ROZŚPIEWANIE#10: Chodziłam i zbierałam głosy

Transkrypt

ROZŚPIEWANIE#10: Chodziłam i zbierałam głosy
ROZŚPIEWANIE #10: Chodziłam i zbierałam głosy
Wspaniała inicjatywa edukacyjna na warszawskiej Woli!
W Szkole Podstawowej nr 221 na warszawskiej Woli powstanie otwarte centrum muzyczne dla uczniów i seniorów – sala
muzyczna z prawdziwego zdarzenia, bogato wyposażona w sprzęt, posiadająca szeroką ofertę warsztatów dla osób w
różnym wieku i prowadzona przez specjalistów od edukacji muzycznej. Wszystko dzięki budżetowi partycypacyjnemu
Warszawy, nad którym po raz pierwszy w tym roku głosowali mieszkańcy stolicy. O projekcie rozmawialiśmy z jego autorką
Martą Siepsiak, nauczycielką muzyki i muzykoterapeutką.
MUZYKOTEKA SZKOLNA: Skąd się wziął pomysł na Ogrodową Artystyczną? Czy to jest twoja inicjatywa?
Marta Siepsiak: Zawsze chciałam mieć taką muzyczną bazę, w której mogłabym coś z innymi ludźmi tworzyć, nagrywać,
taką, która nie zamyka się z ostatnim dzwonkiem. Żeby to było miejsce, do którego wszyscy mogą przyjść i muzycznie
zorganizować sobie czas.
Czy coś cię zainspirowało?
Na pewno wykształcenie muzykoterapeutyczne wpłynęło na sposób, w jaki myślę o muzyce. Traktuję ją zazwyczaj jakoś
środek, a nie jako cel sam w sobie - narzędzie do wyrażania siebie, do zaistnienia w grupie, do komunikacji.
Często szukam w internecie filmików, pokazujących metody pracy innych muzykoterapeutów i nauczycieli. Np. nagrania
sesji muzykoterapii kretywnej Nordoff - Robbins - tam nawet osoby z dużym stopniem niepełnosprawności komunikują się
przy pomocy muzyki. Ktoś może grać jednym palcem na pianinie i czerpać z tego wiele radości - oczywiście nauczyciel czy
muzykoterapeuta musi nad tym czuwać.
Dzięki Muzykotece Szkolnej poznałam też chór PS22, który niesamowicie mnie zainspirował. Widziałam chyba wszystkie ich
filmiki. To jest muzyka popowa, znana z radia, ale bardzo ładnie i ciekawie zaranżowana. Te dzieci przeżywają, pokazują,
gestykulują, naprawdę się cieszą, a nie na baczność – tego nienawidzę… tresowania, jak w wojsku.
Gdy zobaczyłam te dzieci, stwierdziłam, że muszę zrobić w naszej szkole to samo. Chciałam spróbować tak samo
zaangażować moich uczniów.
Ostatnio byłam też na konferencji w Weronie, gdzie wcześniej studiowałam pół roku na kierunku muzykoterapia w
konserwatorium muzycznym. Tam poznałam kobietę, która opowiadała, jak tworzyła w garażu przy szkole takie właśnie
muzyczne centrum. Zaczęła od kupna podstawowych instrumentów. Potem było ich coraz więcej. Na początku wszystko
odbywało się na dość nieformalnych zasadach. Z czasem to miejsce stało się bardziej oficjalne. Oni po prostu muzykowali,
improwizowali, robili dialogi muzyczne.
Dopiero w Weronie tak naprawdę przekonałam się, że mogę improwizować, akompaniować. Niestety uczelnie i szkoły
muzyczne w Polsce omijają ten temat skutecznie. Po szkole muzycznej II stopnia nie potrafiłam nawet zagrać „100 lat” bez
nut. Sądziłam, że to jest umiejętność dostępna tylko tym szczęśliwcom, którzy urodzili się ze słuchem harmonicznym. We
Włoszech okazało się, że każdy może to robić. I od tej pory dużo się zmieniło. Ponieważ mogę grać i akompaniować, jako
nauczycielka muzyki czuję się dużo pewniej, mam więcej możliwośći.
Na pewno moje oczy otworzył także wyjazd do Turcji. Tam spotkałam się z muzykami–amatorami, którzy grali ze sobą,
śpiewali pieśni ludowe, tak po prostu. W Polsce nawet zawodowi muzycy mają z tym problem.
Centrum na Woli ma służyć nie tylko muzykoterapii, ale też takiemu zwykłemu muzykowaniu.
Tak. Po prostu z racji wykształcenia skupiam się może bardziej na terapeutycznych walorach takiego muzykowania. Misją
tego miejsca nie będzie formowanie geniuszy, tylko używanie muzyki jako czegoś naturalnego. Zależy mi na wywołaniu
interakcji. Oczywiście ważne jest, żeby osoby korzystające z centrum pokochały muzykę (i może kiedyś nawet poszły same z
siebie do filharmonii). Ale nie oszukujmy się. Większość moich uczniów w filharmonii nigdy nie była. I jeśli puszczam im
Bacha, to mnie… wyśmiewają. Więc trzeba szukać innej drogi.
Pojawił się pomysł i co dalej robiłaś?
Zaczęłam szukać pieniędzy, bo jednak są one potrzebne, nie wystarczy mi jeden tamburyn. Wcześniej zastanawiałam się
nad środkami europejskimi. W liceum w Lublinie napisałam podobny projekt, w ramach programu Młodzież w Działaniu –
udało się wtedy zakupić instrumenty do szkoły muzycznej, które nadal tam są używane. Teraz, gdy tylko zobaczyłam, że w
Warszawie będzie uchwalony budżet partycypacyjny, wiedziałam, że to może się udać.
Sama napisałaś ten projekt?
Jest to w stu procentach mój autorski projekt. Dużo mi jednak dały spotkania organizowane przez miasto, na których
pomagano doszlifować wniosek pod względem formalnym. Nie było z tym problemu. Dostałam odpowiedzi na wszystkie
moje wątpliwości. Był specjalny termin, w którym można było wysłać swój projekt, a on został potem poprawiony.
Czy miałaś jakieś opinie zwrotne, jeśli chodzi o lokalną społeczność?
Na spotkaniach w sprawie budżetu partycypacyjnego mój projekt spotkał się z dużym entuzjazmem.
Bałam się trochę, że pojawią się komentarze, że chcę tylko zagarnąć pieniądze dla szkoły. Nie słyszałam jednak żadnych
negatywnych opinii. Jeden pan powiedział, że są ważniejsze sprawy niż muzyka. Dla mnie to jest oczywiste, jestem takiego
samego zdania. Nie uważam, żeby muzyka była najważniejsza na świecie.
Sensownie zorganizowana, systemowa możliwość muzykowania daje chyba jednak coś lokalnej społeczności. Jak
sądzisz, co?
To będzie projekt otwarty dla wszystkich. Każdy będzie mógł przyjść na otwarte zajęcia. Będzie łącznie 7 typów zajęć: Mała
Filharmonia Na Woli, muzykoterapia dla dzieci, muzykoterapia dla seniorów, improwizacje rodzinne, taniec,
umuzykalnianie poprzez zbiorową naukę gry na keyboardach, pokazy filmów i bajek muzycznych.
Zastanawiamy się jeszcze, jak procentowo podzielić te zajęcia. Być może trzydzieści procent miejsc będzie zarezerwowane
dla naszych dzieci, a siedemdziesiąt procent dla osób z zewnątrz. Nasi uczniowie i tak będą z tego miejsca korzystać na co
dzień. Naprawdę każdy będzie mógł i wystąpić, i przyjść na te warsztaty. Dzięki uprzejmości dyrekcji będziemy mieli też do
dyspozycji salę gimnastyczną.
Na czym polegać będzie Mała Filharmonia?
Mała Filharmonia Na Woli to comiesięczne „aktywne” koncerty. To nie będzie tak, że ludzie mają tylko siedzieć i słuchać.
Chciałabym, żeby tam była jakaś interakcja, żeby ci muzycy grali razem z publicznością. Żeby w repertuarze znalazła się nie
tylko muzyka klasyczna, ale też odpowiednio dobrany i zaranżowany repertuar z radia, Chciałabym też, żeby podczas tych
koncertów występowały osoby, które wcześniej przez miesiąc brały udział w warsztatach muzycznych, żeby występowali
wspólnie muzycy profesjonalni, publiczność i uczestnicy warsztatów. Zdaję sobie sprawę, że to może być trudne (śmiech).
Budżet projektu wynosi 87 tysięcy złotych. Na co dokładnie zostaną one spożytkowane?
Wydaje się, że 87 tysięcy to nie tak dużo, jak na taki projekt. Na szczęście nie musimy płacić za salę, co znacząco obniża
koszty. Zaczniemy od remontu sali, wymiany podłogi. Wyciszymy to pomieszczenie, żeby można było tam grać również w
czasie lekcji, żeby cała szkoła nie huczała i… żeby to granie sprawiało nam przyjemność (akustyka pomieszczeń szkolnych
pozostawia wiele do życzenia). Zakupimy instrumenty – perkusję, instrumenty perkusyjne, gitarę akustyczną, gitarę basową
ze wzmacniaczem, 8 keyboardów, mikrofony nauszne, nagłośnienie, różne małe instrumenty perkusyjne takie jak conga i
dżemby, „bum bum rurki”, dzwonki strojone ręczne, drobne instrumenty, maty do relaksacji na muzykoterapię, obręcze do
tańców, płyty z bajkami muzycznymi, komputer i sprzęt multimedialny.
Te instrumenty na pewno nie będą najwyższej jakości. Perkusja na pewno nie będzie superprofesjonalna, to będzie
podstawowy zestaw. Pisząc projekt, myślałam o dzieciach, a nie zawodowych muzykach, więc nie wybierałam najlepszych
instrumentów. Jednak na pewno nie będzie to sprzęt wybrakowany, który może tylko zniechęcić kogoś, kto dopiero zaczyna
muzykować.
Kolejną pozycję w budżecie projektu stanowią honoraria dla instruktorów. Codziennie w muzycznym centrum będzie
odbywać się jeden rodzaj zajęć. Stawki dla instruktorów będą takie, żeby w Warszawie udało się znaleźć kompetentne
osoby. Być może dla muzyków te stawki będą mało atrakcyjne. Mogłam oczywiście przyjąć dużo wyższy budżet. Wtedy
istniało jednak ryzyko, że mój projekt by się nie dostał. Zasada była taka, że wygrywają projekty z najwyższą ilością głosów,
a potem te, które się mieszczą w pozostałym budżecie. Zmieściłam się na końcu listy, odpadły projekty, które zebrały więcej
głosów. Gdybym ustaliła budżet o 6–7 tysięcy wyższy, to ten projekt by przepadł. Przygotowując kosztorys, pamiętałam o
tej zasadzie.
W promocję projektu bardzo zaangażowali się uczniowie. Oni zbierali razem ze mną głosy na ulicy, zrobili filmik promujący ten projekt. Większość z tego, co zrobiliśmy, to były ich
pomysły. Naprawdę to przeżywali, szczególnie na koniec. Ja sama chodziłam po znajomych muzykach i różnych instytucjach
muzycznych i zbierałam głosy. Środowisko, niestety, było umiarkowanie zachwycone moim pomysłem.
Czy do korzystania z tego miejsca będzie mógł się zgłosić np. licealny zespół rockowy, żeby grać tam próby?
Nie wiem, bo nie do końca o tym decyduję. Ale jeśli będzie takie zapotrzebowanie, będę się starać, żeby takie zespoły
mogły się w tym miejscu rozwijać.
Co w ogóle twoim zdaniem dają takie miejsca?
Myślę, że w naszym kraju wykonywanie muzyki klasycznej popularnej i każdej innej jest zarezerwowane tylko dla pewnej
grupy osób. Nawet profesjonalni muzycy, którzy chcieliby robić coś swojego, po prostu się boją otworzyć. Wiele osób
traktuje filharmonię czy salę koncertową jak świątynię. To bardzo ogranicza potencjał tej dziedziny sztuki. Uważam, że
każdy może „używać” muzyki, niekoniecznie profesjonalnie i idealnie. To jest sposób na spędzanie wolnego czasu,
poznawanie się nawzajem, wchodzenie w relacje ze sobą i innymi. Nie chodzi tylko o to, żeby coś tworzyć, ale o sam
proces tworzenia, o to, co się między grającymi dzieje. Nasze centrum na pewno pozwoli ludziom doświadczać muzyki
właśnie tak.
Czy masz jakieś marzenia odnośnie kształtu edukacji muzycznej w naszym kraju?
Oczywiście fajnie by było, gdyby szkoły miały większe możliwości – mogły kupować najlepsze instrumenty, żeby dzieci
mogły grać i „doświadczać” muzyki, a nie słuchać jakiegoś zdezelowanego magnetofonu sprzed 50 lat. Ale to prędko się nie
zmieni. Uważam, że trzeba zmienić sposób myślenia. Ja od nowego roku nie będę korzystać z żadnych podręczników, bo
one czasem są tak napisane, że ośmieszam się, prezentując coś takiego. Mnuie samej nie chciało się czytać litanii tam
zamieszczanych. Zamiast tego wolę, żeby uczniowie więcej grali, śpiewali, używali instrumentów, ruszali się, słuchali
muzyki. Myślę o stworzeniu takich „kreatywnych teczek”. Np., gdy mówimy o kompozytorach, uczniowie mogą sobie coś
domalować albo wkleić. Przecież oni nie zapamiętają ani dat urodzenia i śmierci ani tego, co pisali ci twórcy. Przecież to w
ogóle dla nich jest nieważne. Ważne jest, żeby ich zainteresować, żeby dziecko wiedziało mniej więcej, o co chodzi. To, co
jest w podręcznikach, może jest bardzo piękne i szlachetne, ale ma się nijak do rzeczywistości.
Jestem początkującym nauczycielem i od razu, w czasie pierwszego roku pracy w szkole, popełniłam bardzo dużo błędów.
Mówiąc wprost, byłam ignorantem. Było kilka rzeczy, których przy uczniach już więcej nie zrobię. Na pewno nie będę
stawiała Beethovena wyżej niż Justina Biebera. To nie ma sensu i przynosi skutek odwrotny od zamierzonego. Dzieci miały
też do mnie pretensje, że każę im słuchać rzeczy, których one nie lubią i nie rozumieją, a sama nie znam ich muzyki. Teraz
więc namawiam ich np. do rozmawiania i prezentowania swoich ulubionych artystów. Ale z tego, co wiem, nie wszystkim
nauczycielom muzyki się to podoba.
Czy myślisz, że to centrum muzyczne może stać się zaczątkiem jakiegoś systemu? Czy raczej jest to jednorazowa akcja?
Byłoby super. Chciałabym, żeby wszyscy o tym wiedzieli, się inspirowali. Potrzebuję ludzi, którzy to wesprą, włączą się. Ja
sama wszystkiego nie zrobię. Myślę, że to mógłby być taki pilotażowy program pokazujący, jak działają takie formy
umuzykalniania.
Jak wygląda harmonogram budowy tego centrum?
Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie wystartuje to centrum. Na pewno musi się to stać do końca 2015 roku. Ponieważ
budżet partycypacyjny wydaje pieniądze publiczne, to na każdą rzecz w ramach tego projektu musi zostać rozpisany
przetarg. Musi zostać wybrany koordynator projektu. W tej chwili tak naprawdę ode mnie niewiele zależy i… trochę się
tego boję. Mam nadzieję jednak, że będę pytana o zdanie. Pojawiły się głosy w urzędzie miasta, że jako osoba, która tam
pracuje i jest autorką tego projektu, powinnam mieć wpływ na jego realizację. Boję się, że koordynować projekt będzie
ktoś z zewnątrz, kto nie będzie emocjonalnie związany z projektem ani ze szkołą i potraktuje to jako kolejne zlecenie. A ja
mam konkretną wizję tego miejsca. Mam nadzieję, że pomysł nie zostanie zepsuty. Spróbuję do tego nie dopuścić. Rozmawiał Piotr Kowalczyk

Podobne dokumenty