Układ

Transkrypt

Układ
Układ
Autor: Kasieńka
Stał na parkingu pod komendą, opierając się o swojego nowego, czarnego mercedesa. Trochę
przyciasny garniturek, koszula, krawat – niby Brodecki, a jak nie on. Cóż szef płaci, szef wymaga.
Jako osobisty bodyguard jednego z najbogatszych osób w kraju, musiał trzymać fason. Wygodne
jeansy i T-shirt musiały teraz odejść w zapomnienie. Co chwila nerwowo zerkał na swój firmowy
zegarek, który wskazywał 19.
- Baśka gdzie się podziewasz do cholery? – mruknął „lekko” już zdenerwowany. Czekał tak jeszcze
dobre dziesięć minut, aż w końcu dojrzał Storosz i to nie samą... W jej towarzystwie szedł Dumicz,
nazywany przez Marka wdzięcznym przezwiskiem „lolek”. Po roześmianej twarzy Baśki domyślił się,
że Jacek raczy ją właśnie, jedną ze swoich niesamowitych historyjek.
- A co ty tu robisz? – udała zdziwioną, choć dobrze wiedziała, w jakim celu przyjechał.
- Stoję i czekam jak ten palant – wzruszył ramionami – Ale ty chyba wolisz towarzystwo
szanownego pana prokuratora – dodał kpiąco. Jego twarz wykrzywiła się w widocznym grymasie.
- Marku, też się za tobą stęskniłem – wtrącił Jacek ironicznie.
- Nie wątpię! – odpowiedział mu tym samym tonem.
Storosz, wyczuwając napiętą atmosferę panującą między „panami”, postanowiła jak najszybciej
zakończyć to spotkanie towarzyskie.
- Jedziemy? – zwróciła się do Marka, kiwając głową w kierunku jego auta.
- Tak, jasne – uśmiechnął się triumfalnie do Dumicza.
- Basieńko, a nie wolałabyś iść ze mną do kina albo teatru? – prokurator nie dawał za wygraną.
- Basieńko, Basieńko – przedrzeźniał go pod nosem Marek, za co dostał od Baśki porządnego
kuksańca w bok.
- Przykro mi, ale dziś nie mogę – stwierdziła, patrząc dyskretnie na Brodeckiego – Może innym
razem – dodała, widząc smutną minę Jacka.
(...)
Mknął ulicami Warszawy, znacznie przekraczając dozwoloną prędkość. Jego twarz prezentowała
pełną determinację, a wzrok zdawał się „płonąć”. W końcu zajechał na parking pod blokiem
Storosz. Zgasił silnik i...
- Nareszcie sami! – ujął jej podbródek w dłoń i namiętnie pocałował. Długo, długo...
Basia nie była tym zawiedziona. Wręcz przeciwnie. Odwzajemniła pieszczotę z taką samą
żarliwością jak on.
- Wariat! – zaśmiała się, gdy wsunął dłonie pod jej bluzeczkę. Choć robił to już nie po raz pierwszy,
jak zawsze przeszedł ją lekki dreszcz.
- Uwielbiam wtorki... – wymruczał, drażniąc ciepłym oddechem jej ucho.
- Tak? A to dlaczego? – zmrużyła oczy z zaciekawieniem.
- Bo mogę się z tobą kochać... – znowu przywarł do jej warg. Czuł coraz to bardziej wzbierające się
w nim pożądanie. Jego wargi powędrowały do jej szyi, dekoltu...
- Marek, poczekaj... – odepchnęła go lekko od siebie.
- Coś nie tak? – zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o chodzi. Czyżby zrobił coś nie tak? Za szybko?
- Wszystko w porządku, naprawdę! Tylko ta kierownica... niewygodnie mi w plecy. Może jednak
pójdziemy do mnie?
- No właściwie to już stęskniłem się za tym twoim wielgachnym łóżkiem! – uśmiechnął się figlarnie.
(...)
Niemal na oślep, potykając się o wszelkie sprzęty, kroczyli w kierunku sypialni. Nawet na chwilę nie
zaprzestawali pocałunków. Oboje byli rozpaleni do granic możliwości. Czekali na TEN moment cały
tydzień, więc zamierzali te chwile wykorzystać jak najlepiej. Czemu akurat tydzień? Taka była
umowa. W każdy wtorek o 19 spotykali się na tak zwany „przyjacielski, niezobowiązujący sex”.
Trwało to już od dwóch miesięcy. Marek, co prawda nalegał, by zwiększyć częstotliwość spotkań,
ale Storosz pozostawała nieugięta. Zyskała kochanka, ale nie chciała stracić przyjaciela, a tak też
mogło się stać, gdyby lądowali w łóżku przy każdej możliwej okazji. Oczywiście nikt poza nimi, nie
wiedział o tych wspólnych, pełnych uniesień nocach. Ich zdaniem nie było przecież w tym nic złego.
Są dorośli i mogą robić, co tylko chcą. A trzeba przyznać, że „to” dawało im ogromną przyjemność.
Nawet nie próbując być delikatny, rzucił ją na łóżko. Wyczuwał, że teraz podkomisarz potrzebuje
odrobiny brutalności. Tak, by przez chwilę stał się prawdziwym macho. Ona tej nocy miała tylko
ulegać jego czułym pocałunkom i pieszczotom. Była to kolejna z ich „gierek”. Cóż ta dwójka nie
znała czegoś takiego jak nuda, czy rutyna. Można by rzec, że ich ciała zostały dla siebie stworzone.
Pasowały do siebie niczym elementy układanki.
Zaczął zrywać z niej wierzchnie ubrania, które lądowały pod łóżkiem. Została jeszcze koronkowa,
czarna, kupiona specjalnie na „tą” okazję bielizna. I z tym się szybko uporał. Leżała przed nim
całkiem naga i bezbronna. Patrzyła na niego tymi wielkimi ślepiami, jakby w oczekiwaniu na coś.
- Już, chwileczkę – wyszeptał, ściągając z siebie poszczególne części swojej garderoby. Przyglądała
się temu, oblizując dolną wargę językiem. Jego muskularne ramiona, klatka piersiowa pokryta
znacznym meszkiem, uda... Już samym widokiem doprowadzał ją do dzikiej rządzy. Zapragnęła go
mieć całego. Pozostało już tylko czekać na ten ostatni, kulminacyjny moment. Jednak Marek jak na
złość postanowił się z nią jeszcze „pobawić” w kotka i myszkę. Nie chciał tak po prostu z nią wejść.
Pragnął, by to ona sama go o to „poprosiła”. Składał na jej aksamitne skórze opieszałe, ale i pełne
pożądania pocałunki. Nie ominął także małych, sterczących piersi. Zębami przygryzał jej
bladoróżowe, nabrzmiałe sutki. Cicho pojękiwała. Dotykał ją po całym ciele, sprawiając, że
zaczynała wić się pod jego dłońmi. Gdy doszedł pieszczotami do jej „sekretnego miejsca” pomiędzy
udami, czuła, że za chwilę nie wytrzyma. Buzujące hormony dawały o sobie znać. Czuła, że jeszcze
chwila, a zwariuje!
- Marek... – jęknęła. Nie chciał, a nawet nie potrafił już dłużej czekać. Przykrył ją całym, swoim
ciałem. Nie czuła nawet odrobiny bólu, tylko przyjemność. Swymi płynnymi ruchami, doprowadzali
się nawzajem do niewyobrażalnej rozkoszy. Całkowicie zatracili się w sobie. Gdy osiągnęli szczyt
szczytów, oboje niemal równocześnie, krzyknęli. Ich ciała nie potrafiły się ze sobą „rozstać”.
Momenty uniesień raz wolniejsze, raz szybsze trwały niewyobrażalnie długo. Nic więc dziwnego, że
kiedy było już po wszystkim, opadli po obu stronach łóżka, ciężko dysząc.
- Jesteś niesamowita – pocałował ją w skroń i przytulił do siebie.
- Ty też – odparła, kładąc głowę na jego nagim torsie.
Trochę zmęczeni, ale przede wszystkim szczęśliwi i spełnieni, zasnęli.
KONIEC

Podobne dokumenty