Sposób na życie „Kronika” rozmawia z PIOTREM KĘDZIĄ, złotym
Transkrypt
Sposób na życie „Kronika” rozmawia z PIOTREM KĘDZIĄ, złotym
Sposób na życie „Kronika” rozmawia z PIOTREM KĘDZIĄ, złotym medalistą Letniej Uniwersjady w Bangkoku, studentem V roku pedagogiki kultury fizycznej i zdrowotnej Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego – Pozwól, że zacznę od gratulacji. Złoty medal i napis „1st. place” na dyplomie Uniwersjady w Bangkoku to sukces całej sztafety 4x400 m, a zarazem każdego z zawodników z osobna. Czy po zwycięstwie analizowaliście między sobą, kto jak wypadł? – Przede wszystkim każdy z nas się cieszył, że zdobyliśmy złoty medal. Warto przypomnieć, że było to wówczas pierwsze „złoto” w polskiej ekipie na Uniwersjadzie (później złoty medal zdobyły jeszcze siatkarki). Owszem, analizowaliśmy bieg do późnych godzin nocnych. Lekarz piłkarek nożnych nakręcił kamerą nasz bieg, więc była także możliwość obejrzenia go na wideo. Wszystko było jasne, każdy z nas dał z siebie wszystko podczas tego biegu. Sztafeta Australii była naprawdę mocna. Aby odzwierciedlić wartość wyniku, jaki uzyskaliśmy to był on na miarę awansu do finału na Mistrzostwach Świata. – Jak oceniasz przebieg zawodów, zarówno po kątem organizacyjnym, jak i atmosfery? A przede wszystkim, czy jesteś usatysfakcjonowany swoim startem? – Stadion lekkoatletyczny położony był na terenie wioski uniwersjadowej. Dla nas, lekkoatletów to naprawdę duży komfort. Bangkok jest przecież blisko dziesięciomilionowym miastem, więc dla niektórych zawodników innych dyscyplin, zakwaterowanych daleko od stadionu, długa podróż była pewnym utrapieniem. Ogólnie przygotowanie organizacyjne zawodów było bardzo dobre. Dokładano wszelkich starań by zawodnicy mogli się skupić na startach, ale też i dobrze się bawić. Emocjom sportowym towarzyszyła kapitalna atmosfera. Co wieczór na głównym placu wioski były organizowane przedstawienia i dyskoteki. Pozwalało to wszystkim na chwilę relaksu po ciężkim dniu startów, a także sprzyjało bliższej integracji braci studenckiej z całego świata. Na Uniwersjadzie startowałem indywidualnie w biegu na 400 m i w sztafecie na 4x400 m. W konkursie indywidualnym dotarłem do finału, zajmując w nim siódme miejsce z czasem 46.51 s. Był to wynik gorszy o pół sekundy od mojego rekordu życiowego (45.98 s.). Przyznam, że w finale liczyłem na zbliżenie się do rekordu życiowego i na włączenie się w walkę o medale. Po biegu okazało się, że moja forma jest niestety daleka od tej, jakiej bym sobie życzył. Bardzo żałuję, taki jednak jest sport. Ktoś musi przegrać, aby ktoś inny mógł odnieść zwycięstwo. Złoty medal w sztafecie był pewnym zadośćuczynieniem nieudanego biegu indywidualnego. Kto wie czy Uniwersjada w Bangkoku nie była już moją ostatnią. – Pamiętasz, kiedy pojawił się pomysł, żeby zająć się sportem na poważnie? – Już jako mały chłopiec czerpałem dużą radość z jego uprawiania. Sport był wówczas dla mnie najlepszą formą spędzania wolnego czasu. W szkole podstawowej wielokrotnie startowałem w międzyszkolnych przełajach. Były zwycięstwa i porażki, ale najważniejsza była wówczas radość z okazji rywalizowania z rówieśnikami. Pamiętam taką oto sytuację z tamtych lat. Pojechaliśmy do szkoły, w której miały się odbywać zawody w biegach przełajowych 10x1000 m. Oczekując na boisku szkolnym na rozpoczęcie zawodów, spotkaliśmy zawodników szkoły gospodarzy. Pamiętam, że chęć natychmiastowego rywalizowania sięgnęła wówczas zenitu. Po wyłonieniu najlepszych zawodników z naszych sztafet, odbyli oni krótki wyścig na boisku szkolnym od jednej bramki do drugiej. Zwracam uwagę, że już jako młodzi sportowcy wykazaliśmy się sprawniejszą organizacją imprez sportowych, niż nasi nauczyciele wychowania fizycznego... Muszę przyznać, że takich sytuacji, jak ta, było o wiele więcej i dlatego są one jednymi z najcenniejszych wspomnień. Zanim zacząłem przygodę z lekką atletyką, trenowałem jeszcze dwa lata piłkę nożną, w klubie Orzeł Parzęczew. Niestety, przeprowadzka w roku 1998 z Leźnicy Wielkiej do Łodzi, złamana ręka, a także niemożność osiągnięcia zadowalającego wyniku sportowego, spowodowały, iż zaniechałem dalszych treningów. Na zajęciach wychowania fizycznego w nowej szkole w Łodzi moja aktywność ruchowa od razu zwróciła uwagę ówczesnego nauczyciela wf. Michała Andrzejczaka. Sukces w biegach przełajowych przypieczętował podjętą wcześniej decyzję o znalezieniu dla mnie klubu lekkoatletycznego w Łodzi. To był AZS i tak już pozostało do dziś. – Lekka atletyka to dla ciebie sposób na życie czy dodatek do niego? Co daje ci uprawianie sportu? – Czy tego chcę, czy nie lekkoatletyka jest dla mnie sposobem na życie. To ona wypełnia większość mojego czasu, wpływa na mój nastrój, ustala porządek dnia, tygodnia, miesięcy. Uprawianie sportu daje mi satysfakcję, siłę przy zmaganiu się z przeciwnościami losu. Sport to doskonała szkoła życia, ale też i dobry punkt wyjścia do ułożenia sobie dalszego życia, choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy. – Jak oceniasz to, co robiłeś jako nastolatek? Czy było warto poświęcić znaczną część dzieciństwa na treningi? – W sport wpisany jest walor wychowawczy. Na własnym przykładzie przekonałem się, że sport wykształca w człowieku wiele cennych wartości. Są one pożądane nie tylko w życiu społecznym. Wyznający je człowiek stanowią także przykład dla innych. Mógłbym te wartości wymieniać bez końca, ale najbardziej znamiennymi są: szacunek, odwaga, pracowitość, odpowiedzialność, zaufanie czy wytrwałość w dążeniu do celu. Nie żałuję dziś, że znaczną część mojego dzieciństwa wypełniły treningi. Na to pytanie odpowiedziałbym jednak pod kątem szeroko rozumianego sportu, nie tylko w aspekcie treningów i sportu bardziej profesjonalnego. Uważam, że dzieciństwo pozbawione sportu, aktywności ruchowej lub jej ograniczania jest poważnym błędem wychowawczym. – Przez minione dziesięć lat uczestniczyłeś w bardzo wielu imprezach sportowych. Z której z nich masz najprzyjemniejsze wspomnienia? – To są zdecydowanie Mistrzostwa Polski juniorów w Zamościu w roku 2003. Po półrocznej kontuzji udało mi się wywalczyć na nich tytuł Mistrza Polski w biegu na 400 m oraz minimum na Mistrzostwa Europy w Tampere. Natomiast na Mistrzostwach Europy zdobyłem brązowy medal w biegu indywidualnym oraz srebrny w biegu sztafetowym. Uważam ten rok, za najbardziej udany w swojej karierze i cenię sobie te sukcesy ponad wszystkie. – Sport zawodowy to nie tylko pasmo sukcesów, ale też wiele wyrzeczeń związanych z treningami, zdrowiem, czy odpowiednią dietą. Co robisz, gdy nie wszystko układa się po twojej myśli i przygotowania okupione ciężką pracą, nie przynoszą pożądanych efektów? – To trudne pytanie. Zazwyczaj staram się coś zmienić w tym, co robię. Zastanawiam się, w czym problem, poddaję analizie wszystko to, co zrobiłem i porównuję ze swoimi doświadczeniami z lat ubiegłych. W minionym sezonie moją piętą achillesową, o ironio, były ciągłe problemy ze zdrowiem. Trudno trenować, a co dopiero efektywnie startować, kiedy moja uwaga skupia się nie na rywalach, na osiągnięciu dobrego wyniku, lecz na właśnie bolącej nodze, czy niezbędnej terapii. – Nie mogę nie spytać o plany na zbliżający się sezon, zwłaszcza w kontekście kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Czy masz już plan minimum? – Wiem w tej chwili, jak wygląda plan mojego uczestnictwa w obozach treningowych. Jak zwykle jest tych obozów bardzo dużo. Zamierzeniem na ten rok jest przede wszystkim uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej, start w igrzyskach, a także poprawienie rekordu życiowego. – Co robi złoty medalista Uniwersjady, kiedy nie trenuje? Ciągle gdzieś biegniesz...? – Czas wolny, a jest go niewiele, staram się spędzać w domu. Założenia takie są mi tylko w stanie przerwać spotkania ze znajomymi, w których gronie najlepiej regeneruję się do dalszej pracy. Obecnie jestem na V roku studiów i piszę pracę magisterską. Nie ukrywam, że chciałbym ją skończyć na wiosnę, by myśli bardziej skoncentrować w stronę sportu. Wiem jednak, że będzie to trudne, bo i do samej pracy zamierzam się przyłożyć i chcę być naprawdę z niej zadowolony. A to jednak wymaga czasu. – Jak doszło do wyboru tematu twojej pracy magisterskiej? – Jako, że jestem jednym z nielicznych olimpijczyków Uniwersytetu Łódzkiego, mój promotor dr Arkadiusz Kaźmierczak, zachęcił mnie bym temat pracy poświęcił właśnie zagadnieniom olimpizmu. Zgodziłem się i postanowiłem, że będzie on związany także z Łodzią. Takich badań dotychczas nie było zbyt wiele, dlatego tym większy kładę nacisk, by ta praca była naprawdę dobrze napisana. – Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za realizację wszystkich zamierzeń. Rozmawiała: JUSTYNA MATUSIAK W dniach 8-18 sierpnia w Bangkoku odbyła się 24.Letnia Uniwersjada. Polscy studenci siódmego dnia zdobyli pierwszy złoty medal. W sukcesie tym mieli udział dwaj znakomici lekkoatleci z Uniwersytetu Łódzkiego – nasz rozmówca Piotr Kędzia oraz Daniel Dąbrowski. Sztafeta 4x400 m, będąca pod opieką trenera AZS Łódź Krzysztofa Węglarskiego, po zaciętej walce z Australią, obroniła Mistrzostwo Uniwersjady z Izmiru. Poza naszymi biegaczami Polskę reprezentowali: Witold Bańka (MOSiR Budomark Mysłowice) oraz Piotr Klimczak (AZS AWF Kraków). Sztafeta uzyskała czas 3:02.05, wyprzedzając Australijczyków o 0.71 s.