Pierwsze pudło

Transkrypt

Pierwsze pudło
Wpływ regulaminu na wynik zasiadki !
Jako młody myśliwy wędrowałem: to raz z karabinem, to raz z dubeltówką po ojcowskich hektarach
należących do obwodu nr 91 (dzisiaj 211). Nie miałem więcej doświadczenia niż 3 miesiące spędzone w kniei.
Przemierzając kilometry odstraszałem bardziej zwierzynę niż ją podchodziłem, ale wtedy człowiek podchodził do
sprawy zupełnie inaczej – myślałem, że przemierzając pieszo kilometry mam większe szanse na upolowanie
upragnionego dzika. Kolega Józef, mój wprowadzający, widząc ile wkładam czasu i energii do tych marszobiegów
zaproponował żebym spróbował zasiąść na ambonie. Powiedział, że tylko cierpliwość i wytrwałość zaowocuje
spotkaniem ze zwierzem, jednak człowiek chcąc strzelić tego swojego pierwszego dzika, nie mógł usiedzieć spokojnie
w jednym miejscu.
Któregoś dnia skorzystałem jednak z dobrej rady kolegi Józka i zasiadłem na ambonie w pobliżu pastwisk
Prokopa i ojcowskiej pszenicy.
Pamiętam ten dzień doskonale, jakby było to wczoraj a przystawiono mi już od tamtego czasu 7 pieczątek w
książeczce PZŁ. Tamtego dnia mróz zelżał, śnieg zaczął się robić ciężki i mokry. Jako młody „nemrod” oczywiście
postępowałem dokładnie według regulaminu: po wyjściu z auta broń załadować, przy przejściu przez płot broń
rozładować, za płotem załadować , przed wejściem na ambonę rozładować. Pamiętam też że po wejściu na górę po
jakimś czasie zrobiło się chłodniej, zaczął nastawać ciemny i ponury wieczór - rozjaśniony tylko leżącym białym
śniegiem. Pobliska wioska po chwili ucichła: wyłączono dojarki, psy przestały już ujadać a śnieg od zimna zaczął się
szklić na powierzchni. Po odsiedzeniu dłuższego czasu i obserwacji otaczającej mnie przyrody „nie ukrywam
zacząłem się nudzić”. Wyjąłem telefon i zacząłem pisać wiadomość do znajomych chwaląc się sposobem spędzania
wolnego czasu. Po pewnym czasie w błogą ciszę zaczął wplatać się dziwny szum. Z sekundy na sekundę dźwięk ten
był coraz głośniejszy, przypominał przewracanie kartek lub taktowy szelest zegarka a w rzeczywistości był to odgłos
dzika poruszającego się w 15 centymetrowym śniegu. Gdy podniosłem znad „komórki” głowę zobaczyłem dzika
poruszającego się po zeszklonym śniegu w moją stronę. Szedł miedzą i od czasu do czasu spoglądał na ambonę.
Serce zabiło, aż miło! Cichutko, cichutko odwróciłem się, wziąłem karabin, patrzę a tu…
Morał tej opowieści jest dla mnie nauczką, bo jak się co poniektórzy już domyślają – po wejściu na ambonę
nie załadowałem broni. Gdy tylko mlasnąłem zamkiem dzik to usłyszał i … dał dyla przez pole i tyle. Zdążyłem go
jeszcze złapać w krzyżu, dać wyprzedzenie i posłać w jego stronę 7,62!
Dzik nie zareagował na huk wystrzału, ani na rozbryzg śniegu za sobą. Po prostu było to moje pierwsze pudło.
Poszedłem na miejsce zestrzału, szukałem ścinki czy kropli farby licząc w duchu na sukces, ale wiadomo…
Zasiadywałem później w tym miejscu dziesiątki razy, ale nigdy już nie widziałem z tej ambony dzika. Był to
mój pierwszy strzał ale i pierwsze pudło , dlatego tak bardzo zapadło mi te polowanie w pamięci.
***
Dzisiaj ambony tej już nie ma. W okolicy wybudowało się kilkanaście domków jednorodzinnych. Pan Prokopowicz nie
ma już chyba nawet krów a pastwisko podzielone na działki budowlane będzie niedługo osiedlem domów. Do tego
musimy się już przyzwyczaić - niestety.
ak