Maj 2012 - Pomerania

Transkrypt

Maj 2012 - Pomerania
Rok
Młodokaszubów
CENA 5,00 ZŁ (w tym 5% VAT)
NR 5 (454) MAJ 2012
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY
ROK ZAŁOŻENIA 1963
http://www.kaszubi.pl/o/pomerania
http://katalog.czasopism.pl/index.php/Pomerania
Kaszubska droga
Franciszka Fenikowskiego
Ùdmùrckô biôtka ò jãzëk
Antoni Tatuliński
– kaszubski renegat?
GDAŃSK
STOLICĄ KASZUB?
s. 7
okladka_maj_2012.indd 1
2012-04-26 20:58:30
Hitë
pò kaszëbskù
Na binie Dominika Chëlak z Zespòłu Pùblicznëch Szkòłów
w Kòscérznie, III plac westrzód gimnazjalëstów.
Na brawa mielë zasłużoné wszëtcë bëtnicë kònkùrsu.
Ju trzecy rôz w Lëpińcach młodi Kaszëbi, òsoblëwie z pôłnia
i zôpadu, szlë na miónczi w Kaszëbsczim Festiwalu Pòlsczich
i Swiatowëch Hitów. 34 ùczãstników spiéwało na binie dokazë
Michaela Jacksona, Marilë Rodowicz, Anë Jantar, Dodë i wiele
jinëch znónëch ùtwórców.
Dzãka najémù festiwalowi młodi lëdze widzą, że kaszëbizna
mòże bëc leżnoscą, żebë zajistniec, pòkazac sã drëchóm z całëch
Kaszëb, a mòże nawetka zrobic karierã – gôdô direktorka Zespòłu
Szkòłów w Lëpińcach Lucyna Adamczik. Ti młodi lëdze pò taczim
doswiôdczeniu nie bãdą sã pózni wstidzëc kaszëbiznë, a co wôżné,
jich drësze i drëszczi w szkòle téż widzą, że kaszëbizna mòże cos
w żëcym dac – dodôwô Ana Gliszczëńskô, szkólnô kaszëbsczégò
sparłãczonô z kònkùrsã òd samégò zôczątkù.
Kòżdégò rokù òb czas Festiwalu prezentëją sã téż karna spiéwë i tuńca z Gôchów. Latos bëłë to: Konnect ze Szlachecczégò
Brzézna i Małe Gochy z Lëpińc.
A hewò dobiwcowie III Festiwalu Pòlsczich i Swiatowëch
Hitów:
Direktorka szkòłë w Lëpińcach Lucyna Adamczik przëzérô sã
robòce jurorów.
Spòdleczné szkòłë
1. Marcelëna Szroeder
2. Aleksandra Kùjach
3. Józef Prądzyńsczi
wëprzédnienié Mateùsz Taùbe
Gimnazja
1. Magdaléna Jakùbek
2. Magdaléna Prądzyńskô
3. Dominika Chëlak
wëprzédnienié Mariô Leszczińskô
Laùreacë jesz do kùńca nie wierzą, że ùdało sã dobëc.
Wëżigimnazjalné szkòłë
1. Katarzëna Zmùda Trzebiatowskô
2. Katarzëna Mańskô
3. Alicjô Depka Prondzyńskô.
Nôdgrodã cządnika „Pomerania” za nôlepszą kaszëbiznã dobëła
Katarzëna Mańskô, a nôlepszima tłomaczama òstelë Jiwóna
i Wòjcech Makùrôtowie.
Na kùńc wëstąpiło młodzëznowé karno Konnect ze Szlachecczégò Brzézna.
okladka_maj_2012.indd 2
Wicy ò Festiwalu w czerwińcowi „Stegnie”.
D.M.
2012-04-26 20:58:33
Numer wydano dzięki dotacji
Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji
oraz Samorządu Województwa Pomorskiego.
W NUMERZE:
2
Od redaktora
3
KSIĘŻE BISKUPIE, PAMIĘTAMY
4
Listy
5
Z drugiej ręki
6
Z dwutygodnika „Kaszëbë”
7
OCZYWIŚCIE GDAŃSK!
Jacek Borkowicz
10 MŁODOKASZËBI Z WESTRZÓDKA I NORDË
Krzysztof Korda, tłom. D.M.
13 ZRZESZENIE, QUO VADIS (2)
Cezary Obracht-Prondzyński
16 KASZUBSKA DROGA
FRANCISZKA FENIKOWSKIEGO (1)
Józef Borzyszkowski
18 GAZETA OGŁOSZENIOWA
Marek Adamkowicz
21 KASZUBSKI RENEGAT?
Bogusław Breza
24 SWOJSKIE NAZWY
Jerzy Nacel
25 SWIAT JE TEN SÓM
Z Władisławą Gòłąbk gôdô Eùgeniusz Prëczkòwsczi
27 NIE SYGNIE SEDZEC DOMA...
Dariusz Majkòwsczi
29 ÙDMÙRCKÔ BIÔTKA Ò JÃZËK
Róman Drzéżdżón
32 TO CÃ MÙSZI DOBÒLEC
Ana Gliszczëńskô
33 ÙCZBA 11. W GÒSPÒDZE
Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch
I–VIII NAJÔ ÙCZBA
35 MIASTO PILNIE STRZEŻONE
Marta Szagżdowicz
36 ÒRGANISTA, TEC NIÉ LENO
Łukôsz Zołtkòwsczi
39 JAK PÒNÉGÒ PÒWIESËC NA SCANIE
Maja Gelniôk, tłom. Karól Róda
42 JAK ZWABIĆ TURYSTĘ
Kazimierz Ostrowski
42 JAK PRZËCHŁOSCËC LETNIKA
Tłom. D.M.
44 STUDENCI AKADEMII MUZYCZNEJ
W REPERTUARZE KASZUBSKIM
Bogumiła Cirocka i Anna Tarnowska
45 SONNBERGÓWNY ZE SMOLNA
Sławomir Lewandowski
48 BIELAWA
Maria Pająkowska-Kensik
49 JEZDÓM KOCIEWIAKAM
Maria Block
49 BRANDSZURE
rd
50 XXVII KASZUBSKI SPŁYW KAJAKOWY
ŚLADAMI REMUSA
Edmund Szczesiak
51 Lektury
55 KOŚCIERZYNA ŚCIĘŁA GO Z NÓG
Jadwiga Bogdan
58 Klëka
60 Z życia Zrzeszenia
63 NOCNÔ ZMIANA SZOFÉRË
Słôwk Klôsa
64 WIÉRZTË. ALOJZY NÔDŻEL
65 PRZED SPÒWIEDZĄ
Grégór J. Schramke
66 PÒMÒRANIJÔ `80
Bòbrowsczich Witôłd
67 DÔJTA BËC CHŁOPÃ ABÒ Ò FEMINYSTKACH
Tómk Fópka
68 JO… NE-E…
Rómk Drzéżdżónk
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 1
2012-05-02 10:36:42
Od redaktora
Kiedy w ubiegłym roku na gdańskich rogatkach postawiono tablice z napisem „Gduńsk – stolëca Kaszëb witô”,
na różnych forach internetowych pojawiły się setki komentarzy typu: „Niech siedzą u siebie w Kartuzach”, „Kaszubi
przeginają, zapomnieli, że są tylko napływową tanią siłą
roboczą”, „Gdańsk w ogóle nie kojarzy się z Kaszubami, to
jakaś paranoja”.
Tablice nie spodobały się również niektórym Kaszubom
z Kartuz, Kościerzyny, Gdyni czy Wejherowa. Tym, którzy
są przekonani, że stolica znajduje się właśnie w ich mieście.
Spór zapewne będzie trwał jeszcze długo, ale głosy, w których podkreśla się rzekomą niekaszubskość Gdańska, wymagają odpowiedzi, na przykład w postaci
lekcji historii. Udziela jej Jacek Borkowicz w tym numerze „Pomeranii”.
Niestety, żadnej lekcji nie usłyszymy już od śp. ks. biskupa Jana Bernarda
Szlagi. Ten znakomity mówca i wykładowca, znawca Pisma Świętego, pierwszy
ordynariusz diecezji pelplińskiej zmarł w Kociewskim Centrum Zdrowia w Starogardzie Gdańskim 25 kwietnia 2012 r.
Biskup Szlaga w swoich listach i felietonach potrafił barwnie, czasem także
żartobliwie, opisywać otaczający nas świat. Teraz chciałoby się przeczytać Jego
opis tej rzeczywistości, w której znalazł się obecnie. Z pewnością byłaby to niezwykła lektura. Ale najprawdopodobniej „Reportażu stamtąd nie będzie” (jak
zatytułowała zbiór wywiadów z ks. biskupem Marzena Burczycka-Woźniak). Możemy jednak wczytywać się w słowa, które śp. biskup Szlaga napisał za życia,
i pamiętać w modlitwie o tym synu kaszubskiej ziemi.
Dariusz Majkowski
Zaprenumeruj „Pomeranię”!
Prenumeratę można zacząć od dowolnego numeru bieżącego lub przyszłego,
z tym że minimalny okres prenumeraty
to 3 miesiące.
Cena miesięcznika w roku 2012 wynosi:
1 egz. – 5 zł.
Prenumerata krajowa:
cały rok – 55 zł.
Prenumerata zagraniczna:
cały rok – 150 zł.
Wszystkie podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT.
Aby zamówić prenumeratę, należy:
• dokonać wpłaty na konto: ZG ZKP, ul.
Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk,
PKO BP S.A., nr r-ku: 28 1020 1811
0000 0302 0129 3513, podając imię
i nazwisko (lub nazwę jednostki zama-
2
pomerania_maj_2012.indd 2
wiającej), dokładny adres oraz miesiąc
rozpoczęcia prenumeraty.
Konto dla przelewów zagranicznych:
IBAN PL 28 1020 1811 0000 0302 0129
3513 Kod BIC (SWIFT): BPKOPLPW
• zamówić w Biurze ZG ZKP,
telefon: 58 301 27 31,
e-mail: [email protected]
„Pomeranię” można zaprenumerować
na poczcie, a także na stronie internetowej: www.poczta.lublin.pl/gazety.
Numery archiwalne w cenie 4 zł do nabycia w Biurze ZG ZKP.
Wszelkie informacje podane w cenniku nie stanowią oferty w rozumieniu Kodeksu cywilnego.
ADRES REDAKCJI
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31
e-mail: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Dariusz Majkowski
ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.
Bogumiła Cirocka
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
(WSPÓŁPRACOWNICY)
Danuta Pioch (Najô Ùczba)
Karolina Serkowska (Klëka)
Maciej Stanke (redaktor techniczny)
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Edmund Szczesiak
(przewodniczący kolegium)
Andrzej Busler
Roman Drzeżdżon
Piotr Dziekanowski
Aleksander Gosk
Wiktor Pepliński
Tomasz Żuroch-Piechowski
TŁUMACZENIA
NA JĘZYK KASZUBSKI
Dariusz Majkowski
Danuta Pioch
Karol Rhode
Karolina Serkowska
PROJEKT OKŁADKI
Maciej Stanke
ZDJĘCIE NA OKŁADCE
Widok na kościół Mariacki w Gdańsku
www.oldstratforduponavon.com
WYDAWCA
Zarząd Główny
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
DRUK
Grupa Plus Sp. z o.o.
Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania artykułów oraz zmiany tytułów.
Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim,
zgodną z obowiązującymi zasadami,
odpowiadają autorzy i tłumacze.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść ogłoszeń i reklam.
Wszystkie materiały objęte są
prawem autorskim.
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:43
ks. bp Jan Bernard Szlaga (24.05.1940 – 25.04.2012)
pożegnania
Księże Biskupie, pamiętamy
Dał się poznać jako człowiek wyjątkowo oddany Kościołowi.
Troszczył się o piękno liturgii i obiektów kościelnych. Pracowity. Spieszył z posługą wszędzie tam, gdzie był potrzebny. Samochód stanowił Jego narzędzie pracy i odpoczynku.
Rocznie przemierzał nim 1,5 długości równika.
Jan Bernard Szlaga podczas bierzmowania
w chojnickiej bazylice. Fot. Maciej Stanke
Byliśmy ostatnim rocznikiem, który otrzymał z Jego rąk święcenia i posłanie. Dzisiaj dostrzegam to wszystko jako wielkie wyróżnienie. To był
wielki myśliciel, erudyta. Zakochany
w Biblii, władający znakomicie „językiem aniołów”. Było w Księdzu Biskupie coś arystokratycznego, ale zarazem coś bardzo ciepłego i zwyczajnego. Nie stwarzał do siebie dystansu,
choć czasem inni wokół niego próbowali go stwarzać. Pozostanie w pamięci jako wybitny Pasterz, nadzwyczajnie zatroskany o swoje seminarium.
Bardzo dobrze się tu czuł. Kochał tę
wspólnotę. Jako wykładowca, profesor, ale nade wszystko jako Ojciec.
Chciał i lubił z nami być, rozmawiać,
modlić się. Pozostanie jeszcze w mojej pamięci ten jego niezwykły tembr
głosu, bardzo mocny i wyrazisty. Jego
spojrzenie, przenikliwe, głębokie, ale
zarazem pełne ojcowskiego ciepła.
Humor i żarty, które się go trzymały.
Ta ludzka serdeczność i pogoda ducha
sprawiały, że spotkania z Nim nabierały rangi wydarzenia. Brakuje Go już
teraz. To był nasz Biskup. Tyle spotkań
jeszcze miał w kalendarzu. Poszedł na
to najważniejsze, z samym Panem.
Przeszedł na drugi brzeg zapracowany albo i przepracowany, ale w końcu
odpocznie. W Bogu, na „wiecznym
urlopie”.
ks. Karol Ciesielski
W zarządzaniu diecezją jasno były
określone oczekiwania i linie działania. Prawy, otwarty i szczery. Biskup
Jan wymagał od siebie, by potem innych mobilizować do pracy. Był zatroskany o prawdziwe dobro księży, a ich
problemy polecał modlitwom sióstr
w różnych domach zakonnych.
Ceniony biblista. Piewca słowa.
Kazań Biskupa wierni zawsze chętnie słuchali. Myślę też o tych, które
miały szczególnych adresatów – Kaszubów. Głęboko zapadały w pamięć
te głoszone podczas naszych zjazdów
czy też z racji sianowskich odpustów.
Biskup nie akceptował bylejakości
i niedbałości, by nie powiedzieć: niechlujstwa, gdy czytania mszalne były
przygotowywane w ostatniej chwili,
„na kolanie”, albo czytane z kartek.
Na uwagę zasługiwała troska Biskupa
o właściwą pozycję kaszubszczyzny
i normalną, uregulowaną prawnie,
drogę jej wprowadzania do liturgii.
W czasie spotkań z Ks. Biskupem zawsze wymienialiśmy parę zdań w języku kaszubskim. Znajdowałem w Biskupie wielkie oparcie, czemu dał wyraz w przedmowie do mojej książki
Séw Bòżégò Słowa.
Sercem był przy ziemi pomorskiej.
W ogrodzie biskupim stanęła kapliczka MB Sianowskiej. Na nią spoglądał
ze swojego okna, przy niej zatrzymywał się na modlitwę.
Odszedł w środę – w dzień maryjny, w tygodniu biblijnym, w liturgiczne święto św. Marka ewangelisty.
Za pełną oddania posługę głoszenia
Słowa, niech odwieczne Słowo, Jezus
Chrystus, wprowadzi Go do ogrodów
nieba, a Królowa Kaszub niech wyprasza Mu wieczną radość…
ks. Marian Miotk
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 3
Moje wspomnienie o śp. Biskupie
Janie sięga czasów studenckich na
Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Był on wówczas prorektorem uczelni.
Gdy pojawiła się możliwość uczestniczenia w prowadzonych przez Ks.
Profesora wykładach, to został mianowany w 1988 r. biskupem. Jednak jako
biskup nadal prowadził seminarium
biblijne dla tych, którzy już wcześniej
zaczęli pisać pod Jego kierunkiem prace naukowe. W drodze wyjątku, jako
swoją diecezjankę, przyjął i mnie do
tego grona. Ponieważ byłam jedyną
osobą z mojego roku studiów piszącą
u Niego pracę magisterską, bp Jan nazywał mnie niekiedy „swoją jedynaczką”. Zapewne nie wiedział nawet, jaka
była to dla mnie nobilitacja… W pewnym sensie był dla mnie ojcem, wymagającym, ale jednocześnie umiejętnie kierującym i wspomagającym.
Po raz drugi w relacji mistrz ‒ uczeń
spotkałam się z Ks. Biskupem, gdy postanowiłam sfinalizować studia doktoranckie. Pisanie dysertacji o Bożym
miłosierdziu w nauczaniu Jana Pawła
II zajęło trochę czasu, ale w końcu
wszelkie formalności zostały doprowadzone do końca. Parę dni przed komisyjną obroną spotkałam się jeszcze
ze swoim Promotorem w celu omówienia szczegółów tego egzaminu. Na
koniec rozmowy wyraziłam nadzieję,
że chyba poradzę sobie z pytaniami
egzaminatorów i nie przyniosę Ks. Biskupowi wstydu. Wówczas uśmiechnął się i powiedział: „Pani pamięta,
bronimy się razem”.
Wierząc, że życie nasze zmienia
się, ale się nie kończy, pragnę wyrazić
wdzięczność Ks. Biskupowi za to, że
miałam zaszczyt i honor być Jego studentką. Dziękuję!
dr Teresa Klein
3
2012-05-02 10:36:43
w Brusach? Kò przede wszëtczim
fòlklor! Prôwdac, nijak bë mie to nawetka nie razëło, czejbë nié to, że w programie rzekłé bëło, że „ni ma na Kaszëbach
rozegracji bez fòlkloru”. Z tim nijak
zgòdzëc sã ni mògã. Kò jakno autór czile
ju ksążków béł jem na rozmajitëch zéńdzeniach, na jaczich fòlkloru nie bëło,
abò bëło gò czësto mało. A zéńdzenia
bëłë baro ùdóné i baro kaszëbsczé! Móm
nôdzejã, że jich bëtnicë wënioslë z nich
cos dlô se, a do te na wiérzk mielë doma
mòżnosc zgłãbic temat przë czëtanim
ksążków nabëtëch na promòcji.
Jesz barżi przerazëło mie pòsobné
„Tedë jo”, w jaczim pòrëszony béł temat pòwszechnégò spisënkù. Tą razą
redaktorka Karolëna Raszeja zajacha
– jakbë mògło bëc jinaczi? – do mòji
rodny gminë Serakòjce, bë ùdokaznic,
że przëczëną dobrégò dlô Kaszëbów
wënikù spisënkù je przërost nôtëralny ti gminë. Chcałobë sã rzec: Bògù
dzãka, że w gminie Serakòjce rodzy sã
wiele dzecy. Prôwdac, dopòwiédzmë,
że doticzi to całëch Kaszëbów wnet pò
równoscë. Równak drżéniã pòrëszony
sprawë nie je tëli sóm przërost, le swiąda Kaszëbów, jakô w òstatnëch latach
baro szła do górë. Kò w czasach Bieruta
i Gòmùłczi przërost béł i tak ò wiele,
wiele wëższi, a Kaszëbi nierôd sã tej do
swòji kaszëbskòscë przëznôwelë. Tak
tej tã swiądã nôleżało wëkôzac na pierszim môlu. Timczasã, żlë ò niã chòdzy,
to w programie jem ùzdrzôł familiã,
chtërnã redaktorka przedstawia jakno nierozmiejącą gadac pò kaszëbskù,
ale téż nié za dobrze pò pòlskù (fele
jãzëkòwé jakbë specjalnie òstałë wëapartnioné!). Do te gôdka nijak mia sã
do tematu, a i na gwës nié do corôz
wëższi niwiznë kaszëbsczi swiądë. A kò
Kaszëbi dzys są lëdzama baro wësztôłconyma, czegò w „Tedë jo” ni mògã
nijak zmerkac. Tegò jem przede wszëtczim mógł sã doznawac wnet w kòżdim
dzélëkù „Rodny Zemi”. Temù tim barżi
mie je żôl negò programù.
Patriotizm (nen òglowò nôrodny,
jak i nen lokalny) òpiérô sã na wespólnëch wôrtnotach, jaczima są: zamieszkónô zemia, dzeje, jãzëk, kùltura
materialnô i dëchòwò. Nas, Kaszëbów
łączëła i łączi bòkadnô wespólnota
zamieszkónégò sztëczka pòlsczi zemi,
wespólnô kaszëbskô kùltura, kaszëbsczi jãzëk, ale i szeroczé zdrzenié na
to, co nas łączi z Pòlską.
Mòwa rodnô, kùltura, a przedë
wszëtczim jawernota i swiąda pòchòdzeniô (tożsamosc), jaką móm wëniosłé z rodnëch strón, je tim, czim mògã
sã nié leno òkazyjno pòchwôlëc w jinëch stronach Pòlsczi, ale i ùdokaznic,
pòkazac lëdzóm w jinszich dzélach
kraju, że wôrt je znac, pòdtrzimëwac
i bògacëc swòjã môłą tatczëznã dzejanim dlô ji sprawë i wespólnegò
spòlecznégò dobra. A w mòjim i wielnëch mòjëch drëchów przetrôfkù ne
dzejania wspiérałë i zachãcywałë deje
ùkôzywóné chòcbële bez program
„Rodnô Zemia” ò wielelatny tradicji
dzejaniô, ò perspektiwie rozwiju. Za
jegò sprawą zrodzëło sã wiele dobrégò!
Podczas nagrywania programu „Rodnô zemia”. Fot. www.pryczkowski.com.pl
Montaż materiału. Fot. www.pryczkowski.com.pl
A równak szkòda
„Rodny Zemi”!
Przódë, czej le bëła do te leżnota,
tej jô òbzérôł program „Rodnô Zemia”.
Z piersza w zdrzélnikù, pòtemù w wersje jinternetowi w kòmpùtrze. Jesenią
2010 rokù nen baro wôżny dlô mie program zdżinął z antenë. Czemù tak sã
stało – dëcht do kùńca nie wiém. Wiém
leno, że na kaszëbsczich pòrtalach béł
zapalczëwie szkalowóny przez anonimòwëch colemało młodzónków. Je
wiedzec, że niejedne sprawë mòżna
złożëc na chrzebt młodoscë. Równak
je téż wiedzec, że programù dzys ni ma
i kùńc. A szkòda! Wiôlgô szkòda!
Kò wierã pò półtora rokù jô kąsk
przëtrôfkã òbezdrzôł sobie „Tedë jo”,
chtërno zastąpiło „Rodną Zemiã”
i pòdług niechtërnëch miało bëc
spòsobã na pòlepszenié jakòscë kaszëbiznë w telewizji pùbliczny, òsoblëwie dlô tëch, chtërny tak alergiczno
reagòwelë na wszelejaczé tematë zrzeszoné z fòlklorã i Kòscołã. Në i cëż jem
dozdrzôł w nym programie, jaczi przedstôwiôł relacjã ze Zjazdu Kaszëbów
4
pomerania_maj_2012.indd 4
Zbigórz Jóskòwsczi
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:44
Òbezdrzóné
Telewizja Teletronik, Spiéwné Ùczbë,
30.03.2012
W przedkòwsczim mùzeùm
– Dzysô më gòscymë Léóna Dejka.
Jesmë w Przedkòwie, w Mùzeùm Pòżarnictwa, pierszim taczim w naszim wòjewództwie. Pan Léón je kùstoszã tegò mùzeùm i przez lata zbiérôł te wszëtczé eksponatë. Czedë sã to zaczãło?
[LD] To sã zaczãło w latach szescdzesątëch – pòczątk zbiéraniô. Te eksponatë są
zbiéróné trochã tu, z naszégò pòwiatu (...)
le nôwiãcy je z centralny Pòlsczi. (...)
Dëcht jesz zarô pò wòjnie to bëło tëlkò
kòniama jachóné. Le gòspòdôrz przejéżdżôł, sprzãt béł ladowóny na wóz i tedë më
jachalë w te kònie. Nierôz më jachalë i do
Pòmieczëna, i za Pòmieczëno, pòd Łebno.
– To bëło doch słabò, to bawiło, i czedë
człowiek przejachôł, to tam marno wëzdrzało...
[LD] Ale wiedno jesz tam bëło trochã
do retowaniô, bò nierôz jaczes òbiektë, co
bëłë òbòk, sã zaczinãłë pôlëc, jesz ti prôcë
przë tim gaszenim trochã bëło. (...)
W ti chwilë sprzãt je całkiem jiny. Tu
ù nas më mómë trzë samochodë, dwa samochodë gasniczé i jeden dlô retownictwa
drogòwégò specjalno przigòtowóny. (...)
Më mómë wiãcy tëch wëjazdów do
wëpadków niżlë do gaszenia pożaru (...).
– Tu nie są blós te kònné ùrządzenia
rozmajité, ale téż ò strażë są ksążczi. To je
takô czekawòstka tegò mùzeùm, że mòżna
tu i pòczëtac, i òbezdrzec stanicë, sztandarë...
[LD] Są ksążczi, są (...) broszurki z jubileuszami. Kroniki z jednostek. Nasza kronika też tu jest. I są samochody. Tylko te
samochody nie są udostępnione, dlatego
że nie ma ich gdzie w tej chwili wprowadzić, żeby je udostępnić do zwiedzania.
One są w prywatnych zagrodach (...), ale
w tim rokù jidze tu rozbùdowa (...). To te
samochody i pozostały sprzęt – są jeszcze
sikawki, pompy – przejdzie do tej rozbudowy muzeum i to będzie wtedy udostępnione (...).
– Lëdze chcą taczé cos miec, bò przëjéżdżają, òbzérają, sã ùczą...
[LD] Baro wiele przëchòdzy. I lëdze
zagraniczny (...) i òd niektórëch nawet jô
móm eksponatë dostóné (...) z Niemiec:
hełmy, pasy bojowe i drobny sprzęt, odzież
(...), ze Szwajcarii (...).
– Żëczimë, żebë Wë sã doczekelë, żebë
to wszëtkò bëło tak, jak bë to miało richtich bëc, bò tak pò prôwdze to mùzeùm to
je Wasza żëcowô robòta.
[LD] Jo. To je mòje, to wszëtkò, co
zbiérôł jem sóm jeden, ten sprzãt. Nicht
mie do ti pòrë nie pòmôgôł w tim zbiéranim. I chcôłbëm, żebëm jesz przed zakùńczenim tegò mòjégò tu na tim swiece
mógł to wszëtkò zabezpieczëc, żebë to bëło
tak, jak pòwinno bëc. Ale jô ùwôżóm, że
w tim rokù, a jakbë sã nie dało w tim, to
na drëdżi rok, na pewno bãdze wszëtkò
ùdostãpnioné do zwiedzaniô.
Musica in Via dobëła
Chùr z Òlsztëna je dobiwcą VI Pòmòrsczégò Festiwalu Wiôlgòpòstny Piesnie
w Czelnie: Mùsica in Via dosta Grand Prix
Festiwalu i nôdgrodã za nôlepszą piesniã
ò krziżu. Nôdgrodã za nôlepszą kaszëbską
piesniã dobëł chùr Jantarowô Nuta [Bursztynowa Nuta] z Gdini.
Òlsztën, Szczëcëno, Grudządz, Elbląg,
Trójgard a całé Kaszëbë – to z tëch môlów
do Czelna przëjachało 16 chùrów (razã
czileset bëtników), chtërne biôtkòwałë sã
ò nôlepszé wëapartnienia w rozegracjach.
Kònkùrs gmina Szemôłd a parafiô
swiãtégò Wòjcecha w Czelnie robi ju òd
6 lat. (...) donëchczas w Pòmòrsczim Festiwalu Wiôlgòpòstny Piesnie w Czelnie
bëtnikama bëło ju bez mała 80 chùrów,
3 tësące spiéwôków.
Radio Gdańsk, Klëka, 26.03.2012
8-latny wiceméster z Kartuz
Ùczëté
Radio Kaszëbë, Klëka, 22.03.2012
Nôdgrodë dlô aùtorów
i czëtińców
Dwa Lëteracczé Grifë bëłë przeznóné
przez mieszkańców wejrowsczégò krézu.
Razã z ùroczëzną bëła téż inaùguracjô programë Kôrta do Kùlturë.
Welowanié w pùblicznëch biblotekach rok w rok òrganizëje Krézowô a Miejskô Bibloteka miona Aleksandra Majkòwsczégò w Wejrowie. Czëtińcowie wëbiérają dobiwców westrzód wëdôwiznów
sparłãczonëch z wejrowską zemią – przez
témã abò przez pòchòdzenié aùtora. Pierszi
rôz zdarzëło sã, że wëbrónëch bëło dwùch
dobiwców. Lëteracczégò Grifa dostelë: Pioter Schmandt, aùtór kriminału Gdański depozyt, a téż Mariô Krosnickô a Genowefa
Kasprzik, aùtorczi ksążczi Gerard Labuda
– żeglarz na oceanie nauki. (...)
Zarô pò ùroczëznie ùresznionô bëła téż
systema Kôrta do kùlturë. Blós za złotówkã
(tëli kòsztëje kôrta) mòżna dostac przistãp
do ksążków z wiele bibloteków, midze jinyma we Gduńskù, a téż zwëskiwac z niższich
prizów w môlach, chtërne nalazłë sã w programie – w teatrach czë Bôłtowi Òperze.
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 5
Radio Kaszëbë, Klëka, 26.03.2012
Je piąti na swiece. Mòże bëc pierszi
w Europie. Òsmë lat stôri Paweł Teclaf
z Kartuz zajął drëdżi plac na Mésterstwach
Pòlsczi Młodëch Szachistów [w karnie do
10 lat]. Wënik dôł mù awans i w zélnikù
pòjedze do Pradżi na Mésterstwa Eùropë.
[PT] Zawody były fajne. Takie najlepsze.
– Wygrałeś z 10-latkami, podczas gdy sam
masz dopiero 8 lat.
[PT] No było trudniej. Jakbym miał 10 lat, to
bym na pewno lepiej wypadł.
– Musisz i tak już dobrze grać, skoro jedziesz na Mistrzostwa Europy.
[PT] Już byłem na Mistrzostwach Świata
w Brazylii.
– Jak Ci tam poszło?
[PT] Byłem piąty.
– Czy takim zawodom towarzyszy stres, czy
raczej na spokojnie do tego podchodzisz?
[PT] No denerwuję się. Czasem gryzę bluzkę.
– Skąd u ciebie miłość do szachów?
[PT] Tata mi kiedyś powiedział, że ja chcę
grać. I ja chciałem. Miałem chyba z trzy, dwa
i pół...
– Syn troszkę nie farbuje? Naprawdę, gdy
miał dwa i pół roku, zaczął grać?
[Tatk PT] (...) No może nie dwa i pół... Ale
kiedy miał trzecie urodziny, no to już większość zasad znał.
Tatk Pawła mô ùdbã szëkac spònsorów,
chtërny pómògą w ùdëtkòwienim rézë do
Pradżi.
5
2012-05-02 10:36:44
z drugiej ręki
Statczi z Lubianë trafią na rënk azjatëcczi. Jak donôszô „Bôłtecczi Dzénnik”, ju
w łżëkwiace porcelana bãdze wëstawionô
na tôrgach w Hong-Kongù. Nie mdze to
pierszi môl za grańcą, gdze jidze jesc a pic
ze statków robionëch na Kaszëbach.
Dopiérze pòdjimizna realizëje zamówienia z Libanu i Jindiów. Statczi dobrze sã
przedają téż w Egipce, a w swòjich fligrach
kòrzëstô z nich m.jin. szpańskô familiô
królewskô. Pòdjimizna zwiãksziwô téż zatrudnienié. Prawie mô złożoné wniosk do
krézowégò Ùrządu Robòtë w Kòscérznie
ò zrëchtowanié dwadzesce stażów.
Ò bùdowanim taczégò môla gôdało sã
w gminie Serakòjce ju òd dwùch lat. Nót
bëło równak zrobic czile ùtropów, bò jak
sã pòkazało, mało firmów w Pòlsce je doswiôdczonëch w bùdowanim skateparków.
Nen w Serakòjcach zbùdëje za wnetka 370
tësący złotëch firma z Łodzë – dzél dëtków
bãdze z eùropejsczi ùnie. Skatepark mdze
miôł trzë równie. Móm nôdzejã, że mdze to
czekawi môl dlô naji młodzëznë – gôdô wicewójt gminë Serakòjce Zbigniéw Fùlarczik.
Skatepark (...) mdze w centrum Serakòjc, a bãdze dzélã Kùlturalno-SpòrtowòPòùczënowégò centrum, razã z Amfiteatrã
„Szerokowidze”, môlã do zôbawë dlô dzecy,
a téż bòjiszczama.
Radio Kaszëbë, Klëka, 17.04.2012
Radio Gdańsk, Klëka, 28.03.2012
Nagriwô westrzédnëch
Kaszëbów
Przërównëje serbòłużëcczi i westrzédnokaszëbsczi jãzëk. Filolog z Ùniwersytetu
w Lëpskù dochtór Lechosław Joć przejachôł w nym miesącu na Kaszëbë i nagriwôł pierszé brëkòwné do robòtë kôrbiónczi.
Ùczałi zajimô sã fonetiką, dlôte brëkòwné
mù są nagrania gôdczi lëdzy, jaczi òd
ùrodzeniô kôrbią w rodny mòwie. Chòcô
dzél materiałów je ju fertich, równak filolog pòdsztrichiwô, że to dopiérze pòczątk
robòtë. (...)
Lechosław Joć je ùrodzony w Pòlsce,
równak chùdzy mało miôł wëspólnégò
z Kaszëbama.
[LJ] Kaszubskim interesuję się już dłuższy czas. Czytam sobie po kaszëbskù. Trochę się już uczyłem. (...) Literaturę do swoich badań już całą zebrałem. [...] ale żeby
tak konkretnie tę fonetykę badać, to jestem
na początku. (...) Chciałbym, żeby z tego
wyszła jakaś książka. Ogólnie ta książka,
ta praca naukowa miałaby wyglądać tak,
że miałaby być część poświęcona opisowi całościowemu fonetyki serbołużyckiej,
później – niezależnie – kaszubskiej. A potem rozdział porównawczy. Jeżeli to się uda
napisać, to byłaby to moja habilitacja.
Zakùńczenié badérowaniów ùdbóné je
na kùńc przińdnégò rokù.
Radio Kaszëbë, Klëka, 6.04.2012
Môl blós dlô młodzëznë?
Jestkù bez chemicznëch
dodôwków
Dzewiąti ju Wòjewódzczi Turniej Karnów Wiejsczich Gòspòdëniów w Gduńsczim Starogardze. Chòcô plac, co prôwda,
nie je na Kaszëbach, to kaszëbsczich akceńtów nie zafelowało. Strzód nôdgrodzonëch
bëła stowôra Kaszëbiónczi [Kaszubianki]
ze Szlachecczi Kamiéńcë. Miałesmë dzysô
przërëchtowóné wiele smacznëch môltechów
– gôdô przédniczka karna Mariô Birr.
[MB] (...) kaczka w kapùsce, karkówka,
mómë jesz bigos cëlëczi (...), swójsczi chléb
Halinczi, në i kùchë rozmajité, rozmajité
zortë. I sznaps, naléwczi (...).
– Òpiekùje sã karnami kaszëbsczimi
Genowefa Lehman...
[GL] Ośrodek Doradztwa Rolniczégò
w Kartuzach. To je baro wôżné wëdarzenié, bò z całégò wòjewództwa tu są (...)
wszëtczé nôlepszé karna. Tu je przekazanié naszich tradicjów, naszich zwëków –
naszich starków i òjców. Przekazywómë
nasz jãzëk, nasze jadło, humor (...) përznã
pò kaszëbskù, përznã pò pòlskù (...). Jo,
z kartësczégò je jedno karno. Ale do Kaszëb nôleżi téż Kòscérzna, z Kòscérznë téż
je przedstawiciel [karno z Dzemiónów],
a to są Kaszëbë fùl gãbą (...).
– (...) niechtërnëch produktów lëdze ni
mògą kùpic w miastach...
[GL] To je prôwda, że jich nie jidze
kùpic w składach, gdze je wszëtkò robioné jinaczi. Tak że tu je bez chemii, robioné
metodama najich starków, tradicyjnie, bez
dodatków chemicznëch.
W Serakòjcach zbùdëją nôbarżi nowòczasny skatepark w całi Pòlsce. (...)
6
pomerania_maj_2012.indd 6
Z dwutygodnika
Kaszëbë
Głośnik na rynku
Puck. Ktoś z niezbyt rozsądnych
mieszkańców miasta nad zatoką polecił uruchomić na puckim rynku potężny
głośnik, który przez cały dzień – czy ktoś
chce, czy nie chce – nadaje po kolei muzykę ludową, audycje dla dzieci i porady
dla rolników. Nie pomyślano o tym, że nie
wszyscy przecież mają ochotę przez cały
dzień słuchać radia. Mieszkańcy okolicznych kamieniczek dostają od tego wręcz
rozstroju nerwów, a ich prośby o „przymknięcie” chociaż w pewnych godzinach
dnia nachalnej tuby pozostają bez echa.
(h)
„Kaszëbë”, 1959, nr 12, s. 3
Wypędzał złe duchy
Lubiana. Do wsi Lubiana pow. Kościerzyna zgłosił się „kompetentny osobnik”
do wypędzania złych duchów, które jak
twierdził, są przyczyną, że krowy tej wsi
zapadły na jakąś zarazę.
Pertra ktacje z zainteresowa nymi
chłopami przyniosły ten skutek, że jeden
z miejscowych rolników poświęcił na ten
cel ponad 8 tys. zł i dodał „czarownikowi” płaszcz, materiał i koce niezbędne do
schwytania duchów. Wkrótce potem nieznajomy osobnik wraz z pieniędzmi znikł.
Sprawą „czarownika” zajęła się MO
w Kościerzynie.
(ew.)
„Kaszëbë”, 1959, nr 17, s. 7
OGŁOSZENIA DROBNE
Potrzebna niewiasta samotna gospodyni do samotnego (dwie krowy i karmienie
lisów). Zgłaszać się osobiście lub pisemnie
Łeba, ul. Abrahama 11.
„Kaszëbë”, 1959, nr 13, s. 7
Zebrał R. Drzeżdżon
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:44
zdjęcia w artykule: www.oldstratforduponavon.com
Kaszëbskô porcelana
za grańcą
spór o stolicę
zdjęcia w artykule: www.oldstratforduponavon.com
Oczywiście Gdańsk!
Miasto nad Motławą stolicą Kaszub? To oczywiste. Nie trzeba tego
uchwalać, gdyż był nią właściwie od zawsze. I nie jest to wcale
kaszubski punkt widzenia, ale wyraz obiektywnych
i powszechnych procesów kulturowych.
JAC E K B O R KO W I C Z
Podnoszące się tu i ówdzie głosy,
że Gdańsk to stolica kraju kaszubskiego, spotykają się z gorącą reakcją wielu
gdańszczan. Czują się oni zaniepokojeni tym, że „odbiera się im” ich miasto.
Wystarczy rzucić okiem na dyskusje
w internecie. Życzenie, aby Kaszubi zostawili Gdańsk w spokoju i wynieśli się
z powrotem do Kartuz i Kościerzyny, należy tam do łagodniejszych wypowiedzi.
Znamiennym, powtarzającym się argumentem oponentów jest twierdzenie,
jakoby „tutaj nigdy nie było Kaszubów”.
Czy warto się w ten spór angażować? Jeśli tak, to na pewno nie w jego
wersji internetowej, przeciwstawiającej
Kaszubów nie-Kaszubom i spłaszczającej pojęcia kaszubskości i polskości,
a także tego, co gdańskie.
Od zawsze
Zacznę od przypomnienia prawdy
banalnej w swojej oczywistości: Kaszubi mieszkali w Gdańsku od początku
jego istnienia. Przed tysiącem lat to właśnie ich przodkowie zaludniali gdański
gród i jego podgrodzia, a przez pierwsze dwa wieki funkcjonowania miasta
i portu nad Motławą nie kto inny, jak
kaszubscy Pomorzanie byli jego jedynymi mieszkańcami – nie licząc kupców,
pruskich jeńców i członków drużyny
książęcej. Później Kaszubi dzielili mia-
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 7
sto z osadnikami przybyłymi z Niemiec.
Ci ostatni prawdopodobnie dopiero na
początku XIV wieku zdobyli w Gdańsku przewagę liczebną.
Ludność kaszubska, zgromadzona
przez Krzyżaków w przylegającym do
zamku Osieku, cieszyła się tam znacznym samorządem, miała między innymi własny ratusz, zwany polskim. Ta
autonomia, paradoksalnie, zakończyła się w momencie, gdy nowy władca
Gdańska król Kazimierz Jagiellończyk
oddał Osiek niemieckim mieszczanom
Prawego Miasta (zwanego dziś, niezbyt
poprawnie, Głównym).
Koniec kaszubskiej odrębności nie
oznaczał przecież wymarcia kaszubskiego języka i obyczaju, które przechowały się
7
2012-05-02 10:36:45
spór o stolicę
w Gdańsku dość długo. Prawdopodobnie
jeszcze w drugiej połowie XVII wieku,
czyli w czasach po potopie szwedzkim,
przybywający na Targ Rybny kaszubscy
rybacy znad Zatoki Puckiej mogli rozmawiać w rodzimym języku z mieszkańcami
starych nadmotławskich uliczek.
Jak owad w bursztynie
Kaszubscy niezamożni rybacy
i rzemieślnicy stopniowo upodabniali
się do swoich bogatszych niemieckich
sąsiadów. Tak jak oni przyjęli naukę
Lutra. Modlili się w kościołach pw. św.
Bartłomieja i św. Jana z Biblii Gdańskiej, wydanej w 1632 roku w języku
polskim. Był to ich język odświętny
– w życiu codziennym trzymali się kaszubszczyzny. Jednak z czasem również i stara mowa wyszła z użycia.
W osiemnastowiecznym Gdańsku na
polskie luterańskie nabożeństwa, odprawiane w kaplicy świętej Anny,
prz ychod zi l i głów n ie m a z u rsc y
uczniowie studiujący w pobliskim
Gimnazjum Akademickim. Kaszubscy gdańszczanie wtopili się w miejski
proletariat Osieka, Grodziska, Starego Miasta i Starego Przedmieścia. Ich
dzieci, wnuki i prawnuki żyły tutaj,
na tych samych ulicach, aż do zagłady
miasta w 1945 roku.
Odróżniając się zarówno wyznaniem, jak i językiem od kaszubskiej
większości z pomorskiego zaplecza,
potomkowie najstarszych gdańskich
Kaszubów zachowali przecież pewne
cechy odróżniające ich od „standardowych” gdańskich Niemców. Wyróżniał
ich konserwatyzm i przywiązanie do
własnego podwórka. Wiązało się z tym
respektowanie dawnych, pamiętających jeszcze czasy średniowiecza zasad regulujących życie arteli i bractw
rzemieślniczych. Te resztki archaicznej kaszubsko-gdańskiej codzienności
wymarły wraz z dojściem do władzy
hitlerowców.
Ostatnią pamiątką po tych ludziach
pozostały nazwiska: Dettlaff, Retzlaff,
Tetzlaff, Wentzlaff…, kaszubsko-pomorskie pamiątki, zastygłe w niemieckiej ortografii niczym owad w grudce
bursztynu. Jeden z nich, Richard Teclav (tak odniemczył swoje nazwisko),
był przed wojną reporterem sądowym
„Danziger Volksstimme”, popularnego dziennika gdańskich socjaldemokratów. Pod pseudonimem Ricardo
8
pomerania_maj_2012.indd 8
opisywał barwne życie odchodzącego
świata, z którego wyrósł: robociarskich zaułków, tawern nabrzeża Motławy i przedmiejskich spelunek. Ten
szczery socjalista zmuszony był wyjechać z Gdańska w 1933 roku, zaraz po
zwycięstwie nazistów. Był pierwszym
emigrantem politycznym w Wolnym
Mieście, które dotąd samo stanowiło
mekkę dla wszelkiej maści uchodźców.
Fala z Wyżyn
Tuż obok tej zanikającej, najstarszej
warstwy kaszubskiego Gdańska rosła
w siłę nowa miejska wspólnota. Tworzyli ją Kaszubi przybyli z wyżynnego
zaplecza portowej metropolii: z wiosek
zaczynających się zaraz za miejskimi
bramami, takich jak Suchanino, gdzie
dzisiaj wznoszą się wielkopłytowe bloki, oraz dalszych, sięgających okolic
Kartuz, Kościerzyny lub Wejherowa.
W odróżnieniu od swoich starszych
gdańskich krewniaków byli katolikami. Przybywali tu zrazu wąskim, choć
stale napływającym strumykiem, jako
uliczni handlarze, woźnice, tragarze,
służący. Polskie, a wśród nich kaszubskie mamki bywały cenione w rodzinach patrycjuszy. Z pewnością niejeden
z przedstawicieli najmłodszego pokolenia dobrze urodzonych gdańszczan,
zanim w ogóle nauczył się mówić, po
niemiecku, przyswajał sobie kaszubskie
słowa, które chłonął od niańki.
Na przełomie XIX i XX wieku strumyk ten zamienił się w prawdziwie
rwącą rzekę. Do rozwijającego się miasta napłynęło wtedy kilkadziesiąt tysięcy Kaszubów oraz drugie tyle Kociewiaków. Można powiedzieć, że opanowali oni miasto: po dwudziestu latach tej wędrówki nie było w Gdańsku
dzielnicy, w której nie mieszkaliby Kaszubi. Oczywiście najwięcej ich było
w rejonach biedniejszych, robotniczych. Chętnie zajmowali się rzemiosłem i drobnym handlem. Gdyby na
przykład ktoś szukał wtedy na Dolnym
Mieście sklepiku z tytoniem i tabaką,
którego nie prowadzi Kaszuba, musiałby sporo się nachodzić. Byli i tacy,
którym w niemieckim Gdańsku udało
się zrobić karierę. Prałat Magnus Bruski, wieloletni proboszcz kościoła św.
Mikołaja, był osobą numer dwa w diecezji gdańskiej, zaraz po biskupie. Choć
zmarł już po zdobyciu miasta w 1945
roku, jednak po jego grobie nie ma dziś
nawet śladu: zniknął z powierzchni
ziemi razem z cmentarzem przy Politechnice Gdańskiej.
Drugie pokolenie tej społeczności
czuło się już w pełni gdańszczanami,
nie zatracając jednak do końca świadomości swojego pochodzenia. Kaszubscy mieszkańcy Gdańska w większości pamiętali o własnych korzeniach,
niezależnie od tego, czy w kolejnych
spisach ludności deklarowali się jako
Kaszubi, Niemcy czy też Polacy, i niezależnie od stanu zachowania rodzimego języka.
Można powiedzieć, że udział kaszubskiego komponentu radykalnie
odmienił oblicze Gdańska. To jeszcze
w połowie XIX wieku protestanckie
miasto, w latach międzywojennych
w około 40 procentach zaludnione było
przez katolików. Zdecydowana większość owych katolików wywodziła się
z kaszubskiego i kociewskiego Pomorza.
Kaszubski udział w populacji przedwojennego Gdańska to jednak znacznie więcej niż tylko kwestia chłodnych z natury wyliczeń procentowych.
Dość powiedzieć, że kaszubszczyzna przybyszów wywarła znaczący
wpływ na ukształtowanie się Danziger
Missingsch, gwary miejskiej, której rolę
w panoramie gdańskiej kultury można
porównać jedynie do roli bałaku w popularnej kulturze przedwojennego
Lwowa. Warto o tym pamiętać, oceniając prawa Kaszubów do nazywania się
gdańszczanami. Przecież trudno o bardziej gdański symbol niż bówka, odpowiednik lwowskiego batiara!
Dzisiejszy kaszubski Gdańsk reprezentuje trzecią z kolei warstwę historyczną. Współcześni Kaszubi lub też
ludzie o kaszubskich korzeniach (do
grupy tej należy, szacując pobieżnie,
prawie co trzeci mieszkaniec miasta)
w zdecydowanej większości przybyli
tutaj już po wojnie. Podobnie jak olbrzymia większość jego pozostałych
mieszkańców.
Kaszubski Gdańsk na tle Europy
To prawda, że Gdańsk już od wieków jest miastem o przewadze ludności niekaszubskiej. Jednak należy
pamiętać, że model małej wspólnoty
etnicznej – a do takiej kategorii należy
zaliczyć Kaszubów – ze stolicą, w której owa wspólnota jest mniejszością,
nie stanowi wyjątku w skali euro-
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:45
spór o stolicę
pejskiej. Co więcej, jest to reguła. Jak
Europa długa i szeroka, od kraju Basków aż po Ural, mamy do czynienia
z małymi narodami (niezależnie od ich
politycznego statusu), których główne
miasta albo zdecydowanie różnią się
etnicznie od reszty obszaru, albo też
przybrały podobne etnicznie oblicze
dopiero w niedawnym czasie.
Pierwszy z brzegu przykład odnosi
się do naszych sąsiadów. Bratysława,
stolica Słowacji, jeszcze sto lat temu
była miastem zamieszkanym w zdecydowanej przewadze przez Niemców
i Węgrów. Słowacy stanowili tam nieznaczną, kilkunastoprocentową mniejszość. Zresztą sama nazwa „Bratysława” jest sztuczna, ochrzczono nią tak
miasto dopiero w 1919 roku. Mimo to
nikt dzisiaj nie kwestionuje centralnej
roli Bratysławy w historii słowackiego narodu, gdyż w ciągu wieków była
ona siedzibą instytucji ważnych dla
słowackiej kultury.
Podobne relacje zachodzą w przypadku stosunku Kaszubów do Gdańska.
Tutaj od dawna ukazują się kaszubskie
czasopisma i książki (pierwsza w 1643
roku), tutaj też przyszło żyć i tworzyć
kilku pokoleniom kaszubskich pisarzy,
poetów i ludzi nauki.
Jeszcze więcej analogii odnajdziemy
w przypadku Strasburga. Gdy myślimy
o Alzacji i Alzatczykach, wspólnocie etnicznej francusko-niemieckiego pogranicza, od razu przychodzi nam na myśl
ta alzacka metropolia. A przecież Strasburg zawsze, zarówno w przeszłości
jak i obecnie, był bardzo mało alzacki.
W dawnych wiekach to dumne wolne
miasto, którego obywatele wyznawali luteranizm, patrzyło z wyższością
na otaczające je katolickie peryferie.
W okolicach Strasburga prawie nikt
już nie mówi po alzacku; regiony, gdzie
nadal używa się tego dialektu, leżą
bardziej na południe, w rejonie miasta Colmar. Tam też bije najżywszym
rytmem puls alzackiego regionalizmu.
Colmar to takie alzackie Kartuzy. Mimo
to nikt rozsądny nie nazwie miasta Colmar stolicą Alzacji, gdyż ponad wszelką
wątpliwość jest nią Strasburg. Zarówno w oczach samych Alzatczyków, jak
i w opinii Francuzów, Niemców oraz
reszty Europejczyków.
Gdańsk jest dla Kaszubów czymś
więcej niż Strasburg dla Alzatczyków,
czy też Bratysława dla Słowaków. Żad-
ne z tych miast nie może bowiem poszczycić się grobami alzackich lub słowackich książąt. A katedra w Oliwie
skrywa grobowce książąt kaszubskich.
Argumenty mieszczuchów
Nie są też czymś wyjątkowym ani
specyficznie polskim argumenty za
obroną Gdańska przed „kaszubskimi
roszczeniami”. Podobne zarzuty uzurpacji w przeszłości stawiano właściwie
wszystkim małym narodom Europy.
Można zrozumieć te reakcje, jeśli zważyć, że narody owe miały w większości „wiejską” genezę. Zarówno ich
duchowi przywódcy, jak i szeregowi
przedstawiciele wywodzili się z reguły ze środowisk wiejskich; wyniesione
ze wsi wartości określały też kod ich
etnicznej wspólnoty. Tymczasem zagrożeni mieszkańcy miast, do których
realne lub rzekome pretensje „roszczą
sobie” reprezentanci małych narodów,
reprezentują z reguły „miejskie” narody polityczne, duże (jak Francuzi,
Niemcy czy Rosjanie) oraz średnie (jak
Szwedzi, Węgrzy oraz Polacy). Skądinąd Szwedom strach przed Finami zaludniającymi „ich” miasta w Finlandii
przeszedł już dawno. Jeśli chodzi o pozostałe wymienione narody, to różnie
z tym bywa.
Typową bronią „mieszczuchów”
jest w takim wypadku redukcja wizerunku kultury odmiennego etnicznie
rywala do wąskich ram osobliwości
folklorystycznej. Przybysza do miasta
łatwiej pognębić i ośmieszyć, ubierając go w drewniane chodaki i wyszywany w ludowe wzory kaftan. Fałsz
takiej postawy wychodzi na jaw, gdy
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 9
uświadomimy sobie, że w fenomenie
kaszubszczyzny (podobnie jak w fenomenie każdej etniczności) zawiera się
znacznie więcej, niż chcą dostrzegać jej
prześmiewcy. Jest to przede wszystkim
wspólnota kultury i wspólnota losów,
w ich historycznym wymiarze.
Ale „obrońcy Gdańska” to ignorują, podobnie zresztą jak fakt, że zdecydowana większość tych osób kulturę
miejską, której tak broni, zna wyłącznie w jej zdegenerowanym, postkomunistycznym wydaniu. Nie przyjechali
bowiem, jak ich kaszubscy poprzednicy na początku XX wieku, do miasta
pielęgnującego od pokoleń lokalny
model kultury. Ich rodzice osiedlili się
w cywilizacyjnej pustce, na ruinach
wypalonych domów, które musieli
ponownie wznosić od fundamentów.
Był to heroiczny wysiłek; heroizm sam
w sobie nie jest jednak wystarczającym spoiwem przy budowie tkanki
miejskiej kultury. Do tego trzeba co
najmniej kilku pokoleń pracujących
w warunkach nieprzerwanego pokoju
i ładu społecznego.
Kultura, właściwie pojmowana, jest
przeciwieństwem zaborczego ekskluzywizmu. W jej algorytmach nie ma
minusów – tu możliwe jest tylko dodawanie. Czy Gdańsk stanie się mniej
polski, jeżeli pozwolimy Kaszubom
uznawać go za swoją stolicę? Jak wyglądałby historyczny wizerunek tego
miasta, gdybyśmy w yczyści li go
z wszystkich „niepolskich” (wąsko pojmowanych) wątków? Zostałoby nam
parę królewskich dyplomów, pastorał
kujawskiego biskupa, szlacheckie zboże i tratwy flisaków…
9
2012-05-02 10:36:45
Rok Młodokaszëbów
Młodokaszëbi z Westrzódka
i Nordë
Z Młodokaszëbama z Kòscérznë i Nordë donądka parłãczëlë sã przédno Aleksander
Majkòwsczi i Léón Heyke. Równak na kartësczi, kòscersczi, pùcczi i wejrowsczi zemi
ùrodzylë sã abò żëlë i robilë téż jiny, mni znóny Młodokaszëbi.
K R Ë S Z TO F KÒ R DA
[ K R Z YS Z TO F KO R DA ]
W Kòscérznie òd zôczątkù XX
wiekù pòjawiałë sã kaszëbsczé jinicjatiwë. Nôprzódka pòwstało, w 1907 rokù,
Verein für Kaschubische Volkskunde (Kaszëbsczé Lëdoznôwczé Towarzëstwò). Jegò nôlëżnikama bëlë na
pòczątkù téż Młodokaszëbi, w tim
Aleksander Majkòwsczi. Równak pózni wëcopelë sã z ti stowôrë, bò bòjelë
sã germanizacji Kaszub. Mòdłã i przikładã dlô młodëch Kaszëbów w tim
cządze bëlë Gùlgòwsczi, chtërny nad
wdzydzczima jezorama promòwelë
i rozwijelë kaszëbiznã.
W tim dzélu regionu wëchòdzył òd
1908 rokù „Grif” Majkòwsczégò, a w 1911
w Kòscérznie miôł plac kaszëbskò‒
-pòmòrsczi wëstôwk. Pòwstôwało òkrãżé, chtërno przëchłoscëło lubòtników
Kaszub abò lëdzy, jaczi dopiérze pòd
cëskã rësznotë zajinteresowelë sã
swòjima stronama, swójszczëzną.
Pòchòdzëlë z rozmajitëch môlëznów,
w wiele z nich téż òstawilë swòje szlachë. Niżi przedstôwióm w skrócënkù
òpisënczi wikszoscë Młodokaszëbów
z tëch strón.
Z westrzédnëch Kaszub
Francëszk Sãdzëcczi (1882–1957)
ùrodzył sã w Rotenbarkù pòd Kòscérzną. Béł gazétnikã, pùblicystą,
pisarzã i kaszëbsczim dzejarzã. Ùcził
sã w pòwszechny szkòle w Sarno10
pomerania_maj_2012.indd 10
wach krótkò Rotenbarkù, a pózni
w Kòscérznie w tamecznym progimnazjum. Całowné strzédné wësztôłcenié ùdostôł na kòrespòndencyjny ôrt.
Robił na gbùrstwie, a òd 1904 rokù
béł kòrespòndentã pismiona „Gazeta Gdańska” i aùtorã lëteracczich dokazów. Wespółrobił z Majkòwsczim,
chtëren wëdôwôł wnenczas „Drużbã”,
dlôte czedë pòwstôł „Grif”, òstôł jegò
wespółredaktorã. Zbiérôł lëdowé bôjczi i pùblikòwôł je w „Grifie”. Brôł
ùdzél w zjezdze kaszëbsczich pisarzów
w 1910 rokù, jaczégò célã bëło ùrównanié kaszëbsczégò pisënkù. Wespółòrganizowôł kaszëbskò-pòmòrsczi
wëstôwk w Kòscérznie. Pózni dzejôł razã z Wiktorã Kùlersczim, m.jin.
w pismionie „Gazeta Grudziądzka”.
W midzëwòjnowim czasu mieszkôł
i robił we Gduńskù, tam ùmarł.
Francëszka Majkòwskô (1882–
1967) ùrodzëła sã w Kòscérznie, bëła
sostrą Aleksandra Majkòwsczégò.
Jinteresowa sã kaszëbizną, òsoblëwie
wësziwkã. Pò skùńczenim edukacji w Kòscérznie robiła jakò szkólnô
niemiecczégò jãzëka w Warszawie
i Łodzë. W 1912 rokù zamieszka w Sopòce i włączëła sã w òrganizacjã kaszëbskò-pòmòrsczégò mùzeùm, równak ten dzél ji żëcô skùńcził sã razã
z wëbùchniãcym wòjnë. W tim czasu żëła przédno z przedôwaniégò
wësziwkù. W midzëwòjnowim czasu
zòrganizowała pôrãdzesąt wëstôwków
kaszëbsczégò lëdowégò kùńsztu. Pò
drëdżi wòjnie robiła nôprzódka w Kar-
Frãncëszk Sãdzëcczi. Òdj. ze zbiérów Mùzeùm
Pismieniznë i Kaszëbskò-Pòmòrsczi Mùzyczi.
tuzach (w kaszëbsczim mùzeùm), a pózni w Wejrowie. Je pòzywónô ùsôdzcą
wejrowsczi szkòłë wësziwkù.
Bòlesłôw Lipsczi pòchòdzył z Òdrów. Pò egzaminie dozdrzeniałotë,
zdónym w Chełmnie, w 1910 rokù
sztudérowôł prawò we Wrocławiu.
W latach 1918–1920 béł Kòmendantã
Kaszëbsczégò Òkrągù Wòjskòwi Òrganizacji Pòmòrzô [Organizacja Wojskowa Pomorza], a pózni òsobistim sekretérą wòjewòdë Sztefana Łaszewsczégò.
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:45
Rok Młodokaszëbów
Òd 1920 rokù béł starostą w Pùckù,
a pòtemù pierszim mòrsczim starostą
w Wejrowie.
W Zjezdze Młodokaszëbsczim
brôł ùdzél ksądz Bernat Łosyńsczi
(1865–1940) z Serakòjc, ale nie òstôł
nôlëżnikã ti òrganizacji. Sparłãcził sã
z procëmnym wedle Młodokaszëbów
Towarzëstwã Drëchów Kaszub [Towarzystwo Przyjaciół Kaszub].
Zw iązóny z M łodokaszëba ma
bëlë téż Léón Lnisczi z Kòscérznë,
pòmòcniczi redaktór „Grifa” w kòscersczich czasach. W zjezdze w 1912
rokù we Gduńskù wzął téż ùdzél Henrik Tempsczi, zemiańsczi syn z Sobącza.
Z nordowëch strón
Léóna Heyczi (1885–1939) ùrodzonégò w Cerzni w wejrowsczim
krézu, nie je mùsz szerzi przedstawiac.
Je òn rechòwóny do „wiôldżi trójcë”
Młodokaszëbów. Wiele ju òstało ò nim
napisóné, téż w cządnikù „Pomerania”. Autór znónégò dokazu Dobrogòst
i Miłosława w młodëch latach ùcził
sã w wejrowsczim gimnazjum, do
chtërnégò chòdzëlë téż jiny Młodokaszëbi, m.jin. Gùstôw Pòbłocczi
(1840–1915). Pòchòdzył òn z Łãżëców
niedalek Rëmi. Egzamin dozdrzeniałotë zdôł w Chełmnie w 1966 rokù. Pò
kapłańsczich swiãceniach w Pelplënie
w 1870 rokù béł wikarim w Tuchòlë
i òd 1872 w Chełmnie. Robił téż jakno administratór w Kòronowie (òd
1887) i Dzałdowie (òd 1888), pózni béł
probòszczã w Kòkòszkòwach (1889)
i we Wtelnie òd 1905 rokù. Jegò miłotą
bëła leksykògrafiô i lëteratura. W 1876
rokù przërëchtowôł Słownik Kaszubski, wëdôł gò jesz rôz w 1887 rokù
jakò Słownik kaszubski z dodatkiem
idiotyzmów chełmińskich i kociewskich.
Ògłosył wiele artiklów w wëdôwiznach Nôù kòwégò Towa rzëst wa
w Toruniu. Brôł ùdzél w zéńdzenim
Młodokaszëbów we Gduńskù w 1912
rokù, a w „Grifie” òpùblikòwôł artikel
„Doktor Cenôwa”.
W Łãżëcach ùrodzył sã téż Édmùnd Roszczinialsczi (1888–1939).
Sztôłcył sã w gimnazjum w Chònicach
i w Wejrowie, dze zdôł maturã w 1907
rokù. Béł nôlëżnikã krëjamny filomacczi òrga nizacji. Sztudérowôł
w Pelplënie, dze zapisôł sã do kòła kaszubòlogów. Òb czas jednégò z zéńdze-
Édmùnd Roszczinialsczi. Òdj. ze zbiérów Irenë Becker.
niów wëgłosył referat „Òdniesenia
rolné na Kaszëbach”. Pò kapłańsczich
swiãceniach béł wikarim w Drzëcymiu, w parafii czerowóny przez przédnika Młodokaszëbów ksãdza Jignacégò
Cyrã. W czas pierszi wòjnë òstôł
pòwòłóny do wòjska, a pò demòbilizacji robił w Grëdządzu (1918–1920).
W latach 1920–1924 béł katechetą w seminarium dlô szkólnëch w Wejrowie,
a òd séwnika 1924 probòszczã w Wejrowie. Wëdôł wnenczas mònografiã
wejrowsczi kalwarii. Zdżinął, zabiti
przez SS, w lëstopadnikù 1939 rokù
w Cewicach kòl Lãbòrga.
Wôżną rolã dlô Młodokaszëbów
z wszëtczich strón òdegrôł Ferdi-
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 11
nand Bieszk (1854–1925). Ùrodzył sã
w Kòleczkòwie. Sztôłcył sã w gimnazjum w Wejrowie, dze zdôł téż maturã.
Ta m b é ł n ôl ë ż n i k ã , a n awe t k a
prezesã krëjamnégò kòła filomatów
Wiec. Pòzni sztudérowôł w Królewcu matematikã, fizykã i filozofiã. Za
wëgłaszanié na Kaszëbach mòwë pò
pòlskù nie dostôł zgòdë na skłôdanié
państwòwégò egzaminu „pro facultate docendi”. Òd 1890 rokù mieszkôł
w Badeńsczim Fribùrgù. Tam stôł sã
dëchòwim prowadnikã Pòlôchów. Westrzód lëdzy, chtërnyma sã zajimôł,
bëlë téż pózniészi Młodokaszëbi: Kamil
Kantak, Jón Karnowsczi, Paweł Spandowsczi, Michôł Szuca czë Léón Heyke.
11
2012-05-02 10:36:46
Rok Młodokaszëbów
Wiôldżi ùróbk dlô kaszëbiznë òstawił Jón Patock (1886–1940), pòchôdający ze Strzelna w pùcczi zemi.
Béł fòlkloristą i szkólnym. Skùńcził
w 1908 rokù seminarium dlô szkólnëch w Kòscérznie. Robił jakò szkólny w Strzelnie, Chiloni, Gòscëcënie,
a pózni jakò czerownik elementarnëch
szkòłów na Rãbie i w Żukòwie. Òd 1920
rokù béł zastãpcą szkòłowégò szpektora
w Kartuzach, a òd 1925 rokù szkòłowim
szpektorã w Sëlëczënie, òd 1925–1926
w Brodnicë, a òd 1930 rokù w Grëdządzu.
Òd 1932 rokù ùcził w priwatnym gimnazjum założonym w Gdini przez Téófila
Zegarsczégò (drëcha Jana Karnowsczégò,
kaszubòloga). Òstatné lata robòtë spãdzył
jakò rektór grëdządzczi pòwszechny
szkòłë. 4 séwnika aresztowóny przez
Niemców. Ùmarł 3 łżëkwiata 1940 rokù
w Grëdządzu.
Wiôldżi cësk na jegò dzejanié
miôł Friedrich Lorentz, òbëdwaji bëlë
nôlëżnikama Verein für Kaschubische
Volkskunde. Patock spisywôł lëdowé spiéwë i przëspiéwczi do tuńców
z pùcczi zemi. Òpùblikòwôł je m.jin.
w młodokaszëbsczim „Grifie”. Za baro
wôżny w jegò ùróbkù je ùznóny zbiér
lëdowëch spiéwów Kòpa szãtopórk (wëdóny w 1936 rokù). Jegò dzejanié bëło
pòdskôcënkã dlô ùtwórstwa kaszëbsczich pisarzów, taczich jak: Klémãs
Derc, Francëszk Fenikòwsczi, Stanisłôw Janke.
W Zjezdze Młodokaszëbów brelë téż ùdzél jiny ùczãstnicë z Nordë,
m.jin. Witold Kùkòwsczi (1882–1939)
ùrodzony w Chełmnie, ale sparłãczony
z Kòlibkama (gimnazja lny drëch
Kamila Kantaka) pòdjimca, załóżca
Diskòntowégò Bankù w Bëdgòszczë
(òd 1917 rokù miôł òddzél we Gduńskù,
a jegò direktorã béł Michôł Szuca).
Z Młodokaszëbama wespółrobił
kòl kaszëbskò-pòmòrsczégò mùzeùm
w Sopòce Antoni Miotk (1874–1942)
– kùpc, spòlëznowi i partijny dzejôrz.
Ùrodzył sã w Lewinkù krótkò Strzépcza. Béł jednym z aktiwnëch nôlëżników amatorsczich teatrów i rozmajitëch pòlsczich spòlëznowëch òrganizacjów.
Z Towarzëstwã wespółdzejôł téż
Józef Klebba, ùrodzony w 1860 rokù
w Żelëstrzewie, méster kòwalsczi
z Kòsôkòwa, kaszëbsczi dzejôrz, aùtór anegdotów, kaszëbsczich wiérztów
i gôdków.
12
pomerania_maj_2012.indd 12
Sztudérowie we Fribùrgù. W westrzódkù profesór Ferdinand Bieszk.
Z Nordë pòchòdzył Sztefón Dąbrowsczi (1882–1945). Ùrodzył sã
w Strzebielënie. Pò skùńczenim gimnazjum w Wejrowie sztudérowôł prawò.
Òb czas sztudiów w Mònachium nôlëżôł do Akademicczégò Towarzëstwa
Vistula, jaczégò liderã béł Aleksander
Majkòwsczi. Pózni sztudérowôł w Królewcu. Òd 1911 prowadzył familijny
majątk w Dôlmiérzu. Gwës rëchlészô
znajemnota z Majkòwsczim miała cësk
na jegò wstąpienié do Młodokaszëbów.
Béł w karnie òrganizatorów Młodokaszëbsczégò Zjôzdu w czerwińcu 1912
rokù, a pòtemù òstôł nôlëżnikã kòmisji
(pózni kòmitetu), chtërna miała sã zajimac pòwstanim kaszëbsczégò mùzeùm
w Sopòce (kùńc kùńców pòwstało òno
w 1913 rokù, ale w pierszim dzélu
dzãka staróm samégò Majkòwsczégò).
Dąbrowsczi doradzywôł w sprawach
prawny òbronë Pòlôchów. W latach
1918–1920 òstôł nôlëżnikã krézowi lëdowi radzëznë w Wejrowie. Òd
1920 rokù béł kòmisaricznym staro-
stą w Wejrowie, a w midzëwòjnowim
czasu nôleżôł do Sejmikù i Krézowégò
Wëdzélu w Wejrowie, a téż do Sejmikù
i Wòj e wó d z c z é gò Wë d z é lu kòl
Krajewégò Starostwa w Toruniu. Òd
1928 do 1935 pòsélc na Sejm, nôprzódka sparłãczony z PSL „Piast”, a òd 1930
z Nôrodno-Chłopsczim Agrarnym
Partã [Narodowo-Chłopskie Stronnictwo Agrarne (pózni: Chłopskie Stronnictwo Rolnicze)].
Przëtomny na Młodokaszëbsczim
Zjezdze we Gduńskù béł téż doktór
z Pùcka, Józef Żënda, chtëren òb czas
zdënkù Pòlsczi z mòrzã witôł w miono
kaszëbsczégò lëdztwa wëchôdającégò
z banë gen. Józefa Hallera.
W pòstãpnym dzélu przedstôwimë
Młodokaszëbów z bùtna Pòmòrzô. Bëlë
bò i taczi, co dzejalë w Pòznaniu, Warszawie, Łodzë i Krakòwie.
Tłomaczenié D.M.
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:46
Zrzeszenie, quo vadis?
Ruch kaszubsko-pomorski
w sieci (część 2)
Kaszubi z sieciami mieli do czynienia od zawsze. Teraz jednak mowa nie o sieciach rybackich, lecz społecznych. Kiedy mówimy o fragmentaryzacji, rozpraszaniu się światów społecznych, hybrydyzacji i indywidualizacji, przechodzimy siłą rzeczy do świata organizacji
sieciowych.
C E Z A RY
O B R AC H T- P RO N DZ Y Ń S K I
Sieciowanie, czyli co?
W dotychczasowych organizacjach
hierarchicznych impulsy szły z dołu do
góry (czasami do tej „góry” nie docierając), a decyzje z góry na dół. Organizacje
sieciowe działają zupełnie inaczej. Jedną
z typowych dla nich cech stanowi niestabilność struktur. My jako Zrzeszenie
Kaszubsko-Pomorskie jesteśmy w zasadzie od zawsze organizacją quasi-sieciową (co pozwoliło nam przetrwać trudne
lata PRL). I wiemy, jak takie organizacje
działają, my to czujemy. Wiemy przecież,
że gdy w jednym miejscu obumiera aktywność w ramach organizacji, to w tym
samym czasie w innym rośnie, rozwija
się. To jest takie – mówiąc metaforycznie
– bąblowanie: na powierzchni Zrzeszenia ciągle wybuchają jakieś nowe bąble
aktywności, choć w innych miejscach
pozostają już po nich tylko nikłe ślady.
To prowadzi także do niestabilności
struktur i jest ona bardzo wyczuwalna
w ZKP oraz w jego otoczeniu.
Ponadto w procesie usieciowienia
rozpraszają się struktury zarządzania.
Kiedyś było tak, że podejmowaliśmy
decyzję, impulsy szły na dół i były
wykonywane (albo i nie). Dzisiaj możemy sobie decyzje podejmować i nie
ma żadnej gwarancji, że będzie jakaś
reakcja. Nie da się już niczego w prosty sposób zadekretować. Liczą się negocjacje i włączanie do partycypacji.
Nie można niczego kazać, można tylko
zachęcać, stymulować, podpowiadać,
współorganizować. Samo funkcjonowanie struktur organizacyjnych, ko-
Fot. D.M.
munikowanie między nimi musi się
już odbywać inaczej niż dawniej. Ale
to oznacza też zdecentralizowanie odpowiedzialności. Kiedyś była ona zindywidualizowana, a dziś czasami nie
wiadomo, kto podjął decyzję, kto za co
odpowiada. To wymaga zupełnie innej
technologii komunikacyjnej, opartej
na reakcjach zwrotnych, wzajemnych
przepływach informacji, negocjacji odpowiedzialności i podziału zadań.
Pytanie o liderów
Jeszcze inną konsekwencją usieciowienia jest to, że rodzi się zupełnie
nowy rodzaj przywództwa. Niektórzy
mówią, że przywództwo demokratyczne może być właściwie tylko przywództwem charyzmatycznym, bo to, że ktoś
coś powie, bo jest prezesem albo dyrektorem (a więc pełni określoną funkcję),
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 13
jeszcze nic nie znaczy. Osoba ta musi
mieć także osobisty autorytet, być obdarzona choćby namiastką charyzmy,
wzbudzającej szacunek i posłuch. Jednocześnie wiemy, że przywództwo
charyzmatyczne bywa niebezpieczne,
bo może prowadzić do łamania procedur, przekraczania kompetencji, braku
poszanowania dla struktur. Sprawa
jest więc niezwykle delikatna: z jednej strony w organizacjach demokratycznych narzekamy, że brakuje osób
z charyzmą (jakżeż narzekamy na brak
mężów stanu), ale z drugiej strony się
takiej sytuacji obawiamy, nauczeni
przykrymi doświadczeniami historycznymi.
W tym kontekście pojawia się pytanie: jakie jest nasze zrzeszeniowe przywództwo w sytuacji rozpraszania struktur, ich mnożenia, dzielenia kompetencji
13
2012-05-02 10:36:47
Zrzeszenie, quo vadis?
i odpowiedzialności, kłopotów z komunikacją etc.? Czy wykształciliśmy
własny krąg liderów, zintegrowany,
lojalny względem siebie i obdarzony
środowiskowym autorytetem (tak wewnątrz, jak i na zewnątrz organizacji)?
Drugie pytanie jest takie: kto jest
promotorem zmian? Do niedawna,
w moim przekonaniu, wydawało się
nam, że to my jako ludzie Zrzeszenia
byliśmy promotorami zmian. Dzisiaj
nie zawsze to się nam udaje. W sytuacji, gdy nasza społeczność się fragmentaryzuje i pluralizuje, potrzebni są
promotorzy zmian z wizją i poczuciem
odpowiedzialności. Rzeczywistość
zmienia się bowiem szybciej, niż my
na nią reagujemy. Dlatego potrzebni
są nam ludzie, którzy myślą innowacyjnie, potrafią wymyślać nowe rzeczy,
realizować „dziwne” projekty, odpowiadając tym samym na nowe oczekiwania.
Niestety, przywództwo regionalne wydaje się słabe zarówno w wymiarze osobowym, jak i w wymiarze
instytucjonalnym. Mówię o tym, bo
my jesteśmy jednym z elementów tego
przywództwa, traktowanego nie tylko
w wymiarze wprost instytucjonalnym.
Dzisiaj potrzebne jest nam przywództwo transformacyjne, transgresyjne,
obdarzone umiejętnością przekraczania siebie, bo trzeba umieć zrobić
więcej, niż potrafię, bo takie są nowe
wyzwania, nowe oczekiwania… To
nie może być tylko przywództwo reaktywne, czyli reagujące na zmiany,
które niesie los.
A więc jakiego chcemy przywództwa, jakich liderów? Czy wodzireja,
który powie: ja jestem na przodzie, ja
poprowadzę? A może takiego, który
powie: „doch jô jem taczi, jak wa”, jestem jednym z was, taki sam, nie różnię się. Takiego nie potrzebujemy. To
musi być ktoś, kto o jeden krok jest do
przodu, ale też nie może to być wodzirej, który zawsze wie lepiej, w którą
stronę iść i na tyły się nie ogląda.
Zrzeszenie i jego sieć
Kiedy się analizuje funkcjonowanie
organizacji sieciowych, bardzo ważnym problemem, którym trzeba się zająć, jest ich kształt, struktura i zasięg.
Tu moglibyśmy się zastanowić nad
tym, jaki jest dzisiaj zasięg, struktura
sieciowa ruchu kaszubsko-pomorskie14
pomerania_maj_2012.indd 14
go. Ileż tu: „odnóg”, struktur, podmiotów, organizacji, projektów, inicjatyw…
Jest ich coraz więcej i są coraz bardziej
zróżnicowane: niektóre są bardzo krótkotrwałe, wręcz incydentalne, inne
przybierają kształt instytucjonalny.
Jedne są chwilowe, inne trwałe; jedne
powstają ad hoc, dla realizacji jakiegoś
projektu, działania, inne tworzą rozbudowane struktury. A jak komplikują
się zależności między nimi (tak instytucjonalne, jak i personalne)!?
Istotna i nowa we współczesnych
sieciach jest jednak nie tyle ich wielkość, stopień rozproszenia czy też złożoność struktur. Bodaj najważniejszą
ich cechą jest… zaraźliwość. To dotyczy też idei, wartości, postaw.
W świecie usieciowionym idee, czy
też hasła rozprzestrzeniają się błyskawicznie, wręcz jak epidemia. Możemy
się w tym kontekście zapytać, czy takie
hasło, idea, jak „naród kaszubski” wywoła „reakcję zaraźliwą”? W sieci, w jakiej funkcjonujemy, nie tyle nie potrafimy tego kontrolować, ile raczej musimy
założyć, że reakcję trudno przewidzieć.
To jest jak z epidemią właśnie: nikt nie
wie, jak ją kontrolować, choć daje się ją
ograniczać, a w końcu czasami nawet
pokonać (lub choćby ograniczyć albo
zminimalizować skutki).
Potrzeba struktur tworzących
wartość dodaną
ZKP musi się w tej zupełnie zmienionej sytuacji odnaleźć i zbudować
(odbudować?) własną, skuteczną sieć
kooperacji. Dokonać przeglądu struktur, inicjatyw, projektów, podmiotów
– jednym słowem „odnóg” zrzeszeniowych i zastanowić się, czy i w jakim
stopniu są one skuteczne we współczesnych realiach? Jakie winny realizować zadania i czy to, co robią, jest
właściwą odpowiedzią na wyzwania,
które przed nami stoją? A może potrzebne są nam nowe podmioty: edukacyjne? socjalne? ekologiczne? obywatelskie? strażnicze?
Mamy tu też pozytywne doświadczenia, a najlepszym przykładem może
być Instytut Kaszubski, który przyciągnął sporo ludzi. Ludzi, którzy nigdy
w Zrzeszeniu nie byli, ale dzięki wejściu do Instytutu swoją pracą, swoim
prestiżem coś dołożyli, wzmocnili nasze środowisko. Ten przykład pokazuje,
że Zrzeszenie powinno tworzyć struk-
tury, które tworzą wartość dodaną.
Powinna moim zdaniem np. powstać
jedna duża organizacja edukacyjna,
aby nie dopuścić do rozproszenia pomysłów, ale także do sprzeczności interesów (np. wewnętrznej rywalizacji
o deficytowe środki). Taka organizacja
jest nam potrzebna, aby skupiać, tworzyć forum wymiany myśli, pomysłów,
idei. Aby dawać wsparcie nauczycielom, ciągle przecież będącym pionierami edukacji kaszubskiej.
Powinniśmy też zbudować taką
sieć kooperacji ze środowiskiem dziennikarzy, muzealników, bibliotekarzy
(kwestia przyszłości i kondycji książki kaszubskiej, czy szerzej: regionalnej, pomorskiej), muzyków (szerzej:
artystów), ludzi biznesu. Sporo się tu
już dzieje, ale trzeba nie tylko wykazywać chęć do współpracy, lecz także
animować konkretne działania, być
ich sprawcą, brać na siebie ciężar wykonawczy, a w ślad za tym także odpowiedzialność. Tymczasem jakże często
ludzie z zewnątrz, z różnych środowisk
i miejsc, mówią, że Zrzeszenie jest zamknięte, wsobne, skoncentrowane
na sobie i swoich problemach. I jakże
często mówią, że jesteśmy trudnym
kooperantem.
Funkcje Zrzeszenia
Możemy powiedzieć, że autorytet
Zrzeszenia w wymiarze lokalnym
czy regionalnym wynika z tradycji,
doświadczenia, dorobku, sprawności
organizacyjnej, a jeszcze do niedawna z jasności celu – po prostu ludzie
wiedzieli, po co jest Zrzeszenie. Od
jakiegoś czasu mam wrażenie, że ta
jasność celu się zamazuje. Jest rozbieżność między celami deklarowanymi
a rzeczywistymi.
Cele możemy rozpatrywać także
przez pryzmat funkcji i dlatego trzeba
na nowo przyjrzeć się funkcjom Zrzeszenia. Do tej pory patrzyliśmy głównie na funkcje wykonawcze: „Zrzeszenie (z)robi”. Ale w organizacjach
sieciowych coraz bardziej liczy się:
„inicjuje, animuje, kontroluje”, a nie
tylko „przeprowadza” czy „wykonuje”.
Wchodzimy w kooperację z różnymi
organizacjami, podmiotami i tych kooperantów jest wielu, a przez to odpowiedzialność się rozmywa. Nasuwa
się pytanie: czy za wszystko, co się
dzieje na Kaszubach, możemy (musi-
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:47
Zrzeszenie, quo vadis?
my) odpowiadać? Czy jesteśmy w stanie wszystko kontrolować? W kategoriach etycznych możemy powiedzieć:
tak, za wszystko powinniśmy odpowiadać, bo czujemy się przecież zobowiązani do dbania o Kaszubów, ich
los, miejsce na Pomorzu, tożsamość
etc. Ale w kategoriach wykonawczych, pragmatycznych jest to bardzo
trudne (o ile w ogóle wykonalne).
Idee w sieci, sieci idei i wartości
Przybyło nam nie tylko podmiotów, z którymi kooperujemy, ale też
różnych idei. Funkcjonujemy na wysoce konkurencyjnym rynku idei! To
już nie te czasy, gdy oferta ideowa,
preferowane przez ZKP wartości i postawy były w świecie kaszubsko-pomorskim dominujące, jeśli nie jedyne.
Dzisiaj także świat idei i wartości się
spluralizował. Musimy więc i my dokonać przeglądu naszych oraz podjąć
wysiłek budowania własnej sieci idei,
wykorzystując nowe możliwości ich
upowszechniania.
Różnorodność struktur i idei jest
również przejawem pluralizacji interesów. I my w tej nowej mozaice interesów musimy zdefiniować własny, organizacyjny, grupowy interes. To jest
istotne, bo interes musi odpowiadać
na społeczne oczekiwania, choć musimy też pamiętać o pewnej misyjności:
my nie możemy tylko reagować na te
oczekiwania. Naszym zadaniem jest
kształtowanie postaw.
Żeby jednak tak mogło być, musi
być spełnione kilka warunków, przede
wszystkim otwartość. Bez niej nie ma
komunikacji, a bez komunikacji nie ma
informacji zwrotnej. Gdy zamkniemy
się we własnym kręgu, gdy będziemy się „gotować we własnym sosie”,
gdy staniemy się „samocentryczni”,
utracimy możliwość nie tylko odbierania informacji płynących z naszego
środowiska, ale także umiejętność ich
właściwego odczytywania i reagowania na nie. Już dziś należy pytać: czy
dobrze rozpoznaliśmy zmiany, jakie
w ostatnich latach zaszły na Kaszubach i Pomorzu? Czy wiemy, jak zmienił się świat wartości, postawy, oczekiwania, nastroje, aspiracje Kaszubów
i Pomorzan? I czy nasza oferta im odpowiada? Czy ludzie różnych zawodów, pokoleń, doświadczeń życiowych,
a także różnego pochodzenia znajdują
Zrzeszenie, quo vadis? Na zdjęciu poczet sztandarowy partu z Jastarni. Fot. D.M.
w programie i w działalności Zrzeszenia (i szerzej: całego ruchu kaszubsko-pomorskiego) ważne dla siebie, interesujące, atrakcyjne elementy? Czasami
mam poważne wątpliwości…
Myśląc o Zrzeszeniu, zadajmy sobie strategiczne pytanie: jakie dajemy
produkty? My nie dajemy produktów w postaci imprezy, wydarzenia,
przedsięwzięcia. To jest tylko środek.
Naszym produktem są idee, wartości
i postawy. A my czasami patrzymy na
te produkty tylko przez pryzmat środków, które muszą do nich prowadzić.
Idee mają znaczenie i słowa mają znaczenie. Nie możemy nimi manipulować. Odpowiadamy za kreowanie idei.
Kto jest naszym odbiorcą? Na jakim rynku funkcjonujemy? Otóż na
wspomnianym powyżej konkurencyjnym rynku idei, konkurencyjnym
rynku wartości i konkurencyjnym rynku postaw. Jak się ludziom u nas nie
spodoba, to mają tyle ofert dokoła…
Kiedyś tak nie było. Teraz, zwłaszcza
dla młodych ludzi, ofert jest niezwykle wiele. Mu musimy im dać jakiś
atrakcyjny produkt. Jeśli ktoś myśli,
że idea, która jest bardzo ostra, fundamentalistyczna musi być atrakcyjna,
to się myli. Ona jest dysfunkcjonalna,
bo konflikt prowadzi do dystansu: Nie
chcę w tym uczestniczyć. Oczywiście,
jest grupa ludzi, którzy za tym pójdą.
Ale jakie mogą być konsekwencje ich
działania?
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 15
Czy jeszcze zjednoczeni w idei?
Oczywiście, nasuwa się jeszcze pytanie o styl działania. To jest bardzo
ważne, bo liczy się nie tylko, co robimy,
dla kogo robimy, ale i jak to robimy. Jako
Zrzeszenie byliśmy identyfikowani,
kojarzeni z pewnym stylem działania,
z pewną jego formułą, którą można
określić za pomocą kilku cech: otwartość, współpraca, refleksyjność, wzajemne mobilizowanie i wsparcie, opieka i…
jedność (Zrzeszonëch naju nicht nie złómie). Co z tych cech pozostało do dziś?
Co się stało choćby z tą ostatnią? Jest paradoksem, że im bardziej zaklina się jedność, tym mniej jej w praktyce życia. Im
więcej „Jednoty”, tym mniej jedności…
Gdy pisałem książkę o historii Zrzeszenia, ówczesny jego prezes zaproponował tytuł: „Zjednoczeni w idei”. Ładny,
trafny, zgrabny. Dziś pytam: Prezesie, co
z tego zostało? Gdzie jest to zjednoczenie
w idei? Tak łatwo to odrzucić?
To nie jest tylko kwestia wewnętrzna
naszego środowiska. Funkcjonujemy bowiem na rynku aprobaty społecznej. A to
jest bardzo ryzykowna, płynna i ulotna
rzecz. Możemy łatwo przegapić moment,
w którym ten element aprobaty społecznej zniknie. Pamiętajmy: bardzo długo
trzeba działać i budować, aby aprobatę
społeczną uzyskać. I bardzo szybko można ją utracić poprzez konflikty, pozorną
rywalizację, wewnętrzne spory…
Dokończenie artykułu w następnym numerze.
15
2012-05-02 10:36:47
w 90-lecie urodzin
Kaszubska droga Franciszka
Fenikowskiego (część 1)
Życie i twórczość Franciszka Fenikowskiego, w tym jego związki z Kaszubami, morzem i Pomorzem, są wdzięcznym tematem, był to bowiem człowiek arcyciekawy, a jego bogata i różnorodna twórczość poetycka i pisarska jest godna najwyższego uznania.
J ÓZ E F B O R Z YS Z KO W S K I
O Fenikowskim napisano, co prawda, sporo*, ale wciąż daleko do pełniejszego ujęcia, zrozumienia i pełniejszej analizy jego twórczości. Będę zatem sięgać zarówno do własnej pamięci (poznałem pisarza w końcu lat 60.
minionego wieku), jak i do fragmentów
spuścizny przyjaciółki bohatera niniejszego tekstu, Marii Kowalewskiej
(1921–2004), faktycznej dyrektorki Wydawnictwa Morskiego, w którym obok
oficyn warszawskich (i wydawnictwa
ZKP) Fenikowski publikował swoje powieści i tomiki poezji.
Warto w tym miejscu dodać, że cała
bogata spuścizna pisarza, poety i publicysty trafiła do Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej
w Wejherowie, gdzie wciąż czeka na
wykorzystanie.
Z Wielkopolski nad Bałtyk
Franciszek Fenikowski urodził się
15 maja 1922 r. w Poznaniu jako syn
Mariana, dra filologii klasycznej, profesora Gimnazjum św. Marii Magdaleny, i Zofii z Malkowskich (w latach panieńskich także nauczycielki).
Wojna przerwała Franciszkowi naukę w tymże najsłynniejszym poznańskim gimnazjum. Wówczas to,
pracując, zdobył doświadczenie robotnika, kreślarza, mierniczego, biuralisty. Kontynuował naukę dzięki
pomocy ojca, do czasów jego aresztowa n ia przez gestapo, a potem
uczył się sam. Dzięki temu w 1945 r.
mógł zdać maturę i podjąć studia polonistyczne na Uniwersytecie Poznańskim, zwieńczone trzy lata później
magisterium na podstawie pracy o mo16
pomerania_maj_2012.indd 16
tywach morskich w poezji Adama Mickiewicza. Tuż po studiach przyjechał
do Gdyni, zamieszkał w Orłowie i podjął pracę jako kierownik działu literackiego w „Dzienniku Bałtyckim”, był
też redaktorem jego dodatku „Rejsy”.
Do 1955 r., kiedy to przeszedł na rentę
inwalidzką, łączył pracę dziennikarską
i literacką z intensywną działalnością
społeczną. Później, nie stroniąc także
od tej ostatniej, skupił się na twórczości literackiej i podróżach po świecie,
z których wracał z nowymi pomysłami książek i z wierszami. Pisał bardzo
wiele, wiele też jego dzieł wydawano.
Utwory Fenikowskiego można było
znaleźć w programach szkolnych.
Współpracował z radiem i filmem.
W roku 1970 zamieszkał na gdańskim Przymorzu. W 1976 ożenił się
z Ireną z Hozakowskich Orzechowską,
mieszkającą w Warszawie, dokąd się
przeniósł, nie zrywając jednak kontaktów z Kaszubami i Gdańskiem. Zmarł
15 grudnia 1982 r. w Warszawie; pochowany został na cmentarzu parafii
św. Katarzyny na Służewcu.
Na początku było Oksywie
Wróćmy do początków kaszubskiej drogi Franciszka Fenikowskiego.
Przedstawienie jej całej to zadanie na
osobną monografię. Idąc na skróty,
trzeba wybrać jedną z trzech możliwości: 1. odkrywać ślady poetyckie,
2. skupić się na prozie lub 3. omówić
reportaże. Wybieram poezję, nie odżegnując się od pozostałych rodzajów
jego twórczości.
Jako literat Fenikowski debiutował
w 1951 r. tomikiem Lewy brzeg i powieścią o Stoczni Gdańskiej Zakręt Pięciu
Gwizdków. Już od pierwszej książki
w centrum jego zainteresowania jako
poety i pisarza, a także dziennikarza-reportażysty i publicysty, znalazły się
Kaszuby, morze i Pomorze z Gdynią
i Gdańskiem.
Jego pierwszy tom publicystyki,
nieco socrealistyczny (wyd. w 1953 r.
przez oficynę Czytelnik), nosi tytuł
Przymorze, a powstawał „powoli w latach 1948–1953 podczas moich włóczęg
reporterskich i podróży autorskich po
tym skrawku ziemi, który rozciąga
się nad Bałtykiem, między Fromborkiem a Świnoujściem” – jak napisał
Fenikowski w Przedsłowiu. W zbiorze
zwracają uwagę następujące tytuły:
„Miasto bez pomników”, „Nad Motławą
leżą Pompeje” i „Dwie twarze miasta
Trzygłowa”.
W tomie Morze u poetów, opracowanym przez Zbigniewa Jankowskiego
(ukazał się w Wydawnictwie Morskim
w 1977 r.) m.in. znajdziemy tekst Franciszka Fenikowskiego pt. „Uchwyt morza”, w którym wspominając rodzinne
strony, wyjaśnił też, jak zaczęła się
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:47
w 90-lecie urodzin
jego miłość do Pomorza: „I pozostałbym chyba wierny tej krainie przydrożnych wierzb, kominów cukrowni,
poczerniałych od deszczu wiatraków,
romańskich kościołów Strzelna, Inowrocławia, Kruszwicy – gdyby nie to,
że kiedy ukończyłem drugi rok życia,
znalazłem się w pełni pogodnego lata
(1924 r.) na Oksywiu. Nie było jeszcze
wtedy gdyńskich kamienic ani gdyńskiego portu. Na strzechach rybackich
checz wiły gniazda bociany, po Starowiejskiej wałęsały się łaciate kozy,
a tamtędy, gdzie dziś cumuje »Batory«, wiodła przez mokradła Chylonki grząska drożyna, owiewana przez
wiatry tumanami strądowego piachu,
ku gliniastym urwiskom »Wysokiego Kraju«. Zamieszkaliśmy właśnie
tam, opodal sędziwego kościółka księcia Świętopełka, najstarszej świątyni
na kaszubskim brzegu, w ceglastym
domku Pani Borny, wdowy po rybaku,
który utonął w czasie któregoś z połowów (…)”. Przywołując z pamięci tamte
i kolejne pobyty na wybrzeżu oraz powrót w te strony po studiach, stwierdził: „Krótko mówiąc: zakochałem się
bez reszty w kaszubskim przyczółku
naszego kraju. Prawie wszystko, co
wyszło spod mojego pióra, poświęcone jest morzu i Pomorzu. Kiedy kończę
ten wypad w przeszłość, mewi wiatr
po dawnemu szumi za oknem mej pracowni. Może kiedyś, po tylokrotnych
próbach, uda mi się wreszcie uwięzić
w słowie ten poszum, który po raz
pierwszy niemal pół wieku temu zafascynował mnie na gołogórach wybiegającego w morze Oksywia”.
A zatem Na początku było Oksywie
i nie jest to tylko tytuł wiersza i tomiku, opublikowanego w 1978 r. przez
oficynę wydawniczą ZKP (przygotowanego do druku przez Wojciecha
Kiedrowskiego).
W przywołanym tu zbiorku znajdziemy wiersze poświęcone wielu
miejscom i miejscowościom z kaszubskiej drogi poety. Kilka tych utworów
(w tym ten, który dał tomikowi tytuł)
dotyczy Gdyni. Między nimi jest jeszcze jeden poświęcony Oksywiu pt.
„Stary cmentarz oksywski”. To cmentarz, na którym obok kaszubskiego
króla, Antoniego Abrahama, spoczęły
w 1986 r. prochy wielkopolanina Bernarda Chrzanowskiego, który Poruszył
wiatr od morza, a którego działalność,
promocję morza i Kaszubów wśród Polaków, kontynuował Fenikowski. A oto
tytuły innych gdyńskich wierszy poety: „Miasto w dolinie”, „Narodziny
miasta”, „Na trawersie Orłowa”, „Echo”,
„Na przystanku w Orłowie”, „Hak Kacewski”, „Światła Gdyni”.
W wierszach Fenikowskiego pojawiają się kaszubskie zwyczaje (np.
„Ballada o kaszubskich kolędnikach”,
„Sobótki nad wielkimi wodami ”,
„Zaduszki”), baśnie i legendy, miasta
i wsie, np. Wielka Wieś w utworach
„Pusta noc” i „Władysławowo”, Chmielno w „Balladzie o złotych drzwiach”,
Kościerzyna w „Balladzie o kościerskim Judaszu”. Inne kaszubskie utwory to „Pomorska brzezina”, „Jeziorny
krzyż” (o wdzydzkich jeziorach), „Piaśnica”, „Piaśnickie lasy”, „Kłusownicza
noc”, „Kaszubskie zawilce”, „Żelazny
wilk”, „Stara panna w puckim przytułku św. Jerzego” czy „Odpust w świętym
Wejherowie”. A oto ten ostatni:
Chorągwie w złotym kurzu.
Wrzaskliwe stragany.
Z trąb ochrypłych gardzieli
marsz ku niebu dymi.
Z tłumu patrzy Syn Cieśli,
w mrowiu zabłąkany:
Blaszane koguciki kupują pielgrzymi.
Cóż, że znów dokonała się zbrodnia nieludzka,
że na rojne miasteczko padł wielki cień krzyża?
Umył już ręce Piłat – pan starosta z Pucka.
Lud powraca do domów.
Wietrzna noc się zbliża.
W tę noc pod stację Męki przychodzą umarli,
ślepi na blask krzyża, na poszum drzew głusi…
Kto za życia nie obszedł kaszubskiej kalwarii,
ten po śmierci na klęczkach obchodzić ją musi.
Wśród wierszy z tomu Na początku
było Oksywie uwagę zwracają również
te, które dotyczą kraju ewangelickich
Kaszubów zwanych Słowińcami: „Cmentarz w słowińskim kącie”, „Z miasteczka
nad Łebą”, „Wędrujące wydmy”, „Nad
Łebskim Jeziorem”. Są w zbiorku także „Słupskie impresje” i „Maszkary na
świątyni św. Piotra i Pawła w Szczecinie”,
które widziały wiele, także „Ostatniego
pogrzeb Gryfity”.
Już w jednym z pierwszych tomików poety odnajdujemy wiersze, które
świadczą o poznaniu przez Fenikowskiego nie tylko tradycji i historii, ale
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 17
też symboli i mitów Kaszubów, dla
których ojczyzną jest Wielkie Pomorze – „Od Gduńska tu, jaż do Rostoczi (a przynajmniej Strzałowa) bróm”.
W tomiku Statek błaznów (Wydawnictwo Morskie, 1959) zwracają uwagę utwory zatytułowane „Stralsund”,
„Arkona” i „Barwa rugijskiego morza”,
obecne także w innych zbiorach (są
w nim też „Freski w refektarzu stralsundzkiego klasztoru świętej Katarzyny”, „Stralsundzkie scherzo”, „Modlitwa wieczorna przed płaskorzeźbą
na helskiej gospodzie” z 1954 r. oraz
„Pod Redłowską Kępą”). Powstały one
podczas wędrówek poety po Wielkim
Pomorzu, także Przednim, zwanym też
Zaodrzańskim, podejmowanych niejako w duchu idei i śladami Aleksandra
Majkowskiego.
Dostrzegając wiedzę Fenikowskiego o kraju, historii, literaturze, obrzędach i kulturze Kaszubów, nie zapominajmy o jego równie dobrej znajomości historii, literatury i kultury
polskiej oraz antycznej. Wystarczy
sięgnąć po jego tomik wierszy pt.
Wlazł kotek na płotek czyli poezja polska w przekroju (Wydawnictwo Morskie, 1960).
Dokończenie w następnym numerze.
*Wykaz prac poświęconych F. Fenikowskiemu opublikujemy w drugiej części
tego artykułu.
17
2012-05-02 10:36:48
z historii gdańskiej prasy
Gazeta ogłoszeniowa
Godziny otwarcia bram miejskich, anonse o kursie języka kurlandzkiego lub o wolnej krypcie w pobliżu ołtarza… Pismo „Danziger Erfahrungen” (Gdańskie Doświadczenia) informowało o najdrobniejszych sprawach ważnych dla mieszkańców nadmotławskiego miasta. Było jednym z najdłużej wydawanych tytułów prasowych w Gdańsku. Założone w roku
1739, pod różnymi nazwami ukazywało się aż do 1921.
Dr Piotr Paluchowski z „Danziger Erfahrungen”.
18
pomerania_maj_2012.indd 18
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:48
z historii gdańskiej prasy
M A R E K A DA M KO W I C Z
Dziejami czasopisma zainteresował się Piotr Paluchowski z Muzeum
Historycznego Miasta Gdańska, który
losom tego periodyku poświęcił swoją
rozprawę doktorską (jej promotorem
był prof. Edmund Kizik). W badaniach
skoncentrował się na czasach poprzedzających zajęcie Gdańska przez Prusy
w 1793 r. Chociaż to „tylko” pół wieku
z blisko dwustuletniej historii gazety,
jednak ciekawostek z życia dawnych
gdańszczan nie brakowało.
Papierowe dziecko Hanowa
Twórcą „Gdańskich Doświadczeń”
był Michael Christoph Hanow (1695–
1773), postać nietuzinkowa, a zarazem
charakterystyczna dla XVIII-wiecznego Gdańska: oświecony mieszczanin,
którego pasją była nauka. Poświęcał
się jej jako profesor gdańskiego Gimnazjum Akademickiego i bibliotekarz
Biblioteki Rady Miasta – poprzedniczki Biblioteki Gdańskiej Polskiej Akademii Nauk. Hanow należał do grona założycieli Towarzystwa Przyrodniczego,
w którym działał obok tak wybitnych
uczonych, jak fizyk Daniel Gralath czy
lekarz Nataniel Mateusz Wolf.
Zamierzeniem Hanowa było wydawanie czasopisma popularyzującego
wiedzę – opowiada Piotr Paluchowski.
Okazało się jednak, że tytuł, w którym są
wyłącznie informacje naukowe, nie przyciągnie zbyt wielu czytelników, a tym
samym pismo nie będzie w stanie się
utrzymać. Stąd pojawiła się konieczność,
by obok „poważnych” artykułów ukazywały się też ogłoszenia płatne.
Pomysł wypalił, tyle że z czasem to
wiadomości naukowe stanowiły dodatek do anonsów. Według szacunków dr
Paluchowskiego pomiędzy rokiem 1739
a 1793 ukazało się ok. 35 tys. ogłoszeń.
Rocznie było ich od tysiąca do 3,5 tys.,
najwięcej w latach 70. XVIII w. Te liczby wskazują jeśli nie na rozpowszechnioną wśród gdańszczan umiejętność
czytania, to przynajmniej na świadomość znaczenia prasy w przekazywaniu ofert potencjalnym odbiorcom.
Ogłoszenia u drukarza
Nie wiadomo, jak w pierwszych
dziesięcioleciach istnienia czasopisma
funkcjonowała redakcja. Prawdopo-
dobnie częścią merytoryczną zajmował się Hanow (oraz jego następcy:
Christian Sendel i Gottfried Reyger),
natomiast ogłoszenia przyjmował drukarz. Warto w tym miejscu zaznaczyć,
że „Gdańskie Doświadczenia”, jak również tytuły będące kontynuacją tego
pisma, drukowano w znanych oficynach, m.in. Thomasa Johanna Scheibera na ul. Rzeźnickiej i Daniela Ludwiga Wedla na Piwnej. Częstotliwość
wydawania periodyku była zmienna.
Zrazu ukazywał się jako miesięcznik,
potem wychodził raz na tydzień, a następnie dwa razy w tygodniu. Równolegle ewoluował układ czasopisma,
a ogłoszenia pogrupowano w rubryki.
Stałym elementem gazety były informacje użytkowe. Na przykład podawano
temperaturę powietrza w obowiązującej
wówczas skali Réaumura, głębokość Wisły przy ujściu czy godziny otwarcia bram
miejskich – mówi Piotr Paluchowski.
Nie były to rzeczy umieszczane po
to, by zapełnić strony, ale informacje
istotne, od których zależało funkcjonowanie gdańskiej społeczności.
Godzin otwarcia i zamknięcia bram
przestrzegano tak skrupulatnie, że osoby, które nie zdążyły dostać się do miasta o ustalonej porze, musiały nocować
w którejś z gospód znajdujących się przed
wałami – wyjaśnia historyk.
Z czasem dostęp do Gdańska znacznie się poprawił. W latach 40. XIX w.
bramy: Oliwską, Nowych Ogrodów,
Peterszawską (na Zaroślaku – dop.
MA) i Długich Ogrodów zamykano dopiero o godz. 11 wieczorem, ale można
było uzyskać prawo przejścia przez nie
na podstawie karty bramnej wydawanej na rok przez królewskiego gubernatora. Co więcej, bramy Wyżynna i Świętego Jakuba były otwarte przez całą noc.
Z bramami wiążą się dane na temat osób odwiedzających miasto. Ich
nazwiska podawano wraz z wymienieniem miejsca, przez które wjechały do Gdańska, niekiedy również zamieszczany był adres, pod którym się
zatrzymały. Dotyczyło to, rzecz jasna,
co znamienitszych osobistości.
Kurlandzki dla początkujących
Obok wiadomości ważnych dla
ogółu, ukazywały się anonse skierowane do indywidualnego odbiorcy.
Zakres tematyczny tych ogłoszeń był
w zasadzie porównywalny z tym, co
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 19
znajdujemy we współczesnych gazetach. Były to więc informacje o rzeczach zgubionych i znalezionych oraz
o osobach poszukujących pracy, a także
oferty różnych fachowców. Proponowali oni np. naukę baletu, matematyki,
historii, prowadzenia ksiąg rachunkowych czy jazdy konnej. W nader szerokim wyborze można było zgłębiać
języki obce. Na zainteresowanych czekali nauczyciele m.in. francuskiego,
polskiego, rosyjskiego, jidysz, łaciny,
nadto duńskiego, norweskiego, a nawet
kurlandzkiego (dziś już wymarłego).
Jako swoistą ciekawostkę można natomiast potraktować zachętę do nauki
fechtunku, którą proponował… mistrz
krawiecki z ul. Ogarnej.
W XVIII wieku umiejętność władania
bronią białą nie była dla gdańszczan ekstrawagancją, lecz koniecznością. W razie
zagrożenia miasta mieszczanie mieli
obowiązek stawania do jego obrony. Tak
zresztą się stało w czasie oblężenia w 1734
roku – przypomina dr Paluchowski.
Poczesne miejsce na łamach zajmowały sprawy majątkowe. Podawano ceny zbóż i rozmaitych produktów.
Także weksli, które w owym czasie odgrywały ważną rolę na rynku finansowym. Wekslami handlowano mniej
więcej tak, jak dzisiaj obraca się wierzytelnościami. Miały swoje notowania, można
więc było na nich zarobić, ale też stracić.
Wszystko zależało od bieżących kursów
w bankach Hamburga czy Amsterdamu
– wyjaśnia historyk. Okazję do zrobienia dobrego interesu dawał oczywiście
rynek nieruchomości, stąd obecność
ogłoszeń o sprzedaży gruntów, domów,
wiejskich posiadłości. Nie ograniczały
się one do krótkiego opisu, lecz zawierały również szczegółowe wyliczenie
inwentarza. Czytanie listy sztućców,
kotar i dywanów znajdujących się
w sprzedawanym domu może i było
mało porywające, ale potencjalny nabywca miał przynajmniej pewność, że
nie kupuje kota w worku.
Dobre opisanie zbywanej nieruchomości mogło się okazać kluczem
do sukcesu. Było więc poniekąd reklamą. Reklamę w pełnym tego słowa
znaczeniu stanowiły natomiast zachęty do odwiedzania kawiarni. Jak
przypomina znawca dziejów Gdańska, Andrzej Januszajtis, nadmotławskie miasto było jednym z pierwszych
w Rzeczypospolitej, którego mieszkań19
2012-05-02 10:36:48
z historii gdańskiej prasy
cy rozsmakowali się w kawie. W 1634 r.
sprowadzono ją tutaj morzem za sumę
porównywalną z ówczesnym budżetem
Krakowa! Natomiast kawiarnie publiczne istniały w Gdańsku już w 1697 r.
Niektóre kafehauzy, jak je nazywano,
oferowały nie tylko „małą czarną”, ale
też nowinkę w postaci bilardu. Innego
rodzaju atrakcją była możliwość podziwiania ogrodowych iluminacji.
Kryptę tanio sprzedam
W anonsach nie zapominano o sprawach ostatecznych. Tak bowiem należy
traktować chociażby propozycje wykupu miejsca pochówku w kościelnej
krypcie. Zwyczaj grzebania zmarłych
w świątyni utrzymywał się w Gdańsku
do początku XIX w. Został zakazany
przez Kodeks Napoleona, który w Wolnym Mieście wprowadzono w 1808 r.
Wśród tego rodzaju ogłoszeń jest informacja z 1792 r., że miejsce w krypcie kościoła Mariackiego można było wykupić, zgłaszając się do organisty Johanna
Syntowskiego.
Nawet w interesie pogrzebowym dawały o sobie znać prawa podaży i popytu
– zauważa Piotr Paluchowski. Świad-
czy o tym chociażby anons o sprzedaży miejsca pochówku w kościele św.
Elżbiety. Pomimo atrakcyjnej lokalizacji, blisko ołtarza, stosowne ogłoszenie
ukazywało się przez ponad rok. Widać
cena, jakiej żądano, była wygórowana…
Wydaje się, że zasada, na jakiej kształtowały się ceny za grobowiec, była prosta.
Im bliżej ołtarza, tym trzeba było zapłacić więcej.
Tam, gdzie są zmarli, bywają i spadkobiercy. W ówczesnych realiach ich
znalezienie nie zawsze było proste. Ludzie zakładali rodziny, przenosili się do
innego miasta i słuch po nich przepadał. Majątek zmarłych gdańszczan, po
który nikt się nie zgłosił, przechodził
na rzecz „skarbu państwa”, czyli miasta. Potem był licytowany. Pod przysłowiowy młotek szły też rzeczy należące
do dłużników czy osób skazanych na
karę śmierci. Tego rodzaju aukcje zwyczajowo odbywały się przed Dworem
Artusa.
Dzięki informacji w gazecie ogłoszeniowej wiemy m.in. o licytacji przedmiotów należących do opata klasztoru
w Oliwie Jacka Rybińskiego – mówi historyk. 29 czerwca 1782 roku w Starych
Szkotach wystawiono na sprzedaż należącą do niego trzyosobową karetę oraz
uprząż dla koni.
Ciemna strona miasta
Lektura czasopisma dowodzi, że
w Gdańsku mieszkali nie tylko cnotliwi obywatele, ale że miasto miało
też swoją ciemną stronę. Na łamach
nie brakuje bowiem informacji o kradzieżach, rozbojach, oszustwach. Ich
dopełnieniem są opisy rzeczy utraconych w wyniku przestępstwa, wraz
z podaniem charakterystycznych cech
danego przedmiotu. Łupem złodziei
zazwyczaj padało wyposażenie domów – od wyrobów ze srebra po okienne zasłony.
Niekiedy dochodziło do przestępstw cokolwiek komicznych, bo jakże się nie uśmiechnąć, czytając o słudze, który okradł swego chlebodawcę
ze znacznej sumy pieniędzy, po czym
wsiadł w gdańskim porcie na statek
płynący w okolice dzisiejszej Gwatemali. Jednostka podobno nazywała
się… Fortuna.
Tytuły, pod jakimi ukazywała się gdańska gazeta ogłoszeniowa do czasu
zagarnięcia Gdańska przez Prusy:
1739–1742 „Danziger Erfahrungen” (Gdańskie Doświadczenia),
1743 „Wiedervereinigter Danziger Erfahrungen”
(Połączone Gdańskie Doświadczenia),
1744–1745 „Nützlicher Danziger Erfahrungen”
(Przydatne Gdańskie Doświadczenia),
1746–1748 „Zum gemeinen Nutzen eingerichteter Danziger Erfahrungen”
(Dla Wspólnych Korzyści Wyposażone Gdańskie Doświadczenia),
1749–1751
„Danziger Nachrichten, nebst gelehrten Anmerkungen allerey
nützlicher Dinge und Seltenheiten”
(Gdańskie Informacje wraz z Wszelkiego Rodzaju Przydatnymi
Rzeczami i Ciekawostkami),
1752–17540
„Danziger Nachrichten, Erfahrungen und Erläuterungen allerey
nützlicher Dinge und Seltenheiten”
(Gdańskie Informacje, Doświadczenia i Wyjaśnienia Wszelkiego
Rodzaju Przydatnych Rzeczy i Ciekawostek),
1758–1793 „Wöchentliche Danziger Anzeigen und dienliche Nachrichten”
(Tygodniowe Gdańskie Ogłoszenia i Istotne Wiadomości).
20
pomerania_maj_2012.indd 20
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:49
pomorskie historie
Kaszubski renegat?
Antoni Tatuliński był posłem na Sejm II RP (2. kadencji) wybranym w okręgu gdyńskim
z listy mniejszości niemieckiej. Z powodu polsko brzmiącego nazwiska, polskich przodków,
mieszkania w kaszubskim środowisku, biegłej znajomości języka polskiego i kaszubskiego
zarówno w polskich źródłach międzywojennych, jak i we współczesnych opracowaniach
historycznych jest nazywany „polskim renegatem” bądź „kaszubskim renegatem”.
B O G U S Ł AW B R E Z A
Urodził się 2 marca 1869 r. w Krotoszynie w powiecie lubawskim, jako
syn Bartłomieja i Katarzyny z d. Krajewskiej. Po ukończeniu seminarium
nauczycielskiego w Grudziądzu, od
1893 był nauczycielem i kierownikiem
szkoły powszechnej w Lini w powiecie wejherowskim. W tej miejscowości
miał też duże gospodarstwo rolne oraz
próbował prowadzić różnorodną działalność gospodarczą. W okresie zaboru
sprawował funkcję wójta. W międzywojennych sprawozdaniach władz
administracyjnych oraz policji zaznaczano, że przed powrotem Pomorza do
Polski w 1920 r. prowadził działania
„germanizacyjne”, chociaż nie precyzowano, na czym miały one polegać.
W międzywojniu był już emerytowanym nauczycielem, co może sugerować, że polskie władze obawiały
się jego negatywnego wpływu na
miejscowych uczniów i nie pozwoliły, by nadal pracował w szkolnictwie.
Stale też go podejrzewały o sprzyjanie
Niemcom, „germanofilizm”. Mimo to
udzielał się w kilku polskich organizacjach, szczególnie w Towarzystwie
Powstańców i Wojaków. Wchodził
w skład organów samorządowych na
poziomie gminnym i powiatowym.
Kiedy w roku 1928 został posłem reprezentującym mniejszość niemiecką, zablokowano jednak jego wniosek (i jego
syna) o wstąpienie do polskiego kółka
rolniczego, odbierając to jako próbę infiltracji i rozbicia polskiej organizacji
przez mniejszość niemiecką.
Osądy, plotki i podejrzenia
Z żoną Augustyną, z domu Szlas,
miał dwóch synów: Alfonsa i Artura.
Warto o tym wspomnieć, bo według
opinii policji częstym gościem Tatulińskich był znany pisarz i działacz
kaszubski Aleksander Labuda, który
w połowie lat dwudziestych ubiegłego
wieku (po ukończeniu kościerskiego
seminarium nauczycielskiego) został
zatrudniony w szkole w Lini. Dało to
powód do sformułowania ciekawego
policyjnego osądu stosunku mieszkańców tej wsi do Antoniego Tatuliń-
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 21
skiego i A. Labudy. Tego pierwszego
podobno nie lubiano, „ponieważ był
za czasów niemieckich germanizatorem”. Natomiast A. Labuda był „bardzo
poważany” i cieszył się sympatią całej
ludności, gdyż był „rodowitym Kaszubą, przejmującym się bardzo badaniem,
pochodzeniem itd. ludu kaszubskiego”.
Szczególne więzy miały łączyć
Labudę z Arturem Tatulińskim, mieli
współpracować ze sobą we władzach
polskich organizacji społecznych i...
wspólnie odwiedzać okoliczne karczmy. Wśród plotek o ich współdziałaniu była i taka, że z grupą innych osób
zamierzali zbrojnie doprowadzić do
włączenia do Polski znajdujących się
wówczas w granicach Niemiec „ziem
kaszubskich po Słupsk”. W tym celu
m.in. zabiegali o broń. Cała ta sprawa
wywołała zaniepokojenie polskich
instytucji, które łączyły ją m.in. z podejrzeniami wobec strony niemieckiej
o dążenie do stworzenia oddzielnego
państwa kaszubskiego i z przeciwstawianiem się ludności kaszubskiej
nowej władzy po zamachu majowym
z 1926 r. Na pewno współdziałanie
21
2012-05-02 10:36:49
pomorskie historie
nie tylko – na rzecz organizacji mniejszości niemieckiej i ich członków.
W kolejnych wyborach parlamentarnych z 1930 r. Tatuliński został aresztowany pod zarzutem uprawiania
„podstępnej” propagandy. Podejrzewano go też – prawdopodobnie zasadnie
– o działalność szpiegowską na rzecz
Niemiec. Nie wszczęto jednak wobec
niego postępowania, lecz przymuszono
go do rezygnacji z kariery politycznej
i opuszczenia Polski. Schronił się na terenie Wolnego Miasta Gdańska.
Labudy z Arturem Tatulińskim było
krótkotrwałe i omal – z nieznanych
do końca przyczyn – nie skończyło się
pojedynkiem. Wyraźnym potwierdzeniem rozdźwięków między nimi były
donosy Aleksandra Labudy na niedawnego współpracownika, w których
wykazywał jego podejrzane kontakty
z Niemcami z drugiej strony granicy,
liczącymi na wkroczenie wojsk niemieckich na Pomorze i ponowne włączenie go do Rzeszy.
Niemiecki poseł z polskiego sejmu
Kandydowanie Antoniego Tatulińskiego na posła z poparcia mniejszości niemieckiej wywołało prawdziwą
burzę. Właściwie w powszechnej, oficjalnej opinii polskiego (kaszubskiego)
społeczeństwa i polskich władz zostało
to odebrane jako synonim zdrady narodowej, zaprzedania się obcym. Prawie każdy jego wiec przedwyborczy
i inne przejawy agitacji spotykały się
z natychmiastową ripostą. Niektóre
22
pomerania_maj_2012.indd 22
z jego spotkań wyborczych musiano przerwać, zbyt dużo bowiem było
na nich zdeklarowanych przeciwników jego politycznej postawy. Mocno
piętnowano – rzeczywiste i urojone
– bezprawne i nieetyczne sposoby
pozyskiwania przez niego zwolenników, w tym przypadki ich wspierania
finansowego, częstowania wódką itp.
Policja odnotowywała wszystkie osoby narodowości polskiej (kaszubskiej),
o których się dowiedziała, że głosowały na „renegata”. Wśród publicznie
krytykujących postawę A. Tatulińskiego – co warto zaznaczyć – był też Stefan Dąbrowski z pobliskiego Wielkiego
Donimierza, pierwszy polski starosta
wejherowski z 1920 r., również poseł
na Sejm.
Jako niemiecki poseł z polskiego sejmu A. Tatuliński dał się mocno
we znaki polskim urzędnikom z terenu Kaszub, podejmując interwencje
w wielu sprawach lokalnych w licznych urzędach, szczególnie – chociaż
Okupacyjny wójt Lini
W czasie okupacji na stałe wrócił
do Lini. Nowe hitlerowskie władze
musiały mieć do niego zaufanie i były
pewne, że będzie realizował ich politykę, skoro powołały go ponownie na
stanowisko wójta tej wsi. W 1942 r.
wstąpił – jak podaje Czesław Brzoza,
autor jego krótkiego biogramu – do
NSDAP. W tym kontekście nie dziwi,
że historycy przyjmowali, że w 1945 r.,
tak jak inne osoby sprawujące w czasie okupacji urząd wójta na Kaszubach,
w obawie przed odpowiedzialnością za
współudział w nazistowskich zbrodniach zbiegł on do Niemiec. Podawano
jedynie różne informacje o tym, kiedy
w nich zmarł.
Otóż nie! Jeszcze co najmniej w roku 1948 był w Polsce i mieszkał w Lini.
Mimo swojej przeszłości był na tyle
mocno przekonany, że w niczym nie
uchybił Polsce i Polakom (Kaszubom),
że podjął walkę o prawo do pozostania
w naszym kraju wraz z całym swoim
majątkiem.
„Człowiek tutejszy”?
W roku 1948 toczyło się przeciwko
niemu postępowanie za działanie na
szkodę państwa polskiego i przynależność do faszystowskich organizacji. W jego trakcie złożył interesujące
zeznania. Według nich nigdy nie czuł
się Niemcem, lecz „człowiekiem tutejszym”. Zgodził się kandydować na posła z ramienia mniejszości niemieckiej
w tajnym porozumieniu ze S. Dąbrowskim, kandydatem z polskiej listy: „szło
nam o to, aby ułożyć stosunki między
ludnością polską a niemiecką na terenie powiatu morskiego w taki sposób,
by nie ucierpiała polska racja stanu”.
Mógł tak spokojnie mówić, gdyż zweryfikowanie jego wersji wydarzeń było
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:49
pomorskie historie
niemożliwe: Dąbrowski od trzech lat
nie żył. Z satysfakcją podnosił, że głosowali na niego nie tylko Niemcy, ale
też – i to według niego w większości
– Kaszubi, czyli uznali go za bardziej
swojego od wielu kandydatów z polskich list wyborczych. Ponadto podawał wiele przykładów pomocy, jakiej
jakoby udzielał Polakom (Kaszubom).
Wszystkie te informacje Antoniego
Tatulińskiego łatwo można by uznać
za celowe fałszowanie przeszłości, by
przedstawić siebie w korzystnym świetle przed polskimi organami ścigania.
Dlatego trzeba przywołać także inne
dane. W 1948 r. Tatuliński nadal był
obywatelem polskim, w przeciwieństwie do ogromnej większości Niemców
i osób narodowości polskiej, które nagannie zachowywały się w czasie okupacji. Innymi słowy, organy polskich
instytucji potwierdziły jego polskość
(kaszubskość?), a przez to i poprawne
zachowanie podczas okupacji. Więcej, udało mu się nawet doprowadzić
do sądowego zwolnienia spod zajęcia
swojego majątku (majątki Niemców
i osób, które podczas wojny odstąpiły
od polskiej narodowości, konfiskowano). Przedłożył też kilkanaście oświadczeń Kaszubów, że pomagał im podczas
okupacji. Ponadto autorzy opracowań
o okupacyjnych dziejach Kościoła katolickiego w powiecie wejherowskim
wspominają o hitlerowskim wójcie
Lini, który w przemyślny sposób uratował podczas wojny lińską plebanię
przed przeznaczeniem jej na służbowe
mieszkanie dla komendanta nazistowskiej żandarmerii. Mianowicie, doradził
miejscowemu proboszczowi, by rozlał
w niektórych pomieszczeniach gnojówkę. W ten sposób ówcześni decydenci
uznali, że budynek ten „nie nadaje się
do zamieszkania przez Niemca”.
„Drugie dno” ocen i sporów
Opisane przejawy działalności
A. Tatulińskiego pokazują, jak trudno o jednoznaczną ocenę postaw po-
szczególnych osób nie tylko w ekstremalnych sytuacjach, szczególnie na
mieszanym narodowościowo obszarze Kaszub. Jednocześnie przejrzane
przeze mnie dokumenty pośrednio
ukazują też „drugie dno” niektórych
powojennych sporów o właściwe zachowanie się danych ludzi podczas
okupacji hitlerowskiej. Można bowiem
odnieść wrażenie, że w toczącym się
postępowaniu Tatulińskiemu nie tyle
zależało na tym, by ochronić dobre
imię i móc pozostać w Polsce, ile na
tym, żeby zachować majątek w Lini,
który w wypadku przegranej podlegałby konfiskacie. Ale wśród osób, które
wykazywały jego antypolską, nieludzką wręcz postawę i podawały liczne
jej przykłady, zwraca uwagę pewna
zbieżność. Otóż wygląda na to, że jego
najwięksi krytycy byli też najbardziej
osobiście zainteresowani przejęciem
jego pozostającego w Polsce majątku.
No cóż. I niech mi ktoś powie, że
historia nie jest ciekawa i wciągająca!
-
zakupach bez wychodzenia z domu.
w godzinach od 9.00 do 15.00 pod adresem e-mail:
[email protected]
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 23
23
2012-05-02 10:36:50
kaszubskie rośliny
Swojskie nazwy
Bogactwo form geologicznych, obfitość jezior i cieków wodnych na Pojezierzu Kaszubskim
sprawiają, że szata roślinna na tym obszarze jest urozmaicona. Zachowanie się w naszej
krainie różnorodnych siedlisk umożliwiło przetrwanie wielu rzadkim gatunkom przyrodniczym, w tym reliktowym.
Dokładnej liczby występujących tu
roślin nie znamy, można jednak przyjąć,
że flora obejmuje około 1500 gatunków,
a nad samym Jarem Raduni koło Babiego Dołu jest ich prawie 550. W rejonie
kartuskim nagromadziło się, co rzadko
sobie uprzytamniamy, wiele gatunków
i zbiorowisk roślin o charakterze podgórsko-górskim, a jednocześnie nie ma
w nim roślin ciepłolubnych. Ta silna
indywidualność geobotaniczna sprawia, że okolice Kartuz są przyrodniczo
jednostką jakby samodzielną, wyraźnie
różniącą się od reszty Pomorza i oczywiście od obszaru Polski nizinnej.
Flora Pojezierza Kaszubskiego odznacza się wieloma swoistymi cechami,
co nie oznacza, że takie same rośliny nie
występują w innych regionach. Kilka
z nich nosi jednak nazwę związaną
z naszą ziemią, m.in. wyka kaszubska,
jaskier kaszubski i goździk zwany kartuzkiem. Na te rośliny często można się
natknąć na naszych łąkach i w lasach.
Zwięzły opis morfologiczny ułatwi
nam ich rozpoznanie. Mogą też stać się
ozdobą niejednego zielnika.
Wyka kaszubska
(Vicia cassubica L.)
Jaskier kaszubski
(Ranunculus cassubicus L.)
Goździk kartuzek
(Dianthus carthusianorum L.)
Roślina względnie ciepłolubna, będąca reliktem postglacjalnym. Osiąga wysokość od 20 do
40 cm, skąpoowłosiona lub naga. Liście nerkowato-okrągławe. Kwiaty mają 1,5–2,5 cm średnicy;
płatki są złocistożółte, zwykle bywa ich pięć.
Jaskier w wielu swoich odmianach jest odnotowany w słownictwie kaszubskim. Jaskier to:
maselnik, bolëòczë, jaskier żółty to gapinóżka,
polny – żôłtczi, rozłogowy – jastrownik albo
złocëńc.
Siedliskiem jaskra kaszubskiego są lasy
liściaste. W Bieszczadach Zachodnich rośnie nawet na wysokości 850 m n.p.m..
To roślina ozdobna. Została wprowadzona
do naukowej systematyki roślinnej w XVIII wieku dzięki badaniom Jana i Fryderyka, mnichów
kartuzów, którzy byli przyrodnikami. Kwiaty tej
ładnej rośliny skupione są w zbitych główkowatych wierzchołkach, cylindryczny kielich złożony
jest z pięciu purpurowych działek.
Siedliskiem goździka kartuzka są suche lasy
i łąki, piaski i skałki. Rośnie w Europie Środkowej
i Południowej oraz w Azji Mniejszej. Nieliczne
odmiany można spotkać w rejonie alpejskim,
do wysokości 2400 m n.p.m. Na Kaszubach jest
hodowany również w ogródkach.
Goździk ma w kaszubskim wiele określeń,
m.in. granôtka, grądëk, a goździk kartuzek to
krzoska.
J E R Z Y NAC E L
Została odkryta i nazwana w drugiej połowie siedemnastego wieku przez Jakuba Breyna,
wybitnego botanika gdańskiego, oraz opisana
przez niego „jako roślina rosnąca na słowiańskich
Kaszubach”. Jest to roślina o dość długiej łodydze
(około 60 cm), sztywna, przeważnie rozgałęziona, wzniesiona lub pnąca się. Liście wyrastają
dwurzędowo z łodygi, kwiatostany luźne, jednostronne. Kwiaty są zwisające, mają ok. 1,5 cm.
Korona purpurowo-fioletowa.
Siedliskami wyki kaszubskiej są suche
lasy liściaste i iglaste, zarośla, wzgórza, zbocza
i miejsca kamieniste. Rośnie w przeważającej
części niżu polskiego, także na Litwie, Wołyniu
i Kijowszczyźnie.
W Słowniku polsko-kaszubskim Jan Trepczyk podaje, że odmianę wyka pstra Kaszubi zwą
ptôszô wika, natomiast samej wyki kaszubskiej
nie odnotowuje. Bernard Sychta w swoim Słowniku gwar kaszubskich podaje, że na Zaborach do
westchnienia: Ach mój Boże, inni dopowiadają:
Co za zbòże, sama wika, eszcze dzika!
24
pomerania_maj_2012.indd 24
Rośliny te są opisane w Illustrierte Flora von Mittel Europa (Ilustrowana Flora Europy Środkowej), dziele,
które opracował Gustaw Hegi. Praca ta jest skarbnicą wiedzy o roślinach rosnących w tym obszarze Europy.
Korzystałem również z dość bogatej polskiej literatury botanicznej zgromadzonej w Zakładzie Botaniki Wydziału Farmaceutycznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:51
wòjnowi Kaszëbi
Swiat je ten sóm
Władisława Gòłąbk (z dodomù Prëczkòwskô) ùrodza sã sto lat temù w Stążkach, w swiónowsczi parafii. Pamiãtô dwie swiatowé wòjnë. Mô òsmë praprawnuków, wicy jak sztërdzescë prawnuków, a dwadzesce òsmë wnuków. I baro wiele wspòminków…
Dzysô ju baro mało lëdzy pamiãtô
pierszą swiatową wòjnã. Z czim sã
Wami parłãczi ten czas?
Mój tata szedł na wòjnã, jak jô miała
dwa lata. Tej jô wiãcy kòl starczi
Weroniczi bëła, w Bùczënie. A mój
brat béł dwie niedzele ùrodzony. Ten
niebòrôk leżôł doma, a mëma wszëtkò sama mùszała òbrabiac – i chléw,
i pòle, i doma, tej co to bëło. Tak to
minãło. Tata przëjéżdżôł czasã na ùrlop. Òn le patrzôł, na nas wòłôł, bò
– jak to na wòjnie – wszëtkò rozwleczoné bëło. Mëma miała mapã na stole i òna zdrza, gdze tata béł. Òni do se
piselë.
Czej tata przëszedł dodóm, tej jô mia
sétmë lat. Béł schòrowóny, bez włosów przëszedł. Czej òn hełm zdjął, tej
włosë razã z nim spadłë. Pò òfensywie,
jak òni z bitwë przëszlë, te hełmë bëłë
casné, włosë bëłë òdparzoné. Nodżi
bòlącé. Wiém, że mëma gò dërch dozéra, a òn béł mòcno chòri. Ale jakòs
przeżëlë. Tata wëzdrowiôł, bùdowôł,
w las jezdzył, kònia kùpił. Jô nie wiém,
jak òni to wszëtkò zrobilë, to bëło
cëdowné.
Co czëlë lëdze na Kaszëbach, czej
skùńczëła sã wòjna i zaczãłë sã
pòlsczé rządë?
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 25
Jak Pòlskô nasta, tej bëła ù nas wiôlgô
ùroczëstosc. W Swiónowie, kòle smãtôrza, w kaplëcë, béł wiôldżi wôłtôrz i procesjô jak Swiónowò dłudżé!
25
2012-05-02 10:36:52
wòjnowi Kaszëbi
blókł chùtuszkò i szedł do robòtë, żebë
to nie pòdpadło. Bò czejbë Miemcë gò
bëlë dostelë, tej bë gò zabilë.
A tej pò wòjnie më szlë dodóm na
òjczëznã chłopa, do Łebnia. Szesc
dzecy më ju mielë. Tu znôwù bëło
wszëtkò w ruderach, sama amùnicjô
na pòlu. Lëchò bëło, ale jakòs cëdowno më przeżëlë na tëch klóskach. Bò
Ruscë mielë wszëtkò zniszczoné, nie
bëło zôrna niżódnégò. Pózni bëło jesz
czwòro dzecy, razã dzesãc. Wszëtcë
mają rodzëznë, dwòje mie ùmarło terô.
Jedna bëła szkólną, a jeden béł szoférą,
za grańcã jezdzył.
Na II wòjną swiatową zacygniãti béł
Waji brat, Antoni.
Przë kółkù…
Mùzyka na trąbach, jô jem gôda wiersz.
Co to bëła za ùcecha, ò Miemcach ani
mòwë nie bëło. Tata z mëmą mòglë
tak biegle gadac pò miemieckù – pisac
i czëtac, ale nas nie naùczëlë, bò kòżdi
czekôł za Pòlską.
Wë jesce bëlë nôstarszô w familii,
tej gwës czas pò wòjnie béł dlô Was
baro robòcy?
To prôwda. A do te brat mój béł taczi
përznã chòrowiti, miôł tã anielską
chòrobã, to je krzëwica. Tej wszëtkò na
mie spôdało, to sztôkòwanié na te fórë,
a w stodole, wszãdze. Ale më so dôwelë
radã, më bëlë wiesołi. Tata ùcził mie
na fórã ùkładac snopë. Na pòczątkù
mùszôł wiedno przeżegnac. A terô te
traktorë chto żegnô? Jak òn szedł na
pòle z płôchtą żëto sôc, nôpierwi òn
ùklëkł i sã przeżegnôł na jimiã Bòsczé.
Brót chleba béł krajóny ze znakã krziża
i tak wszëtkò bëło robioné. A piechti
do kòscoła më szlë bez łączi, bez Głusëno, bótë w rãkã, a na bòsôka i më sã
òbloklë jaż kòle Swiónowa. A jô jesz
chòdzëła do procesji, to bëło téż cãżkò,
czasã dwa razë na dzéń w òktawã. To
béł ekstra niszpór, terô tegò ni ma. Bëła
reno procesja, na mszą téż, kòżdi dzéń
– tej jô tam biega. Mëma mie wszãdze
pòsłała, jô doch do kwiatów chòdzëła
i znôwù do propòrca. Nierôz mie zawiało, ale jô sã nie zwróca z tim propòrcã, chòc to doch bëło cãżczé.
26
pomerania_maj_2012.indd 26
Lëdze na Kaszëbach przeżiwelë téż
cud nad Wisłą?
Jô ò tim ze wzrëszenim mùszã gadac.
Chłopi jesz bëlë na wòjnach, a ti młodszi knôpi, co ùroslë, szlë òchòtniczo do
wòjska, żebë tã Pòlską òdbic. Mój wùja
Aùgùstin Maszota miôł setmënôsce lat,
òn béł z nima. I òni wszëtcë bëlë taczi
zniechãcony, skapitulowóny. A ksądz
Jignacy Skòrupka pòdniósł krziż w rãkã
i rzekł: Chłopacy, idziemy, zwyciężymy!
I szedł na przódk. Przëszła seria strzélów
z karabinów nieprzëjôcela i òn z miejsca
pôdł trupã. A ta gôrstka żôłnérzów widzała tegò zabitégò ksãdza i dostelë taczi
òtuchë, że szlë na całégò. I dobëlë.
Òb czas II swiatowi wòjnë jesce ju
bëlë pò żeńbie.
Jo. Razã z chłopã më wëcygnãlë w 1939
rokù w łżëkwiace na szarwark do Kłosówka kòl Przedkòwa. Tam béł taczi
miészi majątk. A ju w zélnikù mój
chłop szedł na grańcã. Za Sëlëczëno òn
béł zacygniony, bò to ju taczé szemrë
bëłë ò ti wòjnie.
Pierszégò séwnika sã zaczãło. Tej òni
jakòs do Kartuz przëszlë, mój na kòle
przëjachôł. Tam béł miemiecczi kòscół sw. Kazmiérza. Miemcë sobie mielë
ùszëkòwóny w górze strzélbë. I stąd
òni strzélelë w pòlsczé wòjskò. A mòjégò chłopa nie trafilë. W nocë òn
przëjachôł dodóm do Kłosówka. Sã ze-
Òn béł knôp młodi, czej wòjna wëbùchła
i mëslôł, że òn nie pùdze nigdë. Në,
a przëszedł 43. rok i gò wzãlë. Òn do
nas, do Kłosówka, lëstë pisôł. Jô jich nie
mògła czëtac, jô zarô płakała. Michôł,
mój kùzyna, prawie ù nas béł, tej mie
przeczëtôł. Tam na kùńcu Antoni pisôł:
Kiedy umrę, kiedy skonam, kiedy już nie
będzie mnie, niech ten liścik ci przypomni, że był ktoś, kto kochał cię. Tej òn jesz
tim mòjim dzecóm różańce przësłôł do
kòmónii. Jak òn przëjachôł z Włochów
na ùrlop dodóm, pò tim jak béł reniony, tej òn òstôł ù nas w Kłosówkù.
Më gôdelë: nie jidz nazôd, bò Ruscë ju
wchòdzą. Tej òn òstôł i mùndur schòwôł.
Tak Antoni tã wòjnã przeżił. Òn wiele
ùcerpiôł, tak na nodżi chòri dërch béł.
Jak dzysô zdrzice na swiat, jakò
człowiek stalatny? To je wëjątkòwô
sprawa.
Jô nie bëła mòcnô, leno słabô, a jesz
môłégò rostu. Jô nie wiém, jak jô to
wszëtkò przetrzima, a wszëtkò robiła rãkama. Jem sã narobiła, a terô to
doch nie je żódnô robòta. Kòżdi dzéń
jô robia pranié, a kòżdi tidzéń wiôldżé
pranié – riwką abò rãkama! Bùdink sã
téż rozwôlôł, jô lepiała z glënë. To le
bëłë dwie jizbë. Ale doch jakòs to bëło
i wesoło bëło. Terô swiat je ten sóm, ale
lëdze sã zmienilë.
Gôdôł Eugeniusz Prëczkòwsczi
Òdjimczi ze s. 25: 1. Władisława w 1923 r.; 2. W Kłosówkù
ze swòją familią; 3. Òb czas zdënkù; 4. Nad grobã bracynë
w Swiónowie.
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:52
Òrmùzdowô Skra 2011
Nie sygnie sedzec doma...
„Takiego spokoju, jaki tu kiedyś był, nigdy już nie będzie” – napisôł jeden z jinternautów na
starnie www.expresskaszubski.pl. I baro dobrze. Më prawie chcemë òbùdzëc naszã wies – klarëje Zyta Górnô, przédniczka Stowôrë Białków Zgòrzałégò, jakô òsta Òrmùzdową Skrą 2011.
DA R I U S Z M A J KÒ W S C Z I
Nié leno zôbawa
Zgòrzałé, małô wies w gminie
Stãżëca, jesz niedôwno niczim nie
apartniła sã òd jinszich kaszëbsczich
môlëznów. Równak w 2007 rokù zdarzëło sã tuwò cos, co jã wëprzédniło
i wies mia trafioné do gazétów, radia,
telewizji… Pòwstała stowôra białków,
chtërne rozmiałë i chcałë wespół robic
cos dobrégò.
Wastnô Zyta na zôczątkù ni mia
w iôld żich pla nów. Mësla ła leno
ò tim, żebë w plac Kòła Wiejsczich
Gòspòdëniów, jaczé ju òd wiele lat nie
dzejało, założëc karno, w chtërnym
sąsôdczi tej-sej sã pòtkają, ùpieczą
kùchë, pògôdają. Felowało nama tak
czegòs. Mieszkómë w jedny wsë, znajemë sã, to dlôcze nie zrobic cos razã? Kùli
czasu mòżna sedzec doma? – wspò-
minô Mariô Parackô, chtërny – jistno ja k pôrã nôsce jinym niastóm
ze Zgòrzałégò – ùwidzała sã ùdba
pòwòłaniô stowôrë. Przez piãc lat, jaczé
minãłë òd te czasu, jedne nôlëżniczczi
òdchôdałë, pòjôwiałë sã nowé. Dzysô
òkróm môlowëch są téż jiné białczi,
nié leno z òkòlégò, ale téż np. z Gduńska. W leżący krótkò Stãżëcë mieszkô
Béjata Kąkòl, chtërna próbòwała jistną òrganizacjã zakłôdac w swòji wsë,
ale nie nalazła chãtnëch. W Zgòrzałim
wszetkò je jinaczi. Tuwò lëdze rozmieją sã
zrzeszëc. A Stowôra to dlô naju nié leno
zôbawa, ale i ùdba na żëcé, na rozwij najich zajinteresowaniów i spòsobnosców –
pòdczorchiwô wastnô Béjata.
Tak to szmakało
Białczi spòtikają sã rôz na miesąc.
Pijącë kôwkã, prawią ò rozmajitëch
nowiznach, wëmieniwają sã receptama
na bëlné jestkù. Mëslą téż nad tim, co
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 27
jesz zrobic, dze pòjachac i jak sã zaprezentowac, żebë lëdze doznelë sã czegòs
wicy ò Kaszëbach, ò Zgòrzałim. Rok
w rok jesmë na wnetka 30 jimprezach.
Nôwôżniészé z nich to wiedno Zjôzd Kaszëbów, Truskawkobranie na Złoti Górze
i Dzéń Jednotë Kaszëbów. Òb lato tak pò
prôwdze jedzemë gdzes w kòżdą sobòtã
i niedzelã – gôdô Zyta Górnô.
Wëjéżdżają nié leno na Kaszëbë.
Mają za sobą ju rozmajité rozegracje w Zakòpónym, Warszawie czë
Pòznaniu. Wszãdze òblokłé w kaszëbsczé ruchna prezentëją wësziwk,
òbrazë i przédno regionalną kùchniã.
To prawie dzãka ti òstatny białczi ze
Zgòrzałégò są tak wôżnym dzélã wiele jimprezów, że lëdze przëjeżdżiwają
w pierszim dzélu dlô jich młodzowëch
kùchów, plińców, chleba ze szmôłtã
i rozmajitëch wërobinów z kaszëbsczi
malënë. Wszëtkò to robią na spòdlim
receptów swòjich mëmków i starków.
27
2012-05-02 10:36:52
Òrmùzdowô Skra 2011
Sparłãczoné Zgòrzałé
Nimò ta k wiele wëjazdów nié
blós na Kaszëbë, Stowôra pamiãtô téż
ò swòji wsë. Tak prôwdã gôdającë, to
prawie tuwò białczi robią nôwikszi ferment, je wiedzec: pòzytiwny. Pòmôgają
w òrganizacji zôbawów i wôżnëch
ùroczëznów, rëchtëją wëstôwczi, rôczą
kaszëbsczé kapele. Wespółdzejałë przë
òtemkniãcym w Zgòrzałim szasëji Lecha Wałãsë, na jaczé przëjachôł wasta prezydent z białką. Przëszëkòwałë
téż Kònkùrs Jastrowi Jôdë, Sobótczi.
W remize przërëchtowałë prezentacjã
wësziwkù, genealogicznëch drzéw...
Nick tej dzywnégò, że Zgòrzałé je
bùszné ze swòjich białków i pòmôgô
jima, jak le sã dô. Béjata Kąkòl wspòminô pòrëszenié z leżnoscë niłońsczi
sobótkòwi jimprezë. Lëdze pòdchôdalë
do naju i bédowelë pòmòc jeden przez
drëdżégò. Jô móm kléj, jô gòzdze, jô kabel… W czim mògã wama pòmòc? To bëło
nadzwëkòwé. Całô wies przëszła, żebë cos
zrobic i pózni całô wies sã razã bawiła. To
sã nazéwô prôwdzëwô jintegracjô!
Na Sobótkach béł téż wójt Stãżëcë
Tomôsz Brzoskòwsczi, chtëren je rôd,
że w gminie dzejô takô stowôra. Fùl
zala, kòl 160 lëdzy, czekawi program òd
zôczątkù do kùńca. Jaż sã chcało płakac,
że ju czas wëchadac dodóm – òpisywô
swòje wrażenia wójt. Robòtã białków
doceniwają téż letnicë, jaczich wkół
28
pomerania_maj_2012.indd 28
Zgòrzałégò òd lat nie felëje. Przëchòdzą
pòmagac, wiele razy dadzą jaczégòs
dëtka, żebë ùdało sã cos zòrganizowac.
Chcą, żebë w Zgòrzałim cos sã dzejało,
òsoblëwie òb lato.
To, że wszëtcë wkół gôdają dobrze
ò Stowôrze, pòmôgô w ùdostôwanim
nowëch nôlëżniczków. Ana Las na
zôczątkù nie chcała sã zapisac. Jem
miała môłé dzecë i jô nie wiedzała, czë
wôrt i czë dóm so radã – wspòminô
wastnô Ana. Ale terô ju ni ma watplëwòtów, przekònałë jã mëmka i cotka, chtërne w Stowôrze są wnetka òd
zôczątkù. Razem z nią, w pòtkaniach
i wëjazdach bierze ùdzél ji córka,
8-latnô Daria, jakô ju terô głosno
gôdô, że chcałabë òstac fùlprawną
nôlëżniczką. Ò przińdnotã tej nicht sã
nie jiscy.
Co na to chłopi?
Zyta Górnô je gwës, że jich karnu
dobrze żëczi całi chłopsczi dzél Zgòrzałégò. Wspòminô, że na zôczątkù
ògniarze përznã zdrzelë na nie jak na
kònkùrencjã, ale chùtkò sã ùdało dogadac. A co ò tim wszëtczim mëslą chłopi białków ze Stowôrë? Jeżdżą z nama,
pòmôgają w rëchtowanim najégò stojiszcza, szëkùją binã, rozstôwiają celtë. A jeżlë
òstôwają doma, to bëlno sã bawią w swòjim
towarzëstwie – gôdają nôlëżniczczi karna.
Na dodôwk niejedny chłopi są dbë,
że dzãka Stowôrze jich białczi stôwają sã bëlniészé. Wëjachała na tôrdżi do
Pòznania, a wrócyła nié do pòznaniô.
Lepszô – gôdô slëbnik wastnë Zytë.
Òdjimczi pòchôdają ze zbiérów
Stowôrë Białków Zgòrzałégò.
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:53
Katedra w Jiżewskù. Òdj. Richard Bartz (www.commons.wikimedia.com)
Prôwdzëwim hitã òstatnëch lat stałë sã naléwczi z malënów. Jak gôdô Mariô Parackô, zrobienié taczégò wëpitkù
nie je drãdżé. Malënë (ale je wiedzec, że
te naje – kaszëbsczé, a nié warszawsczé
abò chińsczé) zaléwómë bëlną wielëną
cëkru, czekómë 10 dniów, dzéń w dzéń
reno i wieczór mieszómë, a czedë ju sã
wëklarëje, zaléwómë szpirtusã.
Òb czas òstatnëch lat Stowôra
zrobiła sã wiele wikszô. Białczi wcyg
òdkrëwają cos nowégò. Òsoblëwie, żlë
jidze ò zjestkù. A skądka ùdbë? Tej-sej
chtos z mieszkańców wsë nadczidnie
ò jaczims jedzenim, jaczé rëchtowa
mù jegò mëmka abò starka. Wnenczas
białczi zaczinają szëkac za receptą,
żebë pózni wëpróbòwac jã w kùchni.
Tak bëło chòcle z nadżima klóskama.
Ekspertã, chtëren òceniwôł szmakã
jôdë, bëła starka wastnë przédniczki
Władisława Górnô. Próbòwa, doradza,
jaż kù reszce rzekła: Dobré. Jo, tak to
szmakało.
môłé nôrodë
ÙDMÙRCKÔ
RÓ M A N D R Z É Ż DŻÓ N
Katedra w Jiżewskù. Òdj. Richard Bartz (www.commons.wikimedia.com)
BIÔTKA Ò JÃZËK
Ùdmùrcjô – krëjamnô pòzwa krëjamnégò kraju leżącégò na zberkù Eùropë.
Hen, dalek w Rusëji. Z kaszëbsczégò pòzdrzatkù je to môl zatacony dzes na
kùńcu swiata. Mògą nen krôj a lëdze tam żëjący bëc czekawi dlô Kaszëbów?
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 29
29
2012-05-02 10:36:54
môłé nôrodë
Mirela
Na zôczątkù strëmiannika 2012
rokù na mòją mejlową kastkã przëszło
wiadło z prosbą ò wëfùlowanié 10-minutowi anketë tikający sã kaszëbsczi
gôdczi. Në jo, pòstãpnô sztudérka, co
chce mie badérowac – ùsmiéwając sã
do se, pòmëslôł jem, zdrzącë na témã
mejla. Równak jegò zamkłosc òkôzała
sã baro zajimającô…
Aùtorka lëstu, Mirela Mazur, ùrodza
sã w Gdinie. Pò skùńczenim liceùm
wërézowała sztudérowac do Szpanëji.
Bez trzë lata ùcza sã na wëdzélu dolmaczënków grenadzczégò ùniwersytetu.
Na slédny rok sztudiów ùdbała so wëjachac na wëmianã do Rusëji. Chca tam
„doszlifòwac” rusczi jãzëk.
Ùdmùrcjã wëbrała bez przëtrôfk. Na
Państwòwim Ùniwersytece w Jiżewskù –
stolëcë repùbliczi, pòznała Pòlôcha, Piotra
Pałgana. Òd niegò dowiedza sã ò sytuacji
tamecznégò, òd tësąclat żëjącégò na ti zemi,
lëdu Ùdmùrtów. „Ekspresowò” zaczã sã
ùczëc ùdmùrsczi gôdczi. Ùczba jidze ji dosc
drãgò, kò je to jãzëk z ùgrofińsczi familie
(słëchają do ni m.jin. wãgersczi, estońsczi
czë fińsczi). Je òn niepòdóbny do wszëtczich tëch, jaczich sã donëchczas ùczëła.
Chòc dlô znającégò pòlską gôdkã wëmòwa
zwãków nie je problemã, ale ne przëpôdczi, jaczich je 15, na czësto jinszô bùdacëjô
zdaniów… Kò nawetka taczé prosté słowò
„nié” w ùdmùrsczim mòże wërażëc na 10
ôrtów.
Pòznôwając jãzëk a kùlturã Ùdmùrtów, Mirela przëbôczëła so ò swò-jim
kaszëbsczim pòchôdanim. Tu jem zrozmia, że taczi môłi jãzëk to skôrb i mùsz
je ò niegò biôtkòwac – napisa w jednym
z mejlów.
Badérëjąc dwajãzëkòwòsc Ùdmùrtów, wëmëszla so pòrównac jã do warënków, jaczé są na Kaszëbach. Chòc
ne dwa môłé nôrodë dzelą tësące kilométrów, słëchają do jinszich kùlturów,
równak, òsoblëwie żlë jidze ò jãzëkòwą
sytuacjã, baro za sobą szlachùją.
Jãzëk jednëch a drëdżich dżinie
w mòrzu państwòwégò, òficjalnégò
jãzëka. Ùdmùrcë niechają swòji gôdczi
na rzecz rusczi mòwë. Wiele młodëch
lëdzy sromô sã gadac „pò swòjémù”, bò
to je „wiocha”, wstid. Starszi nie gôdają do dzecy w jãzëkù starków, „żebë ni
miałë problemù w szkòle”, a lżi bëło
jima zrobic karierã.
Do te jesz mòże dodac słowama Mirelë: Ùdmùrsczi je czëc przede wszëtczim
30
pomerania_maj_2012.indd 30
Ùdmùrcczi w lëdowëch ruchnach.
na wsach, w Jiżewskù baro rzôdkò mòże
ùczëc nen jãzëk na szasëji.
Nie je to jistno jak na Kaszëbach?
We Gduńskù, Gdinie, Kòscérznie?
Nôrodnëch szkòłów, w jaczich ùczi
sã pò ùdmùrskù i ùdmùrsczégò, je mni
jak 300. Wikszosc na wsach. W Jiżewskù
dzejô blós jedna. Władze repùbliczi zamëkają te szkòłë. Tłomaczą sã tim, że
starszi chcą, żebë jich dzecë bëłë ùczoné
pò ruskù. Równak przëczëna je gwës
jinô. Prezydeńt kraju Aleksander Wołkow jak téż premiéra Jurij Pietkiewicz są
Ruskama, jaczi zamieszkalë w Ùdmùrcje
w 70. latach. Nijak nie zanôlégô jima na
rozwiju kùlturë ë jãzëka Ùdmùrtów.
Pioter
Pioter Pałgan je lektorã pòlsczégò
jãzëka na Państwòwim Ùniwersytece
w Jiżewskù. Jak pisze na swòji jinternetowi starnie, pòznôwając Ùdmùrcjã,
jinaczi wzérô na dążeniô do òcaleniô
môłëch jãzëków w Pòlsce – szląsczégò
i kaszëbsczégò.
Mirela òb czas wizytë w dodomù
kùpia ksążkã z kaszëbsczima legeńdama w òriginalnym jãzëkù a z pòlsczim dolmaczënkã. Naji sztudérzë
mielë nawetka jedną lekcjã ò kaszëbsczim, pòznelë himn, spiéwóny alfabét
– chwôli sã Mirela. Mòże w przińdnoscë
jaczi pakt drëszbë kaszëbskò-ùdmùrsczi?
– rozmëszlô.
Pioter aktiwno wspiérô nôrodny
rëch Ùdmùrtów. Béł m.jin. produceńtã
filmù, trzecégò w historëji, w ùdmùrsczi
gôdce. Romanticznô kòmédiô pt. „Uzy-bory” nakrãconô w 2010 rokù pòwstała
dzãka dëtkóm a technicznémù wspiarcu drëchów Ùdmùrtów z Pòlsczi.
Òperatorama ë mòntażistama bëlë pòlsczi sztudérzë z filmòwëch szkòłów.
Òbrôz spòtkôł sã z wiôldżim zajinteresowanim ë wdzãcznotą nôrodu. Pò premierze bëło wiele głosów òd lëdzy, jaczi
gôdelë, że dopiérze bez nen film òprzestelë
sã sromac swòjégò jãzëka ë ùwierzëlë
w jegò przińdnotã. Film òstôł przetłomaczony na estońsczi, francësczi, szpańsczi ë rusczi. Mòże gò nalezc w serwisu
Youtube.
Na jiżewsczim ùniwersytece je wëdzél ùdmùrsczi filologie. Młodi lëdze
mògą zrobic szpecjalizacjã dolmacza
fińsczégò ë wãgersczégò jãzëka. Bez
to mają leżnosc wëjachaniô w swiat.
Wiele z nich dopiérze czedë wrôcô zeza
grańcë, aktiwno włącziwô sã w òrganizacjã ùdmùrsczégò kùlturalnégò ë spòleznowégò żëcô.
Młodi dzejają w lëdowëch karnach
piesnie ë tuńca zwónëch ansamble,
zakłôdają pismiona, piszą wiérztë,
wëdôwają kòmiksë a ùsôdzają rozmajité
starnë w jinternece. W sécë mòże nalezc corôz wicy blogów pò ùdmùrckù.
Midzë jinszima z jinicjatiwë sztudérë
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:54
môłé nôrodë
jinfòrmaticzi Romy Romanowa òstôł
przetłomaczony pòpùlarny w Rusëji
spòleznowi pòrtal W kòntakce (Facebook).
Pioter ùdbôł so rozkòscérzac wiédzã ò nym czekawim kraju wëstrzód
swòjich rodôków. Temù razã z drëchã
założił starnã udmurcja.pl, na jaczi
mòże nalezc rozmajité wiadła ò historëji, kùlturze a przede wszëtczim jãzëkù Ùdmùrtów.
Nowim a nad`zwëk czekawim zjawiszczã są etnodiskòteczi Ùdmùrt Party, na chtërnëch DJ-e miksëją tradicëjné ùdmùrsczé piesnie z nowòmódną
mùzyką. Są òne baro pòpùlarné westrzód ùdmùrsczi młodzëznë. Kòl tegò
pòkazywają ji, że je to jãzëk wôrtny zachòwaniô a nie je nót sã jegò sromac.
Kò pewno terôzka nôczãscy na
etnodiskòtekach młodi mdą sã bawilë
w ritm eurowizyjny frantówczi pt. Pòj
tu i tuńcuj (znóny pòd anielską pòzwą
Party for Everybody) spiéwóny bez starëszczi z Bùranowa.
Babùszczi
Ò Ùdmùrcje mało chto na Kaszëbach ë w Pòlsce czuł. Dopiérze czedë w rusczich eliminacjach do Eurowizje 2012 dobëłë Babùszczi – karno
emeritków z môłi wsë Bùranowò (ùdm.
Brangurt), kąsk rzekła ò nym kraju
pòlskô telewizjô.
Bëła to téma dnia, kò w rozmajitëch
wiadłach ò bùranowsczich Babùszkach
gôdało sã jakno ò czims òsoblëwim.
Głosno ò nëch zrobiło sã téż w jinternece. Kò dzyw brôł jinternaùtów, że
ne chwatczé a wiesołé starëszczi swòją
mùzyką dobëłë nad profesjonalnyma a znónyma w Rusëji spiéwôkama, taczima jak Dima Biłan czë Juliô
Wòłkòwô z karna Tatu. Słëchińców
nié le wiek dzëwòwôł, ale téż nieznóny jãzëk piesnie. Refren pò anielskù to
bëło pewné, ale zwrotczi? Tec rusczi to
nie je.
Pateńt na dobëcé béł prosti – sparłãczenié ùdmùrsczi piosenczi z refrenã
pò anielskù. Do te skòcznô mùzyka,
nôtërnosc, mòc a szczëri ùsmiéch Babùszków… ë Rusëjô bez SMS-ë wëbrała je na swòje reprezentantczi. Dlô Ùdmùrtów je to wiôldżé achtnienié.
Wëstãp Babùszków jidze nalezc
w jinternece chòcbë na Youtube. Mòże téż zazdrzec do bloga prowadzonégò bez Mirelã Mazur, w jaczim są
wpisë pò szpańskù, pòlskù a ruskù
(fotoudmurtia.blogspot.com).
Za zarobioné dëtczi białczi chcą
òdbùdowac cerczew we wsë. Dopiérze
jeżdżą pò Rusëji a Europie z wëstãpama, temù na gwës jima sã to ùdô.
Finał kònkùrsu mdze w maju w Bakù
– stolëcë Azerbejdżanu.
Kò mòże Babùszczi pòkôżą tima, co
mają jãzëk swòjich òjców w zgardze, że
kaszëbsczi… wëbaczëta, ùdmùrsczi, nie
je le mòwą z „wiochë”.
Tekst òstôł napisóny przë wespółrobòce Mirelë Mazur ë Piotra Pałgana. Òdjimczi ze zbierów M. Mazur.
ÙDMÙRCJÔ
Repùblika Ùdmùrckô je związkòwim krajã Rusczi Federacje. Leżi w eùropejsczim dzélu Rusëji. Wiôlgòscą repùblika
szlachùje za Estonią. Je pòzywónô Krajã Zdrzódłów – tam bierzą swój pòczątk dwie wiôldżé rzéczi: Kama i Wiatka.
Króm tegò je tam wiele rzéków, rzéczków a strëgów.
całé żëcé w lasu
Krôjòbrôz je pòwałowóny. Grzëpisati. Nôwëższi szczit mô 332 m.
Stolëcą repùbliczi je Jiżewsk, w jaczim mieszkô 660 tësący lëdzy, z tegò 30 proceńt to Ùdmùrcë. Nen gard je ceńtrum
rusczégò zbrojeniowégò przemësłu. Tu midzë jinszima robioné są karabinë Kałasznikòw.
W repùblice mieszkô wicy jak 1,5 mëlióna lëdzy. Wedle spisënkù z 2002 rokù rodnëch mieszkańców, Ùdmùrtów, je
460 tësący, co dôwô 29% lëdzy. W 1929 rokù bëło jich 52% lëdztwa. Króm nich nôwicy je Rusków a Tatarów.
Ùrzãdowima jãzëkama są rusczi a ùdmùrsczi. Ùdmùrsczi jãzëk z ùgrofińsczi familie zapisowóny je cyrilicą
z dodôwkòwima znakama. Gramatika negò
jãzëka òstała òpracowónô w XVIII stalatim.
W XIX stalatim Ùdmùrtóm òstało narzëconé
prawòsławié. Bez tak pózdną christianizacjã
nie zadżinãłë do nédżi animisticzné wierzenia i prakticzi. Wcyg żëwi je kùlt przódków
ë pògańsczich bògów.
Ùdmùrcë są niższégò rostu jak Słowianowie,
mają krągłé twarze ë szerok òsadzoné òczë.
Są baro skrómny a kùlturalny. Chłopi są
mùczkama. Widzec je kòl nich gòspòdarnosc
ë znóny są z gòscënnoscë.
ÙDMÙRCJÔ
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 31
31
2012-05-02 10:36:54
mëslë plestë
To cã mùszi dobòlec...
A N A G L I S Z C Z Ë Ń S KÔ
Młodi stôrëch nie słëchają. Tak
bëło, je i bãdze ju na wieczi wieków.
Ale jakbë tak jima pôrã razy wëklarowôł, że to słëchanié czasã nawetka
„dëtkòwò” lónëje i fëjn miesãczny zestôwk przed òczama pòkôzôł, tej bë
mòże i jinaczi na to wezdrzelë, a sã
kąsk przed pòstãpnym pieniãdzy na
darmò wëwôlenim namëslëlë. Telewizjô i te wszëtczé reklamë mają młodim czëstą seczkã z mùsków zrobioné.
Tej ni ma co sã dzewòwac, że òni we
wszëtkò, co ti piãkny i wiedno młodi
tam trzeszczą, wierzą.
Zaczął sã zymkòwi czas. Razã z nim
zôs òd nowa czas gripów (rozmajitëch zortów, bò tec – pòdług reklamów – wszëtkò, bez co z cebie górą
i dołã wczorajszé jestkù a dzysészé
picé wëchôdô, gwësno je gripą), anginów, sznëpów i klatów wëpôdaniô. Jô
wnetka nie brëkùjã z dodomù wëlezc
i bez òkno zdrzec, żebë wiedzec, że je
kąsk pò abò kąsk przed zëmą. Sygnie
le zdrzélnik na sztërk włączëc... I tej to
sã zaczinô. Të ju nie wiész, czë klatów
wëpôdanié czasã przë piąti reklamie
witaminowëch cëd-preparatów narôz
samò sã nie zaczãło, a paznokców łómanié mòckò zastónôwiający przë
ti dzesąti sã stało. To gwësno jaczi
chòróbskò je wëlãgniãti! Młodi człowiek natëchstopach sadzy do nôblëższi
aptéczi, cobë za wszëtczé donëchczas
òbôczoné i przeczëtóné reklamë bëlno zapłacëc. I tak to sã wszëtkò krący
do czasu, jak to gò przë tim płacenim
w aptéczny kasë richtich dobòli. Tej òn
dopiérze zaczinô ùżiwac łepa.
Mie taczi aptékòwi ból zlokalizowóny gdzes w òkòlim miészka
doscygnął ju czile razy. Mie sã zdôwało, że pò pëlach na głowã – tëch jinteligeńtnëch, co to rozmieją wëszëkac a zabic przëczënã bólu – to samò przeńdze. I przechòdzëło. Do pò32
pomerania_maj_2012.indd 32
stãpnégò razu w aptéce. Ból béł corôz òstrzészi i òsoblëwie òd nowégò
rokù nie dôwało sã z nim żëc. Cëż je
lóz? Doch w latach jô nie jem jesz tak
pòsëniãtô, a do emeriturë móm wiãcy,
jak donëchczas chòdzã pò tim swiece. I wierã te wszëtczé aptékòwé cëda
miałë dopòmòc. Jaż jednégò wieczora mie sã przëbôczëło, co mie mëma
wiedno gôdała, jak jô sã z ji spòsobów
na rozmajité chòroscë smiała: „Jak to
cã dobòli, tej të przińdzesz!” Tak téż
bëło. Jô pòszła.
Aptékòwi ból chùtkò przeszedł,
klatë téż jakbë cëdowną miksturą
za cãżczé dëtczi wësmarowóné, òprzestałë wëpôdac... Leno chłop ja kòs
dzywno na miã zdrzi i w pańsczi jizbie
przë zdrzélnikù, nibë bez przëpôdk,
corôz czãscy ùsniwô i sã nawetka
nad renã do mie do wëra nie karëje.
Czemù? Nié, nié, jinszi òn so nie nalôzł (tak mie sã przënômni wëdôwô).
Òn wierã ni mòże strzëmac... Bò jô
terô żëjã kąsk jinaczi. Jak przëchôdô
wieczór, tej jô nôprzód smarëjã mòje
pò całim dniu bòlącé gnôtë babską
mascą (to je szmôłt z gãsë). Jak mie
kąsk zaczinô pòbòlëwac gardło (to sã
dosc czãsto trôfiô, bò jô robiã z dzecama i czasã rëknąc mùszã), tej zôs
smarëjã tą mascą i dôwóm jesz na to
òwczé stréfle bez całi tidzéń prãdzy na
szpérach noszoné. Na włosë nôprzód
kładzã pòtartą czôrną rzepã (smród
je baro òsoblewi, ale czegò sã nie robi
dlô pësznotë), pózni rozbijóm jesz dwa
kùrzé jaja i wklepiã to w klatë, miech
na łep i tak sedzã jaczis czas. Na kaszel plecë jesz szpritã trza natrzéc,
taskã mléka z czosnkã i miodã wëpic,
do te dwie łëżczi sokù z cebùlë i...
mòżna jic spac. Reno jem czësto frësz
i piãc lat młodszô. A jakbë chtos czedës miôł jiwer z brzëchã pò wieczerzë
ù sąsada a za preparatama na zascygnienié – dosc terô drodżima – nie
chcôł latac, tej téż móm radã. Miast
gazówków a elektricznëch platów
do jestkù warzeniô kùpic so maszina i pôlec w ni drewnã. Pózni z tëch
ùkòcelonëch grôpków szôdz fëjn sczechlac i prosto do gãbë ladowac. Chilawica zarô sã skùńczi. I to za darmôka.
Projekt dofinansowany przez
Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:55
kaszëbsczi dlô wszëtczich
ÙCZBA 11
W GÒSPÒDZE
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH
Przëbôczenié (przypomnienie):
Ksążka to pò pòlskù książka. Czëtac znaczi czytać.
Òpòwiedzë ò swòji ùlubiony ksążce, np. Jô baro lubiã roman Juliusza Verne’a Tajemnicza wyspa …
Gòspòda/karczma/restauracjô to pò pòlskù gospoda, restauracja. Jesc to pò pòlskù jeść. Jedzenié, jestkù abò zjestkù to
jedzenie. Szmaka to smak. Smaczné to smaczne, pyszne. Bòże przeżegnôj to smacznego.
Cwiczënk 1
Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk.
Wëzwëskôj do te kaszëbskò-pòlsczi słowôrz.
(Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język
polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski).
W gòspòdze
‒ Witóm, tu je jôdnô kôrta.
‒ Bóg zapłac. Rzeczëta, co wa dzysô bédëjeta?
‒ Chcece wë zjesc dwa dania?
‒ Jo.
‒ Na pierszé mómë zupã z kùrë, tomatowô, gùrkòwô, ajntop abò nic.
‒ Nic?
‒ To je takô miodnô zupa. Baro dobrô.
‒ Eeee… Mëszlã, że na pierszé nic nie weznã.
‒ Na drëdżé bédëjã bùlwë sztãpóné z kwasnym mlékã, piekłé
jaja z bùlwama, plińce, pùlczi ze sledzama, piekłą bańtkã…
‒ Eeeee… Taczé zjestkù jô móm na codzéń. Ni môta czegò
dlô chłopa?
‒ Szmórowóné swinié miãso, bùlwë z zósã a salôtka z riwòwóny marchwi. Mòże bëc?
‒ Jo, ale bùlwów skòpicą.
‒ Bãdze dëbelt pòrcjô. Co do picô? Sok, kòmpòt, kwasné
mlékò, wòda, bąbelwòda?
‒ Piwkò je?
‒ Piszã piwkò. Cos na deser?
‒ Jak zjém, tej pòmëszlã.
(za sztócëk)
‒ Hewò waju zamówienié: zupa nic, kùrzé miãso z rizã
a kómpòt z krëszków…
‒ Zarô, zarô… Jô doch zupë nic nie chcôł. Frikasé a kómpòtu
z krëszków téż jem nie zamôwiôł!
‒ Nié? Matizernoga jo, kùchôrz mô sã pòmiloné. Wëbaczce,
bãdzece mùszelë jesz sztócëk dożdac.
‒ Wiéta wa co. Jô jem tak głodny… To ce fejn wòniô… Mòże
jô równak zjém to, co wa mie przëniosła.
‒ Bòże przeżegnôj a Bóg zapłac.
‒ Zapłacëc jô zapłacã, ale mni. Tec to wa jesta zmilony…
‒ Miast tegò bédëjã młodzowégò kùcha za darmôka.
‒ Młodzowi kùch je tegò wôrt! Më jesmë zgòdzony.
‒ Bòże przeżegnôj, Bòże pòmagôj a Bóg zapłac.
Cwiczënk 2
Dôj bôczënk na zamiona zapisóné w drëdżi i trzecy linijce
tekstu tłëstim drëkã. Czim òne sã òd se jinaczą, do kògò sã
òdnôszają, czedë ùżiwómë fòrmë wë? (Zwróć uwagę na zaimki zapisane w drugiej i trzeciej linijce tekstu pogrubionym
drukiem. Czym one się od siebie różnią, do kogo się odnoszą, kiedy używamy formy wë?).
• Jak nôleżi przełożëc na pòlaszëznã taczé słowa: wëbaczce, bãdzece mùszelë. Czë pò prôwdze tikają sã
òne wicy òdbiérôczów – jak na to wskazëje tłómaczenié jich na pòlsczi jãzëk – czë blós jedny òsobë?
Przëbôczë z 3. ùczbë wiédzã na témat fòrmë pluralis maiestaticus. (Jak należy przetłumaczyć na polski takie słowa:
wëbaczce, bãdzece mùszelë. Czy rzeczywiście odnoszą się
one do kilku adresatów – jak na to wskazuje tłumaczenie na
polski – czy raczej do jednej osoby? Przypomnij z lekcji 3 wiadomości o formie pluralis maiestaticus).
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 33
33
2012-05-02 10:36:55
kaszëbsczi dlô wszëtczich
Cwiczënk 3
Drëch z tekstu je w karczmie i chce jesc. Zdrzë, jak
wëzdrzi òdmiana nëch czasników przez òsobë w ternym czasu. (Kolega jest w restauracji i chce jeść.
Przyjrzyj się odmianie tych czasowników w czasie
teraźniejszym).
jô
të
òn, òna, òno
jem
jes
je
jém
jész
jé
wë
jesce
jéce
më
wa
òni, òne
jesmë
jesta
są
jéme
jéta
On już wszystko zrobił.
Przeczytałeś książkę?
Kosiarze skosili już żyto.
Wszystko już zjedliśmy.
Czy wypiłeś już herbatę?
Cwiczënk 6
Wëpiszë z gôdczi pòzwë jedzeniégò, zapiszë przë
nich jich pòlsczé znaczenia. (Wypisz z dialogu
nazwy potraw i przetłumacz je na język polski).
Cwiczënk 7
• Przełożë tekst z pòlsczégò na kaszëbsczi:
Zwëskùjącë z zebróny słowiznë, ùłożë jôdną kôrtã dlô swòji
rodzënë na dzysészé pôłnié. (Korzystając ze zgromadzonego słownictwa, ułóż dla swojej rodziny jadłospis na dzisiejszy obiad).
Jesteśmy teraz w karczmie.
Jemy obiad.
Z nami są dwaj koledzy i jedzą ciastka.
Jakaś kobieta jest tu z dzieckiem. Ono je lody.
Cwiczënk 8
Cwiczënk 4
Przeczëtôj tekst:
Spróbùj òd słowa jesc ùtwòrzëc jiné czasniczi,
np. przez dodanié do nich malinczich dzélëków
z-, wë-, do-, na-. Napiszë, co ùtwòrzoné słowa znaczą pò pòlskù. Wëbierzë piãc z nich i ùłożë zdania.
(Spróbuj utworzyć od słowa jesc inne czasowniki, np. przez
dodanie do nich maleńkich cząstek z-, wë-, do-, na-. Napisz,
co utworzone słowa znaczą w języku polskim. Wybierz pięć
z nich i ułóż zdania).
Cwiczënk 5
Dôj bôczënk na tekst zapisóny w gôdce pòchiłim drëkã.
Są to cekawé kònstrukcje z nasebnym ùstôwã. Nasebny ùstôw twòrzi sã przez ùżëcé wëpòmòżnégò słowa
i znankòwnikòwégò mionoczasnika czasników dokònónëch
i niedokònónëch. Colemało w kaszëbiznie twòrzi sã równak nasebny ùstôw òd niedokònónëch czasników. (Zwróć
uwagę na tekst zapisany w dialogu kursywą. Są to ciekawe konstrukcje z zastosowaniem strony biernej.
Stronę bierną tworzy się przez użycie słowa posiłkowego
i imiesłowu przymiotnikowego biernego czasowników dokonanych i niedokonanych. Jednak w kaszubszczyźnie stronę bierną tworzy się zzwyczaj od czasowników niedokonanych).
Zdania, co są niżi, pòwiédz pò kaszëbskù. Ùżij
w nich pòstacë nasebnégò ùstawù:
Słyszałem o tym.
Oni tam byli.
34
pomerania_maj_2012.indd 34
Pò słabim renikù jô jem baro głodny, ale nigdë nie jém midzë
môltëchama. Mòże jô bë równak co zjôdł, bò do pôłniégò
jesz je dalek. To bãdze taczi mój pòdpôłnik. Stôri lëdze mielë prôwdã z tim czãstim jedzenim. Najadłi człowiek mòże
spòkójno żdac na kòżdé jestkù, a czekaniégò bãdze wiele, bò
do pòdwieczórka i wieczerzë je wiele gòdzyn.
Pòdsztrëchnij w przeczëtónym przed sztótã teksce pòzwë môltëchów. (Podkreśl w przeczytanym
przed chwilą tekście nazwy posiłków).
Cwiczënk 9
Dopiszë do zdaniów pasowné zwrotë. (Uzupełnij
zdania odpowiednimi zwrotami): Bòże pòmagôj,
Bóg zapłac, Bòże przeżegnôj
Czedë dzãkùjemë, tedë gôdómë ……………
Czedë żëczimë smacznégò, tedë gôdómë ………………
Czedë żëczimë dobri robòtë, tedë gôdómë …………………
Słowôrzk: bańtka – flądra, bédowac – proponować, bùlwë
– ziemniaki, gùrka – ogórek, jôdnô kôrta – jadłospis, krëszka – gruszka, kùch – ciasto, matizernoga – ojej (wyraz zdziwienia, zaskoczenia), młodze – drożdże, môltëch – posiłek,
pòdpôłnik – drugie śniadanie, pòdwieczórk – podwieczorek, pùlczi – ziemniaki w mundurkach, renik – śniadanie,
riwòwac – ucierać, skòpicą – wiele, dużo, szmórowac – dusić (mięso), sztãpac – ugniatać, tomata – pomidor, wieczerza – kolacja, wòniô – zapach, woń, zgòdzëc – dogadać się.
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:56
Gdańsk mniej znany
Miasto pilnie strzeżone
Zapewne każdy miał okazję odwiedzić gdańskie Stare Przedmieście. To przecież dzielnica
urzędów – Marszałkowskiego, Wojewódzkiego i Skarbowego. Okolica jest nie tylko bogata
w ważne gmachy, ale i ma ciekawą historię. Zachowały się tu relikty systemu fortyfikacyjnego siedemnastowiecznego Gdańska.
M A R TA S Z A G Ż D O W I C Z
Zapomniany arsenał
Dzisiejszy spacer zaczynamy na placu Wałowym. Stoi przy nim niepozorny, aczkolwiek zabytkowy budynek. To
Mała Zbrojownia. Została zbudowana
w 1645 roku. Był to drugi arsenał, jaki
powstał w Gdańsku w XVII wieku.
Wielka Zbrojownia, która zachwyca
do dziś spacerujących po Głównym
Mieście, okazała się niewystarczająca.
Gdańszczanie tworzyli nowy system
obronny. Potrzebny był budynek na
działa i moździerze w południowym
ciągu fortyfikacji. Mała Zbrojownia nie
miała przyciągać uwagi wyglądem, ale
służyć celom praktycznym. Mimo to
budowla może się poszczycić imponującą ozdobą. Na fasadzie zachował się
piękny herb miasta. Obiekt należy dziś
do Akademii Sztuk Pięknych, mieści się
tam Wydział Rzeźby, stąd przestrzeń
dookoła ożywiają dzieła studentów.
Tajemnice gigantów
W pobliżu Małej Zbrojowni znajduje
się pierwszy na naszym szlaku bastion.
Nosi nazwę bastion św. Gertrudy, a jego
historia sięga XVI wieku. Budowany na
wzór włoski, posiada kazamaty, czyli
ukryte we wnętrzu magazyny i schrony. Niestety nie są one udostępnione do
zwiedzania. Kolejne bastiony wznoszone były w XVII stuleciu przez mistrzów
z Niderlandów. W odróżnieniu od poprzednich umocnień bastiony holenderskie to po prostu kopce ziemi i… śmieci.
Z czternastu otaczających miasto zachował się jedynie bastion Żubr. Warto
wspiąć się na jego szczyt. Z góry można
podziwiać wieże gdańskich kościołów
oraz Ratusza Głównomiejskiego.
Gdańska kolejka liniowa
Gdańszczanie, by wznieść gigantyczne kopce, zastosowali nowatorski
Mała Zbrojownia i herb na jej ścianie.
pomysł kolejki linowej. Twórcą urządzenia był Adam Wijbe. Ziemię transportowano w ponad stu wiadrach z Biskupiej Górki. Materiał do budowy pokonywał 200-metrową drogę ponad
Kanałem Raduni. Kolejka uruchomiona w 1644 roku stała się nie tylko praktycznym urządzeniem, ale i atrakcją
turystyczną ówczesnego miasta. Do
Gdańska przybywali ciekawscy, by
popatrzeć na nietypową konstrukcję.
Powstały nawet wiersze wychwalające
Adama Wijbego. Przez lata tego holenderskiego inżyniera upamiętniała nazwa jednego z bastionów, a gdy został
on rozebrany – ulica Wiebenwall (Wał
Wijbego). Po 1945 roku przemianowano
ją na Okopową.
Niezawodna strażniczka
Jednak fenomen systemu obronnego miasta to nie tylko bastiony. Gdańszczanie mogli czuć się bezpieczni także dzięki Kamiennej Śluzie. Została
zbudowana przez Willema Jansza Benninga i Adriana Olbrantsa. Dzięki tej
konstrukcji można było zatopić otaczające Gdańsk nizinne tereny. Mecha-
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 35
nizm wykorzystano skutecznie podczas potopu szwedzkiego w 1656 roku.
Natomiast w czasach pokoju Kamienna Śluza chroniła Żuławy przed wylewami Wisły. Widoczne z mostku nad
śluzą wieżyczki są nazywane czterema
dziewicami. Nazwa nawiązuje do ich
niedostępności, ponieważ zostały zbudowane na grodziach naprowadzających wodę.
Bastiony inaczej
Alternatywą dla spaceru może być
wyprawa kajakowa. W Gdańsku przy
ulicy Żabi Kruk działa wypożyczalnia
sprzętu wodnego. To fantastyczny sposób na poznanie sieci wodnej miasta.
Teren odkrywać można również na
rowerach. Podejścia na bastiony nie są
strome. A jadąc wzdłuż Opływu Motławy, odkryjemy szlak dawnych fortyfikacji Gdańska. Okolicę bastionów
warto także odwiedzić w lipcu. Wtedy
to organizowany jest tutaj Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych
i Ulicznych FETA. Przedstawienia
odbywają się w idealnej scenografii,
stworzonej przez historię.
35
2012-05-02 10:36:56
Gôchë w repòrtażach
Òrganista, tec nié leno
Grôł na chrzcënach, rëchtowôł dzecë do Kòmónii, szëkòwôł slëbné piestrzenie, robił za
mùzykańta na wieselim, bëlno òdjimôł, czej mało chto sã na tim znôł, a w naddôwkù kòpôł
kùle na smãtôrzù i stôwiôł pòmniczi.
Ł U K Ô S Z Z O ŁT K Ò W S C Z I
Zdanié w jedny gazéce
„Òsoblëwie bëlno wspòminómë
òrganistã z Zôpcenia, chtërny nôpiérwi przëszëkòwôł nóm slëbné piestrzenie, tej grôł w kòscele, a jesz pózni téż na wieselu” – jem przeczëtôł
w jedny gazéce. Wej! Jubiler, òrganista
a mùzykańt w jednym. To cë mùszôł
bëc, kùti na wszëtczé stronë, prôwdzëwi Kaszëba – pòmëslôł jem. Taczich
prawie brëkùją nasze czasë, czej wiele
lëdzy, żebë ùdostac jaką robòtã, szmërgô w cemny nórt, co jima w szkòłach
prawilë, a ùczi sã nowégò fachù. Widzec w Zôpceniu ju lata lateczné, jak
sã na to szëkòwelë. Nick le tam jachac
– chto wié, mòże i jô sã czegòs naùczã.
Tak jem tam trafił na kùńc zëmë.
Zôpcéń jak Zôpcéń. Dlô Gôcha, jak prawie jô, nick nadzwëkòwégò, na piôskach westrzód pòlów a chùjkòwëch
lasów wies. Dodómë krótkò se, we
wiãkszim dzélu pòwòjnowé. Starszi je
kòscół, co z małi górczi na kraju wsë
mô jã pilowóné. Jakbë w jegò céni
stoją szkòła i zdebło dali jesz òsóbny
bùdink. Plebaniô? Nié, kąsk za małi,
żebë za nią szlachòwac. Zaklepôł jem
na dwiérze. Doch kògòs mùszã spëtac
ò negò òrganistã, a kòl kòscoła lëdze
na gwës mielëbë cos wiãcy wiedzec.
Lepi wëtrafic jem ni mógł! Witała
mie Danuta Glëszczëńskô, córka negò
òrganistë, za jaczim jem zazdrzôł do
Zôpcenia. Tak jął jem pëtac ò ji òjca.
Do Pelplëna na kòle
Wiedno wdarzi mie sã jakno wiesołi,
chãtny do smianiô – zaczãła wspòminac
tatka. Chòc jak gôdóm ò nim z jinszima
36
pomerania_maj_2012.indd 36
Adóm Szëprit graje na òrganach.
mieszkańcama Zôpcenia, tej mają na
to czësto jinszi pòzdrzatk. Jeden, co za
młodégò béł służkã, mie rzekł: „A jô le
pamiãtóm, jak òn tą czôpką wëwijôł”
– cygnãła wastna Danuta, tec czej
dozdrzała, jak żem zaczął nerwés
sznëkrowac w taszë za hëftã, żebë nick
z ji pòwiôdaniô nie stracëc, chùtkò rze-
kła: Jô wiém, że wiele gôdóm. Proszã do
jizbë, tej na spòkójno wszëtkò òpòwiém.
W jizbie dostôł jem kawã, kùcha
i dosc placu na stole, żebë wëgódno
pisac. Wastna Glëszczëńskô sadła naprocëm i jãła: Piérwi lëdze z ti stronë
do kòscoła chòdzëlë jaż do Bòrëszk. To
je dobrëch 10 kilométrów. Ale w 1927 r.
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:57
Gôchë w repòrtażach
Piérwi lëdzóm wiele nie bëło trzeba, żebë sã fëjn bawic.
pierszô mszã sw. mielë òdprôwioné
w zôpcyńsczi szkòle. Tedë téż pòstawilë
drzewianą kaplëcã. Në ju w 1935 r.
pòswiãcëlë nórtowi kam pòd mùrowóną
swiątiniã. Taczi béł zaczątk nowi parafie
na Gôchach. To wedle ti parafie ji tatk
dostôł nowi fach. Mój òjc Adóm Szëprit
zaczął grac do mszë w 1932 r. Takô data
je wstawionô w jegò òrganistowsczim
kalãdôrzu – klarëje Danuta. Jak to sã
stało, że bëniel z gbùrstwa wzął sã za
granié? Adóm òd małégò béł chòrowiti.
Temù w rodzëznie nie szëkòwelë gò
na gbùra, a òn zaczął wëzerac za jinszim zôrobkã. Nôpiérwi grôł na wieselach, a dopiérze pózni w kòscele.
A jeden z jegòmòsców pòradzył mù, żebë
kùpił kawałk zemi kòl kòscoła i tam
pòstawił chałëpã – gôdô wastna Danuta z dodómù Szëprit. Tedë we wsë bëło le
czile mùrowónëch bùdinków. Tã chałëpã
stôwiôł Kónrôd Chełmòwsczi, òjc Józefa – znónégò kaszëbsczégò artistë, tatë
kùzyna – wëjasniwô. W tim prawie
bùdinkù më sedzelë.
Adóm sóm sã naùcził grac na rozmajitëch jinstrumentach. Kò to bëło
mało, żebë òstac òrganistą. Nôpiérwi
mùszôł zrobic kùrs. Na nôùczi jezdzył
do Brus, a egzamin zdôwôł w Pelplënie. Rëgnął tam na kòle. W swòjim
kalãdôrzu zapisôł môlëznë, jaczé wedle drodżi mijôł. Ta prowadzëła piôs-
kòwima stegnama i szaséją. Z Zôpcenia przez Kôrsëno, Miedzno, Wòjtal,
Ba rtel, Ka lëska, Strich, Bëtoniã,
Zblewò, Starogard, Jabłowò, Lëpinczi
i tak wjachôł do Pelplëna. Doma baro
czãsto wspòminôł prof. Dreszlera. Béł dlô
niegò wiôldżim aùtoritetã – gôda wastna
Danuta.
W archiwùm D. Glëszczëńsczi taczich sklanych filmów ji ojca je pôrãdzesąt.
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 37
Òdjimczi i ramë do òbrazów…
Ju jakno òrganista Adóm prowadzył chùr, rëchtowôł dzëce do Kòmónii,
a téż ùcził słùżków spiéwaniô ë łacyńsczich słowów, żebë mòglë òdpòwiadac
ksãdzu we mszë swiãti. Tec nawetka
z tegò wszëtczégò do grëpë nie dało sã
ùtrzëmac rodzëznë. Brëkòwelë wiãcy
dëtka. Czej tatk jezdzył do Brus, dostôł
chãcë na fòtografòwanié. Pierszi aparat
kùpił mù jegò òjc i tak zaczął òdjimac
– klarowała. A òdjimôł baro wiele...
Òd wieselów, bez kòmónie, kùńczącë
na dokùmeńtach, a to jesz nié wszëtkò.
Westrzód zaòstałégò do dzysô zbiéru są téż stôré, sklané filmë. Z córką
aùtora jesmë zaczãlë òbzéranié na
nich dôwnégò Zôpcenia. Przë òknie,
do swiatła, z przëmrokù ùszłëch lat
bëło widzec zapajiczoné przëtrôfczi.
Zéndzenié młodzëznë we westrzódkù
wsë, bùdowanié kòscoła, a téż wiele
òbrôzków z normalnégò żëcô lëdzy. To
cë je prôwdzëwi skôrb! – żem pòmëslôł.
Lëdze w Zôpcenim pewno nawetka
nie wiedzą, jaczé mają szczãscé. Kò są
jedną z nôlepi òdjimónëch wsów na
Gôchach!
Në na tim sã nie skùńczëła òpòwiesc ò Adamie. Ten doch zajimôł sã
téż òprôwianim òbrazów. Z tim bëło
kąsk do smiéchù. Ksądz kùpił swiãté
òbrazë, le bez ramów. Pózni z kôzalnicë
nakôzôł, żebë w kòżdi chëczë co nômni
37
2012-05-02 10:36:58
Gôchë w repòrtażach
jeden wisôł na scanie. Lëdze ù ksądza
kùpialë, a ù òjca je òprôwialë ë sklëlë
– wdarziwô sobie wastna Glëszczëńskô. Nié wiedno równak z ksãdzã
jegòmòscã Szëprëcë żëlë bëlno. Tej-sej
dało sztrid. Jednégò dnia tatk zajiscony wrócył z kòscoła. Ò cos sã z ksãdzã
pòwadzył. I pamiãtóm jak dzys, mëma
na chwilã stanãła i rzekła: „Jak mù sã
nie widzy, kùńc graniô!”. Në, taczé wadzenié też ksãdzu nie bëło w nos. Doch
òrganista w codzéń grôł na swòjim
harmònium. Tec bëło cos jesz gòrszégò.
Tedë ksãża ù sebie nie trzimelë nikògò
do gòtowaniô. Na pôłnié chòdzëlë do
Szëpritów. Tej nie dzywno, że żóden
nie béł rôd, czej Szëpritka na niegò
lëchò zdrzała.
… grobë, piestrzenie,
kòła, grôpë i swiéce
Równak nawetka z òdjimanim i òbrazów òprawianim wcyg dëtka bëło
mało. Pamiãtóm zôróbk òrganistë: 500 zł,
a w szkòle za jinternat dzecka trzeba bëło
dac 384 zł – przëbôcziwô so wastna
Danuta. Tak zmëslny Kaszëba brôł sã
za nowi wark. Zaczął kòpac grobë ë téż
robic pòmniczi. Czasã jak chòdzã na
smãtôrz, widzã, że grobë, jaczé robił, jesz
stoją, a te nowé ju pôrã razy mùszelë
wëmienic – chwôli robòtã òjca. Tec
i tegò wzãtkù nie sygało. I tak Adóm
òstôł zégarméstrã. Jak czegòs nie wiedzôł, jachôł do Lemańczika z Bòrowégò
i razã mëslelë, mëslelë, jaż cos ùdbelë.
Równak zôpcyńsczi òrganista jimôł sã
téż wiãcy fachów. Krótkò pò wòjnie
robił pierszé slëbné piestrzenie ze
stôrëch pieniãdzy, a téż biżuteriã z jantara. A skądka gò tuwò mielë? – zapitôł
jem. Mòj starëszk miôł spółdzelniô, tak
sobie mëszlã, że jak jachôł pò towôr, to
przë leżnoscë jaczis mógł kùpic – klarowa Glëszczëńskô. W òkòlim mielë téż
jinszé zdrzódło. Niedalek, w Ùgòszczë,
robiła cegelniô. Tam przë kòpanim glënë
wiele mòżna bëło nalezc jantarów. Czasã
jaż z nordë lëdze przëjeżdżiwalë je kùpiac
– doszmërgnãła wastna Danuta. Ale to
jesz nie je kùńc lëstë zajmów tatka. Doch
Adóm Szëprit téż ùprôwiôł kòła. Nie bëło
to taczé prosté. Niechtërne miast lińcucha
miałë wał Cardana i z tima mielë ùczink.
W naddôwkù òrganista narządzywôł grôpë. Zdarzało sã, że dno miało
ju taczé dzurë, że nic nie szło zradzëc.
Tej òjc stôré wëcynôł i nowé wprawiôł.
Pamiãtóm téż, jak robił swiéce ë gromi38
pomerania_maj_2012.indd 38
Wastna Danuta Glëszczëńskô òpòwiôdô historiã swòjégò òjca.
ce – córka Adama òpòwiôdô ò jegò
nôstãpnym spòsobie na dodëtkòwienié
jich familie. Doma pôrã jich nie òstało,
niejedne trafiłë do mùzeùm we Wdzydzach. Nôpiérwi gnietlë wòsk. Jakno
dzecë nierôz më w tim pòmôgalë. Pózni
tatk kùlôł tak ùgniotłi wòsk délã. A tej
przëcynôł w pół i wkłôdôł knot. Jeżlë
to bëła gromica, tej na kùńcu sztëlowôł
małą zôdzerzgã, żebë szło pòwiesëc nad
łóżkã. To béł taczi tatowi pòmëslënk.
Lëdze w òkòlim chcelë miec jã wiedno kòl
se – chwôlała tatka.
Co òstało pò òjcu?
Bez 45 lat Adóm robił w Zôpcenim
za òrganistã, a rozmajité rzeczë narządzywôł do sami smiercë. Akùratno robił
kòmùs prodiż. Znerwòwôł sã, bò rozjãła
mù sã grzôłka, jaż dostôł wëléwù do
mùskù – zakòńczëła òpòwiesc ò tatkù
wastna Danuta. Në pò òjcu òstałë ji nié
le òdjimczi a wspòminczi. Nawetka, czej
jidã z psã na szpacér, bierzã aparat –
wëznała Glëszczëńskô, a czej na niegò
sã przëzdrza, përzinkã sã ùsmiechnãła.
Z nim to je cekawô historiô – zaczãła
gadac dali. Wësłała jem zgłoszenié do
jednégò kònkùrsu. Do wëlosowaniô mielë
aùto i jinszé rzeczë. Jô na zgłoszenim jem
napisa: „W żëcym jesz niczegò ni móm
wëgróné. Aùta nie chcã, ale aparat bë
mie sã przëdôł”. Pózni, czej zazwònilë
z wiadłã, że wëgrałam, jô mëslała, że
to jaczé szpòrtë – wëjasniwała wastna
Danuta. Òkróm fòtografie jinteresëje
sã téż lokalną historią. Piastëje dzeje
Zôpcenia, a téż òpisywô w rozmajitëch
gazétach.
Lepi bës przëznała, że dzãka òjcu
môsz chłopa – doszmërgnął na kùńc,
jakbë ni mògł sã doczekac, Tadéùsz,
slëbny òrganistów córczi. Në, prôwda.
Jô bë wnet ò tim zabëła – kąsk zasromała sã białka. Wiedno chcôł jem miec
taczégò starka, bò bez niegò wiedno mielë më wiesoło. Temù jem jã sobie wzął –
szpòrtowno dolmacził wasta Tadéùsz.
Në to ju béł kùńc mòji gòscënë.
Tak pòznôł jem człowieka wiele
fachów, ò chtërnym jem przeczëtôł
w gazéce le jedno zdanié. Òrganista,
mùzykańt, kòpôcz, stôwiôcz pòmników, jubiler, fòtograf, zégarméster,
do te ùprôwiôcz kòłów a grôpów, rëchtowôcz gromiców, a na kùńcu jesz rôjca. Trza rzec, że Adóm Szëprit niżódny
robòtë strachù ni miôł.
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:36:58
përznã jinszô fòtografiô
Jak pònégò pòwiesëc na scanie
Kaszëbsczi artista fòtograf òstôł òbwiniony ò mãczenié zwierzãtów. Na wëstôwkù we wrocławsczim Terôczasnym Mùzeùm (Muzeum Współczesne) wiele òbzérników bëło czësto òd
se pò òbezdrzenim jegò dokazów…
MAJA GELNIÔK
Fòtografny wëstôwk „Swòją Miarą”, jaczi òdbiwôł sã w òbrëmienim
Festiwalu Fòtografie TIF (Trochę Innej
Fotografii – Përznã Jinszi Fòtografie)
béł baro pòpùlarny. Wëstawioné tam
òdjimczi bëłë òbzéróné bez wiele
lëdzy. Nôwiãcy wseczëców dałë dokazë ùsadzoné bez Maceja Spersczégò.
Òdjimniãca, chtërne pòkôzy wałë
czôrnégò pònégò ë psë w dzywnëch
dlô zwierzãtów sytuacjach.
To pògòrcha!
Przed tima òdjimkama òstro zatrzimałë sã dwie białczi. Stojałë bez
sztërk, môłczącë, jakbë jima wzãło
mòwã. Pòtemù òne wëbùchnãłë: Cëż to
je? Widzyce Wë?! To pògòrcha! Wseczëca
białków rosłë, wedle te jak òbeznôwałë
sã z òpisënkã techniczi robieniégò nëch
òdjimniãców. A tam, czôrno na biôłim,
bëło napisóné:
„Żebë zawiesëc pònégò na scanie,
òstałë ùżëté dwie pòdkòwë. Do kòżdi
béł przëszwésowóny hôk. Pòdkòwë
òstałë przëbité blós do tilnëch kòpëtów.
Dzãka linie przëmòcniony do hôka, jaczi béł przëszwésowóny do pòdkòwë,
a téż przeplotłi bez òbrãcz ùmòcnioną
w scanie, pòny òstôł wcygniony do
górë. Kóń béł zawieszony na hôkù
pòdkòwë zahaczonym ò òbrãcz ùmòcnioną w scanie. Pòny przëprawiony
do scanë tilnyma nogama, przédné
trzimôł na łóżkù, chtërne bëło niżi.
Na czas robieniégò òdjimków pòny
przédné nodżi òpiérôł ò scanã”. Kòl
negò mòżno bëło ùzdrzec malënk, jaczi
pòkôzywôł, jak pònégò wiészô sã na
scanie, téż baro prôwdzëwą fòtografną
dokùmentacjã z pòdkùwaniégò pònégò
– pòdkòwama z hôkama. Mało chto
sã zmerkôł, że nen òpisënk, jak téż
malënczi ë òdjimczi z szëkòwaniégò
sã do zrobieniégò richtich zdjãca, to
szpòrt. Reakcje wikszoscë òbzérników
bëłë taczé, jak rozgòrzonëch białków, fùl pasje: To je mãczenié biédnëch
zwierzãtów!!! To je nót dzes zgłosëc! To nie
je do pòmësleniégò!
A proszã jesz to przeczëtac!
„Przerzniãcé psa i zamiana przédnégò dzélu z tilnym to jiluzjô. Tósz
òstôł rozcygniony. Nôprzód srąb psa
béł òbłożony mòkrą watą ë przelgło
òwiniãti fòlią. W taczim òbwiniãcym
tósz òstôł kòle tidzenia, jaż do rozmitczeniégò. Rozmiã k niony pies
b é ł z aw i e s z ony i r o z c y g n iony,
a z dołu pòdpiãti miôł òn czãżôr.
Pòlã òdjimniãcégò je plata, wkół jaczi òstôł òwiniãti tósz. Tôczel béł
z òpôdanim wëcygłégò srãbù. Dzãka
szpecjalny kònsztrukcje srąb psa
òstôł pòdwieszony, bez co òdjimk
prôwdzëwò wëzdrzi”.
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 39
To wòłô ò pòmstwã do nieba! Kùńc
swiata! Cos taczégò! – òbëdwie białczi
z gòrzã òbzérałë sã wkół, szukającë
òczama za aùtorã – zycher wiôldżim
sadistą. Czejbë òne gò pòtkałë, tej
z nim bë bëło lëchò. Bëłë pò prôwdze
nerwés.
Aùtór nëch kòntrowersjowëch dokazów, fòtografa Macéj Spersczi, pòproszony ò kòmeńtar, rzekł: Jô jem rôd,
czej widzã, że pierszą reakcją na widzenié
mòjëch òdjimniãców je wseczëcé lëtoscë.
I czej jô czëjã, tak jak tu – biédné zwierzãta.
To znaczi, że lëdze czëją. To je klôr, że zawieszenié pònégò na scanie mògło bëc dlô
niegò nieprzëjamné. Tak samò jak rozmitczenié ë wëcygnienié psa przë ùżëcym
kòwadła téż ni mùszało bëc miłé…
Równak artista zagwësnił mie, że
nimò wëzdrzatkòwi òb czas robieniégò
òdji m ków nie zrobi ł òn k rziwdë
niżódnémù zwierzowi, ani pònémù,
ani psowi.
39
2012-05-02 10:36:59
përznã jinszô fòtografiô
Skùńcził kùrs pòdkùwacza, kùpił
kòwalsczé nôrzãdła i zaczął nowé żëcé.
Jô ùzdrza, jak wiôlgô je mòc òbiektu,
chtëren naléze sã w pòwôżny jinstitucje. Jeżlë cos wisy w mùzeùm, mô tôflã
z òpisënkã, to wiãkszosc lëdzy bezkriticzno w to wierzi.
Kùmôcz-pòdkùwôcz
Macéj Spersczi wiedno béł lubòtnikã kòniów, ale dopiérze czej miôł
skùńczoné 10 lat, jegò starszi zgòdzëlë
sã, żebë òn òb czas latnëch feriów
chòdzył do òstrzódka dlô ridowników.
Pò prôwdze: chòdzył, bò òd placu, dze
òni mieszkelë, do òstrzódka szło sã
5 km bez las. Co dzéń ò pòrénkù Mack
béł w kòniarnie na pòrenym wëpasu,
a wëchôdôł z ni dopiérze pò wieczórnym òpòrządzenim. W tim kóńsczim
chléwie spãdzył òn całą młodosc. Béł
kòl ùrodzeniégò sã kònia, chtërnégò
pò latach so kùpił. Pòznôł òn tu swòjã
przińdną białkã. Tu pòwstałë jegò pierszé, baro òsoblëwé, òdjimniãca kòniów.
Drãgò je westrzód nich nalezc chòcle
jedno, na jaczim bë béł całi kóń. Mack
robił òdjimczi wëjimkóm zwierzãtów:
ùszóm, sztëkòwi grzëwë, nosowi,
krzeptowi, nodze abò òkù. Albùmk
pòd titlã „Mackòwé widzenié kòniów”
do dzys sã tu pòkôzywô jakno wiôlgą
czekawinkã. Kù reszce, w ti kòniarnie
pòtkôł swòjã przińdną fòtomódelkã
– Wiolã.
Jô wiedno wiedzôł, że bãdã sã zajimôł
zwierzãtama – gôdô artista. Długò jem
béł gwës, że mòja przińdnota to robòta
40
pomerania_maj_2012.indd 40
w klinice dlô zwierzãtów. Bez wiele lat
jô béł wòlontérą we weterinarnym gabinece. W kùńcu jem òstôł kùmaczapòdkùwacza.
Miast sztudérowac weterinariã, wëbrôł òn Akademiã Snôżich Kùńsztów
(A k adem i a Sz t u k Pięk nych) we
Gduńskù, wëdzél rzezbë. Ale kùmôcz
mùszi miec wiôlgą cerplëwòtã, a negò
jemù felało. Òd projektu do kùńcowégò
efektu czasã mijô pół rokù, czasã rok.
Òkróm negò całima dniama sedzôł òn
we warstace, słuńce widzącë leno bez
òkno. Bënë niegò zbiéra sã stolëmnô
energiô, a tu tëli gòdzënów jednotonowi robòtë. Czuł òn sã jak w sôdzë,
a mëslama béł w lasu, kòl kòniów. Czej
blós miôł wòlny sztót, to szukôł òn
jaczégòs kóńsczégò chléwa, jaczégòs
placu, bë pòridowac, chòcle na sztërk
òderwac sã òd miastowëch realiów.
Gòdzënama rozmësliwôł, jak to zrobic,
żebë zamieszkac na kaszëbsczi wsë,
żëc z negò, co sã rãkama ùrobi ë dërch
bëc z kòniama. Mëslôł i mëslôł, jaż
òdpòwiesc sama do niegò przëszła. Béł
òn ju na trzecym rokù sztudérowaniégò,
czej w jaczis kòniarnie ùczuł rozmòwã,
z chtërny wëchôdało, że zaczãło felowac
pòdkùwaczów… Kò to je to, za czim
szukôł! Miast kùmac w drzewie czë
kamieniu, mòże robic przë kóńsczich
kòpëtach! Tuwò manualnô pòjãtnosc
ë precyzjô zycher sã przëdadzą. Òn bë
robił z kòniama ë mòże zamieszkac na
wsë!
Diploma z fòtografie
Macéj Spersczi mieszkô we Widnie
(w gminie Stëdzéńce), robi jakno kòwôl‒
‒pòdkùwôcz. Ale nie szmërgnął kùńsztu. Jegò drëgą pasją je fòtografiô. Skùńcził òn zaòczné sztudium fòtografie na
Artistnym Ùniwersytece (dôwni Akademiô Snôżich Kùńsztów) w Pòznanim.
Ùdba, jak mô wëzdrzec mój diplomòwi
dokôz, przëszła mie do głowë pòd kùńc studiów, òb czas wëstôwkù dokazów znónégò
anielsczégò fòtografa – òpòwiôdô Spersczi. Pòkôzywelë nama całi tił jegò robòtë.
Òdjimk miôł òkazowac módelkã na amerikańsczim bùflu. Fòtografòwi towarzëła
wiôlgô gromada pòmòcników, òn sóm nawetka nie dotkł zwierza, pilowôł gò miéwca, farmôrz. I pòtemù òn mùszôł negò
gbùra kòmpùtrowò wërzinac, żebë to za
czims wëzdrzało. Mie to baro zajinspirowało. Jô so ùdbôł ùdokaznic, że sã dô samémù
zrobic òdjimniãcé ze zwierzã, bez całi grëpë
lëdzy. Ë bez kòmpùtrowégò òbrobieniégò.
Jem wëmëslił cykel òdjimków z pònym.
Módelka Wiola
Wiola je szetlandzczim pònym. Macéj pòznôł jã w òstrzódkù do ridowaniégò, w jaczim spãdzył dzecné lata
ë młodosc.
W swòjim 24-latnym żëcym Wiola robiła wiele rzeczów. Czej òna mia
sztërë lata, trafia do òstrzódka. Bëła
òna darënkã na czwiôrti gebùrstach
dlô córczi miéwców. Czedë dzéwczã
ùrosło, Wiola zaczã ùczëc ridowaniégò
jinszé môłé dzecë. Wòzëła je pò placu
i lese. Ùrodza òna sztërë zgrzébiãta.
Skôka bez zôwadë na miónkach dlô
kòni. Niefùlsprôwné dzecë, smùkającë
ji aksamińtné klatë ë dotikającë mitczich chrapków, przënãcywałë sã
do kòni przed richtich hipòterapią.
Wòżącë na krzepce dzéwczãta przezeblokłé w historëczné ruchna, bëła òna
atrakcją Dniów Bëtowa, Watrë i wiele
jinszich festinów. Co rok w zylwestrową noc, pò dwanôsti, wchôda na salonë, żebë jakno przedstôwca kòniów
w miono całégò karna przëjimac żëczbë fùl kùmów w pòstãpnym rokù. Mia
òna pité nawetka szampana. Czej òna
w kùńcu dożda emeriturë, òsta etatową
„damą do towarzëstwa” dlô kòni, chtërne òstôwałë w kòniarnie, czedë jinszé
szłë biegac. Òkróm negò baro lubiła ro-
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:00
përznã jinszô fòtografiô
bic za maszinkã do seczeniégò trôwë.
Z aùtomatnym gnojenim. I gwës ji do
głowë nie przëszło, że na stôré lata ostanie òna fòtomódelką, chtërny òdjimczi
na rozmajitëch wëstôwkach dadzą tëli
emòcjów…
Jô nie brëkòwôł pòmòcë kòl robieniégò
Wiolë òdjimniãców. Całą ùcechą bëło dobré przërëchtowanié – wëjasniwô artista.
Sytuacjã, jaką jô chcôł sfòtografòwac, pierwi jem wëmalowôł na papiorze. Pòtemù jô
przëszëkòwôł sztudio, chtërne je tak pò
prôwdze przerobioną òbòrą. Jô ùstawił
rekwizytë, richtich rozstawił widë, jem
sprôwdzył, jak to w òbiektiwie wëzdrzi.
Czedë wszëtkò bëło fardich, jô pòjachôł za
pònym. Jem òstawił aùtół w òstrzódkù, bò
jô ni miôł wòzu dlô kòni. A jegò jem brôł
na linkã ë szedł abò biégôł z nim do se dodóm. Tam jô robił òdjimczi, módelkã jem
òdprowadzywôł nazôd a sóm aùtã jachôł
dodóm.
Pierszô próba sã nie ùda, bò zdzëwòwóny artista zmerkôł sã, że pòny
nie je jaż taczi môłi, jak òn mëslôł. Wiola
prosto nie zmiescëła sã w kadrze. Macéj
pòrobił próbné zdjãca ë òdprowadzył
pònégò nazôd. Pòstãpnégò dnia bëła
drëgô próba, tim razã sã ùdało. I tak
òn biégôł z tim pònym donąd a nazôd
(5 kilométrów w kòżdã stronã) czile
razy za régą, bùdzącë zdzëwòwanié
westrzód lesnëch robòtników ë Kaszëbów pòtkónëch pò drodze. Chòdzëc
na tédórkù z psã, to je normalné, ale
z pònym?! Kòmeńtarë bëłë rozmajité.
ë béł kùńc sesje – ze smiechã tã sytuacjã
òpisëje fòtograf.
Magiô fòtografie
Macéj mô ùdokaznioné, że dô
radã zrobic òdjimniãcé ze zwierzã bez
pòmòcë drëdżégò człowieka. Tak pò
prôwdze pòmòcnik mógł módelkã
blós zdekònceńtrowac… Fòtoaparat béł
wëzwòliwóny z knypsnika, chtëren òn
miôł w rãce.
To bëło wôżné dlô psychicznégò
kòmfòrtu mie i zwierza. Jem chcôł, żebë
wszëtkò dobrze ë spòkójno szło. I cobë nie
bëło nót òbrabiac nëch òdjimków. Całô
mòc nëch zdjãców bëła w sytuacje, jakô
pò prôwdze sã stała. I nôbarżi zaskòkło
mie to, że tak wiele lëdzy dało wiarã ti sytuacje… To magiô fòtografie.
Òdjimniãca, jaczé pòkazëją, jak
jô szëkùjã pòdkòwë z hôkama ë jak
pòdkùwóm Wiolã, są baro prôwdzëwé.
Tak sã kònia pòdkùwô. Czãsto je tak, że
artistowie, nie znającë do kùńca témë,
mają starã cos scëganic i wëchôdają z negò
dzywné rzeczë. Na przëmiôr jô widzôł film
ò dzëwim kòniu, chtërnégò nibë jesz nigdë
człowiek ni miôł dotkłé, a nen kóń béł tak
piãkno pòdkùti… Sóm sã na ti prerie miôł
pòdkùté?!
Zdjãca Wiolë òkróm negò, że są diplomòwim dokazã Spersczégò, bëłë
wëstawioné w 2011 rokù na trzech wëstôwkach – w Pòznanim, we Wrocławim
ë w Sopòce. Òstałë téż òpùblikòwóné
w kwartalnikù „Fòtografiô” (nr 37/2011).
Macéj Spersczi mô jesz wiele ùdbów na òdjimczi z Wiolą. Gôdô òn: Je
wiele kòniów, jaczé są fòtografòwóné na
łąkach. Kóń w nietipicznëch dlô niegò
warënkach, to ju czësto co jinégò. Temù
téż jô bãdã chcôł jic dali w tã stronã. Na
nen czas robiã krótką paùzã ë jidã nazôd do kòpëtów. A co na kùńc bë mògła
rzeknąc módelka Wiola? Na kariérã
nigdë nie je za pòzdze!
Tłom. Karól Róda, òdj. M. Spersczi
Problemë z wëmëslną módelką
Pierszi tôkle pòkôzałë sã ju na samim zôczątkù, czej pòny scwierdzył,
że dëcht czësto ni ma gôdczi, cobë òn
wlôzł do sztudia. To nie je kóńsczi
chléw, tuwò je za wiele dzywnëch zachów. Wiola ju wiele rzeczów mia w żëcym widzoné, ale to béł ju kùńc… Dzãka
doswiôdczeniémù z robòtë ze zwierzãtama jô wiedzôł, że lónëje sã dożdac. Że wòlni znaczi chùdzy – gôdô
fòtograf. Pò czile zdjãcowëch sesjach
pòny przënãcył sã do Macejowégò
sztudia ë zachòwiwôł sã w nim jak kòl
se w kòniarnie. Czasã, czej artista za
baro rozbùdowiwôł plan robieniégò
òdjimków, Wiola scwierdzywa, że to
czësto lëchô ùdba, że ji sã nie widzy,
i nôleżi gò spùscëc.
Jô planowôł wprowadzëc Wiolã do
jizbë, w jaczi béł stół z porcelanowim nakrëcym… pò chwilë pòrcelanë ju nie bëło
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 41
41
2012-05-02 10:37:00
z południa
FELIETON
Jak zwabić turystę
KAZIMIERZ OSTROWSKI
W latach 60. i 70. ubiegłego wieku
Miejska Rada Narodowa w Chojnicach każdej wiosny analizowała przygotowanie do sezonu turystycznego.
Polegało to głównie na publicznej
spowiedzi przedstawiciela spółdzielni Społem, która była monopolistą
w handlu spożywczym w mieście,
na temat prognozy letniego zaopatrzenia w podstawowe artykuły, jak
napoje chłodzące, pieczywo itp. Od
roztrząsania tematu jednak towarów
nie przybywało. Latem przedstawiciel
tej samej spółdzielni tłumaczył prasie,
że dzienny przydział dla największej
restauracji w mieście (o wdzięcznej
nazwie Gastronomia) wynosi 9,1 kg
mięsa, co nie wystarcza nawet na
abonamentowe obiady pracownicze,
o turystach nie mówiąc. W kwestii
napojów można było usłyszeć: „Pogoda nas zaskoczyła. Produkujemy
na trzy zmiany, 28 tys. butelek dziennie, ale zakłady pracy zaopatrują się
hurtowo. Ponadto zaopatrujemy Konarzyny i Swornegacie, a tam trwają
sianokosy. Zaniechaliśmy rozlewania
piwa do butelek, piwo sprzedajemy
tylko z beczek”. Oczywiście po 13.00.
Anegdotycznie brzmi dzisiaj przypomnienie, że miejscowej wytwórni nie
było wolno produkować zwyczajnej
lemoniady, choć upominali się o nią
spragnieni klienci, gdyż warszawska
Jak przëchłoscëc letnika
W 60. i 70. latach ùszłégò wiekù
Miejskô Nôrodnô Radzëzna w Chònicach kòżdégò zymkù analizowa
przërëchtowanié do turisticznégò sezonu. Przédno bëła to pùblicznô spòwiédz
przedstôwcë spółd zel n i Społem,
chtërna bëła mònopòlistą w zjôdnym
hańdlu w gardze, na témã prognozë
letnégò dotëgòwaniô w spòdleczné artikle, taczé jak znobiącé picé, pieczëzna
i za tim szlachùjącé. Òd òbgadiwaniô
témë równak towarów nie bëło wiãcy.
Òb lato przedstôwca ti sami spółdzel42
pomerania_maj_2012.indd 42
ni klarowôł prase, że dniowi przëdzél
dlô nôwiãkszi restauracji w miesce
(ò wdzãczny pòzwie Gastronomia)
to 9,1 kg miãsa, co nie sygnie nawetka na abònamentowé pôłnia dlô
robòtników, ò letnikach nie gôdającë. Żlë jidze ò picé, mòżna bëło czëc:
„Wiodro mô nas zaskòkłé. Wërôbiómë, na 3 pòzmianë, 28 tës. bùdelków
òb dzéń, ale zakładë robòtë bierzą
wszëtkò hùrtowò. Do te mùszimë zradzëc Kònôrzënë i Swòré, a tam warô
seczenié łąków. Jesmë so delë pòkù
z rozléwanim piwa do bùdlów, piwò
przedôwómë blós z beczków”. Je wiedzec pò 1 pò pòłnim. Szpòrtowno
brzëmi dzysô przëbôczenié, że môlowô wërobniô ni mògła produkòwac
zwëczajny lemòniadë, chòc ji chcelë
spragłi klieńtowie, bò warszawskô centrala Społem zaplanowa w Chònicach
leno wërôbia nié słodczégò pitkù
ò pòzwie mandarinka. Chléb béł piekłi
le w jednym ôrce i w 2-kilowëch brótach, bò na nick wiãcy „spółdzelnia ni
mia przerobòwëch mòców”. Tej mòże
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:00
z pôłnia
FELIETÓN
centrala Społem zaplanowała w Chojnicach tylko produkcję słodkiego napoju o nazwie mandarynka. Chleb
wypiekano tylko w jednym gatunku
i w 2-kilogramowach bochenkach, bo
na nic więcej spółdzielnia „nie miała mocy przerobowych”. Zatem może
lepiej, że turyści nas w sezonie słabo
odwiedzali?
Dziś chcielibyśmy, aby przybywali jak najliczniej. Rzecz w tym, jakich
zachęt użyć, jakimi atrakcjami zaciekawić i wreszcie: jak odnieść z tego
korzyść. Coraz więcej ludzi wybiera
się teraz na wczasy do krajów wokół
Morza Śródziemnego, gdzie słoneczna
pogoda jest gwarantowana, a koszty
bywają niższe aniżeli w Polsce. Mimo
to nie brak jeszcze zwolenników spędzania urlopu w kraju, a jeśli tak, to
w górach, na Mazurach i – coraz
chętniej – na Kaszubach. Daje się zauważyć, że w niektórych środowiskach Kaszuby stały się modne, raz po
raz jakiś znany warszawski artysta
od niechcenia napomknie o wakacjach w naszych lasach i nad jeziorami.
Jedni przyjeżdżają tu wypocząć,
drudzy muszą im stworzyć odpowiednie warunki i uprzyjemnić pobyt. W minionej dekadzie zrobiono
sporo, aby ziemia chojnicka stała się
atrakcyjna dla turystów, którym nie
wystarczają przysłowiowe grzyby
i ryby. Zmienił się korzystnie wizerunek starego centrum Chojnic, zmodernizowano układ drogowy w mieście
i trasę do Charzyków, powstał nowoczesny port jachtowy i promenada
wzdłuż jeziora. Wielkie zmiany zaszły
w Swornegaciach, gdzie swoi i obcy
pielgrzymują do Kaszubskiego Domu
Rzemiosła Ludowego i na rytuał pieczenia chleba. W amfiteatrach w obu
wsiach nad jeziorami przez całe lato
koncertują zespoły i rozmaici artyści.
Przybyło w okolicy pensjonatów, restauracji, knajpek. Po wielu przygotowaniach i oporach (ekolodzy w natarciu!) ruszy w końcu budowa mostu
zwodzonego na Brdzie w Małych
Swornegaciach, co ułatwi swobodne
rejsy większych jachtów z Charzykowskiego na Karsińskie i na odwrót.
Zaczyna się także realizacja projektu
Kaszubskiej Marszruty – budowa sieci
(156 km) ścieżek rowerowych, łączących wszystkie gminy powiatu chojnickiego. Podpisano już porozumienie o sfinansowaniu przez marszałka
województwa blisko połowy kosztów
tego wielomilionowego zadania.
Tak więc, choć w zmiennym tempie, idziemy jednak do przodu. Błędów i zaniedbań jest wciąż mnóstwo,
choć niektóre przy dobrej woli można
naprawić od razu.
Trudno ścierpieć szalejące z wielkim rykiem na Jez. Charzykowskim
szybkie łodzie motorowe i skutery
wodne; ich właściciele przyjeżdżają tu dać upust swej namiętności, bo
na pozostałych akwenach na szlaku
Brdy obowiązuje strefa ciszy. Bezkarny ów proceder ma miejsce na terenie
Zaborskiego Parku Krajobrazowego
i w bezpośrednim sąsiedztwie Parku
Narodowego „Bory Tucholskie”. Tenże
park narodowy, choć istnieje już 16 lat,
niewiele dotychczas uczynił dla promocji swych walorów przyrodniczych,
a mógłby przecież odegrać rolę koła
napędowego regionalnej turystyki.
lepi, że letnicë òb sezón nas słabò nawiedzywelë?
Dzysô bësmë chcelë, żebë przëcëgało jich jak nôwiãcy. Jidze ò to, jaczé
zachãcenia są brëkòwné, jaczé atrakcje zaczekawią i kù reszce: jak miec
z tegò zwësk. Corôz wiãcy lëdzy wëcygô terô na wczasë do krajów wkół
Strzódzemnégò Mòrza, dze wiodro
fùl słuńca je zagwësnioné, a kòsztë biwają niższé jak w Pòlsce. Nimò to nie
felëje jesz przëstojników spãdzywaniô
ù rlopów w k raju, a jeżlë jo, tej
w górach, na Mazurach i – corôz barżi
chãtno – na Kaszëbach. Je widzec, że
w niejednëch òkrãżach Kaszëbë stałë sã módné, rôz za razã jaczis znóny
warszawsczi artista niechcąco nadczidnie ò feriach w najich lasach i nad
jezorama.
Jedny przëjéżdżają tu òdetchnąc,
drëdżi mùsza jima stwòrzëc pasowné warënczi i òmiodzëc bëcé. W ùszłi
dekadze òstało wiele zrobioné, żebë
chònickô zemia przëcygała letników, chtërnym nie sygną rzeklënowé
grzëbë i rëbë. Zmienił sã na lepszé
wëzdrzatk stôrégò centrum Chòniców,
òstôł zmòdernizowóny drogòwi ùkłôd
w miesce i drogã do Charzëków, pòwstôł nowòczasny jachtowi pòrt i promenada wedle jezora. Wiôldżé zmianë zaszłë w Swòrach, dze swòji i cëzy
pielgrzimùją do Kaszëbsczégò Dodomù
Lëdowégò Rzemiãsła i na òbrząd pieczeniô chleba. W amfiteatrach w òbëdwù wsach nad jezorama òb całé lato
kòncertëją karna i rozmajiti artiscë.
W òkòlim je wiãcy pensjonatów, restauracjów, karczmów niżlë przódë.
Pò wiele przërëchtowaniach i òprzéczkach (biôtczi z ekòlogama!) kù reszce rëszi bùdowa spùstnégò mòstu na
Brdze w Môłëch Swòrach, co zletczi
swòbódné rejsë wikszich jachtów
z Charzikòwsczégò na Kôrsyńsczé
i w drëgą stronã. Zaczinô sã téż zjiscywanié projektu Kaszëbsczi Marszrutë – bùdowa sécë (156 km) kòłowëch
stegnów, parłãczącëch wszëtczé gminë chònicczégò krézu. Òstôł ju pòdpisóny dogôdënk ò sfinancowanim
przez marszôłka wòjewództwa wnetka
pòłowë kòsztów tegò wielemilionowégò zadania.
Tak tej, chòc z rozmajitą chùtkòscą,
jidzemë równak wprzódk. Felów i niechaniów je dërch wiele, chòc niejedné
przë dobrëch chãcach mòżna ùprawic
dorazu.
Drãgò strzimac szôlejącé z wiôldżim trzôskã na Charzikòwsczim Jezorze chùtczé mòtórowé bôtë i wòdné
skùterë; jich miewcowie przëjéżdżają tuwò zjiscëc swòjã lubkòsc, bò
na zaòstałëch akwenach na szlachù
Brdë òbòwiązywô cóna cëszë. To niekôróné dzejanié mô plac na terenie
Zabòrsczégò Krôjòbrôzowégò Parkù
i w blësczim sąsedztwie Nôrod-négò
Parkù Bory Tucholskie. Nen nôrodny park, chòc jistnieje ju 16 lat, nié za
wiele donëchczas zrobił dlô promòcji
swòjich nôtërnëch wôrtnotów, a mógłbë doch òdegrac rolã kòła, jaczé nëkô
wprzódk regionalną turistikã.
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 43
Tłom. D.M.
43
2012-05-02 10:37:00
muzyka Pomorza
Studenci Akademii Muzycznej
w repertuarze kaszubskim
„Mòje stronë” – tak zatytułowano dwa koncerty poświęcone kaszubskiej pieśni artystycznej, w których swoje umiejętności zaprezentowali studenci Wydziału Wokalno-Aktorskiego
Akademii Muzycznej w Gdańsku.
Pierwszy z nich odbył się 15 marca w macierzystej uczelni wykonawców, drugi zaś
dwa dni później w Muzeum Piśmiennictwa
i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie (w ramach cyklu „Spotkania z muzyką Kaszub”). Młodzi artyści ze swobodą
i wdziękiem potrafili się odnaleźć zarówno
w niełatwej interpretacji pieśni ludowych
z południowych Kaszub, jak i w całkowicie
nowym dla siebie repertuarze regionalnym,
takim jak liryka wokalna Jana Trepczyka,
Władysława Walentynowicza i Henryka H.
Jabłońskiego. Niestraszne okazały się dlań
również meandry kaszubskiej fonetyki.
W Gdańsku i Wejherowie wystąpili:
Jacek Batarowski, Małgorzata Bąk, Róża
Borzdyńska, Michał Bronk, Przemysław
Cierzniewski, Karolina Driemel, Karolina
Karcz, Kamila Kmiecik, Maciej Kozłowski,
Marcin Miloch, Agnieszka Roskal, Joanna
Sobowiec-Jamioł i Katarzyna Wilk. Solistom towarzyszyły Natalia Brodzińska
(skrzypce) i Witosława Frankowska (fortepian) – pomysłodawczyni i organizatorka
koncertów.
Słuchaczom, którzy licznie przybyli
do pałacu Przebendowskich i Keyserlingków w Wejherowie bardzo podobała się
brawurowa interpretacja pieśni „Weselé z kòstuchą” dokonana przez Karolinę
Driemel i Przemysława Cierzniewskiego,
ale zachwyt budziły także piękne duety
wokalne w wykonaniu Agnieszki Roskal
i Róży Borzdyńskiej („Hej, mòrze”, „Mòje
stronë”), Małgorzaty Bąk i Macieja Kozłowskiego („Andzia w lese”, „Pożegnanié”), Kamili Kmiecik i Karoliny Driemel („Gęsôrka”). Zainteresowanie wywołała zarówno
liryczna kreacja Marcina Milocha („Łodze
mòje”, „Teskniączka”), jak i szlachetny
patos wykonawczy Jacka Batarowskiego
(„Ga Léba”, „Król i wòjôrz”). Wielu widzów
rozbawiło identyfikowanie się z wykonywanym utworem przez Michała Bronka
(„Ùpiarti Michôł”) i sprawiły przyjemność
pastelowe interpretacje Joanny Sobowiec-
44
pomerania_maj_2012.indd 44
1
3
4
2
1. „Król i wòjôrz” w wykonaniu Jacka Batarowskiego; 2. Maciej Kozłowski zaśpiewał pieśń „Psota”;
3. Duet: Karolina Karcz – Marcin Miloch i „Kaczci na rzéce”; 4. Koncert zakończyła „Teskniączka” Jana Trepczyka.
-Jamioł („Ptôszkòwie na lëpie”, „Jabłoneczka”), Katarzyny Wilk („Lipa, lipaneczka”,
„Hafciarka z Żukowa”) i Karoliny Karcz
(„Leszczëna”, „Kaczci na rzéce”).
Podczas studiów na Wydziale Wokalno-Aktorskim gdańskiej Akademii Muzycznej młodzi ludzie poznają zróżnicowany
repertuar muzyczny. Do niedawna jednak
brakowało w nim utworów osadzonych
w pomorskiej tradycji wokalnej. Dzięki
marcowym koncertom studenci z różnych
stron Polski mogli bliżej poznać pomorską
kulturę, i to w sposób czynny. Pogłębianiu
ich wiedzy na ten temat sprzyja fakt, że
na wydziale pracują artyści-pedagodzy,
którzy mają w swoim repertuarze utwory z Kaszub i Pomorza: Aleksandra Kucharska-Szefler i Witosława Frankowska
(ponad 100 kaszubskich pozycji), Alicja
Rumianowska, Anna Fabrello, Ewa Marciniec, Ryszard Minkiewicz, Piotr Kusiewicz,
Krzysztof Bobrzecki, Przemysław Stanisławski, Dariusz Paradowski i Piotr Lempa.
Tekst: Bogumiła Cirocka,
zdjęcia: Anna Tarnowska.
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:01
historie wojenne
Sonnbergówny ze Smolna
Ludzkie losy bywają zawiłe. Gdy zaś wpiszemy je w wojenne ramy, wówczas rzeczywistość
może się okazać jeszcze bardziej skomplikowana. Tak było z bohaterkami mojej opowieści,
siostrami Anną i Agnieszką.
SŁAWOMIR LEWANDOWSKI
Prolog
Choć mają niemieckojęzyczne nazwisko, jednak są Polkami i tak jak
tysiące innych polskich obywateli doświadczyły wysiedlenia oraz pracy przymusowej na rzecz III Rzeszy. Podczas
II wojny światowej na ziemiach wcielonych do III Rzeszy polską ludność
wysiedlano i przemieszczano, żeby
przygotować tereny pod osadnictwo
niemieckie. Z kolei przymusowe zatrudnienie Polaków w niemieckiej
gospodarce wojennej stanowiło jeden
z elementów hitlerowskiej polityki
okupacyjnej wobec polskiego narodu:
Polakom wyznaczono rolę sług czy niewolników wielkoniemieckiej Rzeszy.
Dzisiaj, gdy obie kobiety wspominają lata wojny, podczas których były
rozdzielone, i krótki czas tuż po jej zakończeniu, gdy się spotkały przed zamieszkaniem na dwóch krańcach Polski (dzieli je dziś kilkaset kilometrów),
z ich opowieści wyłaniają się dwa scenariusze przedstawiające obraz bliski
wielu polskim rodzinom żyjącym na
Pomorzu. Najpierw zniewolenie przez
roszczącą sobie prawo do Pomorza
Gdańskiego III Rzeszę, następnie wyzwolenie przez armię radziecką, które
okazało się złudne: w miejsce jednego
oprawcy przyszedł bowiem kolejny
– nieprzewidywalni barbarzyńcy ze
wschodu.
...dann raus!
Choć dwójka rodzeństwa Sonnbergów ze Smolna (wówczas powiat
morski, dziś pucki) spodziewała się
tej „wizyty”, to jednak oboje liczyli
na to, że do niej nie dojdzie. Niestety 22 lutego 1942 roku ok. godziny 2
w nocy najpierw usłyszeli ujadanie
psa, a potem walenie w okno i wykrzyczany rozkaz: Aufstehen!!! (Wstawać!!!).
Portret Anny Sonnberg z lat czterdziestych.
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 45
45
2012-05-02 10:37:02
historie wojenne
niem psa. Zwierzę umilkło dopiero wtedy, gdy Wolle wyjął pistolet i strzelił
do niego.
Łzy stanęły mi w oczach. Chciałam
podbiec do tego szkopa i zadusić go gołymi rękami – wspomina pani Krupnicka. Teri był moim przyjacielem. To było
straszne przeżycie.
Tej nocy niemieccy policjanci
„odwiedzili” w Smolnie jeszcze kilka
rodzin. Wcześniej wytypowali największe i najlepiej prosperujące gospodarstwa. Informacji dostarczyli
im szpicle. Gospodarstwo Sonnbergów było zadbane, na tyłach domu był
duży ogród, stodoła i obora, spełniało
więc kryteria, którymi kierowali się
okupanci. Ojciec rodziny był przed
wojną sołtysem Smolna, co z pewnością również miało wpływ na decyzję
o zarekwirowaniu jego mienia.
Agnieszka Sonnberg w latach pięćdziesiątych.
Gdy do domu weszli niemieccy policjanci, kierujący nimi Wolle (według
relacji świadków był wysoko postawionym policjantem w Pucku) wrzasnął: Sie haben 20 Minuten zu packen
und dann raus! (Macie 20 minut na
spakowanie się i potem wynocha!).
Niespełna szesnastoletnia Agnieszka
i jej o kilka lat starszy brat Franciszek
wcześniej spakowali najpotrzebniejsze
rzeczy, gdyż o tym, że przyjdą po nich
niemieccy policjanci uprzedził ich ówczesny sołtys Smolna Hildebrandt, ale
dla niepoznaki pospiesznie spakowali
jeszcze kilka drobiazgów. Potem wyszli
na zewnątrz. Kazano im przygotować
wóz i zaprzęgnąć do niego konia z ich
gospodarstwa. Gdy wykonali rozkaz,
policjanci przyprowadzili mieszkającą w sąsiednim domu ich starszą siostrę z dwójką małych dzieci. Młodsze
z dzieci miało niespełna dwa miesiące,
drugie niecałe dwa lata. Jej także kazano się szybko spakować i opuścić dom.
Trudno nam było zdecydować, co
jest ważne, a co nie, co zostawić, a co zabrać. Nie dało się spakować na wóz całego dobytku – wspomina dzisiaj pani
Agnieszka, obecnie Krupnicka). Zanim
przyszli hitlerowcy, Franciszek ukrył
w stodole pod stogiem siana żeliwne wahadełko ze starego zegara, licząc na to, że
uszkodzony zegar nie wzbudzi zainteresowania szabrowników – dodaje.
Tej nocy było wyjątkowo mroźno.
Krzyki nazistów mieszały się z ujada46
pomerania_maj_2012.indd 46
Czy Polka
nie sprawia kłopotów?
Na wozie jadącym, jak się okazało,
do Pucka nie było rodziców rodzeństwa Sonnbergów, którzy w tym czasie przebywali z młodszymi dziećmi
w drugim gospodarstwie w Sławutówku, gdzie ojciec budował nowy dom dla
licznej rodziny. Zabrakło też ich siostry Anny, która kilka godzin wcześniej opuściła dom. Nie było na nim
również Franciszka, którego zabrano
innym wozem w nieznanym wówczas
siostrom kierunku.
Tej nocy 10-osobowa rodzina Sonnbergów została rozdzielona na długie
lata. Ich rodzinny dom w Smolnie zajęli tzw. Baltendeutsche, czyli Niemcy
z północy, z dzisiejszych terenów Łotwy i Estonii.
Dotarliśmy do Pucka nad ranem.
Przed tamtejszym dworcem kolejowym
kazali nam zejść z wozu i ustawić się
w szeregu – wspomina po latach pani
Agnieszka.
Od pracowników miejscowego
urzędu pracy dowiedziała się, że będzie pomagać w opiece nad dzieckiem
u pewnej zniemczonej rodziny. Jak się
później okazało, jej obowiązki były
znacznie szersze.
Jej pracę u nowych gospodarzy
nadzorował Wolle, ten sam, który
w nocy walił pięściami w okno ich domu i który zastrzelił psa pani Agnieszki. Przyjeżdżał rowerem niemal codziennie i wypytywał, jak się spra-
wuje Polka, czy Polka nie sprawia kłopotów, czy Polka wykonuje wszystkie
polecenia.
Lotnisko Heligebiel
Gdy Agnieszka Sonnberg jechała w stronę Pucka, jej siostra Anna
ukrywała się przed hitlerowcami
w Smolnie, u teściów ich brata Leona.
Jak mówi dzisiaj niemal 90-letnia
Anna (obecnie Gruba), bała się nieobliczalnych ludzi w mundurach, dlatego postanowiła się ukryć. Wkrótce
potem zamieszkała u smoleńskiego
gospodarza, któremu pomagała w prowadzeniu domu i przy wychowywaniu nastoletnich, osieroconych przez
matkę synów.
Po kilku miesiącach zdecydowała się opuścić Smolno. Pojechała do
Pucka. Udała się tam do urzędu, aby
dopełnić obowiązku meldunkowego. Sprawny niemiecki urząd szybko
roztoczył nad nią „opiekę” i znalazł
dla niej zajęcie. Wkrótce pani Anna
wraz z trzema innymi kobietami:
Różą z Mrzezina, Rozalią z Brudzewa i dziewczyną z Łebcza (pamięta
dziś tylko jej nazwisko – Dettlaff)
znalazła się w mieście Elbing (Elbląg)
w ówczesnych Prusach Wschodnich.
Skierowano je do prac przymusowych
na terenie lotniska Heligebiel, miały
składać samoloty.
Mieszkałyśmy w drewnianych barakach podzielonych na kilka pokoi, w których stały piętrowe łóżka. Wprawdzie nie
było żadnych wygód, ale warunki były
całkiem znośne, podobnie jak jedzenie
– wspomina pani Anna. Mieszkałam
m.in. z trzema wspomnianymi dziewczynami, w sumie w pokoju było nas osiem.
W obozie pracy, bo tak właściwie
powinno się mówić o tym miejscu,
od rana do wieczora pracowało bardzo dużo ludzi. Jak wielu? Tego Anna
Gruba nie jest dziś w stanie określić.
Do zadań pani Anny należało montowanie elementów z korpusu samolotu.
W Elblągu, z dala od rodziny, Anna
spędziła niemal trzy lata, do czasu wyzwolenia obozu przez Rosjan w marcu
1945 roku.
Przez Żelistrzewo
do Wrocławia
Agnieszka Sonnberg ze służby
u zniemczonych Pola ków została
zwolniona za „pyskowanie”. Miała już
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:03
historie wojenne
dość poleceń gospodyni, która kazała
jej m.in. macać kury, aby sprawdzić,
która zniesie jajko, miało to zapobiec późniejszemu ich zawieruszeniu
się. Jajka były cennym towarem wymiennym w czasach, kiedy większość
produktów była na kartki. Pojechała
wówczas do rodziny do Żelistrzewa.
Tam znalazła pracę w małej manufakturze produkującej części metalowe, prawdopodobnie do samolotów.
Pracowała tam do momentu, w którym Armia Czerwona wkroczyła do
Gdańska i Gdyni. Dobiegające z oddali odgłosy toczących się walk i świsty
pocisków kierowanych w stronę Helu
zatrzymały produkcję.
Żołnierze radzieccy, którzy dotarli
na Pomorze jako pierwsi, brali miejscową ludność za Niemców. Oprócz
wyzwalania zajmowali się także zabijaniem oraz wyłapywaniem głównie
młodych kobiet, których los był przypieczętowany. Pani Agnieszka niejednokrotnie chowała się przed Rosjanami w piwnicy, a raz nawet w kominie
do wędzenia.
Po ostatecznej kapitulacji III Rzeszy
i odejściu Rosjan z Żelistrzewa i okolic pani Agnieszka wróciła do Smolna.
Rodzinny dom, który musiała opuścić
trzy lata wcześniej, był opustoszały,
splądrowany i zniszczony, podobnie
jak pozostałe budynki w gospodarstwie. Rodzina niemieckich Bałtów,
która mieszkała w gospodarstwie Sonnbergów przez ponad trzy lata, nie zajmowała się rolnictwem, o czym świadczyło i zarośnięte perzem pole, i wciąż
znajdujące się pod stogiem siana wahadełko od zegara, schowane tam w 1942
roku przez Franciszka.
Tu nie ma czego szukać, trzeba iść
w świat – pow ied zia ła wówczas
Agnieszka Sonnberg, widząc bezmiar
zniszczeń. Pojechała do Warszawy,
gdzie trudniła się m.in. sprzedażą świeżych bułeczek i herbaty podczas wyścigów konnych. Kolejnym przystankiem
w jej życiu był Wrocław. Poznała tam
swojego męża i mieszka do dziś.
Powrót do domu
Po wejściu Rosjan do Elbląga Anna
Sonnberg wraz z pozostałymi pracownikami lotniska Heligebiel trafiła do
Bydgoszczy. Jak wspomina, nie wiedzieli, dokąd ich wiozą. Krążyły pogłoski, że Rosjanie wywożą przymu-
Lotnisko w Elblągu w 1944 r. Anna Sonnberg w górnym rzędzie, pierwsza od lewej.
sowych robotników w głąb Związku
Radzieckiego.
Z Bydgoszczy, w towarzystwie
Róży z Mrzezina i pani Dettlaff z Łebcza, udało jej się dojechać do Gdańska,
a stamtąd do Redy. Do rodzinnego
Smolna pani Anna przyjechała wozem
konnym, którego właściciel zgodził się
zabrać podróżne. Był maj 1945 roku.
Droga do domu nie była łatwa. Najpierw jechaliśmy kilka tygodni w bydlęcych zamkniętych od zewnątrz wagonach, potem zaś czekała nas jeszcze
długa droga do domu, podczas której
musieliśmy handlować tym, co mamy,
choćby własną garderobą, aby zdobyć
cokolwiek do jedzenia – wspomina.
Pamięta, że gdy wróciła do rodzinnej miejscowości, od razu zbiegli
się ludzie i pytali, gdzie była, co robiła i co widziała. Byli ciekawi, co się
z nią działo przez lata nieobecności
w Smolnie. Pytali również, czy widziała członków ich rodzin, którzy dotąd nie wrócili. Wśród pytających był
ojciec Rozalii Okoń z Brudzewa, z którą pani Anna przyjechała do Elbląga
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 47
i z którą mieszkała w jednym pokoju
przez niemal trzy lata. Według relacji
pani Anny Rozalia podczas ewakuacji
obozu dołączyła do innej niż ona grupy, z którą po dotarciu do Bydgoszczy
udała się w nieznanym jej kierunku.
Mieszkańcy Smolna, szczególnie
w pierwszych miesiącach po zakończeniu działań wojennych, pomagali sobie
wzajemnie odbudować gospodarstwa.
Ci, co mieli więcej, dzielili się z tymi,
którzy cierpieli niedostatek. Jak wspomina pani Anna, można było liczyć na
sąsiedzką pomoc.
Po powrocie do Smolna Anna spotkała się z Agnieszką, która wkrótce
opuściła rodzinne strony.
Po wojnie pani Anna z mężem Janem Grubą, komandorem podporucznikiem Marynarki Wojennej i dwoma
synami: Zdzisławem (ur. 1948 r.) i Mieczysławem (ur. 1952 r.) mieszkała m.in.
w Ustce i Świnoujściu, jednak sercem
związana była z miejscem, w którym
się urodziła i wychowała. Dziś mieszka
z rodziną w Pucku, kilka kilometrów
od rodzinnego Smolna.
47
2012-05-02 10:37:03
z Kociewia
Bielawa
MARIA
PAJĄKOWSKA-KENSIK
Magiczne słowo. Dla mnie (choć
może też dla kogoś innego) magiczne.
W pomorskich słownikach ma znaczenie neutralne. Teraz jest to już archaizm. Młodym trzeba tłumaczyć, co to
jest bielawa lub bielnik. Ja do tego słowa
uparcie wracam, bo ukryła się w nim
długa starokociewska opowieść mojej
matki – jak to trzeba było pilnować rozpostartych na czystej łące i przód wipranych jasnych ręczników, powłok, prześcieradeł, by w słońcu stały się jeszcze
bielsze. Aby zwiększyć efekt, kilka razy
polewano je czystą wodą. Gdy w po-
bliżu było stadko gęsi, należało bielawę
chronić przed nimi, bo nijak nie mogły zrozumieć, że to miejsce na łące nie
jest dla nich.
W pozimowej tęsknocie za gorącym słońcem warto sobie wyobrazić tę
ludową praktykę, którą dziś zastępuje
wszechobecna chemia.
W swoich archiwalnych zbiorach
mam też zachowaną gwarową opowieść mojej matki chrzestnej o tym,
jak przebiegało dawne pranie z baliją, z tarą, z kijankami, sztukowaniem…
Wracam do czynności wybielania.
I myślę o powalanych słowach, o brudnych rzeczach i sprawach, które warto
by wybielić, by wokół nas zrobiło się
jaśniej, by w tym, co jasne, zagnieździła się nadzieja.
A polityka? Boże, to są dopiero
ciemne, zabrudzone obszary. Tu potrzebne są ogromne przestrzenie bielawy… Myślę, że każdy ma (może mieć)
swoją życiową bielawę. Trzeba tylko
znaleźć łąkę, a łąki bywają poetyckie.
Miał taką znany kaszubski pisarz, Jan
Drzeżdżon. Wiosną wybraliśmy się
w jego rodzinne strony, by zatrzymać
się przy domu, który go pamięta. Ktoś
z rodziny zwrócił naszą uwagę na ceglany okrąg w ogródku, którym matka twórcy wyznaczyła przestrzeń dla
minionych kwiatów. Jeszcze drzewa te
same i fragmenty płotu, i zatrzymany
dla nas, czyli wszystkich przeżywających „jego światy”, widok na jezioro
Bielawa. Taki sam jak na okładce jego
książki pt. Kòl Biélawë. Jak dobry znak
na jeziorze pływały właśnie dwa białe
łabędzie, dwa dni wcześniej przëlecóné;
może z kolejnego pokolenia tych, które
widział niepospolity Kaszuba. Teraz
już nie tylko Mariczka, ale i on przebywa na swòji wieczny lące…
Żałuję, że mam za mało czasu,
by się do woli naczytać jego tekstów,
w których pełno swojskich obrazów
zwielokrotnionych przez magiczne odniesienia. Lubię to przechodzenie codzienności w odświętność, tajemnicę,
magiczność. Może jeszcze nie zgasła
zapalona zielona lampa, może nie zapodział się przyniesiony mu z Kociewia
kamuszek. W realizmie magicznym
wszystko może się zdarzyć. W tym roku
znowu widziałam lecące dzikie gęsi.
Rôczba
Zaproszenie
Z wiôlgą bùchą chcemë le wszëtczim wkół dac do wiédzë, że z leżnotë 50 lat dzejaniégò Karna Sztudérów „Pòmòraniô” Pòmòreńcowie
ë lubòtnicë karna mdą fest fejrowac. Z ti téż przëczënë Zarząd KS „Pòmòraniô” serdeczno rôczi na wiôldżi bal i rechùje na zjachanié sã stolëmny gromadë naszich lëdzy.
Wszem, wobec i każdemu z osobna wiadomym się czyni, iż z pałającą w sercach dumą z okazji jubileuszu 50-lecia działalności Klubu
Studenckiego „Pomorania” świętować będą hucznie Pomorańcy
i sympatycy klubu. Na uroczysty bal, serdecznie i z nadzieją osiągnięcia
wysokiej frekwencji, zaprasza Zarząd KS „Pomorania”.
Nen Pòmòreńsczi Bal zacznie sã 12 maja 2012 r. ò gòdz. 6 pò pôłnim
w rozegracjowi zalë Kłosowò (wies Kłosowò kòl Przedkòwa).
Ów Bal Pomorański zainicjowany zostanie 12 maja 2012 r. o godz. 18
w sali bankietowej Kłosowo (miejscowość Kłosowo k/Przodkowa).
Je to apartnô leżnota do zabawë. Atrakcjów òb czas balu zycher nie
zafelëje. Bãdze to òsoblëwé wëdarzenié, bo w jednym placu pòtkô
sã czile pòkòleniów Pòmòreńców. Pòspólnô rozegracjô sparłãczonô
z wspòminkama ë wëmianą doswiôdczeniów gwës mdze bëlnym dzélã
baro bògati historie karna.
Okazja do świętowania jest nie lada. Atrakcji podczas balu nie zabraknie.
Wydarzenie będzie wyjątkowe, bo spotka się na nim kilka pokoleń
Pomorańców. Wspólna zabawa, uwieńczona wspomnieniami i wymianą
doświadczeń zapewne wpisze się pozytywnie w karty, jakże bogatej już,
historii klubu.
Kòntakt: Paweł Kòwalewsczi, tel. 601-616-125, [email protected]; Wioleta Dejk, tel. 723-935-073, [email protected]; Paùlina Szmidka, tel. 507-527-051, [email protected]
48
pomerania_maj_2012.indd 48
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:03
opowiadanie kociewskie / zachë ze stôri szafë
Jezdóm Kociewiakam
MARIA BLOCK
Deliberowała żam se niédawno,
co Kociéwie na mnie znaczy i czamu
ja w ogóle tutej wéw Anglji (bo tera
wéw Anglji za moim chłopam i gzubami siedze) zamiast sia wéw jakiś film
po angelsku gapsić, tera tu ślencze na
komputerze i psisze ta bajka. Już żam
chciała nasprawda to ciepnónć, arbata
se przyrychtować abo ziuźkać do moich
brojków lejcieć i pod pludry sia wkarować, ale dzie tam, do psisania żam sia
wziéła. Toć tutaj to już nawet po polsku
nié gadam a co dopsiéro po kociewsku,
ino po angelsku coś tamoj szwargotam,
jak chce kupsić mléko na dzieszczków
czy mniaso. Bo zéz dzieszczkami calulki dziań se spendzam, łazimy se po parkach, na place zabaw żgamy non stop,
ino jak pogoda psiankna, bo tu pada
ciangam, wianc za dużo sia nié nalatamy. Ale knapkowi żam kupsiła take
buksy gumowe zielone jak na rybaków,
do tego kaloszki modre i jaczka żółta
i może se po wodzie lejtać. Jo, i on lejta,
ino na mnie to nié je take śmnieszne,
bo ja żadnej frakety galancie na deszcz
nimam. Ale co sia na gzuba nié zrobji,
toć na niego to ja mogę nawet sia wéw
téj plucie wykompać, ino żeby on béł
szczanśliwy!
Co je wéw tym Kociéwju, że ja wéw
sercu je durcham czuja i mnie pika
czansto, jak znówki dzieś trza przenosiny urzóndzać. Toć ja na Kociéwju
już od dziewiańciu lat nié mnieszkam,
a żam nié zabaczyła. Żam nié zabaczyła,
bo nié moge zabaczyć tych łycajóncych
wjérzbów, co wyjrzo jak stare baby
przy drodze. Tych składów, co dwudziesty psiyrszy wiek niby je, a tamoj
ino psiwo i chleb zéz zawczorym. Te
rzeczki, zawalone jakimiś kamlotami
i knorami, zéz bobrami i inszó gadzinó.
Jo, wóm mówja wéw Uczbie na Kociéwju
czytasz, że Wierzyca to najwalniéjsza
(nié liczónc Wisły) rzeka na Kociéwju,
jedziesz to oblukać, a tu pluta sia cióngnie bez jakiś biszong i walna mi rzeka.
I tak wóm powjam, że nié wjém, co je
takégo wéw Kociéwju, ale mnie ani morze, ani zamki angelske, ani jakeś tamoj
szwedzkie muzeła nié ruszajó i ciangam
ino te drzewka wjidza wéw duszy.
Mój chłop to je Kaszub, a moje gzuby to só światowe jak nic, bo kto to wjidział, żeby trzy lata mnieć i po angelsku
flefronić abo na pół roczku samolotem
lejtać. I im to je wszytko jedno, ale ja jak
ino moga, zara do Czarnéj Wody abo inszego Czczewa żgam, co by eszcze trocha poczuć ta kociewska ziamnia.
SŁOWNICZEK:
arbata – herbata; biszong – zagajnik;
ciangam, durcham – zawsze; eszcze
– jeszcze; flefronić – mówić niewyraźnie; frakety – tu: ubrania; gadzina –
zwierzęta; galancie – elegancko; gzuby
– dzieci; jaczka – kurteczka; knapek
– chłopiec; knor – gałąź; łycać – płakać; pludry – pościel; pluta – kałuża;
szwargotać – mówić, snuć opowieści;
walny – duży; wyjrzeć – wyglądać;
zabaczyć – zapomnieć; zawczorym –
przedwczoraj.
Brandszure
Kò kòżdô białka bë chca bëc jak
nôpëszniészô, nôsnôższô, nôpiãkniészô.
Na codzéń a nôbarżi òd swiãta. Sobie
a chłopóm sã widzec – wôżnô rzecz.
Na niedzelã, wieselé, przëjãcé, roczëznã
òblokałë sã białczi w nômódniészé
ruchna.
Òbleczënk wôżny, ale co z nyma
włosama zrobic? Wëmëc, wësëszëc,
a tej fejn wëfrézowac. Przódë mògła sã
białeczka na przëmiôr fejn na głôdkò
ùczosac i ju, ale… Mòże bë tak co
jinszégò, módniészégò, mógł z nyma
klatama zrobic?
Do te bëła lokówka, z niemiecka
zwónô brandszure. Sygło le jã bëlno
nagrzôc, a fejn wałë z ji pòmòcą zrobic. Mùszôł le òpasowac, bë za mòckò
lokówczi nie nagrzôc. Kò spôlëc klatë szło czësto letkò. Nó to bëła rada.
Przed ùżecym robiło sã test na gazéce,
żlë na sã nie spôlëła, tej i do włosów
mógł lokówkã ùżëc. Ta na òdjimkù je
z pòczątkù XX stalatégò.
rd
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 49
49
2012-05-02 10:37:04
pod patronatem „Pomeranii”
XXVII Kaszubski Spływ Kajakowy
Śladami Remusa
Serdecznie zapraszamy do udziału w spływie, który będzie trwać od 7 do 15 lipca 2012 roku i prowadzić rzeką Słupią
z Sulęczyna (powiat kartuski) do Słupska.
Organizatorem spływu jest Klub Turystyczny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Wanożnik, a realizatorem – na
zlecenie Klubu – Biuro Turystyki Kwalifikowanej i Aktywnego Wypoczynku Glada. Patronat medialny sprawuje redakcja
„Pomeranii”.
go sprzętu. Udziału w spływie innych jednostek pływających niż
1-, 2- i 3-osobowe kajaki oraz kanu nie przewiduje się.
Wiosłującym mogą towarzyszyć kolarze. Grupa rowerowa
jest dla osób pełnoletnich i dla liczących 10–17 lat pod opieką
osób pełnoletnich.
Uczestnicy i sprzęt
Spływ jest dla osób dorosłych, młodzieży i dzieci co najmniej 8-letnich.
Będziemy dysponowali dla uczestników spływu kilkudziesięcioma kajakami, które dowieziemy na miejsce startu i odwieziemy
z mety spływu. Nie zapewniamy natomiast przewozu prywatne-
Przewidywane opłaty i terminy
Wpisowe normalne od osoby wynosi 280 zł, zniżkowe –
230 zł; w tym 23 proc. VAT.
Sumy powyższe pokrywają część kosztów organizacyjnych,
m.in. ubezpieczenie osób, osiem posiłków polowych, przewozy
bagaży między biwakami, opłaty za biwakowania, koszty imprez
Zgłoszenie na XXVII Kaszubski Spływ Śladami Remusa
ZAŁOGA:
1. Osoba prowadząca kajak (pełnoletnia) lub rower
Imię i nazwisko
Data urodzenia
Nazwa i nr dowodu tożsamości PESEL
Adres (z kodem)
Tel. (+ kierunkowy): dom praca
komórkowy e-mail
Praca/nauka** (nazwa i miejscowość)
Zawód/zajęcie
Należy do: ZKP (podać oddział) KT Wanożnik
2. Członek załogi kajaka (minimum 8 lat) lub niepełnoletni rowerzysta
Imię i nazwisko
Data urodzenia
Nazwa i nr dowodu tożsamości
Nr karty rowerowej*
Adres (z kodem)
Tel. (+ kierunkowy): dom praca
komórkowye-mail
Praca/nauka** (nazwa i miejscowość)
Zawód/zajęcie
Należy do: ZKP (podać oddział) KT Wanożnik
KAJAK: Chcemy pożyczyć kajak od organizatorów TAK
Mamy własny: plastikowy
składany
ZGŁOSZENIE DO GRUPY: kajakarze NIE
iluosobowy?
kolarze
Podpisy osób zgłaszających się (nie dotyczy wysyłających zgłoszenie e-mailem):
*obowiązuje osoby niepełnoletnie w grupie rowerowej **zbędne skreślić
50
pomerania_maj_2012.indd 50
kulturalnych, wykonania pamiątkowej plakietki i informatora-regulaminu-przewodnika.
Zniżka przysługuje członkom KT Wanożnik, którzy opłacili składki członkowskie do 2012 roku włącznie, członkom ZKP,
którzy okażą podczas rejestracji zaświadczenie ze swego oddziału potwierdzające opłacenie składek do 2012 roku włącznie,
studentom i uczniom. A ponadto – jeśli jednemu z dorosłych
członków rodziny przysługuje zniżka, to z ulgowego wpisowego
mogą skorzystać także pozostali członkowie rodziny, którym ona
z innego tytułu się nie należy.
Kajak wypożycza i płaci zań osoba go prowadząca. Opłata za jego wypożyczenie i przewożenie wynosi 180 zł. W razie
nieodebrania go na starcie w sobotę 7 lipca wpłata ta nie będzie
zwracana.
Kaucja za kajak wynosi 50 zł (jako zabezpieczenie pokrycia
ewentualnych kosztów jego drobnej naprawy) i będzie pobierana
na starcie.
Pisemne zgłoszenia udziału na załączonym wzorze (który należy powiększyć do rozmiaru A-4) będą przyjmowane do 3 czerwca.
Można je wysyłać pocztą (uwaga: nie stosujemy urzędowej zasady
daty stempla pocztowego!) pod adresem Biura Glada (adres poniżej),
e-mailem: [email protected] lub złożyć w siedzibie Klubu Wanożnik
(adres poniżej).
Wszystkich zgłaszających się, którzy się posługują pocztą
elektroniczną, prosimy o podanie – dla ułatwienia kontaktu –
swego e-maila.
Do 19 czerwca wyślemy pisemne powiadomienie o przyjęciu zgłoszenia, a osobom przyjętym na spływ – także informator-regulamin-przewodnik.
Opłaty należy uiścić do 25 czerwca na konto BTKiAW Glada:
Bank Multibank 88 1140 2017 0000 4702 0555 6339 z dopiskiem
„Spływ Śladami Remusa”. Niedopełnienie tego będzie oznaczać
rezygnację z udziału w spływie.
Przewodniczący Komitetu Spływowego
Edmund Szczesiak
Realizator:
Stefan Gorajek, tel. kom. 504 601 474, [email protected]
Adres Biura Turystyki Kwalifikowanej
i Aktywnego Wypoczynku Glada:
ul. Płk. Dąbka 149/2, 81-107 Gdynia
Adres Klubu Turystycznego Wanożnik:
ul. Straganiarska 21–23, 80-837 Gdańsk
z dopiskiem „Spływ”; tel. (58) 301 27 31,
tel./faks (58) 346 26 13
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:05
Nowe materiały
dla kaszubistów
Scenarniczi ùczbów kaszëbsczé-gò
jãzëka pod red. Róży Wosiak-Śliwy
zostały opublikowane jako pokłosie
Pody plomow ych Stud iów Kwa lifikacyjnych Pedagogiczno-Metodycznych Nauczania Języka Kaszubskiego
(rocznik 2010–2011). Studia współfinansowała Unia Europejska, a projekt
zrealizował Zarząd Główny Zrzeszenia
Kaszubsko-Pomorskiego w partnerstwie z Akademią Pomorską w Słupsku.
Ze wstępu do zbioru czytelnik dowiaduje się, że scenariusze lekcji (których jest 70) zostały napisane przez
słuchaczy w ramach praktyk pedagogicznych pod opieką Felicji Baski-Borzyszkowskiej (11), Witolda Bobrowskiego (14), Jaromiry Labuddy (10),
Iwony Makurat (15), Lucyny Sorn (9)
i R. Wosiak-Śliwy (11).
Walorami omawianej książki są:
duży format (A4), twarda oprawa,
przejrzyste rozplanowanie scenariusza
lekcji na część zawierającą opis kształcenia i zarys pracy lekcyjnej (opracowanie graficzne Maciej Stanke) oraz
kolorowe, wyraziste ilustracje (Joanny
Koźlarskiej), które po właściwym przygotowaniu przez nauczyciela (kolorowe odbitki, usztywnione lub laminowane) mogą na długie lata być pomocą
dydaktyczną w codziennej pracy.
Większość projektów przeznaczona jest dla uczniów najmłodszych,
tylko kilka to scenariusze lekcji, jakie
można poprowadzić w szkole ponadpodstawowej. Dominują lekcje wprowadzające nowe słownictwo na tle
treści kulturowych, rzadziej literackich; tekst literacki (częściej poetycki
i to we fragmencie) jest w większości
przypadków tylko źródłem słownictwa (wyjątek stanowi np. lekcja dotycząca pisarstwa A. Łajming). Brakuje
ćwiczeń ortograficznych, ważkich dla
kaszubszczyzny pisanej in statu nascendi, co dziwi w kontekście masowego
udziału uczniów w dyktandzie kaszubskim i w realiach dbałości o poprawność pisania (nauka ortografii służy
kształceniu umiejętności czytania!)
w dydaktyce języka ojczystego na
I i II etapie edukacyjnym. Dominacją
tych okresów szkolnych w zebranych
scenariuszach trzeba chyba tłumaczyć nieczęste występowanie ćwiczeń
gramatycznych. Można też jednak
podejrzewać niezrozumienie przez
autorów samej istoty nauczania o języku dla nauki języka; od początków
nauki każdego języka (psycholingwistyka odróżnia odmienność procesu
przyswajania i uczenia się) – jeszcze
bez wprowadzania pojęć i terminów
językoznawczych! – należy dostrzegać
wieloaspektowość kształcenia kompetencji komunikacyjnej, gdzie różne
płaszczyzny się przenikają: 1) kształcenie sprawności nadawczych i odbiorczych, 2) sfera fonologiczna, leksykalna
i składniowa, 3) odpowiedniość stylu
i kontekst sytuacyjny, historyczny,
społeczny, kulturowy itp. Szkoda, że
w zbiorze 70 scenariuszy takiej zaplanowanej harmonijności brakuje.
Analiza całego zgromadzonego materiału (niestety, książka nie ma spisu
treści!) ujawnia, że praca grupy studentów podporządkowana była indywidualnej koncepcji animatora: 1) tematyce, np. J. Labudda – „profesje” (m.in.
stolôrz, młënôrz, piekôrz, gòspòdôrz,
krôwcka, frizér, ògniôrz, zwierzãcy doktór, urzãdnik), R. Wosiak-Śliwa – „Bënë
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 51
i bùten” (mòje chëczë, jizba dzénnô, wiôlgô jizba, w kùchni, na targù, kino, w krómie, nad wòdã), 2) celowi nauczania,
tu: F. Baska-Borzyszkowska – kultura
materialna i duchowa Kaszub, 3) bogaceniu słownictwa, tu: W. Bobrowski – z wykorzystaniem tekstu literackiego jako źródła leksyki, L. Sorn
– różnorodne ćwiczenia motoryczne
i sensoryczne, 4) znanemu w dydaktyce wczesnoszkolnej „chwytowi”
metodycznemu, np. w grupie I. Makurat w świat nauki wprowadza uczniów pùpka Marzëbiónka.
Zgromadzony w scenariuszach materiał leksykalny – obok wspomnianego wcześniej ikonograficznego – jest
bezsprzecznym atutem książki.
O wpływie opiekunów grup na pracę
wychowanków świadczą nie tylko różnice w opisach celów lekcji czy działu,
którego dotyczy projektowana jednostka dydaktyczna, ale także dobór
pomocy dydaktycznych, sposób ich
prezentacji, opracowanie bibliograficzne, a nade wszystko szczegółowość
zapisu czynności ucznia na lekcji (to
zapewne jest też wypadkową wcześniejszych umiejętności studentów):
od projektów kilkustronicowych, zawierających poprawnie zbudowany
system ćwiczeń, nawet z nadmiernie
wyeksponowanym materiałem językowym (m.in. puste tabelki i krzyżówki, duże kolorowe ilustracje, miejsce na wypisanie wniosków), po lapidarne wypunktowanie czynności nauczyciela, opis kolejnych etapów pracy, co nie jest przydatne w działaniu
lekcyjnym. Praktyczne zastosowanie
znajdą scenariusze zawierające zapis
polecenia, materiał, na którym uczeń
ma wykonać czynności umysłowe i językowe, oraz zapis wniosków, do których trzeba w wyniku danego zadania
dojść.
Odrębność grup widoczna jest
również w doborze lektury, np. w całej
grupie powtarzają się te same tytuły
podręczników do nauki kaszubskiego
i słownik polsko-kaszubski J. Trepczyka. Zdumiewa powszechność wykorzystania w dydaktyce tego dzieła
z 1994 r. (jest w bibliotekach?) przy
nieobecności normatywnego słownika E. Gołąbka (wyjątkowo na s. 141,
143, 255) oraz Biuletynów Rady Języka
Kaszubskiego (Biuletin z 2008 r. tylko
w lekcji o imionach). Przecież zasady
51
2012-05-02 10:37:05
lektury
pisania (ortografia, fleksja, morfologia)
są ciągle modyfikowane, a ważnym
zadaniem edukacji szkolnej jest wprowadzanie aktualnych ustaleń normatywnych. Przy okazji zasmuca okazjonalność użycia słownika B. Sychty
oraz zupełny brak wydawnictw metodologicznych, w tym także dodatku
edukacyjnego „Pomeranii” Najô Ùczba,
i stron internetowych, które przy braku wydawnictw zwartych powinny
być dobrze znaną skarbnicą pomysłów
i doświadczeń kaszubisty.
Mimo istotnej przewagi treści kulturowych nad innymi autorzy scenariuszy oprócz czytanek z Kaszëbsczégò
abecadła Bobrowskiego i Kwiatkowskiej stosunkowo często wykorzystują własne tłumaczenia polskiej poezji
dla dzieci, np. znane z podręczników
szkolnych: Môłô krôwcka (s. 10, H. Golcowa, Mała krawcowa), Czas miłotë
(s. 87, W. Woroszylski, Czas miłości;
ćwiczenia do wiersza J. Ratajczaka
Przed nocą w drugim scenariuszu
autorki-tłumaczki, ale całego tekstu
brak), Tãga w kroplë deszczu (s. 159,
H. Zdzitowiecka, Tęcza w kropli wody);
inne tłumaczenia z omyłkami bibliograficznymi: J. Wëbiéralsczi, Czarzoné
słowa (s. 157, por. www.naszedziecko.
net Jolanta Wybieralska, Magiczne słowa,), D. Gellner, Malowóné jaja (s. 275,
właściwie H. Szayerowa, Pisanki; D.
Gellner napisała inny wiersz o tym samym tytule). Przekłady te wzbogacają
dorobek translatorski kaszubszczyzny,
choć może nie zawsze utrzymują rytm,
rym, układ wersów… Na marginesie
rodzi się pytanie: czy słuchacze studiów poznali dorobek piśmiennictwa
kaszubskiego dla dzieci? Wyjątkowo
tylko pojawia się antologia wierszy
dla dzieci Mësla dzecka (s. 56), opowiadanie Jak żółw ë zajc Kaszëbë zwiédzalë
ze zbioru R. Drzéżdżónka Kòmpùtrowé
krôsniã (s. 64), bajka A. Nagla ze zbioru W krainie baśni i bajek kaszubskich
(s. 122) i tegoż Szadi Władi. Nic więcej!
Dobrze, że zbiór scenariuszy lekcji
języka kaszubskiego ukazał się jako
jedna książka. Zgromadzenie materiałów i rozwiązań dydaktycznych
w zwartym wydawnictwie ma oczywisty charakter praktyczny, zatem na
pewno antologia stanie się pomocą
dla całej rzeszy nauczycieli. Mając na
uwadze adresata właśnie, redaktorzy
i korektorzy powinni byli dołożyć
52
pomerania_maj_2012.indd 52
wszelkich starań, aby zapisy kaszubskie były bezbłędne, a niestety, wiele
tu literówek. Opiekunowie grup – ze
świadomością finalnej publikacji – mogli wymagać od podopiecznych większej rzetelności: w zapisie ćwiczeń,
w kompletowaniu źródeł, w dokumentowaniu niewątpliwie wykorzystanych
źródeł (niejeden pomysł znaleźć można
w internecie…). Niejednolitość zapisu
scenariuszy w pewnych okolicznościach staje się atutem – każdy belfer
ma swoje upodobania co do sposobu
zapisu działań dydaktycznych – ale
brak cech różnorodności i wielofunkcyjności dla układu ćwiczeń szkodzi
efektywności kształcenia.
Dzięki skupieniu w jednym miejscu
projektów kilkudziesięciu nauczycieli
łatwiej zobaczyć aktualne tendencje
i żywotne potrzeby dydaktyki języka
kaszubskiego, a wśród nich za priorytetowe uważać można: wypracowanie
zintegrowanych metod nauczania językowego i kulturowego, wzbogacenie
warsztatu pracy nauczyciela szkoły
ponadpodstawowej oraz zachęcanie
kaszubistów do podejmowania wysiłku samokształcenia.
Justyna Pomierska
Scenarniczi ùczbów kaszëbsczégò jãzëka, red. Róża Wosiak-Śliwa, Wydawnictwo Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, Gdańsk 2011
Kôrbiónka Rómka
& Tómka
We współczesnym piśmiennictwie
kaszubskim można zaobserwować
silną obecność jednego z gatunków
publicystycznych – felietonu. Pojawia się on m.in. w „Pomeranii”, „Gazecie Kartuskiej” czy „Nordzie”, będąc
wyrazistą częścią składową każdego
numeru, przyciągając uwagę tematyką
lub stylem narracji.
Felietonista powinien umiejętnie
nawiązywać do klasycznych znamion
gatunku i urzeczywistniać przynajmniej kilka celów: informować o świecie, ocenić zachodzące w nim zjawiska
i co szczególnie wyróżniające – wyrazić własny stosunek do rzeczywisto-
ści. W kaszubskiej tradycji literackiej
felietony zaczęły powstawać dopiero
za czasów zrzeszeńców, dzięki Aleksandrowi Labudzie, który w rubryce
„Guczów Mack gôdô” konsekwentnie
przedstawiał czytelnikom periodyku
„Zrzesz Kaszëbskô” swój punkt widzenia na kwestie polityczne, administracyjne i kulturowe. Można co prawda
uważać Jana Karnowskiego, a może
nawet i Floriana Ceynowę za autorów,
którzy tworzyli publicystykę o formach zbliżonych do felietonistyki, lecz
cele informacyjne lub naukowe, jakie
im przyświecały, na dalszy plan usunęły elementy stylu artystycznego typowego dla wypowiedzi felietonowej.
Natomiast Guczów Mack wykreowany
przez Aleksandra Labudę w satyrycznym ujęciu świata, ze stale zaznaczoną
kaszubskością, własnym głosem i bez
skrępowania domagał się zmian, wartościował, manifestował i wyśmiewał
fakty, ludzi i zjawiska. Nie zawsze
były to teksty najwyższych lotów, nie
zawsze żart trzymał się ram dobrego
tonu, lecz mimo to felietony Labudy
podobały się czytelnikom, a on nie
uciekał przed odpowiedzialnością za
swoje słowa.
Wspominam tutaj o Aleksandrze
Labudzie, ponieważ to jego publicystyczna twórczość leży u podstawy
zbiorku felietonów Romana Drzeżdżona i Tomasza Fopkego Rómka & Tómka
Kôrbiónka z felietónowi pòlëcë, który
w 2010 roku opublikowało Wydawnictwo Region. Myślę tutaj nie tyle o sfe-
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:05
lektury
rze ideologicznej, którą przede wszystkim podkreślał Labuda, ta bowiem jest
u współczesnych felietonistów raczej
drugoplanowa, co o żywiole humoru
i satyry, z którego to źródła czerpią
Drzeżdżon i Fopke często i udatnie.
Nie bez powodu użyli oni w tytule
swojego tomiku słowa kôrbiónka, co
odwołuje do specyficznego żartu, rodzaju mądrości ludowej, przyprawionej drwiną oraz ironią polegającą na
kreowaniu specyficznego, „naiwnego”
odbioru świata. Ten sposób widzenia
rzeczywistości niesie ze sobą filozofię
życia przejawiającą się w nieufnym
stosunku do z zewnątrz pochodzących
nowości, w niechęci do kulturowych
zmian, wreszcie w przekonaniu, że to,
co własne, jest najcenniejsze i najbardziej odpowiednie.
W książeczce Drzeżdżona i Fopkego znalazło się czterdzieści felietonów
(dwadzieścia tekstów każdego autora)
opatrzonych słowniczkiem kaszubsko-polskim, ułatwiającym zrozumienie
tekstów. I jeden, i drugi autor reaguje
na zdarzenia ze swojego życia, pisząc
o nich w nawiązaniu do szerszych kręgów społeczności Kaszub, a czasami
także przywołując problemy współczesnego świata. Mamy w zbiorku
opowiastki związane z kaszubską obyczajowością (Baszka), ale także felieton,
w którym owa obyczajowość została
ukazana w procesie rozpadu (Dëgù,
dëgù za 5 złotëch). Widzimy zarówno
tradycyjny model kaszubskiej rodziny
(Lëpa), jak i ciąg przemian mentalnościowych, który zmienia taki układ sił
(Białczi kontra chłopi 1:0). Podobnie jest
w innych felietonach, w których przebijają się i kaszubskie, i ogólnoludzkie
dyskusje o ekologii (CO 2 ), sytuacji
ekonomicznej (Europa) czy poprawności politycznej (Rasyscë z Pùpsowa
Wiôldżégò). W niektórych utworach
Drzeżdżon i Fopke szczególnie wyraźnie zajęli się sprawami kaszubskimi.
Autorzy kilkakrotnie zdecydowali się
na użycie pouczającej drwiny, kpią
z wad Kaszubów, np. z nieumiarkowanego plotkowania (Codniowé żëcé
na Kaszëbach), z zawiści i zajadłości
(Jak Tusk z Katzã), z hipokryzji (Kòlãda
kòl Marcochów) oraz z pijaństwa (Pò
jednym, pò drëdżim). Robią to, aby
uświadomić dzisiejszym mieszkańcom
Pomorza, jak ważne są wybory życiowe, jak bardzo się one przekładają nie
tylko na kondycję ich rodzin, ale także
świadomość obywatelską i polityczną
(Wëbiéranié). Jakimi rezultatami kończy się bezrefleksyjne życie, ukazuje
zresztą opowiastka o ogłupiającej sile
reklam (Głupi kùpi).
Chociaż obaj autorzy, których felietony opublikowano w omawianym
zbiorku, piszą o aktualnej sytuacji egzystencjalnej i kulturowej Kaszubów,
jednak ich wypowiedzi zbudowane
są za pomocą odmiennych poetyk.
Roman Drzeżdżon mocniej osadzony
jest w tradycyjnych formach gatunku,
umiejętnie budując sytuacje życia codziennego, odwołując się do typowych
relacji towarzyskich czy komentując
powszechnie rozpoznawalne fakty.
Stąd też jego żartobliwa opowiastka
o mieszaniu się krwi chińskiej i kaszubskiej (Kaszëbi trzimią sã mòcno)
łączy się z polskimi przygotowaniami
do Euro 2012, satyra na powierzchowne znajomości (Nasza klasa) z internetową modą na portale społecznościowe. Drzeżdżon celnie krytykuje
nowy zwyczaj świętowania niedzieli
nie tyle w domach bożych, co domach
handlowych (Niedzelnô réza do swiątnicë), jak też obnaża prawdziwe znaczenie retoryki politycznej (Tczëwôrtny Wëbòrcowie!). Tomasz Fopke jest
bardziej nowatorski w podejściu do
gatunku felietonu, co przejawia się
przede wszystkim w wyczuleniu na
dźwiękowy aspekt słowa i w odnajdowaniu w opisywanej codzienności
znamion absurdu. Fopke zaznacza te
cechy w swych felietonach wielokrotnie: koncept muzyczny polegający na
żonglowaniu tytułami piosenek jest
zawarty w utworze Chłopsczé gôdczi
ò mùzyce, serie wyrazów dźwiękonaśladowczych imitujących audycję
radiową wypełniają Co tak szëmi…, takież wyrazy złożyły się na luźną, skojarzeniową zabawę słowną w felietonie Ònomatopejowice Kaszëbsczé. Fopke
wykorzystuje w swej żartobliwej publicystyce skróty (Na skrótë), szuka też inspiracji we współczesnych gatunkach
literackich (Kaszëbi, òpòwiôstka s-f,
wëjimk). Co szczególnie ciekawe, autor
potrafi żartować również z siebie i ze
swej kaszubskości (Gònic gena!).
Kôrbiónka Drzeżdżona i Fopkego
może pełnić pozytywną rolę w kształtowaniu współczesnego języka kaszubskiego. To samo można powie-
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 53
dzieć o innych felietonistach, którzy
w ostatnich latach drukują choćby
w „Pomeranii”, np. o Sławomirze Klasie lub Grzegorzu Schramkem. W tym
miesięczniku Drzeżdżon i Fopke także
są stale obecni. Z jednej strony twórczość autorów prezentowanego zbiorku pozwala ukazywać język potoczny, nieupiększony, nawet chropawy
(Drzeżdżon), z drugiej zaś zaświadcza
o możliwościach słowotwórczych i ekspresyjności dzisiejszej kaszubszczyzny
(Fopke). Drzeżdżon i Fopke – wszak
również znani ze swoich tomików
poetyckich – wiedzą aż nadto dobrze,
jaką wartością jest język, dlatego też
negatywnie reagują na jego zaśmiecanie angielskimi formami (Dzãks mëm,
dzãks tat) lub szukają kaszubskich odpowiedników nazw z zakresu nauk
ścisłych (Czëjã chemiã).
Czy tego typu felietonistyka jest
szczytem możliwości literackich autorów tomiku Kôrbiónka? Mam nadzieję, że nie. Marzę o tym, że powstaną
wreszcie formy dłuższe aniżeli tylko
jednostronicowe… Mam nadzieję,
że zaistnieją formy jeszcze bardziej
zróżnicowane literacko, które będą
się odwoływać do innych gatunków
literackich. W końcu mogłyby zostać
napisane felietony jawnie tendencyjne, zjadliwe i nieumiarkowane. Przecież rzeczywistość jest również taka:
dynamiczna, agresywna… w ciągłej
zmianie.
Daniel Kalinowski
(Rómk Drzéżdżónk / Tómk Fópka),
Rómka & Tómka Kôrbiónka z felietónowi
pòlëcë, Region, Gdiniô 2010
Wielcy podróżnicy
rodem z Tczewa
W kwietniu br. ukazała się książka
Z Forsterami i Cookiem na kraniec świata
autorstwa Józefa Ziółkowskiego i Małgorzaty Olczak, pracowników tczewskiej Fabryki Sztuk.
W publikacji na 120 stronach, podzielonych na 10 rozdziałów, zostały
zaprezentowane losy Jana Reinholda
Forstera i jego syna Jerzego Adama
‒ pochodzących z Pomorza badaczy
przyrody, a zarazem podróżników,
53
2012-05-02 10:37:06
lektury
którzy brali udział w drugiej wyprawie
kapitana Jamesa Cooka.
W dwóch początkowych rozdziałach autorzy omawiają dzieje tczewskich Forsterów, począwszy od roku
1667, w którym w grodzie Sambora
przy ulicy Mickiewicza 8 zamieszkał
ich protoplasta, Adam Simon Ferster
(późniejszy burmistrz tego miasta).
Kolejny rozdział ‒ „Z kraju nadwiślańskiego nad Wołgę” ‒ rozpoczyna
się od 1727 roku, kiedy to notariusz sądowy i sekretarz rady miejskiej Jerzy
Reinhold się ożenił. W dwa lata później
w Tczewie przychodzi na świat jego
pierworodny syn i przyszły wielki podróżnik Jan Reinhold Forster. W 1753
roku z uwagi na śmierć ojca Jan Reinhold wraca z zagranicznych studiów
do Tczewa i wkrótce potem przyjmuje
posadę pastora w Mokrym Dworze na
Żuławach. W następnym roku rodzi
mu się syn Jerzy Adam, przyszły wybitny naukowiec. Następnie rodzina
przeprowadza się do Rosji, w której Jan
Reinhold przeprowadza wszechstronne badania, połączone ze spisem tamtejszej ludności, opisem fauny i flory,
obserwacją miejscowych zwyczajów
oraz wykonywaniem map kartograficznych.
W rozdziale zatytułowanym „Jan
Reinhold i Jerzy Adam Forsterowie
w Anglii” autorzy relacjonują ich pobyt w tym kraju, do którego wyemigrowali w roku 1766. Jan Reinhold po54
pomerania_maj_2012.indd 54
czątkowo pracował na Uniwersytecie
w Warrington, a potem przeniósł się
do Londynu. Interesował się odkryciami naukowymi. Kiedy zaproponowano
mu uczestnictwo w drugiej wyprawie
Cooka i objęcie stanowiska przyrodnika ekspedycji, nie tylko się zgodził
na tę propozycję, ale i zabrał w podróż
syna Jerzego Adama.
Następna część publikacji ukazuje
losy obu Forsterów podczas trzyletniej – trwającej od 13 lipca 1772 do
30 lipca 1775 roku – podróży z Jamesem Cookiem. Badacze dotarli do
wybrzeży Afryki i przylądka Dobrej
Nadziei, poszukiwali terra Australis
incognita, czyli Nieznanego Południowego Lądu, zwiedzili i opisali m.in.
Nową Zelandię i Tahiti.
W kolejnym rozdziale przedstawiono „Dalsze losy Jana Reinholda
i Jerzego Adama Forsterów” po powrocie z wyprawy. A końcowe części
książki zawierają „Rozmowę z Magdaleną Grzyb, pracownicą Biblioteki
Gdańskiej Polskiej Akademii Nauk
– autorką tłumaczenia listów Jerzego
Adama Forstera, „Wybraną korespondencję rodziny Forsterów” (ze zbiorów
Biblioteki Gdańskiej Polskiej Akademii
Nauk) oraz krótki biogram kapitana Jamesa Cooka.
Książka ma popularno-naukowy
charakter i została napisana przystępnym językiem, dzięki temu oraz dzięki
ciekawemu tematowi i dobrze prowa-
dzonej narracji może zainteresować
zarówno młodzież, jak i dorosłych. Jej
kolejną zaletę stanowi fakt, że jest kolorowa, jak życie Forsterów i przyroda
odkrywanych przez nich lądów. Silną
stroną publikacji są zawarte w niej
ilustracje – prace pani Barbary Motyl-Teclaw oraz pochodzące ze zbiorów
Muzeum Misyjno-Etnograficznego
Księży Werbistów w Pieniężnie.
Przygotowując tę pracę, autorzy
wykorzystali tylko literaturę dostępną
w Polsce, co nie dziwi w przypadku
książki popularno-naukowej. Warto
jednak dodać, że materiałów do pełnej i naukowej biografii Forsterów
należy poszukiwać w wielu miejscach,
począwszy od Niemiec, przez Wielką
Brytanię, a kończąc na Australii i Uniwersytecie Hawajskim w Honolulu.
Tczewscy podróżnicy w swoim
mieście byli znani do wybuchu drugiej
wojny światowej. Po niej zmieniono
nazwę ulicy, której patronowali, ponieważ budziła skojarzenia z gauleiterem Gdańska. Zapomniano o sławnych
tczewianach. Publikacja Józefa Ziółkowskiego i Małgorzaty Olczyk może
przywrócić pamięć o tczewskich wątkach w ich życiu.
Krzysztof Korda
Józef M. Ziółkowski, Małgorzata Olczak, Z Forsterami i Cookiem na kraniec
świata, Pelplin 2011
Projekt dofinansowany przez
Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:06
patron Muzeum Ziemi Kościerskiej
Kościerzyna ścięła go z nóg
Jerzy Knyba – pedagog i zapalony zbieracz pamiątek dokumentujących dzieje Kaszub – wpisał się w historię Kościerzyny jako jeden z jej największych miłośników. Od 21 kwietnia jest
patronem Muzeum Ziemi Kościerskiej.
J A D W I G A B O G DA N
Zasłużony kościerzak
z ziemi chełmińskiej
Jerzy Knyba urodził się w roku 1932
w Królewskiej Nowej Wsi (pow. wąbrzeski), w rodzinie Bronisława i Wandy z domu Wilczyńskiej. W latach
1945–1951 uczęszczał do Państwowego
Gimnazjum i Liceum w Pucku. W 1955
roku na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego
w Krakowie uzyskał dyplom magistra
historii. W tym samym roku rozpoczął pracę jako nauczyciel w Liceum
Ogólnokształcącym w Kościerzynie.
Tu poznał Halinę Skwierawską, swoją
przyszłą żonę. W 1970 roku podjął studia doktoranckie na Uniwersytecie im.
Mikołaja Kopernika w Toruniu. 7 lat
później uzyskał stopień doktora nauk
humanistycznych w zakresie etnografii, obroniwszy dysertację pt. „Procesy
rozwojowe tradycyjnego budownictwa
na środkowych i południowych Kaszubach od XVIII do początku XX wieku”.
Doktor Jerzy Knyba zrobił wiele dla
ziemi kościerskiej. Zainicjował m.in.
rozbudowę wdzydzkiego skansenu
i utworzenie Muzeum – Kaszubskiego Parku Etnograficznego. Podjął się
odtworzenia historycznego herbu Kościerzyny. Zawdzięczamy mu również
istnienie kroniki miasta. Był przewodniczącym Komitetu Budowy Pomnika
Partyzantów Kaszubskich, powołanego
w 1984 roku z okazji 40. rocznicy bitwy
pod Łubianą. Organizował obchody jubileuszu 600-lecia Kościerzyny w 1998
roku. Przez 27 lat był radnym.
Za pracę zawodową i społeczną
otrzymał wiele nagród i odznaczeń,
m.in. Krzyż Kawalerski Orderu Odro-
Jerzy Knyba z Haliną Skwierawską na wycieczce w poznańskiej Palmiarni, 1962 r.
Fot. ze zbiorów Haliny Knyby
dzenia Polski, Medal Komisji Edukacji
Narodowej, Medal Stolema, Medal Tomasza Rogali, Medal 600-lecia Miasta
Kościerzyny i Nagrodę Burmistrza Kościerzyny. Prawdopodobnie najbardziej
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 55
cenił ostatnie z wyróżnień – tytuł Honorowego Obywatela Miasta Kościerzyny, który przyznano mu uchwałą
Rady Miasta z 25 sierpnia 2010 roku.
Nie doczekał jednak chwili odebrania
55
2012-05-02 10:37:07
patron Muzeum Ziemi Kościerskiej
W Krakowie podczas ostatniego roku studiów,
J. Knyba stoi jako pierwszy od prawej.
Fot. ze zbiorów Haliny Knyby
zaszczytnego tytułu, co miało nastąpić
29 października podczas uroczystej
sesji Rady. Zmarł osiem dni wcześniej.
Został pochowany na miejscowym
cmentarzu.
Charyzmatyczny nauczyciel
„Ścięło mnie z nóg! Kościerzyna?”
– tak Jerzy Knyba wspominał swoją reakcję na nominowanie go na nauczyciela w kościerskim Liceum Ogólnokształcącym. Do tej pory niewiele wiedział o tym mieście. Pamiętał jedynie
dworzec, który jako młodzieniec widywał z okien pociągu w czasie podróży
do mieszkającej w Raduniu rodziny.
Wiedział ponadto, że do miejscowego
seminarium nauczycielskiego ponad
20 lat wcześniej uczęszczał jego ojciec.
Sądził, że w Kościerzynie będzie mieszkał tylko tymczasowo, nie myślał o zapuszczeniu tutaj korzeni.
W szkole objął stanowisko historyka, ale w pierwszych latach pracy,
z powodu braków kadrowych, uczył
również łaciny oraz geografii, w późniejszych – także języka niemieckiego. Od początku był uważany za pracowitego i sumiennego nauczyciela,
pragnącego zarazić uczniów swoją historyczną pasją. Nie ograniczał się do
prowadzenia zajęć lekcyjnych w szkolnych murach. Był organizatorem niezliczonych wycieczek po całej Polsce.
Do najsłynniejszych należały spływy
56
pomerania_maj_2012.indd 56
kajakowe i rajdy rowerowe po Kaszubach, Warmii i Mazurach.
Podczas z w ied za n ia Pomorza
przeprowadzał niezapomniane dla
swoich wychowanków lekcje historii
na wolnym powietrzu. W ten sposób
starał się nie tylko uatrakcyjnić przekaz wiedzy historycznej, lecz również
wzbudzić w podopiecznych szacunek
i miłość do małej ojczyzny. Z takim zamysłem Jerzy Knyba wprowadził także
tzw. zeszyty wiedzy o regionie. Licealiści przez cztery lata edukacji gromadzili w nich zebrane informacje
na temat Kaszub, ubogacone cennymi
materiałami ikonograficznymi i archiwalnymi, które w wielu przypadkach
dzięki temu zostały zachowane. Te
słynne zeszyty, początkowo będące
dla uczniów nie zawsze przyjemnym
obowiązkiem, z czasem okazywały
się przyczynkiem do późniejszego, samodzielnego już odkrywania historii
i kultury zamieszkiwanego regionu.
Zaangażowanie J. Knyby w regionalne wychowywanie podopiecznych
zostało docenione. Jako pierwszy nauczyciel w Kościerzynie, w uznaniu za
swoją pracę, uzyskał trzeci, najwyższy
stopień specjalizacji zawodowej i honorowy tytuł Profesora Szkoły Średniej.
Knyba był współtwórcą kółka teatralnego skupiającego licealną młodzież. A sam uczestniczył w występach
słowno-muzycznych zespołu recytatorskiego stworzonego przez młodych nauczycieli pracujących w Liceum Pedagogicznym i Liceum Ogólnokształcącym.
Podczas swojej 36-letniej pracy
w kościerskim LO Jerzy Knyba obejmował różne dodatkowe funkcje:
pracował jako szkolny bibliotekarz,
był zastępcą dyrektora szkoły i przez
dwanaście lat piastował stanowisko jej
dyrektora.
Miłośnik małej ojczyzny
Ja k pisze we wspom nieniach,
pierwsze wrażenie, jakie zrobiła na
nim Kościerzyna, nie było najlepsze,
szczególnie w porównaniu do Krakowa, który niedawno opuścił. Jednak
już podczas pierwszych przechadzek
po mieście zwrócił uwagę na zabytkowe gmachy, m.in. na budynki ówczesnego Liceum Pedagogicznego i starostwa oraz na oba kościoły. Rodzące
się wówczas zainteresowanie wkrótce
przekształciło się w jedną z największych życiowych pasji Jerzego Knyby, jaką było gromadzenie pamiątek
i zabytków dokumentujących historię
miasta oraz Kaszub.
Ważnym przyczynkiem do zbieractwa stały się zarówno samodzielne, jak
i odbywane z młodzieżą licealną wycieczki, podczas których u okolicznych
gospodarzy znajdował cenne świadectwa materialnej kultury Kaszubów.
Wraz z utworzonym w 1963 roku kółkiem historyczno-archeologiczno-turystycznym, w odpowiedzi na wezwania
rolników, którzy podczas orki dokonywali nietypowych znalezisk, przemierzał środkowe i południowe rubieże regionu. Tak powstawała i rozrastała się
Jerzy Knyba (w środku) z grupą teatralną uczniów LO w czasie wystawiania sztuki „Śluby Panieńskie”, 1957 r.
Fot. ze zbiorów Haliny Knyby
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:07
patron Muzeum Ziemi Kościerskiej
kolekcja, która stanowiła trzon Izby Re
gionalnej, utworzonej w 1963 roku
w nowym gmachu LO. Pod koniec lat 60.
dzięki zgromadzonym pamiątkom można było założyć kolejną izbę – Pamięci
Narodowej.
W 1965 roku Jerzy Knyba stworzył
Izbę Regionalną w Powiatowym Domu
Kultury w Kościerzynie. Składała się
z części zbiorów szkolnych. Była to
pierwsza tego typu placówka kulturalna w ówczesnym województwie
gdańskim. Przez kolejne dziesięciolecia
J. Knyba organizował przeróżne wystawy poświęcone kaszubskiej kulturze
materialnej, historii Kościerzyny oraz
wybitnym przedstawicielom regionu.
Pomysłodawca i twórca
kościerskiego muzeum
Będąc już na emeryturze, zajął się
realizacją swojego największego marzenia – o utworzeniu muzeum, które
by prezentowało historię Kościerzyny
i dziedzictwo kulturowe mieszkańców Kaszub. W czerwcu 1992 roku po
kilkumiesięcznych przygotowaniach
i przeniesieniu wszystkich zbiorów
z gmachu LO (z obu izb) do Kościerskiego Domu Kultury odbyło się uroczyste otwarcie „Ekspozycji Muzealnej
Kościerzyna i Ziemia Kościerska”. Wystawa zajmowała trzy pomieszczenia,
co jak się wkrótce okazało, nie wystarczało na zaprezentowanie wszystkich
wartościowych zbiorów. Pragnieniem
autora ekspozycji było umieszczenie
ich w budynku opustoszałego już wów-
W Sominach podczas wycieczki z uczniami kościerskiego LO, 1982 r.
Fot. ze zbiorów Haliny Knyby
czas ratusza. Marzenie to zostało zrealizowane w roku 2000. Po gruntownej
renowacji ratusza w jego pomieszczeniach kolekcjonowane przez dziesięciolecia zabytki wreszcie znalazły godne
miejsce. Uroczyste otwarcie ekspozycji
odbyło się 17 lipca 2000 roku.
Na początku 2006 roku władze
miasta jednogłośnie opowiedziały się
za utworzeniem muzeum samorządowego. W kilka miesięcy później, 27
października 2006 roku, Rada Miasta
Kościerzyny powołała Muzeum Ziemi
Kościerskiej w Kościerzynie. W ten
sposób spełniło się jedno z najwięk-
Z zespołem recytatorskim kościerskich nauczycieli w roku 1957 (drugi od lewej to J. Knyba).
Fot. ze zbiorów Haliny Knyby
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 57
szych marzeń Jerzego Knyby. Jednak
nie zakończył na tym swojej wystawienniczej działalności. Dążył do
utworzenia jeszcze jednej ekspozycji
– poświęconej chlubnej historii miejscowych sportowców. Wystawa pt.
„Dzieje kościerskiego sportu do 1939
roku” została otwarta w hali sportowej
Sokolnia 14 października 2009 roku.
24 sierpnia 2011 roku Rada Miasta Kościerzyna zatwierdziła projekt
uchwały, zgodnie z którą Muzeum Ziemi Kościerskiej nadano imię jego twórcy – dra Jerzego Knyby. 21 kwietnia
2012 roku odbyły się oficjalne uroczystości nadania imienia. Podczas nich
promowano najnowszy numer „Kościerskich Zeszytów Muzealnych”, poświęcony Jerzemu Knybie, oraz otwarto ekspozycję muzealną przybliżającą
postać patrona kościerskiego muzeum.
Wystawę można oglądać w siedzibie Muzeum Ziemi Kościerskiej im.
dra Jerzego Knyby w Kościerzynie do
15 czerwca, w godzinach otwarcia placówki.
Bibliografia:
•Jerzy Knyba, Wspomnienia wpisane w historię Małej Ojczyzny – Kaszub, Stowarzyszenie Oświatowców Polskich, Toruń 2006.
•„Kościerskie Zeszyty Muzealne”, 2011, nr 5,
pod red. K. Jażdżewskiego.
57
2012-05-02 10:37:08
Kònkùrs na tczã Stolema
Kaszëbsczi spiéw
w Mùzyczny Akademii
Nimò tegò, że młodzëzna nie znała kaszëbsczégò,
bëlno spiéwała w tim jãzëkù. Òdj. Marika Jelińskô
Kaszëbiznã corôz czãscy jidze ùczëc
w gduńsczich wëższich szkòłach, np. na
Gduńsczim Ùniwersytece ju czile lat
mòże sztudérowac kaszëbistikã. Równak jãzëk kaszëbsczi w Mùzyczny Akademii to cos nowégò. Ò bëtnosc rodny
mòwë na ti ùczbòwni mô starã Witosława Frankòwskô. 15 strëmiannika 2012
rokù w tim placu zòrganizowóny òstôł
kòncert kaszëbsczich piesniów pt. „Mòje
stronë”.
Mùzyczné dokazë wëkònelë sztudérze czwiôrtégò rokù WòkalnoAktorsczégò Wëdzélu AM we Gduńskù,
chtërny nie gôdają pò kaszëbskù. Nie
bëło tegò równak czëc. Kaszëbsczé piesnie w jich jinterpretacji dostałë nowi
mòcë, mòżna sã bëło nima na nowò
òczarzëc.
Dokazë wëkònëwóné bez sztudérów
tikałë sã wszëlejaczich wseczëców, taczich jak miłota, zôzdrosc, smùtk. Takô
tematika je wiedno aktualnô. Wiele
bëtników kòncertu ùcwierdzëło sã
w dbie, że kaszëbsczé piesnie, nimò że
prosté, są jednakò baro snôżé i dô sã je
òdczëtëwac na wiele rozmajitëch ôrtów.
Ti, co nie bëlë na „Mòjich stronach”
w gduńsczi Mùzyczny Akademii, mòglë
pòsłëchac młodëch spiéwaków dwa dni
pózni: w Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi
Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie.
Wiãcy ò tim wëdarzenim przeczëtac
jidze na 44. starnie.
Marika Jelińskô
58
pomerania_maj_2012.indd 58
Latos bëła jubileùszowô edicjô kònkùrsu.
Òdj. Paweł Kòwalewsczi
Ju 25. rôz Karno Sztudérów Pomorania zebrało licealëstów z pòmòrsczich
szkòłów, żebë sprôwdzëc jich wiédzã
ò swòjim regionie. W sobòtã 31 strëmiannika w Gduńskù òdbéł sã finał
Kònkùrsu Wiédzë ò Pòmòrzim.
Młodzëzna, żebë zakwalifikòwac
sã do finału, nôpiérwi mùszała przeńc
szkòłowi etap, w jaczim pisała esej na
wëbróną témã. Pòstãpno, ju w Gduńsku, ùczãstnicë na pismie òdpòwiôdelë
na pëtania sparłãczoné z historią, geografią, lëteraturą i kùlturą Pòmòrzô.
Spòmidzë 21 sztëk lëdzy, jaczi wzãlë
ùdzél w tim etapie, do gãbny czãscë
miónków przeszło 5 ùczniów. Bëlë to
Magdaléna Bigùs, Damión Dampc, Dorota Kòtłowskô, Michôł Kanarkewicz,
a téż Paùla Jankòwskô. Czãsc ta skłôdała sã z trzech pëtaniów dlô kòżdégò
licealëstë. Pò slédny dogriwce dobëła
Magdaléna Bigùs.
Ten kònkùrs béł òsoblëwi nié blós
z pòzdrzatkù jubileùszu jemù towarzącégò, le przede wszëtczim z przëczënë patrona ti edicji. Pòmòrańcë zadedikòwelë jã Stolemòwi naszich czasów – sp. Wòjcechòwi Czedrowsczémù,
chtëren przez dłudżé lata wspiérôł
jich przë zjiscëwanim tegò projektu,
fùndowôł nôdgrodë dlô nôleżników,
béł jedną z wiele dobrëch dëszów
wspòmôgającëch dzejania Karna Sztudérów Pomorania.
Żebë zachãcëc młodzëznã do ùdzélu
w przińdnëch zadaniach Karna, sztudérzë ògłosëlë téż rekrutacjã do latosëch
regionalnëch warkòwniów „Remùsowô
Kara”. Warkòwnie òdbëłë sã w dniach
19–22 łżekwiata w Pùckù, a tikałë
sã promòcji Kaszëb z wëzwëskónim
przistãpnëch nowòczasnëch nôrzãdzów,
taczich jak spòleznowé pòrtale czë jinternetowé fòra.
Mónika Pék, tłom. KS
Kaszëbsczi Tidzéń
na Gduńsczim Ùniwersytece
Sztudérze Gduńsczégò Ùniwersytetu pòznôwają
kaszëbiznã nié blós na zajãcach. Òdj. Małgòrzata Klinkòsz
W pòniedzôłk 19 strëmiannika na
Filologicznym Wëdzélu Gduńsczégò
Ùniwersytetu ju drëdżi rôz òdbéł
sã Kaszëbsczi Tidzéń. Pierszi dzéń
ùroczëznë pòkriwôł sã z Dniã Jednotë
Kaszëbów. W tim czasu na ùczbòwnie
warałë téż Tardżi Akademiô 2012.
Pierszégò dnia Karno Sztudérów
Pomorania pòkôzało, jaczi bëlë Kaszëbi
dôwni, a jaczi są terô. Mòżno tam bëło
ùczëc ò historie Kaszëb, wëwiedzec sã,
jakô je dzys kaszëbskô mùzyka, jaczé
Kaszëbi mają spòlëznowé ë kùlturowé
òrganizacje. Téż gôdało sã ò kaszëbsczich mediach ë lëteraturze. Na kùńc
KSP pòprowadzëło diskùsjã, jakô mia
rozrzeszëc problemã: Kaszëbë – rezerwat czë wiôldżi plac bùdacje? Pòmòcny
òkôzôł sã pòkôzk zrobiony przez KSP.
We wtórk 20 strëmiannika zôs KSP
przërëchtowało czekawą prezentacjã
ò kaszëbsczich kùlturowëch alternatiwach. Bëła to m.jin. kôrbiónka ò dobëcach Kaszëbów w jinternece, ò òpòwiôdaniach science-fiction ë ò kaszëbsczim punk-rockù.
Wiele lëdzy gôdało, że nôczekawszi
béł czwiôrtk. Tedë òdbëło sã pòtkanié
ze Zéńdzenim Młodëch Ùtwórców
Kaszëbsczich Zymk, jaczé rozpòczãła
Ludmiła Gòłąbk referatã ò titlu „Czerënczi rozwiju dzysdniowi kaszëbsczi
pòézje”. Bëła to leżnosc do ùczëcégò
wiérztów napisónëch przez Adama
Hébla, Alicjã Dzerżôk, Sławòmira
Jónkòwsczégò i Karolënã Serkòwską.
Zymkòwcë gôdają ò se, że w jich dokazach ni ma reglów; je to alternatiwnô,
terôczasnô pòézjô. Wiérztë bëłë rozmajitëch ôrtów: òd pòwôżnëch, filozofnëch pò szpòrtowné i miłotné. Òkróm
negò wszëtczim ùtwórcóm mòżno bëło
zadawac pëtania.
Nataliô Lãdowskô
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:09
klëka
Ò tuńcëjącëch królewiónkach
Jolańta Nitkòwskô-Wãglôrz mô òsoblëwi dôr – rozmieje
skùpic wkół sebie pòzytiwnëch lëdzy z pasją. Òdj. DS
Słëpskô pisarka i gazétniczka Jolańta Nitkòwskô-Wãglôrz wëdała nowi
zbiér pòwiôstków pt. Dwanaście tańczących księżniczek.
Pòdług relacji aùtorczi jinspiracją
do napisaniégò ti ksążczi bëłë przekazë
ji òjca Mariana. W dzectwie wiele razy
jem czëła pòwiôstkã ò dwanôsce królewiónkach, chtërne tuńcowałë nad brzegã
Słëpi – wspòminô pisarka. Zbiérk òstôł
wëdóny przez Pòligraficzny Zakłôd
GRAWIPOL, a jegò dodôwkòwą mòcną
starną są baro farwné malënczi Adama Wajerczika, chtërne są zachãcbą
dlô nômłodszich czëtińców. Pùblikacjô
adresowónô je do szeroczégò karna
òdbiérców, przede wszëtczim słëpszczanów, bò fabùła pòwiôstków òsta
òsadzonô w realiach tegò gardu.
28 strëmiannika tr. w Mùzeùm
Westrzédnégò Pòmòrzégò w Słëpskù
òdbëło sã pòtkanié pt. „Magicznô lirika – liricznô magiô”, jaczégò przédnym elemeńtã bëła promòcjô ksążczi
Dwanaście tańczących księżniczek. Rycerskô Zala w Zamkù Pòmòrsczich
Ksążãtów òkôza sã tegò dnia za casnô dlô lubòtników talentu Jolańtë
Nitkowsczi-Wãglôrz. Na jinaùgùracji
pòwiôstków pòtkelë sã lëdze z wiele strzodowisków: lëteracczich, artisticznëch, mùzycznëch, nôùkòwëch,
biblotekarsczich i ksãgarsczich. Nie
felowało nôleżników partu KaszëbskòPòmòrsczégò Zrzeszeniô w Słëpskù.
Pisarka rôczëła na ùroczëznã téż
artistów młodégò pòkòleniô ze Słëpska, jaczich mô starã promòwac. Tegò
dnia swòje òsoblëwé spiéwné rozmiałoscë, przë akómpaniamence Tadéùsza
Picza z Pòlsczi Filharmònii Sinfonia
Baltica w Słëpskù, zaprezentowelë Adriana Kùczun, Kamila Lewickô i Òlaf
Domaszkò. Program jimprezë òstôł
wzbògacony ò promòcjã pòeticczégò
tomikù Jolańtë Rubiniec pt. Jesienne igraszki z apartnyma òdjimkama
Wally’égò Kùlaka, chtëren przërëchtowôł cekawi mùltimedialny pòkôz.
Òk róm tegò w Za m kù òdbëło sã
òtëmkniãcé jegò wëstôwkù „Jesenné
jigrë”
Danuta Sroka,
tłom. Karolëna Serkòwskô
Kaszëbsczé czëca w Rëmi
12 łżëkwiata 2012 rokù w Miejsczim
Dodomù Kùlturë w Rëmi òdbéł sã wernisaż wëstôwkù malënkù Stowôrë Artistów Pasjonat pt. „Kaszëbsczé czëca”.
Gòscynné prodżi Miejsczégò Dodomù Kùlturë dałë mòżlëwòsc pòkôzaniô swòjich dokazów wiôldżémù
karnu malarzów-amatorów zrzeszonëch w pòwstałi pòd kùńc łońsczégò
rokù Stowôrze. Malarze twòrzą w rozmajitëch technikach i kònwencjach.
Nie wërobilë so jesz jednorodny szkòłë
i wëzdrzi na to, że nie je to jich chãcą.
Szesnôsce sztëk artistów przedstawiło 36 òbrazów, chtërne parłãczi blós
ta sama kaszëbskô téma, bò na gwës
nié technika. Westrzód malënków wë-
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 59
Taczé pòkôzczi są bëlnym zortã promòcji miasta. Òdj. ZZT
przédniają sã dwa – malarza seniora,
wnet fachówca, Alfónksa Zwarë. Wielné karno amatorów téż mô swòjich
przédników. Są nima Zbigórz Fòrmela
z kaszëbsczima krziżama, a téż Lészk
Kitowsczi z rëbacczima jimpresjama.
Wôrtné òbezdrzeniô są widzënczi Bronisława Melzera, Marii Michalsczi, Marii Sułkòwsczi, Riszarda Hinca, Janusza
Zabłocczégò z apartnyma farwama czë
Barbarë Zawilińsczi-Biernacyk. Stowôra Artistów Pasjonat òkróm malënkù
zajimô sã téż rzezbą, dwa dokazë żłobiôrczi Magdalénë Gòlon téż nalazłë
swój plac na pòkôzkù.
Parłãczné malowónié dôwô widoczné skùtczi, a w niedaleczi przińdnoce,
pò planowónym wnet plenerze w Rëmi,
mô bëc brzadné w nastãpny wëstôwk.
Wernisaż zaczął tenór Mark Gerwatowsczi – reczitalã òperetkòwëch arii
i przedobëców rodã z midzëwòjnowëch
czasów.
Zdzysłôw Zmùda Trzebiatowsczi,
tłom. KS
Jidzemë wprzódk z kaszëbizną
Pòd taczim zéwiszczã w I Òglowòsztôłcącym Liceùm w Kartuzach 16 łżëkwiata òdbéł sã pierszi Kaszëbsczi Dzéń
zòrganizowóny przez dwòje szkólnëch:
Jolańtã Czerwińską i Andrzeja Klasã.
Jegò célã bëło zajinteresowónié
wszëtczich ùczniów kaszëbską kùlturą
przez pòdejmòwanié dzejaniów prowadzącëch do pòznaniô swòji juwernotë
59
2012-05-02 10:37:10
klëka
Kartësczé Słunôszka ju òd 12 lat widzało propagùją
kaszëbską kùlturã. Òdj. Wioletta Stoltmann
i do zachòwaniô rodzynny spôdkòwiznë. Dlôte młodzëzna, chtërna ùczi
sã w ti szkòle kaszëbsczégò jãzëka,
przërëchtowała i przedstawiła baro czekawą „Scenkã z żëcô Floriana Cenôwë”.
Nastãpno wzérôcze mòglë pòdzëwiac
wëstãp Kaszëbsczégò Karna Piesni i Tuńca Słunôszka ze Spòdleczny Szkòłë nr 2
w Kartuzach, a téż tuńce i spiéw w wëkònanim kartësczégò Regionalnégò Karna Piesni i Tuńca Kaszuby.
Pòtemù nôleżniczka Karna Sztudérów Pomorania (a téż „Kaszub”) Karolëna Serkòwskô przëblëżëła dzejnotã
Pòmòrańców. Ùczniowie mielë téż leżnosc pòtkac sã z redaktorką miesãcznika
„Pomerania” Bògùmiłą Cërocką, chtërna
òpòwiedza ò historii tegò kaszëbsczégò
cządnika i zachãcywa młodëch lëdzy do
pisaniô do niegò.
Na zakùńczenié rozdóné òstałë nôdgrodë i diplomë bëtnikóm plasticznégò
kònkùrsu „Mòje Kaszëbë”, chtërny
wëkònelë snôżé robòtë promùjącé Kaszëbë, pòkazëjącé kaszëbsczi krôjôbrôz
i regionalną wërobiznã.
J.C.
Ks. abp Gocłowski i prof. Zbierski
w pierwszej kaszubskiej
instytucji badawczej
Członkowie Instytutu Kaszubskiego 20 kwietnia 2012 roku przybyli do
gdańskiej tawerny Mestwin na zebranie sprawozdawczo-wyborcze, którego
głównym celem było omówienie działalności tej kaszubskiej akademii nauk
– jak ją nazwał jej prezes prof. Józef
Borzyszkowski – w latach 2009–2011.
Zanim jednak przedstawiciele różnych dziedzin nauki i środowisk akademickich, których od 15 lat skupia Instytut, podsumowali swoją trzyletnią
pracę badawczą oraz działalność popularyzatorską i wydawniczą na rzecz
Kaszub i Pomorza, wzięli udział w podniosłej uroczystości. Na ten dzień zaplanowano bowiem także wręczenie
dyplomów nowym członkom honorowym tej organizacji: arcybiskupowi
dr. Tadeuszowi Gocłowskiemu i prof.
Andrzejowi Zbierskiemu.
Tytuł Honorowego Członka Instytutu Kaszubskiego nadano obu naukowcom i społecznikom w uznaniu
ich wybitnych zasług dla Gdańska
i całego Pomorza. O tym, co Kaszubi
zawdzięczają arcybiskupowi seniorowi archidiecezji gdańskiej Tadeuszowi
Gocłowskiemu, mówił prof. Cezary
Obracht-Prondzyński. Postać wybitnego gdańskiego archeologa i historyka
Andrzeja Zbierskiego przedstawił prof.
Andrzej Romanow. Obaj laudatorzy
zastrzegali się, że są w stanie wymienić tylko część nader licznych zasług
przedstawianych przez siebie osób.
Ks. arcybiskup z powodów zdrowotnych nie mógł, niestety, uczestniczyć w tym spotkaniu, zatem dyplom
Honorowego Członka Instytutu Kaszubskiego zostanie mu wręczony przy
innej okazji. Swoją obecnością zaszczycił uroczystość prof. Andrzej Zbierski,
który odbierając dyplom, bardzo ciekawie i pięknie opowiedział o tym, jak
po drugiej wojnie światowej zaczęła
się jego gdańska i kaszubska (co podkreślał, nazywając Gdańsk i Pomorze
ziemią Kaszubów) historia.
patrona muzeum, a następnie o godz.
11 w kościele pw. św. Trójcy została odprawiona msza święta w Jego intencji
oraz w intencji dobrodziejów i pracowników muzeum.
Po mszy pod ratuszem będącym
siedzibą Muzeum Ziemi Kościerskiej
dokonano uroczystego aktu nadania
imienia oraz odsłonięto pamiątkową
tablicę poświęconą patronowi muzeum. Tutaj zabrała głos Halina Knyba,
małżonka dra Jerzego Knyby, przybliżając sylwetkę męża i drogę do realizacji Jego marzenia, jakim było utworzenie muzeum prezentującego kulturę
i dzieje ziemi kościerskiej oraz miasta
Kościerzyny.
Potem zgromadzeni przeszli do
sali widowiskowej im. L. Szopińskiego, gdzie burmistrz miasta Zdzisław
Czucha otworzył przygotowaną przez
pracowników muzeum okolicznościową wystawę poświęconą Jerzemu
Knybie. Kolejną odsłoną uroczystości
była projekcja dokumentalnego filmu
o patronie muzeum, a po niej prezentacje wspomnień kolegów, współpracowników i uczniów profesora Knyby,
stanowiące element promocji piątego
numeru Kościerskich Zeszytów Muzealnych w całości poświęconych dr
Jerzemu Knybie.
Uroczystość zakończył krótki koncert Chóru I Liceum Ogólnokształcącego w Kościerzynie pod dyrekcją Izabeli
Hoffman-Fortuny.
Redakcja
„Nôród, chtëren ni mô w ùwôżanim
swòji ùszłotë, nie je wôrt ùwôżaniô terôczasnotë i ni mô prawa do przińdnotë”
– te słowa Józefa Piłsudsczégò pòtwierdzëłë sã òb czas finału Genealogicznégò Kònkùrsu „Mòja Pòmòrskô
Familiô”. Przedstôwióné na nim robòtë
pòkôzałë, że jich aùtorzë na gwës zasłużëlë na szacënk.
Patron kościerskiego muzeum
Prof. Andrzej Zbierski z dziełem Jana Pawła II „Pamięć
i tożsamość“, które jego zdaniem (obok książki „Kaszubi
a Gdańsk. Kaszubi w Gdańsku“) na Pomorzu powinno
być szkolną lekturą obowiązkową. Fot. Jerzy Gajewicz
60
pomerania_maj_2012.indd 60
21 kwietnia Muzeum Ziemi Kościerskiej w Kościerzynie nadano imię
dr Jerzego Knyby – jego twórcy. Uroczystość rozpoczęła się od złożenia
kwiatów na grobie zmarłego w 2010 r.
Rajmund Knitter
Mòja Pòmòrskô Familiô
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:11
z życia Zrzeszenia
we Gduńskù, Stowôra Pòlsczich Archiwistów part we Gduńskù, a téż Pòmòrsczé Genealogiczné Towarzëstwò.
Krësztof Kòwalkòwsczi,
tłom. KS
Strëmiannik pò kaszëbskù
Magdaléna Klinkòsz ze Spòdleczny Szkòłë nr 70 we
Gduńskù dosta I nôdgrodã w kategòrie kòrzenie familie.
Òdj. z archiwùm Gduńsczégò Partu KPZ.
Sódmô ju edicjô kònkùrsu òdbëła
sã 23 strëmiannika w Gimnazjum nr 1
miona Mikòłaja Kòpernika we Gduńskù, pòd patronatã Prezydenta Gardu
Gduńska Pawła Adamòwicza.
Na finał wpłënãło 45 robòtów z 16
szkòłów w trzech kategòriach: I – genealogiczné drzewò, II – kòrzenie familie, III – albùm „Historiô mòji familie”. Ò pierszą nôdgrodã biôtkòwalë
sã dzecë i młodzëzna ze spòdlecznëch
szkòłów, z klas IV–VI, a téż gimnazjalëscë. Kònkùrs miôł na célu zachãcenié
jegò bëtników do pòznaniégò ùszłotë
swòjich prastarków, a téż dzejów wiôldżi i môłi òjczëznë z pòzdrzatkù na
kawle rodzëznë.
Szëkającë jinfòrmacjów do stwòrzeniô genealogicznëch drzéw, czë
téż òpisëjącë fa m i l iowé h istorie
w albùmach, ùczniowie pòkazywelë
kawle przodków, jich żëcé i panëjącą
w rodzëznie tradicjã. Jak sã òkôzało,
pòmòrskô familiô zaprezentowónô
przez młodëch nie wiedno pòchòdzy
z Pòmòrzô. Je wiedzec, że są zasedzałé pòmòrsczé, kaszëbsczé czë kòcewsczé rodë, le wiele bëło téż robòtów
pòkazëjącëch pòchòdzenié prastarków z baro rozmajitëch regionów
Pòlsczi, ti w dzysészich grańcach,
le téż w grańcach sprzed 1939 r. Latos pierszi rôz wpłënãła na kònkùrs
mùltimedialnô prezentacjô, chtërna
sprôwiła, że jury rozsądzëło ò wprowadzenim do regùlaminu w nastãpny
edicje kònkùrsu nowi kategòrie „Mùltimedialnô prezentacjô”.
Òrganizatorã kònkùrsu béł Gduńsczi Part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô, z jaczim wespółdzejałë
Marszałkòwsczi Ùrząd we Gduńskù,
Gimnazjum nr 1 m. Mikòłaja Kòpernika
Òbzérnikóm widzała sã bëlackô gôdka aktorów.
Òdj. Dark Sławińsczi
Tak mòżna pòdrechòwac slédny
zëmòwi miesąc, jaczi w Rëmi ùpłinął
pòd znakã regionalëzmù. Tedë prawie
òdbëłë sã dwie kaszëbsczé jimprezë.
Nôpierwi w sedzbie Miejsczégò Dodomù Kùlturë miało plac kwartalné òglowé zéńdzenié nôleżników
rëmsczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Bëłë sprôwë tipiczno
òrganizacyjné, a òkróm tegò – wëstãp
młodégò kabaretowégò trio Kùńda.
Scenczi pòkazëjącé przëtrôfczi, chtërne na co dzéń nas nerwùją, w satiricznym wëdanim pò prôwdze ùdostôwałë
do smiéchù. Dobrze téż bëło pòsłëchac
młodëch lëdzy swòbódno gôdającëch pò
kaszëbskù.
Nastãpnym wôżnym wëdarzenim bëła Kaszëbskô Niedzela w Janowie, chtërna zòrganizowónô òsta 25
strëmiannika. Zamknãła òna òbchòdë
latoségò VII Dnia Jednotë Kaszëbów.
Pò mszë sw. z kaszëbsczima elementama w kòscele pw. sw. Jana z Kãtów,
z ùd zélã chór u Ru m ia n ie, gòsce
wëfùlowelë zalã Dodomù Kùlturë SM
Janowò. Dzél placów na zdrzadni zajãlë
starszi ùczniowie Priwatny Mùzyczny
Szkòłë w Rëmi, bò to prawie òd jich
wëkònaniô zaczãła sã artisticznô czãsc.
Młodi, na skrzëpicach abò klawirze,
grelë przédno kaszëbsczé melodie.
Wszëtcë z niecerplëwòscą żdelë na
zapòwiedzany téż teater. Nôzwëskò Józefa Roszmana je znóné na Kaszëbach.
W Rëmi gòscył ju niejeden rôz. Jak je
wiedzec, sëpie gôdkama, grô w kapeli,
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 61
spiéwô. Terô, razã z amatorsczim karnã
ze Strzelna wëstąpił w szpëtôczlu „Testament II” (na spòdlim dokazu Jana
Drzéżdżona). Zagrôł przédną rolã 84-lat
stôrégò gnërowatégò starëszka. I chòc
ani przedstawienié nie je redosné, ani
żëcé na dôwny wsë nie bëło tak miodné, jak dzysô niechtërnym sã wëdôwô,
Roszman i jinszi aktorzë rozmielë sprawic wiesołosc westrzód widzów.
Widzałi ùstôw zéńdzonëch pòdtrzima pùckô kapela Klëka, grającô
z płomnotą przede wszëtczim znóné
kaszëbsczé melodie.
J. H.,
tłom. KS
Pomorańcy na Kociewiu
Senator Kazimierz Kleina mówił m.in. o tym, jak
wyglądały działania Pomoranii w przeszłości.
Fot. Paweł Kowalewski
Obecni oraz byli członkowie KSP wymieniali się
poglądami na temat przyszłości klubu.
Fot. Paweł Kowalewski
Organizowanie spotkań i dyskusji
zawsze było jednym z głównych celów Klubu Studenckiego Pomorania.
Podtrzymując tę tradycję, Pomorańcy
61
2012-05-02 10:37:19
z życia Zrzeszenia
współorganizowali konferencję stanowiącą część obchodów 50-lecia działalności Klubu, która odbyła się 14 kwietnia na Kociewiu.
Pomysłodawcą przedsięwzięcia był
Oddział Kociewski Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Tczewie reprezentowany przez byłych członków Klubu
– Krzysztofa Kordę i Michała Kargula.
Spotkanie poprzedziła wizyta w Pelplinie. Studenci zostali oprowadzeni po
katedrze Pelplińskiej i Muzeum Diecezjalnym. Następnie organizatorzy wraz
z gośćmi przenieśli się do tczewskiej Fabryki Sztuk. Motywem przewodnim rozmów były obchody 50-lecia działalności
Klubu Studenckiego Pomorania oraz jego
znaczenie dla Pomorza i Kociewia.
Na spotkanie przyjechali byli Pomorańcy, m.in. senatorzy Kazimierz
Kleina i Andrzej Grzyb, prof. Kazimierz
Ickiewicz, wicestarosta starogardzki
Kazimierz Chyła oraz prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Łukasz
Grzędzicki. Prelegenci przypomnieli
m.in. kociewskie wątki w historii Klubu oraz Kociewiaków w nim działających. Obecni członkowie Pomoranii
zaprezentowali swoje działania, stawiane sobie cele i perspektywy Klubu na
przyszłość. Była to znakomita okazja do
dyskusji na temat idei i działań regionalnych wśród dzisiejszych studentów.
Mniej formalne rozmowy o studenckim regionalizmie w XXI wieku
prowadzone były do późnych godzin
wieczornych w domu prezesa ZKP.
Sobotnia konferencja zaowocowała
wymianą doświadczeń i utrwaleniem
dobrych stosunków międzyludzkich
w środowisku kaszubsko-pomorskim.
Wioleta Dejk
Pòtkanié Kaszëbów w Chònicach
15 strëmiannika w kònferencyjny
jizbie Chònicczi Wszechnicë òdbëło
sã Walné Zéńdzenié Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Chònicach.
Gòscã chònicczich Kaszëbów béł przédny redaktór cządnika „Pomerania” Dark
Majkòwsczi.
Zéńdzenié zaczãło sã òd môlowi
jinaùgùracji Rokù Młodokaszëbów.
W artisticznym programie bëłë wëzwëskóné pùblicysticzny tekst „Czego
chcieli Młodokaszubi”, òpùblikòwóny
w gromicznikòwim numrze „Pome62
pomerania_maj_2012.indd 62
Wspòminkòwi krziż
Wesołe Przedszkolaki. Òdj. D.M.
ranii”, dzél romana A. Majkòwsczégò
Żëcé i przigòdë Remùsa, wiérztë J. Karnowsczégò i L. Heyczi, a téż znóné kaszëbsczé spiéwë. Wëkònôwcama tegò
programù bëłë dzecë ùczącé sã kaszëbsczégò jãzëka w Spòdleczny Szkòle nr 1,
a téż ùczniowie i przed-szkòłownicë spiéwającé i tuńcejącé w dwùch karnach:
Bławatki i Wesołe Przedszkolaki.
Na zéńdzenim dwie nowé nôleżniczczi KPZ – Kristina Syper i Barbara
Wòlnikòwskô – dostałë legitimacje.
Nastãpno sprawòzdanié z dzejnotë partu w 2011 rokù złożił przédnik,
Włodzmiérz Łangòwsczi, òsoblëwie
pòdczorchiwającë pòtkania i jimprezë
adresowóné òglowò do spòleznë, w tim
Dnie Pòmòrsczi Kùlturë i przedstawienia Amatorsczégò Kaszëbsczégò Teatru.
Finansową czãsc sprawòzdania
przedstawił kaséra, Hilari Narloch,
chtëren pòdsztrëchnął, że tak wiôlgô
dzejnota partu je mòżlëwô m.jin. dzãka
dëtkóm zwëskiwónym z grańtów
i òd priwatnëch darczińców. Pòzytiwno
òbta ksowa dzejnotã przédnictwa
chònicczégò partu Rewizyjnô Kòmisjô,
wnioskùjącë ò ùdzelenié mù absolutorium – i na skùtk welowaniô òno gò
dostało.
Przedstôwioné bëłë téż nôwôżniészé
dbë na 2012 r. (m.jin. Dnie KaszëbskòPòmòrsczi Kùlturë, pòstãpnô premiera teatru, réza, ùdzél w òglowòzrzeszeniowim żëcym).
Redaktór Dark Majkòwsczi przedstawił swòjã ùdbã redagòwóniégò
„Pomeranii”, apelowôł ò wespółrobòtã
i przësëłanié lëstów ò môlowëch wëdarzeniach, zachãcywôł do prenumeratë
miesãcznika i zwëskiwóniégò nowëch
czëtińców.
Kòl drodżi prowadzący z Wãsorów
do Sëlëczëna, w lese Ùrszulë i Zbigòrza
Mielewczików, znôwù je mòrowi krziż.
Jegò pòstawienié i ùroczëzna òdsłoniãcô
mô ùpamiãtnic òfiarë epidemie, jakô
bëła w òkòlim Wãsorów midzë XVIII
i XIX wiekã. Aleksander z Jutrzenków
Trzebiatowsczi – nôleżnik Radzëznë
Familiów Trzebiatowsczich, ùszłi mieszkańc Wãsorów, wëstąpił do KaszëbskòPòmòrsczégò Zrzeszeniô w Sëlëczënie
z bédënkã pòstawieniô krziża w môlu,
w jaczim są pòchòwôné òfiarë zarazë.
Dôł równoczasno dëtkòwą pòmòc, do
chtërny za pòstrzédnictwã Zrzeszeniô przëłączëło sã pôrã lëdzy z gminë
Sëlëczëno.
Òrganizacyjné i wëkònôwczé robòtë
kòòrdinowało sëlëczińsczé KPZ. Òb
czas pôrã miesący krziż òstôł zrobiony
i dzys stoji w tim samim môlu, gdze do
kòl 1950 rokù béł pòprzédny. Wierã nen
pierszi krziż pòstawilë dôwny miéwcowie zemi Ceszëca, Wãserscë. Òni téż
zasadzelë tam dwie brzózczi, chtërne
chronią i nowi mòrowi krziż.
Janina Kòsedowskô,
tłom. KS
Zdzysłôw Zmùda Trzebiatowsczi,
tłom. KS
Bëtnicë ùroczëznë pòswiãceniô krziża.
Òdj. Aleksander Trzebiatowsczi
Krziż swiãcy probòszcz z Sëlëczëna ksądz kanonik
Andrzéj Karlińsczi. Òdj. Aleksander Trzebiatowsczi
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:21
FELIETÓN
swòjim òkã
Nocnô zmiana szoférë
SŁÔWK KLÔSA
Nimò że dlô ùchòwaniô nôtërnégò
strzodowiska przez slédné lata jesmë
wiele zrobilë, to w ùprocëmnienim
do krajów zôpadny Eùropë, jesz wiele
mùszimë zdzejac. Pòdrzucanié smiecy
czë nielegalné wësëpiszcza są ù naji
czãstima òbrôzkama, z jaczima pòrządkòwé straże so nie radzą.
Pòlskô je krajã, gdze nazôd dostôwô sã blós 7% biodegradowalnëch
òdpadów, a na nen przikłôd Hòlandiô
dostôwô jich 66%. Czë jesmë w sztãdze
to zmienic òb czas nôblëższich pôrã
lat? Przédny znajôrz gòspòdarzeniô
òdpad a m a prof. Pioter Hewel ke
z SGGW òb czas jednégò z telewizyjnëch wëwiadów miôł rzekłé, że Pòlskô
„produkuje” kòl 15 mln ton smiecy,
ale ewidencjonowónëch je le 10 mln.
Trzecy dzél gdzes dżinie, pò wërobiszczach, rowach, rzmach i lasach. Miôł
òn téż rzekłé, że w ewidencje ni ma
wnetka widzec tëch nôbarżi trëjącëch.
Mòże to nama dac do mëszleniô, że
wnetka w całoscë są krëjamno składowóné, a jesz merkóm, że w wikszoscë
są to płinë, temù lżi mòże je ùtacëc.
Pò tëch spòstrzégach człowiek mòże
so wëòbrazëc, jakô je wiôlgòsc tegò
nielegalnégò partu gòspòdarczi, ale
z ùrzasã mòże so człowiek doznac jesz
czegòs gòrszégò.
Jak pòdôwô Minysterstwò Strzodowiska RP, ju latos zmieni sã gòspòdarzënk òdpadama. Bùszno zagwësniwô ò kùńcu zasmieconégò òkòlégò, ale
czë kòszt ti ùdbë nie mdze za wësoczi?
Drżéniã nowégò ùstawù je przejãcé
przez gminã dozéru nad pòrządkã na
swòjim terenie. Nowi ùstôw jinaczi
sã tim òd donëchczasnégò, że wszëtcë
mieszkańcë gminów bãdą òbłożony
jistnym pòdatkã za wëwòżenié smiecy, mni bãdą płacëc ti, co mdą rozapartniwac smiecë plastikòwé od skła
ë makùlaturë. Ti, co donëchczas ùtcëwie płacëlë za wëwòżenié smiecy
w ùprocëmnienim do niepłacącëch chitrzélców, ni mùszą sã nowim ùstawã
jiscëc, bò pòdatk dlô nëch mòże bëc
mniészi òd donëchczasnëch òpłatów
– pòdôwô minysterstwò strzodowiska.
Sprawą do kùńca niejasną ë drãgą do
zjisceniô je òbrzészk dostaniô nazôd
50% biodegradowalnëch òdpadów,
jaczi nakłôdô na nas EÙ. Czë gminë
dadzą sã z tim radã (przëbôczã, że dzysô wskôz nen wichlô sã kòl 7%)? Czej
gminë nie wëfùleją negò òbrzészkù,
bãdą mùszałë zapłacëc sztrôfã. Mającë
płacëc, gminë òbłożą swòjich mieszkańców wikszima pòdatkama, niżle to mielë ùdbóné w minysterstwie
strzodowiska, cobë flotni narządzëc
ù se jinfrasztrukturã recyklingù tëch
òdpadów. Wątplëwòtë co do zamkłoscë ùstawù mają téż prawnicë, temù
że òn nie je na zycher z kònstitucją RP,
a nawetka z prawã EÙ, co mòże miec
finał w Kònstitucyjnym Tribùnale.
Czë w minysterstwie ni mielë bôcze-
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 63
niô na prôwdzëwi stón przetwôrzaniô
gwësnëch òdpadów? Czë bë nie mógł
do 50-proceńtowégò progù dochôdac
pòmalëczno przez pôrã lat?
5 strëmiannika w cziskùlë we wsë
Głobino pòd Stôłpskã, krótkò ùdôstôwaniô pitny wòdë dlô tegò gardu, òstôł
nalazły szlim, pòòstałosc chemikaliów z piôskã z wierceniów do szëkaniô széfrowégò gazu. Jak mòglësmë
przeczëtac na www.gp24.pl, miewca
cziskù lë miôł dostóné ùrzãdow y
zezwòlënk na składowanié i ùtilizacjô
wëpłuczënów. Równak wëléwóné òne
bëłë nié w placu do tegò namienionym
i jesz miast mieszac szlim z cemeńtã,
béł òn wëléwóny prosto do piôskù. Tej
nie je dzyw, że robòtë w wërobiszczu
warałë nocą, a wkół robòtów zrobił
sã krëjamny ùstôw. Miéwca òdmówił
wskôzaniô zdrzódła szlimù. Tec na
kòżdą rézã aùtoła nót je miec pasowny cédel. Wëniczi badérowaniów
szlimù miałë bëc znóné za czile dniów,
a przecygnãło sã to do miesądza.
Rapòrt z badérowaniów szlimù zawiérô
blós dwie starnë. Jakbë cos w nim felało? Czemù nie òbjimô òn substancjów
ropòpòchódnëch, jaczé na gwës bëłë
w wëpłuczënach wiertniczich i szczelinującëch. Cemeńt nie je nôlepszim
spòsobã ùtilizacje széfrowëch wëpłuczënów, bò i tak wiele szlimù ùcecze
do piôskù. Znajôrze gôdają, że do te
brëkòwné są òczëszczalnie, ale nié
ù nas. Biorącë pòd ùwôgã pòzdrzatk
prof. Hewelke, mòżemë założëc, że
trzecy dzél szlimù pò széfrach i tak
wrócy do zemi. Wzérającë na pòmalëczné dzejanié wëszëznów dozérającëch notërnégò strzodowiska, mòżemë
bëc tegò gwësny.
63
2012-05-02 10:37:21
wiérztë
Alojzy Nôdżel
W maju ùrodzył sã Alojzy Nôdżel, pòéta i pisôrz, chtëren
pùblikòwôł m.jin. w cządnikach „Kaszëbë”, „Litery”, „Pomerania”. Jegò dokazë òstałë téż wëdrëkòwóné w pôrãnôsce antologiach, np. L. Roppla Ma jesma òd mòrza, R. Rosiaka Od Bugu
do Tatr i Bałtyku, F. Neureitera Kaschubische Anthologie. Nôdżel
je téż autorã zbiérków wiérztów: Procëm nocë, Cassubia Fidelis,
Astrë, Otemknij dwiérze, Nie spiéwôj pùsti nocë, Szadi Władi.
Nie spiewôj pùsti nocë
Wieszczi
Nie spiewôj pùsti nocë
Z dôlëka mërgô wid
Kaszëbskò mòwa snôżô
Jesz lepszich dożdô dni.
Òdezwôł sã w nocë zwón
Wszëtcë krewny pùdą w trón
Delë jemù „Amen” w trëmã
Knôp sã jiscy „Ùsna mëma”
Mëma ùsna ju na wieczi
Ùmarł knôp. Ju trup je trzecy.
W trëmie leżi knôpa strëja
Jemù kòsą ùca szëjã
Smierc nicwôrtô.
Je trup czwiôrti
Ùmarł téż i strëji zãc
Trupów terôz je ju piãc
Nie skùńczëlë nocë pùsti
I sã nalôzł ju trup szósti
Zãców tatk
Ùmarł téż i tatków brat
Nôgle dzyrzczi jaczis chłop
Midzë zãbë włożił grosz
Wieszczi stôł sã czësto mëri
Ùsta we wsë dzywnô chëra.
(Astrë, 1975)
Jak wòjôrz stojã z barnią
Przez dłudżi, dłudżi cząd
I barniã wiôldżé karna
Słowiańsczich stôrëch słów.
Kaszëbskô mòwa nasza
Je pësznô tak jak zymk
Ju dzys sã nie ùrzasnã
Że stracã snôżosc ji.
Chòc krzëkwë dmią i chaje
To dzérzkò stoji dąb
Chòc szor żałobno graje
Nie ùzdrzi gdze ji grób.
(Procëm nocë, 1970)
Të kamie
Czejbë të kamie gadac mógł
Jak gadac mògą lëdze,
Nie sygłobë cë, kamie, słów,
Nie sygłobë cë, kamie, łzów
Të, kamie płakôłbë jak drëdżé.
Të, kamie dzysô z nama płacz
Że chùtkò dżinie mòwa naj,
Niech zmiãkną cwiardé serca ne
Czej òne ùzdrzą kama łzë.
(Astrë, 1975)
pomerania_maj_2012.indd 64
•
2 V 1922 – Antoni Abraham, w uznaniu zasług, został odznaczony
Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
•
2 V 1992 – w Jastarni (przy ul. Rynkowej 10) z inicjatywy miejscowego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego otwarto i poświęcono Chatę Rybacką.
•
6 V 1972 – w Helu otwarto Muzeum Rybołówstwa.
•
8 V 1972 – z inicjatywy działaczy
Zarządu Głównego ZKP i koła Zrzeszenia w Łączyńskiej Hucie (pow.
kartuski) w pobliskim Borzestowie
odbył się Szkolny Konkurs Prozy
i Poezji Kaszubskiej, co potem zaowocowało konkursami nazwanymi „Rodnô Mòwa” organizowanymi w Chmielnie (pierwszy 28 maja
1972 r.).
•
15 V 1922 – urodził się Franciszek
Fenikowski, poeta, powieściopisarz, publicysta, autor słuchowisk
radiowych, scenariuszy filmowych
i telewizyjnych. Jego dorobek pisarski prawie w całości był związany z Gdańskiem, Kaszubami, Pomorzem i morzem. Zmarł w 1982 r.
•
18 V 2002 – na Wydziale Filologiczno-Historycznym UG odbyło
się Kaszëbsczé Diktando. Tytuł
„Méster Kaszëbsczégò Pisënkù”
zdobył ówczesny współredaktor
pisma „Òdroda” Paweł Szczypta.
Pomysłodawczynią dyktanda była
Wanda Kiedrowska, działaczka kaszubska ze Stężycy.
•
25 V 1982 – w Stoczni Gdańskiej
zwodowano drobnicowiec, który
otrzymał imię Ceynowa.
•
29 V 1932 – zmarł ks. dr Romuald
Frydrychowicz, urodzony w 1850 r.,
jeden z wielkich historyków szkoły pelplińskiej, historyk Pomorza,
autor ok. 600 haseł do Słownika
geograficznego Królestwa Polskiego
i innych krajów słowiańskich.
Dokazë òstałë wëdóné w antologii kaszëbsczi pòézji Dzëczé gãsë (wëdôwizna
Region, Gdiniô 2004).
Të, kamie, jes nôlepszi swiôdk,
Jak dzérzkò barnił sã nasz lud
Jak barnił swòji mòwë tu
Jak barnił zemiã kòżdi lôsk.
64
OKRĄGŁE ROCZNICE
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:21
FELIETÓN
ze szkòcczich përdëgónów
Przed spòwiedzą
GRÉGÓR J. SCHRAMKE
Czej bãdzesz, drodżi Czëtińcu,
czëtôł nen felietón, zymk ju mdze całą
swą mòcą wëkwiecony, rozparmieniony a rozbrzãczony. Abò ë nié, bò doch
ë môj czasã rozmajiti biwô ë mòże bëc
kòmùdno, spiąco a zëmno. Niewôżné.
Na zycher mdze ju pò Jastrach ë to
tak, że w dzysdniowim swiece zdawac
sã òne bãdą dôwnotą zabëtą. Jô za to,
piszącë ten felietón, prawie do negò
wiôlgònocnégò swiãta sã rëchtëjã. Ju
jajka na farwòwanié kùpioné, zajk dlô
dzecy przërëchtowóny, a dingówka…
ùps, wcyg w bòrze. Në jo, biwô.
Jak to w jastrowim cządze sã przënôlégò, pòszedł jem do spòwiedzë.
Réga bëła długò a jesz, jak wiedno, taaaaak pòòòòòmaaaalëczno sã pòsuwa!
„Z czegò to ti lëdze sã tak spòwiôdają?
– pitôł jem sã sóm sebie – Z całégò
żëcô? Z ùszłëch żëców? Z przińdnëch
téż?”.
Zdążił jem sëmienia rëchùnk w tã
a wew tã z piãcdzesãt razy zrobic, pòżałowac za przewinë, mszã, jakô òb czas
żdaniô sã zaczã, wësłëchac, a réga…
wcyg długô jak pòkùta Lëcëpera. Cëż
tu robic? Kò zmùdno. Doch ksążczi nie
wëcygnã – to sã nie słëchô. W kùńcu…
wiém! Wëmëszlã, ò czim felietón
napiszã! Jak jem so ùdbôł, tak zrobił,
ë hewò òn je, ò kòscele!
(Ë tu, pò szpòrtownym wstãpie, zaczinô sã refleksyjno a pòwôżno).
Przëcygającë do Edinbùrga w 2006 r.,
szczestlëwò jesz jem trafił w cząd zmianów, jaczé tegò czasu sprawiła wała
emigracje, co wnet pòtopã wla sã do
ÙK. Pamiãtóm, jak wcyg rosłë pòlsczé
krómë w nym gardze, abò jak baro
môlowi kònsulat béł nieprzërëchtowóny do òbsłudżi nowi rzmë brëkùjącëch
(sorczi, òn wcyg nié za baro je!). Nôwiãkszé równak zmianë dozdrzôł jem
w kòscele.
Kò wej tedë, w 2006 r., swiat
pòsłudżi dëcha z mni wiãcy „dlô grónka
òstańców z czasów wòjnowi ùszłotë”
ju zaczinął przesztôłcac sã przez nową
wałã (ë dlô ni). Wdôrzóm so te pierszé
niedzelné msze, cëché jesz a smãtné,
czësto bez niżódny òprawë. Dejade
ju òdprôwiôné w katédrze, a nié le
w kaplëcë, chòc te w codzéń wcyg jesz
w Dodomie Kòmbatanta. Béł le jeden
ksądz w Edinbùrgù. Nie òdbiwałë sã
jesz niżódné chrztë czë zdënczi…
Dzysô je ju czësto jinaczi. Na placu
pasturzów dwùch (ë w trzech kòs-cołach
pòlsczé msze), w òkòlim wierã pòsobnëch trzech. Pierszą mszã w katédrze
ùsnôżają òrganë, na drëdżi przëgriwają chłopi na gitarach, abò „misticëje” – kòldzesãcpersonowé karno
mùzyczno-spiéwaczé. Béł jem swiôdkã
rëchcënów ë przëjãca do I kòmónii
swiãti, wiém téż ò zdënkù. Zrodzëłë sã
nowé przë-kòscelné zdrëszenë, móma
téż minystrantów ë przenômni jednégò
nadzwëkòwégò szafarza kòmónii. Do
te są òrganizowóné dodôwkòwé mòdlëtewné zéńdzenia, pòza tim np. wachtowania czë rekòlekcje. A ze trzë lata
dowsladë nawetka rozbùchła ùdba, bë zebrac dëtczi ë kùpic so gwôsny kòscółk (kò
swiątniców tu wnetk wiãcy jak wiernëch ë zdôrzô sã, że takô np. na hòstel
biwô zmienionô!). Nawetka kòmitet
sã zarzesził, równak tej cos wszëtkò
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 65
ùcëchło. Nimò to rzec nót: najô katolëckô zdrëszena tu żëje.
Dejade…
W Edinbùrgù mieszkô nômni 20 tes.
Pòlôchów a Kaszëbów. W katédrze je
cos kòl 600 placów do sedzeniô (jo,
jo, môłô ta katédra), te dwa pòsobné
kòscołë są mniészé. Dwie msze w ni
gromadzą z 700 wiérnëch. Niech le
z tima drëdżima swiątnicama mdze
razã 1000 sztëk lëdzy kòżdi niedzelë
w kòscele, to tak a tak dôwô to le 5%
wszëtczich emigrantów! Prôwda, dzél
wiérnëch czë wierzącëch téż chòdzy
na szkòcczé msze, le wierã nié wiãcy
jak 100–200 sztëk – tej dodôwkòwé
0,5–1%.
Rzec bë sã chcało, że te pôrã procentów (przédno młodëch lëdzy), to
je to zôrno, co „wëdô storazowi plón”.
Taczim òptimistą równak bëc ni mògã.
Kò widzã, że są taczi, co chòdzą do
kòscoła np. le dlôte, „bò sã przënãcelë”
ë msze mëslama przewanożiwają pò
stegnach, jem dbë, barżi profanum
jak sacrum. Ë nie je to doch nick òsoblëwégò, kò naje swiątnice na Kaszëbach, jaczé wcyg pãkają w rãbach,
fùl są taczich samëch wiérnëch.
Dejade jô sã ceszã nawetka z tëch
„nieprzëtomnëch”. Doch mòże z taczégò jednégò (abò ë dwùch) dô nié le
„mòże chòc trzedzescerazowi plón”,
a nawetka „tësącrazowi”? „Milionowi”? Kò mòże przebùdzenié mdze?
Abò dzecuszkò dzãkã taczim „przënãceniowim” starszim zapłomi sã Widã
ë òstónie pòsobnym Janã Paùlã II abò
drëgą Matką Terézą z Kalkùtë?
Trójno lëdzy za to, pò prôwdze
ùrzma, w Wiôlgą Sobòtã wëfùlowiwô
katédrã na kòżdim (z trzech) swiãcenim jestkù. Równak czë téż ë z tegò
sã ceszëc nôleżi?
65
2012-05-02 10:37:22
50 lat Klubù Sztudérów Pomorania
Pòmòranijô ‘80
B Ò B RO W S C Z I C H W I TÔ Ł D
- S Z KÓ L N Y
W Pòmòraniji nalôzł jem sã przëtrôfkã. Baro czãsto jô odwiedzôł kaszëbsczi króm przë Szewsczi Gasë we
Gduńskù. Kùpiwôł jem tam ksążczi dlô
ùczniów w Stajszewie, drëchów ë dlô
se. W kùńcu, z rekòmendacji białk,
co w nym krómie przedôwałë, òstôł
jem nôleżni kã gduńsczégò pa rtu
KPZ. Rôz wieczór, òb jeséń 1980 rokù,
przez króm do biura przechôdało karno młodëch lëdzy. Bëło to zéndzenié
Pòmòrańców. Przëtomny w nym czasu
w krómie Rulewsczich Barnim, chłop
co òb czas sztrëjków 1980 rokù chòdzył
z czôrno-żôłtą szléfą na remienim, miôł
do mie rzekłé: Kò Wasta, jakno przindny prezes KPZ, mùszi bëc w Pòmòraniji!
i mie wepchł do biura na zéndzenié. No proroctwò sã miało zjiscëc
pôrãnôsce lat pózni, czej jem jem òstôł
wiceprezesã Òglowégò Zarządu KPZ.
Pò zéndzenim, na jaczim jô pòznôł
swòjégò mùlka ë białkã Halinã, co
w nym czasu bëła gòspòdôrza Chëczë,
całé karno szło do Bòrzëszkòwsczich
Felka na môłé alitëlé z lëżnotë jegò
zdënkù z Pòmòranką Bòżeną. Òb drogã
nasz prezes Kléinów Kazmiérz mie
sã pitôł, czë jô jem lesny (chòdzył jem
w amerikańsczim, wòjskòwim mańtlu)
i skądka jô jem. Ni mòglë dorozmiec, jaczim jô jem „repatriantã”. Kò, jô jem pò
prôwdze do tatczëznë warcył.
Pò pôrã dniach òdbëłë sã w Chëczë
andrzejczi, na jaczich jem dokôzôł
cedownégò zwielëniô slëwiónczi. Òd
te czasu mòja „kariera” w Pòmòraniji
szła drawò. Na pòstãpnym zéndzenim karna òstôł jem szefã rewizjowi kòmisji klubù, a chwilã pózni
zrobił ze mną interview do cządnika sóm redachtor „Pòmeranii”, dzys
sp. Czedrowsczich Wòjk. Nonej na
wdôr Wòjcecha, architekta-bùdownika
chëczowégò szutuza, nen bëlny, bùtnowy ùsôdk béł nazwóny „wojtek”.
Trzeba tuwò nadczidnąc, że czedës
klubòwé żëcé bëło biédné, le wszëtcë
66
pomerania_maj_2012.indd 66
1981 – przed Chëczą. Òd lewi starne: Klawitrów Kazmiérz, Kléinów Kazmiérz (prezes),
Łącczich Józwa, sp. Bëczkòwsczich Wiesłôw ë Bòbrowsczich Witôłd.
trzimalë sã barżi razã. „Stôri” nôleżnicë
dzén w dzéń bëlë z nama i łaskawim,
òjcowsczim òkã zdrzëlë na naje młodeczné bùńtë. Wërazã taczégò bùńtu
bëło niewëbranié w 1981 niżódnégò
laùreata nôdgrodë Stolema, nimò bratecznëch „doradów” Trojanowsczich
Jizë. Pòdskacënkã dlô prôcë béł robòcy
Bòrzëszkòwsczich Józwa, co rozmiôł
òszkalowac, ale téż nas młodëch na
lëdzy wëprowadzëc.
Na legeńdã Klubù skłôdałë sã dzeje
pioniersczégò cządu odbùdowë Chëczë,
ùdzél w bùdowlanëch prôcach, codniowé czurzenié przë ògródkù, halanié wòdë òd Antoniégò ë miesczi gón,
szkółka kaszëbiznë prowadzonô przez
E. Gòłąbka w redakcji „Pòmeranii” na
Dłudżim Rénkù, ùdzél w zéndzeniach
gduńsczégò partu KPZ, „Lëdowé Taleńtë” ë wëbòrë laùreatów Stolema abò
dejowò-historiczné „Konwersatorium”
prowadzoné przez Kazmiérza Klawitera. Do te trzeba dołożec rozriwkã – teater, jaczés pòspólné „piwkò”, gebùrstag, kùling, diskòtekã. Motto dlô
rozriwkòwi klubòwi „frakcji” bëłë słowa
„wiôldżégò załôżcë”, Lecha Bądkòwsczégò: Klub to nie je szpëtôl dlô bezdomôcëch dzéwczãtów. Czej zazéróm
do ònczasnëch zapisënków w kalãdarzu, mie je dzyw, jak më mòglë to strzëmac. Wszëtkò to bëło na spòdlim historii, jakô sã stwôrza na naszich òczach
– pòwstanié Òcmanotë (Solidarności),
Zjôzd w Olivii, zakłôdanie Gbùrsczi
Òcmanotë, a w kùńcu wòjnowi stón.
Czej më zaczãlë „wërastac” z Pòmòraniji, sã żenic ë zaczinac swòje warkòwé żëcé, naszô drëszba ùtrzimiwa
sã dali. Westrzód nas je wiele szkólnëch, dlôte jesmë założëlë karno Pùrtk
w strukturach krëjamny Òcmanotë. Do
dzysô etatowò robi tam nasz klubòwi
„tatk”, Rambiertów Sztefón. Pòmòranijô
‘80 żëje – wiérnô kaszëbsczi deji ë słowóm Méstra Jana (Trepczika):
Pòmòranijô, to miono naji bùchë je
Pòmòranijô bëlnô je w ùczbie naszënë
Rozwidniewac, rozskacëwac
Pòjmë stegnë Kaszëbsczi!
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:22
FELIETÓN
sëchim pãkã ùszłé
Dôjta bëc chłopã
abò ò feminystkach
TÓMK FÓPKA
Feminystczi. Chto to je? Colemało białczi. Ò co jima jidze? Chłopi nie
widzą. Wikszi dzél białk wierã téż nié.
Wëzdrzi na to, że to są taczé, co abò
chłopa ni mają, abò miałë i nie wëszło.
Jed ne są dobrze wësztud rowóné,
jiné leno wëszkòloné.Wcyg nawijają
ò równoùprawienim. Że białczi mùszą
bëc jak chłopi. Że mùszą? Nié. Jima sã
nôleżi jak chłopoma! Tak samò zarabiac, awansowac.
Mòże sã nie znóm, ale mie sã zdôwô, że nie jesmë z białkoma równy.
Białczi są lepszé. Mòcniészé. Piãkniészé. Dłëżi żëją. Pòtrafią wiele rzeczi robic narôz. A më? Më jesmë dzysô biédny. Czasã za białkoma barżi
szlachùjemë niż òne same. Tak nas
w kòedukacyjnëch szkòłach wëùczëlë.
Tak jesmë wëchòwóny, téż przez białczi. Jesz përznã a bãdzemë dzecë rodzëc i piersą fùtrowac. Pielëchë ju
pewno pòtrafimë mieniac. Dobrze
jidze z òmiwanim statków.
Co włączã reno zdrzélnik, to widzã
pôrã prowadzącëch. Ale jaczichs
dzywnëch. To òna w ti pôrze je sómcã
alfa, òna nosy bùksë, òna je ùzdnicą.
Je wëższô, czerëje nym chłopkã. Òn
je môłi, sã ùsmiéchô, frisztëk zrobi,
szlorczi przëniese... Kò to je jakôs
Rzeczpòspòlitô Babskô prosto! A jesz
jaczégò projektanta módë scygną abò
jinégò artistã... Òni sã pewno za wiele „Seksmisje” naòbzérelë. Dlô nich
Günter Grass gwësno je białką... Nie
są to czasã pierszé òfiarë négò zapòw iôdónégò przez pòlsczi rząd
chemicznégò kastrowaniô...? A mòże
w nëch ùnijno numrowónëch jajach
abò w tónym winie z bierdonczi są jaczé hòrmónë z Wenus?
Nôlepi tej żódnégò wina nie pic.
A jaja? Në, òne bãdą wiedno...
Pòzwólta nama bëc chłopoma! Nié
chłopùlkoma, chłopkoma, chłopikoma... Chłopoma! Chcemë bëc cwiardi! Chcemë bëc mòcny! Rizykòwac
i zarabiac pieńdze! Chcemë Was zdobëwac. Was, swiat, nowé zemie, planétë. Chcemë sã Wama zajimac, Was
dozerac, przepùszczac w dwiérzach
i na trapë w górã. Miec Swiãté Słowò
Tatka przë dzôtk wëchòwiwanim.
Czasã taszã pòniesc, w całoscë z piwã.
Dac tej-sej jaczé dwa tësące na drobné wëdatczi... Pò pëskù dac, czej zle
ò mòji białce gôdają.
Dlô Wa s, Bi a łecz k òst aw i më
wszëtkò, co mitczé, snôżé, bezpieczné i dómë Wama te dëtczi wëdawac.
Zgòda? Dali chceta równoùprawieniô?
Chceta kònieczno nasze przepicé,
gòlenié gãbë, noszenié kalesonów i pilotë òd TV, DVD i satelitë? I te kwitë
za lëché pòstawienié autóła, pit-ë i zarosłé szpétë?
Më nie chcemë Waszich królewëch
dniów, krzëwëch nie-wiedzec-czemù
pomerania maj 2012
pomerania_maj_2012.indd 67
mùniów, sedzeniô pół dnia kòl frizjérë
i gôdaniô – dlô samégò gôdaniô.
Mie sã mòckò wëdôwô, że ne feminystczi, tak jak ny „zelony” i „cepłi”,
są przez jaką Amerikã Batorim naswóné, co jima grëbé grantë daje za
to pëskòwanié a miészanié lëdzóm
w głowach. Żebë òdwrócëc ùwôgã
òd czegòs wôżniészégò – robią manifë i paradë. Pchają sã do telewizje
i jinëch mediów. Krzëczą, że jima zle.
A mòże jima je za dobrze? A mòże jô
jem z Marsa, a nié z Chwaszczëna?
SŁOWÔRZK:
Colemało – zazwyczaj; dzél –
część; wëzdrzi, szlachùje – wygląda; abò – albo; chłop – mężczyzna, mąż; wësztudrowóné
– wykształcone; leno – tylko; wcyg
– wciąż; białczi – kobiety, żony;
përznã – trochę; fùtrowac – karmić; òmiwanié statków – mycie
naczyń; zdrzélnik – telewizor;
ùzdnica – kobieta dominująca w
stadle, związku; bùksë – spodnie;
frisztëk – (z niem.) śniadanie;
szlorczi – pantof le; bierdonczi
– sklepy z tanim towarem; kò –
wszak; gwësno – pewnie; wiedno
– zawsze; dozerac – opiekować się;
trapë – schody; dzôtczi – dzieci;
tasza – torba; mitczé – miękkie;
snôżé – piękne; dëtczi – środek
płatniczy, raczej monety; szpétë –
kończyny dolne pośledniej urody;
królewé dnie – (neolog.) czas menstruacji; mùnia – buzia.
67
2012-05-02 10:37:22
z bùtna
FELIETÓN
Jo… ne-e…
RÓMK DRZÉŻDŻÓNK
Brifka sedzôł markòtny na łôwce,
jakô stoja kòle mòji chatińczi, a nick
nie gôdôł. Cziwôł le banią a mòckò nad
czims rozmëslôł.
– Cëż të jes taczi òd se? – pòdzérôł
jem zadzëwòwóny na niegò, a nen
nick, le banią cziwôł.
– To nie je do strzimaniô. Zwëczajno cebie sã flaba nie zamikô… a dzysô?
Në kò rzeczë co! – krziknął jem mù do
ùcha.
– Jô ni móm słów – wëmùrmòlëł
pòd knérą a bania lôta jemù corôz
mòcni. Jô dostôł strach, że òna mù
z szëji spadnie a pòkùlnie sã pòd
stodołã. Żôl drëcha. Jesz je młodi,
szkòda bë gò chòwac. Je òn jaczi je, ale
doch JE!
Tak ma dwaji sedzelë mùczkã na
łôwce. Òn cziwôł banią, a jô zdrzôł
w dôlą na Pëlckòwò skrëté za rzôdką
dôką.
– Bez ną dôkã naju Pëlckòwò je
taczé bôjkòwé, krëjamné. Ne zataconé sztôłtë bùdinków a jidącëch donąd
a nazôd lëdzy wëzdrzą jak zaczarzoné.
Pëszno, przepëszno. Kò pòwiôdają, że
w dôce to mòże letkò ùzdrzec dëchë
najich przódków. Widzysz të mòże
jaczégò?
– Jô gówno widzã – òdrzekł smãtno
brifka.
– Fùj, në cëż të! Nie znajesz të jinszich słów. Czejbë tu dzecë bëłë?
– Czejbë tu dzecë bëłë, tej òne… –
drëch pôłkł slënã. – Kò ne pëlckòwsczé
ùnuzle ë tak bë z naji gôdczi nic nie
zrozmiałë…
– Tec ne twòje nié le rozmieją, ale
wszëtczé gôdają.
– Mòje jo. Leno z kim òne mają
gadac? Przecã nicht jinszi z dzecy
w Pëlckòwie ani me, ani be… To je
marné.
– Cëż tobie dzysô je? Mô tobie chto
zadóné?
– Zadóné? – òn sã jaż tak strzãsł.
– Jo, môsz prôwdã. Mie mô chtos zadóné…
– Mariczënëbùksë jo! Chto cë zadôł? – terô to jô béł fest ùrzasłi.
– Dwalatné dzeckò… a tak pò
prôwdze jegò mëma. Të jã znajesz, òni
tã… w nym fôrtlu za grzëpą mieszkają. Jô sã je na szasëji pitajã: „Chcesz të
bómka? Jo?”. Ònkò sã ùsmiało a gôdô:
„Tak”. Czej jô czëjã „tak”, tej mie sã
lëchò robi. Kò pëlckòwsczé dzeckò bë
mia òdrzec „jo”. „Chcesz? Jo?” ‒ spitôł jem sã jesz rôz. No wezdrzało na
mëmã, łepã pòkrącyło, a pòwiôdô: „Jo…
ne-e…”. Jô zôs do nie: „Nie rozmiejesz të
prosto rzec jo?”, a òno wcyg łepã krący
ë to swòje: „Jo… ne-e…”. Jô béł czësto
baf. Wezdrzôł jem na jegò mëmã:
„Czemùż òn jo nie gôdô?”. „Brifka. Jesce wë czësto. Kò tak co lepi môłëch
dzecy nie ùczëc”. „Czemùż nié?” ‒ spitôł jem zadzëwòwóny, a ta mie nó to:
„Nié, bò nié!”.
– Òno sã jesz lëd z czi gôdczi
naùczi…
– Dze? Òd kògò? Òd mëmë? Òd tatka? Òd ómë? Ópë? Òd kògò?
– Samò ze se.
– Samò ze se? Sóm ze se to człowiek mòże sã w zark legnąc – brifka
pòdskòkł do górë a téatralno zmieniwając głos, rzekł z wëszczérgą: – Przińdze czas, tej òno so samò naùczi, ale
terô chcemë do niegò z wësoka gadac.
Zmarachòwóny cãżkò sôdł na
łôwkã, zamôłkł a banią cziwôł. Tak sedzôł, nic nie gôdającë do wieczora. Nié
sznapsa nie chcôł, nié tobaczi, le sedzôł
a rozmëslôł. Le czasã dało sã òd niegò
czëc:
– Jo, jo, to je marné, to je marné…
Minã noc, dzéń, noc… tej ò trzecym pòrénkù brifka wstôł a sã strzãsł.
Colemało wëzdrzôł jak jaczi patrijarcha. Mòcny, stolemny. Wsôdł na kòło
a rëgnął przed se, rozwiéwając dôkã
zakrëwającą Pëlckòwò.
– To sã dô, to sã dô! – bez dôkã czëc
sã dało jegò wiesołi głos. – Kò òno rozmiało, co jô do nie gôdôł!
Dzãkã Bògù brifka zôs je brifką.
XXVII Kaszubski Spływ Kajakowy
Śladami Remusa
Zaplanuj swój urlop z „Pomeranią”! s. 50
68
pomerania_maj_2012.indd 68
pomerania môj 2012
2012-05-02 10:37:22
Z NAMI WYPRZEDZISZ
KONKURENCJĘ
REKLAMA W POMERANII
TEL. 58 301 90 16 / 697 001 422
okladka_maj_2012.indd 3
2012-04-26 20:58:35
okladka_maj_2012.indd 4
2012-04-26 20:58:36

Podobne dokumenty