Biuletyn "Odwet" nr 14-15
Transkrypt
Biuletyn "Odwet" nr 14-15
1 Strona Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 2 Strona Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Opowieść o harcerzu Władysławie Jasińskim, legendarnym ''Jędrusiu'' Motto: ''Nie zdobi nas mundur, nie chwali nas sztab, Ni krzyżem z nas żaden znaczony, Śmierć tylko odznakę bojową nam da, My szare Odwetu plutony...' (z Hymnu Jędrusiów) O ile major Dobrzański, legendarny ''Hubal'', był po klęsce wrześniowej pierwszym partyzantem Rzeczypospolitej dowodzącym ''wydzielonym oddziałem'', o tyle do tytułu drugiego partyzanta okupowanej Ojczyzny w pełni pretenduje harcerz, Władysław Jasiński, który przybrał sobie pseudonim ''Jędruś'', od imienia swojego, wówczas 4-letniego synka. Pseudonim ten stał się z biegiem czasu synonimem wszystkich ''chłopców z lasu'', nawet tych którzy nie tylko że nie podlegali ''Jędrusiowi'', ale nawet nie widzieli go na oczy. Władysław Jasiński urodził się w wiosce Sadkowa Góra 18 sierpnia 1909 r. w rodzinie nauczycielskiej Piotra Jasińskiego i Marii z Halardzińskich. Średnie wykształcenie zdobył w gimnazjum im. Stanisława Konarskiego w Mielcu, gdzie uczył jego ojciec. Duży wpływ na kształtowanie się jego charakteru wywarło harcerstwo, szkolna drużyna im. Tadeusza Kościuszki (Władek jako młodzik należał do zastępu Sokołów). Przygotowanie wojskowe, tak bardzo mu potem przydatne w partyzantce, otrzymał w hufcu szkolnym przysposobienia wojskowego, który prowadził jego ojciec. Po maturze (28 maja 1928r.) podjął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, które ze względu na trudne warunki materialne wkrótce przerwał. Następnie podjął obowiązki nauczyciela w Albinówce na Wileńszczyźnie. Pod wpływem perswazji swojej narzeczonej, również nauczycielki, harcerki z Mielca - Stefanii Antoszówny oraz rodziny zapisał się na Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Jeszcze w okresie studiów, w roku 1936, bierze ślub z Antoszówną, która w rok później urodziła synka Andrzeja. Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 3 hm. Władysław Andrusikiewicz W 1939 r. już jako magister z bratem Stanisławem, przybocznym tarnobrzeskiego hufca harcerzy, w szeregach obrony narodowej, bierze udział w obronie Tarnobrzegu. Bezpośrednio po wrześniowej klęsce, Jasiński zakłada tajną organizację o wiele mówiącej nazwie – ''Odwet''. Podstawą ''Odwetu'' stali się tarnobrzescy harcerze, którzy nie mogąc pogodzić się z klęską i okupacją, w październiku zawiązali kilka konspiracyjnych ''piątek''. Pierwszy etap działalności ''Odwetu'' to zabieganie o broń i jej konserwacja, podjęcie wydawania od marca 1940 r. gazetki ''Odwet'', nasłuch audycji radia zachodniego, a także kompletowanie dokumentalnych zdjęć rozstrzeliwanych na dziedzińcu więzienia w Tarnobrzegu. Datą graniczną tego okresu jest 17 marca 1942 roku. W tym dniu Gestapo likwiduje punkt redakcyjny we wsi Wiśniówka koło Staszowa. W nierównej walce giną wówczas: redaktor ''Odwetu'' Bolesław Czub (''Szary'', ''Antoni''), maszynotypistka Karolina Stawiarz (''Lala'') i dwóch łączników. Następują liczne aresztowania. Zaistniała sytuacja zmusza ''Jędrusia'' do utworzenia oddziału partyzanckiego w okolicach Sandomierza. Oddział ten przeprowadza szereg akcji przeciwko administracji okupacyjnej: rozbraja granatowych policjantów i żandarmów, likwiduje zdrajców. Na pewno do najbardziej brawurowej akcji należała rekwizycja gotówki w Komunalnej Kasie Oszczędności w Staszowie w dniu 26 stycznia 1942 r. Zabrano tam 40 tys. złotych, pozostawiając pokwitowanie następującej treści: ''Potwierdzam odbiór całej zawartości kasy KKO w Staszowie. ''Jędruś''. Po akcji ''Jędrusiów'' na magazyn i bank ''Społem'' Centrali Handlowej w Mielcu 27 listopada 1942 r. Niemcy rozplakatowali obwieszczenie ze zdjęciem Jasińskiego. Informowało ono, że za podanie miejsca pobytu ''Jędrusia'' alias Jasińskiego, wyznaczona została nagroda w wysokości 5 tys. zł. Śmierć ''Jędrusia'' z rąk Niemców nastąpiła zupełnie niespodziewanie w Trzciance 9 stycznia 1943 roku. Przebywał on tam służbowo, w chacie Wiącków, z dwoma partyzantami. Miejsce jego pobytu zdradził mieszkaniec wsi Tursko Wielkie, którego przyjechali aresztować niemieccy żandarmi z osławionym gestapowcem Gestapo w Tarnowie Andrzejem Reslerem, popularnie zwanym ''krwawym Jędrusiem''. Chłopu groziła kara śmierci za nielegalny ubój świni. Pragnąc ratować swoje życie zdradził miejsce pobytu ''Jędrusia''. Strona Aby nie odeszli w mrok Byłaś radością i dumą Leszek Kalinowski Wszelkie wysiłki zmierzające do wydania książek o Armii Krajowej spotykały się z krótkim warknięciem: „nie mieści się w planach wydawniczych, brak mocy przerobowych, brak przydziału papieru itd.” Nie było jednak przeszkód i nie brakowało papieru dla książek i broszur wiadomej „wartości”. Wiosną 1992 roku otrzymałem wiadomość, że „Bobo” przyjedzie do Polski na krótki urlop. Zatelefonowałem do niego do Kanady dwukrotnie, najpierw sam, następnie. wraz z „Genkiem”. Usłyszeli się po raz pierwszy od 47 lat. Przyjechał, przebywał we Wrocławiu na przełomie maja i czerwca. Doszło wreszcie, do naszego osobistego spotkania. Powiedziałem mu wówczas, że zrobię wszystko co tylko możliwe, aby wydano jego poezje. Popatrzył na mnie niedowierzająco, ale nie wyraził sprzeciwu. Wkrótce po powrocie „Boba” do Kanady, A więc znalazły potwierdzenie słowa z jego rymowanej autobiografii: „Zrozumiałem, że słowem można się podzielić”. Czas było spełnić to, co sobie przyrzekłem: rozpocząć starania o wydrukowanie jego wierszy. Czasy się zmieniły i dziś można wydać wszystko. Wszystko - to znaczy nawet: „Mein Kampf” Hitlera (ukazała się przecież po polsku) i wspomnienia byłych komunistycznych prominentów, każdą szmirę, pornografię, w ogóle wszelki „chłam”. Gorzej jest z wydaniem książek ambitnych, patriotycznych, historycznych, także i poezji. Są już i papier i „moce przerobowe” i miejsce w planach wydawniczych, nie istnieje cenzura. A jednak pojawiły się nowe problemy. Dziś modne są inne slogany, np. ryzyko wydawnicze, trudności z dystrybucją, a co z kolportażem? „Łatwiej wydrukować, a co ze zbytem?” itd. Statystyki krzyczą na alarm, że podupada czytelnictwo, bibliotekarstwo, księgarstwo. Wielu często wybitnych autorów mówi z goryczą, że czytelnictwo zastępują często niskiej wartości programy najpotężniejszego środka przekazu - telewizji - „guma do żucia dla oczu”. Jak więc wydać piękne, tchnące patriotyzmem książki? Mówi się przecież z gorzkim sarkazmem, że dziś jeśli już ktoś coś czyta, to przeważnie jest to książka czekowa, telefoniczna, no i może lektura obowiązkowa w szkole. Książki są dość drogie, a społeczeństwo ubożeje. Co robić? Czyżby więc „głową o mur”, „z motyką na słońce?” lub „strzelanie do księżyca?” Kiedyś dobry los zetknął mnie ze wspaniałym, przezacnym człowiekiem mgr inż. Jerzym Okupnikiem, dyrektorem Wrocławskich Zakładów Graficznych. Poszedłem do niego, z goryczą mówiłem mu o „Mein Kampf ', o szmirze i pornografii na rynku wydawniczym. Dorzuciłem coś jeszcze o tym, że wydawcy gotowi są drukować dla pieniędzy wszystko, nawet Manifest Komunistyczny. Mówiłem, że czytałem w prasie o przypadkach, kiedy autor sam musi finansować wydanie swojego dzieła. Temu, co ode mnie usłyszał nie zaprzeczał. Zapytałem go w końcu dość zaczepnie: a gdyby tak wydać coś naprawdę wartościowego - piękne patriotyczne wiersze? Popatrzył na mnie dość długo, w milczeniu, trochę tak jakby zobaczył przybysza z obcej planety, po czym powiedział: Zgoda, robimy! Zdaję sobie Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 4 ''A gdy dzieci zapomną, że mieszkały w schronach, że widziały dni straszne, ponure i krwawe, niechaj tylko to jedno pamiętają o nas, żeśmy padli za wolność, aby była prawem''. otrzymałem od niego (16 czerwca 1992) zbiór wierszy z miłą dedykacją: „Leszkowi Kalinowskiemu - od którego pierwszy raz usłyszałem dźwięk moich własnych stów” Z podziękowaniem. Z. Kabata 6 czerwca 1992”. Strona Zaskoczony nagłym pojawieniem się Niemców ''Jędruś'' z dwoma swoimi partyzantami Antonim Tosiem ''Antkiem'' i Marianem Goryckim ''Polikierem'', usiłowali w ostatniej chwili ratować się ucieczką, ale niestety szybsze były od nich niemieckie kule. Partyzanci zostali pomszczeni przez swoich kolegów, którzy wykonali wyrok śmierci zarówno na Reslerze jak i donosicielu. Po śmierci ''Jędrusia'' dowództwo nad oddziałem przejął Józef Wiącek, pseudonim ''Sowa''. Walka ''Jędrusiów'' trwała aż do ''wyzwolenia''. Kosztowała jeszcze życie niejednego partyzanta, m. in. Zdzisława de Ville, któremu po śmierci niemieccy żandarmi zdarli z wiatrówki harcerski krzyż. Ale to już dalsze dzieje. A późniejsze to jeszcze śmierć z rąk mieleckiego UB Józefa Bika, Jerzego Doktorowicza i Władysława Pezdy. Na cmentarzu w Sulisławicach w powiecie sandomierskim jest zbiorowa mogiła. Pochowany tam jest harcerz, legendarny ''Jędruś'' i jego dzielni chłopcy. Postawiono tu w 1957 r. pomnik. Umieszczono na nim nazwiska poległych i napis: Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 5 Książka ukazała się pod dość niefortunnym, ogólnikowym niewiele mówiącym tytułem „Wiersze”. Została jednak przyjęta przez czytelników, szczególnie tych wywodzących się ze środowiska akowskiego, niezwykle gorąco, z bardzo serdecznymi uczuciami. Otrzymała bardzo pozytywne recenzje w różnych publikacjach. Dość szeroko spopularyzowała wiele wierszy. Ich zwrotki znalazły się na tablicach honorowych upamiętniających walki i prace Armii Krajowej, w miejscach walki, w szkołach noszących imię Armii Krajowej (np. w Płocku, w Toruniu) w Kościołach (np. w Bazylice w Gdańsku) w Panteonie Chwały Armii Krajowej w Wąchocku. Do najbardziej sławnego wiersza Armia Krajowa skomponował muzykę znakomity muzykolog i wielki patriota, Tadeusz Kaczyński, który w stanie wojennym założył Filharmonię im. R. Traugutta złożoną ze znanych artystów, organizującą koncerty o charakterze patriotycznym i religijnym, propagując w ten sposób dzieła zakazane przez komunistyczny reżim. Dzięki Tadeuszowi Kaczyńskiemu (niedawno zginął tragicznie) pieśń Armia Krajowa została włączona do repertuaru Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego. Dwukrotnie byłem uczestnikiem ogromnie wzruszającego wydarzenia: Podczas okolicznościowych akademii poświęconych AK, po pierwszych słowach pieśni publiczność wstała i do końca wysłuchała jej stojąc. A potem nastąpiły huraganowe brawa. Zrozumiałem, że powstał, jeszcze nieoficjalny hymn Armii Krajowej ! Nowa książka - „Wiersze”, wydana w dość niewielkim nakładzie, ale według oceny wielu czytelników dość starannie, rozpoczęła swoje własne życie. Spotkała się z serdecznym odbiorem nie tylko w Kraju, ale również za granicą. Dotarła do środowisk emigracji polskiej w Anglii, Niemczech, Francji, Kanadzie, USA, Australii. Zyskała sobie wysoką ocenę wybitnych osobistości. Dwukrotnie trafiła do Ojca Świętego. Pierwszy raz za pośrednictwem Episkopatu Polowego Wojska Polskiego, a potem ofiarowana została Ojcu Świętemu przez kardynała Henryka Gulbinowicza podczas odbywającego się we Wrocławiu Kongresu Eucharystycznego. „Wiersze” sprzedawane były po bardzo przystępnej cenie przez sklep firmowy Wrocławskich Zakładów Graficznych, oraz wysyłkowo - na zamówienie. Strona sprawę z tego, że bez życzliwości ze strony tego szlachetnego człowieka trudno byłoby mi marzyć o wydaniu książki. Gorąco mu za tę życzliwość dziękuję. Nie skorzystaliśmy z usługi żadnego wydawnictwa. W kierowanej przez dyr. Okupnika drukarni sami stworzyliśmy czteroosobowy zespół, który z wielkim zaangażowaniem zajął się przygotowaniem książki do druku. We wspaniałej atmosferze zespół pracował rzec można - społecznie. Trzeba było wymyślić taką formę książki, aby zawarte w niej wiersze stały się możliwie najbardziej zrozumiałe dla czytelników (wiele wierszy „Boba” napisanych było dla zorientowanych w ich tematyce przyjaciół). Troska o to skłoniła mnie do włączenia do tomiku fragmentów pamiętnika „Boba”, które wiele czytelnikowi wyjaśnią o kim mówią wiersze, kto się kryje pod pseudonimami. Trzeba było również pomyśleć o przypisach dotyczących osób występujących w tekście książki. Zaistniał również problem, czy nie należy wielu wierszy zaopatrzyć w tytuły, chociażby dlatego, aby sporządzić spis rzeczy. Doszedłem do wniosku, zgodnego zresztą ze zdaniem autora, że wiersze doskonale obejdą się bez tytułów. W spisie rzeczy umieściłem INCIPITY początkowe wyrazy utworów. Do współpracy w opracowaniu przypisów zaprosiłem osobę najwłaściwszą: „Genka” Eugeniusza Dąbrowskiego. Nikt bowiem lepiej niż on nie mógłby pisać o swoich towarzyszach broni. Nabrałem również przekonania, że tzw. „światła” - czyli puste, nie zadrukowane miejsca na stronicach - można i trzeba wykorzystać, wypełniając je ilustracjami związanymi z tekstem i wizerunkami ludzi o których mowa. Pragnąłem w ten sposób złożyć im hołd. Podejmując starania o wydanie wierszy „Boba” jeden z nich miałem zawsze w pamięci. Nie jest on może piękniejszy od innych, ale szczególnie mi bliski, zapadł mi w pamięć. Zaczyna się zwrotką: Tak bardzo tego pragnę ażeby moje słowa, ażeby wiersz choć jeden ktoś w pamięci zachowa... Byłem głęboko przekonany, że ta książka dostarczy czytelnikom wiele radości i wzruszeń. Wydana została po to, aby głosić chwałę najwspanialszej armii świata Armii Krajowej - „Armii Dumnej”, tego największego fenomenu w historii ludzkich zmagań. Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 6 Sławianskije Partizanskije Piesni (Izdatielstwo „Nauka” Leningradskoje Otdielenije.) Spełniło się pragnienie „Boba” Niepotrzebnym i nieuznawanym tym najbliższym i tym zapomnianym mój ubogi ofiaruję rym... Ofiarował swojej ARMII DUMNEJ bezgraniczne oddanie i umiłowanie. Tej Armii, o której w kwietniu 1995 r. w tygodniku „ŁAD” Janusz Zabłocki w swoim artykule Pamięć ostatniego rozkazu napisał :... Była Armia Krajowa dla mnie (i nie tylko dla mnie) wybuchem oślepiającego piękna, poza którym mógł być już tylko mrok. Był bowiem urzekającym wybuchem moralnego piękna ten zdumiewający, z niczym nie porównywalny fenomen podziemnej armii... Te piękne słowa są prawie jak wiersz „Boba” o Armii Krajowej, pisany prozą. Już po ukazaniu się drukiem wierszy „Boba” tak do mnie o nich napisali: Dlaczego je w ogóle pisałem poza własną wewnętrzną potrzebą? Przede wszystkim chodziło mi o tych, którzy sami nie mogą dochodzić swoich praw, nie mogą wysunąć przed ludzkie oczy tego jedynego na świecie fenomenu, jakim była Armia Krajowa. ,leżeli te wiersze, ten tomik będzie według Twych własnych słów, głosić chwałę najwspanialszej armii świata - Armii Krajowej, to należeć Ci się będzie ode mnie - i nie tylko ode mnie - wielka wdzięczność. Nie da to jej niedobitkom niczego poza spóźnioną satysfakcją, ale może w jakimś małym stopniu pokaże młodszym pokoleniom ,hej etos, który starałem się i nadal będę się starał zamknąć w słowa. Wieszcz napisał, że „pieśń ujdzie cało”. Pomogłeś tej właśnie pieśni ujść cało i tym zrobiłeś nas swymi dłużnikami. Czytając te słowa pomyślałem sobie: Mój Boże. Czy mogłem marzyć o aż tak wielkiej satysfakcji podejmując trud wydania tej książki? *** Uchwałą Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej dzień 27 września ustanowiony został Dniem Podziemnego Państwa Polskiego. Prezydium Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej podjęło uchwałę ustanawiającą rok 1999. Rokiem Polski Walczącej. Dziś, w sześćdziesiątą rocznicę powstania Polski Walczącej, oddając w ręce czytelników nową książkę, jestem przekonany, że dostarczy im wiele radości i wzruszeń. , Wierzę, że „Byłaś radością i dumą” dobrze przysłuży się etosowi najwspanialszej armii świata - ARMII KRAJOWEJ. Wrocław, Październik 1999 r. Strona Stosunkowo nisko skalkulowana przez wydawnictwo cena książki, ustalona została po to, aby uczynić ją dostępną szerokim rzeszom często niezamożnych, steranych życiem żołnierzy AK. Wiem, że ta książka stała się spełnieniem duchowych potrzeb i oczekiwań wielu tysięcy Polaków, po wielu latach pełnych udręki zakłamywań historii. Do wydawnictwa do autora, oraz na mój adres, nadeszło wiele listów pełnych serdeczności. Z uznaniem wypowiadało się o „Wierszach” wiele bardzo szanowanych osobistości: Prezes Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie - prof. Józef Garliński, legendarny „Kurier z Warszawy”, długoletni dyrektor Radia Wolna Europa - Jan Nowak-Jeziorański, były doradca prezydenta Cartera - Zbigniew Brzeziński, ambasador USA w Polsce wywodzący swój ród od „Ojca literatury polskiej” Nicolas Rey, minister - członek Krajowej Rady Ministrów, zastępca Delegata Rządu na Kraj - Adam Bień. Nadeszło wiele bardzo wzruszających listów, jak np. list od młodego księdza - neoprezbitera ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów, który napisał, że wyjeżdżając na misję zabiera obok Pisma Świętego i Kazań - tomik poezji „Boba”. Wzruszające były listy od prostych ludzi kombatantów AK, pisane z kieleckich wiosek, często niewprawną do pisania ręką, pełne troski o to czy wystarczy dla nich książek. Te listy, jak i bardzo wiele innych, stały się prawdziwą satysfakcją i nagrodą dla wydawcy. Poprzez wydanie „Wierszy” „Boba” nieprofesjonalnego twórcy, piszącego swoje utwory z wielkiej, głębokiej potrzeby oddania sprawiedliwości i hołdu poległym Którzy nie mogą sami krzywdy swojej dochodzić których zmurszałe kości nie zapłaty żądają tylko sprawiedliwości. spełniły się jego marzenia o tym, że dotrą do tych, do których powinny dotrzeć. Nie potwierdziły się jego obawy o których napisał Oparem są porannym słabiutkie moje słowa Przewieją snem jesiennym i nikt ich nie przechowa. Jeden z wierszy „Boba” znalazł się w podręczniku do nauki języka polskiego (Bronisława Urbańska, Dobrochna Zakrzewska - Język Polski dla klasy 5 Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1996). 0 twórczości „Boba” napisał również, dość szeroko, rosyjski autor W. E. Gusiew, w swojej książce: Gdy pierwsza gwiazdka Harcerskie Podziękowanie Tekst i zdjęcie. Antoni Jawnik Gdy pierwsza gwiazdka da nam znak Że iść już trzeba w gwiezdny szlak Pójdziemy, gdzie da Bóg Tam gdzie powiedzie szary trop Gdzie gwiazd migocze złoty snop I Mlecznej Drogi próg Staniemy w rojach na wprost drzwi Gdzie Betlejemska gwiazda lśni W szeregach szara brać U żłobka pełniąc czujną straż Będziemy śpiewać Ci i grać O Panie Jezu nasz Kolędę zaśpiewamy swą Kolędę serc osnutych mgłą Serc wiernych aż po grób Będziemy śpiewać Ci i grać Aż słodka matuleńka Twa Utuli Cię do snu 15 listopada 2014 roku podczas Zlotu XXIX Harcerskiego Rajdu „Szlakami Jędrusiów” Kapituła Harcerskiej Oznaki „Jędrusie”, podjęła uchwałę o nadaniu płk Mieczysławowi Korczakowi, ps. „Dentysta” Oznaki Harcerskiego Środowiska „JĘDRUSIE” w formie Plakietki I stopnia – Honorowej. Na grawerowanej Plakietce harcmistrzyni Małgorzata Ślaska, przewodnicząca Kapituły Oznaki napisała dr M. Korczakowi m.in. „Kapituła wyraża podziękowanie za wkład w pracę dla Środowiska „jędrusiowego” harcerstwa, za trud i czas poświęcony dla kultywowania wśród młodego Pokolenia Legendy Oddziału Partyzanckiego Jędrusie i tradycji Polskiego Państwa Podziemnego.” Oznakę „Środowiska Harcerskiego JĘDRUSIE” w formie grawerowanej, oprawionej plakietki w imieniu Kapituły wręczył płk Mieczysławowi Korczakowi p. Józef Komarewicz, prezes Oddziału Tarnowskiego Stowarzyszenia Autorów Polskich do którego to Doktor od lat należy. Redakcja „Odwetu” Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Gratulujemy! 7 W tych wyjątkowych dniach chcemy Czytelnikom życzyć wiele zadowolenia i sukcesów z podjętych wyzwań. – Jestem niezmiernie wdzięczny środowisku harcerskiemu za zauważenie mojej skromnej osoby, szczególnie młodemu pokoleniu harcerzy, jak i kadrze instruktorów harcerskich z Łodzi i Starachowic. Jestem przekonany, że dla kręgów harcerskich i instruktorskich umiłowanie Ojczyzny, pamięć o tych, co oddawali za nią życie w czasach ciężkich, niepewnych i tragicznych dla Polski, kultywowanie naszej tradycji będą nadal nadrzędną wartością - powiedział płk dr Mieczysław Korczak. Strona Nadchodzące Święta Bożego Narodzenia niosą ze sobą wiele radości oraz refleksji dotyczących minionego czasu i planów na nadchodzący Nowy Rok 2015. Miechocinie. Chwilę przed przybyciem Jasińskiego żona i Eugeniusz Dąbrowski córka wyszły do sąsiadów, syn zaś, zaprzysiężony „Bez broni” członek ZWZ, piętnastoletni „Mały Tadek”, pozostał na ganku wychodzącym na ulicę. Później o swym spotkaniu O współpracy z „Odwetem” i punkcie przebitkowym w z Jasińskim tak opowiadał: „Było ciemno i zimno, na Miechocinie i pod Skopaniem ulicy błoto. Jasiński był bez czapki. Szalik obwijał mu szyję z brodą włącznie, wysoko aż po sam nos. Kiedy wskazałem mu wejście do mieszkania, powiedział: W drugiej połowie 1940 r. Pilnuj dobrze. - Byłem bardzo tym wzruszony miałem ZCZ, zainicjowany przez przecież bohatera przed sobą, o którego ucieczce z rąk lekarza por. Zbyszka niemieckich tyle krążyło legend i o którym w ogóle już Tychanowicza („Dzik”), tyle mówiono. Byłem dumny jak paw”. złączył się z ZWZ, Na tym spotkaniu omawialiśmy może przez jakąś zorganizowanym przez godzinę sprawy dalszej współpracy z „Odwetem” i majora „Jagrę”, którego kolportażu na terenie powiatu, przy czym Jasiński nazwiska nie znaliśmy przez zapewnił, że postara się, aby pismo przychodziło cały okres okupacji. regularnie. W tym czasie do współpracy redakcyjnej Komendantem Obwodu pozyskałem docenta Uniwersytetu Jagiellońskiego i tarnobrzeskiego ZWZ Bratysławskiego dr Władysława Bobka, który pisywał „Twaróg” został kpt. Adam artykuły do „Odwetu” pod pseudonimem „Znicz” (np. Pokorny („Kamionka”), który Dwie wiosny). Doc. Bobek ukrywał się we Wrzawach, a z „Odwetem” już kontakt z nim utrzymywany był przez rządcę folwarku w współpracował, zasilając go w papier i matryce, pracował bowiem w księgarni swego szwagra, Kazimierza Szpilki. W Samołyka Krasoń („Żubr”), którego wciągnięty żona była skład Obwodu wchodzili mjr Kazimierz Kowalski, inwalida Miechocinie, wojenny, kpt. Kazimierz („Kriszna”), siostrą doc. Bobka. Zginął zamordowany przez do konspiracji przez Tychanowicza, dwaj bracia Malinowscy - Stanisław (adwokat) i Józef (inżynier) oraz ja. W domu hitlerowców w Oświęcimiu. Od spotkania z Jasińskim pełnej poświęcenia Wiktorii Malinowskiej mieściła się kwatera dla inspektora i przyjeżdżających z Okręgu ZWZ z jakoś docierać na iczas, chociaż w Krakowa. W kontakcie z Jasińskim pozostawał również kpt. zaczął Krasoń, „Odwet” który komunikował się z nami przysłał mu swe mniejszych ilościach, ale znowu na krótko. Powodem artykuły do „Odwetu” przez specjalnego łącznika. Ponieważ w powiecie tarnobrzeskim miałem duże tego stało się aresztowanie przez Gestapo dwóch znajomości jako nauczyciel i jako członek Związku „Odweciarzy”, pracowników Ubezpieczalni Społecznej w Inwalidów Wojennych i ponieważ czynnie działałem w Tarnobrzegu. Czując się zagrożony, komendant Obwodu wielu organizacjach społeczno-oświatowych, spadły na „Kamionka” musiał się chwilowo odseparować od pracy mnie następujące funkcje: „referat” organizacyjny ZWZ, konspiracyjnej, funkcję komendanta objął nominalnie do służbowe wyjazdy do Komendy Okręgu w Krakowie jakiegoś czasu „Kriszna”. Była to połowa marca 1941 r. (koszty biletu pokrywał Inspektorat) oraz do Inspektoratu Przez Tarnobrzeg przeciągało mnóstwo wojsk, sznury w Mielcu, prowadzenie ewidencji placówek ZWZ i aut, chwilową więc przerwę w dopływie „Odwetu” kolportaż „Odwetu”. Adiutant bowiem Obwodu, por. tłumaczyliśmy sobie trudnościami komunikacyjnymi dla „Jurand”, nie był jeszcze dostatecznie zaznajomiony z kolporterów. Księgarnia Szpilki ma oddać wszystkie książki polskie, a na wystawie okiennej pod surowymi terenem. Wskutek tego właśnie w moim jednoizbowym konsekwencjami dla właściciela nie może pojawić się mieszkaniu w Miechocinie koncentrowała się cała prasa żadna książka polska obok niemieckiej. Zanosi się na konspiracyjna Obwodu ZWZ, stąd rozchodził się wojnę z Grecją i Jugosławią. 13 kwietnia znowu „Odwet” dostarczony przez Zdzicha de Ville, por. niesamowity ruch aut wszelkiego rodzaju. 18 kwietnia Kazimierza Bogacza („Bławat”), niekiedy przez samego hitlerowska „szczekaczka” ogłasza upadek Grecji i „Kamionkę”, między poszczególne placówki i niektórych kapitulację Jugosławii. I znowu wzmaga się ruch konspiratorów. Stąd też wysyłano do Centrali „Odwetu” pojazdów mechanicznych, ciągnących dniem i nocą w artykuły przekazane mi przez konspiratorów oraz datki na stronę Sandomierza i Rozwadowa. Gestapo szaleje. Wśród „Odweciarzy” znowu 3 ofiary. Rozumiemy fundusz prasowy, każdorazowo kwitowane w „Odwecie”. dobrze, dlaczego nie otrzymujemy „Odwetu”. Pod koniec Wymieniano pseudonimy ofiarodawców i wysokość maja nakaz zaciemniania okien czarnym papierem od 9 kwot. W ogóle „Odwet” Jasińskiego na terenie Obwodu i wieczorem do 12 w nocy. 10 czerwca przez całą noc. W Inspektoratu ZWZ spełniał doniosłą rolę w zakresie następnych dniach olbrzymi ciąg ciężkiej artylerii i propagandowym oraz w dziedzinie podtrzymywania na potwornych czołgów; w gimnazjum narada niemieckich duchu miejscowego społeczeństwa. generałów z hitlerowskim feldmarszałkiem Reichenauem Kolportaż „Odwetu” wśród członków ZWZ szedł na czele, który kwaterował ze swoim sztabem w zamku w różnymi drogami. Numery „Odwetu” docierały do nas Dzikowie. 22 czerwca o godz. 3 min. 5 rano atak Hitlera przez ostatni kwartał 1940 r. na ogół normalnie, ale już na na Związek Radziecki. Ale wśród tych doniosłych przełomie r. 1940 i 1941 nastąpiło z niewiadomych mi wydarzeń nowy cios dla „Odweciarzy”. 25 czerwca wtedy przyczyn pewne zahamowanie, tj. urwało się aresztowany dyrektor Ubezpieczalni K. Wiszniowski i chwilowo ich dostarczanie. Ponieważ kpt. Krasoń księgarz Szpilka oraz bliżej nie znany Kubski, który pozostawał w kontakcie z Jasińskim, zjawili się u mnie obaj 21 lutego 1941 r. wieczorem w mieszkaniu w jednak po 14 dniach został przez Gestapo z więzienia w Nisku zwolniony. W 2 dni potem żandarmeria i Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Strona 8 „Cyklop” - Zygmunt Szewera Powielaliśmy zrazu 80 numerów „Odwetu”, pod koniec 1941 r. - 120. Najsprawniej pracował Tadek, toteż z uznaniem nazywałem go „pierwszym Odweciarzem” w naszej trójce. Paczkę „Odwetów”, nowe matryce przeznaczone do dyspozycji Centrali wraz ze starą przemytą po powielaniu matrycą zabierał oddany sprawie „Mietek”, uczeń gimnazjum leżajskiego, bardzo „fajny” jak mówił Tadek - chłopak, który czekał u nas w domu, przeważnie śpiąc, był bowiem zawsze setnie zmęczony, ciągle przecież jeździł rowerem lub koleją wioząc matryce z Centrali z jednego punktu przebitkowego do drugiego. Kolportaż „Odwetu” szedł poprzez siatkę organizacyjną ZWZ. Poszczególni dowódcy placówek odbierali ode mnie lub Tadka, głównego kolportera, określone według rozdzielnika ilości egzemplarzy i zajmowali się już osobiście ich rozprowadzeniem na terenie swej placówki. Siatka więc organizacyjna ZWZ zazębiała się ściśle z siatką kolporterską, dlatego wymaga to szczegółowego przedstawienia w osobnej pracy, omawiającej całość działalności ZWZ w Obwodzie „Twaróg”. Na razie w tej relacji podaję tylko to, jak doszło do współpracy z Jasińskim oraz historię dwóch punktów przebitkowych „Odwetu”: w Miechocinie i u Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 9 klasy gimnazjum. Zginął w Miechocinie w walce z hitlerowcami, w momencie odwrotu Niemców. Matryce przywoził „Mały Mietek” (mgr Mieczysław Koziara) lub z oznaczonego miejsca odbierał ją „Mały Tadek”. Niekiedy przywoził je także „Kuwaka”. Papier i farby przychodziły również różnymi drogami. Najpierw z papierniczego sklepu Szpilki, dostarczała je absolwentka seminarium nauczycielskiego, pracująca w sklepie jako ekspedientka, członkini ZWZ (służba kobiet) łączniczka Stefania Wójcikowska, obecnie Pruszyńska. Przywoziła je także z Krakowa i Mielca łączniczka Obwodu ZWZ z Okręgiem w Krakowie i Inspektoratem w Mielcu Weronika Weissowa, żona dyżurnego ruchu na stacji kolejowej w Tarnobrzegu, z którym pozostawałem w osobistym kontakcie. Ten „towar” (jak się mówiło wtedy) przynosił najbliższy inspektora łącznik Roś („Jawor”), najczęściej jednak zjawiał się po jego odbiór na stacji „Mały Tadek”. Strona „granatowa” policja urządziła łapankę kąpiących się w Wiśle osób do obierania kilku ton ziemniaków, które obrane miały być w bekach przewiezione na front. Między schwytanymi był także kpt. „Kriszna”. Za to, że stawił opór i powiedział - jak mi to sam później mówił że oficer polski nie będzie obierał ziemniaków, został przewieziony do więzienia w Nisku, skąd wskutek starań żony został zwolniony po 12 dniach, 9 lipca. Ponieważ byłem przeświadczony, że będzie teraz mocno inwigilowany przez konfidentów i żandarmerię, oświadczyłem mu, że nie będziemy go angażować do żadnej roboty i że musi jakiś czas być na uboczu konspiracji i że wszystkie agendy ZWZ biorę w swoje ręce. Dlatego też nie wtajemniczyłem go w to, że miałem spotkanie z Jasińskim w lesie na Kamionce i że mamy punkt przebitkowy „Odwetu” w Miechocinie. W lipcu bowiem tegoż roku 1941 (dokładnej daty dotąd nie udało mi się ustalić) otrzymałem przez Antoniego Urbaniaka z Alfredówki, który wtedy jeszcze współpracował z „Odwetem” (bo potem się poróżnili z Jasińskim, i to nawet mocno), karteczkę przywiezioną w ramie roweru, od Szefa Władka, ażebym się z nim spotkał o godz. 5 po południu w lasku na Kamionce, dokąd wiele ludzi, w tym i my, chodziło zbierać z braku drzewa na opał - szyszki. O tym spotkaniu tak pisze jedna z pierwszych łączniczek Szefa Władka („Jędrusia”), opiekunka jego matki, znająca skrytkę, gdzie znajdował się powielacz, Kazimiera Wiąckówna, obecnie Awchimieni, nauczycielka: „Sprawę o tyle pamiętam, że znałam prof. Szewerę, no i Władysław Jasiński był sam, tak że zmuszony był posłużyć się mną jako osłoną. Dostałam wiadomość od małej dziewczynki, że mam przyjść do Skiby, co też zrobiłam. Tam był Jasiński i kazał mi jechać sprawdzić, czy droga wolna, on sam miał się udać do prof. Szewery, a ja obserwowałam drogę. W wypadku czegoś podejrzanego miałam stanąć koło roweru, zdjąć drewniak i przybijać pasek, a następnie udać się do domu i czekać, aż przyjdzie „Franek”„. Punktualnie o wyznaczonej godzinie zjawił się Jasiński na rowerze. Usiedliśmy pod drzewami i rozmawialiśmy o miejscu umieszczenia u nas punktu przebitkowego „Odwetu”. Odpowiedziałem, że taki dobry punkt mam w perspektywie i że mogę zorganizować u nas odbijanie „Odwetu”. Nie wymieniłem jednak, gdzie i u kogo, bez uprzedniego porozumienia się z odnośnym konspiratorem. Wtem pojawili się w lesie na koniach 2 żandarmi, którzy widać jechali na przechadzkę i dlatego nie zwrócili na nas najmniejszej uwagi, chociaż w lesie poza nami nie było więcej nikogo. Mimo to trzeba było czym prędzej wycofać się z Kamionki z uwagi na Jasińskiego, poszukiwanego przez Gestapo. Jasiński odjechał spokojnie, nie-zaczepiony. W jakiś czas potem (notatka - niestety - kompletnie zbutwiała) por. „Kuwaka” (Franciszek Stala) z kimś drugim, o ile mnie pamięć nie myli, dostarczył mi powielacz. Punkt przebitkowy został umieszczony w Miechocinie w domu nie pełniącego służby urzędnika pocztowego Juliana Turbaka („Tur II”) i tu pracowaliśmy wyłącznie w trójkę: „Tur II”, syn mój Tadek i ja. W czasie pracy na punkcie służbę obserwacyjną pełnili: żona „Tura” i córka (uczennica), od strony zaś Wisły syn jego Marian („Tatar”), uczeń III Tekst pochodzi z książki Eugeniusza Dąbrowskiego „Bez broni” Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 10 punkt zaczęli przyjeżdżać „Kuwaka” razem z „Mecenasem” czy „Sędzią”, którego nazywano naczelnym redaktorem. Był to pan z suchą prawą ręką, mgr Józef Bik („Brzezina”). Na punkt do pracy przychodził także Michał Pitra („Szczapa”). Od tego czasu odbierałem „Od-wet” z Nagnajowa od „Śmiałego” albo ze skrytki na Kozielcu od „Bławata”. Roznosiłem egzemplarze według starego rozdzielnika, a od kwietnia o ile się nie mylę - także za Wisłę, najpierw do starszego kolegi, ucznia liceum, Mańka Wiśniewskiego, następnie do przewoźnika Zycha i od nich to odbierali „Odwet” Antek lub Jaś Tosiowie. Dwa, a może nawet 3 razy byłem z „Odwetami” u Jasia Tosia w Koprzywnicy”. W tym mniej więcej czasie wydarzyła się na stacji w Baranowie następująca historia. Znam ją z opowiadania „Kuwaki”. „Brzezina” w narzuconej na ramiona zarzutce i „Kuwaka” wykupiwszy bilety wchodzili na peron, pierwszy szedł „Brzezina”, za nim 2 lub 3 kroki „Kuwaka”. Nagle między nich wszedł esesman. Nie wiadomo, co mu się nie spodobało - czy to że „Brzezina” miał zarzutkę na ramionach, czy to że nie usunął mu się z drogi i nie zrobił wolnego przejścia przedstawicielowi Herrenvolku - dość, że schwycił przez zarzutkę prawe ramię „Brzeziny”, na co „Brzezina” zareagował tak, iż pchnął serdecznie szwaba. Ten zatoczył się i byłby niezawodnie się wywrócił, gdyby nie podtrzymał go idący za nim „Kuwaka”, przez co umożliwił „Brzezinie” czmychnięcie i ukrycie się. Ten gest „grzeczności” ocalił obu konspiratorów. W ręku oszołomionego esesmana pozostała jedynie zarzutka jako trofeum zdobyczne. Niebawem jednak punkt u „Orlicza” wpadł zadenuncjowany przez Octobra, kolczykarza, który doniósł Niemcom, jakoby był tu tajny ubój i handel skórami. Żandarmi znaleźli powielacz i sporo papierków ze śladami palców. Łopatowscy uszli szczęśliwie za Wisłę i tam się ukrywali. Na szczęście Niemcy nie wpadli na niczyj trop, a z pozostałych w gospodarstwie nikt nic nie powiedział. Punkt już w Tarnobrzeskie nie wrócił, ale „Odwet” zaczął wychodzić na nowo, kolportaż zaś jego szedł przez „Bławata”, który rulon „Odwetów” dla mnie do dalszego kolportowania wrzucał rano na ganek przez wybite okienko. Na przełomie 1941/1942 r. Armia Radziecka przeszła do kontrofensywy, stosując nową strategię. Właśnie na ten temat ukazały się w „Odwecie” 2 fachowe artykuły ppłk Zygmunta Wściślaka, który w kamieniczce obok gimnazjum prowadził drobny sklepik tekstylny. W artykułach tych wykazywał wyższość strategii radzieckiej nad hitlerowską. Także autor niniejszej relacji zamieścił w „Odwecie” w tym samym mniej więcej czasie artykuł pt. „Bliski Wschód a obecna wojna, na temat, czy i kiedy Turcja wypowie wojnę Hitlerowi”. Jednak dotychczasowy kolportaż „Odwetu” przerwała tragedia, jaka rozegrała się w Trzciance 9 stycznia 1943 r. - śmierć Jasińskiego - i zaraz potem w marcu tegoż roku aresztowanie kilku członków AK, następnie Komendy Obwodu Tarnobrzeskiego „Twaróg”. Strona „Orlicza”, w pobliżu Skopania Baranowskiego. Punkt w Miechocinie był tak zakonspirowany, że wiadomość o nim nie dotarła - nic zresztą dziwnego - nawet do „Jędrusiów”, w tym także i do autora tej książki. Każdy, kto w obronie wolności podejmuje walkę z wrogiem, orężną czy tylko słowem powielanym lub drukowanym, musi być przygotowany na najgorsze, o ile do niego - jak się to mówi poetycznie - nie uśmiechnie się szczęście. Dziś z oddali czasowej epizod ten może się wydać błahostką, ale wtedy... wpadka konspiratora z plecakiem pełnym „Odwetów” stałaby się dla niego i jego rodziny katastrofą. Więzienie, śledztwo, tortury, represje wobec ludności cywilnej, egzekucje zakładników - oto byłyby skutki takiej wpadki. Zdarzyło się raz tak, że na punkcie przebitkowym pracowałem sam, Tadek bowiem był chory na grypę i gorączkował. „Tur” zaś zajęty był szatkowaniem i kiszeniem kapusty i tylko dorywczo mógł mi pomóc. Powielanie „Odwetów” przeciągnęło się więc poza godzinę policyjną. Z plecakiem wyładowanym „Odwetami” znalazłem się akurat u wylotu uliczki prowadzącej na stary cmentarz tarnobrzeski, gdy usłyszałem gromkie kroki zbliżającego się niemieckiego patrolu. W mig uskoczyłem w uliczkę i ukryłem się w najciemniejszym miejscu. Patrol nie wysłał czujek, to mnie ocaliło. Gdy przemaszerował, jak najciszej przebiegłem odległość 150 kroków i szczęśliwie wylądowałem w domu. Szczęśliwy zbieg okoliczności, czyli szczęście się uśmiechnęło. „Odwety” schowałem w skrytce i nazajutrz były już w kolportażu. Zaraz po Nowym Roku, 2 lub 3 stycznia 1942, zjawił się u mnie por. „Bławat” i oznajmił, że punkt przebitkowy zostaje przeniesiony z Miechocina. Po powielacz przyjechał sankami. Na wewnętrznej stronie pokrywy „Tur” scyzorykiem wypisał swój pseudonim. Punkt umieszczony został u Łopatowskiego („Orlicz”). Łopatowscy posiadali duże gospodarstwo, oddalone mniej więcej pół kilometra od toru kolejowego, położone wśród drzew. Do stacji Baranów było chyba 1km. Relację o pracy na tym punkcie przebitkowym miałem od por. „Bławata”, por. „Śmiałego” (Józefa Motyki), adiutanta inspektora „Jagry” na Obwód ZWZ Tarnobrzeg, por. „Kuwaki” i od „Małego Tadka”, który tak o tym napisał: „Pierwszy numer biliśmy u „Orlicza” razem z „Bławatem”. Było okropnie zimno. Przeżyliśmy na stacji w Tarnobrzegu perypetie z Bahnschutzami, którzy chcieli nas aresztować (mieliśmy jechać lokomotywą specjalnie wysłaną w tym celu z Rozwadowa, ponieważ pociągi nie chodziły, tory były zawiane). Uciekaliśmy, a potem szliśmy torami aż do Skopania, niosąc ze sobą paczki papieru, farby i matryce. Koło Chmielowa nadzialiśmy się na patrol Wehrmachtu, który nas jakoś nie legitymował, choć to było w nocy. Dobiliśmy do Skopania gdzieś nad ranem. Odbijaliśmy numer w okropnych warunkach, w nieogrzanym pokoju. Później przyjechał saniami po nas „Śmiały”, zawiózł mnie do Machowa i tam wysadził z uwagi na bezpieczeństwo, obaj zaś z „Bławatem” pojechali na Ocice. Przyszedłem do Tarnobrzega piechotą, mając ze sobą paczkę „Odwetów”. Jeszcze raz biłem w tym punkcie „Odwet”, po czym polecono mi jedynie kolportaż, od czasu jak na W ostatnich dniach zmarł jeden z najwybitniejszych polskich aktorów, Stanisław Mikulski. Znany głównie z roli hauptmanna Hansa Klossa, w serialu „Stawka większa niż życie”. Odejście Stanisława Mikulskiego wywołało burzę medialną, jakby z honorami chowano rzeczywistego agenta NKWD. Musimy jednak pamiętać, że Stanisław Mikulski był AKTOREM, odtwarzajacym role sceniczne według scenariusza, wybitnym artystą polskiego kina i desek scenicznych. Skromnym i lubianym człowiekie, który w swym życiu nie spotykał się wyłącznie z przychylnością losu. Dla mojego pokolenia był nie tylko „Klossem”, ale może nawet głównie „Panem Samochodzikiem” szukajacym skarbu Templariuszy w średniowiecznych zamkach. Z tej smutnej okazji chcę przypomnieć artykuł, napisany dawno temu dla Stowarzyszenia Absolwentów Szkoły Włókienniczej w Łodzi, gdzie w 1968 roku na jej terenie nakręcono ostatni odcinek „Stawki…” Mów mi Janek Moje i kilka wcześniejszych pokoleń telewizyjnych wychowywało się medialnie na najpopularniejszym i chyba, jak na tamte czasy niedoścignionym warsztatowo serialu o słynnym Janku… I nie mówimy tu o Janku z załogi RUDEGO, ale o pseudonimie Agenta J-23, zwanego dalej Hansem Klossem. Gdy któryś raz z kolei oglądałem serial, nagle przeleciały mi na ekranie znajome miejsca, znajome, ale jakże inne. Ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” gdzie J23 poszukuje zbrodniarza wojennego, SS-Gruppenfurera Wolfa w obozie jenieckim przy udziale oficerów CIC spowodował u mnie wrażenie „deja vu”, oto zobaczyłem ławeczkę na której w przerwie zajęć warsztatowych wygrzewaliśmy się na słońcu, okna późniejszej harcówki. Dziedziniec na którym nie ma jeszcze trylinki, tylko szlaka. Kilka scen obejrzanych z niemałym zaciekawieniem uświadomiło mi, że obóz jeniecki US Army, to dziedziniec naszej Szkoły. Tamte wydarzenia, zapewne dla wielu z Was, którzy wtedy, w 1968 roku byli uczniami szkoły nie są tajemnicą, dla mnie jednak było to sporym zaskoczeniem, że to są te same miejsca, w których bywaliśmy kilka lat będąc uczniami Szkoły . Czy można się dziwić, że ekipa ulokowała obóz w naszej szkole, wszak plenery idealne, stare budynki, Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 11 Jarosław Dybowski mroczne piwnice. Przecież wtedy Łódź była filmowym centrum Polski. Swą rolę Szkoła zagrała znakomicie, a na planie gościli najlepsi z polskich aktorów. Stanisław Mikulski, który zawsze pozostanie Klossem. Emil Karewicz, chyba jedyny filmowy SS-man, do którego odczuwało się sympatię oglądając odcinki w których uczestniczył. Nieodżałowany Zygmunt Kęstowicz, jako „Ohlers”, Tadeusz Pluciński wcielający się w rolę cynicznego oficera służby wywiadu USA i Zbigniew Zapasiewicz, jako porucznik Karpinsky. Kilka planów zdjęciowych zamieniło posesję Szkoły w obóz jeniecki. Stanęła dodatkowa brama, Sprowadzono amerykańskie wozy pancerne i Willysy. Z biur warsztatów zrobiono pokoje i biura obozu, tak sugestywnie, że nie można od razu poznać miejsc gdzie usadowiono kamerę. Temu wszystkiemu zza okien korytarzy przyglądali się uczniowie, a jeden podobno pozwolił sobie na nieco nieodpowiedzialny żart, „wyrzucił przez okno petardę własnej konstrukcji i po eksplozji cały Wehrmacht oraz cała U.S. Army leżała na dziedzińcu szkolnym mocno spietruchana nie wiedząc co się stało” Do klasyki polskich powiedzonek przeszła scena w wykonaniu Ryszarda Pietruskiego, gdy siedząc na Willysie rozdziela pracę jeńcom, „łopata, miotła, łopata, miotła, łopata, łopata…” Wielu z Absolwentów Szkoły z tamtego okresu zapewne wspomina ten plan filmowy z nutką nostalgii, oto na naszym podwórku zagościła ekipa filmowa. Musiało to być ciekawe wydarzenie, tym bardziej dla naszych wspomnień ważne, bo znane całej filmowej Polsce. Niezależnie od historycznej, czy politycznej oceny serialu, był to świetnie napisany scenariusz, genialne plenery i ujęcia, których dziś chyba już się nie stosuje. „Stawka…” to film rozrywkowy, sensacyjny i nie oparty na żadnych historycznych faktach, a do dziś ogląda się go tak samo jak kiedyś, gdy w porze emisji ulice miast nagle stawały się opustoszałe, a z uchylonych okien słychać było czołówkę muzyczną „Był taki czas…” Cieszmy się więc, że w pewien sposób do powstania tej opowieści przyczyniła się też nasza Szkoła. A Koleżanki i Koledzy, którzy mieli wtedy szanse być przy tym, tej przygody chyba nigdy nie zapomną. Co jakiś czas któraś z telewizji Im przypomni. Strona Odszedł Stanisław Mikulski Strona 12 abcia Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Babcia „CZAS APOKALIPSY” - Film F.F. Coppoli wyświetlany w kinie „MOSKWA” w Warszawie w grudniu 1981 roku Strona 13 Był początek roku 1982, Warszawa. Dla wielu z czytających jest to prehistoria. Trwał stan wojenny. Znajomy bardzo mocno zaangażowany w działalność związkową, zdołał uciec przed internowaniem i działał w nielegalnych strukturach „Solidarności”. Miał bardzo ważną przesyłkę do przekazania na drugi koniec miasta. Została polecona mu pewna starsza pani jako osoba godna zaufania do przetransportowania tej przesyłki. Punktualnie na jego „melinie” zjawiła się sympatyczna staruszka. Niepozorna, „szara myszka”. Znajomy zwątpił czy to dobry pomysł, by takiej osobie przekazywać tak ważne zadanie. Zaczął więc jej tłumaczyć, żeby uważała na szpicli, żeby sprawdziła dyskretnie czy nie jest śledzona, jak ma się zachować wsiadając czy wysiadając z autobusu, tramwaju itd. Jednym słowem szybki kurs konspiracyjny. Staruszka słuchając tego wszystkiego dobrotliwie się uśmiechała. Znajomy miał coraz większe wątpliwości. Na koniec zapytał: - Czy pani to wszystko dobrze zrozumiała? - Kochany, byłam kurierem Komendy Głównej Armii Krajowej, - po czym zabrała z rąk zażenowanego znajomego pakunek. Prawda ekranu? Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Obejrzałem „kontrowersyjny” film, „Nasze Matki, nasi ojcowie”, film który „wstrząsnął” podobno polską opinią publiczną. Nasze „gadające głowy” tak się rozpisywały nad tą szmirą, jakby stanowiło to płatny marketing dla tego filmu. W mej skromnej ocenie jest to film zrobiony wg zasady, „coś trzeba nakręcić, ale nie wiemy co”… Sam scenariusz i sugestia, że narrator i bohaterowie to Osoby autentyczne zalatuje już goebelsowską propagandą, choć wykonanie filmu muszę uznać za dobre, a wyraźnie widać w nim wpływ „Stalingradu”, który dla mnie jest jednym z najlepszych filmów wojennych. Film o „dobrych Niemcach, szlachetnym i rycerskim Wehrmachcie” i stojących ponad tym okrutnych nazistach z SS i Gestapo ma za zadanie przedstawienie obecnemu pokoleniu Niemiec, nową historię wojny… Ale też niewiele się różni od PRL-owskich „Czterech pancernych i psa”. Można by nawet powziąć tezę, że został na nich wzorowany, z tym, że zamiast psa mamy tutaj Żyda. Dla mnie film jest pełen bzdur, kłamstw historycznych i zwyczajnej „szwabskiej propagandy” i choć warsztat jest niezły, niezłe zdjęcia i efekty, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że robiony był „pędzikiem” i „scheis” z tego wyszło. Żydowski krawiec chodzący wolno po Berlinie w 1941 roku, wygląda podobnie idiotycznie jak przyjaźni „razwiedcziki” starszyny Czernousowa. Tak się złożyło, że partyzantów Armii Krajowej znałem kilkunastu, z kilkoma blisko się przyjaźniłem i przyjaźnię nadal z tymi, którzy jeszcze są wśród nas. Ale niebawem Ich zabraknie i wtedy kto da świadectwo tamtych czasów? Czy damy w imię „poprawności politycznej” pluć na polski mundur i Kotwicę Polskiego Państwa Podziemnego, czy zdecydujemy się wreszcie kopnąć w to, w co trzeba tych wszystkich, którzy te symbole obrażają. No i smaczek najlepszy… czołg T-34/85 o numerze taktycznym „102” i rozmazanym napisem na burcie dziwnie układającym się w doskonale nam znane imię czołgu. Pomijając fakt, że w polskiej armii czerwonej Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 14 Jarosław Dybowski Piątka przyjaciół, to żywo załoga „RUDEGO”… Dylematy moralne jakie przeżywali bohaterowie filmu są tak naciągane, a aktorstwo w tychże scenach żałosne. Awantura jaka wyniknęła w Polsce (a raczej w polskich mediach) dotycząca sceny z udziałem Akowców i pociągiem wiozącym Żydów do obozu, to zwyczajna prowokacja, opracowana bez żadnego sensu, choćby z powodu ubrania części tych ludzi w obozowe pasiaki, jak i fakt pozostawienia im w dyspozycji noży. Obydwie sytuacje są bezmyślne jak i cały film, a do łez rozśmieszyła mnie scena w której polscy chłopi mają w chałupach karabiny (!)…, już widzę jak Niemcy pozwalają Polakom trzymać broń w obejściu i oficjalnie strzelać. Przedstawienie polskich Partyzantów, a szczególnie ich dowódcy jako prostaków i bandyckich antysemitów ma bezpośredni związek z propagandą „polskich obozów zagłady” i metodycznym działaniem na szkodę Polski i Polaków. Strona Zemsta Obergefreitra Kugla podczas II wojny nie było takiego numeru taktycznego, a powstał na potrzeby książki Janusza Przymanowskiego i zawołania „wszystko gra na 102” jest to wyraźne odwołanie się do „Czterech pancernych i psa”. I trudno tutaj mówić o przypadku, a o celowej prowokacji, bo w naszej opowieści „RUDY” dotarł do Berlina, a tutaj spłonął zapewne po bohaterskiej akcji Volkssturmu. Obydwa te seriale, (choć pierwszy zawsze oglądam z przyjemnością) miały ten sam cel, wmówić kolejnemu pokoleniu inną, dziś jedynie właściwą historię czasów ubiegłych. Nam wmawiano „przyjaźń polsko-radziecką”, dzisiejszym młodym Niemcom wmawiają „rycerski Wehrmacht” i w obydwu serialach jest tyle propagandy i kłamstwa, że trudno się dziwić producentom, że skalkowali historię pięciu przyjaciół na tle wydarzeń historycznych, chcąc osiągnąć swe cele polityczne. Jedynym jednak zamysłem Autorów było jednak to, by była to „historia jedynie słuszna”. Jestem wdzięczny Telewizji Polskiej, że mimo nacisków „wszechwiedzących” zdecydowano się na emisję tego filmu. Wdzięczny za to, że nie pozostawiono Polaków na pastwie dziennikarzy i politykierów chcących ugrać na tym „wydarzeniu” swoją kartę wyborczą. Bo przecież dziennikarze i filmowcy zrobią i artykuł i film zgodnie z linią programowo-polityczną wydawcy i producenta. W tym wypadku dano nam jednak szansę wyrobienia sobie własnego poglądu, bez cenzury i jak widać po oglądalności filmu decyzja ta była słuszna. Wara Zbigniew Kabata „Bobo” Było nas trzysta pięćdziesiąt tysięcy, a z etapami było znacznie więcej. Przy takiej liczbie niech się nikt nie łudzi, że był to huf aniołów, a nie ludzi. Byli wśród nas ludzie wielce i mali, ludzie ze słomy i ludzie ze stali, ludzie którzy własne gniazda słali i ludzie którzy o siebie nie dbali. I nie zawsze najlepsi między nami byli ci ze srebrnymi wężykami. I nie zawsze w partyzanckie szli lasy ci którzy dziarsko trzaskali w obcasy. Lecz nad wszystkimi, nimbem uwieńczona, z najzdrowszej miazgi narodu zrodzona, nawet przyziemnych ku szczytom wznosiła Armia Krajowa - ideał i siła. W bólu zrodzona, w ogniu hartowana, najlepszych synów krwią scementowana, całość co sumę członków przewyższała, Armia Krajowa - wezwanie i chwała. Proszę bardzo, nieprzychylny historyku, szukający dawnych dziejów wersji nowej, ile tylko chcesz nas akowców krytykuj ale wara ci od Armii Krajowej. Strona 15 29 czerwca 1997 Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 16 Strona Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Major „Ponury” Szare Szeregi Mgła wschodzi z lasu Panie Majorze Wiatr się po lesie chaszczy jak ptak Już się szkopy nie tułają po borze Niejednego przez nas trafił szlag. Gdzie wichry wojny niesie wiatr, Tam zza rogów stu, Stoi harcerzy szara brać. I flaga biało-czerwona. Jutro do wsi pewnie zajdziemy Pies nie szczeknie - przecież my swoi U mej matuli cokolwiek zjemy Potem śpiewaniem do snu ukoi... Szare Szeregi, Szeregi, Szare Szeregi, W szarych mundurach Szara harcerska, brać. I dobrze odpoczniem nim odejdziem w góry, Lecz do Pan Major taki ponury? Nie straszny nam już wojny czas, Ni strzał zza rogów stu, Stoi pod krzyżem szara brać, Opaska biało-czerwona. Do diabła ze śmiercią, Panie Majorze Pan szedł z nią razem w trzydziestym dziewiątym Potem trza było się z wojskiem łączyć I mieczy ostrzyć daleko za morzem. Szare Szeregi, Szeregi... Chwycił butelkę pełną benzyny I wybiegł na drogę z nią. Krzyknął do swoich: „Czuwaj! chłopaki” I zginął za biało-czerwoną. Myśmy czekali, bo wodza brakło I chytry zwierz, co walczy bez oka Wieści przesłali słowo się rzekło Mim biały orzeł z góry spikował... Szare Szeregi, Szeregi... I w piersi wroga wbił swe pazury, Lecz co Pan Major taki ponury? To nie był taki zwyczajny bój, Lufa się zgrzała jak klucze od piekła Mocno się wrzynał w kieszeni nabój I każda chwila się w wieczność wlekła... Strasznie Pan dostał Panie Majorze Jak mi Bóg miły nie mogło być gorzej Krew się przelała prze głębokie rany Archanioł Michał otworzył bramy.... Pozdrówcie ode mnie Świętokrzyskie Góry Szepnął i skonał Major Ponury Strona 17 Skonał i odszedł odnaleźć swe góry Serca bohater Major Ponury.... Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Historia konstrukcji Jeszcze przed odrzuceniem w 1935 roku przez Niemcy ograniczeń traktatu wersalskiego (zakazującego m.in. prac nad pistoletami kalibru 9 x 19 mm Parabellum) prowadzono prace nad nowym pistoletem, który miał zastąpić drogi i skomplikowany w produkcji pistolet P08 Parabellum. Prace prowadzono w ścisłej tajemnicy w firmach Mauser i Walther. Pierwszą propozycją Walthera był Walther PP w wersji kalibru 9 x 17 mm Short, ale został odrzucony, ponieważ Reichswehra żądała broni kalibru 9 x 19 mm. Następną propozycją był Militärpistole (MP, później określany jako MP I), będący powiększonym Waltherem PP. W latach 1930-32 wykonano cztery prototypy tego pistoletu. Podobnie jak w PP zastosowano zamek swobodny, czego skutkiem była duża masa pistoletu. W 1932 roku powstał prototyp MP II z zamkiem półswobodnym. Został on oceniony jako konstrukcja lepsza niż MP I, ale armia uznała, że nowy pistolet musi mieć zamek ryglowany. Zastrzeżenia budził także mechanizm uderzeniowy z kurkiem zewnętrznym. Nowe wymagania wojska żądały pistoletu z kurkiem lub bijnikiem wewnętrznym. Kilka egzemplarzy AP zostało przekazanych do testów armii. Testy wypadły pomyślnie, ale testujący pistolet postulowali przywrócenie kurka zewnętrznego. W efekcie powstał prototyp MP V z kurkiem zewnętrznym i nowym zamkiem o pogrubionych ściankach. Pomimo że wprowadzenie kurka zewnętrznego było żądaniem armii, znowu pojawiły się głosy, że taka konstrukcja jest mniej bezpieczna i że lepszy będzie jednak kurek zakryty. Fritz Walther postanowił, że nie będzie czekał, aż armia niemiecka zdecyduje, jaki kurek jest lepszy, i postanowił w 1938 roku rozpocząć produkcję seryjną pistoletu pod oznaczeniem HP (Heerepistole). Seryjne egzemplarze różniły się od MP V wprowadzeniem samoczynnej blokady iglicy, zabezpieczającej broń przed wystrzałem w przypadku uderzenia w zwolniony kurek. Pierwszym kupcem była armia szwedzka, która wprowadziła do uzbrojenia Walthera HP jako Pistol Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 18 Pistolet Walther P38 – niemiecki pistolet samopowtarzalny skonstruowany przez Fritza Walthera i produkowany od 1938 do 2004 roku. W 1934 roku powstał prototyp MP III. Była to konstrukcja zbudowana od podstaw, na żądanie wojska wyposażona w lufę zewnętrzną, zamek ryglowany ryglem wahliwym i kurek wewnętrzny. Ponieważ testy wykazały, że zamek obejmujący lufę tylko przy pomocy dwóch niepołączonych ramion ma niską trwałość, w następnym prototypie oznaczonym jako MP IV oba ramiona połączono mostkiem. Wyniki prototypu MP IV były na tyle dobre, że Fritz Walther zdecydował o wyprodukowaniu krótkiej serii informacyjnej tego pistoletu. Wyprodukowane egzemplarze oznaczono jako AP (Armeepistole). Poszczególne egzemplarze pistoletów AP różnią się długością lufy i konstrukcją zamka. Strona Pistolet Walther P.38 Opis konstrukcji Pistolet działa na zasadzie krótkiego odrzutu lufy. Ryglowany za pomocą niesymetrycznego pionowego wahliwego rygla umieszczonego pod lufą. Zasilany jest z jednorzędowego magazynka pudełkowego o pojemności 8 nabojów, miał ponadto wskaźnik obecności naboi w komorze. Mechanizm uderzeniowy kurkowy z kurkiem obrotowym odkrytym. Posiadał mechanizm spustowy z samonapinaniem oraz nastawny bezpiecznik skrzydełkowy, zabezpieczający przed przypadkowym strzałem i wewnętrzny bezpiecznik samoczynny, uniemożliwiający oddanie strzału przy niecałkowitym zaryglowaniu przewodu lufy. Celownik stały na 50 m. Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 19 W następnych latach produkcja rozwijała się. Poza zakładami Walthera w Zella-Mehlis P38 był produkowany także w zakładach Mausera w Oberndorfie (od 1942 roku), a od 1943 roku także w Spreewerke AG w Berlinie. W sumie do końca II wojny światowej wyprodukowano 1,32 mln sztuk. Jednocześnie z produkcją pistoletów dla Wehrmachtu zakłady Walthera produkowały HP na rynek cywilny. Wyprodukowano też krótkie serie HP w kalibrach: 7,65 x 21 mm Parabellum, .38 ACP (9 x 23 mm) i .45 ACP (11,43 x 23 mm ). Powstała krótka seria pistoletów P38 ze szkieletem aluminiowym. W 1944 roku wyprodukowano również serię pistoletów HP wyposażonych w skróconą lufę (w literaturze określaną jako „Gestapo-Modell”). Powstała także wersja uproszczona, w której zamek wykonany z blachy obejmował całą lufę, ale nie była ona produkowana. Po zajęciu zakładów Mausera w Oberndorfie przez Francuzów produkcję P38 kontynuowano, tym razem dla armii i policji francuskiej. Do maja 1946, kiedy produkcję wstrzymano, wyprodukowano 65 755 pistoletów. Zakłady Spreewerke zostały zajęte przez Rosjan, one także kontynuowały produkcję Waltherów po wojnie (dla enerdowskiej milicji). Zakłady Walthera w Zella-Mehlis zostały zajęte przez Amerykanów. Ponieważ Turyngia znalazła się w radzieckiej strefie okupacyjnej, Amerykanie wkrótce się wycofali. Rosjanie wyposażenie zakładów wywieźli do ZSRR, a budynki wysadzili. Fritz Walther zdołał przedostać się do zachodniej części Niemiec. W Ulm w Badenii-Wirtembergii otworzył zakład zajmujący się produkcją mechanicznych kalkulatorów. Z czasem jego nowa firma zaczęła się zajmować remontami broni strzeleckiej. W 1958 roku wznowiono produkcję HP pod oznaczeniem P38. Po wyprodukowaniu 200 egzemplarzy zaczęto produkcję pistoletów z aluminiowym szkieletem. Właśnie ta wersja stała się w 1963 roku przepisowym pistoletem Bundeswehry jako P 1. Pistolety ze szkieletem aluminiowym produkowane na rynek cywilny zachowały oznaczenie P38. W 1974 roku rozpoczęto produkcję pistoletu P38K. Pomimo podobnego wyglądu i oznaczenia, była to nowa konstrukcja z P38 mająca niewiele wspólnego. Już w czasie drugiej wojny światowej używane były Walthery P38, wyposażone w dołączany tłumik dźwięku (nie zachował się żaden egzemplarz tej broni). Po wojnie pojawiła się wersja z integralnym tłumikiem dźwięku, produkowana dla Arabii Saudyjskiej przez brytyjską firmę Cogswell & Harrison (ta sama firma produkowała tłumiki wytłumionych wersji STENa). Wzorując się na tej wersji, w zakładach Walthera Siegfried Hübner i KarlHeinz Walther opracowali na początku lat sześćdziesiątych wytłumioną wersję P38SD. W 1963 roku rozpoczęto licencyjną produkcję we francuskich zakładach Manurhin (pod oznaczeniem P1). Pistolety produkowano na potrzeby rynków, na których nie mogły być sprzedawane pistolety niemieckie (np. dla policji Berlina Zachodniego). Produkcję Walthera P38 zakończono pod koniec 2004 roku. Strona m/39. Szwedzi otrzymali tylko 1500 z zamówionych 11 000 pistoletów. Dalsze dostawy zostały wstrzymane po przyjęciu HP do uzbrojenia Wehrmachtu jako P38. Pomimo wprowadzenia pistoletu do uzbrojenia do kwietnia 1940 roku zakupione pistolety były magazynowane i nie dostarczano ich jednostkom wojskowym. 20 Strona Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 XXIX Rajd „Szlakami Jędrusiów” www.jedrusiowy.starachowice.zhp.pl Strona 21 W dniach 14-16 listopada 2014 r. już po raz 29-ty odbył się Harcerski Rajd „Szlakami Jędrusiów”. Rajd i zlot organizowany był przez XI Szczep im. Bohaterów Westerplatte i Hufiec ZHP Starachowice w ramach projektów finansowanych przez Urząd Marszałkowski Województwa Świętokrzyskiego, Starostwo Powiatowe w Starachowicach i Gminę Starachowice. W tym roku trasami naszego rajdu wędrowało ponad 250 zuchów i harcerzy z całej Polski (Nadarzyn, Ostrowiec Św, Rzeszów, Staszów, Szumsko, Łódź, Kielce, Starachowice) trzema trasami (1 i 2 były trasami pieszymi, 3 trasa była autokarowa (zlotowa). Trasa 1 (Wędrownicza) wystartowała już w piątek o godz. 9:07, a uczestniczy musieli się zmierzyć z dość sporym dystansem przez Rezerwat Wykus, aż do Harcerskiego Ośrodka Obozowego „Lubianka” gdzie czekał na nich gorący żurek i herbata. Trasa 2 (Harcerska) również wystartowała w piątek z Wąchocka o godz. 9:02, harcerze maszerowali przez kapliczkę św. Jacka i punkt po punkcie bardziej wczuwali się w motyw rajdowy czyli „Konspirację” ,następnie doszli do budynku Hufca ZHP Starachowice gdzie czekał na nich gorący żurek i spotkanie z kpt. hm. Stefanem Derlatką który opowiadał o ciężkich okupacyjnych czasach. Pierwszy nocleg dzięki gościnności księdza proboszcza Grzegorza Roszczyka znajdował się w starej kaplicy na Łazach. Po partyzanckim kominku przyszła pora na sen. Następnego dnia uczestnicy rajdu zmotywowani wyznaczoną godziną rozpoczęcia uroczystości wyruszyli na miejsce zlotu przy mogile partyzanckiej. Uroczysty zlot rajdu w 70 rocznicę bitwy tychowskiej rozpoczął się 15 listopada o godz. 12.00 W tym roku na zlocie XXIX Harcerskiego Rajdu „Szlakami Jędrusiów” pod tychowską mogiłą pojawiło się ponad 300 osób z całej Polski (nie tylko harcerze, ale także kombatanci, słuchacze Uniwersytetu III Wieku, członkowie Stowarzyszenia „Semper Fidelis” ze Starachowic, „Orlęta Armii Krajowej” z Kielc oraz Harcerska Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Odwet” z Łodzi. Uroczystym apelem zlotowym o godz. 12:00 wszyscy oddali hołd poległym partyzantom - „Junakowi” i „Kokoszce”. Jak co roku w tym wydarzeniu uczestniczył jeden z ostatnich żyjących „Jędrusiów” Jan Gałuszka ps. „Mizerny” z Krakowa. Mimo sędziwego wieku i odległego miejsca zamieszkania jest z nami zawsze i to jest jeden z motorów napędowych tego rajdu, drugim są oczywiście sami uczestnicy. Obecna była także rodzina jednego z poległych partyzantów – Jana Krali „Kokoszki” z Trzcianki. Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Rozkaz Panie Kapitanie! Melduje się plutonowy Korkuć Dominik z drużyny saperów naszego pułku. Proszę Pana Kapitana o przekazanie mnie w ręce żandarmów z poleceniem rozstrzelania, bo nie wykonałem rozkazu na polu walki. Znaczy rozkazu wysadzenia mostu na Żyżmie, pod Solecznikami Wielkimi. Pan Kapitan ledwo słucha, bo też zmęczony i śpiący, a ja i tak muszę wszystko opowiedzieć. Pan porucznik Trybułtowski kazał wysadzić jak tylko sowiety pokażą się na linii horyzontu, bo tam takie troszeczki górki byli, że i widać z daleka. Tak my po minowaniu przytaili się i czekali. Minowali jak zwykle. Materiał założyliśmy na podpory skrajne i pośrednie, na dźwigary i te wszystkie inne urządzenia - krótko mówiąc - jak na poligonie. Połączyliśmy wszystko jak trzeba i czekaliśmy. Czekali my szesnaście godzin, w których przeszło przez ten most musi ze cztery tysiące narodu. Cały ten czas szła ludność cywilna, co to wiedzieli jeszcze z dwudziestego roku jak bolszewik obchodzi się z ludźmi. Jak oni zdążyli przejść przed tymi ruskimi czołgami to ja i nie wiem, ale i ludzie szli i żywioła, nawet nie poganiana, też była uciekająca przed tą czerwoną zarazą. Pan Kapitan daruje co mój meldunek tak się przeciąga, choć ja i sam ledwo na nogach trzymam się. Mam usiąść? Dziękuję, Panie Kapitanie. Zawsze Pan był nam jak matka. Cztery tysiące... Może i więcej, Panie Kapitanie, ale żołnierzom już i rachunek był pomylił się. Przez te szesnaście godzin przeżyli my trzy naloty hitlerów, którzy strzelali do wszystkiego. Ja żesz pod Solecznikami urodził się to i znał każdego. Nawet ciućku od Darula z Taboryszek, co biegł za uciekającą rodziną, też razem z nimi zarąbali z kulomiotów. A mostu nie ruszyli. Po tych szesnastu godzinach, kiedy na moście jeszcze pełno było tych cywilów naszych pokazały się na dwa kilometry odległe ruskie tanki. My nie mieli jak z nimi załatwić się. Miałem przydzieloną jedną rusznicę przeciwpancerną, a jak skrzynkę z amunicją do niej otworzyliśmy to okazało się, że tam tylko troszku pociętych jakichś rurek, czy innego paskudztwa z metalu, żeby ciężar odpowiadał. Ot! Jak ja zobaczył ile narodu przechodzi przez most i z drugiej strony, jak ja zapamiętał twarz Pana porucznika Trybułtowskiego, kiedy mnie wydawał rozkaz wysadzenia, a jeszcze jak mnie pokazały się przed oczami te wody, co one po wysadzeniu mostu i tych wałów przy nim mogli zalewać pola aż do Taboryszek, tak ja i kazał swoim ludziom odejść jak tylko prędko potrafią i został się tylko z tym tutaj saperem Darulem. Czołgi podjeżdżali, a my widzieli tylko zalane pola, pobitych Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 22 Kazimierz Laskarys Strona Jak co roku na uroczystym apelu zlotowym nadano Plakietki „Oznaki Jędrusiowej” – Honorowe: płk dr Mieczysławowi Korczakowi hm Mirosławowi Szlęzakowi hm Dariuszowi Kanclerzowi, oraz II-go i III-go stopnia, a 100 Rzeszowska Drużyna Harcerska im. Jędrusiów została przyjęta do Środowiska. Z rąk komendantki hufca hm. Małgorzaty Ślaskiej zieloną podkładkę podharcmistrzyni odebrała druhna Katarzyna Dulęba z Wielkiej Wsi. W imieniu komendy hufca ZHP Starachowice oraz środowiska kombatantów i harcerzy „Jędrusie” pamiątkową statuetkę i podziękowanie za wieloletnią opiekę nad grobem bohaterów dla Lasów Państwowych Nadleśnictwa Starachowice odebrali panowie Jan Kaczorowski i Piotr Dygas. W szczególny sposób w rocznicę bitwy tychowskiej starachowickim harcerzom podziękował Jan Gałuszka „Mizerny” wręczając im pamiątkowy grawerton. Przewodnicząca kapituły „Harcerskiej Oznaki Jędrusie” hm. Małgorzata Ślaska otrzymała także z rąk hm. Wojciecha Pawlikowskiego, syna partyzanta Zbigniewa Pawlikowskiego „Mimiego” – buławę Szefa środowiska „jędrusiowego”. Szef Harcerskiej Służby Porządku Publicznego Starachowice phm. Mateusz Ślaski przekazał także podziękowania za pomoc w tworzeniu i działaniu grupy Panu Staroście Starachowickiemu Andrzejowi Matyni, Pani Elżbiecie Pryciak – Prezes Stowarzyszenia „Bezpieczny Powiat Starachowicki” oraz Komendantce Hufca ZHP Starachowice hm. Małgorzacie Ślaskiej. Minutą ciszy zebrani uczcili pamięć wszystkich poległych i zmarłych kombatantów, harcerzy i przyjaciół „Jędrusiowego środowiska” . Szczególne słowa popłynęły do „ikony Jędrusiowej partyzantki” – Zbigniewa Kabaty, który w lipcu b.r. odszedł na Wieczną Wartę w odległej Kanadzie. Po zapaleniu zniczy i złożeniu kwiatów pod pomnikiem uczestnicy mogli obejrzeć sprzęt i umundurowanie grupy rekonstrukcyjnej , skorzystać ze strzelnicy ASG, oraz spróbować harcerskiej grochówki z kuchni polowej. Po apelu zlotowym uczestnicy udali się do ZSZ nr 1 przy ulicy Radomskiej. Tam wspólnym śpiewem i pląsami czekali na apel końcowy który miał miejsce w niedzielę o godz. 10:00. www.romb.org.pl Witamy wszystkich sympatyków i osoby zainteresowane naszymi działaniami. Na wstępie kilka słów o Ruchu Obywatelskim Miłośników Broni. Idea powstania takiej organizacji nie jest nowa. Wszyscy o tym myśleliśmy, szczególnie wtedy gdy osobiście doświadczaliśmy lekceważenia i aroganckiego stosunku urzędników do naszych praw, celów czy pasji. Dzisiaj wiemy, że bez podjęcia wspólnych wysiłków mających na celu zmianę tej sytuacji dalej będziemy traktowani jak niewolnicy. Organizacja którą powołujemy do życia to organizacja obywateli. Ludzi których łączy wspólny cel NORMALNOŚĆ! „Najmocniejszym powodem, by utrzymać prawo do posiadania i noszenia broni przez ludzi jest to, że stanowi ono dla nich ostateczny środek do obrony przed tyranią rządu.” Thomas Jefferson (1743-1826) - amerykański prezydent Nasza organizacja nie nabrała jeszcze formalnego kształtu. Oczekujemy że wszyscy, którzy chcą coś zmienić dołączą do nas. Głos każdego jest ważny. Każdy, jeżeli tylko będzie miał chęć może tworzyć ROMB. Z radością przyjmiemy wszystkie propozycje czy pomysły (konferencja programowa). A z jeszcze większą chęć działania! Celem, jaki chcemy osiągnąć jest ustanowienie i utrzymanie jednoznacznych zasad regulujących dostęp do Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 23 Ruch Obywatelski Miłośników Broni broni dla praworządnych obywateli. Najbardziej aktywni z nas mogą liczyć na uznanie środowiska i satysfakcję, że stworzyli coś ważnego nie tylko dla miłośników broni. Coś, co może jak lawina zmieść stare przyzwyczajenia i układy - a nam dać wreszcie zwykłe, uczciwe, służące nam wszystkim Państwo, z którego będziemy dumni. W organizacji jest miejsce dla każdego. Dla tych, którzy chcą aktywnie działać i mają na to czas i hart ducha. Dla tych, którzy wierząc w cele ROMB-u mogą wspomóc działania organizatorów choćby samą obecnością, a także dla tych którzy będą nas wspomagać choćby dobrym słowem. Każdy głos poparcia się liczy. Musimy pokazać, że są jeszcze w naszym kraju ludzie którzy nie pogodzili się z tym jak jesteśmy traktowani. Jesteśmy świadomi, że nasze dzieci i wnuki będą żyły w takim kraju jaki im zostawimy. Sama idea leżąca u podstaw powołania ROMB-u, czyli doprowadzenie do przestrzegania prawa w zakresie działania Ustawy o Broni i Amunicji, wydaje nam się pierwszym krokiem do celu. A celem ważniejszym jest doprowadzić do normalności w każdej dziedzinie życia w Polsce. Myśląc takimi kategoriami w naszej organizacji jest miejsce także dla osób nie będących sympatykami broni. Zarząd ROMB Strona ludzi, co na moście jeszcze byli i te złotówki nasze, srebrne, przez nich na Fundusz Obrony Narodowej składane, z Darem Pomorza i Marszałkiem, a nawet i papierkowe z Emiliją Plater, co to ich trzeba było ze Skarbu Państwa wydać na budowę mostu. Tak i dlatego my nie zdetonowali. Chciał ja sobie w łeb strzelić, ale Darul mnie ViS-a odebrał, bo silniejszy i rzucił do Żyżmy, a potem złapał za karszeń i przyszli my tutaj do Pana Kapitana. No i proszę ja o rozstrzelanie, bo już mnie nie żyć nie wykonawszy rozkazu... Ptaki ptakom Na orlackim biwaku W ostatnim dniu czerwca na zaproszenie Pana komendanta Pomiana przybyliśmy na biwak „Orląt...” . Jeden dzień wyrwany z pracowitego tygodnia musiał nam wystarczyć na poznanie pracy naszych Przyjaciół. O 7-mej rano stawiliśmy się w Gielniowie czekając na kontakt z Panem Komendantem, niebawem zadzwonił telefon z pytaniem, gdzie jesteśmy? Szczegółowy instruktaż nawigacyjny doprowadził nas o miejsca biwakowania patrolu Orlaków. Miejsce to szczególne, na zarosłych lasem ruinach partyzanckiej wsi Stefanów stoi podmurowany taras i kamienny mur, na którym są zawieszone tablice poświęcone poległym mieszkańcom wioski. Wszyscy jeszcze spali, gdy Komendant Pomian witał nas na obozowisku, podczas gdy sierżant Dragon oprawił sarnią nogę otrzymaną dzień wcześniej od leśniczego z przeznaczeniem na gulasz myśliwski. Obowiązkowa herbata została zastąpiona tym razem przez słynną kawę Romka, którą to już sławny się stał na ostatnim Świętokrzyskim. Oczywistym ciągiem dalszym było skromne biwakowe śniadanie (chleb, dżem i żółty ser), po którym to nie można było się spodziewać specjalnych atrakcji kulinarnych, jednakże klimat ciepłego letniego poranka w głębokim lesie całkowicie zmienił nasze odczucia. Prawie dwugodzinna gawęda Komendanta o historii wioski Stefanów, o majorze Hubalu i zmaganiach 25 pp. Leg. Armii Krajowej we wrześniu 1944 roku poprowadziła nas leśnymi duktami, które jeszcze 60 lat temu były ulicami wioski, a zarośnięte paprociami i pokrzywami wzgórki okazywały się zawalonymi domami i jedynie nieliczne owocowe drzewa wskazywały, że kiedyś zamiast mieszanego lasu istniała tu ludzka osada. Zwiedzanie pozostałości wioski przekształciło się w prawie 15-to kilometrowy spacer przerywany szczegółowymi opisami miejsc, w których stała chałupa tej czy innej Rodziny. Przy udziale Romka została zorganizowana gra taktyczna, zakończona symulowanym (w pełni zgodnym z Regulaminami Wojska Polskiego) strzelaniem z replik broni bojowej. Sam sobie się dziwiłem, że mimo swego wieku i nabytego mimochodem ciężaru podołałem tym zadaniom. Kilkugodzinne ganianie się po lesie z „kałachem” i wypatrywanie „wrogiego” patrolu, a potem zasypanie go gradem plastikowych kulek nieco zmienia perspektywę na moje 45 lat życia. Klęskę „wroga” dopełnił Roman obrzucając wąwóz z którego przeciwnik się ostrzeliwał kilkoma granatami dymnymi i hukowobłyskowymi. Na moją propozycję by położyć na dnie wąwozu w którym szykowaliśmy zasadzkę pojemnik z Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Strona Film „Ptaki ptakom” podejmują temat walki Ślązaków z Niemcami we wrześniu 1939 roku. Oprócz doświadczonych żołnierzy, zwykle byłych powstańców śląskich, pod bronią znalazły się wtedy niemal dzieci - harcerze i harcerki. To właśnie na nich hitlerowcy dopuścili się największych okrucieństw. Gdy zdobyli obleganą przez ponad dobę wieżę spadochronową, zaczęli po prostu zrzucać młodocianych obrońców z kilkudziesięciometrowej wysokości. Te i inne wydarzenia dokumentuje skromny, lecz rzetelny film Pawła Komorowskiego. Katowice, wrzesień 1939 roku. W mieście odbywa się defilada oddziałów hitlerowskich. Na jej cześć wiwatują, spędzone wcześniej z tej okazji, tłumy. Do jednego z oficerów zbliża się dziewczyna z bukietem kwiatów. Rozlega się strzał. Oficer pada na ziemię zalany krwią. To pierwsza scena filmu. Resztę akcji pokazano w retrospekcjach kilkorga bohaterów. Hitlerowcy prowadzą ich do karetki więziennej, by przewieźć na miejsce rozstrzelania. Wśród skazanych są m.in. nauczyciel Karol Profaska (Henryk Bista w głównej roli!), górnik Sobek, harcerze Wilim i Danka. Karetka rusza, skazańcy zaczynają wspominać. Karol nie dotarł na czas do swojej jednostki. Gdyby zdążył, opuściłby wraz z wojskiem Katowice, zostawiając je na pastwę najeźdźcy. Zamiast tego przydzielono go do oddziałów samoobrony. Przypadek sprawia, że ku swemu zdumieniu zostaje dowódcą formacji. Ważny punkt obserwacyjny, wieżę spadochronową, obsadzają harcerze. Kiedy grupa Profaski wyrusza na patrol, zostają sami. Jak się później okaże - do końca. W mieście nasilają się walki. Układ sił jest taki, że od początku wiadomo, kto zwycięży. 24 Jarosław Dybowski Strona 25 gazem pieprzowym i by w odpowiednim momencie przestrzelić go z wiatrówki wywołał głośny śmiech i natychmiastowe udanie się całego patrolu „nieprzyjaciół” po maski p-gaz. Najśmieszniejsze było to, że nawet nikt nie zaprotestował, a pomysł został uznany za kolejny ciekawy element zajęć. Ja oczywiście żartowałem, ale młodzieńcza fantazja Orlaków od razu podsunęła im kolejny pomysł i zamiast gazu pieprzowego zastosowano duży pojemnik z dezodorantem do stóp znanej marki. Atrakcją na strzelnicy było używanie oryginalnego karabinka Kałasznikowa (AKS) wyprodukowanego w 1961 roku, oczywiście pozbawionego sprawności technicznej, ale w pełni oddającego ciężar, kształt i działanie. Kolejną atrakcją były pokazy strzelania z bandoletów skałkowych na czarny proch dymny. Kilkanaście oddanych strzałów w powietrze robi wrażenie na każdym, a zapach dymu z lufy snuł się do wieczora po lesie. Wieczór zakończyliśmy późno obiecanym „myśliwskim” gulaszem z sarny, który przyrządził dla nas leśniczy, a o którego aromacie i smaku wspominać nie będę z racji posiadania ludzkich uczuć, było przepyszne. Gdy w nocy opuszczaliśmy z Romkiem biwak, wszyscy przygotowywali się do nocnego wymarszu na ciąg dalszy zajęć, których jednak przebiegu nikt z dowództwa biwaku nie chciał nam zdradzić. Wracaliśmy więc do Łodzi pełni ciekawości czym jeszcze kiedyś Komendant Pomian i jego Drużyna nas zaskoczy w przyszłości. Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Strona 26 Moje i kilka wcześniejszych pokoleń telewizyjnych Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Już niedługo zasiądziemy tradycyjnie do wigilijnego stołu. - Błyszcząca na zimowym niebie gwiazda znów ogłosi nam Zbawcę, nadzieję i pojednanie. I znów jak co roku, zostawimy przy wigilijnym stole dodatkowe nakrycie i wolne krzesło dla pielgrzyma z daleka, dla kogoś, kto zabłąkał się w szerokim świecie. Może w tym roku powróci? Takie wolne miejsce przy stole jest też w jednym z miechocińskich domów nie opodal kościoła. Mieszka tu wraz z córką pani Garbosiowa. Patrzy na to puste krzesło już w kolejną 48 noc wigilijną i nie obce uwierzyć, że nigdy już nie zasiądzie tu jej syn, Czesiu Garboś. Czeka, wspomina i wciąż wierzy... Czesiu Garboś urodził się 15 października 1921 r. w Miechocinie, gdzie chodził do szkoły podstawowej. Był pilny, chętny do nauki. Matka postanowiła wykształcić, syna, dać mu jak najlepsze przygotowanie do życia. Czesiu kontynuuje naukę w tarnobrzeskim gimnazjum. W roku wybuchu II wojny światowej otrzymuje tzw. małą maturę. Wspaniała, prężnie działająca na terenie szkoły organizacja ZHP pociąga go swoją atrakcyjnością i ideałami. W 1934 r, 30-go listopada składa na ręce drużynowego drużyny im. gen. H. Dąbrowskiego druha hm Ignacego słonki przyrzeczenie harcerskie i otrzymuje książeczkę nr L 25213 oraz Krzyż. Harcerstwo ta prawdziwa szkoła patriotyzmu i człowieczeństwa pozwoliła Czesiowi zetknąć się z wieloma wspaniałymi, znanymi z historii ludźmi: I. Płonką, Zdzichem de Villem, braćmi Dąbrowskimi, T. Szewerą i wielu innymi późniejszymi konspiratorami, o których losy będzie się dopytywał w listach z obozu... Druh Czesiek Garboś był również jednym z najwierniejszych uczniów por. Józefa Sarny. Był jednym z tych, którzy wraz z porucznikiem zakopywali na dziedzińcu starostwa szkolne karabiny. Por. J. Sarna pozostał wraz z garstką obrońców na nadwiślańskich szańcach na zawsze. Cześka i innych skierował: za San, nie wiedząc, że jakakolwiek dalsza walka jest już praktycznie bez sensu. W okolicach Hrubieszowa chłopcy zostali na swoje szczęście, czy nieszczęście osaczeni przez Niemców. Przedzierając się lasami, wrócili po miesiącu do Tarnobrzega. Wkrótce po powrocie, pod koniec października 1939r. dh Czesiek został przez swego kolegę, Zdzisława de Ville'a wciągnięty do tajnego zastępu starszoharcerskiego „Orły”. Praca konspiracyjna polegała początkowo na poszukiwaniu po lasach i gromadzeniu porzuconej w czasie działań wojennych broni. Druh Czesiek był związany z konspiracją Wspomina siostra Czesia, pani Michalina Ordyk: „W więzieniu w Tarnobrzegu przebywał przez 10 dni. W trakcie straszliwego śledztwa nie wydał nikogo, chociaż był torturowany. Bity, katowany - całe ciało miał pocięte batem do krwi, za paznokcie rąk i nóg wbijano mu szpilki - nie załamał się ! Ja i matka ulałyśmy kontakt, z nim cały czas, gdy przebywał w tarnobrzeskim więzieniu. Po prostu umożliwiał nam to dozorca więzienny, Młodzianowski wysiedleniec z poznańskiego. wspaniały Polak ! Widząc te straszne katorgi młodzieży postanowił i zobowiązał się rozpuścić więźniów, gdy będą wywożeni (...) Jak się później okazało, został przez kogoś wydany Niemcom został wraz z więźniami wywieziony, po uprzednich okropnych torturach” Więźniowie zostali przewiezieni 14 marca 1941r do więzienia w Tarnowie, gdzie Niemcy zgromadzili około 1000 więźniów z różnych miejsc, W bydlęcych wagonach, pod eskortą i przy silnym mrozie (wiosna bardzo się opóźniła w 1941r. ) więźniowie wywiezieni zostali do Oświęcimia, gdzie wielu z nich wkrótce zmarło (m.in. Młodzianowski). Po 3 miesiącach pobytu w Oświęcimiu Czesiu Garboś został wywieziony w głąb Niemiec, do obozu Hamburg - Neuengamme, gdzie jako więzień nr 5057 przebywał do 3 maja 1945 r. Na 6 dni przed zakończeniem wojny rozegrała się tragedia. Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 27 Maria Orzeł tarnobrzeską w jej autentycznie harcerskim kształcie organizacyjnym i ideowym. Cichy, skromny, uczynny, zawsze gotów do Służby, działał w konspiracji pracując równocześnie jako robotnik w tarnobrzeskim browarze. Jakim człowiekiem był ten 20-1atek, zaledwie wkraczający w dorosłe życie? Było tylu innych, aktywniejszych, biorących udział w brawurowych akcjach. Prawdy o człowieku dowiadujemy się w sytuacjach bezpośredniego narażenia życia, narażenia na cierpienie. Druh Czesiek został aresztowany 4 marca 1941 r. jako pierwsza ofiara serii donosów Polaka - zdrajcy, Michałowskiego. Zemścił się on w ten sposób na Czesku, z którym był skłócony z bardzo błahego powodu. Strona Wierna Pamięć www.goniec.net – Proszę Księdza, po raz kolejny gości Ksiądz w Kanadzie. Może zaczniemy od spraw polskich, bo kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, to Ksiądz pisał w innych mediach niż teraz, wtedy była i „Gazeta Polska”, i portal niezalezna.pl. Dzisiaj są inne portale, jest prawy.pl. Jak to jest? Co się stało w tej polskiej prawicowej polityce, prawicowej, bo wszystkie te portale mówią o sobie, że są prawicowe i niezależne? – Przez siedem lat, od 2007 roku, pisałem dla „Gazety Polskiej” felietony, później dla „Gazety Polskiej Codziennie”. Rozstaliśmy się ze względu na zastosowanie cenzury przez redaktora naczelnego Tomasza Sakiewicza. Ja miałem inne zdanie w sprawie Ukrainy i przez pewien Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 28 Nie można wspierać ruchów antypolskich... czas polemizowaliśmy ze sobą w tej sprawie. Polegało to na tym, że ja pisałem felieton, a pod spodem Tomasz Sakiewicz się wpisywał i jakby prostował te moje poglądy. A w styczniu tego roku, kiedy napisałem felieton o pięciu banderowcach, którzy znaleźli się w rządzie ukraińskim Arsenija Jaceniuka, zdjął mi ten felieton, zastosował cenzurę, i po tygodniu zrobił to samo. Więc uznałem, że jeżeli redakcja używa określenia strefa wolnego słowa, a stosuje cenzurę, to nie ma co dalej współpracować. Jest mi o tyle przykro, że przez siedem lat nigdy nie zawaliłem żadnego tekstu. Tam się znalazłem na prośbę redakcji, to oni za mną chodzili, żeby pisać. Natomiast wyraźnie w sprawach Ukrainy stanęli przeciwko tym środowiskom Kresowian, którzy jednak upominają się o prawdę o ludobójstwie dokonanym przez UPA i którzy nie tolerują tego, że na Majdanie są flagi czerwono-czarne UPA i portrety Stepana Bandery. Natomiast ta sprawa ma też niespodziewany obrót, bo w tym roku, 11 listopada, Tomasz Sakiewicz przyjął w Krakowie w czasie wiecu „Gazety Polskiej” od służby bezpieczeństwa Ukrainy medal. Jest to pierwszy przypadek we współczesnym polskim dziennikarstwie, żeby redaktor naczelny przyjmował od bezpieki, czyli policji politycznej, medal, i to jeszcze od służby specjalnej obcego państwa. To jest też pokazanie, że dzisiejsze związki „Gazety Polskiej” z Ukrainą są bardzo ścisłe, i to są nie tylko powiązania, sympatie, ale też takie związki, które budzą zastrzeżenia. Przecież medali nie daje się za darmo, tylko za jakieś konkretne prace wykonywane na rzecz ukraińskiej służby bezpieczeństwa. Myślę, że to jest też ten spór, jaki jest w Polsce, w jakim stopniu należy pomagać obecnie Ukrainie. Ja to mogę powiedzieć w trzech zdaniach. Uważam, że trzeba pomagać, aby Ukraina była niepodległa i niezależna, natomiast nie można wspierać ruchów banderowskich, nacjonalistycznych, bo one są antypolskie, a przy tym proniemieckie. Dlatego to jest samobójstwo, jeżeli przyjmuje się tego typu odznaczenia. – Dlaczego w Polsce część elit tak bezwarunkowo popiera te nowe władze ukraińskie, którym przecież też można wiele zarzucać od strony demokracji, jest to dalej oligarchia? Dlaczego bezwarunkowo takie środowiska popierają Ukrainę? Jaki powinien być stosunek niepodległej Polski do tego, co się dzieje na Ukrainie? – Jeszcze raz chcę podkreślić, że ja jestem za niepodległą Ukrainą, wolną, która będzie związana ze strukturami europejskimi. Tu nie mam cienia wątpliwości również do tego, że agresorem jest Rosja, która chce odbudować dawne imperium, czyli dawny Związek Radziecki. Natomiast na Ukrainie są też różne niebezpieczne siły, które tak samo zagrażają Polsce. Strona Według relacji świadków, oprawcy obozowi przemocą załadowali więźniów na statki, aby ich przewieźć do Lubeki, Na wyładowane więźniami statki nieoczekiwanie spadły bomby z brytyjskich samolotów. Brytyjczycy dostrzegli tylko znienawidzone flagi ze swastyką. Zginęło około 8 tys. więźniów. Wspomina Erwin Geschonnek, więzień obozu: „Usłyszeliśmy warkot samolotów. Były to angielskie bombowce. Wywiesiliśmy więc w oknach kajut białe szmaty. Nagle poczułem w uszach ból spowodowany potworną detonacją i przed oczami zobaczyłem morze ognia. Statek stał w płomieniach. Uratować się z tego piekła mogło tylko niewielu (…) Widziałem ląd odległy o Jakieś 5 km. Podpływały łodzie ratunkowe (niemieckie przyp. M.O.) wyławiając tylko mundurowych, Nas więźniów koszono seriami z automatów (...) Po kilku godzinach, tych niewielu, którzy mieli szczęście pozostać przy życiu wyłowiły łodzie ratunkowe angielskich jednostek pływających. Wśród ocalonych nie było druha Cześka Garbosia W tym miejscu, gdzie morze wyrzuciło ich ciała, w Grevesmuklen {była NRD) znajduje się pomnik ofiar tej tragedii sprzed lat 44. Tyle, lat upłynęło ... Coraz mniej ludzi pamięta tamte czasy. Tylko przy bramce wiodącej do miechocińskiego domu Garbosiów stoi staruszka przysłaniając drżącą ręką oczy. Ktoś idzie” ... z daleka ... Może to Czesiu wraca ... Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 29 między Polską a tymi krajami, które powstały na gruzach Związku Radzieckiego, należy zapomnieć o Kresach, zapomnieć o ludobójstwie, o kulturze polskiej, o obecności tam Polaków. Niestety, prawie wszystkie poszczególne rządy polskie z ostatnich lat, czy rządziła prawica, czy rządziła lewica, są podporządkowane tej teorii. I jest to oczywiście też na rękę Brukseli, która kompletnie nie jest zainteresowana mniejszością polską na Wschodzie. To powoduje, że Polacy tam mieszkający mają ogromny żal do Polski jako niepodległego kraju, że nie wspiera ich. Bo Niemcy wspierają swoją mniejszość, czy to w Polsce, czy na Wschodzie. Węgrzy tutaj wspomniani tak samo. Viktor Orban mówi wyraźnie, że chce służyć interesom narodu węgierskiego, a nie interesom Brukseli, i upomina się o bardzo liczną mniejszość węgierską, która jest na terenie Ukrainy, konkretnie na Rusi Zakarpackiej. Podobnie czyni państwo Izrael czy wiele innych, które pamiętają o swoich rodakach poza granicami. Natomiast w Polsce jest rzeczywiście bardzo źle w tej sprawie. Nie ma wsparcia finansowego, nie ma przede wszystkim zainteresowania polityków, nie ma obrony. Dzisiaj na Litwie Polacy są autentycznie prześladowani. Jest nawet gorzej niż za czasów Związku Radzieckiego. Na Ukrainie tak samo. Polacy stanowią tam dużą grupę, to jest ponad pół miliona ludzi rozsypanych w różnych częściach Ukrainy i pozbawionych jakiejkolwiek opieki prawnej czy politycznej. Myślę, że dzisiaj nie ma polityka, który aspiruje do stanowiska prezydenta czy premiera, dotyczy to także obecnego establishmentu, który by chciał właśnie pomagać Polakom na Kresach. – Kończąc te polityczne zagadnienia, chciałem Księdza zapytać o ocenę ostatnich wydarzeń. Jesteśmy świadkami jakiejś farsy wyborczej, i w Polsce ludzie przestają mieć złudzenia, że żyją w kraju, w którym demokracja czy ich głos ma jakiekolwiek znaczenie, widzą, że w kraju te sprawy są rozstrzygane poza ich plecami, i to się okazuje przy tak ważnej sprawie jak wybory. – Tak. To jest rzecz niesłychana. Będąc tu, w Kanadzie, przeżywam bardzo mocno to, co dzieje się w Polsce. Po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat tak jawnie okazało się, że wybory są fałszowane, i to na szeroką skalę. Tu nie ma cienia wątpliwości, że ten wynik Strona Dzisiaj wiele środowisk, myślę, że prawie wszyscy ważni politycy tak Platformy Obywatelskiej, jak i Prawa i Sprawiedliwości, przyjmują taką zasadę, że wróg mego wroga jest moim przyjacielem, czyli że jeżeli ktoś jest przeciwko Putinowi, to na pewno jest przyjacielem Polski. Według mnie to jest fałszywa zasada, bo przeciwko Putinowi jest na pewno wielu uczciwych i sprawiedliwych Ukraińców, ale też są ludzie, którzy mają złe intencje wobec Polski. To jest ten ruch Stepana Bandery i ruch odwołujący się do gloryfikacji Ukraińskiej Powstańczej Armii i SS „Galizien”, obecnie bardzo silny. Tutaj muszę dodać – bardzo mocno wspierany przez emigrację ukraińską z Kanady. Ten ruch z założenia ma elementy antypolskie. I tak jak Bandera 70 lat temu współpracował z Niemcami, był agentem wywiadu niemieckiego, tak obecny ruch banderowski, nacjonalistyczny, też ma powiązania z Niemcami. To jest dla Polski nieprawdopodobnie niebezpieczne. Z dwóch stron granic naszych, z jednej strony Niemcy, z drugiej strony sojusznicy Niemców, czyli właśnie banderowcy na Ukrainie. Poza tym są ogromne mity w Polsce. Ciągle wiele osób się odwołuje do Józefa Piłsudskiego, że Ukraina ma być państwem buforowym. Tyle że Piłsudski to mówił w całkiem innym kontekście sto lat temu. Natomiast nie wyobrażam sobie, by Ukraina, która jest dwukrotnie większa od Polski, była dla nas państwem buforowym. To my jesteśmy państwem buforowym wobec Niemiec w tej chwili. I na Ukrainie wcale się Polaków nie kocha. – Czy państwo polskie zaniechało obowiązków wobec Polaków, którzy na Ukrainie mieszkają? W ogóle się nie słyszy o opiece państwa polskiego nad Polakami choćby w strefie wojny na Ukrainie wschodniej czy we Lwowie. W przeciwieństwie do Węgier, które swoją mniejszość wzięły w opiekę na szczeblu państwowym, Polska tych obowiązków w ogóle nie dostrzega. – Tak, oczywiście. To jest z kolei działanie od dwudziestu pięciu lat, czyli od 89 roku. III Rzeczpospolita jakby z założenia zaniechała opieki nad Polakami na wschód od rzeki Bug, czyli na dawnych Kresach wschodnich, czyli Ukraina, Białoruś, Litwa, ale także głębiej, bo i w Rosji są, na Syberii są środowiska polskie. Wynika to z kolei z tak zwanego mitu Jerzego Giedroycia, który uważał, że aby były dobre relacje Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 30 aresztowano dziennikarzy, którzy przyszli służbowo tam, robić po prostu relację z tego wydarzenia. Myślę, że to są bardzo niepokojące zmiany, a w najbliższym czasie nas czekają wybory prezydenckie i parlamentarne w 2015 roku, i przypuszczam, że ludzie po prostu nie uwierzą, że te wybory będą uczciwe. Obawiam się, że będą protesty społeczne, które się mogą przerodzić w pewien bunt, i także podważanie wiarygodności państwa polskiego. – Ksiądz tutaj przyjeżdża, zawsze kwestując dla Fundacji. Jak wyglądają jej sprawy? Wiem, że buduje się nowy dom w Łodzi, powstają nowe ośrodki, więc jakoś to całe dzieło się rozwija. – Przyjeżdżam do Toronto, Ottawy i Montrealu już po raz siódmy. Zawsze ta moja wizyta ma podwójny cel. Z jednej strony, to jest promocja moich książek, które piszę na tematy głównie popularnonaukowe, historia, Kresy wschodnie, ale ostatnio wydałem też „Personalnik subiektywny”, książkę, w której opisuję czterysta różnych osób, żyjących i nieżyjących, które miałem okazję poznać. To jest pierwszy cel, promocja tych książek. Oczywiście całkowity dochód idzie na Fundację Brata Alberta. A drugi to jest kwesta na rzecz Fundacji, dlatego że dzisiaj Fundacja bardzo gwałtownie się rozrasta. My działamy od roku 87, czyli już dwadzieścia siedem lat. Prowadzimy ośrodki dla dzieci, młodzieży i dorosłych osób niepełnosprawnych intelektualnie. W tej chwili mamy już 32 ośrodki, przybyły nam trzy w ostatnim czasie. Jest budowa nowego domu w Łodzi. Bardzo ciekawy projekt domu dla niepełnosprawnych w Lubinie koło Legnicy na Dolnym Śląsku, który to dom nosi imię Dzieci Kresów, czyli odwołanie się do tych wartości patriotycznych, poświęcony dzieciom, które zginęły w czasie II wojny światowej, czy na Syberii, czy z rąk Niemców czy Ukraińców. No i trzecia sprawa to jest nasza placówka macierzysta w Radwanowicach pod Krakowem, gdzie istnieje kilka tych domów, jest również szkoła, przedszkole, domy stałego pobytu. Ciągle to rozbudowujemy, dlatego że są ogromne potrzeby społeczne. – Czy czasem Fundacja nie wyręcza państwa? Państwo niedomaga w tej opiece socjalnej. – Ależ oczywiście, że tak. Państwo jest kulawe w tej sprawie. Najlepszym przykładem było to, że w tym roku brałem udział w proteście, strajku okupacyjnym na Strona wyborczy jest kompletnie niewiarygodny. To nie dotyczy tylko sejmików wojewódzkich, gdzie są autentyczne „cuda” nad urną, ale wielu innych działań. Myślę, że to jest wielka krzywda dla Polaków, bo Polacy wychodzą jako kraj, jak gdyby to była druga Białoruś, władza ustala wyniki wyborów. Druga rzecz, to zniechęca w ogóle ludzi do brania udziału w wyborach w przyszłości. Po co iść na wybory, jak one będą sfałszowane, a i tak jest bardzo niska frekwencja. A trzecia rzecz, że młodzi ludzie, którzy najbardziej w tej chwili protestują, oni później nie widzą perspektyw życia w takim kraju. Stąd ta potwornie duża emigracja młodych ludzi w tej chwili do Anglii, do Europy Zachodniej, która jest jakby takim głosowaniem nogami. Nie chcą takiego kraju, nie widzą dla siebie perspektyw. – Może ta elita polityczna też nie chce tych młodych ludzi? – Tak, nie chce ich. Myślę, że dzisiaj wypalił się ten system. To jest system oparty na dwóch partiach, PiS i Platforma. Na pewno w tych partiach jest dużo porządnych ludzi, ale te partie już nic nie zrobią. One się całkowicie wypaliły, nie mają pomysłów na to, wzajemnie się zwalczają. Ani PSL, ani SLD, partie dawnej nomenklatury, też nie mają pomysłu. Dlatego tylu ludzi młodych ostatnio głosowało na partię Korwin-Mikkego, Kongres Nowej Prawicy, jest też poparcie młodych dla Ruchu Narodowego, bo szukają alternatywy. Więc jest taki bunt. Okupacja Państwowej Komisji Wyborczej w Warszawie to był taki akt desperacji. To nie był akt terrorystyczny, jak próbuje to przedstawić „Gazeta Wyborcza”, ale taka desperacja obywateli, którzy mają dość tego fałszu i tego kłamstwa. W tej chwili, gdy rozmawiamy, nie wiem, jak się potoczą losy dwojga bardzo wybitnych polskich reżyserów niezależnych, Ewy Stankiewicz i Grzegorza Brauna, którzy brali udział w tych protestach. Ale co jest ciekawe, że oni zostali zaatakowani nie tylko przez „Gazetę Wyborczą”, ale też przez „Gazetę Polską” czy przez portal Fronda.pl, który nosi taką nazwę „portal poświęcony”, czyli odwołuje się do wartości katolickich. Więc widać wyraźnie, że podziały są ogromne, a ci ludzie, którzy walczą o prawdę, znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. Może dojść do sytuacji bez precedensu w Europie, że dziennikarze są skazani tylko dlatego, że relacjonowali wydarzenia, bo na terenie PKW Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 31 stałego pobytu, gdzie już te osoby po śmierci rodziców u nas mieszkają do końca swojego życia. Bardzo ciekawy mamy projekt, że od ośmiu lat pracują u nas więźniowie z zakładu karnego. Oni pracują u nas jako pracownicy gospodarczy, ale także jako asystenci osoby niepełnosprawnej. To jest taka resocjalizacja dla nich, a dla nas konkretna pomoc w postaci ich pracy wolontariackiej. – Mówił Ksiądz, że jest potworna znieczulica, zbiurokratyzowanie itd. Jak to jest, że dwadzieścia pięć lat „po wolności”, społeczeństwo, które zrodziło Solidarność, czyli to, że jesteśmy razem, wspieramy się, nagle jest tak rozwarstwione, że ci posłowie, którzy mają być reprezentacją narodu, są nieczuli na problemy tych najbardziej potrzebujących? – Myślę, że ten system polityczny jest bardzo zły. On oczywiście odwołuje się do wartości chrześcijańskich, do wartości solidarnościowych, ale bardzo szybko się okazało, że wytworzyła się taka kasta polityczna. To jest może ostre słowo kasta, ale tak jest. Widać wyraźnie, że jeszcze na dołach samorządu, gminy, powiatu, województwa, to jeszcze lepiej lub gorzej, ale jakoś funkcjonuje. Natomiast jak to jest już na górze, czyli na szczeblu centralnym, tam są olbrzymie konflikty polityczne, walka o władzę, bezwzględność, i widać wyraźnie, że bardzo wielu polityków nie traktuje tego w żaden sposób jako służby dla społeczeństwa, tylko jako własne korzyści, ucieczkę później do Brukseli na lepsze stanowiska. To jest złe. Myślę, że państwo jest chore od tej strony, że te wartości zostały podeptane. Dlatego jest taki opór społeczny. Ludzie nie idą na wybory – parę miesięcy temu były wybory do europarlamentu i poszło zaledwie 24 proc. Teraz poszło dwa razy więcej, ale jak myśmy zobaczyli, jak te wybory są fałszowane, to moim zdaniem przy następnych wyborach znowu nie pójdą. Myślę, że jest zniechęcenie też wśród ludzi młodych, stąd ta emigracja do innych krajów Unii Europejskiej, bo nie mają pracy. Tu aż się prosi o reformę państwa, o zmianę tego systemu, o to, żeby jednak lepiej tymi sprawami zarządzać. Natomiast co jest pozytywne? Myślę, że zaangażowanie społeczne, to znaczy, że jest znieczulica na górze, ale takim rzeczywiście pozytywnym elementem działalności są organizacje pozarządowe, społecznicy, często na szczeblu powiatu, gminy czy danego miasteczka. Ludzie, którym jednak zależy na tym, żeby pomagać, na tych dołach wartości chrześcijańskie się utrzymują. – Dziękuję bardzo. Miejmy nadzieję, że następnym razem będziemy mogli bardziej pozytywnie mówić o sytuacji w kraju. Szczęść Boże. – Szczęść Boże. Strona terenie Sejmu, zorganizowanym w takim desperackim ruchu przez rodziców dzieci niepełnosprawnych. Dlatego że państwo marnotrawi ogromne środki, a równocześnie brakuje takiego nawet drobnego wsparcia dla rodzin, które wychowują osoby niepełnosprawne i nie chcą oddać swoich dzieci do zakładu, tylko same wychowują. Tych rodziców ciągle zwodziły władze polskie, obietnice Donalda Tuska, wówczas premiera, były bez pokrycia – i rodzice weszli na teren Sejmu i zaczęli okupację. Ja razem z nimi byłem dziewięć dni. Spaliśmy na marmurowych posadzkach na materacach. I tylko ten strajk spowodował, że w ogóle problem został poruszony. I to pokazuje najlepiej, do jakiej paranoi dochodzi. Służba zdrowia czy opieka społeczna są położone na łopatki w Polsce. I właśnie organizacje pozarządowe, fundacje i stowarzyszenia, także organizacje kościelne, ratują tę sytuację. Oczywiście, istnieje zasada pomocniczości państwa polskiego, to znaczy że państwo powinno dawać wolność w organizowaniu się obywatelom, którzy wspierają państwo. My jesteśmy jakby współpracownikami rządu. Ale na co dzień jest oczywiście szara rzeczywistość. Władze państwowe marnotrawią środki, jest potworna biurokracja, znieczulica. I gdyby nie organizacje rządowe, byłoby jeszcze gorzej. My w tej chwili mamy pod opieką ponad 1100 osób w 32 placówkach. Z tych 32 trzy są w trakcie budowy, więc wymaga to nakładów i środków. Utrzymujemy się generalnie z kwest, darowizn, dotacji bądź własnej pomysłowości. W tym roku założyliśmy nawet fundację gospodarczą, po to żeby prace osób niepełnosprawnych można było sprzedawać w formie sklepiku, również sklepików internetowych, więc szeroko tę działalność rozwijamy. – Gdzie jest główne miejsce, skąd można zasięgnąć informacji? – To jest oczywiście siedziba Fundacji, Radwanowice pod Krakowem. Najlepiej wejść na naszą stronę internetową, jest bardzo prosta: www.albert.krakow.pl. I tam są wszystkie informacje. Tam jest też ten sklepik internetowy, tam będzie możliwość dokonania wpłaty, a przede wszystkim zorientowania się, jak działa Fundacja. W tej chwili mamy domy w Toruniu, Aleksandrowie Kujawskim, w Nieszawie koło Włocławka, w Łodzi, okolice Zgierza na Dolnym Śląsku, Lubin koło Legnicy, Wrocław, Sosnowiec na Śląsku, na zachodzie Małopolski – Kraków, Chrzanów, Libiąż, Trzebinia, Chełmek, Oświęcim. Tych placówek jest dużo. To są albo dzienne ośrodki i świetlice terapeutyczne dla młodzieży szkolnej bądź dla młodzieży, która wyszła ze szkół, warsztaty terapii zajęciowej. Także prowadzimy dla osób z zaburzeniami psychicznymi środowiskowe domy samopomocy. No i ten dział najważniejszy, czyli domy 32 Strona Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Zniszczenie Polski jest na pierwszym planie. Celem naszym jest zniszczenie żywych sił nieprzyjaciela, a nie dotarcie do określonej linii. Nawet gdyby wojna wybuchła na Zachodzie, zniszczenie Polski musi być zasadniczym celem… Dam propagandzie jakiś powód dla uzasadnienia wybuchu wojny, mniejsza o to, czy wiarygodny. Nikt nie będzie pytał później zwycięzcy, czy mówił prawdę, czy nie. Przy rozpoczęciu i prowadzeniu wojny chodzi nie o prawo, lecz o zwycięstwo. Litość wykluczyć z serca. Postępować brutalnie!… Pierwsze zadanie: dotarcie do Wisły i Narwi. Nasza przewaga techniczna zniszczy odporność nerwową Polaków. Każda tworząca się na nowo żywa siła polska musi być natychmiast rozbita” – tak niemiecki kanclerz Adolf Hitler tłumaczył generalicji Wehrmachtu cele przyszłej wojny z Polską, którą miał wkrótce rozpętać. Nazajutrz, 23 sierpnia 1939 r., przyszła dobra wiadomość z Moskwy o podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow. Stalin wznosił toast za zdrowie führera. Los Rzeczypospolitej był przesądzony. Panowie i niewolnicy Dzięki uległości Wielkiej Brytanii i Francji Hitler realizował swoje marzenia w sposób „pokojowy”, zajmując Austrię i Czechosłowację. Po nich przyszła kolej na Rzeczpospolitą, która stawiła opór, co zapowiadały słowa ministra spraw zagranicznych Józefa Becka z maja 1939 roku. „Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna: tą rzeczą jest honor”. Kilka dni później warszawski dziennik „Gazeta Polska” pisał: „Jako Polacy nie możemy oddać Niemcom pełnej kontroli nad całym naszym dostępem do Bałtyku. Nie możemy pomagać własnymi rękami do zakładania sobie sznura na szyję… Chodzi po prostu o to, czy Europa ma być sprawiedliwie zrównoważoną wspólnotą wolnych i równych narodów, czy też organizacją, w której narody niewolników miałyby przyczyniać się do dobrobytu narodów panów”. Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 33 www.naszdziennik.pl W czasie, gdy ukazał się ten tekst, w Berlinie przygotowano już pierwsze listy proskrypcyjne Polaków mających trafić do więzień i obozów po wkroczeniu armii niemieckiej, obejmujące ponad 60 tysięcy osób. Na inteligencję, duchowieństwo, elity państwotwórcze, patriotyczne, weteranów powstań śląskich i wielkopolskiego, ziemiaństwo został wydany wyrok śmierci. „Usuńcie wszystko, co nie jest niemieckie” „Tylko naród, którego warstwy kierownicze zostaną zniszczone, da się zepchnąć do roli niewolników” – przekonywał niemiecki kanclerz. I do takiego poziomu – po dokładnej selekcji rasowej – miała zostać sprowadzona reszta Narodu Polskiego. Zbliżająca się wojna miała być bezlitosna. Tego zresztą żądał Hitler od swoich oddziałów SS, którym rozkazał „zabijać bez litości i pardonu mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy”. Od pierwszego dnia kampanii polskiej we wrześniu 1939 roku towarzyszyły niemieckie zbrodnie: naloty lotnictwa na bezbronne miasta, rozstrzeliwania ludności cywilnej, jeńców, palenie wsi, miasteczek… Każdej z dokonującej agresji armii Wehrmachtu towarzyszyły Einsatzgruppen – policyjne formacje – stanowiące aparat terroru z rozkazami eksterminacji „warstw kierowniczych”, duchowieństwa oraz mniejszości żydowskiej. Poza masowymi egzekucjami przejmowały obiekty przemysłowe, administracyjne, archiwa, biblioteki, organizowały władzę policyjną na okupowanych terenach, rozpracowywały partie i wszelkie polskie organizacje czy instytucje, tworzyły sieć agentów. Już po rozpoczęciu agresji na Polskę powołano ochotniczą milicję Volksdeutscher Selbstschutz, przejętą wkrótce przez SS. Na Pomorzu i w Prusach Wschodnich dowodził nią adiutant szefa SS Heinricha Himmlera, Ludolf von Alvensleben, wsławiony niezliczonymi okrucieństwami. Alvensleben organizował pokazowe egzekucje przypadkowych, niewinnych ludzi i osobiście dobijał skazanych strzałami. Do swoich podwładnych mówił: „Jesteście teraz rasą panów. Niczego nie zbudowano łagodnością i słabością… Dlatego oczekuję, tak jak oczekuje tego od was nasz Führer Adolf Hitler, że będziecie zdyscyplinowani i razem staniecie się twardzi jak stal Kruppa. Nie bądźcie łagodni, bądźcie bezlitośni i Strona Plan unicestwienia Polski Pozostałe, niższe warstwy ludności nie otrzymają specjalnych szkół, lecz zostaną w jakiejś formie uciemiężone… Problem, co zrobić z więźniami, przysparza trudności. Zdecydowano, że przodująca warstwa, która w żadnym wypadku nie może pozostać w Polsce, będzie przewieziona do niemieckich obozów koncentracyjnych, natomiast dla niższych utworzone zostaną na zapleczu grup operacyjnych, w pobliżu granicy, prowizoryczne obozy koncentracyjne…”. „Przodujące warstwy” miały zostać unicestwione. Tylko we wrześniu 1939 roku w egzekucjach Niemcy wymordowali blisko 20 tysięcy Polaków, do wiosny 1940 roku liczba ta zwiększyła się do 50 tysięcy. Tyle też zesłano do obozów koncentracyjnych, skąd wrócili nieliczni. Jednocześnie do Rzeszy włączono byłe województwa: śląskie, poznańskie i pomorskie, oraz części województw białostockiego, kieleckiego, Frank rezydujący odtąd na Zamku Królewskim na Wawelu. Na konferencji dowództwa Wehrmachtu z Hitlerem ten wyjaśniał, jak widzi przyszłość GG: „Należy zapobiec temu, aby polska inteligencja stała się warstwą kierowniczą. W kraju tym ma być utrzymana niska stopa życiowa, chcemy stamtąd czerpać tylko siłę roboczą”. Temu celowi była podporządkowana bezwzględna polityka Franka, mająca uczynić z Polaków zamieszkujących Gubernię jedynie „niższych”, „niewolników”. Mogli oni co najwyżej ukończyć cztery klasy szkoły powszechnej, opanować liczenie do 500 i umieć się podpisać. Stanowiliby wyłącznie bezwolną, posłuszną i wydajną siłę roboczą, pozbawioną wykształcenia i kultury. Dzieci wykazujące rasowe cechy miały być odbierane rodzicom, wysyłane do Rzeszy i zniemczane. Sam Hans Frank tłumaczył: „Polakom należy umożliwić kształcenie się jedynie w takim zakresie, aby uświadomili sobie, iż jako naród nie mają Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 34 krakowskiego, łódzkiego i warszawskiego. Ziemie te miały zostać całkowicie zgermanizowane przy użyciu wszelkich bezwzględnych metod, m.in. w Okręgu Rzeszy Poznań, nazwanym później Krajem Warty, poza bestialskimi mordami rozpoczęto wysiedlenia Polaków. Do końca okupacji ze swoich domów wypędzono tam 860 tysięcy osób, a w ich miejsce sprowadzono 750 tysięcy Niem- ców z Rzeszy i innych państw. Uświadomić Polakom, że nie mają perspektyw Z ziem niewcielonych do Rzeszy utworzono Generalne Gubernatorstwo. Rządy w nim objął Hans Strona usuńcie wszystko, co nie jest niemieckie i co mogłoby przeszkodzić nam w procesie tworzenia”. Elity „unieszkodliwić”, resztę „uciemiężyć” Na początku września 1939 roku w Berlinie szef służby bezpieczeństwa i policji bezpieczeństwa Reinhard Heydrich zwołał konferencję, na której dyskutowano o przyszłości okupowanych przez Niemców ziem. „Dla Polski nie przewiduje się ustanowienia rządu jak dla Protektoratu, lecz utworzenie całkowicie niemieckiej administracji… Przodujące warstwy ludności w Polsce winny być w miarę możliwości unieszkodliwione. rynkach zainstaluje się stałe głośniki, które w określonych porach nadawać będą wiadomości, rozkazy i hasła dla Polaków”. Polecił jednocześnie zlikwidować cały system informacji Polaków. W tym celu już we wrześniu 1939 roku wydano zarządzenie nakazujące konfiskatę radioodbiorników. Szkoły wyższe zostały zamknięte, a seminaria duchowne, które zostały otwarte przez Wehrmacht, również postanowiono zlikwidować, gdyż – zdaniem gubernatora – są „one jedynie inkubatorami nienawiści do Niemców”. W listopadzie 1939 roku dwóch pracowników Urzędu do Spraw Polityki Rasowej NSDAP, Erhard Wetzel i Günther Hecht, przygotowało obszerny memoriał poświęcony traktowaniu ludności polskiej na okupowanych terenach. Wskazywał on, jak w dłuższej perspektywie doprowadzić do likwidacji podbitego Narodu. Zakładano, iż germanizacja „nadających się do zniemczenia” Polaków może potrwać nawet dwa-trzy pokolenia, a ci, którzy jej nie ulegną, zostaną „wysiedleni”. egzystencji…”. Podkreślano, iż nasze zarobki muszą być dużo niższe, a „standard mieszkaniowy nie może bezwzględnie, nawet w przybliżeniu, osiągać poziomu niemieckich mieszkań robotniczych”. Większe grupy Polaków należy stłoczyć w „osiedlach masowych”. Emigracyjne plany Zakładano doprowadzenie do zmniejszenia liczby Polaków na okupowanym terenie. W tym celu proponowano kilka rozwiązań. Autorzy zastanawiali się, czy „ograniczenie urodzin wskutek gospodarczej nędzy” nie będzie mogło być zwiększone przez emigrację. Rozważano „niektóre państwa południowoamerykańskie”, ale pojawiały się wątpliwości, czy „emigracja może w ogóle służyć interesom Rzeszy”, ponieważ „każdy Polak, także prymitywny, będzie za granicą opowiadał o cierpieniach biednych, dręczonych Polaków w ojczyźnie w taki sposób, który ze względów politycznych należy brać pod uwagę. Z tego powodu wydaje się słuszne odrzucenie emigracji, biorąc pod uwagę tę rasowo-psychicznie Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 35 Odebrać własność i zubożyć Przede wszystkim postanowiono pozbawić nas własności i uczynić ubogimi. „Polakom nie wolno być właścicielami przedsiębiorstw. Zostaną wywłaszczeni z ich dotychczasowej własności gruntowej i ziemskiej, także rolnej. Polakom nie wolno wykonywać samodzielnie jakiegokolwiek rzemiosła i nie wolno im być majstrami… konieczne jest, aby cała ziemia, także i ta, która znajduje się w rękach od dawna osiadłych Polaków, została wywłaszczona na korzyść niemieckich osadników. Polski rolnik traci w ten sposób podstawę Strona żadnych perspektyw. W grę mogą więc wchodzić co najwyżej złe filmy, względnie takie, które obrazują wielkość i siłę Rzeszy Niemieckiej. Trzeba będzie w szerokim zakresie wprowadzić system głośników; będą one pełnić rolę swego rodzaju służby informacyjnej wobec Polaków”. Głośnik z rozkazami i hasłami dla Polaków Z kolei minister propagandy Joseph Goebbels, przeciwny organizowaniu sieci polskich teatrów, kin i kabaretów, „aby nie przypominali sobie stale o tym, co utracili”, zaproponował, że w „większych miastach i na Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 36 rachowanie, czytanie, pisanie. Nauka ważnych z narodowego punktu widzenia przedmiotów, jak: geografia, historia, historia literatury, jak również gimnastyka, jest wykluczona. Szkoła natomiast powinna przygotowywać do zawodów rolniczych, leśnych oraz niewykwalifikowanych zawodów przemysłowych i rzemieślniczych”. Zakładano, iż „w przyszłości nie będzie już polskich szkół na polskich obszarach”. Kościół dobrze byłoby zlikwidować Natomiast „polska inteligencja musi w całości i niezwłocznie zostać wysiedlona na pozostały obszar” – pisali autorzy, którzy pominęli fakt, iż w tym czasie tysiące przedstawicieli polskiej elity było już mordowanych na całym okupowanym obszarze, a pozostali trafiali do obozów koncentracyjnych, gdzie większość zmarła. Duży problem stanowił Kościół katolicki, gdyż ze względu na jego znaczenie w Narodzie „słuszne byłoby w ogóle nie zezwolić” na jego istnienie i zlikwidować polskie święta kościelne. Jednakże „ludność jest zdecydowanie katolicka i tego rodzaju pociągnięcie mogłoby, być może, spowodować coś przeciwnego niż zniemczenie”. Lepszym sposobem byłoby dobranie księży „o niemieckich przekonaniach”, a tacy mogliby „osiągnąć prawdopodobnie znaczne sukcesy w zniemczeniu”. Zabrakłoby lasów Powyższy plan był w następnych latach realizowany, towarzyszyły mu bezwzględne rządy terroru, o czym jawnie mówił choćby Hans Frank w słynnym wywiadzie z lutego 1940 roku: „W Pradze np. wywieszono wielkie czerwone plakaty podające do wiadomości, że tego dnia rozstrzelano 7 Czechów. Powiedziałem sobie wtedy: Gdybym chciał przeznaczyć po jednym plakacie na każdych siedmiu rozstrzelanych Polaków, wówczas wszystkie lasy razem wzięte nie wystarczyłyby na wyprodukowanie dostatecznej ilości papieru…”. Mimo takich działań nie udało się Niemcom zamordować Polski. Czekała ją jednak kolejna okupacja – tym razem sowiecka i lata komunistycznego zniewolenia. dr Jarosław Szarek Strona ugruntowaną mentalność Polaków”. Planów emigracyjnych Niemcy nie zdecydowali się zrealizować, ale zadbali, by przestały się rodzić polskie dzieci, a starsi szybko umierali. Aborcja i homoseksualizm bez ograniczeń Zmniejszanie śmiertelności nie leżało w interesie niemieckiego okupanta, zatem jak stwierdzali Wetzel i Hecht: „Opieka lekarska z naszej strony ma się ograniczyć wyłącznie do zapobiegania przenoszeniu się chorób zakaźnych na teren Rzeszy”. Natomiast aborcja stała się w pełni dopuszczalna i zalecana, a homoseksualizm dozwolony. „Wszystkie środki, które służą ograniczeniu rozrodczości, powinny być tolerowane albo popierane. Spędzanie płodu musi być na pozostałym polskim obszarze niekaralne. Środki służące do spędzania płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie oferowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. Homoseksualizm należy uznać za niekaralny. Przeciwko instytucjom i osobom, które trudnią się zawodowo spędzaniem płodu, nie powinny być wszczynane policyjne dochodzenia”. Teatry i kina „na jak najniższym poziomie” Na okupowanych ziemiach nie było miejsca na stowarzyszenia kulturalne, towarzystwa śpiewacze, krajoznawcze, zrzeszenia gimnastyczne i sportowe, związki socjalne, „ponieważ łatwo mogą prowadzić do wytworzenia narodowej postawy u swych członków. Szczególnie zrzeszenia gimnastyczne i sportowe służą także podniesieniu fizycznej tężyzny ludności, czym nie jesteśmy wcale zainteresowani”. Zakładano uderzenie w instytucje służące podtrzymaniu narodowej tożsamości: szkołę i Kościół katolicki, instytucje kultury. „Teatry, kina i kabarety z powodu ich wielkiego narodowego znaczenia powinny być utrzymane możliwie na jak najniższym poziomie… Produkcję książek należy jak najbardziej ograniczyć. Dzienniki i okresowo ukazujące się czasopisma powinny zostać ograniczone i nadzorowane; zaleca się dostarczanie im odpowiedniego materiału wyszukanego przez placówki niemieckie”. W szczegółowych rozporządzeniach z wiosny 1940 roku niemiecki okupant wykluczał z teatralnych scen poważne pozycje, zalecając, aby nie mieć żadnych zastrzeżeń przeciwko „trywializowaniu i erotyzowaniu repertuaru”. Historia wykluczona, trochę rachowania W szkolnictwie „uniwersytety i inne szkoły wyższe, szkoły zawodowe, jak również średnie były stale ośrodkami polskiego szowinistycznego wychowania i dlatego z zasady powinny być zamknięte. Dozwolone będą tylko szkoły powszechne, mają one jednak uczyć tylko najbardziej podstawowych wiadomości, jak Spotkanie na Rynku www.zhp.pl Jarosław Dybowski „Pokój jest w nas!” to hasło przyświecające tegorocznej sztafecie Betlejemskiego Światła Pokoju. Już niedługo po raz dwudziesty czwarty do Polski dotrze płomień, który jest symbolem nadziei i pokoju między narodami. Betlejemskie Światło Pokoju to symbol, którym chcemy się dzielić z każdym, bez wyjątku na język, wiek, stanowisko. Po raz dwudziesty czwarty, harcerze i harcerki Związku Harcerstwa Polskiego pragną przekazać dalej niezwykłe światło, które zostało rozpalone w Betlejem w Grocie Narodzenia Pańskiego. Nawiązujemy do słów „Królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym. A kto w taki sposób służy Chrystusowi, ten podoba się Bogu i ma uznanie u ludzi. Starajmy się więc o to, co służy sprawie pokoju i wzajemnemu zbudowaniu.” (Rz 14, 17-19). W Betlejem odbyła się tradycyjna ceremonia zapalenia Światła Pokoju. Od oliwnej lampki w Grocie Narodzenia Betlejemskie Świałto Pokoju zapalił 9-letni Tycjan Ronacher z Linzu. Wyróżniony chłopiec przekazał ten magiczny płomień ponad stu austriackim pielgrzymom, którzy na tę ceremonię przybyli do Betlejem. Otrzymane światło zostało przetransportowane w specjalnej lampie liniami lotniczymi Austrian Airlines. Betlejemskim Światłem Pokoju skauci austriaccy podzielili się w Wiedniu ze swoimi kolegami z ponad 20 krajów europejskich. Przekazanie światła nastąpiło 13 grudnia, podczas ekumenicznego nabożeństwa w wiedeńskiej katedrze. W Wigilię Bożego Narodzenia Światło zapłonie w blisko 30 krajach Europy. Sztafeta Betlejemskiego Światła Pokoju organizowana jest od 1986 roku. Rokrocznie tuż przed Adwentem, wyróżnione za aktywność społeczną, dziecko z Górnej Austrii zapala w Grocie Narodzenia Jezusa Światło Pokoju i przewozi je do swojego kraju, by następnie przekazywać je mieszkańcom swej ojczyzny oraz krajów sąsiednich. Wakacje w 2008 roku postanowiliśmy spędzić nie w Strużnicy, ale odwiedzić Bieszczady. Nieco dalej, mniej znane tereny, a trochę i zmęczenie „obozowymi atrakcjami lokalowymi” spowodowało, że taka zapadła decyzja. Dwa tygodnie nad Zalewem Solińskim minęło szybko i powracaliśmy do Łodzi. Powrót ten był dość skomplikowany, bo po drodze mieliśmy plany „Jędrusiowe”, odwiedziliśmy Doktora Korczaka w Tarnowie i gościliśmy u Pani Teresy Majczak w Koprzywnicy, zwiedzaliśmy Zamek Krzyżtopór w Ujeździe i Sandomierską starówkę. Kilka godzin spędzonych w Sandomierzu, wspomnienia Rajdu z 1983 roku, gdy nocowaliśmy wtedy w budynku PTTK przy Rynku, spacery po Wąwozach i uliczkach nie zapowiadały nic szczególnego. Ja kręciłem się po Rynku robiąc zdjęcia, a moja Małżonka przysiadła na ławce przy starszym panu wygrzewającym się na słońcu. Nagle zawołała mnie podnieconym głosem do ławki - Słuchaj, Pan mówi że jest synem jednego z Jędrusiów! Zaskoczenie jakie mnie dosięgło spowodowało, że przez chwilę odebrało mi mowę. Po krótkim powitaniu szybko zadałem pytanie: - Przepraszam, jak pańska godność? - Klusek - „Fugas-Jastrząb” - wypaliłem bez chwili namysłu… Potem rozmawialiśmy o moim spotkaniu z Ojcem pana Alfreda, Stanisławem Kluskiem ps. Fugas-Jastrząb, saperem w Kompanii Jędrusiów w 1944 roku. O nadaniu imienia, o mym niedawnym spotkaniu z Doktorem Korczakiem, o Bobie, Tadeuszu Szewerze i tym wszystkim co z Jędrusiami łączyło nasze przeżycia . Jak to mawiają – „góra z górą…” Strona 37 Betlejemskie Światło Pokoju zapalone Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 Plany odwiedzenia naszego wielkiego przyjaciela Jana Gałuszki „Mizernego”, konspiratora, a od jesieni 1943 r. członka oddziału partyzanckiego „Jędrusie” działającego w okresie okupacji na terenie obecnej południowej części województwa świętokrzyskiego i północnej podkarpackiego, czyli po obu stronach Wisły, istniały w Kręgu Starszyzny i Seniorów „Jędrusie” w Łodzi od dość dawna. Ale dopiero we wrześniowy weekend 2014 roku udało się zrealizować tę wyprawę. Udział w niej wzięli byli członkowie szczepu ZHP „Jędrusiów” działającego w Technikum Włókienniczym Nr 1 w Łodzi: Lech Margiel, Staszek Gałecki, Iza Gołąb oraz ja, syn „Mimiego” partyzanta oddziału „Jędrusie”, również członek kręgu Wojtek Pawlikowski. Po wygodnej podróży dotarliśmy do Krakowa, gdzie czekał już na nas, rezerwując już kawałek miejsca na zaparkowanie przed kamienicą w której mieszka „Mizerny”. Jest to o tyle istotne, że znalezienie miejsca w pobliżu Rynku Głównego w Krakowie graniczy z cudem. Sprawniejsi powędrowali schodami, pozostali wjechali windą, którą jazda jest dużym wyzwaniem. Jasiu i jego córka Ania przyjęli nas po królewsku – gadanie o krakowskich centusiach to bajdy wierutne. Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 38 Wojciech Pawlikowski Po pierwszych rozmowach, posiłku, zachwytach nad zgromadzonymi pamiątkami, koneksjach rodzinnych „Mizerny” poprowadził nas do Muzeum Armii Krajowej, gdzie służył jako przewodnik. Jest to muzeum interaktywne, nowoczesne, gdzie można dużo się dowiedzieć, lub uzupełnić wiedzę o działaniach największej podziemnej armii w czasie II wojny światowej. Jak zwykle mężczyzn interesowała wystawiana broń, przekrój rakiety V-2, której plany i najistotniejsze części z opisem elektroniki dokonanym przez prof. Groszkowskiego Armia Krajowa przekazała Brytyjczykom, w ramach akcji „Most”. W galerii „Panteonu Armii Krajowej” odnaleźliśmy również tablicę poświęconą Władysławowi Jasińskiemu „Jędrusiowi”. Po zwiedzaniu wróciliśmy na smaczny obiad przygotowany przez panią Anię i dalsze rozmowy. Leszek usiłował dowiedzieć się od „Mizernego” o Jego udziale w pracach wywiadu i powojennej działalności konspiracyjnej, ale o ile wiem to nadal pozostały one tajemnicą. Po spacerze, po Rynku Głównym, okolicach Wawelu, Plantach pożegnaliśmy się z miłymi gospodarzami i pojechaliśmy na nocleg, gdzieś obok krakowskiego WORDu. Następnego dnia spotkaliśmy się z „Mizernym” przy Cmentarzu Wojskowym, po którym zostaliśmy przez Niego oprowadzeni. Następnie przeszliśmy na teren Cmentarza Rakowickiego, gdzie „Mizerny” wskazał nam groby „Jędrusiów”, co skrzętnie zostało odnotowane, celem sporządzenia planowanego spisu miejsc pochowania byłych partyzantów od „Jędrusia”. Po wizytach na grobach i zapaleniu zniczy pojechaliśmy na spacer na Błonia i do parku im Jordana, gdzie znajdują się popiersia znanych i zasłużonych Polaków, w tym sławnych dowódców AK Leopolda Okulickiego „Niedźwiadek” ostatniego dowódcy AK i jego zastępcy, twórcy Kedywu Augusta Fieldorfa „Nila”. Po wizytach na grobach i zapaleniu zniczy wróciliśmy z „Mizernym” do jego mieszkania, gdzie nie chcąc nadużywać gościnności pani Ani, pożegnaliśmy się z Gospodarzami, dziękując za przyjęcie i umawiając się na kolejne spotkanie. Przed nami była jeszcze podróż, podczas której dzieliliśmy się wrażeniami. Dokumentację wyjazdu wykonała Iza, Leszek ze Staszkiem fotografowali, a ja tu opisałem. Strona Z wizytą u „Mizernego” Dom Wigilijny Czytelnikom „ODWETU” Ten dom ciepły jak życzenia szczerego opłatka jak oddechy zwierząt rozgadanych o północy jak stół dań gorących Ten dom kolędą radosną wita Nowonarodzonego pod choinką uginającą się pod ciężarem naszych wciąż niespełnionych nadziei Ten dom wita i Ciebie Gościu Niespodziewany Kolędniku nocy wigilijnej Wejdź i usiądź z nami przy stole w tym dalekim a jakże bliskim Ci domu w tym dalekim a jakże bliskim Ci kraju Wejdź bez obaw że przepędzą jak bezdomnego psa Strona 39 Władysław Jan Burzawa Chicago, grudzień 2014 Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015 40 Strona Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015