Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Mistyczne podstawy neomesjanizmu M a re k P r z y c h o d z e ń I dee mesjanistyczne zawarte w pismach św. Faustyny Kowalskiej czy Rozalii Celakówny nie tylko stanowią rozsądną propozycję interpretacji świata, lecz także odsyłają do najistotniejszego chyba pytania o samą perspektywę patrzenia, punkt wyjścia wszelkich interpretacji. Główną osią współczesnych sporów ideowych jest opozycja tego, co doczesne, i tego, co pozaświatowe. Problem z przekonaniem kogokolwiek do idei mistycznych czy mesjanistycznych zasadza się na oporze dużej części liberalnych elit wobec wszelkich kategorii pojęciowych wykraczających poza namacalny, widzialny i słyszalny świat. Trudno się zresztą temu dziwić. Jeśli czyjś horyzont nie wykracza poza długość ludzkiego życia, trudno, by zrozumiał sens ofiary cierpienia, a czasem i życia, skoro wydaje mu się, że życie doczesne jest wszystkim, co ma. Szczególnie wtedy, gdy uważa swój punkt widzenia za jedynie racjonalny czy poparty autorytetem współczesnej nauki. Istotę tego konfliktu perspektyw wyłożył Wojciech Wencel w tekście Bal u senatora: „Co łączy Bronisława Komorowskiego i Nikołaja Nikołajewicza Nowosilcowa? […] To niechęć do odczytywania zdarzeń w per- 102 spektywie metafizycznej. «Woda ma to do siebie, że się zbiera i stanowi zagrożenie, a potem spływa do głównej rzeki i do Bałtyku» – mówi Komorowski o powodzi. «No i cóż w tym strasznego? – Wiosną idą chmury, Z chmury piorun wypada: – taki bieg natury» – powiada Nowosilcow o rażeniu piorunem” (Wencel 2010; Mickiewicz 1955 III: 251). Doświadczenie dechrystianizacyjne? Przerażenie postępowej części społeczeństwa ideą ofiary, metafizyką i mesjanizmem wyraził doskonale Adam Szostkiewicz z „Polityki” w tekście Budzenie mesjasza. Szostkiewicz próbuje przedstawić ruch mesjanistyczny jako zagrożenie dla świętego spokoju: „Agnostyczny poeta Jarosław Marek Rymkiewicz z religijną i niereligijną prawicą toczą wojnę kulturową z mdłą, nudną i obłudną ich zdaniem liberalną demokracją, z jej wiecznym debatowaniem, pragmatyzmem, ucieraniem kompromisów, zgodą na pluralizm filozofii i stylów życia. Życie nie ma tu wysokiej ceny. Cenna jest ofiara, męczeństwo, egzaltacja. To, co ma Polaków porywać i jednoczyć, to Rymkiewiczowskie: masakra, wieszanie, rokosz” (Szostkiewicz Pressje 2012, teka 28 103 2011). Szostkiewicz świetnie gra kartą strachu, odwracając dawny schemat moralny, w którym poświęcenie bohatera było cnotą, a lękliwe wysiłki na rzecz wygodnego samozachowania niegodne mężczyzny. Powyższy fragment jest dobitnym przykładem retoryki politycznej: tekst ma przekonać już przekonanych, któż bowiem nie lubi spokojnego życia, które chce nam odebrać złowroga prawica? Oto ktoś podnosi brudne łapska na to, co kochają przeciętni Polacy − pragmatyzm i filozofię „jakoś to będzie”. Nie twierdzę, że Szostkiewicz tworzy ideologię świadomie, być może idzie z duchem czasu, dorabiając słabe argumenty do z góry założonych wniosków. W każdym razie w jego świeckiej świadomości nie ma miejsca na ingerencję nadprzyrodzoną i metafizyczny sens wydarzeń. Pozostaje tylko absurd wypadku lotniczego oraz tłumaczenie wiary i mesjanizmu w rzekomo naukowych kategoriach leczenia traumy. Szostkiewicz cytuje też „konserwatywnego” − jak powiada − publicystę Bartłomieja Sienkiewicza, który w „Przeglądzie Politycznym” uznał polski mesjanizm narodowy za doświadczenie „dechrystianizacyjne”. „Na miejsce opróżnione przez Chrystusa przychodzi pierwotny mit narodowy, zawłaszczający Jego cierpienie, posługujący się Jego krzyżem” (Szostkiewicz 2011). W podobnym duchu wypowiadał się Filip Memches w bardzo naukowo napisanym tekście Smoleńsk pogrąża Polskę: „smoleński romantyzm okazuje się rezygnacją z uniwersalistycznej, chrystocentrycznej refleksji na rzecz kreowania swojskiej, narodowej mitologii” (Memches 2011). Polska to nie Czechy Odmiennie zabrzmiał głos Tomasza Terlikowskiego, który w niezwykle bezkompromisowym tekście Szukając sensu w tym, co 104 Marek Przychodzeń wydaje się bezsensowne (2010) wyjaśnia ideę mesjanizmu budowanego − w odróżnieniu od heterodoksyjnych pomysłów na przykład Andrzeja Towiańskiego − na założeniach katolickich. Terlikowski jasno zauważa, że człowiek wierzący w każdym wydarzeniu musi się dopatrywać znaku od Boga, szcze- Na miejsce opróżnione przez Chrystusa przychodzi mit narodowy gólnie w takim, w którym „siedemdziesiąt lat po zbrodni katyńskiej ponownie ginie polska elita”, jak zgrabnie ujął to Samuel Rodrigo Pereira (2011). Dla wierzącego nie ma i nie może być przypadków. Można argumentować, że taka wizja również może przekonać wyłącznie przekonanych, choć tym razem tych po drugiej stronie barykady. Nie można jednak zignorować faktu, że przekaz, jaki niesie ze sobą polski mesjanizm, wzywa do kultywowania zawsze aktualnych cnót moralnych, na przykład patriotyzmu, podczas gdy jego sceptyczni oponenci zdają się mu sprzeciwiać z pobudek niezbyt szlachetnych − materialistycznie pojętego dobra wspólnego, czyli „ciepłej wody w kranie”. Sokratesa raziła niegdyś buńczuczna tyrada Trazymacha; podobnie czuję się dziś, czytając Szostkiewicza: to, co niskie, przedstawia jako wysokie. Zdaniem Terlikowskiego, taka wymarzona przez redaktora „Polityki” stabilna i spokojna egzystencja nie może być dana Polakom, którym Bóg przeznaczył inne powołanie. Ceną odrzucenia tego powołania jest przełknięcie gorzkiej pigułki absurdalnych katastrof, dotykających Polskę w skali, jak się zdaje, nieznanej naszym sąsiadom. „Polacy – czy tego chcą, czy nie – wezwani są do misji, która sprawia, że nie będziemy narodem, który zadowoli się samym tylko istnieniem. Los Szwajcarów czy Czechów nie jest nam pisany. Z trudem uzyskany po wielu dziesięcioleciach «święty spokój» nie jest naszym powołaniem” – pisze Terlikowski (2010: 66) i trudno się z nim, w świetle wydarzeń smoleńskich, nie zgodzić. Gniew Boży nad Polską W jakim stopniu jednak ów polski mesjanizm, którym straszy redaktor Szostkiewicz i który krytykują za pogaństwo i ideologizację pojęcia narodu Sienkiewicz i Memches, jest faktycznie zgodny z wiarą katolicką, taką, jaką przekazuje nam Kościół? Podstawowa diagnoza, stawiana zarówno przez św. Faustynę Kowalską, jak i Rozalię Celakównę, zasadza się na stwierdzeniu nadprzyrodzonego związku między rozmaitymi katastrofami, które spotykają Polskę, a miłosierną wolą Stwórcy. Jak pisała siostra Faustyna: „Pewnego dnia powiedział mi Jezus, że spuści karę na jedno miasto, które jest najpiękniejsze w Ojczyźnie naszej. Kara ta miała być [taka], jaką Bóg ukarał Sodomę i Gomorę. Widziałam wielkie zagniewanie Boże i dreszcz napełnił, przeszył mi serce” (Kowalska 2002: 39). Podobnie wypowiadała się na ten temat Rozalia Celakówna. 17 września 1939 roku notuje: „najwięcej zawiniły przed Panem Bogiem władze – ich zły przykład, lecz to mało tak powiedzieć – ich zwierzęce życie sprowadziło na cały kraj i naród tak straszne nieszczęście. […] Pan Jezus z większym wstrętem odwracał się od byłego Rządu Polskiego niż od Heroda, bo tam popełniano straszne, przerażające grzechy nieczyste. Warszawa to gorsze miasto niż Sodoma” (Celakówna 2007: 292). Małgorzata Czepiel, autorka wyboru tekstów Celakówny, wyjaśnia: „W Polsce przed II wojną światową na kiłę umierało dwa razy więcej osób niż z powodu innych chorób. Choroba dotykała zarówno mężczyzn, jak i kobiety, dzieci i do- rosłych. Chorych wenerycznie można było liczyć na setki tysięcy” (tamże: 60). „Warto dodać, że liczbę prostytutek legalnie działających wówczas w Warszawie szacowano na dziesięć tysięcy, a drugie tyle stanowiła prostytucja nielegalna. Wiadomo też, że w latach 1925−1935 w Urzędzie Obyczajowym Warszawy zarejestrowano ponad 2600 prostytutek, z czego 60% to były kobiety niepełnoletnie” (tamże: 293). Dla świeckiego umysłu Adama Szostkiewicza unicestwienie Warszawy to po prostu zdarzenie historyczne, analogicznie jak unicestwienie części elity narodu w absurdalnym wypadku samolotu lecącego do Smoleńska. Przykry incydent, ale jednak incydent. Poza tym, nawet jeśli przyjąć interpretację religijną tamtych wydarzeń, dlaczego Bóg miałby karać ludzi, wydawałoby się, niewinnych, niemających wiele wspólnego z owymi „przerażającymi grzechami”? Z podobnymi zarzutami spotykał się już św. Augustyn, który tłumaczył cierpliwie Rzymianom: „Dobrzy i źli zarówno utrapieniem są nawiedzeni, bynajmniej z tego nie wynika, aby nie odróżniać dobrych od złych, choć nie jest różne to, co jedni i drudzy cierpią. […] Owszem, pozostaje różnica między cierpiącymi, choć jej nie ma w cierpieniach: w tej samej męce czym innym jest cnota, a czym innym występek. […] Dlatego też w jednej i tej samej udręce źli Boga przeklinają i bluźnią, dobrzy się modlą i chwalą Boga. Otóż widzimy, że zależy wszystko od tego, kto cierpi, nie zaś – co cierpi. Jednakim ruchem zmącony kał wstrętną woń wyda, a olejek błogi zapach rozleje” (Augustyn 2002: 29). Z perspektywy teologii katolickiej, sprzecznej z liberalną wizją społeczeństwa składającego się z niezależnych atomów, nie ma grzechów czysto prywatnych. Każdy grzech rani bliźnich wkoło nas, podobnie jak los innych ludzi nie pozostaje bez wpływu na nas samych. W tym momencie wykraczamy Mistyczne podstawy neomesjanizmu 105 poza narrację czysto naturalistyczną, karę za grzechy dopuszcza zaś sam Bóg, czyni to w skali całego narodu, czyli w skali, w jakiej rozciąga się ostatecznie nasza ludzka odpowiedzialność. Kara ta jest jednak jednocześnie aktem najwyższego miłosierdzia, co mogą zrozumieć wyłącznie dusze pokorne. Dlatego właśnie Rozalia Celakówna mogła napisać: „Wszystko Jezus czyni z miłości, więc i ta wojna jest z miłości, by w ten sposób ludzie poznali Pana Jezusa […]. Gdybyśmy wiedzieli, jak nas Pan Jezus bardzo kocha, ani na jeden moment nie dopuszczalibyśmy do naszych dusz trwogi i bojaźni […]. Kiedyś poznamy, jak nieskończenie nas Pan Jezus kochał i kocha, używając wszystkich środków, by nas do Siebie pociągnąć. «Ludzie mnie nie zrozumieli, przeto przemawiam do ich twardych serc kulami i bombami, a to dlatego, że ich miłuję»” (Celakówna 2007: 280). Z kolei w Dzienniczku siostry Faustyny można wyczytać: „Widziałam gniew Boży ciążący nad Polską. I teraz widzę, że jeśliby Bóg dotknął kraj nasz największymi karami, to byłoby to jeszcze Jego wielkie miłosierdzie, boby nas mógł ukarać wiecznym zniszczeniem za tak wielkie występki. Struchlałam cała, jak mi Pan choć trochę uchylił zasłony. Teraz widzę wyraźnie, że dusze wybrane podtrzymują świat, by się dopełniła miara” (Kowalska 2002: 1533). Wyobrażam sobie, co musi czuć Adam Szostkiewicz, czytając te ustępy. Perspektywa materialnej klęski przesłonięta jest tu wizją duchowej odnowy, która następuje po oczyszczającym doświadczeniu cierpienia. Co więcej, cierpią nie tylko grzesznicy, ale również mistycy, którzy ofiarowują swą modlitwę i wyrzeczenia na rzecz odrodzenia narodu. Cierpienie, w którym uczestniczą święci, jest przyjmowane przez nich dobrowolnie i służy głębszemu zjednoczeniu z ukochanym Bogiem, a jednocześnie 106 Marek Przychodzeń wyprasza łaski tym, którzy tego najbardziej potrzebują. „Ojczyzno moja kochana, Polsko, o gdybyś wiedziała, ile ofiar i modłów za ciebie do Boga zanoszę. Ale uważaj i oddawaj chwałę Bogu, Bóg cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna” (Kowalska 2002: Jednakim ruchem zmącony kał wstrętną woń wyda, a olejek błogi zapach rozleje 1038). W innym miejscu zaś czytam: „Odczułam w mej duszy ogromny ból z tego powodu, że ludzie tak gardzą łaską Bożą i zadają taki nie do opisania ból Panu Jezusowi, który im przez całe życie tyle dał różnych darów i łask, że sami zmusili Pana Jezusa, by nas tak ciężko ukarał. Nie wiem, co to ma znaczyć, że czuję na sobie ogromny ciężar, który mnie przygniata do samej ziemi. Tak mi jest ciężko, że muszę prawie codziennie płakać. Powodem tego stanu, który przeżywam, nie są moje cierpienia ani mych drogich osób, lecz grzechy naszego narodu, które ustawicznie stają przed moimi oczami” (Celakówna 2007: 302). Misja Polski? Tomasz Terlikowski słusznie podkreśla fakt, że najważniejsze objawienie mistycznie, to znaczy objawienie Bożego Miłosierdzia, pierwotnie ofiarowane Marii Franciszce Kozłowskiej („Mateczce”), a następnie, po jej akcie nieposłuszeństwa wobec Kościoła, św. Faustynie Kowalskiej, dokonało się w Polsce i z Polską jest nieodłącznie związane. Jak głosi słynny fragment przesłania z Dzienniczka: „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra Boża, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje” (Ko- walska 2002: 1732). Powszechne są przypuszczenia, że ową iskrą mogła być sama siostra Faustyna i jej twórczość lub kontynuator jej przesłania − Jan Paweł II, który ustanowił w Kościele Niedzielę Miłosierdzia (Terlikowski 2010: 63−64), niemniej jednak słusznie zauważa Terlikowski, że cała Polska powołana jest do realizacji tego uniwersalistycznego zadania powierzonego tym wielkim świętym. Oczywiście, należy się zgodzić z Izabelą Rutkowską (2011: 110), że według cytowanych przeze mnie mistyków „Polska w żaden sposób nie może przypominać Chrystusa narodów”. Tak samo widzi to również Terlikowski (2010: 63), zauważa jednak − wbrew Rutkowskiej − szczególną rolę, jaką Chrystus przypisał Polsce, mimo całej grzeszności naszego narodu. Lektura tekstów obu mistyczek wyraźnie pokazuje, że Pan sam sugeruje, iż Polska ma specjalne, wyróżnione miejsce w misji chrystianizacyjnej. Oczywiście nie w roli „Chrystusa narodów”, lecz ośrodka, z którego ma się rozprzestrzeniać wiara, a wraz z nią odnowa moralna na całą Europę i świat. Chrystus przemawia do Celakówny tymi słowy: „Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat. Wybieram was na ofiarę za grzechy i zbawienie ludzkie. Zniszczę was na Mój własny sposób. […] Straszne są grzechy narodu Polskiego. Bóg chce go ukarać. Ratunek dla Polski jest tylko w Moim Boskim Sercu” (Celakówna 2007: 70). Jaki ratunek dla Polski zaproponował Rozalii Celakównie Zbawca? Celakówna jest obecnie często przywoływana ze względu na krytykowany w Polsce ruch skupiony wokół ks. Piotra Natanka. Potoczne odczytanie przesłania „natankowców” koncentruje się na promowanym przez nich postulacie intronizacji Chrystusa na króla Polski. Rzeczywiście, trudno pominąć ten element w pismach wspomnianej sługi Bożej. Najobszerniejszy fragment temu poświęcony brzmi następująco: „Dziecko moje, będzie wojna straszna, która spowoduje takie zniszczenie. Niemcy upadną i już nigdy nie powstaną, bo mnie nie uznają za Króla i Pana swego. Wielkie, ogromne są grzechy Narodu Polskiego. Sprawiedliwość Boża chce ukarać ten Naród za grzechy i zbrodnie, a przede wszystkim za grzechy nieczyste, morderstwa i nienawiść” (Celakówna 2007: 208−209). Wątek podstawowych grzechów, jakimi brzydzi się Jezus w Polakach, powtarza się. „Popatrz dziecko, jaką straszną zniewagę i ból zadają mi grzechy nieczyste, morderstwa (dzieci) i straszna nienawiść, która nie wie, co to miłość bliźniego” (Celakówna 2007: Wybieram was na ofiarę za grzechy i zbawienie ludzkie 302). Są to grzechy nieczystości, przejawiające się na przykład w rozpowszechnionej praktyce prostytucji, morderstwa, przez które należy rozumieć tu zabijanie dzieci nienarodzonych (nietrudno wykryć związek tego drugiego grzechu z pierwszym), oraz nienawiść. Nienawiść jest wymierzona przeciwko wszelkim formom przyjaźni, szczególnie przyjaźni obywatelskiej, obecnie zapomnianej, choć bardzo ważnej jeszcze na przykład dla Arystotelesa. Ratunek w intronizacji Jakie rozwiązanie proponują Polsce mistycy? Zacznę od przypomnienia podstawowego politycznego, by tak rzecz, postulatu Rozalii Celakówny. „Jest jednak ratunek dla Polski: jeżeli uzna mnie za Króla i Pana swego w całym tego słowa znaczeniu, to znaczy musi przyjść w Polsce panowanie Chrystusa przez Intronizację, nie tylko w poszczególnych częściach kraju, ale w całym Państwie z Rządem na czele. To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów, Mistyczne podstawy neomesjanizmu 107 zupełnym zwrotem ku Mnie. […] Przez Maryję przyszedł Syn Boży, by zbawić świat, i tu również przez Maryję przyjdzie zbawienie dla Polski przez Intronizację. Gdy się to stanie, wówczas Polska będzie potężną, o którą rozbiją się wszelkie ataki nieprzyjacielskie” (Celakówna 2007: 208−209). Jak widać, choć Chrystus mówi o politycznym akcie intronizacji, nie ma on mieć charakteru jedynie czysto prawnego. Uznanie Chrystusa królem Polski nie ma polegać na wprowadzeniu jakiejkolwiek ustawy czy zmiany ustroju, lecz na autentycznym nawróceniu serc, którego wyrazem ma być poświęcenie Polski Bogu Synowi. Polska, skoro nie jest drugim Chrystusem, co najwyżej może współuczestniczyć w cierpieniach Chrystusa, by stać się „zarzewiem nowej cywilizacji – cywilizacji miłości” (Jan Paweł II 2006: 1213). Nie jest też jednak tak, że polityczny akt miałby być zupełnie pozbawiony znaczenia, na co wyraźnie wskazują pisma Rozalii Celakówny. Alternatywa wobec podporządkowania się orędziu Boga jest dość przerażająca: „Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek. Które państwa i narody jej nie przyjmą i nie poddadzą się pod panowanie słodkiej miłości Jezusowej, zginą bezpowrotnie z powierzchni ziemi i już nigdy nie powstaną. Zapamiętaj to sobie, dziecko moje, zginą i już nigdy nie powstaną” (Celakówna 2007: 88). Z kolei wizja, jaka rysuje się po spełnieniu przez Polaków przewidzianego im zadania, przekracza najśmielsze nadzieje, daleko wykraczające poza sny redaktorów „Polityki” czy „Przeglądu Politycznego”. Chrystus obiecuje, że „państwa oddane pod panowanie Chrystusa i Jego Boskiemu Ser- 108 Marek Przychodzeń cu dojdą do szczytu potęgi i będzie już jedna Owczarnia i jeden Pasterz” (Celakówna 2007: 89). Polska nie będzie przy tym jednym z wielu ośrodków realizowania się Bożego planu, lecz przeznaczona jest jej rola szczególna. Jasno wyartykułował to Jan Paweł II 17 sierpnia 2002 roku w Łagiewnikach. Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował „Niech się spełnia zobowiązująca obietnica Pana Jezusa, że stamtąd ma wyjść «iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście». Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. W miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście! To zadanie powierzam wam drodzy bracia i siostry, Kościołowi w Krakowie i w Polsce oraz wszystkim czcicielom Bożego Miłosierdzia, którzy tu będą przybywać z Polski i całego świata. Bądźcie świadkami miłosierdzia” (Jan Paweł II 2006: 1207). Czy perspektywa zrozumienia historii Polski przez pryzmat wiary, być może na razie niedostępna dla głównego nurtu polskiej kultury, nie nadaje większego sensu dziejom Polski niż opowieść, którą snuje na przykład Adam Szostkiewicz? Przypomnę w tym kontekście słowa Jana Pawła II, który w swej diagnozie idzie jeszcze dalej niż ja. „Nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego – tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty […] bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie zrozumielibyśmy samych siebie. Nie sposób zrozumieć tego narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną – bez Chrystusa. Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu” (Jan Paweł II 2006: 23−24). Aktualność mesjanizmu Konkludując, w moim przekonaniu, jeśli propagatorzy polskiego mesjanizmu oprą się na tekstach świętej Faustyny Kowalskiej, sługi Bożej Rozalii Celakówny czy błogosławionego Jana Pawła II, nie grożą im żadne heterodoksyjne odchylenia, takie jak ubóstwienie narodu czy czysto polityczna interpretacja aktu intronizacji. Program mesjanistyczny wciąż pozostaje aktualny. Czy bowiem nie są już aktualne słowa Celakówny: „takiego upodlenia i tylu grzechów nigdy nie było w narodzie Polskim jak ostatnimi czasy […] Pana Jezusa to boli, że Polacy zaliczają się do katolików – i tak jest, bo mają metrykę – że są ochrzczeni w Kościele rzymskokatolickim, ale pod wzglę- dem obyczajów są dzikimi ludźmi dwudziestego wieku w państwie cywilizowanym, i to w Polsce, która była nazwana przedmurzem chrześcijaństwa, a dziś…” (2007: 302−303). Sądzę, że największa praca po stronie osób zainteresowanych wypełnieniem posłannictwa Faustyny Kowalskiej, Rozalii Celakówny czy Jana Pawła II polegać będzie na uświadomieniu Polakom ogromu pracy, jaki przed nimi stoi. To oczywiście temat na odrębny artykuł, niemniej chciałbym wskazać na pewien kierunek działań. Otóż wydaje mi się, że ludzie wierzący powinni pracować nad przywróceniem religijnej perspektywie patrzenia na świat rangi przynajmniej równej randze tak zwanego światopoglądu naukowego, który sam w sobie nie może rościć sobie pretensji do odpowiedzi na najważniejsze pytania człowieka. Rzeczywistość opisywana naturalistycznym językiem filozofów ma dla osoby wierzącej inny wymiar, przez wierzących uważany nawet za bardziej rzeczywisty, choć niewidoczny, w którym niematerialne byty kierują wydarzeniami oraz walczą o los człowieka. Co dalej? Tuż obok Błażej Skrzypulec starannie analizuje pojęcia racjonalności pojawiające się w debacie o mesjanistyczny sens katastrofy w Smoleńsku. 109