Nr 29 Waga: Mb - YMCA dla Seniorów
Transkrypt
Nr 29 Waga: Mb - YMCA dla Seniorów
numer 29-30/10-11.2007 Jesień A tu już schyłek lata. Spadają brązowe kasztany. Świat jest w złoto odziany. Na żółto drzewa maluje czas. Pachnie już barwną jesienią. A mnie tak trudno rozstać się z letnią, radosną zielenią. Alicja Czerwińska-Sztelman SPIS TREŚCI WYDARZENIA 3 Z kuferka wspomnień: Jastrzębia Góra (Ewa Przybyłowska) 4 Per aspera ad astra (Zbigniew Koziarz) 6 Żegnajcie wakacje! (Nina Pruszkowska-Żelazko i plażołazy) Do Seniorów - byłych gdyńskich 7 harcerek i harcerzy (Komitet redakcyjny “Wspomnień gdyńskich harcerzy”) SŁUCHACZE PISZĄ Plażołazów letnie wojaże 8 (Katarzyna Kwiecińska i Kazimierz Krzyżak) Nasz wykładowca na łamach chińskiego 10 “Mikrofone” (Kazimierz Krzyżak) 12 Pierwsze zajęcia z ekologii w wyjątkowej oprawie muzycznej (Roman Grzenkowicz) KĄCIK WYKŁADOWCY 13 Dlaczego esperanto? (Kazimierz Krzyżak) 14 Zaraz, zaraz, jak to napisać... (Gabriela Kurpisz-Kasprzak) 15 Piękne Południe (Elżbieta Strzałkowska) 16 Grzechy i grzeszki polskiej mowy (Elżbieta Strzałkowska) 17 2 W katyńskim lesie wschodzą Wam zorze… (Halina Młyńczak- Szpilewska) Zespół redakcyjny: Redaktor naczelna: Dorota Kitowska Redakcja językowa: Gabriela Kurpisz-Kasprzak, Elżbieta Wierszko Redakcja techniczna, projekt okładki, zdjęcia: Agnieszka Gryzik Zespół redakcyjny: Edward Bochnak, Gabriela KurpiszKasprzak, Kazimierz Krzyżak, Halina Młyńczak-Szpilewska, Ewa Przybyłowicz, Elżbieta Strzałkowska, Elżbieta Wierszko, Karolina Zaborowska, Wydawca: ZMCh “Polska YMCA” - Ognisko w Gdyni YMCA DLA SENIORÓW www.seniorzy.ymca.pl, e-mail: [email protected] tel. 058 620 31 15 De Novo nr 29-30/2007 WYDARZENIA Z kuferka wspomnień: Jastrzębia Góra Trwały jeszcze zajęcia, kiedy wolontariusze pracujący na Uniwersytecie Trzeciego Wieku dowiedzieli się o planowanym wyjeździe integracyjnym połączonym ze szkoleniem z zakresu ratownictwa medycznego. Spotkanie zaplanowano na 8 i 9 czerwca br. w Jastrzębiej Górze. Nie wszyscy mogli z różnych względów skorzystać z tej propozycji, nie byliśmy więc w komplecie, ale i tak stanowiliśmy silną grupę pod wodzą p. Doroty Kitowskiej i p. Radka Daruka. Piątek, 8 czerwca, godz. 16 - zbiórka w gdyńskiej YMCA. Wolontariusze na ogół z plecaczkami, choć zdarzało się, że i z większymi bagażami, powoli wypełniali autobus. Humory wszystkim dopisywały. Tematem głównym rozmów był nasz pojazd staruszek, pamiętający czasy zamierzchłe. Niektórzy powątpiewali, czy jeszcze potrafi poruszać się po drodze, inni wszelako utrzymywali, że da sobie radę. Na tak miłych przypuszczeniach zszedł nam czas do w y jazd u , p r zer y w an y ty lk o s er d eczn y mi powitaniami z nowo przybyłymi uczestnikami pleneru. Trzeba dodać, że dotarcie na miejsce zbiórki było tego dnia wyjątkowo utrudnione z powodu pobytu na Wybrzeżu George'a Busha. Z niewielkim opóźnieniem ruszyliśmy więc w drogę. Jechaliśmy do Jastrzębiej Góry przez Kosakowo, Mrzezino, by ominąć blokady dróg oraz korki. Kierowca pomylił drogę, dzięki temu dwukrotnie było nam dane oglądać pewien fragment pejzażu, wyjątkowo zresztą urokliwego. Jechał jednak sprawnie, choć część podróżników ustawicznie podejmowała temat przechyłu autobusu na jedną stronę. Przyjęło się jednak tłumaczenie, że widocznie po prawej stronie usiedli sami puszyści ...i jechaliśmy dalej. Jednakowoż okazało się, że pogląd ten był niesprawiedliwy wobec podróżnych siedzących po rzeczonej stronie, gdyż już na przedpolach Jastrzębiej Góry autobus stanął, dosłownie, na ziemi. Trzeba było wziąć swoje tobołki i go opuścić. Do willi „Rafia”, która miała być naszym domem przez dobę, dotarliśmy szczęśliwie, aczkolwiek w różny sposób. Willa „Rafia”, zlokalizowana nieopodal kościoła, zaoferowała nam pokoiki schludne, z łazienką, małym balkonikiem i smaczną kuchnię. Po kolacji spotkaliśmy się na tarasie, na dachu pensjonatu, by opowiedzieć o swojej drodze do wolontariatu w Uniwersytecie Trzeciego Wieku, o doświadczeniach i satysfakcji płynącej z tej pracy. Z zainteresowaniem słuchałam tych autoprezentacji, nawet nie wiedziałam, że tak bogata jest oferta zajęć i przekonałam się po raz kolejny, że jestem wśród ludzi czujących i myślących podobnie o sensie życia. Bezinteresowne dzielenie się ze swoją wiedzą i umiejętnościami daje nam bowiem wszystkim dużą radość, wyzwala pozytywną energię oraz buduje nić porozumienia i sympatii nie tylko między nami i słuchaczami, ale otwiera nas na rozumienie świata i innych ludzi. Szczególne wrażenie wywarła na mnie obecność wśród nas wielu młodych osób. Czułam ich (Dokończenie na str. 4) 3 De Novo nr 29-30/2007 (dokończenie ze str. 3) pasję i zaangażowanie, kłócące się z potocznym sądem o merkantylizacji młodzieży. Nasi młodsi koledzy byli ponadto tacy uśmiechnięci, skromni i życzliwi. Dziękowaliśmy p. Dorocie i p. Radkowi za przyjazny klimat, za motywowanie nas do pracy. Ciepłe słowa skierowaliśmy do nieobecnej p. Basi, naszej uniwersyteckiej sekretarki, za kompetencję w pracy i uśmiech. Potem były śpiewy przy akompaniamencie gitary p. Radka, a w okolicy północy niektórzy wolontariusze jeszcze mieli ochotę pobalować i mimo widocznej przewagi pań zabawa była bardzo udana. Nazajutrz od rana czekało nas trzygodzinne szkolenie medyczne. Pogoda piękna, słonko świeciło, nie była to więc perspektywa zbyt nęcąca. Niektórzy przy śniadaniu przebąkiwali, że to za długo i nie ma potrzeby przeznaczać na naukę udzielania pierwszej pomocy tyle czasu. Ale szkolenie okazało się nad wyraz interesujące, pytań i wniosków było tyle, że trzeba było je kategorycznie przerwać, bo nadeszła pora obiadu. Największym zainteresowaniem cieszyły się pokazy udzielania pierwszej pomocy na fantomach oraz informacje na temat nowinek medycznych mających zastosowanie w apteczce samochodowej. Szkolenie prowadzili harcerze przygotowani merytorycznie, operujący dobrą polszczyzną, zrozumiale tłumaczący. I znowu refleksja – jak wspaniałą mamy młodzież! Po obiedzie mieliśmy jeszcze czas na rozmowy i spacer brzegiem morza. Dla mnie był to już drugi tego dnia kontakt z Bałtykiem. Rankiem, skoro świt, poszłam bowiem ze swoją „współspaczką” na plażę… Było cicho, ciepło, bezwietrznie i prawie pusto. Przyrzekłam sobie wtedy, że muszę tu wrócić tego lata, bo czas ucieka, a te cuda przyrody są tak blisko, że grzechem byłoby z nich nie korzystać. Powrót do Gdyni był całkiem zwyczajny, bez przygód. Autobus dowiózł nas punktualnie. Jechaliśmy głównymi drogami, prowadząc przyjacielskie rozmowy o wszystkim po trosze. Do zobaczenia po wakacjach – na zajęciach Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Ewa Przybyłowska, wykł. przedmiotu Obraz poezji XX wieku Per aspera ad astra* 12 lipca br. zakończyła się w Mechelinkach urokliwa wystawa prac malarskich, które zaprezentowali Maryla Dobke, Jacenty Lubowiecki i Eugeniusz Stanek – nasi mili słuchacze z Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku i z programu YMCA 55+. Wystawa prezentowana pod ogólnym tytułem: „MECHELINKI – MOSTY– OKOLICE” prezentowana od 23 czerwca do 12 lipca cieszyła się dużym poparciem i zainteresowaniem lokalnych władz, stąd też i piękne gratulacje wpisane w księdze wystawy przez p. Hannę Roszkowską, która jest sołtysem Mechelinek. Wystawa spotkała się z dużym zainteresowaniem wśród mieszkańców Mechelinek i Mostów. Ta pierwsza wystawa malarska w Mechelinkach zaprezentowana została w przestronnym i jasnym budynku świetlicy sołeckiej. Odwiedzili ją również wczasowicze i turyści, na wernisaż i później przybyło wiele koleżanek i kolegów z GUTW. Ponad 50 osób wpisało się do księgi pamiątkowej wystawy. Były gratulacje, życzenia i serdeczności, nawet od turystów z Hamburga. Zaprezentowano 38 obrazów. 11 prac wystawiła Maryla Dobke, 13 – Jacek Lubowiecki i 14 obrazów Eugeniusz Stanek. Są to piękne, pełne uroku i lekkości akwarele, tajemnicze, zamknięte w sobie nastrojowe pastele, a także wyraziste, pełne przestrzeni i powietrza obrazy olejne. Zwiedzających zadziwił fakt, że wiele prac prezentowało pejzaż morski. Tuż za ścianą budynku w którym przygotowano wystawę, z przystani rybackiej, ten pejzaż morski jest na wyciągnięcie ręki. Zadziwiające jest również to, że artyści tak umiejętnie pokazali wielopłaszczyznową perspektywę i głębię krajobrazu, na płaskiej powierzchni obrazów. Tę wiedzę i umiejętności malarskie nasi koledzy artyści zdobywali i doskonalili na zajęciach w Gdyńskim Uniwersytecie III Wieku w latach 2004-2007 pod czujnym okiem pań: mgr Jolanty Smulkowskiej, mgr Barbary Pasierb-Jezierskiej i dr arch. wnętrz Teresy Skorupy. (Dokończenie na stronie 5) 4 De Novo nr 29-30/2007 (Dokończenie ze str. 4) Warte odnotowania jest to, że nasza koleżanka Maryla Dobke uczestniczyła dwukrotnie w latach 2005 i 2006 w pięciomiesięcznych zajęciach malarskich „ Artystycznej jesieni”, zorganizowanych przez Fundację „SENECTUS” w Zespole Szkół Plastycznych w Orłowie. Wystawę malarską w Mechelinkach zorganizowano dzięki wielkiemu zaangażowaniu i ogromnej serdeczności naszego kolegi Eugeniusza Stanka, który od trzech lat, w czasie wakacji, zaprasza uczestników zajęć malarskich swojej grupy z YMCA 55+, chętnych do współpracy i malowania w plenerze w Mostach i okolicy. Tworzą oni już prawie stały zespół plenerowy. Dom pp. Bogny i Eugeniusza Stanków, twórcza i ciepła atmosfera jaką ten dom emanuje, stworzył dogodny klimat do powstania tej serii obrazów i ich prezentacji na wystawie. Za tak wiele okazanego serca i życzliwości jesteśmy Im ogromnie wdzięczni i bardzo serdecznie dziękujemy! Prezentacja obrazów na wystawie w Mechelinkach była też okazją do bliższego poznania autorów, którzy jako amatorzy hobbyści, teraz już emeryci, mieli przecież swoje własne czynne życie zawodowe, a w nim liczne osiągnięcia i sukcesy. I tak: Koleżanka Maryla Dobke, gdynianka, jest technikiem analitykiem medycznym pracowała w Szpitalu Miejskim w Gdyni, a także w Przychodni Specjalistycznej w Gdyni oraz w służbie medycznej w Dernie /Libia /.Od najmłodszych lat wykazywała zdolności plastyczne, ale malowanie rozpoczęła w 1982 r. podczas pobytu w Libii. Urzekły ją tam koloryt krajobrazu, światło południowego słońca i granatowa głębia cieni. Malowanie jest jej pasją, maluje kwiaty i pejzaże, najchętniej farbami akrylowymi i olejnymi, lubi też prace wykonywane pastelami. Kolega Jacenty Lubowiecki, kpt. żw. rybołówstwa morskiego, były pracownik „Dalmoru”. Mieszka w Gdyni, Od najmłodszych lat pasjonuje się malarstwem, stale pogłębiając wiedzę o sztuce i malowaniu. Najbardziej lubi technikę akwareli i pejzaż, dobrze czuje też pastele i pracę nad portretami. Miał wiele wystaw indywidualnych i zbiorowych. W 2000 roku otrzymał nagrodę w konkursie malarskim „O LAURY IŁAWY”. Stale doskonali swoje umiejętności malarskie i jednocześnie uczy tej sztuki seniorów w Gdyńskim Centrum Organizacji Pozarządowych. Kolega Eugeniusz Stanek, nasz miły gospodarz letnich plenerów mieszka w Mostach od ośmiu lat. Jest ichtiologiem i doktorem nauk przyrodniczych, byłym pracownikiem naukowym Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni. Rysuje od wczesnej młodości, już w latach 1949-1950 uczęszczał do ogniska plastycznego w Gdyni, Jego nauczycielami byli: artysta malarz Jan Gasiński i grafik Stanisław Rolicz, a sporadycznie także malarz Antoni Suchanek. Eugeniusz Stanek wykorzystał swoje umiejętności rysunkowe w czasie studiów i w późniejszej pracy naukowej. Tak naprawdę malować zaczął …na emeryturze(!), maluje temperą i pastelami głównie urokliwe pejzaże. Jego prace prezentowane były już wcześniej na zbiorowych wystawach Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Drodzy moi, Marylko, Jacku i Eugeniuszu, serdecznie gratuluję Wam tej wspaniałej wystawy, obrazów pełnych ulotnych wrażeń, głębokiej treści i szerokiej tematyki. Wasza pracowitość i świeżość spojrzenia wskazują, że drzemią w Was niewyczerpane możliwości twórcze, a więc: Przez pracę i trud – do dalszych sukcesów, których Wam serdecznie życzę! Zbigniew Koziarz, wasz kolega z GUTW * per aspera ad astra 'przez ciernie do gwiazd ; przez trudy, cierpienia do sukcesu' < łac.> [ w: Wielki Słownik Wyrazów Obcych pod red. Mirosława Bańko] Kwiaty w czterech porach roku Różne kwiaty rosną, w czterech porach roku. Piękne, wonne, pachnące, pełne barwnego uroku. Są śliczne dla wszystkich, i dla niej i dla niego. Czarowne jak nuty mistrza Vivaldiego. Jesień Jesienią lecą żółte liście. Słońce je złotem maluje. Wszędzie jest barwnie, a już jesienny smutek się czuje. Jesienny wicher smutną melodię śpiewa. I złote liście z szumem rozwiewa. Zachód słońca je barwnie czerwieni, wkrótce je w nicość zamieni. Zostanie tylko wspomnienie po barwnej złotej jesieni Alicja Czerwińska-Sztelman 5 SŁUCHACZE PISZĄ De Novo nr 29-30/2007 We wspomnieniach już złociste plaże i plażołazów letnie wojaże. Wakacji skończył się piękny czas, cicho, cichuteńko szumi tajemny las. Żegnajcie wakacje! Czas nam tak szybko upływa i dzionek za dzionkiem leci, a my się tu wciąż cieszymy, że słonko nam jeszcze świeci. I tak patrzymy na siebie, na twarze piękne, pogodne i miłe słyszymy słowa, których nie słyszy się co dnia. Że jeszcze wciąż nasze serca tak pełne są radości, że jeszcze, pomimo deszczu nadzieja nam w sercach gości. A kilku szarmanckich panów stanowiło ochronę naszą i na nich polegać możemy, podczas gdy inni nas straszą. I przed oczyma wciąż mamy wrażenia letniej przygody, na którą długo czekamy pośród deszczowej pogody. Wszyscy tu dziś zgromadzeni na pięknej działce u Kasi, mamy radości przyczynę, bo są tu „ wodzowie” nasi. I każdy promyczek słońca życie nam wciąż uwesela, bo spotykamy się w środy, a nie jak inni, w niedziele. Więc nasza Pani – Dowódca, którą zwą K a r o l i n ą, jednoczy dziś nasze serca i tu się stajemy rodziną. I można czuć się szczęśliwym nawet i w środku tygodnia, bo słonko w sercach nam świeci, i radość przychodzi co dnia. Trzeba tu jeszcze wymienić, R e n a t ę, która prowadzi, te piękne letnie wycieczki, na które chodzimy tak radzi. I wokół siebie wciąż mamy to grono ludzi życzliwych, otwartych na każdą pogodę, i mimo wszystko – szczęśliwych. Wszyscy im dziś zaśpiewamy radośnie: STO LAT – niech żyją, na dalsze spotkania czekamy, a serca, niech mocniej nam biją !!! Gdynia, A.D. 2007 24. dnia pięknego września 6 Nina Pruszkowska-Żelazko i plażołazy De Novo nr 29-30/2007 SŁUCHACZE PISZĄ Do Seniorów - byłych gdyńskich harcerek i harcerzy Seniorów - byłych gdyńskich harcerek i harcerzy zapraszamy do spisania swoich wspomnień i opublikowania ich w książce „Wspomnienia gdyńskich harcerzy” (1928-2010), która zostanie wydana z okazji 100. rocznicy harcerstwa i 80. rocznicy harcerstwa w Gdyni. W 2010 roku obchodzić będziemy 100. rocznicę powstania ruchu harcerskiego na ziemiach polskich i 80. rocznicę powstania harcerstwa w Gdyni. Te obie, ważne dla każdego harcerza, rocznice zainspirowały Druhny i Druhów, członków Stowarzyszenia „Czarna Czwórka” zrzeszającego byłych harcerzy gdyńskiej drużyny im. Bolesława Chrobrego i szczycącej się 75-letnią tradycją do przedstawienia Druhnom i Druhom propozycji spisania swoich harcerskich wspomnień, które złożyłyby się na książkę opublikowaną w roku obchodów harcerskiego jubileuszu. Zebraniem i przygotowaniem do druku wspomnień Druhen i Druhów zajmie się komitet redakcyjny, działający pod patronatem p. Prezydenta Miasta Gdyni Wojciecha Szczurka. W skład komitetu weszli: Joanna Ryba, Eugeniusz Stanek, Dariusz Małszycki, Marek Twardowski. Proponujemy by omawiana publikacja nosiła tytuł: „Wspomnienia gdyńskich harcerzy” (1928-2010). Chcielibyśmy, aby zostały w niej zawarte: A · Własne przeżycia i wrażenia Druhen i Druhów z lat harcerskich spędzonych w gdyńskich drużynach; A · Wspomnienia z okresu przynależności do gdyńskich drużyn poszerzone o okresy poprzedzające i następujące po okresie gdyńskim; A · Wspomnienia o zastępowych, drużynowych, a także o interesujących postaciach z władz harcerskich lub o osobach z harcerstwem związanych; A · Refleksje na temat wpływu, jaki harcerstwo wywarło na dalsze życie Druhen i Druhów; A Oczekujemy również na: A · Opisy zabawnych epizodów z życia harcerskiego; A · Opisy najsilniejszego harcerskiego przeżycia; A · Wspomnienia z zapamiętanych biwaków i obozów. Oczekujemy, że przygotowany przez Druhny i Druhów tekst nie będzie przekraczał 15 stron maszynopisu, najlepiej, choć niekoniecznie, w wersji elektronicznej (czcionka: Times New Roman 12 pkt., odstęp między wierszami: 1,5). Mile widziane będą również opisane zdjęcia i innego rodzaju dokumenty (po skopiowaniu do zwrotu), ilustrujące przygotowany przez Druhny i Druhów tekst wspomnień. Jeżeli z jakichś powodów spisanie wspomnień przez Druhny i Druhów byłoby niemożliwe, a chcielibyście podzielić się swoimi wspomnieniami, oferujemy się spotkać z Druhnami i Druhami i nagrać, a następnie spisać Wasze wspomnienia. Przygotowane materiały należy nadsyłać na jeden z niżej wymienionych adresów do 30 czerwca 2008 roku (pod którymi można uzyskać wszelkie informacje związane z zamierzoną publikacją): *Stowarzyszenie „Czarna Czwórka”, II Liceum Ogólnokształcące im. Adama Mickiewicza, ul. Wolności 22 B, 81-327 GDYNIA; *Joanna Ryba, ul. Granatowa 32, 81-173 GDYNIA, tel. kom. 506 117 351; * Eugeniusz Stanek, ul. Leśna 23, Mosty, 81-198 KOSAKOWO, tel. kom. 607 520 709; * [email protected] Do nadsyłanych materiałów prosimy dołączyć krótkie informacje biograficzne o autorze, zawierające następujące dane: rok i miejsce urodzenia, informacje o drużynie, do której należał autor, przebieg służby harcerskiej, wykształcenie, zawód, ważniejsze informacje o działalności zawodowej i publicznej, ewentualnie zdjęcie. Uwaga: *Nie przewiduje się honorariów autorskich; *W wypadku dużego zainteresowania naszą propozycją redakcja zastrzega sobie prawo wyboru 30 najciekawszych i najbardziej charakterystycznych dla gdyńskiego harcerstwa prac i obiecuje, że dopełni wszelkich starań aby opublikować również pozostałe prace. Komitet redakcyjny „Wspomnień gdyńskich harcerzy” 7 De Novo nr 29-30/2007 SŁUCHACZE PISZĄ SŁUCHACZE PISZĄ Plażołazów letnie wojaże Tegoroczne wakacyjne wyprawy plażołazów rozpoczęły się jeszcze przed oficjalnym zakończeniem roku akademickiego 2006/2007. 13.06.br. ruszyliśmy na pieszą wycieczkę do Suchego Dworu – Dębogórza. Jednak za oficjalną inaugurację można uznać spotkanie wszystkich plażołazów 20 czerwca. Na tym spotkaniu organizatorka naszych wypraw - Renia Lubowiecka zapoznała wszystkich ze szczegółowym planem cotygodniowych wycieczek. Na pewno każdą z naszych wypraw możemy zaliczyć do bardzo atrakcyjnych i udanych. Aby je szczegółowo opisać – nie starczyłoby szpalt naszego „De Novo”. Z konieczności więc nieco szczegółowiej opiszemy kilka; pozostałe zaś tylko krótko odnotujemy. 27.06. – Mimo trochę niesprzyjającej pogody wycieczka do Wieżycy była bardzo udana. Tu z wieży widokowej najwyższego szczytu Szwajcarii Kaszubskiej: Wieżycy (328,6 m n.p.m.) i 35-metrowej wieży widokowej podziwialiśmy przepiękny krajobraz najbliższej okolicy ziemi kaszubskiej. Spacerkiem udaliśmy się również do Muzeum Ciesielnictwa w Szymbarku, w którym zobaczyliśmy najdłuższą deskę świata – 93,683 m! Niezwykle ciekawie wygląda dom stojący do góry nogami. W jego wnętrzu wszyscy doznaliśmy dziwnego zachwiania równowagi. Godny uwagi jest oryginalny, przeniesiony z Syberii Dom Sybiraka, w jakim żyli zesłańcy i ciekawa ekspozycja ilustrująca syberyjskie losy wielu Polaków a także bardzo interesująca wystawa fotogramów obrazujących przepiękne syberyjskie krajobrazy. Przebyliśmy pieszo około 10 km, ale drogę powrotną z Szymbarku do stacji kolejowej w Wieżycy pokonaliśmy folklorystycznym ozdobnym końskim drabiniastym wozem. 4.07. – Z Jastarni ok. 8-kilometrowy spacerek w deszczyku brzegiem morza do Kuźnicy. 11.07. – Z Chwaszczyna przebyliśmy ok. 8 kilometrów polnymi i leśnymi dróżkami do Tuchomka. 18.08. – Spacer po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym na trasie Kamienny Potok – Łysa Polana – Opera Leśna. 25.07. – Planowana wycieczka do Gdańska Otomina ze względu na niesprzyjającą pogodę nie doszła do skutku, ale był mały spacerek po bulwarze Nadmorskim. 1.08. – Spacerek przy deszczyku plażą i lasem z Kuźnic do Chałup. Grupę wsparła koleżanka Gosia z Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Częstochowie. Wycieczka do Pucka była tak urozmaicona, że uczestnicy długo jej nie zapomną. Najpierw na puckim rynku podziwialiśmy interesujące średniowieczne wykopaliska archeologiczne. Przy obelisku upamiętniającym zaślubiny Polski z morzem zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i uroczą alejką wzdłuż brzegu morskiego dotarliśmy do XIX-wiecznego dosyć ładnego zameczku w Rzucewie (w byłej posiadłości Jana III Sobieskiego). Z Rzucewa znów brzegiem morza udaliśmy się do Osłonina. Ten spacer był najlepszym sprawdzianem fizycznej i psychicznej sprawności plażołazów, który wszyscy zdali pomyślnie. Obfitował w wiele trudnych do pokonania przeszkód. Miejscami, niczym alpiniści, wspinaliśmy się po stromych zboczach klifu. W miejscach, gdzie morze podchodziło pod sam klif, brnęliśmy po kamienistym dnie po kolana w wodzie, zmoczeni przez rozbijające się o kamienie fale. Z Osłonina udaliśmy się spacerkiem do dosyć odległego Żelistrzewa. Przeszliśmy około 14 km i chociaż do domów wracaliśmy trochę zmęczeni, to pełni niezapomnianych wrażeń i bardzo zadowoleni. 22.08. – Tym razem wybraliśmy się do Gołubia Kaszubskiego. Tu podziwialiśmy Golubiński Ogród Botaniczny w Kaszubskim Parku Krajoznawczym i poczuliśmy się prawdziwymi studentami GUTW. Ogród ten zasługuje na szczególną uwagę, bowiem założony został w niewielkiej 8 De Novo nr 29-30/2007 SŁUCHACZE PISZĄ miejscowości, jako prywatna własność przez wyjątkowego pasjonata i miłośnika przyrody p. Zbigniewa Butowskiego. Na stosunkowo małym, liczącym zaledwie 2,12 ha obszarze zdołał zgromadzić on ponad 4000 przeróżnych i przepięknych gatunków roślinności z całego świata, w tym 150 gatunków roślin chronionych i 50 wpisanych do specjalnej Polskiej Czerwonej Księgi Roślin. Jest tu nawet drzewo o nazwie Wolerma, którego pochodzenie uczeni szacują na 90 mln lat. Ogród naprawdę urzeka i zadziwia swym pięknem. Podziw i uznanie budzi też niezwykła pasja jego twórcy, który stworzył tak piękne dzieło umożliwiające wszystkim zainteresowanym poznanie niezwykłej różnorodności naszego jakże pięknego świata. 29.08. – Ciekawa wyprawa do latarni Stilo, która ma zasięg światła 43,5 km. 5.09. – Spacerek w deszczyku z Cierżni szlakiem Zagórskiej Strugi do Rumi. 12.09. – Spacerek wzgórzami i lasami z Witomina do chylońskiego połączenia estakady Kwiatkowskiego z obwodnicą trójmiejską. 19.09. – Zwiedziliśmy forty usytuowane na okalających Gdańsk wzgórzach, skąd podziwialiśmy przepiękną panoramę całego Gdańska. Wzgórza te były obwarowywane i umacniane już od 1635 r. Forty zadziwiały nas swoją rozległością i masywnością budowli. Ciekawostką jest tu też Reduta Napoleońska, upamiętniająca pobyt w Gdańsku wojsk napoleońskich z wyrytą datą 23.04.1807 r. i akcesoriami umundurowania Napoleona, takich jak: płaszcz, czapka, mapa, luneta, pióro i inkaust. W śródmiejskiej Wieży Więziennej zwiedziliśmy umiejscowione tam Muzeum Bursztynu. Podziwialiśmy przewspaniałe okazy z wtopionymi w bursztyn przeróżnymi zwierzątkami m. in. z jaszczurką; różne formy bursztynu obrobionego w pracowniach rzemiosła artystycznego, np. pochodząca z 1680 r. plakietka ozdobna i ołtarzyk domowy, przepiękne wyroby współczesnych artystów, m.in. Pauliny Binek i Janusza Wosika. Zachwyciła nas kolekcja bursztynowej biżuterii, różnych figur, zwierząt, żaglówek, kufli i szachów. Wspaniały jest również urzędowy łańcuch Prezydenta Miasta Gdańska i Bursztynowy Słowik – nagroda główna Festiwalu Piosenki w Sopocie. Dodatkowo na parterze Wieży Więziennej obejrzeliśmy skromną kolekcję historycznych mundurów wojskowych oraz broni siecznej i palnej. W trzech celach prezentowane są też niektóre średniowieczne narzędzia tortur. 26.09. – Dokonaliśmy uroczystego zakończenia i podsumowania tegorocznych plażołazowych wypraw. W sumie, mimo niesprzyjającej tego lata pogody, mieliśmy 15 spotkań, w których uczestniczyło od 14 do 25 osób. Główna inicjatorka plażołazowych wypraw pani prof, Karolina Zaborowska, chociaż ze względu na stan zdrowia nie mogła brać udziału w naszych wycieczkach, zawsze utrzymywała z nami duchowy kontakt sms-owy bądź telefoniczny. Na podsumowanie naszych spotkań wszystkie koleżanki przyniosły przeróżne własnoręcznie wykonane specjały, z których każdy z powodzeniem mógł konkurować o palmę pierwszeństwa. Koleżanka Janina Pruszkowska-Żelazko i Katarzyna Kwiecińska na tę okazję ułożyły piękne nastrojowe wiersze, dedykowane plażołazom, a kol. Ola Sobczyk opracowała przepiękny fotomontaż, na którym połączyła węzłem przyjaźni wszystkich plażołazów. Gromkim odśpiewaniem 100 lat dla prof. K. Zaborowskiej i R. Lubowieckiej, w niezwykle radosnej, miłej i przyjacielskiej atmosferze wspominkowej czas szybko nam upłynął, a zadzierzgnięte więzi przyjaźni, które nas połączyły już na długo pozostaną. Katarzyna Kwiecińska i Kazimierz Krzyżak 9 SŁUCHACZE PISZĄ De Novo nr 29-30/2007 Nasz wykładowca na łamach chińskiego “Mikrofone” Mikrofone N. 18 (Aprile-Julie. 2007) (pago -12) Artikolo de Kazimiro Krzyżak el Pollando Ci-printempe s-ro Kazimiro Krzyżak auskultis belegan prelegon faritan de profesoro T. Palmowski de Gdanska Universitato. La temo de la prelego estas “Cinio magia lando”. Post auskulto li havis pli profundan konon pri rica antikva cina kulturo kaj pri rapida progreso kaj granda sangigo de la urboj kaj la kamparo de moderna Cinio kaj konstatis, ke Cinio farigos plej granda potenco de la mondo en pli proksima tempo. Ligante la nuntempan Cinion kun la historio de la cina E-Movado en la pasintaj cent jaroj, li skribis jenan artikolon omage al la kvinjarigo de Mikrofone. Nur en Cinio estas espero disvastigi Esperanton en la mondo Post la unua mond-milito, multe da landoj entuziasme pritaksis Esperanton kaj enkodukis gin kie la duan lingvon post la propra-nacia. Kiam tiu ci ideo estis preskau akceptita, Japanio, Francio kaj Anglio sufokis gin. Car ci tiuj landoj ne volis perdi siajn imperialistajn influojn en la mondo. Poste la cina lingvo estis plivastigata en la mondo preskau trifoje, plimulte da homoj lernas la cinan ol la anglan. Kauze de la malfacileco de la cina lingvo, precipe de la malfacile skribeblaj belegaj artistaj ideogramoj, la cina lingvo perdis la sancon farigi universala lingvo. Tiam en Cinio kaj ankau en Japanio Esperanto estis alte taksata. Evidente Cinio ekvidis la rolon de Esperanto en opono kontrau la lingva imperialismo de Europo kaj precipe kontrau la diskriminacio de la angla lingvo en la mondo kaj Esperanto estis pli alte taksata. Kiam aperis Esperanto, cina reformisto Kang Youwei konstatis, ke lernado de multe da lingvoj malsparas valoran tempon kaj elcerpas mensan energion. Koncerne al malfacileco de la cina lingvo, multe da cinaj intelektuloj konsideris eblecon adapti cinan skribon al pli moderna formo kaj prenis Esperanton kiel modelon. Ec emigrintoj-cinoj en Parizo sugestis reformojn kaj postulis enkonduki en Cinion Esperanton frue en 1907. En 1908, cina jurnalo “Hengbao”, kiel unua en Azio, farigis favora al Esperanto. En 1932 Sanhaja Esperanto-Ligo publikigis tre altnivelan, Esperantan jurnalon “La Mondo”. Sinsekve aperis ankau aliaj Esperantaj gazetoj, kiel ekzemple, “Vocoj de Oriento”, “Orienta Kuriero”, “La Novaj Tempoj”, “Heroldo de Cinio”, kiuj lau statistiko havis legantojn en 850 urboj el 63 landoj. Ec cina prezidanto Mao Zedong faris brilan pozitivan epigrafon favoran al Esperanto: “Mi dirus ankorau la samon: Se oni prenas Esperanton kiel la formon por porti la ideon vere internaciisman kaj la ideon vere revolucian, do Esperanto povas esti lernata, kaj devas esti lernata”. Post fondigo de la nova Cinio, daure prosperis la cina E-Movado. En 1951 fondigis la Cina EsperantoLigo kaj poste aperis bela monata E-gazeto “El Popola Cinio”. Sekve en 1964 Esperanta Redakcio de CRI komencis E-elsendon. Cio ci kontinuigis la cinan gloran tradicion disvastigi Esperanton en la tuta mondo. Hodiau E-Redakcio de CRI apartenas al unu el la plej aktivaj E-radioj, kiuj disvastigas Esperanton. Nun CRI estas unika en la mondo, kiu ciutage havas Esperanto-elsendon kurtonde, rete kaj mezonde. La de gi eldon ata interesa kaj sencese plibonigata revuo “Mikrofone” guas famon en la monda esperantistaro kaj efike propagandas Esperanton. Antau nelonge CRI festis sian 65-an datrevenon kaj E- Redakcio solenis 40-jarigon de sia elsendo. Mi esperas, ke kiam oni jubileos la duan 40-an datrevenon de E-elsendo au la duan 65-an datrevenon de CRI, samtempe oni celebros ankau la triumfon de Esperanto en la mondo. 10 De Novo nr 29-30/2007 Tłumaczenie Mikrofone nr 18 (kwiecień-czerwiec 2007) strona 12 Artykuł Kazimierza Krzyżaka z Polski Wiosną pan Kazimierz Krzyżak wysłuchał pięknego wykładu prof. T. Palmowskiego z Uniwersytetu Gdańskiego. Temat wykładu: „Chiny magiczny kraj”. Po wysłuchaniu tego wykładu pogłębił znajomość bogatej antycznej chińskiej kultury, szybkiego wzrostu gospodarczego i ogromnych zmian w modernizacji chińskich miast i wsi oraz stwierdził, że Chiny w najbliższym czasie staną się największą światową potęgą. Łącząc współczesne Chiny z historią chińskiego ruchu esperanckiego w minionych stu latach, napisał następujący artykuł poświęcony pięcioleciu „Mikrofone”.(tę uwagę zamieściłem w dopisku końcowym). Tylko w Chinach nadzieja upowszechnienia esperanta w świecie. Po pierwszej wojnie światowej wiele krajów entuzjastycznie oceniało możliwość wprowadzenia esperanta w świecie jako drugiego języka obok narodowych. Kiedy ta idea miała być już prawie zaakceptowana Japonia, Francja i Anglia storpedowały ją. Ponieważ te kraje nie chciały utracić swoich imperialistycznych wpływów w świecie. Chiński język był prawie trzykrotnie bardziej rozpowszechniony, więcej ludzi uczyło się chińskiego niż angielskiego. Z uwagi jednak na trudność języka chińskiego, szczególnie jego pisma, pięknych artystycznych ideogramów, nie ma on szansy stać się językiem uniwersalnym. Dlatego w Chinach a także w Japonii esperanto było wysoko cenione. Chiny dostrzegły w esperancie możliwość sprzeciwu przeciwko językowemu imperializmowi Europy, szczególnie zaś dyskryminacji w świecie ze strony języka angielskiego i dlatego esperanto było cenione wyżej. Kiedy tylko esperanto się pojawiło, chiński reformator Kang Youwei stwierdził, że nauka wielu języków jest niepotrzebną stratą cennego czasu i wyczerpuje energię umysłową. Mając na uwadze trudność języka chińskiego wielu chińskich intelektualistów rozważało możliwość przystosowania pisma chińskiego do bardziej nowoczesnych form, biorąc za wzór esperanto. Nawet chińscy emigranci w Paryżu już w 1907 r. sugerowali reformy i postulowali wprowadzenie w Chinach esperanta. W 1908 r. chińska gazeta „Hengbao” jako pierwsza w Azji popierała esperanto. W 1932 r. Szanghajski Związek Esperancki publikował na bardzo wysokim poziomie esperancką gazetę „La Mondo” (Świat). Ukazywały się też inne esperanckie gazety, jak: „Vocoj de Oriento” (Głosy Wschodu), „Orienta Kuriero” (Kurier Wschodu), „La Novaj Tempoj” (Nowe czasy), „Heroldo de Cinio” (Zwiastun Chin), który wg statystyki miał czytelników w 850 miastach z 63 krajów. Nawet chiński prezydent Mao Zedong uczynił błyskotliwy pozytywny zapis popierający esperanto: „Mówię jeszcze, że: Jeśli przyjąć esperanto jako formę, która niesie ideę prawdziwie internacjonalistyczną i ideę prawdziwie rewolucyjną, to esperanto powinno być nauczane i musi być nauczane”. Po utworzeniu nowych Chin, nadal rozwijał się chiński ruch esperancki. W 1951 r. powstał Chiński Związek Esperancki a następnie ukazał się piękny esperancki miesięcznik „El Popola Cinio” (Z Ludowych Chin). Następnie w 1964 r. Esperancka Redakcja Chińskiego Międzynarodowego Radia zaczęła nadawać esperanckie audycje. Wszystko to było kontynuacją chwalebnej chińskiej tradycji rozszerzania esperanta w całym świecie. Dzisiaj Esperancka Redakcja Chińskiego Międzynarodowego Radia należy do najbardziej aktywnych rozgłośni esperanckich, które rozszerzają esperanto. Obecnie Chińskie Międzynarodowe Radio jest unikalnym w świecie, które nadaje codziennie w języku esperanto na falach krótkich i średnich. Wydawana przez nią ciekawa i ciągle wzbogacana gazeta „Mikrofone”, cieszy się sławą w światowym ruchu esperanckim i efektywnie propaguje esperanto. Niedawno Chińskie Międzynarodowe Radio święciło swoje 65-lecie powstania a Esperancka Redakcja 40lecie swego nadawania. Mam nadzieję, że drugi jubileusz 40-lecia esperanckich audycji, lub drugą 65. rocznicę powstania Chińskiego Międzynarodowego Radia niewątpliwie święcić też będziemy jako triumf esperanta w świecie. Kazimierz Krzyżak, wykładowca przedmiotu Idea esperanto Od autora: W ostatnim (kwietniowo-czerwcowym) 18. numerze esperanckiego kwartalnika „Mikrofone”, wydawanego na cały świat przez Esperancką Redakcję Chińskiego Międzynarodowego Radia, ukazał się mój artykuł. Chociaż redakcja skróciła go niemal o jedną trzecią i dokonała pewnych zmian, szczególnie zakończenie a także niezgodnego z prawdą dopisania Japonii do państw, które po pierwszej wojnie światowej storpedowały upowszechnienie esperanta w świecie, to jednak zasadnicza treść została zachowana. K.K. 11 De Novo nr 29-30/2007 KĄCIK WYKŁADOWCY „Tobie została powierzona Ziemia. Jako ogród, rządź nią z miłością” (z dekalogu ekologicznego św. Franciszka) Pierwsze zajęcia z Ekologii w wyjątkowej oprawie muzycznej 3 października w roku akademickim 2007-2008 poprowadził niekonwencjonalnie i niezwykle ciekawie swój pierwszy wykład z Ekologii mgr Gerard Kaptur. Wprowadzeniem był film „Symfonia przyrody” z wyjątkowo dobraną i niepowtarzalną oprawą muzyczną. Wzbogaca ona piękno ukazanej przyrody. Godzinna projekcja to po prostu znakomity koncert, podczas którego usłyszeliśmy utwory tak znanych kompozytorów jak: Józef Haydn, Antonio Vivaldi, Wolfgang Amadeusz Mozart, Sergiusz Prokofiew, Giacomo Puccini, Antoni Dworzak, Edward Grieg, Piotr Czajkowski, Jan Strauss (syn) i inni. Wszystkie utwory wykonały znakomite orkiestry. Muzyka skłaniała do zadumy nad pięknem Dzieła Stworzenia i jednocześnie do zastanowienia jak niewiele dziś trzeba, aby to piękno bezpowrotnie zniszczyć. Wykład opierał się na ekologicznym dekalogu św. Franciszka oraz dziesięciu przykazaniach ustanowionych przez uczonych wyznania judaistycznego i chrześcijańskiego na wspólnej konferencji poświęconej ochronie środowiska naturalnego, która miała miejsce w 1982 roku. Oba te źródła stawiają m.in. następujące pytania: ü czy dostatecznie mocno troszczymy się o rośliny, zwierzęta, powietrze i wodę, aby życie na Ziemi nie było zagrożone? ü czy rozsądnie korzystamy z dóbr przyrody, aby nie zabrakło ich dla przyszłych pokoleń? ü czy dbamy o odnawianie przyrody, podczas jej eksploatacji? ü czy z szacunkiem odnosimy się do otaczającego nas środowiska naturalnego? Wykład zakończył ekologiczny rachunek sumienia z podstawowym pytaniem o zaniedbania, jakich dopuszczamy się wobec środowiska naturalnego. Roman Grzenkowicz, słuchacz GUTW Motto: Na sierpniowym gdyńskim niebie Świeci jak złoty neon Przyjaciel tych co w potrzebie, Zakonnik Ojciec Leon! Jesień Do Ojca Leona / list otwarty / W wielkim formacie błękitu nieba Lśni jak prześwietny neon, Nasz Przyjaciel od święta i od powszedniego chleba, Wspaniały Człowiek, erudyta, Zakonnik Ojciec Leon. On świat przemierza z Bożym słowem od początku do krańca, W głowę kładzie prawdę i nawraca największych grzeszników. A tu dnie uciekają jak paciorki różańca, Spieszcie się wysłuchać Mistrza Zakonników. Ojcze Leonie! – prowadź nas przez te Scylle i Charybdy życia, Grzmij jak zgrzeszymy z murów tyńcowego szańca. Świat w nicość podąża, życie w stan niebycia, Nasza wdzięczność w modlitwie i cząstce różańca. Gdynia 3.08.2007 r. Jesienią dalie się złocą i cynie rumienią Fioletowe wrzosy do słońca się śmieją a w ogrodach smutkiem Białe mgiełki wieją. Astry Astry już jesień zwiastują. Porę barwną lecz smutną. A one właśnie ją miłują. Mają prześliczne barwy, tylko do malowania. Są jednak pełne zadumy, z kresu przemijania. Zbigniew Koziarz Alicja Czerwińska- Sztelman 12 De Novo nr 29-30/2007 KĄCIK WYKŁADOWCY KĄCIK WYKŁADOWCY Dlaczego esperanto? „Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie”. Jakże trafne jest to polskie przysłowie w odniesieniu do języka esperanto, bowiem żadnymi racjonalnymi przesłankami pojąć nie sposób, jak Polacy mogą tak obojętnie i lekceważąco traktować esperanto, podczas gdy u znawców przedmiotu od samego początku jego istnienia zawsze wzbudzało ono powszechny zachwyt, zdumienie i podziw swoją niezwykłą prostotą i logiką. Esperanto powinno Polaków napawać szczególną dumą, bo przecież w Polsce się ono narodziło. Wszyscy znani i wybitni Polacy nie rozsławili Polski w świecie tak, jak uczynił to twórca języka esperanto – Ludwik Zamenhof. W ponad 70 krajach istnieje ponad 1400 różnych pomników i miejsc poświęconych esperantu i jego twórcy. Nawet dwie asteroidy (planetoidy) krążące między Jowiszem i Marsem noszą imię twórcy tego języka. Taką obojętność przypisać można tylko i wyłącznie temu, że to co proste i logiczne, dla wielu (szczególnie dla Polaków) wydaje się zbyt proste aby mogło być praktycznie możliwe do zrealizowania. O walorach języka esperanto wypowiadało się wiele wybitnych osobistości. Pozwolę sobie zacytować wypowiedzi tylko dwóch znanych językoznawców, profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego: prof. dr. Zenona Klemensiewicza i prof. dr. Witolda Taszyckiego. Prof. dr Zenon Klemensiewicz powiedział: „nie jest przesadą ani wprowadzeniem w błąd, kiedy się powie, że dla naszej epoki najlepiej skonstruowanym i wypróbowanym, najszerzej w opinii światowej uznanym i zorganizowanym językiem, jest właśnie esperanto” „(...) Rozstrzygnęły o tym jego względna łatwość i wielkie przybliżenie do wielu popularnych języków naturalnych” „(...) Z gramatycznego systemu tych różnych języków dokonał Zamenhof umiejętnego wyboru tego, co im wspólne a najprostsze, i poddał bezwyjątkowym prawidłom”. Prof. dr Witold Taszycki, zaś powiedział: „Zetknąłem się z esperantem okrągło 50 lat temu (...) Poznałem jego strukturę gramatyczną i spory zasób słownictwa (...) W moim przekonaniu zasługuje esperanto jak najbardziej na poparcie i rozpowszechnienie (...) Próbę czasu wytrzymało doskonale. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że przy umiejętnej propagandzie przyszłość przyniesie mu nowe sukcesy”. Dziwne jest, że tak oczywistej i prostej prawdy pojąć nie mogą nasze władze państwowe, które na dobrą sprawę powinny być gorliwymi prekursorami w upowszechnianiu esperanta w świecie. Przecież gdyby esperanto obowiązywało w świecie jako drugi obok narodowych język, to byłoby to dla Polski największym wyróżnieniem, korzyścią i splendorem, bo do miejsca urodzenia i pochówku twórcy języka z całego świata zjeżdżałoby wiele wycieczek. Ruch esperancki, oddając język esperanto na użytek całej ludzkości zawsze i z naciskiem podkreślał nadrzędność języka ojczystego w życiu każdego narodu.. Twórca języka miał nadzieję, że język ten, ułatwiając porozumienie narodów, przyczyni się też do utrwalenia tendencji pokojowych. Esperanto znajduje coraz powszechniejsze zastosowanie w wielu dziedzinach kultury i nauki. Jako najlepszy przykład przydatności esperanta w dziedzinie literatury pięknej może świadczyć fakt, że wiele oryginalnych utworów powstawało właśnie w tym języku i z esperanta przetłumaczono je dopiero później na języki narodowe. Antologia poezji esperanckiej (za lata 1887 – 1981) obejmuje 660 utworów 162 poetów z 46 krajów. Istnieje też ogromne bogactwo literatury przekładowej. Można posłużyć się tu przykładem „Pana Tadeusza” – Adama Mickiewicza, którego to przekładu dokonał Antoni Grabowski w oparciu o 5- stronicowy pierwszy podręcznik i załączony do niego 917rdzeniowy słownik (Sinjoro Tadeo) a przekład ten dostarcza czytelnikowi pełni wzruszeń, zachowując rym i rytm, a także powszechnie uznawany jest za arcydzieło tłumaczenia.Mimo bardzo ostrej konkurencji ze strony języka angielskiego, wspieranego ogromnymi środkami finansowymi, zmasowaną propagandą i reklamą, esperanto wciąż żyje, rozwija i rozszerza się w świecie. Jest drugim po angielskim najczęściej używanym w internecie. Już kiedyś podawałem jakim ogromnym poparciem cieszy się esperanto w Austrii .W prowadzonym tam sondażu internetowym na temat: „Jaki drugi obok narodowych język powinien obowiązywać w Unii Europejskiej” wciąż rośnie poparcie dla języka esperanto. Ostatnio wynosi ono 64,6 proc. Czy na tym tle my Polacy nie powinniśmy się wstydzić, że w przeciwieństwie do Austriaków u nas esperanto jest tak niedoceniane i lekceważone. Kazimierz Krzyżak, wykładowca przedmiotu Idea esperanta 13 De Novo nr 29-30/2007 KĄCIK WYKŁADOWCY Zaraz, zaraz, jak to napisać... (Nie)grzybobranie Polszczyzna piękna i poprawna Polną ścieżką wzdłuż krętej dróżki, raz pod górkę, raz z górki zdyszany biegnie maślak, a tuż za nim rdzawożółte kurki. W srebrnej pajęczynie schowały się smukłe gąski i koźlaki, a do cudnego słońca śmieją się półrozbawione boczniaki. Surojadka, podgrzybek i opieńka chyłkiem hycają wokoło, harmider i hałas czynią rydze, chybotając na huśtawce wesoło. Borowiki w superchodaczkach, idą na… grzybobranie, hej, muchomory ognistoczerwone, skończcie to arcygadanie! Witam serdecznie miłośników polskiej ortografii. To już czwarty rok trwa nasza przygoda z poprawną polszczyzną. Zapraszam i zachęcam do dyktand ukazujących się na łamach DE NOVO, bo przed nami w roku akademickim 2007/2008 IV) Gdyńskie Dyktando dla Seniorów. Piszmy więc i zaglądajmy do Wielkiego słownika ortograficznego pod red. E. Polańskiego i Wielkiego słownika poprawnej polszczyzny pod red. A. Markowskiego. KOMENTARZ Kłopotliwe samo h, dość szczególną skłonność ma; lubi hałaśliwe słowa: hak, harmider, heca, hej, hop, hura, hola, horda, hałas, hejnał, hulać, halo, hop, wataha, hycać, hasać. W pisowni tych wyrazów nie należy się wahać! W tekście dyktanda rozzuchwaliła się litera h. Litera h występuje w wyrazach pochodzenia obcego. Nie zawsze ta obcość jest wyraźnie dostrzegalna. Przykładem wyraz hałas (z jęz. ukraińskiego). Oto wyrazy, których pisownię warto zapamiętać: – harmider (zgiełk, zamieszanie) jest wyrazem obcym. Pojawił się w słownictwie panującej w Turcji dynastii Osmanów. Pochodzi więc z języka tureckiego; – hycać – wykonywać skok lub podskok; połączenie literowe hy jest charakterystyczne dla wyrazów pochodzenia obcego. Takim wyrazem jest hycać (z języka czeskiego), który pochodzi od wyrazu hyc. Jest to wykrzyknik nazywający szybki skok; – huśtawka ( z języka. ukraińskiego) ma dwa znaczenia: 1. urządzenie służące do huśtania się, najczęściej w postaci zawieszonego na sznurach siedziska 2. gwałtowne wahania (huśtawka nastroju). Można więc pokusić się o uzasadnienie pisowni wyrazu huśtawka, przywołując wyraz wahanie. Wahanie wywodzi się od słowa waga. W parze wyrazów: wahanie i waga zachodzi wymiana głoskowa: h – g ; stąd pisownia wyrazu wahanie z literą h, a wahanie to … huśtawka (z literą h). Chyba jednak łatwiej po prostu zapamiętać pisownię wyrazu huśtawka, lub zajrzeć do słownika. W tekście dyktanda pojawiły się wyrazy z przedrostkami super- i arcy-: superchodaczki, arcygadanie Przedrostki obce: super-, arcy-, eks-, ekstra-, maksi-, mini-, post-, kontr-, pseudo-, ultra-, wice-, piszemy łącznie z wyrazami oznaczającymi nazwy pospolite. Tak więc: superchodaczki, arcygadanie, eksmąż, ekstrazespół, maksispódnica, minirecital, kontrargument, postkomuna, pseudoklasyk, ultradźwięk, wicehrabia 14 De Novo nr 29-30/2007 KĄCIK WYKŁADOWCY Ale: super-Polak, arcy-Europejczyk, eks-Amerykanin, pseudo-Anglik, post-Jugosławia, anty-Dorn W połączeniach obcych przedrostków z nazwami własnymi: nazwami członków narodów, nazwami państw, nazwiskami (wyrazami pisanymi wielką literą) stosujemy łącznik. Polecam uwadze wyrazy: – rdzawożółty, wczesnojesienny, ognistoczerwony Są to przymiotniki złożone z dwóch członów. Główne znaczenie zawarte jest w drugim członie (żółty, jesienny, czerwony). Człon pierwszy (rdzawo-, wczesno-, ognisto-) precyzyjnie określa to znaczenie. – półrozbawiony O pisowni liczebnika pół z różnymi częściami mowy pisałam wiele razy w komentarzach do moich dyktand; przypomnę więc tylko, że złożenie pół + imiesłów przymiotnikowy (rozbawiony) piszemy łącznie. Dyktando i komentarz autorstwa Gabrieli Kurpisz-Kasprzak Piękne Południe 17 sierpnia w siedzibie Gdyńskiego Centrum Organizacji Pozarządowych otwarto kolejną wystawę obrazów pana Zenona Bzowego, wieloletniego wykładowcy wolontariusza. Na wystawie artysta zaprezentował kilka nowych prac. Zawieszono je w doborowym towarzystwie poznanych już przez nas poprzednio. Zgodnie z tytułem całej ekspozycji – „Piękne Południe”, większość obrazów emanowała iście południową jasnością, niespotykaną na rodzimej Północy. Ponieważ malarz najchętniej i najczęściej przedstawia architekturę, toteż na jej tle pojawia się niekiedy, niczym „deus ex machina”, zaskakujący widza element. I tak w przypadku obrazu „Zaułek w Szwajcarii”, niebieskości zabudowań walczą o palmę pierwszeństwa z turkusem i fioletem. Kulminacyjnym punktem okazuje się jednak nieregularna, rozświetlona słońcem plama na jezdni, z przebiegającym niemal przez środek czarnym kotem. Zwierzątko, jako jedyny przejaw życia w tej scenerii, natychmiast zwraca uwagę patrzącego. Podobne wrażenie robi „Zaułek na Majorce”. Pośród czysto architektonicznych elementów rozbraja nas widok pana z psem (lub odwrotnie) na codziennej zapewne przechadzce. Na obrazie „Spotkanie” widzimy już nie sztafaż, ale całą anegdotę malarską. W wąskim ciasnym zaułku o ścianach, rozbielonych wszędobylskim słońcem, przystanęły dwie zagadane Arabki. Dzięki okrywającym je od stóp do głów fałdzistym szatom można by przypuszczać, że to średniowieczne figury świętych zeszły z kolumn portalu gotyckiej katedry. Całość podsumowuje czy zamyka widoczny w górze, nad głowami kobiet – skrawek szafirowego nieba. Warto również zwrócić uwagę na obraz „Powrót pasterzy”, zagadkowy i pobudzający do zadawania pytań. Intryguje nas wyłaniająca się z tajemniczej groty grupa pastuchów. Na obrazie „Przylądek” jedynym bohaterem jest przyroda, mieniąca się całą gamą kolorów, przenikających się wzajemnie. Tu błękit wody, iskrzący wielością odcieni wrzyna się w pas lądu – żółtopomarańczowy, gorący,z elementami ciemnego różu. I wreszcie swojskie klimaty: „Żniwa”, „Stary wiatrak” i „Chata kaszubska”. Wyczuwa się w tych obrazach aurę Aleksandra Gierymskiego czy Wyczółkowskiego. Króluje monochromatyzm: brązy, beże, odcienie szarości. I bezbrzeżny, wszechogarniający spokój kaszubskiej ziemi. Jednolitość tonacji lądu, nieba i przedstawionych obiektów pomaga tworzyć harmonię w przyrodzie. Palące słońce Południa zastępuje artysta chłodną ciszą i spokojem Północy. Elżbieta Strzałkowska, wykładowca Historii sztuki 15 De Novo nr 29-30/2007 KĄCIK WYKŁADOWCY JAK CIĘ SŁYSZĄ TAK CIĘ PISZĄ Grzechy i grzeszki polskiej mowy Szanowni Słuchacze GUTW, większość z nas odczuwa ciągłą potrzebę wewnętrznego rozwoju, zdobywania nowych wiadomości. A ponieważ (jak mawiał lekarz St. Scheller) – „Od zaspokojenia głodu wiedzy jeszcze nikt nie utył”, przeto proponuję bezbolesną kurację językową. Nie możemy dopuścić do coraz większego niechlujstwa w mówionej polszczyźnie. Autorytetów (zwłaszcza w mediach) jest coraz mniej! Bądźmy więc autorytetami językowymi dla naszych dzieci i wnuków. Nasza rubryka ma służyć uświadomieniu sobie lapsusów, które być może popełniamy my sami, które popełniają członkowie rodziny czy znajomi. Uświadomieniu – i nabyciu umiejętności zastosowania poprawnej formy. W akcie żywej mowy bowiem nie ma możliwości zajrzenia do słownika czy do internetu, sprawdzenia, upewnienia się, zapytania. Poszło w eter i koniec… Nasze źródła to „Nowy słownik poprawnej polszczyzny” Andrzeja Markowskiego i publikacje Jana Miodka. Co to takiego jest błąd językowy? Po prostu – to NIEŚWIADOME ODSTĘPSTWO OD OBOWIĄZUJĄCEJ NORMY – czyli reguł, uznanych za wzorcowe, poprawne lub co najmniej dopuszczalne przez tradycję, przekazywaną z pokolenia na pokolenie przez ludzi wykształconych. Tradycja ta opiera się na znajomości rozwoju polszczyzny w ciągu wieków oraz na pamięci o regułach gramatycznych i tendencjach rozwojowych polszczyzny. Na pierwszy ogień garść błędów fonetycznych (dotyczących niepoprawnego wymawiania głosek, czyli dźwięków mowy), rażących, acz często niesłyszanych przez osoby, które je popełniają: ZAPIS ORT. BŁĘDNA WYMOWA po(trzeba) trzy, trzech trzysta drzwi chyba cienki 5,6 złotych geniusz coś biblioteka piętnaście dziewiętnaście lekki miękki czeba, tszea czy,czech czysta dźwi chiba cieńki 5,6 złoty gieńjusz cóś bibloteka piętnaście dziewiętnaście leki miękki POPRAWNA WYMOWA tszeba, czszeba tszy, tszech tszysta dżwi chyba cienki 5,6 złotych geńjusz coś biblioteka pietnaście dziewietnaście lekki mięki Błędna wymowa większości tych wyrazów spowodowana jest niedbalstwem czy wręcz niechlujstwem fonetycznym. Może to prowadzić do zabawnych pomyłek, jeśli zamiast 3 powiemy „czy”, jakbyśmy się o coś pytali , a nasze „trzech” zabrzmi jak Słowianin Czech. Oby tylko nie posądzono mówiącego „czysta” zamiast „trzysta” o to, że chciałby coś łyknąć… Natomiast wymawianie zgodnie z pisownią (czyli z zaakcentowaniem samogłoski nosowej „ę”) liczebników 15 czy 19 to dowód hiperpoprawności czyli przesady, prowadzącej do błędu. Spowodowane jest to właśnie…obawą przed popełnieniem wykroczenia językowego! Jednym słowem, pułapka. Jeśli zaś chodzi o wyrazy typu „geniusz, generał, gejsza, geografia” – tu po głosce „g” obowiązuje wymowa twarda, jak w pisowni. I czyż nie mają racji ci, którzy uważają polszczyznę za jeden z najtrudniejszych języków świata? Elżbieta Strzałkowska, wykładowca GUTW 16 De Novo nr 29-30/2007 KĄCIK WYKŁADOWCY W katyńskim lesie wschodzą Wam zorze… Wołaliśmy, prosiliśmy: Wróć Jasieńku z tej wojenki, wróć… Nie wróciliście, p o l s c y Żołnierze Tułacze... Ostatnia droga zaprowadziła W a s d o Charkowa, do Miednoje, do Katynia. Tam, na cmentarzach wojennych z polskim godłem narodowym, z symbolem Virtuti Militari, wschodzą Wam ranne zorze i szumią brzozy. Posadzone na Waszych ciałach 67 lat temu sosny ronią kropelki żywicy. A nam, gdy tam jesteśmy, wciąż się zdaje, że to błyszczą w słońcu łzy Żołnierzy Września. Skamieniałe łzy naszych Ojców, Braci, Synów! Synów polskiego Narodu! Wiernych Obrońców Ojczyzny, strzegących progu domu. Rodzinnego. Miast, miasteczek, wiosek. Zaścianków, dworów i chutorów. Rzek, lasów i polskiego morza… Z czcią i z szacunkiem wieźliśmy garstki ziemi nasiąkniętej Waszą żołnierską krwią, by Wasze prochy złączyć ze swemi! Bo Duch Wasz swobodny jest zawsze z nami! Gdy się wczytuję w katyńskie epitafia i oglądam liczne ekspozycje fotograficzne, to widzę Was wszystkich wspaniałych, szlachetnych, ambitnych w pracy zawodowej i w obowiązku żołnierskim. Wielu z Was wywalczyło Polsce niepodległość w okopach Piłsudskiego, w szeregach Błękitnej Armii Hallera, w Powstaniach Śląskich i w Powstaniu Wielkopolskim, w bitwie pod Warszawą pamiętnego roku 1920. Widzę Was na paradach i ćwiczeniach wojskowych. W kawalerii, piechocie, na okrętach wojennych i przy samolotach bojowych. Lecz nade wszystko widzę szczęście na Waszych obliczach, gdy rączka małego synka ufnie tonie w męskiej dłoni Ojca, Taty, Tatusia, Tatuśka… Ileż radości przechowały fotografie z rodzinnych albumów. Ślubów, chrzcin, zabaw towarzyskich, spotkań narzeczeńskich. Piękne, eleganckie kobiety u boku przystojnych mężczyzn. To wszak nasze wspaniałe matki, zupełnie nieprzeczuwające swego wdowieństwa, sieroctwa ukochanych dzieci… Nieszczęście przyszło do nas najpierw 1 września z Niemiec, a potem od Wschodu, 17 września! Maszerowało w czapkach „ budziennówkach”, z czerwonymi gwiazdami na czole. Jechało na taczankach, fruwało na samolotach… Skończył się czas szczęśliwego dzieciństwa, u boku młodych rodziców… Z tęsknotą i z nadzieją wyglądaliśmy swoich Najbliższych, czekaliśmy od Nich wieści… Z końcem listopada 1939 roku zaczęła napływać korespondencja z obozów jenieckich w Kozielsku, w Ostaszkowie, w Starobielsku. W każdym z listów było ostrzeżenie: Pisz mało, zwięźle i oględnie...! Z listu do jednej z żon: Sądzę, znając Ciebie, że sobie poradzisz i chleba Ty i dzieci będą miały. Nie upadaj na duchu – bądź silną. W takim położeniu bez mężów i i ojców jest dużo. Bądź przekonana, że kiedyś znowu będę przy Tobie i dzieciach, jak dziś jestem z Wami i z całą rodziną. /…/ Żałuję, że nie jestem południowym ptakiem, z którym bym wiosną powrócił do Was... (Dokończenie na str. 18) 17 De Novo nr 29-30/2007 (Dokończenie ze str. 17) W swoim archiwum domowym przechowuję cenną relikwię narodową i rodzinną. To list mojego Ojca, porucznika rezerwy, nauczyciela na Nowogródczyźnie: Piszę już trzeci list, a otrzymałem tylko pocztówkę. Staram się o Was jak najmniej myśleć. Często widzę obraz, jak Haluśka i Waldeczek idąc spać, składają raczki i mówią: „Daj zdrowia dla Tatusia […] Proszę Was, dziatki, abyście Mamusi słuchały a Waldeczek, żeby był dobrym uczniem. Swych nauczycieli słuchał, Mamusi pomagał i Siostrzyczkom krzywdy nie robił. W swoich zapiskach z zesłania na Sybirze, w roku 1943, moja matka pisze: Walduś dziś płakał – pewnie wspominał Tatusia, nie chce nawet słyszeć, że jego Tatuś miałby nie żyć. Łudzi się nadzieją, ja natomiast myślę, że pewnie nie żyje. […] biedny Walduś, tak cię Tatuś kochał, tak marzył, że będziesz naprawdę człowiekiem mądrym, uczonym. Tymczasem twoja edukacja to „knut i byki”, a szkoła dziki, pusty step. Dziesięcioletniego Waldka, z matką i z siostrą, podobnie jak rodziny innych oficerów z Kresów, zagarniętych przez Sowiety, deportowano 13 kwietnia 1940 roku na wynarodowienie, na zatracenie. Najdrożsi Nasi! Teraz, po latach, widzę Was honorowych i wiernych dewizie oficerskiej: Bóg, Honor i Ojczyzna. Ale widzę Was także jako ludzi nieszczęśliwych, zniewolonych, uwięzionych, sponiewieranych, zagrożonych w istocie swego człowieczeństwa. Ból przeszywa serce, a dzisiejsza znajomość faktów dopytuje się: dlaczego zabroniono Wam walczyć z sowieckim agresorem? I jeszcze ta skarga do Bogarodzicy: Jak wybaczyć Kainowi… Drogie Rodziny Katyńskie! Tak jak i Wy, noszę wyryty na mym sercu stygmat katyński. Cieszmy się jednak, że mamy godne cmentarze wojenne z polskim godłem narodowym i z krzyżem chrześcijańskim w Miednoje, w Katyniu i w Charkowie. Czekamy wciąż na cmentarze w Kuropatach koło Mińska i w Bykowni koło Kijowa! Nie byłoby cmentarzy, gdyby nie padł totalitarny Związek Sowiecki i gdyby nie powstała Federacja Rodzin Katyńskich. Pamięć nie dała się zgładzić! Przechowaliśmy ją w rodzinach! Jej strażniczkami były przede wszystkim nasze wspaniałe Matki. To one na wigilijnym stole stawiały pusty talerz i czekały wbrew nadziei. Contra spem, spero…* 18 Są tu z nami. Już tylko nieliczne. Na ich ręce składamy podziękowania wszystkim Matkom, Wdowom katyńskim. Dziękujemy za trud niepomierny wychowywania nas w tych ciężkich latach okupacji sowiecko-niemieckiej i Peerelu. To one, wdowy, słodziły nasze dzieciństwo, z wyrzeczeniem i z samozaparciem pomagały zdobywać należyte zawody. Dziękujemy Wam, Matki! Po chrześcijańsku nie budziłyście w nas nienawiści do morderców, ale i nie namawiałyście do przebaczania bez spełnienia najważniejszego warunku: ujawnienia prawdy i moralnego pokajania się sprawców. Moja Matka, śląc do akademika w Gdańsku blachę ciasta i dziesiątek jaj, kończyła list słowami: Ucz się, wyjdź na ludzi, tak, żeby Twój Tatuś był z ciebie dumny. Miej Boga w sercu! Pamięć nie dała się zgładzić! My, dzieci, zostawiamy przyszłym pokoleniom wyrytą na kamieniach, na tablicach epitafijnych, w granicie i w spiżowych rzeźbach pamięć o zbrodni katyńskiej. Również w licznych wydawnictwach pamiętnikarskich i albumowych. Dziś dziękujemy wszystkim Polakom, że byli z nami na przestrzeni tych wszystkich trudnych lat. Czekaliśmy na film o zbrodni ponad pół wieku. Znamy historię zbrodni. Znamy opracowania naukowe, ukazujące się w Polsce, na Zachodzie a nawet w samej Rosji. Pani Profesor Natalii Lebiediewej przyznajmy już dziś i tu tytuł Sprawiedliwej, zmagającej się od lat z kłamstwem katyńskim. Szanowni i Drodzy Państwo. Ciężko nam będzie patrzeć na filmowy obraz ostatnich dni i godzin naszych Ojców, Braci, Mężów. Lecz zahartowani i okrzepli w bólu katyńskim, jak skamieniała żona Lotta, nie wstrzymujemy naszych łez, gdy płyną spod powieki. Mamy do tych łez prawo! Mają do tych łez prawo Ci, którzy płaczą od 67 lat po Ojcach, Braciach i Mężach. Cieszymy się nadzieją, że może dzięki temu filmowi do młodego pokolenia Polaków i do ludzi na całym świecie dojdzie wreszcie prawda o ludobójczym komunizmie, niosącym zagładę tylu narodom, podbitym przez Związek Sowiecki, nie wyłączając narodu rosyjskiego. W tym samym lasku katyńskim są przecież doły zamordowanych tam obywateli Związku Sowieckiego. Hańba temu systemowi i jego współczesnym epigonom!!! Z nadzieją, że film spełni nasze pragnienie wspólnego dotknięcia samej istoty prawdy, dziękuję z całego serca organizatorom dzisiejszego spektaklu. Halina Młyńczak- Szpilewska * contra spem spero (łac.) – wbrew nadziei żyję; parafraza zdania z Listu św. Pawła do Rzymian: contra spem in spem credidit 'wbrew nadziei uwierzył w nadzieję' Od autora: Jest to słowo wstępne, jakie wypowiedziałam na prośbę gdańskiego Oddziału IPN wobec 400-osobowej widowni, przed seansem filmu KATYŃ w kinie przy ul. Kołobrzeskiej w Gdańsku Oliwie; dn. 21 września 2007 r. Pani Eldegardzie Janca z Rodziny Katyńskiej z Gdyni, wdowie po ppor.rez. Izydorze Janca, lekarzu z Pucka w symbolu hołdu wszystkim naszym Matkom, przekazali kwiaty prawnukowie pomordowanych Jeńców – Kasia Pujdak, Krzysio i Tomek Mariańscy – moi wnukowie. Pozdrawiam Brać studencką Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Sądzę, że moje refleksje, którymi się dzielę, są istotnym, faktograficznym uzupełnieniem obrazów filmu KATYŃ , który na pewno wielu już obejrzało….. H.M.S. 19