Bohaterowie_zawsze_przegrywaja

Transkrypt

Bohaterowie_zawsze_przegrywaja
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
Tomasz Bilski
Bohaterowie zawsze przegrywają
1
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
Apeiron Magazine
http://www.apeironmag.pl
2
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
Obudziło go ostre, wrześniowe słońce. Leżał na piasku jasnej, chłodnej plaży, a nad
jego głową przesuwały się siwe chmury, z rzadka odsłaniające błękit nieba. Bolała go głowa,
język był jak sucha gąbka, a szum szaroniebieskiego morza i wrzaski mew odbijały się
głośnym echem w ciężkiej głowie. Nie miał jednak na tyle siły i odwagi, aby się podnieść.
Nie wiedział jak znalazł się w tym odległym miejscu, ani, tym bardziej, skąd obok niego
wzięła się dziewczyna, która odwrócona do niego plecami, ubrana w czarną, krótką sukienkę
nachodzącą na niebieskie dżinsy i zwinięta w kłębek oddychała lekko, mrucząc przy tym
sennie pod nosem.
Spróbował sobie coś przypomnieć, cokolwiek, co naprowadziłoby go na to jak się tu
dostał. Zamknął oczy i przywołał najwcześniejsze wspomnienie z wczorajszej nocy.
Pub. Wieczór; nie pamiętał, które już piwo, czyli nie trzecie ani nie czwarte. Nawet
nie piąte. Rozmawiał z tą dziewczyną przy barze. Z tą samą, która leżała teraz obok niego.
- Chyba skądś się znamy? – Zaczął
Nie pamiętał, co odpowiedziała, nie pamiętał też jej twarzy; była jakby rozmazana.
Później wyszedł z nią z tego lokalu i poszli nad rzekę. Rozmawiali, nie bardzo pamiętał
o czym, chyba wspomniał coś o swojej dziewczynie, ale ona nie bardzo się tym przejęła.
Później pamiętał, że kupili szampana, ale nie otworzyli go. Planowali coś. Coś szalonego
i głupiego.
Następna przebitka, to dworzec PKP. Spory, przestronny budynek, prawie pusty o tak
późnej porze. Ich kroki i śmiechy odbijały się głośnym echem. Zatrzymali się przy tablicy
z rozkładem jazdy i próbowali coś z niej odczytać. Później kupił bilety i poszli na peron.
Pamiętał też ich przedział, niczym się niewyróżniający i siwego konduktora z olbrzymimi
bokobrodami. Na hasło „bileciki do kontroli” oboje wybuchli głośnym śmiechem.
Nadal nie widział jej twarzy, pamiętał jednak jak się śmiała. Usta szeroko otwarte
w dzikim śmiechu i oczy wpatrzone w niego, jakby sprawdzające czy jego też to tak śmieszy.
Wydało mu się to dziwnie znajome, na pewno już ktoś kiedyś śmiał się w ten sposób w jego
obecności. Ktoś, kogo znał wcześniej, tylko nie mógł sobie przypomnieć, kto to. To trochę jak
dejavu.
Z wciąż ciężką głową spojrzał na jej szczupłe plecy i zgrabną pupę. Głowy nie widział
wcale, była zapewne ułożona gdzieś na rękach, poza zasięgiem jego oczu. Mógł podnieść się
i po prostu spojrzeć na jej twarz; teraz przecież nie byłaby zamazana. Zamiast tego wbił
wzrok z powrotem w siwe, rażące niebo.
3
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
Ociężałym ruchem ręki sięgnął do kieszeni po telefon. Był rozładowany, nie można
było sprawdzić nawet godziny. W końcu przemógł się i usiadł na piasku, wciąż nie patrząc na
twarz dziewczyny. Obejrzał się za siebie i zobaczył ścieżkę idącą przez lasek, zapewne
prowadzącą do miasteczka. Spojrzał na dziewczynę leżącą obok niego, jednak tak, aby nie
zobaczyć jeszcze twarzy. Później znowu zmierzył spojrzeniem ścieżkę i jeszcze raz
dziewczynę, i postanowił, że ją obudzi. Nachylił się nad jej twarzą, i już miał coś powiedzieć
- nie wiedział jeszcze co - kiedy nagle zamurowało go. Zamarł z głupkowato otwartymi
ustami, po plecach przeszły mu ciarki, a od morza zawiał chłodny wiatr. Obudziła się; pewnie
przez ten wiatr, spojrzała przed siebie i podniosła na rękach. Odwróciła głowę i zatopiła
spojrzenie w jego przerażonych oczach.
- Marek? – spytała jakby jeszcze przez sen, jakby nie widziała go jeszcze i chciała aby
nagle się pojawił.
- Iweta? – spytał z niedowierzaniem.
- A kogo się spodziewałeś? – usiadła naprzeciwko niego krzyżując nogi i przecierając
oczy. Nie miała makijażu, nic więc nie rozmazało się jej na twarzy. Nie potrzebowała zresztą
makijażu, jej gęste i wyraziste czarne brwi idealnie współgrały z ciemnymi oczami
i czarnymi, sięgającymi ramion prostymi włosami. Tyle jej wystarczyło, by być piękną. –
Strasznie wyglądasz. – powiedziała
- Domyślam się. – odpowiedział – Ty za to, jak zawsze, cudownie wpasowałaś się
w krajobraz.
Rozejrzała się. Wszędzie było szaro i ponuro, gdzieś dalej jakaś gazeta lub inny śmieć
tańczył z wiatrem i szumem morza, które wyglądałoby jak zamarznięte, gdyby nie to,
że wciąż się ruszało.
- Nie jestem aż taka… - wykonała nieokreślony ruch rękami, połączony z dziwnym
grymasem; jakby chciała pokazać mu na raz cały krajobraz i w tym geście zamknąć całą jego
głębię.
- Wiem – powiedział – to tylko taki żart… Chodźmy lepiej coś zjeść. I wypić. Przede
wszystkim wypić.
Wstali oboje i ruszyli w stronę ścieżki. Po drodze minęli pustą butelkę po ruskim
szampanie, takim za pięć, może sześć złotych. Marek zwrócił na nią uwagę, niemal się
zatrzymał, jakby zobaczył coś nierealnego, co kiedyś mu się przyśniło, ale naprawdę nie
istniało; ona jednak poszła niewzruszona dalej.
4
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
***
Przemierzali szary chodnik smutnego, nadmorskiego miasteczka. Mijali tabliczki
informujące o wolnych pokojach i nieliczne samochody posezonowych, weekendowych
turystów. Szli szybko w stronę położonej na rogu knajpy z ogródkiem od strony morza.
Marek trzymał w ręku litrowy kartonik soku i popijał co parę kroków. Po chwili siedzieli już
przy jednym ze stolików; mewy piszczały nieznośnie, leniwie przesuwając się pod, nieco już
rzadszymi chmurami, wiatr wciąż był chłodny, ale było w tym coś miłego, orzeźwiającego.
Podszedł kelner.
- Co podać? – rzucił niedbale zanim jeszcze dotarł do ich stolika.
- Dla mnie piwo i coś do żarcia – powiedział – A dla ciebie?
- Dla mnie to samo.
- Co podać do jedzenia? Tak, wie pan, konkretnie.
- Nie wiem. Zależy, co macie. – powiedział i napił się soku.
- Różnie rzeczy mamy… – powiedział kelner krzywiąc się przy tym, jakby myślenie
sprawiało mu potworny ból – Ale ludzie zazwyczaj biorą rybę z rusztu z frytkami.
Przez chwilę patrzyli po sobie w milczeniu.
- Niech będzie – powiedziała.
Marek sięgnął do kieszeni po napoczęte opakowanie z lekami przeciwbólowymi
i wziął jedną pigułkę. Popił sokiem.
- To już trzecia – powiedziała – nie przesadzasz? Takie tabletki strasznie psują
organizm.
- Tak? – spytał po czym wziął jeszcze jedną tabletkę i popił resztką soku. Spojrzał jej
w oczy i oczekiwał reakcji. Zaśmiała się trochę sztucznie i wbiła wzrok w biały, plastikowy
stolik.
- Nic się nie zmieniłeś – powiedziała – Przez te trzy lata nic, a nic.
- Ty też nie.
- Skąd wiesz? – spytała – Nie udawaj, że pamiętasz cokolwiek z wczoraj. Byłeś zalany
jak nigdy wcześniej. Bardziej może tylko, kiedy mnie poznałeś, ale wtedy mniej ci było
trzeba.
- Dobrze – spróbował się uśmiechać, nigdy jednak nie umiał udawać, że się uśmiecha
i zawsze wychodziło to jeszcze smutniej niż gdyby w ogóle się nie uśmiechnął – Nic nie
pamiętam. Nie bardzo wiem, jak to się stało, że tu jestem, a już tym bardziej, że jestem tu
z tobą. Może to, że zalałem się jak nigdy rzeczywiście jest jakimś wyjaśnieniem; nie raz
5
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
robiłem rzeczy pozbawione sensu będąc pijanym. Ale jakim cudem TY znalazłaś się tu razem
ze mną. Chyba, że to ja znalazłem się tu razem z tobą.
- To prawda – zaczęła – to prawda, że to moja zasługa, że tu jesteśmy, ale myślałam,
że ty też tego chcesz.
- Skąd ten pomysł?
- A przynajmniej kiedyś chciałeś. – mówiła, jakby nie usłyszała jego pytania –
Przecież jeszcze w liceum bardzo chcieliśmy uciec z tego miasta. Ja i ty; nie pamiętasz już?
Uciec gdziekolwiek, wsiąść w pierwszy lepszy pociąg i nie wrócić więcej. Zerwaliśmy
jednak… – westchnęła – z tym pomysłem. Zrozumieliśmy chyba, że nie ma dokąd uciec.
- To nie tak – powiedział – to nie ma skąd uciec, a nie dokąd. Po prostu nie ma już
powodów, żeby uciekać. I wtedy też ich nie było. Wymyślaliśmy je, bo byliśmy przekonani,
że dobra ucieczka wymaga dobrego powodu. Ale jego wcale nie było. Dlatego nam się nie
udało.
- Udało nam się – powiedziała – Przecież tu jesteśmy. Ponad sto kilometrów od domu;
to nie drugi koniec świata, ale przynajmniej dobry początek.
Uśmiechnął się, tym razem nieco naturalniej i chciał już coś odpowiedzieć, ale kelner
przyniósł posiłki i piwo, więc zabrali się za jedzenie. Jedli chwilę w milczeniu, po czym
powiedział trochę nieśmiało:
- Teraz wiem, że ty też się nic nie zmieniłaś. Musiałaś postawić na swoim; jeśli
zaplanowałaś ucieczkę, to musiała się ona odbyć. Innej opcji po prostu nie było.
- Rzeczywiście – powiedziała – Innej opcji nie było.
- Nie myśl więcej w ten sposób. Udało ci się, bo byłem pijany, ale to już koniec
naszej, a raczej twojej wielkiej ucieczki przed niczym.
Na jej twarz wstąpił dziwny grymas, nie było to jednak rozczarowanie.
- Wczoraj wydawałeś się milszy.
- Wczoraj byłem pijany i wszystko mnie bawiło, dzisiaj jestem na kacu i wszystko
mnie wkurza.
Milczeli dłuższą chwilę, zjedli ryby do końca i teraz dojadali już tylko frytki popijając
piwem. Niebo pojaśniało i chmury powoli ustępowały słońcu.
- Wspomniałeś mi wczoraj o Marcie. – powiedziała – O twojej nowej dziewczynie.
Mówiłeś, że to dobra dziewczyna i że cię kocha. Ale czegoś mi nie powiedziałeś. Jestem
pewna, że coś przede mną ukrywałeś, coś ważnego, coś co cię trapi. Myślę, że to od tego
chciałeś uciec i dlatego właśnie jesteśmy tutaj. I, żeby było jasne, to akurat był twój pomysł,
żeby wsiąść w ten śmieszny pociąg i wypić szampana nad morzem o wschodzie słońca…
6
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
- Zaraz – powiedział – Przecież dopiero co mówiłaś, że to twoja zasługa, że tu
jesteśmy, a teraz nagle mówisz, że to był mój pomysł…
Zamilkł i począł wpatrywać się w nią jak na przesłuchaniu, w prawej dłoni trzymając
nadgryzioną frytkę. Iweta uniknęła jego spojrzenia, wbijając wzrok w talerz i czerwieniąc się
jak małe dziecko przyłapane na kradzieży cukierków. Marek nie wytrzymał, cisnął frytką pod
jeden ze stolików tak, że z nudów przyglądający się im kelner spojrzał na niego wrogo, co
jednak spostrzegła tylko Iweta i to tylko kątem oka, nie przywiązując do tego większej uwagi.
- Znowu to robisz – powiedział – Ty chyba nie potrafisz inaczej. Musisz wciąż
kłamać, wciąż coś knuć i obmyślać, jakby życie było telenowelą, a ty jej reżyserem i główną
aktorką zarazem. – nic nie mówiła, w zasadzie nie poruszyła się nawet o minimetr kiedy to
mówił – Nie wiem czemu wciąż z tobą rozmawiam i po co to mówię, bo ty i tak się nie
zmienisz. Zawsze to ja się musiałem zmieniać, dostosowywać, grać w twoje gry…
- Przepraszam – powiedziała i wstała od stołu. Szybkim krokiem ruszyła w stronę
ulicy, niemal podbiegła do skrzyżowania i tam przystanęła rozglądając się, jakby nie
wiedziała, którą drogę teraz wybrać. Marek tego nie widział; ulica była za jego plecami. Po
chwili obejrzał się za siebie. Wiedział, że ją tam zobaczy; nie mogłaby uciec poza zasięg jego
wzroku, byłoby to zbyt mało teatralne. Stała w tej swojej czarnej sukience i jasnych dżinsach,
i czekała aż do niej podejdzie. Przeklną pod nosem, dopił piwo i ruszył w jej stronę. Był już
prawie poza ogródkiem, kiedy dogonił go kelner.
- Ej, kolego – powiedział – a rachunek?
- Ile? – Marek obrócił się nagle na pięcie i spojrzał z gniewem w oczach na chudego,
choć wysokiego kelnera. Ten aż stanął lekko przestraszony, zostawiając odpowiedni odstęp;
Marek był od niego dużo lepiej zbudowany, wyglądał na silnego, a z bladą twarzą będącą
tłem dla podkrążonych oczu nie wyglądał na kogoś, komu zależy na płaceniu rachunku.
- Dwadzieścia sześć.
- Ile? – powtórzył z niedowierzaniem
- Dwadzieścia sześć złotych. Za oba dania.
- Masz – powiedział wyciągając ostatni banknot z portfela i trochę drobnych –
i powiedz kucharzowi, że ryba była paskudna.
Odszedł w stronę Iwety wyglądającej jak autostopowiczka szwędająca się bez celu po
świecie i czekająca na okazję dokądkolwiek. Starał się podejść do niej bardzo cicho, łudząc
się, że sprawi jej w ten sposób niespodziankę, która jednak nie mogła się udać; bo przecież
ona doskonale wiedziała, że po nią przyjdzie. Chwycił ją za drobną, białą dłoń i odwrócił w
swoją stronę. Nadal jego twarz była stanowcza i napięta, dopiero pod wpływem jej
7
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
błyszczących, czarnych oczu stopiła się jak lód i jakby zmiękła. Patrzyli w siebie; nic nie
mówili, wszystko zawierało się w tych spojrzeniach; wszystkie „przepraszam” i wszystkie
„nic nie szkodzi”, wszystkie „już nie będę”, i wszystkie „wiem, że będziesz, ale to nic nie
szkodzi”. Pocałowali się, a w zasadzie musnęli tylko ustami, po czym przytulili do siebie.
Chłodny, owiewający ich wiatr przegonił chmury na dobre, dając słońcu wolną rękę.
***
Milczeli jeszcze długo idąc wzdłuż jednej z niewielu ulic miasteczka. Wszystko
wydawało się teraz inne niż rano, skąpane w słońcu było radośniejsze, prawie wakacyjne,
choć nawet dla nich wakacje dobiegały już końca. Nie myśleli jednak o wakacjach, ani
o szkole, ani na żaden z przyziemnych tematów, o których myśli młody człowiek pod koniec
września.
- Wiem, że myślisz, że to przeze mnie – powiedziała po kilku sekundach studiowania
jego twarzy – I wiem, że masz rację. To wszystko, co działo się trzy lata temu i to, że tak
nagle przestało się dziać, ja wiem, że myślisz, że to przeze mnie i przez moje marzenia, które
nazywałeś po prostu kłamstwami. Bo to rzeczywiście były kłamstwa, tylko, że ładne
kłamstwa. A czasem wspólne kłamstwa.
- To już nieważne. – powiedział – Zapomnij o tym; musimy wymyślić, co będzie
teraz.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał mu niezrozumiały krzyk jakiegoś
mężczyzny. Po chwili zza rogu wybiegł w jego stronę chłopak słusznej postury z kapturem na
głowie, trzymając jakiś czarny przedmiot w dłoni. Za nim wybiegł ten mężczyzna, który
wcześniej coś krzyczał i teraz też krzyczał, już bardziej zrozumiale:
- Ukradł mi portfel!
Marek nie zamierzał zejść złodziejowi z drogi, choć tamten tego się chyba spodziewał.
Kiedy dzieliła ich odległość zaledwie dwóch metrów Marek szybko zrobił krok przed tamtego
i wymierzył mu cios prosto w twarz. Tamten, nie spodziewając się uderzenia nawet nie zdążył
się osłonić, odleciał do tyłu i padł oszołomiony na plecy, głową waląc w chodnik. Nie ruszał
się. Goniący go przystanął przy nim dysząc i zmierzył spojrzeniem Marka. Nie był pewien
czy może bezpiecznie wziąć portfel. W końcu Iweta sięgnęła do ręki złodzieja i podała portfel
właścicielowi.
8
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
- Dzięki – powiedział.
Stali chwilę wszyscy patrząc po sobie i na leżącego jak kłoda złodzieja.
- On żyje? – spytała Iweta
- Żyje – odpowiedział Marek – oddycha, widzę jak mu się klatka piersiowa porusza.
- Ładnie mu przywaliłeś – powiedział właściciel portfela – Mogę się wam jakoś
odwdzięczyć? – znowu wszyscy spojrzeli po sobie – może wpadniecie do mnie na herbatkę,
czy coś? Chyba, że się spieszycie gdzieś?
- Nie – powiedziała pospiesznie – nigdzie się nie spieszymy.
Właściciel portfela miał na imię Adam i mieszkał wraz ze swoją żoną Karoliną
w niewielkim parterowym domku, pomalowanym niebieską farbą wyblakłą teraz od słońca
i wiatru. Wnętrze urządzone było skromnie; jedna kanapa naprzeciwko małego telewizora,
a pomiędzy nimi składany stolik turystyczny okryty czerwonym obrusem. Kuchnia
oddzielona była od pokoju blatem. Oprócz tego była jeszcze łazienka i jedna sypialnia.
Ot całe królestwo Adama i Karoliny, w które wkraczali Marek i Iweta.
- Fajnie się urządziliście – powiedziała Iweta – Od dawna tu mieszkacie?
- Od dwóch lat – odpowiedziała Karolina, kiedy usiedli już wokół śmiesznie małego
stolika – To był pomysł Adama, żeby tu zamieszkać. On lubi spokojne, małe miasteczka.
- Z czego się utrzymujecie? – Iweta łapczywie pochłaniała spojrzeniem całe
mieszkanie i tych ludzi, którzy wydali jej się szalenie ciekawi.
- Oboje pracujemy, ja jestem kelnerką w jedynym pubie w mieście, a Adam pracuje
jako mechanik w jedynym warsztacie w mieście.
- W zasadzie poza sezonem żadne z nas nie ma zbyt wiele do roboty – zauważył
Adam.
- W sumie racja – powiedział Marek, po czym wstał i wskazał na parę drzwi w ścianie
– które z nich to ubikacja?
- Te z prawej.
- Dzięki.
Ruszył we wskazanym kierunku i po chwili zniknął za prostokątem drewna
upiększonego okrągłą klamką. W łazience stała stara wanna otoczona niegdyś niebieskimi,
a wtedy bladobłękitnymi kafelkami. Marek pomyślał, że chętnie wziąłby kąpiel, ale nie chciał
nadużywać gościnności nowych znajomych. Kiedy wrócił do pokoju, na stoliku stały już
szklanki z herbatą. Od razu zauważył pewne zmiany, które zaszły pod jego nieobecność;
Adam i Karolina siedzieli teraz bliżej siebie, a Karolina, przytulona do męża uśmiechała się
9
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
do niego nieśmiało. Iweta widząc go odstawiła szklankę, z której miała się już napić i patrząc
mu znacząco w oczy powiedziała:
- Karolina i Adam zgodzili się abyśmy u nich przenocowali.
- Ale… – zaczął, jednak powstrzymał się od dokończenia tego, co chciał powiedzieć.
Jasne spojrzenie Iwety, rozpalone, radosne i zarazem przebiegłe mówiło mu niemal wszystko;
znowu zaczynała jedną ze swoich gierek, budowała nową siebie i nowy świat wokół siebie.
Budowała go na swoich kłamstwach i na niewiedzy tych dwojga; Adama i Karoliny, teraz
wyraźnie dumnych z siebie i z tego, że pomagają w czymś dwojgu młodych ludzi. – To
świetnie.
***
Stali na ganku jasnoniebieskiego, wyblakłego domu Adama i Karoliny położonego na
niewielkim wzniesieniu tak, że stojąc tam i paląc papierosy mieli widok na morze.
- Co im powiedziałaś?
- Że uciekliśmy z domu i chcemy zacząć nowe życie – powiedziała – I że chwilowo
nie mamy gdzie zamieszkać. Oni zaczynali podobnie, opowiedzieli mi o tym. Przyjechali tu
zaraz po ślubie; rodzice Karoliny nie akceptowali Adama, a on swoich nawet nie znał. Uciekli
więc od tamtych spraw i zamieszkali tutaj, w letnim domu ich znajomego. Kiedy zaczął się
sezon wykupili go za niewielkie pieniądze i tak już zostali. Są szczęśliwi, klepią słodką biedę,
ale są szczęśliwi.
- Tak, może i są. – powiedział – Ale po co pakujemy się w to ich szczęśliwe życie,
i czemu znowu udajemy kogoś, kim nie jesteśmy?
- Nikogo nie udajemy. My właśnie tacy jesteśmy; tacy, że wciąż musimy się zmieniać
i wciąż być kimś innym, bo tylko wtedy będziemy sobą. – powiedziała – Może inaczej nie
umiemy? Może życie jest jedną wielką opowieścią, a my chcemy, żeby było ciekawą
opowieścią?
Milczał; spojrzała na niego. Z jego zamyślonej, wpatrzonej w dal twarzy z ledwo
zauważalnym grymasem w kąciku ust wyczytała wewnętrzną walkę. Walkę o to, czy znów
być pionkiem, lub inną figurą w jej grze, do której mimo wszystko czuł sentyment; czuł, że
ten jej świat jest mu w jakiś sposób bliski i że on do tego świata pasuje najbardziej ze
wszystkiego, z czego się on składa. Z drugiej strony była chęć powrotu do normalności, do
10
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
swojego domu, swojego miasta, wszystkich rzeczy, do których przyzwyczajał się przez całe
życie i które tak trudno zostawić. Do bycia szarym i anonimowym; bo tak jest przecież
łatwiej.
- OK, niech ci będzie. – powiedział - Zostaniemy do jutra, później pomyślimy co
dalej. Tylko obiecaj mi, że więcej już ich nie okłamiesz.
- Obiecuję. – powiedziała po czym zaciągnęła się papierosowym dymem – Wiesz,
czasem myślę, że popełniałam błędy, ale później przestaję patrzeć za siebie i myślę, że nie
było ich wcale aż tak wiele.
- Bzdura. Ty po prostu nie wiesz, czym jest tak naprawdę błąd.
- Może masz rację, może rzeczywiście tego nie wiem. Nie chcę o tym rozmawiać.
- Sama zaczęłaś.
- Porozmawiajmy o Marcie.
- O tym ja nie chcę rozmawiać.
- Rozeszliście się?
- Opowiadałem ci to już wczoraj, prawda?
- Nie. Ale znam cię zbyt długo, żeby tego nie wiedzieć.
- Nie pasowaliśmy do siebie. – powiedział znowu zatapiając spojrzenie w tym
odległym punkcie, widocznym jedynie dla niego – Ona była zbyt… nie lubiła moich głupich
pomysłów, ani tego, że piłem jak smok przy każdej okazji. Zresztą nie ma co się dziwić.
Tylko, że ona nie mówiła o tym. Myślę, że mnie kochała i nie chciała mówić o tym, co nas
dzieli. Była bardzo miła; idealna partnerka na żonę, do tego ładna i z bogatymi rodzicami. –
uśmiechnął się - Sam siebie nie rozumiem, ale zerwałem z nią. Właśnie wczoraj, ale tego
chyba już ci mówić nie muszę.
- Po prostu nie szukasz jeszcze żony.
- Więc czego szukam?
Wzruszyła ramionami i wciąż paląc papierosa, i opierając się o drewnianą, popękaną
barierkę ogradzającą ganek zapatrzyła się w stronę morza.
- Szukasz swojej opowieści. – powiedziała po chwili.
Zaśmiał się, a właściwie parsknął raz tylko i oparł się o balustradę tuż obok niej, i też
zapatrzył się w stronę morza. Milczeli tak dłuższą chwilę patrząc przed siebie, byli jednak tak
zajęci własnymi myślami, że nie wiedzieli nawet na co patrzą. Przerwał im Adam; wyszedł
przez drzwi od domu i także zapalił papierosa. Marek i Iweta wyrzucili praktycznie już same
filtry, które pozostały z tego, co niegdyś było papierosami i odwrócili się w jego stronę.
11
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
- Jeszcze raz dzięki za ten portfel – powiedział – Trudno tu o jakiekolwiek dokumenty.
Mam tylko nadzieję, że nie przywaliłeś mu zbyt mocno.
- Czemu?
- Widziałem go tu kilka razy; to przyjezdny, ale bywa tu dość często. Zawsze
przyjeżdża ze swoimi kumplami i zawsze coś zmalują. Później wracają do siebie i pewnie
broją tam dalej. Tacy ludzie.
- I jakbym mu przywalił mocniej to miałbym kłopoty?
- Może ty byś je miał, a może ja. Jeśli mam być szczery, to czuję, że i tak jeszcze ich
spotkam. To jest zawsze kłopot, żeby tacy się odczepili, jak już się przyczepią.
- To prawda. Ale jeśli dostał wystarczająco mocno to nas nie ruszy. Nawet oni nie
lubią obrywać, a ten może się bać, że oberwie jeszcze raz.
- Miejmy nadzieję. – zgasił papierosa o balustradę i wystrzelił niedopałek w krzaki. –
Karolina właśnie się przebiera, planujemy wyjść na kolację ze znajomymi.
Spojrzał na nich wymownie, nic więcej jednak nie powiedział, licząc na ich
domyślność.
- My też myśleliśmy, żeby gdzieś się przejść. – powiedziała pośpiesznie i spojrzała na
Marka – prawda?
- Tak, bardzo chętnie gdzieś się przejdziemy. Może nad morze?
- Świetnie, tak więc w razie czego będziemy na plaży. O której planujecie wrócić?
- Będziemy koło dwudziestej drugiej. To będzie jedna z tych kolacji, które nie kończą
się na jedzeniu.
- Tylko nie idźcie do tej restauracji na rogu. – powiedział Marek
- Której? – spytał Adam uśmiechając się – Mamy tu dwie restauracje i obie są na rogu.
- Tej bez menu, z dziwnym kelnerem i niedobrą rybą.
- Wiem, o którą chodzi… A czemu mamy tam nie iść?
- Właśnie dlatego, że mają kiepską rybę, dziwnego kelnera i nie dają menu.
Uśmiechnęli się do siebie. Zza drzwi wyszła Karolina ubrana w jasną letnią sukienkę
w wyblakłe kwiatki. Zamknęła za sobą drzwi na klucz i odwróciła się do swojego męża.
- Idziemy?
Adam i Karolina złapali się za ręce i ruszyli w dół wąskiej uliczki, przy której stały
tylko dwa domy. Marek i Iweta stali jeszcze chwilę patrząc na nich, jak odchodzili w lekko
już pomarańczowych promieniach słońca odbijających się jasno od bruku i myśleli o tym, że
za chwilę oni też będą tak iść, i znaleźli w tym coś, co pozwalało im czuć się wyjątkowo.
12
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
Kiedy jednak szli już tą ulicą przestali czuć ową wyjątkowość, mając tylko namiastkę nadziei,
że ktoś ich widzi, i widzi też tą ich wyjątkowość, której nie czuli.
- Niepotrzebnie zamknęła te drzwi na klucz – powiedział – gdyby ktoś chciał tam
wejść i tak by to zrobił; wystarczy wybić szybę od strony dużego pokoju. Jest położona tak,
że od strony miasteczka jej nie widać. Do tego nie jest na dużej wysokości, więc z wejściem
też nie byłoby problemów.
- Czemu o tym mówisz?
- Nie wiem. Miałem dość ciszy, a nic innego jakoś nie przyszło mi do głowy.
- Coś mi się przypomniało – powiedziała – Pamiętasz jak w trzeciej liceum mieliśmy
uciekać z domów? Jak żegnaliśmy się ze wszystkimi i opowiadaliśmy o tym gdzie
pojedziemy... Największy szok przeżyła chyba Emilka; w końcu to ona zadzwoniła wtedy do
naszych rodziców.
- Pamiętam. Pamiętam też, jak rozmawialiśmy wtedy przez telefon; to był chyba
poniedziałkowy wieczór, jeden z tych zimowych wieczorów, w które nigdy nie chce się spać.
Pamiętam cień mojej matki na szparze pod drzwiami i to, że specjalnie rozmawialiśmy
głośno, żeby rodzice mogli usłyszeć strzępy naszej rozmowy. Cały czas mówiliśmy o tym, co
spakować ze sobą, albo gdzie pojedziemy i czym. Jak skończyliśmy, weszła moja mama,
rozejrzała się po pokoju i spytała po co się pakuję. Nie było tam żadnej torby, nawet plecaka
oprócz szkolnego, więc powiedziałem jej, że do szkoły. Ona na to, że po co mi takie rzeczy
do szkoły i zajrzała do plecaka, a tam były tylko książki. Odpowiedziałem jej coś, co wydało
mi się bardzo zabawne i poszedłem zjeść kolację. Rano wstałem o tej samej porze, co zawsze,
zjadłem normalne śniadanie i wyszedłem jak do szkoły; zmieniło się tylko to, że wszystko
robiłem pod okiem matki.
- Ja nie miałam problemów, w ogóle nie zauważyli, że przez prawie dwie godziny
rozmawiałam przez telefon. Pamiętam za to szampana, którego piliśmy w parku, ciesząc się
tym, że uciekliśmy chociaż w wyobraźni ludzi, którzy nas znali.
- Tak, Jacek opowiadał mi później co działo się w szkole; każdy domyślał się dlaczego
nas nie ma – w końcu planowaliśmy to już od dawna – ale nikt o tym nie rozmawiał. Dopiero
Emilka, po drugiej lekcji zaczęła ten temat. Najpierw, jak byli na szlugu; powiedziała tylko
jak bardzo się martwi. Na następnej przerwie popłakała się i wtedy wszystko się zaczęło;
wielki żal do nas, o tą naszą ucieczkę, próby dodzwonienia się na nasze wyłączone telefony,
próby przekonania nas, żebyśmy wrócili zostawione na poczcie głosowej… no i telefon
Emilki do naszych rodziców. Najpierw chciała tylko spytać się, czy nie jesteśmy może
13
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
w domu, bo w szkole nas nie ma, a później jakoś samo już wyszło. Dla mnie to wszystko było
trochę jak oglądanie własnego pogrzebu.
Szli z poważnymi minami, nie śmiali się, patrzyli tylko przed siebie wsłuchani we
własne słowa.
- To śmieszne, że mimo tylu lat, rozmawiamy o tym po raz pierwszy. – powiedziała –
Chyba nie lubiliśmy oglądać się za siebie. Chyba baliśmy się tego, co moglibyśmy zobaczyć.
W miejscu, w którym mała uliczka, którą szli Marek i Iweta wpadała w największą
ulicę miasteczka zaczynała się ścieżka prowadząca przez rzadki lasek prosto na plażę. Była to
ta sama ścieżka, którą szli rano, jednak teraz, w słabym świetle zachodzącego słońca i wśród
zimnego i gęstego cienia, wyglądała bardzo obco. Dopiero, kiedy znaleźli się na jej drugim
końcu poznali plażę, na której usnęli rano. Siedli obok siebie; Marek objął ją, a ona położyła
swoją drobną, ubarwioną czarnymi jak węgiel brwiami głowę na jego ramieniu.
Ostanie promienie słońca przedzierały się przez fale zimnego Bałtyku, dając niebu
ostatnie chwile błękitu i granatu, łapczywie pochłaniane przez usianą gwiazdami czerń.
Patrzyli na słońce, które nawet nie wiedziało, że potrafi być tak piękne, kiedy prawie całe
zasłonięte jest przez Ziemię.
- Kocham zachody słońca – powiedziała.
- Wiem – powiedział. – Zawsze je kochałaś. Wtedy, kiedy się poznaliśmy i wtedy,
kiedy wszystko się skończyło. I teraz, kiedy może zacząć się znowu, ty je nadal kochasz.
- Niby nic się nie zmieniło, a jednak nie jest to taki sam zachód słońca, jak kiedyś…
Czegoś mu brakuje do najpiękniejszych, jakie przeżyłam.
- Chyba wiem czego – powiedział
Uśmiechnęła się i, z zamkniętymi oczami, odwróciła swoją twarz do jego,
i pocałowała go w usta, wiedząc dokładnie, co do milimetra, gdzie będą.
***
Adam upił się na wesoło. Szedł nieco chwiejnie przez największą ulicę miasteczka,
z rzadka oświetloną starymi latarniami. Obok niego szła Karolina, z zamyśleniem
przyglądając się wciąż uciekającym jej spod stóp płytom chodnikowym. W uszach słyszeli
muzykę z obskurnego pubu, do którego niechętnie się zbliżali; szli drugą stroną ulicy i starali
się nie zwracać na niego uwagi.
14
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
- Mam dość tego miejsca – powiedziała
- Przecież wiesz, że oboje musimy pracować, żeby się utrzymać.
- Nie mówię o pubie, mówię o całym tym mieście. Przecież chcieliśmy spokoju
i wolności, a wolnego czasu mamy jak na lekarstwo. Nawet nie możemy bezpiecznie przejść
główną ulicą. To nie jest to, o czym marzyliśmy.
- Wolność ma tak śmiesznie słony smak – powiedział – To chyba z jakiejś piosenki.
- Ale to nie jest wolność. Robiliśmy wszystko byleby być wolnym i ta nasza wolność
nas zniewoliła. Nie widzisz tego? Wpadliśmy w tą samą rutynę, co ludzie z wielkich miast,
tylko, że oni mają chociaż pieniądze.
- Do czego zmierzasz?
- Może powinniśmy trochę… - gestykulowała szukając odpowiednich słów – Może
powinniśmy zacząć od nowa; spróbować jeszcze raz, spróbować może żyć normalniej, mieć
w końcu czas dla siebie, mieć pracę, dzięki której starczy nam na coś więcej niż utrzymanie
i piwo raz w miesiącu, ze znajomymi, których i tak nie lubimy.
- Ja ich lubię – wtrącił
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Oczywiście. Mówiłaś, że nie lubisz naszych znajomych i że chcesz się stąd wynieść.
Nie doszłaś jeszcze do sedna sprawy - jak chcesz się stąd wyrwać i gdzie chcesz się wyrwać.
- Choćby do mojej siostry. Rozmawiałam z nią jakiś czas temu i mówiła, że jeśli tylko
chcemy, możemy u niej zamieszkać przez jakiś czas. Mówiła też, że jej mąż załatwiłby
ci pracę w warsztacie jego ojca. Dobrze płatną pracę. To nie głupie, pomyśl tylko; mieli
byśmy więcej czasu, więcej kasy, a po jakimś czasie zamieszkalibyśmy na własny rachunek.
- Nie chcę niczyjej pomocy. Chcę umrzeć z przeświadczeniem, że wszystkiego
dokonałem sam.
- Wszystkiego to znaczy czego? Czego chcesz niby dokonać, aby zasłużyło sobie na
miano „wszystkiego”.
- Przestań się czepiać. Możemy porozmawiać o tym jutro? Dzisiaj nie mam na to
humoru. Poza tym, co z naszym domem?
- Możemy pozwolić pomieszkać w nim tym dwojgu, aż ktoś go kupi. Wyglądają na
dobrych ludzi, nie powinni sprawiać nam z tym problemów, a może nawet sami go kupią.
A jeśli nie uda nam się w mieście, to zawsze będziemy mogli wrócić.
- Tak to świetny plan, ale porozmawiajmy o tym jutro…
Z pubu wyszło trzech mężczyzn. Jeden z nich; ten największy, miał podbite oko,
wszystkich zaś charakteryzował grymas przypominający nieco uśmiech kogoś, kto chce się
15
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
uśmiechnąć, pozostając przy tym jak najbardziej groźnym. Przeszli tak parę kroków, aż
dostrzegli Adama i Karolinę. Największy zmierzył ich spojrzeniem, o którym nigdy nie
powiedziałbyś, że jest bystre.
- To ten skurwysyn, którego chciałem z portfela wyciąć – wskazał na Adama
i wszyscy trzej ruszyli w ich stronę. – Gdzie twój koleś?
- Jaki koleś? – spytał Adam stając tak, aby Karolina była za nim; poza obrębem
czwórki mężczyzn.
- Nie wiesz, który koleś? Mam ci przypomnieć, który?
- Wyjechał.
- Nie pierdol, widziałem jak odchodziliście w stronę twojego domu. Mam pójść tam
i sprawdzić?
- Słuchaj – powiedział dość niepewnie Adam – ten koleś już sobie pojechał. Jak coś
chcesz to gadaj ze mną.
Największy nie biorąc nawet zamachu uderzył Adam w twarz tak, że ten odleciał
prosto na Karolinę. Ledwo się wyprostował, kiedy oberwał jeszcze raz, tym razem od
niskiego, o kulistej, ogolonej głowie, przypominającej nieco ziemniaka. Tym razem upadł na
ziemię; po chwili cała trójka stała nad nim.
- Wiem, że nie wyjechał, bo nie odjeżdżał stąd dzisiaj ani jeden pierdolony pociąg.
Powiedz lepiej gdzie on jest, to może wrócisz dzisiaj do domu o własnych siłach.
Ten o głowie przypominającej ziemniaka kopnął Adama w bok; usłyszeli jego jęk, ale
nadal nic nie powiedział. Po chwili wszyscy trzej zaczęli go kopać; przestali dopiero, kiedy
usłyszeli wrzask Karoliny:
- Są na plaży!
***
Słońce widać było już tylko na tarczy księżyca. Piasek oblepiał nagość ich ciał,
tworząc chropowatą skorupę; nie zwracała na to uwagi naciągając na siebie dżinsy. Plaża
wyglądała jak miniatura pustyni oświetlona blaskiem księżyca jak gigantycznym reflektorem.
On był już ubrany, tylko koszulę miał nie zapiętą, tak, że było widać jego tors.
- I co teraz? – zapytała
- Nie wiem. To ty opowiadasz tą historię. – powiedział i usiadł obok niej, a ona
przytuliła się do niego, a raczej położyła się na nim, tak jak małe dziecko kładzie się na
rodzicu, kiedy jest zbyt zmęczone, żeby iść do łóżeczka.
16
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
- To byłby niezły happy end, gdyby nie to, że happy endy nie istnieją; to tylko
początki nowych opowieści, które czekają, aby je dokończyć. – mówiła rozmarzonym, nieco
sennym głosem – Bo ten moment, jak każde dobre zakończenie, byłby też dobrym
początkiem. Co do naszego dalszego ciągu to jest on bardzo przewidywalny… Wrócimy do
domu Karoliny i Adama, i spędzimy tam te nędzne ochłapy nocy. Później; rano wsiądziemy
do pociągu, wrócimy do Szczecina, zabierzemy stamtąd tyle kasy ile się uda i ruszymy na
podbój Europy. Jeszcze będąc w Polsce zostaniemy napadnięci i stracimy całą naszą kasę;
pozostaniemy jednak wierni swojemu marzeniu i zdobędziemy jakoś pieniądze. Będziemy
podróżować od miasteczka do miasteczka, pytając o pracę, a kiedy już jakąś znajdziemy
i zarobimy na tyle, żeby tylko starczyło na bilet i trochę jedzenia to ruszymy dalej. Zaczniemy
od południa, od Ukrainy i jej pięknego Lwowa ze wszystkimi kawiarenkami i zabytkami.
Tam zarobimy na dalsze podróże, nie ważne jak; coś się zawsze znajdzie. Później ruszymy do
Grecji; zjeździmy wszystkie te małe nadmorskie miasteczka, pełne tajemniczych miejsc
i legend. Później Wenecja i cała Italia; zobaczymy, czy Rzym naprawdę jest taki piękny
i kiedy się już upewnimy, że tak jest, uderzymy na Paryż. Tam zamieszkamy. Ale tylko na
trochę, bo przecież jeszcze tyle będzie do przeżycia…
Przerwała usłyszawszy szelest w krzakach i męskie głosy, które nie potrafiły być
ciche, mimo starań ich właścicieli.
- Zachciało ci się łazić po krzakach – powiedział jeden z głosów
- To miał być skrót.
Zza krzaków niemal wypadło trzech pijanych mężczyzn, z czego jeden wyróżniał się
wzrostem i podbitym okiem, drugi głową przypominającą ziemniaka, a trzeci wąską czaszką,
wyglądającą jak trupia. Marek szybko poznał największego. Wstał, razem z nim wstała też
Iweta; złapali się mocno za ręce.
- Czy to… – spytała
- Tak.
- Jest ich trzech.
- Widocznie dostał za słabo.
- Nie rób tego – powiedziała trochę nazbyt teatralnie – Nie bij się z nimi, jest ich zbyt
wielu.
Wiedział, że tak naprawdę chciała, żeby się z nimi bił. I on też chciał się z nimi bić.
To była idealna sytuacja, idealny pretekst, aby bronić swoich marzeń, a zarazem bardzo zły
moment na ucieczkę. To było jak wyzwanie; trzeba było podjąć walkę, choćby się miało
przegrać; bo bohaterowie zawsze przegrywają; bo uciekać można tylko bez powodu.
17
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
- Przecież wiesz, że muszę. – powiedział, pocałował ją delikatnie i zwrócił się do nich
– Czego chcecie?
- Ty już kurwa wiesz, czego. – Odezwał się ziemniak osadzony na karku jednego
z nich
- Twojemu kolesiowi już się dostało, teraz twoja kolej.
Największy spróbował uderzyć Marka, ten jednak sprawnie uniknął jego ciosu,
chwycił go za ubranie i, z wysiłkiem, popchnął za siebie. Nie czekając na reakcję pozostałych
uderzył w brzuch chudego, o głowie przypominającej trupią czaszkę. Sam dostał cios pod
żebra od ziemniakowatego, a później jeszcze jeden w okolice nerek; z wrzaskiem obrócił się
próbując uderzyć napastnika łokciem w twarz. Nie trafił, wykorzystał jednak zamach
i uderzył go drugą ręką. Tamten odleciał kawałek do tyłu, chciał szybko wrócić do walki;
powstrzymało go silne kopnięcie w krocze. Wtedy na Marka wskoczył największy z nich;
obaj przewrócili się i poturlali spory kawałek w stronę lasku. Bili się po twarzy. Nie mieli
dużo przestrzeni, więc uderzenia nie były mocne; mimo tego obaj mieli usta pełne krwi.
W końcu Marek odepchnął tamtego na tyle, żeby móc uderzyć go czołem. Krew chlusnęła
gęsto ze złamanego nosa. Do Marka podbiegali już dwaj pozostali; odczołgał się szybko
w stronę lasku.
- Butelka! – krzyknęła Iweta z nie udawanym przerażeniem.
Znalazł ją bez problemu, tą samą, którą widział rano. Chwycił za szyjkę i wstając
szybko uderzył nią na ślepo; nikogo nie trafił, a samemu nadział się na pięść
ziemniakowatego. Uderzenie nie było nokautujące, wytrąciło jednak Marka z równowagi.
Upadając wypuścił z rąk butelkę. Jak tylko upadł poczuł kopnięcie. Spróbował wstać, jednak
powstrzymał go niezrozumiały dźwięk tłuczonego szkła. Była to butelka, którą rozbił mu na
głowie największy z napastników. Marek stracił przytomność; nie czuł ciosów zadanych mu
tulipanem; ani tego wymierzonego w samo serce, ani tych kaleczących brzuch.
Iweta krzyczała. Nigdy przedtem tak nie krzyczała; tak szczerze, tak głośno, tak
przeraźliwie. Nie próbowała uciekać, kiedy podszedł do niej chudy o trupiej twarzy. Chwycił
ją za rękę i ciągnął w stronę nieruchomego Marka i dyszących, kłócących się kolegów.
- Po chuja go ciąłeś? Mamy trupa przez ciebie! Wiesz co to znaczy?
- A po chuja brał butelkę? Jakby jej nie ruszył to bym go nie zajebał!
Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie; te krzyki, miejscami niezrozumiałe,
niewyraźne, ten chudy chłopak wyglądający jak śmierć i ciągnący ją za rękę, spowolniony
szum morza, głośny i gromowy dźwięk rozbijających się fal, Marek cały we krwi, bez ruchu
leżący wśród odłamków zielonego szkła. W zwolnionym tempie, a jednak bardzo szybko,
18
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
zaledwie w ułamkach sekundy. I te słowa w jej głowie już wtedy powtarzające się jak zacięta
płyta: trzeba pozbyć się świadka; mieszały się z jej własnymi myślami: trzeba uciekać.
Schyliła się, chwyciła garść piasku i sypnęła nim w twarz chudego. Puścił ją od razu,
łapiąc się za oczy. Uciekała najpierw wzdłuż morza, później do lasu. Nie gonili jej.
***
Adam dyszał leżąc na ciemnej ziemi, pomiędzy dwoma świerkami. Karolina dygotała,
mimo, że tamci znikli już dawno w lesie. Podeszła do męża, nachyliła się nad nim. Spróbował
wstać, jednak tępy ból w nodze nakazał mu usiąść.
- Czemu nie chciałeś im powiedzieć? – sylaby wymawiała pojedynczo, z trudem.
- Czemu im powiedziałaś? – nie bez problemu wyciągnął swój telefon i zaczął szukać
numeru Marka – mam do niego numer, może jeszcze da się coś zrobić.
Od razu usłyszał głos Marka: „tak słucham?”.
- Cześć, tu Adam, słuchaj jest mały problem… - w tym momencie usłyszał pisk
automatu – kurwa mać! Ma wyłączony telefon.
- Co teraz?
Przykucnęła przy nim i po chwili także opadła na ziemię. Siedzieli tak chwilę patrząc
na siebie. Myśleli o tym, co teraz może dziać się z Markiem i Iwetą, że może uciekli, a może
nawet Marek poradził sobie; w końcu był trzeźwy, a oni nawaleni jak stodoła.
Minęło trochę czasu aż Adam podniósł wzrok na Karolinę i chciał już coś powiedzieć,
kiedy w oddali zobaczył czarną sylwetkę biegnącą wzdłuż ulicy. Wyprostował się i przyjrzał
bardziej; Karolina podążyła za jego spojrzeniem. Sylwetka, z pewnością kobieca, biegła
potykając się co parę kroków, w końcu skręciła w jakąś uliczkę; oboje wiedzieli, że biegła do
ich domu.
- Iweta! – wymówili razem.
Wstali i ruszyli w jej stronę; dzieliło ich ponad sto metrów. Próbowali biec; Adam
walczył z bólem nogi robiąc większe kroki tą, która go nie bolała. W końcu, kiedy dobiegli do
skrzyżowania przystanęli na chwilę. Iweta biegła dalej, teraz powoli, na resztkach sił
wyłuskanych nie wiadomo skąd; była już tylko małym punkcikiem przy ich domu, ledwo
widocznym w bladym świetle księżyca, który świecił tego dnia wyjątkowo mocno.
- Biegnij za nią, a ja poszukam Marka!
Rozdzielili się – Adam ruszył ścieżką przez las, a Karolina opadając z sił biegła ich
ulicą.
19
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
***
Iweta dobiegała już do ganku; wchodząc na niego potknęła się o schodek i upadła. Nie
myślała o zmęczeniu; czuła je w swoim przyspieszonym oddechu, w bólu gardła, w bolących
nogach, ale nie myślała o nim. Wstała i szarpnęła kilka razy za klamkę. Pamiętała, że czuła
się już w ten sposób kiedyś, że już kiedyś chciała zrobić to, co miała zrobić teraz. To było
dawno temu, i wtedy też została sama, i wtedy też mówiła, że to przez nią; ale wtedy była
jeszcze jakaś szansa na ratunek, jakiś promyk nadziei, że może jeszcze kiedyś, przy
szampanie i zachodzie słońca, które nie wiedziało, że potrafi być takie pęknę… i wtedy też
bardzo chciała go jeszcze raz zobaczyć.
Obiegła ganek i, biorąc po drodze leżący na ziemi kawałek cegły doszła do okna od
strony dużego pokoju. Wybiła szybę i bez problemu dostała się do środka; wzięła z dywanu
spory kawałek szkła i poszła do łazienki; zatkała korkiem odpływ w niewielkiej wannie
i odkręciła oba kurki. Dźwięk wody mocno walącej w dno wanny wdarł się brutalnie w ciszę
nocy.
Po chwili była już w wannie. Myślała o tym, jak robiła to ostatnio; o tym, że woda
była wtedy równie zimna i, że wtedy miała w ręku kawałek lustra zamiast szkła. Myślała
o tym jak niespodziewanie pojawiła się nad nią twarz Marka, jak powiedział jej, że wszystko
będzie dobrze i rzeczywiście było, tylko że nie zobaczyła go później ani razu, aż do tego dnia.
Myślała, że jeśli nie straciła go teraz na zawsze, to on znowu ją uratuje i znowu zniknie z jej
życia, a ona będzie z dnia na dzień wierzyła, że kiedyś go spotka i znów będzie zachód
słońca, szampan i piękne kłamstwa.
Nie wiedziała, w którym momencie wbiła szkło w swój przegub po raz pierwszy; po
prostu w pewnym momencie woda zrobiła się czerwona. Dokładnie tak jak wtedy. Później nie
mogła już zatrzymać ręki zdzierającej szkłem resztki jej życia.
Krzyczała. Krzyczała tak, jakby to ktoś ją ciął i siłą trzymał w wodzie. Zagłuszyła
dźwięk zamka w drzwiach i w ostatnich chwilach świadomości, kiedy nie krzyczała już,
a tylko patrzyła na brudny sufit i wyblakłe kafelki zobaczyła jak pochyla się nad nią czyjaś
twarz. Promyk nadziei dał jej jeszcze jeden oddech i dostrzegła tą twarz, która znikła nagle
z piskiem, którego nie usłyszała, ale to nie była twarz jej ukochanego, więc wiedziała już, że
nie ma dla niej ratunku, że to jest prawdziwy koniec, a nie happy end.
20
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
***
Obudził się w szpitalu. Stał nad nim gruby lekarz o wesołej twarzy i brzydka
pielęgniarka, której nie zobaczyłbyś w żadnym amerykańskim filmie.
- Miałeś fart chłopie – powiedział lekarz – Miałeś cholerny fart.
Później rozmawiał jeszcze chwile z pielęgniarką, po czym wyszli oboje obiecując, że
zaraz wrócą. Do sali weszli Adam i Karolina, nie uśmiechali się, nie trzymali za ręce, patrzyli
tylko smutnym wzrokiem na Marka.
- Przyszliśmy się pożegnać – powiedział Adam – Wyjeżdżamy i pewnie więcej się nie
spotkamy. - Marek patrzył na nich, jakby nie wiedział, kim byli – Pamiętasz nas?
Odpowiedział kiwnięciem głowy, próbując przypomnieć sobie jak się tu znalazł.
Nagle wszystko spłynęło na niego jak kubeł zimnej wody; jakby jeszcze przed chwilą cały
tamten dzień był tylko wyjątkowo realistycznym snem.
- Iweta?
To był bardziej bełkot, jednak wszyscy dobrze wiedzieli, o co mu chodziło. Karolina
zrobiła krok do przodu i otworzyła usta, nie mogła wydobyć z siebie słowa.
- Nie żyje – powiedział za nią Adam, po czym objął, lecz ona odeszła o krok, po czym
wybiegła z sali. – popełniła samobójstwo w naszym domu. Dlatego wyjeżdżamy. Myślałem,
że powinieneś o tym wiedzieć.
- Po co?
- Nie wiem. To nie twoja wina. To też powinieneś wiedzieć, ale także nie wiem po co.
Nie znam żadnej dobrej odpowiedzi na twoje pytanie. Przykro mi.
Wyszedł. Marek wtopił spojrzenie w miejsce, gdzie przed chwilą stał Adam. Jego
twarz przekreśliła ledwo dostrzegalna stróżka; ślad po czymś, co znał kiedyś, kiedy był mały,
ale dawno już zapomniał skąd się bierze. Wszedł lekarz nie patrząc nawet na niego
i powiedział:
- Ledwo cię pozszywaliśmy. Podobno ktoś cię pociął butelką; miałeś szczęście, że nie
było głębokich ran na brzuchu; butelka musiała skruszyć się na twojej klatce piersiowej –
lekarz zmierzył go spojrzeniem – Miałeś szczęście.
Słowa nie dochodziły do jego świadomości, nie w całości, tylko jako urywki. Minęła
chwila zanim skrystalizowały się w głowie i zaczęły krążyć nie dając myśleć o niczym innym.
„Miałeś szczęście” dudniło jak młotem, „miałeś szczęście… Miałem?”
21
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
***
Miał poważną minę; obok niego dumnie kroczyła krótko ścięta blondynka w grubym,
zimowym płaszczu. Przeszli główną uliczką miasteczka, minęli knajpę na rogu, przeszli
jeszcze kawałek, po czym skręcili w najwęższą chyba uliczkę, przy której stały tylko dwa
domy. W milczeniu doszli na sam koniec, który był niepotrzebnie daleko od głównej ulicy
i nikt w zasadzie nie potrafił powiedzieć, dlaczego akurat tak było. Teraz, zimą, wszystko
wyglądało inaczej; może właśnie dlatego przyjechał tu dopiero teraz. Dom na końcu ulicy
nadal był bladoniebieski, przed gankiem stała tabliczka z napisem „na sprzedaż”
i odpowiednim numerem telefonu.
- Chyba nie chcesz tego kupić? – powiedziała
- To ostatnia rzecz, którą chciałbym kupić.
Nie weszli do środka, po prostu patrzyli chwilę na dom, po czym zawrócili. Zeszli na
plażę, stanęli na chwilę w miejscu gdzie ścieżka wychodziła z lasu.
- Czemu tu jesteśmy?
- Bo kupiliśmy bilet, wsiedliśmy do pociągu i wysiedliśmy na odpowiedniej stacji.
Zaśmiała się cicho, on jednak nadal miał kamienną twarz. W zasadzie nie pamiętała,
kiedy ostatnio sam się śmiał, to było chyba, kiedy się poznali i może jeszcze parę razy
później, ale od kiedy znowu są razem nie zaśmiał się ani razu.
- To miejsce przypomina mi kogoś. Czy wierzysz w to, że można kochać dwa razy?
- Tak
- I chyba masz rację. Inaczej życie byłoby cholernie niesprawiedliwe. – spojrzał jej
w oczy – to miejsce przypomina mi kogoś, kogo bardzo kochałem; tak jak się kocha tylko… zawahał się, nabrał powietrza w płuca i powiedział – tak jak się kocha pierwszy raz.
Spuścił głowę, ona przyglądała mu się bacznie, próbując wyczytać coś z jego
spojrzenia, on jednak unikał jej wzroku. Ruszył wzdłuż plaży i mówił dalej, a ona słuchała
uważnie.
- To się zaczęło właśnie tutaj. Zaczęło się pięknie, przy zachodzie słońca i wśród
szumu morza. Później wróciliśmy do miasta, zabraliśmy oszczędności i ruszyliśmy w świat.
Pech chciał, że obrabowali nas jeszcze w pociągu. To była śmieszna historia, wiesz? –
spojrzał na nią szklistymi oczami – Musieliśmy znaleźć sobie jakąś pracę, żeby móc dalej
jechać. Dorabialiśmy chodząc od miasta do miasta i pracując gdzie się da. W końcu mieliśmy
te swoje pieniądze i ruszyliśmy do Lwowa. Tam też trochę pracowaliśmy, a później
22
Tomasz Bilski, Bohaterowie zawsze przegrywają, http://www.escapemag.pl
zwiedziliśmy Grecję i Rzym, a nawet Paryż. Tam mieszkaliśmy trochę, ale nie za długo, bo
przecież tyle jeszcze było do przeżycia…
Dziewczyna przytuliła się do niego mocniej, spojrzała na niego i powiedziała:
- Nigdy wcześniej mi o tym nie mówiłeś. Nie wiedziałam, że…
Była jednak zbyt zmieszana, żeby pozbierać myśli. Szli jeszcze chwilę, po czym
przystanęli blisko morza, tak jednak, aby nie zamoczyć butów.
- I co było potem?
Podniósł coś, co przed chwilą wyrzuciło na brzeg zimne morze; był to kawałek
oszlifowanego, zielonego szkła w kształcie łuku.
- Potem – powiedział chowając kawałek szkła do kieszeni – Potem ktoś nam
przeszkodził.
KONIEC
17.09.05
http://www.escapemag.pl
Apeiron Magazine
http://www.apeironmag.pl
23