~ 1 ~ Katecheza 2016.09.13 – Dziewiąte i dziesiąte przykazanie

Transkrypt

~ 1 ~ Katecheza 2016.09.13 – Dziewiąte i dziesiąte przykazanie
Katecheza 2016.09.13 – Dziewiąte i dziesiąte przykazanie
R E F L E K S J A
Dziewiąte przykazanie – Andrzej Borowski
Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego, ani będziesz pragnął żony jego, ani
sługi, ani służebnicy, ani wołu, ani osła, ani żadnej rzeczy, która jego jest (Wj
20,17).
Dekalog, jaki znany jest potocznie i który powtarzamy codziennie za katechizmem,
rozdziela bardzo wyraźnie ten werset z Księgi Wyjścia na dwa przykazania.
Dziewiąte przykazanie mówi o pożądaniu żony bliźniego i nie wylicza już całego
inwentarza domowego. Przykazanie dziesiąte dotyczy rzeczy, która jego jest. W
tym podziale odzwierciedla się przepaść, która dzieli społeczeństwo archaiczne od
cywilizacji naszej, europejskiej, wyrosłej na gruncie chrześcijaństwa, choć
zakorzenionej w judaizmie. Wydawać się może, iż instytucja małżeństwa, która już
w judaizmie wydobyła kobietę spomiędzy rzeczy godnych pragnienia i posiadania,
a którą chrystianizm wyniósł do godności sakramentu, uwypukla anachronizm
wersetu biblijnego. Dostrzegamy w nim, co prawda, hierarchię dóbr: od żony
bliźniego, poprzez sługi, zwierzęta – aż do rzeczy, ale mimo wszystko ten szereg
wymieniony jednym tchem brzmi drażniąco.
Myślę, że jednak warto czasem przeczytać i rozważyć dziewiąte i dziesiąte
przykazanie w tej wersji pierwotnej, niewyretuszowanej przez redaktora
katechizmu. Uzmysławia bowiem ten tekst, czym jest pragnienie, czym jest
pożądanie człowiecze i jakie skutki społeczne mogą się wiązać z tymi uczuciami.
Dekalog nie jest bowiem tylko dziesięciopunktowym spisem nakazów i zakazów
moralnych. Jest on szkieletem budowli, którą od późnej starożytności i to dość
metaforycznie nazywa się kulturą.
Kultura jest dla człowieka tym samym, czym jest dla niego dach nad głową,
budynek, mieszkanie. Nie jest to, albo przynajmniej nie powinno być, coś
sprzecznego z naturą – raczej odwrotnie: to jakby przedłużenie, udoskonalenie
naturalnego schronienia, pierwotnej jaskini, do której istotę ludzką wpędził kiedyś
strach przed nocą, przed deszczem i przed zimnem. Do kultury wpędziło człowieka
cierpienie i uświadamiane sobie pragnienie szczęścia. Człowiek rozumiał już
bardzo dawano, że dla złagodzenia skutków „nędzy ludzkiej” (jak powiedział
Mikołaj Sęp Szarzyński) i dla osiągnięcia szczęścia (które byłoby choćby tylko
brakiem cierpienia) potrzebne jest umówienie się pomiędzy nim a innymi ludźmi
codo pewnych podstawowych spraw. Jeżeli tych umów się dotrzymuje, to da się
żyć. Jeżeli umowy te się zrywa – leje się krew, domy płoną, ludzie dziczeją i giną.
Bóg Żydów i chrześcijan oparł kulturę człowieczą na Dekalogu. Umowę pierwotną
pomiędzy ludźmi usankcjonował Prawem, uświęcił przykazaniami miłości Boga i
~1~
bliźniego. Kultura stała się w tym miejscu religią, co nie oznacza bynajmniej
oderwania jej struktur od spraw ludzkich. Prawo jest dla człowieka, a nie człowiek
dla Prawa – powiedział Chrystus. Oznacza to ścisły i wieczny związek Dekalogu z
kulturą. Dzisiaj, kiedy rozważamy dziewiąte i dziesiąte przykazanie, mamy już za
sobą zawarte w literaturze doświadczenie kultury europejskiej, liczące dziesiątki
stuleci, od starożytności po czasy najnowsze. Jednym z głównych tematów
literackich jest właśnie owo pożądanie rzeczy oraz człowieka, traktowanego jak
rzecz. Przypomnijmy tu najsłynniejsze „romanse”: króla Dawida i Betsabe,
porwanie Heleny przez Parysa, może jeszcze średniowieczną opowieść o Tristanie i
Izoldzie… aż po najnowsze opowieści i seriale telewizyjne różnej wartości i na
rozmaitym poziomie artystycznym. Wspólnym mianownikiem tych fabuł jest
katastrofa związana z pożądaniem żony bliźniego i z taktowaniem jej przez
mężczyznę jakby była każdą inną rzeczą, która jego jest. Gdyby kulturę i literaturę
europejską tworzyły kobiety w większym stopniu niż miało to miejsce, to może
więcej mielibyśmy opowieści o porwaniu „mężów”, ale nie chodzi tutaj przecież o
dosłowność, lecz o zasadę, która jest doskonale widoczna: pożądanie nie poddane
kontroli może zmienić człowieka w przedmiot, w rzecz, i – po drugie: pożądanie
człowieka zmienionego w rzecz oraz innych rzeczy, które należą do drugiego
człowieka, sprzeciwia się Prawu, sprowadza cierpienie na wszystkich. Bardzo
ważne jest przy tym, iż przykazanie to mówi: Nie będziesz pożądał, nie będziesz
pragnął, a nie: nie będziesz kochał. Bóg uczy tutaj człowieka odróżniać pożądanie,
które czyni drugiego człowieka rzeczą, od miłości, która jest cierpliwa, nie
zazdrości, na złość nie czyni, nie nadyma się, nie pragnie zaszczytów, nie szuka
swego, nie unosi się gniewem, nie myśli złego… Ileż bałamuctwa powiedziano i
napisano o „miłości fatalnej” czyli o „miłości grzesznej” jak również o
„sprawiedliwym” zabieraniu dóbr jednym i dawaniu drugim. Nad tymi
sprzecznościami tkwiącymi już w samych określeniach nie powinno się
przechodzić do porządku. Jeśli jest miłość, to nie może być pożądanie człowieka,
jakby był on domem czy osłem. Jeśli jest sprawiedliwość, to nie może być
pragnienia zabierania komuś tego, co do niego należy.
O tych starych i prostych zasadach przypomina dziewiąte i dziesiąte przykazanie
Dekalogu. Nie wynika stąd, iż sprawy ludzkie są dzisiaj tak samo proste, jak były
przed dwoma tysiącami lat. Wtedy także nie były proste, a może były jeszcze
bardziej poplątane i ciemne, niż dzisiaj? Istnieje jednak jakaś więź pomiędzy
człowieczeństwem historycznym i człowieczeństwem nam współczesnym, o której
zaświadcza literatura piękna i o której przypomina nam Historia Świata.
Składnikiem tej więzi jest Słowo, jest Dekalog. Dlatego też odpowiadamy
niezmiennie: Wszystko, co rzekł Pan, uczynimy.
~2~
Dziesiąte przykazanie – Andrzej Borowski
Zakaz pożądania dóbr należących do bliźniego w pewien szczególny sposób
dowartościowuje świat rzeczy, świat przedmiotów, które każdego dnia nas otaczają.
Zazwyczaj człowiek występuje w opozycji dorzeczy i poprzednie przykazanie
Dekalogu na ten właśnie aspekt wartości osoby ludzkiej zwróciło uwagę. Tutaj
jednak następuje odwrócenie perspektywy: na pierwszym planie są właśnie rzeczy,
lub raczej każda możliwa do wyobrażenia „rzecz, która jego jest”.
Wydaje się, iż była już o tym mowa w siódmym przykazaniu Dekalogu,
zakazującym kradzieży. Łatwo jednakże odróżnić kradzież od zaboru mienia, od
rabunku czy nawet nie wprowadzonego jeszcze w czyn zamysłu pozbawiania kogoś
jego własności. Haniebność kradzieży jest jeszcze bardziej jaskrawa, oczywista.
Zamach na czyjąś własność uchodzi czasem za akt sprawiedliwości społecznej,
zwłaszcza jeżeli zaboru dokonuje się nie dla kogoś konkretnego (zazwyczaj
korzysta jednak ów „ktoś”!), ale dla wszystkich. Mamy teraz szczególną
sposobność do rozważenia kwestii moralnych i całkiem praktycznych z
dokonywanych kiedyś uspołecznieniem dóbr: budynków, warsztatów pracy i dzieł
sztuki. W imię prawa i sprawiedliwości odtwarzanej w naszym Kraju od podstaw
unieważniono tamte społeczne przywłaszczenia. Dawni prawowici właściciele
zwracają się po odbiór swoich dóbr. I oto okazje się, iż czyjąś zabraną bezprawnie
własnością obdarowano często upośledzone czy też słabsze grupy społeczne: teraz
chorych trzeba przenieść z budynku przerobionego na szpital, dzieci zaś z domu, w
którym ulokowano szkołę. W ciągu dziesięcioleci zarówno użytkownicy jak i
opinia publiczna, czyli poniekąd „my” przyzwyczailiśmy się do tego stanu rzeczy,
nawet odrzucając zasadniczo ideologię walki klas i sprawiedliwości społecznej.
Teraz oddawanie cudzej własności przychodzi z oporami, zwłaszcza iż cierpią przy
tym nie dawni i bezimienni „właściciele” nie swoich budynków, lecz korzystający
w nich dotąd ludzie. Tak wzrasta posiew niesprawiedliwości. Odległa w czasie,
zadawniona krzywda ludzka owocuje teraz krzywdą innych ludzi. Cóż pozostaje?
Może odpowiedź tkwi w ewangelicznej przypowieści o wierzycielu i dłużnikach,
która napomina każdego z nas, aby dochodził swojego prawa, także i prawa
własności, pamiętając o nadrzędnym prawie – prawie miłości bliźniego.
Reczy, które należą do człowieka i które uważa on za swoją własność stanowią w
pewien sposób jakby przedłużenie jego osoby w świecie. Człowiekowi nie wolno
utożsamiać się z przedmiotami, gdyż jest on zawsze czymś więcej niż rzeczą
będącą jego własnością, a jednak zamach na te przedmioty, na owe dobra
materialne czy intelektualne, jest przecież zamachem na całego człowieka, na jego
wolność. Tylko człowiek – właściciel rzeczy, ma prawo czynić z nich użytek.
~3~
Dodajmy: ma także moralny obowiązek czynić użytek z rzeczy, tak samo, jak
powinien czynić użytecznym dla innych ludzi swoje ciało i swój umysł.
Chrześcijańskim ideałem panowania człowieka nad rzeczami jest ich rozdanie
pomiędzy innych, czyli zrzeczenie się własności. Tak pojmowane ubóstwo stanowi
przeciwieństwo pożądania rzeczy należących do drugiego człowieka. Nie neguje
się jednak wartości rzeczy. Nie jest cnotą rozdanie innym rzeczy, które nie
przedstawiają wartości, podobnie jak nie wydaje się cnotliwą pogarda wobec
przedmiotów, którymi Bóg zapełnił świat i które oddał człowiekowi w
użytkowanie. Przeciwnie, mamy się raczej modlić codziennie o „chleb nasz
powszedni”. Rzecz jednak w tym, aby na jego skonsumowaniu nie poprzestać ani
też by nie zjeść go w samotności.
~4~