SRPLēG]\ ij\FLHP D ħPLHUFLĎ

Transkrypt

SRPLēG]\ ij\FLHP D ħPLHUFLĎ
SRPLēG]\ij\FLHPDħPLHUFLĎ
$11$:,$75
SRPLēG]\ij\FLHPDħPLHUFLĎ
RSRZLHħĄRWRijVDPRħFLLXPLHUDQLX
© 2013 Copyright by Anna Wiatr & Zakład Wydawniczy »NOMOS«
Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana
elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej
zgody wydawcy.
Recenzje: dr hab. Anna Kubiak, prof. IFiS PAN
dr hab. Jacek Leoński, prof. USz
Publikacja dofinansowana przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Redakcja wydawnicza: Kasper Świerzowski
Redakcja techniczna: Jacek Pawłowicz
II korekta: Labor JP
Projekt okładki: Michał Dziadkowiec
ISBN 978-83-7688-116-4
KRAKÓW 2013
Zakład Wydawniczy »NOMOS«
31-208 Kraków, ul. Kluczborska 25/3u; tel./fax: (12) 626 19 21
e-mail: [email protected]; www.nomos.pl
Spis treści
CZAS SŁUCHANIA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9
I. SZTUKA INTERPRETACJI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15
1. Ugruntowane teoretyzowanie — 16; 2. Socjolożka jako wydawczyni
opowieści o ludzkim życiu — 24
II. TOŻSAMOŚĆ NARRACYJNA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33
1. Pomiędzy biograficznym a literackim fenomenem — 34; 2. Życie jak
film — 47
III. UMIERANIE JAKO PROCES I DOŚWIADCZENIE . . . . . . . . . . . . . . 59
1. Konteksty świadomości — 61; 2. Trajektorie — 65; 3. Miejsca — 69;
4. Świat (bez)sensownej nowoczesności — 77; 5. Tu, za zamkniętą bramą. Opowieść o starości — 92; 6. Po prostu starość, czyli utopijny realizm — 101
IV. NARRACJE I UMIERANIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 111
1. W winiarni — 112; 2. Kłopotliwość — 113; 3. Ambiwalencja — 116;
4. Czekanie na śmierć — 117; 5. Opowiadam, więc jestem — 119;
6. Śmierć jest (jeszcze) z tego świata — 120; 7. W lustrach — 121; 8. Litanie dolegliwości — 122; 9. Kurczenie się przestrzeni — 124; 10. (Nie)
posiadanie czasu — 124; 11. Dychotomia i wielość światów — 126;
12. Rozstanie z Innym/z Inną — 128; 13. Eros i Tanatos — 131; 14. Wykruszanie się życia — 132; 15. Barwy przemijania — 133; 16. Paradoks
„rehabilitacji” — 136; 17. (Nie)ludzki świat służby zdrowia — 137;
18. Tajemnica istnienia — 139; 19. Oczekiwana długość życia — 141;
20. Korzystanie z życia i bliskość śmierci — 142
5
V. PARADOKSALNOŚĆ UMIERANIA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 143
1. Bolesność umierania — 145; 2. Gdy nie można wszystkiego koło
siebie zrobić — 147; 3. Rwące się opowieści — 148; 4. Zarządzanie
umieraniem — 149; 5. Pomiędzy tradycyjnym a nowoczesnym — 151;
6. Śmierć jako zdarzenie sensowne — 152; 7. Możliwość niemożliwego — 154
ZAKOŃCZENIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 159
BIBLIOGRAFIA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 165
INDEKS OSOBOWY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173
SUMMARY: Between Life and Death: A Story of Identity and Dying in
Postmodern Poland . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 175
Rola opowieści polega na tym, że pozwala ona w y c h o d z i ć
p o z a w ł a s n y c z a s i wkraczać w inne czasy, w rytmy cudzych istnień. Czyniąc to, narracja wiąże nas z prawdą nocną
– niewidzialną, zakrytą, związaną ze śmiercią częścią istnienia,
równocześnie jednak przekształca niedoskonały, nie dopasowany do nas świat w dom. Kto chce ów dom zamieszkać, powinien
zacząć go opowiadać. Kto zacznie opowiadać, musi w tkaninie
czasu napotkać śmierć.
P. Czapliński, Mikrologi ze śmiercią
Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do powstanie tej pracy.
Szczególnie – Doktor Irenie Szlachcicowej – za wnikliwą i cenną krytykę. Profesorowi Zbigniewowi Kurczowi – za współpracę. Dominikowi Krzyżanowskiemu i Monice Trojanowskiej
za życzliwą pomoc. Moim Magdom, berlińskiej i londyńskiej,
za pierwsze, osobiste i emocjonalne, odczytania tej pracy oraz
nieustające wsparcie.
Czas słuchania
W trakcie pisania Pomiędzy życiem a śmiercią… próbowałam zbliżyć
się do obszaru, którego granice wyznaczają dwa społeczne fenomeny: tożsamość i umieranie. Moje „zajmowanie się umieraniem” obrastało podczas
pracy nad tym tematem niezliczoną ilością zadanych pytań, prowadzonych
rozmów, także wysłuchanych zwierzeń – stanowiło to poboczny nurt czytania i pisania; znak, że mam do czynienia z materią wyjątkową, złożoną
i delikatną. Były to doświadczenia, którymi nasiąkałam mimowolnie podczas prowadzonych badań.
Ta książką jest opowieścią o tym, co wydarza się pomiędzy życiem
a śmiercią – konsekwentnie i wielopoziomowo wprowadzam w jej obrębie
narracyjne sposoby oglądu rzeczywistości. Narracyjność odnosi się do sposobu konstrukcji pracy; akcentu, jaki kładę na „akt opowiadania” – chodzi
zarówno o sposób prowadzenia badań, jak i szerszy proces narracyjnego
tworzenia własnej biografii; wreszcie, w trakcie snucia refleksji nad czasem umierania, sięgam do literatury pięknej i do filmów jako kolejnych
typów narracji umożliwiających zrozumienie podejmowanej przeze mnie
problematyki. Snując socjologiczną opowieść o umieraniu, opieram się na
wybranych teoriach i koncepcjach odnoszących się do społecznych wymiarów ludzkiej egzystencji. Jest to także narracja, która wyrasta z moich
wcześniejszych prac: o narodzinach1 i intymności2 – podejmowane przeze
mnie wątki rozwijają się tutaj i pogłębiają, przeglądając się równocześnie
1
Ciąża. Opowieść o kobiecej tożsamości i ciele, praca seminaryjna napisana pod kierunkiem dr I. Szlachcicowej, Wrocław 2003.
2
Historie intymne. Odnajdując i tracąc siebie, Zakład Wydawniczy NOMOS, Kraków
2010.
9
w lustrze socjologicznych przemian, odnoszących się do sposobu uprawiania nauki. Opowiadam o tożsamości i umieraniu z wyostrzoną świadomością tego, jakim regułom tworzenia, oznaczania i wartościowania podlegają
i tożsamość, i umieranie jako kategorie, za pomocą których próbuję uchwycić biograficzne doświadczenia w czasie, kiedy egzystencja dobiega kresu. Teoretycznych wątpliwości i pytań nie sposób porzucić także z innego
istotnego powodu – umieranie wymusza refleksyjność. Odnosi się to zarówno do tworzenia konkretnych opowieści przez narratorów i narratorki,
czyli osoby, z którymi się spotykałam w tym szczególnym, zawieszonym,
często traumatycznym czasie, ale i do mnie jako socjolożki, która także dociera do pewnego rodzaju granicy i jeszcze przed jakimkolwiek początkiem
„zajmowania się” umieraniem musi odpowiedzieć na podstawowe – naukowe i etyczne – pytania.
Moje spotkanie z umierającymi i z umieraniem uległo poszerzeniu
w trakcie prowadzenia badań. Przyjmując wyniki rozległych analiz na temat miejsca śmierci we współczesnej kulturze, które z różnych perspektyw
pokazują izolację tego etapu bycia-w-świecie, postanowiłam uwzględnić
taki punkt widzenia, który wskazuje na powrót umierania, ale i starości,
i choroby, do uniwersum znaczeń człowieka późnej nowoczesności. Ten
wątek sprawia, że dostrzegam przejawy umierania nie tylko w czasie umierania odbywającego się na terminalnym etapie choroby. Pisząc o umieraniu,
dopuszczam także głosy, które reprezentują doświadczenie choroby i starości jako części procesu umierania, które w wyniku medykalizacji tego
procesu zostały pozbawione związków z byciem-ku-śmierci. Zajmuję się
zatem tym, jak umieranie uobecnia się w czterech społecznych światach:
w świecie szpitala, w domu pomocy społecznej dla osób starszych, w hospicjum oraz w domu. Usystematyzowaniu tej części pracy służy zastosowanie kontinuum samotność – intymność, które różnorodnie się rozkłada,
jeśli chodzi o występujące rodzaje interakcji, w każdym z wymienionych
światów.
Ze względu na to, że temat jest trudny i złożony, a także wymagający
wrażliwości i empatii, postanowiłam użyć metod, które – według mnie – są
do tego najbardziej odpowiednie: w badaniach stosuję wywiad narracyjny
(jest to moje główne narzędzie badawcze) oraz wywiad pogłębiony, obserwację uczestniczącą oraz jakościową analizę treści (narzędzia pomocnicze). Całość procesu badawczego traktuję jako swoistą sztukę interpretacji,
opierając się na metodologii teorii ugruntowanej oraz socjologii biograficznej Fritza Schützego.
10
Jeśli miałabym wybrać to, co okazało się najważniejsze w trakcie prowadzenia badań na temat związków tożsamości i umierania, uznałabym, że
była to umiejętność słuchania. Słuchanie to było niejednokrotnie doświadczeniem pod wieloma względami trudnym i „nieprzyjemnym”. Często po takim
czasie zanurzenia w opowieść, ale i w rzeczywistość umierania, choroby
oraz starości, i w związane z tym obrazy, zapachy, gesty, byłam wykończona i „wyrzucona z codzienności”. Nie potrafiłabym przy tym oddzielić
mojej pracy jako socjolożki ode mnie jako osoby; wychodziłam przecież
z domu opieki, z kliniki bądź z hospicjum z materiałem badawczym w formie autobiograficznych, nagranych na dyktafon, narracji oraz z socjologicznymi spostrzeżeniami, spisanymi lub zapamiętanymi, ale i z materiałem egzystencjalnym, który musiałam biograficznie przepracować.
W trakcie prowadzenia badań byłam wielokrotnie ostrzegana przed
negatywnymi konsekwencjami tego typu pracy, przede wszystkim takimi,
które miałyby spowodować rodzaj załamania albo depresji. Spotykałam się
też z pytaniem, czy mam w ogóle prawo „badać umierających”. Między innymi to pytanie (które zadawałam sobie także sama) doprowadziło do tego,
że przychodziłam do kliniki jako wolontariuszka działającej tam fundacji.
Prowadziłam zatem badania, ale i p o m a g a ł a m pacjentom, najczęściej
w wykonaniu podstawowych codziennych czynności – chodziło o zrobienie herbaty, otworzenie okna, pójście na zakupy. Ten etap trwał jedenaście
miesięcy, spędzałam w klinice kilka godzin, przychodząc tam od jednego
do trzech razy w tygodniu. Moje pobyty upływały głównie na rozmowach,
które poza sporadycznymi przypadkami n i e b y ł y n a g r y w a n e, co
wynikało z braku odpowiednich warunków (pacjenci leżą tam w co najmniej czteroosobowych salach), z czym wiązał się brak spokoju i atmosfery
intymności. Zarówno pacjenci, jak i personel wiedzieli, że jestem socjolożką, znali także temat pracy doktorskiej. Przedstawiając moje badawcze
zainteresowania, od początku dawałam pacjentom możliwość „wpisania
się” w sytuacje przylegające do tego, jak moi rozmówcy rozumieli to, co
ich spotyka, czyli wymieniałam doświadczenie umierania, choroby oraz
starości.
„Czas szpitalny” to rozpoznawanie znaczeń nadawanych doświadczeniu choroby w kontekście sytuacji pobytu w szpitalu jako sytuacji zawieszenia normalnego rytmu codzienności oraz w kontekście rekonstruowanej
z pespektywy zachorowania na raka biografii pacjenta/pacjentki. Ten czas
to także poszerzenie kategorii badania o spotkanie oraz przepracowanie
problematyczności prowadzenia badań dotyczących sytuacji granicznych.
11
Okazało się, że „bycie po prostu”, zwyczajna obecność przy cierpiącej osobie jest najczęściej obecnością pożądaną, potrzebną i oczekiwaną. Oznacza
to, że nie pojawiałam się – wbrew ostrzeżeniom – nie tylko w klinice, ale
i w domu opieki oraz w hospicjum jako intruz, lecz jako ktoś, na kogo się
czeka i komu często później dziękuje się za tę prostą (bez)czynność słuchania. Z tego, między innymi, względu w kolejnych społecznych światach
przyjmowałam wyłącznie rolę badaczki.
„Czas domu opieki” to skupienie na doświadczeniu starości, na pamiętaniu (i zapominaniu), na motywie „czekania na śmierć” oraz powiązanych
z nim interakcji wraz z współtworzącymi je kontekstami oraz na etapie dokonanej lub niedokonanej biograficznej pracy domykania własnego życia.
Z jednej strony był to dla mnie „najlżejszy” czas, jeśli chodzi o interakcyjny poziom przebiegu badań – przychodziłam do jadalni domu opieki,
rozmawiałam z jego mieszkańcami i mieszkankami, jadłam, wychodziłam
na spacery i umawiałam się (bądź nie) na kolejne spotkanie już w pokoju
konkretnej osoby (jednoosobowe pokoje umożliwiały komfortowe, spokojne przeprowadzenie wywiadu narracyjnego). Z drugiej strony, wyraźnie
pojawił się problem „psychologizacji” starości: okazało się, że panujący
w domu opieki smutek i marazm kwalifikowano jako depresję, poddając
ją farmakologicznemu leczeniu. Mogę określić ten czas jako zanurzenie
w powolność toczącego się czasu, w melancholię odchodzenia.
„Czas hospicyjny” to równoczesne przesiąknięcie ideologią ruchu hospicyjnego i zdystansowanie się do niej. Główna uwaga zogniskowała się
na procesie umierania: splątaniu świadomości, cielesnym gaśnięciu oraz
rwaniu się biograficznej opowieści. W hospicjum przeprowadzanie wywiadów odbywało się pod kontrolą pracującej tam psycholożki, która najpierw
„polecała mnie” pacjentom świadomym, a następnie, po przeprowadzeniu wywiadu, otrzymywała ode mnie informację zwrotną na temat jego
przebiegu. Polegało to na tym, że po wywiadzie rozmawiałyśmy o tym,
co wydarzyło się w jego trakcie – chodziło głównie o kontekst świadomości i pojawiające się emocje. Te rozmowy „po” były ważne z dwóch
względów: po pierwsze, umożliwiały skonfrontowanie dwóch perspektyw,
psychologicznej i socjologicznej, które często zbiegały się ze sobą, ale też
niejednokrotnie się od siebie różniły; i po drugie, dzięki nim nazywałam
(i uświadamiałam sobie) własne emocje.
Personel tych światów bardzo zróżnicowanie podchodził do moich próśb,
często wielokrotnych, o możliwość przeprowadzenia badań. W domu opieki
zostałam przyjęta chłodno i z dystansem, później natomiast byłam często
12
pouczana czy wręcz strofowana, i jednocześnie ostrzegana przed tym, że
ani ludzi, których spotykam, ani ich opowieści, których słucham, nie należy brać poważnie. Na poparcie tej tezy używano szeregu argumentów:
począwszy od tych skupionych wokół chorób powiązanych ze starością,
a skończywszy na sugerowaniu, że mieszkańcy często kłamią. Dokładnie
odwrotny sposób przyjęcia miał miejsce w hospicjum stacjonarnym, gdzie
pomagano mi prowadzić badania. Poza tym, istotne okazały się same rozmowy z profesjonalistami, rozmowy dotyczące psychologicznych aspektów umierania, które pomogły mi w próbach jego zrozumienia. W klinice
i w hospicjum domowym moje badania usytuowane były pomiędzy formalną akceptacją a obojętnością lub lekceważeniem ze strony pracującego tam
personelu (z uwagi na szereg utrudnień badania w hospicjum domowym
przybrały ograniczony charakter, pokazując przy tym nieufność medycznego świata w odniesieniu do osób wkraczających na „jego terytorium”).
Ten czas słuchania wyraźnie pokazał, że stygmatyzacji podlega nie tylko doświadczenie umierania, ale i instytucje profesjonalnie zajmujące się
tym egzystencjalnym fenomenem i pracujące tam osoby, często słyszące
opinie typu „nigdy nie mógłbym pracować w hospicjum”, a także badaczka,
która postanowiła z socjologicznej perspektywy zająć się tą problematyką.
Słuchałam zatem nie tylko opowieści o umieraniu, ale i wyrazów współczucia i litości kierowanych w moim kierunku przez osoby, które „nigdy nie
mogłyby tam chodzić”3.
3
O ewentualnej i nie tylko mojej potrzebie terapii po badaniach piszę w artykule pt.
Podejrzana litość i konieczność autoterapii. Kilka uwag na marginesie hospicyjnych badań,
„Tematy z Szewskiej”, nr 1(4), 2010.
13