piszę z wielkiej, bo tłumaczę jego tekst, a nie mój. Pani również napisze o Jahwe „Bóg”, a nie „bóg”, bo pani w to wierzy”. Ogólnie używanie wielkich liter wobec niektórych rzeczowników jest w naszej pięknej polszczyźnie dość konfliktogenne. Nawet na neutralnej światopoglądowo uczelni… Łatwiej jest, jak wszystko w danym języku jest małą, albo wielką literą… Mam nadzieję, że teraz trochę lepiej rozumiecie, jak trudnym zadaniem było dla mnie stanięcie przed studentami i celowe porzucenie neutralności światopoglądowej uczelni podczas mojego wykładu o ateizmie prywatnym i mniej prywatnym… A oto ów wykład, bawcie się dobrze: