Okres międzywojenny

Transkrypt

Okres międzywojenny
7. Okres międzywojenny
Układ wpływów poszczególnych stronnictw po I-szej Wojnie Świat. był na Łemkowynie dość złożony.
Z jednej strony dawni działacze staroruscy, którzy zginęli w wyniku austriackiego terroru uznani
zostali za męczenników. Pamięć o nich podbudowywała autorytet tego stronnictwa. Z drugiej strony
stronnictwo pozbawione grupy czołowych działaczy było niezwykle osłabione. Poza tym popełniło ono,
jeszcze w połowie XIX wieku kilka błędów. Mianowicie jego wiodącym działaczom, reprezentującym
stosunkowo mały naród jakim są Łemkowie, nie przyszło do głowy, iż jest jakaś możliwość wyboru
własnej drogi, dla swojego narodu, rozwoju własnego języka opartego na języku ludu. Nie uwierzyli
też w możliwość samodzielnego rozwoju narodu i języka ukraińskiego. Trzecim błędem (jeżeli to
można błędem nazwać) było niezłomne przywiązanie do starej Rusi i nadzieja na jej odbudowanie
pokładana w jedynym niezależnym wówczas państwie Rusinów - w Rosji. Wszystko zresztą
wskazywało na to, że innej możliwości nie ma i dobrze nam się dzisiaj wymądrzać, wiedząc już to czego oni przewidzieć nie byli w stanie. Zdecydowanie różną sytuację mieli Ukraińcy. Ich były
miliony i to dawało im pewność, że prędzej czy później ich pragnienia się spełnią. Dość szybko więc
przeciwstawili się „jazyczju” i postawili na rozwój języka ludowego. Dawało im to z miejsca
popularność wśród ludu ukraińskiego. Była to bez wątpienia właściwa droga. Ponieważ język
ukraiński był znacznie bliższy łemkowskiemu niż rosyjski i nawet owo jazyczje, więc działacze
proukraińscy na Łemkowszczyźnie znaleźli argument. Po cóż uczyć się języka mniej zrozumiałego i
orientować się na coś odległego (Rosja), lub co odchodzi w przeszłość (Ruś), gdy można uczyć się
języka znacznie bardziej zrozumiałego i bliskiego, i orientować się na przyszłość (Ukrainę). Łemkowie
zrozumieli, że nie ma już powrotu do jednej Rusi dopiero wówczas, gdy samodzielny rozwój języka i
uznanie istnienia odrębnego narodu ukraińskiego były już przesądzone. To znaczy pod sam koniec
XIX-go wieku. Część z nich przyjęła propozycję ukraińską, a druga część zaczęła szukać, w ślad za
Ukraińcami, własnej drogi. Po cóż bowiem, rozumowali, mamy (po „jazyczju”) przyjmować kolejne
przybliżenie jako nasz język literacki, jeżeli możemy, podobnie jak Ukraińcy, przyjąć za literacki ten
język, którym mówimy?! Takie rozwiązanie przynosi wielorakie korzyści. Nie trzeba się go specjalnie
uczyć, bo go wynosimy z domu. Naród łatwo i chętnie akceptuje taki język jako swój literacki.
Łatwo dotrzeć z oświatą i kulturą „pod strzechy”. Takim sposobem część inteligencji przyjęła
ukraiński język jako wystarczająco bliski, by uznać go za swój literacki, a inni uznali, że żadne
przybliżenia, choćby jak bliskie łemkowskiemu nie mają szans na całkowitą akceptację wśród ludu poza jego własnym językiem. Tak było wówczas i tak jest do dzisiaj. Lud w swej masie
ukraińskiego nie przyjął, nie zna i nie zamierza się go uczyć. Proukraińscy działacze, nawet
rekrutujący się spośród inteligencji też ukraińskiego nie znali, nie znają i nie zamierzają się go
uczyć na tyle, by nim przynajmniej znośnie mówić (zresztą dla dorosłego Łemka prawie
niemożliwe jest opanowanie zmiennego akcentu). Nie przeszkadza im to jednak niezmiennie
proponować Łemkom ten język jako swój. Jak by się to jednak w aktualnych warunkach miało
dokonać tego dalibóg nie wiedzą nawet oni sami. Wróćmy jednak do początków naszego wieku i do
podziałów na opcje: proukraińską i autonomiczną. Jakie były proporcje obydwu części ? Dość dobrze
ilustruje to ilość wsi które zgłosiły akces do obu łemkowskich republik: 30 wsi skłaniało się w roku
1918 ku Ukrainie, natomiast 130 wsi chciało najchętniej do Czechosłowacji, od biedy do ZSRR, byle
nie do Polski i nie do Ukrainy. Poza tym trzeba wiedzieć, że aczkolwiek „Komanecka” republika
nazwała się łemkowską to mieszkańców Komańczy, względnie pobliskich wiosek jak np. Mokre z
trudem można do Łemków zaliczyć. Ich mowa ma już ruchomy akcent, a język łemkowski
charakteryzuje się stałym akcentem na przedostatniej sylabie (a różnice są nie tylko w akcencie). W
tym momencie dziejów byliśmy już jednak odrobinę spóźnieni w kodyfikacji własnego języka, a jest
to warunek jego międzynarodowego uznania. Tym niemniej jego rozwój postępował. Zaczęła
wychodzić gazeta, pojawił się także elementarz i podręczniki do kolejnych klas szkoły podstawowej.
Zaczęły być nawet wprowadzane do szkół na Łemkowynie. Oczywiście z miejsca spotkały się z
atakiem opcji ukraińskiej. Fakt dopuszczenia ich do użytku szkolnego okrzyknięto jako polską intrygę.
Oczywiście gdy pod naciskiem ukraińskich posłów z Galicji Sejm zlikwidował w 1928 roku
nazewnictwo Rusin, ruski na korzyść Ukrainiec, ukraiński mimo, że istniała nadal poważna grupa,
która nie życzyła sobie takiej nazwy - to już nie była to polska intryga. Fakt, że Polska tolerowała
osadzanie nauczycieli i księży o ukraińskiej orientacji na wcale nie proukraińskiej Łemkowynie w celu
krzewienia tam swoich idei - to też nie była polska intryga. Mam tu na myśli lata dwudzieste
oczywiście. Nachalne narzucanie ukraińskich poglądów narodowych i zmiany w liturgii obrządku
grekokatolickiego spowodowały narastający opór na Łemkowynie i wręcz bunt religijny. Z powodu
nacisku nadgorliwych księży posyłanych na Łemkowynę przez przemyskiego biskupa Łemkowie
zaczęli masowo odstępować od będącej wręcz synonimem ukraińskości unii (niedawno zresztą
zmieniono oficjalnie nazwę cerkwi grekokatolickiej na kościół bizantyjsko-ukraiński). W drugiej
połowie lat dwudziestych nastąpił powrót Łemków do prawosławia. Wśród orientacji ukraińskiej
wywołało to popłoch. Powrót do prawosławia powstrzymało dopiero utworzenie odrębnej, niezależnej
od biskupstwa w Przemyślu i metropolii we Lwowie - Administracji Apostolskiej Łemkowszczyzny podporządkowanej bezpośrednio Rzymowi. Pierwszym Apostolskim Administratorem Łemkowszczyzny
został ks. dr Wasyl Maściuch. Nie przyjął on ukraińskiej orientacji narodowej, wstrzymał ukrainizację
w cerkwiach i przechodzenie na Prawosławie natychmiast ustało, co idealnie wskazuje na jego
przyczynę. Charakterystyczny jest list ks. Maściucha do kardynała Hlonda z 15.04.1935, w którym
wyraża on podziękowanie Jego Eminencji za „życzliwe zajęcie się losami Łemków przed Stolicą
Apostolską. Dzisiaj jest już pewne, że cała Łemkowszczyzna przepadłaby dla Kościoła Katolickiego
gdyby Wasza Eminencja nie był raczył przyłożyć rąk do tej całej sprawy”. Widać z tego dość dobrze
nastawienie Łemków na CAŁEJ ŁEMKOWSZCZYŹNIE! W tym mniej więcej czasie nastąpiło też
nasilenie polonizacji na całych kresach wschodnich i oczywiście na Łemkowynie. Objawiło się to
najbardziej w szkolnictwie. Łemkowskich nauczycieli posyłano na polskie wsie, a do szkół
łemkowskich przysyłano Polaków. Oczywiście nie wywołało to sympatycznych reakcji wśród Łemków,
jednakże drastycznych jakichś akcji polonizacyjnych jak na Ukrainie nie było. W przededniu wojny
Łemkowie w przeważającej części wciąż uważali się za Rusinów, lub w naszej wersji językowej Rusnaków. Ukraińcy bardzo powoli zdobywali na Łemkowynie teren.
Związek Radziecki okazał się tyranem i więzieniem narodów a strażnikami byli tam głównie
Rosjanie. To powoli przenikało do świadomości ludu, ale zbyt powoli.