Materiał pomocniczy
Transkrypt
Materiał pomocniczy
Materiał pomocniczy 1 sierpnia, niedziela Dziś niedziela, więc wierzymy na podstawie ciągłych doświadczeń, że nasza bateria powinna dostać cięgi od bolszewików, jest to bowiem dla nas dzień feralny. W niedzielę wyjeżdżaliśmy z Mejszagoły, gdzieśmy mieli bardzo dobrze, w niedzielę przełamano front pod Hermanowiczami, w niedzielę napadli na nas kozacy pod Mytem i w niedzielę ostrzeliwano nas na drodze do Sokółki. Tymczasem dzisiejszej nocy zmieniliśmy pozycję. Wczoraj strzelaliśmy ciągle seriami bateryjnymi, plutonowymi i dwa razy kośbą całej baterii po 5 pocisków. Oddałem 60 strzałów. Pod wieczór zasnąłem w namiocie, bo deszcz lał bez przerwy. Obudzono mnie zaraz, bo bateria szykowała się do odwrotu. Sprowadzono przodki ze wsi i szybko się spakowaliśmy. Bolszewicy odparli 30 p. strzelców kaniowskich i przeszli Narew w bród, niedługo jednak odparł ich 29 pułk. Zostaliśmy więc na noc, ale nie mieliśmy już namiotów. Deszcz bił wściekle. Staliśmy więc przemoczeni do suchej nitki po kolana w błocie wokół ognisk, które paliliśmy wbrew zakazom. W nocy miałem wartę. Tak mi się chciało spać, że po ukończeniu służby zasnąłem, stojąc. Zbudzono mnie jednak niedługo, bo uciekaliśmy. Bolszewicy byli już w naszej wsi. Zabraliśmy się bezszelestnie, rozmawiając szeptem. Mimo to pobiłem się z Kossobudzkim. Jezdni zabrali mi toporek i gdzieś zapodziali. Szukałem go omackiem po błocie. Naraz natrafiłem na Kossobudzkiego, który z wściekłością chwycił mnie za ramię i szarpnął z całych sił: – Co się tu szwendacie, gdy tam wasze działo odjeżdża? – zasyczał. Rozdrażniony niespodziewaną napaścią trzasnąłem go kułakiem pod brodę. Rzucił się na mnie z pięściami. Odepchnąłem go tak, że wpadł głową w głęboki dół pełen błota, w którym tkwił przedtem ogon armaty. Wszystko to odbyło się w całkowitym milczeniu. Podsłuchałem potem niechcący, jak prosił porucznika Świnarskiego, żeby mu pozwolił zastrzelić mnie przy pierwszej okazji. Porucznik się zgodził. Tymczasem cofaliśmy się wśród takich ciemności, że nie widać było końca swego nosa. Deszcz bił bez przerwy. Mimo to z trudem zwalczaliśmy niewypowiedzianą senność. Była to jedna z najstraszniejszych nocy. Szliśmy tak po błocie przez Różki i Sokoły do wsi Faszcze. Zatrzymaliśmy się na zaoranym polu za łąką i wsią. Pozycja podobna do poprzedniej, tylko na szczęście nie taka mokra. Zresztą podczas postoju w Sokołach rozpaliliśmy wielkie ogniska na ulicy i osuszyliśmy się nieco. Buty rozlazły mi się od wilgoci zupełnie, tak że musiałem je zdjąć. Wokół kostek mam głębokie rany, wyżarte przez wszy. Stanisław Rembek, Dzienniki. Rok 1920 i okolice, cyt za: www.1920.muzhp.pl/literatura/66/stanislaw-rembek-rok-1920-i-okolice-fragmenty.html, ostatni dostęp 14 marca 2011 r. 1 Pytania do analizy i interpretacji tekstu: 1. Opowiedz, jak wyglądało codzienne życie polskiego żołnierza. 2. Powiedz, czego doświadcza autor dziennika ze strony współtowarzyszy. 3. Wyjaśnij, z jakimi problemami musi zmagać się autor tekstu. 2