Wypadek – nieszczęście i koszty

Transkrypt

Wypadek – nieszczęście i koszty
Wypadek – nieszczęście i koszty
Utworzono: czwartek, 05 czerwca 2014
Autor: Andrzej Bęben
Źródło: Trybuna Górnicza
W 30 kopalniach węgla kamiennego przenośników taśmowych dostosowanych do przewozu ludzi jest stanowczo za mało
– raptem 17, z czego 9 działa w Zakładzie Górniczym Sobieski. A ludzie jeżdżą przenośnikami i nie patrzą na zakazy, bo
wygodniej jest jechać, niż iść do ściany 1,5 km. A jak taśmociąg jest przystosowany wyłącznie do transportu węgla, to od
czas do czasu zdarzy się, że górnik spadnie z taśmy, coś złamie lub – niestety, bywało tak – nawet straci życie.
– Przystosowanie przenośników do tego, by mogły służyć także do transportu ludzi, relatywnie rzecz biorąc, nie jest drogie. Taka
inwestycja to koszt od 70 do 200 tys. zł – podkreśla Janusz Malinga, zastępca dyrektora Departamentu Górnictwa Otworowego i
Wiertnictwa w Wyższym Urzędzie Górniczym, zajmujący się również zagadnieniami bhp w zakładach górniczych. – O tym, że taka
inwestycja jest opłacalna, w kopalniach przekonują się wówczas, gdy dochodzi do wypadku i trzeba zatrzymać pracę przenośnika,
a tym samym i wydobycie w ścianie na czas wizji lokalnej dla zbadania przyczyn i okoliczności zdarzenia.
W Komisji Bezpieczeństwa Pracy w Górnictwie, organie doradczym prezesa WUG, pracują nad nowym spojrzeniem na skutki
wypadków. Przypomnijmy, że w skład Komisji wchodzą szefowie spółek węglowych ds. produkcji, naukowcy i związkowcy. Oni to,
pod przewodnictwem prof. Józefa Dubińskiego, uzgodnili nową formułę raportowania wypadków przy pracy.
W 2015 r. spółki po raz pierwszy przekażą do WUG raporty nie tylko o liczbie wypadków, ale – i tu jest nowość – o rodzajach i
kosztach wypadków, uzgodnionych i wyliczonych przez przedstawicieli spółek węglowych i samodzielnych kopalń węgla. Chodzi o
to, by w kopalniach do świadomości wszystkich, nie tylko decydentów, doszło to, że wypadek to nie tylko uraz, choroba, a często i
śmierć poszkodowanego i trauma rodzin górniczych, ale także wymierne, czasem wcale niemałe, straty finansowe – wyjaśnia
dyrektor Malinga.
Koszty mogą iść w miliony
Złamał sobie górnik nogę. Poszedł na L4. Firma płaci mu jakby pracował, a on dochodzi do siebie w domu. A w pracy na jego
miejsce trzeba postawić kogoś innego lub – gdy to możliwe – jego zadania trzeba rozłożyć do wykonania na innych ludzi. Następcę
trzeba wyszkolić, przygotować do nowej pracy. I to już generuje koszty. Pozornie niewielkie, ale gdy wypadków jest dużo, to w
sumie w ciągu roku wychodzą niemałe sumy. A co, gdy dochodzi do poważnego zdarzenia, kończącego się tragedią? Sierpień
2013 r., PG Silesia w Czechowicach-Dziedzicach. Górnik, przemieszczający się na nieprzystosowanym do tego taśmociągu, wpadł
do podziemnego zbiornika na węgiel. Szukało go przez 40 godzin kilkudziesięciu ratowników. Usunięto ręcznie ze zbiornika
kilkadziesiąt ton węgla... Poszukiwanego znaleziono martwego. Ogromne koszty wydatkowano na prowadzenie akcji
poszukiwawczo-ratowniczej.. A bywa, że koszty wypadków, szczególnie zbiorowych i tych tragicznych w skutkach, idą w grube
miliony.
Dr Jan Rzepecki z Centralnego Instytutu Ochrony Pracy od lat prowadzi prace pilotażowe nad wdrożeniem metody obliczania
społecznych kosztów wypadków przy pracy w polskiej gospodarce. Podajmy 2 przykłady. Jeden wypadek – zginął pracownik w
zakładzie energetycznym – wygenerował koszty, czy w zasadzie straty, w wysokości prawie 80 tys. zł. Drugi wydarzył się w kopalni
węgla kamiennego – zginął górnik, 3 innych było na L4 od 4 do 6 miesięcy. Gdyby uwzględnić to, że następstwem tego wypadku
było wstrzymanie pracy na 127 dni, to „społeczny koszt” wyniósłby bez mała 270 mln zł! I de facto tyle wyniósł!
Utracona produkcja to jeden z kosztów, które ponosi przedsiębiorca w związku z wypadkiem przy pracy. Wartość niewydobytego
węgla w średniej cenie sprzedaży za miesiąc, w którym zaistniał wypadek, wskutek czego trzeba było wstrzymać eksploatację
ścian na czas przeprowadzenia oględzin miejsca wypadku oraz realizacji tego, co zleci komisja powypadkowa, to konkret. Do tego
dodajmy koszty utraconych lub zniszczonych urządzeń i innych przedmiotów w związku z zaistnieniem wypadku, koszty świadczeń
medycznych, akcji ratunkowej, świadczeń cywilnych i rentowych będące jego następstwami, a wtedy będziemy mieli czarno na
białym, że opłaca się dbać o stan bhp w zakładach pracy, szczególnie w górnictwie podziemnym. Życie i zdrowie ludzkie jest
najcenniejszą wartością. A każdy wypadek to koszty społeczne, w tym również straty, które ponoszone są przez zakłady górnicze i
przedsiębiorców. W 2015 r. przy pozycji, opisującej wypadki przy pracy zaistniałe w 2014 r., koszty te będą wyszczególnione.
Świadomość kosztów
– Mamy nadzieję, że raportowanie w ten sposób będzie również formą profilaktyki przeciwwypadkowej i sprawi, że w kopalniach
przestaną bagatelizować pewne sytuacje, przestaną uważać, że jak się w tym miejscu i w tej sytuacji nic nikomu nie stało, to tak
będzie wiecznie – wyjawia dyrektor Malinga. – Kiedyś stwierdziliśmy, że aż 12 osób, w tym również osoby dozoru, przeszło
obojętnie w pewnej kopalni obok niesprawnego przenośnika, który stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa, nim jego ruch został
zatrzymany przez nadsztygara bhp i zgłoszono ten fakt do dyspozytora kopalni. Może nastąpiłoby to wcześniej, gdyby ktoś
uświadomił sobie, ile może kosztować wypadek, gdyby do takiego doszło wskutek wadliwego działania przenośnika...
W 2013 r. koszty poniesione na bhp w tonie wydobytego węgla w kopalniach Kompanii Węglowej SA wyniosły 25,35 zł, w KHW SA
–28,8 zł, w JSW SA – 44,9 zł, w Tauronie Wydobycie – 17,13 zł, w Lubelskim Węglu – 12,1 zł. W sumie w górnictwie węgla
kamiennego w 2013 r. w bezpieczeństwo zainwestowano nieco ponad 2 mld zł.