Bożena Diemjaniuk Bogacz i Łazarz

Transkrypt

Bożena Diemjaniuk Bogacz i Łazarz
Bożena Diemjaniuk
Bogacz i Łazarz
Augustów, 11 maja 1984
„Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień
świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz.
Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego
wrzody. Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został
pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama
i Łazarza na jego łonie. I zawołał: «Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza;
niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym
płomieniu». Lecz Abraham odrzekł: «Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a
Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego
między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przyjść
nie może ani stamtąd do nas się przedostać». Tamten rzekł: «Proszę cię więc, ojcze, poślij go
do domu mojego ojca! Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie
przyszli na to miejsce męki». Lecz Abraham odparł: «Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich
słuchają!» «Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby kto z umarłych poszedł do
nich, to się nawrócą». Odpowiedział mu: «Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby
kto z umarłych powstał, nie uwierzą»”. (Łk 16, 19-31)
Lekcja religii odbywała się zgodnie z ogólnie przyjętym porządkiem. Najpierw krótka
modlitwa, potem odczytanie fragmentu Pisma Świętego i pogadanka księdza katechety. No i
komentarze kolegów. Na poziomie dna i wodorostów.
Marzenę strasznie to wkurzało. Nie po to fatygowała się do salki katechetycznej na
dodatkową godzinę zajęć, by wysłuchiwać głupkowatych wypowiedzi swoich kolegów. Ona
naprawdę chciała się czegoś konkretnego dowiedzieć. Nie wiadomo, co się w życiu
człowiekowi przyda. A poza tym – nie miała nic przeciwko Biblii czy Jezusowi.
O co właściwie chodzi z tym Łazarzem? Czy każdy bogacz z góry jest skazany na
piekielne męki? Marzena zamierzała zrobić w życiu karierę i dojść do jakichś tam pieniędzy.
Czy wybierała w ten sposób wieczne potępienie?
Trzeba pogadać o tym z Kaśką. Albo z Anką.
Augustów, 15 maja 1984
- Dziewczyny, u was też na ostatniej reli było o Łazarzu?
- Miało być. Ale Zbyszek znowu zaczął nawijać o seksie przedmałżeńskim i
celibacie. No i ksiądz musiał się wypowiedzieć.
- A o co w tym chodzi? Że nie należy być bogatym?
- Chyba tak. Jeśli wziąć pod uwagę ten tekst o uchu igielnym...
- A ja myślę, że chodzi o coś innego. Jeśli człowiek sam nie zrozumie, że ma dobrze
postępować, żyć według przykazań, to nawet posłaniec z zaświatów mu nie pomoże.
- Przy założeniu, że w ogóle istnieją jakieś zaświaty.
Anka już wcześniej zastanawiała się nad tym fragmentem.
1
Niedawno usłyszała rozmowę swego brata z mamą. Oboje byli ciężko chorzy. Mama
wstawała tylko do łazienki, a Sylwek coraz częściej trafiał do szpitala. Rokowania nie były
najlepsze.
Chyba wtedy myśleli, że zdrzemnęła się w swoim pokoju. Albo zapomnieli o jej
istnieniu. Rozmawiali dość głośno. Obiecywali sobie, że kto pierwszy umrze, skontaktuje się
z tym drugim, żyjącym. I będzie się starał przygotować drogę na tamten świat.
Oni mówili całkiem serio. Anka była przerażona.
Kaśka niezbyt chętnie przyszła na to dzisiejsze spotkanie. Umówiła się z Markiem. A
tu Marzena dorwała ją na długiej przerwie i mówi, że ma coś ważnego. Jeśli jej chodziło tylko
o tego Łazarza, to porządnie przesadziła.
Na szczęście, Łazarz był tylko pretekstem. Anka, jak zwykle, szybko musiała iść do
domu. Mogły więc spokojnie obgadać jej osiemnastkę.
Augustów, 17 lutego 1985
- Anka, po co ty zasuszyłaś te róże. Nie wiesz, że to przynosi nieszczęście. Wrzos!
Czyś ty zgłupiała?!
- Przestań, Marzena. W ciągu pół roku pochowałam mamę i brata. A ty mi z takimi
pierdołami wyjeżdżasz! Co gorszego może mnie jeszcze spotkać?
- Anka, to prawda, że wtedy mama do ciebie przyszła?
- No przecież ci mówiłam. Siedziałam w wannie. I nagle odwróciłam się, bo
poczułam, że mama stoi za mną. Nie widziałam jej. Ale wiem, że to była ona. Tej nocy nie
rzucałam się, nie budziłam bez przerwy, spokojnie spałam. Rano wstałam i zaczęłam
prasować ubranie do trumny. Obiecałam, że pochowam mamę w tej bordowej sukience, którą
zresztą sama sobie uszyła.
Augustów, 19 maja 1985
- Cześć, Marzena!
- Dzięki, że przyszłyście. Siadajcie.
- Miałaś nam o czymś powiedzieć.
- W zasadzie... Chciałam się z wami pożegnać przed egzaminami.
- Coś ty. Egzaminy dopiero za miesiąc. Zresztą nie jedziesz na koniec świata!
- Wiecie co, chodźmy nad Sajno.
Anka wyraźnie się ożywiła. Kaśce było wszystko jedno. Marzena zaś czuła się
idiotycznie. Nie chciała oszukiwać przyjaciółek, ale jak ona ma im powiedzieć o swojej
decyzji. Że co? Że zmieniła światopogląd o sto osiemdziesiąt stopni? Teraz tego nie
zrozumieją.
W milczeniu pokonały całą trasę. Gdy doszły nad Sajno, Anka nieoczekiwanie
wyciągnęła trzy świeczki, wetknęła je w piasek tuż przy brzegu i powoli zapalała.
Przepływający turyści z wrażenia omal nie wywrócili się razem z kajakiem.
- Za naszą przyjaźń, oby trwała wiecznie!
- Anka, co ty?
- Cicho! Zaśpiewaj lepiej jakąś pobożną piosenkę.
Kaśka zaśpiewała. Anka z przejęciem prowadziła dalej swoją ceremonię.
- A teraz obiecajmy coś sobie. Obiecajmy, że równo za dwadzieścia dwa lata,
niezależnie od tego, co w życiu będziemy robić, spotkamy się właśnie w tym miejscu. Zgoda?
- Zgoda.
- Zgoda.
2
- Jakoś nie słyszę w waszych głosach entuzjazmu. Chcę to mieć na piśmie.
Anka energicznym ruchem wyrwała ze swego notesu kilka kartek.
- Umowę sporządzimy w trzech egzemplarzach. Dla każdej po jednym. Ze
wszystkimi podpisami.
- Może jeszcze własną krwią?
- To niekonieczne.
- Czy ty na żartach się nie znasz?
- Wiesz, że w pewnych sprawach nie wolno żartować.
Augustów, 9 sierpnia 1985
- Anka, powiedz, że to nieprawda! Nie możesz tego zrobić!
- Dlaczego nie? To nawet dobre rozwiązanie. Teraz tylko się zaręczyliśmy, a jak
skończy się żałoba, weźmiemy ślub. Już w Stanach.
- On jest przecież dwa razy starszy od ciebie. Prawie łysy. Nie uwierzę, że się w nim
zakochałaś!
- Kaśka, to mój, nie twój problem.
- A co na to twój tata?
- Tata mówi, że mądrze robię.
Warszawa, 29 czerwca 1989
-
Cześć, Kaśka!
No, cześć!
Jesteś już po sesji?
Tak, dzisiaj właśnie zdałam ostatni egzamin. Zaraz wyjeżdżam do domu.
Przykro mi, Kaśka, że nie będę na twoim ślubie.
Też żałuję, ale rozumiem. To przecież nie od ciebie zależy.
Wszystkiego dobrego! Niech Bóg wam błogosławi.
Cześć.
Chicago, 20 maja 2007
„Droga Siostro Marzeno!
Nie wiem, czy nadal korzysta Siostra z tego konta. Nie mam jednak wyjścia, muszę
spróbować.
Zwracam się do Siostry, gdyż wiem, iż kiedyś była Siostra bardzo dobrą koleżanką,
może nawet przyjaciółką, mojej śp. Mamy – Anny Branner, z domu Janickiej.
Niedawno skończyłam osiemnaście lat i - zgodnie z pozostawionym przez Mamę
testamentem – mogłam zajrzeć do pozostawionych przez nią dokumentów.
Był tam list, w którym Mama przedstawia historię trzech młodych dziewczyn:
Marzeny Kos, Katarzyny Szumnej i Anny Janickiej. Szczegóły zna Siostra lepiej niż ja, więc
nie będę przepisywać tej opowieści. List kończy się prośbą, a właściwie poleceniem
skierowanym do mnie, bym przeprosiła Was obie za to, że Mama nie mogła dotrzymać słowa
i przybyć na wyznaczone przez Was spotkanie. Ustalony przez Was termin dwudziestu dwóch
lat okazał się dla Mamy zbyt odległy.
Nie udało się mi zdobyć adresu Pani Katarzyny. Jeśli utrzymujecie Panie ze sobą
kontakt, proszę jej przekazać wiadomość.
Z poważaniem
3
Caroline Branner”.
Warszawa, 21 maja 2007
„Kochana Caroline!
Serdecznie dziękuję za Twój list, który, prawdę powiedziawszy, na początku zdumiał
mnie i przeraził. Ale w końcu zrozumiałam.
Pragnę powiedzieć Ci jedno: Twoja Mama tym razem też dotrzymała słowa.
Gorąco pozdrawiam
Siostra Marzena Kos”.
- Siostro Marzeno, proszę się pośpieszyć! Studenci siostrze uciekną. A ja też bym
chciał usłyszeć, co siostra powie o bogaczu i Łazarzu.
- Dziękuję, księże doktorze. Już idę.
Siostra Marzena z westchnieniem spojrzała na ekran swego komputera, zamknęła plik
i szybko udała się w stronę auli.
Rzeczywiście, było już bardzo późno.
4