Nr 29 Waga: Mb - YMCA dla Seniorów

Transkrypt

Nr 29 Waga: Mb - YMCA dla Seniorów
numer 29-30/10-11.2007
Jesień
A tu już schyłek lata.
Spadają brązowe kasztany.
Świat jest w złoto odziany.
Na żółto drzewa maluje czas.
Pachnie już barwną jesienią.
A mnie tak trudno rozstać się
z letnią, radosną zielenią.
Alicja Czerwińska-Sztelman
SPIS TREŚCI
WYDARZENIA
3
Z kuferka wspomnień: Jastrzębia Góra
(Ewa Przybyłowska)
4
Per aspera ad astra
(Zbigniew Koziarz)
6
Żegnajcie wakacje!
(Nina Pruszkowska-Żelazko i plażołazy)
Do Seniorów - byłych gdyńskich
7 harcerek i harcerzy
(Komitet redakcyjny “Wspomnień
gdyńskich harcerzy”)
SŁUCHACZE PISZĄ
Plażołazów letnie wojaże
8 (Katarzyna Kwiecińska i Kazimierz
Krzyżak)
Nasz wykładowca na łamach chińskiego
10 “Mikrofone”
(Kazimierz Krzyżak)
12 Pierwsze zajęcia z ekologii
w wyjątkowej oprawie muzycznej
(Roman Grzenkowicz)
KĄCIK WYKŁADOWCY
13 Dlaczego esperanto?
(Kazimierz Krzyżak)
14 Zaraz, zaraz, jak to napisać...
(Gabriela Kurpisz-Kasprzak)
15
Piękne Południe
(Elżbieta Strzałkowska)
16 Grzechy i grzeszki polskiej mowy
(Elżbieta Strzałkowska)
17
2
W katyńskim lesie wschodzą Wam
zorze…
(Halina Młyńczak- Szpilewska)
Zespół redakcyjny:
Redaktor naczelna: Dorota Kitowska
Redakcja językowa: Gabriela Kurpisz-Kasprzak, Elżbieta
Wierszko
Redakcja techniczna, projekt okładki, zdjęcia: Agnieszka Gryzik
Zespół redakcyjny: Edward Bochnak, Gabriela KurpiszKasprzak, Kazimierz Krzyżak, Halina Młyńczak-Szpilewska,
Ewa Przybyłowicz, Elżbieta Strzałkowska, Elżbieta Wierszko,
Karolina Zaborowska,
Wydawca: ZMCh “Polska YMCA” - Ognisko w Gdyni
YMCA DLA SENIORÓW
www.seniorzy.ymca.pl, e-mail: [email protected]
tel. 058 620 31 15
De Novo nr 29-30/2007
WYDARZENIA
Z kuferka wspomnień: Jastrzębia Góra
Trwały jeszcze zajęcia, kiedy wolontariusze
pracujący na Uniwersytecie Trzeciego Wieku
dowiedzieli się o planowanym wyjeździe
integracyjnym połączonym ze szkoleniem z zakresu
ratownictwa medycznego. Spotkanie zaplanowano
na 8 i 9 czerwca br. w Jastrzębiej Górze. Nie wszyscy
mogli z różnych względów skorzystać z tej
propozycji, nie byliśmy więc w komplecie, ale i tak
stanowiliśmy silną grupę pod wodzą p. Doroty
Kitowskiej i p. Radka Daruka.
Piątek, 8 czerwca, godz. 16 - zbiórka w gdyńskiej
YMCA. Wolontariusze na ogół z plecaczkami, choć
zdarzało się, że i z większymi bagażami, powoli
wypełniali autobus. Humory wszystkim dopisywały.
Tematem głównym rozmów
był nasz pojazd
staruszek, pamiętający czasy zamierzchłe. Niektórzy
powątpiewali, czy jeszcze potrafi poruszać się po
drodze, inni wszelako utrzymywali, że da sobie radę.
Na tak miłych przypuszczeniach zszedł nam czas do
w y jazd u , p r zer y w an y ty lk o s er d eczn y mi
powitaniami z nowo przybyłymi uczestnikami
pleneru. Trzeba dodać, że dotarcie na miejsce zbiórki
było tego dnia wyjątkowo utrudnione z powodu
pobytu na Wybrzeżu George'a Busha. Z niewielkim
opóźnieniem ruszyliśmy więc w drogę. Jechaliśmy
do Jastrzębiej Góry przez Kosakowo, Mrzezino, by
ominąć blokady dróg oraz korki. Kierowca pomylił
drogę, dzięki temu dwukrotnie było nam dane
oglądać pewien fragment
pejzażu, wyjątkowo
zresztą urokliwego. Jechał jednak sprawnie, choć
część podróżników ustawicznie podejmowała temat
przechyłu autobusu na jedną stronę. Przyjęło się
jednak tłumaczenie, że widocznie po prawej stronie
usiedli sami puszyści ...i jechaliśmy dalej.
Jednakowoż okazało się, że
pogląd ten był
niesprawiedliwy wobec podróżnych siedzących po
rzeczonej stronie, gdyż już na przedpolach Jastrzębiej
Góry autobus stanął, dosłownie, na ziemi. Trzeba
było wziąć swoje tobołki i go opuścić. Do willi
„Rafia”, która miała być naszym domem przez dobę,
dotarliśmy szczęśliwie, aczkolwiek w różny sposób.
Willa „Rafia”, zlokalizowana nieopodal kościoła,
zaoferowała nam pokoiki schludne, z łazienką,
małym balkonikiem i smaczną kuchnię.
Po kolacji spotkaliśmy się na tarasie, na dachu
pensjonatu, by opowiedzieć o swojej drodze do
wolontariatu w Uniwersytecie Trzeciego Wieku,
o doświadczeniach i satysfakcji płynącej z tej pracy.
Z zainteresowaniem słuchałam tych autoprezentacji,
nawet nie wiedziałam, że tak bogata jest oferta zajęć
i przekonałam się po raz kolejny, że jestem wśród
ludzi czujących i myślących podobnie o sensie życia.
Bezinteresowne dzielenie się ze swoją wiedzą
i umiejętnościami daje nam bowiem wszystkim dużą
radość, wyzwala pozytywną energię oraz buduje nić
porozumienia i sympatii nie tylko między nami
i słuchaczami, ale otwiera nas na rozumienie świata
i innych ludzi. Szczególne wrażenie wywarła na mnie
obecność wśród nas wielu młodych osób. Czułam ich
(Dokończenie na str. 4)
3
De Novo nr 29-30/2007
(dokończenie ze str. 3)
pasję i zaangażowanie, kłócące się z potocznym sądem
o merkantylizacji młodzieży. Nasi młodsi koledzy byli
ponadto tacy uśmiechnięci, skromni i życzliwi.
Dziękowaliśmy p. Dorocie i p. Radkowi za przyjazny
klimat, za motywowanie nas do pracy. Ciepłe słowa
skierowaliśmy do nieobecnej p. Basi, naszej
uniwersyteckiej sekretarki, za kompetencję w pracy
i uśmiech. Potem były śpiewy przy akompaniamencie
gitary p. Radka, a w okolicy północy niektórzy
wolontariusze jeszcze mieli ochotę pobalować i mimo
widocznej przewagi pań zabawa była bardzo udana.
Nazajutrz od rana czekało nas trzygodzinne szkolenie
medyczne. Pogoda piękna, słonko świeciło, nie była to
więc perspektywa zbyt nęcąca. Niektórzy przy
śniadaniu przebąkiwali, że to za długo i nie ma
potrzeby przeznaczać na naukę udzielania pierwszej
pomocy tyle czasu. Ale szkolenie okazało się nad
wyraz interesujące, pytań i wniosków było tyle, że
trzeba było je kategorycznie przerwać, bo nadeszła
pora obiadu. Największym zainteresowaniem
cieszyły się pokazy udzielania pierwszej pomocy
na fantomach oraz informacje na temat nowinek
medycznych mających zastosowanie w apteczce
samochodowej. Szkolenie prowadzili harcerze
przygotowani merytorycznie, operujący dobrą
polszczyzną, zrozumiale tłumaczący. I znowu
refleksja – jak wspaniałą mamy młodzież!
Po obiedzie mieliśmy jeszcze czas na rozmowy i
spacer brzegiem morza. Dla mnie był to już drugi
tego dnia kontakt z Bałtykiem. Rankiem, skoro świt,
poszłam bowiem ze swoją „współspaczką” na plażę…
Było cicho, ciepło, bezwietrznie i prawie pusto.
Przyrzekłam sobie wtedy, że muszę tu wrócić tego lata,
bo czas ucieka, a te cuda przyrody są tak blisko, że
grzechem byłoby z nich nie korzystać.
Powrót do Gdyni był całkiem zwyczajny, bez przygód.
Autobus dowiózł nas punktualnie. Jechaliśmy
głównymi drogami, prowadząc przyjacielskie
rozmowy o wszystkim po trosze.
Do zobaczenia po wakacjach – na zajęciach
Uniwersytetu Trzeciego Wieku.
Ewa Przybyłowska,
wykł. przedmiotu Obraz poezji XX wieku
Per aspera ad astra*
12 lipca br. zakończyła się w Mechelinkach urokliwa wystawa prac malarskich, które zaprezentowali Maryla Dobke,
Jacenty Lubowiecki i Eugeniusz Stanek – nasi mili słuchacze z Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku i z
programu YMCA 55+.
Wystawa prezentowana pod ogólnym tytułem: „MECHELINKI – MOSTY– OKOLICE” prezentowana od 23
czerwca do 12 lipca cieszyła się dużym poparciem i zainteresowaniem lokalnych władz, stąd też i piękne gratulacje
wpisane w księdze wystawy przez p. Hannę Roszkowską, która jest sołtysem Mechelinek. Wystawa spotkała się z
dużym zainteresowaniem wśród mieszkańców Mechelinek i Mostów. Ta pierwsza wystawa malarska w
Mechelinkach zaprezentowana została w przestronnym i jasnym budynku świetlicy sołeckiej. Odwiedzili ją również
wczasowicze i turyści, na wernisaż i później przybyło wiele koleżanek i kolegów z GUTW.
Ponad 50 osób wpisało się do księgi pamiątkowej wystawy. Były gratulacje, życzenia
i serdeczności, nawet od turystów z Hamburga.
Zaprezentowano 38 obrazów. 11 prac wystawiła Maryla Dobke, 13 – Jacek Lubowiecki i 14 obrazów Eugeniusz
Stanek. Są to piękne, pełne uroku i lekkości akwarele, tajemnicze, zamknięte w sobie nastrojowe pastele, a także
wyraziste, pełne przestrzeni i powietrza obrazy olejne. Zwiedzających zadziwił fakt, że wiele prac prezentowało
pejzaż morski. Tuż za ścianą budynku w którym przygotowano wystawę, z przystani rybackiej, ten pejzaż morski jest
na wyciągnięcie ręki. Zadziwiające jest również to, że artyści tak umiejętnie pokazali wielopłaszczyznową
perspektywę i głębię krajobrazu, na płaskiej powierzchni obrazów.
Tę wiedzę i umiejętności malarskie nasi koledzy artyści zdobywali i doskonalili na zajęciach w Gdyńskim
Uniwersytecie III Wieku w latach 2004-2007 pod czujnym okiem pań: mgr Jolanty Smulkowskiej, mgr Barbary
Pasierb-Jezierskiej i dr arch. wnętrz Teresy Skorupy.
(Dokończenie na stronie 5)
4
De Novo nr 29-30/2007
(Dokończenie ze str. 4)
Warte odnotowania jest to, że nasza koleżanka Maryla Dobke uczestniczyła dwukrotnie w latach 2005 i 2006 w
pięciomiesięcznych zajęciach malarskich „ Artystycznej jesieni”, zorganizowanych przez Fundację „SENECTUS”
w Zespole Szkół Plastycznych w Orłowie.
Wystawę malarską w Mechelinkach zorganizowano dzięki wielkiemu zaangażowaniu i ogromnej serdeczności
naszego kolegi Eugeniusza Stanka, który od trzech lat, w czasie wakacji, zaprasza uczestników zajęć malarskich
swojej grupy z YMCA 55+, chętnych do współpracy i malowania w plenerze w Mostach i okolicy. Tworzą oni już
prawie stały zespół plenerowy. Dom pp. Bogny i Eugeniusza Stanków, twórcza i ciepła atmosfera jaką ten dom
emanuje, stworzył dogodny klimat do powstania tej serii obrazów i ich prezentacji na wystawie. Za tak wiele
okazanego serca i życzliwości jesteśmy Im ogromnie wdzięczni i bardzo serdecznie dziękujemy!
Prezentacja obrazów na wystawie w Mechelinkach była też okazją do bliższego poznania autorów, którzy jako
amatorzy hobbyści, teraz już emeryci, mieli przecież swoje własne czynne życie zawodowe, a w nim liczne
osiągnięcia i sukcesy.
I tak:
Koleżanka Maryla Dobke, gdynianka, jest technikiem analitykiem medycznym pracowała w Szpitalu Miejskim w
Gdyni, a także w Przychodni Specjalistycznej w Gdyni oraz w służbie medycznej w Dernie /Libia /.Od najmłodszych
lat wykazywała zdolności plastyczne, ale malowanie rozpoczęła w 1982 r. podczas pobytu w Libii. Urzekły ją tam
koloryt krajobrazu, światło południowego słońca i granatowa głębia cieni. Malowanie jest jej pasją, maluje kwiaty i
pejzaże, najchętniej farbami akrylowymi i olejnymi, lubi też prace wykonywane pastelami.
Kolega Jacenty Lubowiecki, kpt. żw. rybołówstwa morskiego, były pracownik „Dalmoru”. Mieszka w Gdyni, Od
najmłodszych lat pasjonuje się malarstwem, stale pogłębiając wiedzę o sztuce i malowaniu. Najbardziej lubi technikę
akwareli i pejzaż, dobrze czuje też pastele i pracę nad portretami. Miał wiele wystaw indywidualnych i zbiorowych.
W 2000 roku otrzymał nagrodę w konkursie malarskim „O LAURY IŁAWY”. Stale doskonali swoje umiejętności
malarskie i jednocześnie uczy tej sztuki seniorów w Gdyńskim Centrum Organizacji Pozarządowych.
Kolega Eugeniusz Stanek, nasz miły gospodarz letnich plenerów mieszka w Mostach od ośmiu lat. Jest ichtiologiem
i doktorem nauk przyrodniczych, byłym pracownikiem naukowym Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni. Rysuje
od wczesnej młodości, już w latach 1949-1950 uczęszczał do ogniska plastycznego w Gdyni, Jego nauczycielami
byli: artysta malarz Jan Gasiński i grafik Stanisław Rolicz, a sporadycznie także malarz Antoni Suchanek.
Eugeniusz Stanek wykorzystał swoje umiejętności rysunkowe w czasie studiów i w późniejszej pracy naukowej. Tak
naprawdę malować zaczął …na emeryturze(!), maluje temperą i pastelami głównie urokliwe pejzaże. Jego prace
prezentowane były już wcześniej na zbiorowych wystawach Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku.
Drodzy moi, Marylko, Jacku i Eugeniuszu, serdecznie gratuluję Wam tej wspaniałej wystawy, obrazów pełnych
ulotnych wrażeń, głębokiej treści i szerokiej tematyki. Wasza pracowitość i świeżość spojrzenia wskazują, że drzemią
w Was niewyczerpane możliwości twórcze, a więc: Przez pracę i trud – do dalszych sukcesów, których Wam
serdecznie życzę!
Zbigniew Koziarz, wasz kolega z GUTW
* per aspera ad astra 'przez ciernie do gwiazd ; przez trudy, cierpienia do sukcesu' < łac.>
[ w: Wielki Słownik Wyrazów Obcych pod red. Mirosława Bańko]
Kwiaty w czterech porach roku
Różne kwiaty rosną,
w czterech porach roku.
Piękne, wonne, pachnące,
pełne barwnego uroku.
Są śliczne dla wszystkich,
i dla niej i dla niego.
Czarowne jak nuty
mistrza Vivaldiego.
Jesień
Jesienią lecą żółte liście.
Słońce je złotem maluje.
Wszędzie jest barwnie,
a już jesienny smutek się czuje.
Jesienny wicher smutną melodię śpiewa.
I złote liście z szumem rozwiewa.
Zachód słońca je barwnie czerwieni,
wkrótce je w nicość zamieni.
Zostanie tylko wspomnienie
po barwnej złotej jesieni
Alicja Czerwińska-Sztelman
5
SŁUCHACZE PISZĄ
De Novo nr 29-30/2007
We wspomnieniach już złociste plaże
i plażołazów letnie wojaże.
Wakacji skończył się piękny czas,
cicho, cichuteńko szumi tajemny las.
Żegnajcie wakacje!
Czas nam tak szybko upływa
i dzionek za dzionkiem leci,
a my się tu wciąż cieszymy,
że słonko nam jeszcze świeci.
I tak patrzymy na siebie,
na twarze piękne, pogodne
i miłe słyszymy słowa,
których nie słyszy się co dnia.
Że jeszcze wciąż nasze serca
tak pełne są radości,
że jeszcze, pomimo deszczu
nadzieja nam w sercach gości.
A kilku szarmanckich panów
stanowiło ochronę naszą
i na nich polegać możemy,
podczas gdy inni nas straszą.
I przed oczyma wciąż mamy
wrażenia letniej przygody,
na którą długo czekamy
pośród deszczowej pogody.
Wszyscy tu dziś zgromadzeni
na pięknej działce u Kasi,
mamy radości przyczynę,
bo są tu „ wodzowie” nasi.
I każdy promyczek słońca
życie nam wciąż uwesela,
bo spotykamy się w środy,
a nie jak inni, w niedziele.
Więc nasza Pani – Dowódca,
którą zwą K a r o l i n ą,
jednoczy dziś nasze serca
i tu się stajemy rodziną.
I można czuć się szczęśliwym
nawet i w środku tygodnia,
bo słonko w sercach nam świeci,
i radość przychodzi co dnia.
Trzeba tu jeszcze wymienić,
R e n a t ę, która prowadzi,
te piękne letnie wycieczki,
na które chodzimy tak radzi.
I wokół siebie wciąż mamy
to grono ludzi życzliwych,
otwartych na każdą pogodę,
i mimo wszystko – szczęśliwych.
Wszyscy im dziś zaśpiewamy
radośnie: STO LAT – niech żyją,
na dalsze spotkania czekamy,
a serca, niech mocniej nam biją !!!
Gdynia, A.D. 2007
24. dnia pięknego września
6
Nina Pruszkowska-Żelazko i plażołazy
De Novo nr 29-30/2007
SŁUCHACZE PISZĄ
Do Seniorów - byłych gdyńskich harcerek i harcerzy
Seniorów - byłych gdyńskich harcerek i harcerzy zapraszamy do spisania swoich wspomnień i opublikowania
ich w książce „Wspomnienia gdyńskich harcerzy” (1928-2010), która zostanie wydana z okazji 100. rocznicy
harcerstwa i 80. rocznicy harcerstwa w Gdyni.
W 2010 roku obchodzić będziemy 100. rocznicę powstania ruchu harcerskiego na ziemiach polskich i 80. rocznicę
powstania harcerstwa w Gdyni. Te obie, ważne dla każdego harcerza, rocznice zainspirowały Druhny i Druhów,
członków Stowarzyszenia „Czarna Czwórka” zrzeszającego byłych harcerzy gdyńskiej drużyny im. Bolesława
Chrobrego i szczycącej się 75-letnią tradycją do przedstawienia Druhnom i Druhom propozycji spisania swoich
harcerskich wspomnień, które złożyłyby się na książkę opublikowaną w roku obchodów harcerskiego jubileuszu.
Zebraniem i przygotowaniem do druku wspomnień Druhen i Druhów zajmie się komitet redakcyjny, działający pod
patronatem p. Prezydenta Miasta Gdyni Wojciecha Szczurka.
W skład komitetu weszli: Joanna Ryba, Eugeniusz Stanek, Dariusz Małszycki, Marek Twardowski.
Proponujemy by omawiana publikacja nosiła tytuł: „Wspomnienia gdyńskich harcerzy” (1928-2010).
Chcielibyśmy, aby zostały w niej zawarte:
A
·
Własne przeżycia i wrażenia Druhen i Druhów z lat harcerskich spędzonych w gdyńskich drużynach;
A
·
Wspomnienia z okresu przynależności do gdyńskich drużyn poszerzone o okresy poprzedzające i
następujące po okresie gdyńskim;
A
·
Wspomnienia o zastępowych, drużynowych, a także o interesujących postaciach z władz harcerskich lub
o osobach z harcerstwem związanych;
A
·
Refleksje na temat wpływu, jaki harcerstwo wywarło na dalsze życie Druhen i Druhów;
A
Oczekujemy również na:
A
·
Opisy zabawnych epizodów z życia harcerskiego;
A
·
Opisy najsilniejszego harcerskiego przeżycia;
A
·
Wspomnienia z zapamiętanych biwaków i obozów.
Oczekujemy, że przygotowany przez Druhny i Druhów tekst nie będzie przekraczał 15 stron maszynopisu, najlepiej,
choć niekoniecznie, w wersji elektronicznej (czcionka: Times New Roman 12 pkt., odstęp między wierszami: 1,5).
Mile widziane będą również opisane zdjęcia i innego rodzaju dokumenty (po skopiowaniu do zwrotu), ilustrujące
przygotowany przez Druhny i Druhów tekst wspomnień. Jeżeli z jakichś powodów spisanie wspomnień przez Druhny
i Druhów byłoby niemożliwe, a chcielibyście podzielić się swoimi wspomnieniami, oferujemy się spotkać z
Druhnami i Druhami i nagrać, a następnie spisać Wasze wspomnienia.
Przygotowane materiały należy nadsyłać na jeden z niżej wymienionych adresów do 30 czerwca 2008 roku
(pod którymi można uzyskać wszelkie informacje związane z zamierzoną publikacją):
*Stowarzyszenie „Czarna Czwórka”,
II Liceum Ogólnokształcące im. Adama Mickiewicza, ul. Wolności 22 B, 81-327 GDYNIA;
*Joanna Ryba, ul. Granatowa 32, 81-173 GDYNIA, tel. kom. 506 117 351;
* Eugeniusz Stanek, ul. Leśna 23, Mosty, 81-198 KOSAKOWO, tel. kom. 607 520 709;
* [email protected]
Do nadsyłanych materiałów prosimy dołączyć krótkie informacje biograficzne o autorze, zawierające
następujące dane: rok i miejsce urodzenia, informacje o drużynie, do której należał autor, przebieg służby
harcerskiej, wykształcenie, zawód, ważniejsze informacje o działalności zawodowej i publicznej, ewentualnie zdjęcie.
Uwaga:
*Nie przewiduje się honorariów autorskich;
*W wypadku dużego zainteresowania naszą propozycją redakcja zastrzega sobie prawo wyboru 30 najciekawszych i
najbardziej charakterystycznych dla gdyńskiego harcerstwa prac i obiecuje, że dopełni wszelkich starań
aby opublikować również pozostałe prace.
Komitet redakcyjny
„Wspomnień gdyńskich harcerzy”
7
De Novo nr 29-30/2007
SŁUCHACZE PISZĄ
SŁUCHACZE PISZĄ
Plażołazów letnie wojaże
Tegoroczne wakacyjne wyprawy plażołazów rozpoczęły się jeszcze przed oficjalnym zakończeniem
roku akademickiego 2006/2007.
13.06.br. ruszyliśmy na pieszą wycieczkę do Suchego Dworu – Dębogórza. Jednak za oficjalną
inaugurację można uznać spotkanie wszystkich plażołazów 20 czerwca. Na tym spotkaniu
organizatorka naszych wypraw - Renia Lubowiecka zapoznała wszystkich ze szczegółowym planem
cotygodniowych wycieczek.
Na pewno każdą z naszych wypraw możemy zaliczyć do bardzo atrakcyjnych i udanych.
Aby je szczegółowo opisać – nie starczyłoby szpalt naszego „De Novo”. Z konieczności więc nieco
szczegółowiej opiszemy kilka; pozostałe zaś tylko krótko odnotujemy.
27.06. – Mimo trochę niesprzyjającej pogody wycieczka do Wieżycy była bardzo udana. Tu z wieży
widokowej najwyższego szczytu Szwajcarii Kaszubskiej: Wieżycy (328,6 m n.p.m.) i 35-metrowej
wieży widokowej podziwialiśmy przepiękny krajobraz najbliższej okolicy ziemi kaszubskiej.
Spacerkiem udaliśmy się również do Muzeum Ciesielnictwa w Szymbarku, w którym zobaczyliśmy
najdłuższą deskę świata – 93,683 m! Niezwykle ciekawie wygląda dom stojący do góry nogami.
W jego wnętrzu wszyscy doznaliśmy dziwnego zachwiania równowagi. Godny uwagi jest
oryginalny, przeniesiony z Syberii Dom Sybiraka, w jakim żyli zesłańcy i ciekawa ekspozycja
ilustrująca syberyjskie losy wielu Polaków a także bardzo interesująca wystawa fotogramów
obrazujących przepiękne syberyjskie krajobrazy. Przebyliśmy pieszo około 10 km, ale drogę
powrotną z Szymbarku do stacji kolejowej w Wieżycy pokonaliśmy folklorystycznym ozdobnym
końskim drabiniastym wozem.
4.07. – Z Jastarni ok. 8-kilometrowy spacerek w deszczyku brzegiem morza do Kuźnicy.
11.07. – Z Chwaszczyna przebyliśmy ok. 8 kilometrów polnymi i leśnymi dróżkami do Tuchomka.
18.08. – Spacer po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym na trasie Kamienny Potok – Łysa Polana –
Opera Leśna.
25.07. – Planowana wycieczka do Gdańska Otomina ze względu na niesprzyjającą pogodę nie doszła
do skutku, ale był mały spacerek po bulwarze Nadmorskim.
1.08. – Spacerek przy deszczyku plażą i lasem z Kuźnic do Chałup. Grupę wsparła koleżanka Gosia
z Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Częstochowie.
Wycieczka do Pucka była tak urozmaicona, że uczestnicy długo jej nie zapomną. Najpierw na puckim
rynku podziwialiśmy interesujące średniowieczne wykopaliska archeologiczne. Przy obelisku
upamiętniającym zaślubiny Polski z morzem zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i uroczą alejką wzdłuż
brzegu morskiego dotarliśmy do XIX-wiecznego dosyć ładnego zameczku w Rzucewie (w byłej
posiadłości Jana III Sobieskiego). Z Rzucewa znów brzegiem morza udaliśmy się do Osłonina. Ten
spacer był najlepszym sprawdzianem fizycznej i psychicznej sprawności plażołazów, który wszyscy
zdali pomyślnie. Obfitował w wiele trudnych do pokonania przeszkód. Miejscami, niczym alpiniści,
wspinaliśmy się po stromych zboczach klifu. W miejscach, gdzie morze podchodziło pod sam klif,
brnęliśmy po kamienistym dnie po kolana w wodzie, zmoczeni przez rozbijające się o kamienie fale.
Z Osłonina udaliśmy się spacerkiem do dosyć odległego Żelistrzewa. Przeszliśmy około 14 km i
chociaż do domów wracaliśmy trochę zmęczeni, to pełni niezapomnianych wrażeń i bardzo
zadowoleni.
22.08. – Tym razem wybraliśmy się do Gołubia Kaszubskiego. Tu podziwialiśmy Golubiński Ogród
Botaniczny w Kaszubskim Parku Krajoznawczym i poczuliśmy się prawdziwymi studentami
GUTW. Ogród ten zasługuje na szczególną uwagę, bowiem założony został w niewielkiej
8
De Novo nr 29-30/2007
SŁUCHACZE PISZĄ
miejscowości, jako prywatna własność przez wyjątkowego pasjonata i miłośnika przyrody p.
Zbigniewa Butowskiego. Na stosunkowo małym, liczącym zaledwie 2,12 ha obszarze zdołał
zgromadzić on ponad 4000 przeróżnych i przepięknych gatunków roślinności z całego świata, w tym
150 gatunków roślin chronionych i 50 wpisanych do specjalnej Polskiej Czerwonej Księgi Roślin.
Jest tu nawet drzewo o nazwie Wolerma, którego pochodzenie uczeni szacują na 90 mln lat. Ogród
naprawdę urzeka i zadziwia swym pięknem. Podziw i uznanie budzi też niezwykła pasja jego twórcy,
który stworzył tak piękne dzieło umożliwiające wszystkim zainteresowanym poznanie niezwykłej
różnorodności naszego jakże pięknego świata.
29.08. – Ciekawa wyprawa do latarni Stilo, która ma zasięg światła 43,5 km.
5.09. – Spacerek w deszczyku z Cierżni szlakiem Zagórskiej Strugi do Rumi.
12.09. – Spacerek wzgórzami i lasami z Witomina do chylońskiego połączenia estakady
Kwiatkowskiego z obwodnicą trójmiejską.
19.09. – Zwiedziliśmy forty usytuowane na okalających Gdańsk wzgórzach, skąd podziwialiśmy
przepiękną panoramę całego Gdańska. Wzgórza te były obwarowywane i umacniane już od 1635 r.
Forty zadziwiały nas swoją rozległością i masywnością budowli. Ciekawostką jest tu też Reduta
Napoleońska, upamiętniająca pobyt w Gdańsku wojsk napoleońskich z wyrytą datą 23.04.1807 r.
i akcesoriami umundurowania Napoleona, takich jak: płaszcz, czapka, mapa, luneta, pióro i inkaust.
W śródmiejskiej Wieży Więziennej zwiedziliśmy umiejscowione tam Muzeum Bursztynu.
Podziwialiśmy przewspaniałe okazy z wtopionymi w bursztyn przeróżnymi zwierzątkami m. in.
z jaszczurką; różne formy bursztynu obrobionego w pracowniach rzemiosła artystycznego,
np. pochodząca z 1680 r. plakietka ozdobna i ołtarzyk domowy, przepiękne wyroby współczesnych
artystów, m.in. Pauliny Binek i Janusza Wosika. Zachwyciła nas kolekcja bursztynowej biżuterii,
różnych figur, zwierząt, żaglówek, kufli i szachów. Wspaniały jest również urzędowy łańcuch
Prezydenta Miasta Gdańska i Bursztynowy Słowik – nagroda główna Festiwalu Piosenki w Sopocie.
Dodatkowo na parterze Wieży Więziennej obejrzeliśmy skromną kolekcję historycznych mundurów
wojskowych oraz broni siecznej i palnej. W trzech celach prezentowane są też niektóre
średniowieczne narzędzia tortur.
26.09. – Dokonaliśmy uroczystego zakończenia i podsumowania tegorocznych plażołazowych
wypraw. W sumie, mimo niesprzyjającej tego lata pogody, mieliśmy 15 spotkań, w których
uczestniczyło od 14 do 25 osób. Główna inicjatorka plażołazowych wypraw pani prof, Karolina
Zaborowska, chociaż ze względu na stan zdrowia nie mogła brać udziału w naszych wycieczkach,
zawsze utrzymywała z nami duchowy kontakt sms-owy bądź telefoniczny. Na podsumowanie
naszych spotkań wszystkie koleżanki przyniosły przeróżne własnoręcznie wykonane specjały,
z których każdy z powodzeniem mógł konkurować o palmę pierwszeństwa. Koleżanka Janina
Pruszkowska-Żelazko i Katarzyna Kwiecińska na tę okazję ułożyły piękne nastrojowe wiersze,
dedykowane plażołazom, a kol. Ola Sobczyk opracowała przepiękny fotomontaż, na którym
połączyła węzłem przyjaźni wszystkich plażołazów. Gromkim odśpiewaniem 100 lat dla prof. K.
Zaborowskiej i R. Lubowieckiej, w niezwykle radosnej, miłej i przyjacielskiej atmosferze
wspominkowej czas szybko nam upłynął, a zadzierzgnięte więzi przyjaźni, które nas połączyły już na
długo pozostaną.
Katarzyna Kwiecińska i Kazimierz Krzyżak
9
SŁUCHACZE PISZĄ
De Novo nr 29-30/2007
Nasz wykładowca na łamach chińskiego “Mikrofone”
Mikrofone N. 18 (Aprile-Julie. 2007) (pago -12)
Artikolo de Kazimiro Krzyżak el Pollando
Ci-printempe s-ro Kazimiro Krzyżak auskultis belegan prelegon faritan de profesoro T. Palmowski de
Gdanska Universitato. La temo de la prelego estas “Cinio magia lando”. Post auskulto li havis pli
profundan konon pri rica antikva cina kulturo kaj pri rapida progreso kaj granda sangigo de la urboj kaj
la kamparo de moderna Cinio kaj konstatis, ke Cinio farigos plej granda potenco de la mondo en pli
proksima tempo. Ligante la nuntempan Cinion kun la historio de la cina E-Movado en la pasintaj cent
jaroj, li skribis jenan artikolon omage al la kvinjarigo de Mikrofone.
Nur en Cinio estas espero disvastigi Esperanton en la mondo
Post la unua mond-milito, multe da landoj entuziasme pritaksis Esperanton kaj enkodukis gin kie la
duan lingvon post la propra-nacia. Kiam tiu ci ideo estis preskau akceptita, Japanio, Francio kaj Anglio
sufokis gin. Car ci tiuj landoj ne volis perdi siajn imperialistajn influojn en la mondo.
Poste la cina lingvo estis plivastigata en la mondo preskau trifoje, plimulte da homoj lernas la cinan ol
la anglan. Kauze de la malfacileco de la cina lingvo, precipe de la malfacile skribeblaj belegaj artistaj
ideogramoj, la cina lingvo perdis la sancon farigi universala lingvo. Tiam en Cinio kaj ankau en Japanio
Esperanto estis alte taksata. Evidente Cinio ekvidis la rolon de Esperanto en opono kontrau la lingva
imperialismo de Europo kaj precipe kontrau la diskriminacio de la angla lingvo en la mondo kaj
Esperanto estis pli alte taksata.
Kiam aperis Esperanto, cina reformisto Kang Youwei konstatis, ke lernado de multe da lingvoj
malsparas valoran tempon kaj elcerpas mensan energion. Koncerne al malfacileco de la cina lingvo,
multe da cinaj intelektuloj konsideris eblecon adapti cinan skribon al pli moderna formo kaj prenis
Esperanton kiel modelon. Ec emigrintoj-cinoj en Parizo sugestis reformojn kaj postulis enkonduki en
Cinion Esperanton frue en 1907.
En 1908, cina jurnalo “Hengbao”, kiel unua en Azio, farigis favora al Esperanto. En 1932 Sanhaja
Esperanto-Ligo publikigis tre altnivelan, Esperantan jurnalon “La Mondo”. Sinsekve aperis ankau
aliaj Esperantaj gazetoj, kiel ekzemple, “Vocoj de Oriento”, “Orienta Kuriero”, “La Novaj Tempoj”,
“Heroldo de Cinio”, kiuj lau statistiko havis legantojn en 850 urboj el 63 landoj. Ec cina prezidanto Mao
Zedong faris brilan pozitivan epigrafon favoran al Esperanto: “Mi dirus ankorau la samon: Se oni
prenas Esperanton kiel la formon por porti la ideon vere internaciisman kaj la ideon vere revolucian, do
Esperanto povas esti lernata, kaj devas esti lernata”.
Post fondigo de la nova Cinio, daure prosperis la cina E-Movado. En 1951 fondigis la Cina EsperantoLigo kaj poste aperis bela monata E-gazeto “El Popola Cinio”. Sekve en 1964 Esperanta Redakcio de
CRI komencis E-elsendon. Cio ci kontinuigis la cinan gloran tradicion disvastigi Esperanton en la tuta
mondo. Hodiau E-Redakcio de CRI apartenas al unu el la plej aktivaj E-radioj, kiuj disvastigas
Esperanton. Nun CRI estas unika en la mondo, kiu ciutage havas Esperanto-elsendon kurtonde, rete kaj
mezonde. La de gi eldon ata interesa kaj sencese plibonigata revuo “Mikrofone” guas famon en la
monda esperantistaro kaj efike propagandas Esperanton.
Antau nelonge CRI festis sian 65-an datrevenon kaj E- Redakcio
solenis 40-jarigon de sia elsendo. Mi esperas, ke kiam oni jubileos la
duan 40-an datrevenon de E-elsendo au la duan 65-an datrevenon de CRI,
samtempe oni celebros ankau la triumfon de Esperanto en la mondo.
10
De Novo nr 29-30/2007
Tłumaczenie
Mikrofone nr 18 (kwiecień-czerwiec 2007) strona 12
Artykuł Kazimierza Krzyżaka z Polski
Wiosną pan Kazimierz Krzyżak wysłuchał pięknego wykładu prof. T. Palmowskiego z Uniwersytetu Gdańskiego.
Temat wykładu: „Chiny magiczny kraj”. Po wysłuchaniu tego wykładu pogłębił znajomość bogatej antycznej
chińskiej kultury, szybkiego wzrostu gospodarczego i ogromnych zmian w modernizacji chińskich miast i wsi oraz
stwierdził, że Chiny w najbliższym czasie staną się największą światową potęgą. Łącząc współczesne Chiny z historią
chińskiego ruchu esperanckiego w minionych stu latach, napisał następujący artykuł poświęcony pięcioleciu
„Mikrofone”.(tę uwagę zamieściłem w dopisku końcowym).
Tylko w Chinach nadzieja upowszechnienia esperanta w świecie.
Po pierwszej wojnie światowej wiele krajów entuzjastycznie oceniało możliwość wprowadzenia esperanta w
świecie jako drugiego języka obok narodowych. Kiedy ta idea miała być już prawie zaakceptowana Japonia, Francja i
Anglia storpedowały ją. Ponieważ te kraje nie chciały utracić swoich imperialistycznych wpływów w świecie.
Chiński język był prawie trzykrotnie bardziej rozpowszechniony, więcej ludzi uczyło się chińskiego niż
angielskiego. Z uwagi jednak na trudność języka chińskiego, szczególnie jego pisma, pięknych artystycznych
ideogramów, nie ma on szansy stać się językiem uniwersalnym. Dlatego w Chinach a także w Japonii esperanto było
wysoko cenione.
Chiny dostrzegły w esperancie możliwość sprzeciwu przeciwko językowemu imperializmowi Europy,
szczególnie zaś dyskryminacji w świecie ze strony języka angielskiego i dlatego esperanto było cenione wyżej.
Kiedy tylko esperanto się pojawiło, chiński reformator Kang Youwei stwierdził, że nauka wielu języków jest
niepotrzebną stratą cennego czasu i wyczerpuje energię umysłową. Mając na uwadze trudność języka chińskiego
wielu chińskich intelektualistów rozważało możliwość przystosowania pisma chińskiego do bardziej nowoczesnych
form, biorąc za wzór esperanto. Nawet chińscy emigranci w Paryżu już w 1907 r. sugerowali reformy i postulowali
wprowadzenie w Chinach esperanta.
W 1908 r. chińska gazeta „Hengbao” jako pierwsza w Azji popierała esperanto. W 1932 r. Szanghajski
Związek Esperancki publikował na bardzo wysokim poziomie esperancką gazetę „La Mondo” (Świat). Ukazywały się
też inne esperanckie gazety, jak: „Vocoj de Oriento” (Głosy Wschodu), „Orienta Kuriero” (Kurier Wschodu), „La
Novaj Tempoj” (Nowe czasy), „Heroldo de Cinio” (Zwiastun Chin), który wg statystyki miał czytelników w 850
miastach z 63 krajów.
Nawet chiński prezydent Mao Zedong uczynił błyskotliwy pozytywny zapis popierający esperanto: „Mówię
jeszcze, że: Jeśli przyjąć esperanto jako formę, która niesie ideę prawdziwie internacjonalistyczną i ideę prawdziwie
rewolucyjną, to esperanto powinno być nauczane i musi być nauczane”.
Po utworzeniu nowych Chin, nadal rozwijał się chiński ruch esperancki. W 1951 r. powstał Chiński Związek
Esperancki a następnie ukazał się piękny esperancki miesięcznik „El Popola Cinio” (Z Ludowych Chin). Następnie w
1964 r. Esperancka Redakcja Chińskiego Międzynarodowego Radia zaczęła nadawać esperanckie audycje. Wszystko
to było kontynuacją chwalebnej chińskiej tradycji rozszerzania esperanta w całym świecie.
Dzisiaj Esperancka Redakcja Chińskiego Międzynarodowego Radia należy do najbardziej aktywnych
rozgłośni esperanckich, które rozszerzają esperanto. Obecnie Chińskie Międzynarodowe Radio jest unikalnym w
świecie, które nadaje codziennie w języku esperanto na falach krótkich i średnich. Wydawana przez nią ciekawa i
ciągle wzbogacana gazeta „Mikrofone”, cieszy się sławą w światowym ruchu esperanckim i efektywnie propaguje
esperanto.
Niedawno Chińskie Międzynarodowe Radio święciło swoje 65-lecie powstania a Esperancka Redakcja 40lecie swego nadawania. Mam nadzieję, że drugi jubileusz 40-lecia esperanckich audycji, lub drugą 65. rocznicę
powstania Chińskiego Międzynarodowego Radia niewątpliwie święcić też będziemy jako triumf esperanta w świecie.
Kazimierz Krzyżak, wykładowca przedmiotu Idea esperanto
Od autora:
W ostatnim (kwietniowo-czerwcowym) 18. numerze esperanckiego kwartalnika „Mikrofone”, wydawanego na cały
świat przez Esperancką Redakcję Chińskiego Międzynarodowego Radia, ukazał się mój artykuł. Chociaż redakcja
skróciła go niemal o jedną trzecią i dokonała pewnych zmian, szczególnie zakończenie a także niezgodnego z
prawdą dopisania Japonii do państw, które po pierwszej wojnie światowej storpedowały upowszechnienie esperanta
w świecie, to jednak zasadnicza treść została zachowana.
K.K.
11
De Novo nr 29-30/2007
KĄCIK WYKŁADOWCY
„Tobie została powierzona Ziemia.
Jako ogród, rządź nią z miłością”
(z dekalogu ekologicznego św. Franciszka)
Pierwsze zajęcia z Ekologii
w wyjątkowej oprawie muzycznej
3
października w roku akademickim 2007-2008 poprowadził niekonwencjonalnie i niezwykle
ciekawie swój pierwszy wykład z Ekologii mgr Gerard Kaptur.
Wprowadzeniem był film „Symfonia przyrody” z wyjątkowo dobraną i niepowtarzalną oprawą muzyczną. Wzbogaca
ona piękno ukazanej przyrody. Godzinna projekcja to po prostu znakomity koncert, podczas którego usłyszeliśmy
utwory tak znanych kompozytorów jak: Józef Haydn, Antonio Vivaldi, Wolfgang Amadeusz Mozart, Sergiusz
Prokofiew, Giacomo Puccini, Antoni Dworzak, Edward Grieg, Piotr Czajkowski, Jan Strauss (syn) i inni. Wszystkie
utwory wykonały znakomite orkiestry. Muzyka skłaniała do zadumy nad pięknem Dzieła Stworzenia i jednocześnie
do zastanowienia jak niewiele dziś trzeba, aby to piękno bezpowrotnie zniszczyć. Wykład opierał się na
ekologicznym dekalogu św. Franciszka oraz dziesięciu przykazaniach ustanowionych przez uczonych wyznania
judaistycznego i chrześcijańskiego na wspólnej konferencji poświęconej ochronie środowiska naturalnego,
która miała miejsce w 1982 roku.
Oba te źródła stawiają m.in. następujące pytania:
ü
czy dostatecznie mocno troszczymy się o rośliny, zwierzęta, powietrze i wodę, aby życie na Ziemi nie było
zagrożone?
ü
czy rozsądnie korzystamy z dóbr przyrody, aby nie zabrakło ich dla przyszłych pokoleń?
ü
czy dbamy o odnawianie przyrody, podczas jej eksploatacji?
ü
czy z szacunkiem odnosimy się do otaczającego nas środowiska naturalnego?
Wykład zakończył ekologiczny rachunek sumienia z podstawowym pytaniem o zaniedbania, jakich dopuszczamy się
wobec środowiska naturalnego.
Roman Grzenkowicz, słuchacz GUTW
Motto:
Na sierpniowym gdyńskim niebie
Świeci jak złoty neon
Przyjaciel tych co w potrzebie,
Zakonnik Ojciec Leon!
Jesień
Do Ojca Leona
/ list otwarty /
W wielkim formacie błękitu nieba
Lśni jak prześwietny neon,
Nasz Przyjaciel od święta i od powszedniego chleba,
Wspaniały Człowiek, erudyta, Zakonnik Ojciec Leon.
On świat przemierza z Bożym słowem od początku do krańca,
W głowę kładzie prawdę i nawraca największych grzeszników.
A tu dnie uciekają jak paciorki różańca,
Spieszcie się wysłuchać Mistrza Zakonników.
Ojcze Leonie! – prowadź nas przez te Scylle i Charybdy życia,
Grzmij jak zgrzeszymy z murów tyńcowego szańca.
Świat w nicość podąża, życie w stan niebycia,
Nasza wdzięczność w modlitwie i cząstce różańca.
Gdynia 3.08.2007 r.
Jesienią dalie się złocą
i cynie rumienią
Fioletowe wrzosy
do słońca się śmieją
a w ogrodach smutkiem
Białe mgiełki wieją.
Astry
Astry już jesień zwiastują.
Porę barwną lecz smutną.
A one właśnie ją miłują.
Mają prześliczne barwy,
tylko do malowania.
Są jednak pełne zadumy,
z kresu przemijania.
Zbigniew Koziarz
Alicja Czerwińska- Sztelman
12
De Novo nr 29-30/2007
KĄCIK WYKŁADOWCY
KĄCIK WYKŁADOWCY
Dlaczego esperanto?
„Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co
posiadacie”. Jakże trafne jest to polskie przysłowie
w odniesieniu do języka esperanto, bowiem żadnymi
racjonalnymi przesłankami pojąć nie sposób, jak Polacy
mogą tak obojętnie i lekceważąco traktować esperanto,
podczas gdy u znawców przedmiotu od samego
początku jego istnienia zawsze wzbudzało ono
powszechny zachwyt, zdumienie i podziw swoją
niezwykłą prostotą i logiką.
Esperanto powinno
Polaków napawać szczególną
dumą, bo przecież w Polsce się ono narodziło. Wszyscy
znani i wybitni Polacy nie rozsławili Polski w świecie
tak, jak uczynił to twórca języka esperanto – Ludwik
Zamenhof. W ponad 70 krajach istnieje ponad 1400
różnych pomników i miejsc poświęconych esperantu
i jego twórcy. Nawet dwie asteroidy (planetoidy) krążące
między Jowiszem i Marsem noszą imię twórcy tego
języka.
Taką obojętność przypisać można tylko i wyłącznie
temu, że to co proste i logiczne, dla wielu (szczególnie
dla Polaków) wydaje się zbyt proste aby mogło być
praktycznie możliwe do zrealizowania.
O walorach języka esperanto wypowiadało się wiele
wybitnych osobistości. Pozwolę sobie zacytować
wypowiedzi tylko dwóch znanych językoznawców,
profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego: prof. dr.
Zenona Klemensiewicza i prof. dr. Witolda Taszyckiego.
Prof. dr Zenon Klemensiewicz powiedział: „nie jest
przesadą ani wprowadzeniem w błąd, kiedy się powie,
że dla naszej epoki najlepiej skonstruowanym
i wypróbowanym, najszerzej w opinii światowej
uznanym i zorganizowanym językiem, jest właśnie
esperanto” „(...) Rozstrzygnęły o tym jego względna
łatwość i wielkie przybliżenie do wielu popularnych
języków naturalnych” „(...) Z gramatycznego systemu
tych różnych języków dokonał Zamenhof umiejętnego
wyboru tego, co im wspólne a najprostsze, i poddał
bezwyjątkowym prawidłom”.
Prof. dr Witold Taszycki, zaś powiedział: „Zetknąłem
się z esperantem okrągło 50 lat temu (...) Poznałem jego
strukturę gramatyczną i spory zasób słownictwa (...)
W moim przekonaniu zasługuje esperanto jak
najbardziej na poparcie i rozpowszechnienie (...) Próbę
czasu wytrzymało doskonale. Nie ulega dla mnie
wątpliwości, że przy umiejętnej propagandzie
przyszłość przyniesie mu nowe sukcesy”.
Dziwne jest, że tak oczywistej i prostej prawdy pojąć nie
mogą nasze władze państwowe, które na dobrą sprawę
powinny być gorliwymi prekursorami
w upowszechnianiu esperanta w świecie. Przecież gdyby
esperanto
obowiązywało
w świecie jako
drugi obok
narodowych
język, to byłoby
to dla Polski największym wyróżnieniem, korzyścią
i splendorem, bo do miejsca urodzenia i pochówku
twórcy języka z całego świata zjeżdżałoby wiele
wycieczek.
Ruch esperancki, oddając język esperanto na użytek
całej ludzkości zawsze i z naciskiem podkreślał
nadrzędność języka ojczystego w życiu każdego
narodu.. Twórca języka miał nadzieję, że język ten,
ułatwiając porozumienie narodów, przyczyni się też do
utrwalenia tendencji pokojowych.
Esperanto znajduje coraz powszechniejsze
zastosowanie w wielu dziedzinach kultury i nauki. Jako
najlepszy przykład przydatności esperanta w dziedzinie
literatury pięknej może świadczyć fakt, że wiele
oryginalnych utworów powstawało właśnie w tym
języku i z esperanta przetłumaczono je dopiero później
na języki narodowe. Antologia poezji esperanckiej
(za lata 1887 – 1981) obejmuje 660 utworów 162 poetów
z 46 krajów. Istnieje też ogromne bogactwo literatury
przekładowej. Można posłużyć się tu przykładem „Pana
Tadeusza” – Adama Mickiewicza, którego to przekładu
dokonał Antoni Grabowski w oparciu o 5- stronicowy
pierwszy podręcznik i załączony do niego 917rdzeniowy słownik (Sinjoro Tadeo) a przekład ten
dostarcza czytelnikowi pełni wzruszeń, zachowując rym
i rytm, a także powszechnie uznawany jest za arcydzieło
tłumaczenia.Mimo bardzo ostrej konkurencji ze strony
języka angielskiego, wspieranego ogromnymi środkami
finansowymi, zmasowaną propagandą i reklamą,
esperanto wciąż żyje, rozwija i rozszerza się w świecie.
Jest drugim po angielskim najczęściej używanym
w internecie.
Już kiedyś podawałem jakim ogromnym poparciem
cieszy się esperanto w Austrii .W prowadzonym tam
sondażu internetowym na temat: „Jaki drugi obok
narodowych język powinien obowiązywać w Unii
Europejskiej” wciąż rośnie poparcie dla języka
esperanto. Ostatnio wynosi ono 64,6 proc. Czy na tym
tle my Polacy nie powinniśmy się wstydzić, że w
przeciwieństwie do Austriaków u nas esperanto jest tak
niedoceniane i lekceważone.
Kazimierz Krzyżak,
wykładowca przedmiotu Idea esperanta
13
De Novo nr 29-30/2007
KĄCIK WYKŁADOWCY
Zaraz, zaraz, jak to napisać...
(Nie)grzybobranie
Polszczyzna piękna i poprawna
Polną ścieżką wzdłuż krętej dróżki, raz pod górkę, raz z górki
zdyszany biegnie maślak, a tuż za nim rdzawożółte kurki.
W srebrnej pajęczynie schowały się smukłe gąski i koźlaki,
a do cudnego słońca śmieją się półrozbawione boczniaki.
Surojadka, podgrzybek i opieńka chyłkiem hycają wokoło,
harmider i hałas czynią rydze, chybotając na huśtawce wesoło.
Borowiki w superchodaczkach, idą na… grzybobranie,
hej, muchomory ognistoczerwone, skończcie to arcygadanie!
Witam serdecznie miłośników polskiej ortografii. To już czwarty rok trwa nasza przygoda z poprawną polszczyzną.
Zapraszam i zachęcam do dyktand ukazujących się na łamach DE NOVO, bo przed nami w roku akademickim
2007/2008 IV) Gdyńskie Dyktando dla Seniorów. Piszmy więc i zaglądajmy do Wielkiego słownika ortograficznego
pod red. E. Polańskiego i Wielkiego słownika poprawnej polszczyzny pod red. A. Markowskiego.
KOMENTARZ
Kłopotliwe samo h, dość szczególną skłonność ma; lubi hałaśliwe słowa: hak, harmider, heca, hej, hop, hura,
hola, horda, hałas, hejnał, hulać, halo, hop, wataha, hycać, hasać. W pisowni tych wyrazów nie należy się wahać!
W tekście dyktanda rozzuchwaliła się litera h. Litera h występuje w wyrazach pochodzenia obcego. Nie zawsze ta
obcość jest wyraźnie dostrzegalna. Przykładem wyraz hałas (z jęz. ukraińskiego).
Oto wyrazy, których pisownię warto zapamiętać:
– harmider (zgiełk, zamieszanie) jest wyrazem obcym. Pojawił się w słownictwie panującej w Turcji dynastii
Osmanów. Pochodzi więc z języka tureckiego;
– hycać – wykonywać skok lub podskok; połączenie literowe hy jest charakterystyczne dla wyrazów pochodzenia
obcego. Takim wyrazem jest hycać (z języka czeskiego), który pochodzi od wyrazu hyc. Jest to wykrzyknik
nazywający szybki skok;
– huśtawka ( z języka. ukraińskiego) ma dwa znaczenia: 1. urządzenie służące do huśtania się, najczęściej w postaci
zawieszonego na sznurach siedziska 2. gwałtowne wahania (huśtawka nastroju). Można więc pokusić się o
uzasadnienie pisowni wyrazu huśtawka, przywołując wyraz wahanie. Wahanie wywodzi się od słowa waga. W parze
wyrazów: wahanie i waga zachodzi wymiana głoskowa: h – g ; stąd pisownia wyrazu wahanie z literą h, a wahanie to
… huśtawka (z literą h). Chyba jednak łatwiej po prostu zapamiętać pisownię wyrazu huśtawka, lub zajrzeć do
słownika.
W tekście dyktanda pojawiły się wyrazy z przedrostkami super- i arcy-: superchodaczki, arcygadanie
Przedrostki obce: super-, arcy-, eks-, ekstra-, maksi-, mini-, post-, kontr-, pseudo-, ultra-, wice-, piszemy łącznie z
wyrazami oznaczającymi nazwy pospolite.
Tak więc: superchodaczki, arcygadanie, eksmąż, ekstrazespół, maksispódnica, minirecital, kontrargument,
postkomuna, pseudoklasyk, ultradźwięk, wicehrabia
14
De Novo nr 29-30/2007
KĄCIK WYKŁADOWCY
Ale: super-Polak, arcy-Europejczyk, eks-Amerykanin, pseudo-Anglik, post-Jugosławia, anty-Dorn
W połączeniach obcych przedrostków z nazwami własnymi: nazwami członków narodów, nazwami państw,
nazwiskami (wyrazami pisanymi wielką literą) stosujemy łącznik.
Polecam uwadze wyrazy:
– rdzawożółty, wczesnojesienny, ognistoczerwony
Są to przymiotniki złożone z dwóch członów. Główne znaczenie zawarte jest w drugim członie (żółty, jesienny,
czerwony). Człon pierwszy (rdzawo-, wczesno-, ognisto-) precyzyjnie określa to znaczenie.
– półrozbawiony
O pisowni liczebnika pół z różnymi częściami mowy pisałam wiele razy w komentarzach do moich dyktand;
przypomnę więc tylko, że złożenie pół + imiesłów przymiotnikowy (rozbawiony) piszemy łącznie.
Dyktando i komentarz autorstwa
Gabrieli Kurpisz-Kasprzak
Piękne Południe
17 sierpnia w siedzibie Gdyńskiego Centrum Organizacji Pozarządowych otwarto kolejną wystawę
obrazów pana Zenona Bzowego, wieloletniego wykładowcy wolontariusza.
Na wystawie artysta zaprezentował kilka nowych prac. Zawieszono je w doborowym towarzystwie
poznanych już przez nas poprzednio.
Zgodnie z tytułem całej ekspozycji – „Piękne Południe”, większość obrazów emanowała iście południową
jasnością, niespotykaną na rodzimej Północy.
Ponieważ malarz najchętniej i najczęściej przedstawia architekturę, toteż na jej tle pojawia się niekiedy,
niczym „deus ex machina”, zaskakujący widza element.
I tak w przypadku obrazu „Zaułek w Szwajcarii”, niebieskości zabudowań walczą o palmę pierwszeństwa
z turkusem i fioletem.
Kulminacyjnym punktem okazuje się jednak nieregularna, rozświetlona słońcem plama na jezdni,
z przebiegającym niemal przez środek czarnym kotem. Zwierzątko, jako jedyny przejaw życia w tej scenerii,
natychmiast zwraca uwagę patrzącego.
Podobne wrażenie robi „Zaułek na Majorce”. Pośród czysto architektonicznych elementów rozbraja nas
widok pana z psem (lub odwrotnie) na codziennej zapewne przechadzce.
Na obrazie „Spotkanie” widzimy już nie sztafaż, ale całą anegdotę malarską. W wąskim ciasnym zaułku o
ścianach, rozbielonych wszędobylskim słońcem, przystanęły dwie zagadane Arabki. Dzięki okrywającym je
od stóp do głów fałdzistym szatom można by przypuszczać, że to średniowieczne figury świętych zeszły z
kolumn portalu gotyckiej katedry. Całość podsumowuje czy zamyka widoczny w górze, nad głowami kobiet
– skrawek szafirowego nieba.
Warto również zwrócić uwagę na obraz „Powrót pasterzy”, zagadkowy i pobudzający do zadawania
pytań. Intryguje nas wyłaniająca się z tajemniczej groty grupa pastuchów.
Na obrazie „Przylądek” jedynym bohaterem jest przyroda, mieniąca się całą gamą kolorów,
przenikających się wzajemnie. Tu błękit wody, iskrzący wielością odcieni wrzyna się w pas lądu –
żółtopomarańczowy, gorący,z elementami ciemnego różu.
I wreszcie swojskie klimaty: „Żniwa”, „Stary wiatrak” i „Chata kaszubska”. Wyczuwa się w tych obrazach
aurę Aleksandra Gierymskiego czy Wyczółkowskiego. Króluje monochromatyzm: brązy, beże, odcienie
szarości.
I bezbrzeżny, wszechogarniający spokój kaszubskiej ziemi. Jednolitość tonacji lądu, nieba i
przedstawionych obiektów pomaga tworzyć harmonię w przyrodzie. Palące słońce Południa zastępuje
artysta chłodną ciszą i spokojem Północy.
Elżbieta Strzałkowska, wykładowca Historii sztuki
15
De Novo nr 29-30/2007
KĄCIK WYKŁADOWCY
JAK CIĘ SŁYSZĄ TAK CIĘ PISZĄ
Grzechy i grzeszki polskiej mowy
Szanowni Słuchacze GUTW, większość z nas odczuwa ciągłą potrzebę wewnętrznego rozwoju, zdobywania
nowych wiadomości. A ponieważ (jak mawiał lekarz St. Scheller) – „Od zaspokojenia głodu wiedzy jeszcze nikt nie
utył”, przeto proponuję bezbolesną kurację językową.
Nie możemy dopuścić do coraz większego niechlujstwa w mówionej polszczyźnie. Autorytetów (zwłaszcza
w mediach) jest coraz mniej! Bądźmy więc autorytetami językowymi dla naszych dzieci i wnuków. Nasza rubryka ma
służyć uświadomieniu sobie lapsusów, które być może popełniamy my sami, które popełniają członkowie rodziny czy
znajomi. Uświadomieniu – i nabyciu umiejętności zastosowania poprawnej formy. W akcie żywej mowy bowiem nie
ma możliwości zajrzenia do słownika czy do internetu, sprawdzenia, upewnienia się, zapytania. Poszło w eter
i koniec…
Nasze źródła to „Nowy słownik poprawnej polszczyzny” Andrzeja Markowskiego i publikacje Jana Miodka.
Co to takiego jest błąd językowy?
Po prostu – to NIEŚWIADOME ODSTĘPSTWO OD OBOWIĄZUJĄCEJ NORMY – czyli reguł, uznanych
za wzorcowe, poprawne lub co najmniej dopuszczalne przez tradycję, przekazywaną z pokolenia na pokolenie
przez ludzi wykształconych. Tradycja ta opiera się na znajomości rozwoju polszczyzny w ciągu wieków
oraz na pamięci o regułach gramatycznych i tendencjach rozwojowych polszczyzny.
Na pierwszy ogień garść błędów fonetycznych (dotyczących niepoprawnego wymawiania głosek, czyli dźwięków
mowy), rażących, acz często niesłyszanych przez osoby, które je popełniają:
ZAPIS ORT.
BŁĘDNA WYMOWA
po(trzeba)
trzy, trzech
trzysta
drzwi
chyba
cienki
5,6 złotych
geniusz
coś
biblioteka
piętnaście
dziewiętnaście
lekki
miękki
czeba, tszea
czy,czech
czysta
dźwi
chiba
cieńki
5,6 złoty
gieńjusz
cóś
bibloteka
piętnaście
dziewiętnaście
leki
miękki
POPRAWNA WYMOWA
tszeba, czszeba
tszy, tszech
tszysta
dżwi
chyba
cienki
5,6 złotych
geńjusz
coś
biblioteka
pietnaście
dziewietnaście
lekki
mięki
Błędna wymowa większości tych wyrazów spowodowana jest niedbalstwem czy wręcz niechlujstwem
fonetycznym. Może to prowadzić do zabawnych pomyłek, jeśli zamiast 3 powiemy „czy”, jakbyśmy się o coś pytali , a
nasze „trzech” zabrzmi jak Słowianin Czech. Oby tylko nie posądzono mówiącego „czysta” zamiast „trzysta” o to, że
chciałby coś łyknąć…
Natomiast wymawianie zgodnie z pisownią (czyli z zaakcentowaniem samogłoski nosowej „ę”) liczebników 15
czy 19 to dowód hiperpoprawności czyli przesady, prowadzącej do błędu. Spowodowane jest to właśnie…obawą
przed popełnieniem wykroczenia językowego! Jednym słowem, pułapka.
Jeśli zaś chodzi o wyrazy typu „geniusz, generał, gejsza, geografia” – tu po głosce „g” obowiązuje wymowa twarda,
jak w pisowni.
I czyż nie mają racji ci, którzy uważają polszczyznę za jeden z najtrudniejszych języków świata?
Elżbieta Strzałkowska, wykładowca GUTW
16
De Novo nr 29-30/2007
KĄCIK WYKŁADOWCY
W katyńskim lesie wschodzą Wam zorze…
Wołaliśmy, prosiliśmy:
Wróć Jasieńku z tej wojenki, wróć…
Nie wróciliście,
p o l s c y
Żołnierze
Tułacze...
Ostatnia droga
zaprowadziła
W a s
d o
Charkowa, do Miednoje, do Katynia. Tam,
na cmentarzach wojennych z polskim godłem
narodowym, z symbolem Virtuti Militari, wschodzą
Wam ranne zorze i szumią brzozy. Posadzone na
Waszych ciałach 67 lat temu sosny ronią kropelki
żywicy. A nam, gdy tam jesteśmy, wciąż się zdaje, że to
błyszczą w słońcu łzy Żołnierzy Września.
Skamieniałe łzy naszych Ojców, Braci, Synów! Synów
polskiego Narodu! Wiernych Obrońców Ojczyzny,
strzegących progu domu. Rodzinnego. Miast,
miasteczek, wiosek. Zaścianków, dworów i chutorów.
Rzek, lasów i polskiego morza…
Z czcią i z szacunkiem wieźliśmy garstki ziemi
nasiąkniętej Waszą żołnierską krwią, by Wasze prochy
złączyć ze swemi! Bo Duch Wasz swobodny jest
zawsze z nami!
Gdy się wczytuję w katyńskie epitafia i oglądam liczne
ekspozycje fotograficzne, to widzę Was wszystkich
wspaniałych, szlachetnych, ambitnych w pracy
zawodowej
i w obowiązku żołnierskim. Wielu z Was wywalczyło
Polsce niepodległość w okopach Piłsudskiego,
w szeregach Błękitnej Armii Hallera, w Powstaniach
Śląskich i w Powstaniu Wielkopolskim, w bitwie pod
Warszawą pamiętnego roku 1920. Widzę Was na
paradach i ćwiczeniach wojskowych. W kawalerii,
piechocie, na okrętach wojennych i przy samolotach
bojowych.
Lecz nade wszystko widzę szczęście na Waszych
obliczach, gdy rączka małego synka ufnie tonie
w męskiej dłoni Ojca, Taty, Tatusia, Tatuśka…
Ileż radości przechowały fotografie z rodzinnych
albumów. Ślubów, chrzcin, zabaw towarzyskich,
spotkań narzeczeńskich. Piękne, eleganckie kobiety
u boku przystojnych mężczyzn. To wszak nasze
wspaniałe matki, zupełnie nieprzeczuwające swego
wdowieństwa, sieroctwa ukochanych dzieci…
Nieszczęście przyszło do nas najpierw 1 września
z Niemiec, a potem od Wschodu, 17 września!
Maszerowało w czapkach „ budziennówkach”,
z czerwonymi gwiazdami na czole. Jechało
na taczankach, fruwało na samolotach… Skończył się
czas szczęśliwego dzieciństwa, u boku młodych
rodziców…
Z tęsknotą i z nadzieją wyglądaliśmy swoich
Najbliższych, czekaliśmy od Nich wieści…
Z końcem listopada 1939 roku zaczęła napływać
korespondencja z obozów jenieckich w Kozielsku,
w Ostaszkowie, w Starobielsku. W każdym
z listów było ostrzeżenie: Pisz mało, zwięźle
i oględnie...!
Z listu do jednej z żon:
Sądzę, znając Ciebie, że sobie poradzisz
i chleba Ty i dzieci będą miały. Nie upadaj
na duchu – bądź silną. W takim położeniu bez
mężów i i ojców jest dużo. Bądź przekonana,
że kiedyś znowu będę przy Tobie i dzieciach,
jak dziś jestem z Wami i z całą rodziną. /…/
Żałuję, że nie jestem południowym ptakiem,
z którym bym wiosną powrócił do Was...
(Dokończenie na str. 18)
17
De Novo nr 29-30/2007
(Dokończenie ze str. 17)
W swoim archiwum domowym przechowuję cenną
relikwię narodową i rodzinną.
To list mojego Ojca, porucznika rezerwy, nauczyciela
na Nowogródczyźnie:
Piszę już trzeci list, a otrzymałem tylko pocztówkę.
Staram się o Was jak najmniej myśleć. Często widzę
obraz, jak Haluśka i Waldeczek idąc spać, składają
raczki i mówią: „Daj zdrowia dla Tatusia […] Proszę
Was, dziatki, abyście Mamusi słuchały a Waldeczek,
żeby był dobrym uczniem. Swych nauczycieli słuchał,
Mamusi pomagał i Siostrzyczkom krzywdy nie robił.
W swoich zapiskach z zesłania na Sybirze, w roku
1943, moja matka pisze:
Walduś dziś płakał – pewnie wspominał Tatusia, nie
chce nawet słyszeć, że jego Tatuś miałby nie żyć. Łudzi
się nadzieją, ja natomiast myślę, że pewnie nie żyje.
[…] biedny Walduś, tak cię Tatuś kochał, tak marzył,
że będziesz
naprawdę człowiekiem mądrym,
uczonym. Tymczasem twoja edukacja to „knut
i byki”, a szkoła dziki, pusty step.
Dziesięcioletniego Waldka, z matką i z siostrą,
podobnie jak rodziny innych oficerów z Kresów,
zagarniętych przez Sowiety, deportowano 13 kwietnia
1940 roku na wynarodowienie,
na zatracenie.
Najdrożsi Nasi! Teraz, po latach, widzę Was
honorowych i wiernych dewizie oficerskiej: Bóg,
Honor i Ojczyzna. Ale widzę Was także jako ludzi
nieszczęśliwych, zniewolonych, uwięzionych,
sponiewieranych, zagrożonych w istocie swego
człowieczeństwa.
Ból przeszywa serce, a dzisiejsza znajomość faktów
dopytuje się: dlaczego zabroniono Wam walczyć
z sowieckim agresorem? I jeszcze ta skarga do
Bogarodzicy: Jak wybaczyć Kainowi…
Drogie Rodziny Katyńskie! Tak jak i Wy, noszę
wyryty na mym sercu stygmat katyński.
Cieszmy się jednak, że mamy godne cmentarze
wojenne z polskim godłem narodowym i z krzyżem
chrześcijańskim w Miednoje, w Katyniu
i w Charkowie. Czekamy wciąż na cmentarze
w Kuropatach koło Mińska i w Bykowni koło Kijowa!
Nie byłoby cmentarzy, gdyby nie padł totalitarny
Związek Sowiecki i gdyby nie powstała Federacja
Rodzin Katyńskich.
Pamięć nie dała się zgładzić! Przechowaliśmy ją
w rodzinach! Jej strażniczkami były przede wszystkim
nasze wspaniałe Matki. To one na wigilijnym stole
stawiały pusty talerz i czekały wbrew nadziei. Contra
spem, spero…*
18
Są tu z nami. Już tylko nieliczne. Na ich ręce składamy
podziękowania wszystkim Matkom, Wdowom
katyńskim. Dziękujemy za trud niepomierny
wychowywania nas w tych ciężkich latach okupacji
sowiecko-niemieckiej i Peerelu.
To one, wdowy, słodziły nasze dzieciństwo,
z wyrzeczeniem i z samozaparciem pomagały
zdobywać należyte zawody.
Dziękujemy Wam, Matki! Po chrześcijańsku nie
budziłyście w nas nienawiści do morderców, ale i nie
namawiałyście do przebaczania bez spełnienia
najważniejszego warunku: ujawnienia prawdy
i moralnego pokajania się sprawców.
Moja Matka, śląc do akademika w Gdańsku blachę
ciasta i dziesiątek jaj, kończyła list słowami: Ucz się,
wyjdź na ludzi, tak, żeby Twój Tatuś był z ciebie
dumny. Miej Boga w sercu!
Pamięć nie dała się zgładzić!
My, dzieci, zostawiamy przyszłym pokoleniom wyrytą
na kamieniach, na tablicach epitafijnych, w granicie
i w spiżowych rzeźbach pamięć o zbrodni katyńskiej.
Również w licznych wydawnictwach
pamiętnikarskich i albumowych.
Dziś dziękujemy wszystkim Polakom, że byli z nami
na przestrzeni tych wszystkich trudnych lat.
Czekaliśmy na film o zbrodni ponad pół wieku. Znamy
historię zbrodni. Znamy opracowania naukowe,
ukazujące się w Polsce, na Zachodzie a nawet w samej
Rosji. Pani Profesor Natalii Lebiediewej przyznajmy
już dziś i tu tytuł Sprawiedliwej, zmagającej się od lat
z kłamstwem katyńskim.
Szanowni i Drodzy Państwo. Ciężko nam będzie
patrzeć na filmowy obraz ostatnich dni i godzin
naszych Ojców, Braci, Mężów. Lecz zahartowani
i okrzepli w bólu katyńskim, jak skamieniała żona
Lotta, nie wstrzymujemy naszych łez, gdy płyną spod
powieki. Mamy do tych łez prawo! Mają do tych łez
prawo Ci, którzy płaczą od 67 lat po Ojcach, Braciach
i Mężach.
Cieszymy się nadzieją, że może dzięki temu filmowi
do młodego pokolenia Polaków i do ludzi na całym
świecie dojdzie wreszcie prawda o ludobójczym
komunizmie, niosącym zagładę tylu narodom,
podbitym przez Związek Sowiecki, nie wyłączając
narodu rosyjskiego. W tym samym lasku katyńskim są
przecież doły zamordowanych tam obywateli Związku
Sowieckiego. Hańba temu systemowi i jego
współczesnym epigonom!!!
Z nadzieją, że film spełni nasze pragnienie wspólnego
dotknięcia samej istoty prawdy, dziękuję z całego serca
organizatorom dzisiejszego spektaklu.
Halina Młyńczak- Szpilewska
* contra spem spero (łac.) – wbrew nadziei żyję;
parafraza zdania z Listu św. Pawła do Rzymian: contra
spem in spem credidit 'wbrew nadziei uwierzył
w nadzieję'
Od autora:
Jest to słowo wstępne, jakie wypowiedziałam na prośbę
gdańskiego Oddziału IPN wobec 400-osobowej
widowni, przed seansem filmu KATYŃ w kinie przy ul.
Kołobrzeskiej w Gdańsku Oliwie; dn. 21 września
2007 r.
Pani Eldegardzie Janca z Rodziny Katyńskiej z Gdyni,
wdowie po ppor.rez. Izydorze Janca, lekarzu z Pucka
w symbolu hołdu wszystkim naszym Matkom,
przekazali kwiaty prawnukowie pomordowanych
Jeńców – Kasia Pujdak, Krzysio i Tomek Mariańscy –
moi wnukowie.
Pozdrawiam Brać studencką Gdyńskiego
Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Sądzę, że moje
refleksje, którymi się dzielę, są istotnym,
faktograficznym uzupełnieniem obrazów filmu
KATYŃ , który na pewno wielu już obejrzało…..
H.M.S.
19

Podobne dokumenty