KkKkKkKkKkKk DAWID I GOLIAT
Transkrypt
KkKkKkKkKkKk DAWID I GOLIAT
235 12 KkKkKkKkKkKk DAWID I GOLIAT G dy Edmund Dene Morel dokonywał swojego odkrycia, większość ludzi w Europie i Stanach Zjednoczonych wiedziała zaskakująco niewiele o Leopoldowym aparacie wyzysku. Nieliczni wracający z Konga Europejczycy opowiadali publicznie o rozlewie krwi, w którym brali udział. Poza George’em Washingtonem Williamsem dziesięć lat wcześniej dziennikarze podróżujący po Kongu zazwyczaj wtórowali Stanleyowi w wychwalaniu rządów króla Leopolda. Na przykład w 1898 roku aż dwudziestu sześciu dziennikarzy rozpływało się w zachwytach z powodu otwarcia kolei. Cudzoziemscy misjonarze, którzy byli świadkami wielu okrucieństw, nie znali się na mediach i nie mieli politycznej siły przebicia. Krytycy Leopolda z brytyjskich towarzystw dobroczynnych zostali szybko uznani przez opinię publiczną za niedobitki minionej epoki walk o zniesienie niewolnictwa, narzekających na sytuację w jakimś zapomnianym przez Boga zakątku świata. Morel miał zmienić wszystko. Do tej pory przeciwnicy Leopolda nie mieli dostępu do danych i liczb kongijskiej administracji w Europie, które zgromadził Morel, wykorzystując swoje stanowisko w Elder Dempster. Żaden z nich, z wyjątkiem nieżyjącego już Williamsa, nie miał też takiego talentu do nagłaśniania swojego przekazu, jaki miał wkrótce zademonstrować Morel. Kiedy dokonał swoich wstrząsających odkryć, Morel nie zgodził się na zachowanie milczenia. Najpierw rozmówił się ze swoim szefem, sir Alfredem Jonesem, kierownikiem linii Elder Dempster, przewodniczącym Liverpoolskiej Izby Handlowej, a także konsulem 236 król osaczony honorowym Liverpoolu w Wolnym Państwie Kongu. „Nie było łatwo z nim porozmawiać. Nie lubił, gdy zwracano mu uwagę na jakieś nieprzyjemne fakty. (…) Następnego dnia wyruszył do Brukseli. Gdy wrócił, nie odezwał się do mnie, zauważyłem też w jego zachowaniu oziębłość. (…) Powiedział mi, że widział się z królem, który obiecał mu, że zostaną wprowadzone reformy, a także że Belgowie robią wielkie rzeczy i muszą mieć czas, aby zaprowadzić porządek w swoim afrykańskim domu”442. Pracodawcy Morela byli narażeni na wielkie ryzyko. Gdyby upublicznił on swoje odkrycie i rozgniewał Leopolda, kompania mogła utracić lukratywne kontrakty. Kierownictwo firmy nie wiedziało, jak poradzić sobie z tym zarozumiałym żółtodziobem, który twierdził, że dowiedział się czegoś potwornego o ich najlepszym kliencie, i – co gorsza – wymagał od nich, żeby coś z tym zrobili. Morel zauważył, że w Belgii nagle „zmieniła się atmosfera i na setki różnych sposobów dawano mi do zrozumienia, że moja obecność jest niemile widziana”443. W liverpoolskiej centrali Elder Dempster traktowano go chłodno, a następnie próbowano uciszyć. Zaproponowano mu wyższą pensję oraz awans, połączony jednak z przeniesieniem do innego kraju. Gdy to nie poskutkowało, Jones zaoferował mu dwieście funtów rocznie za bycie konsultantem przez godzinę dziennie – co było ledwie tylko zakamuflowaną próbą przekupstwa. Morel znowu odmówił. W 1901 roku rzucił pracę i cały swój czas poświęcił na pisanie z „determinacją, aby zrobić, co w mojej mocy, aby ujawnić i unicestwić to, o czym wiedziałem, że jest niczym więcej jak uprawomocnioną hańbą (…), której towarzyszyły niewyobrażalne barbarzyństwa, winne ogromnej liczby śmierci”444. Morel wiedział, że wykonał ważny krok. „Statek wypłynął – pisał – i żadna siła nie jest w stanie zawrócić go z kursu”445. Miał dwadzieścia osiem lat. Spod pióra Morela zaczęły wypływać strumienie ataków na Leopolda. Najpierw zaczął pracę dla brytyjskiej gazety zajmującej się Afryką, ale wydawca nie pozwalał mu pisać na temat Konga wszystkiego, co by chciał. W 1903 roku założył więc własną gazetę, spon- dawid i goliat 237 sorowany przez różnych mecenasów, między innymi Johna Holta, znanego z uczciwości biznesmena z Liverpoolu, będącego dla Morela kimś w rodzaju mentora. „West African Mail” – „Ilustrowany tygodnik założony po to, aby odpowiedzieć na gwałtownie rosnące zainteresowanie sprawami Afryki Zachodniej i Środkowej” – miał stać się forum, na którym nikt nie miał cenzurować Morela. KkKkKk W Morelu wszystko do siebie pasowało: grube, podkręcone wąsy oraz wysoka, baryłkowata postać świadczyły o niespożytej energii, a ciemne oczy błyszczały z oburzenia. Miliony słów, które wypływały spod jego pióra, zapisywał szybkim, pochylonym pismem, niemal ciągłymi liniami, jak gdyby zdążając do celu, nie miał czasu na zostawianie odstępów. W pewien sposób Morela trudniej zrozumieć niż innych bohaterów tej kongijskiej opowieści. Łatwo na przykład dostrzec, że bolesne dzieciństwo Stanleya w sierocińcu mogło rozwinąć w nim skłonność do okrucieństwa oraz zasiało pragnienie pozostawienia po sobie jakiegoś śladu. Mniej oczywiste jest to, skąd wzięło się u Morela takie pragnienie sprawiedliwości. Jego młodość związana była ze światem biznesu, a nie ruchem socjalistycznym, który na przełomie wieków zainspirował wielu krzyżowców postępu. Jako młody człowiek nie działał w żadnej partii politycznej ani na rzecz żadnej sprawy. Niektórzy jego przodkowie byli kwakrami, choć on sam mógł dowiedzieć się o tym dopiero wiele lat później, nie ma bowiem żadnych dowodów na to, żeby odebrał jakieś kwakierskie wychowanie, kiedy był dzieckiem. Formalnie był członkiem Kościoła anglikańskiego, choć niezbyt entuzjastycznym, gdyż w duchu – tak jak inny wielki podżegacz kwakierskiego pochodzenia, Thomas Paine – nie przepadał za żadną formą zorganizowanej religii. Rozpętując kampanię przeciwko królowi Leopoldowi, nie zyskiwał niczego, a tracił obiecującą karierę w Elder Dempster. Miał na utrzymaniu chorą matkę, żonę i sporą rodzinę, mającą się jeszcze powiększyć. Pod każdym względem nie wydawał się być osobą, która miałaby stanąć na czele wielkiej moralnej 238 król osaczony krucjaty. Nieumiejętność ignorowania niesprawiedliwości wydawała się naturalnym talentem, z którym się urodził, tak jak niektórzy przychodzą na świat obdarzeni talentem muzycznym. Dowiedziawszy się w Brukseli i Antwerpii tego, czego się dowiedział, pisał: „siedzieć i nic nie zrobić (…) byłoby dla mnie niemożliwością”446. Niegasnące poczucie oburzenia sprawiło, że Morel szybko stał się największym brytyjskim dziennikarzem śledczym swoich czasów. Chcąc dowiedzieć się wszystkiego, czego tylko był w stanie, o wykorzystywaniu Konga i pokazać to światu, stworzył na ten temat wielkie, choć niekiedy zawierające powtórzenia dzieło – trzy pełne książki, fragmenty dwóch innych, setki artykułów w niemal wszystkich głównych brytyjskich gazetach, a do tego wiele po francusku w Belgii i Francji, setki listów do wydawców i kilkadziesiąt broszur (w pewnym momencie napisał sześć w ciągu pół roku, w tym jedną po francusku). Wszystko to powstało w czasie, gdy kierował „West African Mail”, do którego pisał większość artykułów, i to nie tylko pod własnym nazwiskiem, ale też, jak się wydaje, pod pseudonimami Africanus i Obserwator. Wkrótce Morel zaczął też wydawać specjalny comiesięczny dodatek do gazety, poświęcony wyłącznie ujawnianiu niesprawiedliwości popełnianych w Kongu. Mimo tego ogromnego tempa pracy wciąż znajdował czas na swoje hobby, którym było kolekcjonowanie różnych rodzajów ciem. W pismach Morela ledwie kontrolowana wściekłość łączy się z drobiazgową celnością. Każdy szczegół w jego książkach oparty jest na dokładnych badaniach, materiał dowodowy rośnie niczym w aktach adwokata. Przez wiele lat tak sympatycy, jak i wrogowie doszukiwali się w jego dziełach błędów faktograficznych, ale bez powodzenia. Nawet dziś niemal w każdym opisie systemu kauczukowego w należącym do Leopolda Kongu można prześledzić statystyki i cytaty, docierając do ich źródeł, z których wiele było opublikowanych właśnie przez Morela. Choć wkrótce stał się najlepiej słyszalnym głosem w Anglii, pomstującym przeciwko okrucieństwom popełnianym w Kongu, nie był jedyny. Zdecydowany głos w tej sprawie zabrało kilku parlamen- dawid i goliat 239 tarzystów, szczególnie sir Charles Dilke, jeden z najbardziej elokwentnych zwolenników praw człowieka swoich czasów. Działały również organizacje humanitarne w rodzaju Towarzystwa Antyniewolniczego czy Towarzystwa Opieki nad Tubylcami, wypowiadające się w duchu chrześcijańskiego humanitaryzmu, na którego zasady (dziś mogące brzmieć cokolwiek protekcjonalnie) powoływali się, piętnując brutalność w Anglii, w koloniach czy gdziekolwiek indziej. Morel różnił się od nich nie tylko swoją niespożytą energią, ale też głębokim przekonaniem, że Kongo jest przypadkiem szczególnym, państwem założonym i opierającym się na pracy niewolniczej. Humanitaryści, pisał Morel, podkreślali „okrucieństwo popełnianych czynów, podczas gdy ja od samego początku starałem się pokazać, że biorąc pod uwagę okoliczności [to, że Leopold objął w posiadanie ziemię i wszystkie jej wytwory], (…) te czyny, z k o n i e c z n o ś c i musiały zostać popełnione”447. Istotny wpływ na Morela wywarła Mary Kingsley, pisarka, z którą zaprzyjaźnił się w 1900 roku, tuż przed jej śmiercią. Jej Podróże po Zachodniej Afryce z 1897 roku są zarówno klasyką literatury podróżniczej, jak i jedną z pierwszych europejskich książek, w których Afrykanie traktowani są jak ludzie. Widziała w nich nie „dzikusów” potrzebujących cywilizacji, ale ludzi żyjących w zorganizowanych społeczeństwach, które niszczą kolonizatorzy i misjonarze, niemający poszanowania dla afrykańskiego sposobu życia. Morel dostrzegł, że dekret Leopolda, który przyznawał państwu „wolne” terytoria, zupełnie zniszczył tradycyjny system wspólnej własności ziemi i jej płodów. Od Kingsley dowiedział się, że tradycyjnie większość ziemi w Afryce była wspólną własnością wioski, klanu czy plemienia. Jeśli nie była uprawiana, wykorzystywano ją jako tereny łowieckie, źródło drewna na budulec, żelaza na broń i narzędzia albo innych surowców. Zabranie ziemi było nie tylko kradzieżą – nie zostawiło Afrykanom niczego, czym mogliby handlować, co szczególnie martwiło Morela, gorliwie wierzącego w wolny rynek. Tak jak Kingsley był przekonany, że tylko wolny rynek może godziwie wprowadzić Afrykę 240 król osaczony do nowoczesności. W sposób zdumiewająco konwencjonalny jak na takiego podżegacza Morel zakładał, że to, co jest dobre dla kupców z Liverpoolu, jest też dobre dla Afryki. Jego wiara jest o tyle zrozumiała, jako że kilku z nim zaprzyjaźnionych liverpoolskich przedsiębiorców było kwakrami, którzy podchodzili do etyki prowadzenia interesów poważnie i hojnie wspierali go w jego poczynaniach. Morel rzucił się w wir wygłaszania przemówień na temat Konga, pisania książek, artykułów i broszur. Nie mogło być mowy o tym, żeby sam udał się do Konga, gdyż Leopold zwyczajowo zakazywał wjazdu nieprzychylnym mu dziennikarzom. To jednak nie zniechęciło Morela. Gdy zapewnił sobie pozycję najlepiej poinformowanego, najgłośniejszego krytyka Wolnego Państwa Konga, wszyscy wiedzieli, że jeśli ma się jakieś tajne, ujawniające to i owo dokumenty, to właśnie do niego należy się z nimi udać. Im więcej publikował, tym więcej było przecieków. Jego talent do zdobywania tajnych informacji ciągle doprowadzał do wściekłości Leopolda i jego ludzi. Gdy na wystawach światowych, w szklarniach i w muzeach prezentowano starannie wypielęgnowany wizerunek Konga, na łamach „West African Mail” pojawiał się obraz zupełnie innego Konga. Kiedy na przykład oburzony rzecznik Leopolda zaprzeczył, jakoby porywano kobiety, żeby zmusić ich mężów do zbierania kauczuku, Morel przedrukował formularz, w którym każdy agent kompanii ABIR musiał wymienić wszystkich „tubylców przetrzymywanych cieleśnie w miesiącu …… 1903 roku”. Na stronie znajdowały się rubryki, w które należało wpisać każdego zakładnika: „Imię”, „Wioska”, „Powód zatrzymania”, „Początek zatrzymania”, „Koniec zatrzymania”, „Uwagi”448. Nie mogło być wątpliwości, dlaczego ludzie byli „przetrzymywani cieleśnie”, gdyż Morel przedrukował również instrukcję kierownictwa ABIR na temat „utrzymania i karmienia zakładników”449. Pracownicy kompanii lub urzędnicy państwowi, którzy nie zgadzali się na to, co działo się w Kongu, nie mogli pisać do Morela bezpośrednio, gdyż cabinet noir, czyli biuro cenzorskie w Boma, cenzurował ich korespondencję. Przywozili jednak ze sobą dokumenty, dawid i goliat 241 kiedy wracali do domu. Całymi latami jednym z tajnych informatorów Morela był Raymond De Grez, odznaczony weteran Force Publique, wielokrotnie ranny w boju, który po cichu przekazywał Morelowi informacje z Brukseli. Ktoś z belgijskiej centrali pewnej firmy działającej w Kongu – tej samej, która zatrudniła Josepha Conrada jako kapitana łodzi parowej – przekazał Morelowi zbiór listów od kongijskich agentów kompanii450. Ilekroć jakiś rozczarowany weteran powracał z Konga do domu i udzielał prasowego wywiadu, czy to w Belgii, Niemczech, Szwecji czy Włoszech, sympatycy wysyłali Morelowi wycinek z gazety, a on już podejmował starania, by krytyczne informacje dotarły do brytyjskich gazet. Raz utarł nawet nosa kongijskiej administracji, drukując po francusku długą, szczegółową listę tajnych memorandów, listów i innych dokumentów, których ofertę kupna otrzymał451. Jego kampania dodała sił opozycji wobec Leopolda w samej Belgii, szczególnie zasiadającym w parlamencie socjalistom. Gdy niewygodne dla króla informacje powtórzono w czasie parlamentarnych debat, Morel szybko przedrukował je, by zapoznała się z nimi angielska opinia publiczna. Jednym z opublikowanych przez niego kompromitujących materiałów był tajny rozkaz wysłany do kongijskich urzędników państwowych w Afryce, mówiący o premiach, jakie otrzymają w zamian za pozyskanie ludzi do Force Publique: „90 franków za każdego zdrowego i żywotnego mężczyznę zdolnego do służby wojskowej, którego wzrost przekracza 1,55 metra; 65 franków za każdego młodzieńca, którego wzrost przekracza 1,35 metra; 15 franków za dziecko płci męskiej. Dzieci płci męskiej muszą mieć co najmniej 1,20 metra wzrostu i być wystarczająco silne, by znosić trudy wędrówki. (…) Premia będzie się należeć jedynie wtedy, gdy mężczyźni zostaną dostarczeni do urzędów centralnych poszczególnych dystryktów”452. Tymczasowy gubernator generalny Konga ostrzegł miejscowych urzędników, że rozkaz ten „pod żadnym pretekstem nie może opuścić dokumentacji. Wszystkie niezbędne wyjaśnienia odnośnie do tego okólnika przekażecie swoim podwładnym u s t n i e”453. Uradowany Morel zamieścił również to ostrzeżenie.