Europa dwóch prędkości(pdf142KB)

Transkrypt

Europa dwóch prędkości(pdf142KB)
 Strasburg, 16.02.2011
Europa dwóch prędkości-czy jest się czego bać?
"Europa dwóch prędkości" to tytuł, który straszy nas w kilkunastu wersjach
językowych w większości europejskich gazet i tygodników. Czasem ze znakiem
zapytania, często bez. Czy słusznie? Czy jest się czego bać?
Zacznijmy od tego, że sam pomysł kanclerz Merkel, aby porozumieć się z
prezydentem Sarkozym w sprawie przyszłości wspólnej waluty i sposobu radzenia
sobie z kryzysem ponad głowami wszystkich unijnych partnerów nie był specjalnie
dobry. To zawsze rodzi niezdrowe podejrzenia. Próba realizowania tzw. "paktu
konkurencyjności" wyłącznie w oparciu o strefę euro i organizowanie przez
przewodniczącego Rady Europejskiej szczytów (choćby nieformalnych) szefów
państw należących do tejże strefy, przy pominięciu innych musi wzbudzać
kontrowersje. Zwłaszcza w obecnym klimacie, który zdaje się prowadzić do
stopniowego osłabienia Komisji Europejskiej. Dlatego też absolutnie kluczowe jest,
aby ewentualna współpraca krajów strefy Euro miała charakter nieformalny (nie
prowadziła do tworzenia jakichkolwiek nowych procedur i instytucji) oraz, co
najważniejsze otwarty dla wszystkich spoza strefy Euro (co znalazło swój oddźwięk
w grudniowych konkluzjach szczytu UE, ale już nie w samej decyzji dotyczącej
nowego mechanizmu stabilizacyjnego). Właśnie w tym duchu przez naszych posłów
złożone zostają poprawki do opinii Parlamentu Europejskiego w sprawie zmiany
traktatu, która konieczna jest do utworzenia nowego mechanizmu stabilizacyjnego.
"Europą dwóch prędkości" straszono nas wielokrotnie przy okazji negocjacji
akcesyjnych, czy też negocjacji dotyczących traktatu lizbońskiego. Od tej pory jednak
wiele się zmieniło. Podział na kraje "nowej" i "starej" Europy nie ziścił się. Jasnym
stało się, że podziały przebiegają w Unii podług zupełnie innych kryteriów niż
integracyjny staż. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może wierzyć w to, że da się
zwiększyć konkurencyjność unijnej gospodarki bez Wielkiej Brytanii, Szwecji, czy
Polski. Wiadomo, że znacznie skuteczniejszym instrumentem, który sprzyja
ożywieniu gospodarczemu byłoby pogłębienie jednolitego rynku (choćby o handel na
Internecie, czy dalszą liberalizację swobodnego przepływu usług) niż
harmonizowanie podatków.
Różnice w podejściu do integracji istniały od zawsze, wystarczy w tym kontekście
wspomnieć strefę Euro, strefę Schengen, czy politykę obronną, na którą zdecydowały
się wybrane państwa członkowskie. Również dziś w oparciu o tzw. klauzulę
wzmocnionej współpracy, która umożliwia chętnym państwom integrować się głębiej
w wybranych dziedzinach, grupy państw podejmują decyzję, aby iść dalej bez
oglądania się na innych (w wybranych aspektach prawa rodzinnego, czy też w
odniesieniu do europejskiego patentu). Żelazną zasadą "wzmocnionej współpracy"
jest jednak jej otwarty charakter.
Strasburg, 16.02.2011
Jeżeli Unia Europejska poważnie chce radzić sobie z kryzysem finansowym i
stabilnością wspólnej waluty, musi to robić w oparciu o istniejące instytucje
(Komisję i Parlament) oraz przy współudziale wszystkich 27 państw
członkowskich. Strefa Euro może ściślej koordynować swoją politykę
gospodarczą (poprzez istniejącą Eurogrupę, w ramach której spotykają się
ministrowie finansów strefy Euro) i dbać o większą dyscyplinę finansową.
Skutecznie poprawiać konkurencyjność unijnej gospodarki możemy tylko
wszyscy razem.