Podsumowanie panelu z udziałem dziennikarzy i felietonistów

Transkrypt

Podsumowanie panelu z udziałem dziennikarzy i felietonistów
Materiały podsumowujące Pierwsze Ogólnopolskie Spotkania Ekonomii Społecznej, Kraków, 28 - 29 września 2006
Podsumowanie panelu z udziałem dziennikarzy i felietonistów
ekonomicznych - 28 września 2006r.
Czy ekonomia społeczna psuje gospodarkę rynkową?
Do debaty o tym, czy ekonomia społeczna psuje gospodarkę rynkową zaprosiliśmy publicystów i dziennikarzy ekonomicznych: Witolda Gadomskiego
z „Gazety Wyborczej”, Piotra Kornaszewskiego z „Forbes’a” i Alberta Stawiszyńskiego z „Pulsu Biznesu”. Debatę moderował Janusz A. Majcherek z „Tygodnika Powszechnego”.
Teza postawiona była wyraziście, co sprzyjało spójności debaty. Niestety, okazało się również, że wiedza panelistów na temat tego, jakiego rodzaju przedsięwzięcia wpisują się w nurt ekonomii społecznej była – mówiąc wprost – dość
ograniczona. Spowodowało to, że debata w pierwszej części panelu koncertowała się na SKOK-ach i zakładach pracy chronionej – dwóch przejawach wynaturzenia w sektorze ekonomii społecznej, jak widać najbardziej widocznych
dla opinii publicznej.
Witold Gadomski z „Gazety Wyborczej”, powołując się na prof. Balcerowicza,
znanego entuzjastę wolnego rynku, zaprzeczył, że ekonomia społeczna może
w poważny sposób wpływać na rynek. Jego zdaniem, po pierwsze sektor ekonomii społecznej jest zbyt mały, by mógł jakkolwiek wpływać na rynek. Zgadzał
się z tym Piotr Kornaszewski z Forbes’a. Z punktu widzenia wartości wytwarzanego PKB – ma ona marginalne znaczenie – mówił.
Janusz Majcherek pytał, czy ekonomia społeczna to „wciskanie socjalizmu tylnymi drzwiami”? Czy przywileje zakładów pracy chronionej i SKOK-ów to dowody na patologię czy też wypadki przy pracy?
Po drugie, kontynuował Gadomski, jego działania zastępują raczej działania
państwa w jego zadaniach – i byłoby dobrze, gdyby proces rozwoju ekonomii
społecznej szedł w tym kierunku. Jednakże nie byłoby dobrze, gdyby „agre-
sywne ulgi podatkowe” oraz brak kontroli społecznej nad przedsięwzięciami
ekonomii społecznej spowodował, że byłyby to twory sztucznie utrzymywane
przy życiu. Negatywne przykłady są tego potwierdzeniem.
– Uprzywilejowane organizacje się prywatyzują, a następnie są opanowywane przez ludzi, którzy zaczynają korzystać z tych przywilejów. Tak stało się
w SKOK-ach i wielu Towarzystwach Budownictwa Społecznego.
Negatywne przykłady są dowodem raczej na to, że regulacje prawne są niedoskonałe – ripostował Albert Stawiszyński z „Pulsu Biznesu”. Prawo, które
zakłada, że pięciu bezrobotnych założy spółdzielnię socjalną i odniesie sukces,
wydało mu się nierealne.
Najprzychylniejszym okiem patrzył na fenomen ekonomii społecznej Piotr
Kornaszewski („Forbes”). Zachęcał, żeby odczarować kwestię nadmiernych
przywilejów;
– Subwencje, jakie mogą otrzymać podmioty ekonomii społecznej, tak naprawdę niewiele się różnią od subwencji, którymi państwo obdarowuje przedsiębiorstwa. Na przykład te, które tworzą socjalne miejsca pracy lub fabryki firmy
innowacyjne, które inwestują w technologie ekologiczne.
Ten sektor, z racji swych niewielkich rozmiarów, nie zagraża firmom komercyjnym – podkreślał Kornaszewski. Przedsiębiorstwa społeczne funkcjonują w niszach. Jednakże w tych niszach również dochodzi do konkurencji z firmami
komercyjnymi. Czy zatem jest to powód, by nie wspierać tych przedsiębiorstw
w imię wolnego rynku? Nie, gdyż to, co można by na tym stracić jest o wiele
mniej ważne niż to, co można zyskać dzięki dobrze prowadzonym przedsię-
Materiały podsumowujące Pierwsze Ogólnopolskie Spotkania Ekonomii Społecznej, Kraków, 28 - 29 września 2006
biorstwom społecznym o dobrze zdefiniowanych celach. Podawał przykład korzyści funkcjonowania spółdzielni społecznych;
– Bezrobotni zatrudnieni w takiej spółdzielni stają się konsumentami również
podmiotów komercyjnych. Po drugie mogą z osób wykluczonych stać się normalnymi pracownikami i znaleźć zatrudnienie w podmiotach komercyjnych.
Po trzecie, spółdzielnie społeczne tworzą kapitał społeczny. Te trzy korzyści
są, ważniejsze niż to, co mogłyby potencjalnie stracić podmioty komercyjne
na tym, że będą konkurować z podmiotami dotowanymi.
Nie zgodził się z nim Witold Gadomski:
– Sądzę, że relacja jest raczej odwrotna. Najpierw musi zrodzić się wzajemne
zaufanie, wtedy przedsięwzięcie się uda. Bez kapitału społecznego na rynku
mogą przetrwać tylko silnie dotowane przedsięwzięcia, a to nie tworzy moim
zdaniem zdrowego sektora i nie chodzi tu nawet o to, że psuje on gospodarkę
rynkową. Zysk jest nie tylko nagrodą za dobrze prowadzoną działalność, ale
też wskaźnikiem, że działalność w ogóle ma sens. A działalność bez zysku,
wspomagana sztucznie, bardzo łatwo przekształca się w patologię.
Gadomski nie wierzył też w to, że przedsiębiorstwa społeczne stworzą nowe
miejsca pracy.
– Daje oczywiście możliwość zatrudnienia kilku bezrobotnych, ale bez zdrowych podstaw gospodarczych nie daje możliwości awansu, podniesienia kwalifikacji i przynosi też raczej małe pieniądze.
Piotr Kornaszewski bronił jednak tezy, że instrumenty ekonomii społecznej
– nawet, jeśli nie sprzyjają rozwojowi gospodarki – mogą być wykorzystywane
właśnie w polityce społecznej i – choćby w ograniczonym stopniu – redukować
bezrobocie.
– Zawsze można postawić pytanie, czy lepsza jest polityka rozdawania zasiłków dla bezrobotnych, czy wykorzystywanie do aktywizacji zawodowej spółdzielni socjalnych.
Opracowanie: Alina Gałązka, Małgorzata Borowska
Organizator: portale www.ekonomiaspoleczna.pl oraz www.ngo.pl