Rozmowa z Antonim Zambrowskim

Transkrypt

Rozmowa z Antonim Zambrowskim
Język rosyjski
Rozmowa z Antonim Zambrowskim
Z Antonim Zambrowskim autorem wspomnień „Syn czerwonego księcia” rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert
RZ: Pamięta pan swoje adresy?
Wszystkie oprócz pierwszego. Babcia opowiadała, że to gdzieś na Marszałkowskiej. Jako niemowlę wyjechałem w
1934 roku z matką przez Wolne Miasto Gdańsk statkiem do Leningradu.
Gdy wróciłem jako nastolatek do Warszawy w maju 1945 roku, zamieszkaliśmy w domu Wedla na Puławskiej róg
Madalińskiego. Po dwóch latach przenieśliśmy się na Szucha 16, gdzie naszymi sąsiadami byli Władysław Gomułka,
Stanisław Mikołajczyk oraz Stanisław Radkiewicz. Ci dwaj ostatni mieszkali na jednej klatce schodowej. Radkiewicz
opowiadał memu ojcu w mojej obecności na wczasach w Zakopanem, jak przez omyłkę wszedł do mieszkania
Mikołajczyka. Sekretarka prezesa PSL krzyknęła z wrażenia, do przedpokoju wybiegł Mikołajczyk. Widząc szefa
MBP, pomyślał zapewne, że już nadeszła jego godzina, ale Radkiewicz przeprosił za najście.
Mieszkałem jeszcze w willi Mariana Spychalskiego aresztowanego za „prawicowo-nacjonalistyczne odchylenie”, w
pięknym ogrodzie na terenie MON. Moi koledzy i koleżanki cenili ten teren jako wymarzone miejsce na prywatki, ja
natomiast lubiłem chodzić na pokazy filmowe organizowane co dzień przez marszałka Rokossowskiego.
Swoje wspomnienia rozpoczynam od adresu moskiewskiego. Był to sławny hotel Lux przy ul. Gorkiego 36 (dziś ulicy
przywrócono nazwę Twerskiej). Stacjonowała tam międzynarodowa śmietanka komunistyczna zatrudniona w aparacie
Kominternu oraz jego związkowych, rolniczych i młodzieżowych przybudówkach. Lwia jej część – zwłaszcza Polacy –
została zgładzona w wielkie czystce w roku 1937.
Romanowi Zambrowskiemu udało się przeżyć...
Sekretarz generalny KC KPP Julian Leński zdymisjonował ojca ze stanowiska
I sekretarza KC KZMP za jego wielki spektakularny sukces, czyli Deklarację Praw Młodego Pokolenia podpisaną
wraz z młodzieżą socjalistyczną oraz „Wiciami”. Na jego miejsce mianowano Stanisława Radkiewicza – szefa
białoruskich komsomolców z KZM Zachodniej Białorusi. Ojca wysłano do kraju na robotę partyjną w Radomiu i
Łodzi. Matka została w Moskwie, gdzie kończyła studia w Wojskowej Akademii Lotniczej im. Żukowskiego. Przyszli
pewnego dnia po nią enkawudyści, posiedziała krótko na Łubiance i w więzieniu na Butyrkach, po czym wróciła do
domu. Po latach zwierzyła mi się, że cały czas „na dołku” płakała z rozpaczy, nie tyle z troski o los dwóch małych
synków, lecz bojąc się, że Romek mógłby uwierzyć, iż ona naprawdę była „wrogiem ludu”.
Jesienią 1939 roku trafił pan do Baranowicz.
Już po rozwiązaniu KPP ojciec wylądował w obozie w Berezie Kartuskiej. Gdy Stalin napadł 17 września 1939 roku
na Polskę, straż więzienna uciekła. Ojciec przywędrował do pobliskich Baranowicz i dostał posadę w sowieckim
urzędzie miejskim. Ściągnął nas z Moskwy. W Baranowiczach chodziłem do rosyjskiego przedszkola, gdzie nauczyłem
się czytać i pisać po rosyjsku. Gdy Hitler napadł na Rosję, ojcu udało się umieścić nas na ciężarówce wywożącej
rodziny urzędników. W Bobrujska załadowano nas do pociągu. Zajechaliśmy w wagonie towarowym aż nad Wołgę –
do Kujbyszewa, czyli Samary. Podróż trwała kilka tygodni. Następnie ciężarówkami wywieziono nas w głąb stepów
nadwołżańskich do sowchozu Czerwony Październik.
W sowchozie umarł pański brat Sergiusz.
Matka podczas żniw obsługiwała kombajn, więc oddała brata do żłobka. Tam niemowlaka napojono surowym
mlekiem... Na jesieni przeniesiono nas do sowchozowej centrali i tam już podczas zimy znalazł nas ojciec. Jego
sowieccy szefowie uciekli z Baranowicz bez uprzedzenia i on maszerował przez całą Białoruś na piechotę. W głębi
Rosji odnalazł swego partyjnego szefa i przyjaciela – Alfreda Lampego. Dzięki niemu ustalił nasz adres. Został
strona 1 / 3
Język rosyjski
Rozmowa z Antonim Zambrowskim
nauczycielem w miejscowej szkole podstawowej, do której i ja trafiłem. Później ojca przeniesiono dalej w step – do
innego sowchozu, gdzie został dyrektorem szkoły podstawowej, a matka – nauczycielką. Ojciec zgłosił się na
ochotnika do I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki w Sielcach. Na jesieni 1943 roku tacie udało się przenieść nas do
Kujbyszewa. Matka została etatową przewodniczącą Zarządu Obwodowego Związku Patriotów Polskich. W lecie 1944
roku zostawiła mnie w pobliskim Stawropolu w polskim domu dziecka. Miałem tam być jedynie przez lato, ale wkrótce
matka wyjechała do ojca do Lublina i dzięki temu ukończyłem IV oddział, tym razem polskiej szkoły.
Było to moje pierwsze spotkanie z autentyczną Polską. Zarówno wychowankowie, jak i wychowawczynie pochodzili
z Kresów, głównie z Wołynia. Zostali wywiezieni stamtąd podczas pierwszej akcji NKWD 10 lutego 1940 roku
obejmującej polską inteligencję, urzędników i osadników wojskowych.
Koledzy przyjęli mnie z rezerwą. Nic dziwnego. Byłem dzieckiem sowieckiego systemu wychowania, Polakiem
uznającym wyższość wielkiego narodu rosyjskiego. Traktowano mnie jak ideowego przedstawiciela siły, która
wywlokła ich z domów, pozbawiła życia bliskich, skazała na poniewierkę i głód. No i byłem ateistą. Na szczęście ten
konflikt nie trwał długo. Już po kilku tygodniach mówiłem płynnie po polsku (z wołyńskim akcentem), na apelach z
zapałem śpiewałem „Rotę”, a po wysłuchaniu wielu opowieści kolegów o bohaterstwie żołnierza polskiego w wojnie z
bolszewikami oraz we wrześniu 1939 roku wgramoliłem się na dach szopy, aby na ścianie budynku napisać kredą hasło
„Niech żyje Polska” oraz „Westerplatte trwa”. Nawróciłem się też na katolicyzm.
Pierwszym pana idolem był Josip Broz-Tito.
W 1946 roku widziałem go z bliska stojącego na trybunie w Al. Ujazdowskich w Warszawie. Rok później byłem z
ojcem w Jugosławii i tam widać było, że jest autentycznym przywódcą narodowym. A tu nagle wyklęcie przez Stalina.
Długo ojciec przekonywał mnie o słuszności decyzji Kominformu. W 1955 roku przeżyłem szok, gdy Chruszczow
odwołał stalinowskie oskarżenia. Już po XX zjeździe KPZR zaprosił Titę. Do naszej świetlicy w Domu Studenta
Uniwersytetu Moskiewskiego prowadzono wszystkie wycieczki zagraniczne, więc przyprowadzono również Titę.
Zraził mnie do siebie eleganckim ubiorem. W dodatku miał sygnet z brylantem. Kłóciło się to z wizerunkiem
komunisty. Po doświadczeniach rewolucji węgierskiej 1956 roku zmieniłem o nim zdanie. Przeczytałem w jego
biografii pióra prof. Vladimira Dedijera, że sygnet kupił sobie w Moskwie u schyłku lat 30. za pieniądze uzyskane za
tłumaczenie „Krótkiego kursu Historii WKP(b)”. Miała to być lokata kapitału na czarną godzinę.
Zupełnie inaczej zareagował pan na wojnę na górze w gronie rodzimych komunistów.
Decyzja o usunięciu Gomułki i zastąpieniu go Bierutem nie wywołała we mnie żadnego poruszenia. A przecież znałem
„Wiesława” osobiście, skandowałem jego pseudonim na pochodach, a tu nic. Wszystko wypaliło się we mnie wraz z
zerwaniem z Titą.
Jak to się stało, że studiował pan w Moskwie?
Był to pomysł mego kolegi szkolnego Włodka Wieczorka – syna zamordowanego w Oświęcimiu działacza
komunistycznego. Jako uczeń klasy maturalnej liceum im. Reytana złożyłem papiery na studia ekonomiczne w
Moskwie. Trafiłem na Wydział Ekonomiczny Uniwersytetu im. Michaiła Łomonosowa. Ukończyłem studia,
otrzymując dyplom z wyróżnieniem i broniąc pracy „Zasada zainteresowania materialnego w socjalizmie”.
Najbliższy kolega z gimnazjalnej ławki – Dariusz Fikus, pozostał w Warszawie.
Przyjaźniłem się z nim oraz jego śliczną siostrą Jolą. Bardzo często odrabialiśmy z nim lekcje, byłem u państwa
Fikusów stałym gościem. Państwo Fikusowie byli przedwojenną rodziną inteligencką – kulturalni, dowcipni i
niezależni w myśleniu. W mojej obecności słuchali przez radio BBC i omawiali audycje polityczne. Pan Feliks był
wybitnym fachowcem, ale przeszkadzała mu w karierze w PRL jego przedwojenna endecka przeszłość. To zapewne
było również przyczyną pozostania Darka na studiach w Warszawie, które zresztą znakomicie wykorzystał. Był on ode
strona 2 / 3
Język rosyjski
Rozmowa z Antonim Zambrowskim
mnie starszy, znacznie bardziej dojrzały i potrafił zachować się przyzwoicie w trudnych sytuacjach. Pewnego razu nasz
kolega Zbyszek Łochowski przyniósł do klasy satyryczną odę do Stalina. Za karę przeniesiono go do innej klasy.
Gdyby przewodniczącym Zarządu Szkolnego ZMP był nie Darek Fikus, lecz jakiś nadgorliwiec, Zbyszek zapewne
odsiedziałby parę lat w więzieniu.
Pisze pan o panującym w Rosji sowieckiej antysemityzmie.
Objawy napotkać można było na każdym kroku. Rosyjski antysemityzm był zupełnie otwarty i objawiany wyjątkowo
arogancko. Gdy słyszę narzekania na polski antysemityzm, uśmiecham się z pobłażaniem. Nawet za moczarowskiej
kampanii antysemickiej w latach 1967 – 1968 nie było w Polsce tyle antysemickiego chamstwa, co w Rosji.
W gronie studentów moskiewskich nie brakowało barwnych postaci.
Mieszkałem w jednym domu studenta na Stromynce z Michaiłem Gorbaczowem. O swym pobycie w domu także
opowiada we swych wspomnieniach również Zdenek Mlynarz – bohater praskiej wiosny 1968 roku. Na zebraniach
ziomkostwa wychowywano zarówno mnie, jak i nierozłączną parę filmowców Jerzego Hoffmana i Edwarda
Skórzewskiego. Im zarzucano zamiłowanie do alkoholu. Gdy Skórzewski w ramach samokrytyki powiedział, że
nauczyli go pić koledzy z warsztatu w czasie okupacji, zarzucono mu, iż szkaluje bohaterską klasę robotniczą. Gdy ja
podczas internowania prowadziłem modlitwę przez zakratowane okno, kolega z celi dogadywał: „Tyle rubli na
marne!”. Natomiast w roku 1968 w więzieniu mokotowskim współwięzień napisał o mnie żartobliwą piosenkę ze
słowami: „Uczono, szkolono po linii, na bazie, lecz wyrosło ono do Moskwy w urazie”. Do całej Moskwy – to
przesada, ale do Kremla – z pewnością. ∑
Antoni Zambrowski (1934 r.) – publicysta, społecznik. Do 1966 r. w PZPR. Usunięty za krytykę polityki wobec
Kościoła. W 1968 r. aresztowany pod fałszywym zarzutem organizowania wiecu studentów i skazany na dwa lata
więzienia. Współpracownik KOR. Działacz „Solidarności”. Internowany w stanie wojennym. Współpracownik prasy
podziemnej i emigracyjnej. Dziennikarz „Tygodnika Solidarność”. Współzałożyciel Komitetu Polska – Czeczenia.
Członek Stowarzyszenia Wolnego Słowa. Syn Romana Zambrowskiego – działacza KPP, PPR, członka Biura
Politycznego KC PZPR.
Rzeczpospolita
strona 3 / 3