Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Mistyczne podstawy
neomesjanizmu
M a re k P r z y c h o d z e ń
I
dee mesjanistyczne zawarte w pismach
św. Faustyny Kowalskiej czy Rozalii Celakówny nie tylko stanowią rozsądną
propozycję interpretacji świata, lecz także
odsyłają do najistotniejszego chyba pytania
o samą perspektywę patrzenia, punkt wyjścia wszelkich interpretacji. Główną osią
współczesnych sporów ideowych jest opozycja tego, co doczesne, i tego, co pozaświatowe. Problem z przekonaniem kogokolwiek
do idei mistycznych czy mesjanistycznych
zasadza się na oporze dużej części liberalnych elit wobec wszelkich kategorii pojęciowych wykraczających poza namacalny, widzialny i słyszalny świat. Trudno się zresztą
temu dziwić. Jeśli czyjś horyzont nie wykracza poza długość ludzkiego życia, trudno, by
zrozumiał sens ofiary cierpienia, a czasem
i życia, skoro wydaje mu się, że życie doczesne jest wszystkim, co ma. Szczególnie
wtedy, gdy uważa swój punkt widzenia za
jedynie racjonalny czy poparty autorytetem
współczesnej nauki.
Istotę tego konfliktu perspektyw wyłożył
Wojciech Wencel w tekście Bal u senatora:
„Co łączy Bronisława Komorowskiego i Nikołaja Nikołajewicza Nowosilcowa? […] To
niechęć do odczytywania zdarzeń w per-
102
spektywie metafizycznej. «Woda ma to do
siebie, że się zbiera i stanowi zagrożenie,
a potem spływa do głównej rzeki i do Bałtyku» – mówi Komorowski o powodzi. «No
i cóż w tym strasznego? – Wiosną idą chmury, Z chmury piorun wypada: – taki bieg natury» – powiada Nowosilcow o rażeniu piorunem” (Wencel 2010; Mickiewicz 1955 III: 251).
Doświadczenie dechrystianizacyjne?
Przerażenie postępowej części społeczeństwa ideą ofiary, metafizyką i mesjanizmem wyraził doskonale Adam Szostkiewicz
z „Polityki” w tekście Budzenie mesjasza.
Szostkiewicz próbuje przedstawić ruch mesjanistyczny jako zagrożenie dla świętego
spokoju: „Agnostyczny poeta Jarosław Marek Rymkiewicz z religijną i niereligijną prawicą toczą wojnę kulturową z mdłą, nudną
i obłudną ich zdaniem liberalną demokracją,
z jej wiecznym debatowaniem, pragmatyzmem, ucieraniem kompromisów, zgodą
na pluralizm filozofii i stylów życia. Życie
nie ma tu wysokiej ceny. Cenna jest ofiara,
męczeństwo, egzaltacja. To, co ma Polaków
porywać i jednoczyć, to Rymkiewiczowskie:
masakra, wieszanie, rokosz” (Szostkiewicz
Pressje 2012, teka 28
103
2011). Szostkiewicz świetnie gra kartą strachu, odwracając dawny schemat moralny,
w którym poświęcenie bohatera było cnotą,
a lękliwe wysiłki na rzecz wygodnego samozachowania niegodne mężczyzny.
Powyższy fragment jest dobitnym przykładem retoryki politycznej: tekst ma przekonać już przekonanych, któż bowiem nie
lubi spokojnego życia, które chce nam odebrać złowroga prawica? Oto ktoś podnosi
brudne łapska na to, co kochają przeciętni
Polacy − pragmatyzm i filozofię „jakoś to
będzie”. Nie twierdzę, że Szostkiewicz tworzy ideologię świadomie, być może idzie
z duchem czasu, dorabiając słabe argumenty do z góry założonych wniosków. W każdym razie w jego świeckiej świadomości nie
ma miejsca na ingerencję nadprzyrodzoną
i metafizyczny sens wydarzeń. Pozostaje
tylko absurd wypadku lotniczego oraz tłumaczenie wiary i mesjanizmu w rzekomo
naukowych kategoriach leczenia traumy.
Szostkiewicz cytuje też „konserwatywnego” − jak powiada − publicystę Bartłomieja Sienkiewicza, który w „Przeglądzie
Politycznym” uznał polski mesjanizm narodowy za doświadczenie „dechrystianizacyjne”. „Na miejsce opróżnione przez Chrystusa przychodzi pierwotny mit narodowy,
zawłaszczający Jego cierpienie, posługujący się Jego krzyżem” (Szostkiewicz 2011).
W podobnym duchu wypowiadał się Filip
Memches w bardzo naukowo napisanym
tekście Smoleńsk pogrąża Polskę: „smoleński romantyzm okazuje się rezygnacją z uniwersalistycznej, chrystocentrycznej refleksji na rzecz kreowania swojskiej, narodowej
mitologii” (Memches 2011).
Polska to nie Czechy
Odmiennie zabrzmiał głos Tomasza Terlikowskiego, który w niezwykle bezkompromisowym tekście Szukając sensu w tym, co
104
Marek Przychodzeń
wydaje się bezsensowne (2010) wyjaśnia ideę
mesjanizmu budowanego − w odróżnieniu
od heterodoksyjnych pomysłów na przykład
Andrzeja Towiańskiego − na założeniach
katolickich. Terlikowski jasno zauważa, że
człowiek wierzący w każdym wydarzeniu
musi się dopatrywać znaku od Boga, szcze-
Na miejsce opróżnione przez
Chrystusa przychodzi mit narodowy
gólnie w takim, w którym „siedemdziesiąt
lat po zbrodni katyńskiej ponownie ginie
polska elita”, jak zgrabnie ujął to Samuel
Rodrigo Pereira (2011). Dla wierzącego nie
ma i nie może być przypadków.
Można argumentować, że taka wizja
również może przekonać wyłącznie przekonanych, choć tym razem tych po drugiej stronie barykady. Nie można jednak zignorować
faktu, że przekaz, jaki niesie ze sobą polski
mesjanizm, wzywa do kultywowania zawsze
aktualnych cnót moralnych, na przykład patriotyzmu, podczas gdy jego sceptyczni oponenci zdają się mu sprzeciwiać z pobudek
niezbyt szlachetnych − materialistycznie
pojętego dobra wspólnego, czyli „ciepłej
wody w kranie”. Sokratesa raziła niegdyś
buńczuczna tyrada Trazymacha; podobnie
czuję się dziś, czytając Szostkiewicza: to, co
niskie, przedstawia jako wysokie.
Zdaniem Terlikowskiego, taka wymarzona przez redaktora „Polityki” stabilna
i spokojna egzystencja nie może być dana
Polakom, którym Bóg przeznaczył inne powołanie. Ceną odrzucenia tego powołania
jest przełknięcie gorzkiej pigułki absurdalnych katastrof, dotykających Polskę w skali,
jak się zdaje, nieznanej naszym sąsiadom.
„Polacy – czy tego chcą, czy nie – wezwani
są do misji, która sprawia, że nie będziemy
narodem, który zadowoli się samym tylko
istnieniem. Los Szwajcarów czy Czechów
nie jest nam pisany. Z trudem uzyskany po
wielu dziesięcioleciach «święty spokój» nie
jest naszym powołaniem” – pisze Terlikowski (2010: 66) i trudno się z nim, w świetle
wydarzeń smoleńskich, nie zgodzić.
Gniew Boży nad Polską
W jakim stopniu jednak ów polski mesjanizm, którym straszy redaktor Szostkiewicz
i który krytykują za pogaństwo i ideologizację pojęcia narodu Sienkiewicz i Memches, jest faktycznie zgodny z wiarą katolicką, taką, jaką przekazuje nam Kościół?
Podstawowa diagnoza, stawiana zarówno
przez św. Faustynę Kowalską, jak i Rozalię
Celakównę, zasadza się na stwierdzeniu
nadprzyrodzonego związku między rozmaitymi katastrofami, które spotykają Polskę,
a miłosierną wolą Stwórcy. Jak pisała siostra Faustyna: „Pewnego dnia powiedział mi
Jezus, że spuści karę na jedno miasto, które
jest najpiękniejsze w Ojczyźnie naszej. Kara
ta miała być [taka], jaką Bóg ukarał Sodomę
i Gomorę. Widziałam wielkie zagniewanie
Boże i dreszcz napełnił, przeszył mi serce”
(Kowalska 2002: 39).
Podobnie wypowiadała się na ten temat
Rozalia Celakówna. 17 września 1939 roku
notuje: „najwięcej zawiniły przed Panem
Bogiem władze – ich zły przykład, lecz to
mało tak powiedzieć – ich zwierzęce życie
sprowadziło na cały kraj i naród tak straszne nieszczęście. […] Pan Jezus z większym
wstrętem odwracał się od byłego Rządu
Polskiego niż od Heroda, bo tam popełniano
straszne, przerażające grzechy nieczyste.
Warszawa to gorsze miasto niż Sodoma”
(Celakówna 2007: 292). Małgorzata Czepiel,
autorka wyboru tekstów Celakówny, wyjaśnia: „W Polsce przed II wojną światową
na kiłę umierało dwa razy więcej osób niż
z powodu innych chorób. Choroba dotykała
zarówno mężczyzn, jak i kobiety, dzieci i do-
rosłych. Chorych wenerycznie można było
liczyć na setki tysięcy” (tamże: 60). „Warto
dodać, że liczbę prostytutek legalnie działających wówczas w Warszawie szacowano
na dziesięć tysięcy, a drugie tyle stanowiła prostytucja nielegalna. Wiadomo też, że
w latach 1925−1935 w Urzędzie Obyczajowym Warszawy zarejestrowano ponad 2600
prostytutek, z czego 60% to były kobiety niepełnoletnie” (tamże: 293).
Dla świeckiego umysłu Adama Szostkiewicza unicestwienie Warszawy to po
prostu zdarzenie historyczne, analogicznie
jak unicestwienie części elity narodu w absurdalnym wypadku samolotu lecącego do
Smoleńska. Przykry incydent, ale jednak
incydent. Poza tym, nawet jeśli przyjąć interpretację religijną tamtych wydarzeń, dlaczego Bóg miałby karać ludzi, wydawałoby
się, niewinnych, niemających wiele wspólnego z owymi „przerażającymi grzechami”?
Z podobnymi zarzutami spotykał się już
św. Augustyn, który tłumaczył cierpliwie
Rzymianom: „Dobrzy i źli zarówno utrapieniem są nawiedzeni, bynajmniej z tego nie
wynika, aby nie odróżniać dobrych od złych,
choć nie jest różne to, co jedni i drudzy cierpią. […] Owszem, pozostaje różnica między
cierpiącymi, choć jej nie ma w cierpieniach:
w tej samej męce czym innym jest cnota,
a czym innym występek. […] Dlatego też
w jednej i tej samej udręce źli Boga przeklinają i bluźnią, dobrzy się modlą i chwalą Boga.
Otóż widzimy, że zależy wszystko od tego, kto
cierpi, nie zaś – co cierpi. Jednakim ruchem
zmącony kał wstrętną woń wyda, a olejek
błogi zapach rozleje” (Augustyn 2002: 29).
Z perspektywy teologii katolickiej,
sprzecznej z liberalną wizją społeczeństwa
składającego się z niezależnych atomów,
nie ma grzechów czysto prywatnych. Każdy
grzech rani bliźnich wkoło nas, podobnie jak
los innych ludzi nie pozostaje bez wpływu na
nas samych. W tym momencie wykraczamy
Mistyczne podstawy neomesjanizmu
105
poza narrację czysto naturalistyczną, karę
za grzechy dopuszcza zaś sam Bóg, czyni to
w skali całego narodu, czyli w skali, w jakiej
rozciąga się ostatecznie nasza ludzka odpowiedzialność.
Kara ta jest jednak jednocześnie aktem
najwyższego miłosierdzia, co mogą zrozumieć wyłącznie dusze pokorne. Dlatego
właśnie Rozalia Celakówna mogła napisać:
„Wszystko Jezus czyni z miłości, więc i ta
wojna jest z miłości, by w ten sposób ludzie
poznali Pana Jezusa […]. Gdybyśmy wiedzieli, jak nas Pan Jezus bardzo kocha, ani
na jeden moment nie dopuszczalibyśmy do
naszych dusz trwogi i bojaźni […]. Kiedyś poznamy, jak nieskończenie nas Pan Jezus kochał i kocha, używając wszystkich środków,
by nas do Siebie pociągnąć. «Ludzie mnie
nie zrozumieli, przeto przemawiam do ich
twardych serc kulami i bombami, a to dlatego, że ich miłuję»” (Celakówna 2007: 280).
Z kolei w Dzienniczku siostry Faustyny można wyczytać: „Widziałam gniew Boży ciążący nad Polską. I teraz widzę, że jeśliby Bóg
dotknął kraj nasz największymi karami, to
byłoby to jeszcze Jego wielkie miłosierdzie,
boby nas mógł ukarać wiecznym zniszczeniem za tak wielkie występki. Struchlałam
cała, jak mi Pan choć trochę uchylił zasłony. Teraz widzę wyraźnie, że dusze wybrane
podtrzymują świat, by się dopełniła miara”
(Kowalska 2002: 1533).
Wyobrażam sobie, co musi czuć Adam
Szostkiewicz, czytając te ustępy. Perspektywa materialnej klęski przesłonięta jest
tu wizją duchowej odnowy, która następuje
po oczyszczającym doświadczeniu cierpienia. Co więcej, cierpią nie tylko grzesznicy,
ale również mistycy, którzy ofiarowują swą
modlitwę i wyrzeczenia na rzecz odrodzenia narodu. Cierpienie, w którym uczestniczą święci, jest przyjmowane przez nich
dobrowolnie i służy głębszemu zjednoczeniu z ukochanym Bogiem, a jednocześnie
106
Marek Przychodzeń
wyprasza łaski tym, którzy tego najbardziej
potrzebują.
„Ojczyzno moja kochana, Polsko, o gdybyś wiedziała, ile ofiar i modłów za ciebie do
Boga zanoszę. Ale uważaj i oddawaj chwałę
Bogu, Bóg cię wywyższa i wyszczególnia,
ale umiej być wdzięczna” (Kowalska 2002:
Jednakim ruchem zmącony kał
wstrętną woń wyda, a olejek błogi zapach rozleje
1038). W innym miejscu zaś czytam: „Odczułam w mej duszy ogromny ból z tego
powodu, że ludzie tak gardzą łaską Bożą
i zadają taki nie do opisania ból Panu Jezusowi, który im przez całe życie tyle dał
różnych darów i łask, że sami zmusili Pana
Jezusa, by nas tak ciężko ukarał. Nie wiem,
co to ma znaczyć, że czuję na sobie ogromny
ciężar, który mnie przygniata do samej ziemi. Tak mi jest ciężko, że muszę prawie codziennie płakać. Powodem tego stanu, który
przeżywam, nie są moje cierpienia ani mych
drogich osób, lecz grzechy naszego narodu,
które ustawicznie stają przed moimi oczami” (Celakówna 2007: 302).
Misja Polski?
Tomasz Terlikowski słusznie podkreśla
fakt, że najważniejsze objawienie mistycznie, to znaczy objawienie Bożego Miłosierdzia, pierwotnie ofiarowane Marii Franciszce Kozłowskiej („Mateczce”), a następnie,
po jej akcie nieposłuszeństwa wobec Kościoła, św. Faustynie Kowalskiej, dokonało
się w Polsce i z Polską jest nieodłącznie
związane. Jak głosi słynny fragment przesłania z Dzienniczka: „Polskę szczególnie
umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli
mojej, wywyższę ją w potędze i świętości.
Z niej wyjdzie iskra Boża, która przygotuje
świat na ostateczne przyjście moje” (Ko-
walska 2002: 1732). Powszechne są przypuszczenia, że ową iskrą mogła być sama
siostra Faustyna i jej twórczość lub kontynuator jej przesłania − Jan Paweł II, który
ustanowił w Kościele Niedzielę Miłosierdzia (Terlikowski 2010: 63−64), niemniej
jednak słusznie zauważa Terlikowski, że
cała Polska powołana jest do realizacji
tego uniwersalistycznego zadania powierzonego tym wielkim świętym.
Oczywiście, należy się zgodzić z Izabelą
Rutkowską (2011: 110), że według cytowanych przeze mnie mistyków „Polska w żaden
sposób nie może przypominać Chrystusa
narodów”. Tak samo widzi to również Terlikowski (2010: 63), zauważa jednak − wbrew
Rutkowskiej − szczególną rolę, jaką Chrystus przypisał Polsce, mimo całej grzeszności naszego narodu. Lektura tekstów obu
mistyczek wyraźnie pokazuje, że Pan sam
sugeruje, iż Polska ma specjalne, wyróżnione miejsce w misji chrystianizacyjnej. Oczywiście nie w roli „Chrystusa narodów”, lecz
ośrodka, z którego ma się rozprzestrzeniać
wiara, a wraz z nią odnowa moralna na całą
Europę i świat. Chrystus przemawia do Celakówny tymi słowy: „Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat. Wybieram was na
ofiarę za grzechy i zbawienie ludzkie. Zniszczę was na Mój własny sposób. […] Straszne
są grzechy narodu Polskiego. Bóg chce go
ukarać. Ratunek dla Polski jest tylko w Moim
Boskim Sercu” (Celakówna 2007: 70).
Jaki ratunek dla Polski zaproponował
Rozalii Celakównie Zbawca? Celakówna jest
obecnie często przywoływana ze względu
na krytykowany w Polsce ruch skupiony
wokół ks. Piotra Natanka. Potoczne odczytanie przesłania „natankowców” koncentruje
się na promowanym przez nich postulacie
intronizacji Chrystusa na króla Polski. Rzeczywiście, trudno pominąć ten element w pismach wspomnianej sługi Bożej. Najobszerniejszy fragment temu poświęcony brzmi
następująco: „Dziecko moje, będzie wojna
straszna, która spowoduje takie zniszczenie.
Niemcy upadną i już nigdy nie powstaną, bo
mnie nie uznają za Króla i Pana swego. Wielkie, ogromne są grzechy Narodu Polskiego.
Sprawiedliwość Boża chce ukarać ten Naród
za grzechy i zbrodnie, a przede wszystkim
za grzechy nieczyste, morderstwa i nienawiść” (Celakówna 2007: 208−209).
Wątek podstawowych grzechów, jakimi
brzydzi się Jezus w Polakach, powtarza się.
„Popatrz dziecko, jaką straszną zniewagę
i ból zadają mi grzechy nieczyste, morderstwa (dzieci) i straszna nienawiść, która nie
wie, co to miłość bliźniego” (Celakówna 2007:
Wybieram was na ofiarę za grzechy i zbawienie ludzkie
302). Są to grzechy nieczystości, przejawiające się na przykład w rozpowszechnionej
praktyce prostytucji, morderstwa, przez
które należy rozumieć tu zabijanie dzieci
nienarodzonych (nietrudno wykryć związek tego drugiego grzechu z pierwszym),
oraz nienawiść. Nienawiść jest wymierzona przeciwko wszelkim formom przyjaźni,
szczególnie przyjaźni obywatelskiej, obecnie zapomnianej, choć bardzo ważnej jeszcze na przykład dla Arystotelesa.
Ratunek w intronizacji
Jakie rozwiązanie proponują Polsce mistycy? Zacznę od przypomnienia podstawowego politycznego, by tak rzecz, postulatu
Rozalii Celakówny. „Jest jednak ratunek
dla Polski: jeżeli uzna mnie za Króla i Pana
swego w całym tego słowa znaczeniu, to
znaczy musi przyjść w Polsce panowanie
Chrystusa przez Intronizację, nie tylko w poszczególnych częściach kraju, ale w całym
Państwie z Rządem na czele. To uznanie ma
być potwierdzone porzuceniem grzechów,
Mistyczne podstawy neomesjanizmu
107
zupełnym zwrotem ku Mnie. […] Przez Maryję przyszedł Syn Boży, by zbawić świat, i tu
również przez Maryję przyjdzie zbawienie
dla Polski przez Intronizację. Gdy się to stanie, wówczas Polska będzie potężną, o którą
rozbiją się wszelkie ataki nieprzyjacielskie”
(Celakówna 2007: 208−209).
Jak widać, choć Chrystus mówi o politycznym akcie intronizacji, nie ma on mieć
charakteru jedynie czysto prawnego. Uznanie Chrystusa królem Polski nie ma polegać
na wprowadzeniu jakiejkolwiek ustawy czy
zmiany ustroju, lecz na autentycznym nawróceniu serc, którego wyrazem ma być poświęcenie Polski Bogu Synowi. Polska, skoro nie jest drugim Chrystusem, co najwyżej
może współuczestniczyć w cierpieniach
Chrystusa, by stać się „zarzewiem nowej cywilizacji – cywilizacji miłości” (Jan Paweł II
2006: 1213). Nie jest też jednak tak, że polityczny akt miałby być zupełnie pozbawiony
znaczenia, na co wyraźnie wskazują pisma
Rozalii Celakówny.
Alternatywa wobec podporządkowania
się orędziu Boga jest dość przerażająca:
„Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego we
wszystkich państwach i narodach na całym
świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek. Które
państwa i narody jej nie przyjmą i nie poddadzą się pod panowanie słodkiej miłości Jezusowej, zginą bezpowrotnie z powierzchni
ziemi i już nigdy nie powstaną. Zapamiętaj
to sobie, dziecko moje, zginą i już nigdy nie
powstaną” (Celakówna 2007: 88).
Z kolei wizja, jaka rysuje się po spełnieniu przez Polaków przewidzianego im
zadania, przekracza najśmielsze nadzieje,
daleko wykraczające poza sny redaktorów
„Polityki” czy „Przeglądu Politycznego”.
Chrystus obiecuje, że „państwa oddane pod
panowanie Chrystusa i Jego Boskiemu Ser-
108
Marek Przychodzeń
cu dojdą do szczytu potęgi i będzie już jedna Owczarnia i jeden Pasterz” (Celakówna
2007: 89).
Polska nie będzie przy tym jednym
z wielu ośrodków realizowania się Bożego
planu, lecz przeznaczona jest jej rola szczególna. Jasno wyartykułował to Jan Paweł II
17 sierpnia 2002 roku w Łagiewnikach.
Ostoją się tylko te państwa,
w których będzie Chrystus królował
„Niech się spełnia zobowiązująca obietnica
Pana Jezusa, że stamtąd ma wyjść «iskra,
która przygotuje świat na ostateczne Jego
przyjście». Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień
miłosierdzia. W miłosierdziu Boga świat
znajdzie pokój, a człowiek szczęście! To zadanie powierzam wam drodzy bracia i siostry, Kościołowi w Krakowie i w Polsce oraz
wszystkim czcicielom Bożego Miłosierdzia,
którzy tu będą przybywać z Polski i całego
świata. Bądźcie świadkami miłosierdzia”
(Jan Paweł II 2006: 1207).
Czy perspektywa zrozumienia historii
Polski przez pryzmat wiary, być może na
razie niedostępna dla głównego nurtu polskiej kultury, nie nadaje większego sensu
dziejom Polski niż opowieść, którą snuje na
przykład Adam Szostkiewicz? Przypomnę
w tym kontekście słowa Jana Pawła II, który w swej diagnozie idzie jeszcze dalej niż
ja. „Nie sposób zrozumieć dziejów narodu
polskiego – tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty […] bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili
ten klucz dla zrozumienia naszego narodu,
narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie zrozumielibyśmy samych siebie.
Nie sposób zrozumieć tego narodu, który
miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem
tak straszliwie trudną – bez Chrystusa. Nie
sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy,
stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na
walkę, w której legła pod własnymi gruzami,
jeśli się nie pamięta, że pod tymi gruzami
legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim
krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim
Przedmieściu” (Jan Paweł II 2006: 23−24).
Aktualność mesjanizmu
Konkludując, w moim przekonaniu, jeśli
propagatorzy polskiego mesjanizmu oprą
się na tekstach świętej Faustyny Kowalskiej,
sługi Bożej Rozalii Celakówny czy błogosławionego Jana Pawła II, nie grożą im żadne
heterodoksyjne odchylenia, takie jak ubóstwienie narodu czy czysto polityczna interpretacja aktu intronizacji.
Program mesjanistyczny wciąż pozostaje aktualny. Czy bowiem nie są już aktualne
słowa Celakówny: „takiego upodlenia i tylu
grzechów nigdy nie było w narodzie Polskim
jak ostatnimi czasy […] Pana Jezusa to boli,
że Polacy zaliczają się do katolików – i tak
jest, bo mają metrykę – że są ochrzczeni
w Kościele rzymskokatolickim, ale pod wzglę-
dem obyczajów są dzikimi ludźmi dwudziestego wieku w państwie cywilizowanym, i to
w Polsce, która była nazwana przedmurzem
chrześcijaństwa, a dziś…” (2007: 302−303).
Sądzę, że największa praca po stronie
osób zainteresowanych wypełnieniem posłannictwa Faustyny Kowalskiej, Rozalii Celakówny czy Jana Pawła II polegać będzie na
uświadomieniu Polakom ogromu pracy, jaki
przed nimi stoi. To oczywiście temat na odrębny artykuł, niemniej chciałbym wskazać
na pewien kierunek działań. Otóż wydaje mi
się, że ludzie wierzący powinni pracować
nad przywróceniem religijnej perspektywie patrzenia na świat rangi przynajmniej
równej randze tak zwanego światopoglądu
naukowego, który sam w sobie nie może
rościć sobie pretensji do odpowiedzi na najważniejsze pytania człowieka.
Rzeczywistość opisywana naturalistycznym językiem filozofów ma dla osoby
wierzącej inny wymiar, przez wierzących
uważany nawet za bardziej rzeczywisty,
choć niewidoczny, w którym niematerialne
byty kierują wydarzeniami oraz walczą o los
człowieka.
Co dalej?
Tuż obok Błażej Skrzypulec starannie
analizuje pojęcia racjonalności pojawiające się w debacie o mesjanistyczny sens
katastrofy w Smoleńsku.
109

Podobne dokumenty