IMPRESJA OSTATECZNA
Transkrypt
IMPRESJA OSTATECZNA
IMPRESJA OSTATECZNA z cyklu „DZIECI MYŚLĄ INACZEJ” (bo mają prawo)! Autor: Janusz Stanek Na wskroś egzystencjalny pogląd ukazuje życie, jako – mniejszą lub większą – udrękę, nieuchronnie prowadzącą do śmierci. Za ilustrację tego poglądu uznać można film K. Zanussiego (scenariusz i reżyseria) „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”. Nie mam zamiaru komentować poziomu artystycznego tego filmu, doceniam jednak jego wymowę filozoficzną. Nie dziwota! Zanussi z całą pewnością wyróżnia się w środowisku filmowym wiedzą, życiową mądrością i głębią refleksji. Kiedy pierwszy raz umarłem? Kiedy miałem jakieś 5-6 lat. Zabił mnie prąd. Tzn. byłem święcie przekonany, że tak się stało. Mówiono mi przecież wcześniej, że prąd zabija! Kto tak mówił? Mama? Tata? Nie pamiętam, choć tematyka wskazywałaby na ojca. Prąd to przecież taki męski temat! Ale być może niebezpiecznie zbliżam się do stereotypu, więc roztropnie będzie się wycofać z przypuszczeń i stwierdzić: Nie wiem! Koniec końców – na własnej skórze sprawdziłem działanie prądu. Niestety nikt mi wcześniej nie powiedział, że kabel należy trzymać za izolację. Być może byłem mało uważnym chłopcem i nie zauważyłem, jak tata – sprawdzając „próbnikiem” (taki prymitywny, niegdysiejszy tester: oprawka + żarówka + dwa kable), czy w gniazdku bądź kontakcie jest prąd – oba kable trzyma za izolację. Jakkolwiek… Po prostu złapałem kable nie tak, jak trzeba i grzmotnął mnie prąd. Po wygaśnięciu wrażeń zmysłowych (to w końcu zawsze robi wrażenie!), zacząłem się żegnać ze światem. Nie wiedziałem tylko, jak przekazać bliskim informację, że umrę... Wytypowałem mamę, jako osobę najbardziej właściwą do pozyskania tej wieści. Prawdopodobnie obawiałem się reakcji ojca, który – ani chybi – musiałby być zawiedziony techniczną ignorancją swojego potomka. Czekałem z tym piętnem i czekałem. Nie wiedziałem tylko, kiedy „to” się stanie. Ciekawe, ale chyba poza strachem, nie doświadczyłem żadnych głębszych przeżyć. Pewnie byłem nieszczególnie rozgarniętym dzieckiem...:-). W każdym razie zastanawiałem się nad praktyczną stroną sprawy: jak bardzo będą mnie opłakiwać. W końcu wydusiłem mamie, co się stało i chyba właśnie ona wytłumaczyła mi z rozbawieniem mój błąd w interpretacji wypowiedzi dorosłych. Okazało się, że dorośli wcale nie są tacy mądrzy. Właśnie… Czy dorośli są mądrzy? To typowe pytanie o charakterze retorycznym – trudno znaleźć na nie jednoznaczną odpowiedź. Godi Keller niedawno mądrze powiedział w trakcie swojego wykładu: „W pedagogice wszystko zależy…”. To bardzo głęboka myśl! Przecudnej urody! Nie wdając się w nadmiernie fachowe rozważania, poprzestanę na konstatacji: Rodzicom niekoniecznie brakuje mądrości, ale bardzo często wyobraźni. Czy jednak komponentem mądrości nie powinna być zdolność przewidywania następstwa swoich działań? Nie tylko zresztą działań, ale także zaniechań… Jaka konkluzja może być zwieńczeniem powyższego wywodu? Może taka: Dzieci (szczególnie te najmniejsze) – choć są „pełnowymiarowymi” ludźmi (myśl H.Goldszmita vel J. Korczaka), a nie li tylko swoistymi „półproduktami” – nie myślą (i nie muszą!), jak dorośli! Trzeba mieć to na względzie na co dzień – na przykład używając abstrakcji w połączeniu z uogólnieniem: „prąd zabija”… To brak tej wiedzy może ostatecznie okazać się zabójczy…