Zabawy z armatą
Transkrypt
Zabawy z armatą
Zabawy z armatą Utworzono: czwartek, 11 sierpnia 2005 Zabawy z armatą Artur Ochniak unika słowa „broń”, choć zgromadził całkiem spory arsenał ze świetnej klasy egzemplarzami. Uważa, że strzelanie większości ludzi źle się kojarzy. Woli więc nazywać je „zabawkami”. Stan swojej kolekcji otacza całkowitą dyskrecją. Ochniak – na co dzień dyspozytor w kopalni „Wujek” – w strzelectwo bawi się od prawie 20 lat. Wolny czas zawsze spędzaliśmy z żoną aktywnie. Chodziliśmy po górach. Zdarzyło mi się nawet zdobyć jeden z alpejskich lodowców. Kontuzja żony przecięła te górskie wyprawy. Serdeczny przyjaciel wyciągnął nas kiedyś na strzelnicę w Wesołej. Ze strzelectwem jest tak: albo w nim zasmakujesz, albo machniesz na to ręką. Nas wciągnęło – wspomina początki przygody z „zabawkami”. W klasyczne strzelectwo sportowe Artur Ochniak bawił się jednak stosunkowo niedługo. Nie tylko dlatego, że jedna po drugiej obumierały, takie jak mysłowicka, strzelnice. – Z czasem zdałem sobie sprawę, że olimpijczykiem na pewno już nie zostanę. A przy tym ten rodzaj strzelania – rozwlekłego w czasie, z tarczami w niezmiennej, ustalonej odległości i zawodnikami, mierzącymi do nich w trzech statycznych postawach – wydał mi się nienaturalny. Któż tak w rzeczywistości strzela? Prawda, sam zawodnik przeżywa emocje, ale trudno porwać i rozgrzać nimi widza – tłumaczy umiarkowany powab nieco skostniałej już formy klasycznego strzelectwa sportowego. Wzorem agentów FBI Od tej rutyny Artur Ochniak uciekł w nową zabawę, czyli w tzw. strzelectwo praktyczne. Ze Stanów Zjednoczonych do Polski przeflancował je Janusz Michalik, obywatel Niemiec polskiego pochodzenia. Za oceanem już w latach 30. ubiegłego stulecia kierownictwo FBI uznało, że szkolenie agenta nie może polegać wyłącznie na strzelaniu statycznym, albowiem wyzwania realnych akcji są dużo bardziej skomplikowane i wymagające perfekcyjnego posługiwania się bronią. Na ogół jest to strzelanie w biegu, zza rozmaitych zasłon i w wielu innych, nieprzewidywalnych okolicznościach. W ten sposób narodziła się nowa strzelecka dyscyplina sportowa. W 1976 r. powstała Międzynarodowa Federacja Strzelectwa Praktycznego (International Practical Shooting Confederation – IPSC). Jej siedzibą jest Kanada. Polski Związek Strzelectwa Praktycznego został zarejestrowany w 1997 r. w Koszalinie. Jego pierwszym prezydentem został wspomniany Janusz Michalik. Szybko jednak stolicą nowej dyscypliny stał się Śląsk. Już w dwa lata później w Zabrzu rozegrano pierwsze Międzynarodowe Mistrzostwa Polski. Układ dynamiczny – Atrakcyjność strzelania praktycznego, albo – jak zwykło się je też określać – strzelania inaczej tkwi w jego dynamice, ustawicznym ruchu, rozmaitości scenografii, presji czasu, widowiskowości i rozmaitości stosowanych „zabawek”. Na ogół strzela się z potężnych kalibrów. Najpopularniejszym jest „czterdziestka” – Artur Ochniak opisuje walory takiej „armaty” i świeżość nowej dyscypliny. Dziś w strzelectwo praktyczne bawi się już w Polsce około 300 osób, na Śląsku – przeszło 70, w samym „Wujku” – kilka. Fenomen niesłychanego rozwoju zainteresowania tą dyscypliną nakręca – zdaniem Ochniaka – właśnie owa niepowtarzalność. – Tor za każdym razem jest inny. W jego scenografii może być zainscenizowany lasek lub fragment miasteczka z Dzikiego Zachodu. Istnieje też różnorodność tarcz, niczym nie przypominających tych z tradycyjnej strzelnicy. W tej zabawie istnieje dowolność technik i stylu. Liczy się szybkość i skuteczność. Najbardziej charakterystyczną cechą tej dyscypliny jest sposób punktacji. Wynik na tarczach tzw. metodą coomstock dzieli się przez czas zawodnika. Jest on obniżany za trafienia w tarcze „karne” („nie strzelać”) – Artur Ochniak demonstruje timer, czyli rodzaj stopera, rejestrującego czas po hukach wystrzałów. Rygorystyczne przepisy Swoboda strzelca ma jedno, żelazne ograniczenie. Jest nim wymóg respektowania niesłychanie rygorystycznych zasad bezpieczeństwa. Za nawet najmniejsze ich naruszenie sędziowie nakładają jedyną w takich sytuacjach karę – dyskwalifikację z zawodów. Artur Ochniak wielokrotnie uczestniczył w zawodach rangi Mistrzostw Polski i międzynarodowych. Jako członek zarządu Związku Strzelectwa Praktycznego często angażuje się również w ich organizację. Ma także status sędziego. – W strzelaniu praktycznym jest rywalizacja, jest ruch, jest sprawność, siła... Ale mnie pociąga w nim, nawet nie tyle wykazywanie się pewnością ręki i celnością oka, lecz przede wszystko trening w panowaniu nad emocjami. Ten sport pozwala mi oderwać się od codzienności, od stresu, jaki niesie praca w kopalni. Jest też okazją do poznawania innych ludzi. Ten rodzaj strzelectwa w sporej części uprawiają mundurowi, ale też mechanicy samochodowi, prawnicy, lekarze... Wśród członków ZSP na Śląsku mamy na przykład fantastycznie strzelającego stomatologa. Nasze spotkania mają więc nie tylko sportowy, lecz towarzyski wymiar – opowiada dyspozytor z „Wujka”. W kolorycie westernu Taki towarzyski koloryt – Ochniak wertuje album z dziesiątkami fotografii z zawodów w Rembertowie – ma tzw. wielobój kowbojski. Strzela się w nim z replik broni z epoki w scenografii wyjętej z Dzikiego Zachodu. Także w stroju każdego z zawodników musi znajdować się co najmniej jeden „kowbojski” rekwizyt. Ich ocena to, notabene, odrębny konkurs. Działacze Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego długo krzywili się na strzelających „inaczej”. Dziś strzelcy „praktyczni” przenoszą się akurat z Zabrza do siedziby Okręgowego ZSS w Katowicach. – Każda dyscyplina sportowa ewoluuje i ortodoksyjni tradycjonaliści muszą przegrać z nowymi trendami i zjawiskami – uśmiecha się Artur Ochniak. Jerzy Chromik