Sylwester Daszykowski - Zespół Szkół im. Jana Kasprowicza w

Transkrypt

Sylwester Daszykowski - Zespół Szkół im. Jana Kasprowicza w
Sylwester Daszykowski
Mowy niewygłoszone
Kilkakrotnie tak się złożyło w moim życiu, że przygotowane wcześniej przemówienie
nie zostało wygłoszone ze względu na różne okoliczności.
Tak było na pogrzebie mojego przyjaciela Miecia Jabłońskiego. Miałem w głowie
przygotowaną mowę pożegnalną, jednak ziąb jaki mną zawładnął – pogrzeb miał miejsce
późną jesienią- sparaliżował mnie całkowicie. Dziś już nie wiem, czy było aż tak zimno, czy
było to moje subiektywne odczucie. Język skołowaciał, dostałem dreszczy i nie byłem
w stanie podejść do mikrofonu i przemówić. Z trudem dotrwałem do końca pogrzebu
i dopiero w domu, gdy nieco ochłonąłem powtórzyłem w myślach przygotowaną mowę,
traktując ją jako formę modlitwy za zmarłego kolegę.
Inne okoliczności sprawiły, że nie wygłosiłem swojego przemówienia na zjeździe
absolwentów izbickiego Liceum w maju 2015 roku.
Organizatorzy nie przewidzieli mojego wystąpienia. Nie dziwię się im, bo lista osób
ważnych, chcących wystąpić była długa. Miałem co prawda szansę na wystąpienie na końcu,
ale nie zdecydowałem się, bo uczestnicy zjazdu byli już bardzo zmęczeni i z pewnością nie
wytrzymaliby kolejnej mowy.
Dzisiaj, kilka miesięcy po uroczystościach, myśli zebrane wówczas kołaczą się jeszcze
w mojej głowie. Postanowiłem je przelać na papier i opublikować w Internecie, mając
świadomość, że teraz nie zanudzę nikogo, bo kto nie zechce to nie przeczyta.
„Siedemdziesiąt lat upłynęło od powstania izbickiego Liceum. Na tę piękną
uroczystość rocznicową przybyło dziś wielu znakomitych gości: przedstawiciele władz, byli
i obecni pedagodzy oraz pracownicy szkoły, no i oczywiście, goście najważniejsi, absolwenci
z różnych roczników. Pozdrawiam ich wszystkich serdecznie i życzę wielu pięknych chwil
w miejscu, z którego przed laty wyruszyli w swoje dorosłe życie.
Zrodziła się izbicka szkoła, jak wspomniał to podczas pierwszego zjazdu absolwentów
wspaniały pedagog i znakomity dyrektor tej szkoły Henryk Wysłouch, z dwóch
romantyzmów. Z romantyzmu robotniczego, jego dążeń do powszechnej sprawiedliwości
i równości społecznej oraz romantyzmu chłopskiego, jego marzeń o powszechnym dostępie
dzieci chłopskich do oświaty.
Znalazła się w powojennej Izbicy Kujawskiej grupa światłych obywateli, którzy
wykorzystując sprzyjające wiatry historii, umieli przekuć swoje marzenia w czyn i powołać
do życia szkołę średnią. Byli wśród nich miejscowi nauczyciele, lekarz, księża, działacze
lokalnego ruchu ludowego. Bardzo ważną rolę w zorganizowaniu szkoły i jej funkcjonowaniu
w początkowym okresie odegrali uchodźcy z Kresów Wschodnich, którzy w czasie okupacji
znaleźli schronienie na Kujawach.
Wspomniany już Henryk Wysłouch, który jak wspominał „pomagał temu szczęsnemu
dziecięciu przyjść na świat” czy Mikołaj Kozakiewicz. Przez krótki okres nauczycielem
szkoły był docent Seweryn Wysłouch, późniejszy ceniony profesor Uniwersytetu
Wrocławskiego.
Trudne to były czasy. Wyniszczony wojną i okupacją kraj, ponury okres stalinizmu,
niespełnione nadzieje przełomu gomułkowskiego. Jako prawie równolatek naszej dzisiejszej
jubilatki dość dobrze pamiętam atmosferę tamtego okresu.
Inne to były czasy. „Szklana pogoda” nie zapanowała jeszcze na dobre w domach,
ekrany telewizora, komputera i telefonu komórkowego nie zawładnęły jeszcze bez reszty
ludźmi. Był czas na rozmowę, zadumę, refleksje, lekturę. Książka traktowana była wręcz
nabożnie. Często podawana z rąk do rąk, przechwytywana, zaczytywana. Sądzę, że są tutaj na
sali tacy, którzy czytali ją jeszcze w migotliwym świetle lampy naftowej czy świecy.
Czasy szare, bure, słusznie minione to tylko niektóre z określeń płynących
z masmediów pod adresem tamtego okresu. Czy aż tak szare były? Być może? Obawiam się
tylko by któż z młodych nie pomyślał, że również szara i beznadziejna była egzystencja tych,
którym przyszło wówczas dorastać. Bo i prawda, powie ktoś, cóż to mogło być za życie bez
komórki?
A jednak było. Rozkwitało najpiękniejszymi barwami uczuć, marzeń, nadziei. I tak
samo pięknie zakwitały kasztany w okresie egzaminów dojrzałości i koncentrowały pszczoły
w akacjach tak bujnie porastających szkolną strzelnicę. Te pracowite owady były chętnie
hodowane na tym terenie, między innymi przez profesora izbickiego Liceum Karola
Synowca, czy działacza ruchu ludowego, jednego z tych, którzy zaangażowali się
w powstanie szkoły, Leonarda Antczaka ze Skarbanowa.
A na wiosnę paletą barw rozkwitło wzgórze nad szkołą, ta swoista szkolna „świątynia
dumania” do której wielu z Was zanosiło swoje marzenia, nadzieje, troski i smutki. I te same
refleksje wywoływała samotna sosna, stojąca na wzgórzu, myśli o tych, którzy tu niegdyś
byli, wspólnie z Polakami tworzyli historię tej ziemi, ubogacając jej kulturę materialną
i duchową.
2
I nagle zniknęli, „wzięto ich od starca do niemowlęcia”. Wywiezieni prze Niemców
do lasów chełmskich rozpłynęli się z dymem w obłokach i poszli zapewne, do swojego
nieba...
A czyż nie piękne były zimy? W tym miejscu należy przypomnieć tym, którzy
zapomnieli, definicję zimy. Otóż była to taka pora roku, kiedy śnieg leżał od połowy listopada
do końca marca, temperatura spadała znacznie poniżej zera, niekiedy do minus 20 a nawet
30° C, zamarzały stawy, sadzawki, rzeczki, jeziora. I ślizgano się na nich na łyżwach i na
czym tylko kto miał. I można było zjeżdżać na sankach. Długie kolejki chętnych ustawiały się
na wspominanym już wzgórzu Kircholm
i zjeżdżano w kierunku dzisiejszej ulicy
Augustowskiej do późnego wieczora. Znam to z opowiadań. Ja też jeździłem, ale na innych
górkach. A niektórzy, pisze o tym we wspomnieniach absolwent z 1957
roku ojciec
Zachariasz, tutaj zdobywali pierwsze szlify narciarskie, które potem pozwalały swobodnie
szusować ze świętej góry polskich narciarzy, Kasprowego Wierchu.
Zmieniały się czasy, zmieniali się ludzie, zmieniała się szkoła. Trwała, mimo że były
zakusy na likwidację placówki w latach sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych.
Życzymy jej więc by nadal trwała, dobrze służyła tutejszej młodzieży, by jej sława,
jak to drzewiej bywało, rozchodziła się daleko za opłotki miasteczka. Aż hen za Babiak, Koło
i Dąbie.
Tutaj należy wspomnieć, że niedługo po
powstaniu izbickiego Liceum
zorganizowano przy nim internat. Ciągnęła więc na naukę do Izbicy Kujawskiej młodzież
z dalekiej okolicy, bo nie było wówczas internatu w powiatowym Kole czy pobliskiej
Kłodawie.
Liczna grupa młodzieży z okolic Dąbia i Chełmna uczyła się tutaj aż do końca lat
siedemdziesiątych.
Życzymy więc dzisiejszej jubilatce by dobrze służyła młodzieży przez kolejne lata,
ba co tam lata, przez dziesięciolecia, a najlepiej jak mawia klasyk, do końca świata i jeszcze
o jeden dzień dłużej.
A Wam, Szanowni Państwo, życzę byście licznie zameldowali się na kolejnych
leciach, a już obowiązkowo i bez wyjątku na wspaniałych uroczystościach z okazji setnej
rocznicy powstania Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Kasprowicza w Izbicy Kujawskiej.
Dziękuję za uwagę!
Sylwester Daszykowski
3